Wredny sąsiad - Rzepecka Katarzyna - ebook
BESTSELLER

Wredny sąsiad ebook

Rzepecka Katarzyna

4,3

16 osób interesuje się tą książką

Opis

Poznaj losy Sebastiana i Iny, którzy z historii Wrednego szefa trafiają do własnej bajki, gdzie okazuje się, że są… sąsiadami. A jak to w historiach o miłości bywa, Kopciuszek musi dogadać się z Księciem, co jest bardzo trudnym zadaniem.

Wredny, złośliwy czy jednak miły i uczynny? Z pewnością zbyt przystojny! Uciekająca, pyskata, gubiąca pantofelki czy zakochana? Sebastian powiedziałby, że zbyt kusząca. I kompletnie nic nie idzie tak, jak chciałoby tych dwoje. Na to chyba może pomóc jedynie dobra wróżka!

Wredny sąsiad to pełna słownych potyczek nowela, przesycona niespodziewanymi, chociaż zabawnymi sytuacjami oraz rodzącym się gorącym uczuciem, które może przyćmić zdrowy rozsądek w najmniej odpowiednim momencie!

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 102

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,3 (905 ocen)
537
175
115
60
18
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
darab

Całkiem niezła

Strasznie krótka. Dobrze się czytało, uwielbiam książki Kasi Rzepeckiej, ale tutaj zalatuje lekko lenistwem. Mając dwójkę tak fajnych bohaterów można było stworzyć naprawdę dobrą (i przyzwoitej długości) historię.
aspia

Nie polecam

Aż mi głupio , ale ja jestem na nie
30
dariakun

Nie polecam

ledwo co zaczęłam czytac, a tu juz od razu koniec. zero wprowadzenia w zwiazek, nic nada.
30
ewmat

Nie oderwiesz się od lektury

Czuję niedosyt. Bardzo fajna,z humorem opowieść.
30
Aszanti

Nie oderwiesz się od lektury

Szkoda, że takie krótkie. Fajne opowiadanie na luźny wieczór. polecam.
20

Popularność




Wredny sąsiad

© Katarzyna Rzepecka

All rights reserved

Wszystkie prawa zastrzeżone

Kopiowanie, reprodukcja lub odczyt jakiegokolwiek

fragmentu tej książki w środkach masowego przekazu

wymaga pisemnej zgody twórców

Redakcja i korekta: Sylwia Wabnik www.instagram.com/doporzadku/

Okładka: Justyna Sieprawska www.facebbook.com/justyna.es.grafik

Skład: Marcin Halski

ISBN: 9788396308122

Wydanie pierwsze

Katarzyna Rzepecka 2023

www.katarzynarzepecka.pl

Dla moich kochanych Czytelników!

Długo zastanawiałam się, co zrobić z historią Sebastiana i Iny, których poznaliście we Wrednym szefie. Początkowo miała powstać pełna książka o tej parze, lecz przez niezależne ode mnie okoliczności zrezygnowałam całkiem z wydania. Jednak tak wiele pytań wciąż od Was dostaję, że postanowiłam pójść na pewien kompromis, wybrać coś pomiędzy książką a jej brakiem. I tak powstał Wredny sąsiad w formie elektronicznej, by postawić kropkę nad „i” i coś Wam jednak dać w miejscu, gdzie będzie można przeczytać obie historie.

Jest to nowela, tom 1.5, opowiadanie, połówka – zwał jak zwał. Po prostu nie jest to długa książka, a historia, która ma domknąć całość i jest prezentem ode mnie dla Was. Jest za krótka na druk, ale sądzę, że zasyci Wasz czytelniczy apetyt, bo poznacie troszkę bliżej relację Sebastiana i Iny.

Życzę Wam udanej zabawy! :)

Na Waszą specjalną prośbę! – Wredny sąsiad.

Prolog

Sebastian

Podobno pierwsze wrażenie jest najważniejsze, gdy kogoś poznajesz i od tego zależy, jak potoczy się cała relacja. Czy dana osoba cię polubi i jakie zdanie sobie wyrobi na twój temat.

Historia moja i Iny nie zaczęła się dobrze. Gdybym miał powiedzieć, co poszło źle tego dnia, w którym pierwszy raz się spotkaliśmy, odpowiedziałbym, że absolutnie wszystko. Wiem, że sposób, w jaki się jej wtedy pokazałem, był najgorszym z możliwych. Nie polubiła mnie i nie ma się co temu dziwić. To rozpoczęło naszą sąsiedzką walkę, której można by uniknąć i sytuacja potoczyłaby się inaczej gdybyśmy spotkali się w innym momencie. Ale niestety…

Wszystko zaczęło się pewnego, ciepłego poranka na klatce schodowej, gdy wracałem z pracy, obrażony na cały świat. Byłem tak pełen goryczy i wściekłości, że nikt, ani nic nie był w stanie ukoić moich nerwów. Wiedziałem, że reagowanie emocjami nie doprowadzi do niczego dobrego, jednak tego dnia odpuściłem sobie kontrolę. Potrzebowałem tego, bo wszystko działało na mnie jak czerwona płachta na byka. Musiałem to uwolnić, wypuścić. Źle się stało, że ją wtedy spotkałem, bo pech chciał, że niepotrzebnie się na niej wyżyłem.

Ale po kolei.

Wcześniej, tuż przed naszym spotkaniem, pełniłem całonocny dyżur na oddziale ratunkowym. Muszę dodać, że to był jeden z tych dni, które niestety chciałoby wymazać się z pamięci. Ona niewiele wcześniej wprowadziła się do mieszkania obok i nie mieliśmy się jeszcze okazji poznać. I trafiliśmy w końcu na siebie, kiedy byłem przemęczony, i przeciągnięty psychicznie przez wyżymaczkę, a do tego wstawiony, bo tuż po tym jak skończyła się nasza zmiana, z Arturem wyszliśmy na szybkiego drinka, który zamienił się w kilka rundek. Tego nie szło wziąć bez znieczulenia. Zdecydowanie więc się jej nie dziwię, że mnie nie polubiła. Sam siebie bym nie polubił w tamtym momencie, ale bycie dupkiem miało wytłumaczenie. Zazwyczaj jestem miły i bardzo rzadko wpadam w taki stan. Po prostu… Jakoś tak pechowo mi się nawinęła.

Nad ranem, pod koniec mojego nocnego dyżuru, karetka przywiozła z wypadku chłopca, którego znałem. Jego stan był tak poważny, że wiedzieliśmy już po pierwszym spojrzeniu, że tylko cud go uratuje. Porozrywane wnętrzności, pogruchotane kości, a miejscami nawet zerwana skóra z drobnego ciałka. To i tak dziw, że jeszcze żył i do nas mówił. Patrzył mi w oczy, błagając rozpaczliwym, pełnym bólu szeptem o pomoc. Miał drgawki, a jego głos był niemal niesłyszalny. On tak bardzo chciał żyć. Ten dzieciak tydzień wcześniej został wypisany z naszego oddziału onkologii – wyleczony – a teraz umierał na naszych oczach przez to, że pijany kierowca zjechał na przeciwległy pas i uderzył w auto jego rodziców, strącając je do rowu, prosto na ogromny dąb. A ja tym razem, musiałem kłamać, że będzie dobrze. Jego oczy wypełniła pustka, kiedy mówiłem do niego, że zaraz zaczną działać leki przeciwbólowe i poczuje się lepiej. Jego rodzice musieli zostać siłą przytrzymani, byśmy mogli wypełniać swoje kolejne obowiązki i zadzwonić na blok operacyjny, że jednak mają nie szykować sali. W tak trudnym przypadku czas nie miał znaczenia. Tyle krwi… Tyle łez i krzyków… I szybka śmierć. Ten zapach, widok, wrzask, będzie w mojej pamięci wyryty jeszcze przez wiele dni, o ile nie lat. Nie byłem w stanie nic zrobić.

Najgorsze jest, kiedy umiera ktoś, kogo znasz, a jeszcze gorzej, gdy tą osobą jest kilkuletnie, niewinne dziecko. To ja pomogłem zdiagnozować Piotrusia, ponieważ poprosiła mnie o to znajoma. Normalnie nie zajmuję się dziećmi, ale spojrzałem na jego wyniki i wiedziałem, że nie jest dobrze, i że powinien szybko trafić pod opiekę lekarza onkologicznego. Poleciłem rodzicom leczenie małego u nas. Koledzy z tamtejszego oddziału walczą o podopiecznych szpitala jak lwy o swoje młode, więc od razu im powiedziałem, żeby kierowali się do nas. Przez całe leczenie zaglądałem do tego chłopca i dodawałem mu otuchy. Było mi go szkoda, ale jednocześnie widziałem w nim prawdziwego wojownika. Nawet, gdy był osłabiony chemią, miał w sobie ducha walki i aż miło było patrzeć na ten błysk w jego oku. Chciał żyć i dzięki uporowi udało się go wyleczyć. Jego radość i spokój jego rodziców trwała jednak zaledwie kilka dni. Aż do momentu, w którym stracił życie w wypadku samochodowym.

I tuż po tej tragedii, tak bardzo wściekły na niesprawiedliwość tego świata, bo jak inaczej nazwać to, co się wydarzyło; wymęczony, zrozpaczony i pijany wracałem rano do domu, kiedy ona wychodziła do swojej pracy.

Byłem w takim amoku, że nawet nie zwróciłbym na nią uwagi, gdyby przeszła obok naga, ale niefortunnie zderzyliśmy się w drzwiach. Niosła w kubku czarną kawę, a ubrana była na biało.

– O Boże! – wrzasnęła, a ja dopiero wtedy zarejestrowałem, że wpadliśmy na siebie.

I może nawet bym nie zauważył, ale ta kawa utknęła pomiędzy nami, siłą nacisku naszych ciał chlustając ku górze i parząc nas oboje. Nasze ubrania w ciągu jednej sekundy zostały zniszczone, bo fontanna z kofeiny poszybowała tak szybko w górę, jak szybko się ze sobą zderzyliśmy.

Odskoczyliśmy z sykiem od siebie, bo to czarne cholerstwo było naprawdę gorące. Na chwilę mnie otrzeźwiło.

– To nie jest normalne, aby ktoś chodził z kawą w ten sposób. Zobacz, co zrobiłaś! – zacząłem wydzierać się pierwszy, nie dopuszczając jej do głosu. Jeszcze mi tego dzisiaj brakowało, żeby jakaś obca baba dawała mi kazanie. Miałem dość.

Spojrzała na mnie najpierw z zaskoczeniem i mieszanką jakiejś złości, a następnie bez słowa zaczęła ściągać z siebie ubranie. To mi przypomniało o piekącym bólu. Aż podskoczyłem, gdy poczułem wrzątek oblepiający moje ciało. Potrząsnąłem koszulą, by nie przykleiła się do skóry, kiedy nieznajoma kobieta już wycierała zniszczoną bluzką swój czerwieniejący z każdą chwilą dekolt.

– Ja? Że ja na ciebie wpadłam? No wypraszam sobie – fuknęła i wskazała mnie palcem. – To ty na mnie wpadłeś! Nawet nie skończyłam otwierać drzwi, a ty już byłeś przyklejony do mojego ciała! Ślepy jesteś, czy jaki? – Jej głos unosił się z każdą chwilą coraz bardziej. – Spóźnię się do pracy, bo muszę wrócić się przebrać!

Uniosłem na nią wzrok. Dostrzegłem piękne granatowe oczy, które ciskały we mnie takimi gromami, że z miejsca się odsunąłem i zgubiłem nieco zaciętości. Przeginałem, wiedziałem że zachowałem się jak palant. Wyglądała tak, jakby w jej tęczówkach kryła się prawdziwa burza, gotowa wystrzelić we mnie śmiercionośnym piorunem. A następnie zaczęła na mnie coraz głośniej krzyczeć:

– Dopiero zaczęłam pracować w wydawnictwie, w którym bardzo długo starałam się o pracę! Obowiązują mnie jasne zasady i za spóźnialstwo mogę wylecieć, a znowu się spóźnię, bo muszę się przebrać! Dodatkowo zniszczyłeś mi ubranie! Ta bluzka z jedwabiu kosztowała siedem stów, więc wypierz ją albo odkup. – Cisnęła nią we mnie z całej siły.

– Uspokój się, ty też mi zniszczyłaś koszulę! – Dla odmiany zdjąłem swoją tak szybko, że ani nie zdążyła mrugnąć, a już miała w dłoniach bawełniany materiał.

– Och – fuknęła z obrzydzeniem, trzymając dwoma palcami jak najdalej od siebie moje ubranie i wykrzywiając twarz w dziwnym grymasie. – Proszę, nie mów, że naprawdę jesteś tym sąsiadem, którego jeszcze nie miałam okazji poznać. Jest siódma rano, a ty już jesteś nawalony. To ubranie śmierdzi, jakbyś wyszedł z gorzelni.

Przełknąłem ślinę, kiedy mój wzrok wylądował na kremowym biustonoszu, pod którym były prawie całe widoczne jędrne i okrąglutkie piersi. To chyba w tym momencie zauważyłem, że moja nowa sąsiadka jest nie tylko piękna, ale i ma niesamowite ciało.

– Nie gap się zboczeńcu! – wydusiła pomiędzy zębami. – Możesz tylko o mnie pomarzyć. Nigdy do niczego pomiędzy nami nie dojdzie!

– Nawet bym tego nie chciał! Nie myśl sobie!

– Phi – fuknęła z obrażeniem i bez słowa odwróciła się na pięcie, by wmaszerować po schodach na nasze piętro. – Oczywiście, że byś chciał. Każdy mnie chce.

– Widzę, że jesteś bardzo pewna siebie. – Jej czarne włosy kołysały się w rytmie kroków, okalając wąską talię, kiedy kręciła pośladkami idąc dumnie.

– Oczywiście, że jestem. Nie zamierzam umniejszać swojej zajebistości i kłamać.

Roześmiałem się w niedowierzaniu. Była piękna, to fakt, ale jednocześnie była też zadufana w sobie. Miałem ochotę utrzeć jej nosa i udowodnić, że nic pomiędzy nami nie będzie tylko po to, by zobaczyć jej minę. Szedłem za nią, ocierając się z resztek stygnącego i aromatycznego naparu, zastanawiając się nad tym, jak się jej udało odwrócić moją uwagę od chłopca. Co takiego się właśnie wydarzyło? A tak, byłem psem na baby. Uwielbiałem piękne kobiety i to chyba był główny powód. A moja nowa sąsiadka zdecydowanie taką była, a do tego miała charakterek. Poczułem odrobinę ulgi dzięki temu zdarzeniu, bo zamiast smutku, pierwszy raz tego dnia pojawiła się ciekawość, choćby tylko na ten krótki moment naszego spotkania i nawet nabrałem ochoty na rozmowę.

– Nie mam problemów z poderwaniem pięknej kobiety – odchrząknąłem, wyrzucając z siebie już

spokojniejszym tonem głosu, kiedy zatrzymaliśmy się na naszym piętrze. – Ale jakoś ciebie nie mam w planach.

Prychnęła, odryglowując swoje drzwi, i wpadając do mieszkania, które znajdowało się tuż obok mojego.

– Jeszcze nie masz w planach, tak gwoli ścisłości. Daję zakład, że gdy tylko przejdziesz przez swoje drzwi, to ta sytuacja ulegnie zmianie i będziesz zastanawiał się, jak sprawić, bym jęczała pod twoim dotykiem. Bo jestem tak cholernie piękna i seksowna, a ty to widzisz. Twój wzrok nie kłamie. Ale ja nie zamierzam się z tobą przespać. Nasza ściana jest cienka. Słyszę, że lubisz się bzykać z kim popadnie. Zapewne jesteś nosicielem jakiejś choroby i przydałaby ci się wizyta u wenerologa. A czy to piękne kobiety, to się zapewne okaże.

Znów prychnąłem. I znów. Pierwszy raz od bardzo dawna jakaś kobieta tak po prostu sprawiła, że nie wiedziałem, co odpowiedzieć. I trzeba jej było przyznać – wiedziała jak do mnie mówić, by nakierować moje myśli tam, gdzie ona chce, by podążyły.

Poza tym nie wiedziałem, że słychać mnie za ścianą podczas codziennych czynności. Ale nie zamierzałem dać jej wygrać w tej słownej potyczce.

– Serio słyszysz? – Uniosłem brew w powątpiewaniu. – Z tego co pamiętam, za każdym razem, gdy jestem z kobietą, chrapiesz jak niedźwiedź. Nic nie jest w stanie zagłuszyć tego pociągu.

Pewnie powinienem zapytać jeszcze o to, czy wszystko w porządku z jej poparzeniami, ale skoro ja nie czułem bólu, ona zapewne też nie. Poza tym tak szybko trzasnęła drzwiami, że nie miałem okazji wyrazić swojej troski.