Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Ostatni tom bestsellerowego cyklu Idealnie nieidealni!
Możesz otoczyć się potężnym murem, włożyć zbroję ze stali i rzucać temu mężczyźnie wyzwanie, kiedy przykłada ci broń do głowy…
Aurora zrobiła to wszystko, a nawet więcej. Przeszłość, która zabiera jej swobodny oddech, i ciągły ból, który wykręca jej wnętrzności, nie dopuszczają do tego, by pozwoliła komuś się do siebie zbliżyć. W swoim życiu ma teraz tylko jeden cel i nie akceptuje chociażby myśli o jakimkolwiek rozproszeniu. Tylko czy ktoś pyta ją o zdanie?
Gavin nie zadaje pytań. To mężczyzna, który przechodzi przez życie jak huragan – głośno, ostro i z szerokim uśmiechem na ustach. Nie interesuje go to, co ktoś myśli o nim, jego przeszłości czy specyficznych upodobaniach. Kiedy jednak jego ścieżki przypadkowo splatają się z tymi Aurory, dociera do niego pewien fakt – interesuje go, co ona o nim myśli.
Oboje mają sekrety, bolesne przeżycia i wyjątkowo wybuchowe charaktery. Gdy jednak grzech piękny ich połączy, uczucia przejmą kontrolę, a tajemnice zaczną wychodzić na jaw, czy zdołają osiągnąć to, o czym oboje skrycie marzą?
Droga do wyzwolenia jeszcze nigdy nie była tak emocjonująca…
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 457
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Copyright © by Darcy Trigovise, 2021Copyright © by Wydawnictwo WasPos, 2022 All rights reserved
Wszystkie prawa zastrzeżone, zabrania się kopiowania oraz udostępniania publicznie bez zgody Autora oraz Wydawnictwa pod groźbą odpowiedzialności karnej.
Redakcja: Kinga Szelest
Korekta: Magdalena Zięba-Stępnik
Zdjęcia na okładce: © by Doronin Denis (kobieta)
© by Dima Photographer (mężczyzna)/Shutterstock
Projekt okładki: Adam Buzek
Skład i łamanie oraz wersja elektroniczna: Adam Buzek/[email protected]
Wydanie I – elektroniczne
ISBN 978-83-8290-214-3
Wydawnictwo WasPosWarszawaWydawca: Agnieszka Przył[email protected]
Tej autorki w Wydawnictwie WasPos
CYKL IDEALNIE NIEIDEALNI
Inny. Tom 1
Oskarżony. Tom 2
Zatracony. Tom 3
Wyzwolony. Tom 4
POZOSTAŁE POZYCJE
Sto osiemdziesiąt stopni
Odwet. Zemsta ważniejsza niż życie
Wszystkie pozycje dostępne również w formie e-booka
Spis treści
Prolog Aurora
Rozdział 1 Aurora
Rozdział 2 Aurora
Rozdział 3 Gavin
Rozdział 4 Gavin
Rozdział 5 Aurora
Rozdział 6 Aurora
Rozdział 7 Gavin
Rozdział 8 Aurora
Rozdział 9 Gavin
Rozdział 10 Aurora
Rozdział 11 Aurora
Rozdział 12 Aurora
Rozdział 13 Gavin
Rozdział 14 Aurora
Rozdział 15 Aurora
Rozdział 16 Gavin
Rozdział 17 Aurora
Rozdział 18 Aurora
Rozdział 19 Aurora
Rozdział 20 Aurora
Rozdział 21 Aurora
Rozdział 22 Aurora
Rozdział 23 Gavin
Rozdział 24 Aurora
Rozdział 25 Aurora
Rozdział 26 Aurora
Rozdział 27 Gavin
Rozdział 28 Gavin
Rozdział 29 Gavin
Rozdział 30 Aurora
Rozdział 31 Aurora
Rozdział 32 Gavin
Rozdział 33 Gavin
Rozdział 34 Aurora
Rozdział 35 Aurora
Rozdział 36 Aurora
Rozdział 37 Aurora
Rozdział 38 Aurora
Rozdział 39 Aurora
Rozdział 40 Aurora
Rozdział 41 Aurora
Rozdział 42 Aurora
Rozdział 43 Aurora
Rozdział 44 Aurora
Epilog Aurora
PODZIĘKOWANIA
Playlista
Trudno jest opisać miłość. Jak można ubrać w słowa uczucie, które jest najpotężniejsze?
Każda jest inna, wyjątkowa i piękna, lecz uważam, że nie istnieje miłość idealna.
Istnieje coś o wiele cudowniejszego – miłość idealnie nieidealna.
Dla mnie miłość – ta do przyjaciela, do dziecka, do rodziny czy partnera – jest odmienna, ale łączą ją wspólne cechy.
Szacunek. Zaufanie. Wiara. Troska. Cierpliwość. I najważniejsza ze wszystkich: akceptacja.
Kiedy nie ma akceptacji drugiej osoby, akceptacji jej wad, zalet, przekonań i przeżyć, to czy możemy w ogóle mówić o miłości?
W życiu potrzebujemy właśnie takich osób: akceptujących nas, tych prawdziwych, w chwilach wzlotów i upadków, w momentach zwątpienia i walki. Kogoś, kto będzie dla nas oparciem, bezpieczną przystanią i komu możemy powierzyć wszystkie sekrety.
Nawet te najbardziej niemoralne, wstydliwe, najmroczniejsze i szalone.
To dlatego większość z nas poszukuje partnera. Drugiej połowy, która będzie jednocześnie przyjacielem i kochankiem. Czasami nie zdajemy sobie sprawy, że go potrzebujemy, ale przecież miłość nie wybiera.
Szczególnie ta idealnie nieidealna.
Tę książkę dedykuję wszystkim, którzy doświadczyli miłości idealnie nieidealnej oraz wszystkim, którzy wciąż jej wypatrują.Tej najpiękniejszej.Darcy ♥
Prolog Aurora
Łzy zasłaniają mi pole widzenia, mieszając się z ulewnym deszczem opadającym na moją twarz, ale to nie ma znaczenia.
Nic nie ma znaczenia, gdy tutaj jestem. Nic nie ma znaczenia, od kiedy mi go odebrano.
Przełykam duszący szloch i unoszę twarz ku pochmurnemu niebu, milcząco prosząc Boga o siłę. O wybaczenie. O rozgrzeszenie ze wszystkiego, co jeszcze uczynię.
Ponieważ nie przestanę. Dla niego. Za niego. W ramach pokuty. Dla spokoju mojej rozerwanej duszy i poharatanego serca.
Jeśli istniejesz, Boże, to mnie rozumiesz. Jeśli nie istniejesz, to to i tak nie ma znaczenia.
Wstrzymuję oddech, gdy mimo szalejącej wokół burzy, do moich uszu dociera odgłos łamanej gałęzi. To przytłaczające, ponieważ wiem, bez odwracania się za siebie, kto to. Tylko jedna osoba byłaby na tyle bezczelna, by przyjść tutaj za mną.
Pochylam głowę, a mokre pasma włosów przylepiają się do mojej twarzy, kiedy się zbliża. Moje zlodowaciałe dłonie drżą, gdy przejeżdżam sinymi z zimna palcami po udach, próbując w ten sposób opanować wszystkie pochłaniające mnie emocje. Nie wstaję jednak, tylko wciąż klęczę, czując, jak moje kolana zapadają się lekko w mokrej trawie.
Zawsze klęczę.
Błagam go o wybaczenie, którego nigdy nie uzyskam. Błagam siebie, bym potrafiła sobie wybaczyć. Błagam Boga, by pozwolił mi swobodnie oddychać, chociaż przez sekundę nie czując tego bezbrzeżnego cierpienia.
– Myślałam – charczę cicho, patrząc na czarne buty, które zatrzymały się obok. – Że wyraziłam się dostatecznie jasno, mówiąc ci, byś nigdy, przenigdy tutaj za mną nie przychodził.
Milczy przez kilka długich sekund i wiem, co robi. Czyta napis. Czyta imię i nazwisko. Czyta daty, właśnie dowiadując się, kiedy zakończyło się moje życie.
– Nie dałaś mi wyboru.
To nie jego opanowany, tak inny niż zawsze, głos sprawia, że parskam, unosząc na niego zapłakaną twarz i patrząc pomiędzy kroplami deszczu.
Ma na sobie tylko cienką, szarą koszulkę, która już jest przemoczona, ale wydaje się tego nie zauważać, gdy wpatruje się we mnie tymi niebieskimi oczami.
Krople co chwilę zatrzymują się na jego czarnych, gęstych rzęsach, po czym toczą ścieżkę prosto do jego ust, ale nie robi nic, by to powstrzymać.
Po prostu na mnie patrzy, czekając.
Wymaga, bez słów. Żąda, abym dała mu to, czego nie chcę mu dać.
Jak zawsze nie przyjmuje słowa „nie”.
– Wybór? Nie tak wygląda życie, złoty chłopcze. – Posyłam mu zimny, drżący uśmiech. – Ale co ty o tym wiesz? Co wiesz o życiu, zwłaszcza takim, które cię nienawidzi? Co wiesz o ranach, które nigdy się nie zagoją? O dziurze, wielkości pięści w twojej duszy, z której sączy się jad tak palący, iż wyżera ostatnie pozostałe w tobie resztki człowieczeństwa? No dalej, Gavin. Z niecierpliwością czekam na jedną z twoich ripost. Może rzucisz jakiś kawał? Przecież zawsze masz tyle do powiedzenia. Tysiąc komentarzy na każdy temat.
– Wiesz równie doskonale jak ja, że gdybym chciał, dowiedziałbym się wszystkiego o twojej przeszłości w ciągu kilku minut, lecz nie zrobiłem tego…
– I mam ci za to dziękować? – sarkam, mokrym przedramieniem odgarniając włosy do tyłu. – Mam ci dziękować za to, że nie wykorzystałeś swoich brudnych pieniędzy, by mnie sprawdzić? Swojej pozycji, którą zawdzięczasz bratu? Dla ciebie życie to jedna wielka zajebista zabawa, prawda? Hulaj dusza, piekła nie ma. Trochę pozabijasz, trochę popieprzysz, żadnych problemów, żadnych zmartwień. No kto by nie chciał takiego życia jak twoje?! – unoszę się, czując, jak cała się trzęsę, chociaż nie wiem, czy to zdenerwowanie czy przemarznięcie powodują drgawki na moim ciele.
Gavin nic nie mówi, przyglądając mi się z dziwnym wyrazem twarzy, na co tylko prycham i potrząsam głową.
– Wstawaj. – Nachyla się i jednym szarpnięciem stawia mnie na nogi.
Przez ułamek sekundy jestem tak zszokowana, że nie reaguję, ale szybko odzyskuję rezon. Odpycham się od niego tak gwałtownie, że nie ma wyjścia, musi mnie puścić, a to z kolei sprawia, iż ślizgam się na mokrej ziemi i upadam z impetem w błotnistą kałużę.
– Zostaw mnie w spokoju! Tyle razy ci mówiłam, żebyś zostawił mnie w spokoju! – krzyczę, teraz zanosząc się histerycznym płaczem. – Nic nie rozumiesz, słyszysz?! Ty kompletnie nic nie rozumiesz! – zawodzę, zatapiając dłonie głębiej w błocie, kiedy cofam się dalej od niego.
– To pozwól mi zrozumieć! – wrzeszczy, wskazując dłonią na nagrobek. – Pozwól mi zrozumieć – powtarza już spokojniej, robiąc krok w moją stronę. – Chcę tylko, byś pozwoliła mi zrozumieć – prosi, wyciągając dłoń w moją stronę i czekając, aż podejmę decyzję.
Nie chcę. Nie mogę.
Chcę. Potrzebuję.
Za bardzo. Zbyt mocno. Ze wszystkich sił, które mi jeszcze pozostały.
Tak ogromnie, że mnie to przeraża. Paraliżuje.
Nie mogę mu na to pozwolić. Nie mogę do tego dopuścić.
To oznacza przywiązanie. To oznacza uczucia. Uczucia oznaczają możliwość utraty.
Strach jest zbyt wielki.
Utrata za bardzo boli.
A ból zabija…
Rozdział 1 Aurora
Trzy tygodnie wcześniej…
Demi Lovato – Warrior
– Ale obiecujesz, że jak tylko będziesz mogła, to nas odwiedzisz?
Cichy, drżący głos sprawia, że mrugam kilkukrotnie, by odgonić łzy, zanim przenoszę spojrzenie na Mollie.
Dziewczynka ściska w dłoniach swojego ulubionego, wysłużonego misia, mocno zagryzając usta, żeby się nie rozpłakać. Padam przed nią na kolana, przyciągam do siebie i przytulam.
– Przyjadę, jak tylko będę mogła – mówię kojącym głosem. – Zawsze możesz poprosić którąś ciocię, żeby dała ci do mnie zadzwonić. Każdy z was może. – Odsuwam się i rozglądam po smutnych, dziecięcych twarzyczkach.
Wymuszam uśmiech, kiedy wstaję i zbieram wszystkie pożegnalne kartki, które dla mnie narysowali. Dla mnie jest to równie trudne, co dla nich, a może nawet bardziej. Gdy zatrudniałam się w tej placówce opiekuńczej, jako pomoc, obiecywałam sobie, że to tylko na chwilę, bym mogła uzyskać potrzebne mi informacje, a zaraz po tym zrezygnuję.
Zostałam rok.
Niełatwo jest zostawić grupę dzieci, które przywiązują się niewiarygodnie szybko, ale nadszedł mój czas.
Muszę wrócić do domu.
Po latach spędzonych w tym mieście przyszła pora, bym wróciła do Londynu.
Tutaj jest zbyt wiele wspomnień, z którymi nie mogę sobie poradzić. Zbyt wiele osób, które wiedzą, co mnie spotkało, i zbyt wielu ludzi, którzy patrzą mi na ręce.
W Londynie są moi rodzice i rodzeństwo. Jest również cmentarz, na którym pochowany jest kawałek mojej duszy. I ludzie, którzy nie chcą mnie spotkać, ale ja niewiarygodnie mocno pragnę spotkać ich.
To miasto jest dla mnie za małe.
Za małe dla wszystkiego, co jeszcze muszę zrobić.
A mam do wykonania sporo cholernej pracy.
***
Wchodzę do mieszkania, z pełną świadomością, że przekraczam ten próg po raz ostatni.
Decyzję o przeprowadzce przekładałam z tygodnia na tydzień, wciąż znajdując sobie tutaj nowy cel, ale teraz, kiedy w końcu uznałam, że to najwyższy czas, czuję jedynie ulgę.
Wzdycham ciężko, kładąc na podłogę wszystkie swoje rzeczy, które zabrałam z pracy, zanim niedbale skopuję tenisówki. Słyszę dzwonek telefonu i nawet nie muszę patrzeć na ekran, ponieważ od razu wiem, kto dzwoni.
– Wszystko dotarło? – rzucam, niespiesznie wchodząc do salonu, w którym stoi kilka ostatnich kartonów.
– Dzień dobry.
– Dzień dobry, Alex – mruczę, opadając na sofę. – Będziesz łaskawy i powiesz mi, czy wszystkie moje rzeczy dotarły czy jednak muszę zadzwonić do firmy transportowej, aby uzyskać te cenne informacje? – sarkam, na co w odpowiedzi dosłownie zgrzyta zębami.
– Aurora – fuka, zanim słyszę, jak wypuszcza długi oddech. – Wszystko dotarło. Łącznie z twoją niemałą kolekcją noży, przez którą musiałem ściemniać facetowi, że jesteś zapaloną kolekcjonerką, a to wszystko jest legalne.
– To nie miało jechać. Musiałam niechcący pomylić karton. – Wzruszam ramionami, chociaż on nie może mnie zobaczyć. – I przestań robić z siebie świętego, braciszku. To nie tak, że to pierwsze kłamstwo, które musiało wyjść z twoich niewinnych ust – prycham, zarzucając nogi na stolik. – Poza tym kto dał wam prawo do grzebania w moich rzeczach?
– Taśma nie wytrzymała i wszystko się wysypało, kiedy facet go przenosił – tłumaczy niechętnie. – Aurora…
– Dajesz – wzdycham, słysząc jego poważny ton.
– Po co ci to wszystko?
Zważywszy na to, czym Alex zajmuje się dla Lloyda – czym zajmuje się od wielu lat – doskonale zdaje sobie sprawę, że nie ma prawa mnie pouczać. A biorąc pod uwagę fakt, iż od ośmiu lat, czyli odkąd wyjechałam z Londynu, wytworzył się między nami spory dystans, nie ma prawa wnikać w moje życie prywatne.
I chociaż czasami naprawdę chciałabym mu powiedzieć – powiedzieć komukolwiek – to po prostu nie mogę, ponieważ wiem, że gdyby się o tym dowiedział, to prędzej zamknąłby mnie pod kluczem, niż pozwolił kontynuować.
A ja muszę to robić.
– Jestem zapaloną kolekcjonerką, zapomniałeś? – pytam, cmokając znacząco. – Muszę kończyć. Będę na miejscu jutro koło południa. Na razie.
Rozłączam się, nie czekając na jego odpowiedź. Nie mam chęci teraz wdawać się w dyskusję, która i tak nie przyniosłaby nic oprócz jeszcze większego napięcia między nami.
Patrzę w stronę sypialni, po czym na moich ustach pojawia się szeroki uśmiech. Prawie zapomniałam, że w końcu nadszedł czas, bym pobawiła się prezentem, który sobie sprawiłam.
Ponoć każda kobieta powinna sobie od czasu do czasu kupić coś ładnego, dla lepszego samopoczucia.
Z nową energią wstaję i idę do sypialni, po czym otworzywszy drzwi szafy, wyciągam mojego pięknego, nowiutkiego chłopca.
– No witaj, skarbie.
Przerzucam kij bejsbolowy z ręki do ręki, przypatrując mu się przez chwilę, zanim wracam do salonu i rozglądam się wokół.
Mieszkanie, które wynajmuję, było puste, gdy się do niego wprowadzałam. Każdy mebel tutaj jest mój, a nowi najemcy, którzy zajmą to miejsce od przyszłego tygodnia, życzyli sobie, by wszystko zniknęło. Z kolei mieszkanie, które znalazłam w Londynie, jest w pełni umeblowane. Poza tym nie chcę zabierać tych rzeczy ze sobą. Wszystko, co chciałam zatrzymać, znajduje się w kartonach.
Okrążam powoli pomieszczenie, sunąc palcem wskazującym po komodzie, aż docieram do ściany, na której wciąż wiszą zdjęcia – te, których nie chcę wziąć ze sobą.
Przechylam głowę, przypatrując się swojej młodszej, roześmianej wersji i postanawiam, że to idealna rzecz, od której mogę zacząć.
Unoszę kij, ściskając go obiema dłońmi i przez sekundę się waham, kiedy myślę o ekipie sprzątającej, która ma się tutaj jutro pojawić.
Nawet jest mi ich żal… Ale siebie bardziej.
Więc uderzam.
Setki razy, wkładając w to całą swoją siłę, by ulżyć sobie chociaż odrobinę. Kiedy kończę w ostatnim pomieszczeniu, jest mi nawet trochę lepiej.
Przez całe pięć minut.
***
Gavin
– Nowy?
Przenoszę wzrok z talerza na Ronnie, która wskazuje widelcem na moją szyję.
– Zależy, o który pytasz. – Mrugam do niej, czując, jak Claudia kopie mnie pod stołem. – Nowy, nowy – przyznaję, ledwie zerkając na młodą, ponieważ bardzo dobrze wiem, o co jej chodzi. – Kończy mi się miejsce powoli, ale spoko, mam jeszcze trochę na dupie, na stopach, na fiu…
– Gavin! – krzyczy Veronica, zakrywając uszy dłońmi, na co wzruszam ramionami, szczerząc się.
Ciągle mnie zadziwia, jak po ponad dwóch latach z moim bratem wciąż się rumieni na każde wspomnienie o seksie. Nie straszne jej broń, lewe interesy czy opatrywanie mojej obitej gęby, z którą ostatnio dosyć często wracam, ale gdy tylko powiem coś o seksie albo czymkolwiek z nim związanym, od razu czerwieni się, jakby nigdy nie widziała członka.
Nieraz miałem głośne dowody na to, że ogląda go wyjątkowo często.
– Ale fajny? – rzucam mimochodem, opierając się wygodnie.
– Tak. Może też sobie kiedyś jakiś zrobię – stwierdza z lekkością, zerkając na Tobiasa, który zaprzecza ruchem głowy, nawet nie odrywając wzroku od posiłku.
– Nie zrobisz.
– Bo? – pyta hardo, a ja krzyżuję ręce, z radością obserwując jedną z ich sprzeczek.
– Bo nie.
– Lubi twoją gładką skórę, mała. – Mrugam do niej, lecz nie wydaje się przekonana. – Ale tak ogólnie, Tobias, to nie masz nic przeciwko, żeby kobieta robiła sobie tatuaże? – dopytuję się, kiedy mój brat usilnie stara się zignorować spojrzenie, jakie posyła mu Veronica.
– Oczywiście, że nie, dopóki tą kobietą nie jest moja żona.
– No i świetnie. – Klaszczę, zanim wskazuję na niego palcem. – Pamiętaj, co powiedziałeś – zaznaczam, na co mruży oczy. – Słyszałaś, młoda? Tobias nie ma nic przeciwko. Możesz się dziarać, ile dupa zapragnie.
– Dusza – poprawia Tobias, patrząc na mnie z mordem w oczach.
– O, nawet ile dusza zapragnie – zwracam się do Claudii. – I sprawa załatwiona. Jutro cię umówimy. – Wstaję, nim brat mnie sięgnie, i kieruję się do wyjścia, pogwizdując, zanim przypominam sobie, że nie zrobiłem dzisiaj losowania.
Wracam do stołu, nie zwracając uwagi na ich sprzeczkę na temat tatuażu Claudii. Robię sobie trochę miejsca, po czym kładę na środku nóż i zakręcam nim, jakbym grał w ruletkę.
– Co ty wyprawiasz? – wzdycha Tobias, jakby nie miał do mnie siły, ale ja skupiam się na kręcącym ostrzu.
– Plany na wieczór.
Ostatnio znalazłem sobie nową rozrywkę i pozwalam, by jedno zakręcenie nożem wybrało mi zajęcie na wieczór. To albo nuda, albo po prostu dostaję pierdolca… Z nudów.
– Wszystko gotowe w warsztacie? Pamiętasz o…
– Pamiętam – przerywam mu, obserwując kręcące się ostrze.
Pracy mam dużo, co nie zmienia faktu, że mam dziwne poczucie, iż czegoś mi brakuje. Jakiejś adrenaliny. Czegoś nowego, co sprawiłoby, że wyładuję się bądź na moment uciszę wieczny chaos w mojej głowie.
To się w końcu robi męczące, ciągłe myślenie o milionie spraw na minutę.
Trzeba sobie jakoś urozmaicać życie.
– A te rozliczenia, które…
– To już dawno zrobione. – Zerkam na niego wymownie.
Jeśli ostrze wskazuje na moją połowę domu, to idę postrzelać i poćwiczyć. Przynajmniej te umiejętności są dla mnie zawsze pożądane.
Jeśli na połowę Veroniki i Tobiasa, to idę znaleźć panienkę na noc… albo na kilkanaście minut w barowej łazience. To też ostatnio zawiewa nudą. Niczym mnie te kobiety już nie potrafią zaskoczyć. Nieraz nie zdążam machnąć palcem, a one już pochylone i zadowolone. No żadnego wyzwania.
Nuda w chuj i ciut-ciut.
Jeśli ostrze wskazuje ogród albo podjazd przed domem, to wtedy muszę dłużej poszukać swojej rozrywki, ale za to jaka później jest satysfakcja! I wykurwista adrenalinka, a przecież to ona sprawia, że człowiek czuje, że żyje! Dlatego najbardziej lubię tę możliwość – idę sobie wówczas do jakiegoś baru i z zacisza obserwuję, szukając śmiałka, który prosi się o wpierdol. A później ćwiczę swoje umiejętności. I to są wymarzone plany na wieczór…
Mrużę oczy na nóż, który wskazuje na moją połowę domu.
– To twoja wina. – Podnoszę go i ostrzem wskazuję na Tobiasa, zanim ponownie zaczynam swoją zabawę.
Wstrzymuję oddech, pochylając się blisko wirującego noża, jakbym samym spojrzeniem mógł sprawić, że wskaże to, czego sobie życzę.
Potrzebuję rozproszenia. Potrzebuję jakiejś zmiany. Potrzebuję, kurwa… Sam już nie wiem czego, ale wciąż szukam. I muszę to w końcu znaleźć.
Kiedy widzę, że nóż ponownie wskazuje na moją połowę domu, zaciskam usta, głęboko oddychając, nim pędem wychodzę z salonu.
No teraz to potrzebuję się napić.
Wredny skurwiel.
Rozdział 2 Aurora
– Kochanie!
Uśmiecham się, wtulając w ramiona mamy, która zachowuje się, jakby nie widziała mnie pięć lat, a nie miesiąc. Wdycham zapach jej słodkich perfum, których używa, odkąd sięgam pamięcią, po czym powoli wypuszczam powietrze z płuc. Miewam momenty, kiedy odnoszę wrażenie, że ktoś zabrał ode mnie wszystkie negatywne emocje. To są bardzo rzadkie chwile, lecz zdarzają się i cenię je sobie ponad wszystko – czułe objęcie matczynych rąk jest jedną z takich sytuacji.
Kiedyś miałam w życiu prosty cel. Chciałam znaleźć osobę, która stanie się moim ukojeniem – zwykłe marzenie każdej dziewczyny. Chciałam mieć obok siebie kogoś, kto samym swoim spojrzeniem bądź delikatnym dotykiem będzie sprawiał, że dzień stanie się lepszy, bez względu na to, jak trudny był. Tak jak moja mama. Głupcy nazywają to miłością.
Przeżyłam dwadzieścia sześć lat i już dawno zdążyłam dojrzeć, a patrząc zza ramienia mamy na mojego brata, który stoi w korytarzu, jestem świadoma, że głęboko w swojej poranionej dupie mam miłość.
No chyba że miłość do broni, ponieważ pilnie potrzebuję nowej.
– Spóźniłaś się! – karci mnie mama, ale kiedy na mnie spogląda, na jej ustach wciąż widnieje uśmiech. – Obiad już na stole, czekaliśmy na ciebie. – Odsunąwszy się, wchodzi do środka, gdy wymieniam z Alexem lekkie kiwnięcie głową w ramach przywitania. – Musisz nam wszystko opowiedzieć. Jak przeprowadzka? Kiedy zaczynasz pracę? Rozpakowałaś się już? Może potrzebujesz pomocy w urządzaniu mieszkania? Widziałam ostatnio w sklepie przepiękne zasłony…
Dobrze. Po jutrze. Nie. Nie. Nie, dziękuję.
Najchętniej tak bym odpowiedziała, ale widząc podekscytowanie mojej mamy, że jedna z jej córek wróciła do rodzinnego miasta i będzie blisko niej, uśmiecham się lekko, wchodząc za nią do jadalni.
– Tato. – Mój uśmiech mimowolnie się poszerza, gdy podchodzę, aby go przytulić, wciąż udając, że nie zauważam czujnego spojrzenia Alexa.
Nie wiem, co próbuje znaleźć, tak się we mnie wpatrując, ale mam dla niego kawał dobrego rozczarowania.
I lepiej dla nas obojga, by nie wtrącał się w moje życie.
***
– Dlaczego się spóźniłaś?
Przerywające ciszę mruknięcie Alexa sprawia, że patrzę na niego pierwszy raz od dwudziestu minut, czyli odkąd znaleźliśmy się sami w kuchni, myjąc naczynia po obiedzie.
To tradycja, od kiedy byliśmy na tyle duzi, by móc to robić – tata jeździ na zakupy, mama gotuje, my sprzątamy. I chociaż od dawna jesteśmy dorośli, nic się nie zmieniło w tej kwestii. Żadne z nas, wliczając w to naszą nieobecną siostrę, która na stałe mieszka w Hiszpanii, nie odważyłoby się złamać tej zasady, robiąc przykrość rodzicom.
Niewielkie poświęcenie.
– W drodze do Londynu zauważyłam łąkę pełną polnych, kolorowych kwiatów i postanowiłam pobiegać z motylkami. Wiesz, miałam się zatrzymać tylko na kilka minut, ale dołączyły do mnie jednorożce i nie chciałam zranić ich uczuć. Biegałam i biegałam, aż się zmęczyły i odleciały na swych białych, puszystych skrzydłach, udając się na drzemkę. Wtedy przypomniałam sobie, że jesteśmy umówieni z rodzicami na mój powitalny obiad, więc posłałam całusa każdemu motylkowi, a było ich naprawdę dużo, i wyruszyłam w dalszą drogę – opowiadam przejętym tonem, posyłając mu co jakiś czas pełne ekscytacji spojrzenie. – Motylki, zanim odjechałam, dały mi kilka rad, wiesz? To takie wspaniałe stworzenia, Alex – mruczę, podając mu do wytarcia miskę i udając, że nie zauważam, jak zaczyna się coraz bardziej irytować, a jego twarz czerwienieje ze złości. – Powiedziały: nie pozwól, by twój brat wpierdalał się w twoje życie.
– Aurora…
– Wiem, wiem! Też im powiedziałam, że to nieładnie tak przeklinać. Obiecały, że się poprawią. – Uśmiecham się do niego pocieszająco, zanim zakręcam wodę i wycieram dłonie w ściereczkę.
– Czy kiedyś przestaniesz? – syczy przez zaciśnięte zęby, na co mrugam niewinnie.
– Ale co?
– Dobrze wiesz co. Przestań mnie traktować jak intruza, a zacznij jak brata! Dobrze wiesz, że chcę dla ciebie dobrze!
– Zrobisz dla mnie dobrze, jeśli nie będziesz się wtrącał w moje życie. Ja się nie wtrącam w twoje i życzę sobie tego samego…
– Wszyscy to przeżyliśmy, Aurora – przerywa mi, a ja słysząc jego słowa, cała tężeję. – Minęło prawie półtora roku. Musisz się pozbyć tego gniewu.
– Nie masz o niczym pojęcia – szepczę, czując, jak łzy mimowolnie napływają do moich oczu. – Nie wypowiadaj się na temat, o którym nie masz najmniejszego pojęcia – powtarzam, po czym ciężko przełykam ślinę. – A my oddaliśmy się od siebie jeszcze przed moim wyjazdem. Doskonale o tym wiesz i nie próbuj zwalać winy na to, co mi się przydarzyło. Nasza relacja wygląda tak od dawna, i to wyłącznie dzięki tobie, kochany starszy bracie.
– Aurora…
Nie słucham, co ma mi do powiedzenia, tylko zamaszystym krokiem opuszczam kuchnię. Mam gdzieś jego tłumaczenia i przeprosiny.
To on wszystko spieprzył.
Wiele lat temu, mówiąc o kilka słów za dużo i robiąc to, co zrobił. Być może popełniam błąd, chowając urazę przez tak długi czas, ale Alex nigdy nie zrobił nic, by naprawić to, jak jest między nami.
Szybko wchodzę do salonu i żegnam się z rodzicami, wymawiając się zmęczeniem po podróży i obiecując, że odwiedzę ich w najbliższym czasie, po czym wybiegam z domu.
– Zaczekaj!
Zamieram z dłonią na drzwiach samochodu i napinam wszystkie mięśnie. Myślałam, że jak na jeden dzień wystarczy nam już tej czułej rozmowy, ale jak widać, mój braciszek ma inne zdanie.
– Czego chcesz, Alex? – wzdycham, odwracając się w jego stronę i opierając plecami o auto. – Naprawdę chcę już wrócić do domu.
– Chciałem cię zaprosić na jutrzejszego grilla u Lloyda – wyznaje, na co z niedowierzaniem unoszę brew. – Pomyślałem, że będziesz chciała wyjść do ludzi, no wiesz… – duka, a ja z rozbawieniem obserwuję jego zakłopotanie. – Wróciłaś i oboje wiemy, że oprócz rodziców i mnie nikogo tu nie masz.
– Mów mi jeszcze – sarkam, kiedy on sam krzywi się na swój dobór słów.
– No przecież wiesz, że nie mam niczego złego na myśli! – unosi się, nim głęboko oddycha. – Lloyd organizuje takie spotkania, odkąd jest z Larissą.
– Rycerz zabijaka, tę historię znam.
– Aurora – jęczy Alex, jakby już nie miał do mnie siły, chociaż teraz nie wiem, o co mu chodzi.
Znam historię Lloyda i Larissy. Pewnie nie całą, ale coś tam słyszałam. Lloyda znam – o ile tak można powiedzieć – prawie tak długo jak Alex, ponieważ kiedy zaczął u niego pracować, ja chodziłam do szkoły średniej i nieraz odwiedzałam go w firmie. Poza tym sam Alex kilka razy wspominał o nich podczas rodzinnych spotkań. Bez szczegółów, mówił tylko, że Lloyd kogoś poznał i że jest to na poważnie, ale za to moja starsza siostra jest miłośniczką plotek. Zawsze, kiedy przyjeżdża w odwiedziny, odświeża stare znajomości i robi „wywiady”. Kto, z kim, dlaczego, po co, kiedy, jak. Ja mam to w dupie, ale gdy dowiedziała się trochę na temat Lary i Lloyda od koleżanki, której chłopak pracuje dla Gelbero, nie omieszkała mi tego opowiedzieć.
– Nie – odpowiadam twardo, zanim się odwracam, by wsiąść do samochodu, ale brat łapie mnie za ramię.
– Nie daj się prosić. Chodź ze mną. Poznasz kilka osób, wypijemy piwo, porozmawiamy…
– No właśnie! – Ignoruję jego słowa, przypominając sobie o tym, co od niego chciałam. – Potrzebuję broni. I trochę trudno dostępnych leków.
– Co?
– Broń i leki. – Przewracam oczami. – Niewyraźnie mówię?
– Co ty robisz, Aurora? Po co ci to? – dopytuje się szeptem i widzę jego szczere zaniepokojenie.
– Nie zaprzątaj sobie tym swojej główki. – Wyginam usta w podkuwkę, stukając go palcem wskazującym w czoło. – Nie chcemy przecież, żebyś przedwcześnie wyłysiał. Mam i to, i to, ponieważ w Leeds wiedziałam, gdzie szukać, ale potrzebuję więcej. Tutaj zajmie mi to trochę czasu, a jego nie mam. Mogę na ciebie liczyć czy mam szukać pomocy u Gelbero bądź Sandera? Któryś mi pomoże. – Uśmiecham się słodko.
– Jesteś uzależniona? – pyta poważnie, a ja czuję, jak moje usta drżą od powstrzymywanego śmiechu.
– Naprawdę myślisz, że jestem tak słaba, by uzależnić się od leków?
– Więc po co ci to wszystko?
– Po co, na co, dlaczego. Lepiej zapytaj, ile i na kiedy, to będziemy szczęśliwsi. Nie będę prosiła, Alex. Oboje wiemy, że to nie wymaga twojego wysiłku i, tak jak już powiedziałam, jeśli nie ty mi to załatwisz, znajdę gdzie indziej – rzucam z naciskiem, zanim w końcu wsiadam do auta.
– Zaczekaj. – Łapie za drzwi, blokując je. – Załatwię, czego potrzebujesz, pod jednym warunkiem.
– Jakim?
– Jutro, piętnasta. Grill u Lloyda.
Kurwa.
***
Znam wszystkie bary w Leeds. Przez ostatni rok odwiedzałam je regularnie. Tych w Londynie, mimo iż to stąd pochodzę, nie zdążyłam zbytnio poznać, ponieważ wyjechałam od razu po skończeniu szkoły średniej.
Siedzenie wśród obcych ludzi traktuję jako formę terapii. Wsłuchuję się w muzykę, w rozmowy, obserwuję zachowania pijanych osób, a często jest to wyborną rozrywką.
Nie piję niczego oprócz wody lub soku i potrafię przesiedzieć w ten sposób długie godziny. Zazwyczaj dlatego, że chcę.
Często jednak po prostu muszę.
Kiedy robisz to co ja, a co jest dosyć ryzykowne, zapewnienie sobie alibi jest podstawą. Dzisiaj jednak nie po to tu przyszłam. Dzisiaj po prostu musiałam wyjść z domu, ponieważ Alex miał rację. Jestem samotna, a dodatkowo czuję się tutaj obco. W nowym mieszkaniu, w tym mieście, które opuściłam lata temu. I przyjmuję to z pokorą – wiem, że potrzebuję czasu, by przywyknąć i żeby poczuć się tu swobodnie. Dodatkowo piętrzące się kartony nie zachęciły mnie, by pozostać…
Kątem oka widzę, że ktoś usiadł na pustym miejscu obok mnie.
Przechodziłam to już tyle razy, że wiem, jak należy postąpić, by przypadkiem nie zachęcić do rozmowy. Żadnego nawiązywania kontaktu wzrokowego, żadnego drgnięcia – najlepiej udawać, iż nawet nie zauważyło się niechcianego towarzysza.
Przymykam oczy, wsłuchując się w rockową piosenkę, która właśnie wybrzmiała z głośników, nim upijam łyk wody.
– Nie chcę przeszkadzać w tej, jak widzę, chwili relaksu…
– To nie przeszkadzaj – przerywam słodziutkim głosem, wciąż nie odwracając się w stronę faceta, który najwyraźniej nie pojął aluzji.
– Naprawdę bym chciał! – wzdycha z przejęciem. – To znaczy, naprawdę bym nie chciał, ale czuję się zmuszony. Zobligowany. No nie mam wyjścia, jak diabła kocham.
Zaciskam usta, słuchając tego pieprzenia, aż w końcu odwracam głowę i patrzę na natręta.
Mój słodki uśmiech, idealnie pasujący do blond idiotki, którą zazwyczaj zgrywam, by ktoś dał mi spokój, znika, kiedy widzę faceta, który siedzi obok mnie.
Po tym, co powiedział i jakim tonem to zrobił, byłam pewna, że to jakiś osiemnastolatek, a nie mężczyzna mniej więcej w moim wieku, z najbardziej niebieskimi oczami, jakie kiedykolwiek widziałam, w dodatku wytatuowany po samą szyję.
Przez kilka sekund omiatam spojrzeniem jego szczupłe, ale umięśnione ciało i wydziarane bicepsy, które prezentuje, trzymając łokcie na barze. Roześmianą twarz opiera na zaciśniętych w pięści dłoniach, przyglądając mi się z psotnikami w oczach, jakbyśmy byli starymi przyjaciółmi i miałby mi do opowiedzenia jakąś zabawną historię.
Szybko otrząsam się z zaskoczenia, przywracając na twarz słodką niewinność.
– Przepraszam, naprawdę nie mam ochoty na towarzystwo.
– Oczywiście, że nie! To widać z drugiego końca pomieszczenia. – Puszcza mi oczko. – I właśnie w tej sprawie jestem. Bo widzisz, słoneczko, doceniam, że są na tym świecie kobiety, które potrafią o siebie zadbać. Jak bum-cyk-cyk o niczym więcej nie marzę poza tym, by każda piękna słodzinka potrafiła w razie czego odgonić się od niechcianego fiuta. – Szczerzy się, pochylając w moją stronę, a ja czuję, że moja cierpliwość właśnie się kończy. – Ale musi to być zrobione z głową i w twoim przypadku mamy problem, ponieważ…
– Odpierdol się.
Na te dwa słowa, które syczę prosto w jego twarz, porzucając swoją udawaną niewinność, jego uśmiech znika, a wyraz twarzy zmienia się najpierw w zaskoczony, a po chwili przechodzi w udawane zranienie… Chyba udawane, ponieważ trudno mi to stwierdzić, gdy odchyla się i teatralnie przykłada dłoń do klatki piersiowej na wysokości serca.
– Takie okrutne słowa do Gavinka. Ja nie wiem, jak one mogły przejść przez usta twe soczyste! To Gavinek z pomocną dłonią, z dobroci serca przyszedł i pochwalił nawet, a ty okrutnie ranisz moje uczucia! No nikt, nikt nigdy nie powiedział do mnie tak przykrych słów. – Robi zbolałą minę, zanim unosi palec wskazujący. – No dobra, może jednak ktoś tam powiedział. Tylko jakieś… Dwa miliony osiemset czterdzieści siedem tysięcy razy. O, zobacz. Nawet to sobie zapisałem. – Uśmiecha się z rozrzewnieniem, wystawiając w moim kierunku nadgarstek, i rzeczywiście, po jego wewnętrznej stronie ma wytatuowane czarnym atramentem „odpierdol się”.
Kiedy w końcu otrząsam się z szoku, nie dowierzając oraz nie nadążając za tokiem myślenia tego faceta, i chcę mu powiedzieć jeszcze bardziej dosadnie, co może zrobić, wypowiada zdanie, które sprawia, że nie muszę udawać idiotki, ponieważ w tym momencie naprawdę tak się czuję.
– Chciałem ci tylko powiedzieć, że podwinęła ci się bluzka i wszyscy mogą zobaczyć glocka, którego masz za paskiem spodni. Uważam, że powinnaś go lepiej schować.
Po prostu nie wierzę.
Rozdział 3 Gavin
Rozsiadam się wygodnie w loży, po czym unoszę do ust butelkę z piwem, obserwując korytarz prowadzący do łazienek.
Nie jestem fanem owadów, jak każdy w miarę normalny człowiek. Są złośliwe, natrętne, gryzą w dupę, kiedy mają na to ochotę, i kurewsko trudno się ich pozbyć. Muszę jednak przyznać, że trafił mi się wyjątkowy okaz i śliczna modliszka wywarła na mnie wrażenie.
Do tego stopnia, że zapomniałem na moment, w jakim celu tutaj przyszedłem… oraz o obecności mojego nowego przyjaciela.
– Nie chciała ci dać?
Rozbawiony głos odwraca moją uwagę, przez co patrzę na chłopaka, który na pewno jest trochę młodszy ode mnie. Nie odpowiadam jednak, tylko przechylam lekko głowę, czekając, aż będzie kontynuował swoją jakże elokwentną wypowiedź.
– Spokojnie, stary, nie napuszaj się. To żaden wstyd, że laska cię spławiła. Chociaż ja tam nigdy nie dopuszczam do takich sytuacji. – Szczerzy się, popijając drinka. – Trzeba wiedzieć, jak się w życiu ustawić.
– A ty wiesz? – Udaję podekscytowane zainteresowanie, pochylając się nad stołem, który nas oddziela. – Chętnie posłucham rady doświadczonego mężczyzny.
– No kurwa, to doskonale trafiłeś. – Wypina dumnie pierś, zanim nachyla się w moją stronę. – Widzisz, kobiety to nic innego jak worki na spermę. To prosta zasada, którą powinieneś powtarzać sobie rano, po obiedzie i wieczorem.
O chuju złoty, ja to jednak jestem w czepku urodzony.
– Rozumiem – przytakuję, opierając brodę na zaciśniętych pięściach. – Mów dalej.
– Ta cipka. – Wskazuje dłonią w stronę łazienek, a ja zerkam w tamtym kierunku akurat w momencie, kiedy modliszka wraca i ponownie siada przy barze.
Poszła do łazienki zaraz po tym, jak w odpowiedzi na moją miłą radę wcisnęła mi kilka niecenzuralnych słów. Teraz rozgląda się delikatnie, dosłownie na sekundę łączy nasze spojrzenia, po czym odwraca się tyłem, pokazując mi, gdzie mnie ma.
Słodkie dziewczę.
– Słuchasz mnie czy na darmo się produkuję?
Słyszę oburzenie, przez co robię skruszoną minę, ponownie patrząc na chłopaka.
– Przepraszam, guru, czy mógłbyś powtórzyć?
– Ta cipka – ponownie wskazuje na małą blondynkę – może mówić, że nie chce, ale prawda jest taka, że każda chce kutasa w dupie. Przysięgam ci, stary, jeszcze takiej nie spotkałem, która nie jęczałaby, mając go głęboko wepchniętego.
– I w dodatku powiedz, że same o to proszą – wzdycham rozmarzony.
– No i widzisz, to jest druga zasada, o której ci opowiem. I tę też powinieneś sobie często powtarzać. – Robi dramatyczną pauzę, jakby dawał mi czas, bym się porządnie skupił. – One prawie zawsze mówią „nie”. To jest ich taktyka. Kobiety są wyjątkowo proste: mówią „nie”, myślą „tak” i próbują sprawić, żebyś je gonił. Chodził i prosił. Błagał i się poniżał. Udają niewydymki, chociaż wiadomo, że je swędzi. Widać to w ich oczach. Widziałeś, jak na ciebie zerknęła, kiedy wróciła?
Coś tam widziałem.
Tylko że odebrałem to tak, jakby ktoś posłał w moją stronę podmuch wiatru o temperaturze minus pięćdziesiąt stopni.
Ale co ja tam wiem.
– Ona jest właśnie jedną z takich płytkich szmat.
– I jak sobie z takimi radzisz? Mówiłeś, że nigdy nie zostajesz spławiony.
Zagryza dolną wargę, posyłając mi tajemniczy uśmiech, nim ogląda się, upewniając, że nikt nas nie podsłuchuje.
– Mogę ci zaufać?
– No ba! – Uderzam pięścią w stół dla podkreślenia. – W życiu bym cię nie zdradził. W końcu nikt wcześniej nie był tak dobry, by udzielić mi takich rad. A fałszywymi ludźmi to się brzydzę. W chuj i ciut-ciut. – Wzdrygam się, wykrzywiając twarz z odrazą.
Chłopak przygląda mi się przez chwilę, zanim sięga ręką do kieszeni i wyciąga coś, zaciskając to w dłoni.
Obserwuję uważnie, gdy na kilka sekund prostuje palce, pokazując mi woreczek pełny małych tabletek, po czym szybko chowa je z powrotem do kieszeni.
– Jedna, stary. Jedna i mają taki odlot, że to one cię błagają. Żebrzą o twojego kutasa, śliniąc się na samą myśl. Przysięgam ci, ostra jazda.
Mrugam szybko, ponieważ tak mnie dziwnie zaczęły piec oczy, że mam wrażenie, iż za moment będę je sobie musiał wydłubać. Naprawdę nienawidzę tego stanu. Wzrastającego ciśnienia. Drgających mięśni policzka. Chaosu myśli w głowie.
Unoszę palec wskazujący, dając facetowi znać, by poczekał chwilę. Wciskam zaciśnięte pięści w oczy i pocieram mocno, starając się pozbyć czarnej mgły zasnuwającej moje pole widzenia.
Mgła śmierci.
No mówiłem, że nienawidzę tego stanu… Albo uwielbiam. Nie wiem, trudno mi zdecydować.
– To jak, działamy? Bo widzę, że na samą myśl o tym, co będziesz mógł z nią zrobić, aż ci się słabo zrobiło. – Rechocze, na co kiwam mu głową.
– Słabo i gorąco. Każdy mięsień w moim ciele pali mnie żywym ogniem. Dłonie swędzą. Głowa już wizualizuje sobie, co będzie się działo za jakieś trzydzieści minut. Poważnie, przyjacielu, mam wrażenie, że to podekscytowanie za moment sprawi, iż rozpierdoli mi mózg, prosto na ten stół – wyznaję, wciąż na niego nie patrząc, zanim zbieram się w sobie i uniósłszy wzrok, dostrzegam jego zmarszczone brwi. – Będzie dobrze, tylko wiesz co, chyba mam lepszy pomysł. Po co mamy się dzielić jedną cipką, jak możemy mieć po dwie osobiste?
– Ale jak?
– Dziesięć minut drogi stąd jest impreza. Moja znajoma, Roszpunka, jak czule ją nazywam, bo jest taka piękna, robi sobie babski wieczór ze swoimi przyjaciółkami – tłumaczę, wskazując dłonią kierunek, w którym znajduje się wspomniany dom. – Zapraszały mnie, więc możemy tam iść.
– A ta? – pyta, machając ręką w stronę baru.
– Niewarta zachodu. Poza tym co za różnica, jaki to jest worek na spermę, o ile dobrze doi?
Chłopak posyła mi szeroki uśmiech, a ja obiecuję sobie, że postaram się, by mój nowy przyjaciel uśmiechał się tak jak najczęściej.
Najlepiej już zawsze.
***
– To tutaj?
Robert – jak się dowiedziałem, tak ma na imię ten szczęściarz – prawie podskakuje, wskazując na dom, w którym muzyka gra tak głośno, że słyszymy ją już sto metrów od budynku.
Przytakuję, czując, jak adrenalina w moim ciele skacze na wyższy poziom.
– Dałeś znać, że przyjdziemy?
– Oczywiście – prycham, szturchając ramieniem w jego ramię. – Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że się do ciebie dosiadłem. To chyba jakieś przeznaczenie!
Kiedy wszedłem do baru i zauważyłem, że wszystkie loże są zajęte, już miałem wyjść, ale dostrzegłem tego chłopaczka, który siedział sam, i postanowiłem dotrzymać mu towarzystwa. Jestem urodzony pod szczęśliwą gwiazdą. Chyba powinienem zacząć grać w kasynie…
– Może skoczymy razem na rybki? Wiesz, trzeba zacieśniać relacje. Teraz, gdy już zostajemy najlepszymi psiapsiółami na świecie i we wszechświecie, nic tak nie zbliży nas jak wspólne rybeczki.
– Co?
Robert patrzy na mnie, jakbym był oderwany od rzeczywistości, kiedy zatrzymujemy się przed drzwiami, a ja naciskam na dzwonek.
Puszczam mu tylko oczko, gdy muzyka w środku cichnie i widzę, jak jego radość wzrasta, kiedy słyszymy zbliżające się kroki. Cofam się trochę, stając częściowo za jego plecami w momencie, gdy gospodarz otwiera nam drzwi.
Tank obrzuca Roberta uważnym spojrzeniem, zanim patrzy na mnie, unosząc brew.
– Napisałeś, że mój prezent waży około osiemdziesięciu kilogramów, a tutaj stoi ledwie siedemdziesiąt. Zawsze mnie ci chuderlawi wkurwiają, bo muszę bardziej uważać, by zabawa nie skończyła się za szybko – wzdycha, nim na jego ustach pojawia się szeroki wyszczerz. – Wiesz jednak, że niczym nie gardzę.
– Co się tutaj dzieje?
Słaby głos i trzęsące się ciało przyciągają moją uwagę, nim zdążę odpowiedzieć Tankowi.
– No jak co? Przecież Tank jest wielkości czterech dziewczyn. – Cmokam, klaszcząc. – Tank Roszpunka. Zrobiłeś już wieczorny manicure? – zwracam się do kumpla, a on zaprzecza.
– Niestety nie zdążyłem, ale przygotowałem kilka par kombinerek do paznokci.
– Roszpunka? – Robert sapie z niedowierzaniem, próbując się cofnąć, ale wpada na mnie.
– Kurwa, no ja zawsze coś popierdolę. – Uderzam się otwartą dłonią w czoło. – Rozpruwacz. Ale całkiem podobnie brzmi, co nie? No wchodź, przyjacielu, nie bądź taki skromny. – Naciskam na jego plecy, ale zapiera się, przez co muszę złapać go za kark. Wbijam mu palce w szyję, drugą dłonią zatykając usta, kiedy wpycham go do środka. – Impreza będzie jak ta lala, mówię ci. I spermy się pozbędziesz, i uśmiech permanentny dostaniesz, a na koniec pójdziemy na rybki! – rzucam entuzjastycznie. – Popływasz sobie z nimi, nauczymy cię, jak robić takie oryginalne buty z cementu, a później odwiedzisz pewnie miejsce, w którym jest kurewsko gorąco.
Piekło czeka z otwartymi wrotami.
***
– Gavin?
To jęknięcie mojej bratowej niedługo będzie mi się śniło po nocach. Nawet nie muszę się odwracać, by wiedzieć, jaki ma wyraz twarzy.
– Co ty znowu zrobiłeś? – fuka, jednocześnie zła i zmartwiona, kiedy okrąża stół kuchenny, by przyjrzeć się moim nieudolnym próbom opatrzenia rąk. – Daj mi to – wzdycha, dosuwając drugie krzesło. – Czemu mnie nie obudziłeś?
– Bo lubię swoją piękną twarz. – Puszczam jej oczko, posłusznie wystawiając dłonie. – A Tobias by mi ją przeorał, gdybym mu żonę z łóżka wyciągał za każdym razem, gdy zrobię sobie kuku.
– Kuku? – parska, nim złośliwie naciska na jedno z brzydszych skaleczeń. – Dłoni za to za bardzo nie szanujesz.
Nic nie odpowiadam, ponieważ ma rację. Na dłoniach mi tak nie zależy. Lubię ich używać o wiele bardziej, niż posługiwać się bronią czy nożami. Lubię czuć na własnej skórze to, czego dokonuję. Nie zawsze mam taką okazję, ale kiedy już jest, to wykorzystuję ją dobrze. Tak jak dzisiaj.
Chuj z moimi dłońmi. Robert stracił zęby i o wiele więcej…
– Gdzie byłeś? – pyta Ronnie, sięgając po bandaż.
– Na rybach.
– Na rybach o trzeciej w nocy?
– Tak, z Tankiem. – Uśmiecham się szeroko, na co tylko przewraca oczami, zanim poważnieje.
– Nie zbawisz całego świata, Gavin – stwierdza ze smutkiem. – Martwię się o ciebie. Ostatnio szalejesz bardziej niż zwykle. Obawiam się, że kiedyś porwiesz się na coś, czemu nie dasz rady. Złamiesz nam serca, jeśli coś ci się stanie.
– Awww, słodkości. – Cmokam, opierając się wygodnie. – Znam swoje możliwości. I swój cel w życiu. Wyzwalam świat od zła wszelkiego, ja, Gavin Blare, w imię szatana potężnego.
– Czynisz zło, jednocześnie czyniąc większe dobro. Więc szatan to chyba niewiele ma tu radości – wzdycha, odsuwając się lekko, gdy kończy pracę nad moimi dłońmi. – Potrzebujesz kobiety – rzuca z powagą, wskazując na mnie palcem, kiedy ja zaciskam usta, by się nie roześmiać. – Ale nie takiej na piętnaście minut. Raczej takiej, która okiełzna to, co buzuje w twoim wnętrzu.
Zakrywam usta zabandażowaną dłonią, lecz nie wytrzymuję i mimo wszystko wybucham śmiechem. Veronica patrzy na mnie, kręcąc lekko głową, ale dostrzegam rozbawienie migoczące w jej oczach.
– Jeszcze się taka popierdolona nie urodziła, co by serce me spierdolone utuliła… Ale to zabawne, że akurat dzisiaj o tym mówisz! Poznałem w barze modliszkę. Piękna i niewinna na pierwszy rzut oka, a w oczach ogień. Uraczyła mnie nawet słodziutkim „odpierdol się”. No mówię ci, gdyby nie była taka młodziutka…
– Nie mów, że to jakaś nastolatka. – Ronnie patrzy na mnie z przerażeniem.
– Zwariowałaś? Musi być gdzieś w moim wieku – tłumaczę, na co Veronica marszczy brwi, jakby niczego nie rozumiała. – Przecież wiesz, że lubię starsze babeczki. Takie co najmniej dziesięć lat.
– I na tym zakończymy dzisiejszą rozmowę…
– No nie bądź taka! Porozmawiajmy trochę o tematach dla dorosłych. Seks, seks, seks, moja kochana bratowo. Seks, to jest to, o czym dorośli powinni rozmawiać!
– Nie słucham cię! – Zakrywa dłońmi uszy, podchodząc do lodówki. – Nie będę z tobą o tym dyskutować!
– No dawaj! Mogę ci powiedzieć, co lubią mężczyźni – droczę się, kiedy opuszcza rękę, by otworzyć lodówkę i wyjąć z niej sok. – Jestem pewny, że mój brat doceni… Aua, kurwa! No do chuja miłego! – Łapię się za tył głowy, odwracając w stronę Tobiasa, który stoi w samych bokserkach, ze skrzyżowanymi na klacie rękoma i mordem w oczach.
– Lubisz swój język? – pyta niskim głosem, kiedy ja już cofam się w stronę wyjścia, przygotowując do biegu.
– Jest całkiem przydatny – wyznaję, oblizując wymownie usta. – A twój? Veronica, jak to jest z językiem Tobiasa? Braciszku, potrzebujesz kilku lekcji? Bo wiesz, w razie czego służę pomocą.
– Uciekaj.
– Robi się. – Mrugam, nim biegiem ruszam do swojej połowy domu, chociaż wiem, że Tobias nie zrobił nawet kroku.
To nasza ulubiona rozrywka. Ja udaję, że się go boję, a on udaje, że jak mnie złapie, to zrobi mi krzywdę. Chociaż czasami rzeczywiście widzę w jego oczach, że ma na to ochotę.
Miłość do mnie jednak mu na to nie pozwala. Wiadomka. Niewiele osób akceptuje moją odmienność, lecz jeśli chodzi o rodzinę, nigdy nie mam wątpliwości, że jestem wśród dobrych ludzi. Dobrych dla mnie.
Reszta może się pierdolić.
Rozdział 4 Gavin
Billie Eilish –Therefore I Am
Ledwie stawiam krok w ogrodzie Lloyda, próbując ochronić niewyspane oczy przed rażącym słońcem, a już słyszę pisk, który rani moje uszy do tego stopnia, że prawie zaczynają krwawić.
Nie mówię, że go nie kocham. Rzadko kto aż tak się cieszy na mój widok…
– Wuuujaaa! – Wrzask ponad dwuletniego gremlina roznosi się wokół, przyciągając parę spojrzeń, lecz nie mam czasu się na nich skupiać.
Jedyne, co zdążam zrobić, to uchylić się, gdy rozemocjonowana kula ognia prawie wbiega w moje krocze.
Wuja, wuja… Wuja prawie stracił chuja.
Łapię Xaviera za koszulkę na karku i podnoszę, a on dynda, śmiejąc się przy tym jak opętany.
– Co ci mówiłem na temat witania się z wujciem? No co ci mówiłem, mały skrzacie? – Sadzam go sobie na biodrze, próbując utrzymać wijącego się malca, i ponownie odwracam się w stronę obecnych, kiedy…
– Gavin, uważaj!
Marszczę brwi na Larissę, kiedy ostre zęby wbijają się tuż nad moim kolanem.
Ani drgnę, bo niechcący mogę zrobić krzywdę małej pannie, a wtedy zapewne krzywda stanie się mnie. Nawet ja, najlepszy w fachu spierdalania, przed Lloydem w takim momencie spierdolić nie zdążę.
Przeklinać też mi głośno nie wolno, bo później tygodniami słucham od ojców tych dwóch małych diabłów wcielonych, że nie szanuję młodych uszu.
No stoję niewzruszony…
Ale mięśnie szyi napiąłem do tego stopnia, że powinni to zapisać w Księdze rekordów Guinnessa.
– Przepraszam! Lucy, nie wolno! Mama ci mówiła, że nie wolno gryźć!
Kobieta odrywa złośliwą pijawkę od mojej nogi, a ja dopiero wtedy wypuszczam wstrzymywany oddech i patrzę na dziewczynkę, która słysząc karcący ton mamy, wygięła usta w podkówkę i zaczęła cicho płakać.
– Nie no luzik, Lucy – nucę łagodnie, zbliżając się do niej, a ona od razu wyciąga ręce w moją stronę, więc nie mam wyjścia, sadzam ją na drugim biodrze.
Nie wiem dlaczego – to znaczy wiadomo, kto tu jest najlepszy – ale kiedy jestem w pobliżu, oboje zachowują się jak małe rzepy.
– Możesz gryźć wujcia, ile chcesz – stwierdzam, nim pochylam głowę w jej stronę. – Miło by jednak było, jakbyś nauczyła się mówić i uprzedziła, do kur… – Urywam, słysząc głośne sapnięcie Lary. – No, tak więc, gdzie są wasi ojcowie, jak są potrzebni?
Rozglądam się wokół, dostrzegając kilka znajomych twarzy, ale moją uwagę zwraca mama Lloyda i Emmy, która kieruje się w naszą stronę z pobłażliwym uśmiechem.
– Pani Gelbero, pani jak zawsze piękna niczym kwiatuszek. Nawet sobie pani nie wyobraża, jak me serce się raduje, gdy panią widzi. – Mrugam do niej, z radością obserwując, jak jej policzki się rumienią, chociaż posyła mi karcące spojrzenie.
– A ty jak zawsze jesteś niemożliwy – prycha na mnie, ale i tak unosi przy tym kącik ust. – Lepiej daj mi dzieci, zanim to się skończy jak ostatnio. Moje stare uszy nie mają siły słuchać, jak mój syn i zięć zabijają cię werbalnie na wszystkie możliwe sposoby.
– Oj tam, zaraz stare. – Cmokam, kiedy przejmuje ode mnie Lucy, po czym łapie za rękę Xaviera, którego właśnie postawiłem na trawie.
Młody próbuje się jej wyrwać i wrócić do mnie, ale w końcu rezygnuje, widząc, że babcia w ogóle nie reaguje na jego szarpanie.
– Ale jakie piękne! Poza tym, nic takiego nie zrobiłem. Trochę podrzucania i od razu, że za wysoko, że upuszczę, że dwójki się na plecach jednocześnie nie nosi, że nie robić karuzeli za jedną nogę. No nic się te sztywne gnojki nie znają na zabawie! A jakoś muszę pracować na miano najlepszego wujcia, wiadomka, prawda?
– Posadziłeś Xaviera na drzewie i kazałeś udawać wiewióra.
– Cieszył się, że może podgryzać gałęzie – rzucam obronnie, ledwie powstrzymując śmiech.
– Mógł spaść…
– Szczegóły, szczególiki. Ale nie spadł? No nie spadł. I wszyscy wiedzą, że bym na to nie pozwolił.
– Jak powiedziałam: jesteś niemożliwy – parska i odwraca się, ale zdążam zauważyć jej uśmiech.
– Chciała chyba pani powiedzieć, pani Gelbero, niemożliwie przystojny!
Potrząsa głową, kiedy odchodzi z dziećmi, a ja patrzę na nią, szczerząc się, dopóki mojego widoku nie przesłania męska sylwetka.
– Musimy pogadać. – Alex rozgląda się nerwowo, po czym łapie mnie za ramię i ciągnie za róg domu.
– Nie tak ostro, pysiaczku – kpię, wyrywając rękę z jego uścisku, nim wygładzam koszulkę. – Masz szczęście, że jestem tak zmęczony, iż nawet mi się nie chce pierdolnąć cię w gębę. – Jak na potwierdzenie ziewam głośno, opierając się o ścianę budynku, gdy on wyciąga fajki, odpala jedną i głęboko się zaciąga. – Mów – wzdycham, pocierając oczy.
– Potrzebuję przysługi. I dyskrecji. Bo widzisz… – Urywa na moment, jakby ważył słowa.
Zerka na ogród, zanim wraca do mnie spojrzeniem i zbliża się tak, że gdybym chciał, mógłbym wyczuć co jadł dzisiaj na śniadanie.
Nie bardzo jara mnie wdychanie męskiego zapachu, ale jeszcze mniej tłumaczenie, dlaczego połamałem szczękę najlepszemu człowiekowi Lloyda, dlatego nie reaguję, starając się poskromić swój temperament.
– Moja siostra wróciła do miasta i dziwnie się zachowuje. – Chrząka, nim pociera twarz zdenerwowany. – Potrzebuję kogoś, kto trochę za nią pochodzi i da mi znać, czy mam się o co martwić… Co ty robisz?
Przerywam wyciąganie wszystkiego, co znajduje się w moich kieszeniach, i patrzę w jego zniecierpliwione oczy.
– Szukam jakiegoś dowodu na to, że kiedy odsypiałem swojego nocnego pierdolca, ktoś przyszedł, podmienił moją tożsamość i teraz jestem detektywem czy kimś w tym rodzaju, ale wyobraź sobie, chociaż sam nie mogę w to uwierzyć, nic takiego się nie zdarzyło.
– Gavin…
– Powodzenia, Alex. I chuj ci w pięty dla zachęty. – Cmokam i próbuję się odsunąć, ale zagradza mi drogę.
– Naprawdę potrzebuję kogoś zaufanego – rzuca desperacko.
No dobra. To mnie zatrzymuje, ponieważ skoro Alex Chadburn powiedział coś takiego do mnie, to chyba sprawa rzeczywiście jest ważna. Nie to, że jakoś szczególnie się nie lubimy, ponieważ na ogół się tolerujemy – nie licząc małego wzajemnego dogryzania – lecz nie ma między nami przyjaźni. Nie jest jednak tajemnicą, że jestem godny zaufania, i on dobrze o tym wie. Potrafię strzec sekretów.
– Dlaczego nie może to być ktoś od Lloyda czy Zacka? – wzdycham, postanawiając, że chociaż go wysłucham.
– Ona zna ludzi Lloyda, przynajmniej tych, którzy pracują u niego długo, czyli tych, którym wiem, że mogę ufać. A jeśli chodzi o Zacka… Wiadomo, że musiałby o tym wiedzieć, a wiesz, że Emma często przebywa w firmie. Jeśliby się przypadkiem o tym dowiedziała, to znając całą tę jej zasadę o solidarności jajników czy innym gównie, jestem pewien, że sprzeda mnie w ciągu sekundy.
– I w sumie miałaby rację. Zdradzę ci mały sekret: jeśli chcesz żyć z siostrą w zgodzie, to nikogo na nią nie nasyłaj. Sam to zrób, nie wrabiając nikogo postronnego. Jeśli ktoś by się wpierdalał w moje życie, nawet na zlecenie Tobiasa, oskórowałbym go z uśmiechem na ustach – stwierdzam, obserwując, jak rzuca niedopałek, po czym sięga po kolejną fajkę.
– Ja się naprawdę o nią martwię. Widzisz, prosiła mnie o rzeczy, o które normalna dziewczyna prosić nie powinna.
– Ile ona ma lat?
– Dwadzieścia sześć…
– Poważnie, Alex? Chcesz niańki dla dorosłej kobiety? Myślałem, że my tu rozmawiamy o jakiejś nastolatce, która wróciła do domu z wakacji. Poza tym dlaczego, do chuja miłego, po prostu z nią nie porozmawiasz?
– Nie jestem jej ulubieńcem – burczy, zanim wzdycha i opiera się o ścianę obok mnie. – Mamy… Kilka niezałatwionych spraw. A Aurora przeżyła coś, co sprawiło, że stała się inną kobietą. Ma przeszłość, która…
– Błagam cię, człowieku. Przeszłość ma dziewięćdziesiąt procent osób obecnych w tym ogrodzie, łącznie z właścicielami tej posiadłości, o czym bardzo dobrze wiesz. Każdy ma jakąś przeszłość, a jedyne, co bliscy takiej osoby powinni zrobić, to postarać się znaleźć sposób, w jaki można do niej dotrzeć. I to jest twoje zadanie domowe. Odrób lekcje i zapierdalaj do siostry, by szczerze z nią pogadać, zamiast wciągać mnie w rodzinne problemy, które mnie nie dotyczą. Pomógłbym ci, jeśli chodziłoby o zapewnienie jej bezpieczeństwa bądź pozbycie się kogoś, kto jej zagraża. Nie pomogę ci rozwiązać twoich niesnasek z siostrą i na pewno nie mam zamiaru wchodzić między dwójkę skłóconego rodzeństwa. A na jej miejscu, gdybym się dowiedział, co kombinujesz, postrzeliłbym cię w dupę.
Macham lekceważąco ręką, żeby dał mi już spokój, po czym wychodzę zza rogu i omiatam wzrokiem wszystkich, dopóki nie natrafiam na twarz, która sprawia, że staję jak wryty.
Łapię za dół koszulki i unoszę ją, aby potrzeć oczy, ponieważ jestem przekonany, że mam omamy, nim znów patrzę na dziewczynę, która stoi przy stole z piwem w dłoni, wyglądając, jakby chciała być wszędzie, tylko nie tutaj.
Alex chce mnie wyminąć – obrażony czy urażony, wyłącznie szatan wie – ale tym razem to ja łapię go za ramię i zatrzymuję w miejscu.
– Znasz tę dziewczynę?
Unoszę podbródek w jej stronę, a Alex podąża za moim wzrokiem, nim odwraca gwałtownie głowę, mrużąc na mnie oczy.
– To właśnie Aurora, moja siostra.
O słodki losie.
Z nową energią ruszam w jej kierunku, kompletnie ignorując groźby, które dyszy do mnie Alex. Nie idzie jednak za mną, chociaż czuję jego spojrzenie na karku, a ja prawie w podskokach docieram do anielskiej diablicy.
– Piękna modliszka – mruczę, zatrzymując się za jej plecami.
Wyraźnie widzę, jak napina ciało, nim bardzo, bardzo powoli odwraca się w moją stronę, posyłając ten swój niewinny uśmiech. Tylko na sekundę spogląda w bok, gdzie pewnie nadal stoi Alex, i mam wrażenie, że nie chce, by wiedział, że już mieliśmy ogromną przyjemność się poznać.
– Normalnie aż promieniejesz na mój widok. No kto by pomyślał, że przeznaczenie będzie nas pchać ku sobie, i to w tak zawrotnym tempie! – Robię jeszcze jeden krok w jej stronę.
Dziewczyna wciąż utrzymuje ze mną kontakt wzrokowy, lecz wyraz jej twarzy się nie zmienia. Tylko na mnie patrzy, tymi niebieskimi oczami, w których błyszczy jakiś rodzaj szaleństwa. Znam ten błysk. Widzę go codziennie w lustrze.
Jesteś małą, słodziutką zagadką, panno Chadburn.
– Po prostu nie mogę uwierzyć we własne szczęście – mruczę, kątem oka dostrzegając, jak porusza ręką.
Jest przekonana, iż nie mogę tego dostrzec, ponieważ stoi bokiem, lecz to tylko mówi mi, że kompletnie nie zdaje sobie sprawy, z kim ma do czynienia.
– Widzę, że ty również tryskasz radością – nucę z entuzjazmem, przez ułamek sekundy spoglądając na broń w jej dłoni. – Muszę lecieć, aniołku, ale nie tęsknij za mną, bo przysięgam ci na własne życie, że porozmawiamy szybciej, niż trwa odbezpieczanie broni. – Puszczam jej oczko, zanim odchodzę, nie oglądając się za siebie.
Jest w tej kobiecie coś takiego… Ale zastanowię się nad tym później.
W tej chwili nie jest moją ulubioną dziewczyną.
***
Aurora
Chowam broń, ignorując drżenie dłoni i wszystkie uczucia, które wywołał we mnie ten facet.
Delikatnie się rozglądam, chcąc się upewnić, że nie zwróciliśmy na siebie uwagi, po czym dopijam resztkę piwa, odstawiam butelkę na stół i ruszam w kierunku domu.
Jak tylko przyjechałam, Alex powiedział, żebym czuła się swobodnie, i pokazał mi, gdzie jest łazienka, gdybym jej potrzebowała. Jeszcze do niedawna chodził za mną jak cień, próbując nawiązać niezręczną rozmowę, nim w końcu powiedział, że musi coś załatwić i zostawił mnie samą, dając chwilę wytchnienia.
Teraz ja potrzebuję momentu dla siebie, by opłukać twarz zimną wodą i wziąć się w garść.
Znam tego całego Gavina ledwie pięć minut, ale już mam dziwne wrażenie, że może być dla mnie problemem.
Jego sposób bycia, pewność siebie oraz nieznikające zadowolenie to tylko ułamek tego, co w nim jest. Widzę to wyraźnie i jestem nad wyraz świadoma, że jest niebezpieczny. Potrafię to wyczuć. Dostrzegłam to już wczoraj w barze.
Wygląda na wyjątkowo skomplikowanego mężczyznę – jego wygląd całkowicie przeczy zachowaniu, ale wyczuwam, że ta otaczająca go aura żartobliwości i radości bardzo szybko może zamienić się w coś odwrotnie proporcjonalnego.
Stwarza tylko złudne wrażenie.
Tak jak ja.
Mijam kilka osób, posyłając im uprzejme uśmiechy, nim wchodzę do pustego domu i kieruję się prosto do łazienki. Docieram do niej w mniej niż minutę, lecz kiedy chcę nacisnąć klamkę, ktoś gwałtownie szarpie mnie za łokieć, odwraca i z impetem przyciska do drewnianych drzwi.
– Nu, nu, nu. – Gavin potrząsa głową, jakby był mną rozczarowany, otaczając mnie przy tym zapachem swoich perfum.
Nawet nie drgnę, kiedy przenosi dłoń na moją szyję i obejmuje ją lekko, lecz na tyle stanowczo, bym nie próbowała się wyrywać. Zaciskam usta, wpatrując się w jego przymrużone oczy otoczone długimi, gęstymi, czarnymi rzęsami, kiedy wyczuwam, jak coś zimnego zaczyna przesuwać się po mojej ręce.
– Naprawdę nu, nu, nu, piękna modliszko. – Przysuwa się bliżej, przyciskając swoją klatkę piersiową do mojej.
Z każdym ciężkim oddechem ocieram się o niego, świadoma bliskości i przewagi, jaką ma nade mną, ale nie próbuję zmienić swojego położenia.
Mam instynkt samozachowawczy i zdaję sobie sprawę z siły tego faceta, więc po prostu wiem, że byłoby to bezcelowe.
Poza tym, co najważniejsze, nie boję się go. Krzywda fizyczna, jaką mógłby mi wyrządzić, nie napawa mnie strachem.
To nie robi na mnie najmniejszego wrażenia.
– W tym ogrodzie jest wiele osób, dla których wyrwałbym sobie serce i podał swojemu wrogowi na tacy, gdyby ich życie było zagrożone, wiesz? – nuci, a ja czuję zimny metal na swojej skroni w momencie, gdy słychać ciche kliknięcie. – Ale co najważniejsze, w tym ogrodzie jest dwójka małych, niewinnych dzieciaczków. I chociaż ich ojcowie nie są niewinni, to sprzedaliby duszę lucyferowi, by ich dzieci pozostały bezpieczne i niewinne najdłużej, jak mogą. A ty przychodzisz do tego domu jako gość, i tylko dlatego, iż nie podoba ci się moja obecność, swobodnie wyciągasz broń na środku jebanego podwórka. Nie rozejrzałaś się wcześniej, by upewnić się, że mały chłopczyk, który uwielbia wbiegać w ludzi, okazując swoją radość, właśnie nie pędzi prosto na lufę pistoletu, ponieważ byłaś tak skupiona na mnie, że nawet byś tego nie zauważyła. Ani tego, jakby mała Lucy podbiegła, kołysząc się na swoich niestabilnych nóżkach, i złapała za broń, którą tak pięknie prezentowałaś. Taka śliczna, a taka głupia. Cóż za rozczarowanie – wzdycha, mocniej dociskając pistolet do mojej skóry.