Your Endgame - Katarzyna Kucharczyk - ebook + książka

Your Endgame ebook

Kucharczyk Katarzyna

2,9

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Oto romans dla każdej Swiftie – mrugnięcie okiem do prawdziwych fanów.

RoseMarie Spring to ikona. Supergwiazda popu, kobieta sukcesu, idolka milionów.

Tylko że ostatnio pewien raper zmieszał ją z błotem, a ukochany mężczyzna złamał serce.

Rose zostały trzy miesiące do premiery nowego albumu, a ona wciąż nie napisała nawet jednego utworu.

Jej zdesperowany menadżer wpada na pomysł – kontaktuje się z agentką swojego sportowego idola, futbolisty Tylera Kellera, który niedawno wrócił na boisko po ciężkiej kontuzji i w nowym zespole potrzebuje dobrego PR-u.

Plan jest prosty: Tyler ma zabrać RoseMarie na kilka randek, by dać jej upragnioną inspirację. Niestety, wszystko niemal od razu legło w gruzach… a przynajmniej tak się wydaje. Bo RoseMarie postanawia napisać do Tylera z inną ofertą: ten opowie jej historię swojej nieszczęśliwej miłości, a ona wyciągnie z niej materiał na piosenkę.

Żadne z nich nie wie, że będzie to początek współpracy, która przyniesie coś więcej niż kolejny singiel o złamanym sercu…

To będzie historia o zniszczonej reputacji, słodkiej zemście i prawdziwej miłości.

Katarzyna Kucharczyk z książkami związana jest od najmłodszych lat. W 2013 r. zaczęła publikować na Wattpadzie, gdzie pod pseudonimem kathy_s pisała fanfiction i oryginalne opowiadania. Jest miłośniczką wszelkiego rodzaju popkultury, czytelniczką różnorodnej literatury i dziennikarką w toruńskiej gazecie. Możecie znaleźć ją na bookmediach, gdzie działa jako @zkindlewziete.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 550

Oceny
2,9 (16 ocen)
4
2
4
1
5
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Moooneta

Nie polecam

Żadna szanująca się swiftie nie weźmie tej szmiry do ręki, więc zupełnie nie rozumiem, kto ma być targetem tego „dzieła”. @Prószyński i S-ka, naprawdę nikt u was nie pomyślał, że wydawanie tego to jednak zły pomysł, nikt nie pomyślał, by posłuchać fanów, którzy słusznie się oburzyli? Nic nowego, że żądza zysku zabija w ludziach wszelkie poczucie dobrego smaku, a jednak znów komuś udało się mnie w tej kwestii zaskoczyć. Żenada.
324
Jomik

Nie polecam

Tragicznie napisane, styl miernych wattpadowych wypocin. Wypowiedzi i rozmowy nienaturalne, postacie płaskie jak kartka papieru - większość ma nadaną jedną cechę i przez jej pryzmat są przedstawiani przez cały tekst. Główna bohaterka nieznośna, infantylna, dodatkowo zmienia humory w takim tempie, że sprawia wrażenie cierpiącej na zaburzenia nastroju. Sama świetnie opisuje swoją kreację w jednej ze scen, rozważając zachowanie swoje i mężczyzny "może właśnie tacy byliśmy - nielogiczni, nieprzewidywalni, humorzaści". " Prawdopodobnie byłam najgłupszą osobą na świecie (.. wyciągnięte oczywiście z kontekstu)" też wspaniale pasuje do jej zachowania. Główny bohater nie lepszy, podobna huśtawka emocjonalna. Także serwuje w jednym ze swoich wewnętrznych monologów refleksję idealnie pasującą do podsumowania jego osoby - "Czas na terapię, choleryku". Wpada w ataki furii, po chwili jego nastrój się zmienia i dziwi się, że po wcześniejszym wybuchu kobieta nie chce od razu przejść z nim do wspólnego...
71
ruudex

Nie polecam

Nie czytajcie tej szmiry! Nie wiem, kto pozwolił na wydanie tego, ale zdecydowanie nie polecam.
Dolores88

Nie polecam

Poległam po przeczytaniu kilkunastu stron. Zazwyczaj daje książce szansę conajmniej do setnej strony ale tutaj...no cóż,nie dałam rady. Bohaterzy (,ale szczególnie bohaterka ) byli nijacy i irytujący do granic mozliwosci. Zero charakteru. Infantylność i humorzastosc bohaterki doprowadzała mnie do szału. Rzadko zdarza mi się tak negatywnie oceniać jakąś książkę,staram się znaleźć jakieś pozytywy,ale jak dla mnie? Tutaj takowych nie ma...strata czasu ,który mogę poświęcić na czytanie czegoś ciekawszego.
31
Mymek1111

Nie polecam

Jak można żerowaċ na czyimś życiu i pisać o tym fanfiction Dramat, nie marnujcie na to czasu
31

Popularność



Podobne


Copyright © Katarzyna Kucharczyk, 2024

Projekt okładki

Dixie Leota

Opracowanie okładki

Anna Jamróz

Redakcja

Aneta Kanabrodzka

Korekta

Katarzyna Kusojć,

Sylwia Kozak-Śmiech

Rysunki w książce

Harryarts/Freepik

ISBN 978-83-8352-892-2

Warszawa 2024

Wydawca

Prószyński Media Sp. z o.o.

02-697 Warszawa, ul. Rzymowskiego 28

www.proszynski.pl

Rodzicom

Za to, że pozwoliliście mi pisać

i wydawać wszystkie oszczędności na książki

Playlista od autorki

1. Taylor Swift, End Game

2. Taylor Swift, Love Story

3. Taylor Swift, You Belong With Me

4. One Direction, What a Feeling

5. One Direction, A.M.

6. Olivia Rodrigo, Déjà vu

7. Lor, fanfiction

8. Florence + The Machine, You’ve Got the Love

9. ZAYN, What I Am

10. Benson Boone, Beautiful Things

Miejsce na Twoją playlistę

Droga Czytelniczko, Drogi Czytelniku!

Wydarzenia przedstawione w książce, a także jej bohaterowie są wytworem wyłącznie fikcyjnym, lecz inspirowanym światem popkultury, muzyką oraz tzw. fangirlingiem.

Niektóre sytuacje, zasady, przepisy czy szczegóły zostały – świadomie lub nie – zmienione, pominięte lub rozszerzone na potrzeby powstania utworu.

Prolog

Wikipedia: RoseMarie

Rosemary Spring (ps. RoseMarie) – amerykańska piosenkarka, multiinstrumentalistka i autorka tekstów.

Piosenki Spring łączą w sobie wiele gatunków, m.in. electropop, pop, teen pop, pop-rock, rock, country czy folk.

W wieku 15 lat podpisała kontrakt z wytwórnią Sprenter Music Records. W dniu jej 16. urodzin ukazał się jej debiutancki album pod tytułem RoseMarie, który trafił na 11. miejsce listy Billboard 200. Dwa lata później wydała drugi studyjny album, zatytułowany Bez skazy. Płyta osiągnęła spory sukces komercyjny, docierając do pierwszych odbiorców z Europy i Azji. Była najlepiej sprzedającym się albumem w Stanach Zjednoczonych. Trzeci krążek wokalistki ukazał się rok później. Po raz pierwszy trafiły na niego utwory napisane przez samą Spring. Płyta Mówię tylko wiosną nie osiągnęła tak wielkiego rozgłosu, lecz dzięki singlowi Mów wiosną Spring wystąpiła podczas 56. rozdania nagród Grammy. Swój czwarty studyjny album zatytułowała Kolor, a każda z piosenek zyskała tytuł będący nazwą innej barwy. Półtora roku później wydała kolejny album, pod tytułem 0901, który odnosi się do daty jej urodzin. Za dwie piosenki z krążka otrzymała nagrodę Grammy, a ponadto dotarły one na sam szczyt listy Billboard 100.

RoseMarie jest jedną z najlepiej sprzedających się artystek na całym świecie. Na swoim koncie ma ponad 30 milionów sprzedanych albumów oraz ponad 100 milionów sprzedanych singli. Dwukrotnie znalazła się na liście najbardziej wpływowych kobiet świata. Zasłynęła też największym datkiem przekazanym na rzecz Fundacji Razem Raźniej – było to 10 milionów dolarów. Fundacja wspiera osoby w kryzysie psychicznym.

Singiel RoseMarie przełożony po raz trzeci!

Świat muzyki ma dość RoseMarie! Team wokalistki właśnie poinformował w mediach społecznościowych, że zapowiadany już dwukrotnie singiel znowu nie zostanie opublikowany w wyznaczonym terminie. Lion Spencer, menedżer RoseMarie, na konferencji prasowej zwołanej trzy tygodnie temu obiecał, że do końca roku fani otrzymają nowy album. Zostały tylko trzy miesiące, a wieści o jakichkolwiek muzycznych nowościach wciąż brak. Fani nie kryją zawodu, hejterzy natomiast już zacierają ręce, by wylać kolejne wiadro pomyj na piosenkarkę. Nie da się jednak ukryć, że wszyscy mają już dość niedotrzymywania obietnic i słów rzucanych na wiatr.

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Rosemary

Siedziałam przy fortepianie już drugą godzinę. Ołówek za uchem z każdą minutą coraz bardziej mi ciążył. Muzyczne oświecenie nie przychodziło, a tykanie zegara znajdującego się gdzieś w pomieszczeniu zaczęło mnie irytować. Wgapiając się w przestrzeń, liczyłam nie tylko sekundy. Liczyłam na to, że spod moich palców wyjdzie choćby jeden dźwięk, który dałby nadzieję, że uda mi się ukończyć podjęte kilka miesięcy temu muzyczne wyzwanie. Byłam tak bardzo spóźniona… Mimo to, zamiast wziąć się do roboty, siedziałam, myślałam i wpatrywałam się w przestrzeń.

Oparłam czoło o klawisze instrumentu, wypuszczając przy tym głośny oddech pełen irytacji. Z każdym drgnięciem wskazówek przybliżałam się do deadline’u związanego z wydaniem kolejnego albumu. Zostały tylko trzy miesiące do zapowiedzianej przez wytwórnię premiery, a ja miałam jedną piosenkę, w dodatku słabą, jakby nie moją.

Odczuwałam coraz większą presję, wpadałam w panikę na samą myśl o możliwości zerwania kontraktu. Ci, którzy mnie nie znali prywatnie, odbierali mnie jako niezależną, w ich oczach miałam wpływ na to, co tworzę. Nie wiedzieli, że narzucano mi, ile piosenek ma się znaleźć na albumie, jaki płyta powinna nieść przekaz, a nawet tempo i charakter utworów. Teksty, które samodzielnie tworzyłam, niejednokrotnie przechodziły przez ręce profesjonalnych tekściarzy – i fakt, często je udoskonalali, dodawali coś czy po prostu usuwali rytmiczne potknięcia, ale przez to wszystko jakaś cząstka mnie wymykała się z napisanej piosenki.

– Nienawidzę Nowego Jorku – krzyknął Lion, mój menedżer i najlepszy kompan w muzycznej niedoli. – Wszędzie korki. I ten cholerny deszcz… Twoja kawa.

Usłyszałam kroki za moimi plecami, co oznaczało, że wszedł do pomieszczenia.

– Napisałaś choć słówko? Nutkę?

– Daj mi spokój – powiedziałam markotnie. – To się nie uda, nic nie napiszę na tę cholerną płytę.

– Napiszesz, bo musisz. – Lion rozsiadł się na kanapie obok fortepianu i podał mi kubek pełen czarnej kawy. – A jak nie uda ci się do końca miesiąca stworzyć choćby czterech piosenek, to zatrudnimy w tajemnicy jakąś tekściarkę, która rozumie złamane serca i te sprawy.

– Nie mogę napisać czegoś, nie wiem, o nadziei, depresji, prokrastynacji? – spytałam, machając przy tym dłonią.

– Możesz, jeśli wpleciesz, że to przez chłopa. – Lion wzruszył ramionami. – Słońce, jesteś po rozstaniu. Fani tego oczekują.

– Wiesz, że nie tego chcą.

Lion wywrócił oczami i pokręcił głową w niemocy. Widziałam, jak męczy go przesiadywanie ze mną od rana do wieczora w moim niedawno kupionym apartamencie na przedmieściach Nowego Jorku. Sama dla siebie byłam już męcząca. Do zastoju twórczego dochodziła też świadomość, że nie wydałam nic nowego od trzech lat. W świecie największych gwiazd muzyki oznaczało to powolną i prawdopodobnie nieuniknioną śmierć artystyczną.

Wiele rzeczy się na siebie nałożyło. Przybywało plotek, tata zmarł, rozstałam się z kolejnym mężczyzną, a w dodatku zyskałam łatkę kobiety, która nie zasłużyła na swój sukces. Wszystko przez to, że zostałam publicznie zlinczowana przez jednego z raperów podczas transmitowanej na żywo gali rozdania nagród. Nowy krążek miał pokazać, że wracam silniejsza i odmieniona, ale czy tak właśnie było? Niekoniecznie. Wciąż czegoś mi brakowało.

– Obejrzę wiadomości i spadam – mruknął Lion, włączając telewizor. – Stacy czeka z małą w domu. Tęsknię za nimi.

Kiwnęłam głową. Nie chciałam i nie mogłam go dłużej zatrzymywać. Był ojcem i mężem, a cały swój wolny czas poświęcał mnie. Wiedziałam, że nie walczy tylko o mnie, lecz także o siebie i swoją posadę. Byłam pewna, że jeśli nie udałoby nam się stworzyć idealnego albumu, ze strony szefostwa spotkałyby go koszmarne konsekwencje, a przecież nie mogłam do tego dopuścić.

– Pogadam ze Stacy o złamanym sercu. Spiszę parę pomysłów, może coś ugramy – zapewnił, choć wyczułam nutkę goryczy w jego głosie.

Wstałam od instrumentu, by zająć miejsce tuż obok Liona. Dotykaliśmy się ramionami, lecz było to całkowicie naturalne. Kawa polała się na moją białą bluzę, ale nie zrobiło to na mnie wrażenia. Utkwiłam wzrok w ekranie telewizora, na którym przewijały się najnowsze wiadomości z kraju. Nie działo się nic nadzwyczajnego – kilka rabunków, trochę polityki, której co najmniej nie znosiłam, parę informacji ze świata kultury, i tyle. Lion niektóre komentował, a ja tylko chichotałam pod nosem z powodu jego absurdalnych słów.

– Oni ten kraj doprowadzą do ruiny. Jeszcze tylko sport i spadam, obiecuję – powiedział ze śmiechem.

– Dobrze, przecież cię nie wyganiam.

– Oblałaś się.

– Tak, wiem, to nic nowego.

– Masz rację, Mary…

Wywróciłam oczami na to, jak mnie nazwał. Nie lubiłam tego imienia.

– …ciągle się brudzisz, potykasz. Cud, że jeszcze nie spad­łaś ze sceny.

– Publiczność by się ucieszyła.

– A potem by cię rozszarpała. – Zaśmiał się głośno. – Już widzę, jak twoja oderwana głowa wędruje przez tłum.

– To chore wyobrażenie, wiesz o tym? – Spojrzałam na niego ze zdziwieniem. Skąd przyszła mu na myśl tak drastyczna wizja? – Czy Stacy nie jest zaniepokojona takimi pomysłami? Wie, z kim w ogóle sypia?

Lion zarechotał, odchylając się na oparcie kanapy. Zamknął oczy i odetchnął, próbując złapać oddech. Chciał się odezwać, lecz zrezygnował, kiedy na ekranie telewizora pojawiła się najświeższa informacja ze świata sportu.

– Rozgrywający Green Bay Packers, Tyler Aaron Keller, od dziś reprezentuje New York Jets. Po wyleczonej kontuzji zerwanego więzadła krzyżowego założy koszulkę w zielono-białych barwach – informowała prezenterka. – Keller był związany z Packersami od czterech lat. Dwa lata temu doznał kontuzji. Wykluczyło go to z udziału w zawodach na osiemnaście miesięcy. W tym czasie przeszedł skomplikowaną operację. Dzięki intensywnej rehabilitacji powrócił jednak do pełnej sprawności. Jego były trener poinformował na Twitterze, że odejście z Green Bay Packers związane jest z problemami zdrowotnymi i brakiem możliwości dalszego reprezentowania drużyny.

– Aha, no tak, czyli jak już jest za słaby, to najlepiej się go pozbyć – mruknęłam zażenowana.

– Cicho bądź – zganił mnie Lion.

– Keller nie miał jednak problemu ze znalezieniem nowej drużyny. Chętnych do podpisania z nim kontraktu było wielu. Jak sam przyznaje, wybrał New York Jets ze względu na świeży start, zmianę otoczenia i najbardziej udane negocjacje – wyjaśniła prezenterka. – Pierwszy mecz z Kellerem już za trzy tygodnie.

Na ekranie pojawiły się urywki z meczów, w których brał udział. Był przystojny, cóż, jak każdy sportowiec, który ma nie tylko formę, ale i dużo pieniędzy.

– Pójdziemy na ten mecz – rzucił Lion. – Lubię tego gościa. Myślałem, że już nie wróci do sportu. Kurde, ma wolę walki. – Z każdym słowem nakręcał się coraz bardziej. – Widziałaś jego postępy? Publikował na Instagramie sporo materiałów. Współczułem mu – mówił jak obłąkany. – Nic o nim nie wiesz, co? – spytał po spojrzeniu na mnie.

Pokręciłam głową, by zaprzeczyć.

– Obczaj sobie jego konto. Może on cię zainspiruje, nawet po największym bagnie można się podnieść i zawalczyć o siebie.

– Tak, ale on miał dwa lata. Ja mam trzy miesiące do premiery.

– To do roboty – powiedział i wstał, kierując się do wyjścia. – Widzimy się jutro, mówię ci, pooglądaj trochę jego postów. I odpocznij! Będzie dobrze. Musi być.

– Pa! – krzyknęłam. Zanim jednak zdążyłam wstać i posprzątać bałagan, który się zrobił od rana, Lion znowu pojawił się w pokoju. Zmarszczyłam brwi, niekoniecznie rozumiejąc, dlaczego wrócił.

– Zapomniałeś czegoś? – spytałam, rozglądając się wokół.

– Olśniło mnie, wiesz?

Patrzył na mnie wyłupiastymi oczami. Gdy wpadał w stany nagłego nawiedzenia, nawet się go trochę bałam. Trajkotał wtedy jak stary motorek, wszędzie było go pełno i nie dopuszczał do siebie innych pomysłów poza tymi, na które sam wpadł. Podszedł do kanapy, gdzie siedział wcześniej, i ponownie na niej spoczął. Oparł łokcie na kolanach, bo w taki sposób łatwiej było mu utrzymać uwagę.

– Słuchaj, Mary…

– Nie będę cię słuchać, jeśli jeszcze raz tak się do mnie zwrócisz – fuknęłam, grożąc mu palcem.

– Rosemary – podkreślił. – Rosemary Spring, RoseMarie, kochana moja!

– Do brzegu, Lion. – Poruszyłam dłonią w zachęcającym geście. – Cały dzień już zmarnowaliśmy, a wiesz, jak bardzo cenny jest ten czas.

– A może tak byś się z nim umówiła, co? – wypalił, a ja z początku w ogóle nie zrozumiałam, o kim i o czym on mówi. – Może to byłby sposób na ten album?

– Ale z kim?

– No… z tym Kellerem.

Oniemiałam. A potem zaczęłam się śmiać. Po raz pierwszy od dłuższego czasu szczerze się roześmiałam. Jego pomysł był niedorzeczny.

– Nie mówisz poważnie – skomentowałam, wciąż się śmiejąc.

– No, a dlaczego nie? Co stoi na przeszkodzie?

– A dlaczego niby miałabym się spotykać z osobą, której nie znam? W dodatku niezwiązaną z muzyką? W jaki sposób to miałoby mi pomóc w napisaniu albumu?

Absurdalne pomysły były specjalnością Liona, ale z tym to przeszedł samego siebie. Ja i sportowiec? W jakim celu? – zastanawiałam się, licząc na to, że doszukam się w tym jakiegoś sensu. Nie mieliśmy ze sobą nic wspólnego. Żyliśmy w dwu zupełnie różnych bańkach. Jedynym wspólnym aspektem było to, że we własnym środowisku byliśmy całkiem znani i – chyba – lubiani.

– Ej, skoro ty jesteś teraz na dnie… A on był na dnie… – powiedział Lion, trochę za bardzo się jąkając. – Ja tu wyczuwam zbieżność, wiesz? Tu jest punkt, który was łączy – dno.

Złapałam się za głowę, nie rozumiejąc, o czym on mówi. Jaki punkt wspólny? Jaka zbieżność?

– Boże, Lion… – westchnęłam, siadając obok niego. – Po co ty to sobie robisz? Po co ty to nam robisz? Co nam da ten pomysł? Zapewne tylko problemy… Jak zawsze!

– Tego nie wiesz! – powiedział z oburzeniem. – Zadzwonię do niego! I tak jest w Nowym Jorku! – wykrzyknął, wstając i kierując się w stronę wyjścia. – Czuję, że to może być przełom w sprawie zaginionego albumu Rosemary Spring! – krzyczał, przystając co chwilę. – Narobimy szumu i powstanie hit! – Wskazał na mnie palcem. – Będziesz mi potem dziękować. Zobaczysz!

– Idź już – zaśmiałam się i machnęłam na niego ręką. – Pa!

Ociężale wstałam, zbierając w sobie siły, bo pomysł Liona mnie ich pozbawił. Posprzątałam jednorazowe kubki, zgasiłam światło i napełniłam miski jedzeniem dla moich trzech kotów, które wałęsały się nie wiadomo gdzie. Z lodówki wyjęłam rozpoczętą poprzedniego dnia butelkę wina i nawet nie pofatygowałam się, by sięgnąć po kieliszek. Wyciągnęłam korek i po prostu wzięłam łyk. Wróciłam jeszcze po telefon, który został na kanapie, i poszłam do łazienki. Gorąca woda lała się do ogromnej wanny. Siedziałam na krawędzi, przeglądając prywatnego Instagrama. Czasami tak bardzo frustrowało mnie to, że muszę działać pod przykryciem. Wszyscy moi bliżsi i dalsi znajomi byli objęci tajemnicą i zakazem publikowania czegokolwiek ze mną bez mojej autoryzacji. Chroniłam swoją prywatność, nie ujawniałam, kim jest moja mama, kim siostra, kim był tata. Gdyby nie fotoreporterzy, do dziś nikt nie wiedziałby, jak wyglądają.

Zostawiłam ubrania na podłodze, zapaliłam kilka świec i weszłam do wanny. Woda wylała się na podłogę, ale nie obchodziło mnie to. Posprzątam jutro, mówiłam sobie. Albo ktoś inny to zrobi. Jak zawsze.

Starałam się nie zanurzyć butelki z winem i telefonu, bo były mi jeszcze potrzebne. Upiłam mały łyk i otworzyłam instagramowy profil. Lion parę minut wcześniej, tuż po tym, jak wyszedł z mego mieszkania, podesłał mi link.

Tyler Aaron Keller.

Sportowiec Roku 2018. Sportowiec Roku 2019. Kontuzja na koniec 2020. Powrót jesienią 2022.

Hm…

Obejrzałam kilka zdjęć, prześledziłam opisy pod nimi i nawet coś polubiłam, bo w końcu nikt nie wiedział, że to ja. Publikowałam tylko zdjęcia kotów, przyrody i jedzenia. Z oporem nacisnęłam „obserwuj” i zaraz potem zablokowałam telefon. Nie dał mi inspiracji, raczej zirytował mnie tym, że się nie poddał, bo ja miałam chęć się poddać – zaszyć się w apartamencie na zawsze, odciąć się od przeszłości i zacząć żyć na nowo.

Ciekawość wzięła jednak górę i znowu zajęłam się przeglądaniem jego profilu. A może to sprawka wina? Nie, na pewno nie. Wypiłam dopiero cztery łyki, nie mogło działać tak szybko. Szukałam inspiracji do stworzenia albumu, to oczywiste… Może jakiś przebój o sportowcu?

Umięśnione ciało, mocno zarysowana żuchwa, lekki miedziany zarost, brązowe oczy…

Koniec.

Zablokowałam urządzenie.

Odblokowałam.

Gadka motywacyjna. Relacja z rehabilitacji, pobytu w szpitalu, obserwowania meczu z trybun. Koszulka Packersów. Numer czterdzieści cztery. Kask z naklejką golden retrievera z boku i znowu czterdzieści cztery na przodzie.

Wpisałam w Google: „44 znaczenie”.

– Symbolizuje spełnienie i sukces. Wystarczy, że uwierzysz w swoje możliwości, bla, bla, bla. Pierdolety. – Wywróciłam oczami. – Oczywiście, że ma taki numer – stwierdziłam. – Pokaż mi w takim razie, że mogę osiągnąć wszystko, co chcę, piłkarzyku.

Każde kolejne nagranie upewniało mnie, że nic nie zyskałabym na tej znajomości, nawet jeśli Lion twierdził, że byłoby inaczej. Wiedziałam, że z tyłu głowy miał już pomysł, by nas ze sobą poznać, skoro Keller i tak już był w Nowym Jorku. Czułam, że następnego dnia Lion będzie mnie przekonywał, żebym choć spróbowała pogadać z tym kolesiem, bo może dowiem się, jak to jest wyjść z dołka, wrócić do żywych i robić to, co wcześniej się kochało, ale w jakiś sposób zostało zapomniane czy zabrane.

Chichotałam przez dalszą część wieczoru, kiedy popijałam wino i co rusz przypominałam sobie ten niedorzeczny pomysł. Zakrywałam twarz dłońmi, czując zażenowanie, gdy sylwetka Kellera pojawiała się przed moimi oczami. Bóg futbolu i niezwyciężony samiec alfa, który wraca na boisko. Media właśnie w taki sposób go kreowały, pokazując przy okazji wiele fotek z gołą klatą, także z profesjonalnych sesji zdjęciowych, w których chętnie brał udział.

Wywracałam oczami, przeglądając kolejne artykuły na temat jego powrotu. Dostałam wiadomość od mojego menedżera, który przypomniał, że to, na co wpadł, naprawdę ma sens. Nie odpisałam. Uznałam, że lepiej będzie to zignorować, żeby o tym zapomniał, niż gdyby miał wparować do mojego mieszkania z niejakim Kellerem.

Trudno było mi opuścić wannę, ale zrobiło się zimno. Niechętnie odłożyłam telefon i wyszłam z wody. Zakręciło mi się w głowie i zamiast porządnie się wytrzeć, włożyłam szlafrok, po czym zaległam w łóżku, czując, że alkohol trochę za mocno na mnie podziałał.

Czknęłam, ignorując miauczenie kotów, które domagały się porządnej porcji głasków. Zasnęłam z myślą, że jeśli Lion rzeczywiście skontaktuje się z kimś z teamu Tylera albo – co gorsza – z nim samym, nie pozostanie mi nic innego, jak sprowadzić go na ziemię, dać mu srogi ochrzan i już nigdy więcej się do niego nie odezwać.

Najgorsze w tym wszystkim było to, że nie pomyliłam się za wiele, bo następnego dnia Lion rzeczywiście stanął w drzwiach mojej sypialni chyba o świcie i objaśnił, że mam cztery dni na przygotowanie się do spotkania z Tylerem Aaronem Kellerem, który pojawi się w moim mieszkaniu, by opowiedzieć o swoich nie tylko sportowych, ale i miłos­nych doświadczeniach. W końcu przecież potrzebowałam inspiracji.

– Co zrobiłeś?! – wykrzyknęłam, rzucając poduszką w jego kierunku. – Czemu, do cholery, robisz takie coś za moimi plecami? – Mówiłam z przerwami, by brzmiało groźniej. – Dobrze wiesz, że nie znoszę czegoś takiego! Jeszcze masz tupet załatwić jakiegoś cholernego sportowca!

Podniosłam się z łóżka, gdy tylko zrozumiałam, co się dzieje. Lion stał w drzwiach, szczerząc się jak nienormalny. Dumny uśmiech nie schodził mu z twarzy, a ja nie mogłam pojąć, jak udało mu się tego dokonać w mniej niż dobę.

– Po co?! – krzyczałam.

– A czemu nie? Co masz do stracenia?

– A co ma jakiś mięśniak do mojej muzyki? Nie wiesz, że zazwyczaj jak ktoś ma w mięśniach, to nie ma w mózgu? – spytałam retorycznie.

– Wyluzuj, Rosemary, to tylko jedno niezobowiązujące spotkanie. Próbujemy zrobić coś, co mogłoby ci pomóc w napisaniu tego cholerstwa – mówił spokojnie i poważnie. – Przecież nikt ci nie każe pokazywać się z nim na mieście i udawać parkę. Chociaż to też byłby niezły chwyt marketingowy.

– Oszalałeś.

– Jedno spotkanie! – zaznaczył z uniesionym palcem. – Na razie – dodał ciszej.

– Zwariuję…

W co ty mnie wpieprzyłeś, Lion?

New York Jets z nowymi zawodnikami

Ubiegłoroczny sezon nie był najlepszy dla Jetsów z Nowego Jorku. Po zaledwie dwóch wygranych meczach skład drużyny zmienił się prawie w połowie. Najwięcej zawodników, bo aż pięciu, przeszło z Green Bay Packers. Wśród nich Tyler Aaron Keller, rozgrywający, który wraca do gry po długiej przerwie. Już teraz mówi się o „Drużynie Kellera”, lecz trener Jetsów zapowiedział, że w najbliższym czasie nie pojawi się on na boisku.

CIĄG DALSZY DOSTĘPNY W PEŁNEJ, PŁATNEJ WERSJI