Zabójcze piękno, tom 1 - Jarząbek Magdalena - ebook

Zabójcze piękno, tom 1 ebook

Jarząbek Magdalena

4,3

Opis

Zemsta nie zawsze bywa słodka

Elsa Carlsson – niezwykle piękna i ambitna specjalistka od zarządzania kryzysowego – pracując pod przykrywką asystentki dyrektora finansowego w podupadającym hotelu, ma się dowiedzieć, co dzieje się z firmowymi pieniędzmi, których ciągle brakuje pomimo dużej liczby gości. Mimo pełnego profesjonalizmu nie jest w stanie oprzeć się ognistemu romansowi, który wybucha między nią a przystojnym Christofferem Strömem, rozpalając w nich uczucie, którego żadne z nich się nie spodziewało.

Czy namiętność, która połączy tych dwoje, będzie silniejsza od przeciwności, jakie ześle na nich los? Co zrobi Elsa, gdy dowie się, jaką tajemnicę skrywa Chris?

Jest też Ona... Nieugięta i nieustępliwa, nie cofnie się przed niczym. Jako czteroletnia dziewczynka jest świadkiem morderstwa rodziców. Kiedy dorasta, poprzysięga zemścić się na wszystkich, którzy odebrali jej szczęśliwe dzieciństwo. Zabija skutecznie, nie oglądając się za siebie i nie pozostawiając śladów. Aż do pewnego momentu… Jaki ma związek z Elsą i Chrisem? Czy im również grozi śmiertelne niebezpieczeństwo

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 312

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,3 (46 ocen)
24
15
4
2
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
bozenasup

Dobrze spędzony czas

Muszę szczerze przyznać, że po przeczytaniu tylu świetnych opinii, spodziewałam nieco lepszej lektury. Gdyby nie tajemnicza postać, której historia stanowi tylko krótkie przerywniki między opowieścią głównej bohaterki oraz zaskakujacy finał, książka byłaby dość przeciętna. Ot, taki romansik biurowy z niezwykle irytującą i wpatrzoną w siebie bohaterką. Ponadto, mimo, iż akcja jest dynamiczna, autorka zbyt skupia się na niepotrzebnych opisach detali - jedzenia, ubrań, itp. Jest to debiut autorki i można mieć nadzieję, że następne części historii będą lepsze, bo pomysł na fabułę na pewno ma potencjał.
10
Smoczek26031993

Nie oderwiesz się od lektury

O kurna takiego zakończenia to ja się nie spodziewałam 😳 jestem w szoku. Biorę od razu 2 tom. książka mega mi się podobała i przeczytałam ją jednym tchem. pełna emocji i zwrotów akcji. polecam
00
Patrycja_Szlachta1

Nie oderwiesz się od lektury

Świetna!naprawdę udany debiut
00
Eulalia43

Całkiem niezła

Szczerze powiedziawszy wynudziłam się. Pomysł dobry, ale coś poszło nie tak, czegoś zabrakło. W ogóle nie czułam chemii pomiędzy bohaterami. Ich relacja wydawała mi się sztuczna. Jeśli chodzi o akcję, pewnych rzeczy się domyśliłam. Nie wiem czy sięgnę po kolejny tom. Chociaż ciekawią mnie dalsze losy bohaterów.
00
Marpac21

Dobrze spędzony czas

Zaskakująca akcja trzymająca w napięciu, seks, nietypowe zabójstwa, miłość i zemsta. Zakończenie, które zaskakuje , aż chce się sięgnąć od razu po kolejną część .
00

Popularność




Redakcja

Anna Seweryn

Projekt okładki

Ewelina Nawara

Fotografia na okładce

© buharina|stock.adobe.com

Redakcja techniczna, skład i przygotowanie wersji elektronicznej

Maksym Leki

Korekta

Urszula Bańcerek

Konsultacja kryminologiczno-kryminalistyczna

Katarzyna Janiszewska

Marketing

Anna Jeziorska

[email protected]

Wydanie I, Chorzów 2022

Wydawca: Wydawnictwa Videograf SA

41-500 Chorzów, Aleja Harcerska 3c

tel. +48 600 472 609, +48664 330 229

[email protected]

www.videograf.pl

Dystrybucja: LIBER SA

05-080 Klaudyn, ul. Zorzy 4

Panattoni Park City Logistics Warsaw I

tel. +48 22 663 98 13, fax +48 22 663 98 12

[email protected]

dystrybucja.liber.pl

© Wydawnictwa Videograf SA, Chorzów 2021

tekst © Magdalena Jarząbek

ISBN 978-83-7835-936-4

Mojemu Mężowi, który został moim pierwszym czytelnikiem.

Kocham Cię bardziej niż wczoraj, ale mniej niż jutro…

Kasiu, dziękuję, że byłaś iskrą zapalną do napisania tej powieści.

Wierzę, że wspólnie uśmiercimy jeszcze wielu bohaterów.

Prolog

Nie wiedziałam, co się dzieje, ale chciało mi się płakać. Tata bardzo krzyczał na mamę, mówił, że ktoś zaraz przyjdzie i że wszyscy musimy uciekać. Mimo że dźwięki dochodzące zza zamkniętych drzwi były stłumione, dało się wyczuć jakąś nerwową atmosferę. Na zewnątrz było ciemno, a do mojego pokoiku wpadało tylko światło ulicznej latarni. Nagle weszła mama i zaczęła szybko pakować moje rzeczy, jednocześnie mnie budząc. Ale ja już nie spałam. Postawiłam bose stópki na zimnej podłodze i patrzyłam na to, co ona robi.

– Kochanie, musisz być teraz bardzo dzielna, czeka nas podróż. Nie wiem dokąd i jak długa, ale obiecaj mi, że będziesz grzeczną dziewczynką. – Pocałowała mnie w czółko, ocierając łzy.

Przecież ja zawsze byłam grzeczna, a przynajmniej starałam się taka być.

– Kocham cię najbardziej na świecie, nigdy o tym nie zapominaj.

Światła samochodowe zwiastowały, że ktoś właśnie wjechał na nasz podjazd. Tata wpadł do pokoju i powiedział, że już tu są. Nic z tego nie rozumiałam, ale mama w pośpiechu rzuciła torbę, którą pakowała, i wzięła mnie na ręce. Zaniosła mnie do pralni i wsadziła do szafki, w której zazwyczaj znajdowały się rzeczy czekające na to, aż ktoś je wyprasuje.

– Musisz się tutaj schować. Siedź cichutko i pod żadnym pozorem nie wychodź, dopóki po ciebie nie wrócę. Przytul się do misia izrób to, o co cię proszę.

Pomyślałam, że to taka zabawa w chowanego. Przytuliłam mocniej Teddy’ego, bo bałam się ciemności. Z całych sił próbowałam się nie rozpłakać. Wierzyłam, że za chwilę mama wróci i mnie mocno przytuli, a może nawet będziemy razem spały, tak jak robiłyśmy to wielokrotnie, gdy mówiłam jej, że się boję. Jednakże przeczuwałam, że krzyki, które dochodziły z parteru, nie zwiastują nic dobrego. Wtem usłyszałam dziwny huk przedzielony przeraźliwym wrzaskiem, a potem w moich uszach tylko brzęczał dzwoneczek.

– Sprawdźcie, czy nie ma nikogo więcej w domu i zajmijcie się ciałami. Ja pójdę poszukać kasy. Jeśli wrócimy z gołymi rękami, to szybko dołączymy do tej dwójki, bo szef nas odjebie.

Usłyszałam czyjeś kroki na drewnianych schodach prowadzących na piętro. Rączką zakryłam sobie usta, by nie wydały niekontrolowanego dźwięku. Czułam, że zaraz z moich oczu wyleje się potok łez, gdy nagle nastąpiła jasność.

– A kogo my tu mamy? – Poczułam, że czyjaś silna ręka wyrywa mi misia, a potem wyciąga mnie z kryjówki.

Zaczęłam wierzgać, bo przecież obiecałam mamie, że wyjdę dopiero, gdy po mnie przyjdzie. Byłam jednak tylko bezradną dziewczynką, która właśnie się rozpłakała, nie mogąc wydusić żadnego słowa.

– Myślę, że ktoś bardzo się ucieszy na twój widok…

20 lat później…

Ja

– Dzień dobry, poproszę latte z syropem waniliowym na wynos – zwróciłam się do baristki w mojej ulubionej kawiarni.

Na zamówienie na szczęście nie musiałam zbyt długo czekać, bo nie było kolejki. Odebrałam kubek z parującym napojem i ruszyłam na podbój miasta, by nastawić się pozytywnie na to, co mnie czekało w najbliższym czasie.

Miałam to szczęście, że prowadząc własną firmę, brałam te zlecenia, które chciałam. Moją specjalnością było wyciąganie z finansowych problemów hoteli i innych miejsc usługowych, takich jak salony fryzjerskie czy kosmetyczne. Z jednego z nich właśnie wracałam z pomalowanymi na czerwono paznokciami, które wręcz krzyczały: „Uważaj, bo drapię!”, co nie oznaczało, że były długie i w kształcie szpica. Były eleganckie, ale w kolorze, który potrafił wiele przekazać.

Wyjątkowo dobry humor nie opuszczał mnie od rana. Obudziłam się wyspana i wypoczęta, a pod moimi oczami na próżno było szukać sińców, które towarzyszyły mi przez większość poranków. Skierowałam się do swojej ulubionej galerii handlowej w mieście w poszukiwaniu czegoś, w czym mogłabym wyglądać bosko. Weszłam do pierwszego ze sklepów i zabrałam się do wertowania wieszaków. Nie miałam wysokich wymagań, ale znając swoje zamiłowanie do sukienek, wiedziałam, że wyjdę stąd przynajmniej z jedną.

– Czy mogę w czymś pomóc? – Młodziutka ekspedientka ruszyła mi z pomocą.

Z pewnością miały procent od sprzedaży, więc pozwoliłam się sobą zaopiekować i opowiedziałam, czego potrzebuję.

– Tak, szukam sukienki do pracy biurowej, eleganckiej, niekoniecznie w ciemnym kolorze. Lubię nowoczesne wzory i kroje, więc może mieć w sobie nutę szaleństwa.

Nie musiałam długo czekać, po chwili otrzymałam naręcze ubrań, zaskoczona tym, że wszystkie kiecki są w moim rozmiarze, mimo że o nim nie wspominałam.

Jedna z nich od razu wpadła mi w oko. Kremowa midi z rękawem trzy czwarte, wykończona czarną lamówką, niemiała dekoltu, co mi w żaden sposób nie przeszkadzało. Zabrałam ją do przymierzalni razem z drugą, która miała kuszące rozcięcie na biuście, podkreślała talię, a materiał był w pepitkę.

Musiałam przyznać, że ekspedientka mimo młodego wieku miała zmysł i wiedziała, co może się podobać kobietom. Potrafiła dobrać krój do figury, co niesamowicie ceniłam.

– Proszę spakować obie – zwróciłam się do dziewczyny za ladą.

– Czy ma pani do kompletu buty, czy może coś zaproponować? Mamy nową kolekcję. – Nie musiała mnie dłużej namawiać. Byłam dziś uległa i z przyjemnością skierowałam się do regału, na którym piętrzyły się piękne pantofelki.

Nie byłabym sobą, gdybym nie skusiła się chociaż na jedną parę. Postawiłam na klasykę, która zawsze była dobrym wyborem. Włożyłam na stopy czarne szpilki na platformie mające czerwoną podeszwę i byłam zaskoczona tym, jakie są wygodne. Dodawały mi nie tylko wzrostu, ale również pewności siebie. Nie zastanawiałam się zbyt długo – wszystkie kobiety doskonale wiedziały, że buty potrafiły zmienić życie, czego najlepszym przykładem był Kopciuszek.

Przechadzałam się korytarzami galerii i przyglądałam się wystawom sklepowym w poszukiwaniu nowych kolekcji, ale nic więcej nie przykuło mojej uwagi. Możliwe, że był to efekt mojego lekkiego stresu przed pierwszym dniem przy nowym zleceniu, które miało się różnić od poprzednich. Po raz pierwszy miałam być kimś w rodzaju szpiega i sprawdzić, co się dzieje w hotelu, jednocześnie pracując jako asystentka prezesa.

Wróciłam do domu, po drodze robiąc zakupy spożywcze. Nie miałam czasu na gotowanie, toteż postawiłam na gotowe danie, które wystarczyło podgrzać. Usiadłam przed laptopem i wertowałam kolejne strony w poszukiwaniu informacji na temat mojego nowego szefa i First G. O tym dyrektorze znalazłam tylko krótką notkę bez zdjęcia na stronie hotelu, o którym przeczytałam trochę więcej. Wyobrażałam sobie totalną ruinę, ale byłam mile zaskoczona. Klienci zostawiali pozytywne opinie, pokoje wyglądały schludnie, a ja nie wiedziałam, co tam może być nie tak. Wyciągnęłam notes, by zrobić notatki i dalej przeszukiwałam czeluści Internetu.

***

Przeraźliwie głośny budzik zwiastował nadejście nowego dnia, w którym czekało mnie kolejne wyzwanie w moim życiu. Nie lubiłam wstawać wcześnie rano, ale podjęłam się zlecenia i byłam umówiona o ósmej na spotkanie z dyrektorem finansowym upadającej firmy. Zadanie było jednak o tyle skomplikowane, że miałam pełnić funkcję jego asystentki i nieoficjalnie przyglądać się działaniom od kulis. Prezesowi się nie odmawia, więc przyjęłam ofertę, nie zdając sobie sprawy z tego, jak trudno będzie mi się dostać do wszystkich dokumentów. Ale jak to ja, o konsekwencjach i trudach myślałam na końcu. Niemniej lubiłam wyzwania, a oto przede mną właśnie takie stało, podane mi niemalże na tacy.

Mimo że czasu miałam niewiele, postanowiłam poleżeć sobie jeszcze kilka minut. To oni potrzebowali mnie bardziej niż ja ich i nawet jeżeli się spóźnię, to mogę zrzucić winę na korki.

W moich myślach pojawiła się ponownie rozmowa z prezesem Svenssonem, który mnie zatrudnił. Uprzedził mnie, że dyrektor, którego mam być asystentką, jest strasznym dupkiem. W głowie ułożyłam już sobie jego obraz – niski, z piwnym brzuchem, zaniedbany mimo posiadanych pieniędzy gbur, który wszystkich traktował z góry. Znając swój wybuchowy charakter, obawiałam się, że mogę nie popracować za długo pod przykrywką, ale obiecałam sobie, że za każdym razem, gdy coś mnie wyprowadzi z równowagi, będę zagryzać zęby i uprzejmie robić to, co będzie należało do moich obowiązków.

Po cichu jednak liczyłam, że mój nowy szef nie okaże się erotomanem gawędziarzem, bo na takich typków miałam alergię.

Uczesałam włosy w mocno ściśnięty koński ogon i zrobiłam makijaż, w którym wyglądałam jak typowa korposuka. Tak jednak miało być, mój wygląd miał budzić pewnego rodzaju strach, ale przede wszystkim miał wskazywać na to, że jestem profesjonalistką. Cieszyłam się, że poprzedniego dnia naszykowałam sobie ubranie. Założyłam więc seksowną bieliznę, która zawsze dodawała mi pewności siebie, w zasadzie nie wiedzieć czemu. Przecież była zupełnie niewidoczna dla innych, ale samo uczucie, że mojego nagiego ciała dotykają eleganckie czarne koronki, niesamowicie mnie podniecało. Uwielbiałam się oglądać w takim wydaniu w lustrze. Mimo że tu i ówdzie miałam kilka nadprogramowych kilogramów, akceptowałam swoje ciało.

Potem włożyłam ołówkową spódnicę, do której dobrałam białą koszulę i czarną marynarkę. Całości dopełniły niebotycznie wysokie szpilki, które dodawały mi jakieś piętnaście centymetrów wzrostu i sprawiały, że w końcu byłam widoczna w tłumie. Miałam sto sześćdziesiąt pięć centymetrów i zawsze się śmiałam, że zamiast w kolejce po długie nogi stałam po obszerny mózg.

Przejrzałam się ostatni raz w lustrze, upewniając, że wyglądam po prostu zajebiście. Odpięłam jeszcze jeden guzik od koszuli, pozwalając złapać trochę świeżego powietrza biustowi, którym matka natura hojnie mnie obdarzyła. Byłam jej za to wdzięczna, bo lubiłam czuć na sobie wzrok mężczyzn podziwiających moje walory. Ba, sama uwielbiałam na nie patrzeć i ich dotykać. Były niezwykle miękkie i przestało mnie już dziwić to, że facetów dotykanie piersi wycisza i uspokaja. Coś na wzór piłeczek antystresowych. Podświadomie liczyłam też na to, że mój nowy szef potraktuje mnie łagodniej, widząc przed sobą seksbombę.

Wyszłam z budynku, pospiesznie zarzucając torbę na ramię, i udałam się w kierunku postoju taksówek. Mimo że uwielbiałam prowadzić auto, to tego dnia nad wyraz nie chciało mi się tego robić. Wolałam, by ktoś dostarczył mnie na miejsce.

– Czy mógłby pan pogłośnić radio? – spytałam taksówkarza, a on niczym złota rybka spełnił moje życzenie.

Oparłam się wygodnie o zagłówek i przymknęłam oczy, rozkoszując się płynącą z głośników muzyką klasyczną. Wielu takie nuty by uśpiły, ale dla mnie były one najlepszym sposobem, zaraz po śnie, na ładowanie akumulatorów. Korzystając z kilku cennych minut, relaksowałam się, wyrzucając z głowy niepotrzebne myśli i odganiając wyobrażenie na temat nowego pracodawcy. Mimo że jeszcze go nie poznałam, to już na podstawie opinii przekazanych przez Svenssona uważałam go za potwora w ludzkiej skórze.

Gdy dojechaliśmy na miejsce, zapłaciłam swojemu dzisiejszemu szoferowi, zostawiając napiwek. Z mojego brzucha zaczęły się wydobywać nieprzyjemne dźwięki będące następstwem braku śniadania. Mając jeszcze kilkanaście minut do spotkania, weszłam do pobliskiej kawiarni po kubek ulubionej caffe latte. Wierzyłam, że pozwoli mi zaspokoić pierwszy głód. Kiedy już miałam złożyć zamówienie, do lady pewnym krokiem podszedł wysoki mężczyzna, który, nie zwracając na mnie uwagi, jak gdyby nigdy nic zamówił kawę.

– Przepraszam, teraz moja kolej – powiedziałam z nutą agresji w głosie.

Nie tolerowałam tak chamskiego zachowania. Mężczyzna jednak wzruszył tylko ramionami i odebrał swoje espresso, które poznałam po niewielkiej wielkości kubku, a wychodząc, puścił do mnie oczko. Był przystojny i – gdyby się lepiej przyjrzeć – wpasowywał się w typ, który przyciągał mój wzrok, ale prostackim zachowaniem zniwelował cały swój czar.

– Proszę bardzo, kawa dla pani – zwróciła się do mnie uprzejmie baristka.

– Ale ja jeszcze nie składałam zamówienia.

Zaskoczona zastanawiałam się, czy przypadkiem obsługa w tej kawiarni nie czyta w myślach, bo oto trzymałam latte.

– Ten pan zamówił również dla pani, nie są państwo razem? – Na twarzy kobiety malowało się niezrozumienie.

Będąc nadal w szoku, odebrałam parujący napój. Nieśmiało podziękowałam i wyszłam z lokalu. Cóż, może zachował się jak skończony gbur, ale niezwykle szybko się zreflektował. Nie powiem, złość na niego odrobinę mi przeszła, bo to był jednak miły gest na przeprosiny, ale w sumie jakie to miało znaczenie, skoro pewnie nigdy go już nie spotkam.

Stałam przed oszklonym budynkiem z wielką literą G przy wejściu, który w najbliższym czasie miał być moim miejscem pracy. W elewacji oszklonego budynku odbijało się słońce i drzewa znajdujące się w sąsiedztwie, dając tym samym niesamowity efekt. Biła od niego majestatyczność i przywodził na myśl luksus, który miałam nadzieję zobaczyć również w środku. Robił wrażenie, nawet na mnie, chociaż odwiedziłam w swoim życiu wiele podobnych miejsc. Byłam nazywana specjalistką w swoim fachu, chociaż nigdy się nią nie czułam. Jednak wyprowadzanie z największych kryzysów upadających hoteli dawało mi wiele satysfakcji, a szampany, które zazwyczaj piłam na zakończenie projektu zwieńczonego sukcesem, miały wyjątkowy smak. Smak zwycięstwa.

Z recepcji odebrałam czekający już na mnie identyfikator. „Elsa Carlsson. Asystentka” – ten napis znajdował się tuż obok mojego niezbyt udanego zdjęcia. Użyłam karty, by przejść przez bramki tuż przy ochronie i kierowałam się na pierwsze piętro, gdzie rezydował dyrektor. Gdy przeszłam przez oszkloną ścianę, za którą kryły się drzwi do gabinetu, przywitał mnie bardzo miły chłopak, na oko w moim wieku. Był wysokim szatynem w ciemnych spodniach, śnieżnobiałej koszuli i eleganckim czarnym krawacie. Pasował do tego miejsca i godnie reprezentował hotel, przynajmniej w kwestii wyglądu.

– Dzień dobry, pani Elsa Carlsson? – zapytał, ukazując rząd idealnie równych i białych zębów.

Potakująco kiwnęłam głową

– Pan Christoffer Ström już na panią czeka, zapraszam.

Podziękowałam, zaskoczona jego uprzejmością – wszak miałam zająć jego miejsce – i przeszłam do wielkich drewnianych drzwi, w które zapukałam, zanim je otworzyłam.

– Dzień dobry, Elsa…

W tym momencie zabrakło mi słów.

– Wiem, kim pani jest. Rozmawiałem z prezesem i musi pani wiedzieć, że byłem przeciwny temu zatrudnieniu. Adrian świetnie sprawdza się na stanowisku asystenta, zna mnie, a ja jego. Ale skoro Svensson znalazł dla niego inną posadę, to ja nie będę się wtrącał.

Nawijał niczym katarynka, nie dając mi dojść do głosu, ale potulnie słuchałam jego wywodu, czując narastającą złość. Próbowałam ją zdusić w zarodku, wyobrażając sobie przyjemne rzeczy, jak na przykład to, co sobie kupię w nagrodę za przetrwanie czasu spędzonego w towarzystwie tego gbura.

– Nie będę wdrażał pani w panujące tutaj zasady, Adrian się tym zajmie. Proszę się do niego udać i chłonąć wiedzę, bo za dwa dni ma być pani gotowa na przejęcie obowiązków. Dodam tylko, że nie toleruję spóźnień, braku profesjonalizmu i niekompetencji. Do widzenia i udanej zabawy. – Wskazał mi drzwi, dając do zrozumienia, że to koniec rozmowy.

– Co za dupek! – Byłam pewna, że tylko to pomyślałam, ale chichot chłopaka przy biurku nie pozostawiał mi złudzeń. – Powiedziałam to na głos? – spytałam przerażona.

– Tak, ale nie przejmuj się, wiele osób ma o nim takie zdanie na początku. Nawet nie wiesz, ile kobiet uciekło z jego gabinetu niemalże z krzykiem, o płaczu nie wspominając! Zyskuje jednak przy bliższym poznaniu. Jestem Adrian i to na mnie spadł obowiązek wdrożenia cię na stanowisko. – Teatralnie się ukłonił, a ja parsknęłam śmiechem.

Był jedną z tych osób, które się lubi od samego początku, w zasadzie nie wiedząc dlaczego. Ot, po prostu mają dar przyciągania do siebie innych.

– Elsa, miło mi cię poznać. Mam nadzieję, że posiadasz całe pokłady cierpliwości. A twojego szefa miałam okazję już poznać dzisiaj rano. Wepchnął się przede mnie w kolejce po kawę.

– Cóż, ma czasami zapędy do uzyskania tytułu „Buraka roku”, ale to naprawdę w porządku gość. Pod warunkiem, że sam kogoś polubi, bo jeśli nadepniesz mu na odcisk, to długo tutaj nie popracujesz. Krążą o nim różne plotki i w zasadzie niewiele osób go lubi. Mam jednak nadzieję, że zagrzejesz tu miejsce, bo może nie wyglądam, ale jestem karierowiczem, a na ten awans czekam już za długo.

Doskonale go rozumiałam. Był młody, z pewnością też ambitny i nie chciał do śmierci być asystentem dyrektora, z niezbyt wysoką pensją. Coraz bardziej zyskiwał w moich oczach, ceniłam ludzi znających swoją wartość. Zresztą sama się zaliczałam do takich osób – stawiałam sobie coraz wyżej poprzeczkę, goniąc za kolejnymi celami i nie oglądając się za siebie. Uwielbiałam zdrową rywalizację.

– Gotowa na naukę? – Spojrzał na mnie wyczekująco.

Pokiwałam głową. Mój plan na to, by pokazać swój wizerunek z sukowatej strony, spalił na panewce. Nie chciałam być wredna dla Adriana. Wiedziałam, że od niego w dużej mierze zależy, czy plan się powiedzie, bo jeśli podziękowaliby mi za współpracę, ominęłaby mnie całkiem pokaźna sumka, którą stanowiło moje wynagrodzenie.

Zaczęliśmy od zwiedzania mojego nowego miejsca pracy. Momentami czułam się jak na wycieczce szkolnej. Hotel był czterogwiazdkowy, a ja się zastanawiałam, dlaczego nie miał pięciu. Nie widziałam nigdzie kwiaciarni, więc podejrzewałam, że to właśnie był jeden z powodów. Na parterze znajdował się bardzo obszerny hol wyposażony w wygodne na pierwszy rzut oka fotele i kanapy. Utrzymany w jasnej kolorystyce z domieszkami ciemnego brązu przywodził na myśl luksus, którego potrzebowali odwiedzający hotel goście. Dobrze oświetlona recepcja, położona wcentrum pomieszczenia, była widoczna z daleka. Pracownicy byli elegancko ubrani, pewnie mieli narzucony dress code, a nawet i specjalne wytyczne dotyczące wyglądu. Dziewczyny miały spięte w koński ogon włosy, delikatny makijaż opierający się tylko na podkreśleniu oczu kredką i tuszem oraz muśnięciu ust czerwoną pomadką. Twarz każdego zdobił szeroki i niezwykle uprzejmy śmiech – sprawiali wrażenie, że to praca ich marzeń. Wątpiłam w to, było to raczej zajęcie dorywcze dla dorobienia do studenckiego budżetu czy zdobycia doświadczenia potrzebnego do otworzenia własnej działalności.

Hotel miał siedem pięter i trzysta pokoi, a każdy z nich utrzymany był w wysokim standardzie. Odwiedziliśmy kilka z nich i niejednokrotnie zaparło mi dech w piersiach. Urządzone były dla dwóch grup docelowych – dla tych, którzy wybierali się w podróż służbową, i dla tych, którzy przede wszystkim chcieli odpocząć i naładować baterie. Te pierwsze były niezwykle luksusowe, zaopatrzone w duże masywne biurka i wygodne fotele, których próżno szukać w niejednym gabinecie. Łóżka, a w zasadzie łoża, krzyczały: „Połóż się na mnie”. Ogromne okna właściwie stanowiły przeszklone ściany i jeszcze bardziej powiększały pomieszczenie, a ja pomyślałam, że nocą widok na miasto musi być nieziemski. Łazienki, a raczej pokoje kąpielowe, były utrzymane w kontrastowej kolorystyce bieli z czernią lub beżu z ciemnym brązem, z wanną połączoną z prysznicem. Przyciągały wzrok i aż chciało się skorzystać z kosmetyków do kąpieli, by zanurzyć nagie ciało w kusząco pachnącej pianie, poddając się chwilom relaksu przy kojącej muzyce i lampce wina. Pokoje rodzinne różniły się tym, że były bardziej przytulne, oprócz sypialni miały też salon ze strefą wypoczynku.

– Halo! Ziemia do Elsy! Jesteś z nami? – Adrian zaczął mi machać przed oczami.

– Tak, tak. Przepraszam, trochę się rozmarzyłam. Sama w mieszkaniu mam zarówno prysznic, jak i wannę, ale nie mam czasu na długie relaksujące kąpiele.

– Poczekaj, aż zobaczysz, co się kryje w naszych podziemiach! – Jego uśmiech, gdy o tym wspomniał, dał mi do zrozumienia, że mam się szykować na coś wyjątkowego.

Następstwem obchodu pokoi było odwiedzenie rzeczonego poziomu minus jeden, do którego można było się dostać windą, o ile posiadało się kartę pobytu w hotelu. Zjeżdżając na sam dół, miałam wrażenie, że jesteśmy w zupełnie innym miejscu. Od pierwszej chwili poczułam energetyzujący zapach bergamotki i kwiatów, których nazw nie znałam. Do uszu dobiegała cicha, ale odprężająca muzyka, a ja podświadomie czułam, że moje ciało opuszcza stres i napięcie spowodowane pierwszym dniem na nowym polu bitwy.

– Witamy w naszym SPA. Jeśli będziesz grzeczna i szybko wdrożysz się w swoje obowiązki, to w nagrodę cię tu zabiorę – obiecał Adrian.

Mimo że stać mnie było na takie luksusy i bywałam w takich miejscach, to jakoś wyjątkowo mnie przyciągało. Chyba potrzebowałam masażu i całej tony olejków, które ktoś wcierałby z namaszczeniem w moje ciało. Nie pogardziłabym również dobrym drinkiem, które serwowano w tutejszym barze. Dawno nie poddawałam się tego rodzaju rozrywce i byłam zmotywowana, by stać się pilną uczennicą, żeby w towarzystwie Adriana udać się do tego miejsca uciech, w którym wprawne ręce doprowadzą mnie do porządku i sprawią, że się odrodzę.

Podobało mi się to, że miejsce należało do intymnych. Przytłumione światła i mnóstwo pokoi, w których czekali na gości masażyści, kosmetyczki, a nawet fryzjerzy, dodawało miejscu prestiżu i wcale się nie dziwiłam, że okoliczni mieszkańcy przychodzili tutaj skorzystać z tych wygód. Sama chętnie bym już teraz pobiegła wykupić pakiet i poddałabym się wszelakim dobrodziejstwom, ale byłam w pracy i miałam zgoła inne zadania.

***

Dzień minął mi niezwykle szybko. Ani się spostrzegłam, a było już późne popołudnie i skończyliśmy pierwsze szkolenie. Poznałam wiele zakamarków hotelu, aczkolwiek wiedziałam, że jest ich jeszcze sporo. Adrian nie wiedział, na ile może mi ufać i byłam pewna, że nie odkrył przede mną wszystkich kart.

Na koniec odwiedziliśmy restaurację, w której zjedliśmy przepyszny obiad. Może nie wyglądałam, ale lubiłam dobrze zjeść, a z racji tego, że pracownicy wyższego szczebla w hotelu mieli zapewniony posiłek, postanowiłam nie ograniczać się do sałatki, jak to robiły inne kobiety, by „dbać o linię”. Łosoś pieczony na szparagach w sosie limonkowym z miętą przyjemnie zaostrzył mój apetyt, więc na główne danie wjechała zupa krem z topinamburu z chipsem z jarmużu – przyjemny wstęp do polędwicy wieprzowej nadziewanej pastą truflową w szynce parmeńskiej na borowikach. Czy muszę mówić, że byłam w raju? Wszystko było podane tak, jakby restauracja miała co najmniej dwie gwiazdki Michelin. Talerze były wręcz dziełami sztuki, a już od samego zapachu unoszącego się w pomieszczeniu ciekła ślinka.

– Masz ochotę na deser? – z nadzieją w oczach spytał Adrian, a ja już wiedziałam, że muszę wyciągnąć zapasowy żołądek.

– Pytasz dzika… Poproszę krem czekoladowy z malinami!

Uśmiechnął się szeroko, czym utwierdził mnie tylko w przekonaniu, że sam miał ochotę na osłodzenie sobie tego w gruncie ciężkiego dnia, bo ilość wiedzy, którą musiał mi przekazać, była pokaźna. Odnosiłam wrażenie, że nawiązaliśmy nić porozumienia i sympatii, cieszyłam się, że znalazłam sprzymierzeńca, który nie chciał kopać pode mną dołków, tylko mi pomóc. Czułam się odrobinę jak kret, który został wpuszczony do zespołu, by węszyć, ale cóż, taka praca.

– Z daleka musisz dojeżdżać do pracy? Mamy tutaj pokoje dla pracowników, więc nie byłoby problemu, żebyś zamieszkała w jednym z nich.

– Dziękuję, ale nie trzeba. Mieszkam piętnaście minut drogi stąd, więc w cieplejsze dni mogę nawet przychodzić piechotą. A jeśli częściej będę jadała takie pyszności jak dziś, to będę wręcz musiała wcielić w życie dodatkowy sport, bo inaczej zacznę się toczyć jak kulka. – Roześmialiśmy się, bo oboje mieliśmy wilczy apetyt.

Umówiliśmy się następnego dnia na ósmą w biurze, a ja już się „cieszyłam” z wczesnej pobudki. Nie potrafiłam kłaść się o przyzwoitej porze, zawsze robiłam to koło północy i zdecydowanie wolałam rano dłużej poleżeć w łóżku. Myślałam, że na własnej działalności gospodarczej będę sama sobie szefem i do mnie będzie należała decyzja o tak przyziemnych sprawach, jak ta, kiedy muszę wstać. Prawda była taka, że ciężka praca popłaca, a ja lubiłam pieniądze. Pod warunkiem, że sama je zarobiłam.