Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
304 osoby interesują się tą książką
Druga część serii mafijnej ,,Nigdy nie zadzieraj z mafią" powraca ze zdwojoną siłą!
Po tym, jak Alessio odkrył prawdziwą tożsamość Zoe, poprzysiągł zemstę. Dziewczyna od roku ukrywa się na drugim końcu kraju i żyje w ciągłym strachu przed odnalezieniem i konfrontacją.
Czy naprawdę odczuwa tylko strach?
A może w Alessiu kryje się coś więcej niż zwykła żądza zemsty?
Para będzie musiała zmierzyć się nie tylko z własnymi uczuciami, lecz także z nieznanym niebezpieczeństwem czyhającym na Zoe.
Czy ich miłość okaże się silniejsza niż szereg przeszkód, które staną im na drodze?
Intensywne emocje, nieoczekiwane zwroty akcji i niebezpieczne intrygi – wszystko to czeka na Was w drugiej części serii, gdzie miłość i zemsta splatają się w niebezpiecznym tańcu.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 490
Rok wydania: 2025
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
© Agnieszka Kura, Lublin 2025
ISBN 978-83-971201-4-3
Wydanie pierwsze
Redakcja
Marta Tojza – Zyszczak.pl
Skład DTP
Andrzej Zyszczak – Zyszczak.pl
Korekta
Paulina Zyszczak – Zyszczak.pl
Projekt okładki
Melody M. (melody_grafik)
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Książka ani jej części nie mogą być przedrukowywane ani w żaden inny sposób reprodukowane lub odczytywane w środkach masowego przekazu bez pisemnej zgody autorki.
Dla Ciebie, drogi Czytelniku.
Niech ta książka zabierze Cię w świat pełen intryg, tajemnic i niezapomnianych emocji
– Jak ci minął weekend?
Spokojny i ciepły głos terapeutki koił moje nerwy. Zupełnie nie wiedziałam, jak ona to robi. W ciągu zaledwie kilku chwil brunetka siedząca w szarym fotelu naprzeciwko potrafiła złagodzić u mnie stres i napięcie.
– Dobrze – odpowiedziałam, posyłając jej przyjazny uśmiech. – Byliśmy w kinie z dzieciakami. Zgodziłam się też na randkę.
– To świetna wiadomość. – Uśmiechnęła się serdecznie, obnażając szereg idealnie białych zębów. – Opowiesz mi o tym? – Założyła długą, smukłą nogę na nogę.
– Sama nie wiem, czy dobrze zrobiłam. – Poprawiłam się nerwowo na fotelu. – On jest ojcem dzieci, którymi się opiekuję. Czy to wypada? Co jeśli maluchy się do mnie przyzwyczają, a ja zniknę?
– Co cię niepokoi? – Przymrużyła powieki. – Dlaczego miałabyś zniknąć? Opowiedz mi o tym.
– Ostatnio coraz lepiej sypiam – odparłam.
– Nadal przyjmujesz proszki nasenne, które przepisał ci lekarz?
Kiwnęłam lekko głową.
– Tak, biorę, ale… – Przygryzłam dolną wargę. Spuściłam wzrok na dłonie leżące na kolanach. Nerwowo miętoliłam w palcach rękawy szarego sweterka. – Chciałam sprawdzić, czy uda mi się bez nich zasnąć.
– I jak ci poszło?
– Udało się. – Uniosłam spojrzenie na kobietę. – Przez ostatni tydzień spałam jak nigdy dotąd.
– Czyli mamy sukces. – Kąciki jej ust delikatnie drgnęły. Zapisała coś w notatniku trzymanym na kolanach. – Kiedyś źle sypiałaś przez stres i ciągłe napięcie w życiu. Rodzina wywierała na tobie wielką presję. Kiedy pojawił się człowiek, który był twoim wrogiem, mogłaś spać spokojnie.
Tak właśnie było, w jakiś dziwny, niewytłumaczalny sposób moja bezsenność przy nim znikała. W tym momencie to martwiło mnie najbardziej.
– Po waszym burzliwym rozstaniu bezsenność wróciła. Terapia ci pomogła, znów sypiasz spokojnie – powiedziała kobieta. Sama wzmianka o Alessiu sprawiała, że serce biło mi w szalonym rytmie, a ręce się pociły. – Tamte wydarzenia są już za tobą. Nic ci nie grozi, jesteś bezpieczna.
Gdyby to było takie proste.
– O czym myślisz? – Poprawiła okulary na nosie.
– O nim.
Wydarzenia minionego roku teoretycznie były za mną. Starałam się do nich nie wracać, bo sprawiały mi ogromny ból. Oddałam duszę człowiekowi, który na to nie zasługiwał. Poświęciłam dla niego tak wiele, a w zamian dostałam złamane serce i samotność. Rodzina się ode mnie odwróciła. Zostałam sama, zdana na siebie. Mimo to się nie poddałam. Przez ostatni rok intensywnie nad sobą pracowałam.
– Boję się, że poprawa mojego snu to jego sprawka – wyjaśniłam. – Czasem mam wrażenie, że ktoś mnie obserwuje. Jest przy mnie, gdy śpię, i dziwnym sposobem znika, kiedy się budzę. – Wiedziałam, jak kuriozalnie mogło to brzmieć, z nią jednak mogłam być całkowicie szczera. – Znów śniły mi się kruki – dodałam. Uważałam to za zły znak.
– To wyłącznie twoja wyobraźnia – odpowiedziała łagodnie. – Minął niemalże rok od tamtych wydarzeń. Przeprowadziłaś się, zmieniłaś wygląd i tożsamość. On cię nie znajdzie. – Miała sporo racji, mimo to jej słowa do końca mnie nie przekonywały.
Mój brat zniknął bez śladu po tym, jak uwolnił mojego byłego. Jack pomógł mi przeprowadzić się na drugi koniec kraju. Sugerował, bym wyjechała za granicę. Nie chciałam jednak opuszczać Anglii, ponieważ tu się wychowałam i tu czułam się najlepiej.
Wróciłam do naturalnego koloru włosów, zmieniłam imię i nazwisko. W miarę szybko znalazłam pracę jako opiekunka do dzieci i nauczycielka języka włoskiego. Chodziłam do terapeutki, ustabilizowałam swoje życie. Sama myśl, że Alessio miałby się ponownie w nim pojawić, przerażała mnie i napawała smutkiem, ale było też coś jeszcze…
– Co jeśli się mylisz? – spytałam. Ona go nie znała, nie wiedziała, jaki potrafi być uparty. Kiedy obiecywał, że po mnie wróci… Przełknęłam nerwowo ślinę. On to zrobi. Nieważne, gdzie będę. Czy zmienię kolor włosów czy skóry. On mnie znajdzie.
– Co czujesz, myśląc o nim?
– Strach i zarazem ekscytację, że go zobaczę. – Powiedziałam to po raz pierwszy na głos. Nadal go kochałam. – Jestem nienormalna? – Zakryłam twarz dłońmi.
– Nie jesteś. Tak naprawdę nie kochałaś go, tylko łączyła was więź zwana syndromem sztokholmskim. Polega to na tym, że ofiara zakochuje się w oprawcy i identyfikuje z nim.
Dłonie ponownie opadły mi na kolana. Spojrzałam na brunetkę. Miała rację, nie kochałam go. Nie można kochać kogoś, kto cię krzywdzi.
– Ten człowiek ma problemy z agresją – kontynuowała. – Jest nadpobudliwy, nieprzewidywalny. Powinnaś trzymać się od niego z daleka. – Zamilkła na moment. – Opowiedz mi lepiej o swojej randce.
Westchnęłam przeciągle. Zmiana tematu była mi potrzebna.
– Michael zabiera mnie jutro do restauracji.
Miki, tak zdrobniale nazywałam mężczyznę, który dał mi szansę, mimo że nie miałam żadnego doświadczenia w opiece nad dziećmi. Od wielu miesięcy proponował mi wspólne wyjście. Ja uparcie mu odmawiałam, ponieważ twierdziłam, że to niestosowne. Nadal miałam obiekcje co do słuszności własnej decyzji. Przekonał mnie fakt, że nie będziemy tam sami.
– Byłaby to podwójna randka, jego znajomi mają do nas dołączyć – dodałam.
– To świetna wiadomość. Powinnaś dać sobie szansę, ale przede wszystkim czas. Z niczym się nie spiesz. – Spojrzała na zegarek. – No cóż, nasze dzisiejsze spotkanie dobiega końca.
– Jasne… – odparłam z wymuszonym uśmiechem. – Dziękuję za dziś.
– Do zobaczenia za tydzień. – Zamknęła notatnik, zdjęła okulary i odłożyła je na stolik obok fotela. – Jeśli będziesz potrzebowała wsparcia, śmiało dzwoń o każdej porze dnia i nocy. – Wstała, ja zrobiłam to samo.
– Dobrze, w razie czego zadzwonię. – Założyłam pasek od torebki na ramię. – Gdybym za tydzień się nie pojawiła, wiesz, co masz robić, prawda? – spytałam. Po każdej wizycie upewniałam się, że pamięta o naszej umowie.
Nie żyłam złudzeniami, nie po tym, co przeszłam. To, że Alessio po mnie wróci, było jedynie kwestią czasu. Gdybym któregoś razu nie stawiła się w gabinecie, kobieta, miała otworzyć kopertę, którą jej kiedyś wręczyłam. W niej znajdowały się nazwa banku i numer skrytki, a także telefon, z którego powinna zadzwonić do mojej bratowej. Tylko ona patrzyła na mnie przychylnie po tym, co się stało. Mimo to nie mogłyśmy utrzymywać kontaktu przez Flavia. W razie mojego zniknięcia czy śmierci terapeutka zobowiązała się poinformować właśnie ją.
– Tak, Sus, wiem. – Uśmiechnęła się lekko i skinęła głową. – Nie martw się, wszystko będzie dobrze.
Po wyjściu od terapeutki pojechałam taksówką odebrać swoje dwie podopieczne. Po ostatnim ulewnym tygodniu w końcu wyszło słońce. Popołudnie było ciepłe i pogodne, poszłyśmy więc na spacer do pobliskiego parku. Ja siedziałam na ławce, podczas gdy dziewczynki biegały po trawie usłanej kolorowymi liśćmi, które spadły z drzew. Jesień nieubłaganie ustępowała zimie. Trzeba było cieszyć się z ostatnich ładnych dni.
Podbiegła do mnie drobna blondynka ubrana w granatową kraciastą spódniczkę i białą bluzkę.
– Pić – oznajmiła Eva. Gdyby ktoś patrzył na nas z boku, mógłby pomyśleć, że to ja jestem mamą tej kruszyny.
Chwilę później dołączyła do nas jej starsza siostra, Ruth.
– Ja też chcę.
– Już się robi – odparłam z szerokim uśmiechem, biorąc plecak Ruth leżący obok na ławce. Mina mi zrzedła, a serce podeszło do gardła, kiedy otworzyłam suwak. – Co to jest? – Drżącymi dłońmi wyciągnęłam ze środka dwie pomarańcze.
– No jak to: co? Pomarańcze. – Ruth sięgnęła po bidon, a Eva wygrzebała własny ze swojego plecaka.
Rozejrzałam się nerwowo dookoła. On tu był.
– Ruth, kochanie. – Złapałam dziewczynkę za ramiona. – Kto ci je dał? – zapytałam przez zaciśnięte gardło.
– Jakiś pan zaczepił mnie dziś na przerwie przy siatce – odpowiedziała, lekko zmieszana.
– Nic ci nie zrobił? – Przytuliłam ją. – Nie powinnaś rozmawiać z obcymi ani tym bardziej niczego od nich brać – pouczyłam ją. Jeśli cokolwiek by im się stało, nigdy bym sobie tego nie wybaczyła.
– Ciociu, spokojnie. On nie miał pieniędzy – wyjaśniła. Odsunęłam ją od siebie. Może to był jedynie przypadek. – Wyglądał na biednego. Szkoda mi się go zrobiło. Dałam mu kilka drobnych, które dostałam od taty. A ten pan dał mi dwie pomarańcze, jedną dla mnie, a drugą dla Evy. Podzieliłam się z nim, a on ze mną.
– Dziecko. – Przytuliłam obie siostry i pocałowałam we włosy. Ruth miała zaledwie sześć lat, a jej siostra pięć. Tak dużo wycierpiały, strata matki była dla nich traumatyczna, a mimo to nosiły w sobie tyle empatii. Niejeden dorosły mógłby się od nich uczyć. – Dobrze zrobiłaś. Ale następnym razem nie rozmawiaj z obcymi, tylko zawołaj nauczycielkę. Jasne? Eva, ty również. Obiecajcie mi, że nie będziecie rozmawiały z obcymi.
– Dobrze, ciociu.
Obie obiecały też, że będą ostrożne. Tylko że były jeszcze dziećmi. To ja za nie odpowiadałam i musiałam je chronić przed szaleńcem. Nie wierzyłam w przypadki, zbyt wiele ich się ostatnio nagromadziło. Czas pogadać z Mikim. Nie chciałam, by ktoś przeze mnie ucierpiał. Nigdy bym sobie tego nie darowała.
Po powrocie do domu zjadłyśmy obiad. Później przyjechała do nas matka Mikiego. Dzisiejszego wieczora miała zająć się dziewczynkami, gdy my będziemy na podwójnej randce. Żałowałam podjętej decyzji. Długo się przed nią wzbraniałam, co mnie więc podkusiło, żeby się zgodzić? Szczególnie teraz, kiedy najprawdopodobniej Alessio po mnie wrócił. Nie chciałam narażać nikogo na niebezpieczeństwo. Dodatkowo krępowałam się relacją z Mikim. W końcu był moim szefem. W komedii romantycznej mogło wydawać się to słodkie i podniecające. W świecie, w którym żyłam, nie było miejsca na romantyzm i fantazje, zwłaszcza ostatnio. Nie miałam złudzeń, te pomarańcze nie pojawiły się przypadkiem.
– Pięknie wyglądasz – skomplementował mnie Miki, kiedy wyszłam ze swojego pokoju.
– Dziękuję. – Nieco się zarumieniłam. Dobrze, że miałam makijaż i nie było tego widać.
– Jesteś gotowa? Możemy już iść? – Wyciągnął do mnie dłoń.
– Tak. – Posłałam mu lekki uśmiech, chwytając go za rękę.
– Świetnie, bardzo się cieszę z naszego wyjścia. – Ruszyliśmy do drzwi prowadzących na zewnątrz.
– Ja też – skłamałam. Czułam się z tym źle.
Podeszliśmy do samochodu na podjeździe.
– Sus… Nic na siłę – powiedział, gdy otworzył mi drzwi. Odwróciłam się do niego. – Jeśli coś ci się nie spodoba lub będziesz chciała wrócić do domu wcześniej, powiedz mi. – Sięgnął dłonią do mojego policzka. Założył niesforny kosmyk za ucho. – Nie musimy tam siedzieć. – Kąciki jego ust uniosły się w pięknym, szczerym uśmiechu.
Wiedziałam o jego uczuciach do mnie, pokazywał to całym sobą. Małymi codziennymi gestami, rozmową. Ja niestety, albo stety, darzyłam go jedynie sympatią. Traktowałam jak przyjaciela.
– Dziękuję za wyrozumiałość. – Wymusiłam uśmiech.
– Dla ciebie wszystko. – Pogłaskał mnie kciukiem po policzku. – Jesteś taka piękna. – Ściszył głos do szeptu. Zbliżył się ku mnie. Utkwił wzrok w moich ustach. Rozchyliłam wargi, nie chciałam go całować. Niby się nie narzucał, ale może oczekiwał pocałunku. Zgodę na randkę odebrał jako przyzwolenie na dalszy krok. Różnie mógł więc zareagować na sprzeciw.
Głośny dźwięk klaksonu dochodzący gdzieś z ulicy przykuł naszą uwagę i jednocześnie wyratował mnie z opresji.
– Co się tam dzieje? – zainteresował się Michael, spoglądając w stronę bramy. Miałam złe przeczucia. – Wsiądź do samochodu, sprawdzę to.
– Nie. – Złapałam go za dłoń. Spojrzał na mnie zaskoczony. – To pewnie jakieś dzieciaki robią sobie żarty. Jedźmy już, bo się spóźnimy. – W mojej głowie pojawił się przerażający obraz Mikiego podchodzącego do bramy i Alessia strzelającego mu prosto w twarz.
– Zbladłaś, wszystko w porządku? – zaniepokoił się.
– Tak. – Posłałam mu blady uśmiech. – To jedynie zdenerwowanie.
– Nie masz się czym denerwować. Przecież znasz Marka i Lily, lubicie się.
– Tak, znają mnie jako opiekunkę dziewczynek. – Przypomniałam mu, kim właściwie dla niego jestem i kim powinnam zostać.
– Sus, nie myśl teraz o tym. – Musnął mój policzek pulchnymi, ciepłymi ustami. – Teraz jesteś Sus, a ja Michaelem. Nic poza tym.
– Dobrze – przytaknęłam mu dla świętego spokoju.
– Świetnie. – Posłał mi przyjazny uśmiech. – Jedźmy więc.
Wsiedliśmy po chwili do samochodu. Całą drogę do pubu siedziałam jak na szpilkach. Odprężyłam się dopiero po drugim piwie. Atmosfera okazała się lepsza, niż sądziłam. Przyjaciele Mikiego byli tak samo sympatyczni jak on. Może to zasługa Kornwalijczyków lub miejsca, w którym się spotkaliśmy. Lokal znajdował się dosłownie na środku plaży, tak że podczas przypływu można było się tam dostać tylko jedną ścieżką. Natomiast przy odpływie, jak teraz, okolicę pokrywał mokry piasek.
– Michael zawsze cię chwali – zagadnęła Lily. – Jesteś jego najlepszą opiekunką. Do tego dziewczynki coraz lepiej mówią po włosku. Gdzie się go nauczyłaś? Studiowałaś?
Cóż miałam im powiedziećć, jeśli nie kłamstwo.
– Nauczyłam się co nieco w szkole. Później uczęszczałam na kursy doszkalające – wyjaśniłam wymijająco.
– Byłaś kiedyś we Włoszech? – spytał zaciekawiony Mark. Czule objął krępą brunetkę, po czym pocałował ją w policzek. – Ja i Lily zawsze chcieliśmy pojechać do Rzymu. O, mam świetny pomysł! – Ożywił się. – Pojedźmy tam razem.
Krew odpłynęła mi z twarzy, ręce zadrżały. Moja noga nigdy tam nie postanie, przynajmniej nie z własnej woli. Na szczęście uratował mnie przed odpowiedzią, płynnie zmieniając temat na swój biznes.
Był właścicielem fabryki słodyczy. Odwiedziłam ją kiedyś z dziewczynkami. Zaraz obok magazynu mają sklep firmowy. Istny raj dla łasuchów.
Po kolacji wróciliśmy do domu. Miki nie nalegał, bym spędziła noc u niego, za co byłam mu wdzięczna. Rozstaliśmy się więc przy moim pokoju. Po kąpieli położyłam się do łóżka. Bałam się zamknąć oczy. Jednocześnie czułam się dziwnie podekscytowana świadomością, że Al może gdzieś tu być. A to sprawiało, że pałałam złością do samej siebie.
– Jak minął ci weekend? – Dziś kojący głos terapeutki nie działał jak zawsze. Byłam rozdrażniona, pobudzona. Z trudem skupiałam się na czymkolwiek. O mały włos dziewczynki nie spóźniły się przeze mnie do szkoły. Potem, gdy przechodziłam na drugą stronę ulicy, zostałam prawie potrącona przez samochód.
– Widziałam go. – Miałam zamknięte oczy. Zacisnęłam palce na podłokietnikach fotela. Starałam się zapanować nad kołaczącym sercem. Podbródek mi drżał od emocji, byłam bliska płaczu.
– Spokojnie. Weź głęboki wdech i wydech. Jeszcze raz wdech i wydech…
Zrobiłam to, o co mnie prosiła. Zaczerpnęłam powietrza, po czym wypuściłam je z płuc. Powtórzyłam czynność kilka razy. Po chwili serce zaczęło bić w równym rytmie. Oddech stał się miarowy, dłonie się rozluźniły.
– Opowiedz mi o tym. Gdzie go widziałaś?
– Gdy odprowadziłam dziewczynki do szkoły.
– Jesteś tego pewna? Może była to jedynie twoja wyobraźnia. Chcesz go zobaczyć, dlatego doszukujesz się go w innych mężczyznach.
Czyli zgłupiałam?
Przez ostatni tydzień widywałam go w snach. Przychodził do mnie każdej nocy bez wyjątku. Raz byliśmy w winiarni, potem w Rzymie, a jeszcze innym razem w domu Mikiego. Pamiętam jeden z tych snów, kiedy siedziałyśmy z dziewczynkami w salonie i czytałyśmy książki po włosku. On wszedł uśmiechnięty z dzieckiem na rękach, podszedł i bez słowa podał mi niemowlę. Pocałował mnie w czoło i zniknął jak w magicznych sztuczkach. Pozostały jedynie mgła i strach. Dzisiaj ten lęk powrócił. Wydawało mi się, że widzę go po drugiej stronie ulicy. Stał z papierosem w dłoni. Nie mogłam się ruszyć, nie mogłam nic zrobić, byłam jak sparaliżowana. Patrzyliśmy na siebie. On na mnie, ja na niego.
– Znalazłam pomarańcze w plecaku Ruth.
Nie musiałam tłumaczyć, z czym mi się kojarzą. Terapeutka znała całą historię z Włoch, opowiedziałam jej o wszystkim, co tam przeszłam. Nagle przypomniał mi się smak owoców, które zrywałam w jego ogrodzie. Były soczyste i słodkie.
– To jeszcze niczego nie oznacza…
– Nie? – weszłam jej w słowo. – On zawsze mi je zostawiał na stoliku nocnym. Gdy się budziłam, za każdym razem były dwie.
– Pytałaś dziewczynki, skąd je mają?
– Podobno żebrak dał je Ruth w zamian za pieniądze, które mu podarowała – odparłam. – Tylko dlaczego dwie? – zapytałam bardziej siebie niż ją.
– Bo były we dwie? – odpowiedziała niepewnie.
To właśnie nie dawało mi spokoju. Skąd wiedział, że Ruth ma siostrę?
– Niby tak, ale…
– Widzisz, jest na to proste wytłumaczenie – przerwała mi. – Nie dopowiadaj sobie czegoś, czego nie ma. Opowiedz mi teraz o swojej randce.
Nie podzielałam jej entuzjazmu. Dziś widziałam Alessia na własne oczy. To nie było złudzenie. Ale postanowiłam zostawić to bez echa.
– Było miło – zaczęłam. – Zjedliśmy kolację, później wróciliśmy do domu. Nie był nachalny, nie nalegał na wspólną noc. Kolejnego poranka wspólnie z dziewczynkami przyniósł mi śniadanie do łóżka. Niedzielne popołudnie spędziliśmy razem. Byliśmy w kinie i parku. Wieczorem, gdy małe już spały, Miki zaproponował mi lampkę wina. Zgodziłam się. Kiedy siedzieliśmy w salonie, swobodnie żartując i się śmiejąc, nagle alarm samochodu Mikiego zaczął wyć. Okazało się, że ktoś wtargnął na teren posiadłości i zdemolował mu auto. Nie udało się znaleźć sprawcy. Był zamaskowany, zwinny i szybki. – Zamilkłam na chwilę. – Myślisz, że to on? – zapytałam.
To już zakrawa na paranoję.
– Dlaczego tak uważasz? – Zanotowała coś w zeszycie.
– Głośno myślę. – Westchnęłam, niepokój powrócił. – Zbyt dużo tych zbiegów okoliczności, nie uważasz?
– Za dużo myślisz. Pozwól, by szaleństwo i spontaniczność wdarły się w twoją codzienność. Żyj tym, co tu i teraz. Jesteś młoda, wiele dobrego przed tobą.
– Co jeśli już niewiele przede mną… – Coraz częściej uczucie ekscytacji, towarzyszące mi jeszcze tak niedawno, zmieniało się w lęk.
– Opowiedz mi o swoich obawach.
Zerknęłam na zegarek.
– Muszę już iść – oznajmiłam. Czułam, że dzisiejsza wizyta nie zmierzała w kierunku, w jakim powinna. Spokój okazał się chwilowy, znów czułam strach. Najbardziej bałam się o dziewczynki. On był zdolny do wszystkiego.
– Wydajesz się dziś niespokojna. – Zdjęła okulary, położyła je na notatniku. – Mamy jeszcze parę minut, proszę, porozmawiaj ze mną. Nie wychodź stąd w tym stanie. – Nie mogła niczego więcej zrobić poza wysłuchaniem mnie.
Wstałam.
– Dziękuję za twój czas – rzuciłam. – Pamiętasz, co masz zrobić, jeśli się nie pojawię? – upewniłam się jak zawsze przed wyjściem.
– Oczywiście. – Również wstała. – Zadzwoń, jeśli będziesz chciała pogadać. – Pogłaskała mnie czule po ramieniu. – Martwię się o ciebie.
– Niepotrzebnie – odparłam z wymuszonym uśmiechem. – Widzimy się za tydzień.
Pożegnałam się z nią i opuściłam gabinet. Po tym spotkaniu czułam się dokładnie tak jak przed nim. Rozdrażniona, niezrozumiana. Jakoś dziwnie pobudzona.
Od razu pojechałam po dziewczynki do szkoły. Okazało się, że sporo wcześniej odebrał je ich ojciec. Co było dziwne, bo kiedy miał w planach to zrobić, dawał mi znać. Wracałam pełna niepokoju i najczarniejszych wizji. Jak zawsze w takich sytuacjach próba jakiegokolwiek kontaktu była daremna. Gdy tylko weszłam do domu, usłyszałam śmiech i rozmowy dochodzące z kuchni. Serce wyrwało mi się do galopu, bo rozpoznałam ten jeden głos. Wiedziałam, do kogo należał. Na drżących nogach skierowałam się do pomieszczenia. Stanęłam w drzwiach, bojąc się wejść do środka.
– Jesteś już – rzucił uśmiechnięty Miki, kiedy mnie zauważył. – Chodź tu do nas. – Wyciągnął dłoń, zachęcając mnie do wejścia.
Miałam ochotę stamtąd uciec, ale nie mogłam. Przekroczyłam próg. Mój wzrok uciekł do mężczyzny stojącego do mnie tyłem. Rysował coś na tablicy kredowej razem z dziewczynami. Podeszłam do Mikiego, ten objął mnie delikatnie w pasie i pocałował w policzek.
– Poznaj naszego gościa – powiedział Michael. Alessio w końcu się do nas odwrócił. Nogi odmówiły mi posłuszeństwa, kiedy nasze spojrzenia się skrzyżowały. – A właściwie mojego wspólnika.
Usta Alessia rozszerzyły się w szerokim uśmiechu.
– Wspólnika? – zapytałam przez zaciśnięte gardło, spoglądając na niego z ukosa.
– Ciocia! – Rozweselone dziewczynki podbiegły. – Byliśmy dziś z tatą i jego znajomym na lodach. – Wtuliły się we mnie z obu stron, jednocześnie relacjonując ostatnie parę godzin. Kiedy ja przeżywałam chwile grozy, oni świetnie się razem bawili.
– Czyli miałyście udany dzień. – Starałam się zachowywać normalnie, ale nie potrafiłam. Zbierało mi się na płacz. Nie miałam już odwrotu. On tu był, przyjechał, tak jak obiecał.
– Ciociu, co ci jest? – Małe były bardzo spostrzegawcze, trudno cokolwiek przed nimi zataić.
– Nic, kochanie. – Uśmiechnęłam się nerwowo. – Jestem zmęczona, to wszystko.
– Boli cię coś? – zapytał Miki z czułością. Dotknął mojego czoła. – Nie masz podwyższonej temperatury.
– Nic mi nie jest – odpowiedziałam zestresowana. Przez cały czas czułam na sobie baczne spojrzenie Alessia.
– Za chwilę będzie obiad. Dziewczynki, idźcie umyć ręce – poprosił ojciec.
Moje „tarcze ochronne” uciekły do łazienki. Dłoń Mikiego spoczęła na moich plecach. Podejrzewałam, że jego wspólnikowi bardzo się to nie podobało.
– Michael wiele mi o tobie opowiadał. – Al przerwał krępującą ciszę. – Jestem Alessio Corvonero – przedstawił się, jakbyśmy się nie znali. Wstrzymałam oddech. Zimny dreszcz przebiegł mi po skórze na dźwięk stanowczego, chłodnego tembru głosu. Bałam się spojrzeć mężczyźnie w oczy, skupiłam wzrok na jego wystawionej w moją stronę dłoni. – Miło mi w końcu cię poznać.
„W końcu”? „Opowiadał”? Jak długo był tuż obok?
– Sus… – Głos uwiązł mi w gardle. Odchrząknęłam. – To znaczy Susan. – Wyciągnęłam ku niemu rękę.
– „Sus” bardziej mi się podoba. – Złapał moją dłoń, całą mnie przeszył elektryzujący prąd. – To znaczy to zdrobnienie bardziej do ciebie pasuje.
W końcu uniosłam wzrok. Zaparło mi dech w piersiach. Miałam wrażenie, że czarne tęczówki wypalają ślad na mojej skórze. Przełknęłam nerwowo ślinę, czując uciążliwą suchość w gardle. Przyciągnął mnie lekko ku sobie. Do nozdrzy wdarł się intensywny zapach perfum. Były odurzające tak jak za pierwszym razem, kiedy spotkaliśmy się w sklepie służącym mi za przykrywkę. Silna dłoń znalazła się na moim biodrze. Zimne wargi spoczęły na gorącym policzku. Świat się na moment zatrzymał.
– Obiecałem, że po ciebie przyjadę. Ja zawsze dotrzymuję obietnic – wyszeptał mi do ucha. To było jak uderzenie w twarz. Chwilowe otępienie minęło, zastąpiło je kołaczące serce.
– Mnie również miło cię poznać. – Uśmiechnęłam się sztucznie, odsuwając od niego. – Miki, mogę cię poprosić na słówko? – Kątem oka zerknęłam na Alessia. Jego zimne, stalowe spojrzenie przeszyło mnie na wskroś, wprawiając moje ciało w stan napięcia. Każdy mięsień zastygł, jakby chłód jego wzroku sparaliżował mnie od wewnątrz.
– Oczywiście. – Michael objął mnie w pasie. – Alessio, zajmij, proszę, miejsce przy stole w jadalni. – Wskazał na pomieszczenie obok kuchni. Najwyraźniej dziewczynki dobrały się do jedzenia, bo dobiegał stamtąd brzęk sztućców. – Zaraz do was dołączymy.
– Jasne. – Nasz gość posłał mu uśmiech. Umiał się świetnie kontrolować. Tylko jak długo mogło to potrwać? Nie należał do opanowanych, spokojnych ludzi. Nie chciałam, by komuś stała się krzywda.
– Co się dzieje? – zapytał przejęty Miki, kiedy zostaliśmy sami.
– Kim jest ten człowiek? – wyszeptałam. Musiałam wybadać sytuację, zobaczyć, ile on wie.
– Moim nowym wspólnikiem, skarbie – wyjaśnił łagodnie.
– Masz jakieś kłopoty? – Teraz to ja się przejęłam.
– Nie, skądże znowu. – Uśmiechnął się. – Zamierzam zainwestować w nowy biznes. Nie zaprzątaj sobie tym głowy. – Czule ujął mój policzek. – Wybierzesz się ze mną na kolejną randkę dziś wieczorem?
– Dziś? – Ta propozycja zbiła mnie z tropu. – Co zrobimy z dziećmi, kto się nimi zaopiekuje?
– Wszystko już załatwiłem. Nie martw się. – Pochylił się, by mnie pocałować. Powstrzymało go głośne chrząknięcie. Odsunęłam się szybko od mężczyzny.
– Przepraszam, gdzie znajdę toaletę? – zapytał Alessio.
– Pierwsze drzwi po lewej. – Miki wskazał dłonią korytarz, lekko zirytowany.
– Dziękuję. – Alessio uśmiechnął się sztucznie, patrząc na mnie.
– Odwołajmy kolację – zasugerowałam, kiedy zostaliśmy sami. – Weźmy dzieci i pojedźmy gdzieś razem.
Miki zmarszczył brwi. Zdawałam sobie sprawę, jak kuriozalnie to brzmi. Mieliśmy gościa, a ja chciałam jechać na wycieczkę.
– Co się dzieje? Jesteś jakaś inna, zdenerwowana.
Zdenerwowana? Jestem przerażona.
– Jestem zmęczona. Nie mam ochoty na kolację w towarzystwie obcych ludzi. – Popatrzyłam na niego uważnie. – Dlaczego nie powiedziałeś mi, że odbierasz wcześniej dziewczynki? – zapytałam z wyrzutem, czując narastające napięcie.
– Sus, mówiłem ci o tym rano – odpowiedział, jak zwykle zachowując opanowanie, które nie wiedzieć czemu jeszcze bardziej mnie zirytowało. – Przez ostatni tydzień byłaś rozkojarzona, nieobecna. Rzeczywiście, pomysł z dzisiejszą kolacją nie był trafiony. Obiecuję ci to wynagrodzić wieczorem. – Lekko się uśmiechnął, gdy zdał sobie sprawę z dwuznaczności wypowiedzianych słów.
Miał rację, przez ostatni tydzień nie byłam sobą. Nawet pozwoliłam mu się kilka razy pocałować. Czy on wziął to za znak? Planował dzisiejszego wieczora zaciągnąć mnie do łóżka? Nie byłam na to gotowa. Tym bardziej teraz, gdy Alessio postanowił się ujawnić. Rozchyliłam wargi, żeby coś powiedzieć, jednak dziewczynki były pierwsze.
– Tato! – usłyszeliśmy krzyki dochodzące z jadalni. – Chodź tu szybko. Zostaw mnie!
– Pójdę sprawdzić, co się stało. – Musnął moje wargi. Z duszą na ramieniu patrzyłam, jak idzie do pomieszczenia obok. Wolałam, żeby był przy mnie jak najdłużej. Jego obecność dawała mi złudne poczucie, że mogę odwlec to, co nieuniknione.
Podskoczyłam, słysząc za sobą głos Alessia.
– Zawsze dotrzymuję obietnic. – Objął mnie w pasie i przylgnął do moich pleców. Spięłam się. – Nie bój się – wyszeptał mi do ucha.
– Zostaw! – Szarpnęłam się, ale nie przyniosło to żadnych rezultatów.
– Sielskie życie… – Zaśmiał się ironicznie. – Czas wracać do rzeczywistości, Zoe.
Przełknęłam głośno ślinę. Nikt od dawna tak mnie nie nazywał.
– Proszę, nie tu. Nie przy Mikim i dzieciach – szepnęłam. Gdy tylko wypowiedziałam to imię, Alessio zacisnął mocniej dłoń na moim biodrze. – To boli… – Złapałam go za rękę. – Robisz mi krzywdę, puść.
– Dopiero zaboli… – Wsadził nos w moje włosy, jakby mnie obwąchiwał. – Bardzo zaboli, tak bardzo, że będziesz błagała o śmierć.
Słuchałam go z przerażeniem.
– Będziesz na mojej łasce, a ja nie pozwolę ci umrzeć. Życie stanie się gorsze od śmierci… Jeszcze jedno ostrzeżenie. Radzę twojemu kochasiowi trzymać rączki przy sobie. Lepiej, żeby nie dotykał tego, co moje, bo mu łapy poucinam.
Jego groźba względem Michaela była realna, dlatego przez cały wieczór siedziałam jak na szpilkach. Badawczy, śledzący każdy mój ruch wzrok nie ułatwiał sprawy.
Miki niepotrzebnie zaproponował Alessiowi nocleg po tym, jak wykręciłam się bólem brzucha, a nasza randka nie doszła do skutku. Kiedy on znajdował się w domu, nie było mowy o spaniu. Dlatego od kolacji siedziałam na łóżku w półmroku. Ramionami obejmowałam nogi, podbródek opierałam na kolanie. Tępo patrzyłam na drzwi. Wstrzymałam oddech, kiedy w końcu powoli zaczęły się otwierać.
Spodziewałam się, że przyjdzie. Mimo to zadrżałam ze strachu, serce łomotało mi niespokojnie w piersi. Nie było we mnie ani grama ekscytacji.
– Dlaczego nie śpisz? – usłyszałam. Wypuściłam powietrze z ulgą. Do pokoju wszedł Miki.
– Nadal boli mnie brzuch – wyjaśniłam, rozprostowując nogi. – A ty dlaczego nie śpisz?
– Potrzebujesz czegoś? – zapytał z troską, podchodząc. – Mam ci coś przynieść? – Usiadł na łóżku.
– Nie. – Uśmiechnęłam się blado. – Możesz mnie tak po prostu przytulić? – Pragnęłam choć przez chwilę czuć się bezpiecznie po tym, jak powrót Alessia zburzył wszystko, nad czym pracowałam przez ostatni rok.
– Oczywiście. – Rozłożył ramiona z lekkim uśmiechem. Ochoczo się w niego wtuliłam. – Mam spać z tobą? – spytał.
Zawahałam się. Może gdybym powiedziała mu prawdę, toby mi pomógł?
– Nie… to nie jest konieczne – odmówiłam. To mogłoby się zakończyć dla nas wszystkich bardzo źle… Alessio osiągnął zamierzony cel. Wzbudził we mnie strach, teraz byłam odpowiedzialna nie tylko za siebie.
– Cała drżysz. Zadzwonię po lekarza. Może to jakiś wirus.
Miki był bardzo opiekuńczy. Doskonały materiał na faceta. Mógł zostać idealnym partnerem, lecz istniało to odwieczne ale… Wstrzymałam oddech, kiedy ponad ramieniem mężczyzny zobaczyłam stojącego w drzwiach Alessia. Odsunęłam się szybko od Michaela, a ten pokręcił głową z dezaprobatą.
– Co się dzieje? – dociekał. – Dziwnie się dziś zachowujesz, jak nie ty. Czy to przez naszego gościa? Zrobił ci coś? Powiedział coś przykrego? – dopytywał troskliwie.
– Nie. – Zdobyłam się na uśmiech. – Boli mnie brzuch. Do tego dzisiejszy dzień nie należał do najprzyjemniejszych – odparłam wymijająco.
– Chcesz o tym porozmawiać, Sus? – Dotknął czule mojego policzka. – Wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć. Jeśli chcesz, spakujemy walizki z samego rana i wyjedziemy.
Dlaczego nie mogłam się zakochać w mężczyźnie takim jak on? Dobrym, ciepłym, przyzwoitym.
– Wszystko w porządku? – odezwał się Alessio. Zaskoczony Miki spojrzał za siebie. – Usłyszałem głosy. Myślałem, że coś się stało.
To nie był przypadek, tylko celowe działanie, by odciągnąć Michaela ode mnie. Gdybym go nie znała, pewnie pomyślałabym, że rzeczywiście się martwi.
– Nic się nie dzieje, możesz wracać do sypialni – zbył go Miki. Mówienie Alessiowi, co ma robić, nie było zbyt rozsądne, ale skąd on mógł to wiedzieć? Zresztą Alessio w tym momencie odgrywał jakąś rolę. Posłuchał więc i opuścił mój pokój. Czułam, że to później odbije się na mnie.
– Położę się już, jeśli pozwolisz – powiedziałam, dając Mikiemu delikatnie do zrozumienia, że czas na niego. Byłam potwornie zmęczona, choć nie mogłam zmrużyć oka. Jego obecność w pokoju potęgowała napięcie.
– Oczywiście. – Posłał mi ciepły uśmiech. Nawet jeśli był zawiedziony, nie dał tego po sobie poznać. Zanim wyszedł, pocałował mnie w czoło.
Minęła godzina i kolejna, ale nic się nie wydarzyło. Chciałam mieć to już za sobą. Oczekiwanie było gorsze od konfrontacji. Przez myśl przeszła mi ucieczka. Tylko dokąd? Znalazł mnie tu, znajdzie i na końcu świata. Wpadłam więc na bardziej szalony pomysł – pójście prosto do jaskini lwa. Wybrałam tę drugą opcję, ponieważ czekanie i towarzyszące temu napięcie były nie do zniesienia.
W domu panowała głucha cisza. Bezszelestnie pokonałam korytarz. Drzwi do gościnnej sypialni pozostały uchylone. Stanęłam przed ostatecznym wyborem: dezercją lub stawieniem czoła strachowi i potworowi siedzącemu w pokoju. Terapia pozwoliła mi kontrolować lęk, lecz ten nagle się zmaterializował. Alessio znów stanął na mojej drodze. Tym razem łaknął zemsty.
Wzięłam głęboki wdech i pchnęłam drzwi, te otworzyły się z lekkim skrzypnięciem. Poczułam duszący dym z papierosów unoszący się w pomieszczeniu. Mężczyzna stał bez koszulki przy oknie, tyłem do mnie.
– Al… – rzuciłam cicho i niewyraźnie. Serce biło mi jak szalone. Nie mogłam się powstrzymać, podeszłam bliżej. Szerokie, umięśnione plecy pokryte były bliznami po wypadku. Stanowiły żywy dowód na to, że ten człowiek uratował mi życie. Teraz jednak pragnął mi nie tyle je odebrać, co sprawić, że będę prosiła o śmierć…
– Zaimponowałaś mi – odezwał się zimnym, szorstkim tonem. Wyczułam w nim nutkę… dumy?
To niemożliwe.
– Tak? – Odchrząknęłam. – Czym takim?
Odwrócił się do mnie. Staliśmy naprzeciwko siebie. Przebiegłam spojrzeniem po jego twarzy. W ciemnych oczach tliły się ogniki zła. Przystojne rysy okalała kruczoczarna broda, nieco krótsza, niż zapamiętałam. Włosy były schludnie przystrzyżone, przez co wydawał się emanować jeszcze większą siłą i władzą. Wstrzymałam oddech, kiedy mój wzrok zjechał niżej, na jego klatkę piersiową. Tatuaż kruka nie miał oczu, jedynie dwie blizny. Za to odpowiedzialny był mój brat.
– Miałaś wiele odwagi, by pojawić się w moim życiu, okłamać mnie i mną manipulować – powiedział.
Spojrzałam mu w oczy. Czy on był ze mnie dumny? Nie przerywając kontaktu wzrokowego, zaciągnął się papierosem, a kiedy wypuścił do góry dym, uśmiechnął się uroczo. Tak jak tylko on potrafił, gdy miał dobry dzień. A może gdy tego chciał.
– To nie była odwaga – zaczęłam niepewnie. – Robiłam to, co musiałam, nie miałam wyboru. Nawet nie wiesz, jak bardzo się bałam – ciągnęłam, ale to były jedynie pozory. – Nadrabiałam dobrą miną – dodałam, po czym zapytałam nieśmiało: – Kiedy się zorientowałeś?
– Od samego początku coś mi nie pasowało. Nikt nigdy nie prosił mnie o spotkanie, a już na pewno nie kobieta. Później stwierdziłem, że jednak to nierealne, byś mogła czegoś ode mnie chcieć. Byłaś zwykłą, naiwną dziewczyną znikąd. – Zacmokał z uznaniem, unosząc ciemne brwi. – Okazało się, że jest inaczej. Za każdym razem udawało ci się mnie przekonać i zmylić. Gratuluję – dodał z kpiną. – Jednak po tym, kiedy zmusiłem cię, byś mi obciągnęła przy Belli i Ettorem, coś się zmieniło.
Poczułam ucisk w klatce piersiowej na to wspomnienie. Takiego upokorzenia nie doświadczyłam w całym swoim życiu. Byłam na niego wściekła, ale nie dałam tego po sobie poznać.
– Każda kobieta na twoim miejscu byłaby na mnie zła – kontynuował. – Nawet Bella złościła się bardziej niż ty. Mimo to przyszłaś do mnie ze szklanką whisky w pokojowym nastawieniu. – Ściągnął brwi. W tamtym czasie to był moment kulminacyjny, wcale się nie dziwię, że na nim poległam. – Myślałem, że chcesz mnie otruć, ale moi ludzie sprawdzili alkohol, okazał się czysty. Wtedy miałem kompletny mętlik w głowie. Musiałem coś zweryfikować, stąd mój wyjazd. Dopiero tu, na Wyspach, nabrałem stuprocentowej pewności, kim jesteś. Wasze alibi było świetne.
Świetne? Ono było perfekcyjne. Matka i brat zadbali o każdy szczegół. Ukradli tożsamość rodzeństwa, które rzeczywiście wychowywało się w domu dziecka. Niestety brat dziewczyny wpadł w złe towarzystwo i został dźgnięty nożem. Lekarzom nie udało się go uratować i zmarł w szpitalu. Sklep zaś stanowił przykrywkę. Wiedzieliśmy, że rodzina Corvonero pobiera w miasteczku haracze. Dla wiarygodności pożyczyłam pieniądze od lichwiarzy. To, co wykombinowali Flavio i moja matka, poszło sprawnie i zgodnie z planem. Reszta była czystą improwizacją.
– Skoro formalności i miłą pogawędkę mamy za sobą – Alessio zgasił papierosa w popielniczce na parapecie i znów na mnie spojrzał – radzę ci, byś się ubrała i po dobroci ze mną poszła – powiedział tonem nieznoszącym sprzeciwu.
– Zabij mnie tu. Miejmy to z głowy.
– Zoe… – Uśmiechnął się szeroko, kiedy złapał mnie za policzek.
Lekko się wzdrygnęłam. Nie spodobało mi się, kiedy drugą dłonią objął mnie w pasie i przygarnął do siebie. Straciłam pole manewru. Zupełnie nie wiedziałam, czego mogę się po nim spodziewać. Nie tak wyobrażałam sobie nasze spotkanie. Kiedy jego wargi zetknęły się z moimi, przepadłam. To, nad czym pracowałam tak długo, w niemalże ułamku sekundy się posypało. Odwzajemniłam pocałunek tęsknoty, a zarazem szaleństwa. Alessio smakował alkoholem, papierosami i sobą. Zarzuciłam mu ręce na szyję, mój język ledwo nadążał za gwałtownością i tempem, jakie narzucił. Nadal go kochałam i nie mogłam się tego wyprzeć.
– Obiecałem, że po ciebie wrócę. – Zahaczył zębami o moją dolną wargę. – Zmiana wizerunku, imienia i przeprowadzka na nic się zdały. Znalazłbym cię wszędzie, nawet na dnie piekła – dodał rozbawiony.
– Ja tam nie pójdę, to twoje miejsce. – Odsunęłam się, by zwiększyć dystans pomiędzy nami. Nie mogłam dać się zmanipulować. Ten pocałunek nie znaczył dla niego kompletnie nic, a ja nie mogłam znów pozwolić się wplątać w to szaleństwo. Zbyt wiele poświęciłam, by stanąć na nogi po tym, jak mnie zostawił.
– Kłamstwa, manipulacja – rzekł, wyliczając na palcach – i wiele innych grzechów by się znalazło…
– Moje grzechy są niczym w porównaniu z twoimi – przerwałam mu. – Nikogo nie zabiłam, nikogo nie skrzywdziłam.
– Doprawdy? – Uśmiechnął się kpiąco. – Nie chciałabyś spotkać dziadka i ojca?
To był cios poniżej pasa.
– Czyli spotkam tam twojego ojca i dziadka? – zapytałam z drwiną. – Matkę również…
Stąpałam po grząskim gruncie. Mężczyźnie pociemniały oczy ze złości. Czyżby temat ojca i matki stał się dla niego jeszcze bardziej drażliwy?
– Twój dziadek podzielił losy mojego. Ojciec zresztą też – powiedział triumfalnie.
Znałam tę historię aż za dobrze. Wiele lat temu, kiedy moi rodzice mieszkali jeszcze we Włoszech, dziadek był wysoko postawionym urzędnikiem państwowym z żelaznymi zasadami. Nic nie mogło go przekonać do lewych interesów. Za to dziadek Ala stał wtedy na czele włoskiej mafii. Szantażował i zastraszał mojego. Uciekał się do najgorszych i najokrutniejszych poczynań tylko po to, by nakłonić go do współpracy i złamania zasad. W końcu zabił mojego dziadka. Ojciec w akcie zemsty zastrzelił jego dziadka. Ojciec Ala zaś odebrał życie mojemu. Matka była wtedy ze mną w ciąży.
Poprzysięgła sobie zniszczyć rodzinę Corvonero, niestety musiało się to stać moimi rękami. Ponieważ ojciec Alessia nie żył, musieliśmy zlikwidować Ala i wszystkich noszących to samo nazwisko, którzy chodzili po ziemi. Nikt z nas wtedy nie wiedział o Belli. Przynajmniej ja o niej nie wiedziałam. Dziewczyna niczemu nie zawiniła, tak jak ja i Flavio. Wszyscy się poplątaliśmy w tej chorej zemście. Przesiąknięci nienawiścią i kierowani chęcią odwetu, podejmowaliśmy decyzje, których teraz żałowałam.
– Zgotuję ci piekło na ziemi – oznajmił.
Zamknęłam oczy, spod moich powiek wydobyła się łza. Otarł ją kciukiem. Wiedziałam, że nie odpuści, zrobi wszystko, by się odpłacić pięknym za nadobne. Podejrzewałam, że tu już nawet nie chodziło o przeszłość, tylko o urażoną dumę.
– Nie płacz, nie masz jeszcze powodu – ciągnął. – Zachowaj łzy na później. Wyglądasz inaczej, powiedziałbym, że nawet lepiej ci w blond włosach. Czarne i długie ci nie pasowały – stwierdził. Otworzyłam oczy, słysząc jego śmiech. – Niewyparzoną buzię nadal masz, tu nic się nie zmieniło. Zmieniła się twoja pozycja. – Spoważniał. – Kiedy wrócimy do Włoch, pożałujesz każdej minuty spiskowania za moimi plecami z bratem i matką. Mówiłem ci już: nikt, kto snuje intrygi przeciwko mnie, nie może swobodnie chodzić po tym świecie. Mam już ciebie, teraz czas na matkę i brata. Czy jemu przypadkiem nie urodziło się dziecko? – Uśmiechnął się złowrogo.
Ciarki przeszły mi po plecach. Mój bratanek nie był niczemu winny.
– Słyszałeś, co wcześniej powiedziałam – odparłam hardo w reakcji obronnej na strach. – Możesz mnie zabić, jest mi wszystko jedno. Możesz zrobić ze mną, co tylko zechcesz, ale ich zostaw w spokoju. – Byłam w stanie się poświęcić dla dobra sprawy.
Zmrużył powieki.
– Pamiętasz, co ci kiedyś powiedziałem? – Kąciki jego ust wygięły się w lekkim uśmiechu.
– „Nigdy nie zadzieraj z mafią”? – zapytałam niepewnie.
– To też. – Kiwnął głową, wpatrując się we mnie. – Co jeszcze?
Cofnęłam się. Usiłowałam sobie przypomnieć, co takiego mówił. Nagle doznałam olśnienia.
– Powiedziałeś, że śmierć będzie pierwszą rzeczą, o jaką cię poproszę, ale ty mi na to nie pozwolisz – odpowiedziałam, idąc do tyłu. On podążał za mną, nie spuszczając spojrzenia z mojej twarzy.
– Zgadza się – potwierdził, gdy uderzyłam plecami w drzwi. – Śmierć byłaby nagrodą, a ja przyszykowałem dla ciebie coś znacznie gorszego. – Oparł dłonie po obu stronach mojej głowy. – Nie straciłaś jeszcze niczego. – Pochylił się nade mną. – Twoja rodzina żyje. Gdzie oni są?
– Nie wiem – odpowiedziałam zgodnie z prawdą. – Odwrócili się ode mnie po tym, jak wybrałam ciebie.
– Mimo to nadal ich chronisz? – Prychnął z pogardą.
– To moja rodzina, jakakolwiek by nie była, zawsze nią będzie…
– Hmm – mruknął, skupiając wzrok na moich wargach. – Nadal mnie kochasz?
Serce zatrzepotało mi w piersi.
– Nie – zaprzeczyłam natychmiast. – Nigdy cię nie kochałam. To był jedynie syndrom sztokholmski. Zakochałam się w sprawcy, nie w tobie. Wyleczyłam się z tego.
– Ciekawe… – Sięgnął dłonią do mojego policzka.
– Zostaw! – Odepchnęłam go. – Nie dotykaj mnie.
Unieruchomił mi nadgarstki w żelaznym uścisku.
– Zoe – mruknął, patrząc mi głęboko w oczy. – Dopiero teraz widzę, jak bardzo nie umiesz kłamać. – Ściszył głos do szeptu. – Jak bardzo starasz się być… – kontynuował wprost do mojego ucha – …waleczna. – Ciepły oddech owiał mi szyję, wywołując ciarki. – Kłamczuszka. – Wcisnął kolano pomiędzy moje nogi. Starałam się zapanować nad kołaczącym sercem i rozszalałym oddechem. – Mam sprawdzić, jak bardzo jesteś mokra? – Przejechał nosem po szyi i kolanem pomiędzy udami. – Kochasz mnie. – Zaśmiał się kpiąco. – Kochasz, widzę, jak na mnie reagujesz. Założę się, że jesteś teraz wilgotna, moje palce weszłyby w ciebie bez najmniejszego problemu. – Sięgnął dłonią do moich spodenek.
– Zostaw mnie! – Szarpnęłam się. Był w błędzie, nie podniecały mnie jego zachowanie, groźby i próby wywołania strachu.
– To będzie całkiem zabawne. – Zaśmiał się głośno. – Kochanie, idź się spakuj. – Puścił mnie, mimo to nadal stałam nieruchomo przy drzwiach, z szalejącym sercem. – Czeka cię włoska przygoda.
– Ciociu… – wyszeptała sennie Ruth. – To ty?
– Ciii, kochanie… – Ze łzami w oczach pogłaskałam ją po główce. – Śpij… – Broda mi się trzęsła od nadmiaru emocji, byłam na granicy płaczu.
– Znów miałaś koszmar? – zapytała cichutko zaspanym głosikiem.
– Tak. – Mimowolnie się uśmiechałam. – Dlatego przyszłam was zobaczyć.
– Połóż się obok mnie. – Przesunęła się, by zrobić mi miejsce na łóżku. – Mówiłaś, że na koszmary najlepsze są przytulasy.
Tuliłam dziewczynki, kiedy miały złe sny. Coraz rzadziej się to zdarzało, z czego byłam niesamowicie dumna. Bałam się, że po moim zniknięciu mary powrócą, tak jak po śmierci matki Evy i Ruth. Kto je wtedy utuli?
Kiedy położyłam się obok, mała momentalnie do mnie przylgnęła. Dostałam od Ala warunek. Mogłam pożegnać się jedynie z dziewczynkami. Wiedziałam, że stoi w drzwiach i mnie obserwuje. Pokochałam te istotki jak własne dzieci. Z ogromnym bólem musiałam je zostawić, ale w ten sposób chroniłam je przed Alessiem. Gdy Ruth zasnęła, pocałowałam ją w czoło. Wstałam, a następnie podeszłam do Evy leżącej w łóżku tuż obok. Również ją ucałowałam.
– Czas na nas – usłyszałam ponaglenie za plecami.
Nie mogłam powstrzymać łez. Prawdopodobnie po raz ostatni patrzyłam na te maluchy. Wiedziałam, że nie tylko ja będę tęskniła.
– To nie twoje dzieci. Dlaczego beczysz? – odezwał się Al oschle, kiedy przeszłam obok niego.
– Nigdy tego nie zrozumiesz, bo nie będziesz miał własnych. – Otarłam twarz wierzchem dłoni.
– Skąd ta pewność? – rzucił, gdy podniosłam z podłogi torbę z ubraniami i najpotrzebniejszymi drobiazgami. Ruszyłam w stronę wyjścia. – Zadałem pytanie! – Złapał mój łokieć, zatrzymując mnie.
– Sam sobie na nie odpowiedz. – Popatrzyłam na niego hardo. – Kto chciałby mieć dzieci z kimś takim jak ty?
– Zdziwiłabyś się, ile jest chętnych kandydatek. – Uśmiechnął się szyderczo.
– Och, wcale w to nie wątpię. – Posłałam mu kpiący uśmiech. – Zapewne Georgia stoi pierwsza w kolejce. – Nie mogłam się powstrzymać.
– Daj to. – Wyrwał mi torbę z dłoni, nie komentując tego, co powiedziałam.
– Zostaw! – Szarpałam się z nim. Nie potrzebowałam jego pomocy. – Rób, co musisz, i daj mi spokój! – syknęłam przez zaciśnięte zęby, rozluźniając palce na pasku. Pozwoliłam mu nieść tę cholerną torbę dla świętego spokoju.
– Nie unoś się! – Odwrócił mnie ku sobie, zaciskając dłoń na moim nadgarstku. – I nie podnoś na mnie głosu. Zrozumiano? – Posłał mi surowe spojrzenie.
– Nie podnoszę. Mówię, co myślę – odparłam. – Nie łatwiej byłoby ci mnie zabić? Miałbyś święty spokój. Ja też – rzekłam gniewnie. Jego głupi uśmieszek irytował mnie do granic możliwości. Byliśmy jeszcze w domu Mikiego. Wolałam go nie obudzić, a tym bardziej dzieci. – Chodźmy już – powiedziałam nieco spokojniej, chcąc załagodzić sytuację.
– Raptem tak ci się spieszy? – Zmrużył powieki. – Nie chcesz się pożegnać z kochankiem?
– On nie jest moim kochankiem, tylko pracodawcą. Poza tym zabroniłeś mi się z nim żegnać. Wyjdźmy już stąd. Bella jest w domu?
Tylko ta myśl ratowała mnie przed powrotem do Włoch.
– Domu? – Uśmiechnął się ironicznie. – To nie będzie twój dom, tylko więzienie.
– Wszystko mi jedno – odparłam zrezygnowana. Przygotowałam się, że Al będzie uprzykrzać mi życie.
– A co do Belli: jesteś pewna, że ucieszy się na twój widok równie mocno jak ty na jej?
– Nie zrobiłam jej nic złego. Dlaczego miałaby się nie cieszyć?
– Masz rację, nie ma powodu.
Jego odpowiedź wcale mnie nie satysfakcjonowała. Wręcz odwrotnie, zaniepokoiła. Bella była jedyną życzliwą mi tam osobą.
W końcu wyszliśmy na zewnątrz. Był środek nocy, światła latarni ulicznych nie docierały na posesję, na której się znajdowaliśmy, przez co pozostawaliśmy praktycznie niewidoczni. Na ulicy czekał na nas czarny samochód terenowy. Alessio zręcznie wrzucił walizkę do bagażnika. Nakazał mi zająć miejsce z tyłu, po czym usiadł obok. Przez całą podróż milczałam wtulona w drzwi. Z sentymentem patrzyłam na znajome uliczki, którymi chodziłam przez ostatni rok, jednocześnie zdałam sobie sprawę, że być może nigdy więcej już ich nie zobaczę.
Pojazd zatrzymał się na płycie lotniska. Przez okno widziałam prywatny czarter Alessia i dwóch osiłków w garniturach stojących przy schodach. Przełknęłam nerwowo ślinę, zdając sobie sprawę, że nie ma już odwrotu.
– Wysiadaj – odezwał się Alessio po raz pierwszy, od kiedy wsiedliśmy do auta.
Spojrzałam na kierowcę, następnie na niego. Cokolwiek bym teraz zrobiła czy powiedziała, on nie zmieni zdania. Chwyciłam więc za klamkę, otworzyłam drzwi i wysiadłam. Na dworze było chłodno i wietrznie. Objęłam ciało ramionami, trzęsąc się z zimna.
– Potrzebujesz zaproszenia? – Wskazał dłonią samolot. – Nie mamy czasu, musimy już startować.
Nie odzywając się, ruszyłam w stronę schodów. Alessio szedł za mną.
– Buonasera – przywitali nas ochroniarze.
Za to na pokładzie powitał nas Ettore w towarzystwie dwóch półnagich kobiet.
– Witaj, piękna. – Pocałował mnie w policzek. – Te włosy zdecydowanie bardziej pasują do twojego zadziornego charakterku. Prawda, Al? – Uśmiechnął się przebiegle, zapraszając mnie gestem dłoni.
Usiadłam na wskazanym fotelu. Kobiety od razu podeszły do Ala, jedna z nich podała mu szklankę whisky, a on wychylił ją do dna. Nie tracił czasu na konwenanse: pocałował dziewczynę długo i namiętnie, druga w mgnieniu oka dołączyła do nich.
– Napij się. – Ettore usiadł obok mnie.
Ochoczo przyjęłam drinka, który mi zaoferował. Nie spuszczając oka z całującej się trójki, wypiłam to, co miałam w szkle. Alkohol zapiekł mnie w przełyku, skrzywiłam się, ale przełknęłam całość.
– Widzisz, moja droga, teraz wszystko się zmieni – wyszeptał mi do ucha Ettore. – Będziesz traktowana jeszcze gorzej niż dziwki. Rozglądaj się uważnie i główkuj, kto jest twoim sprzymierzeńcem, a kto wrogiem. Obyś tylko się nie pomyliła. – Z uśmiechem uderzył swoją szklanką o moją.
Zawsze uważałam, że temu facetowi brakuje piątej klepki, i zdania nie zmienię, choćby nie wiem co. Wypił drinka i odstawił opróżnione szkło na stolik. Następnie wstał, podszedł do jednej z dziewczyn i złapał ją za biodra. Ta odstąpiła od Alessia i zaczęła się całować z Ettorem.
Ścisnęłam pustą szklankę w dłoni. Nie chciałam patrzeć na to, co robili. Zapewne był to dopiero wstęp do tego, co zaplanowali. Zamknęłam oczy. Od teraz Alessio będzie stawał na rzęsach, by mnie poniżyć, sponiewierać, upokorzyć. Skoro nie chciał odebrać mi życia i siedziałam już w tym samolocie, postanowiłam nie dać mu tej satysfakcji. Będę walczyła do ostatniego tchu.
– Radzę ci otworzyć oczy – rozbrzmiał ostrzegawczy tembr głosu Alessia.
Niepewnie uchyliłam powieki. Zobaczyłam go na fotelu naprzeciwko mnie. Jedna z dziewczyn siedziała na nim okrakiem. Jej goły tyłek był wypięty w moją stronę.
– Nie będę tego oglądała – odpowiedziałam, siląc się na spokój.
– Proszę o zapięcie pasów – odezwała się stewardesa. Widok półnagich dziwek nie robił na niej żadnego wrażenia. Dla mnie to było upokarzające.
– Słyszałaś? – warknął Al. – Zapinaj pasy i nie ruszaj się z miejsca.
Odstawiłam naczynie na stolik, sięgnęłam po pasy i je zapięłam. Nie miałam jednak zamiaru oglądać porno na żywo. Znów przymknęłam powieki. Zacisnęłam palce na podłokietnikach, kiedy wzbijaliśmy się w górę.
– Otwórz oczy! – usłyszałam ponownie jego głos, tym razem tuż nad sobą, gdy byliśmy już w powietrzu. – Dwa razy nie będę prosił.
Nie zareagowałam, nadal miałam zamknięte powieki.
– Zoe! – Zacisnął dłoń na mojej, leżącej na podłokietniku. – Otwórz je, do cholery! Czy mam ci pomóc nożem? – syknął, alkoholowy oddech owiał mi twarz. Chciałam płakać, ale musiałam być silna. – Masz cały czas na nas patrzeć, ani na chwilę nie możesz odwrócić wzroku. Jeśli to zrobisz, gorzko tego pożałujesz.
Spojrzałam mu w oczy, czarne tęczówki aż kipiały ze złości. Tak więc patrzyłam, jak dziewczyna mu obciągała, a później go ujeżdżała. Starałam się być twarda, nie dać po sobie poznać, jak bardzo mnie to bolało i jednocześnie obrzydzało. Zastanawiałam się, ile lasek przeleciał, podczas gdy ja z nikim nie byłam.
– Mogę iść do toalety? – zapytałam, kiedy wysunął się z tamtej. Bezwiednie zerknęłam na jego członka w prezerwatywie, lśniącego od soków dziewczyny.
– Możesz.
Natychmiast poderwałam się z fotela. Ledwo zdążyłam otworzyć klapę kibelka, zanim zwymiotowałam wszystko, co wypiłam. Wyprostowałam się, przetarłam zmęczoną twarz. Kręciło mi się w głowie. Oparłam dłonie na umywalce i pochyliłam się, czując kolejną falę mdłości. Po chwili zrobiło mi się znacznie lepiej. Wypłukałam usta wodą. Pozostał w nich jednak niesmak, nie tyle z powodu wymiocin, ile przede wszystkim od sceny, którą musiałam oglądać.
– Wszystko w porządku? – Usłyszałam pukanie i kobiecy głos za drzwiami. Uchyliłam je. – Siedzi pani tam już dłuższy moment, zaniepokoiłam się.
– Tak, wszystko w porządku – odpowiedziałam z wymuszonym uśmiechem. Nie było w porządku, ale to nie miało nic wspólnego z tą dziewczyną. – Czy mogę prosić o czarną herbatę? Nie czuję się zbyt dobrze.
– Oczywiście, proszę usiąść na miejscu. Zaraz podam.
– Mogę pójść z panią? – Wyszłam z łazienki, zamknęłam za sobą drzwi. – Oczywiście jeśli to nie kłopot.
– Żaden kłopot. – Skinęła głową, po czym posłała mi współczujące spojrzenie. Nie była ślepa, widziała, co się tu wyprawiało.
Idąc za stewardesą do części dla obsługi, nieśmiało zerknęłam na balującą grupę, którą niestety musiałyśmy ominąć. Nie miałam ochoty do nich wracać, pragnęłam stąd uciec. Ale nie mogłam, bo byliśmy kilkaset metrów nad ziemią zamknięci w metalowej puszce. Usiadłam na fotelu dla załogi. Dziewczyna błyskawicznie przygotowała mi napój.
– Mogę jeszcze w czymś pomóc?
– Możesz przez chwilę ze mną posiedzieć? – zapytałam nieśmiało, spoglądając na nią błagalnie.
– Oczywiście, że tak. Może zaproponuję coś do zjedzenia. Jadła pani coś?
– Jestem Elena, nie nazywaj mnie panią.
Uśmiechnęła się lekko i skinęła głową.
– Jadłaś coś? – zapytała troskliwie. – Wydajesz się taka blada.
– Od wczoraj nie miałam nic w ustach. – Zacisnęłam palce na ciepłym kubku. – Wypiłam jedynie whisky, chyba to mi zaszkodziło. – Poczułam kolejną falę mdłości. Przymknęłam powieki.
– Przygotuję coś do zjedzenia – oznajmiła. Położyła mi dłoń na ramieniu. – Co wolisz, tosty, jajecznicę czy owsiankę?
– Tosty byłyby w porządku. – Otworzyłam oczy. – Dziękuję.
– Radzę ci wrócić na miejsce! – zakomunikował Ettore z głupim uśmiechem, trzymając za biodro dziewczynę w samej bieliźnie.
Biedna Bella.
– Przyniosę, kiedy będzie gotowe – oznajmiła stewardesa.
Podziękowałam jej i wróciłam do kabiny pasażerskiej. Herbata pomogła mi jedynie na chwilę. Alessio miał drugą rundę. Naga dziwka stała na podłodze i opierała dłonie na fotelu, on posuwał ją od tyłu.
– Mówiłem, nie mogło ominąć cię to widowisko – rzucił roześmiany Ettore, siedząc niedaleko z dziewczyną na kolanach. Al odwrócił głowę w moją stronę i spojrzał na mnie przenikliwie czarnymi oczami. W zasięgu wzroku miałam gołe tyłki. Odgłosy, jakie wydawały ich ciała, jęki z ust dziewczyny przyprawiały mnie o mdłości. Ta scena była żenująca. Przysięgłam sobie zrewanżować się mu za to upokorzenie.
– Otwórz te cholerne oczy – warknął, ciężko dysząc. – Miałaś patrzeć, a jeśli nie chcesz, zaraz sama weźmiesz udział.
– Nigdy w życiu! – Prychnęłam pogardliwie. – Nie zmusisz mnie do tego. Wolałabym umrzeć, niż to zrobić.
– Przekonamy się? – Wysunął się z dziewczyny i odwrócił gwałtownie w moją stronę. Przy okazji potrącił stewardesę idącą z jedzeniem. W mgnieniu oka znalazł się koło mnie, chwycił za ramiona i podniósł. – Co powiedziałaś?
Wszyscy zamarli, nikt nie śmiał pisnąć słowa ani się sprzeciwić. Tylko ja miałam za długi język.
Jak zawsze zresztą.
– Że, kurwa, nigdy w życiu mnie nie dotkniesz. Zabieraj łapy! – odszczeknęłam się. Oczy zapłonęły mu złością. – Znów się w to bawimy…
– W nic się nie bawimy – przerwał mi. – Ostatnim razem zagrałaś swoją rolę perfekcyjnie. – Przebiegły uśmiech rozpromienił mu twarz. – Teraz moja kolej, by pokazać ci, jak wygląda prawdziwe życie u boku kogoś takiego jak ja.
– Zostaw! – krzyknęłam, bo sięgnął do mojego paska. – Nie! Puszczaj!
Szarpałam się z nim, kiedy jedną dłonią chciał mnie przytrzymać, a drugą zdjąć mi spodnie. Wreszcie zdołałam się wyrwać. Uciekłam na drugi koniec samolotu. Wbiegłam do jakiegoś pokoju. Szybko zamknęłam za sobą drzwi, lecz Al z łatwością je sforsował.
– To nie jest zabawa w kotka i myszkę! – wrzasnął na mnie. Wyglądał jak rozjuszone dzikie zwierzę. Wystraszyłam się go. Instynktownie się cofnęłam, trafiłam na łóżko.
– W nic się nie bawię – powiedziałam, nie spuszczając z niego wzroku. Nie miałam zbytnio pola manewru. Wdrapałam się na łóżko za sobą.
– Zaraz się przekonamy. – Mroczny uśmiech wykrzywił mu twarz, gdy mężczyzna się zbliżył.
– Chcesz mnie dalej upokarzać? Proszę bardzo, rób to. – Byłam na granicy płaczu. – Pokazuj, jaki to jesteś zły. Bij mnie, a najlepiej zabij! – wykrzyczałam, trzęsąc się ze strachu. Nie chciałam umierać, jednak to byłoby najłatwiejsze rozwiązanie. Wcześniejsze przedstawienie stanowiło przedsmak, nie wiedziałam, czy zniosę więcej.
– Dobrze wiesz, że tego nie zrobię. – Rozpiął spodnie, które nie wiadomo kiedy zdążył założyć. – Jeszcze wiele razy będziesz mnie o to błagała, a ja wiele razy ci odmówię. Wiele razy też ci to mówiłem. – Wszedł na łóżko.
Cofnęłam się, ale trafiłam na ścianę.
– Nie waż się mnie dotykać! – Wierzgałam, broniąc się przed nim. – Proszę, zostaw!
– Zrobię, co będę chciał. – Złapał mnie za łydkę i brutalnie pociągnął. Zawisł nade mną, unieruchamiając mi dłonie na wysokości głowy.
– Tylko mnie nie całuj. – Odwróciłam głowę z obrzydzeniem.
– Wiesz, że i tak zrobię, co będę chciał – wyszeptał mi do ucha.
– Powtarzasz się… – Skierowałam twarz ku niemu.
– Przyniosłem jedzenie – odezwał się Ettore od progu. – Stewardesa była zbyt przestraszona, żeby to zrobić.
Alessio spojrzał przez ramię. Podniosłam lekko głowę. Ettore miał w dłoniach tacę z posiłkiem. Sukinsyn mógł mi pomóc.
– Zostaw na szafce – powiedział Al i kiwnął głową na mebel obok łóżka. – I wynocha!
Opadłam z powrotem na materac i zacisnęłam powieki.
– Masz wszystko zjeść – usłyszałam. Zaskoczona otworzyłam oczy. Nie byłam pewna, do kogo się zwraca. – Jesteś blada jak ściana – dodał. Zszedł ze mnie, mimo to wciąż leżałam w bezruchu. – Mówię do ciebie!
– Nie jestem głodna – odpowiedziałam, patrząc w sufit. Straciłam kompletnie apetyt.
– Mam wepchać ci to cholerne jedzenie do gardła? – syknął zły.
– Jesteś nienormalny. – Wsparłam się na łokciach, po czym usiadłam. – Każesz mi patrzeć, jak posuwasz dziwkę, a chwilę później prosisz mnie, bym zjadła? Masz rozdwojenie jaźni czy co?
– Wystarczy! – Posłał mi karcące spojrzenie. – Jeszcze jedno słowo, a znów będziesz musiała patrzeć, jak ją pieprzę. Zrozumiałaś?
– Jakbym już tego nie widziała! – odgryzłam się.
– Widzieć… widziałaś, ale nie brałaś udziału. Chcesz to zmienić? Mam cię wziąć przy ludziach?
– Tylko spróbuj mi coś zrobić na siłę. – Wstałam, na co on się głupio wyszczerzył. – Mnie to wcale nie bawi.
– A mnie owszem. Ty tu nie stawiasz żadnych warunków. Jesteś nikim, zapamiętaj to sobie. – Pogroził mi palcem. – Masz wszystko zjeść.
– Zjem, jeśli wyjdziesz. – Uniosłam wysoko brodę, udając pewną siebie. W głębi serca jednak się go bałam. Jak zawsze w stresujących sytuacjach nadrabiałam miną.
– Ja tu dyktuję warunki, nie ty. Siadaj!
Dla świętego spokoju klapnęłam na łóżko. Alessio postawił mi tacę na kolanach. Nie miałam ochoty na te tosty. Nawet gdyby wyszedł, nic bym nie tknęła.
– Jedz – nakazał. Spojrzałam na talerz. – Jedz, do cholery! – Stracił cierpliwość. Chwycił grzankę i podsunął mi ją pod usta. Patrzyłam na dłonie, które kilka chwil temu dotykały kogoś innego. Odwróciłam głowę w drugą stronę. Nie zamierzałam przełknąć niczego z jego rąk. – Zoe… – rzucił ostrzegawczo.
– Jestem Elena – poprawiłam go.
– Elena? Zoe? Czy Susan? – wymienił wszystkie imiona, którymi się posługiwałam w zależności od sytuacji.
– Dla ciebie wyłącznie Elena – odparłam z uporem.
– Hmm… – Westchnął ociężale. – Dla kochasia możesz być Susan. Dla braciszka Elena. Dla mnie i wyłącznie dla mnie jesteś Zoe. Zrozumiałaś?
– Nie, nie zrozumiałam, możesz powtórzyć? – Uśmiechnęłam się kpiąco, odwracając ku niemu twarz.
– Powtórzę ci, jak już znajdziemy się na lądzie. Wracaj na miejsce, skoro nie chcesz jeść. – Odstawił tacę na szafkę.
Bez słowa wstałam, wyszłam z pokoju i posłusznie usiadłam na swoim fotelu.
Resztę lotu przespałam. Impreza zakończyła się wraz z wylądowaniem na lotnisku. Dziewczyny nie pojechały z nami. Gdy tylko przekroczyliśmy próg domu, cała służba powitała nas w oranżerii. Wszyscy musieli być nowi, nie dostrzegłam nikogo znajomego. Na czele powitalnej delegacji stała Bella, ale unikała mojego wzroku.
Manifestacja jego wyższości i siły zupełnie nie robi na mnie wrażenia.
– Wszystko jest gotowe – zakomunikowała chłodno Bella.
– Dobrze. Zaprowadź Zoe do jej pokoju. Śniadanie zjemy u mnie na balkonie.
– Oczywiście. – Skinęła głową.
– Podać coś konkretnego? – zapytał mężczyzna w białym fartuchu. Musiał być kucharzem.
– Na co masz ochotę? – Alessio odwrócił się do mnie.
Miałam już odpowiedzieć, kiedy za plecami usłyszałam znajomy głos.
– Będzie to późne śniadanie, bo będziemy bardzo zajęci.
Szybko spojrzałam za siebie. Wystrojona Georgia stała tuż za mną. Ostentacyjnie zmierzyła moją sylwetkę wzrokiem od góry do dołu. Na jej ustach pojawił się ironiczny uśmiech.
– Podaj nam cornetti i cappuccino – dodała zadowolona z siebie. Ominęła mnie, potem uwiesiła się na ramieniu Alessia i go pocałowała. Spodziewałam się, że mogą być razem, lecz widok tej dwójki nieco mnie zniesmaczył.
– Bello, zaprowadź ją do pokoju – zwrócił się Al do kuzynki. – Przez jakiś czas będę zajęty. – Posłał mi szeroki, pełen satysfakcji uśmiech.
Musiałam być ponad to. Ponad jego głupie gierki i udowadnianie mi, jak bardzo mnie krzywdzi, pieprząc wywłoki. Bo o to mu właśnie chodziło. Jakaś część mnie nadal go kochała i to przeżywała. Żałowałam, że nie jest to syndrom sztokholmski, jak twierdziła moja terapeutka. Nigdy nie mógł się dowiedzieć, że nadal pałam do niego jakimś uczuciem. Niech myśli, że się wyleczyłam z tej destrukcyjnej, beznadziejnej miłości. Bo właśnie tak trzeba ją nazywać – destrukcją. On nigdy nie był i nie będzie zdolny choć w połowie odwzajemnić mi się tym, co ja do niego czułam.
Bella na rozkaz Alessia zaprowadziła mnie do pokoju. Szła na przedzie, a tuż za moimi plecami kroczył ochroniarz, ale miałam go kompletnie gdzieś.
– Bello… – Złapałam ją za dłoń, lecz szybko się wyszarpnęła. – Porozmawiaj ze mną – poprosiłam, ale mnie zignorowała.
Postanowiłam spróbować jeszcze raz w sypialni, do której weszłyśmy. Zdziwiłam się, bo było to prywatne skrzydło Alessia. Specjalnie umieścił mnie obok siebie? Zapewne tak.
– Porozmawiaj ze mną – odezwałam się ponownie. – Tylko o to cię proszę.
– To jest twój pokój. Tu są twoje graty. – Kiwnęła głową w stronę łóżka, na którym leżała moja torba. – Sama je sobie rozpakuj. – Uśmiechnęła się perfidnie.
Jej protekcjonalny, oschły ton stanowił przeciwieństwo tego, jak powitała mnie za pierwszym razem, kiedy się tu znalazłam. Mogła mieć żal za to, że ją okłamałam. Jednak powinna była zrozumieć, bo sama została zmuszona do małżeństwa z Ettorem. Grała swoją rolę tak jak i ja. Żadna z nas nie miała wyjścia.
Odpuściłam. Może potrzebowała więcej czasu. Kiedy zostałam sama, usiadłam na parapecie. Na dworze zaczęło świtać, mimo to nie chciało mi się jeszcze spać. Zapewne trzymała mnie adrenalina. Ten niespodziewany zwrot akcji ponownie przewrócił wszystko w moim życiu do góry nogami.
Wyjrzałam przez okno, miałam identyczny widok jak poprzednio. Na ogród oliwny, starą winiarnię i pola winorośli. Teraz były ledwo widoczne przez mgłę unoszącą się w ogrodzie. Objęłam dłońmi kolana, oparłam na nich policzek. Czułam się dziwnie. Myślałam, że już nigdy tu nie wrócę. Ale oto byłam z powrotem…
Terapeutka przekaże wiadomość mojej bratowej. A to będzie oznaczało, że już mnie nie ma. Otarłam łzę z policzka. Straciłam wszystkich, na których mi zależało. Zostałam sama na łasce szaleńca. Uniosłam głowę, gdy usłyszałam jęki i miarodajny stukot mebla obijającego się o ścianę. Alessio posuwał Georgię. Nie miałam już żadnych wątpliwości, że specjalnie umieścił mnie w pokoju obok, żebym wszystko słyszała. Jego taktyka złamania mnie była dziecinna i żałosna. Zsunęłam się z parapetu i opuściłam pokój. W drodze do kuchni nikogo nie minęłam. Dopiero na miejscu natknęłam się na nowego kucharza.
– Mogę w czymś pomóc? – Mężczyzna uśmiechnął się przyjaźnie.
– Dziękuję, poradzę sobie sama. – Odwzajemniłam uśmiech. – Chciałam jedynie napić się wody.
– Samoobsługa. – Wskazał dzbanek stojący na blacie i wrócił do poprzednich czynności.
Napełniłam szklankę wodą z miętą i pomarańczami. Nagle zaburczało mi w brzuchu, kiedy poczułam aromat czegoś, co było w piekarniku.
– Co tak pięknie pachnie? – zapytałam, starając się dostrzec, co jest w środku.
– Cornetti. Lubisz?
– Uwielbiam. – Moją twarz rozpromienił szeroki uśmiech, a na samą myśl, że mogłabym zaraz zjeść smakołyk, pociekła mi ślinka.
– W takim razie siadaj, zaraz będziesz mogła się poczęstować.
Ochoczo zajęłam miejsce przy drewnianym masywnym stole. Kiedy kucharz otworzył piekarnik, rozkoszna woń z całą mocą dotarła do moich nozdrzy. Byłam głodna jak wilk. Nie dość, że rogaliki pachniały obłędnie, to ich smak nie równał się z niczym, co do tej pory jadłam. Pochłonęłam dwa od razu.
– I jak? – zapytał mężczyzna, idąc w moją stronę. Utykał na jedną nogę. Dopiero teraz to dostrzegłam, tak jak to, że był młody i przystojny. Miał czarne włosy i ciemny zarost na kwadratowej żuchwie.
Wytarłam usta dłonią.
– Co ci jest? – wypaliłam bez ogródek. – Przepraszam, jeśli moje pytanie było zbyt bezpośrednie – poprawiłam się, gdy tylko odkryłam, jaką gafę strzeliłam. Włożyłam ostatni kawałek rogalika do ust.
– Nic nie szkodzi. – Posłał mi piękny uśmiech. Odsunął drewniane krzesło i usiadł naprzeciwko mnie. – Mały wypadek przy pracy. Powiedz mi lepiej, czy ci smakuje. – Kiwnął głową na pusty talerz.
– Sam widzisz – odpowiedziałam, odsuwając od siebie naczynie. – Nigdy nie jadłam lepszych. Od kiedy jesteś tu kucharzem?
– Od kilku miesięcy. Po wypadku musiałem się przebranżowić. Nieważne. Mam na imię Basilio, ale możesz mówić do mnie Bazyl.
– Jestem Elena. Miło mi. – Wyciągnęłam do niego dłoń ponad stołem.
– Elena? – Przekrzywił głowę. – A nie Zoe? – Uścisnął mi rękę.
– To znaczy… – Zmieszana spuściłam wzrok na blat. – Możesz mówić do mnie Zoe. To tak jakby moje drugie imię – wytłumaczyłam wymijająco. – Dziękuję za rogalika, był przepyszny.
– Nie ma za co. – Mrugnął do mnie okiem. – Napijesz się kawy?
– Bardzo chętnie, ale wypiję ją na zewnątrz, jeśli pozwolisz.
– Oczywiście. Żaden problem…
Wyszłam z kubkiem kawy. Nigdy nie myślałam, że tu wrócę. Niechętnie musiałam przyznać sama przed sobą, że odrobinę tęskniłam za tym miejscem. Przeszłam się starymi ścieżkami po gaju oliwnym i sadzie z pomarańczami, aż dotarłam do winiarni. Usiadłam na swojej ulubionej beczce przy drzwiach. Popijając kawę, patrzyłam na dom i wschodzące słońce, które otulało świat ciepłymi odcieniami pomarańczy. Przypomniałam sobie o palącym się świetle w oknie na samej górze. Ciekawe, kto tam mieszkał. Podczas ostatniego pobytu nie ustaliłam tego. Może teraz się uda?
Nagle usłyszałam za sobą szmer. Zeskoczyłam z beczki, na niej postawiłam kubek. Niepewnie weszłam do budynku, gdzie było nieco ciemniej.
– Halo, jest tu kto? – zawołałam.
Usłyszałam krakanie kruków. Szybko się odwróciłam. Nadal byłam sama. Przełknęłam ślinę i zrobiłam kilka kroków do przodu. Własna niepokorna natura kazała mi iść dalej.
– Halo…? – Mój głos odbił się echem we wnętrzu. Stawiałam ostrożnie kroki po ciemku.
– Pozwoliłem ci wychodzić z domu?
Podskoczyłam w reakcji na głos za sobą i dotyk dłoni na ciele.
– Dlaczego mnie straszysz? – Serce omal nie wyskoczyło mi z piersi, nogi trzęsły się jak galareta.
– Zadałem pytanie. Czy pozwoliłem ci wychodzić? – rzucił Alessio ozięble, obejmując mnie w pasie.
– Nie… nie pozwoliłeś, ale i nie zabroniłeś – odpowiedziałam, starając się zapanować nad dudniącym sercem.
– Bystra jak zawsze. – Zaśmiał się i wsadził nos w moje włosy. Znów mnie obwąchiwał. Czyżby to był jakiś jego fetysz, o którym nie miałam pojęcia?
– Wydupczyłeś Georgię tak, jak lubi? – wypaliłam i natychmiast tego pożałowałam. Czemu nie ugryzłam się w język?
– A jak ona lubi? – Usłyszałam jego cichy śmiech.
– Lubi być zerżnięta jak dziwka, a do tego zlana jak… – Tym razem urwałam w porę.
– Zoe… – Całe jego ciało drżało ze śmiechu. – Wiesz, że stęskniłem się za tobą i tymi twoimi pyskówkami.