Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Julia - idealna pani domu, która poświęciła karierę, życie towarzyskie i marzenia dla tego jedynego. Jednak to, co miało być jak bajka, stało się jej przekleństwem.
Łukasz - ratownik medyczny, który z ogromnym zaangażowaniem walczy o ludzkie życie. Nie potrafi jednak pomóc sobie i uporać się z trudną przeszłością, szczególnie że ona znów puka do jego drzwi.
Czy tych dwoje będzie potrafiło pomóc sobie nawzajem?
Czy przeszłość pozwoli o sobie zapomnieć?
Czy rodzące się między nimi uczucie jest tylko przywiązaniem?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 403
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Prolog
Trzy lata wcześniej
Julia
– Kochanie, czy jesteś szczęśliwa?
Trzymam bladą dłoń dziadka w swojej i przesuwam palcami po zgrubiałych kostkach. Lata ciężkiej pracy sprawiły, że jego dłonie stały się twarde i szorstkie, a mimo to ich dotyk zawsze przynosi mi ukojenie.
– Tak, dziadku, jestem – odpowiadam słabo. A przynajmniej chcę w to wierzyć.
– Dziecko... – zaczyna, po czym kręci głową. – Nie zostało mi wiele czasu, ale od dnia twojego ślubu widzę, że zaszła w tobie jakaś zmiana. – Próbuje się poprawić na poduszkach, ale widzę, że sprawia mu to ból, więc pomagam mu zmienić pozycję. – Zniknęła ta iskierka w twoim oku, jesteś jakaś przybita. Rzadko do mnie przyjeżdżałaś ostatnimi czasy, a to do ciebie niepodobne.
– Przepraszam. – Ukrywam twarz w dłoniach, a samotna łza, która od dłuższego czasu łaskocze mnie w kąciku oka, spływa po policzku.
Dziadek wyciera ją kciukiem, po czym delikatnie unosi moją brodę, zmuszając tym samym do spojrzenia w jego oczy.
– Julka. Nie przepraszaj mnie. Jedyne, czego pragnę, to żebyś była szczęśliwa, a teraz wcale na taką nie wyglądasz. Co się dzieje, dziecko?
– Wszystko dobrze, dziadku, jestem tylko zmęczona – kłamię jak z nut. – Wiesz, ostatnio z Robertem mamy ciężki czas, staramy się o dziecko, ale nic z tego nie wychodzi. – Nie znoszę tego momentu, ze wszystkich sił chcę być twarda, ale miłość i troska w jego oczach mi na to nie pozwalają, jedyne, czego pragnę, to zatopić się w ramionach dziadka i zapomnieć o życiu.
– Wiesz, kochanie, dziecko to owoc miłości. Może Bóg uważa, że to nie jest jeszcze czas na nie – milknie na chwilę. – Albo to nie jest właściwy mężczyzna.
Chwytam mocniej jego dłoń, zaciskam powieki, odganiając niechciane łzy. Czy dziadek ma rację?
– Jest, dziadku. Tak czuję – odpowiadam przekonana o swojej miłości. – Kocham go.
– Tego jestem pewien, nikt nie kocha jak Tarkowscy.
Uśmiecham się na wspomnienie o babci. Uczucie, które łączyło tę dwójkę, było niesamowite.
W oku dziadka pojawia się błysk.
– Ale czy jego serce potrafi kochać tak jak twoje? – pyta.
Pragnę powiedzieć, że tak właśnie jest, ale nie potrafię.
– Myślę, że dam radę kochać za dwoje – odpowiadam, analizując sens moich słów.
– Ale wtedy nigdy nie będziesz kochana.
– Nie zadręczaj się tym, dziadku. Między nami jest dobrze. Może następnym razem nam się uda. – Znowu kłamię. Nie możemy mieć dzieci. – Jak się czujesz? – Nieudolnie próbuję zmienić temat.
– Od kiedy przyszłaś, zdecydowanie lepiej. Dziecko, mam do ciebie prośbę. Czuję, że zbliża się śmierć. Jestem gotowy na jej spotkanie, tak bardzo tęsknię za Eleonorą, a tam będziemy już na zawsze razem. Pamiętasz, jak oglądałaś Kubusia Puchatka?
Kiwam lekko głową na wspomnienie żółtego misia. Przez dobry miesiąc chodziłam ze słoikiem miodu i wkładałam do niego rękę. Babcia strasznie mnie za to ganiła, bo o mało co nie pożarły mnie mrówki, nie wspominając o bałaganie, jakiego narobiłam.
– Pamiętasz, co powiedział Puchatek, kiedy Krzyś zapytał go, co się stanie, jeżeli będzie musiał odejść?
Wracam wspomnieniami do małego chłopca i jego przyjaciela.
– Że zawsze będzie na niego czekał, bo kiedy się kogoś kocha, to ten drugi ktoś nigdy nie znika – recytuję bez namysłu.
– Nie zapomnij o tym, kochanie. Prawdziwa miłość nie oczekuje niczego w zamian, ona po prostu jest i nic nie jest w stanie jej zniszczyć. Choćbyśmy przed nią uciekali, to ona zawsze pozostanie w nas. O, tutaj… – Przykłada dłoń do serca. – Ale nigdy nie wolno ci błagać o czyjąś miłość. Obiecaj, że nigdy nie pozwolisz sobie na to.
Biorę jego dłoń w swoje ręce i składam na niej długi pocałunek.
– Obiecuję. – Szkoda tylko, że na to już za późno.
Rozdział 1
Łukasz
Co też mnie podkusiło, żeby wprowadzić się do tego domu? Kiedy mama oświadczyła, że przez przypadek kupili willę za dwa miliony, myślałem, że robi sobie ze mnie jaja. Jak można kupić dom przypadkiem? Postanowiłem jednak nie wnikać w szczegóły ich pomyłki i z uśmiechem na mojej parszywej gębie przyjąć prezent.
Kiedy pierwszy raz wszedłem tutaj miesiąc temu, miałem ochotę porzygać się od wszechobecnie panującej słodyczy. Z każdego zakamarka wyłaniały się obrazki kotów, ręcznie tkane, dziergane czy cholera wie jak robione serwetki. W oknach wisiały kwiatowe zasłony, ale dopiero widok sypialni pogrążonej w różowym zamszu wbił mnie w fotel. Co gorsza, w fotel, w którym postanowiła umrzeć starsza pani, do której wcześniej należał ten dom.
Przesiąknięty zapachem „starej pudernicy” czy jak to się mówi. W każdym razie cuchnąłem jak mieszanka tych wszystkich perfum po wyjściu z kościoła, bohatersko zwiałem z powrotem do swojego mieszkanka. Wysłałem do domu ekipę remontową, której kazałem to wszystko wyjebać i zrobić coś, żeby dało się mieszkać. Tym oto sposobem siedzę sobie z moim przyjacielem na kanapie, popijam piwo i kolejny raz spuszczam mu łomot w Tekkena. Jest w tym wyjątkowo beznadziejny.
– Co powiesz na imprezę? – rzuca Daniel, kiedy wstaję po piwo.
– Teraz? Przecież jutro masz dyżur.
– Nie teraz. Imprezę powitalną dla sąsiadów, obczaimy, z jakimi foczkami mieszkasz.
Znam tego człowieka dziesięć lat, a nadal jak coś powie, to nie wiem, czy się śmiać, czy płakać.
– Foczkami? Kto tak w ogóle mówi? – Zerkam na niego pytająco, ale zbywa mnie machnięciem ręki.
– Przypierdalasz się. To jak?
Siadam obok i kładę nogi na szklanym stoliku. Kolejny głupi zakup. Mógłbym biegać ciągle ze szmatką i nie robić nic innego, tylko ścierać z niego kurz.
– Czy ja wiem? Pewnie większość to nadęte babska na łasce swoich starych, zacapiałych, bogatych mężów.
– A ty co? Kolejny stary cap? – Szturcha mnie w bok.
– Dobra. – Unoszę ręce w geście poddania. – Ale sam to zorganizuj, mi się nie chce.
– Zaraz zadzwonię do Jowity, ona coś pomoże. – Uśmiecha się głupkowato i łapie za telefon.
– I tu cię mam, gnojku. – Celuję w niego palcem.
Daniel od lat podkochuje się w mojej siostrze, tylko okazuje to w bardzo oryginalny sposób. Przez większość czasu doprowadza ją do szału, a do cierpliwych i miłych to ona nie należy. Większość ich spotkań to niekończące się pasmo wkurwienia.
– Cóż zrobić. Nie mogę się jej oprzeć – rzuca, wybierając numer. Włącza głośnik i kładzie telefon na blacie, żebym mógł słyszeć rozmowę.
Po kilku sygnałach odzywa się przesłodki głosik mojej siostry.
– Jeżeli nie dzwonisz, żeby przeprosić za ostatni raz, to nie mamy o czym rozmawiać.
No właśnie, cała Jo. Bez owijania w bawełnę.
– Tobie też dzień dobry, Jowitko – odpowiada śpiewnie Daniel.
– Skoro dzwonisz, to nie można zaliczyć tego dnia do udanych – odgryza się.
Oczami wyobraźni widzę, jak odrzuca na plecy swoje długie, czarne włosy. Moja siostra to czyste zło skryte w ciele pięknej kobiety.
– Gdybyś pozwoliła się zaliczyć, to każdy twój dzień byłby udany.
Jowita prycha jak obrażona kotka.
– Czego chcesz, Kosowski? – pyta z rezygnacją.
– Ciebie oczywiście.
Posyłam Danielowi pełne pożałowania spojrzenie, powinien wystartować w konkursie na najbardziej żałosny tekst na podryw.
– Jeżeli to wszystko, to myślę, że nie muszę ci tłumaczyć, że nie jestem zainteresowana.
No i się zaczęło, teraz tylko czekać, aż Jo zmaterializuje się w pokoju i rzuci się na mojego przyjaciela z pazurami.
– Kwestia czasu – mówi Daniel z nutką znudzenia w głosie. – Skoro to mamy już ustalone, to potrzebuję cię w weekend. Robimy z Łukaszem imprezę powitalną. Przydałby się ktoś, kto jest w stanie zorganizować coś poza alkoholem.
– Zapomnij. Mam randkę.
Ciekawe. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz z kimś wyszła.
– Kotku, nie nazywaj wibratora randką. To o której będziesz?
No i właśnie zmarnował naszą szansę na wsparcie.
– Pieprz się, Daniel. – Jowita rozłącza się.
– Leci na mnie – mówi Daniel, blokując ekran telefonu.
– Wyciągnąłeś takie wnioski przed czy po tym, jak kazała ci spieprzać? – pytam, unosząc brwi.
Daniel przykłada butelkę do ust, odchyla głowę i bierze duży łyk.
– Kazała mi się pieprzyć, a nie spieprzać, co z chęcią uczynię, kiedy przedrę się przez ten lodowy mur, który zbudowała.
Czasami mam ochotę potrząsnąć tą dwójką, zamknąć ich w jednym pokoju na kilka dni albo wrzucić do klatki z rozjuszonymi bykami. Wtedy przynajmniej opadłoby napięcie seksualne, jakie się między nimi wytworzyło przez te wszystkie lata.
– To nie ona zbudowała mur, tylko ty zachowujesz się jak fiut. W każdym razie powodzenia. Tylko jak już ci się uda, to lepiej, żebym potem nie musiał obić ci gęby. – Klepię go po plecach i odpalam nową rundę. Nie ma znaczenia, że jest moim przyjacielem, gdyby skrzywdził moją siostrę, poniósłby konsekwencje swoich czynów.
Julia
Wygładzam jasną sukienkę, ostatni raz przeciągam szczoteczką od tuszu po rzęsach, przeczesuję palcami wilgotne włosy i powoli schodzę na dół. Robert już wrócił do domu. Usłyszałam trzaśnięcie drzwiami, co oznacza, że dzisiejszy dzień nie był dla niego łatwy. Wczorajszy i przedwczorajszy też nie, reszty już nie pamiętam. I choć wcześniej nasze życie przypominało jedną wielką sinusoidę, to od jakiegoś czasu mam wrażenie, że tylko spadamy w dół, zupełnie jak pieprzona cena akcji jego firmy.
Siedzi w salonie, popijając whisky, wzrok ma utkwiony gdzieś daleko. Podchodzę do niego od tyłu i delikatnie zaczynam ugniatać jego skryte pod sztywnym materiałem koszuli ramiona. Z gardła Roberta wyrywa się pomruk aprobaty. Chwyta moją dłoń, wtulając w nią twarz, składa na niej lekki pocałunek, a ja uśmiecham się, kiedy zarost łaskocze wrażliwą skórę.
– Cały dzień czekałem, aż znajdę się blisko ciebie.
Głos ma lekko zachrypnięty, co oznacza, że to nie jest jego pierwszy drink dzisiaj, a czeka nas jeszcze spotkanie u nowego sąsiada. Uśmiecham się lekko, opierając się o brzeg fotela. Łapie mnie i sadza okrakiem na swoich kolanach, przez chwilę wpatruje się w moje usta, po czym łapczywie zaczyna mnie całować. Kąsa i ssie wargi, nasze języki walczą ze sobą, z moich ust wyrywa się krótki jęk, kiedy ciągnie mnie za włosy. Robi to odrobinę za mocno, ale wiem, że w takich chwilach jest mu to potrzebne. Przesuwa dłonią wzdłuż mojego uda, zaciskając palce na pośladku ukrytym pod materiałem cienkiej koronki.
– Jesteś idealna – mruczy wprost do mojego ucha. Chwyta mnie za biodra, po czym przyciąga bliżej siebie. Kiedy rozpina kolejne haftki stanika, rozlega się dźwięk dzwonka. Z warknięciem podrywa się z fotela, odsuwając mnie na bok, jakbym była szmacianą lalką.
Poprawiam ubranie, kiedy idzie otworzyć intruzowi. Słyszę szczęk zamka, do moich uszu docierają strzępy rozmowy, po czym drzwi się zamykają, a Robert wraca w zdecydowanie gorszym humorze.
– Pani Helena mówi, że wszyscy już są.
Sprawdzam strój i ruszam w jego stronę. Zakładam sandały na obcasie, z wieszaka ściągam cienki sweterek. Ze smutkiem zerkam na nasze odbicie w lustrze.
Idealni.
Tak właśnie o nas mówią.
Ciepła dłoń ląduje na moich plecach i powoli opuszczamy nasz azyl.
Kilka minut później docieramy do domu naszego nowego sąsiada. Jest dokładnie taki sam jak nasz, jedyną różnicę stanowi tabliczka z numerem budynku. Z ogrodu dobiegają głośne rozmowy, śmiechy i zapach grillowanego mięsa.
Po krótkiej chwili drzwi ustępują, a przed nami staje wysoki brunet. Ma krótko ścięte włosy, a widoczne części ciała w większości pokryte są tatuażami. Kiedy się uśmiecha, w kącikach oczu pojawiają się drobne zmarszczki. Bije od niego chłopięcy urok, przez chwilę mam wrażenie, jakbym patrzyła na dublera Michaela Scofielda z mojego ulubionego serialu. Spuszczam wzrok, kątem oka spoglądając na Roberta. Przez jego twarz przebiega jakiś grymas, ale szybko przybiera swoją wyćwiczoną minę.
– Robert Nelson. A to moja cudowna żona Julia.
Cudowna żona.
Mężczyzna podaje mu rękę i lekko nią potrząsa.
– Łukasz Wierzbicki, miło was poznać.
Kiedy puszcza dłoń mojego męża, wręczam mu pudełko z ciastem. Nachyla się w moją stronę, żeby złożyć pocałunek na policzku. Kiedy ciepło jego warg znika, skóra w tym miejscu zaczyna palić. Robert nie mówi nic, ale znam to spojrzenie, jego palce sztywnieją na moich plecach, a ja na ułamek sekundy zamieram. Nigdy nie wiem, czy tych kilka sekund będzie ostatnimi, czy tym razem będzie inaczej.
Mężczyzna przesuwa się w drzwiach, gestem zapraszając nas do środka. Robert lekko popycha mnie do przodu, zmuszając do wejścia. Pokonujemy długi hol i salon, który został urządzony w nowoczesnym stylu. Na ścianie wisi dużych rozmiarów telewizor, a w całym pomieszczeniu rozstawiono sprzęt nagłaśniający. Obok konsoli znajduje się półka zapełniona grami, uśmiecham się pod nosem, dostrzegając kilka znajomych tytułów. Kuchnia lśni czystością. Błyszczące, czarne sprzęty aż proszą się, aby odbić na nich palce. Jest tu zupełnie inaczej niż u mnie i w jakiś sposób to wnętrze pasuje do tego chłopaka. Ja czuję się w nim źle, nie pasuję do błyszczących frontów, boję się, że nigdy nie udałoby mi się doprowadzić ich do czystości.
Wychodzimy do ogrodu, gdzie witamy się z naszymi sąsiadami. Po krótkiej wymianie uprzejmości Robert rusza do grupki mężczyzn, a ja niechętnie idę w kierunku trajkoczących sąsiadek.
– Jest ratownikiem medycznym, podobno z nikim się nie spotyka – mówi Ania pełnym podekscytowania głosem.
– W takim razie ja zdecydowanie potrzebuję pomocy – dorzuca Klara. – Myślicie, że jak zemdleję, to zrobi mi usta-usta? –Wachluje się dłonią i zaczyna nadmiernie trzepotać rzęsami, kiedy w naszym kierunku zmierza jakiś mężczyzna. – Hm, tego tu też nie znam.
Wysoki blondyn podchodzi do nas, posyłając zabójczy uśmiech.
– Witam piękne panie. Jestem Daniel. Przyjaciel matoła, który pokrywa koszty tej imprezy.
Dziewczyny chichoczą jak nastolatki, obrzucają mężczyznę wygłodniałym wzrokiem. Daniel podchodzi do każdej z nas i składa na dłoni pocałunek. Przewracam oczami, przyglądając się tej żałosnej scenie. Mam wrażenie, że nie umyją tej ręki przez najbliższy tydzień. Wzdrygam się lekko, kiedy chwyta moją dłoń i nie odrywając spojrzenia od moich oczu, unosi ją do ust. Szybko się wyrywam, to trwa zbyt długo. Mam nadzieję, że Robert tego nie zauważył.
– A ty, piękna, jak masz na imię? – pyta z przekąsem. Nasze spojrzenia ponownie się spotykają, w orzechowych tęczówkach tańczą wesołe chochliki, które z pewnością nie są zasługą alkoholu.
– Julia. – Odwracam się i dostrzegam wściekłą twarz męża.
– Robert, jej małżonek. – Podaje dłoń mężczyźnie, który ewidentnie zostaje zbity z tropu w wyniku jego oschłego tonu. Robert układa dłoń na moim biodrze, znacząc swój teren. Pochyla się lekko, po czym zakłada kosmyk włosów za moje ucho. Składa szybki pocałunek na moich ustach, po czym odwraca się do towarzystwa. Zawsze to robi.
Spuszczam wzrok, nie chcąc widzieć tych osądzających spojrzeń, dziewczyny są zachwycone, faceci są zdziwieni, bez sensu. Nie da się ukryć, że jest przystojnym mężczyzną. Wysoki, dobrze zbudowany, z ostrymi rysami twarzy, wysokimi kośćmi policzkowymi i blond czupryną, ale ja zakochałam się w jego ciemnozielonych oczach, które przywołują w mojej głowie obraz wzburzonego morza. Zawsze w idealnie skrojonym garniturze lub – tak jak dziś – ciemnych jeansach i białej koszuli z rękawami podwiniętymi do łokci. Wszystko w nim mówi, że wie, czego chce od życia. Mężczyźni darzą go szacunkiem, a kobiety go pożądają. Roztacza wokół siebie aurę wyższości i władczości.
Mrugam kilka razy, odganiając z głowy wspomnienie.
– Pójdę pokroić ciasto. – Całuję go lekko w policzek, po czym ruszam do kuchni. Przez cały czas czuję na sobie palące spojrzenie.
Gotuję wodę, wlewam wrzątek do wysokiej szklanki, z czarnego stojaka wyciągam nóż. Przez chwilę przyglądam się, jak ostatnie promienie słońca tańczą na ostrzu. Zawieszam wzrok, kiedy metal zatapia się w miękkim kremie, który oblepia jego ostre brzegi, nagle tak groźnie wyglądające narzędzie wydaje się zupełnie niepozorne. Przecież bita śmietana nikomu nie może zrobić krzywdy. Odwracam się w momencie, kiedy wyczuwam czyjąś obecność. W drzwiach stoi Łukasz, przyglądając mi się spod przymkniętych powiek.
– Pomyślałem, że pomogę.
Posyłam mu niepewny uśmiech, kiedy odpycha się od framugi i idzie w moją stronę. Nerwowo spoglądam przez okno, ale Robert jest pochłonięty rozmową z mężem Anny. Oddycham z ulgą i zaczynam w pośpiechu przenosić ostatnie kawałki ciasta na paterę. Jeden z nich spada z noża na blat.
– Przepraszam – rzucam szybko. – Zaraz posprzątam.
– Spokojnie, ja się tym zajmę.
Kiwam niepewnie głową. Łukasz łapie za widelczyk, po czym wbija go w zniszczony kawałek ciasta, wkłada do ust i powoli oblizuje sztuciec. Mimowolnie śledzę ten gest, język prześlizgujący się po wardze. Cholera.
– Pyszny – mruczy z aprobatą. – Idealnie słodki – dodaje, wpatrując się w moje oczy. Przez chwilę zastanawiam się, czy nadal rozmawiamy o cieście.
– Dziękuję. Przepis babci. Mógłbyś wziąć widelczyki? – mówię, kiedy wpycha do ust kolejny kawałek.
– Jasne – rzuca, łapiąc przygotowane sztućce.
Kiedy wyciągam dłoń po paterę, przypadkowo zrzucam nóż, który położyłam na brzegu blatu. Cichy brzęk metalu niesie się po pomieszczeniu, a na białych płytkach tworzy się plama. Schylam się, żeby podnieść narzędzie. Wyciągam rękę, ale robię to zbyt nerwowo, czubek noża wbija się we wnętrze mojej dłoni. Z cichym sykiem znowu wypuszczam go z ręki. Zaciskam dłoń, kiedy spod skóry wydobywa się cienka stróżka krwi. Łukasz chwyta moją dłoń, ale szybko ją cofam.
– Trzeba zdezynfekować.
Spoglądam na niego pytająco. Absurd.
– To nic takiego, przemyję pod wodą. – Idę w stronę zlewu i wsuwam dłoń pod strumień zimnej wody.
W tym czasie Łukasz wychodzi z kuchni, a po chwili wraca z apteczką.
– Naprawdę nie ma takiej potrzeby – dodaję.
– Nie wygłupiaj się.
Nerwowo przełykam ślinę, kiedy podchodzi do mnie z wodą utlenioną i jakimś sprejem.
– Sama to zrobię.
Próbuję mu zabrać medykamenty, ale on tylko się śmieje i spojrzeniem zmusza, żebym podała mu dłoń. Bez pytania podciąga rękaw mojej sukienki, jego spojrzenie pada na siniaka, który zdobi mój nadgarstek. Wyrywam dłoń i szybko poprawiam materiał. Po jaką cholerę to zrobił?
– Julia? – Zerka na mnie pytająco, wyraz jego twarzy momentalnie się zmienia.
Kurwa.
– Przewróciłam się w czasie biegania. Mam problem z krzepliwością krwi. – Posyłam mu niepewny uśmiech, licząc, że kupi moją marną wymówkę. Zerkam na dłoń, krew już zaschła. – I po sprawie, mówiłam, że nie trzeba nic więcej robić.
– Rzeczywiście. Lepiej będzie, jak ja to wezmę.
Kiwam niepewnie głową, pozwalając, by zabrał ciasto.
Reszta imprezy mija w spokojnej atmosferze. Kiedy zbliża się północ, z ulgą przyjmuję wiadomość o powrocie.
Kiedy tylko drzwi naszego domu się zamykają, Robert przyszpila mnie do ściany. Cichy jęk wyrywa się z mojego gardła. Silne dłonie zaciska na nadgarstkach, unieruchamiając moje ręce wzdłuż tułowia.
– Co to, kurwa, miało być? – cedzi przez zęby. Jego dłoń przesuwa się wzdłuż uda i boleśnie zaciska na moim pośladku. – Ile razy ci, kurwa, mówiłem, że nie masz prawa uwodzić innych mężczyzn? – Zaciska palce na mojej szyi, delikatnie próbuję poluźnić uścisk.
– Robert, proszę – charczę. – Nic takiego nie zrobiłam.
– Myślisz, że jestem idiotą? – Odrzuca głowę, a z gardła wydobywa mu się szyderczy śmiech. – Widziałem, jak się do nich wdzięcznych, jak kręcisz biodrami, jak patrzysz na nich. Brzydzę się tobą. – Puszcza mnie, jakbym była trędowata.
Powoli osuwam się na podłogę. Tak bardzo nie chcę teraz płakać, ale łzy same wypływają spod powiek.
– To nie ja jestem potworem w tym związku! To ty niszczysz wszystko, co mamy! – Po tych słowach nachyla się nade mną, widzę w jego oczach obrzydzenie. Dłoń wędruje do góry, mimowolnie śledzę ten ruch. Nie bronię się, bo wiem, że to rozzłości go jeszcze bardziej. Pod wpływem ciosu pęka skóra, a po policzku zaczyna ciec krew, która miesza się ze łzami.
– Przepraszam – szepczę, ale on zdaje się mnie nie słuchać. Nie powinnam rozmawiać z Danielem i powinnam od razu wyjść z kuchni, kiedy pojawił się Łukasz. Ja też nie lubię, kiedy inne kobiety kręcą się wokół Roberta.
– Wszystko zniszczyłaś! To był taki piękny tydzień, a ty znowu wszystko zepsułaś! – Kolejny cios jest mniej bolesny. Robert pochyla się nade mną. Ujmuje moją twarz w ciepłe dłonie, zmuszając, żebym na niego spojrzała. – Naprawimy to. Naprawimy, Julio. – Chwyta mnie w ramiona i zanosi do sypialni.
Ubrany w czarny smoking i śnieżnobiałą koszulę wygląda jak moje marzenie, które właśnie się spełnia. Podchodzi do mnie i wręcza bukiet chabrów, po czym delikatnie całuje w usta.
– Witaj, Meg – szepcze mi do ucha. – Pewnie o tym wiesz, ale wyglądasz zjawiskowo.
– Cześć, marzenie.
Łukasz
Kiedy wsunąłem obrączkę na palec Meg, zrozumiałem, o czym mówił tata. Do szczęścia potrzeba tylko ludzi, których kochasz. Mam przy sobie siostrę, która jest moim głosem rozsądku. Mam szwagra, który jest moim przyjacielem. Mam chrześnicę, która jest moim promyczkiem. Mam rodziców, którzy zawsze mnie wspierają. Mam chłopaków, dla których stałem się przyjacielem, a teraz również prawnym opiekunem. Mam dzieciaki, które dają mi mnóstwo miłości. Mam pracę, która daje mi satysfakcję. I mam kobietę, którą kocham ponad wszystko i która chce tego wszystkiego ze mną.
Przyciągam do siebie Julkę, która walczy, żeby jeszcze nie zasnąć, ale widzę, jak brązowe tęczówki, w których się zakochałem, giną pod powiekami. Unoszę się lekko i pochylam nad jej twarzą, a ona uśmiecha się i układa dłoń na moim boku.
– Kocham cię, Meg.
– Też cię kocham, Herkulesie.