Zdradzę ci sekret - Stokłosa Agnieszka - ebook + książka

Zdradzę ci sekret ebook

Stokłosa Agnieszka

4,0

Opis

Ile tajemnic można ukryć w latach milczenia?

Laura i Julia znają się od lat. Połączył je przypadek i wspólna praca przy fabrycznej taśmie. Choć każda z nich ma swoją trudną historię, niestrudzenie dążą do szczęścia i nie pozwalają, by to, co przeszły, kładło się cieniem na ich obecnym życiu. Jednak kiedy pewnego dnia Julia otrzymuje wiadomość od znienawidzonego ojczyma, przeszłość powraca do niej w wyjątkowo bolesny sposób. Chcąc pomóc przyjaciółce, Laura również będzie musiała stanąć twarzą w twarz ze swoimi demonami. W tej nierównej walce przyjaciółki będą mierzyć się ze wstydem, zdradą, sekretami, oszustwami i szantażem. Tylko czy w tym całym zamieszaniu nie przegapią szansy na szczęście i miłość?

Siedziały na balkonie zawinięte w koce niczym kokony, każda na swoim, w dwóch różnych częściach świata. Kończyły butelkę wina, każda według własnych upodobań – to była jedna z niewielu rzeczy, co do których się nie zgadzały, dlatego w ramach kompromisu zawsze pojawiało się wino wytrawne dla Laury i słodkie dla Julii. Po takiej ilości ich języki zazwyczaj rozwiązywały się na tyle, żeby mówić otwarcie. (…) Po raz kolejny Laura zastanawiała się, jak potoczyłyby się losy jej przyjaciółki, gdyby wtedy była obecna w jej życiu.

Agnieszka Stokłosa
Urodziła się w Radomiu w 1985 roku, jest absolwentką Liceum Ogólnokształcącego im. Jana III Sobieskiego. W 2007 roku rozpoczęła studia pedagogiczne na Politechnice Radomskiej, jednak z powodu kłopotów finansowych wyjechała na Cypr, by podjąć pracę sezonową i zabezpieczyć się finansowo na nadchodzący rok akademicki. Ostatecznie porzuciła uczelnię i pozostała na wyspie. Dziś jest szczęśliwą mężatką, od dziesięciu lat mieszkającą w Bawarii. Ukończyła niemieckie studium handlowe, co pozwoliło jej zdobyć pracę w koncernie logistycznym. Od dawna nosiła się z zamiarem napisania książki, jednak dopiero w 2020 roku postanowiła zrealizować to wielkie marzenie.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 329

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,0 (2 oceny)
0
2
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność



Podobne


Rozdział 1

„Przyjaciel to ktoś, kto wie o tobie wszystko i wciąż cię kocha”.

Elbert Hubbard

Siedziały na balkonie zawinięte w koce niczym kokony, każda na swoim, w dwóch różnych częściach świata. Kończyły butelkę wina, każda według własnych upodobań – to była jedna z niewielu rzeczy, co do których się nie zgadzały, dlatego w ramach kompromisu zawsze pojawiało się wino wytrawne dla Laury i słodkie dla Julii.

Po takiej ilości ich języki zazwyczaj rozwiązywały się na tyle, żeby mówić otwarcie.

Znały się całe wieki, ale mimo to czuły pewien wstyd przed sobą nawzajem, ponieważ wiedziały o sobie rzeczy, które nawet po latach ciężko przechodzą przez gardło.

To były ich stałe seanse, od kiedy Laura przeprowadziła się na wyspę.

Co jakiś czas odwiedzały się, to w jednym kraju, to w drugim, ale takie wycieczki były jednak zbyt kosztowne, żeby móc sobie na nie pozwolić częściej niż co kilka miesięcy, dlatego raz w miesiącu organizowały sobie taki wieczór, aby chociaż przez Internet uczestniczyć w swoim życiu.

Po raz kolejny Laura zastanawiała się, jak potoczyłyby się losy jej przyjaciółki, gdyby wtedy była obecna w jej życiu. Wino, które wspólnie wypiły przez te lata, można by już mierzyć raczej w beczkach niż butelkach. Pod wpływem alkoholu Laurze zawsze wydawało się, że powinna ratować świat, a po zbyt dużej jego ilości, co nie zdarzało się niestety rzadko, mieszała się w sprawy innych i często posuwała do radykalnych zachowań, których na drugi dzień musiała się wstydzić. Kiedyś, jeszcze jako młoda dziewczyna, wybrała się na ognisko przy domku letniskowym jednego z kolegów. Ognisko, kiełbaski, muzyka i napoje wyskokowe. Laura zauważyła, że jeden z chłopaków mocno przystawiał się do jednej z dziewczyn. Problem w tym, że ten chłopak miał już dziewczynę, o czym Laura doskonale wiedziała. I po zbyt wielu spożytych wtedy drinkach… złapała niewiernego gówniarza za koszulę i przypomniała mu głośno, tak aby wszyscy obecni to usłyszeli, o pozostawionej w mieście dziewczynie. Innym razem, gdy miała dwadzieścia kilka lat, bawiła się na weselu znajomych. Cały wieczór obserwowała zdegustowana, jak jedna z kobiet ewidentnie przystawia się do pana młodego! I tu również, niewiele myśląc, poinformowała zalotnicę, iż powinna machać cyckami przed oczami kogoś bardziej wolnego niż ten oto świeżo poślubiony.

Jednak w tej kwestii nie dało się już zrobić nic, nikogo uratować. W przeszłości Julii było wiele koszmarów, do których Laura – była o tym przekonana – gdyby tylko tam była, gdyby poznały się wcześniej… nigdy by nie dopuściła.

– A co ty byś zrobiła? – Julia wyrwała przyjaciółkę z zamyślenia.

– Julcia, tym razem ci nie pomogę, nie powinnam doradzać w tej sprawie, to zawsze była, jest i będzie twoja decyzja, kogo wpuścić do swojej przeszłości.

– Daj spokój i mów, co myślisz. Przecież ty jedyna możesz mieć tu w ogóle coś do powiedzenia. Znasz całą moją historię, a mimo to nigdy nie patrzyłaś na mnie z góry. Twoja rada jest mi w tej chwili bardzo potrzebna.

– Ale ja nie chcę brać odpowiedzialności za tę lawinę, jaką wywoła twoja decyzja.

Julia patrzyła z niedowierzaniem na wycofaną postawę swojej przyjaciółki w tej kwestii, a przecież to zawsze ona szła na pierwszy ogień, oceniała sytuacje i, niezależnie od konsekwencji, podejmowała decyzje.

– Laura… lawina i tak zejdzie, ja potrzebuję obiektywnego spojrzenia na sytuację, bo sama przez to zupełnie szaleję i boję się, że narobię jeszcze gorszego bałaganu. Myślę, że nie mam wyboru, prawda? Muszę mu powiedzieć, zanim ten bydlak to zrobi. Ostatecznie lepiej, jeśli Robert usłyszy to ode mnie.

– A skąd pewność, że to zrobi? Może chce cię tylko zastraszyć? I kolejne pytanie: nawet jeśli jakimś sposobem znajdzie możliwość kontaktu z Robertem, to dlaczego ten miałby mu uwierzyć? Ty jesteś jego żoną, a on to obcy człowiek, który zresztą ma w tym nie wiadomo jaki interes. Chcesz obiektywnej rady? W porządku. Nigdy nie wyznawaj Robertowi prawdy. To może i jest egoistyczne, ale powiedz, co z tego wyniknie? Obie wiemy, że on nie będzie w stanie tego przyswoić. To wspaniały facet, taki dobry, porządny, nierozpuszczony, a twoja informacja zburzy jego spokój i to, jak cię postrzega.

– No właśnie… jak mnie postrzega … Tyle że on ma zafałszowany obraz mnie.

– Bzdura! Jak mnie denerwuje ta twoja samokrytyka. Przecież on cię zna i widzi dokładnie taką, jaka jesteś. Nie ma w tobie absolutnie nic z Julii, jaką zmuszona byłaś być. Zamknęłaś tamte drzwi i uważam, że nie ma sensu ich znowu otwierać. Masz pełne prawo do szczęścia. Naprawdę, Julcia. Mało kto tak bardzo zasługuje na spokój i szczęście jak ty. Dostałaś już za swoje w tym popapranym życiu.

***

To były ostatnie słowa z poprzedniego wieczoru, jakie Laura mogła przywołać w pamięci, gdy się rano przebudziła. Wszystko, co miało miejsce później, jest już rozmyte, urywkowe. Jak zwykle przeholowała z winem. Gdzieś w okolicach opróżnionej drugiej butelki urwał jej się film. Obudziła się około południa na sofie, bez ubrania, za to z głową ciężką jak piłka lekarska. Cholera, czy ja nie mogę się opamiętać? Kac fizyczny zazwyczaj był bolesny, ale nie tak jak ten moralny. Zdawała sobie sprawę ze swojego problemu, ale nie potrafiła nad nim zapanować. Kiedyś to zrobi, ale jeszcze nie teraz, na razie rozgrzeszała sama siebie, tłumacząc sobie, że przecież nikomu nie robi krzywdy. A poza tym nie może znieść pewnych rzeczy na trzeźwo, nie cały czas. Po paru lampkach wina głowa funkcjonuje zupełnie inaczej, to jest tak, jakby ktoś zdejmował z niej wielki przytłaczający głaz. Problemy przestają mieć znaczenie, nastrój się poprawia. A potem przekracza granicę, przechylając kolejne lampki bez opamiętania, aż budzi się następnego dnia w różnych miejscach domu.

Wrzuciła do szklanki magnez, dwie tabletki przeciwbólowe i zalała wodą. Przypomniała sobie przerażoną twarz Julii i swoje zdenerwowanie, kiedy jej odczytywała wiadomość, jaką dostała tydzień temu. Aż dziw, że tyle wytrzymała, nie wspominając jej o tym. To zrozumiałe, że chciała sama jakoś zapanować nad sytuacją. Trzeba się nad tym wszystkim jeszcze raz na trzeźwo i na spokojnie zastanowić, nie wiadomo, jak postępować z człowiekiem, który najwyraźniej chce namieszać albo zaszkodzić.

Tydzień wcześniej Julia dostała okropną wiadomość…

Podejrzewała, od kogo mógł przyjść ten SMS, a raczej wnioskowała z samej treści, że mogło chodzić o jej ojczyma, którego nie widziała od ponad dwudziestu lat. Napisał:

„Z małej kurewki wyrosła prawdziwa kurwa, męża możesz oszukiwać, ale ja wiem, czym ty jesteś, tatuś chętnie się z nim podzieli tą wiedzą, lepiej mu się przyznaj”.

Może rzeczywiście lepiej byłoby opowiedzieć wszystko mężowi, mieć nadzieję, że nie odejdzie, i wreszcie uwolnić się od widma: „A co, jeśli się wyda?”.

Jednak ryzyko było zbyt duże. Robert to wspaniały człowiek, ale wrażliwy i staroświecki jak na swój młody wiek. Pobrali się z Julią osiem lat temu, przed ślubem byli ze sobą dwa lata. To już kawał czasu, staż wystarczający, żeby być pewnym, że zna swoją żonę całkowicie. Nie, nie ma mowy, to by go złamało.

***

Matka wychowywała Julię samotnie na przedmieściach Warszawy, bo ojciec ulotnił się niedługo po jej narodzinach.

Kiedy mała skończyła pięć lat, pani Barbara wyszła za mąż, jednak to również nie był udany związek. Nowy pan domu nie traktował dobrze ani żony, ani pasierbicy: awantury, przemoc domowa, małżeństwo skończyło się niemal tragedią. Aż wreszcie po dwunastu latach wyprowadził się.

Julka miała wtedy siedemnaście lat i pierwszy związek – jeśli można to tak nazwać – za sobą. Był to związek korespondencyjny. Przez ponad półtora roku pisali do siebie listy i SMS-y, jednak, co dziwne, nigdy nie spotkali się osobiście.

Laura pamiętała, kiedy przyjaciółka pierwszy raz opowiedziała tę niewiarygodną historię trzynaście lat temu, gdy poznały się w pracy w niemieckiej fabryce samochodów.

Obie przechodziły wtedy trudny czas w życiu. Pracowały przy taśmie, przykręcały jakieś części, gdy nagle znalazły się naprzeciw siebie, jedna i druga zamyślona, pogrążona we własnym świecie, mechanicznie wykonująca powtarzalne czynności. Laura podniosła zapłakane oczy i spojrzała na dziewczynę stojącą po drugiej stronie taśmociągu, ona też miała łzy w oczach. Zrobiło jej się głupio, że obca osoba widzi ją w takim stanie, ale w końcu tamta najwyraźniej przeżywała równie silne dramaty. Nie wiedziała, jakiej narodowości jest ta dziewczyna, więc przywitała się niemieckim „Hallo!”. Odpowiedziała jej tym samym i wtedy Laura po akcencie poznała, że to też Polka. Dalej zagadnęła ją już w ojczystym języku i stwierdziła:

– Albo tu coś mocno pyli, albo obie mamy w życiu przerypane.

Uśmiechnęły się do siebie. Tego dnia już żadna z nich nie płakała, za to do końca drugiej zmiany, na której dziwnym zrządzeniem losu obie się znalazły, przegadały kilka godzin.

Od tamtej pory były nierozłączne, starały się brać te same zmiany i nawet jeśli nie pracowały przy tym samym stanowisku, to przynajmniej spędzały wspólnie przerwy obiadowe. Dziewczyny stopniowo dzieliły się swoimi historiami.

Laura opowiedziała o podróżach, o tym, że zaraz po maturze wyjechała z Polski, żeby zarobić na studia, o tym, że po kilku miesiącach spędzonych na Teneryfie postanowiła nie wracać do kraju, rzuciła dopiero co rozpoczęte studia i dała się pochłonąć zupełnie nowemu, bardziej ekscytującemu światu.

***

Już pod koniec liceum, gdy wychowawca jej klasy zapytał, jakie mają plany na przyszłość, Laura była bardzo zmieszana. Wszyscy po kolei wstawali i dumnie ogłaszali swoje ambitne plany na życie: ten takie studia, ten medycyna, ten prawo, ten stosunki międzynarodowe, ta filologia angielska, niemiecka… A ona nadal nie miała pojęcia, co chciałaby w życiu robić. Zawsze zazdrościła tym, którzy już w drugiej klasie liceum dokładnie wytyczyli swój cel i dokładnie wiedzieli, w jakim kierunku będą się kształcić, żeby później zrealizować swoje plany i marzenia. Najczęściej w młodości traktuje się szkołę jak zło konieczne, dopiero po latach wiesz, że to była inwestycja.

Kiedy przyszła kolej na nią, wychowawca ponaglił:

– Laura, a ty na jakie studia się wybierasz?

Wstała i odpowiedziała:

– A ja chcę podróżować, panie profesorze.

Wszystkie oczy automatycznie powędrowały na Laurę, nastała niezręczna cisza.

Jak powiedziała, tak zrobiła, odpowiedziała zresztą zgodnie z prawdą. Nigdzie nie czuła się na właściwym miejscu: w swoim mieście, w swoim domu, w swojej szkole. Nigdy nie czuła się u siebie, zawsze coś ją gdzieś ciągnęło, ciągle wpadała w niewłaściwe towarzystwo.

Jednak przed maturą zwyciężył zdrowy rozsądek: postanowiła iść za tłumem i złożyć papiery na jakieś studia. No właśnie – na jakieś – bo nadal nie wiedziała, co właściwie chce w życiu robić.

Była dobra z biologii, a konkretnie anatomii, dlatego postanowiła włączyć ten przedmiot do egzaminu maturalnego. Po zdanej maturze złożyła dokumenty na Uniwersytet Rzeszowski i przystąpiła do egzaminu wstępnego na kierunek fizjoterapia. Egzamin był dość trudny, ale anatomia człowieka nie stanowiła dla niej żadnego problemu, interesowała się genetyką, ten dział przyciągał jej uwagę w liceum najbardziej. Na medycynę nie miała odwagi startować. Uważała, że to za wysokie progi jak dla niej, uznała, że fizjoterapia powinna być optymalnym rozwiązaniem, a w przyszłości wystarczająco dochodowym.

Okazało się, że na jedno miejsce było pięciu chętnych potencjalnych studentów i, chociaż egzamin wstępny zaliczyła, obowiązywał konkurs punktowy. Po kilku tygodniach otrzymała list z uczelni z informacją, że niestety odpadła. To jej podcięło skrzydła. No ale przecież musi coś robić w życiu. Złożyła dokumenty na pedagogikę wczesnoszkolną w trybie zaocznym. Lubiła dzieci, a one zawsze do niej lgnęły, pomyślała więc: „Czemu nie?”. Odbył się egzamin, który był raczej formalnością, wyglądał jak tradycyjna rozmowa kwalifikacyjna, i po kilku dniach otrzymała powiadomienie o przyjęciu na pierwszy rok. Zdawała sobie sprawę, że rodziców nie stać na czesne, postanowiła zarobić, ile tylko było możliwe, zanim rozpocznie się rok akademicki.

W gazecie przeczytała ogłoszenie o możliwości wyjazdu na jedną z hiszpańskich wysp do pracy kelnerskiej w kompleksie turystycznym. Wysłała swoje zgłoszenie, zaproszono ją na rozmowę kwalifikacyjną w języku angielskim i po dwóch tygodniach siedziała już w samolocie lecącym do zupełnie innego świata.

Po wyjściu na płytę lotniska poczuła wilgotne i upalne powietrze morskie, wszędzie rosły palmy, widziała je pierwszy raz w życiu, zachwycała się tym wszystkim tak nowym, tak innym od miejskich blokowisk w Polsce. Z lotniska odebrał ją pośrednik, który sprawował pieczę nad sezonowymi pracownikami, zawiózł ją do kompleksu, w którym miała rozpocząć pracę z samego rana. Dostała łóżko w pięcioosobowej klitce z małym okienkiem i miejscem w szafie, jaką miała dzielić ze współlokatorami. Nie szkodzi, pomyślała, jestem tu w konkretnym celu, a nie na wakacjach. To niesamowite, jestem na Wyspach Kanaryjskich! Ten bezkres oceanu, który obserwowała przy lądowaniu, zapierał dech w piersiach.

Miała tylko nadzieję, że jej angielski wystarczy na początek, aby porozumiewać się z turystami, a kto wie, może uda się nawet opanować podstawy języka hiszpańskiego? Praca nie była lekka, zmiany trwały po dwanaście godzin, z godzinną przerwą na lunch, i miała tylko jeden dzień wolny w tygodniu. Po kolei poznawała współlokatorki, które kończyły swoje zmiany. Mieszkała z dwiema Polkami, Ukrainką i Hiszpanką. Okazały się bardzo pomocne, wprowadziły Laurę w obowiązki i ustalone zasady, a tych było niemało. Wyżywienie oczywiście zapewniano, pracownicy mogli korzystać z bufetu, jednak posiłki musieli spożywać w specjalnym pomieszczeniu, a nie na terenie restauracji. Nie wolno było romansować z innymi pracownikami, a zwłaszcza nie z turystami, groziło za to zwolnienie w trybie natychmiastowym. Zabraniano spożywania alkoholu i innych używek. Uniformy musiały być czyste i wyprasowane. O zaspaniu również nie było mowy. Jednak pomijając brak swobody i restrykcyjne zasady, czuła się wspaniale, zakochała się w tamtejszym klimacie, oceanie, temperaturze, wielorybach widocznych z tarasu o zachodzie słońca, w palmach, nawet w samych turystach. Ale nie tylko w tym wszystkim…

Po kilku tygodniach poznała jednego z zaopatrzeniowców, tubylca. Gabriel zawładnął jej młodą duszą i sercem do granic możliwości. Nie był pracownikiem resortu, nie był też gościem hotelowym, zatem nie musiała się obawiać, że straci pracę przez ten romans.

Niestety do czasu…

Rozdział 2

„Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie”.

H. Jackson Brown

Tabletki nareszcie zaczęły działać, niestety nie na wszystkie dolegliwości są w stanie pomóc. Nie miała czasu na przysypianie na sofie, za chwilę miała pojawić się para z Londynu, która zostaje na tydzień. Laura zajęła się wszystkim jeszcze przed rozmową z Julią – spodziewała się, w jakim stanie będzie na drugi dzień. Przygotowała dla nich pokój z dużym łóżkiem, łazienką i śniadaniem. Spore podwójne łóżko było czymś, czego sama wymagała za każdym razem, kiedy rezerwowała urlopy z mężem, a wcześniej z nim.

Zadziwiające, jak trudno o takie łóżko w hotelach czy pensjonatach, tak jakby cały świat z góry zakładał, że ludzie wolą spać osobno. Jako właścicielka pensjonatu, który stanowił spełnienie jej marzeń oraz owoc wielu lat ciężkiej pracy i wyrzeczeń – wiedziała już, że dwa pojedyncze łóżka zsuwane w jedno to może i praktyczne rozwiązanie, ale nie celowała w pragmatyzm. Laura chciała stworzyć miejsce nietuzinkowe, wyjątkowe, które zapewnia coś zupełnie innego niż hotele all inclusive na dowolnym wybrzeżu świata.

W jej pensjonacie, w każdej z czterech sypialni przeznaczonych na wynajem, stały duże łóżka z baldachimem i jedno pojedyncze, białe komody udekorowała świecami w różnych wielkościach i kolorach, a na balkonach i tarasie ustawiła urocze stoliki i metalowe krzesełka w stylu bistro. Goście mieli do dyspozycji kuchnię, z której korzystała też Laura, oraz jej bibliotekę, gdzie starała się zgromadzić książki w różnych językach. Rzecz jasna, najwięcej książek było po polsku, ale zawsze korzystała z okazji do kupna tanich książek w języku angielskim, niemieckim czy hiszpańskim. Często też sami turyści zostawiali przywiezione ze sobą tomy, widząc szczytny cel, jakiego podjęła się Laura. Zależało jej, żeby ten pensjonat był jedyny w swoim rodzaju, aby jej goście czuli, że znajdują się we właściwym miejscu, aby samotni wzięli książkę i poczytali na plaży lub wypili butelkę wina przy białym stoliczku, wpatrując się w morze. Candle Light, czyli światło świec, tak nazwała swoje miejsce na ziemi.

Kupiła ten zrujnowany dom, kiedy dobiła psychicznego dna po rozwodzie. Pieniądze uzyskała ze sprzedaży absolutnie wszystkiego, co miała, wszystkiego, co odłożyła, oraz ze sprzedaży mieszkania mamy w jej rodzinnym mieście. Właściwie od zawsze marzyły z siostrą, aby zamieszkać w jakimś egzotycznym miejscu. Żadna z nich nie chciała wracać do Polski, więc jedynym sensownym rozwiązaniem była inwestycja środków z nieruchomości w inną nieruchomość. Siostra miała więc udział w pensjonacie oraz regularnie pracowała przy zdobywaniu odpowiednich klientów. Mogły pochwalić się własną stroną internetową i profilem na Facebooku. Swoją ofertę zamieściły też na portalach rezerwacyjnych. Mama nie była zachwycona, jak to mówią, starych drzew się nie przesadza. Bardzo chciała pomóc córce znowu stanąć na nogi, ale sama miała przecież dziewięćdziesięciodwuletnią matkę pod opieką, która, co prawda, na co dzień mieszkała u jej młodszego brata Janka, ale jednak czuła na sobie odpowiedzialność.

Dopiero kiedy sama babcia Helena włączyła się w dyskusję nad nietuzinkowym pomysłem wnuczki, sprawy nabrały tempa. Babcia przemówiła Halinie do rozumu.

– A cóż ty chcesz tu przy mnie siedzieć i czekać, aż umrę? Jak umrę, to przyjedziesz i mnie pochowasz.

– Nie mów tak, mamo, co by była ze mnie za córka?

– Janek i Magda się mną zajmują, nie potrzebuję jeszcze jednej opiekunki. Twoje córki też się rozjechały po świecie i jakoś żyjesz dalej. Skoro moja wnuczka twierdzi, że sobie poradzi, to tak będzie.

Z babcią Heleną nie było dyskusji, zatem po kolejnych paru tygodniach sprzeciwu Halina w końcu odpuściła i zgodziła się na sprzedaż mieszkania i przeprowadzkę. Plan został wprowadzony w życie, wszystko potoczyło się niezwykle szybko. Nieruchomość na wyspie Laura miała na oku od dłuższego czasu. Wymagała remontu i większych inwestycji, ale i to nie odstraszyło zdeterminowanej dziewczyny.

Laura wysyłała matkę do Polski raz lub dwa razy w roku, żeby mogła spędzić czas z babcią i wujkiem Jankiem. Niespodziewanie okazało się, że po przeprowadzce mama zupełnie odżyła. A nawet dorobiła się adoratora, pana Felipe, wdowca, który wciąż prowadził rodzinny interes – miejscową piekarnię słynącą z churros*. Laura niemal warczała za każdym razem, gdy pan Felipe próbował wtykać te swoje churros jej matce, kiedy tylko ta siedziała na tarasie. Doskonale znała mentalność takich osób i nie chciała, by jej matka stała się obiektem westchnień napalonego starca. Choć samej pani Halinie najwyraźniej nie przeszkadzał adorator ani brak zrozumienia języka hiszpańskiego. Jak twierdziła, jeszcze coś jej się od życia należało. Tak więc machała do pana Felipe z werandy za każdym razem, gdy „przypadkiem” przejeżdżał rowerem obok ich domu. Naturalnie każda próba nawiązania kontaktu musiała być tłumaczona przez niezbyt zachwyconą tym obowiązkiem Laurę.

***

Początkowo Julia była tak zrozpaczona, a nawet wściekła na Laurę, że po prostu spakowała wszystko i postanowiła zamieszkać na końcu świata, jednak z biegiem czasu ten koniec świata stał się dla niej azylem i swoistym psychoterapeutą. Uwielbiała te „odwiedziny” u Laury i, jak tłumaczyła swojemu mężowi, tak naprawdę stanowiły one odskocznię od wszystkiego oraz możliwość obcowania ze swoją przeszłością, teraźniejszością i przyszłością bez żadnych zahamowań, mogła być po prostu sobą. Kiedy przyjeżdżała, chodziły na salsę do okolicznej szkoły tańca, piły wino na tarasie, spacerowały po plaży i opowiadały sobie wszystko to, czego nie da się opowiedzieć przez telefon. Kiedy tak szły brzegiem morza, zawsze skupiały na sobie pożądliwe spojrzenia – Julia przyciągała facetów jak magnes. Była piękna, nie miała w sobie absolutnie niczego z modelki ani lalki Barbie, nie miała chudych nóg, wielkich oczu ani nie nosiła dwunastocentymetrowych obcasów. Była po prostu naturalną kwintesencją kobiecości – wysoka, lekko przygarbiona, co wynikało z jej braku pewności siebie, długie, sięgające pasa brązowe i grube włosy, które opadały falami na ramiona i plecy, szaro-brązowe oczy, duże piersi. Nie miała w sobie absolutnie niczego sztucznego. Wszystkie jej cechy tworzyły wizerunek, jakiemu mało który facet mógł się oprzeć. Była po prostu śliczna, co pewnie stanowiło jeden z powodów, dla których przeszłość tak długo nie chciała dać jej spokojnie żyć.

Laura również przyciągała spojrzenia, choć fizycznie różniła się od przyjaciółki niemal pod każdym względem.

Wydawała się przy niej malutka i drobna, miała sięgające ramion jasnobrązowe włosy, piękne zielone oczy oprawione w niezwykle długie rzęsy, których zawsze jej zazdrościły wszystkie dziewczyny. Pomimo drobnej sylwetki mogła poszczycić się bardzo kobiecymi, proporcjonalnymi kształtami.

Nie tylko dla Julii pensjonat stał się azylem, siostra Laury, Agata, pojawiała się za każdym razem, gdy dzieci miały przerwę w szkole. Znajomi stali się stałymi bywalcami, początkowo każdy próbował korzystać z okazji, bo po znajomości to przecież taniej, jednak każdy, kto się pojawił, nie szczędził pieniędzy, zostawiali solidne napiwki i mieli nadzieję, że ten skromny biznes przetrwa i zawsze będą mieli gdzie się zatrzymać. „Przetrwa” to dość dobre określenie – przychody nie były aż tak wielkie jak rozchody, nie było mowy o konkurowaniu z cztero- i pięciogwiazdkowymi kolosami, oferującymi kilkadziesiąt pokojów, baseny, spa, korty tenisowe, własne plaże, animatorów rozweselających przyjezdnych w każdym wieku, darmowe całodniowe koktajle i wszystko to, co zapewniały kompleksy turystyczne. Laurze zależało jednak, by to miejsce było czymś zupełnie innym, dalekim od komercji, luksusów; chciała stworzyć coś wyjątkowego, coś dla ludzi z klasą, którzy doceniliby jej dzieło. Białe komody, stoliczki bistro, różowe kwiaty, baldachimy, fotele bujane, hamaki, świece, świeczniki, latarenki i poduszki, a także, oczywiście, skromna biblioteka były czymś, co odzwierciedlało jej marzenia, urzeczywistniało je. Gromadzenie tych wszystkich elementów wystroju wnętrz nie było łatwe do zrealizowania, pochłaniało masę pieniędzy, meble rzecz jasna kupiła na wyspie, część z nich była już zakupiona razem z domem i odrestaurowana własnoręcznie. Jednak całą resztę gromadziła, przywożąc za każdym razem z Europy, czy to z odwiedzin u siostry w Londynie, czy u Julki w Monachium: angielskie second handy oraz niemieckie discounty** oferowały niezbędne gadżety w dużo niższych cenach oraz większej różnorodności niż te wyspowe. Toteż ręczniki, komplety pościeli, wyposażenie łazienek, kuchni oraz dekoracje za każdym razem przywoziła ze sobą. Najczęściej wyjeżdżała z prawie pustą walizką lub z drobiazgami dla gospodarzy, których odwiedzała, a wracała z wypchaną do granic możliwości kolejnymi akcesoriami do pensjonatu, który cięgle był w fazie inwestycji i nie zanosiło się, by ten etap prędko miał się skończyć.

Laurze to nie przeszkadzało, to nie miał być przychodowy biznes, raczej sposób na życie, pensjonat miał jedynie zarabiać na siebie i zapewnić byt jej i matce, a kiedyś – była o tym przekonana – kiedy siostra przejdzie na emeryturę, po prostu przeprowadzi się do niej, taki plan miały od lat. Julia zawsze przewracała oczami, kiedy przyjaciółka ciągała ją po wszystkich sklepach w poszukiwaniu coraz to nowych skarbów, zdarzało się też często, że dzwoniła do niej z prośbą, żeby konkretnego dnia udała się do konkretnego sklepu, bo akurat będzie piękna pościel w idealnym rozmiarze w te piękne wzory (kup cztery komplety) albo te piękne lampiony solarne (kup dziesięć sztuk). Dzięki Internetowi Laura doskonale wiedziała, co, kiedy i w jakim sklepie warto kupić. Przeglądanie prospektów online stało się jednym z jej ulubionych zajęć. Julia zazwyczaj stawała na wysokości zadania, choć najczęściej musiała przeprawiać się do innej dzielnicy, gdyż czasem sklepy oferowały mniejszą ilość danego towaru niż ta, jaką zażyczyła sobie Laura. Ostatnio uparła się na bawełniane ręczniki w morskim kolorze. Niestety w sklepie były tylko trzy sztuki, w innej dzielnicy znalazła tylko dwie sztuki, dopiero kiedy zjeździła pół miasta, wykończona i wściekła, skompletowała tyle, ile było potrzebne. Oczywiście Laura pokrywała potem wszystkie koszty, choć często musiała się awanturować, kiedy Julia i Robert odmawiali przyjęcia od niej zwrotu pieniędzy za wyposażenie, po które ich wysłała. Ciągle zarzucali jej, że jest niemożliwa i musi nauczyć się przyjmować prezenty.

W pensjonacie nie było basenu, jednak dzięki dobrym stosunkom z sąsiadami Laura uzyskała zgodę na to, aby jej goście mogli korzystać z basenu należącego do jednego z osiedli nieopodal.

Trzy z sześciu sypialni miały widok na morze, okna pozostałych wychodziły na osiedle. Laura zajmowała jeden z tych pokojów, które miały widok na ocean, nie potrafiła z tego zrezygnować, całe życie walczyła, by móc mieszkać w takim miejscu i choć zdawała sobie sprawę, że kolejny pokój z takim widokiem przynosiłby wyższe dochody, był to jej azyl.

Zdarzało się, że wszystkie pokoje z widokiem były zarezerwowane, lecz kiedy przyjeżdżał ktoś wyjątkowy, potrafiła zrobić wyjątek i przenieść się do innej sypialni na czas pobytu tej osoby. Niekoniecznie musiał to być ktoś z rodziny lub przyjaciół.

Jakiś rok temu przyjechała pewna kobieta, tak na oko w wieku Laury, jak się potem okazało przy spisywaniu danych podczas rejestracji, były rówieśniczkami. Ta dziewczyna wydała się Laurze bardzo smutna, podróżowała sama, była bardzo cicha i ciągle wbijała spojrzenie we własne stopy, rzadko podnosiła wzrok, właściwie nie uśmiechała się, tylko z grzeczności. Wszystkie pokoje z widokiem były zajęte, więc przydzielono jej sypialnię z widokiem na osiedle i basen. Laura znała to spojrzenie, znała to uczucie pod tytułem „najlepiej, gdyby mnie nie było”. Pozwoliła kobiecie przenocować w przydzielonym pokoju, a nazajutrz, gdy zdążyła już przenieść swoje rzeczy do pokoju obok, zaprosiła Anię do recepcji (czyli do biurka postawionego między kuchnią a drzwiami wejściowymi) i poinformowała, że właśnie zwolnił się pokój z widokiem na morze i z przyjemnością przeniesie jej rzeczy. Ania patrzyła podejrzliwie, ale przyjęła ofertę z wdzięcznością. Po kolejnej nocy, już w nowym pokoju, Ania zeszła na śniadanie podawane na tarasie i zagadnęła gospodynię:

– Wiem, że to pani własna sypialnia, to naprawdę nie było konieczne, nie musiała pani przenosić swoich rzeczy, mnie było dobrze i w poprzednim pokoju.

Laura jedynie uśmiechnęła się, wlewając świeżą kawę do filiżanki.

– Czy mogę się przysiąść i napić z panią kawy?

– Oczywiście, proszę siadać. Po czym poznała pani, że to mój pokój? – Ania uśmiechnęła się pierwszy raz szczerze jak dziecko przyłapane na podjadaniu cukierków.

– Cóż… wystrój całego pensjonatu jest przepiękny, mój poprzedni pokój był również bardzo przytulny, jednak ten pokój ma własną duszę.

Laura uśmiechnęła się od ucha do ucha, takiego komentarza na temat jej sypialni jeszcze nie słyszała. Fakt, każdy się nią zachwycał, ale ten komentarz ewidentnie przypadł jej do gustu, Ania zresztą też.

– Pani Anno, bardzo chciałam, aby pani dostała mój piękny pokój na ten krótki czas, jaki pani z nami spędzi.

– Ale dlaczego? – Ania nie dawała za wygraną.

– Ponieważ wydaje mi się, że pani tego bardzo w tej chwili potrzebuje. Taki widok ma zbawienny wpływ na człowieka, któremu nie chce się żyć.

Ania zbladła i spuściła głowę, nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo widoczna jest ta dziura w jej wnętrzu.

Laura podeszła i ją przytuliła.

– No już, kochanie, głowa do góry, postawimy cię na nogi. Mogę mówić pani po imieniu? Jestem Laura.

Ania podniosła zaszklone oczy i uśmiechnęła się.

Przy tej kawie i śniadaniu opowiedziała Laurze o tym, jak wylądowała w jej pensjonacie zupełnie sama po przyłapaniu męża między nogami jej przyjaciółki na sofie w salonie ich krakowskiego mieszkania. Na ich nieszczęście zostawiła w domu notatnik, w którym były zapiski dotyczące rozprawy, jaką miała tego dnia, co zauważyła dopiero, gdy dotarła do kancelarii. A ponieważ do rozprawy zostały jej jeszcze trzy godziny, postanowiła wrócić się do domu…

Oczywiście przeprosinom i błaganiom nie było końca, oboje zarzekali się, że to nic nie znaczy, że nie można przekreślić małżeństwa i przyjaźni przez jeden błąd. Ania nie była w stanie patrzeć na żadne z nich, chciała tylko zniknąć. Postanowiła wyjechać byle gdzie, byle dalej, nie myślała logicznie, emocje wzięły górę.

Był szczyt wakacji, wszystkie oferty last minute miały zbyt wysokie ceny jak na jej kieszeń, zamówiła więc bilet tanich linii lotniczych na Fuertaventurę – jedną z wysp kanaryjskich oraz pokój w małym pensjonacie. Cóż, może to nie luksus, ale wystarczająco daleko od tej pary zdrajców. Była przekonana, że nie będzie to miejsce zbyt czyste ani wygodne. Nie spodziewała się wiele po przeczytaniu opisu obiektu i choć zdjęcie pokoju było urocze, myślała, że pewnie na miejscu zastanie coś zupełnie innego. Jak bardzo się pomyliła! Pensjonat okazał się pięknym i wygodnym azylem, w którym na dodatek znalazła wsparcie przemiłej właścicielki. Chyba ludziom rzeczywiście zsyłane są anioły w odpowiednim momencie, w odpowiednim miejscu i czasie. Laura – jak się okazało, jej rówieśniczka – rozgryzła ją od razu, a nawet oddała jej własny pokój z pięknym widokiem. Z jakiegoś powodu strasznie chciała jej pomóc. Od pierwszego dnia pobytu poczuła sympatię do młodej właścicielki, wiele je łączyło. Laura też miała za sobą ciężkie chwile, doskonale wychwytywała jej ból i potrafiła mu zaradzić. Dom znajdował się przy Playa de Esquinzo, plaży leżącej na północ od Jandii, z niesamowitym widokiem na lazurową wodę oraz piękny jasny piasek. Esquinzo trudno nazwać miejscowością, to raczej enklawa hotelowa oraz kilka osiedli mieszkaniowych i domów.

Ania zarezerwowała pokój tylko na tydzień, jednak Laurze udało się namówić ją, by została na kolejny. Dłuższy pobyt nie wchodził w grę, gdyż pokoje miały już rezerwacje. Była Laurze niesamowicie wdzięczna za gościnę, za wysłuchanie, za przywrócony spokój i za bojowe nastawienie, z jakim wracała do Krakowa, by zmierzyć się z pozostawionym bałaganem. Jedno było pewne – nigdy więcej nie pozwoli, by zrobiono z niej ofiarę. Po dwóch tygodniach na wyspie miała w sobie siłę, aby konsekwentnie odciąć się od ludzi, którzy ją ranią. Straciła męża – trudno, przeboleje to, a być może kiedyś znajdzie miłość. Straciła przyjaciółkę – nieważne, zyskała inną. Postanowiła, że nie będzie żadnego wybaczania ani prób przejścia nad tym wszystkim do porządku dziennego. To nie był ich jedyny wybryk, na wyspie miała wystarczająco dużo spokoju i czasu na zastanowienie, przeanalizowała ich dziwne zachowania przez ostatnie pół roku, wszystko wskoczyło na swoje miejsce. To nie był jednorazowy numerek pod wpływem impulsu albo alkoholu, mieli romans od wielu miesięcy. Bezczelni, bez skrupułów, bez żadnych zahamowań. Nie miała z mężem dzieci, podział mieszkania nie powinien stanowić problemu, sprzedadzą je, spłacą resztę kredytu i podzielą się tym, co zostanie. Po powrocie nadal utrzymywała kontakt z Laurą, polecała też jej pensjonat swoim znajomym.

*Churros to tradycyjne, tłuste wypieki hiszpańskie w formie długiego pręcika o przekroju w kształcie gwiazdy.

**Discount – w tłumaczeniu z angielskiego: dyskont.

Rozdział 3

„To, co nas nie zabije, uczyni nas silniejszymi”.

Friedrich Nietzsche

Dalsza część dostępna w wersji pełnej

Spis treści:

Okładka
Karta tytułowa
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12

Zdradzę ci sekret

ISBN: 978-83-8219-813-3

© Agnieszka Stokłosa i Wydawnictwo Novae Res 2022

Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, reprodukcja lub odczyt

jakiegokolwiek fragmentu tej książki w środkach masowego przekazu

wymaga pisemnej zgody wydawnictwa Novae Res.

Redakcja: Anna Kuciejewska

Korekta: Emilia Kapłan

Okładka: Patrycja Kubas

Zdjęcie na okładce: VitalikRadko, depositphotos.com

Wydawnictwo Novae Res należy do grupy wydawniczej Zaczytani.

Zaczytani sp. z o.o. sp. k.

ul. Świętojańska 9/4, 81-368 Gdynia

tel.: 58 716 78 59, e-mail: [email protected]

http://novaeres.pl

Publikacja dostępna jest w księgarni internetowej zaczytani.pl.

Na zlecenie Woblink

woblink.com

plik przygotowała Katarzyna Rek