Zgubiłem babcię w supermarkecie - Jo Simmons - ebook

Zgubiłem babcię w supermarkecie ebook

Simmons Jo

0,0
34,99 zł

-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Zabranie babci na jakieś głupie rozdanie nagród? Łatwizna! Nie w przypadku Mini, babci Harry’ego, która jest naprawdę niezwykła! Pracuje jako ratowniczka na basenie, potrafi kierować wózkiem widłowym i… kradnie ulubione cukierki toffi ze sklepu! W dodatku jest celebrytką i ma rzesze wiernych fanów. Wszyscy uwielbiają pomysłową staruszkę, ale rodzinie sprawia ona mnóstwo kłopotów. Czy Harry wiedział, w jaką zwariowaną przygodę się pakuje, gdy zgodził się zaopiekować babcią? Zdecydowanie nie, ale czego się nie robi, żeby zdobyć pięćdziesiąt psich punktów, które sprawią, że mama się wreszcie zgodzi na psa? Harry tylko o tym marzy i jest gotów na wszystko!

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 104

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



ROZDZIAŁ PIERWSZY

– Mamo! – zawołał Harry. – Prymulka i Stokrotka są w ogrodzie!

Harry zauważył je ze swojego miejsca przy stole w kuchni, przy którym właśnie jadł śniadanie. Prymulka i Stokrotka były należącymi do sąsiada kozami.

Tyle że teraz nie stały na trawniku sąsiada. Wdarły się do ich ogródka i właśnie pożerały kwiatki mamy.

Z pokoju na górze doleciał jej pisk.

– Przygotuj się – powiedział Harry do siedzącej naprzeciwko niego nastoletniej siostry Kerry.

Mama wpadła do kuchni jak burza, chwyciła patelnię i drewnianą łyżkę, a potem, waląc łyżką w naczynie, wybiegła do ogródka z połami szlafroka powiewającymi za nią jak peleryna. Harry pomyślał, że wygląda jak jakaś domorosła superbohaterka. Kobieta z Patelnią – Kozia Nemezis!

Harry i Kerry spokojnie pałaszowali płatki śniadaniowe, podczas gdy mama biegała za kozami, wrzeszcząc:

– Wynoście się stąd, wy odrażające stworzenia!

– Nie powinna tak do nich mówić – mruknął Harry – przecież kozy też mają uczucia.

W końcu po tym, jak Prymulka ubodła mamę, a Stokrotka pożarła kuchenną ścierkę, która akurat suszyła się na sznurze na pranie, mama zdołała zagonić obie kozy z powrotem do sąsiedniego ogródka.

– Znowu będzie miała pretensje do mnie, co nie? Poznaję po jej chodzie. Zawsze jak idzie w taki sposób, to myśli: „No, już ja porozmawiam sobie z Harrym na ten temat” – westchnął Harry, przypatrując się zmierzającej z powrotem do domu mamie.

– Racja, to właśnie ten chód, i chyba nawet to zmarszczenie brwi. Zawsze tak je marszczy, zanim powie: „Niepotrzebnie wpuszczałeś wtedy te kozy” – orzekła Kerry. –No, teraz ci się dostanie…

Mama trzasnęła drzwiami.

– Te cuchnące kozy! Niepotrzebnie je wtedy wpuszczałeś, Harry. – Aż kipiała ze złości.

– A nie mówiłam! No i masz! – Kerry rozpromieniła się, jakby właśnie wygrała na loterii ciasto z czekoladową polewą.

– Przecież minęło już tyle miesięcy, mamo, a zresztą to był tylko przypadek – zaprotestował Harry. – Ćwiczyłem kick boxing, ale mam za długie nogi i niechcący zrobiłem kopniakiem dziurę w płocie, przez którą przelazły kozy. Ile razy mam za to jeszcze przepraszać?

– Milion? Pięć milionów? – zachichotała Kerry.

– Nie wtrącaj się, Kerry – zgromiła ją mama. – Problem w tym, Harry, że odkąd zrobiłeś tę dziurę w ogrodzeniu, kozy wciąż włażą do mojego ogródka. To było kompletnie nieodpowiedzialne z twojej strony! Depczą po rabatkach, zjadają moje róże i wszędzie zostawiają bobki. A poza tym nie podoba mi się, jak na mnie patrzą. Mają takie dziwne oczy.

– To przez ich prostokątne źrenice – wyjaśnił Harry. – Dzięki temu widzą pod rozmaitymi kątami zbliżające się niebezpieczeństwo.

– W rodzaju kobiety z patelnią i drewnianą łyżką? – podsunęła Kerry.

Harry parsknął śmiechem, ale pod wpływem srogiego spojrzenia mamy natychmiast umilkł.

– Przepraszam, mamo – powiedział. – Przepraszam, że kozy weszły do ogródka. Przepraszam, że jestem taki wielki, że zepsułem płot. Przepraszam.

Harry miał jedenaście lat, ale osiągnął już wzrost całkiem wysokiej dorosłej osoby. Przyjaciele nazywali go nawet Harry Hulk, ale w odróżnieniu od komiksowego Hulka, który robił się zielony i wielki do tego stopnia, że aż rozrywał koszulę, a potem wszystko rozwalał, Harry był miły i spokojny.

Uwielbiał zwierzęta (i wiedział na ich temat całe mnóstwo rzeczy).

Uwielbiał spędzać czas z przyjaciółmi.

Uwielbiał muffinki i koktajle mleczne.

Uwielbiał nosić ekstrawaganckie stroje (i całkiem nieźle radził sobie z ich projektowaniem).

I właśnie dlatego wyobrażał sobie raj jako bal przebierańców, na którym będzie bawił się w towarzystwie kumpli oraz kilku pingwinów, pand i surykatek, popijając koktajle mleczne.

– Gdzie Mini? – zapytała mama, kiedy wreszcie usiadła przy kuchennym stole.

Chodziło o babcię Harry’ego, którą wszyscy tak właśnie nazywali. Żadne tam „babcia” czy „mama”, zawsze Mini.

W przeciwieństwie do Harry’ego Mini była drobna, zgodnie zresztą ze swoim przezwiskiem. I w przeciwieństwie do Harry’ego, który czasami czuł się zawstydzony z powodu swojego wzrostu, Mini miała w nosie, że jest niska. Zawsze poruszała się tak, jakby to ona rządziła całym światem.

– Bierze prysznic na górze – wyjaśnił Harry, wskazując łyżką sufit.

– Co robi!? – wrzasnęła mama, zrywając się na równe nogi. – Przecież nie wolno z niego korzystać, bo przecieka! Zapomnieliście o tym?

Dokładnie w tym momencie kropla wody rozprysnęła się na głowie Harry’ego.

Kolejna wylądowała na blacie stołu.

Następna w misce z płatkami Kerry.

A potem – CHLUST! – strumienie zaczęły się lać po ścianach i tryskać z żyrandola.

Mama pognała na górę.

– Dzisiaj możemy się spodziewać nagłej ulewy w rejonach kuchni – zażartował Harry – ze sporadycznymi gromami rzucanymi przez mamę. W ciągu dnia przewidywane przejaśnienia, gdy tylko Mini wyjdzie spod prysznica.

Kerry chlapnęła w jego stronę wodą, ale ze śmiechem się uchylił.

Tymczasem na górze mama waliła pięścią w drzwi łazienki i wrzeszczała na Mini, żeby natychmiast zakręciła wodę. Ale Mini była nie tylko niewysoka, ale również odrobinę przygłucha, dlatego nawet tego nie usłyszała.

Tymczasem na dole zbierało się coraz więcej wody. Wkrótce podłoga w kuchni wyglądała jak brodzik basenu, tyle że bez taplających się w nim maluchów w rękawkach.

Harry i Kerry popędzili na górę i też zaczęli dobijać się do łazienki, aż wreszcie szum wody z prysznica ucichł, a drzwi się otworzyły.

W progu stanęła otulona puchatym pomarańczowym szlafrokiem Mini, kręcone siwe włosy wciąż miała ukryte pod jasnoróżowym czepkiem.

– Och, a co wy tu wszyscy robicie? – zdziwiła się na ich widok. – Naprawdę nie macie lepszego zajęcia?

– Zalałaś kuchnię, Mini, kiedy brałaś prysznic – wyjaśnił Harry. – Mamy tam na dole prawdziwy staw. A może nawet niewielkie jezioro. Albo po prostu ogromną kałużę. W każdym razie strasznie dużo wody!

– Rozumiem – odparła Mini. – No cóż, w takim razie nie ma sensu tracić czasu na pogawędki. Lepiej biegnijcie na dół i coś z tym zróbcie.

ROZDZIAŁ DRUGI

Kiedy wrócili do kuchni, woda przestała już spływać po ścianach, za to na podłodze zebrało się jej naprawdę sporo. Chomik musiałby się nieźle namachać łapkami, żeby nie utonąć, tak dużo jej było.

– Weźcie miotły i zacznijcie wygarniać wodę kuchennymi drzwiami – zarządziła mama. – A ja zadzwonię po hydraulika.

Harry i Kerry posłusznie zabrali się za przepychanie wody po podłodze kuchni w kierunku drzwi i później na patio.

A potem w drzwiach stanęła mama ze zmarszczonymi brwiami.

– Hydraulik może być dopiero o siedemnastej, a pozbycie się stąd tej wody potrwa całe wieki – oznajmiła. – Któreś z was będzie musiało zabrać Mini na ceremonię rozdania nagród.

– Jakich nagród? – zainteresował się Harry.

– Nagród Złotej Rolki – wyjaśniła mama.

– Największa gala rozdania nagród branży papieru toaletowego w całym kraju – dodała Kerry. – Mini ma odebrać nagrodę za dokonania życiowe.

– To dlatego Mini zatrzymała się u nas –rzuciła mama. – Nie ociągaj się, Harry! Specjalnie wzięłam dziś dzień wolny w pracy. Chciałam zrobić Mini przyjemność, zabrać ją na zakupy, żeby wybrała sobie odpowiedni strój na tę ceremonię, potem do fryzjera i wreszcie na rozdanie nagród, ale teraz to niemożliwe. Muszę zająć się tym bałaganem.

– Zanim spytasz, ja nie mogę – zastrzegła Kerry. – Wybieram się na miasto z dziewczynami.

– W takim razie ty będziesz musiał mnie zastąpić, Harry – orzekła mama.

– Ale umówiłem się już z Keithem, Johnnym i Tomem – zaprotestował. – Ostatnio prawie wcale się nie widujemy. Byłem za bardzo zajęty zdobywaniem psich punktów.

 

Chwileczkę…

 

W tym miejscu musimy zrobić przerwę, drodzy czytelnicy, bo pewnie nie macie zielonego pojęcia, czym, na boga przepysznych gofrów, są te psie punkty. Nie mylę się, prawda? No właśnie. W takim razie rozsiądźcie się wygodnie, już tłumaczę…

 

Harry rozpaczliwie pragnął mieć psa, ale ze względu na jego niezbyt świetlaną przeszłość, jeśli chodzi o opiekę nad zwierzętami (spójrzcie na poniższą listę potknięć i błędów), mama nie wierzyła, że potrafiłby zająć się psem.

 

Lista potknięć i błędów Harry’ego w opiece nad zwierzętami:

podczas treningu kick boxingu wybił kopniakiem dziurę w ogrodzeniu, co sprawiło, że Prymulka i Stokrotka przedostały się do ich ogródkanie upilnował myszoskoczka, którego przyniósł do szkoły; biedne zwierzę ukrywało się potem pod podłogą przez całe trzy dniprzypadkowo wypuścił na wolność hodowane przez siebie patyczaki (od tej pory pojawiają się w różnych miejscach w domu: w szufladzie ze skarpetkami Kerry, na pilocie do telewizora albo na włączniku światła w łazience)podczas szkolnej wycieczki na wieś dostał się pod racice owcyniechcący wpuścił sobie do nogawki spodni stonogę i nie umiał jej wyjąćpozwolił, żeby mewa wyrwała mu z ręki paczkę chipsów podczas wycieczki nad morzecałkiem stracił kontrolę nad Majorem, psem wujka Steve’a (szczegóły poniżej).

 

Dlatego właśnie mama wymyśliła psie punkty. Harry mógł się wykazać odpowiedzialnością, wykonując rozmaite nudne obowiązki domowe i zdobywając za nie punkty. Pośród nich znalazły się między innymi:

 

Psie punkty – prace

 

Wyszorowanie zlewu – dwa punkty

Posłanie wszystkich łóżek – jeden punkt

Odkurzenie schodów – dwa punkty

Załadowanie/rozładowanie zmywarki – jeden punkt

 

Harry musiał ich zdobyć pięćset, by udowodnić mamie, że jest wystarczająco odpowiedzialny na posiadanie psa.

Tak się właśnie przedstawia sytuacja z psimi punktami. Mam nadzieję, że wszystko jest już jasne. Jest? Cudownie! W takim razie możemy wracać do naszej opowieści.

– Jeśli zabierzesz Mini na rozdanie nagród, będziesz miał okazję zdobyć całe mnóstwo psich punktów – kusiła mama.

– Ile? – zainteresował się Harry.

– Niech pomyślę… – mruknęła mama. – Trzydzieści.

– Co takiego? – obruszyła się Kerry. – To za mało. Harry, nie daj się wyrolować. Będziesz musiał zabrać Mini na rozdanie nagród, które potrwa pewnie kilka ładnych godzin, a w dodatku ominie cię spotkanie z przyjaciółmi. Za to należy się znacznie więcej punktów!

Mama wpatrywała się w nią z gniewnym błyskiem w oku.

Harry zrobił zmartwioną minę. Trzydzieści punktów to było więcej, niż udawało mu się czasem zebrać przez cały miesiąc. Nie chciał tracić takiej szansy, chociaż Kerry miała chyba trochę racji.

– Pięćdziesiąt? – rzucił niepewnie.

– Raczej sto – orzekła Kerry. – Zażądaj stu punktów!

– Dość tego, Kerry – skarciła ją mama. – W porządku, Harry, umowa stoi. Pięćdziesiąt psich punktów.

Harry wydał okrzyk radości i wykonał nawet taniec zwycięstwa, rozchlapując przy tym wodę.

– Ale tylko jeśli zabierzesz Mini na ceremonię, a wieczorem odstawisz ją do domu razem z nagrodą. Czy to jasne?

– Jasne – zapewnił Harry.

– Nie zawiedź mnie – dodała mama na zakończenie.

– Nie ma mowy – obiecał Harry.

Mama wyszła z kuchni, a wtedy Harry odwrócił się w stronę Kerry.

– Pięćdziesiąt psich punktów! Ale super! Za zabranie Mini na jakieś głupie rozdanie nagród? Przecież to łatwizna! – ucieszył się, po czym machnął na siostrę mokrą kuchenną ścierką.

– Przestań! – obruszyła się Kerry, atakując jego stopy miotłą. – Zresztą co ci tak zależy na tym psie?

– Bo psy są super – odparł.

– I to wszystko? – zdumiała się Kerry.

– Są kochane, włochate i zawsze się cieszą na twój widok – dodał Harry. – A poza tym mają takie słodkie brązowe ślepka, zupełnie jak czekolada, mięciutkie futerko i mokry nos. I wcale ich nie obchodzi, że jestem okropnie wysoki jak na swój wiek. Zwyczajnie ich to nie interesuje, chociaż są naprawdę strasznie mądre. Nauczę mojego psa różnych sztuczek, na przykład jak ma się turlać, ściągać mi skarpetki, przynosić batony. To będzie mój najlepszy przyjaciel, który nigdy mnie nie zostawi, nawet jak będę zmęczony albo wredny. Taki przyjaciel, który poogląda ze mną telewizję, chociaż nic z tego nie rozumie, i który będzie ze mną siedział, jak będę odrabiał lekcje albo leżał w łóżku przeziębiony.

– To rzeczywiście brzmi całkiem fajnie – przyznała Kerry.

– Aha, a poza tym będę dla niego projektował różne fajne ubranka. Już zrobiłem parę szkiców wodoodpornego odblaskowego dwustronnego płaszczyka z kieszeniami na przysmaki. Przysięgam na wszystkie koktajle mleczne stąd do Kanady, własny pies to będzie supersprawa. Jestem na bank gotowy. Muszę tylko jeszcze przekonać mamę.

– A ile masz już tych punktów? – zainteresowała się Kerry.

– Czterysta dwadzieścia pięć. – Harry nawet nie musiał sprawdzać, miał tę liczbę w głowie. – Jeśli dzisiaj zdobędę pięćdziesiąt, będzie mi brakowało już tylko dwudziestu pięciu.

– Rany, a myślałam, że nigdy ci się nie uda – wyznała Kerry. – Właściwie to wydawało mi się, że mama specjalnie wyznaczyła taki duży limit, bo miała nadzieję, że się zniechęcisz.

– Nigdy w życiu nie zrezygnowałbym z psa – odparł Harry stanowczo. – W życiu.

ROZDZIAŁ TRZECI

Harry popędził na górę, żeby się ubrać.

Ściany jego pokoju były obwieszone plakatami ze zwierzętami, z czego jedną ścianę zajmowały wyłącznie zdjęcia psów rozmaitych ras. Poza tym wszędzie leżały stosy książek: „Jak rozmawiać w psim języku”, „Żółw na diecie wegańskiej – 50 przepisów na przepyszne potrawy, którym nie można się oprzeć”, „Treningi, które uszczęśliwią twojego chomika”.

Na haczyku za drzwiami, ukryte za szkolnym plecakiem, wisiały szczenięca obróżka i smycz, które Harry kupił z kieszonkowego.

Harry przebrał się w czarne dżinsy i T-shirt w tym samym kolorze. Kerry powtarzała, że w tym stroju wyglądał zupełnie jak włamywacz, ale jego zdaniem dzięki takim ciuchom nie rzucał się tak bardzo ze swoim wzrostem i solidną budową w oczy.

Kiedy zbiegł z powrotem na dół, mama wręczyła mu karteczkę zapisaną złoconymi, pełnymi zawijasów literami.

– Masz tu zaproszenie – wyjaśniła. – Ceremonia wręczenia nagród rozpoczyna się o siedemnastej w hotelu Metro, ale musicie tam być o wpół do piątej, jasne? Nie wolno wam się spóźnić. Przyjdzie mnóstwo fanów, żeby zobaczyć, jak Mini odbiera nagrodę za całokształt osiągnięć, na pewno będą prosić o autografy i wspólne zdjęcia jeszcze przed ceremonią.

– Fani? Zdjęcia? – zdumiał się Harry.

– Zgadza się, wasza babcia jest prawdziwą gwiazdą branży papieru toaletowego – odparła mama.

– Rany – Harry był pod wrażeniem. – Nie wiedziałem.

Mama tymczasem wręczyła mu wizytówkę salonu fryzjerskiego reklamującego się hasłem „Z nami nigdy nie będzie ci łyso”.