Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
17 osób interesuje się tą książką
Musieliśmy przejść przez piekło, by znaleźć uczucie, które nas połączy…
Miranda, córka przywódcy nowojorskiej mafii, była przyrzeczona bezwzględnemu capo włoskiej Cosa Nostry, Vincentowi. Małżeństwo miało umocnić sojusz między rodzinami. Jednak los uśmiechnął się do niej, gdy nieoczekiwanie postanowiono, że zamiast za Vincenta, zostanie wydana za mąż za jego brata – Federico. Powinna być szczęśliwa, przecież będzie żoną mężczyzny, którego od lat skrycie kocha… Niestety, bardzo szybko przekonuje się, że przyszły mąż nie odwzajemnia jej uczuć. Mimo to zostają złączeni przysięgą krwi, co sprawia, że oboje muszą być sobie wierni nawet po śmierci małżonka.
Miranda z jednej klatki, jaką było życie z rodzicami, trafia do drugiej, w której miota się między poczuciem odrzucenia przez ukochanego a pragnieniem wzbudzenia w nim miłości i pożądania. Wszystko skomplikuje się jeszcze bardziej, gdy o jej względy zacznie walczyć ktoś, kto jest obecny w jej życiu od dawna i nie zamierza z tej walki rezygnować…
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 254
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Siedząc na parapecie w oknie swojego pokoju, spoglądałam w dół na pędzące ulicami Nowego Jorku samochody. Mimo że dochodziła druga w nocy, wciąż panował spory ruch. Dla niektórych ludzi to miasto sprawiało, że otwierały się nowe możliwości, zmieniało się życie. Dla mnie, choć mieszkałam tu od urodzenia, było więzieniem. Złotą klatką dla córki mężczyzny, który trzymał całe miasto w ryzach. Szklany wieżowiec, twierdza, która odgradzała mnie od świata i ludzi. A to właśnie ich pragnęłam najbardziej. Ludzi, różnorakich kontaktów, chodzenia na imprezy i uczucia deszczu na skórze. Jednak to było poza moim zasięgiem, byłam dziewczyną, która przemieszczała się z budynku do budynku pod czujnym okiem depczących po piętach ochroniarzy. Nigdy niespuszczona z zasięgu wzroku. Uwięziona.
Mój ojciec, Charles Wilcox, był człowiekiem z zasadami i mocno się ich trzymał. Twierdził, że pozwalają na kroczenie wyznaczoną linią, wprost do celu. Od lat dowodził wojskiem bezwzględnych żołnierzy, którzy mimo wymuszonej wzajemnej akceptacji, skrycie czekali, by nawzajem się wykończyć i umocnić swoją pozycję. Mimo fałszu i ułudy między podwładnymi pozycja mojego ojca pozostała niezachwiana. A on z wyjątkową gracją potrafił oddzielić obowiązki przywódcy i rolę ojca. Był też wieloletnim oddanym i szczerym współpracownikiem i przyjacielem jednego z capo włoskiej Cosa Nostry – Cesare’a Castello, który brutalnością i wielokrotnie przelewaną krwią trzymał rządy i rodzinę na szczycie hierarchii. Był gównianym ojcem, przynajmniej tak powtarzała wiele razy na przestrzeni lat matka, jednak gdy tylko stawiał stopę w naszym domu, zakładała na twarz maskę uprzejmości. Podzielałam jej zdanie, jednak nigdy nie powiedziałam głośno, co o nim myślę. Nie odważyłam się. Za każdym razem, gdy Cesare spoglądał w moją stronę, ukłucie strachu i paniki ściskało mi gardło, niemal nie pozwalając zaczerpnąć tchu. Tak samo było z Vincentem. Jego pogarda do zewnętrznego, niezwiązanego z mafią świata była wręcz namacalna. Przerażał mnie najbardziej z trójki synów Cesarea i Eve. Słyszałam, co na jego temat mówili mój ojciec i brat. Brak skrupułów, idealny lider.
Mój przyszły mąż.
Decyzja ta zapadła, gdy tylko ojciec wziął mnie na ręce. Nasze małżeństwo miało sprawić, że więzi łączące rodziny zacieśnią się. Pomimo tego, że znałam młodych Castellów od swoich najmłodszych lat, nigdy nie pogodziłam się z tym, że będę zmuszona wieść życie u boku Vincenta. Bałam się go, a strach ten był uzasadniony. Na przestrzeni lat Vincent robił wszystko, by tylko nieść rodzinie chwałę. Zabijał z przyjemnością w ciemnych włoskich uliczkach, pośród ludzi ojca nosił miano demona i robił to z dumą. Nie okazywał emocji, ale uważnie obserwował otoczenie, skanując je ciemnymi, niemal czarnymi oczyma, szukając najmniejszego pęknięcia w murze. Zupełnie inny niż spokojny Antonio czy wiecznie strojący sobie żarty Federico. Wiele razy zastanawiałam się, dlaczego nie mogłam poślubić właśnie jego. Promieniował energią, roztaczając wokół siebie wyjątkową aurę, przy Vincencie wszystko pożerał mrok.
Kolejne lata spędziłam na przygotowaniu się do roli potulnej żony stojącej u boku rządzącego Cosa Nostrą. Sytuacja gwałtownie zmieniła się przed moimi siedemnastymi urodzinami, gdy niespodziewanie dla wszystkich Vincent obrał za cel nijaką Alessię De’Lucę i nim mogłam pojąć, co się dzieje, stała się ona jego żoną, dzięki czemu dostałam coś, o czym marzyłam od kilku lat.
Federica. Mężczyznę, do którego wzdychały wszystkie dziewczyny, kobieciarza, który żadnej nie przepuścił. Chłopaka, który pięć lat temu rzucił mi zwyczajne psotne spojrzenie i urokliwy uśmiech, kradnąc tym samym serce. Wtedy byłam tylko głupią nastolatką i mimo tego, że Federico nigdy już nie spojrzał na mnie tak samo, uczucie tylko się rozwijało, a ja nie umiałam z nim walczyć, mogłam wtedy tylko się modlić, by nauczyć się żyć z Vincentem, kochając skrycie kogoś innego.
Dźwięk powiadomienia w telefonie rozszedł się po sypialni, a chwilę później ekran rozbłysnął słabym światłem. Odwracając wzrok od pochłoniętego deszczem miasta, zsunęłam się z parapetu i podeszłam do łóżka po komórkę. Przeglądając zdjęcia w mediach społecznościowych jednego ze znajomych, mój wzrok przykuła znajoma twarz. Oczy niemal natychmiast wypełniły się łzami, jednak skarciłam się w myślach – Czego się spodziewałaś?
Federico nigdy się nie zmieni, nawet jeżeli byliśmy zaręczeni. Zobaczyłam to wyraźnie, gdy z prawdziwym oddaniem całował siedzącą na jego kolanach blondynkę. Rzuciłam telefon na nocną szafkę i położyłam się na łóżku, ocierając twarz.
Mam miesiąc, by wybudować w sobie mur, przez który zniosę jego zdrady i upokorzenia. Później stanę się jego żoną i zyskam coś, co zawsze razem z jego miłością było poza zasięgiem.
Wolność.
Zaczerpnęłam głębokiego tchu, gdy koła samolotu uderzyły w płytę lotniska, wprawiając metalową maszynę w lekkie drżenie. Przełknęłam nerwowo ślinę i wyjrzałam na pogrążone w wieczornym słońcu lotnisko. Dziennie przelatywały tędy dziesiątki tysięcy ludzi, jednak ta chwila wydawała się dla mnie wyjątkowa. Dzisiejszego wieczora po raz ostatni przyleciałam tu z miejsca, które przez osiemnaście lat nazywałam czymś w rodzaju domu, choć bliżej mu było do wygodnej, złotej klatki. Powinnam czuć podekscytowanie na myśl, że życie, jakiego pragnęłam, zdawało się być w zasięgu ręki. Wreszcie będę mogła do woli chodzić po centrach handlowych i jeść obiady w wystawnych restauracjach, bez rodziców obserwujących każdy mój ruch. Mimo to moje myśli zaprzątało coś, co tłamsiło uczucie radości. Przed oczami wciąż widziałam usta Federica całujące jakąś dziewczynę i miałam niemal pewność, że wolność będzie miała swoją cenę. Nie byłam głupia, wiedziałam, że Federico mnie nie kocha, jednak zmuszony wypełni wolę ojca. Tak jak ja.
W całym tym szaleństwie, jakim wydawała się Cosa Nostra, byliśmy wysoko postawionymi pionkami, które ślepo wypełniały narzuconą im wolę.
– Miranda? – Matka z delikatnym uśmiechem pomachała dłonią przed moją twarzą, wytrącając mnie z rozmyślań.
Rozejrzałam się po samolocie, widząc najbliższych ludzi ojca zajmujących swoje miejsca w szeregu. Ośmiu ludzi, podzielonych na dwie czteroosobowe drużyny, które miały za zadanie nie dopuścić, by coś nam się stało. Obok twarzy mamy niespodziewanie pojawiła się dłoń Deamona.
– Czekamy tylko na ciebie – oznajmił.
– Przepraszam… – Chwyciłam jego dłoń i pozwoliłam, by pomógł mi wstać, po czym poprawiłam materiał krwistoczerwonej sukienki i spojrzałam mu w oczy. – Gotowa.
Deamon w żaden sposób nie skomentował moich słów, jedynym dowodem na to, że w ogóle mnie usłyszał, było lekkie zaciśnięcie ust. Chwycił pewniej moją dłoń i poprowadził do wyjścia z samolotu, gdzie czekały już na nas przysłane przez rodzinę Castellów samochody.
Gdy wszyscy zajęli swoje miejsca, a konwój ruszył, by przetransportować nas do hotelu, w którym spędzimy noc, poświęciłam chwilę, by przyjrzeć się Deamonowi. Nie było w nim nic, co nie mogłoby podobać się żadnej szanującej się kobiecie. Męskie, twarde rysy twarzy w połączeniu ze stalowoszarym spojrzeniem oczu czyniły go przystojnym. Jednak nie na tyle, bym ugięła się i zgodziła za niego wyjść. Nasz świat w wyjątkowych okolicznościach uznawał związki małżeńskie z powinowactwa rodzinnego. Jednak mnie nigdy nie wydawało się to właściwe, nie dla naszej dwójki. Byliśmy kuzynostwem w pierwszej linii, krew płynąca w naszych żyłach była zbyt podobna, by kiedykolwiek brać to pod uwagę, a jednak on to zrobił. Wykorzystał pierwszą okazję, jaka się nadarzyła, gdy tylko wyszło na jaw, że nie zostanę wydana za egzekutora. Moment, w którym Deamon padł przede mną na kolana, by prosić o uczynienie tego zaszczytu i zostanie jego żoną, początkowo wydawał mi się tak absurdalny, że wybuchłam głośnym śmiechem. Z każdą kolejną minutą, w której klęczał na podłodze, wyciągając w moją stronę wart dziesiątki tysięcy dolarów pierścionek, sprawiał, że docierało do mnie, że to prawdziwa oferta. Odmówiłam.
Teraz zastanawiałam się, czy nie popełniłam błędu. Byłam zakochana w Ricu niezmiennie od miesięcy, ale tak naprawdę wcale go nie znałam. Inaczej wyglądało to z Deamonem. Miałam całe osiemnaście lat, by móc obserwować jego zachowania i wybuchy złości, sposób działania i odnajdowanie się w ciężkich sytuacjach. I to, że zawsze był blisko, gdy potrzebowałam przyjaciela. Choć często traktował mnie jak dziecko i strofował, to był stałym elementem życia. Bardzo możliwe, że wychodząc za Federica, popełniałam błąd, ponieważ nie był materiałem na męża, a życie to dla niego zabawa, mimo wszystko na myśl o nim moje serce zaczynało szybciej bić. Rico był pięknem w prawdziwym tego słowa znaczeniu. Parę dni, które spędziliśmy wraz z resztą jego rodziny na łodzi, rozbudziły we mnie głód, z jakiego nie zdawałam sobie sprawy. Wewnątrz siebie czułam, że coś przyciąga mnie do niego za każdym razem, gdy pojawiał się w pobliżu. Gdy tylko wchodził do pomieszczenia, przyciągał moje spojrzenie niczym magnes. Sprawiał, że leżąc samotnie w koi, zamiast zapaść w spokojny sen, kręciłam się z boku na bok, starając się zwalczyć żar między udami. Iskry, jakie przepłynęły pomiędzy naszymi ciałami, gdy mnie dotykał, prześladowały mnie długie tygodnie. I tego właśnie zabrakło, bym mogła stworzyć cokolwiek z Deamonem. Federico był zdobywcą, nie zadowalał się czymś, czego nie zdobył sam, co zostało mu podane bez walki. Natomiast Deamon wolał takie rozwiązania, by nie brudzić rąk.
– Nie mogę uwierzyć, że pojutrze wyjadę stąd bez ciebie. – Głos mamy wdarł się w moje myśli, skutecznie mnie rozpraszając.
Spoglądając na nią, odkryłam, że stara się powstrzymać łzy. Zdusiłam w sobie chęć przewrócenia oczami i mruknęłam:
– To parę godzin w samolocie…
– Dzięki Bogu! – jęknęła i wyjęła z torebki leżącej na kolanach puderniczkę i małe lusterko. – Tylko że gdy byłaś w domu, miałam cię na wyciągnięcie ręki, a teraz o spotkanie z tobą będę musiała prosić Federica. Myślisz, że będzie miał coś przeciwko, bym przylatywała raz w miesiącu? – zapytała autentycznie zaciekawiona i zaczęła poprawiać makijaż.
Oby – pomyślałam z przekąsem, jednak nie odważyłam się powiedzieć tego na głos.
– Nie powinien – podsumowałam.
Kochałam mamę, naprawdę. Tylko w porównaniu z ojcem ona nie pozwalała mi na minimum samodzielności. Odkąd pamiętam, w naszym domu znajdowały się zastępy służby gotowe spełnić każde życzenie. Mama wyznawała zasadę, że jako rodzina zasiadająca na szczycie musimy dbać o reputację i dawać najlepszy przykład. Była typową żoną bossa i wielokrotnie czerpała korzyści z tego tytułu, ale też potrafiła zadbać o rodzinne interesy tam, gdzie ojciec nie miał zasięgu. U partnerek naszych żołnierzy. Mama z prawdziwą gracją potrafiła omotać je na tyle, że spowiadały się z każdej rzeczy, nawet tej tyczącej się ich mężów. Zazwyczaj były to błahostki, jednak zawsze pozostawała czujna. Znała swoje miejsce i miała klasę.
Szykując mnie do roli żony Vincenta, poświęcała godziny na tortury wykształcenia wyjątkowego gustu i zachowania dla kobiety na takiej pozycji. Z czasem gdy o Vincencie zaczęło robić się naprawdę głośno, i to w złym tego słowa znaczeniu, zaprowadziła mnie do miejsca, gdzie ludzie ojca zajmowali się brudną robotą. Nie przemawiały do niej moje protesty i krzyki, gdy krew tryskała na śnieżnobiałą sukienkę.
Teraz, gdy spoglądałam na to z perspektywy lat, wiedziałam, że robiła co w jej mocy, by chronić mnie przed złem, jednocześnie z nim oswajając. Kiedy dowiedzieliśmy się, że nie będę narażona na bezpośrednie niebezpieczeństwo, jakie płynęło ze związku z Vincentem, odetchnęliśmy.
Milcząc, obserwowałam, jak konwój zatrzymuje się przed hotelem, a zastęp ludzi zaczyna biegać w tę i z powrotem, starając się jak najszybciej ogarnąć sytuację z bagażami. Ojciec wraz z Deamonem wysiedli z pierwszego auta i skierowali się do wejścia, a trójka goryli depcząc im po piętach, usiłowała zapewnić bezpieczeństwo. Gdy tamci zniknęli wewnątrz, ochroniarze wrócili i z pozostałymi ustawili się wokół samochodu.
– Po co ta szopka? – sarknęłam, zauważając, jak kręcący się koło hotelu ludzie zatrzymują się i z ciekawością spoglądają na auto.
– Wyprostuj się – rozkazała mama i rzuciła mi miażdżące spojrzenie. – Nazywasz się Wilcox, co czyni cię kimś na miarę księżniczki.
– Mamo, to tylko wejście do hotelu…
– Nie, Mirando. Nie powiedziałam ci tego, ponieważ wiem, ile nerwów kosztuje cię ten ślub. Odkąd rozeszła się wieść, że to Federico, a nie Vincent zostanie twoim mężem, jesteśmy uważnie obserwowani. Inne klany szukają w nas najmniejszej słabości, ponieważ przez wgląd na stare czasy i Mię, nie żądaliśmy od Castellów zadośćuczynienia. Według niektórych to przejaw słabości, dlatego nawet coś tak błahego jak przejście dwudziestu metrów pod ochroną jest ważne. Nie możemy pozwolić, byś została tutaj sama i by ktoś pluł ci w twarz. Będziesz miała wystarczająco ciężko w tym małżeństwie, by przejmować się ludźmi.
Jej ostatnia uwaga zabolała. Mama potrafiła być spostrzegawcza, dlatego już dawno temu zorientowała się, co czuję do Rica. Wyprostowałam się, po czym zapukałam dwa razy w okno, dając tym znak ochroniarzowi stojącemu po drugiej stronie, by otworzył drzwi.
– Federico to mój problem i dam sobie z tym radę – oznajmiłam chłodno i wysiadłam z samochodu, czując na sobie zaciekawione spojrzenia ludzi stojących wokół.
– Nie mam co do tego wątpliwości… – odparła mama, gdy wokół nas zaroiło się od ochrony, która doprowadziła nas do lobby, gdzie czekał ojciec z Deamonem.
Razem ruszyliśmy do windy, by ulokować się w pokojach. Jutrzejszego wieczora poślubię Federica Castello, już nie mogłam się doczekać.
– Myślę, że możemy ostatni raz poprawić makijaż, upewnić się, że wszystko jest w porządku, i będziemy wciskać cię w to cacko. – Eleonora, jedna z kobiet zatrudnionych przez moją matkę do tego, by sprawić, że będę lśnić dzisiejszego wieczoru, uśmiechnęła się i machnęła pędzlem pokrytym cienką warstwą pudru w stronę białego pokrowca. – Pójdę tylko do samochodu po swoją torebkę.
Starałam się zmusić do uśmiechu, ale z marnym skutkiem, co natychmiast spostrzegła siedząca z kieliszkiem szampana w ręce mama. Bez słowa sięgnęła z tacy po kolejny i wcisnęła mi w dłoń.
– Pij… – warknęła cicho, jednak jej spojrzenie pozostawało łagodne.
Wzięłam kieliszek z wdzięcznością, ponieważ z nerwów drżały mi nogi. Miałam nieodparte wrażenie, że ona doskonale rozumie, co się ze mną dzieje, dlatego byłam jej wdzięczna za choćby okruchy wsparcia. Przykładając schłodzone szkło do ust, wychyliłam jego zawartość jednym łykiem, czując, jak słodycz spływa do gardła.
– Chyba nigdy wcześniej nie bałam się, będąc jednocześnie podekscytowaną tak jak dziś… – oznajmiłam, nim opuściła mnie odwaga.
Mama nieznacznie skinęła głową.
– To normalne. Mimo że sprawa tyczy się bezpośrednio ciebie, to każdy z naszej rodziny czuje to co ty – oznajmiła i odkładając kieliszek na stolik, wyjęła z torebki paczkę z papierosami. Otworzyła drzwi balkonowe i odpaliła papierosa. – Nauczyłam cię wszystkiego, co mogłam, Mirando, jednak od jutra reszta zależy od ciebie. Nie zajmiesz pozycji, do której tak uparcie cię kształtowałam, ale i tak wżenisz się w najlepszą partię.
Zasznurowałam usta, ponieważ jej słowa zabrzmiały w istocie rozczarowująco. I to ja byłam tego powodem.
– To ja jestem dobrą partią – oznajmiłam ozięble, prostując plecy. – Owszem, wychowałaś mnie na żonę, która stanie u boku silnego męża i gdy zajdzie taka konieczność, tak jak on będzie okrutna. Odwołany ślub z Vincentem nie sprawi, że godziny gry na pianinie, tygodnie trenowania na strzelnicy i miesiące uczenia się języków obcych uczynią mnie słabą lub gorszą – wycedziłam, ponieważ jej uwaga ubodła mnie do żywego.
Mama spoglądała na mnie, a na jej ustach pojawił się mały, ledwo widoczny uśmieszek. Duma Wilcoxów jest wszystkim powszechnie znana. Mamy o sobie duże mniemanie i nie lubimy być lekceważeni. Ściągnęłam usta w ciup i pokręciłam głową z dezaprobatą, ponieważ po raz kolejny mnie sprawdzała i dałam się sprowokować.
Drzwi do hotelowego pokoju trzasnęły cicho, chwilę później Eleonora lekkim krokiem zmierzała w naszym kierunku, a w jej oczach migotało podekscytowanie.
– Gotowa? – zapytała i uśmiechnęła się olśniewająco, nie zdając sobie sprawy z nerwowej atmosfery.
Moja mama w tym czasie zgasiła papierosa i sunęła w stronę toalety, by umyć dłonie, po czym wylała na siebie solidną porcję perfum. Bo kobieta ze statusem nigdy nie powinna pachnieć tytoniem – przynajmniej tak twierdziła. Ja tymczasem lata temu zauważyłam, że swoje zamiłowanie do tytoniu ukrywa przed ojcem, a on mimo że zdaje sobie z tego sprawę, pozwala jej na to.
– Gotowa – potwierdziłam Eleonorze i wstałam, by stanąć obok niej. – Jeszcze jej nie widziałam.
– Naprawdę? – Dziewczyna wydawała się zdziwiona.
– Tak, to prezent od matki pana młodego. Wczorajszego wieczora szwaczki pobrały ostatnie przymiarki i większość nocy pracowały, by ją udoskonalić – oznajmiła za mnie mama wyważonym tonem.
– Wow… – Eleonora nie powiedziała nic więcej, tylko podeszła do pokrowca, teatralnie wzdychając i zerkając na mnie znad ramienia.
– Otwieraj – rozkazałam mimo nerwów, jakie zapanowały nad moim ciałem.
Chwilę później zaskakująca ilość błyszczącego tiulu wylała się na zewnątrz, a ja zamarłam, lustrując uważnie każdy detal sukni.
– Spektakularna… – mruknęła Eleonora i dotknęła nieśmiało śnieżnobiałego materiału na brzegu głębokiego dekoltu, zwężającego się ku dołowi.
– Prawda – chrząknęłam i przeniosłam wzrok na mamę. Uśmiechnęła się szeroko, po czym klasnęła.
– Zakładamy ją!
Eleonora ściągnęła kreację z wieszaka i ułożyła na podłodze tak, bym mogła swobodnie wejść do środka, gdy tylko zdejmę szlafrok, co zresztą zrobiłam chwilę później. Przełknęłam uczucie wstydu, gdy materiał mienił się u moich stóp, a ja stałam w fikuśnej bieliźnie. Obie chyba czuły moje zażenowanie, ponieważ złapały za suknię i ułożyły na moim ciele. Materiał, który początkowo brałam za sztywny i drapiący, w rzeczywistości był elastyczny i miękki, co da mi większą wygodę.
– Trzeba mocno związać gorset na dole, by wyeksponować jej talię – oznajmiła mama i stanęła za mną. – Wdech i trzymaj powietrze – rozkazała.
Gdy jej tortury dobiegły końca, przed oczami tańczyły mi kolorowe plamy, jednak gdy spojrzałam w lustro, stłumiłam prośbę o poluzowanie gorsetu.
– Brakuje jej tylko korony… – oznajmiła Eleonora, na co spiorunowałam ją wzrokiem.
Mama uśmiechnęła się dumnie, lecz gdy tylko rozległo się delikatne pukanie, sprawiała wrażenie obojętnej. Otworzyła drzwi, ale na tyle delikatnie, by ten, kto stał po drugiej stronie, nie zajrzał do środka.
Gdy wróciła, obrzuciła mnie uważnym spojrzeniem, wzięła ze stołu jedną z pomadek i nałożyła mi ją na usta.
– Zostaw nas same, Eleonoro… – poprosiła, a gdy drzwi cichutko trzasnęły, jej oczy zaczęły podejrzanie błyszczeć.
Zagryzłam wnętrze policzka, czując na języku posmak krwi, ale dzielnie spoglądałam w jej oczy.
– Wyglądasz jak królowa, wiesz o tym, prawda?
– Mamo… – zaprotestowałam słabym głosem, lecz ona pokręciła głową.
– Odkąd tylko dowiedziałam się, że noszę pod sercem dziewczynkę, chciałam, byś wyszła za mąż, mając w sercu miłość do mężczyzny, który mi cię zabierze. I poniekąd mi się udało. Jednak chcę, byś wiedziała, że bycie zakochanym a kochanie kogoś to różne rzeczy. Zakochanie to stan w twojej głowie, pragnienie, jakie wyzwala w tobie druga osoba. Natomiast miłość, ta prawdziwie głęboka, to piękna więź, którą poczujesz tu… – Delikatnie dotknęła skóry na wysokości serca. – I wierzę, że on cię kiedyś pokocha, bo nikt nie jest bardziej wyjątkowy niż ty. Moja mała córeczka, rozumiesz?
– Tak… – chrząknęłam, by rozluźnić ściśnięte gardło, i odwróciłam wzrok.
– Dzisiaj oddaję Castellom drugą z moich dziewczynek i chociaż kocham Mię jak córkę, to nigdy nie była moja. Ty natomiast jesteś moją krwią, dlatego ci to powiem. Uważaj na siebie, Federico, choć czarujący, skrywa w sobie jakąś tajemnicę. I nie jestem pewna, czy gdy wyjdzie ona na jaw, nie zaskoczy nawet samego Vincenta.
Zaskoczona jej słowami mrugnęłam kilkukrotnie, lecz gdy już miałam zamiar zapytać, co ma na myśli, uciszyła mnie:
– Musimy jechać.
Gdy tylko koła limuzyny wtoczyły się na podjazd posiadłości Castellów, moje wnętrzności skurczyły się, niemal wywołując ból. Już z tego miejsca mogłam zauważyć ludzi kręcących się po posesji i gości oczekujących na ceremonię. Wzięłam głęboki wdech i mimo włączonej klimatyzacji w aucie powachlowałam się dokumentami, które musiałam przeczytać przed ślubem.
Samochód zatrzymał się przed głównym wejściem do domu, udekorowanym białymi kwiatami.
– Gotowa? – Mama poprawiła włosy i nie czekając na moją odpowiedź, dała kierowcy znać, by otworzył nam drzwi. Przez chwilę nie pragnęłam niczego innego, niż krzyknąć, by się zatrzymali. Czułam, jak z każdą sekundą miękną mi nogi, przez co miałam wrażenie, że nie uniosą mojego ciężaru.
– Dasz radę, czekałaś na to przez ostatni rok… – mrucząc to pod nosem jak mantrę, podałam dłoń kierowcy i pozwoliłam, by pomógł mi wysiąść.
Suknia, choć początkowo wydawała się lekka, wcale taka nie była. Materiał mocno opinał moje ciało, a jego ciężar sprawiał, że brakło mi tchu, jednak zagryzłam zęby i po chwili udało mi się wydostać.
– Mirando… – Głos ojca przebił się przez natłok myśli. Rozejrzałam się gorączkowo w poszukiwaniu jego twarzy, a gdy ją odnalazłam, poczułam, jak opada ze mnie niewidzialny ciężar. – Wyglądasz pięknie, córeczko.
– Dziękuję, tato. – Pozwoliłam, by objął mnie, wdychając w płuca zapach jego perfum, które uspokoiły zamęt panujący w mojej głowie.
– Spokojnie, moje dziecko… – Jego silna dłoń spoczęła na moich plecach w uspokajającym geście. – To on powinien bać się reszty życia z tobą. Jesteś Wilcox, nawet jeżeli przez ten przeklęty zapis w umowie musisz nosić ich nazwisko. Federico wydaje się dobrym chłopcem, ale coś ukrywa, a ty dowiesz się co to takiego i w ten sposób zyskasz nad nim władzę. Rozumiesz?
Zbyłam jego słowa wzruszeniem ramion, jednak wiedziałam, że mówił prawdę. W świetle włoskiego prawa kobiecie nie wypada zmieniać nazwiska na takie, jakim posługuje się mąż. Uchodzi ona wtedy za jego krewną, nawet siostrę, jednak dla Castellów nie miało to znaczenia. Przez nich słowo RODZINA nabierało zupełnie innego znaczenia.
– Jasne – mruknęłam cicho, odsuwając się.
Tata jeszcze przez długą chwilę przyglądał się mojej twarzy w poszukiwaniu czegoś, co pozwoli mu zabrać mnie stąd w cholerę, wymawiając się tym, że nikt nie jest wystarczająco dobry dla jego córki, jednak wreszcie się poddał.
– A teraz chodź, mała, czas na show… – Wyciągnął w moją stronę dłoń, a ja chwyciłam ją mocno.
Musiałam przyznać, że słowa ojca wprawiły mnie w dziwny nastrój. Wiedziałam, że nie powiedziałby czegoś takiego, nie mając żadnego dowodu na potwierdzenie swoich słów. Moją misją stało się dowiedzieć, co takiego kryje mój przyszły mąż.
Idąc pod rękę z ojcem do ołtarza, jedyne na czym mogłam skupić wzrok to sylwetka czekającego na mnie mężczyzny. Ciemny garnitur okrywał go niczym druga skóra, idealnie skrojony podkreślał fakt, że mój przyszły mąż nie oszczędzał się na siłowni. Ciemne oczy, które początkowo wydawały się bezduszne, teraz skrywały w sobie psotny błysk. Cholera, ten facet wpędzi mnie do grobu…
Federico stał dumnie w asyście nowego capo i wybranego przez siebie na drużbę Vincenta, a jego wzrok błądził po mojej sylwetce. Dopiero teraz dopadł mnie cały stres związany z dzisiejszym wydarzeniem. Mimo iż atmosfera była luźna, jasnym stało się, że w każdej chwili można spodziewać się, iż ktoś niespodziewanie wyciągnie broń. Im bliżej się znajdowałam, tym cichsze stawały się westchnienia gości i melodia, a głośniejsze bicie mojego serca.
Zerknęłam na Vincenta stojącego obok Federica. Jego twarz wydawała się wykuta z kamienia. Nie było na niej krzty emocji. Odkąd wrócił do świata żywych po zasadzce, jaką zastawił, wydawał się jeszcze bardziej odległy i przerażający. Przez cały okres naszego narzeczeństwa nigdy nie powiedziałam nikomu, jak bardzo mnie przeraża, teraz wiedziała o tym tylko Alessia, która wydawała się rozumieć jego stan i była na tyle odważna, by próbować na niego warczeć i ujść przy tym z życiem. Mówi się, że rodzicielstwo zmienia człowieka, w tym przypadku również tak było, tyle że na gorsze.
– Kto oddaje rękę tej młodej damy obecnemu tu mężczyźnie? – Ciemnowłosy duchowny wyszedł naprzód, spoglądając na mojego ojca i wyrywając mnie z zadumy.
– Charles Wilcox, jej ojciec i opiekun.
W tym momencie Rico zszedł ze stopnia i wolnym ruchem wyciągnął w moją stronę dłoń. Musiałam przyznać, iż wyglądał niesamowicie. Złapałam go za rękę i stanęłam naprzeciw niego, czekając, aż zacznie się msza i zostaniemy poproszeni o wygłoszenie swoich przysiąg.
Wzięłam głęboki wdech, po czym spojrzałam w ciemne oczy przyszłego męża. Czułam, że obojętnie, co by się działo, to właśnie ten moment zapamiętam do końca życia. Siebie i jego wśród tłumu ludzi, wpatrujących się w siebie z niepewnością, ale też i ciekawością.
– Przysięgam, że będę podtrzymywać uczucie między nami, byś zawsze czuł się kochany i wspierany. Obiecuję oddać ci siebie w całości, byś znał mnie jak nikt inny. Przysięgam, że poświęcę ci całe swoje życie i będę z tobą do swojego ostatniego tchu. – Moja dłoń trzymana w jego uścisku zaczęła się niekontrolowanie trząść podobnie jak reszta ciała.
Kiedy nadeszła kolej Rica, czułam, jak lekko mnie ściska, posyłając tym samym pocieszenie.
– Przyrzekam na krew w moich żyłach płynącą, iż będę traktował cię jak najbardziej niezwykłą osobę w moim życiu. Przyrzekam być niesamowitym rodzicem i autorytetem dla naszych dzieci. Ochraniać cię przed każdym złem i zagrożeniem, dać to, czego potrzebujesz…
Stałam niczym zahipnotyzowana, widząc, jak Vincent wyciąga z kabury przy pasie nóż i podaje go młodszego bratu, a wśród gości rozchodzi się zdumiony lub nawet zszokowany szmer. Przygryzłam wnętrze policzka, czując, co się święci. Jeżeli Federico ma zamiar zrobić to, o czym myślę, to wcale nie dziwię się reakcji rodziny. Przysięga krwi nie miała miejsca w naszym świecie od co najmniej pięćdziesięciu lat.
Zerknęłam niepewnie na duchownego, jednak jego twarz nie wyrażała żadnych emocji, co mówiło mi tylko tyle, że musiał być powiązany z Cosa Nostrą. Jeżeli mężczyzna zwiąże się z kobietą i przeleje na ołtarzu krew, nikt na całym świecie nie ma prawa przysięgi rozwiązać. Jest ona wręcz nieśmiertelna, a kobieta po śmierci męża nie ma prawa ponownie związać się z innym mężczyzną, zostaje pod prawem i ochroną familii do końca swych samotnych dni.
Obserwowałam, jak Rico wyciąga rękę i pozwala Vincentowi zrobić nacięcie w dłoni, w której trzymał uszykowaną dla mnie obrączkę, po czym kontynuował swoją przysięgę:
– Dlatego, Mirando Wilcox, za błogosławieństwem głowy mojej rodziny sprawującej rządy, dzisiejszego dnia przelewam za nas krew i związuję cię ze sobą nieśmiertelnym węzłem, którego nikt, nawet jeżeli umrę pierwszy, nie będzie w stanie przerwać. Od dziś należysz wyłącznie do mnie… teraz, na zawsze i po śmierci. – Założył na mój palec zmoczoną w krwi obrączkę, zostawiając na dłoni czerwone smugi.
Mój oddech stał się ciężki, za każdym razem kiedy próbowałam go złapać, czułam, jak wypełnia mnie brzemię złożonej przysięgi. Federico przyciągnął mnie w swoje ramiona, a ja zorientowałam się, że wszyscy wokoło klaszczą, gdyż ogłoszono nas mężem i żoną.
Pozwoliłam, by pierwszy pocałunek zawładnął mną bez reszty, moje nogi stały się miękkie, a myśli uleciały z głowy. Usta Rica były niebywale miękkie, ale władcze, właśnie tak je sobie wyobrażałam. Po chwili oderwał się ode mnie z uśmiechem, po czym pochylił się do mojego ucha, szepcząc:
– Witaj w moim piekle, mała…
Wchodząc za mężem do sypialni, rzuciłam przez ramię speszone spojrzenie ludziom, którzy tłoczyli się na korytarzu i wykrzykiwali hasła mające za zadanie zachęcić Federica do ślubnego obowiązku wynikającego z nocy poślubnej. Gdy tylko zatrzasnęły się za nami drzwi, wypuściłam wstrzymywane powietrze, czując, jak kontrolę nad ciałem przejmuje niepewność.
Wychyliłam się zza szerokich ramion Rica i obrzuciłam wnętrze szybkim spojrzeniem, po czym sięgnęłam w dół, by pozbyć się szpilek. Dochodził ranek, a całonocne tańce i ilość wypitego alkoholu dały mi w kość wystarczająco mocno, bym wydała z siebie gardłowy jęk, gdy tylko stanęłam na bosych stopach. Wyczułam na sobie badawczy wzrok Rica, jednak starałam się nie zwracać na to zbytniej uwagi. Zdradzało mnie jednak własne ciało. Podbrzusze wydawało się kurczyć, przez co zacisnęłam uda, ciesząc się, że zakrywa je materiał sukni.
Powoli weszłam do jasnoszarego salonu, w którym stała długa kanapa w kształcie litery „L”, a obok niej mały stolik. Na marmurowej, białej podłodze leżał miękki dywan. Naprzeciw kanapy, na ścianie wisiał duży telewizor, a wokół niego szafki ze zdjęciami. W rogu pod dużym oknem dostrzegłam ciężarki, którymi zapewne podczas nudy ćwiczył Rico. Wiedziona ciekawością ruszyłam powolnym krokiem w kierunku ramek ze zdjęciami i chwyciłam jedną z nich, zauważając, że Rico ruszył w stronę barku z alkoholem. Zdjęcie przedstawiało mnie na jachcie, tuż po naszych zaręczynach. Doskonale pamiętam moment, w którym zostało zrobione. Moje ciało było rozluźnione, długie nogi skrzyżowane w kostkach, a skóra wciąż nosiła ślady wody. Alessia uchwyciła dobry moment, mimo to byłam zaskoczona, widząc zdjęcie tutaj.
Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Droga Czytelniczko,
serdecznie zapraszamy Cię do polubienia naszego profilu WydawnictwoAMARE. Dzięki temu jako pierwsza dowiesz się o naszych nowościach wydawniczych, przeczytasz i posłuchasz fragmentów powieści, a także będziesz miała okazję wziąć udział w konkursach i promocjach.
Przyłącz się i buduj z nami społeczność, która uwielbia literaturę pełną emocji!
Złączeni krwią
ISBN: 978-83-8313-511-3
© Karolina Jurga i Wydawnictwo Amare 2023
Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, reprodukcja lub odczyt jakiegokolwiek fragmentu tej książki w środkach masowego przekazu wymaga pisemnej zgody Wydawnictwa Amare.
REDAKCJA: Marta Grochowska
KOREKTA: Magdalena Brzezowska-Borcz
OKŁADKA: Katarzyna Pieczykolan
Wydawnictwo Amare należy do grupy wydawniczej Zaczytani.
Grupa Zaczytani sp. z o.o.
ul. Świętojańska 9/4, 81-368 Gdynia
tel.: 58 716 78 59, e-mail: [email protected]
http://wydawnictwo-amare.pl
Publikacja dostępna jest na stronie zaczytani.pl.
Na zlecenie Woblink
woblink.com
plik przygotowała Katarzyna Błaszczyk