Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Sky Blackford przeżyła w dzieciństwie piekło. Więc kiedy na świat przyszła jej córka, kobieta obiecała sobie, że zapewni jej bezpieczeństwo bez względu na cenę. Nawet jeśli w tym celu będzie musiała zdradzić miłość swojego życia. Niestety nawet to nie wystarczyło.
Kiedy dziewczynka została porwana, kobieta postanowiła ukryć się w niewielkim miasteczku w Karolinie Północnej, czekając, aż były narzeczony ją znajdzie. Angelo Vitiello, capo chicagowskiej mafii, jest jej jedyną szansą na odzyskanie córki, która wciąż znajduje się w rękach porywaczy. Jednak mężczyzna jej nienawidzi i Sky nie wie, czy w ogóle wysłucha jej argumentów.
Angelo żyje tylko pragnieniem zemsty i zrobi wszystko, aby jego narzeczona zapłaciła za zdradę, której się dopuściła. Nigdy już nie pozwoli Sky na zbliżenie się do siebie.
Książka zawiera treści nieodpowiednie dla osób poniżej osiemnastego roku życia. Opis pochodzi od Wydawcy.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 615
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Copyright © 2023
Lilianna Kos
Wydawnictwo NieZwykłe
All rights reserved
Wszelkie prawa zastrzeżone
Redakcja:
Angelika Oleszczuk
Korekta:
Monika Nowowiejska
Karolina Piekarska
Maria Klimek
Redakcja techniczna:
Paulina Romanek
Projekt okładki:
Paulina Klimek
Autor ilustracji:
Marta Michniewicz
www.wydawnictwoniezwykle.pl
Numer ISBN: 978-83-8320-988-3
Sky
Zrywam się z łóżka, próbując złapać oddech. W kącikach oczu czuję łzy, które po chwili zaczynają spływać po policzkach. Moje ciało jest zlane potem. Przeczesuję drżącymi palcami włosy, odgarniając je z czoła. Biorę poduszkę, przyciskam ją do twarzy, a z moich ust wydobywa się pełen rozpaczy wrzask. Poduszka tłumi dźwięk, ale nie ucisza głosów w mojej głowie.
Po wydarzeniach, jakie miały miejsce niecały rok temu, każdej nocy miewam ten sam koszmar. Pocięta, zgwałcona i bezbronna, patrzę, jak zabierają moją córkę, po czym każą mi opuścić Chicago. Mój rodzinny dom. Zarówno moje piekło, jak i azyl. To właśnie tam przeżyłam dzieciństwo pod okiem okrutnego ojca, który, odkąd skończyłam dwanaście lat, gwałcił mnie codziennie i pozwalał na to również innym. Tam też poznałam miłość swojego życia – Angelo, bezlitosnego capo.
Nie mając wyboru, uciekłam i zostawiłam za sobą wszystko, co do tej pory znałam. Nie zwróciłam się o pomoc do najniebezpieczniejszego mężczyzny na Wschodnim Wybrzeżu z jednego powodu: nasza miłość była kłamstwem. Kiedy ja cierpiałam podczas tortur, on zabawiał się ze swoją byłą, a na koniec powiedział, że byłam dla niego jedynie kolejną zabawką. Wciąż pamiętam ból serca, o wiele gorszy niż wszystko, czego dopuścili się porywacze. Przez trzy lata pozwalałam, by Angelo mamił mnie obietnicami wspólnej przyszłości. Każde słowo, pocałunek, dotyk były kłamstwem.
Angelo był pierwszym mężczyzną, któremu zaufałam. Poza jednym razem nigdy go nie oszukałam. Właściwie nawet wtedy tego nie zrobiłam. Zataiłam tylko prawdę, aby chronić osobę najbliższą mojemu sercu. Moją córkę.
Przedstawiłam ją jako swoją siostrę.
Do dzisiaj nie wiem dlaczego. Jestem pewna jedynie tego, że zawsze zależało mi wyłącznie na jej bezpieczeństwie. Nie chciałam pozwolić, by przechodziła piekło, jakiego ja zaznałam w dzieciństwie. Pragnęłam dla niej wolności, której mi nie dano zakosztować. Nie miałam wielu przyjaciół. Jedyną bliską mi osobą była moja przyjaciółka Violetta. To dzięki niej wydostałam się z miasta. Dała mi pieniądze, ubrania oraz samochód. Jak przez mgłę pamiętam nasze pożegnanie. Mnóstwo łez i niespełnionych obietnic. Minął niemal rok, odkąd ostatni raz z nią rozmawiałam. Cholernie boli mnie myśl, że podobnie jak córkę, straciłam też ją.
Przez wszystko, co się stało, byłam zmuszona ukryć się w Wilmington, w Karolinie Północnej. Za każdym razem, gdy wychodzę z domu, oglądam się za siebie, obawiając, że spotkam byłego narzeczonego. W czasie tortur zdradziłam lokalizację magazynu, w którym produkowano narkotyki. Byłam pewna, że nic z tą informacją nie zrobią, skoro nie chodziło im o zemstę na Angelo. Jak bardzo się myliłam. Niecały tydzień później w telewizji pokazano, że w porachunkach mafijnych zginęło pięć osób. Jedną ze zmarłych miałam okazję poznać. Była to chemiczka odpowiedzialna za tworzenie nowych receptur.
Zdrady się nie wybacza, nawet jeśli jej powodem jest ochrona dziecka. Ktoś taki jak Angelo Vitiello w zamian funduje długą i bolesną śmierć każdemu bez wyjątku – również osobie, którą ponoć kochał. Zanim usłyszałam na nagraniu okrutne słowa padające z jego ust, byłam gotowa z nim porozmawiać, wyjaśnić. Jednak po tym, gdy dowiedziałam się, że byłam dla niego nikim, uciekłam. Choć zdawałam sobie sprawę, że prędzej czy później mnie dopadnie.
***
Przechadzam się promenadą, obserwując innych spacerowiczów. To moje ulubione miejsce w tym mieście. Tutaj, wśród setek turystów, czuję się bezpiecznie. Nawet mój były nie porwałby mnie z miejsca pełnego ludzi.
Słońce mocno grzeje, opalając moje blade ramiona. Mam na sobie szarą koszulkę na ramiączkach oraz jeansowe szorty. Rzadko pozwalam sobie na taki strój. Z reguły wkładam długie spodnie i bluzkę, zakrywając tym samym blizny na ciele. Wstydzę się ich. Nie lubię, kiedy ludzie o nie pytają. Wtedy wspomnienia wracają, każąc mi na nowo przeżywać mój koszmar. Wystarczy mi, że oglądam go każdej nocy. Nie potrzebuję robić tego jeszcze w ciągu dnia.
Gdy ledwo żywa dotarłam do Wilmington, byłam pewna, że będzie to tylko jeden z przystanków do miejsca docelowego. Los jednak zdecydował inaczej. W środku nocy, na pustej drodze moje auto odmówiło posłuszeństwa. Miałam szczęście, że akurat przejeżdżała tamtędy dziewczyna, która mi pomogła. Nigdy nie zapomnę wyrazu jej twarzy, kiedy zobaczyła mnie pobitą i półprzytomną. Przez całą podróż do jej domu wydzierała się na mnie, że w tym stanie mogłam spowodować wypadek. Chciała zabrać mnie do szpitala, lecz odmówiłam. Wiedziałam, że właśnie szpitale Angelo sprawdzi w pierwszej kolejności. Nie mogłam ryzykować.
Od tamtego czasu jesteśmy przyjaciółkami. Nasza przyjaźń zaczęła się w dość nietypowy sposób, ale może właśnie dzięki temu jesteśmy sobie tak bliskie. Clara zna moją historię.
Zawsze, kiedy znajduję się na promenadzie, zahaczam o budkę z lodami. Tak też robię tym razem.
– Cześć, Mia! – Valerie pochyla się i cmoka mój policzek. Zwraca się do mnie fałszywym imieniem, pod którym się ukrywam. – To co zawsze?
– Tak.
Bywam tu tak często, że każdy z obsługi mnie kojarzy. Valerie to urocza i zawsze uśmiechnięta dziewczyna. Marzy o pójściu na studia, ale przez problemy rodzinne musiała zostać w Wilmington. Pracuje jako opiekunka do dzieci, a w weekendy dorabia sobie w budce. Podziwiam ją, że mimo przeszkód i trudności patrzy na świat z optymizmem. Miesiąc temu zerwała z chłopakiem, który zdradzał ją z jej przyjaciółką. Nawet to jej nie załamało. Gdy zapytałam, jak się czuje, odpowiedziała: „Nie był tym jedynym”, po czym ponownie się uśmiechnęła. Chciałabym móc być bardziej jak ona. Tymczasem moje problemy przerażają mnie do tego stopnia, że raz nawet próbowałam popełnić samobójstwo.
W ostatnie urodziny mojej córki Lily, ponad sześć miesięcy temu, zapłakana i samotna, podcięłam sobie żyły. Clara mnie uratowała. Zawiozła do szpitala, a potem przez cały tydzień siedziała tam ze mną i wspierała, kiedy ponownie zapisałam się na terapię. Co wtorek zawozi mnie na nią, a później z niej odbiera. Nigdy nie będę w stanie się jej odwdzięczyć za wszystko, co dla mnie zrobiła.
Valerie podaje mi lody o smaku truskawkowym i zaczyna wypytywać, jak mija mi dzień. Odpowiadam zdawkowo, nie chcąc urazić dziewczyny. Nie lubię mówić o sobie. Najczęściej słucham, co inni mają do powiedzenia. Bycie w centrum uwagi budzi we mnie negatywne uczucia i stres.
Naszą rozmowę przerywa dzwonek telefonu.
– Przepraszam, muszę odebrać. – Wskazuję urządzenie.
– Nie ma sprawy. – Macha do mnie, uśmiechnięta. – To do zobaczenia.
– Pa – mamroczę i odbieram połączenie.
– Gdzie jesteś? – rzuca przyjaciółka bez powitania.
Przewracam oczami.
– Tobie też dzień dobry – burczę, wyrzucając pusty pojemniczek po lodach do kosza.
Choć mieszkamy razem, dosyć rzadko się widujemy. Pracujemy w tym samym miejscu, ale najczęściej mamy osobne zmiany. Clara, jako właścicielka, poza wypiekami zajmuje się milionem innych spraw. Parę miesięcy temu nasza poprzednia szefowa, Marie, postanowiła odejść na emeryturę. Przyjaciółka, która zawsze marzyła o własnej kawiarence, odkupiła od niej lokal i zatrudniła mnie jako menadżerkę. Razem z nami pracują dwie studentki, jednak trzeba ich pilnować, bo są strasznie leniwe. Kilkukrotnie proponowałam Clarze, że je zwolnię, skoro ona ma zbyt miękkie serce, by to zrobić, ale odmówiła.
– Gdzie jesteś? – powtarza.
Marszczę czoło, próbując sobie przypomnieć, czy byłyśmy umówione. Nic takiego nie pamiętam.
– Na promenadzie. Co jest?
– Co? Miałaś być w pracy o czternastej.
– Mam dzisiaj wolne – zauważam. – Susan dzisiaj jest.
– Susan jest chora. Mówiłam ci o tym wczoraj wieczorem.
– Nie, nie mówiłaś.
Po drugiej stronie na moment zapada cisza.
– No to miałam zamiar. – Niemal widzę, jak przewraca oczami. – Za ile tu będziesz?
Wzdycham ciężko i zerkam na zegarek na nadgarstku. Jest czternasta piętnaście, dojazd do pracy zajmie mi około dwudziestu minut.
– Będę za pół godziny – rzucam i rozłączam się.
***
Czterdzieści pięć minut później wchodzę do Enemies To Lovers i natychmiast kieruję się za ladę. W kawiarence panuje istny burdel. Na stołach walają się brudne naczynia, a w kolejce do kasy czeka parę osób. Chociaż Clara uwija się najszybciej, jak może, od razu widać, że nie daje rady.
– Zaraz ci pomogę, tylko umyję ręce – rzucam w ramach powitania.
– Jesteś najlepsza! – woła, odwracając się w stronę kolejnego klienta.
Przechodzę na zaplecze, gdzie zostawiam torbę i szybko myję ręce. Wracam na salę, a potem zaczynam ogarniać bałagan. Zanoszę brudne naczynia na zmywak, wycieram stoły oraz pomagam przyjaciółce w robieniu kawy i wydawaniu ciast.
Nasza kawiarenka znajduje się niedaleko uniwersytetu, więc w godzinach popołudniowych ruch jest naprawdę spory. Zwłaszcza że ETL to idealne miejsce dla fanów książek. Lokal przypomina bibliotekę. Wzdłuż ścian ustawione są regały wypchane powieściami z każdego gatunku – od romansów po fantastykę. Przy oknach są stoliki z wygodnymi fotelami, idealne do siedzenia i czytania. Kawiarenka utrzymana jest w stonowanych barwach: beżu i bieli. Jest tu jasno, przyjemnie oraz cicho. Większość naszych klientów spędza tutaj wolny czas pomiędzy zajęciami.
– Clara, przynieś mi mleko migdałowe, proszę.
– Za chwilę.
Wzdycham ciężko i robię kolejne latte. Od dwóch godzin ruch nie maleje. Wręcz przeciwnie: pojawia się coraz więcej ludzi. Odkąd przyjaciółka rozwiesiła na kampusie ulotki informujące o dwudziestoprocentowej zniżce dla studentów, codziennie wpadają do nas całe tłumy.
Ocieram pot z czoła. Ubranie lepi się do mojego ciała, nieprzyjemnie drapiąc. Klimatyzacja w lokalu nie wyrabia przy takiej liczbie osób w środku. Kolejka sięga już na zewnątrz, a ciepłe powietrze wpadające do środka nie pomaga.
– Proszę. – Clara stawia mleko na blacie.
– Dziękuję.
Gdyby ktoś kiedyś powiedział mi, że będę pracowała w kawiarni, wyśmiałabym go. Córka milionera, narzeczona capo robi kawę. Czy to nie zabawne, jak czasami nasze życie się zmienia? Jeszcze rok temu wybierałam suknię ślubną, a teraz pomagam przyjaciółce w prowadzeniu lokalu. I dobrze mi z tym. Cieszyłabym się, gdyby właśnie tak już zawsze wyglądało moje życie. Na razie brakuje w nim tylko mojej córeczki.
Wiele dziewczyn marzy o księciu na białym koniu, zamku i bogactwie. Miałam to wszystko i straciłam. Nie tęsknię za byciem non stop obserwowaną przez ochroniarzy ani za zazdrosnymi spojrzeniami innych kobiet. Z pieniędzmi przychodzi władza, a z władzą – odpowiedzialność. Nigdy nie pragnęłam żadnej z tych rzeczy. Chciałam bezpieczeństwa oraz wolności. Chciałam móc spędzać każdą chwilę z córką i patrzeć, jak dorasta. Chciałam być szczęśliwa.
I przez trzy lata byłam. A później zostało mi to odebrane.
Odpędzam wspomnienia zalewające mój umysł i podaję cappuccino niskiej brunetce w okularach.
– Co tak długo? – burczy, odbierając napój. – Ile można robić głupią kawę?
Zaciskam zęby, by jej nie odwarknąć. Nie potrzebujemy złej reklamy.
– Na zdrowie – mówię tylko.
Z powrotem skupiam się na ekspresie. Kolejne zamówienia napływają, zapach kawy roznosi się w powietrzu. Moje skronie zaczynają pulsować tępym bólem, a nogi drżeć od ciągłego stania. Burczy mi w brzuchu, bo zjadłam dzisiaj jedynie naleśniki i lody.
– Masz. – Clara podaje mi bagietkę z kurczakiem, warzywami i sosem czosnkowym. – Zjedz coś, zastąpię cię.
Gdy rozglądam się po lokalu, dostrzegam, że kolejka zniknęła. Zerkam na zegarek i zauważam, że jest już po osiemnastej.
– Poradzisz sobie? – upewniam się.
– Tak, leć.
Posyłam jej uśmiech, szybko przygotowuję dla siebie kawę, następnie idę na zaplecze. Siadam przy stoliku i odpakowuję kanapkę. Wzdycham z rozkoszy przy pierwszym gryzie. Clara jest cholernie utalentowaną cukierniczką, lecz jej kanapki to istne arcydzieła.
W ciągu pięciu minut pochłaniam połowę. Zaraz będzie bolał mnie brzuch przez zbytni pośpiech, ale nie przejmuję się tym. To jest zbyt dobre.
Upijam łyk kawy i mruczę cicho. Nie ma niczego lepszego niż dobrze zaparzona, ciepła kawa.
Wyjmuję telefon z kieszeni spodni i zaczynam przeglądać wiadomości. Często tak robię. Muszę być na bieżąco, aby mieć pewność, że mój były mnie nie znalazł.
W głębi serca pragnę, by wreszcie to się stało. Angelo jest moją jedyną szansą na odzyskanie Lily. Niemniej cholernie się boję naszego spotkania. Nie wiem, co się wydarzyło w ciągu ostatniego roku. Zapewne mnie nienawidzi. Nie żałuję jednak zdradzenia tamtej informacji. Wtedy wydawało mi się to słuszną decyzją. Byłam pewna, że po tym porywacze mnie wypuszczą, a Angelo da mi szansę wytłumaczenia się. Skąd miałam wiedzieć, że nie o to im chodziło? Przez ostatni rok wielokrotnie myślałam o tym, co było powodem całego tego porwania. I wciąż nie znalazłam odpowiedzi. Poza moją wymuszoną ucieczką porywacze nic nie zyskali. Zniszczenie jednego magazynu to niewielka strata dla rodziny Vitiello, która od wielu lat sprawuje władzę w Chicago. Ich nazwisko jest znane na całym Wschodnim Wybrzeżu. To najpotężniejsza rodzina mafijna w Stanach Zjednoczonych.
A ja nie jestem już jej częścią.
– Skończyłaś? – Głos Clary wyrywa mnie z zamyślenia. – Muszę iść do toalety, a kilka osób czeka w kolejce.
– Już idę – odpieram.
Zgniatam folię i wyrzucam ją do stojącego obok kosza na śmieci. Dopijam kawę, wkładam kubek do zmywarki, po czym wracam na salę.
Zmuszam się do uśmiechu i podchodzę do kasy.
– Dzień dobry. Co dla pani? – Spoglądam na młodą, ładną blondynkę.
– Karmelowe frappuccino na mleku owsianym bez bitej śmietany – odpowiada oschle z nosem w telefonie.
– Mrożoną kawę, tak? – upewniam się, bo nie mamy w menu frappuccino.
– Nie. – Wreszcie na mnie patrzy. – Frappuccino. Naprawdę tak trudno zrozumieć to słowo? F R A P P U C C I N O.
Dwie dziewczyny za plecami blondynki zaczynają chichotać.
– Nie mamy frappuccino – mówię, czując, jak moja twarz robi się czerwona. – Mamy kawę mrożoną.
Dziewczyna wzdycha z irytacją.
– Nie potrafisz zrobić tak prostej rzeczy? – prycha. Chichoty zmieniają się w głośniejszy śmiech. – Włóż wszystkie składniki do blendera i będziesz miała frappuccino. Czy może sama mam sobie je zrobić, skoro dla ciebie to zbyt trudne?
– Nie mamy blendera – warczę. Właśnie dlatego nigdy nie staję za kasą. Nienawidzę użerać się z rozpuszczonymi dzieciakami. – Jeśli chcesz F R A P P U C C I N O, idź do Starbucksa.
Blondynka sapie oburzona i odrzuca włosy na plecy.
– Czy ty wiesz, kim jestem?
Pocieram palcami skronie. Coraz więcej osób zaczyna komentować tę sytuację i narzekać.
– Nie. I wiesz co? – Dziewczyna unosi idealnie wyregulowaną brew, a ja dodaję: – Gówno mnie to obchodzi. Zamawiasz czy nie? Nie mam całego dnia. Poza tobą są też inni klienci, więc jeśli nie zamierzasz niczego zamówić, to żegnam.
Kilka osób wybucha śmiechem, natomiast blondynka czerwienieje na twarzy.
– Nigdy tu nie wrócę! – Odwraca się na pięcie i kieruje do wyjścia, a jej koleżanki podążają za nią.
Oddycham parę razy głęboko, by uspokoić szaleńcze bicie serca. Nienawidzę takich sytuacji i ludzi, którzy uważają, że pieniądze dają im prawo do traktowania innych z góry.
– Nie przejmuj się nią – odzywa się wysoki, przystojny brunet. – Alyssa już tak ma. Traktuje wszystkich jak gorszych od siebie tylko dlatego, że jej ojciec jest politykiem. Może ta sytuacja sprawi, że przestanie się tak panoszyć.
– Adrien ma rację – wtrąca szatynka o niesamowitych, niebieskich oczach. Wydają się jeszcze większe, gdy poprawia okulary. – Alyssa to snobka i dobrze, że ktoś wreszcie pokazał jej, gdzie jej miejsce. Powinnaś być z siebie dumna. Informacja o tej sytuacji rozniesie się po uniwersytecie i każdy, kto jej nie lubi, przyjdzie do was. A większość osób jej nienawidzi.
Krzywię się. Nie chcę, by ludzie zaczęli o mnie plotkować. Nie lubię być w centrum uwagi.
– Co dla was?
***
– Żałuję, że tego nie widziałam – stwierdza Clara, ocierając łzy z kącików oczu. Przez dobre piętnaście minut śmiała się z tej sytuacji. – Alyssa to straszna suka. Nawet nie wiesz, ile razy chciałam jej coś powiedzieć.
– Cieszę się, że cię rozbawiłam – burczę, układając krzesła na stolikach. – Nigdy więcej nie każ mi stawać na kasie. Te dzieciaki doprowadzają mnie do szału.
Chociaż Clara stoi do mnie tyłem, jestem niemal pewna, że właśnie przewróciła oczami.
– Przesadzasz. Nie wszyscy są tacy źli.
Prycham pod nosem.
– W takim razie miałam szczęście – parskam.
– No.
Kończymy sprzątanie, a potem zamykamy ETL. Podchodzimy do samochodu Clary i jedziemy na zakupy. Nie rozmawiamy za wiele, ponieważ obie jesteśmy pogrążone we własnych myślach. Opieram czoło o szybę i obserwuję ludzi wracających z pracy.
Niedługo później docieramy na miejsce, wysiadamy z auta i wchodzimy do supermarketu. Po lewej znajdują się półki z alkoholami.
– Wino? – pyta przyjaciółka, wkładając do koszyka ser. – Ostatnie wypiłyśmy wczoraj.
– Tak – odpowiadam. Przeszukuję półki w poszukiwaniu naszego ulubionego trunku. Nie jest to najlepsze wino, jakie piłam, ale ma procenty, więc nie zamierzam narzekać. W końcu je znajduję i wkładam do koszyka. – Potrzebujemy czegoś jeszcze?
Przyjaciółka zerka do środka.
– Jakichś owoców i warzyw.
Podchodzimy do stoiska. Rozglądam się po sklepie, gdy Clara zajęta jest porównywaniem cen jabłek. Naprzeciwko znajduje się półka ze słodyczami. Stoi przy niej dziewczynka w wieku około pięciu lat. Ma długie blond włosy i ubrana jest w różową sukienkę.
Patrzę na nią jak jakiś stalker. Choć nie widzę jej twarzy, przez krótką chwilę wyobrażam sobie, że to Lily. Dziewczynka staje na palcach, by sięgnąć po batonika, ale jest za mała. Nie zastanawiając się wiele, podchodzę do niej.
– Podać ci coś, skarbie? – pytam.
Odwraca się do mnie z niepewnym uśmiechem.
Coś ściska mnie w sercu na ten widok.
– Batonika Reese’s – odpowiada cicho. Ściągam go z półki i podaję jej. Tym razem uśmiech dziewczynki jest szerszy. – Dziękuję.
– Bardzo proszę, kochanie.
Woła ją mama, a ja obserwuję, jak dziewczynka podchodzi do niej i pokazuje jej batonika. Kobieta marszczy brwi i spogląda na mnie. Na jej twarzy pojawia się niewielki uśmiech. Gdy znikają za rogiem, jeszcze przez chwilę patrzę w miejsce, gdzie stały.
– Sky? – Cichy głos przyjaciółki wyrywa mnie z zamyślenia. – Wszystko w porządku?
Odwracam się do niej i kiwam głową.
– Tak. Po prostu się zapatrzyłam. – Jej mina jasno wskazuje, że mi nie wierzy, ale nie komentuje moich słów. Postanawiam zmienić temat, bo nie chcę, by wiedziała, że widok tej dziewczynki tak bardzo namieszał mi w głowie. – Masz wszystko?
– Tak – odpowiada.
Przez ułamek sekundy byłam pewna, że widzę Lily. Nawet jeśli to nie mogła być prawda, w moim sercu narodziła się nadzieja. Szybko otrząsnęłam się z tego wrażenia, kiedy dziecko ukazało mi swoją twarz. Sukienka, w którą mała była ubrana, wyglądała niemal identycznie jak ta, którą kupiłam córce na czwarte urodziny. Wiem, że Lily tu nie ma – jest w Chicago – jednak czasami tak bardzo za nią tęsknię, że odnoszę wrażenie, iż słyszę jej głos. Wyobraźnia płata mi figle. Nie wiem, ile jeszcze wytrzymam, nim do końca oszaleję z tęsknoty.
Podchodzimy do kasy. Wyjmuję rzeczy z koszyka na taśmę, mimowolnie rozglądając się za dziewczynką, ale jej już nie ma. Choć nie była to moja córka, czuję zalewający mnie smutek, jakbym kolejny raz coś utraciła.
Bez słowa wychodzę ze sklepu, po czym wyciągam papierosa. Spotkanie z tym dzieckiem kompletnie rozstroiło mi nerwy. Zapalam i spoglądam w górę. Czarne chmury zbierają się na niebie, zwiastując deszcz. Mocniej otulam się czarną bluzą, gdy czuję zimny podmuch wiatru.
– Chcesz o tym pogadać? – pyta zatroskana przyjaciółka, stając obok mnie.
W rękach trzyma siatki z zakupami. Biorę od niej część, nie odpowiadając. Kończę palić i wyrzucam niedopałek do pobliskiego kosza.
Posyłam jej pełne wdzięczności spojrzenie. Clara wie, jak cholernie trudna jest dla mnie niewiedza o miejscu pobytu mojej córki. Dużo prościej byłoby mi żyć ze świadomością, że Lily jest bezpieczna, cała i zdrowa. A tak codziennie snuję domysły, kto ją przetrzymuje i gdzie konkretnie. Nie dopuszczam do siebie myśli, że nie żyje. Bo tylko nadzieja, że znowu ją zobaczę, daje mi siłę, by każdego dnia czekać, aż mój były mnie znajdzie. Nie obchodzi mnie, co się ze mną stanie, tak długo, jak Lily będzie bezpieczna.
Podchodzimy do samochodu. Wsiadamy do środka zaraz po włożeniu siatek z zakupami do bagażnika.
– Wiesz, że zawsze możesz powiedzieć mi, co cię trapi, prawda? – pyta cicho Clara. Ściska moją dłoń leżącą na kolanie. – Zrobię wszystko, co w mojej mocy, by ci pomóc.
– Wiem – szepczę, czując powstającą gulę w gardle. – Wiem.
Spogląda na mnie jeszcze przez chwilę, następnie odpala silnik i wyjeżdża z parkingu.
Drogę do domu pokonujemy w ciszy. Czuję się paskudnie z tym, że przyjaciółka się o mnie martwi. Odkąd ją poznałam, robi wszystko, aby mi pomóc. Gdyby nie ona, nie byłoby mnie tutaj. Pomijając już fakt, że uratowała mi życie, kiedy próbowałam się zabić, Clara jest przy mnie każdego dnia i daje mi nadzieję, gdy ją tracę. Czasem myślę jedynie o zakończeniu tego wszystkiego. Właśnie wtedy jest przy mnie przyjaciółka, która na to nie pozwala.
Narodziny Lily mnie odmieniły. Zanim moja córka pojawiła się na świecie, wiedziałam, że przyjdzie taki dzień, gdy postanowię się zabić, bo nie wytrzymam tego wszystkiego, co oferowało moje żałosne życie. Nawet wsadzenie ojca do więzienia niewiele mi dało. Wciąż czułam jego oddech na plecach, choć zdawałam sobie sprawę, że nie może mnie już więcej skrzywdzić. Początkowo nie planowałam zatrzymać córki. Zamierzałam ją oddać, bo wiedziałam, że nie będę w stanie zapewnić jej życia, na jakie zasługuje. Kochałam ją zbyt mocno, by jej to odebrać. Zmieniło się to w momencie, w którym pierwszy raz wzięłam ją na ręce. Jeśli myślałam, że usłyszenie bicia jej serca podczas badania USG było najwspanialszą rzeczą, jaka mnie spotkała, myliłam się. Uczucie, którego doświadczyłam, gdy jej ciałko znalazło się w moich ramionach, było najbardziej niesamowitą chwilą w moim życiu i wtedy już wiedziałam. Wiedziałam, że nie oddam córki, tylko wychowam ją i zapewnię jej bezpieczeństwo, nawet jeśli będzie to ostatnia rzecz, jaką zrobię.
I właśnie dlatego tak cholernie siebie nienawidzę. Bo mogłam dać jej wszystko. Byli ludzie, którzy pragnęli ją zaadoptować, a ja zachowałam się na tyle samolubnie, że odebrałam jej tę możliwość. Wybrałam własne szczęście, nie licząc się z tym, że w końcu moja popaprana przeszłość do mnie wróci.
Pierwszy raz Lily została porwana niedługo po swoich pierwszych urodzinach. Nie wiedziałam, że mój ojciec wyszedł z więzienia, i opuściłam gardę. Przyszło mi za to zapłacić. Wówczas to właśnie Angelo mnie uratował. Nie zapomniał o mnie, choć ja już dawno wyrzuciłam go z pamięci, a przynajmniej tak sobie wmawiałam. Przybył mi na ratunek niczym książę na białym koniu, po czym obiecał bezpieczeństwo i miłość. A ja jak głupia mu uwierzyłam, ponieważ tak cholernie pragnęłam tych dwóch rzeczy. Przez trzy lata moje życie było wszystkim, o czym tylko mogłam zamarzyć. Miałam pieniądze, status oraz miłość najbardziej pożądanego kawalera w Chicago. A zarazem najniebezpieczniejszego. Wiedziałam, na co się piszę, i zgodziłam się na to, bo tak bardzo byłam zakochana. Nie zauważyłam oczywistych znaków, takich jak ten, że jego była narzeczona cały czas pojawiała się w naszym domu i próbowała zmusić go do powrotu. Pozwalałam na to, ponieważ byłam tak w niego zapatrzona i wierzyłam mu, gdy mówił, że ich związek to przeszłość, a on nic do niej nie czuje. Kochał mnie, a przynajmniej tak powtarzał.
Otrząsam się ze wspomnień, kiedy podjeżdżamy pod dom. Wysiadam z samochodu i zabieram część zakupów. Czuję na sobie spojrzenie zmartwionej przyjaciółki, ale nie odwracam się, tylko ruszam do budynku. Kluczem otwieram drzwi, a potem wchodzę do środka. Stawiam reklamówki na blacie w kuchni, następnie zaczynam wyjmować z nich produkty. Clara dołącza do mnie w ciszy.
– Wina? – odzywa się po kilku minutach.
– Nie wiem, czy jedna butelka nam wystarczy – przyznaję z nikłym uśmiechem.
Nie chcę, by się o mnie martwiła. To nie jej wina, że jestem tak popieprzona.
– To pewnie dobrze, że wróciłam po drugą butelkę – mówi ze śmiechem.
Chichoczę, rozluźniając się delikatnie.
Nalewa nam alkoholu, a resztę chowa do lodówki. Podaje mi jeden z kieliszków i stukamy się szkłem.
– Za lepsze jutro – stwierdza. Uwielbia przy byle okazji wznosić toasty. – Za mniej zmartwień, a więcej pieniędzy i gorących facetów.
Wybucham śmiechem. Kiedy napięcie opada z moich ramion, mam wrażenie, jakby ktoś zdjął mi z nich ogromny ciężar. Tylko przyjaciółka potrafi w jednej sekundzie poprawić mi humor.
– Za marzenia – dodaję i upijam łyk wina. – Za lepsze dni.
– Za nadzieję. – Posyła mi uśmiech.
Odwzajemniam gest.
Czasami zastanawiam się, czym zasłużyłam sobie na jej przyjaźń. Clara jest najlepszym, co mnie spotkało, i jestem cholernie wdzięczna, że ją mam.
Sky
Budzę się w środku nocy zlana potem. Ocieram dłonią czoło i szukam po omacku telefonu. Jest dopiero czwarta piętnaście. Wzdycham ciężko, wiedząc, że nie dam rady już zasnąć. Czasami jedynym sposobem, by udało mi się przespać całą noc, jest wzięcie tabletek nasennych. Robię to tylko wtedy, gdy jestem tak zmęczona, że ledwo funkcjonuję.
Wstaję z łóżka i podchodzę do szafy, z której biorę bluzę.
Muszę zapalić.
Niewiele myśląc, schodzę na parter, a potem wychodzę na werandę. Dom Clary znajduje się przy plaży, blisko morza.
Ciemność otacza mnie z każdej strony, kiedy siadam na huśtawce i odpalam papierosa.
Odchylam głowę do tyłu i patrzę na gwiazdy. Uspokajają mnie.
W domu, w którym mieszkałam razem z ojcem, nieraz wychodziłam na dach, by je oglądać. Była to moja jedyna rozrywka. Do szkoły chodziłam tylko do piętnastego roku życia. Mój ojciec zbyt często bił mnie do nieprzytomności, przez co lądowałam w szpitalu. Tak wiele nieobecności zaczęło być podejrzane, stąd decyzja o nauczaniu domowym, którego tak naprawdę nie miałam. Raz na tydzień przychodziła do nas Paola – miała mnie uczyć, jednak większość czasu spędzała w biurze ojca. Uczyłam się więc sama, ale szło mi opornie. Niełatwo przyswajać nowe rzeczy, kiedy ma się wstrząśnienie mózgu, złamany nadgarstek czy obite żebra.
Zanim ojciec odebrał mi niewinność, chodziłam na balet. Taniec pozwalał mi wyzwolić kłębiące się we mnie uczucia. Jako dziecko nie rozumiałam, dlaczego rodzice się mną nie interesują. Matka była skupiona na sobie. Wydawała zarobione przez ojca pieniądze, kompletnie o mnie zapominając. William Blackford był znanym przedsiębiorcą i filantropem, więc nikt nie mówił o nim źle. Wręcz przeciwnie: był uważany za doskonały przykład idealnego obywatela. I trwało to do czasu publikacji artykułu w jednej z gazet, z którą się skontaktowałam, żeby ujawnić wszystkie brudy ojca. Wiedziałam, że tylko w ten sposób zapewnię bezpieczeństwo swojej córce do czasu jej narodzin.
Czasami się zastanawiam, dlaczego rodzice zdecydowali się na dziecko. Nie kochali mnie, nigdy nie okazywali mi cieplejszych uczuć. Nie pojawiałam się na imprezach charytatywnych ani innych przyjęciach. Nie wiem nawet, czy ludzie byli świadomi, że moi rodzice mają córkę.
Zapalam kolejnego papierosa, gdy napięcie wciąż nie opuszcza mojego ciała. Biorę do ręki telefon i niewiele myśląc, wpisuję w wyszukiwarkę: „Angelo Vitiello”. Od razu pojawiają się setki wyników. Klikam pierwszy z nich i po chwili widzę swojego byłego z ładną brunetką. Stoją przed jakimś klubem, on obejmuje ją w talii, a ona wtula się w niego.
Na ten widok czuję ucisk w sercu.
Na kolejnym zdjęciu wsadza ją do samochodu. Obok nich dostrzegam jego brata, Ivo. Na jego twarzy widać zniesmaczenie, co jest o tyle dziwne, że Ivo lubuje się w jednorazowych numerkach.
Odkładam telefon, czując, jak robi mi się niedobrze.
Raz na jakiś czas katuję się tymi zdjęciami, jakby miały mi pomóc się z niego wyleczyć. Prawda jest jednak taka, że nadal go kocham. Pomimo wszystkiego, co zrobił, nie potrafię przestać. Moje serce jest rozdarte, bo z jednej strony nienawidzę go za to, że przez ten cały czas mnie okłamywał, a z drugiej niełatwo mi zapomnieć o tym, co razem przeżyliśmy.
Wielokrotnie próbowałam go zrozumieć, usprawiedliwiałam go, bo nie chciałam wierzyć, że to wszystko było tylko grą. Po co miałby udawać przez trzy lata, że jest we mnie zakochany, skoro nikt tego nie popierał? Często z tego powodu kłócił się ze swoim ojcem, który – łagodnie mówiąc – mnie nienawidził. Wiążąc się ze mną, Angelo musiał zerwać zaręczyny z Jasmine, co jedynie przysporzyło mu problemów. Jako przyszły capo powinien wziąć sobie za żonę wysoko postawioną kobietę z ich świata, a ja taką nie byłam. Dla nich byłam nikim. Nie dość, że nie należałam do mafii, to jeszcze nie wnosiłam nic do ich rodziny. Nie miałam pieniędzy, statusu, niczego. Byłam po prostu zwykłą dziewczyną, szaleńczo zakochaną w ich przyszłym szefie. W ich świecie nie było miejsca na miłość. Mężczyźni żenili się po to, by kobiety spłodziły i wychowywały ich następców. Oprócz tego miały grzać im łóżka, gotować oraz ładnie się prezentować na różnych przyjęciach. Co więc sprawiło, że Angelo wybrał mnie?
Pocieram twarz dłońmi, czując, jak skronie zaczynają pulsować bólem.
Im dłużej próbuję znaleźć odpowiedź na to pytanie, tym bardziej gubię się w swoich domysłach.
Przed porwaniem byłam pewna, że Angelo mnie kocha. Wiele osób było zaskoczonych, że najniebezpieczniejszy mężczyzna na Wschodnim Wybrzeżu ma uczucia i obdarzył nimi właśnie mnie. Później zobaczyłam na nagraniu, jak pieprzy swoją byłą narzeczoną, i usłyszałam te wszystkie okrutne słowa, co sprawiło, że przestałam już cokolwiek rozumieć. Potrafiłabym mu nawet to wybaczyć, gdyby nie było to w czasie, w którym ja i moja córka przechodziłyśmy piekło.
– Hej. – Cichy głos przyjaciółki wyrywa mnie z zamyślenia. Odwracam się do niej i widzę, że ma na sobie krótkie spodenki do spania oraz czarną bluzę. Nawet nie zauważyłam, kiedy przyszła. – Znowu nie mogłaś spać?
Siada obok mnie, po czym opiera głowę o moje ramię.
– No – przyznaję. – Obudziłam cię?
Kręci głową i ziewa. Bierze paczkę papierosów, a potem odpala jednego. Spoglądam na nią z uniesionymi brwiami.
– Nie patrz tak na mnie. – Zaciąga się mocno. – Czasami ja też potrzebuję rozluźnienia.
– Nic nie mówię. – Uśmiecham się lekko. – Jeśli dzięki temu łatwiej będzie z tobą wytrzymać, to pal.
Wystawia w moją stronę język, a ja parskam śmiechem.
W ciszy patrzymy na falującą wodę i czekamy na wschód słońca. Spędzając czas z Clarą, nie potrzebuję rozmawiać. Ona i tak bez trudu wie, dokąd podążają moje myśli. Czasami żartuję, że zamiast cukiernikiem powinna była zostać psychologiem, bo jest niesamowita w czytaniu ludzi. Wie, kiedy jestem smutna czy zła, nawet jeśli staram się to przed nią ukryć. Nigdy mnie nie ocenia i bardzo przypomina mi moją przyjaciółkę Violettę.
Violetta też bez problemu potrafiła odczytywać moje emocje. Choć nigdy jej nie powiedziałam, co dzieje się za zamkniętymi drzwiami mojego domu, myślę, że zdawała sobie z tego sprawę, a przynajmniej miała jakieś podejrzenia. To ona była tą, która spędzała czas przy moim szpitalnym łóżku po kolejnym napadzie złości mojego ojca. Nie oceniała mnie. Kilkukrotnie zaoferowała pomoc, ale odmówiłam, nie chcąc jej narażać. William nie był dobrym człowiekiem. Nie byłam jego jedyną ofiarą. Przez nasz dom przewijały się różne kobiety, które prędzej czy później odchodziły. Szczególnie jedna zapadła mi w pamięć. Przepiękna, ciemnowłosa, o zielonych oczach. Nigdy nie poznałam jej imienia. Widziałam ją tylko raz, gdy ojciec przyprowadził ją do naszego domu. Kazał mi zamknąć się w sypialni i nie wychodzić, dopóki mnie nie zawoła. Miałam wtedy piętnaście lat. Do dziś słyszę czasami w koszmarach jej wołanie o pomoc oraz wrzaski bólu. Potrafię sobie wyobrazić, co jej robił, bo przez lata doświadczałam tego samego. Więcej już jej nie widziałam.
W takich chwilach jak ta zastanawiam się, co się z nią stało. Czy ojciec się nią znudził i wyrzucił ją na ulicę? Czy może ją zabił?
Przez wiele lat nie chciałam wierzyć, że jest zdolny do morderstwa, ponieważ jedynie to dawało mi nadzieję, że kiedyś uda mi się od niego uwolnić. Zamierzałam uciec w swoje osiemnaste urodziny, ale ciąża sprawiła, że musiałam wdrożyć ten plan trochę wcześniej. Nie myślałam, że wysłanie do redakcji brudów na ojca zmieni moje życie. Chciałam tylko, żeby przestał się mną interesować, dzięki czemu mogłabym uzbierać odpowiednią kwotę i zacząć żyć daleko od niego. Dziennikarze jednak podłapali temat i wyciągnęli na światło dzienne inne sprawki Williama, przez co ten został skazany na dwa lata więzienia. Ale zanim to się stało, mnie już od dawna nie było w Chicago. Ukryłam się w Nashville, gdzie przeczekałam do narodzin Lily. Violetta i jej rodzice byli jedynymi, którzy wiedzieli o mojej ciąży. Pomogli mi finansowo, a gdy ojciec wreszcie został zamknięty w więzieniu, znaleźli mi mieszkanie w Chicago. Nigdy wystarczająco im nie podziękowałam za to, co dla mnie zrobili. Gdyby nie oni, nie wiem, czy dałabym radę odpowiednio zająć się córką. Urodziłam ją w wieku szesnastu lat. Sama byłam dzieckiem, które nie potrafiło nawet ugotować niczego jadalnego. Theresa, mama Violetty, codziennie przywoziła mi posiłki, byśmy nie umarły z głodu. Z czasem było lepiej. Wciąż beznadziejnie gotowałam, ale nauczyłam się przygotowywać gotowe dania z pudełek. Zaczęłam też pracować w pobliskiej kawiarni, by być w stanie kupić najpotrzebniejsze produkty.
Do dzisiaj pamiętam, jak trudny był pierwszy rok. Mama Violetty musiała nauczyć mnie wszystkiego o dzieciach, bo sama nie miałam bladego pojęcia, jak zająć się własną córką. Nie pomagały też nieprzespane noce z powodu kolek czy chorób. Najgorsza była jednak chwila, w której Lily wylądowała w szpitalu ze względu na alergię na truskawki. Nigdy nie zapomnę przerażenia, jakie czułam, gdy trzymałam ją w ramionach w czasie jazdy do szpitala. Obwiniałam się o to, co się stało, choć nie mogłam wiedzieć o jej alergii. Lekarze musieli podać mi środek uspokajający, bo tak mocno się trzęsłam.
Dźwięk budzika wyrywa mnie z zamyślenia, a ja wyłączam alarm w telefonie. Nawet nie wiem, po co codziennie go ustawiam, skoro i tak za każdym razem budzę się kilka godzin przed nim.
Kiedy spoglądam na morze, słońce powoli wyłania się zza horyzontu, zmieniając barwę nieba. Jest coś uspokajającego w tym zjawisku. Uwielbiam obserwować moment, kiedy noc zmienia się w dzień. To tak, jakby każdy człowiek dostawał od życia nową szansę.
– Boże, jakie to piękne – szepcze Clara, nie odrywając wzroku od nieba, które zmieniło barwę na pomarańczową. – Prawie zapomniałam, jak bardzo kocham oglądać wschody słońca.
Nie odpowiadam.
Sama prawie codziennie tego doświadczam. To jedyna chwila w ciągu dnia, gdy czuję się całkowicie odprężona i pełna nadziei.
W końcu wstajemy, po czym bez słowa ruszamy do domu. Wchodzę do kuchni, gdzie włączam ekspres. Wyłącznie kawa pozwala mi utrzymywać się na nogach przez cały dzień. Nie mam ochoty iść do pracy. Najchętniej spędziłabym dzień, leżąc w łóżku i oglądając ulubiony serial.
– Zrobisz mi też? – odzywa się przyjaciółka. Siada przy wyspie kuchennej i opiera brodę o rękę.
– Pewnie – odpowiadam, wyjmując z szafki kolejny kubek.
Robię latte, dodaję do niej syrop karmelowy, następnie podaję parujący napój dziewczynie.
– Uwielbiam cię, wiesz?
Przewracam oczami, biorąc swój kubek. Siadam naprzeciwko Clary i upijam łyk.
– Mówisz tak, tylko gdy robię ci kawę. – Śmieję się.
– Bo robisz najlepszą. – Wzrusza ramionami. – Poza tym należy mi się kawa za to, że codziennie rano przygotowuję ci śniadanie.
– Zabroniłaś mi gotować! – przypominam.
– Bo niemal spaliłaś mi kuchnię, pamiętasz?
Spoglądamy na siebie i wybuchamy śmiechem.
Teraz ta sytuacja nas bawi, jednak doskonale pamiętam swoje przerażenie, gdy ogień zaczął się rozprzestrzeniać. Skąd miałam wiedzieć, że nie powinno się zalewać wodą gorącej patelni, na której wcześniej smażyłam kotleta?
Podobno takich rzeczy uczą w szkole, lecz ja dosyć często musiałam opuszczać zajęcia. Ojciec uwielbiał się nade mną znęcać nie tylko psychicznie, ale też fizycznie. Połamane żebra, złamany nadgarstek, wstrząs mózgu – to jedynie część obrażeń, których się przez niego nabawiłam. Mój strach go podniecał, więc karał mnie za najmniejsze przewinienia. Słabsza ocena? Zamknięcie w ciemnej piwnicy na trzy dni bez jedzenia i picia. Nie pozwalał mi wtedy nawet wyjść do łazienki. Swoje potrzeby musiałam załatwiać, korzystając ze stojącego pod ścianą wiaderka. Z czasem do wszystkiego można się przyzwyczaić, również do smrodu własnych fekaliów.
Potrząsam głową, odrzucając wspomnienia nawiedzające mój umysł.
– Przynajmniej mamy ładną kuchnię – rzucam.
Drewniany blat kuchenny, białe szafki oraz kuchenka indukcyjna zamiast gazowej. Ściany pomalowałyśmy na jasnożółty kolor, który nadaje pomieszczeniu przyjaźniejszy klimat. Na blacie ustawione są ekspres do kawy i kwiatek w doniczce. Clara uwielbia porządek, a najlepszym sposobem, by go utrzymać, jest minimalna liczba rzeczy na widoku. Reszta ma pozostać schowana w szafkach.
– To prawda – przyznaje z uśmiechem.
Dopijamy kawę i przechodzimy do swoich pokojów. Wyjmuję z szafy czarne szorty i koszulkę w tym samym kolorze. Mój wzrok pada na szarą bluzę. Mimowolnie sięgam po nią i przytulam do piersi. Należała do Angelo, a Violetta dała mi ją w czasie mojej ucieczki.
Przysuwam materiał do twarzy i zaciągam się zapachem. Być może to tylko moja wyobraźnia, ale wciąż czuję na niej zapach perfum Angelo. Drzewo sandałowe i piżmo.
Odsuwam gwałtownie bluzę, gdy zdaję sobie sprawę z tego, co robię. Wrzucam ją z powrotem do szafy i zamykam drzwi. Moje serce bije mocno w piersi, a przerażenie rozlewa się po żyłach. Ten zapach przestał kojarzyć mi się z bezpieczeństwem jak kiedyś. Zamiast tego ogarnia mnie strach, który ostrzega przed zagrożeniem. Nie jestem gotowa na spotkanie ze swoim byłym.
Przechodzę do łazienki, gdzie ściągam ubrania. Biorę szybki prysznic, a potem wcieram w ciało ulubiony balsam o zapachu kokosa. Przecieram zaparowane lustro dłonią i patrzę przez chwilę na swoje odbicie. Oczy w dwóch kolorach – jedno zielone, drugie brązowe – twarz w kształcie serca, mały nos z kilkoma piegami i pełne usta. Unoszę rękę, dotykam lewej piersi i czuję szybko bijące serce. Długa, poszarpana blizna ciągnie się aż do brzucha. Odwracam się tyłem, by spojrzeć na zmasakrowane plecy. Blada skóra niemal w całości pokryta jest szramami.
Zaciskam zęby, czując pieczenie pod powiekami.
Nienawidzę swojego ciała. Przypomina mi o tym, co utraciłam, a czego możliwe, że nigdy nie odzyskam.
O mojej córeczce.
Nie mogąc już dłużej patrzeć na zniszczone ciało, szybko wkładam ubrania.
Szczotką rozczesuję złote włosy – kiedyś błyszczące, teraz matowe i suche. Wcieram w nie olejek, mając nadzieję, że to coś pomoże.
Wzdycham ciężko.
Spoglądam na swoje odbicie i przesuwam palcami po bliznach na nadgarstkach. Jest ich tak wiele. Pierwszą zrobiłam w dniu swoich urodzin, gdy odebrano mi dziewictwo. Ból przynosił ukojenie i choć na chwilę wymazywał wspomnienia nagiego ciała ojca przyciśniętego do mojego. Większość dzieci w swoje urodziny dostaje prezenty, mnie natomiast przydarzył się koszmar, który w dodatku trwał przez wiele lat. Żadne dziecko nie powinno musieć przechodzić przez to, przez co ja przeszłam.
Samotna łza skapuje na mój policzek.
Ocieram ją i nakładam korektor pod oczy. Sine kręgi mocno kontrastują z bladą cerą.
Niedługo później wychodzę z łazienki, po czym schodzę na parter. Clara już na mnie czeka.
Ze swoim metrem siedemdziesiąt osiem, wąską talią i krągłościami, o których marzy każda kobieta, mogłaby zostać modelką. Ma twarz w kształcie serca o delikatnie zarysowanych kościach policzkowych, niesamowite, niebieskozielone oczy, prosty nosek oraz pełne usta. Clara nawet nie starając się, swoim wyglądem zwraca uwagę płci przeciwnej. Włożyła czarne szorty odsłaniające długie, opalone nogi i krótki top. Brązowe włosy kaskadą opadają jej na ramiona.
Jej wzrok od razu napotyka mój. Clara potrafi czytać we mnie jak w otwartej księdze. Nigdy nie jestem w stanie niczego przed nią ukryć. Teraz też bez słowa podchodzi i bierze mnie w ramiona, jakby doskonale wiedziała, że właśnie tego potrzebuję.
Sky
– Zamierzasz coś z tym zrobić? – pyta przyjaciółka.
Odwracam się w jej stronę.
– Z czym?
– No z tym. – Wskazuje moją czarną koszulę, na której widnieją ślady mąki.
– Kurwa – klnę. – Nie zauważyłam tego.
– Tak myślałam. – Parska śmiechem.
Przewracam oczami.
– Pójdę się przebrać – rzucam. – Poradzisz sobie przez kilka minut?
– Leć.
Posyłam jej buziaka i pędzę na zaplecze. Dobrze, że zawsze noszę ze sobą dodatkowy podkoszulek. To nie pierwsza taka sytuacja i zapewne nie ostatnia.
Szybko się przebieram, a potem wracam na salę. W idealnym momencie, by zobaczyć, jak Clara flirtuje z naszym stałym klientem Lorenzo. Opieram się o ścianę, po czym oglądam przedstawienie. Dziewczyna robi się cała czerwona i ledwo wydusza z siebie słowa. Moja przyjaciółka, która jest najbardziej pewną siebie dziewczyną, jaką miałam okazję poznać, stresuje się rozmową z tym facetem. Skłamałabym, mówiąc, że nie jest cholernie seksowny. Krótko obcięte włosy, lekko dłuższe z przodu, wyrazista szczęka oraz te pełne usta. Ale to, co najbardziej mi się w nim podoba, to lodowatoniebieskie oczy. Dodają jego twarzy drapieżnego wyglądu. Ubrany jest jak zawsze w czarny garnitur od Armaniego. Na nadgarstku ma rolexa. Od kilku tygodni przychodzi codziennie i zamawia czarną kawę.
Podchodzę do nich, kiedy przyjaciółka zaczyna chichotać jak szalona.
– Cześć. – Posyłam mu uśmiech.
Zerka na mnie, jednak niemal od razu wraca spojrzeniem do Clary.
Coś mi mówi, że nie przychodzi do nas jedynie ze względu na kawę.
– To co zawsze? – rzucam przez ramię.
Kiwa głową, nie odrywając wzroku od Clary.
Przewracam oczami i zaczynam przygotowywać gorący napój. Przyjaciółka się jąka, a jej głos przypomina pisk. Z trudem powstrzymuję śmiech.
– Boże, on jest cudowny – mówi, gdy tylko mężczyzna znika za drzwiami.
– Jest w porządku. – Wzruszam ramionami. – Nie mój typ – dodaję, widząc niedowierzanie na jej twarzy. – Wolę prostych mężczyzn.
– Taaa, jasne. Twój ostatni związek świetnie to pokazuje.
Zamieram, tak samo jak ona. Zimno wypełnia moją pierś i rozprzestrzenia się po całym ciele.
– Kurwa, przepraszam – odzywa się po chwili. – Nie chciałam o nim wspominać.
Clara wie o Angelo i o tym, że to bardzo niebezpieczny człowiek. Nie mogłam przed nią tego ukrywać. Musiała zdawać sobie sprawę, na co się pisze, przyjmując mnie pod swój dach. Zna też moją historię z ojcem i wie, że byłam wykorzystywana seksualnie. Podzieliłam się z nią również prawdą o tym, kim jest dla mnie Lily. Przyjaciółka od razu chciała iść na policję, kiedy się o niej dowiedziała, ale szybko wybiłam jej to z głowy, mówiąc, że Angelo ma znajomości wszędzie, także w policji. Próbowała przekonać mnie do skontaktowania się z FBI, lecz odmówiłam. To tylko jeszcze bardziej naraziłoby nas na niebezpieczeństwo, gdyby mój były się o tym dowiedział. Jedyną szansę na odnalezienie córki będę miała wtedy, gdy Angelo mnie odnajdzie. Wyłącznie w taki sposób zdołam wyjaśnić mu to, co się stało, a przynajmniej taką mam nadzieję. Mogłabym wrócić do Chicago i załatwić to szybciej, jednak jestem zbyt wielkim tchórzem, by to zrobić. Gdyby to ode mnie zależało, nigdy więcej nie wróciłabym do tego miasta.
– Luz – mówię odrobinę drżącym głosem. – Nic się nie stało.
– Naprawdę przepraszam…
– Nic się nie stało – zapewniam, choć ręce zaczynają mi się trząść, a serce wybija nerwowy rytm.
Samo jego imię wywołuje we mnie milion sprzecznych uczuć. Nienawidzę go za wszystko, co mi zrobił, lecz jednocześnie wciąż go kocham. To popieprzone. Niełatwo jednak zapomnieć o kimś, kto dał ci najlepsze trzy lata życia. Nawet jeśli były one kłamstwem.
Clara przypatruje mi się z poczuciem winy wypisanym na twarzy. Zmuszam się do uśmiechu, nie chcąc, by się martwiła. To nie jej wina, że nie potrafię zdzierżyć myśli o nim.
Po długich, pełnych napięcia minutach ciszy wracamy do pracy.
***
Do zamknięcia ETL została godzina. Wychodzę przed kawiarenkę i wyjmuję z tylnej kieszeni spodenek paczkę fajek. Przez cały dzień nie miałam ani minuty przerwy, co pozwoliło mi nie myśleć o porannej rozmowie z Clarą. Przyjaciółka non stop mnie przepraszała, co powoli doprowadzało mnie do szału.
Odpalam papierosa, po czym zaciągam się mocno. Odchylam głowę do tyłu i wypuszczam dym.
Przed wejściem stoi grupa chłopaków, którzy gadają o zbliżających się mistrzostwach ligi studenckiej. Przysłuchuję się przez chwilę ich rozmowie, zastanawiając, jak wyglądałoby moje życie, gdyby nie popaprana przeszłość.
Poszłabym na studia? Jeśli tak, na jaki kierunek?
Nigdy nad tym nie myślałam. Byłam zbyt zajęta wychowywaniem córki i uczeniem się zasad obowiązujących w mafii. Kobiety nie mają w niej łatwego życia. Są podporządkowane mężczyznom. Wychodzą za mąż za wybranych przez ojców kandydatów. Nie są brane pod uwagę ich uczucia, tylko korzyści, jakie małżeństwo wniesie do rodziny. Czasami mężem młodej kobiety zostaje facet w wieku jej ojca.
Moje myśli mimowolnie biegną do Isabelli, siostry Angela. Dziewczyna w tym roku skończyła dziewiętnaście lat, co daje jej niecały rok na zaakceptowanie kandydata. Znając jej ojca, wybierze on kogoś, kto da najwięcej. Księżniczka mafijna jest najbardziej pożądaną partią, bo to dzięki niej mąż dołącza do rodziny, tym samym stając się kimś więcej niż zwykłym żołnierzem. Wielu będzie się ubiegało o jej rękę, jednak żadnemu z nich nie będzie chodziło o dziewczynę, a o podniesienie statusu. Ona w tym wszystkim najmniej się liczy.
Zerkam na trzymany w ręce telefon, zastanawiając się, jak by zareagowała, gdybym do niej zadzwoniła. Odebrałaby? Kazała namierzyć numer? A może… ucieszyłaby się, słysząc mój głos?
Kręcę głową, szybko odrzucając ten pomysł. Bez względu na to, jak by zareagowała, pozostałaby lojalna wobec swojej rodziny. Jej obowiązkiem byłoby powiadomienie ojca o moim telefonie. A to sprawiłoby, że zapewne już jutro Angelo pojawiłby się w Wilmington. Nie mogę w taki sposób narazić ani siebie, ani Clary.
Klnę głośno, kiedy jeden ze studentów wpada na mnie, wytrącając mi telefon z ręki.
– Uważaj, jak chodzisz! – warczę, schylając się po urządzenie.
Przed moimi oczami pojawiają się buty, a gdy podnoszę wzrok, widzę niezadowolonego chłopaka. Jest pijany i najprawdopodobniej naćpany.
Strach niemal od razu ogarnia moje ciało.
– Co powiedziałaś, dziwko?
Wzdrygam się w reakcji na to słowo.
Jesteś nic niewartą dziwką.
Takie dziwki jak ty tylko do tego się nadają.
Nic niewarta dziwka, taka sama jak jej matka.
Otrząsam się ze wspomnień, kiedy chłopak popycha mnie, przez co ląduję na tyłku na ziemi. Jego koledzy wybuchają śmiechem. Czuję, jak moja twarz robi się coraz bardziej czerwona ze wstydu i wściekłości.
Podnoszę się, z trudem powstrzymując grymas bólu. Podczas upadku obiłam sobie kość ogonową.
– Odsuń się – mówię spokojnie, próbując zapanować nad drżeniem głosu.
Chłopak się zbliża, więc zaczynam się cofać. W końcu wpadam na drzwi kawiarenki. Chwytam drżącą ręką klamkę, mając nadzieję, że uda mi się wejść do środka i zabarykadować.
A później co?
Nie mogę zadzwonić na policję, ponieważ Mia Stewart nie istnieje.
– Bo co mi zrobisz? – prycha, robiąc kolejny krok w moim kierunku.
Do moich zmysłów dociera zapach alkoholu i marihuany.
Czemu nikt nie reaguje?
Ludzie przechodzą obok, nie interweniując. Patrzą tylko i zaraz szybko odwracają wzrok. Jego koledzy natomiast zamiast go powstrzymać, dopingują go, jakby to, co robi, było dla nich rozrywką.
Kim jest ten chłopak?
– Odsuń się – powtarzam, czując przyspieszone bicie serca.
– Przeproś – odpiera. Chwyta kosmyk moich włosów, który wysunął się z kucyka. Pociera go między palcami, nie spuszczając wzroku z mojej twarzy. – Ładna z ciebie dziwka – przyznaje. – Idealna na szybki numerek. Chętna?
Kręcę energicznie głową, czując, jak ciasto marchewkowe, które zjadłam na obiad, podchodzi mi do gardła.
– Nie. Proszę, odsuń się.
Jeśli muszę się ukorzyć, żeby wreszcie odpuścił, tak właśnie zrobię. Moja duma nie jest ważniejsza niż moje życie, a mam wrażenie, że ten chłopak od zawsze pozwalał sobie na zbyt dużo i nikt nie reagował. Musi być synem kogoś ważnego.
– Głośniej – syczy. – Niech wszyscy usłyszą, jaką dobrą dziwką jesteś.
Znowu to znienawidzone przeze mnie słowo.
Przez całe życie słyszałam je tyle razy, że przez chwilę nawet uwierzyłam, że tym właśnie jestem: nic nieznaczącą dziwką.
Dopiero terapeutka pomogła mi zrozumieć, że przeszłość mnie nie określa, nie definiuje. To, co próbował wmówić mi ojciec, nie jest prawdą, tylko okrutnymi słowami chorego człowieka. Bo mój ojciec był chory. Jego zachowanie zbyt mocno odbiegało od normy, by można było określić go zdrowym na umyśle człowiekiem. Był pedofilem, sadystą i mordercą. Uwielbiał patrzeć na ból innych, podniecało go to. Zniszczył moje dzieciństwo, ale nie pozwolę, żeby wpłynęło to na moją przyszłość. Mimo wszystko wierzę, że jakąś mam. Nawet jeśli Angelo mnie znajdzie, zrobię wszystko, aby mnie wysłuchał.
Nie jestem już tamtą dziewczynką i byle nastolatek tego nie zmieni.
Z nowymi siłami odpycham od siebie chłopaka, który zaskoczony traci równowagę i pada jak długi. Musi być bardziej pijany, niż myślałam.
Wykorzystuję szansę. Otwieram drzwi lokalu, po czym zamykam je na klucz zaraz po wejściu do środka.
Słyszę swój przyspieszony oddech i czuję łzy w kącikach oczu.
– Mia? – Cichy głos przyjaciółki sprawia, że podskakuję.
Odwracam się w jej stronę, a ona na widok mojego przerażenia wydaje z siebie zduszony okrzyk.
– Co się stało? – pyta zdezorientowana.
Bez dalszej zwłoki podchodzi bliżej i mocno mnie przytula. Czuję na sobie wzrok innych ludzi, ale nie zwracam na nich większej uwagi.
Oddycham głęboko, usiłując opanować szybko pędzące serce.
Głośne uderzenie powoduje, że wpadam w panikę. Przez przeszklone drzwi widzę, że chłopak nie odpuścił. Wręcz przeciwnie: wydaje się jeszcze bardziej wściekły.
– Nie otwieraj! – krzyczę, kiedy przyjaciółka wysuwa się z moich objęć i podchodzi do drzwi. – On próbował mnie skrzywdzić – szepczę z trudem.
Dreszcze przerażenia wstrząsają moim ciałem.
– Co się stało? – powtarza zmartwiona przyjaciółka.
Przełykam głośno ślinę.
– On… wpadł na mnie… i… zbliżył się… Próbowałam go przeprosić… ale… – jąkam się.
Clara zaciska ręce na moich ramionach.
– Już dobrze. Zadzwonię na policję. Nie powiem im o tobie. Idź na zaplecze, załatwię to – uspokaja, widząc przerażenie na mojej twarzy.
Potakuję.
Na miękkich nogach wchodzę na zaplecze, gdzie niemal od razu wybucham płaczem. Wydaję z siebie głośny krzyk, zakrywając twarz dłońmi. Te tłumią dźwięk, ale nie uciszają głosów w mojej głowie. Wypowiedziane przez chłopaka słowo głośno w niej dźwięczy.
Dziwka.
Dziwka.
Dziwka.
– Nie jestem dziwką – mówię sama do siebie. – Nie jestem.
Robię to tak długo, dopóki atak paniki nie minie. Wreszcie z powrotem mogę swobodnie złapać oddech. Oddycham kilka razy głęboko, ocierając dłonią zalaną łzami twarz.
Najgorsze w byciu osobą z trudną przeszłością jest to, że wpływa na ciebie każde okrutne słowo skierowane w twoją stronę. Mam bardzo niską samoocenę, właściwie zerową. Wszystko biorę do siebie. Nie widzę różnicy pomiędzy żartem a kpiną. Clara nauczyła się, że kiedy żartuje, od razu musi mi o tym powiedzieć – inaczej odbiorę to jako przytyk.
Staram się nad tym pracować, ale to nie takie proste. Przez całe życie słyszałam, że jestem śmieciem, traktowano mnie jak prywatną dziwkę, na nikogo nie mogłam liczyć. Obrażano mnie, bito, gwałcono. Nie zliczę, ile razy wylądowałam w szpitalu ledwo żywa, bo ojca poniosło. Nikt nigdy nie zareagował, nie pomógł mi. Ludzie odwracali wzrok, ponieważ nie chcieli robić sobie wroga z Williama Blackforda.
Po godzinie dołącza do mnie Clara, która na twarzy ma wypisane zmartwienie. Siada obok na podłodze i obejmuje mnie ramieniem.
– Nic ci już nie grozi – mówi cicho. – Tamtego chłopaka zabrała policja. Jesteś bezpieczna.
Oddycham z ulgą.
– Dziękuję – szepczę, spoglądając na nią. – Nie wiem, co bym bez ciebie zrobiła.
Parska śmiechem, pocierając moje ramię.
– Nie ty jedna, kochanie – mruczy. – Nie ty jedna.
Sky
Przez całą noc nie zmrużyłam oka.
Gdy tylko próbowałam zasnąć, pod powiekami przewijały mi się obrazy z wieczoru. Musiałam kilka razy wziąć prysznic, bo miałam wrażenie, że wciąż czuję na sobie dotyk tamtego chłopaka. Dawno nic mnie tak bardzo nie przeraziło.
Ta sytuacja przywołała wspomnienia każdego razu, gdy ojciec brał w posiadanie moje ciało, jakby należało ono do niego. Doskonale pamiętam strach, który czułam w jego obecności. Najgorsze były momenty, kiedy zapraszał do domu swoich partnerów biznesowych. Nikogo nie obchodziły moje wrzaski bólu i błagania. Nauczyłam się wyłączać umysł, bo jedynie w taki sposób mogłam to przetrwać.
Z zamyślenia wyrywa mnie pukanie do drzwi.
– Wejdź.
Clara niepewnie wchodzi do środka i siada na łóżku. Wpatruje się we mnie z troską wypisaną na twarzy.
– Jak się czujesz?
Wzruszam ramionami. Drapanie w gardle sprawia, że z trudem przełykam ślinę.
– Bywało lepiej – przyznaję. Przyciągam do siebie kolana i opieram na nich brodę.
Kiwa głową.
– Ten chłopak zapłaci za to, co ci zrobił.
Wypuszczam drżąco powietrze.
– Możemy o nim nie rozmawiać? Chcę o tym zapomnieć.
Najchętniej wymazałabym cały wczorajszy wieczór z pamięci. Żałuję, że nikt nie stworzył jeszcze urządzenia, za pomocą którego stałoby się to możliwe. Moje życie byłoby o wiele prostsze, gdybym potrafiła zapomnieć.
– Co powiesz na seans filmowy? – Przyjaciółka zmienia temat, a ja zmuszam się do uśmiechu.
– Brzmi świetnie.
Wstaję z łóżka i rozciągam zesztywniałe mięśnie. Podchodzę do szafy, skąd wyjmuję granatową bluzę. Rozglądam się po pokoju, próbując zlokalizować paczkę papierosów. W niewielkiej sypialni znajdują się łóżko, fotel przy oknie, w którym uwielbiam czytać książki, oraz dwudrzwiowa szafa. Nad łóżkiem wisi obraz przedstawiający panoramę Nowego Jorku.
– Tego szukasz?
Zerkam na przyjaciółkę. Wskazuje przez ramię stolik nocny, na którym leży paczka fajek.
– Tak. Dzięki.
Po tym, jak biorę papierosy, schodzimy na parter. Wychodzimy na werandę i siadamy na ławeczce. Na zewnątrz jest chłodno, więc mocniej owijam się bluzą. Zapalam papierosa, odchylam głowę i spoglądam na nocne niebo.
– Masz plany na następny weekend? – Clara przerywa ciszę.
Patrzę na nią.
– Nie. Dlaczego pytasz?
Wzrusza ramionami.
– Patricia zaprosiła mnie na urodziny do tego nowo otwartego klubu i zastanawiam się…
– Nie – przerywam stanowczo.
Wzdycha ciężko, zwracając się w moją stronę.
– Nie spuszczę cię z oczu. Będziesz bezpieczna.
Wzdrygam się na samą myśl o wyjściu do miejsca pełnego napalonych facetów.
– Nie – powtarzam. – Nie proś mnie o to.
Unosi dłonie.
– Nie namawiam. Uznałam po prostu, że zapytam.
– Wiesz, że nie lubię takich miejsc. Nie kojarzą mi się najlepiej.
– Wiem.
Kończę palić papierosa i wrzucam niedopałek do stojącej na stoliku popielniczki.
Wracamy do środka. Z kuchni zabieramy przekąski oraz napoje, po czym przechodzimy do salonu, gdzie Clara włącza nasz ulubiony serial. Wpatruję się w ekran, na którym zaczynają się Pamiętniki wampirów.
– Jeśli zmienisz zdanie… – odzywa się.
– Nie zmienię – zapewniam. – Nie chcę o tym rozmawiać.
Mamrocze coś pod nosem.
Zdaję sobie sprawę, że przyjaciółka martwi się o mnie i uważa, że wyjście do ludzi dobrze mi zrobi, ale myli się. Nie czuję się komfortowo w pomieszczeniach pełnych ludzi, przytłaczają mnie. Nigdy nie byłam zbyt towarzyska. Wolałam spędzić wieczór z dobrą książką, niż iść na przyjęcie, na którym było dużo nieznanych mi osób. Bycie narzeczoną capo często wymagało ode mnie wielu poświęceń. Musiałam się uśmiechać i sprawiać wrażenie zadowolonej, choć przez większość czasu marzyłam wyłącznie o tym, by wrócić do domu. Nienawidziłam tych sztucznych spotkań, na których każdy próbował mi się przypodobać tylko dlatego, że przy moim boku stał Angelo Vitiello.
Czuję ucisk w sercu.
Przez większość czasu z łatwością udaje mi się nienawidzić mojego byłego. Są jednak momenty, które sprawiają, że przypominam sobie, dlaczego się w nim zakochałam.
Otoczył mnie i Lily opieką. Wspierał podczas terapii. Wielokrotnie uspokajał podczas ataków paniki. Był przy mnie, gdy go potrzebowałam. Dał mi wszystko, czego nigdy nie doświadczyłam od własnych rodziców.
Być może moja przeszłość spowodowała, że tak łatwo uwierzyłam w jego miłość.
– Wszystko w porządku? – Głos przyjaciółki wyrywa mnie z zamyślenia.
Marszczę brwi zdezorientowana.
– Tak. A co?
– Płaczesz.
Nie zdawałam sobie z tego sprawy, dopóki Clara mnie o tym nie poinformowała. Dotykam policzków i czuję, że są mokre. Ocieram je.
– Wzruszyła mnie ta scena – kłamię.
Clara unosi brew.
– Moment, w którym Klaus zabija matkę Taylor?
Wzruszam ramionami.
– No co? To było okropne.
Przewraca oczami, ale nie komentuje moich słów. Ściska moją rękę w ramach otuchy.
– Jestem, gdybyś mnie potrzebowała.
Drapanie w gardle sprawia, że z trudem przełykam ślinę.
– Wiem.
***
Przez cały następny tydzień jestem zestresowana i podenerwowana. Powrót do pracy był… trudny. Nie sądziłam, że będę bała się przychodzić do miejsca, które było dla mnie drugim domem. W dodatku ciągle odnoszę wrażenie, że ktoś mnie obserwuje, co tylko pogarsza moje zdrowie psychiczne. Niemal paranoicznie przyglądam się każdej osobie wchodzącej do ETL, jakby miała mnie skrzywdzić.
– Dzisiaj mam wizytę u terapeutki – przypominam przyjaciółce.
Problemy rodzinne pani Winters sprawiły, że ta zmuszona była przełożyć nasze wczorajsze, wtorkowe spotkanie na następny dzień.
– O której?
Sprawdzam wiadomość.
– O szesnastej – mówię. – Mogę wziąć samochód?
Pierwszą rzeczą, jaką zrobiłam na wolności po śmierci ojca, było zdanie egzaminu na prawo jazdy. Chciałam posiadać umiejętności, które posiada większość osób w moim wieku. W moje dziewiętnaste urodziny Angelo zabrał nas na przejażdżkę i nauczył mnie prowadzić. To jedyna rzecz, w której nie jestem całkowicie beznadziejna.
Mina przyjaciółki wskazuje, że ona ma inną opinię na ten temat.
– No co? – rzucam.
Przygryza wargę.
– Nie obraź się, skarbie, ale jesteś beznadziejnym kierowcą.
Zakładam ręce na piersi.
– Wcale nie.
– Wcale tak.
Piorunuję ją wzrokiem.
– Kłamiesz. Angelo mówił, że jestem świetnym kierowcą.
Wymówienie jego imienia kosztuje mnie dużo więcej, niż chciałabym przed sobą przyznać. To pierwszy raz od ponad roku, gdy to zrobiłam i nie rozpłakałam się.
Clara rozkłada bezradnie ręce.
– Kłamał. Nie zrozum mnie źle, ale gdybym miała dać swoje auto Calebowi lub tobie… wybrałabym jego.
Caleb jest jej kuzynem.
– On ma dziesięć lat! Nie mogę być aż tak tragiczna.
Posyła mi przepraszające spojrzenie.
– Ostatnim razem, kiedy pożyczyłam ci auto, cały zderzak był zarysowany.
Prycham.
– Skąd wiesz, że to moja wina? – burczę, chociaż to wyjaśniałoby ten przeraźliwy zgrzyt przed sklepem i list za wycieraczką, napisany bez wątpienia przez kogoś, kto był wściekły. – Może ktoś we mnie wjechał?
– Dlaczego nic nie powiedziałaś? – Unosi brew.
Bo nic takiego nie miało miejsca.
– Nie będziemy teraz szukać winnych. – Zakładam ręce na piersi. – Nie udowodnisz mi, że to byłam ja.
Nie wiem, czemu tak się upieram. Wszystkie znaki wskazują, że nie umiem nawet prowadzić samochodu, a Angelo również w tej kwestii mnie okłamał.
Czuję zdradzieckie pieczenie pod powiekami. Nie zamierzam jednak rozpłakać się z powodu takiej głupoty. Istnieje mnóstwo innych rzeczy, w których jestem świetna, tylko jeszcze ich nie odkryłam.
– Zawiozę cię na wizytę – oznajmia przyjaciółka.
– Zgoda. Clara?
– Tak?
– Umiem śpiewać?
Posyła mi zbolałe spojrzenie.
– Niestety, skarbie. Twój śpiew brzmi jak zarzynanie świni. Przykro mi.
Macham ręką, zmuszając się do uśmiechu.
– Nie przejmuj się.
Do kawiarenki wchodzą klienci, więc skupiam się na nich, by nie myśleć o tym, że przez ostatnie trzy lata byłam okłamywana w tej kwestii. Może dla wielu to nic takiego, ale ja chciałam być w czymś dobra. Przez całe życie zmuszano mnie do uległości i zaspokajania mężczyzn. Nigdy nie miałam talentu, którym mogłabym pochwalić się przed innymi. Przyznaję, że nie uważałam się za śpiewaczkę operową, jednak nie sądziłam, że jest aż tak źle. W końcu ani razu siebie nie nagrywałam, a Angelo zawsze mnie chwalił. Kiedyś uznałabym, że powiedział tak, aby nie sprawić mi przykrości, natomiast teraz myślę, że zrobił to tylko po to, by móc się śmiać za moimi plecami.
A to boli.
– Co dla ciebie? – pytam dziewczynę, która studiuje menu nad moją głową.
– Karmelowe latte – odpowiada dopiero po chwili.
– Pewnie.
Przygotowuję dla niej gorący napój, ciesząc się, że przynajmniej to umiem zrobić. Obiecuję sobie też, że podszkolę się w gotowaniu. Clara na pewno chętnie mi pomoże. Już kiedyś to zaproponowała, ale odmówiłam, bojąc się kolejnej porażki. Teraz jednak będzie inaczej. Nauczę się wszystkiego, co powinna wiedzieć osoba w moim wieku, i przestanę tak bardzo się wyróżniać.
Podaję dziewczynie kawę, a kiedy wychodzi, idę na zewnątrz, żeby zapalić. Tym razem informuję przyjaciółkę, że jeśli nie wrócę w ciągu pięciu minut, ma zacząć mnie szukać. Po ostatniej sytuacji stałam się jeszcze bardziej przezorna.
Słońce świeci mocno, ogrzewając moją bladą skórę. Odchylam głowę do tyłu, mrużąc oczy. Po niebie przelatują samoloty, a ja przypominam sobie ten jeden raz, kiedy sama leciałam. Od zawsze marzyłam, żeby pewnego dnia zwiedzić Włochy, i w moje ostatnie urodziny przed porwaniem razem z Angelo właśnie tam się wybraliśmy. Byliśmy tam tylko we dwoje. Przez dwa tygodnie zwiedziliśmy Rzym, Wenecję, Weronę i Mediolan. Najbardziej urzekło mnie przedostatnie miasto oraz balkon Julii i Romea. Podobnie jak ich historia, moja zakończyła się tragedią. Jedyna różnica jest taka, że oni kochali się zbyt mocno, aby bez siebie żyć. Mnie nie kochano, a złamano serce i w dodatku odebrano mi najcenniejszy dar. Nie ma na tym świecie większej miłości niż miłość matki do dziecka. Kiedy odebrano mi Lily, byłam załamana, zła, wściekła. Na końcu poczułam pustkę. Tylko Clara trzymała mnie przy życiu, ale nawet jej obecność nie wystarczyła, gdy sześć miesięcy temu próbowałam się z nim pożegnać. Tamtego dnia przysięgłam sobie, że się nie poddam i kiedy nastanie odpowiedni czas, będę walczyła o swoją córeczkę.
***
W sobotę wieczorem pomagam Clarze przygotować się na imprezę. Robię jej makijaż i fryzurę. Dzień wcześniej byłyśmy na zakupach i udało nam się znaleźć czerwoną sukienkę z rozcięciem na udzie oraz odkrytymi plecami. Przy czarnych jak noc włosach przyjaciółki kreacja prezentuje się fantastycznie. Dobrałyśmy do niej czarne szpilki z odkrytymi palcami, a także kolczyki w kształcie kół.
– Wyglądasz przepięknie – mówię, kiedy Clara już gotowa pojawia się w salonie.
Poprawia włosy i uśmiecha się w reakcji na komplement.
– Na pewno nie chcesz iść? – rzuca, zabierając z szafki torebkę i przewieszając ją przez ramię. Wygładza sukienkę, po czym spogląda na mnie z troską. – Mogę zaczekać. Mam jeszcze czas.
Przewracam oczami. Zadała mi to pytanie przynajmniej milion razy w tym tygodniu.
– Na pewno. Damon Salvatore na mnie czeka. – Wskazuję telewizor, na ekranie którego lecą właśnie Pamiętniki wampirów. – Baw się dobrze i wysyłaj zdjęcia.
Posyła mi całusa. Gdy słyszę odgłos zatrzaskiwania drzwi, wracam do oglądania.
***
Prawie zasypiam, kiedy dostaję kolejną wiadomość od przyjaciółki. Przez cały wieczór przesyłała mi zdjęcia z klubu, do którego poszli świętować, i muszę przyznać, że nawet ja jestem pod wrażeniem. Ledy zawieszone na suficie sprawiają, że parkiet mieni się różnymi barwami, co daje niesamowity efekt.
Głośno ziewając, biorę do ręki telefon. I zamieram. Panika zalewa moje ciało, nie pozwalając mi się ruszyć. Patrzę załzawionymi oczami na zdjęcie, które wysłała Clara. Zdjęcie, na którym stoi obok przystojnego szatyna. Znam go. To Angelo. Mój były narzeczony.