Znajdź mnie jeśli potrafisz - Marcelina Baranowska - ebook + audiobook
NOWOŚĆ

Znajdź mnie jeśli potrafisz ebook i audiobook

Baranowska Marcelina

3,9

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Opowiadanie na Dzień Kobiet i nie tylko!

Z okazji Dnia Kobiet Lily otrzymuje od przyjaciółki zaproszenie do ekskluzywnego klubu. Chcąc oderwać się od codzienności, daje się ponieść chwili i spędza namiętną noc z nieznajomym, którego imienia woli nie znać. Przekonana, że to jedynie chwilowa przygoda, próbuje o nim zapomnieć, ale wspomnienia nie dają jej spokoju.

Po wyczerpującym dniu wraca do domu i ze zdumieniem odkrywa, że czeka na nią niespodziewany gość. Choć spędzają razem kolejną noc, Lily stanowczo daje mu do zrozumienia, że to koniec. Jednak los ma inne plany – nowe zawodowe wyzwanie prowadzi ją prosto do niego.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 65

Rok wydania: 2025

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 1 godz. 27 min

Rok wydania: 2025

Lektor: Sandra Jabłońska-Hegmit

Oceny
3,9 (106 ocen)
51
18
20
10
7
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
MagdalenaHaM

Z braku laku…

Nudna , nic w niej nie ma ciekawego … szkoda
11
Jagodka0012

Nie oderwiesz się od lektury

❗️Recenzja❗️ W końcu udało mi się zabrać za to opowiadanie. I fajnie, fajnie. Jest tajemniczo, zmysłowo i namiętnie. Jak na opowiadanie dowiadujemy się całkiem sporo na temat naszej bohaterki. Ciekawie zarysowana postać. Intryguje i przyciąga uwagę. Ta relacja, w którą weszła pobudza zmysły i umysł. Niewiedza zarówno nęci i wpędza w kłopoty. Świat pięknych kobiet i przystojnych mężczyzn. Czytając miałam wrażenie, że wszystko odbywa się w lekko mglistej aurze. Jak dla mnie, ale pewnie nie tylko, to dobry wstęp do świetnie zapowiadającej się książki. Książka zwierciadłem duszy.
00
Maropodole

Całkiem niezła

krótko zwięźle. jakby ktoś powycinał przynajmniej 200 stron. tu nie znajdziesz dokładnego opisu który rozciąga się na 10 stron. Fajnie się czytało ale zabrakło mi czegoś na końcu.
00
Marta_Cy

Nie oderwiesz się od lektury

czekam na więcej 🤩
00
skazaninaczytanie

Nie oderwiesz się od lektury

Jakby to poszło dalej to trochę vibe Niepokornej Moniki Cieluch
00

Popularność




Znajdź mnie, jeśli potrafisz

Marcelin Baranowska

Znajdź mnie, jeśli potrafisz

Copyright © Marcelina Baranowska

Copyright © Wydawnictwo Sabat

Wydanie I, Swarzędz 2025

ISBN 978-83-974369-6-1

Redakcja: Katarzyna Szewioła-Nagel

Korekta: Sandra Jabłońska-Hegmit

Skład i łamanie: Sandra Jabłońska-Hegmit

Projekt okładki: Patrycja Kubas

Zezwalamy na udostępnianie okładki w Internecie.

All right reserved. Wszelkie prawa zastrzeżone.

www.wydawnictwosabat.pl

instagram.com/wydawnictwosabat

tiktok.com/@wydawnictwosabat1

instagram.com/slonecznikowa.panna

Spis treści

Rozdział 1

Rozdział 2

Rozdział 3

Rozdział 4

Rozdział 5

Rozdział 6

Rozdział 7

Rozdział 8

Rozdział 1

Dopijam ostatni łyk herbaty, chwytam torebkę z biurka i ruszam w stronę wyjścia. Po drodze zaglądam do pokoju socjalnego, żeby wrzucić kubek do zmywarki. Czekając na windę, zerkam na zegarek.

– Cholera. – Naciskam przycisk przywołania windy jeszcze raz, z większą irytacją. – No, dalej.

Nie mogę się spóźnić.

Gdy drzwi dźwigu w końcu się otwierają, wpadam do środka i wybieram najniższe piętro. Przeglądam się w lustrze, próbując naprędce poprawić włosy. Nie ma szans, żebym wróciła do samochodu – muszę wyglądać jako tako. Winda piknięciem oznajmia, że dotarła na miejsce. Wychodzę do przestrzennego lobby i macham Tomowi z ochrony.

Tom to miły, starszy facet, który pracuje tu tak długo, jak ja.

– Dziecko, zapnij płaszcz, pogoda nie rozpieszcza – rzuca, z charakterystycznym dla siebie, ojcowskim tonem.

Uśmiecham się i poprawiam kołnierz płaszcza. Drzwi wejściowe rozsuwają się, a mnie owiewa wilgotne, mroźne, lutowe powietrze. Na ulicy rozbrzmiewa znajomy hałas: pisk opon, klaksony, gwar przechodniów. Przez chwilę mam ochotę zatkać uszy.

Zerkam w stronę parkingu, ale widząc korek, ciągnący się przez kilka przecznic, rezygnuję. Do miejsca spotkania mam niecały kwadrans pieszo. Samochód byłby tylko stratą czasu.

Otulam się szczelniej szalem i podchodzę do przejścia dla pieszych. Zielone światło. Stawiam krok na pasach – i natychmiast dociera do mnie pomruk silnika.

Czarny SUV hamuje z piskiem, zatrzymując się dosłownie kilka centymetrów od moich nóg. Na chwilę przestaję oddychać. Stukam palcem w czoło, próbując dostrzec twarz kierowcy. Nic z tego – wnętrze auta tonie w ciemnościach. Widzę jedynie niewyraźny zarys sylwetki.

Kręcąc głową, ruszam dalej. Zostały mi tylko dwie ulice.

Kiedy dochodzę do ustalonej lokalizacji, zauważam znajomą postać idącą z naprzeciwka. Na wysokich czarnych szpilkach, w dopasowanym płaszczu – cała ona. Telefon, jak zawsze, trzyma w dłoni, a wzrok ma wbity w ekran. Nigdy nie mogłam pojąć, jak ona to robi: z chirurgiczną precyzją manewruje w tłumie, w ogóle nie patrząc przed siebie.

– Laska! – wrzeszczę, przekrzykując uliczny zgiełk.

Kilka osób odwraca się w moją stronę, ale to ona, schowawszy aparat do kieszeni, rozkłada ramiona. Wiatr rozwiewa jej długie, kruczoczarne włosy, a krwistoczerwona szminka dodaje jej dramatycznego uroku. Zielone oczy błyszczą inteligencją i radością.

– Najlepszego! – krzyczy, przytulając mnie mocno i cmokając w policzek. W szpilkach jest niemal mojego wzrostu. – Mia już jest? – pyta, a ja chwytam za klamkę.

To nasza ulubiona restauracja – miejsce na wszystko. Świętujemy tu urodziny, awanse, a czasem nawet łagodzimy złamane serca. Dziś jednak celebrujemy Dzień Kobiet.

Już od progu wita nas aromat smażonego mięsa i ziół – dominujący tymianek sprawia, że od razu cieknie mi ślinka. Jedzenie jest tu przepyszne, drinki bezkonkurencyjne, a obsługa... Cóż, powiedzmy, że przystojni kelnerzy to coś w rodzaju dodatkowej atrakcji. Zawsze żartujemy, że ich wygląd jest wliczony w cenę.

– Jest – mówię, wskazując na nasz stolik.

Zgodnie z przewidywaniami siedzi przy nim drobna blondynka w rogowych oprawkach. Jej twarz jest pochylona nad notatnikiem, w którym zawzięcie coś notuje. Typowa Mia – zawsze odpływa w swój świat.

– Jesteśmy! – wołam, a ona podnosi głowę, mrugając, jakby dopiero wróciła na ziemię.

– Lily! – Wstaje, żeby mnie przytulić, po czym całuje w policzek. – Isabella!

Bell wywraca oczami. Używanie pełnego imienia to dla niej wyłącznie kwestia biznesowa, ale Mia z uporem maniaka trzyma się Isabella, bo według niej brzmi to bardziej elegancko.

– Witaj, kochanie – odzywa się Bell, teatralnie rozkładając ręce.

W tym momencie pojawia się młody kelner – ten sam, który obsługiwał nas już kilka razy. Uśmiecha się lekko, a my rzucamy płaszcze na wolne krzesła i automatycznie sięgamy po menu. Choć znamy je na pamięć, przeglądanie go poniekąd stało się naszym rytuałem.

– Na pewno będą trzy razy Cuba Libre. Dasz nam jeszcze chwilę na jedzenie? – rzuca Bell z uśmiechem.

– Jasne. Zrobię drinki i zaraz wracam – odpowiada, odwracając się na pięcie.

Gdy tylko znika z pola widzenia, wychylam się nieznacznie, zerkając za nim.

– Siedem na dziesięć – oceniam, unosząc brew.

Bell też rzuca okiem na jego oddalającą się sylwetkę.

– Powiedziałabym raczej sześć – dodaje z udawaną powagą.

– Zgadzam się. – Mia poprawia włosy, splatając je w niedbały kok. – Nie lubię, kiedy mają takie... odstające pośladki.

Śmiejemy się cicho, próbując zachować pozory powagi, gdy kelner wraca z naszymi napojami.

– Jak tam u was w pracy? – pyta Mia.

– Błagam, tylko nie to – jęczę, opierając łokcie na blacie. – Proszę, rozmawiajmy o czymkolwiek innym.

– Co znowu odwalił twój szef, ten dupek stulecia? – Bell bębni idealnie wypielęgnowanymi paznokciami w blat.

Nie da się ukryć, że regularnie raczę je opowieściami o przełożonym, który jakby żywcem wyszedł z podręcznika dla tyranów.

– Bez drinka ani słowa – oznajmiam stanowczo, czym wywołuję wybuch śmiechu.

Jakby na zawołanie, kelner pojawia się z trzema oszronionymi szklankami.

– Bóg zapłać – mruczy Bell, posyłając mu zalotny uśmiech i puszczając oczko.

Chłopak odwzajemnia grymas, a potem wyciąga notes i długopis.

– Wiecie już, na co macie ochotę?

Oblizuję wargi, ukrywając rozbawienie. Zawsze wygląda to tak samo – pytają nas o zamówienie, a my udajemy, że się zastanawiamy, choć doskonale wiemy, co chcemy.

W końcu kelner notuje wszystko to, na co mamy ochotę, po czym odchodzi.

– Dobra, mów – ponagla Mia, przesuwając drinka w moją stronę.

– Co tym razem odwalił? – dopytuje Bell.

Upijam solidny łyk Cuba Libre, czując, jak mieszanka limonki, coli i rumu spływa przyjemnym ciepłem.

– Gdzie mam zacząć... – zaczynam, wywracając oczami.

Opowiadam im, jak wielkim fiutem jest mój szef. Człowiek zatrzymał się w epoce kamienia łupanego, i chyba nigdy nie słyszał o równouprawnieniu. Nie może znieść faktu, że ktoś młodszy – i co gorsza, kobieta – jest od niego lepszy. Zarząd zwrócił uwagę na moje innowacyjne pomysły, które nie tylko się wyróżniają, ale też przynoszą konkretne zyski. On jednak na każdym kroku próbuje mnie upokorzyć i rzuca mi kłody pod nogi.

– Kutas – komentuje Bell, zarzucając włosy na jedno ramię.

– Idź do prezesowej. Powinna zrobić z nim porządek – radzi Mia, chwytając mnie za dłoń. – Nie zasługujesz na takie traktowanie.

Każda z nas jest inna, to pewne. Mia to artystyczna dusza. Zajmuje się renowacją starych książek i wyszukiwaniem ich u najróżniejszych ludzi. Jest najlepsza w swoim fachu – w zeszłym roku znalazła się w piątce najlepszych specjalistów w Ameryce.

Bell z kolei to gwiazda dziennikarstwa. Nie ma tematu, którego by nie rozgryzła. Jej artykuły są mocne, kontrowersyjne i precyzyjnie uderzają w cel. Dokładnie jak ona sama – nie pozwala sobie wejść na głowę.

Ja zajmuję się marketingiem. Media społecznościowe, pozycjonowanie, budowanie wizerunku – to moja specjalność. Chcesz zaistnieć? Zapraszam. Wypromuję wszystko.

Poznałyśmy się jako dzieci, mieszkając na tej samej ulicy. Po latach przeniosłyśmy się do centrum Nowego Jorku, a teraz jesteśmy wolne, niezależne i diabelnie dobre w tym, co robimy. Przyjaźń jest dla nas świętością – jesteśmy jak siostry.

– To co? Czas na prezenty? – Mia klaszcze w dłonie i wyciąga spod stołu dwie ozdobne torebki. – To dla ciebie, Isabello – oznajmia, puszczając jej oczko.

Znamy się na wylot, więc doskonale wiemy, co której sprawi radość. Bell wyciąga dekoracyjny papier z torby i piszczy z zachwytu, widząc małe pudełeczko.

– Mia! Coś ty znowu wymyśliła?

Uchyla wieczko i zamiera. Przesuwam się, by zerknąć do środka. Kolczyki vintage – perły oplecione delikatną siatką złotych drucików.

– Są przepiękne! – Bell natychmiast zdejmuje swoje diamentowe wkrętki i zakłada prezent.

– A to dla ciebie, Lily – mówi Mia, podając mi kolejną torebkę.

Wyciągam znajome pudełko, a uśmiech od razu pojawia się na mojej twarzy. Mia zna mnie za dobrze.

– Wiedziałam, że ci się spodoba – stwierdza, upijając ostatni łyk drinka i dając kelnerowi znak na kolejną kolejkę.

Otwieram kartonik i widzę czarną koronkę – bieliznę dokładnie w moim stylu. Bez skrępowania unoszę materiał, by obejrzeć go w całości. Koronkowe szorty są idealnie wycięte, a bardotka, mój ulubiony model biustonosza, podkreśla to, co trzeba.

– Boskie – oświadczam, układając prezent na stole.

Śmiech przyjaciółek odrywa mnie od podziwiania bielizny. Przy sąsiednim stoliku para nie potrafi skupić się na sobie – mężczyzna wpatruje się w koronkowy materiał, ignorując wściekłą partnerkę.

– Mówię do ciebie! – syczy kobieta, waląc go w ramię.

Zanosimy się śmiechem, ale szybko przerywa nam Bell, wyciągając prezent dla Mii. Jest nim elegancki brulion oprawiony w granatową skórę – idealny dla jej miłości do ręcznych notatek.

– Jest cudowny! – Mia krzyczy z radości i przytula go do siebie.

Następnie Bell pochyla się w moją stronę i podaje mi czarną kopertę. Jej głos staje się niższy, bardziej tajemniczy.

– Otwórz – zachęca z uśmiechem, którego nie potrafię rozszyfrować.

W środku znajduję białą wizytówkę z adresem i ciężką, czarną kartę z napisem „Rozkosz” oraz tłoczeniem VIP.

– Bell... co to jest?

– Pamiętasz ten sen, który nam opowiadałaś? – pyta z uśmiechem.

Potrzebuję chwili, by połączyć fakty, i gdy to robię, od razu czuję, jak moje policzki oblewają się rumieńcem. Na święta, po kilku drinkach, opowiedziałam im swój sen o dominacji nad nieznajomym mężczyzną.

– Czy ty właśnie...

– Tak. To nowy, ekskluzywny klub. Masz członkostwo na rok. Za tydzień odbędzie się pierwsza impreza. Miłej zabawy, kochana, i wszystkiego najlepszego z okazji Dnia Kobiet – mówi, całując mnie w policzek.

Czy jestem w szoku? Owszem.

Czy zamierzam skorzystać z tej okazji? Zdecydowanie.

Potrzymajcie mi drinka – poprawiam biust i lecę.