Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
19 osób interesuje się tą książką
W tej bajce księżniczka może liczyć tylko na siebie
Chloe znalazła swojego księcia – zakochanego w niej chłopaka z dobrego domu, gotowego ożenić się z dziewczyną z patologicznej rodziny wbrew woli rodziców. Wydaje się, że wszystko zmierza ku romantycznemu zakończeniu – ślub jak z marzeń, a po nim egzotyczna podróż… Właśnie wtedy czar pryska, a bajka okazuje się najgorszym koszmarem.
Chloe zostaje uprowadzona przez meksykańskich handlarzy żywym towarem. Trafia w ręce człowieka, którego zadaniem jest zrobienie z niej bezwolnej marionetki. Mikail jest narkotykowym bossem i jednym z najpotężniejszych gangsterów w Meksyku. Jego życie to przemoc i walka o władzę. Chloe ma małe szanse na wygranie w starciu z tym bezlitosnym psychopatą, ale nie zamierza się poddać. Przecież każdy ma swoją słabą stronę, trzeba tylko wiedzieć, gdzie jej szukać…
Książka porusza kontrowersyjne tematy, mogące budzić niepokój. Powieść przeznaczona dla czytelników od osiemnastego roku życia.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 218
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Ostrzeżenie
Książka porusza kontrowersyjne tematy, mogące budzić niepokój. Zawiera opisy przemocy, w tym przemocy seksualnej. Powieść przeznaczona dla czytelników od osiemnastego roku życia.
Patrzę, jak kroi dla mnie jabłko w idealnie równe plasterki. Denerwuje mnie już samo to, że wszystko musi być tutaj ułożone z należytą perfekcją. Sytuacja, w której aktualnie się znajduję, jest mocno popieprzona. Takie rzeczy dzieją się przecież tylko w filmach. A jednak to jest moje życie. Kogoś ewidentnie ponosi fantazja.
Boję się. Ten człowiek ma w sobie coś z szaleńca, nie wiem, co się ze mną stanie. Przeraża mnie przebywanie w jego otoczeniu. Od tych ludzi bije taki strach, że boją się na ciebie spojrzeć, kiedy nie jest to zgodne z jego wolą.
Kończy kroić owoc, po czym odkłada nóż na stół i chwyta talerz w dłonie. Kiedy do mnie podchodzi, mój wzrok mimowolnie pada na ostrze noża. Gdybym była wystarczająco szybka, pewnie udałoby mi się go dosięgnąć.
– Usiądź – mówi swoim nieznoszącym sprzeciwu tonem.
Od razu wykonuję polecenie, nie chcę zostać ukarana. Wizja potwornych rzeczy, które wyryją mi się w pamięci, jest dla mnie nie do przyjęcia. Jestem psychicznie wykończona. Ale przynajmniej już wiem, co się dzieje z jego zabawkami, kiedy mu się znudzą. I nie mam zamiaru tak skończyć.
– Otwórz usta.
Rozchylam je bez sprzeciwu, czuję na języku smak owocu. Zamykam usta i gryzę słodki kawałek jabłka. Przesuwa kciukiem po moich wargach, a następnie zsuwa dłoń na piersi. W oczach stają mi łzy, bo nie chcę tego, o czym on teraz myśli.
– Jedz – nakazuje, kiedy przestaję gryźć.
Jego spojrzenie jest tak intensywnie czarne, że zaczynam się zastanawiać, czy jego oczy posiadają tęczówki. Ja widzę jedynie ciemność tak wyraźną, że mogę się w niej przejrzeć. Nie chcę testować jego cierpliwości, więc kontynuuję żucie.
Kiedy kończy mnie karmić, odkłada talerz na stół, a mój wzrok znów wędruje w kierunku noża, a następnie na jego umięśnione plecy i szerokie ramiona. Gdyby nie był takim potworem, z pewnością wydawałby się atrakcyjny. Kwadratowa szczęka, ciemne oczy, włosy. I ta idealnie, niezbyt przesadnie wyrzeźbiona sylwetka. To facet, w którym można się zakochać.
Dopóki nie pozna się go bliżej.
Nie patrząc na mnie, podąża w stronę okna. Zerkam to na niego, to na nóż leżący na stole. Opiera się dłońmi o parapet, a ja zauważam, że wpatruje się w widok za oknem i się zamyśla. Podejmuję się szybkiej kalkulacji. Udałoby mi się podejść cicho i chwycić nóż, zdążyłabym wbić go w jego plecy.
Robię zatem to, co postanowiłam. Drugiej takiej szansy mogę nie mieć, a nigdy nie wybaczyłabym sobie, gdybym nie spróbowała walczyć.
Cicho podchodzę do stołu. Biorę nóż w dłoń i robię zamach, kierując ostrze w okolice jego szyi. Nigdy nie sądziłam, że będę zdolna kogoś zabić. Jednak teraz to kwestia wyboru; albo on zabije mnie, albo ja jego. A ja chcę żyć. Mogłabym odebrać życie sobie, wiele razy już o tym myślałam, ale mam w sobie wolę przetrwania. Gdzieś w głębi serca czuję, że mogę znów zobaczyć mojego męża. Mimo moich rozterek bałabym się odejść z tego świata, nie próbując odzyskać dawnego życia.
– Oblałaś ten test, perło – warczy mi wprost do ucha i łapie mnie za rękę, w której trzymam nóż.
Czuję, jak uginają się pode mną kolana, kiedy wyciąga ostrze z mojej dłoni.
– Chciałem zapewnić ci teraz piękne wspomnienia, jednak widzę, że wolisz te brutalne. – Cmoka, a ja uwalniam łzy, spływają mi po policzkach.
– Proszę – skomlę z przerażenia niczym psiak.
– Nie proś, perło. – Przejeżdża językiem po mojej twarzy. – Tej nauczki długo nie zapomnisz.
Uderza mnie, a ja kolejny raz dzisiejszego dnia bezwiednie osuwam się na podłogę.
Chloe
„Nieważne, jakie miejsce w hierarchii zajmujesz. Każdy ma prawo do miłości”.
10 lat wcześniej
Uwielbiam siedzieć na tym wzgórzu. Mam stąd idealny widok na całe miasteczko. Jak na dłoni widać podział na biednych i bogatych. Ja urodziłam się po stronie biednych. Moja mama jest alkoholiczką, do tego ostatnio znalazłam w domu kilka strzykawek. Przeważnie chodzę głodna, jem to, co znajdę. Po szkole sprzątam w domach tej drugiej części miasteczka, zamożniejszej. Jako zapłatę proszę wyłącznie o jedzenie, bo jeżeli dostaję pieniądze, mama od razu mi je zabiera.
Wypuszczam powietrze z płuc i zachwycam się zachodzącym słońcem. Ten dzień był wyczerpujący. Nie mam przyjaciół, bo nie mam dla nikogo czasu. Nie mam ojca, bo zostawił mamę, gdy się dowiedział o ciąży. Rodzice matki nie żyją. Mam piętnaście lat i chcę tak działać teraz, aby moje życie w przyszłości było piękniejsze. Pójść na studia, zostać architektem. Moje marzenie to wreszcie żyć godnie, a nie jak dotąd, jak karaluch.
Moje rozmyślania przerywa cichy szelest liści za plecami. Wstaję i odwracam się spłoszona, patrzę w stronę pobliskich krzaków. Przygotowuję się do ucieczki, ale uspokajam oddech i czekam na rozwój wydarzeń. Po chwili moim oczom ukazuje się Andres, syn dwójki lekarzy, u których sprzątam. Andres przyjechał tutaj z Hiszpanii dwa lata temu i zamieszkał jakieś trzy kilometry ode mnie.
– Jesteś tu sama? – pyta nieśmiało, ruszając w moim kierunku, a ja tylko niepewnie przytakuję.
Chłopak drapie się po podbródku. Jest dwa lata starszy ode mnie. Jego oczy mają barwę piwa, a włosy głębokiej czerni. Po chwili podchodzi do mnie bliżej i siada na miejscu, które wcześniej zajmowałam ja. Odwraca głowę w moją stronę, po czym uśmiecha się ciepło.
– Siadaj, Chloe.
Zaciskam wargi, spełniając jego polecenie. Nie chcę go rozzłościć, bo kiedy powiedziałby o tym rodzicom, oni mogliby przestać korzystać z moich usług.
– Wiesz, jak mam na imię? – pytam zaskoczona, bo nigdy nie zamieniliśmy ze sobą choćby słowa.
Kiwa na potwierdzenie, patrząc mi w oczy. Speszona odwracam wzrok. Nie jestem zbyt dobra w nawiązywaniu relacji z ludźmi, a zwłaszcza z chłopcami. Andresowi to nie przeszkadza. Przysuwa się bliżej mnie, przykrywa moją dłoń swoją i patrząc przed siebie, szepcze:
– Wiem o tobie bardzo dużo, hermosa*. Jednak chcę się dowiedzieć znacznie więcej. – Jest tak blisko, że czuję jego usta przy uchu. – Chcę więcej ciebie.
Marszczę brwi, nie rozumiem znaczenia jego słów.
– Co to znaczy hermosa? – pytam, ewidentnie zaciekawiona.
– Piękna – odpowiada Andres z uśmiechem na ustach.
Rumienię się na te słowa, bo nie uważam się za piękną. Jestem szczuplejsza, niż powinnam być, a to dlatego, że nie jem tyle, ile wymaga ciało w tym wieku. Oczy mam szare, tak nijakie jak ja. Włosy długie do pasa, w odcieniu ciemnego brązu. Zaczynam naprawdę dojrzewać, jednak gdybym właściwie się odżywiała, lepiej byłoby widać po mnie kobiece kształty. Moje ubranie jest znoszone oraz naciągnięte. W niektórych miejscach ponaszywałam łaty, by zamaskować w nich dziury.
– Powiedz, Chloe – Andres zwraca na siebie moją uwagę – czy zostaniesz moją żoną?
Zaczynam panikować, rozglądam się nerwowo. Jakieś nieznane uczucie przelewa mi się przez ciało. Oczy zachodzą mi łzami.
– Czy to jakiś żart, Andres? Są gdzieś tutaj twoi koledzy i chcecie się ze mnie pośmiać, tak? Królewicz, który robi sobie żarty z Kopciuszka? Chyba nie tak leciała ta bajka.
Podnoszę się gwałtownie, chcę odejść, jednak chłopak chwyta mnie za rękę, która drży zbyt mocno.
– To nie żart, Chloe – szepcze mi do ucha, mocniej przytulając mnie do siebie. – Pokochałem cię w momencie, gdy po raz pierwszy weszłaś do naszego domu w tych szerokich spodniach. Kiedy zacząłem cię obserwować, stwierdziłem, że przepadłem. Jesteś tak dobra i piękna, a do tego dzielna. Chcę, byś miała mnie na uwadze w kwestii ożenku.
– Mam piętnaście lat – odpowiadam głucho. Nie wierzę w to, co się dzieje. Cały czas spoglądam w krzaki nieopodal, wydaje mi się, że ktoś z nich zaraz wyskoczy i krzyknie, że to głupi żart.
– Wiem, ale na razie możemy po prostu spędzać ze sobą czas.
– Jak przyjaciele? – Odsuwam się od niego skrępowana. Podkurczam palce u stóp, a serce bije mi tak szybko, że niemal słyszę jego uderzenia w uszach.
– Możesz tak to nazywać, hermosa. – Unosi kącik ust, a następnie patrzy w stronę zachodzącego słońca.
– A nauczysz mnie hiszpańskiego? – pytam, chowając dłonie za plecami.
Andres śmieje się radośnie, a kiedy znów zawiesza na mnie swoje spojrzenie, w jego oczach dostrzegam błysk.
– Czego tylko zapragniesz, Chloe.
8 lat wcześniej
– Są piękne, Andres.
Siedzimy na naszym wzgórzu, a ja czuję się bezpieczna jak nigdy wcześniej w swoim życiu. Jesteśmy razem od dwóch lat. Kiedy rodzice mojego chłopaka dowiedzieli się, że się przyjaźnimy, wyrzucili mnie z pracy. Tak jak podejrzewałam. Posądzili mnie o to, że córka ćpunki uwiodła ich syna.
Wzdycham, zaciągając się zapachem róż, które otrzymałam od Andresa. Przyniósł także pudełko z pizzą, na co mój brzuch zaburczał radośnie. Andres naprawdę mnie kocha, a ja kocham jego. Tylko przy nim czuję się bezpieczna i spokojna. Jest moją bezpieczną przystanią.
– To ty jesteś piękna. – Pochyla się, po czym składa na moich ustach ciepły pocałunek. Kiedy odsuwa ode mnie swoje kształtne wargi, na ciele pojawia mi się gęsia skórka.
– Kim chcesz zostać w przyszłości, Andres? – zmieniam temat, bo naprawdę nie wiem, jak reagować, gdy chłopak wychwala moją urodę. Poza tym to pytanie jest bardzo na czasie, Andres za chwilę będzie musiał wybrać kierunek studiów.
– Architektem. – Wzrusza ramionami.
Patrzę na niego z otwartymi z szoku ustami.
– Spodziewałaś się, że chcę zostać lekarzem? – prycha, odgryzając kawałek pizzy.
Marszczę brwi, bo jak widać, wcale tak dobrze go jeszcze nie znam. Przykrywam jego dłoń swoją.
– Tak właśnie myślałam. Nie pytałam wcześniej, bo z góry tak założyłam.
– Tego chcą moi rodzice, ale nie ja – burczy rozeźlony. Chyba poruszyłam niewygodny temat.
– Ja też chcę zostać architektem. – Mój uśmiech się poszerza na myśl o tym, że mamy wspólną pasję.
– Zatem nimi zostaniemy, hermosa. Skończymy szkołę, potem weźmiemy ślub, no i oczywiście otworzymy własne biuro. – Posyła mi ciepły uśmiech, zaciskając palce na mojej ręce.
– Cudownie! – piszczę podekscytowana i zarzucam mu ramiona na szyję.
Obejmuje mnie w talii, a ja mocniej wtulam się w jego umięśniony tors. Niestety nie jest nam dane nacieszyć się tą chwilą. Nagle czuję mocne szarpnięcie w tył.
– Ty mała brudasko! Chyba wyraziliśmy się jasno!
Matka Andresa odciąga mnie od syna, a jego ojciec zagradza mu drogę, aby nie mógł mnie dosięgnąć.
– Nie chcę cię nigdy więcej widzieć z naszym synem!
Kulę się w sobie, jej słowa dotkliwie mnie ranią. Łzy spływają mi po policzkach. Oplatam się ramionami i odwracam głowę w bok, jakby mnie spoliczkowała.
– Idź do domu, Chloe. Ja się tym zajmę. – Andres patrzy gniewnie na ojca, przyjmując wyprostowaną postawę.
Kiwam głową, po czym odchodzę od tej rodziny.
Jest mi przykro z powodu tego zajścia, ale wiem, że Andres naprawdę mnie kocha i wróci po mnie. Jest przy mnie od dnia, w którym zaczepił mnie na tym wzgórzu, i jestem pewna, że już zawsze będziemy razem, nikt nas nie rozdzieli. Czymże jest twoje szczęście w morzu piranii? Ludzie często wcale nie chcą tego, co masz ty. Ale skoro oni tego nie mają, dlaczego ty miałabyś to mieć?
Myślałam, że teraz wreszcie zaczyna się moja bajka. I miałam rację, bo bajka się zaczęła. Jednak ta historia nie ma się zakończyć happy endem, jak u braci Grimm.
Ta baśń posiada drugie oblicze. Posiada mroczne oblicze, a ja wpadnę w sam jej środek.
W sam środek ludzkiego gniewu.
*Hermosa (hiszp.) – piękna.
Chloe
„Mogłam być częścią schematu przyjętego przez ludzi, ale zwyczajnie nie chciałam”.
Obecnie
Kiedy przychodzi najważniejszy dzień w twoim życiu, masz nadzieję, że ktoś przy tobie będzie. Złapie cię za rękę, gdy będziesz się trząść ze zdenerwowania niczym liść na wietrze. Doda ci otuchy albo zwyczajnie utwierdzi cię w tym, że dokonałaś dobrego wyboru.
Ja nie mam takiej osoby.
Nie mam przyjaciółki, która poprawiałaby mi teraz makijaż.
Nie mam siostry, która pomogłaby mi ubrać suknię.
Nie mam matki, która patrzyłaby na mnie ze łzami w oczach.
Zaraz, zaraz… Matkę mam, ale ona z pewnością leży gdzieś naćpana. Nawet nie wie, że jej córka dzisiaj wychodzi za mąż.
Przesuwam drżącymi dłońmi po włosach, które ułożyłam w delikatny kok. Patrzę w lustro i już nie widzę w nim brudnej, wychudzonej dziewczyny, która sprzątała wille w zamian za miskę zupy. Teraz patrzę na dorosłą kobietę. Panią inżynier, która ukończyła studia, a następnie założyła własne biuro projektowe z mężczyzną, który jest spełnieniem jej marzeń.
Andres jest moim księciem z bajki. Królewicz, który od początku trwał przy swoim Kopciuszku. Dzielnie znosił wszystkie przeciwności, jakie zrzucał na nas los. Może nie do końca sam los, a raczej ludzie, którym nie podobała się nasza bajka. Oczywiście na czele z jego rodzicami. Jednak daliśmy radę, a dzisiaj jesteśmy w tym miejscu.
Gdy do moich uszu dobiega marsz Mendelssohna, robię głęboki wdech, po czym wypuszczam nagromadzone w płucach powietrze i kładę dłoń na klamce. Otwieram drzwi, a następnie kieruję się w stronę ołtarza. Kościół nie jest wypełniony po brzegi. Jestem tylko ja, Andres oraz dwoje naszych znajomych ze studiów, którzy pełnią role świadków. Rzecz jasna, nie robimy hucznego wesela – ja nie mam rodziny, a rodzice Andresa nie przyjdą na ślub brudaski. Nadal mnie tak nazywają, mimo że nie jestem już brudną, biedną dziewczyną.
Kroczę pewnie przed siebie i uśmiecham się szczerze na widok mojego wybranka. Stoi obok pastora w idealnie skrojonym, ciemnym garniturze, a z jego oczu mogę wyczytać tyle cudownych emocji. Każdy krok przybliża mnie do pełni szczęścia. Serce bije mi szybko, ale to wyłącznie ze szczęścia. Za moment będę żoną, a wkrótce postaramy się i o to, żebym została także matką.
Jedynie metr dzieli mnie i Andresa. Mój ukochany wyciąga do mnie dłoń, a ja unoszę kąciki ust. Kiedy z ufnością kładę swoją dłoń na jego, przekazuję mu niemą wiadomość. Oficjalnie składam swoje serce w jego ręce. Ledwie udaje mi się powstrzymywać łzy szczęścia.
Pastor chrząka, kiedy wpatrujemy się w siebie zbyt długo. Nawet nie mrugamy, boimy się, że to sen i czar zaraz pryśnie.
– Czy macie gotowe przysięgi? – Słowa pastora sprowadzają nas na ziemię, ale my nadal krzyżujemy spojrzenia.
– Tak – odpowiada Andres, a jego usta rozciągają się w jeszcze większym uśmiechu.
Ja jestem jedynie w stanie potwierdzić skinieniem głowy. Mój przyszły mąż domaga się, abym podała mu drugą dłoń. Robię to, czego oczekuje, a on przyciska nasze splecione palce do klatki piersiowej.
– Oddałem ci swoje serce w momencie, kiedy po raz pierwszy przekroczyłaś próg mojego domu. Wiedziałem, że za tą podartą kurtką i szerokimi spodniami kryje się idealna, czysta dusza, że zrobię wszystko, aby była tylko moja. Nikt nie przeszkodzi mi w tym, bym był blisko ciebie. Będę walczył z całym światem o naszą miłość. Będę walczył z rodziną, przyjaciółmi, wszystkimi ludźmi, a nawet z samym diabłem. Bo nikt nie odbierze nam tego, co mamy, Chloe – kończy Andres i całuje wnętrze moich dłoni. Ani na sekundę nie spuszcza ze mnie spojrzenia.
Ciepłe łzy obmywają mi policzki. Łapię urywany oddech, serce ścisnęło mi się z emocji. Słowa mojego przyszłego męża są takie piękne. Jednak najważniejsze jest to, że mówi prawdę, co nie raz mi udowodnił.
– Nie wierzyłam… – Chrząkam, ciężko mi wydusić z siebie słowa. – Nie wierzyłam, kiedy po raz pierwszy powiedziałeś, że chcesz, abym była twoją żoną. Myślałam, że to jakaś głupia zabawa. Jednak ty mówiłeś najprawdziwszą prawdę. Jesteś człowiekiem odważnym, mądrym, o wielkim sercu oraz czystej duszy. Przez te wszystkie lata udowadniałeś, że twoja miłość do mnie jest czysta i prawdziwa. Ja w tym miejscu przysięgam ci, że byłeś, jesteś i będziesz moim jedynym, do końca życia. I gdybym miała walczyć z samym diabłem, to pokonałabym całe zło, bylebyśmy tylko byli razem. Albo bym zginęła – dodaję ciszej, próbując powstrzymać drżenie rąk.
– Strasznie dużo tych metafor związanych z ciemnymi mocami – dopowiada niepewnie pastor. – Może lepiej nie kusić losu?
Andres śmieje się szczerze. Dołączam do niego, bo oboje myślimy, że słowa księdza to tylko żart na rozluźnienie. Jedyną osobą, która się nie uśmiecha, jest wysłannik zła, obserwujący nas z bezpiecznej odległości.
Razem z Andresem wygraliśmy tyle walk, ale najważniejsza bitwa przed nami.
Walczyliśmy z ludźmi, a teraz przyjdzie nam walczyć z samym diabłem.
Stawką będzie moje życie oraz nasze małżeństwo.
***
– Chloe! Chloe! – Głos mojej asystentki zatrzymuje mnie w miejscu. Odwracam się w jej stronę pośpiesznie, bo jestem nieco spóźniona.
– Co się dzieje, Rachel?
Młoda dziewczyna podbiega do mnie, łapiąc głęboki wdech. Kiedy się uspokaja, patrzy mi w oczy ze współczuciem.
– Rodzice szefa czekają w twoim gabinecie – zaczyna, a mnie przyśpiesza serce ze zdenerwowania. – Kazałam im poczekać przed drzwiami, ale nie posłuchali. Zadzwoniłam po pana Andresa, a ten natychmiast się zjawił. Wszyscy czekają na ciebie w środku.
Oczywiście, że nie posłuchali. Uważają się za panów całego świata. Moje ciało zalewa fala ulgi, że mój mąż także będzie przy tej rozmowie.
– Dziękuję ci, Rachel. – Próbuję wydobyć z siebie chociaż cień uśmiechu, ale marnie mi to wychodzi.
– Zaparzyć kawy?
– To nie będzie konieczne. Oni długo tutaj nie zabawią – odpowiadam, szykując się na spotkanie z teściami. Z ludźmi, którzy mnie nienawidzą.
Prostuję plecy i unoszę głowę do góry, a następnie naciskam na klamkę.
– Kochanie… – Andres podchodzi do mnie, po czym łapie mnie za dłoń.
– Co was do nas sprowadza? – przerywam mężowi, od razu przechodząc do sedna. Chcę, by jak najszybciej wylali swoje żale i się stąd wynieśli.
Zapada niezręczna cisza, podczas której nie zamierzam proponować, aby usiedli. Nie pytam nawet, czy zechcą się czegoś napić.
Teść chrząka, czym zapewne chce zwrócić na siebie uwagę żony. Moja teściowa wygląda, jakby była w transie. Wydaje się, że chce coś powiedzieć, ale nie do końca może wydusić z siebie słowa. Stoi, jakby znalazła się tutaj za karę.
– Otóż, drogie dzieci – zaczyna miłym głosem, który słyszę po raz pierwszy w życiu – jest nam niezmiernie przykro, że tak potoczyły się nasze losy. Zrozumieliśmy, że wasza miłość jest silna i zamierzacie być ze sobą do końca życia, co nie raz udowodniliście.
Wypowiada tę kwestię, a ja mam wrażenie, że zaraz zwymiotuje. Kiedy patrzy wprost na mnie, widzę w jej oczach coś na kształt wstrętu.
– Dlatego chcemy was przeprosić – kontynuuje tortury mój teść.
Patrzę na niego tak, jakby wyrosła mu druga głowa. Teściowa chyba zaraz zemdleje. To nie są szczere przeprosiny. Coś tutaj śmierdzi.
– Dlaczego akurat teraz? – Andres zadaje pytanie, które i mnie siedzi w głowie.
– Uważamy, że już dość się wam naprzykrzaliśmy…
– Nie no, w życiu – parskam, przerywając teściowej.
Ta wbija we mnie miażdżące spojrzenie, ale zaraz wraca do swojej roli, nerwowo wygładza żakiet.
– Bardzo boli nas fakt, że nie byliśmy na ślubie syna. To z naszej winy. – Chrząka, po czym nurkuje dłonią w swojej dużej torebce. – To dla was. Spóźniony prezent ślubny.
Matka Andresa wyciąga czarną kopertę i podaje ją synowi, ale mnie nie zaszczyca nawet spojrzeniem. W jej oczach pojawia się nadzieja. Kolor koperty nadaje się na pogrzeb, a nie na prezent ślubny. Andres wysuwa z niej ulotkę oraz dwa bilety.
– Wycieczka do Meksyku? – pyta mój mąż, unosząc wysoko brew.
Teściowa posyła mu wymuszony uśmiech.
– Chyba nie byliście jeszcze w podróży poślubnej?
– Wzięliśmy ślub dwa dni temu – odpowiadam, zaciskając mocno szczęki. Ta kobieta jest tak irytująca, że nie dam rady zostać z nią w jednym pomieszczeniu pięć minut dłużej.
– To idealny czas, żeby się sobą nacieszyć. Wszystko macie opłacone. Wyjedźcie, rozluźnijcie się…
– Odlot jest jutro rano – przerywa Andres, marszcząc brwi nad ulotką.
– To idźcie się pakować – teść wydaje polecenie nieznoszące sprzeciwu.
– Dziękujemy za prezent – odpowiada mój mąż, chowając bilety z powrotem do koperty. – Pomyślimy nad tym.
– Oby nie za długo! – Teściowa zarzuca torebkę na ramię i kieruje się do drzwi. Teść rusza na nią, po czym otwiera je zamaszyście. Matka Andresa odwraca się szybko, lecz zanim opuszcza gabinet, dodaje: – Do zobaczenia… – wymusza uśmiech – …dzieci – kończy, zostawiając w powietrzu niemą obietnicę.
– Co o tym myślisz? – pytam Andresa, ale wzrok wciąż mam utkwiony w drzwiach. Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że właśnie rozegrał się jeden ze spektakli.
– Może rzeczywiście zmądrzeli?
Odwracam się gwałtownie w jego stronę, wytrzeszczając oczy w niedowierzaniu.
– Chyba w to nie wierzysz? Widziałeś, jak się zachowywała twoja matka? Jakby chciała zwymiotować przez sam fakt, że znajduje się ze mną w tym samym pomieszczeniu.
Andres przytula mnie mocno do siebie. Zaciągam się zapachem jego perfum, co mnie odrobinę uspokaja.
– Może nie będą dla nas mili, ale wyjazd by się nam przydał – szepcze.
– Odpoczynek?
– Myślałem raczej o intensywnym, krótkim wyjeździe z moją seksowną żoną – chrypie, przesuwając nosem po mojej szyi.
Wzdycham, rozkoszując się tym gestem. Andres zostawia mi na ustach słodki pocałunek.
– Wróćmy do domu. Zróbmy sobie wolne.
– Przecież nie będziemy się pakować cały dzień, Andres. – Odsuwam się od niego delikatnie, zanim nogi całkiem odmówią mi posłuszeństwa. – Możemy zostać jeszcze w pracy.
– Zdecydowanie nie możemy zostać dłużej w pracy – odpowiada, wkładając mi dłoń pod spódnicę.
Oddech mi przyśpiesza, kiedy jego usta zmierzają w stronę piersi. W zasadzie już dawno nie spędziliśmy beztroskiego popołudnia. Ciągle nauka i praca, więc dla nas nie zostawało zbyt wiele wolnego czasu. Ślub to idealna okazja, aby się sobą nacieszyć. Chociaż przez chwilę. Andres zawsze robił wszystko, bym była szczęśliwa. Dlaczego ja choć raz nie mogę zrobić czegoś dla niego?
– Zatem chodźmy do domu, mężu. Mamy dużo do zrobienia.
Palce Andresa zatrzymują się przy brzegu moich majtek, mój mąż uśmiecha się chytrze.
– Cokolwiek sobie życzysz, żono.
Chloe
„Głosy w twojej głowie są tam z jakiegoś powodu”.
Dalsza część dostępna w wersji pełnej
Redaktorka prowadząca: Agnieszka Nowak
Redakcja: Marta Pustuła
Korekta: Katarzyna Kusojć
Projekt okładki: Łukasz Werpachowski
Zdjęcie na okładce: © Adobe.Stock.com / Ivan Babydov
Copyright © 2022 by Paulina Zalecka
Copyright © 2022, Niegrzeczne Książki an imprint of Wydawnictwo Kobiece Łukasz Kierus
Wszelkie prawa do polskiego przekładu i publikacji zastrzeżone. Powielanie i rozpowszechnianie z wykorzystaniem jakiejkolwiek techniki całości bądź fragmentów niniejszego dzieła bez uprzedniego uzyskania pisemnej zgody posiadacza tych praw jest zabronione.
Wydanie elektroniczne
Białystok 2022
ISBN 978-83-67335-59-1
Grupa Wydawnictwo Kobiece | www.WydawnictwoKobiece.pl
Na zlecenie Woblink
woblink.com
plik przygotowała Katarzyna Rek