Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Pełna uroku, ciepła i baśniowości opowieść o Świętym Mikołaju
Każde dziecko słyszało o Świętym Mikołaju, który przynosi prezenty na Boże Narodzenie. Mało kto jednak poznał jego historię. Magiczna opowieść Życie i przygody Świętego Mikołaja daje odpowiedzi na wszystkie trudne bożonarodzeniowe pytania. Dlaczego Święty Mikołaj podróżuje saniami, które ciągną renifery? Jak to się dzieje, że mieści się w kominie, i jak udaje mu się dostarczyć wszystkie zabawki w jedną zimową noc?
Wydana po raz pierwszy w 1902 roku opowieść zaczyna się w chwili, gdy nimfa leśna znajduje porzucone w lesie niemowlę. Dorastające pośród mitycznych leśnych stworzeń dziecko uczy się, jak pokonywać zło, i u progu dojrzałości odkrywa, jak powrócić do świata ludzi. Wtedy to postanawia obdarowywać prezentami i dzielić się miłością ze swoimi współbraćmi.
L. Frank Baum, autor Czarnoksiężnika z Krainy Oz, stworzył porywający wyobraźnię czytelnika, pełen uroku i fantazji świat, zamieszkiwany przez wyjątkowe i wzbudzające sympatię postaci.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 128
Czy słyszeliście o wielkim lesie Burzee? Śpiewała mi o nim niania, gdy byłem dzieckiem. Śpiewała mi o rosnących gęsto drzewach z szerokimi pniami, których korzenie splatają się ze sobą pod ziemią, a konary łączą w górze, o szorstkiej korze na ich powierzchni i dziwacznych, powykręcanych gałęziach, o gęstym listowiu, które niczym baldachim przykrywa cały las. Tylko pojedynczym promieniom słońca udaje się przedostać w dół i ozdobić ziemię cętkami, sprawiając wrażenie, że dziwne i intrygujące cienie tańczą na mchach, porostach i wędrujących ławicach suchych liści.
Las Burzee jest wielki, wspaniały i zachwyca wszystkich, którzy szukają schronienia w jego cieniu. Jeśli wejdziesz do jego labiryntu wprost ze skąpanej w słońcu łąki, najpierw wyda ci się ponury, potem przyjemny, a na koniec stanie się źródłem niekończącego się zachwytu.
Przez setki lat las trwał w całej swej krasie, a jego ciszy nie zakłócało nic prócz odgłosów pracowitych wiewiórek, pomruków dzikiej zwierzyny i śpiewu ptaków.
Jednak las Burzee ma swoich mieszkańców. Natura wypełniła go na samym początku wróżkami, zaklinaczami zwierzyny, strażnikami roślin i nimfami. Tak długo jak będzie istniał las, znajdą w nim dom, schronienie i miejsce zabawy te drogie nieśmiertelne istoty, rozkoszujące się życiem w jego głębi.
Cywilizacja nie dotarła jeszcze do Burzee. Czy kiedyś tak się stanie?
Kiedyś, tak dawno temu, że nie słyszeli o tym nawet nasi pradziadkowie, w wielkim lesie Burzee mieszkała nimfa leśna o imieniu Nesil. Była ona blisko spokrewniona z potężną królową Zurliną, a jej dom znajdował się w cieniu rozłożystego dębu. Raz w roku, w świąteczny dzień, gdy drzewa wypuszczają nowe pąki, to właśnie Nesil przybliżała złoty kielich Aka do ust królowej, która piła z niego za pomyślność lasu. Widzicie więc, że była ona nimfą, która coś znaczyła, a ponadto cieszyła się uznaniem ze względu na urodę i wdzięk.
Nie umiała powiedzieć, kiedy została stworzona, podobnie królowa Zurlina; nawet sam wielki Ak nie umiał tego powiedzieć. Było to dawno temu, gdy świat był nowy i nimfy były potrzebne, żeby strzec lasów i dbać o młode drzewa. Wtedy, pewnego dnia, o którym nikt już nie pamiętał, narodziła się Nesil. Była promienna, śliczna, prosta jak struna i szczupła jak młode drzewko, do którego pilnowania została stworzona.
Miała włosy koloru łupiny kasztana i oczy, które zdawały się niebieskie w promieniach słońca i purpurowe w cienistym mroku. Na jej policzkach gościły bladoróżowe rumieńce, które kolorem przypominały obrys chmury podczas zachodu słońca. Miała karminowe usta, pełne i słodkie. Na strój wybrała zieleń liści dębu — wszystkie nimfy leśne noszą ten kolor i nie widzą dla siebie lepszego. Jej malutkie stopy obute były w sandałki, głowę miała odkrytą, a jej jedyną ozdobę stanowiły jedwabiste pukle.
Nesil nie miała zbyt wielu obowiązków, a i te były nieskomplikowane. Pilnowała, aby kłopotliwe chwasty nie wyrastały pod drzewami i nie pozbawiały jej podopiecznych cennego, obecnego w ziemi pożywienia. Płoszyła latające gadgole, które złośliwie wpadały z impetem w pnie drzew i raniły je tak, że drzewa więdły i ginęły od ich trucizny. W czasie suszy nimfa przynosiła wodę ze strumieni i sadzawek i zwilżała korzenie swoich spragnionych podopiecznych.
Tak było na początku. Chwasty od tamtej pory nauczyły się unikać lasów, w których mieszkały nimfy leśne, wstrętne gadgole nie śmiały się już do nich zbliżać, drzewa zrobiły się starsze, bardziej wytrzymałe i znosiły suszę lepiej niż wtedy, gdy były młodymi drzewkami. Nesil miała więc mniej obowiązków i czas zaczął się jej dłużyć, a kolejne lata stały się nużące i monotonne, zupełnie nie pasując do radosnego usposobienia nimfy.
To prawda, że mieszkańcom lasu nie brakowało rozrywki. Podczas każdej pełni księżyca tańczyli w królewskim kręgu królowej. Odbywały się też uczty orzechów, jubileusze jesiennego kolorowania, uroczysta ceremonia zrzucania liści i huczne zabawy w dniu wypuszczania pąków. Ale te okresy radosnego świętowania zdarzały się rzadko, a czas pomiędzy nimi płynął wolno.
Żadna z sióstr Nesil nie przypuszczała nawet, że nimfa wodna może zrobić się taka markotna. Stało się tak jednak dopiero po wielu latach melancholijnego rozmyślania. Ale gdy Nesil już raz stwierdziła, że życie jest uciążliwe, straciła wszelką cierpliwość i marzyła tylko o tym, żeby zrobić coś wyjątkowego i od tej pory spędzać dni w sposób, o jakim innym nimfom leśnym nawet się nie śniło. Jedynie samo najwyższe Prawo Lasu powstrzymywało ją przed tym, by wyruszyć na poszukiwanie przygody.
I gdy te przygnębiające myśli trapiły śliczną Nesil, zdarzyło się, że wielki Ak odwiedził las Burzee i pozwolił, aby nimfy leśne, jak to miały w zwyczaju, położyły się u jego stóp i słuchały słów mądrości, które padały z jego ust. Ak jest mistrzem lasów całego świata.
Tej nocy ujął on dłoń królowej, ponieważ kochał nimfy, jak ojciec kocha swoje dzieci, a Nesil leżała u jego stóp pośród swoich sióstr i pilnie go słuchała.
— Wiedziemy takie szczęśliwe życie, moje miłe, na naszych leśnych polanach — powiedział Ak, głaszcząc z namysłem siwą brodę — i nie zdajemy sobie sprawy ze smutku i nieszczęścia, które przypada w udziale wszystkim biednym śmiertelnikom zamieszkującym szerokie połacie tego świata. Nie należą do naszej rasy, to prawda, jednak istoty tak wyróżnione jak my winne są im zrozumienie. Często, gdy mijam domostwo jakiegoś cierpiącego śmiertelnika, odczuwam pokusę, żeby przystanąć i przegnać nieszczęście biedaka. Cierpienie, umiarkowane, stanowi jednak nieodłączny element życia śmiertelników i nie jest naszą sprawą ingerowanie w prawa Natury.
— Jednakże myliłby się ten, kto by sądził, że Ak nie pomaga całkiem często tym nieszczęsnym śmiertelnikom — odparła mądra królowa, skinąwszy głową ze złotymi lokami w kierunku mistrza lasów.
Ak się uśmiechnął.
— Czasami, gdy są bardzo młodzi — przyznał. — Pomagam „dzieciom”, jak nazywają je śmiertelnicy. Przystawałem nieraz, by wybawić je z nieszczęścia. Nie śmiem jednak ingerować w życie kobiet i mężczyzn. Muszą znosić ciężar, jaki nałożyła na ich barki Natura. Ale bezradne niemowlęta, niewinne dzieci człowieka mają prawo do szczęścia, zanim dorosną i będą w stanie znosić trudy ludzkiego życia. Tak więc uważam, że mam prawo im pomagać. Całkiem niedawno — może rok temu — znalazłem czworo dzieci skulonych razem w drewnianej chatce. Niewiele brakowało, a zamarzłyby na śmierć. Rodzice pojechali do sąsiedniej wioski po żywność i zostawili ogień na kominku, by maleństwa ogrzały się przy nim pod ich nieobecność. Ale rozpętała się śnieżyca i zasypała drogę, więc długo nie wracali. Tymczasem ogień wygasł i czekające dzieci przemarzły do szpiku kości.
— Biedactwa! — szepnęła miękko królowa. — I co zrobiłeś?
— Wezwałem Nelko, polecając mu, by przyniósł drewno z mojego lasu, i dmuchałem w nie tak długo, aż ogień znowu się rozpalił i ogrzał mały pokój, w którym leżały dzieci. Wtedy przestały drżeć i spały do powrotu rodziców.
— Cieszę się, że tak postąpiłeś — stwierdziła dobra królowa i obdarzyła mistrza promiennym uśmiechem.
— Ja też się cieszę! — zawtórowała szeptem Nesil, która wsłuchiwała się w każde słowo.
— A dziś wieczorem, gdy znalazłem się na skraju Burzee, usłyszałem ciche kwilenie i stwierdziłem, że pochodzi od człowieczego niemowlęcia — kontynuował opowieść Ak. — Rozejrzałem się dookoła i zauważyłem w pobliżu lasu bezbronne dziecię. Leżało zupełnie nagie na trawie i żałośnie zawodziło. Nieopodal, za parawanem lasu, czaiła się Szigra, lwica, z zamiarem pożarcia niemowlęcia na wieczorny posiłek.
— I co zrobiłeś, mistrzu? — zapytała, wstrzymując oddech, królowa.
— Niewiele, jako że spieszyłem się, żeby powitać moje nimfy. Ale poleciłem lwicy, aby położyła się obok dziecka i nakarmiła je mlekiem, żeby zaspokoiło głód. I nakazałem jej, aby rozesłała wieści po całym lesie, do wszystkich zwierząt i gadów, że dziecku nie może się stać żadna krzywda.
— Cieszę się, że tak postąpiłeś — powtórzyła królowa z ulgą w głosie.
Tym razem jednak Nesil jej nie zawtórowała, ponieważ kierowana przemożnym postanowieniem oddaliła się nagle od zebranych.
Jej gibka postać szybko przemierzała leśne ścieżki, aż nimfa znalazła się na skraju wielkiego Burzee, gdzie się zatrzymała i rozejrzała z zaciekawieniem dookoła. Nigdy wcześniej nie zawędrowała tak daleko, ponieważ Prawo Lasu każe przebywać nimfom w samej jego głębi.
Nesil wiedziała, że łamie Prawo Lasu, ale ta myśl wcale nie powstrzymała jej drobnych stópek. Postanowiła zobaczyć na własne oczy to niemowlę, o którym opowiadał Ak, ponieważ nigdy nie widziała dziecka człowieka. Wszystkie istoty nieśmiertelne są dorosłe — nie ma pośród nich dzieci. Zerkając przez drzewa, Nesil dostrzegła dziecko leżące na trawie. Ale teraz słodko spało, nasycone mlekiem Szigry. Nie było dość dorosłe, by rozumieć, czym jest niebezpieczeństwo — jeśli nie czuło głodu, było zadowolone.
Nimfa zakradła się bezszelestnie w pobliże dziecięcia i przyklękła na murawie. Szata w kolorze liści róży spowijała ją niczym obłoczek babiego lata. Na ślicznym obliczu Nesil malowały się zaciekawienie i zdziwienie, ale przede wszystkim kobieca czułość. Dziecię było noworodkiem pucołowatym i różowym, całkowicie bezbronnym. Gdy nimfa mu się przyglądała, niemowlę otwarło oczy, uśmiechnęło się do niej i wyciągnęło w jej stronę pulchne rączki. W jednej chwili nimfa przygarnęła je do piersi i ruszyła przed siebie leśną ścieżką.
Mistrz lasów wstał nagle, marszcząc brwi.
— Do naszego lasu przybył ktoś obcy — oznajmił.
Wtedy królowa i jej nimfy odwróciły się i ujrzały stojącą przed nimi Nesil. W ramionach mocno ściskała śpiące niemowlę, a w jej ciemnoniebieskich oczach widać było determinację.
Wszyscy stali tak przez chwilę, nimfy pełne zdziwienia i konsternacji, ale czoło mistrza lasów stopniowo się wypogodziło, w miarę jak wpatrywał się w piękną nieśmiertelną istotę, która świadomie złamała Prawo. Wtedy wielki Ak dotknął delikatnie dłonią długich loków Nesil i pocałował ją w jasne czoło.
— Po raz pierwszy, jak podpowiada mi pamięć, nimfa postąpiła wbrew mojej woli i moim prawom — powiedział łagodnie. — Mimo to w moim sercu nie znajduję słów nagany. Czego pragniesz, Nesil?
— Pozwól mi zatrzymać dziecko! — poprosiła i drżąc, padła na kolana w błagalnym geście.
— Tutaj, w lesie Burzee, w którym nie pojawił się jeszcze nigdy przedstawiciel ludzkiej rasy? — zdziwił się Ak.
— Tutaj, w lesie Burzee — odparła nimfa śmiało. — To jest mój dom i znużona już jestem brakiem zajęcia. Pozwól mi opiekować się dzieckiem! Spójrz, jakie jest słabe i bezbronne. Z pewnością nie może zrobić nic złego Burzee ani mistrzowi lasów całego świata!
— Ale Prawo, moje dziecko, Prawo! — zawołał surowo Ak.
— Prawo stanowi mistrz lasów — odparła rezolutnie Nesil. — Jeśli poleci mi opiekować się dzieckiem, które sam uratował od śmierci, kto na całym świecie będzie miał odwagę mi się sprzeciwić?
Królowa Zurlina, która pilnie przysłuchiwała się rozmowie, klasnęła radośnie w swoje piękne dłonie, słysząc odpowiedź nimfy.
— Zostałeś zapędzony w kozi róg, Aku! — wykrzyknęła ze śmiechem. — A teraz proszę, rozważ prośbę Nesil.
Mistrz lasów, jak miał to w zwyczaju, rozmyślając, głaskał wolno swoją siwą brodę. Potem obwieścił:
— Nesil może zatrzymać dziecko, a ja zagwarantuję mu ochronę. Ale ostrzegam wszystkich, że po raz pierwszy nagiąłem Prawo i po raz ostatni. Nigdy więcej, do końca świata, śmiertelnik nie zostanie adoptowany przez istotę nieśmiertelną. Czyż w przeciwnym razie bylibyśmy gotowi porzucić nasze szczęśliwe życie i zamienić je na egzystencję wypełnioną troskami i cierpieniem? Dobranoc, moje nimfy!
Potem Ak opuścił gromadkę, a Nesil oddaliła się pospiesznie z nowym skarbem do swojej altany.
Nazajutrz altana Nesil okazała się najczęściej odwiedzanym miejscem w lesie. Nimfy tłoczyły się, ze słowami zachwytu i zaciekawienia, wokół niej i dziecka, które leżało, śpiąc na kolanach opiekunki. Nie mogły się też nachwalić dobroci wielkiego Aka za to, że pozwolił Nesil zatrzymać i opiekować się dzieckiem. Nawet królowa przyszła spojrzeć na niewinną buzię dziecka i potrzymać bezbronną, pulchną piąstkę w swojej pięknej dłoni.
— Jak damy mu na imię? — zapytała z uśmiechem. — Przecież musi mieć imię.
— Niech ma na imię Mikołajek — odparła Nesil. — Bo jest taki mały.
— Mikołaj Nesil — zgodziła się królowa.
Nimfy biły brawo z zachwytu i dziecko zostało Mikołajem, chociaż Nesil najbardziej lubiła zwracać się do niego „Mikołajek” i później większość jej sióstr poszła za jej przykładem.
Nesil zbierała najdelikatniejszy mech z całego lasu i kładła na nim Mikołajka. Posłanie dla niego urządziła we własnej altanie. Niemowlę miało pod dostatkiem jedzenia. Nimfy przynosiły orzechy z drzew kokosowych, które wypełnione były słodkim mlekiem. Łanie o łagodnym spojrzeniu chętnie dzieliły się swoim mlekiem, żeby wesprzeć małego gościa, a lwica Szigra często zakradała się do altany Nesil i kładła się obok niemowlęcia, karmiąc je i pomrukując cichutko.
Maleństwo miało się wspaniale, rosło i mężniało z każdym dniem, a Nesil uczyła je mówić, chodzić i się bawić.
Myśli i mowa Mikołaja były słodkie i szlachetne, ponieważ nimfy nie znały zła i miały czyste i kochające serca — został więc ulubieńcem lasu. Jako że dekret Aka zakazywał wszelkiej zwierzynie i gadom naprzykrzania się chłopcu, wędrował on odważnie, wszędzie tam, gdzie miał ochotę.
Wkrótce do innych nieśmiertelnych istot dotarła nowina, że nimfy z Burzee zaadoptowały ludzkie niemowlę i że czyn ten został zaakceptowany przez wielkiego Aka. Dlatego wiele z nich przychodziło odwiedzić małego gościa, przyglądając mu się z dużym zainteresowaniem. Pierwsi byli strażnicy roślin, bliscy kuzyni leśnych nimf, mimo że obdarzeni zupełnie innym wyglądem. Zadaniem strażników roślin jest bowiem czuwanie nad kwiatami i innymi roślinami, podobnie jak nimfy czuwają nad drzewami w lesie. Przemierzają oni cały świat w poszukiwaniu pożywienia odpowiedniego dla korzeni kwitnących roślin. Te cudowne kolory kwiatów biorą się z barwników, które strażnicy roślin umieszczają w ziemi. W miarę dojrzewania kwiaty piją je poprzez drobne żyłki znajdujące się w korzeniach i łodygach. Strażnicy roślin są bardzo zapracowani, ponieważ ich podopieczni nieustannie kwitną i przekwitają, ale mimo to są weseli, beztroscy i bardzo lubiani przez pozostałe nieśmiertelne istoty.
W drugiej kolejności przybyli zaklinacze zwierzyny, których zadaniem jest doglądanie zwierząt na całym świecie, zarówno łagodnych, jak i dzikich. Praca zaklinaczy jest bardzo ciężka, ponieważ zwierzęta są nieujarzmione i buntują się przeciwko ograniczeniom. Zaklinacze wiedzą jednak, jak nimi kierować, i szybko przekonalibyście się, że nawet najdziksze zwierzęta są posłuszne ich prawom. Z powodu zmartwień zaklinacze mają przygarbione sylwetki, wyglądają na starych i wyczerpanych. Są też nieco surowi w obejściu, od ciągłego zadawania się z dzikimi stworzeniami, ale niezwykle przydatni dla ludzkości i całego świata, jako że ich prawa są jedynymi prawami uznawanymi przez leśną zwierzynę, oprócz praw mistrza lasów.
Następne były wróżki, opiekunki ludzkości, które bardzo interesowała adopcja Mikołaja, ponieważ ich własne prawa zakazywały im zadawania się z ich człowieczymi podopiecznymi. Istnieją udokumentowane przypadki, gdy wróżki ukazywały się istotom ludzkim i nawet z nimi rozmawiały. Ich zadaniem jednak jest ochrona życia ludzi niepostrzeżenie i bez ich wiedzy, a jeśli faworyzują niektóre osoby, to wyłącznie dlatego, że uczciwie zasłużyły one sobie na to wyróżnienie. Wróżki są bowiem bardzo sprawiedliwe i bezstronne. Pomysł jednak, aby zaadoptować dziecko człowieka, nigdy nie przyszedł im do głowy, bo jest całkowicie sprzeczny z ich prawami. Tak więc wróżki były ogromnie ciekawe i bardzo chciały zobaczyć małego nieznajomego, adoptowanego przez Nesil i jej siostry nimfy.
Mikołaj spoglądał śmiało na istoty nieśmiertelne, które tłoczyły się dookoła niego, i uśmiechał się do nich. Był brany na barana przez wesołych strażników roślin, ciągnął figlarnie za siwe brody ponurych zaklinaczy zwierzyny, ufnie tulił pokrytą lokami głowę w ramionach samej królowej nimf. I strażnicy uwielbiali dźwięk jego śmiechu, zaklinacze cenili jego odwagę, a wróżki kochały jego niewinność.
Chłopiec zaprzyjaźnił się z nimi wszystkimi i poznał dogłębnie ich prawa. Nigdy nie podeptał ani jednego kwiatu, aby nie zasmucić przyjaciół strażników. Nie wchodził też w drogę zwierzynie leśnej, aby jego przyjaciele zaklinacze się nie rozzłościli. Kochał czule wróżki, ale nie wiedząc nic o ludzkości, nie mógł zrozumieć tego, że jest jedynym przedstawicielem swojej rasy, który został dopuszczony do przyjaznego współegzystowania z nimi.
Mikołaj uznał, że jedynie on, ze wszystkich mieszkańców lasu, nie ma nikogo podobnego do siebie, żadnego pobratymca. Dla niego las był światem. Nie wiedział o tym, że oprócz niego istnieją miliony ciężko pracujących i zmagających się z życiem istot ludzkich.
I był szczęśliwy i zadowolony.
Lata mijają szybko w Burzee, ponieważ upływ czasu dla nimf nie ma znaczenia. Nawet całe stulecia nie zmieniają w żaden sposób tych delikatnych istot — są one zawsze takie same, nieśmiertelne i niezmienne. Mikołaj jednak, jako śmiertelnik, z każdym dniem zbliżał się do dojrzałości. Nesil odkryła właśnie z niepokojem, że jest zbyt duży na to, żeby leżeć w jej ramionach, i że pragnie innego jedzenia niż mleko. Silne nogi nosiły Mikołaja aż do serca lasu Burzee, gdzie zbierał orzechy i jagody, jak również niektóre słodkie i pożywne korzenie, które były bardziej odpowiednie dla jego żołądka niż mleko kokosowe. Coraz rzadziej szukał schronienia w altanie Nesil, aż w końcu stało się zwyczajem, że wracał tam tylko na noc.
Nimfa, która szczerze pokochała Mikołaja, miała trudności ze zrozumieniem zmienionej natury swojego podopiecznego i nieświadomie dostosowała swój własny tryb życia do jego potrzeb. Wędrowała za nim chętnie po leśnych ścieżkach, podobnie jak wiele jej sióstr nimf, wyjaśniając mu w trakcie spacerów tajemnice ogromnego lasu oraz zwyczaje i naturę żywych istot, które tutaj zamieszkiwały.
Dla małego Mikołaja język zwierząt stał się zrozumiały, ale ich ponurej i posępnej natury nigdy nie zdołał pojąć. Tylko wiewiórki, myszy i króliki zdawały się mieć radosne usposobienie, bo czy chłopiec mógł się śmiać w odpowiedzi na pomruki pantery i głaskać lśniące futro niedźwiedzia, gdy ten warczał i obnażał złowrogo zęby? Pomruki i warczenie nie były skierowane do Mikołaja, wiedział o tym, co więc oznaczały?
Nauczył się śpiewać melodie pszczół, recytować poezję leśnych kwiatów i potrafił opowiedzieć historię każdej sowy w Burzee. Pomagał strażnikom karmić kwiaty i zaklinaczom utrzymywać porządek wśród zwierząt. Małe nieśmiertelne istoty uważały go za osobę uprzywilejowaną, ponieważ pieczę nad nim sprawowała królowa Zurlina i jej nimfy i był też faworytem samego wielkiego Aka.
Pewnego dnia mistrz lasów wrócił do lasu Burzee. Wizytował po kolei wszystkie swoje lasy na całym świecie, a było ich wiele i były ogromne.
Dopiero gdy znalazł się na polanie, gdzie królowa i jej nimfy zebrały się, żeby go przywitać, Ak przypomniał sobie o dziecku, które pozwolił zaadoptować Nesil. Wtedy zauważył rosłego młodzieńca o szerokich ramionach, jak siedzi swobodnie w kręgu pięknych nieśmiertelnych istot. Gdy ów młodzieniec wstał, sięgał ramienia samego mistrza.
Ak przystanął w milczeniu i marszcząc czoło, przyjrzał się wnikliwie Mikołajowi. Jasne oczy chłopca spokojnie odpowiedziały na jego spojrzenie i mistrz lasów odetchnął z ulgą, spoglądając w ich spokojną głębię i odnajdując w niej dzielne i niewinne serce chłopca. Niemniej jednak gdy Ak usiadł u boku pięknej królowej i gdy złoty kielich wypełniony rzadkim nektarem przechodził z rąk do rąk, mistrz lasów był dziwnie milczący i powściągliwy, raz po raz gładząc z namysłem brodę.
Rankiem poprosił Mikołaja na stronę, bardzo uprzejmie, i powiedział:
— Pożegnaj się na jakiś czas z Nesil i jej siostrami, ponieważ będziesz mi towarzyszył w podróży dookoła świata.
Mikołaj bardzo się ucieszył, gdyż doskonale wiedział, że towarzyszenie mistrzowi lasów w podróży dookoła świata to wielki zaszczyt. Ale Nesil zapłakała po raz pierwszy w życiu i obejmowała szyję chłopca, jakby nie mogła znieść myśli, że ten odchodzi. Nimfa, która wychowała tego rosłego młodzieńca, była nadal tak filigranowa, czarująca i piękna, jak wtedy gdy odważyła się stanąć przed Akiem z niemowlęciem w ramionach. Jej miłość do chłopca też nie była wcale mniejsza. Ak ujrzał, jak stoją w uścisku, niczym brat i siostra, i znowu się zamyślił.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki