Bibliomania - Gustave Flaubert, Charles Nodier, Charles Asselineau - ebook

Opis

„Niewinna i urocza gorączka bibliofila u bibliomana jest ostrą chorobą posuniętą do obłędu” – twierdzi Charles Nodier. I w tym zawiera się sedno bibliomanii – w obłędzie czytelnika, który bierze do ręki książkę i nie potrafi jej odstawić, chyba że na własną półkę. Gdzie nas ten obłęd zaprowadzi? Do kompulsywnego zbieractwa? Do zbrodniczych czynów? A może sprawi, że przekroczymy granicę szaleństwa i zejdziemy do piekła bibliofila?

Kreśląc w zebranych w niniejszym tomie opowiadaniach groteskowe portrety miłośników książek, Charles Nodier, Gustave Flaubert i Charles Asselineau starają się dociec istoty bibliomanii. Ich dociekaniom towarzyszą ilustracje Alfreda Kubina i Léona Lebègue’a, będące swoistym komentarzem tego niezwykłego zjawiska.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 72

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Teksty oraz ilustracje zamieszczone w niniejszej książce pochodzą z następujących edycji:

1. Tekst i ilustracje: Charles Nodier, L’Amateur de livres, [Paris] 1841.

2. Tekst: Gustave Flaubert, Maniak książkowy, przetłumaczył Paweł Zychowski, Wydawnictwo Bibliofilijne, Poznań 1923. Podstawa przekładu: Gustave Flaubert, Bibliomanie, w: tegoż, Œuvres de jeunesse inédites, vol. 1, Paris 1910. Przekład został zrewidowany, zmodernizowano też pisownię i interpunkcję. Ilustracje: Gustave Flaubert, Der Büchernarr, mit vier zeichnungen von Alfred Kubin, Paul Steegemann Verlag, Hannover 1923.

3. Tekst:L’Enfer du bibliophile, vu et décrit par Charles Asselineau, Jules Tardieu Éditeur, Paris 1860. Ilustracje: Charles Asselineau, L’Enfer du bibliophile, six pointes sèches par Léon Lebègue, Librairie L. Conquet, Paris 1905.

Książkę przygotowali studenci Uniwersytetu Gdańskiego podczas warsztatów edytorskich zrealizowanych w ramach studiów magisterskich na kierunku filologia polska. W pracach wzięli udział: Tobiasz Dunin, Patryk Dzikiewicz, Anna Gawrecka, Piotr Gawrisz, Zuzanna Jacewicz, Wiktoria Kamińska, Julia Kierska, Roksana Mańko, Karolina Pietrzak, Dominika Sawicka, Małgorzata Skóra, Alicja Smaruj, Wojciech Wróbel, Aleksandra Zdanowicz

Opieka redakcyjna: Piotr Sitkiewicz

Projekt graficzny i typograficzny: Stanisław Salij

© wydawnictwo słowo/obraz terytoria, 2022

wydawnictwo słowo/obraz terytoria sp. z o.o.

80-246 Gdańsk, ul. Pniewskiego 4/1

tel. (58) 345 47 07, fax (58) 520 80 63

e-mail:[email protected]

www.terytoria.com.pl

Gdańsk 2022

ISBN 978-83-8325-010-6

CHARLES NODIERMiłośnik książek

przełożył Tomasz Stróżyński

Wilk niechaj wilkiem, lis lisem zostanie:

Ktokolwiek obcej pożycza postaci,

Najczęściej takie przebranie

Gorzko przypłaci.

Jean de La Fontaine Wilk pasterzemprzełożył Władysław Noskowski

To, co La Fontaine powiedział o wilku, ja powiem chętnie o uczonym-pedancie. Czy znacie coś cięższego niż uczony-pedant, który chce być lekki, bardziej ponurego niż uczony-pedant, który chce być pełen wdzięku? A gdyby przyszła mi ochota dowcipkować na ośmiu stronach, chociaż dowcipu starcza mi ledwie na to, by odróżniać praeteritum od aorystu, czyż nie odesłalibyście mnie do moich dyftongów?

Wolę uprzedzić was z góry, że ten artykuł będzie pikantny jak kolokwium Mathurina Cordiera lub jak rozdział Despauteriusa. Bóg, Natura i Akademia zamknęły moją wyobraźnię w tych ciasnych granicach, których już nie zdoła przekroczyć. Szczęśliwsi ode mnie, który nie mogę uchylić się od pisania, skoro tak postanowił pewien zbyt wymagający księgarz, wy możecie uchylić się od czytania. Rysunek jest gotowy, plansza wydrukowana, w niekompletnym zeszycie brakuje tylko długiej i niepotrzebnej elukubracji. No to ją macie. Lecz na próżno szukalibyście w niej jednego z owych błyskotliwych portretów, do których przyzwyczaili was ulubieni pisarze. Jeżeli chcielibyście zobaczyć bukinistę przedstawionego w jakimś szkicu wyrafinowanym i oryginalnym, to nie szukajcie daleko, proszę was, i trzymajcie się skromnej rady Mathieu Laensbergha: „Patrz jego przedstawienie obok”.

Miłośnik książek jest typem, który zasługuje na utrwalenie, gdyż wszystko zdaje się wskazywać na to, że wkrótce zniknie. Książki drukowane istnieją zaledwie od czterystu lat, a w niektórych krajach nagromadzono ich już tyle, że zagraża to odwiecznej równowadze kuli ziemskiej. Cywilizacja doszła do najbardziej nieoczekiwanej ze swych epok – do epoki papieru. Odkąd wszyscy piszą książki, nikt za bardzo nie kwapi się ich kupować. Nasi młodzi autorzy są zresztą w stanie sami stworzyć sobie kompletną bibliotekę. Trzeba im jedynie w tym nie przeszkadzać.

Rozpatrując miłośnika książek jako gatunek dzielący się na liczne odmiany, pierwsze miejsce w tej pomysłowej i kapryśnej rodzinie należy przyznać bibliofilowi.

Bibliofil jest człowiekiem obdarzonym pewną inteligencją i pewnym smakiem, czerpiącym przyjemność z dzieł geniuszu, wyobraźni i uczucia. Lubi tę bezgłośną rozmowę wielkich umysłów, która nie domaga się wzajemności, którą zaczyna się w dowolnym miejscu, którą przerywa się bez grubiaństwa i do której wraca się bez natręctwa. Od umiłowania tego nieobecnego autora, którego mowę odtwarzała przed nim sztuka pisania, doszedł on niepostrzeżenie do umiłowania materialnego symbolu, który owego autora reprezentuje. Kocha książkę tak, jak przyjaciel kocha portret przyjaciela, jak kochanek kocha portret kochanki – i tak jak kochanek lubi ozdabiać to, co kocha. Odczuwałby wyrzuty sumienia, gdyby pozostawił cenny tom, który napełnił jego serce tak czystą rozkoszą, w żałosnych szatach nędzy, skoro może mu zapewnić luksus płótna i marokinu. Jego biblioteka błyszczy złotymi koronkami jak toaleta faworyty. Już samym swoim wyglądem zewnętrznym jego książki zasługują na spojrzenia konsulów, jak sobie tego życzył Wergiliusz.

Aleksander był bibliofilem. Kiedy zwycięstwo wcisnęło mu w dłonie bogate szkatuły Dariusza, mógł w nich zamknąć najrzadsze skarby Persji. Włożył do nich dzieła Homera.

Bibliofile odchodzą jak królowie. Dawniej królowie byli bibliofilami. To ich trosce zawdzięczamy tyle bezcennych rękopisów, których kopie mnożyła ich oświecona szczodrobliwość. Alkuin był Gruuthusem Karola Wielkiego, tak jak Gruuthuse Alkuinem książąt Burgundii. Piękne książki Franciszka I będą rozsławiać jego salamandry równie długo jak jego pomniki. Henryk II powierzał sekret swego miłosnego szyfru wspaniałym oprawom własnej biblioteki, podobnie jak okazałym dekoracjom swoich pałaców. Tomy, które należały do Anny Austriaczki, nadal zachwycają koneserów swą skromną i szlachetną elegancją.

Wielmożowie i ważni urzędnicy państwa dostosowywali się do gustu władcy. Było wówczas tyle bogatych bibliotek, ile rodzin z tarczami herbowymi. Takie rodziny jak de Guise, d’Urfé, de Thou, Richelieu, Mazarin, Bignon, Molé, Pasquier, Séguier, Colbert, Lamoignon, d’Estrées, d’Aumont, La Vallière rywalizowały, niemal po dziś dzień, pożytecznymi i uczonymi bogactwami. Wspominam tu tylko niektórych z owych szlachetnych bibliofilów, by oszczędzić sobie zbędnego trudu wymieniania wszystkich. Nasi następcy nie będą mieli takiego kłopotu.

Co więcej, nawet finansjera, nawet ona kochała książki! Od tamtej pory jednak bardzo się zmieniła. Skarbnik generalny Francji Jean Grolier sam jeden w większym stopniu wpłynął na rozwój typografii i introligatorstwa, niż uczynią to kiedykolwiek nasze liche medale i budżety literackie, tak skąpe dla piśmiennictwa. Jego przykład naśladowano od Zameta do Montaurona i od tego ostatniego do Samuela Bernarda, Parisa i Crevenny. Zwykły handlarz drewna, pan Girardot de Préfond, przydał blasku swemu nieco wątpliwemu szlachectwu, czyniąc z pieniędzy użytek, który zapewni mu nieśmiertelność przynajmniej w bibliografiach i katalogach. Nasi bankierzy nie są o nią zazdrośni.

Jakiś czas temu pewien mój przyjaciel odwiedził jednego z owych kapitalistów z milionami, przez których ręce nieustannie przechodzą wszystkie skarby przemysłu i handlu, by w końcu trafić do nich z powrotem powiększone o obfite złote żniwo. Chcąc jak najszybciej uciec od zbytku, który go oślepiał, ów przyjaciel wyraził życzenie, by schronić się w bibliotece. „Biblioteka? – powiada krezus. – Nie musi pan chodzić daleko, oto ona”. Ta biblioteka mieściła się bowiem w ogromnym portfelu wypchanym banknotami. „Myśli pan – dodał finansista z drwiącym samozadowoleniem głupca, który miał dość sprytu, by zostać bogaczem – że najsłynniejsze biblioteki świata posiadają wolumin takiej wartości?” Na to pytanie nie wiadomo, co odpowiedzieć, chyba tylko to, że człowiek, który posiada podobny wolumin, jest bardzo nieszczęśliwy, gdyż nie znajduje przyjemności w kupowaniu innych.

Bibliofila nie spotykamy już w wyższych klasach naszego rozwijającego się społeczeństwa. Bibliofil naszych czasów to uczony, literat, artysta, drobny posiadacz ze skromnymi zasobami lub niewielkim majątkiem. W obcowaniu z książkami znajduje on wytchnienie od nudnego obcowania z ludźmi, a upodobanie to, być może nie na miejscu, lecz niewinne, ratuje go mniej lub bardziej przed fałszywością innych naszych przywiązań. Lecz to nie on zdoła stworzyć wielkie księgozbiory i będzie – niestety! – aż nadto szczęśliwy, jeżeli jego umierające oczy zatrzymają się raz jeszcze na jego własnych książkach, aż nadto szczęśliwy, że może zostawić ten skromny spadek dzieciom! Znam takiego jednego – i mógłbym wam zdradzić jego nazwisko, gdybym chciał – który spędził pięćdziesiąt lat pracowitego życia, gromadząc swój księgozbiór, i wyprzedawał go po to, żeby żyć. Oto prawdziwy bibliofil, a zapewniam was, że to jeden z ostatnich tego gatunku. Dzisiaj miłość do pieniędzy wzięła górę – książki nie przynoszą już żadnego zysku.

Przeciwieństwem bibliofila jest bibliofob. Nasi wielcy panowie od polityki, nasi wielcy panowie od banków, nasi wielcy mężowie stanu czy nasi wielcy pisarze są na ogół bibliofobami. Dla tej majestatycznej arystokracji, której szczęśliwe udoskonalenia cywilizacji dały uprzywilejowaną pozycję, wychowanie i oświecenie rodzaju ludzkiego zaczynają się w najlepszym wypadku od Woltera. Wolter jest w ich oczach mitem, w którym streszcza się stworzenie alfabetu przez Trismegistosa i wynalezienie druku przez Gutenberga. Ponieważ w pismach Woltera jest wszystko, bibliofob nie miałby większych skrupułów niż Omar, by spalić Bibliotekę Aleksandryjską. Nie chodzi o to, że bibliofob czyta Woltera – unika tego jak może. Dumny jest jednak z tego, że Wolter dostarcza wygodnego pretekstu jego ogólnej pogardzie dla książek. Zdaniem bibliofoba wszystko, co nie jest już broszurą, jest książką. Bibliofob toleruje na zaniedbanych stoliczkach w swoim gabinecie jedynie papier zatłuszczony i brudny, chyba że może się pozbyć tej kupy wilgotnych szpargałów, jałowego daru jakichś zgłodniałych muz, oddając ją w ręce domokrążcy, który płaci za nią poniżej jej wagi. Albowiem bibliofob otrzymuje książkę w podarunku i ją sprzedaje. Nie muszę mówić, że jej nie czyta i że nigdy za nią nie płaci.

Jakieś dziesięć lat