Bizancjum - Judith Herrin - ebook + książka

Bizancjum ebook

Herrin Judith

0,0
54,90 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Porywająca panorama imperium bizantyjskiego – od 330 roku aż do jego upadku w 1453 roku.

Starałam się przekazać choć w części, co znaczyło być Bizantyjczykiem, i dać wyobrażenie o kosmopolitycznym, miejskim społeczeństwie, którego członkowie, obdarzeni historyczną świadomością własnej tożsamości i pobożną wiarą w życie przyszłe, byli tak różni od nas, a zarazem tak bardzo do nas podobni. - Judith Herrin

Przez tysiąc lat niezwykłe imperium sprawiało, że Europa mogła stać się tym, czym jest obecnie. Śmiałe i prężne, ale słabo dziś znane państwo, łącząc ortodoksyjną wiarę chrześcijańską z pogaństwem, klasyczne greckie wykształcenie z rzymską siłą oraz sprawnością administracyjną, stworzyło wielką, twórczą cywilizację, która przez całe wieki stawiała opór nawale islamu.

Zwięzła, a zarazem fascynująca książka Judith Herrin odchodzi od standardowego, chronologicznego ujęcia dziejów Bizancjum. Każdy z krótkich rozdziałów koncentruje się na określonym temacie, takim jak budowla (imponujaca świątynia Hagia Sophia), spór religijny (ikonoklazm), płeć i władza (rola kobiet oraz eunuchów), wybitna postać (historyk Anna Komnena), symbol cywilizacji (widelec) czy walka o terytorium (krucjaty). Dzięki takiemu podejściu długie dzieje cesarstwa bizantyjskiego, począwszy od założenia wspaniałej stolicy, Konstantynopola (dzisiejszy Stambuł) w roku 330, aż po jej zdobycie przez Turków osmańskich w roku 1453, stają się łatwiejsze do ogarnięcia.

Barwna, a przy tym wiernie oddana panorama sił i wierzeń kształtujących owo bizantyjskie milenium stanowi zarazem oryginalny wkład w nauki historyczne. Oparta na wynikach najnowszych badań ukazuje przeciętnemu czytelnikowi żywy obraz mało znanej epoki, kładąc kres stereotypowym wyobrażeniom o bierności i dekadencji Bizancjum.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 516

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Dedykacja

Dla Tamary i Por­tii,

które także zapy­tały mnie:

Co to jest Bizan­cjum?

Wprowadzenie

Historia Bizancjum inaczej

Pewnego popo­łu­dnia w 2002 roku do drzwi mojego gabi­netu w lon­dyń­skim King’s Col­lege zapu­kało dwóch robot­ni­ków. Pra­co­wali przy remon­cie sta­rych gma­chów i czę­sto mijali moje drzwi z tabliczką: „Pro­fe­sor bizan­ty­ni­styki”. Wspól­nie posta­no­wili wstą­pić i zapy­tać mnie: „Co to jest bizan­ty­ni­styka?” Podej­rze­wali, że ma to coś wspól­nego z Tur­cją.

I tak nie­spo­dzie­wa­nie dla sie­bie stwier­dzi­łam, że pró­buję wyja­śnić w skró­cie, czym jest histo­ria Bizan­cjum, dwóm poważ­nym budow­lań­com w kaskach i butach robo­czych. Dłu­gie lata zajęć dydak­tycz­nych nie przy­go­to­wały mnie na to. Usi­ło­wa­łam stre­ścić całe życie badań w dzie­się­cio­mi­nu­to­wej roz­mo­wie. Podzię­ko­wali mi wylew­nie, powie­dzieli: cie­kawa rzecz, to Bizan­cjum, i zapy­tali, dla­czego nie piszę o tym dla nich. Jako autorka licz­nych publi­ka­cji o Bizan­cjum mia­łam ochotę zapro­te­sto­wać, ale oczy­wi­ście wie­dzia­łam, o co im cho­dzi. Powstaje mnó­stwo ksią­żek na ten temat – zbyt wiele, by dało się je zli­czyć, i w więk­szo­ści zbyt dłu­gich, by dało się je czy­tać. Czę­sto pre­zen­tują one kolejno nastę­pu­ją­cych po sobie dzie­więć­dzie­się­ciu cesa­rzy i mniej wię­cej stu dwu­dzie­stu pię­ciu patriar­chów Kon­stan­ty­no­pola oraz nie­zli­czone bitwy w tra­dy­cyj­nych kate­go­riach dzia­łal­no­ści poli­tycz­nej, woj­sko­wej i reli­gij­nej, przez bitych jede­na­ście wie­ków. Nie­wiele z nich jest na tyle atrak­cyj­nych, by wzbu­dzić zain­te­re­so­wa­nie robot­ni­ków budow­la­nych, czy w ogóle ludzi nie będą­cych spe­cja­li­stami w tej dzie­dzi­nie. Tak więc zaczę­łam ukła­dać odpo­wiedź na pyta­nie: „Co to jest Bizan­cjum?”

Od razu natra­fi­łam na pro­blemy – robi­łam zbyt wiele zało­żeń, pocią­gały mnie zawiłe aneg­doty. Zawsze jed­nak szczy­ci­łam się tym, że potra­fię przed­sta­wić dzieje cesar­stwa w spo­sób inte­re­su­jący dla słu­cha­czy nie mają­cych o nich poję­cia. Poszu­ku­jąc odpo­wied­niej metody, wie­dzia­łam dosko­nale, że w swym dłu­gim tysiąc­let­nim ist­nie­niu Bizan­cjum miało wystar­cza­jąco wiele barw­nych, szo­ku­ją­cych i tra­gicz­nych aspek­tów, by przy­cią­gnąć tych, któ­rzy szu­kają sen­sa­cji. Ale to spro­wa­dzi­łoby jego dzieje do pozba­wio­nych głębi dra­ma­tycz­nych epi­zo­dów, bana­li­zu­jąc całe zagad­nie­nie. Bizan­cjum ozna­cza coś wię­cej niż bogac­two, pano­wa­nie na morzu oraz mecha­ni­zmy wła­dzy cesar­skiej. Chcia­łam uzmy­sło­wić im i czy­tel­ni­kom, dla­czego Bizan­cjum jest także nie­zro­zu­miałe, trudne do zlo­ka­li­zo­wa­nia, a cza­sem i nie­uchwytne. Pro­blem ten pogłę­bia jesz­cze uży­wa­nie przez współ­cze­sne media słowa „bizan­tyj­ski” jako nie­po­chleb­nego epi­tetu, na przy­kład w sfor­mu­ło­wa­niach takich jak „prze­pisy podat­kowe o bizan­tyj­skiej wręcz zawi­ło­ści” (nie­dawny opis nego­cja­cji UE).

Bizan­cjum przy­wo­łuje obraz mrocz­nej dwu­li­co­wo­ści: spi­ski, zama­chy i oka­le­cze­nia fizyczne w połą­cze­niu z olbrzy­mim bogac­twem, bla­skiem złota i dro­gich kamieni. Jed­nak Bizan­tyj­czycy nie mieli w śre­dnio­wie­czu mono­polu na zawi­łość, zdradę, hipo­kry­zję, sekrety ani bogac­two. Wydali wielu rozum­nych wład­ców, bły­sko­tli­wych dowód­ców i nowa­tor­skich teo­lo­gów, dla któ­rych takie „bizan­tyj­skie” ste­reo­typy są krzyw­dzące i obraź­liwe. Ni­gdy nie stwo­rzyli insty­tu­cji takiej jak inkwi­zy­cja i w ogóle uni­kali pale­nia ludzi na sto­sie. Ten „zagi­niony” świat spo­wija jed­nak aura tajem­ni­czo­ści, trudna do zde­fi­nio­wa­nia po czę­ści przez to, że nie ma on współ­cze­snego spad­ko­biercy. Pozo­staje ukryty za wspa­nia­ło­ścią swej śre­dnio­wiecz­nej sztuki: złota, mozaik, jedwabi i pała­ców cesar­skich.

By wyja­śnić, skąd wzięło się moje uzna­nie dla Bizan­cjum, w książce tej posta­wi­łam sobie za cel przed­sta­wić moż­li­wie jasno i prze­ko­nu­jąco jego naj­bar­dziej zna­czące doko­na­nia, uka­zać tkwiące u ich pod­łoża struk­tury i spo­soby myśle­nia. W ten spo­sób chcę spra­wić, by zain­te­re­so­wa­nie czy­tel­nika nie wyga­sło do samego końca, tak by miał poczu­cie, że zapo­znaje się z nową cywi­li­za­cją. A co naj­waż­niej­sze, chcę wszyst­kim uzmy­sło­wić, że współ­cze­sny świat Zachodu, który wziął swój począ­tek w Euro­pie, nie mógłby zaist­nieć bez osłony i inspi­ra­cji ze strony tego, co działo się dalej na wschód, w Bizan­cjum. Świat muzuł­mań­ski także sta­nowi ważny ele­ment tej histo­rii, podob­nie jak zmienne nasta­wie­nia wza­jemne pomię­dzy chrze­ści­jań­stwem i isla­mem.

Jakie są główne cechy cha­rak­te­ry­styczne tej waż­nej, ale mało zna­nej histo­rii? Po pierw­sze, Bizan­cjum było trwa­jącą tysiąc lat cywi­li­za­cją, która przez całe śre­dnio­wie­cze odci­skała swe piętno na wszyst­kich kra­jach wschod­niej czę­ści regionu śród­ziem­no­mor­skiego, Bał­ka­nów i Europy Zachod­niej. W okre­sie mię­dzy szó­stym a pięt­na­stym wie­kiem wpływy te bywały to sil­niej­sze, to słab­sze, ist­niały jed­nak zawsze. Jego cywi­li­za­cja łączyła ele­menty pogań­skie, chrze­ści­jań­skie, grec­kie, rzym­skie, sta­ro­żytne oraz typowo śre­dnio­wieczne. Jego wpływy kul­tu­rowe i arty­styczne są dziś uzna­wane za trwałe dzie­dzic­two. Ponadto rów­nież zasad­ni­cze aspekty apa­ratu wła­dzy, takie jak powsta­nie cesar­skiego dworu ze służbą dyplo­ma­tyczną i cywilną biu­ro­kra­cją, cere­mo­nia koro­na­cji, a także spra­wo­wa­nie wła­dzy poli­tycz­nej przez kobiety – wszystko to wywo­dzi się z Bizan­cjum.

Wspa­nia­łość Kon­stan­ty­no­pola, sto­licy roz­le­głego impe­rium z odzie­dzi­czo­nym sys­te­mem cesar­skich rzą­dów, oraz mno­gość źró­deł, z któ­rych czer­pała, przy­czy­niały się do nie­zmier­nej pew­no­ści sie­bie zarówno u wład­ców, jak i u pod­da­nych. Ten aspekt Bizan­cjum wymaga szcze­gól­nego pod­kre­śle­nia. W cza­sach cesa­rza Justy­niana (527–565) pod­sta­wowe struk­tury pań­stwowe liczyły już dwie­ście lat i były tak mocno ugrun­to­wane, że spra­wiały wra­że­nie nie­zmien­nych. Zro­dziły głę­boko zako­rze­nioną kul­turę, która czer­pała ze sta­ro­żyt­nych grec­kich. przed­chrze­ści­jań­skich źró­deł, a także ele­men­tów rzym­skich i chrze­ści­jań­skich, zarówno ide­olo­gicz­nej, jak i prak­tycz­nej natury (takich jak argu­men­ta­cja filo­zo­ficzna lub for­ty­fi­ka­cje woj­skowe). Cały sys­tem opie­wany był przez dwor­ską reto­rykę i przed­sta­wiany w repre­zen­ta­cyj­nych dzie­łach sztuki, któ­rych zada­niem było uwiecz­nić go po wsze czasy. Przy całej swej jało­wo­ści odczu­cia te potwier­dzały i pogłę­biały jesz­cze pew­ność sie­bie bizan­tyj­skich cesa­rzy, ich dwo­rzan oraz zwy­kłych pod­da­nych. To na nich wła­śnie opie­rała się nie­wia­ry­godna zdol­ność Bizan­cjum do spro­sta­nia poważ­nym zagro­że­niom, jakie poja­wiły się w siód­mym wieku, potem znów w jede­na­stym, a przede wszyst­kim w roku 1204. Za każ­dym razem było ono w sta­nie się przy­sto­so­wać i zre­for­mo­wać, czer­piąc z tych solid­nych odzie­dzi­czo­nych struk­tur, które skła­dały się na głę­boką świa­do­mość tra­dy­cji.

W tym sen­sie kul­tura bizan­tyj­ska ucie­le­śnia wpro­wa­dzone przez fran­cu­skiego histo­ryka Fer­nanda Brau­dela poję­cie lon­gue durée, „dłu­gie trwa­nie”: trwa­nie, na które nie mają wpływu zawi­ro­wa­nia zmie­nia­ją­cych się wład­ców, mód lub nowi­nek tech­nicz­nych, cią­głe dzie­dzic­two, które może być zarówno krę­pu­jące, jak i inspi­ru­jące. Choć Brau­del odno­sił to poję­cie raczej do czyn­ni­ków geo­gra­ficz­nych, które deter­mi­no­wały dzieje regionu śród­ziem­no­mor­skiego, możemy wyko­rzy­stać je dla odróż­nie­nia kul­tury bizan­tyj­skiej od jej sąsia­dów. W prze­ci­wień­stwie bowiem do innych śre­dnio­wiecz­nych spo­łe­czeństw świata zachod­niego i muzuł­mań­skiego Bizan­cjum było stare, bar­dzo stare już w roku 800, w dobie Karola Wiel­kiego i Haruna ar-Raszida, a jego kul­tura sta­no­wiła zarówno ogra­ni­cze­nie, jak i źró­dło siły. Prawdę mówiąc, jak zoba­czymy, było stare od zara­nia swych dzie­jów, spro­wa­dza­jąc do swej nowo powsta­ją­cej sto­licy dosto­jeń­stwo już teraz sta­ro­żyt­nej archi­tek­tury i posą­gów. Ugrun­to­wane ramy jego kul­tury, potę­pia­nej jako kon­ser­wa­tywna, sła­wio­nej jako straż­niczka tra­dy­cji, dawały wszyst­kim poczu­cie wspól­noty, upa­mięt­niane na róż­no­rodne spo­soby ku więk­szej chwale Bizan­cjum. Tak wytwo­rzyło się ela­styczne dzie­dzic­two, które dowio­dło, że potrafi zare­ago­wać, czę­sto z wiel­kim zde­cy­do­wa­niem, aby powięk­szać, chro­nić i prze­pro­wa­dzać cesar­stwo przez liczne kry­zysy.

Toż­sa­mość bizan­tyj­skiego impe­rium umac­niała cią­głość języ­kowa, która łączyła jego śre­dnio­wiecz­nych uczo­nych z kul­turą grec­kiego antyku, skła­nia­jąc ich do zacho­wy­wa­nia tek­stów wiel­kich filo­zo­fów, mate­ma­ty­ków, astro­no­mów, geo­gra­fów, histo­ry­ków i dok­to­rów poprzez ich kopio­wa­nie, reda­go­wa­nie i zaopa­try­wa­nie w komen­ta­rze. A przede wszyst­kim Bizan­cjum ceniło poematy Homera i to tu wła­śnie powstały pierw­sze kry­tyczne wyda­nia Iliady i Ody­sei. Choć nie było już publicz­nych przed­sta­wień teatral­nych, poko­le­nia uczniów stu­dio­wały wni­kli­wie sztuki Ajschy­losa, Sofo­klesa, Eury­pi­desa i Ary­sto­fa­nesa, a czę­sto też uczyły się ich na pamięć. Uczyły się także mów Demo­ste­nesa i dia­lo­gów Pla­tona. Tak więc Bizan­cjum zawie­rało silny ele­ment sta­ro­żyt­nej pogań­skiej mądro­ści.

To antyczne dzie­dzic­two zostało połą­czone z wiarą chrze­ści­jań­ską, która stop­niowo wyparła kult pogań­skich bogów. Bizan­cjum pie­lę­gno­wało wcze­sno­chrze­ści­jań­skie tra­dy­cje mona­styczne na świę­tych górach, takich jak Synaj i Athos, gdzie nauki duchowe po dziś dzień sta­no­wią inspi­ra­cję dla mni­chów i piel­grzy­mów. Pod­jęło nawra­ca­nie na chrze­ści­jań­stwo Buł­ga­rów, Ser­bów i Rosjan – dla­tego też Bał­kany upstrzone są cer­kwiami kry­ją­cymi śre­dnio­wieczne fre­ski i ikony. Utrzy­my­wało rów­nież kon­takt z chrze­ści­jań­skimi ośrod­kami, które w siód­mym wieku zna­la­zły się pod pano­wa­niem muzuł­mań­skim, wspie­ra­jąc patriar­chów Jero­zo­limy, Alek­san­drii i Antio­chii, a także z jesz­cze odle­glej­szymi wspól­no­tami, takimi jak kościoły Etio­pii i Sudanu, Per­sji, Arme­nii i Gru­zji.

Czer­piąc z dzie­dzic­twa rzym­skiej tech­niki i sztuki inży­nie­ryj­nej, Bizan­cjum w dal­szym ciągu budo­wało akwe­dukty, for­ty­fi­ka­cje, drogi i mosty oraz potężne gma­chy, takie jak kon­stan­ty­no­po­li­tań­ski kościół Mądro­ści Bożej, Hagia Sophia, św. Zofii, z szó­stego wieku. Do dziś pyszni się on potężną syl­wetką zwień­czoną kopułą, która była naj­więk­szą na świe­cie do czasu, nim tysiąc lat póź­niej wznie­siono Bazy­likę św. Pio­tra w Rzy­mie. Bizan­tyj­ska kopuła była czę­sto remon­to­wana, ale dotrwała do naszych cza­sów bez szwanku, a jej pomniej­szone wer­sje spo­tkać można w nie­zli­czo­nych świą­ty­niach całego pra­wo­sław­nego świata. To od niej także wywo­dzi się forma kry­tych mecze­tów, wzno­szo­nych przez Ara­bów, odkąd opu­ścili swą pustynną ojczy­znę, gdzie odpra­wiali obrzędy na odkry­tych dzie­dziń­cach. Kopuła na Skale w Jero­zo­li­mie nosi ade­kwatną nazwę upa­mięt­nia­jącą muzuł­mań­ską oku­pa­cję miej­sca świę­tego dla żydów i chrze­ści­jan. Nie tylko jej pół­ku­li­sty dach, ale i jej barwne mozaiki mają bizan­tyj­skie pocho­dze­nie, gdyż panu­jący w siód­mym wieku kalif Abd al-Malik zwró­cił się do cesa­rza Justy­niana II z prośbą o przy­sła­nie bizan­tyj­skich rze­mieśl­ni­ków do cię­cia barw­nych kamien­nych i szkla­nych kostek, które poły­skują, gdy tylko pad­nie na nie pro­mień świa­tła. Być może to oni wła­śnie wyko­nali też bie­gnącą wokół pod­stawy kopuły, długą na 240 metrów inskryp­cję z Koranu gło­szącą, iż islam jest ostat­nim obja­wie­niem Allaha (Boga), góru­ją­cym nad wszyst­kimi innymi.

Po Rzy­mie Bizan­cjum odzie­dzi­czyło także roz­wi­nięty sys­tem prawny i tra­dy­cję woj­skową, które sta­no­wiły pod­porę jego dłu­gich dzie­jów. Teo­re­tycz­nie bizan­tyj­skie spo­łe­czeń­stwo żyło wedle naka­zów prawa; spory roz­strzy­gali spe­cjal­nie wykształ­ceni, otrzy­mu­jący stałą pen­sję sędzio­wie. W całym cesar­stwie ludzie szli ze swymi skar­gami do sądów i akcep­to­wali ich wyroki. Choć słynne rzym­skie legiony prze­stały ist­nieć już w siód­mym wieku, siły zbrojne, zarówno pie­chota, jak i jazda, szko­lone były według rzym­skich pod­ręcz­ni­ków woj­sko­wych. Stra­te­gie walki na lądzie i morzu, sprzęt oblęż­ni­czy, metody zaopa­try­wa­nia wojsk, pan­ce­rze i stroje ochronne, wszystko to zostało prze­jęte z daw­niej­szych prak­tyk. Skład ognia grec­kiego, związku siarki, który pło­nie na wodzie, pozo­sta­wał tajem­nicą pań­stwową i do dziś nie znamy jego dokład­nej recep­tury. Choć Ara­bo­wie opra­co­wali podobną broń, ogień grecki budził grozę w ludziach spo­ty­ka­ją­cych się z nim po raz pierw­szy zarówno pod­czas bitew mor­skich, jak i w oblę­że­niach miast.

Bizan­cjum uwa­żało się za cen­trum świata, a Kon­stan­ty­no­pol za następcę Rzymu. Choć posłu­gi­wało się mową grecką, nazy­wało samo sie­bie cesar­stwem rzym­skim, a swych oby­wa­teli Rzy­mia­nami. Peł­niło zwierzch­nic­two nad grec­ko­ję­zycz­nymi spo­łecz­no­ściami na Sycy­lii i w połu­dnio­wej Ita­lii, potom­kami sta­ro­żyt­nej grec­kiej kolo­ni­za­cji. Osła­niało i pobu­dzało roz­wój wło­skich miast nad­mor­skich, takich jak śre­dnio­wieczne Amalfi i Wene­cja, które pro­spe­ro­wały dzięki mię­dzy­na­ro­do­wemu han­dlowi. W swoim cza­sie ośrodki te wyprze­dziły Bizan­cjum jako nie­za­leżne cen­tra gospo­dar­cze i prze­wyż­szyły je jako potęgi mor­skie i han­dlowe. Jed­nak ich dług wobec Bizan­cjum nie pod­lega dys­ku­sji. Ich kate­dry, czę­sto deko­ro­wane mar­mu­rami, mozai­kami i iko­nami w bizan­tyj­skim stylu, zdo­bią zama­wiane w Kon­stan­ty­no­polu brą­zowe drzwi. Ich zamoż­ność zro­dziła się pod skrzy­dłami cesar­stwa.

Być może dziś dla nas naj­istot­niej­szą cechą Bizan­cjum jest histo­ryczna rola, jaką ode­grało ono w chro­nie­niu chrze­ści­jań­skiego Zachodu we wcze­snym śre­dnio­wie­czu. Aż do siód­mego wieku Bizan­cjum było fak­tycz­nie cesar­stwem rzym­skim. Jego wła­dzy pod­le­gały Afryka Pół­nocna i Egipt, spi­chle­rze, które żywiły zarówno Rzym, jak i Kon­stan­ty­no­pol, połu­dniowa Ita­lia, Zie­mia Święta, Azja Mniej­sza aż po górę Ara­rat na wscho­dzie, cała dzi­siej­sza Gre­cja i znaczna część Bał­ka­nów. Potem jed­nak pokaźne obszary wschod­niej czę­ści basenu Morza Śród­ziem­nego pod­biły natchnione nową reli­gią, isla­mem, ple­miona arab­skie. Wal­czyły w imię Obja­wie­nia, które pre­zen­to­wało się jako następca wiary żydow­skiej oraz chrze­ści­jań­skiej. Bizan­cjum powstrzy­mało ich eks­pan­sję na teren Azji Mniej­szej, nie dopu­ściło też, by prze­kro­czyły Dar­da­nele i uzy­skały dostęp na Bał­kany. Kon­stan­ty­no­pol zniósł wie­lo­krotne oblę­że­nia.

Dąże­nie muzuł­ma­nów do zdo­by­cia Kon­stan­ty­no­pola, uczy­nie­nia go swą sto­licą i opa­no­wa­nia całego rzym­skiego świata było w pełni uza­sad­nione i logiczne. Skoro islam uwa­żał się za następcę zarówno juda­izmu, jak i chrze­ści­jań­stwa, natu­ralne było, by jego siły zastą­piły Rzym i prze­jęły struk­tury poli­tyczne sta­ro­żyt­nego świata. Gdyby zre­ali­zo­wać ambi­cje zapi­sane w Kora­nie, cały basen Morza Śród­ziem­nego powi­nien zostać ponow­nie zjed­no­czony pod pano­wa­niem muzuł­mań­skim. Isla­mowi ulec miał także per­ski świat zoro­astry­zmu. W nie­zwy­kle szyb­kich i zwy­cię­skich kam­pa­niach z lat 634–644 arab­skie ple­miona nie­omal osią­gnęły ten cel. Tak doszło do pierw­szego waż­nego punktu zwrot­nego w dzie­jach cesar­stwa.

Gdyby Bizan­cjum nie powstrzy­mało ich eks­pan­sji w roku 678, woj­ska muzuł­mań­skie, wzmoc­nione zaso­bami zdo­by­tymi w sto­licy, w ciągu siód­mego wieku roz­prze­strze­ni­łyby islam na całe Bał­kany, Ita­lię i Zachód w momen­cie, gdy roz­drob­nie­nie poli­tyczne zmniej­szało szanse na zor­ga­ni­zo­waną obronę. Zapo­bie­ga­jąc temu poten­cjal­nemu pod­bo­jowi, Bizan­cjum umoż­li­wiło ist­nie­nie Europy. Dało zachod­nim siłom chrze­ści­jań­skim, podzie­lo­nym na małe jed­nostki, czas na okrzep­nię­cie. Sto lat po śmierci pro­roka Maho­meta, w roku 732, Karol Młot poko­nał muzuł­mań­skich najeźdź­ców z Hisz­pa­nii pod Poitiers w cen­tral­nej Fran­cji i wyparł ich za Pire­neje. Kieł­ku­jąca idea Europy stop­niowo nabrała kon­kret­nych kształ­tów pod rzą­dami jego wnuka i imien­nika, Karola Wiel­kiego. On i jego następcy wal­czyli za wła­sne sprawy i two­rzyli wła­sną Europę.

W śre­dnio­wie­czu więk­szość zachod­nich duchow­nych i wład­ców zda­wała sobie, mgli­ście co prawda, sprawę z ist­nie­nia na Wscho­dzie chrze­ści­jań­skiej cywi­li­za­cji bizan­tyj­skiej. Choć Bizan­cjum kon­tro­lo­wało tery­to­rium znacz­nie mniej­sze niż Rzym u szczytu potęgi, pomię­dzy siód­mym a pięt­na­stym wie­kiem to śre­dnio­wieczne pań­stwo wypra­co­wało nowe formy poli­tyczne i kul­tu­rowe. Łącząc prze­różne wątki swo­jej prze­szło­ści, wyku­wało nową śre­dnio­wieczną cywi­li­za­cję, która wcią­gała w swoją orbitę wiele nie­chrze­ści­jań­skich ple­mion z pół­nocy. I tak Buł­ga­rzy, Rusini i Ser­bo­wie przy­jęli wiarę chrze­ści­jań­ską i ele­menty kul­tury bizan­tyj­skiej. Przez mniej wię­cej sie­dem­set lat Bizan­cjum pozo­sta­wało pro­mie­niu­ją­cym ośrod­kiem orto­dok­syj­nej wiary i wykształ­ce­nia kla­sycz­nego.

W cza­sach kru­cjat cesar­stwo zna­la­zło się w cen­trum chrze­ści­jań­skich zma­gań o odzy­ska­nie Ziemi Świę­tej z rąk muzuł­ma­nów. Począw­szy od jede­na­stego wieku, Bizan­cjum i Zachód coraz lepiej pozna­wały się nawza­jem, czę­sto z bar­dzo ujem­nymi skut­kami. Mimo suk­cesu pierw­szej wyprawy krzy­żo­wej, zwień­czo­nej zało­że­niem łaciń­skiego Kró­le­stwa Jero­zo­lim­skiego, czwarta kru­cjata w roku 1204 ude­rzyła na Kon­stan­ty­no­pol i splą­dro­wała mia­sto. Był to drugi wielki punkt zwrotny w dzie­jach Bizan­cjum. Cesar­stwo ni­gdy już nie odzy­skało daw­nej potęgi ani kształtu. Choć bizan­tyj­scy cesa­rze wró­cili w roku 1261 do swej sto­licy, rzą­dzili w prak­tyce mia­stem-pań­stwem, póki w roku 1453 Kon­stan­ty­no­pol nie został osta­tecz­nie pod­bity przez Tur­ków osmań­skich.

Jed­nak, co oso­bliwe, kul­tu­rowe wpływy Bizan­cjum rosły nie­mal odwrot­nie pro­por­cjo­nal­nie do jego zna­cze­nia poli­tycz­nego. Od roku 1204, kiedy to liczne dzieła sztuki zostały wywie­zione do Europy Zachod­niej, wkład Bizan­cjum w odro­dze­nie zachod­niej sztuki i nauki był wyraźny. W czter­na­stym wieku wło­skie uni­wer­sy­tety zatrud­niały bizan­tyj­skich nauczy­cieli greki, któ­rzy wraz z uczniami zaczęli prze­kła­dać pisma Pla­tona. Spu­ści­zna Ary­sto­te­lesa wcze­śniej już dotarła na Zachód za pośred­nic­twem świata muzuł­mań­skiego, filo­zo­fia Pla­tona jed­nak pozo­sta­wała nie­mal nie­znana. Pod­czas toczą­cych się we Flo­ren­cji nego­cja­cji, które dopro­wa­dziły w roku 1439 do unii mię­dzy Kościo­łem wschod­nim i zachod­nim, poświę­cone Pla­to­nowi publiczne wykłady słyn­nego grec­kiego uczo­nego i filo­zofa Jerzego Gemi­stosa Ple­tona zain­spi­ro­wały Kosmę Medy­ce­usza do zało­że­nia Aka­de­mii Pla­toń­skiej. Bizan­tyj­ski wkład we wło­ski rene­sans poja­wił się więc już na długo przed rokiem 1453, kiedy to Turcy uczy­nili Kon­stan­ty­no­pol sto­licą wła­snego pań­stwa. Po upadku mia­sta uchodźcy, któ­rzy ucie­kli do Włoch, zabie­ra­jąc swe księgi, przy­czy­nili się do dal­szego roz­woju nauki i sztuki. A gdy kil­ka­dzie­siąt lat póź­niej pro­te­stanccy refor­ma­to­rzy potę­pili sztukę reli­gijną, nawo­łu­jąc do więk­szego udu­cho­wie­nia chrze­ści­jań­skiego kultu, wyko­rzy­sty­wali cytaty biblijne i pisma Ojców Kościoła zebrane przez bizan­tyj­skich iko­no­kla­stów z ósmego i dzie­wią­tego wieku.

W całej tej książce sta­ram się wyja­śnić, czym było Bizan­cjum, jak funk­cjo­no­wało i co ono repre­zen­tuje. To głę­boko oso­bi­ste spoj­rze­nie zro­dziło się pod­czas zbie­ra­nia mate­ria­łów do mojej wcze­śniej­szej książki, The For­ma­tion of Chri­sten­dom, o zna­cze­niu reli­gii w dzie­jach wcze­snego śre­dnio­wie­cza. Sprawy wiary odgry­wały w życiu ówcze­snych ludzi nie­zwy­kle ważną rolę, nie­po­jętą dla więk­szo­ści dzi­siej­szych przed­sta­wi­cieli zachod­niej kul­tury, tak więc świecka nauka oraz powszechne uzna­nie dla śre­dnio­wiecz­nej sztuki wyma­gają zro­zu­mie­nia tego zja­wi­ska. Oprócz kwe­stii, które zarówno jed­no­czyły, jak i dzie­liły chrze­ści­jan, ich reli­gijny świat wypeł­niały też inne wie­rze­nia: funk­cjo­no­wali w nim nie­naw­ró­ceni poli­te­iści, wyznawcy wschod­nich kul­tów, zwo­len­nicy Zoro­astry i Maniego, jak rów­nież mające za sobą długą tra­dy­cję gminy żydow­skie. W świat ten wkro­czył islam, pod któ­rego potęż­nym wpły­wem zna­leźli się miesz­kańcy wschod­nich i połu­dnio­wych wybrzeży Morza Śród­ziem­nego, od Syrii aż po Hisz­pa­nię. W ósmym wieku pierw­sza fala ofi­cjal­nego nisz­cze­nia świę­tych obra­zów (iko­no­kla­zmu) w Bizan­cjum spra­wiła, że zwy­kli ludzie decy­do­wali się ginąć za swe ikony. Pod­czas gdy islam zaka­zał wszel­kich świę­tych wize­run­ków, Rzym uświa­do­mił sobie swe przy­wią­za­nie do obra­zów reli­gijnych, teo­lo­go­wie Karola Wiel­kiego zaś zaczęli wąt­pić w swoje. Ósmy i dzie­wiąty wiek były zatem klu­czowe dla ukształ­to­wa­nia się trzech odręb­nych, lecz powią­za­nych z sobą regio­nów: bizan­tyj­skiego Wschodu, muzuł­mań­skiego Połu­dnia – Egiptu, Afryki Pół­noc­nej i Hisz­pa­nii – oraz łaciń­skiego Zachodu, który stał się Europą. W pew­nej mie­rze podział ten prze­trwał aż do naszych cza­sów.

Kolej­nym powo­dem mojej fascy­na­cji tym okre­sem histo­rycz­nym jest wyraźne przy­wią­za­nie kobiet do obra­zów reli­gij­nych w śre­dnio­wiecz­nym Bizan­cjum, mające być może zwią­zek z wyklu­cze­niem kobiet z ofi­cjal­nej hie­rar­chii kościel­nej. Każe ono także zasta­na­wiać się nad moty­wami postę­po­wa­nia dwóch wład­czyń, boha­te­rek mojej książki Krwawe cesa­rzowe, które przy­wra­cały kult ikon w latach 787 i 843. Gdy cesa­rzowe Irena i Teo­dora odwo­ły­wały iko­no­kla­styczną poli­tykę wpro­wa­dzoną i popie­raną przez swych mężów i dal­szych męskich krew­nych, odno­szę wra­że­nie, że dzia­łały z jak naj­bar­dziej męską bez­względ­no­ścią i prze­bie­gło­ścią. Jed­nak podej­mu­jąc tę ini­cja­tywę, przyj­mo­wały też role poli­tyczne o zna­cze­niu, jakie byłoby nie do pomy­śle­nia w innych śre­dnio­wiecz­nych spo­łe­czeń­stwach. Tak więc choć ówcze­śni kro­ni­ka­rze uwa­żali ich uwiel­bie­nie dla ikon za oznakę kobie­cej sła­bo­ści, z pew­no­ścią nie jest to cała prawda o tej więzi, którą łączy­ła­bym z bizan­tyj­ską tra­dy­cją kobie­cych rzą­dów, „cesar­skiej kobie­co­ści”.

Kolej­nym spo­so­bem odkry­wa­nia Bizan­tyj­czy­ków były wyko­pa­li­ska. Pod­czas prac wyko­pa­li­sko­wych w Gre­cji, na Cyprze oraz w Kalen­der­hane Camii, waż­nym sta­no­wi­sku arche­olo­gicz­nym w sercu Kon­stan­ty­no­pola, współ­cze­snego Stam­bułu, mia­łam do czy­nie­nia z kul­turą mate­rialną, na któ­rej opie­rała się ta cywi­li­za­cja. Bada­nie kościo­łów Krety i Kithiry, wyspy u połu­dnio­wych wybrzeży Gre­cji kon­ty­nen­tal­nej, czy też doku­men­to­wa­nie cera­micz­nych zna­le­zisk ze śre­dnio­wiecz­nej wiej­skiej rezy­den­cji Kouklia w połu­dniowo-zachod­niej czę­ści Cypru, spra­wia, że ich śre­dnio­wieczni miesz­kańcy stają się bar­dzo bli­scy. Pod­czas mojego pierw­szego sezonu wyko­pa­li­sko­wego w Pafos, także na Cyprze, odkry­li­śmy w ruinach zamku Saranda Kolo­nes frag­menty szkie­letu kobiety, wraz z pier­ście­niami ze złota i pereł, jakie miała na sobie w momen­cie trzę­sie­nia ziemi, które nawie­dziło wyspę w roku 1222. W Stam­bule robot­nicy bada­jący pęk­nię­cie, jakie powstało na sku­tek mrozu w mecze­cie Kalen­der­hane, odkryli pustą prze­strzeń za ścianą w pobliżu monu­men­tal­nego akwe­duktu, który do dziś domi­nuje nad starą czę­ścią mia­sta. Jeden z tych uta­len­to­wa­nych kon­ser­wa­to­rów obma­cał skraj panelu i roz­po­znał kostki, jak się oka­zało, wcze­sno­chrze­ści­jań­skiej mozaiki z wyobra­że­niem Matki Boskiej poka­zu­ją­cej Syme­onowi Dzie­ciątko Jezus. Moż­liwe, że zamu­ro­wano ją, by uchro­nić przed znisz­cze­niem przez iko­no­kla­stów. Podob­nie cała kaplica z frag­men­tami fre­sków poświę­co­nych św. Fran­cisz­kowi z Asyżu została zamu­ro­wana w roku 1261, gdy mnisi ucie­kali z Kon­stan­ty­no­pola po zakoń­cze­niu łaciń­skiej oku­pa­cji mia­sta. Te dwa wspa­niałe dzieła sztuki chrze­ści­jań­skiej, wschod­niej oraz zachod­niej, zostały póź­niej odre­stau­ro­wane przez Erne­sta Haw­kinsa i obec­nie oglą­dać je można w Muzeum Arche­olo­gicz­nym w Stam­bule.

Na moje wyobra­że­nia o Bizan­cjum wpły­nęły też roz­siane po całym świe­cie śród­ziem­no­mor­skim świa­dec­twa jego śre­dnio­wiecz­nej potęgi. Jako nasto­latka odwie­dzi­łam Rawennę w pół­noc­nych Wło­szech, gdzie zachwy­ciły mnie mozai­kowe por­trety bizan­tyj­skiego cesa­rza Justy­niana i jego żony, cesa­rzo­wej Teo­dory, gwiazdy na nie­biań­skim fir­ma­men­cie mau­zo­leum Galli Pla­cy­dii, oraz pro­ce­sje świę­tych i stada owie­czek, zdo­biące kościoły tego mia­sta. W roku 2005, prze­szło czter­dzie­ści lat póź­niej, dane mi było wspiąć się na dach kościoła klasz­toru św. Kata­rzyny na górze Synaj, który ufun­do­wała ta sama cesar­ska para, mimo że pół­nocny Adria­tyk dzielą od Morza Czer­wo­nego z górą trzy tysiące kilo­me­trów. Tam, w miej­scu gdzie – jak wie­rzono – uka­zał się krzak gore­jący, a Moj­że­szowi naka­zano zdjąć san­dały, ponie­waż sama zie­mia jest święta, prze­czy­ta­łam inskryp­cje upa­mięt­nia­jące fun­da­cję Justy­niana i Teo­dory, wyryte na ory­gi­nal­nych bel­kach z szó­stego wieku, zacho­wa­nych w ide­al­nym sta­nie w suchym, wol­nym od ter­mi­tów śro­do­wi­sku egip­skiej pustyni. Tego rodzaju doświad­cze­nia dają poczu­cie nama­cal­no­ści temu, co bizan­tyj­scy histo­rycy pisali o cesa­rzu i jego żonie.

W Rzy­mie, na Sycy­lii, w Moskwie, a przede wszyst­kim, rzecz jasna, w Kon­stan­ty­no­polu, w całej Tur­cji, Gre­cji i na Bał­ka­nach dostrzec można ślady Bizan­cjum. Nic jed­nak nie może się rów­nać ze zdu­mie­niem z odkry­cia bizan­tyj­skich mozaik w mih­ra­bie Mezqu­ity, Wiel­kiego Meczetu w hisz­pań­skiej Kor­do­bie, powsta­łych na zle­ce­nie panu­ją­cego w dzie­sią­tym wieku kalifa Al-Hakama II, albo z zasko­cze­niem, z jakim, dotarł­szy póź­nym popo­łu­dniem po dłu­giej podróży przez Alpy Pon­tyj­skie do Tra­pe­zuntu nad Morzem Czar­nym, unosi się wzrok na pałac ponad mia­stem.

Bizan­cjum żyje też wciąż w cere­mo­nii Cudu Ognia Świę­tego – prze­ka­za­nia ognia wiel­ka­noc­nego w jero­zo­lim­skiej Bazy­lice Grobu Świę­tego, kiedy to w ciem­no­ściach metro­po­lita wycho­dzi z Grobu z sym­bo­li­zu­jącą zmar­twych­wsta­nie Chry­stusa pło­nącą świecą, od któ­rej wszy­scy wierni zapa­lają wła­sne. Nawet dziś, we współ­cze­snych Ate­nach, tłumy scho­dzące po pół­nocy w Nie­dzielę Wiel­ka­nocną ze świe­cami ze wzgó­rza Lika­wi­tos są dobit­nym świa­dec­twem siły obrzę­dów, które upa­mięt­niają to wyda­rze­nie od nie­mal dwóch tysięcy lat.

Z powo­dów, które zostaną wyja­śnione w tej książce, bizan­tyj­skie wyroby zostały roz­pro­szone po całej Euro­pie i prze­cho­wy­wane są w naj­mniej spo­dzie­wa­nych miej­scach. Naty­ka­jąc się na bizan­tyj­ską tka­ninę jedwabną zwaną Płasz­czem Alek­san­dra w Bawa­rii, znaj­du­jąc kon­trakt mał­żeń­ski Teo­fano i Ottona II z dzie­sią­tego wieku w Wolfenbüttel lub odkry­wa­jąc dzie­się­cio­wieczne pla­kietki z kości sło­nio­wej, słu­żące dziś jako okładki ksią­żek, czło­wiek nabiera wyobra­że­nia o rze­mieśl­ni­kach, któ­rzy je wyko­nali, oraz o kul­tu­rze, w któ­rej wytwa­rzane były takie pre­cjoza. Na Zacho­dzie przez stu­le­cia były one trak­to­wane jak skarby, choć śre­dnio­wieczni uczeni i duchowni Zachodu przy­czy­nili się także do roz­po­wszech­nie­nia wielu mylą­cych ste­reo­ty­pów na temat „bizan­tyj­sko­ści”.

Bizan­cjum sta­wało mi się coraz bliż­sze wraz z każ­dym przy­go­to­wy­wa­nym cyklem wykła­dów poświę­co­nych jego dzie­jom. Chcę podzię­ko­wać zwłasz­cza tym wszyst­kim stu­den­tom, któ­rzy kwe­stio­no­wali moje poglądy. Choć doce­nia­nie tego wpływu stało się zwy­cza­jem, w moim wypadku posada w Prin­ce­ton w roku 1990 zaowo­co­wała nie­ocze­ki­waną pre­mią w postaci kon­taktu ze szcze­gól­nie bły­sko­tliwą grupą słu­cha­czy stu­diów magi­ster­skich, któ­rych przy­cią­gnął tam­tej­szy nie­zrów­nany wydział histo­rii. Wśród tak inspi­ru­ją­cych kole­gów i żąd­nych wie­dzy stu­den­tów nabra­łam odwagi, by pró­bo­wać nowych spo­so­bów prze­ka­za­nia swej miło­ści do Bizan­cjum. Chri­stine Stan­sell, jedna z owych kole­ża­nek, odwie­dziła mnie póź­niej w Lon­dy­nie i zapy­tała z życz­li­wo­ścią i nadzieją, czy nie nade­szła już „pora na żniwa”. Ta książka jest czę­ściowo jej zasługą, na równi z moimi nie­ocze­ki­wa­nymi gośćmi.

To spro­wa­dza mnie z powro­tem do kwe­stii formy. W szek­spi­row­skim Lon­dy­nie bizant i kawior, złota moneta nazwana od Bizan­cjum oraz rybia ikra spo­ży­wana w takich ilo­ściach przez jego miesz­kań­ców, były jed­na­kowo swoj­skie. W taki pośredni spo­sób dzie­dzic­two Bizan­cjum zna­leźć można w zupeł­nie nie­ocze­ki­wa­nych miej­scach. Ta książka usi­łuje wyja­śnić dla­czego. Zamiast wzo­ro­wać się na nie­zli­czo­nych wcze­śniej­szych wpro­wa­dze­niach i opra­co­wa­niach, posta­no­wi­łam wybrać kon­kretne cha­rak­te­ry­styczne dla Bizan­cjum wyda­rze­nia, zabytki i posta­cie i omó­wić je w kolej­no­ści odzwier­cie­dla­ją­cej zasad­ni­czy podział dzie­jów Bizan­cjum. Pierw­szych sie­dem roz­dzia­łów poświę­co­nych jest pod­sta­wo­wym zagad­nie­niom, takim jak Kon­stan­ty­no­pol, prawo, reli­gia, obej­mu­jąc swym zakre­sem całe bizan­tyj­skie mile­nium. Pozo­stałe roz­działy nakła­dają się czę­ściowo, jeśli zaj­mują się tymi samymi wyda­rze­niami z innej per­spek­tywy. Naj­więk­szą trud­ność spra­wiła mi selek­cja, gdyż trudno było pomi­nąć tak wiele barw­nych aneg­dot i intry­gu­ją­cych szcze­gó­łów. Zdo­ła­łam zaser­wo­wać jedy­nie meze, wybór przy­sta­wek. Biblio­gra­fia podana na końcu książki może zachę­cić do wielu dal­szych, tre­ściw­szych dań. Tu sta­ram się odpo­wie­dzieć na pyta­nie zadane mi przez budow­lań­ców w King’s Col­lege i wyja­śnić, dla­czego wszy­scy powin­ni­śmy lepiej poznać histo­rię Bizan­cjum.

I

Fundamenty Bizancjum

1

Miasto Konstantyna

[Kon­stan­tyn] pełen podziwu dla poło­że­nia mia­sta […] posta­no­wił je roz­bu­do­wać i przy­sto­so­wać do potrzeb rezy­den­cji cesar­skiej […] Pięt­na­ście sta­diów za sta­rym murem oto­czył je nowym, który oddzie­lał cały prze­smyk od morza do morza […] Zbu­do­wał pałac cesar­ski nie­wiele mniej­szy od pałacu w Rzy­mie. Przy­ozdo­bił wspa­niale hipo­drom, do któ­rego włą­czył świą­ty­nię Dio­sku­rów. Zosi­mos, Nowa histo­ria, ok. 501 r.

Bizan­cjum – Kon­stan­ty­no­pol – Stam­buł jest jed­nym z naj­bar­dziej nie­zwy­kłych miejsc na ziemi. Podob­nie jak Nowy Jork, Syd­ney i Hong­kong, jest to potężna metro­po­lia z peł­no­mor­skim por­tem, który wpro­wa­dza morze w samo serce mia­sta. Bli­skość wody, gra odbla­sków słońca na falach i odle­gła linia hory­zontu nadają świa­tłu nie­spo­ty­kaną gdzie indziej barwę. Tym, co zachwy­ciło Kon­stan­tyna, gdy w począt­kach czwar­tego wieku naszej ery szu­kał nowej sto­licy dla cesar­stwa rzym­skiego, była loka­li­za­cja, pozwa­la­jąca mu kon­tro­lo­wać lądowe i mor­skie szlaki pomię­dzy Europą i Azją. Zna­lazł odpo­wied­nie miej­sce z bez­piecz­nym por­tem nad Zło­tym Rogiem, który można było zamknąć łań­cu­chem, aby zagro­dzić dostęp wro­gim stat­kom i zapew­nić osłonę przed groź­nymi prą­dami Bos­foru. Latar­nia mor­ska, zwana Wieżą Panny, stoi rze­komo w miej­scu, gdzie Lean­der z grec­kiego mitu przy­pły­wał do swej uko­cha­nej Hero. Dziś wska­zuje ona drogę rosyj­skim tan­kow­com (pomy­lono tu Bos­for z Dar­da­ne­lami). Do nie­dawna jed­nak można było wyna­jąć łódkę, by prze­pły­wa­jąc przez cie­śninę, podzi­wiać impo­nu­jącą pano­ramę Kon­stan­ty­no­pola. I choć dziś dwa mosty łączą Azję i Europę, promy pasa­żer­skie w dal­szym ciągu prze­mie­rzają Bos­for, ofe­ru­jąc szklankę czar­nej her­baty i semity, obto­czone w seza­mie pier­ście­nie pie­czo­nego cia­sta. W pogodne dni sie­dze­nie na pokła­dzie i podzi­wia­nie malow­ni­czych wido­ków Kon­stan­ty­no­wego grodu jest jedną z naj­więk­szych przy­jem­no­ści życia w Stam­bule.

Uro­dzony w Niszu na środ­ko­wych Bał­ka­nach Kon­stan­tyn był synem cesa­rza Kon­stan­cju­sza Chlo­rusa, jed­nego z czte­rech współ­wład­ców w usta­no­wio­nym przez Dio­kle­cjana (284–305) sys­te­mie mają­cym zapew­nić wielce potrzebny ele­ment sta­bil­no­ści w roz­le­głym rzym­skim świe­cie. Tetrar­chia, „rządy czte­rech”, w prak­tyce dzie­liła cesar­stwo na dwie połowy, rzą­dzone przez dwóch zgod­nie dzia­ła­ją­cych wład­ców, augu­stów, mają­cych do pomocy dwóch niż­szej rangi ceza­rów, któ­rzy mieli uzy­skać peł­nię wła­dzy po ich śmierci. Sys­tem ten zała­mał się z powodu ambi­cji cesar­skich synów, któ­rym nie przy­dzie­lono w nim żad­nej roli. Kon­stan­tyn stał się tego dobit­nym przy­kła­dem, kiedy po śmierci jego ojca w Yorku w roku 306 woj­sko okrzyk­nęło go cesa­rzem. Nie został jed­nak uznany przez Gale­riu­sza, władcę wschod­niej czę­ści cesar­stwa, i kilka lat póź­niej było trzech róż­nych dowód­ców woj­skowych rosz­czą­cych sobie prawa do tytułu cesa­rza Zachodu. Ruszyw­szy z Bry­ta­nii na połu­dnie, Kon­stan­tyn poko­nał rywali, po czym w roku 312 starł się z Mak­sen­cju­szem przy moście Mul­wij­skim pod Rzy­mem. Po tym decy­du­ją­cym zwy­cię­stwie wkro­czył trium­fal­nie do Wiecz­nego Mia­sta, gdzie został uznany przez senat, nie zgo­dził się jed­nak zgod­nie ze zwy­cza­jem zło­żyć bogom dzięk­czy­nie­nia za swój suk­ces przy Ołta­rzu Zwy­cię­stwa. Póź­niej twier­dził, że na nie­bie uka­zał mu się krzyż, co zin­ter­pre­to­wał jako znak od Boga chrze­ści­jan, który obie­cy­wał mu zwy­cię­stwo. Został cesa­rzem Zachodu dzięki sile oręża, a teraz musiał nego­cjo­wać z Licy­niu­szem, cesa­rzem Wschodu.

Obaj władcy spo­tkali się w roku 313 w Medio­la­nie i utrwa­lili wspólne rządy przez związki mał­żeń­skie, które zjed­no­czyły cesar­stwo. Posta­no­wili także wydać edykt tole­ran­cyjny gło­szący, że wszyst­kie reli­gie, włącz­nie z chrze­ści­jań­stwem, mogą być prak­ty­ko­wane bez prze­szkód, jeśli tylko wyznawcy każ­dego z bogów będą modlić się o pomyśl­ność cesar­stwa rzym­skiego i cesa­rzy. Od tam­tej pory chrze­ści­ja­nie modlą się za swych wład­ców. Bez względu na oso­bi­ste wie­rze­nia Kon­stan­tyna (zob. niżej) w roku 313 zro­bił on krok w kie­runku uczy­nie­nia tego wyzna­nia ofi­cjalną reli­gią cesar­stwa i kon­se­kwent­nie fawo­ry­zo­wał chrze­ści­jan. Zacie­kła rywa­li­za­cja mię­dzy oby­dwoma wład­cami dobie­gła końca dopiero jede­na­ście lat póź­niej, gdy Kon­stan­tyn poko­nał Licy­niu­sza pod Chry­so­po­lis po azja­tyc­kiej stro­nie Bos­foru. Wziął rywala do nie­woli, wygnał go do Tesa­lo­niki i zdra­dziecko kazał zamor­do­wać. W ten spo­sób w roku 324 stał się władcą nie tylko Zachodu, ale i roz­le­glej­szego, zamoż­niej­szego i gęściej zalud­nio­nego Wschodu. Prze­mie­rzył i zawo­jo­wał wzdłuż i wszerz cały rzym­ski świat, któ­rym rzą­dził przez kolej­nych trzy­na­ście lat, aż do śmierci w roku 337.

Po zwy­cię­stwie nad Licy­niu­szem Kon­stan­tyn uznał, że cesar­stwo potrze­buje sto­licy na Wscho­dzie, bli­żej swej naj­po­waż­niej­szej rywalki, Per­sji, która regu­lar­nie gro­ziła inwa­zją. Brano pod uwagę pra­stare mia­sto Troję. Wybór Kon­stan­tyna padł jed­nak na kolo­nię zało­żoną przez Gre­ków z Megary, przy­pusz­czal­nie w siód­mym wieku p.n.e., na euro­pej­skim brzegu Bos­foru. Z tych mitycz­nych począt­ków wyro­sło Byzan­tion, kon­tro­lu­jące szlaki żeglowne na zdra­dli­wych wodach łączą­cych Morze Czarne z morzem Mar­mara, które z kolei łączy się poprzez Dar­da­nele z Morzem Egej­skim.

Byzan­tion poło­żone było na wznie­sie­niu i miało dobrze chro­niony port na Zło­tym Rogu. Ponie­waż morze opły­wało je z trzech stron, od pół­nocy (Złoty Róg), wschodu (Bos­for) i połu­dnia (morze Mar­mara), za całe for­ty­fi­ka­cje wystar­czał mu mur od zachodu. Co wię­cej, mia­sto pano­wało nad szla­kami lukra­tyw­nego trans­portu mor­skiego towa­rów z dale­kiej Pół­nocy (bursz­tyn, futra, metal i drewno) i z regionu śródziemnomor­skiego (oliwa, zboże, papi­rus, len oraz spro­wa­dzane z Dale­kiego Wschodu przy­prawy), jak rów­nież odby­wa­ją­cego się drogą lądową han­dlu mię­dzy Zacho­dem i Azją. Pod koniec dru­giego wieku cesarz Sep­ty­miusz Sewer wzmoc­nił jego mury, które zawsze sta­no­wiły słaby punkt, i wzniósł nowe budowle.

Kon­stan­tyn uczy­nił z Byzan­tion nową sto­licę, którą nazwał wła­snym imie­niem, tak samo jak Hadrian zało­żył Hadria­no­po­lis (Adria­no­pol), a Alek­san­der Wielki Alek­san­drię. W roku 324 w tra­dy­cyj­nej cere­mo­nii wyorano bruzdę wyty­cza­jącą prze­bieg nowych murów lądo­wych, które czte­ro­krot­nie powięk­szały roz­miary mia­sta i wyko­rzy­sty­wały w mak­sy­mal­nym stop­niu moż­li­wo­ści terenu, obej­mu­jąc, jak podaje Zosi­mos, obszar około ośmiu kilo­me­trów kwa­dra­to­wych. Wyzna­czono poło­że­nie bram w zachod­nim murze oraz wzdłuż morza Mar­mara i Zło­tego Rogu. Po sze­ściu latach wytę­żo­nych prac budow­la­nych, 11 maja 330 roku, nastą­piła uro­czy­sta inau­gu­ra­cja Kon­stan­tynopola z cere­mo­nia­łem odwo­łu­ją­cym się do daw­nej dumy oby­wa­tel­skiej i festy­nów miej­skich. Na hipo­dro­mie odbyły się wyścigi rydwa­nów, ulu­biony sport wszyst­kich Rzy­mian, otwarto do użytku publicz­nego nowe łaź­nie Zeuk­sypa, miesz­kań­com zaś roz­da­wano żyw­ność, odzież i pie­nią­dze. Ci, któ­rym dane było zamiesz­kać w nowej sto­licy, przy­jęli miano Bizan­tyj­czy­ków, by zazna­czyć swą więź z antyczną kolo­nią Byzan­tion oraz wyróż­nić się jako jej praw­dziwi oby­wa­tele.

W mie­ście Kon­stan­tyna sku­piały się główne szlaki han­dlowe, zarówno lądowe, jak i mor­skie, które zbie­gały się przy głę­bo­kiej cie­śni­nie dzie­lą­cej Europę od Azji. W odróż­nie­niu od grec­kiej kolo­nii Chry­so­po­lis po azja­tyc­kiej stro­nie Bos­foru, dzięki natu­ral­nemu poło­że­niu na wznie­sio­nym ska­li­stym pół­wy­spie było bez­pieczne. Jedną z wiel­kich zalet loka­li­za­cji na oto­czo­nym nie­mal ze wszyst­kich stron przez wodę skrawku lądu było to, że zachodni mur prze­bie­ga­jący w poprzek pół­wy­spu zamy­kał spory obszar sto­sun­kowo krótką linią umoc­nień. Co wię­cej, trud­niej było zasko­czyć obroń­ców ata­kiem od strony lądu. Mia­sto wyma­gało regu­lar­nego zaopa­trze­nia w wodę, które zapew­niały mu dłu­gie akwe­dukty i cysterny do gro­ma­dze­nia desz­czówki. Łatwy dostęp do żyznych ziem w głębi lądu i obfi­tych łowisk czy­nił tę natu­ralną twier­dzę wyjąt­kowo trudną do wzię­cia sztur­mem.

Nawet przy tych natu­ral­nych zale­tach decy­du­ją­cym ele­men­tem obrony mia­sta byli zawsze jego miesz­kańcy, ich insty­tu­cje, kul­tura oraz orga­ni­za­cja stwo­rzone w obrę­bie murów. Od początku Kon­stan­ty­no­pol nazy­wany był także Nowym Rzy­mem. Podob­nie jak „Stary Rzym”, był usy­tu­owany na sied­miu wzgó­rzach i podzie­lony na czter­na­ście dziel­nic, połą­czo­nych sze­ro­kimi uli­cami pro­wa­dzą­cymi z cen­trum do bram w zachod­nim murze. Jego place zdo­biły antyczne posągi spro­wa­dzone ze wszyst­kich czę­ści impe­rium. Na góru­ją­cym nad Bos­fo­rem akro­polu wzno­siły się dwie świą­ty­nie poświę­cone Rei, matce bogów, oraz For­tu­nie Rzymu. Na Forum Kon­stan­tyna, w sercu mia­sta, stała impo­nu­jąca por­fi­rowa kolumna wyko­nana z pur­pu­ro­wego kamie­nia, który spro­wa­dzano z Egiptu. Na jej szczy­cie usta­wiono pogań­ską sta­tuę Apolla, prze­ro­bioną na posąg cesa­rza. Koli­sty plac ota­czały por­tyki ozdo­bione dzie­łami sztuki, od wschodu i zachodu zaś łuki trium­falne wyzna­czały wyj­ścia na Mese (główną arte­rię).

Wśród upięk­sza­ją­cych nową sto­licę rzeźb zna­la­zła się Kolumna Wężowa z Delf, ufun­do­wana po grec­kim zwy­cię­stwie nad Per­sami pod Pla­te­jami (479 r. p.n.e.), oraz egip­ski obe­lisk z Kar­naku, upa­mięt­nia­jący jakiś znacz­nie daw­niej­szy triumf. Hipo­drom, przy­ozdo­biony grecko-rzym­skimi sym­bo­lami powo­dze­nia i zwy­cię­stwa, przy­po­mi­nał muzeum pod gołym nie­bem. Posągi pogań­skich bogów (Zeusa, Hera­klesa), real­nych i fan­ta­stycz­nych zwie­rząt, wład­ców, takich jak: Alek­san­der Wielki, Juliusz Cezar i Okta­wian August, oraz Rzymu w postaci wil­czycy z Romu­lu­sem i Remu­sem, wal­czyły o lep­sze z tro­fe­ami wojen­nymi. Nad bram­kami star­to­wymi u wej­ścia usta­wiono cztery antyczne konie z brązu, by doda­wały ducha walki zarówno zawod­ni­kom, jak i widzom sta­ro­żyt­nej sztuki wyści­gów (il. 25). Sze­ro­kie arte­rie łączące poszcze­gólne dziel­nice, obrze­żone kolum­na­dami, w któ­rych mie­ściły się kramy kup­ców i rze­mieśl­ni­ków, nada­wały nowej sto­licy impo­nu­jący wygląd.

W swoim mie­ście Kon­stan­tyn bił solid (po grecku nomi­sma), który wpro­wa­dził na Zacho­dzie w roku 309. Był to nowy typ monety z 24-kara­to­wego złota, który stał się naj­bar­dziej wia­ry­god­nym środ­kiem płat­ni­czym póź­nego antyku i świata bizan­tyj­skiego. Aż do począt­ków jede­na­stego wieku wszy­scy cesa­rze bili złote monety porów­ny­wal­nej jako­ści i próby, przez ponad sie­dem­set lat utrzy­mu­jąc sta­bilny stan­dard, co uznać trzeba za nie­zwy­kłe osią­gnię­cie (il. 18). Ponie­waż na cesar­skich mone­tach czę­sto wyobra­żano per­so­ni­fi­ka­cje Rzymu i Zwy­cię­stwa, Kon­stan­tyn zaadap­to­wał ten wzo­rzec, umiesz­cza­jąc tam Tyche (For­tunę, bogi­nię pomyśl­no­ści) Kon­stan­tynopola. Uka­zana jest ona jako sie­dząca na tro­nie kobieta w blan­ko­wa­nej koro­nie sym­bo­li­zu­ją­cej mury miej­skie; w rękach trzyma róg obfi­to­ści, sym­bol jego bogactw – ale­go­ryczne wyobra­że­nie męskiej wła­dzy w kobie­cej postaci, wedle inter­pre­ta­cji Mariny War­ner. Cesar­skie monety bite w Kon­stan­tynopolu sze­roko roz­po­wszech­niały sym­bol nowej sto­licy. Z cza­sem pogań­ska sym­bolika została zastą­piona przez chrze­ści­jań­ską: krzyż poja­wił się po raz pierw­szy w szó­stym wieku, wize­ru­nek Chry­stusa zaś pod koniec siód­mego. Począw­szy od ósmego wieku, nomi­sma stała się jedyną złotą monetą, jaką znało śre­dnio­wie­cze, i była wysoko ceniona w regio­nach, w któ­rych bito pie­niądz ze sre­bra. Bizan­tyj­skie złote solidy znaj­do­wano w wyko­pa­li­skach w Skan­dy­na­wii, zachod­niej Euro­pie, Rosji, Per­sji i na Cej­lo­nie.

Zakła­da­jąc swój Nowy Rzym, Kon­stan­tyn I wpro­wa­dził nad Bos­for wiele cech Sta­rego Rzymu nad Tybrem. Obda­ro­wy­wał zie­mią i przy­wi­le­jami rodziny sena­tor­skie, które zgo­dziły się na prze­no­siny na Wschód, i utwo­rzył nowy senat kon­stan­ty­no­po­li­tań­ski. Tym, któ­rzy budo­wali sobie domy w Nowym Rzy­mie, przy­zna­wano żetony, które upo­waż­niały ich do codzien­nego odbioru świe­żego chleba w punk­tach zlo­ka­li­zo­wa­nych w każ­dej z czter­na­stu dziel­nic mia­sta. Dla zagwa­ran­to­wa­nia zaopa­trze­nia sto­licy wzno­szono hor­rea (maga­zyny zbo­żowe) i cysterny na wodę. W roku 359 powo­łano na wzór Rzymu pre­fekta odpo­wie­dzial­nego za sprawy mia­sta i skon­cen­tro­wano tam całą admi­ni­stra­cję impe­rium. Powie­la­jąc rzym­ską zasadę „chleba i igrzysk” (zob. roz­dział 3.), Kon­stan­tyn ukoń­czył budowę hipo­dromu i zle­cił orga­ni­za­cję tak lubia­nych w sta­ro­żyt­no­ści wyści­gów i wido­wisk zawo­do­wym dostar­czy­cie­lom roz­ry­wek (stron­nic­twom cyr­ko­wym, czyli fak­cjom).

Od roku 330 aż do śmierci w roku 337 Kon­stan­tyn wal­czył z wro­gami na Wscho­dzie, prze­no­sząc się z jed­nego pałacu do dru­giego, zamiast rezy­do­wać stale w Kon­stan­tynopolu. Od czasu swego pierw­szego zwy­cię­stwa w Rzy­mie raz tylko powró­cił do sta­ro­żyt­nej sto­licy – na obchody dzie­sią­tej rocz­nicy swego wstą­pie­nia na tron (315 rok), kiedy to poświę­cił Nową Bazy­likę i odsło­nił łuk trium­falny w doli­nie Kolos­seum. Jego nowa fun­da­cja roz­ra­stała się kosz­tem Sta­rego Rzymu oraz innych miast, które wcze­śniej peł­niły rolę cesar­skich rezy­den­cji: Tre­wiru, Niko­me­dii ulu­bio­nej przez Dio­kle­cjana, Sir­mium nad Duna­jem czy też Antio­chii na pogra­ni­czu dzi­siej­szej Tur­cji i Syrii. Choć wiele sena­tor­skich rodzin pozo­stało na Zacho­dzie, Kon­stan­tynopol przy­cią­gał rze­mieśl­ni­ków, archi­tek­tów, kup­ców i poszu­ki­wa­czy przy­gód, nowy dwór zaś potrze­bo­wał wykształ­co­nych ludzi, aby gło­sili chwałę nowych chrze­ści­jań­skich cesa­rzy, a także kie­ro­wali admi­ni­stra­cją. Nie mając tra­dy­cyj­nej war­stwy sza­cow­nych rodów, w rzym­skim stylu szczy­cą­cych się swoją gene­alo­gią, Kon­stan­tynopol był bar­dziej otwarty na talenty; nowo przy­byli, któ­rzy wyka­zali się zdol­no­ściami, bły­ska­wicz­nie awan­so­wali. Ta mobil­ność spo­łeczna ozna­czała, że w mie­ście sła­biej zazna­czał się podział mię­dzy ary­sto­kra­cją a pleb­sem, choć par­we­niu­sze zawsze byli przed­mio­tem drwin, nie­wol­ni­ków zaś trak­to­wano tak samo źle jak wszę­dzie.

Cha­rak­ter związ­ków Kon­stan­tyna z chrze­ści­jań­stwem jest sprawą dys­ku­syjną: jego bio­graf Euze­biusz (biskup Ceza­rei, 313–ok. 340) wynosi je ponad wszystko inne, pod­czas gdy świeccy histo­rycy odno­to­wują, że podob­nie jak ojciec wyzna­wał kult nie­zwy­cię­żo­nego słońca, Sol Invic­tus. Pod koniec pią­tego wieku Zosi­mos obwi­niał Kon­stan­tyna o wszel­kie nie­do­ma­ga­nia cesar­stwa rzym­skiego, twier­dząc, że porzu­cił on wiarę przod­ków (w pogań­skich bogów), ponie­waż „jakiś Egip­cja­nin […] zapew­nił [go], że wiara chrze­ści­jan gła­dzi każde prze­wi­nie­nie”. Histo­ryk wyja­śnia także, skąd wzięło się u cesa­rza poczu­cie winy: Kon­stan­tyn zabił swego syna Kry­spusa, podej­rze­wa­jąc go o nie­sto­sowne sto­sunki z maco­chą, cesa­rzową Fau­stą, ją samą zaś zamknął póź­niej w prze­grza­nej łaźni, dopóki nie umarła. Otrzy­mał chrzest, jed­nak dopiero na łożu śmierci. Nie było to niczym wyjąt­ko­wym, gdyż chrze­ści­janie chcieli unik­nąć grze­sze­nia po chrzcie, z reguły więc odkła­dali tę cere­mo­nię do ostat­niej moż­li­wej chwili.

Różne wer­sje histo­rii o wizji krzyża, jaką miał przed bitwą przy moście mul­wij­skim, suge­rują, że jest ona mitem, choć chrze­ści­jań­scy auto­rzy uznali ją póź­niej za moment jego nawró­ce­nia. Jed­nak zimą 312 roku w Rzy­mie Kon­stan­tyn pole­cił namiest­ni­kowi Kar­ta­giny zwró­cić mie­nie chrze­ści­jan, skon­fi­sko­wane pod­czas nie­daw­nych prze­śla­do­wań, miej­sco­wemu bisku­powi lub wypła­cić rekom­pen­satę, jeśli przed­mioty zostały sprze­dane albo prze­to­pione. Wska­zuje to na zde­cy­do­waną zmianę dotych­cza­so­wego cesar­skiego sta­no­wi­ska wobec chrze­ści­jań­stwa jako siły mogą­cej osła­bić potęgę mili­tarną, jak rów­nież odma­wia­ją­cej należ­nej czci pra­sta­rym bogom oraz cesa­rzom.

Choć Kon­stan­tyn popie­rał chrze­ści­jań­skich przy­wód­ców i finan­so­wał budowę chrze­ści­jań­skich kościo­łów, jego syno­wie pozwo­lili także na wznie­sie­nie w Ita­lii świą­tyni słu­żą­cej kul­towi rodziny cesar­skiej, a jej kapła­nom – skła­dać ofiary w daw­nym pogań­skim stylu. Z kolei, jak się wydaje, nie­które świą­tynie zostały zmu­szone do odda­nia swych posą­gów, a ich drzwi i dachy odarto z wszel­kich ozdób z metali szla­chet­nych. Ofiar­ni­czy ele­ment pogań­skiego kultu był stop­niowo ogra­ni­czany; zabi­ja­nie zwie­rząt miała zastą­pić bez­kr­wawa ofiara skła­dana chrze­ści­jań­skiemu Bogu. Ponie­waż wielu pogań­skich filo­zo­fów rów­nież pod­kre­ślało, że „ofiarę” należy rozu­mieć w sen­sie ducho­wym, nie można upa­try­wać w tym wyłącz­nie wpływu chrze­ści­jań­stwa. Wska­zuje to jed­nak na stop­niową utratę zna­cze­nia ofiary ze zwie­rząt, głów­nego aktu pogań­skiego kultu. Tak więc bez względu na to, czy Kon­stan­tyn nawró­cił się w wyniku wizji z 312 roku, czy też dopiero gdy poczuł zbli­ża­jącą się śmierć w roku 337, przez więk­szą część swego doro­słego życia jawił się jako patron chrze­ści­jań­stwa, wspie­ra­jąc prze­śla­do­wane dotąd spo­łecz­no­ści; wypo­sa­żył ich wspa­niałe nowe kościoły w wysa­dzane dro­gimi kamie­niami sprzęty litur­giczne ze złota i sre­bra i pró­bo­wał pomóc im w ści­ślej­szym zde­fi­nio­wa­niu wła­snej wiary.

Nie jest jasne, jak wiele nowych budowli kul­to­wych w Kon­stan­ty­no­polu zostało wznie­sio­nych przez cesa­rza. Praw­do­po­dob­nie zapla­no­wał on kościół św. św. Apo­sto­łów, wraz z przy­le­ga­ją­cym do niego cesar­skim mau­zo­leum, kate­drę św. Ireny oraz kościoły poświę­cone kul­towi dwóch miej­sco­wych męczen­ni­ków, Mokiosa i Aka­kiosa. Poza sto­licą Kon­stan­tyn darzył szcze­gólną uwagą miej­sca zwią­zane z ziem­skim życiem Chry­stusa; w roku 326 wysłał do Ziemi Świę­tej swą matkę, Helenę. Pod­czas tej pierw­szej cesar­skiej piel­grzymki ufun­do­wała ona kościoły w Betle­jem nad Grotą Naro­dze­nia oraz w Jero­zo­li­mie nad gro­bem w pobliżu Gol­goty, gdzie rze­komo odna­la­zła szczątki Krzyża Świę­tego. Roz­da­wała także pie­nią­dze woj­skom, co być może było zasad­ni­czym celem jej podróży. Helena usta­no­wiła wzór dla póź­niej­szych piel­grzy­mek, na któ­rych szlaku budo­wano gospody i przy­tułki. W 335 roku w jej ślady poszedł sam Kon­stan­tyn. Poświę­cił kolejne sank­tu­arium pod wezwa­niem Zba­wi­ciela i wziął udział w syno­dzie w Jero­zo­li­mie, nim urzą­dził obchody trzy­dzie­stej rocz­nicy swego pano­wa­nia.

Jed­nakże wbrew rzym­skiej tra­dy­cji kre­mo­wa­nia cesa­rzy Kon­stan­tyn pocho­wany został zgod­nie z chrze­ści­jań­skim rytu­ałem, w mau­zo­leum wybu­do­wa­nym dla prze­cho­wy­wa­nia reli­kwii dwu­na­stu apo­sto­łów. Cesarz pra­gnął spo­cząć pośród wybra­nych uczniów Chry­stusa. Euze­biusz opi­suje go jako rów­nego apo­sto­łom, czy wręcz trzy­na­stego z nich, choć poglądy samego cesa­rza świad­czą o tym, że uwa­żał się za lep­szego od nich. Jego syn, Kon­stan­cjusz II, ukoń­czył budowę kościoła św. Apo­sto­łów i w latach 356–357 prze­niósł tam domnie­mane kości świę­tych Tymo­te­usza, Łuka­sza oraz Andrzeja. Kolejni władcy powięk­szali impo­nu­jącą kolek­cję reli­kwii: szcze­gól­nie czczono welon, pasek i całun Matki Boskiej, prze­cho­wy­wane w sank­tu­arium pod jej wezwa­niem w Bla­cher­nach. Cesa­rze co roku nawie­dzali świą­ty­nię z tymi reli­kwiami oraz mau­zo­leum, gdzie oka­dzali groby, zapa­lali świece i modlili się za swych poprzed­ni­ków. Tego rodzaju cere­mo­nie utrwa­lały ideę nie­prze­rwa­nej linii chrze­ści­jań­skich wład­ców, zapo­cząt­ko­wa­nej przez Kon­stan­tyna.

Za sprawą sys­temu nada­wa­nia imion, który przy­jął się w Bizan­cjum, kom­pli­ku­jąc jego histo­rię, wielu póź­niej­szych cesa­rzy także nosiło imię Kon­stan­tyn. Zazwy­czaj pierw­sze dziecko płci męskiej danego mał­żeń­stwa otrzy­my­wało imię po dziadku ze strony ojca. Innych obwo­ły­wano Nowymi Kon­stan­tynami, jak gdyby sta­wia­jąc ich na równi z zało­ży­cie­lem Kon­stan­tynopola, jesz­cze inni zaś doda­wali imię wiel­kiego poprzed­nika do wła­snego, jak Hera­kliusz Kon­stan­tyn na początku siód­mego wieku. Prócz jede­na­stu Kon­stan­tynów na cesar­skim tro­nie zasia­dało ośmiu Micha­łów, ośmiu Janów i sze­ściu Leonów. Lista zamiesz­czona na końcu książki ma pomóc roz­róż­nić ich po datach pano­wa­nia oraz doko­na­niach. Żaden z nich jed­nak poważ­nie nie zagro­ził ugrun­to­wa­nej pozy­cji pierw­szego Kon­stan­tyna.

Z cza­sem kult wiel­kiego cesa­rza i jego świą­to­bli­wej matki prze­isto­czył się we wzór chrze­ści­jań­skich rzą­dów. Legen­darne rela­cje o ich poboż­no­ści prze­sło­niły udział Kon­stan­tyna w zamor­do­wa­niu wła­snego syna i dru­giej żony oraz nie­ja­sne pocho­dze­nie jego matki. Klu­czowy moment nastą­pił w 451 roku na sobo­rze chal­ce­doń­skim, kiedy to Mar­cjan i Pul­che­ria, rzą­dząca para cesar­ska, zostali okrzyk­nięci „nowym Kon­stan­ty­nem i nową Heleną”. Mar­cjana porów­nano także do świę­tego Pawła i Dawida, nato­miast o Pul­che­rii twier­dzono, że prze­ja­wia wiarę i żar­li­wość Heleny. Dwo­rza­nie i świeccy urzęd­nicy, któ­rzy reży­se­ro­wali te owa­cje, bez wąt­pie­nia dostrze­gali zna­cze­nie takiego wywyż­sze­nia swych wład­ców. Przy oka­zji przy­czy­nili się też do tego, że zali­czono zało­ży­ciela Kon­stan­ty­no­pola oraz jego matkę w poczet świę­tych chrze­ści­jań­skiego Kościoła, i w takiej wła­śnie roli poja­wiają się oni w póź­niej­szych śre­dnio­wiecz­nych opo­wie­ściach oraz na fre­skach, gdzie czę­sto przed­sta­wieni są po obu stro­nach Krzyża Świę­tego.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Tytuł ory­gi­nału: Byzan­tium: The Sur­pri­sing Life of a Medie­val Empire

Ori­gi­nal English lan­gu­age edi­tion first publi­shed by Pen­guin Books Ltd, Lon­don

Text copy­ri­ght © Judith Her­rin, 2007

The author and illu­stra­tor has asser­ted her moral rights

All rights rese­rved

Copy­ri­ght © for the Polish trans­la­tion and edi­tion by REBIS Publi­shing House Ltd., Poznań 2013, 2018, 2023

Infor­ma­cja o zabez­pie­cze­niach

W celu ochrony autor­skich praw mająt­ko­wych przed praw­nie nie­do­zwo­lo­nym utrwa­la­niem, zwie­lo­krot­nia­niem i roz­po­wszech­nia­niem każdy egzem­plarz książki został cyfrowo zabez­pie­czony. Usu­wa­nie lub zmiana zabez­pie­czeń sta­nowi naru­sze­nie prawa.

Redak­tor mery­to­ryczny: dr Anna Wol­ska

Redak­tor: Mał­go­rzata Chwa­łek

Pro­jekt i opra­co­wa­nie gra­ficzne okładki: Zbi­gniew Miel­nik

Foto­gra­fia na okładce

Cesa­rzowa Zoe (frag­ment mozaiki z Hagia Sophia, Stam­buł, XI w.)

© Brid­ge­man / Pho­to­Po­wer

Wyda­nie I e-book (opra­co­wane na pod­sta­wie wyda­nia książ­ko­wego: Bizan­cjum, wyd. I, dodruk, Poznań 2024)

ISBN 978-83-8338-822-9

Dom Wydaw­ni­czy REBIS Sp. z o.o.

ul. Żmi­grodzka 41/49, 60-171 Poznań

tel. 61 867 81 40, 61 867 47 08

e-mail: [email protected]

www.rebis.com.pl

Kon­wer­sję do wer­sji elek­tro­nicz­nej wyko­nano w sys­te­mie Zecer