Fakty i mity genetyki nowotworów - Dr Paula Dobosz - ebook + audiobook

Fakty i mity genetyki nowotworów ebook i audiobook

Dr Paula Dobosz

4,9

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

CO KRYJĄ NASZE GENY?
Czym są nowotwory? I dlaczego mogą wszystko?
Jakie są czynniki ryzyka zachorowania na nowotwór?
Co NIE leczy raka, czyli suplementy diety, pseudomedycyna i rewelacje z internetu.
Jak zapobiegać chorobie i jak ją wcześnie wykrywać?
Czym jest medycyna personalizowana i dlaczego jest tak ważna?
Dr Paula Dobosz zaprasza czytelnika do świata pełnego tajemnic i zagadek, ale też dotyczącego każdego z nas.
Pokazuje świat medycyny personalizowanej, która jest rewolucyjnym przewrotem, zwłaszcza w onkologii.

Dr Paula Dobosz specjalizuje się w genetyce i genomice nowotworów, bada w szczególności aspekty związane z immunoonkologią i diagnostyką całogenomową. Absolwentka m.in. Uniwersytetu Jagiellońskiego, Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego oraz Cambridge University. Autorka bloga Fakty i Mity Genetyki.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 447

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 10 godz. 35 min

Lektor: Dr Paula Dobosz
Oceny
4,9 (25 ocen)
22
3
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
rsydor

Dobrze spędzony czas

nieco nierówna ale ciekawa pozycja dla mnie szokiem była informacja, że samo przejście przez chmurę dymu papierosowego może prowadzić do mutacji komórek w procesie nowotworowym
10
KlarysaSw

Nie oderwiesz się od lektury

Książkę polecam, wprowadziła mnie do tematyki genetyki nowotworów, rozwiała mity i zainteresowała.
00
Janicka1971

Nie oderwiesz się od lektury

Super wiedza. Dla kazdego. Warto posluchac.
00
Elzbieta122345

Nie oderwiesz się od lektury

Ogromna dawka wiedzy
00
Weganka_i_Tajga

Nie oderwiesz się od lektury

Bardzo ciekawa książka, dająca nadzieję, że tak to nie wyrok. Jednak dla laika bez wykształcenia medycznego nieco trudna w odbiorze przez wiele naukowych pojęć.
00

Popularność




 

 

 

 

 

 

 

Uwielbiam nowotwory

 

 

 

A skoro już się przyznałam, możecie albo mnie zlinczować – że jak to, nowotwory są przecież złei okropne, uwielbienie dla nich jest karygodne. Albo zastanowić się chwilę nad tym, jak by to było, gdybym ja miała/miał nowotwór. Czy życzyłabym/życzyłbym sobie, abyz klinicznegoi naukowego punktu zajmowała się mną osoba równie przerażonai nienawidząca raka jak ja, pacjentka/pacjent? Osoba, która za wszelką cenę chce się pozbyć choroby, często nie zastanawiając się ani nie zgłębiając jej zawiłości? Pozbyć sięi koniec, teraz, tu, natychmiast. Czy może lepiej się oddaćw ręce specjalistów, którzy z pasją zgłębiają tajemnice raka? Takich, których fascynuje stopień złożoności nowotworów, ich skomplikowana budowai nieprzewidywalna czasem fizjologia, pełna nieoczekiwanych zwrotów akcji oraz prawdziwych, medycznych wyzwań? Którzy potrafią poświęcić całe swoje życie tej wyjątkowej chorobie, która od tysiącleci przerażai fascynuje zarazem?

Pewnego dnia dość nieopatrznie napisałam to na swoim blogu, opisując jakąś nową obserwacjęw czasie prowadzonych wtedyw laboratorium badań. Zupełnie się nie spodziewałam lawiny negatywnych komentarzy, przede wszystkim hejtu, jaki się wtedy na mnie wylał. Niby jedno proste zdanie: tak, uwielbiam nowotwory. Ale tak naprawdę mnie samej zajęło trochę czasu zrozumienie tego, przyznanie się przed samą sobą, że tak właśnie jest.

Nowotworyw całej swojej skomplikowanej gracji fascynują, przerażają, skłaniają do przemyśleńi reewaluacji całego życia. Dorastającw małomiasteczkowym świecie, nie miałam zbyt wielu okazji do poznania innej strony raka – tej skomplikowaneji pasjonującej. Rak kojarzy się wyłącznie negatywnie, zwłaszcza na prowincji. Dopiero podczas pracyw szpitalu, najpierww Warszawie,a potemw innych szpitalach na świecie, zaczęłam przyglądać się komórkom nowotworowym od zupełnie innej strony,z typowo naukową, nawet dziecięcą ciekawością. Zaczynając od Krakowa, przez Warszawę, Cambridge, Londyn, Tel Awiw, Waszyngton, kończąc znowuw Warszawie. Zwieńczeniem tego odkrywania zawodowej pasji okazała się immunoterapia – fascynujące, że można namówić układ immunologiczny do walkiz nowotworem, to genialnew swojej prostocie,a jakże skuteczne rozwiązanie. Do tego doszło odkrywanie zakamarków ludzkiego genomu. Bo coz tego, że od ponad dwudziestu lat potrafimy odczytywać poszczególne sekwencje, literki DNA, jeśli nadal funkcje ogromnej części genomu pozostają dla nas tajemnicą. Mamy też cały arsenał leków, które usuwają reagujące na nie komórki, lecz pozostawiają inne, odporne na daną terapię klony.A wszystko, co nie zabija nowotworu od razu, czyni go tylko silniejszym.

Czy znacie kogoś, kto chorował bądź choruje na nowotwór? Zdziwiłabym się, gdyby ktośz was odpowiedział, że nie, że aniw rodzinie, ani wśród przyjaciół nigdy nie było nowotworów. Od razu zaprosiłabym na badania genetyczne, bo to nie lada wyczyn. Szacuje się, że co trzecia,a może nawet co druga żyjąca obecnie osoba na którymś etapie swojego życia zachoruje na nowotwór. Na całym świecie są one dominującą przyczyną zgonówi ten trend będzie się utrzymywał. Zachorowalność na poszczególne typy nowotworów także rośniei nie ma wątpliwości, żew wielu przypadkach liczba zachorowań na nowotwory będzie nieustannie wzrastać, co ma związek na przykład ze starzeniem się populacji. Na szczęście mamy XXI wiek, większośćz nas rozprawi sięz chorobąi wróci do normalnego życia, bo współczesna medycyna oferuje nam każdego dnia coraz to nowszei skuteczniejsze rozwiązania terapeutyczne. Podstawą pozostaje jednak wczesne wykrywaniei prewencja –o tym przeczytacie jeszcze nie raz na kartach tej książki.I wiele razy będę podkreślała wagę profilaktykii wczesnego wykrywania choroby, bo statystyczny Polak nie chodzi na badania kontrolne, nie uczestniczyw programach wczesnego wykrywania nowotworów. Co gorsza, wieluz naszych rodaków wciąż uważa to za powód do dumy. Nie tak dawno pewien zaprzyjaźniony urolog żalił mi się, że miał pacjenta, pana po siedemdziesiątce, który na początku wizyty powiedziałz wielką dumąw głosie, że nigdy do lekarza nie chodziłi właściwie jest pierwszy raz. Fajnie, tylko że zgłosił sięz rozsianym rakiem prostaty. Rakiem, który świetnie się leczy, gdy jest wcześnie wykryty.I ten urologz ogromną wiedząi doświadczeniem, rozumiejąc, że ten człowiek byłby do uratowania, zastanawiał się, co ma panu odpowiedzieć. Może dać jakiś medal czy order?A może powiedzieć, że swoim postępowaniem sprawił, że właśnie umiera na chorobę, którą najpewniej można byłoby wyleczyć, gdyby tylko przyszedł trochę wcześniej. Polski macho.

W tej książce zaproszę was równieżi na drugą stronę lustra, nie tylko po to, aby pokazać analizę nowotworu od strony specjalisty, ale również po to, aby łatwiej było wam zrozumieć lekarzy. Pomyślcie czasem, co się dziejew głowie specjalistyw momentach takich jak opisany wyżej przypadek urologiczny. Wiele mówi sięo zdrowiu psychicznymi jakości życia pacjentów, ale niezwykle rzadko rozmawiamyw przestrzeni publicznejo tym, co trapi samych lekarzy. Jak musi czuć się specjalista, który wie, że jego pacjent nie ma szans na przeżycie kolejnego roku?A co, jeśli do tego umiera na nowotwór, który dałoby się wyleczyć jeszcze kilka miesięcy wcześniej, gdyby tylko pacjent zjawił sięw gabinecie? Albo wtedy, gdy ma świadomość, że istnieją leki potencjalnie mogące uratować życie pacjenta, ale ich koszt jest astronomiczny? Czyw ogóle powinieno tym wspominać? Czy może lepiej przemilczeć sprawę? To ogromnie trudne zagadnienia etyczne, które jedynie zasygnalizuję na łamach tej książki, ale miejcie je, proszę, na uwadze jako jeszcze jeden element tej skomplikowanej, nowotworowej układanki. Wszyscy jesteśmy tylko ludźmi.

Dla wielu osób medycyna personalizowana, boo niej będzie ta książka, to ogromna rewolucjai brutalny przewrót, zwłaszczaw onkologii. Oto przez całe dekady mieliśmy jasne wytycznei przejrzyste schematy postępowaniaw przypadku nowotworu piersi czy trzustki, definiowanych na podstawie tkanki czy narządu ich pochodzenia, ściśle określone dawki konkretnych leków, podawanew częstoz góry określonych proporcjachi odstępach czasu. Badania kliniczne, które umożliwiały wyznaczenie idealnych średnich dawek, czyli na tyle niewielkich, aby efekty uboczne nie zabiły pacjenta, alei na tyle silnych, aby pożądany efekt terapeutyczny był widoczny.Z tym że takie właśnie średnie aplikowaliśmy potem wszystkim pacjentom na całym świecie, bez względu na ich płeć czy pochodzenie etniczne. Nic zatem dziwnego, że wieluz nich wcale nie odpowiadało na leczenie,a niektórzy rozwijali zagrażające życiu reakcje niepożądane. Dopiero ostatnie lata przyniosły spore zmianyw tym zakresiei dzisiajw badaniach klinicznych definiuje się bardzo dokładnie kohortę, na której przeprowadzane jest badanie. Medycyna personalizowana idzieo krok dalej, nakazując nam absolutną indywidualizację leczenia, dobór metody terapeutyczneji jej dawki do konkretnego pacjentai jego choroby,z uwzględnieniem wszystkich charakterystyk danej osobyi jej dolegliwości,a przede wszystkimz uwzględnieniem aspektów różnic na poziomie molekularnym.

Tak,w tym aspekcie rzeczywiście medycyna personalizowana może być postrzegana jako spory przewrót. Może być jednak rozumiana po prostu jako pochodna postępu, nagromadzenia nowej wiedzyi próba jej bezzwłocznego wykorzystania, wprowadzenia do kliniki tak szybko, jak to tylko możliwe, żeby leczyć skutecznieji bezpieczniej. To bardziej ewolucja niż rewolucja,i do takiego jej postrzegania zachęcam, ponieważ rewolucja ma tendencję do bycia gwałtownąi brutalną, często niszcząci powodując zaoranie wszystkiego, co istniało przed nią. Tymczasem procesy ewolucyjne postępują znacznie wolniej, wydawać by się mogło, że nawet działająz większą logikąi sensem,a nawet „celowością”. Łączą w sobie szacunek do przeszłościz potrzebą innowacji, usprawnianiai polepszania zastanej rzeczywistości.

Dla mnie rozsądny jest wobec tego dokładnie taki scenariuszw medycynie: powoli wprowadzamy elementy personalizacji, ale tam, gdzie wiedzy wciąż nam brakuje, stosujemy znanei sprawdzone już schematy postępowania, aby naszym pacjentom mimo wszystko pomagać,a nie szkodzić. Po części dlatego, że bardzo wiele wciąż nie wiemy. Po części również dlatego, że nie mamy wystarczającej liczby terapii celowanych. Coz tego, że wykryjemyu pacjenta,w jego unikalnym guzie, bardzo konkretną mutację,a następniez największą możliwą skrupulatnością opiszemyw szczegółach, krok po kroku, jak doszło do powstania nowotworu, może nawet damy radę ustalić konkretną przyczynę rozwoju nowotworu.I to wszystko będzie ogromnie ciekawei wartościowez naukowego punktu widzenia, będzie być może interesujące także dla pacjenta. Ale coz tego, skoro nie będziemy mogli zaoferować mu żadnej konkretnej pomocy, żadnego lepszego leku?

Z roku na rok takich sytuacji jest coraz mniej,a nasze możliwości rosną eksponencjalnie. Nie oznacza to jednak, że potrafimy wyleczyć każdy nowotwór. Nie chciałabym, żeby po przeczytaniu tej książki czytelnik odniósł wrażenie, że rewolucyjna medycyna personalizowana jest już standardemi wszelkie próby leczenia pacjentów onkologicznych według dawnych metod to co najmniej kryminał. Otóż nie, daleko nam jeszcze do tego momentu. Jak daleko? Może kilka lat. To jednak dostatecznie odległa perspektywa dla tych, którzy są chorzy już dzisiaj, ale wcale nie tak daleka na ewolucyjnej skali czasu. Jeśli jesteście dzisiajw moim wieku (np. urodziliście się na początku stanu wojennego)i jeszcze nie macie nowotworu, to zgodniez najnowszymi szacunkami macie około 1:3–1:2 szans na zachorowanie na tę chorobęw ciągu całego swojego dalszego życia.I dla tychz nas, którzy znajdą sięw tej właśnie grupie onkologicznych pacjentów przyszłości, medycyna personalizowana będzie już standardem.

Dlatego niewiele będzieo stosowanych dzisiaj standardowych terapiach, takich jak chirurgia, radioterapia czy chemioterapia. One sąi z nami zostaną, bo ratują życie. Będzie natomiast dużoo personalizacji terapii,i to nie tylkow kontekście leków celowanych, ale również indywidualnej odpowiedzi na już znane substancje. Być może sami już doświadczyliście tego, jak różnie działają na nas rozmaite substancje chemiczne. Ot, choćby zwykła kofeina – po ilu filiżankach ukochanego czarnego napoju zaczynają ci się trząść ręce? Po jednej?A może po dwunastu? Czy zasypiasz bez problemów nawet po wypiciu wiaderka kawy, czy może już po południu odmawiasz wszelkich napojów kofeinowych? Nie potrzeba wielkich analiz, aby zauważyć ogromne różnicew odpowiedzi na podawane nam substancje,z kawą na czele, smakiem oliwek, brokułów czy nieustająco kontrowersyjnych zielonych listków kolendry. Skoro podłoże genetyczne mają nawet tak trywialne rzeczy jak odczuwanie smaku brokułów czy działanie na nasz organizm kofeiny, doprawdy naiwnością byłoby sądzić, że takich różnic nie maw przypadku leków,w tym substancji używanychw leczeniu nowotworów.

O tym również będzie książka, którą właśnie trzymasz w ręku.O tych interesujących różnicach między nami, które sprawiają, że świat jest różnorodnyi piękny, bogatyi ciekawy.O tych różnicach, które nieustannie każą nam zadawać kolejne pytania,a gdy już znajdziemy na nie odpowiedzi, szybko odkrywamy, że tak właściwie to był dopiero początek drogi – bo jedna odpowiedźw nauce natychmiast generuje kolejne serie pytań.I tak bez końca.

Z życzeniami wielu interesujących odkryć, zwłaszcza tych, które dotyczą was samych, prowadząc do rozwoju

Autorka

 

 

 

 

 

 

Molekularne podstawy nowotworzenia

 

 

 

Jak to możliwe, że zdrowii aktywni dotąd ludzie nagle rozwijają potencjalnie śmiertelne guzy? Czy nowotwór jest zawsze dziedzicznyi otrzymujemy od rodziców pewne genetyczne podłoże zachorowania, czy może większe znaczenie ma środowisko,w którym żyjemy, prowadząc do rozwoju nowotworu wyłącznieu osób, które są narażone na pewne wyjątkowo paskudne czynniki mutagenne, takie jak dym papierosowy?A skąd nowotworyu noworodków,u dzieci?

Aby odpowiedzieć na wszystkie te skomplikowane pytania, cofnijmy się niecow czasie, do szkoły średniej,a możei jeszcze odrobinkę dalej. Być może dwa terminy biologiczne, których zaraz użyję, przywołają straszne koszmary młodości, ale muszę to zrobić. Mitozai mejoza. Dla większościz nas to był prawdziwy horror, bo opowiadaniew prosty sposóbo rzeczach skomplikowanych to rzadka umiejętnośći spora część nauczycieli biologii nie powinna uczyć tego pięknego przedmiotu (kwestię ultranudnegoi w większej części życiowo nieprzydatnego programu nauczania pomińmyw trosceo tych,u których mogłoby to wywołać zawał serca).A pochodną brakóww znajomości elementarnych podstaw zarówno biologii, jaki nauko zdrowiu, jest na przykład stale rosnąca grupa antyszczepionkowców. Licealista przygotowujący się do matury świetnie opowie namo cyklu życiowym stułbi czy mchu płonnika, ale rzadko będziew stanie przedstawić nam powody, dla których powinniśmy się szczepić, lub wyjaśnić, dlaczego antybiotyki raczej nie pomogą na grypę…

Wracamy do mitozyi mejozy, przy których spędzimy jedynie krótką chwilę. Musicie mi jednak zaufać, że to niezbędne dla zrozumienia, jak powstają nowotwory.

Większość komórek naszego organizmu co jakiś czas się dzieli, głównie po to, aby dać początek nowym komórkom, wymienić te zużytei stare. Mitoza to właśnie element takiego cyklu komórkowego, cyklu podziału,a nawet życia komórki. Bardzo wiele czynników, tak wewnętrznych, jaki zewnętrznych,w tym wiele hormonów, bierze udziałw regulacji cyklu komórkowego. To stanie się oczywiste, jeśli zrozumiemy,z jak szalenie ważnym procesem mamy do czynienia. Podczas całego cyklu komórkowego komórka rośnie, gromadzi materiały odżywcze, podwaja ilość swojego DNA,a ostatecznie ulega podziałowi na dwie komórki potomne. Idealnie byłoby, gdyby te komórki potomne były identyczne, miały dokładnie takie samo DNA, pełniły takie same funkcje biologiczne jak poprzedniczki. Poszczególne etapy cyklu komórkowego mają swoje punkty kontrolne – takie bramki, przy których „stoją” odpowiednie białka, strażnicy,i przepuszczają komórkę do kolejnego etapu cyklu bądź nie. Jeśli nie przepuszczą, dzieje się to najczęściej dlatego, że DNA danej komórki jest uszkodzone na tyle, iż zagraża życiui zdrowiu całego organizmu.A zatem będzie lepiej dla wszystkich, jeśli ta komórka wejdzie na szlak apoptozy, czyli programowanej śmierci komórki. Jej miejsce zaraz zajmie inna, nowa, powstająca obok.

Punktów kontrolnych jest całkiem sporo,a jeszcze więcej jest białek weryfikujących prawidłowy przebieg cyklu komórkowego, syntezy DNAi wszystkich etapów podziału. Być może cykl komórkowy to jedenz najbardziej skomplikowanychi wieloetapowych procesów, jakiew ogóle mają miejscew naszym organizmie. Każde białko będące strażnikiem danego etapu jest skrupulatnie kontrolowane przez całą armię innych czynników. Ta wielopoziomowość dobitnie świadczyo randze procesu, podkreśla, jak musi on być ważny dla naszego zdrowiai życia.

Co się stanie, jeśli któryś ze strażników przepuści uszkodzoną komórkę do kolejnego etapu?Z dużym prawdopodobieństwem nic, bo równieżi na taką ewentualność jesteśmy już przygotowani ewolucyjnie: mamy systemy naprawcze, które mogą postarać sięo zreperowanie uszkodzenia,a zaraz potem komórka ponownie może podjąć próbę podziału.A co, jeśli uszkodzony jest zarówno strażnik, jaki systemy naprawcze…?

Tutaj docieramy do sedna sprawy. Taki czarny scenariusz to właśnie preludium do tragedii: podstawa procesu nowotworzenia. Nietrudno się domyślić, że winowajcami będą mutacje, przecież każde białko powstaje na bazie przepisu, czyli genu. Zatem uszkodzenia DNAw genach kodujących kluczowe białka cyklu komórkowego stanowią podstawę rozwoju nowotworów.W dalszych częściach książki przyjrzymy się dokładniej wybranym elementom tych skomplikowanych zależności.

A zatem wiemy już, że nowotwór powstaje najczęściejw wyniku nabywania pewnych mutacji – mutacji somatycznych, czyli takich, które powstają podczas naszego życia. Nie są one ani dziedziczone, ani przekazywane potomstwu. Istnieją także mutacje germinalnei to właśnie one są dziedziczone po przodkach lub nabywane bardzo wcześniew procesie embriogenezy, rozwoju zarodkowego. Znacznie częściej jednak bezpośrednią przyczyną powstawania nowotworów są te mutacje, które powstająw komórkach już podczas naszego życia. „Zbieramy” ich coraz więceji z wiekiem rośnie ryzyko zachorowania na nowotwór, choć zazwyczaj to nie liczba mutacji zwiększa zagrożenie, ale pojawienie się bardzo konkretnych zmianw bardzo konkretnych genach. Mutacje zachodzą losowow różnych miejscach naszego genomui możemy wcale nie wiedzieć, żew ogóle jakieś mamy.A mamy ich całkiem sporoi każdego dnia pojawiają się nowe!

Pewne typy nowotworów występują znacznie częściej wśród dzieci,a inne będą diagnozowane zazwyczaj wśród dorosłych. Ponadto ten sam nowotwór może mieć zupełnie inny przebieg, dawać inne objawyi wiązać sięz innym rokowaniem, jeśli diagnozujemy gou dziecka,a odmienny, gdy występujeu osoby starszej. Na przykład ostra białaczka szpikowa (childhood acute myeloid leukaemia, AML)u dzieci jest związana częściejz występowaniem skomplikowanych, długich, trudnych do leczenia infekcji, mogących prowadzić do szybkiej śmierci. Natomiast nowotwory piersiu pacjentekw starszym wieku często mają łagodniejszy przebiegi lepsze rokowanie niż te diagnozowaneu kobiet dwudziesto-, trzydziestoletnich.

Wróćmy jednak do cyklu komórkowego, ponieważ do jego elementów wielokrotnie będziemy się jeszcze odwoływać. Zrozumienie mechanizmów działania cyklu pozwala także na zrozumienie mechanizmów działania wielu leków stosowanychw onkologii, zwłaszcza nowoczesnych terapii celowanych.

W kontroli cyklu komórkowego biorą udział specjalne grupy białek nazywane cyklinami – nazwanych tak właśnie dlatego, że działająw regulacji cyklu. Na początku cyklu komórkowego stężenie cyklin jest niskie.W miarę napływania sygnałów stymulujących komórkę do podziału stężenie cyklin rośnie,a dodatkowo łączą się onez inną grupą białek, nazywanych kinazami cyklinozależnymi (cyclin-dependent kinases, CDK). Tak naprawdę to enzymy, które stają się aktywne dopiero pod wpływem przyłączenia się do nich odpowiednich cyklin. Sprytne to niesłychanie: pewne enzymy potrafią być silnei niebezpieczne, mogłyby uszkodzić delikatne części naszej komórki, gdyby były puszczone wolno.A tak aktywuje je dopiero przyłączenie się odpowiedniego „włącznika”. Tak utworzone kompleksy uruchamiają kaskadę kolejnych białek, aż wreszcie komórka dostaje „zgodę” na przejście do następnego etapu cyklu komórkowego.

Etapów cyklu komórkowego jest kilka,a każdyz nich jest związanyz innymi cyklinamii odpowiednimi dla nich kinazami cyklinozależnymi.Z kolei stężenia tych białek są regulowane właściwymi sygnałami, np. czynnikami wzrostu. Te sygnały mogą być stymulujące lub hamujące, mogą doprowadzić do produkcji większej ilości białek lub ich degradacji, cow efekcie będzie prowadziło do podziałów komórki lub ich zaprzestania. Możemy to porównać do jazdy samochodem: mamy do dyspozycji zarówno pedał gazu, jaki hamulca,a precyzyjnei odpowiednie balansowanie tych dwóch elementów sprawia, że bezpiecznie docieramy do celu. Aby prawidłowo prowadzić samochód, niezbędna jest umiejętność operowania zarówno hamulcem, jaki gazem. Gdybyśmy nieustannie dodawali gazu,a nigdy nie korzystaliz hamulca, daleko byśmy nie zajechali,a najpewniej skończyłoby się to dla nas tragicznie. Tak samo jestz naszymi komórkami: nieustające sygnały stymulujące do podziału będą miały swój nieciekawy finałw postaci guza. Jednąz głównych cech typowych dla komórek nowotworowych jest właśnie zdolność do niekontrolowanego wzrostui podziału. Dzieje się tak albo na skutek zepsutego hamulca (nie działa hamowanie), albo nieprawidłowo działającego gazu (ciągle przyspiesza, nie da się zatrzymać), czyliw przypadku komórek: nie działają czynniki hamujące podziały komórkowe albo nieustannie działają te, które stymulują komórkę do dalszych podziałów. Komórki nowotworowe często mają uszkodzonych bardzo wiele elementów tej precyzyjnej konstrukcji; zdarza się, że nie działa hamulec,a pedał gazu wciśnięty jest do granic możliwości.O ile komórki nowotworowew ogóle uznają jakiekolwiek granice.

 

 

 

 

 

 

Nowotwory mogą wszystko, czyli dlaczego komórki nowotworowe są wyjątkowe

 

 

 

Kiedy zaczynałam swoją przygodę jako post-docw Izraelu, jedenz moich przełożonych powiedział chyba najważniejsze zdaniew całej historii badań nad nowotworami.A było to podczas próby interpretacji jakichś wyjątkowo dziwnych wyników, które uporczywie nam wychodziływ badaniach.I chociaż robiliśmy kolejne powtórzenia doświadczeńz nadzieją, że tym razem wynik będzie inny, że może ktośz nas popełnia jakiś błąd – za każdym razem rezultat był ten sam. Nie było wyjścia, musieliśmy pochylić się nad próbą zinterpretowania dziwacznego wyniku, który wyglądał jak żart, coś wbrew wszelkim zasadom genetyki. Usłyszałam wtedy: Paula, podstawowa zasada – nowotwory mogą wszystko. Bo to są nowotwory!

Noi jak tu dyskutowaćz takim stwierdzeniem? Całkowita racja, nowotwory mogą wszystko. To właśnie dlatego są tak fascynującez naukowego punktu widzeniai stanowią wyzwaniez punktu widzenia klinicysty,a zarazem są przerażającez punktu widzenia pacjentów. Skoro nie wiemy jeszcze wszystkiegoo ich genetyce, jak możemy oczekiwać, że wiemy już wszystkoo ich leczeniu?

Jakież to unikalne cechy mogą mieć (i zwykle mają) komórki nowotworowe, czyli co czyni je dla nas tak wyjątkowymii trudnymi przeciwnikami?[1]

 

1. Potrafią unikać supresorów wzrostui podziału, rosną bez kontroli.

2. Nie tylko unikają komórek immunologicznych, ale też mogą być dla nich niewidoczne.

3. Bywają nieśmiertelne.

4. Potrafią dzielić sięw nieskończoność.

5. Są odporne na sygnały proapoptotyczne.

6. Mogą wyzwalać stan zapalny promujący ich rozwój lub zupełnie hamować powstawanie stanu zapalnego.

7. Potrafią się oddzielać od reszty guzai tworzyć przerzutyw innych częściach ciała.

8. Mogą stymulować powstawanie nowych naczyń krwionośnych.

9. Ich genom jest niestabilny, powstają liczne nowe mutacje.

10. Ich epigenom ulega przeprogramowaniu, także nie jest stały.

11. Metabolizm komórek jest zaburzony.

12. Mogą zmieniać swój wyglądw zależności od potrzeb.

13. Nie starzeją się.

14. Mają wpływ na cały organizm,w tym komórki bakterii bytującew jelitach pacjenta (tzw. mikrobiom),i odwrotnie.

 

Świetnie opisali to panowie Hanahani Weinbergw swojej słynnej pracy „The Hallmarks of Cancer”. Była ona na tyle przełomowai ważna, że od tego czasu ukazały się już kolejne jej aktualizacje, ostatnia na początku 2022 roku. Każda aktualizacja to oczywiście efekt nagromadzenia się nowej wiedzy. To tak jakz podręcznikami – wyniki badań naukowych najczęściejw pierwszej kolejności możemy zobaczyć (posłuchaćo nich, przeczytać) podczas specjalistycznych konferencji naukowych, następnie przeczytamyo nichw publikacjachw specjalistycznych periodykach naukowych, potem ukażą się doniesieniaw prasie popularnej (o ile odkrycie naukowe będzie na tyle ciekawe, że zainteresuje się nim szersze grono odbiorców), potem zostaną uwzględnionew kolejnych edycjach książeki podręczników akademickich (anglojęzycznych zapewne),a jeśli podręcznik lub książka wymagają tłumaczenia na inne języki, dodajmy jeszcze co najmniej rok.I teraz trzeźwo oceniając sytuację – kiedy czytacie te słowa, Hanahani Weinberg pracują już pewnie nad kolejną aktualizacją swojej znamiennej pracy, bo liczba naukowych odkryć dotyczących komórek nowotworowych znacznie przesunęła granice naszej wiedzy.

W przeciwieństwie do choroby bakteryjnej czy wirusowej, choroby nowotworowej nie „łapiemy”, nie zarażamy się nowotworem.I choć istnieją mikroby, które mogą zwiększać ryzyko zachorowania na pewne typy nowotworów,a nawet je powodować (jak np. HPV – wirus brodawczaka ludzkiego powodujący raka szyjki macicy, albo EBV – wirus Epsteina-Barr, powodujący niektóre chłoniaki), to niezmiennie choroba nowotworowa pojawia sięw wyniku zaistnienia pewnych mutacjiw genomie komórek pacjenta. Do rozwoju nowotworu może wystarczyć nawet jedna, tylko jedna pojedyncza komórka, która będzie posiadała wyjątkowo niefortunny zestaw mutacji. Taka komórka może istniećw naszym organizmie przez całe lata, bardzo powoli się namnażać, trzymanaw szachu przez świetnie działający układ immunologiczny. Niestety,w miarę naszego starzenia się również komórki układu immunologicznego działają coraz gorzej. Przykro mi to pisać, bo wszyscy się starzejemy, alez wiekiem ryzyko zachorowania na chorobę nowotworową wzrasta. Ups. To kiedy ostatnio robiliście „przegląd”? Bo samochodowy robi się obowiązkowo co rokui strasznie żałuję, że nie ma takich obowiązkowych „przeglądów” dla ludzi. Jeśli się zastanawiacie, to odpowiadam od razu, że tak – ja robię sobie taki przegląd (już mocno pogwarancyjny…) każdego roku. Nie, nie jest to zawsze jakoś superprzyjemne, ale po prostu mam to na liście obowiązków corocznych, na równiz przeglądem rejestracyjnym samochodu czy instalacji elektrycznychi gazowychw mieszkaniu.

Niekontrolowane podziały komórki, leżąceu podstaw procesu nowotworzenia, są pochodną wszystkich tych cech, które Hanahani Weinberg wymienili jako typowe dla komórki nowotworowej. Zobaczmyz bliska, jak każdyz wymienionych elementóww praktyce przekłada się na powstawaniei rozwój choroby nowotworowej.W dalszych częściach książki przekonacie się, że na każdyz trików stosowanych przez nowotwory mamy już jakieś kontrargumenty,i to całkiem skuteczne,w postaci odpowiednich nowoczesnych terapii. Możemy coś zablokować, możemy odblokować, zwiększyć ilość czegoś lub zmniejszyć. Niezmiennie jednak kluczowe pozostaje dokładne poznanie wroga – mechanizmu, co takiego uległo zepsuciu, co działa nieprawidłowo. Takich mechanizmów znamy już wiele, chociaż, niestety, może to nie być zamknięta lista. Nie każdy nowotwór będzie też wykazywał wszystkie te cechy jednocześnie, choć prawdę mówiąc, zaawansowane nowotwory raczej będą miały pełny zestaw.

Uważa się, że przynajmniej dwa kluczowe zjawiska występującew chorobie nowotworowej przyczyniają się do nabywania przez nowotwór kolejnych „umiejętności specjalnych”z poniższej listy,a będą to: niestabilność genomowa oraz przewlekły stan zapalny.

 

 

Komórki nowotworowe potrafią unikać supresorów wzrostui podziału, rosną bez kontroli

 

Aby móc się podzielić, komórka potrzebuje odpowiednich sygnałów, zarówno pochodzącychz wnętrza, jaki z zewnątrz. Takimi sygnałami mogą być czynniki wzrostu – niewielkie cząsteczki, które przyłączają się do odpowiednich receptorów znajdujących się zwykle na powierzchni komórki, prowadząc do uruchomienia całej kaskady zdarzeń,w wyniku których komórka może rozpocząć podział. Proces podziału komórkowego jest wieloetapowymi bardzo skomplikowanym przedsięwzięciem, którew dodatku musi być regulowane na bardzo wielu etapach. Cały dowcipw przypadku komórek nowotworowych polega na tym, że one wcale nie potrzebują tych sygnałówz zewnątrz, aby zacząć się dzielić. Dzielą się nieustannie! Do tego bardzo często są też niewrażliwe na sygnały hamujące, zwane supresorami wzrostui podziału, czyli jest jeszcze gorzej. Wracając do metafory motoryzacyjnej – nie działa nam hamulec, ale gaz mamy wciśnięty do dechy. Noi jazda…

W temacie czynników wzrostu komórki nowotworowe mają jeszcze jedną tajną brońw zanadrzu. Wyobraźcie sobie, że potrafią dosłownie przejmować kontrolę nad sąsiadującymi komórkami, dotąd zupełnie zdrowymi,i zmuszać je do podziałów! Szoki niedowierzanie, co? Te otaczające guza komórki wcale nie muszą być nowotworowe, wcale nie muszą mieć onkogennych mutacji. Dzieje się tak, ponieważ komórki nowotworu mogą same produkować czynniki wzrostui lokalnie je wydzielać, cow efekcie będzie stymulowało sąsiednie komórki do podziału.I odwrotnie: czasem komórki nowotworowe potrzebują czynników wzrostu, aby jeszcze bardziej przyspieszać swój wzrosti rozwój,a wtedy mogąz kolei stymulować ościenne zdrowe komórki do produkcji tych potrzebnych im substancji. Każdy guz jestw rzeczywistości mieszaniną ogromnej liczby różnych komórek,i to nie tylko nowotworowych, które mogą się od siebie znacznie różnić, ale także innych rodzajów komórek, zwłaszcza całego wachlarza komórek odpornościowych. Komórki nowotworowe mogą oddziaływać niemalże na wszystkie komórki, jakie znajdą sięw ich sąsiedztwie,a nawetw odległości, aby wspomagać swój szybki wzrost. Wszystkie chwyty dozwolone,w końcu to komórki nowotworowe,a nowotwory mogą wszystko.

Generalnie ta umiejętność komórek nowotworowych wynika zwyklez mutacji obecnychw genach, zwanych onkogenami, kodujących białka zaangażowanew kontrolę cyklu komórkowego. Pierwszym odkrytym onkogenem był gen SRC[2], nazwany tak od rodzaju nowotworu,w którym po raz pierwszy go zidentyfikowanoi udowodniono jego „winę”, czyli sarcoma,a po polsku mięsak. Doktor Steve Martinz Uniwersytetu Kalifornijskiegow Berkeleyw serii doświadczeń na kurczakach udowodnił, że gen SRC jest onkogenemi przyczynia się do rozwoju nowotworu, jeśli jest aktywowany odpowiednim czynnikiem mutagennym –w tym przypadku były to retrowirusy powodujące kurze infekcje (avian sarcoma virus, ASV). Sekwencję całego wirusowego genu v-src (oznaczanego właśnie v-src, dla odróżnienia od ludzkiego SRC) ustaliłw 1980 roku dr Czerniolfskyz zespołem,a cztery lata wcześniej trzej naukowcy: Dominique Stehelin, Michael Bishopi Harold Varmus udowodnili, że takie geny znajdują się równieżw genomach innych organizmów,w tym takżei naszym, ludzkim genomie. Otrzymali za to Nagrodę Noblaz medycyny lub fizjologiiw 1989 roku.

Swoją drogą ten kurzy retrowirusi jego onkogenne właściwości były badane już od blisko wieku.W 1916 roku Peyton Rous udowodnił, że wirusy mogą być czynnikami onkogennymi,a jego doświadczenia były prowadzone dokładnie na tym samym kurzym wirusie. Doktor Rous wykonał swoje przełomowe doświadczenia około 1910 rokui nie mógł jeszcze wtedy mieć pojęciao genie SRC. Cała praca była dość prostai w swojej prostocie piękna: pobrał próbkę guza od kurczaka chorującego na nowotwóri wstrzyknął ją zdrowemu osobnikowi. Jak się domyślamy, zdrowy dotąd ptak dość szybko zachorował na nowotwór,a że kolejne powtórzenia eksperymentu dawały ten sam rezultat, dr Rous zanotował, że próbka komórek nowotworowych musi zawierać jakiś czynnik infekcyjny, coś, co wywoła powstanie nowotworuu zdrowego kurczaka. Takim niezwykle małymi trudnym do uchwycenia czynnikiem mógł być wirus. To samo doświadczenie próbowano powtórzyć na wielu innych zwierzętach, jednak nie uzyskano aż tak spektakularnych wyników. Właściwie nie uzyskano żadnych wyników, które potwierdzałyby hipotezę, że nowotwory są wywoływane infekcją wirusową. To właśniez tego powodu na wiele dekad zapomnianoo doświadczeniach Rousai powrócono do nich dopiero wtedy, gdy okazało się, że to nie tyle sam wirus powoduje nowotwór, lecz może wywoływać mutacje (a nawet wprowadzać już aktywny onkogen)w materiale genetycznym komórki gospodarza, cow efekcie może prowadzić do powstania guza. Wysnucie takich wniosków wymagało jednak wielu lat zaawansowanych badańi rozwoju,a właściwie powstania genetyki, jaką znamy dzisiaj. Doktor Rous doczekał się jednak Nagrody Nobla za swoje badania, odebrał jąw 1966 roku.

Przy okazji tej cechy komórek nowotworowych warto jeszcze wspomniećo istnieniu zjawiska zwanego inhibicją kontaktową (ang. contact inhibition), które jest niezwykle powszechnei charakterystyczne dla wszystkich zdrowych komórek, nie tylko ludzkich. To bardzo prostai logiczna zasada: jeśli nie ma już miejsca, przestajemy się mnożyć. Komórki naszego organizmu są ze sobąw nieustannym kontakcie, także fizycznym,i kiedy brakuje im miejsca na dalsze podziały (np. zraniliśmy sięi komórki skóry muszą zostać odbudowane, aby ciągłość skóry uległa naprawieniu itd.), po prostu przestają się dzielić, informując się nawzajem, że już jest OK, kończymy, wszystko gotowe. Jeśli hodujemy takie zdrowe komórkiw laboratorium, przestają się dzielić samoczynnie, gdy tylko zapełnią całe naczynie jedną warstwą. Są na to przegęszczenie tak wrażliwe, że mogą nawet zacząć umierać,o czym doskonale wiedzą wszyscy, którzy kiedykolwiek hodowali komórki (uwielbiam, swoją drogą, hodowle komórkowe!). Jednakw przypadku komórek nowotworowych ta zasada nie działa wcale: nie dość, że ich kształt jest zwykle zupełnie różny od zdrowych komórek, żeby nie powiedzieć wręcz dowolny, to jeszcze mają sobie za nic fakt zapełnienia całego dna naczynia – spokojnie rosną sobie piętrowo, jedne na drugich,w chaosiei nieładzie.W naszym organizmie taki rozrastający się ponad wszelką miarę guz może uciskać otaczające tkankii narządy,w tym pobliskie nerwy, powodując ból.I to chyba jest całkiem dobre, jeśli zadzieje się szybko, bo ból informuje nas, że coś jest nie tak. Zmusza nas do podjęcia jakiegoś działania.A że jesteśmyw Polsce, to pewnie łykniemy apap czy ibupromi uznamy, że wszystkow porządku. Tylko że ból wróci.I coraz trudniej będzie nam zwalczyć go przy wykorzystaniu domowych metod. Guz będzie się rozrastał bez ograniczeń, nasilając ból,a jedynym skutecznym remedium będzie pozbycie się intruza.

 

 

Komórki nowotworowe nie tylko unikają komórek immunologicznych, ale też mogą być dla nich zupełnie niewidoczne

 

Skoro jednąz funkcji układu immunologicznego jest zwalczanie komórek nowotworowych, to jak to możliwe, że chorujemy na nowotwory? Dlaczego nie można ich szybko zniszczyć, zanim urosnąi zagrożą naszemu życiu?

Komórki nowotworowe bywają niezwykle przebiegłe. Potrafią sprawnie wykorzystywać systemy już istniejącew organizmie.A mechanizmów jest wiele, na przykład:

 

1. Niektóre komórki nowotworowe nie mają na swojej powierzchni cząsteczek MHC[3]. Wcale. Ich ekspresja maleje wrazz rozwojem nowotworu albo zanika zupełnie, przez co układ odpornościowy nie może rozpoznać komórek nowotworowych,a wtedy zwykle je ignoruje.

2. Na powierzchni wszystkich komórek,a zwłaszcza komórek odpornościowych, istnieją liczne cząsteczki zwane immunologicznymi punktami kontroli. Pierwsze odkryte to PD-1 oraz CTLA-4 (za to odkrycie Tasuku Honjoi James Allison otrzymali Nagrodę Noblaw 2018 rokuw dziedzinie fizjologii lub medycyny), ale znamy już przynajmniej dwadzieścia takich molekuł. Niektórez nich stanowiąsilny wyłącznik – dosłownie zatrzymują limfocyty Ti blokują ich atak.

3. Inne komórki nowotworowe potrafią produkować cytokiny, cząsteczki sygnalizacyjne, poprzez które informują komórki układu immunologicznego, że są „swoje”i nie należy ich atakować.

4. Najprostszaz opcji: pamiętajmy, że komórki nowotworowe to tak naprawdę nasze własne komórki. Zazwyczaj wyglądająz zewnątrz normalnie, nie dając limfocytom żadnych powodów do ataku.

 

Być może słyszeliście hipotezę, że nowotwory rozwijają się wyłącznieu osóbz osłabionym układem immunologicznym albo wręcz przeciwnie – że tylkou bardzo silnych osób. Te pomysły są dość dalekie od prawdy, bo nowotwory mogą się rozwinąću każdegoz nas, bez względu na to, jak dobrze działa lub nie działa nasz układ odpornościowy.

Jakw każdej bajce, taki tutaj jest jednak ziarnko prawdy:u części osóbz osłabioną odpornością ryzyko rozwoju nowotworu jest nieco wyższe,a leczenie może okazać się mniej skuteczne. Mowa tutaj przede wszystkimo tych, którzy przyjmują leki immunosupresyjne – rzeczywiście ci pacjenci mają większe ryzyko zachorowania na nowotwór, choć nie jest to przytłaczająca różnica. Leki immunosupresyjne obniżają zdolność komórek układu immunologicznego do wykrywania nieprawidłowych komórek (w tym także nowotworowych)i do zwalczania infekcji (a niektóre chroniczne infekcje znacznie zwiększają ryzyko rozwoju raka). Badania prowadzonez udziałem osób po przeszczepach,a zatem przyjmujących silne leki immunosupresyjne, wykazały, że istnieją przynajmniej cztery rodzaje nowotworów, które występują częściejw tej grupie (w porównaniuz populacją generalną). Są to: chłoniaki nieziarnicze, rak wątroby, płucai nerki. Dwa pierwsze typy nowotworów są związane raczejz przewlekłymi infekcjami (HBV, HCV) niż przyjmowaniem leków immunosupresyjnych per se. Podobnie infekcja HIV jest związanaz wyższym ryzykiem zachorowania na kilka typów nowotworów, zwłaszcza mięsaka Kaposiego.

 

 

Komórki nowotworowe mogą wyzwalać stan zapalny promujący rozwój guza lub przeciwnie, zupełnie hamować powstawanie stanu zapalnego

 

Zatrzymajmy się na chwilę przy zagadnieniu stanu zapalnego. Po pierwsze, każdyz nas nierazw swoim życiu doświadczył lokalnie występującego zapaleniai na szczęście większośćz nas szczęśliwie przetrwała występowanie tego zjawiska, które najczęściej jest równie uciążliwei śmiertelne, co męska grypa. Ale są wyjątki, jak zawsze. Pod wpływem jakiegoś czynnika uszkadzającego (może być chemiczny, fizyczny lub biologiczny – np. bakterie) rozpoczyna się wieloetapowy proces zapalny, którego celem jest obrona organizmui zaalarmowanie, że stało się coś złego, co potencjalnie mogłoby zagrozić naszemu zdrowiu lub życiu. Stan zapalny prowadzi więc do usunięcia działającego czynnika chorobotwórczegoi odtworzenia uszkodzonej tkanki, powrotu organizmu do stanu fizjologicznego.

Wbrew pozorom proces zapalny jest dość skomplikowanyi wieloetapowy. Jestw niego zaangażowanych bardzo wiele różnych typów komórek, nie tylko odpornościowych – to całe zastępy substancji chemicznych,a nawet niezbędne są niektóre witaminyi pierwiastki chemiczne, zwyklew postaci odpowiednio przygotowanej, jonowej formie itp. Uszkodzone komórki będą wydzielały pewne substancje, które alarmują układ immunologicznyi dosłownie wabią komórki immunologiczne do miejsca zdarzenia. Te, gdy już przybędą na miejsce, dodatkowo mogą jeszcze nasilać to wołanie, również wydzielając pewne substancje – głównie cytokiny prozapalne – aby ich lokalne stężenie było jeszcze wyższe,a komórki odpornościowe mogływ większej liczbie szybko zlokalizować miejsce uszkodzenia.

Po zakończonej głównej walce, która może trwać wiele godzin, czasem dni,a nawet tygodni, stężenie cytokin prozapalnych spada, ale powoli rośnie stężenie cytokin przeciwzapalnych. Jak się pewnie domyślacie, ich rolą jest wygaszenie stanu zapalnegoi zwolnienie komórek immunologicznych ze służby. Mogą sobie spokojnie odpłynąći działaćw innych miejscach, bo tutaj kryzys jest już zażegnany.

A jak to się ma do procesu nowotworowego? Otóżw zależności od konkretnego przypadku stan zapalny może być albo rzeczą dobrą, albo wręcz przeciwnie. Może nasilać,a nawet inicjować procesy nowotworzenia, zwłaszcza wtedy, gdy utrzymuje się bardzo długo, przewlekle. Ale może też sprzyjać leczeniu nowotworów,w tym równieżw przypadku stosowania lekówz grupy immunoterapii.W zależności od tego, czyw danym guzie istnieje proces zapalny, czy też nie (a w związkuz tym – czy są obecnei aktywne pewne typy komórek immunologicznych), wyróżniamy nawet nowotwory „gorące”i „zimne”,a całkiem sporo badań klinicznych na świecie testuje różne pomysły przekształcenia tych „zimnych”w te „gorące”.

Dlaczego tak bardzo nam na tym zależy? Generalnie obecność dużej liczby komórek immunologicznych wewnątrz guza to już dobry znak. Oczywiście inna kwestia, czy one tylko tam siedzą, czy też działają, albo jakie to komórki (bo nie wszystkie komórki odpornościowe potrafią walczyć, nie wszystkie będą sprzyjały leczeniu itp.). Jeśli już sąi walczą, możemy spróbować im pomóc, skłonić do zabijania komórek nowotworowych, do zwiększania lokalnego stanu zapalnego. Jeśli jednak nie walczą albo wcale ich nie ma, sprawa się znacznie bardziej komplikuje.

Zresztą to nie jest nowa obserwacja. Już od czasów starożytnego Egiptu, czyli jakieś 3000 lat temu, aż do Europy początków XIX wieku teksty medycznez wielu kultur świata wspominająo spontanicznych, samoistnych wyleczeniach – dosłownie „zniknięciach” guzów – którym zazwyczaj towarzyszyła również wysoka gorączka. Być może sami znacie takie historiei przypadki; oto ktoś miał guza,a potem nagle ten guz „sam zniknął”[4], magicznie się wchłonął. Skoro dobrnęliście już tak dalekow naszej historiio nowotworach, to jesteście już bogatsio wiedzę przynajmniej na temat naszych wspaniałych komórek immunologicznych, które potrafią niemal magicznie zlikwidować komórki nowotworowe. Ale to tylko jednaz możliwości. Pierwszym, który zauważył podobieństwo pomiędzy stanem zapalnyma pewnymi zjawiskami występującymiw przebiegu niektórych chorób nowotworowych, był słynny grecki medyk Galen, którego możecie pamiętaćz lekcji historii. Zanotował onw swoich zapiskach, że nowotwór może bezpośrednio wywodzić sięz niektórych ognisk zapalnych. Jednakże naukowo podjęto temat dopierow połowie XIX wieku. Dwóch niemieckich lekarzy, Fehleiseni Busch, podjęło pierwsze udokumentowanew literaturze naukowej próby zaangażowania układu immunologicznego pacjenta do procesu leczenia nowotworu. Nie mieli oni jeszcze pojęciao istnieniu większości komórek immunologicznych ani nie znali procesów odpornościowych,a mimo to zaobserwowalii opisali zmniejszanie się guzów po infekcji róży (stan zapalny wywołany infekcją bakterii, paciorkowców Streptococcus pyogenes). Opisawszy swoje spostrzeżenia, obaj przystąpili natychmiast do prób powtórzenia wynikuw warunkach klinicznych, indukując różęu pacjentów. Niestety, bez większych sukcesów, co przynajmniej częściowo można zrzucić na karb raczkującej dopiero wiedzyz zakresu immunologii. Fehleisen zdołał prawidłowo zidentyfikować szczep bakterii odpowiedzialny za obserwowane przez siebie spontaniczne zmniejszanie się guzów jako Streptococcus pyogenes.

To kilka lat później zachęciło do działania (i znacznie je ułatwiło) kolejnego lekarza, Williama Bradleya Coleya, który bywa dziś nazywany ojcem immunoterapii. To właśnie ten człowiek podjął pierwsze naukowo udokumentowane (prowadził bardzo dokładne notatki,a pierwszy oficjalny raport jego autorstwa ukazał sięw roku 1891) próby wykorzystania umiejętności układu immunologicznego pacjentów do zwalczania mięsaków, dość agresywnych nowotworów kości. William Coley zaobserwował liczne przypadki całkowitej remisjiu pacjentów przechodzących ostrą, skórną infekcję paciorkowcową. Co ciekawe, wcale nie musiała być ona zlokalizowana dokładnie tam, gdzie guz. Przez wiele lat zbierałi analizował wszelkie dostępne mu teksty medycznei kazuistykę, cokolwiek było dla niego dostępne pod koniec XIX wieku, włączającw to szczegółową analizę wszystkich podobnych przypadków, do jakich udało mu się dotrzeć,a w których medycy raportowali istnienie potencjalnie nieuleczalnego nowotworuu pacjenta,a następnie zanik tego nowotworu na przykład po przebytej infekcji róży. Pewnego dnia dr Coley rozpoczął eksperymentowaniez rozmaitymi miksturami sporządzanymi własnoręcznie, takz żywych, jaki atenuowanych (celowo osłabionych, pozbawionych zdolności wywoływania choroby) bakterii Streptococcus pyogenes. Testował również inne szczepy bakterii, np. Serratia marcescens. Tak przygotowane preparaty wstrzykiwał bezpośrednio do guzów swoich pacjentów,a następnie skrupulatnie notował wszystkie obserwacje.

To właśniew roku 1891, nie znając nawet mechanizmu działania, William Coley wynalazł pierwszą metodę leczenia nowotworów opartą na zaangażowaniu układu odpornościowego pacjentów. Pierwszy raz intencjonalnie wykorzystano niesamowite umiejętności naszych komórek immunologicznych do walkiz nowotworem. Dzisiaj wiemy już, że spontaniczny zanik nowotworu (taki jak opisywane prawie 150 lat temu remisje wywołane przebytą infekcją) zdarza się bardzo rzadko:u jednego na 60 000–100 000 pacjentów ze zdiagnozowaną chorobą nowotworową. Podobne przypadki są od czasu do czasu opisywane na łamach prestiżowych czasopism medycznych na całym świecie.

 

 

Ciąg dalszy w wersji pełnej

 

 

 

[1] Nie martwcie się, jeśli na poniższej liście pewne terminy będą na razie dla was niejasne. W kolejnych rozdziałach zajmiemy się nimi bardziej szczegółowo.

[2] Często geny i kodowane przez nie białka mają dokładnie te same oznaczenia i nazwy, stąd genetycy postanowili przyjąć pewną zasadę, aby pomyłki były jak najrzadsze. Dlatego nazwy genów zawsze zapisujemy kursywą (np. SRC, BRCA1, TP53), a nazwy białek – normalną czcionką (np. SRC, BRCA1). Oczywiście takich zasad jest znacznie więcej, na przykład geny ludzkie zapisujemy wszystkimi wielkimi literami (np. SRC, BRCA1), a mysie – małymi (np. Src, Brca1). Jeśli gen jest wirusowy, możemy dodać mu na początku małą literkę v (np. v-src).

[3] MHC, ang. major histocompatibility complex, pl. główny układ zgodności tkankowej. To najważniejsze i zarazem pierwsze odkryte białka związane z ewentualnym przyjęciem bądź odrzuceniem przeszczepu; ich główną funkcją fizjologiczną jest prezentowanie antygenów limfocytom T, dzięki czemu możliwe jest dalsze rozpoznanie antygenu jako swojego lub obcego.

[4] Czasem dostaniecie w pakiecie od odpowiadającego jeszcze ekstra dodatki na temat cudownych chińskich czy syberyjskich ziół, które doprowadziły do owego magicznego zniknięcia guza, a w zależności od wersji oraz wpływów kulturowych mogą występować w akompaniamencie intensywnych ćwiczeń medytacyjnych, modlitwy lub głodówek i detoksów.