Fragmenty lunarne. Szkice o obecności księżyca w poezji polskiej od schyłku XIX do początku XXI wieku wraz z małą antologią księżycowych wierszy poetów Zachodu - Marian Stala - ebook

Fragmenty lunarne. Szkice o obecności księżyca w poezji polskiej od schyłku XIX do początku XXI wieku wraz z małą antologią księżycowych wierszy poetów Zachodu ebook

Stala Marian

0,0

Opis

Księżyc towarzyszy poetom od wieków. Czy znaczy to, że należy już tylko do muzeum wyobraźni, że stał się nieważnym ornamentem, zużytym symbolem? Marian Stala odpowiada przecząco na to pytanie, analizując w pierwszej części swej książki lunarne ślady, obecne w poezji polskiej od końca XIX do początku XXI wieku, w części drugiej zaś – prezentując zwięzłą antologię wierszy z księżycem i o księżycu, zaczerpniętych z poezji zachodniej. Księżyc Micińskiego, Miłosza i Świetlickiego, Laforgue’a, Yeatsa i Nelly Sachs jest fascynujący…

„Fragmenty lunarne w intrygujący sposób oświetlają obszary tylko na pozór dobrze już rozpoznane. Pokazują, że sprawy poezji z księżycem wciąż warte są uważnego i pogłębionego namysłu. I przypominają, że podążanie za poruszeniami poetyckiej wyobraźni ma w sobie rzeczywisty potencjał poznawczy, który pozostaje kwestią nie tylko humanistycznej wiedzy, ale też osobistej – na swój sposób intymnej – relacji ze słowem szukającym piękna i prawdy, wkraczającym w ciemność, mierzącym się z tajemnicą”.

prof. dr hab. Paweł Próchniak

Marian Stala (1952) – historyk literatury, krytyk, profesor na Wydziale Polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego, członek Polskiej Akademii Umiejętności, laureat nagrody Fundacji Kościelskich (1991) i nagrody im. Kazimierza Wyki (1998). Opublikował takie książki historycznoliterackie i krytyczne, jak między innymi Trzy nieskończoności. O poezji Adama Mickiewicza, Bolesława Leśmiana i Czesława Miłosza (2001), Przeszukiwanie czasu (2004), Blisko wiersza (2013).

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 282

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Księżycowa pułapka

Wstępne oczywistości i wyjaśnienia

1. Zwracając myśl i wyobraźnię w stronę księżyca, wkraczamy nieuchronnie w przestrzeń nie zawsze oczywistych oczywistości i niekoniecznie banalnych banałów.

2. Najbardziej podstawowa z tych oczywistości przypomina, iż księżyc jest odwiecznym i nieusuwalnym elementem ludzkiego świata, że był, jest i będzie dany zmysłom i świadomości wszystkich żyjących na ziemi ludzi.

2.1. Takie umiejscowienie ziemskiego satelity czyni z niego jeden z punktów wyróżnionych świata, który jest dostępny ludziom. Krótko mówiąc: każdy człowiek, bez względu na świadomość (bądź nieświadomość) tego faktu, żył, żyje i będzie żył w podksiężycowej rzeczywistości i w czasie odmierzanym przez kolejne pełnie księżyca.

3. Według oczywistości drugiej, każdy z nas zetknął się kiedyś z księżycem, a więc ‒ ma jakieś, choćby minimalne, księżycowe doświadczenie. Każdy, bodaj raz w życiu, przyglądał się księżycowej tarczy; większość (mam nadzieję) odróżnia księżyc przyrastający od ubywającego; niektórzy, naśladując odległych przodków, przypisują szczególną wagę czasowi pełni; jeszcze inni ciągle wierzą we wpływ księżycowego światła na ludzką duszę.

4. Trzecią oczywistością jest istnienie potocznej wiedzy o księżycu, obejmującej zarówno sprawdzalne empirycznie fakty, jak i wyobrażenia, wierzenia, lęki, przesądy oraz mity. Prawdopodobne wydaje się przypuszczenie, iż ta potoczna wiedza zmieniała się wraz z ewolucją kultury (czy też: każdej z kultur). Zarazem: nie jest wykluczone, iż część lunarnych wyobrażeń, przypisywanych ludziom z odległej przeszłości, nie jest obca części mieszkańców dzisiejszego, ponowoczesnego świata.

5. Oczywistością czwartą jest to, iż potoczną wiedzę o księżycu należy odróżnić od wiedzy o nim gromadzonej w pierwszej kolejności przez astronomów, a w kolejności następnej także przez religioznawców, mitografów, kulturoznawców, folklorystów, językoznawców etc. Każda z tych dyscyplin zajmuje się księżycem we własnym języku (i w swoisty sposób); w obrębie każdej można odróżnić wiedzę aktualnie obowiązującą od historii problemu (co jest szczególnie widoczne w zderzeniu aktualnej wiedzy astronomicznej i historii poznawania księżyca).

5.1. Wyspecjalizowane języki mówienia o księżycu mogą wtórnie wpływać na sposób myślenia nie-specjalistów. Ci, którzy uprawiają nauki humanistyczne, zgodzą się, być może, z przekonaniem, iż wdrugiej połowie XX wieku jaskrawym przykładem wypowiedzi bardzo mocno oddziałującej poza granicami macierzystej dyscypliny był czwarty rozdział Traktatuo historii religii, noszący tytuł Księżyc i mistyka lunarna1.

6. Obrazy księżyca, jego echa i odbicia pojawiają się od dawna (to piąta z oczywistości, na które chciałem zwrócić uwagę) w literaturze, malarstwiei muzyce, a od końca XIX wieku – także w fotografiii filmie. Można o tych echach mówić wspólnie (w duchu starej albo odnowionej idei powinowactwa sztuk), albo osobno, respektując odrębności materiału i sposobu budowania znaczeń w każdej ze sztuk.

6.1. Lunarne echa w literaturze (a zwłaszcza w poezji) można rozważać albow jednej, światowej perspektywie, albo przeciwstawiając sobie literatury Wschodu i Zachodu, albo analizując dzieła powstałe w jednym tylko języku narodowym. Wskazane perspektywy można też, rzecz jasna, łączyć ze sobą na różne sposoby. O pokusachi niebezpieczeństwach tkwiących w każdym z wymienionych ujęć nie warto wspominać, by nie mnożyć oczywistości ponad potrzebę.

6.2. Warto jednak uświadomić sobie, że nazwy jedynego satelity Ziemi funkcjonujące w różnych językach narodowych nie są ścisłymi synonimami, nie odpowiadają sobie bez reszty. Jednym z drobnych, ale istotnych problemów jest różnica rodzaju gramatycznego pomiędzy polskim słowem „księżyc” (rodzaj męski) a – przykładowo ‒ francuskim słowem „la lune” (rodzaj żeński). Ta różnica może znacznie utrudnić (a w pewnych przypadkach wręcz uniemożliwić) tłumaczenie francuskiego wiersza na język polski. Skądinąd: i w samej polszczyźnie słowo „księżyc” bywa używane trochę inaczej niż słowa „miesiąc” i „miesiączek” (nie mówiąc o wyraźnie zapożyczonej „lunie”).

7. Zasygnalizowane powyżej oczywistości współtworzą zbiór zewnętrznych, potencjalnych kontekstów dla poetyckich obrazów księżyca. Najtrudniejszym zadaniem interpretatora jest rozstrzygnięcie, który z tych kontekstów jest aktualizowany w konkretnym wierszu z księżycem, który jest przez ten wiersz przyciągany i przywoływany.

8. Od oczywistości pora przejść do wyjaśnień. Fragmenty lunarne są późnym śladem zaciekawień księżycem, zrodzonychw pierwszej połowie lat siedemdziesiątych, w trakcie jednoczesnego studiowania polonistyki i filozofii, kontynuowanych także po studiach.

8.1. Pierwszą, wysoce nieoczywistą, zapowiedzią lunarnych zainteresowań było zetknięcie ze średniowieczną metafizyką światła2. Poglądy Pseudo-Dionizego Areopagity, Eriugeny i Roberta Grosseteste’a niezwykle mnie wówczas intrygowały.

8.2. Od metafizyki i mistyki światła prosta droga prowadziła do kultów solarnych i symboliki słońca. Wtedy poznałem (między innymi) trzeci rozdział Traktatu Eliadegoi jego znakomity esej Przeżycia światłości mistycznej3.

8.3. Zajmując się symboliką solarną, natknąłem się na fascynujący, oksymoroniczny obraz czarnego słońca i, zgromadziwszy odpowiednią ilość przykładów, napisałem o nim (w 1979 roku) zwięzły esej4.

8.4. Myślenie o czarnym słońcu wywołało z pamięci znany mi już wcześniej enigmatyczny wers Tadeusza Micińskiego: „Na księżycu czarnym wiszę”. Tak oto od fascynacji solarnych przeszedłem do lunarnych zaciekawień.

8.5. Wiersz Micińskiego okrążałem z daleka od schyłku lat siedemdziesiątych do początku XXI wieku. Wreszcie ośmieliłem się napisać interpretacyjny szkic Zatracić się w ciemnościach5. Niedługo potem, bodajna początku 2005 roku, postanowiłem napisać książkę o księżycu.

8.6. Dość szybko wówczas zrozumiałem, jak w praktyce działają oczywistości, sygnalizowane w punktach 1‒7. Albo inaczej: dość wcześnie zauważyłem, iż tkwię w lunarnej pułapce. Była to pułapka nadmiaru problemów nieistotnych z jednej strony, z drugiej zaś – kwestii wykraczających daleko poza moje, jako interpretatora poezji, kompetencje.

8.7. Rezygnując po drodzez wielu pomysłów i ograniczając pole obserwacji, dopisałem do interpretacji jednego wiersza Micińskiego dziesięć innych szkiców i postanowiłem do nich dodać małą antologię zachodnich wierszy o księżycu. To nie jest książka, o której myślałem w 2005 roku; to książka, którą napisałem w latach 2004‒2019.

9. Pierwsza część Fragmentów lunarnych jest ciągiem szkiców o obecności księżyca w poezji polskiej od schyłku XIX do początku XXI wieku.

9.1. Przedmiotem interpretacyjnych wglądów są w tych szkicach pojedyncze wiersze, tomy poetyckie albo cały dorobek konkretnego twórcy. Inaczej mówiąc: ciekawi mnie przede wszystkim księżyc poszczególnych poetów. Ujęcia przekrojowe i syntetyczne pozostawiam innym.

9.2. Przyglądam się lunarnym wierszom poetów uznanych, ważnych, wybitnych. Wszyscy oni świadomi są, jak mi się zdaje, pozytywnych i negatywnych konsekwencji sięgnięcia po księżycowe obrazyi metafory. Natomiast: różnią się miejscem, jakie księżyc zajmuje w ich twórczości. Najbardziej księżycowym z prezentowanych przeze mnie poetów jest (zgodnie z powszechnymi odczuciami) Konstanty Ildefons Gałczyński, w poezji Herberta księżyc umieszczony jest na peryferiach.

9.3. Punktem wyjścia moich analiz jest zazwyczaj widoczność księżyca w dorobku konkretnego poety, mierzona ilością (powracaniem) lunarnych obrazów, albo ich intensywnością. Kwestią najważniejszą jest dla mnie sposób posługiwania się księżycowymi obrazami; ich rozmieszczenie w przestrzeni dzieła i ich uczestnictwo w budowie jego sensów. Wspominane poprzednio źródła i zewnętrzne konteksty księżycowego obrazowania staram się przywoływać oszczędnie.

10. Druga część Fragmentów…, czyli mała antologia zachodnich wierszy z księżycem i o księżycu, została pomyślana jako dopełnienie części pierwszej. Ma ona rozszerzyć czasowe i przestrzenne perspektywy myślenia o księżycu poetów. Ma też uzmysłowić brak w polskiej poezji pewnych sposobów pokazywania księżyca i posługiwania się jego symboliką. Takie miałem wrażenie, czytając (na przykład) księżycowe wiersze Julesa Laforgue’a i Williama Butlera Yeatsa. Czytelnicy tej książki zechcą, być może, sprawdzić to wrażenie.

11. Wspominałem poprzednio, iż wpadłszy w pułapkę nadmiaru, zmuszony byłem pisać Fragmenty lunarne metodą pominięć i eliminacji. Niech więc na koniec tych wstępnych wyjaśnień, symbolicznie, wybrzmi jeden wiersz, wielki i tak onieśmielający, iż nie próbowałem go zinterpretować:

Księżyc świeci

pusta ulica

księżyc świeci

człowiek ucieka

księżyc świeci

człowiek upadł

człowiek zgasł

księżyc świeci

księżyc świeci

pusta ulica

twarz umarłego

kałuża wody6.

1 Zob. M. Eliade, Traktato historii religii, przełożył J. Wierusz-Kowalski, Łódź 1993, s. 155‒184. Po raz pierwszy czytałem ten tekst w pamiętnym polskim wydaniu z 1966 roku.

2 Zawdzięczam je kursowym i monograficznym wykładom prof. Władysława Stróżewskiego, prowadzonym w Instytucie Filozofii UJ; te wykłady (zdarzyło mi się to już mówić) były jednym z najważniejszych duchowych doświadczeń mojej młodości.

3 Zob. M. Eliade, Słońce i kulty solarne, w: tegoż, Traktato historii religii, dz. cyt., s. 127‒154; tenże, Mefistofelesi androgyn, przełożył B. Kupis, Warszawa 1994, s. 13‒77 (w czasach, które przywołuję, korzystałem z francuskiego oryginału; wspominam ten fakt, gdyż polski przekład nie wzbudza we mnie entuzjazmu). Rezygnuję ze wskazywania innych ówczesnych lektur o symbolice słońca. Dodam, iż omłodopolskiej symbolice solarnej napisałem w trakcie studiów (dokładniej: w roku akademickim 1973/1974) obszerną pracę zaliczeniową ‒ i powróciłbym, być może, do tego tematu później, gdyby nie to, iż w1977 roku ukazała się znakomita rozprawa Jerzego Kwiatkowskiego Od katastrofizmu solarnego do synów słońca, która sprawę zamknęła (zob. Młodopolski świat wyobraźni, studiai esejepod redakcją M. Podrazy-Kwiatkowskiej, Kraków 1977, s. 231‒325). Z kolei – moja rozprawa magisterska, napisana w roku akademickim 1975/1976, dotyczyła symboliki słońca i światła w twórczości Juliusza Słowackiego; zob. jej niewielki drukowany fragment: M. Stala, Człowiek, światło, słowo. Z problematyki wyobraźni poetyckiej Juliusza Słowackiego, „Rocznik Towarzystwa Literackiego im. A. Mickiewicza” 1978, r. XIII, Warszawa 1980, s. 33‒41.

4 Zob. M. Stala, Od czarnego słońca do ciemnego świecidła, „Teksty” 1980, z. 6, s. 105‒121; przedrukw mojej książce Chwile pewności. 20 szkiców o poezjii krytyce, Kraków 1991, s. 33‒48. Wiem, rzecz jasna, iż dzisiejszy czytelnik kojarzy czarne słońce z późniejszą od mojego eseju książką Julii Kristevy.

5 Przedrukw niniejszej książce; informacje o pierwodrukuw nocie bibliograficznej.

6 T. Różewicz, Księżyc świeci, w: tegoż, Utwory zebrane. Poezja, tom 1, Wrocław 2005, s. 29. Wiersz pochodzi z tomuCzerwona rękawiczka, zawierającego wierszez lat 1947‒1948.

Część pierwsza

Blask księżyca

Kilka uwag o lunarnych miejscach poezji Kazimierza Tetmajera

I. Wprowadzenie

Rozmarza mię fal monotonność

i mglistość w ciemni księżycowa,

i ziół nadwodnych nocna wonność

i z ust mych wolno płyną słowa.

Słuchacze, II 1781

Zda mi się, żem spokojnym jesiennym wieczorem

stanął kędyś nad cichym, niezmiernym jeziorem,

kiedy mgły na las schodzą i na gór kłąb ciemną –

patrzę ‒ ‒ blady księżyca krąg błyszczy pode mną,

a otchłań z taką dziwną potęgą mnie nęci,

że pochylam się z wolna tracąc świat z pamięci.

Nieskończoność II, II 217

Uśmiecha mi się tajemnica

i ciągnie k’sobie moje oczy ‒ ‒

jest to głąb morza, blask księżyca

cisza i pustka wielkich skał…

[…]

Tam pójdę – w pomrok ten księżyca

w ciemną, błyszczącą głąb otchłani,

[…]

Jeszcze do twoich zdążę rąk,

jawiąca się naprzeciw Pani.

Uśmiecha mi się tajemnica…, VI 843

Dawna chwała mi się śni,

dawna chwała dawnych dni,

dawna siła, dawna moc

śni mi się w miesięczną noc.

Dawna chwała, VII 975

II. Podstawowe rozpoznania

1.

Uważny czytelnik poezji Kazimierza Tetmajera pamięta z pewnością ekstatyczny początek wiersza Słońce (III 377): „Słońce! słońce! słońce! słońce!/ Wszystko lśni się, świeci, pała,/ złote iskry skaczą z morza, złotem błyska mewa biała”. Czytelnik ów przechowuje też w pamięci (taką mam nadzieję) inwokację do Syriusza, zawartą w trzyczęściowym cyklu Gwiazdy, nagrodzonym w konkursie „Życia”: „Syriuszu! Cudzie gwiazd! […]// Twe cudne światło, zimne jak blask stali,/ niezmienne, jasne, głuche, świeci w górze/ twarde jak diament…” (Gwiazdy III, IV 582). Wie również ów czytelnik, że w tytułach Tetmajerowskich wierszy pojawiają się – niebo i noc. I domyśla się, że przywołane w poprzednich zdaniach wiersze odsyłają do wielu innych miejsc dzieła poety, odsłaniających słoneczną, gwiezdną, niebieską i nocną stronę jego wyobraźni.

Uogólniając: Tetmajer należy do poetów wyraźnie uwrażliwionych na zjawiska niebieskie, przeświadczonych (czy: przeczuwających), że wielki spektakl natury sąsiaduje z ludzkim istnieniem, stanowi jego tło, nadrzędną całość albo kontrapunkt.

2.

Wiersze Tetmajera ze zjawiskami niebieskimi w tytule przywołałem po to, by móc wskazać fakt drobny, ale zastanawiający ze względu na temat niniejszych uwag. Rzecz w tym, iż autor Melodii mgieł nocnych nigdy nie napisał (w każdym zaś razie: nie umieścił w żadnej z ośmiu serii swych poezji) wiersza mającego „księżyc” w tytule, a więc czyniącego go głównym przedmiotem wypowiedzi. Mówiąc inaczej: Tetmajer nie pisał wierszy o księżycu, pisał natomiast wiersze z księżycem, mniej lub bardziej widocznym, mniej lub bardziej istotnym jako element utworu (jako nadrzędnej całości).

3.

W ośmiu tomach Poezji Tetmajera znaleźć można osiemdziesiąt dwa wiersze (poematy, cykle liryczne, fragmenty dramatyczne), w których pojawia się słowo „księżyc”, albo słowa równoważne bądź spokrewnione; w niektórych spośród nich wspomniane słowo użyte zostało więcej niż jednokrotnie. To właśnie te utwory (a ściślej: sposób, w jaki pojawia się w nich i jest używane kluczowe słowo) są fundamentem dalszych uwag2.

4.

Jeśli utożsamimy poetyckie dzieło Tetmajera ze zbiorową edycją Poezjiz 1924 roku, wówczas będziemy mogli powiedzieć, że pierwszym z jego wierszy z księżycem jest Śmierć Janosikaz serii I; znajdziemy tam fragment następujący:

Szumi cicho w Koprowej Dolinie

ciemna woda pośród czarnych smreków.

Miesiąc schodzi na krzywańskie turnie

sieje srebro po limbowych liściach,

włóczy cienie po urwiskach skalnych.

W lesie huczy watra na polance.

Smrek zrąbany iskrzy się i pryska,

bucha ogniem pod koroną lasu,

iskry sypie na ciemne powietrze.

I 13

Z kolei: ostatnim z Tetmajerowskich utworów z księżycem jest fragment dramatyczny Śpiący rycerze w Tatrach, a w nim wypowiedź Marysi, nawołującej do zbudzenia tytułowych rycerzy:

Dziś cas! Dziś musą już wstać!

Kiedyz by wyśli ze skały,

jak nie we dni tej lici,

kie naród we krwi spaniały,

jak miesiąc w pełni się świci,

jak dom w iskrzycach pozogi!

jak dawne w pierunach bogi!

VIII 1152

Zauważmy, że oba przywołane utwory są stylizowane (pierwszy dość delikatnie, drugi jaskrawo). Zauważmy także, iż w utworze z serii I mamy do czynienia z rozwiniętym obrazem (ze skłonnością do ujęcia księżyca jako istoty? osoby? działającej), a w Śpiących rycerzach… – z metaforą, umieszczoną w sekwencji innych metafor, współbudującychatmosferę.

Dodajmy, iż wprawdzie wiersze z księżycem pojawiają się we wszystkich ośmiu tomach Poezji, to ich rozłożenie w dziele Tetmajera nie jest całkiem równomierne. Dokładniej: w pierwszych czterech seriach lunarnych śladów jest (trochę) więcej niż w seriach późniejszych; wydaje się także, iż poeta posługuje się nimi bardziej konsekwentnie. Albo inaczej: po 1900 roku fragmenty z księżycem zjawiają się rzadziej, są bardziej przypadkowe i izolowane. (Zarazem jednak – jak pokazują umieszczone na początku tych rozważań epigrafy – niektóre z tych późnych fragmentów zasługują na szczególną uwagę).

Gdyby kwestii rozkładu wierszy z księżycem przyjrzeć się z jeszcze bliższej perspektywy, okazałoby się, jak sądzę, iż najbardziej lunarną częścią dzieła Tetmajera są serie II i III jego Poezji.

5.

Obserwacje, dotyczące ilości i rozłożenia Tetmajerowskich wierszy z księżycem w obrębie jego poetyckiego dzieła jako całości, warto uzupełnić dwoma spostrzeżeniami natury jakościowej.

Otóż, po pierwsze: w kilku utworach Tetmajera (należących do rozpatrywanego tu zbioru) pojawieniu się księżyca towarzyszy – lub je poprzedza – stematyzowane spojrzenie w jego stronę. Tak jest w wierszu o incipitowym tytule Czemu dziś mój kochanek ze schylonym czołem… (II 183), w którym kobiecy głos zwraca się do pogrążonego w melancholii kochanka słowami: „Patrz: już księżyc wypłynął na niebios sklepienie,/ cicha nocy muzyka grać już rozpoczyna […]”. Tak jest w przywoływanej na początku (jako jeden z epigrafów) Nieskończoności (II 217). Tak jest w ósmym wierszu z cyklu Zamyślenia (II 271):

Las jakiś ciemny, smutny widnieje daleko,

z mglistych, ciężkich niebiosów księżyca promienie

przez powietrza pustynie ospale się wleką

ku ziemi, ledwie świecąc. Dokoła milczenie.

Idę patrząc przed siebie ‒ ‒ ‒ oczy moje giną

w szarości chmurnej, chłodnej, rozsnutej dokoła.

Po drugie zaś: w kilku innych wierszach stematyzowane jest oddziaływanie księżyca (a zwłaszcza: księżycowego światła) na psychikę przeżywającego podmiotu, na jego nastrój i sam sposób percypowania świata. Tak jest w drugiej części poematu Fantazja (I 100), w którym po rozbudowywanym (i silnie zmetaforyzowanym) obrazie księżyca płynącego wśród chmur pojawia się następujący komentarz dotyczący stanu wewnętrznego podmiotu:

I dziwny czar na duszę schodzi ‒ ‒

od tego czaru myśl omdlewa

i taka tęskność ją owiewa

za ową grą, że w chmur powodzi

chce się zanurzyć, skały minąć,

przebić błękitu wskroś powierzchnię

i w nieskończoną rozwiej płynąć…

Podobnie jest w cytowanym już wierszu Słuchacze (II 178), w którym „mglistość […] księżycowa” wprawia podmiot w stan rozmarzenia. I w drugim, sonetowym ogniwie cyklu W nocy (IV 605), w którym stematyzowane motywy patrzenia na księżyc i jego oddziaływania są ze sobą połączone:

Jest coś, co duszę wprost z piersi wyrywa!...

Na niebie świecą mglistych gwiazd miriady,

koło księżyca krąży złotoblady

ruch mgieł, jak puchy zdmuchnięte z przędziwa.

[…]

I mnie się zdaje, że nie patrzę wzrokiem,

lecz, że me zmysły na przestrzeń rzucone

są wichrem, światłem, błękitem, obłokiem…

Do tej sekwencji cytatów można jeszcze dodać urywek trzeciego sonetu z cyklu Nieskończoność, w którym księżyc jest wprawdzie nieobecny, ale za to zachowanie podmiotu porównane jest – co trudno uznać za nieistotny przypadek – z zachowaniem lunatyka:

Szedłem, aby na puste spoglądać doliny,

[…]

Jak lunatyk po dachu krawędzi, bez trwogi,

jak gdyby mię prowadziła dłoń magnetyzera;

szedłem przez najurwistsze, najszaleńsze drogi

patrzeć na martwość, co się w górach rozpościera ‒ ‒

II 218

Przywołane powyżej jawne tematyzacje patrzenia na księżyc i jego oddziaływanie na podmiot ‒ do których można byłoby jeszcze dorzucić tematyzacje pośrednie, dokonywane poprzez takie tytuły wierszy, jak Halucynacja (III 397) czy Wizja (II 162) – mają przede wszystkim znaczenie lokalne, to znaczy: odnoszą się do konkretnych wierszy. Zarazem jednak: tematyzacje owe niezwykle mocno intensyfikują obecność księżyca w poetyckim świecie Tetmajera, w zewnętrznym i wewnętrznym doświadczeniu podmiotu (podmiotów) jego wierszy.

6.

Do serii spostrzeżeń, mających wstępnie uporządkować kwestię obecności lunarnych śladów w poetyckim dziele Tetmajera, warto jeszcze dodać małą glosę terminologiczną. Otóż: w Śmierci Janosikai w dramatycznym fragmencie Śpiący rycerze w Tatrach (inaczej mówiąc: w pierwszym i ostatnim przywołaniu Luny) Tetmajer posłużył się słowem „miesiąc”; od tego właśnie słowa rozpoczął, na nim skończył. Ten drobny fakt skłania mnie do przypuszczenia, iż poeta świadomie różnicował słowa „miesiąc” i „księżyc” oraz ich użycie. Można też od razu dopowiedzieć, że Tetmajer był najpierw poetą „miesiąca”, a później zaczął się częściej posługiwać słowem „księżyc”. Przy czym: z „miesiąca” nigdy nie zrezygnował, a w seriach VII i VIII – wyraźnie do niego powrócił.

Poza dwoma wymienionymi słowami Tetmajer posłużył się także (we wczesnej fazie twórczości, w seriach I i II) zwrotami „okrąg” i „krąg” (księżyca/miesiąca). Co ciekawe: wyobraźnia poety w bardzo niewielkim stopniu reagowała na fazowość księżyca; o „nowiu” mówi on bodaj tylko raz (I 63), o „pełni” – dwa razy (III 397; VIII 1152), o „sierpie” – trzy (II 273; IV 611; V 752)3.

Dodać trzeba, iż lunarny słownik Tetmajera wzbogacają nazwy zjawisk bezpośrednio związanych z satelitą Ziemi i sposobami jego postrzegania. Najważniejszym z nich (bo najczęściej się pojawiającym) jest „blask”/ „poblask”/ „tęcza blasków”; zaraz potem wymienić trzeba „światło”/ „światłość” oraz „promienie”. I jeszcze – „mgławice”/ „mgły”/ „mglistość”, „poświatę”, „otęcz”, „płomień”, „jasność”, „szron świetlany”…4

III. Metafory i epitety; obrazy, pejzaże i sceny

1.

Lunarnym miejscom (w) poezji Tetmajera będę się w dalszym ciągu niniejszych uwag przyglądał od strony (albo lepiej: na poziomie) szeroko rozumianej metafory (metaforyzacji), epitetu (czyli sztuki określania i bycia określanym), wreszcie zaś czegoś, co można nazwać księżycowym zdarzeniem (przyjmującym postać obrazu, pejzażu lub sceny). Wybór poziomów analizy wraz z kolejnością, w jakiej się pojawiają ‒ nie jest przypadkowy, nie będę go jednak osobno uzasadniał. Oczywiste jest i to także, że księżycowe metafory i epitety pojawiają się wewnątrz księżycowych zdarzeń.

2.

Księżycowe metafory Tetmajera, podobnie jak cała metaforyzacyjna praktyka tego poety, nie są ani zbyt liczne, ani zbyt kunsztowne, ani zbyt trudne (skomplikowane znaczeniowo). Autor Łąki mistycznejlubił, jak się zdaje, korzystać ze skojarzeń oswojonych, dobrze osadzonych w języku, wywodzących się z mitu i folkloru. Te skłonności widoczne są zwłaszcza wtedy, gdy księżyc pojawia się po stronie metaforyzowanej, gdy jest z kimś/czymś utożsamiany, zestawiany, porównywany.

W podany powyżej sposób5 wytłumaczyć można upodobanie do pokazywania księżyca jako podmiotu działań. Stąd, poczynając od Śmierci Janosika, bierze się miesiąc, który „schodzi na Krzywańskie Turnie” (I 13) i „sieje srebro po limbowych liściach” (tamże), albo „leje blask świetlany” (I 100), albo „sieje blask” (III 440). Stąd ujęcie księżyca jako „jasnej twarzy” wieczornego nieba (I 131). Stąd porównywanie go do okrętu płynącego po niebie (I 100), albo do „łodzi srebrnej ciemnych mórz” (I 120).

Tkwiące w niektórych z przywołanych metafor sugestie antropomorfizacyjne pozwalają poecie mówić o świetle księżyca jako „łzach promiennych” (II 178; III 434), „srebrnej przędzy” (I 132) lub „mroźnej sieci” (V 736) zarzuconej na świat. Z kolei: zestawienie księżyca z okrętem (samo motywowane znanym porównaniem nieba i morza) pozwala mówić o „jasnych mgieł powodzi” (I 141) i „blasków fali” (III 358); pozwala też dostrzec w „światła mgławicy” – „szron świetlany” (I 39).

Jak widać, księżycowe metafory Tetmajera, korzystające z dobrze znanych skojarzeń, przyciągają się wzajemnie, łączą ze sobą. Czy wzmacnia to siłę ich oddziaływania? Sądzę, że w wymiarze historycznym, w perspektywie końca XIX wieku, odpowiedź powinna być twierdząca. Przywoływane metafory nie są wprawdzie zbyt oryginalne, niewątpliwie jednak są sugestywne – i jako takie zwracają uwagę na obecność księżyca w poetyckim świecie Tetmajera. Skoro zaś mowa o oryginalności i sugestywności, warto jeszcze pokusić się o pewne dopowiedzenia.

Po pierwsze: z oswojonych skojarzeń można (czasami) zbudować bardzo udaną całość. Kiedy Tetmajer mówi (w szóstym ogniwie cyklu Na wiosnę): „i sierp księżyca trawę szklistym blaskiem kosi” (V 752) – to można tę przedłużoną (albo, jak mówili formaliści, zrealizowaną) metaforę uznać za taki właśnie przypadek.

Po drugie: u Tetmajera można też znaleźć lunarne metafory znacznie mniej oczywiste od poprzednio przytaczanych, bardziej złożone i wyraźnie kierujące w stronę symbolistycznej współczesności poety. Tak jest, na przykład, z wtopioną w obraz metaforą, otwierającą sonet Schnąca limba (I 37):

U stóp mych dzika przepaść. W ciemnym niebie blady

świeci księżyc, podobny wodnej białej lilii,

co kielich swój nad ciemne głębiny wychyli.

Cicho – grzmot słychać tylko huczącej kaskady.

Tak jest również z metaforą zjawiającą się w przywoływanym już wierszu Czemu dziś mój kochanek ze schylonym czołem… (II 183):

Patrz: już księżyc wypłynął na niebios sklepienie,

cicha muzyka nocy grać już rozpoczyna,

jakby księżyc był harfą dźwiękami rozrzutną,

a strunami drgające, srebrzyste promienie;

jest to błogosławiona kochankom godzina ‒ ‒

przychodzę cię popieścić – czemu ci tak smutno?

Oba przytoczone powyżej fragmenty zasługują na osobny, rozwinięty komentarz, który się w tym miejscu nie pojawi. Pragnę tylko zwrócić uwagę, że w obu przypadkach Tetmajer zrezygnował z utożsamiającej metafory (zapewne wydała mu się ona zbyt śmiałym chwytem poetyckim) na rzecz łatwiejszego w odbiorze porównania. W drugim fragmencie jest to, w dodatku, porównanie hipotetyczne, osłabione przez użycie słówka „jakby”6.

Wreszcie, po trzecie: gdybym miał wskazać tę spośród lunarnych metafor Tetmajera, która mnie najbardziej zastanowiła, wybrałbym wiersz Onaz II serii Poezji (II 205), ściślej zaś: jego początek i zakończenie. Wiersz jest ciągiem luźno (choć dość wyraźnie) powiązanych obrazów; prowadzą one do końcowej, utożsamiającej (ekwiwalentyzującej?) formuły „to ona”. Pierwszy z tych obrazów przywołuje dość szczególnie widziany księżyc; zatem: wspomniana powyżej metafora, obejmująca początek i zakończenie utworu ma postać następującą:

Księżyc wśród białych chmurek, którymi wiatr miota,

Światła zmienne, płochliwe wywołując tony:

[…]

[…]: to ona.

Na pytanie: kto (albo: co) kryje się za zaimkiem „ona” trudno jednoznacznie odpowiedzieć… a może: odpowiadać nie należy. Intrygujące jest samo zderzenie księżyca (księżycowości?) z nieuchwytnością, niepewnością, niedopowiedzeniem. Intrygujące jest także to innego: oto dzięki zaimkowi „ona” księżyc odzyskuje ‒ na moment utożsamienia – utracony w polszczyźnie rodzaj żeński… Nie wiem, czy Tetmajer był świadom tej właśnie konsekwencji użytej przez siebie metafory, mam jednak wrażenie, że ta lunarna metafora pozwala w błysku pojedynczego obrazu zobaczyć poetę różniącego się znacznie od obiegowych opinii na jego temat.

3.

Obok metafor umieszczających księżyc po stronie metaforyzowanej, w poezji Tetmajera znaleźć też można takie, w których odgrywa on rolę elementu metaforyzującego. Warto niektóre z nich przytoczyć, by uzmysłowić sobie, w czym poeta dostrzegał podobieństwo (pokrewieństwo) z księżycem i księżycowością.

W wierszu Sztuka jest jako drzewo… znajdziemy kategoryczne oznajmienie:

Albowiem sztuka w sercach nie znajdująca odczucia

Podobna jest do zimowych promieni gwiazd i księżyca

Pod którymi kiełkować ni rosnąć kłosy nie będą,

Jak pod słońca płodnego świętym, gorącym promieniem.

I 84

W trzynastym wierszu z cyklu Zamyślenia (II 276) poeta zwraca się do upostaciowania stanu duszy (doświadczenia wewnętrznego?), wyraźnie go fascynującego:

Nirwano! Pochyl ku mnie twarz matowobladą,

ściągłą, z bladymi usty i czołem z marmuru,

[…]

Zwróć na mnie oczy twoje, błękitnych wód tonie,

głębokie, nieruchome, spod przymgleń świetliste

jak miesiąc, co za mgłami przezroczymi płonie,

przetajając w nich światło niebieskosrebrzyste.

W wierszu Anioł Pański (III 414), włączonym następnie do tryptyku Dzwony (V 731), Osmętnica: „Idzie po polach, smutek sieje, jako szron biały do księżyca…”

Ton przywołanych fragmentów, pochodzących z trzech pierwszych serii Poezji Tetmajera, nie budzi zdziwienia; nie budzą go także przedmioty przywołanych wypowiedzi: sztuka, nirwana i smutek. Zastanawiające, a nawet: zaskakujące jest natomiast to, że poeta naznacza księżycowością problemy szczególnie dla niego istotne, że natrafiamy na księżycowość (albo wprost: symbolikę księżyca) właśnie w kręgu owych problemów. Skądinąd zaś: do powyższych fragmentów z wczesnej twórczości Tetmajera możemy dodać inne, pochodzące z VI, VII i VIII serii Poezji.

I tak – w wierszu List z Zakopanego (1906) znaleźć można ciekawe wtrącenie dotyczące wiary w Boga: „To dziwna, wiecie: życie religię uśmierca/ i Bóg dziecięcy schodzi za myśli szeregi,/ jak miesiąc za szeregi skał, zza których długo/ błyszczy bladego światła rozpostartą smugą,/ lecz coś zostaje w duszy, właśnie tak, jak owe/ blade światło” (VI 924). Dalej: w Niezbadanym rycerzu tytułowy bohater śpiewa własnemu sercu (a więc; samemu sobie) taką oto pieśń: „Ach! Jaka niezgłębiona/ porywa cię tęsknica!/ Ach! Życie twe jest zimne,/ jak zimna tarcz księżyca!/ Ach, kędyż się podziało,/ co być twym życiem miało,/ pod jakąż położone/ w grobowiec wieczny skałą?” (VI 981). Wreszcie: w cytowanych już Śpiących rycerzach w Tatrach to „naród we krwi spaniały” – „jak miesiąc w pełni się świeci” (VIII 1152).

Zatem: nie tylko sztuka, nirwana i smutek naznaczone są u Tetmajera przez księżyc; jego sygnaturę mogą też nosić – zapomniana wiara, stracone życie, „naród we krwi spaniały”. I chociaż poeta (i wykreowani przez niego bohaterowie) nie mówią rzeczy nowych i głębokich, to przecież księżycowy dodatek uwydatnia je i wprawia w niepokojące rozedrganie…

Tyle o Tetmajerowskim księżycu metaforyzowanym i metaforyzującym. Pora spojrzeć na to, jakimi przymiotnikami poeta określa księżyc (i jego światło) i na to także, co wskazuje poprzez epitet „księżycowy” (albo „miesięczny”).

4.

Jak przystało na poetę epitetu, który uczynił ten mikrochwyt niezwykle istotnym aspektem swego stylu i równie ważnym sposobem ujawniania swego widzenia i odczuwania świata – Tetmajer ma skłonność do mówienia o jakimś księżycu (a także: jakimśjego blasku), a więc: do postrzegania ziemskiego satelity ze względu na jego konkretne cechy i poprzez owe cechy. Ta skłonność, choć widoczna, jest jednak mniej jaskrawa od spodziewanej. Inaczej mówiąc: lista epitetów, które w wierszach Tetmajera towarzyszą księżycowi (i jego światłu), jest stosunkowo krótka. Jeszcze krótsza jest lista określeń, które zjawiają się wielokrotnie we wspomnianym kontekście, a więc mogą być uznawane za znamienne dla autora Mgieł nocnych. Oto owa lista, uwzględniająca ilość użyć współtworzących ją epitetów:

1. srebrny (20);

2. złoty (10);

3. blady (7);

4. omglony, zamglony (5);

5. drżący, wielki, zimny, ołowiany (3);

6. świetlany, cichy, miedziany, seledynowy, biały, czerwony jak krew, dziwny (2);

7. nowy, mdły, błękitno-różowy, niepewny, zimowy, posępny, promienny, szklisty, żałobny, niewidny, martwy, wąski, matowy, nikły, brązowy, z twarzą szatana, trupi, płomienny (1).

Powyższe zestawienie, obejmujące trzydzieści cztery przymiotniki, zasługuje na kilka wyjaśnień i dopowiedzeń.

Po pierwsze: otwierające listę epitety „srebrny”, „złoty”, „blady” są zgodne z potocznym doświadczeniem, z najczęściej spotykanym sposobem postrzegania i określania (rzeczywistego) księżyca. Fakt ten można skojarzyć ze wspominanym już w tych rozważaniach nakazem (gestem?) patrzenia na ziemskiego satelitę. Inaczej mówiąc: fundamentem znacznej części (może nawet: większości) lunarnych obrazów Tetmajera jest zwyczajne, powszechne doświadczenie, równoznaczne z przywiązaniem do zmysłowego odbioru świata.

Po drugie: epitety, najczęściej towarzyszące w wierszach Tetmajera księżycowi, są ‒ w tej samej funkcji ‒ mocno utrwalone w tradycji poetyckiej. Tym samym: zostały obarczone znacznym stopniem konwencjonalności, sztuczności, poetyckiego banału.

Po trzecie: wydaje się, iż dla Tetmajera istotniejsza była zgodność używanych przez niego określeń księżyca z potocznym doświadczeniem niż kwestia ich konwencjonalności (sztuczności). Być może autor Anioła śmierci był jednym z ostatnich polskich poetów potrafiących w naturalny sposób pisać o „srebrnym” (i „złotym”) księżycu. Poeci dwudziestowieczni albo starali się unikać wspomnianych określeń, albo ostentacyjnie podkreślali ich konwencjonalność, banalność, kiczowatość…

Po czwarte: epitety najczęściej stosowane przez Tetmajera do określenia księżyca należą zarazem do zbioru najważniejszych epitetów całej młodopolskiej poezji, do najważniejszych cech pola wizualnego budowanego przez tę poezję. Może to znaczyć, iż autora Końca wieku XIX fascynował tyleż księżyc, ile (pojmowane po malarsku) – rozjaśnianie obrazu. Albo, po prostu: kolory srebrny i złoty, wraz z ich semantyką i symboliką.

Po piąte: dominacja „srebrnego”, „złotego” i „bladego” może świadczyć o tym, iż Tetmajera przyciąga raczej światło księżyca niż jego tarcza, że podmiot jego wierszy ulega (poddaje się?) działaniu właśnie owego światła7.

Po szóste: o swoistości Tetmajerowskiego sposobu określania księżyca decyduje najmocniej epitet „srebrny”, otwierający przedstawioną powyżej listę. Mówiąc inaczej: w wymiarze całego poetyckiego dzieła poeta gra przede wszystkim wieloznacznością (i powtarzalnością) tego właśnie epitetu, a dopiero potem różnorodnością innych używanych przez siebie określeń księżyca.

Po siódme: jedno- i dwukrotnie użyte określenia księżyca funkcjonują w badanej przeze mnie twórczości na zasadzie wyjątków; są istotne w konkretnych wierszach, nie zaś w całościowo czytanej poezji Tetmajera.

5.

Jeśli odwrócimy perspektywę rozważań i spytamy z kolei o listę przedmiotów i zjawisk, określanych przez Tetmajera przy pomocy epitetu „księżycowy” (bądź „miesięczny”), to okaże się, iż owa lista jest jeszcze krótsza od poprzednio komentowanej. Wspomnianym epitetem posługiwał się poeta dla dookreślania fenomenów bezpośrednio powiązanych z księżycem, takich jak „krąg”, „blask”, „jasność”, „światło”, „połysk”, „złoto”, „promień”, „noc”… Słowem: nie korzystał z możliwości uaktywnienia jego metaforycznych sensów.

6.

Zanim przejdę do uwag o obrazach, pejzażach i scenach z księżycem, chciałbym się na moment zatrzymać przy napomknieniach o nim, pojawiających się w czterdziestu paru wierszach Tetmajera ze wszystkich serii Poezji. Na ogół są one bardzo zwięzłe, nie przekraczają granicy jednego, niezbyt rozbudowanego zdania8. O znaczeniu tych napomknień niewątpliwie decyduje ich ilość; to ona czyni je ważną formą obecności księżyca w poetyckim świecie autora Melodii mgieł nocnych9. Skądinąd: niektóre z tych drobiazgów, wychylone w stronę obrazu albo uwikłane w metaforę, godne są osobnej, szczegółowej analizy. Tak jest z przywoływanym już fragmentem wiersza Uśmiecha mi się tajemnica… (VI 843)10; tak jest z nakazem: „Po Kaukaz leć od szczytów Tatr,/ a od Kaukazu do księżyca!”, pojawiającym się w poemacie Złoty ptak (VI 902); nie inaczej ‒ z metaforycznym równaniem: „Ach! Życie twe jest zimne,/ jak zimna tarcz księżyca!” z Niezbadanego rycerza (VII 981)…

7.

Z przywołanymi powyżej lunarnymi drobiazgami spokrewnione są szczególnego rodzaju obrazy księżyca, jakie można znaleźć w kilkunastu wierszach Tetmajera11. Łączy te dwie formy słowna zwięzłość, różni – intensywność, wyższa po stronie obrazów, które są także wyraźniej wykorzystane konstrukcyjnie.

Wspomniane obrazy dane są czytelnikowi jako całości ‒ zwarte, gotowe, pojawiające się momentalnie. Aby wzmocnić odczucie ich obecności i oddziaływania na czytelnika, poeta umieszcza je zazwyczaj w początku albo zakończeniu wiersza12; w ten sposób to, co zapisane w wierszu, co zobaczone i przeżyte przez jego podmiot – zaczyna się od księżyca albo kulminuje w jego obrazie:

U stóp mych dzika przepaść. W ciemnym niebie blady

świeci księżyc, podobny wodnej białej lilii,

co kielich swój nad ciemne głębiny wychyli.

Cicho – grzmot słychać tylko huczącej kaskady.

Schnąca limba, I 37

Księżycowy krąg lśni ‒ ‒

mknie wśród nocnej mgły

duch melodii w przestworach:

Duch melodii, II 198

Cichy wieczorny mrok. Na niebie bladym

srebrny księżyca sierp i jedna jasno

świecąca gwiazda. Na zachodzie blaski

słońca, co smętnie w dół zapada, gasną.

Zamyślenia X, II 273

Noc. W ciemnym niebie księżyc wielki, złoty.

Głuche powietrznej bezedni pomrocze.

Milczące, ciemne morskich wód roztocze.

Niezmierna cisza pustki i martwoty.

Widziadła okrętów, III 405

Ciche leżą kamienie pod skał ciemnym murem

Noc – wśród żlebu się świeci wąski smug księżyca,

jak ogromna, stężała w locie błyskawica,

zamarznięta na skale w pustkowiu ponurem.

W pustce, III 495

patrzę ‒ ‒ blady księżyca krąg błyszczy pode mną,

a otchłań z taką dziwna potęga mię nęci,

że pochylam się z wolna tracąc świat z pamięci.

Nieskończoność II, II 217

Księżyc wielki i złoty, jak słońce w południe,

nad głową jego stanął cichy i wspaniały,

jak tarcza Achillesa, pełna świętej chwały.

Fragment z dialogu, II 30813.

8.

Obok wskazanego powyżej typu obrazów (albo: równolegle do niego) pojawiają się w poezji Tetmajera inne lunarne przedstawienia14. Są one, najprościej rzecz ujmując, bardziej rozbudowane i zdynamizowane przez ‒ pozorny lub rzeczywisty ‒ ruch tarczy księżyca i przez rozchodzenie się jego światła; można je nazwać lunarnymi pejzażami (i scenami), dalej zaś podzielić na ponadziemskie (kosmiczne), skupione na tym, co dzieje się na nieboskłonie, oraz ziemskie, pokazujące znany nam świat, odkształcony przez światło księżyca.

9.

Najwyrazistsza z ponadziemskich scen z księżycem wypełnia wczesny wiersz Pejzaż (I 25):

Ponad krawędzią Granatów posępnych

nagle zajaśniał blask słaby i mały

jakby się zatlił mech na wierzchu skały

od ogni której gwiazdy z nieba zstępnych.

I potem wyszła z wolna spoza grani

gwiazda i biegła między gwiazdy złote

rozjaśniać nieba cichego ciemnotę,

wyżej i wyżej wznosząc się w otchłani.

A kiedy ona szła świecąc, ze ściany

czarnej Granatów błysło światło nowe,

mdłe i omglone, błękitno-różowe,

i z wolna w półkrąg wzrastało świetlany.

Ów półkrąg coraz wyżej się podnosił,

rozszerzał, mieniąc się coraz tęczowiej,

i poblask rzucał szklisty granitowi,

jakby go deszczem łez perłowych rosił.

I w tęczy drżącej, niepewnej, zamglonej

okrąg księżyca wypłynął powoli

i zawisł w niebie w światła aureoli,

i szedł za gwiazdą miedzy gwiazd miliony.

I nagle wówczas od brzegów w oddali

na czarnej wody przepaściach bez końca

zamigotała poświata miesiąca,

jak piana wrzących gdzieś w bezdni metali.

Zainscenizowany przez Tetmajera efektowny spektakl obejmuje trzy akty: najpierw pojawia się na niebie nieznana gwiazda, następnie wschodzi księżyc i podąża jej śladem, wreszcie: księżycowe (i gwiezdne?) światło odbija się w wodach jeziora – i łączy ze sobą podziemne głębie i otchłań nieba. Krótko mówiąc: obserwatorowi tego spektaklu dane jest naocznie doznanie jedności wszechświata i pokrewieństwa poziomów jego istnienia.

10.

Granicę między tym, co ziemskie, i tym, co ponadziemskie wyznaczają w Pejzażu dobrze znane Tetmajerowi górskie szczyty. Krajobrazy tatrzańskie pojawiają się także wtedy, gdy poeta chce pokazać wpływ księżycowego światła na postrzeganie ziemskiej przestrzeni. Potwierdza to między innymi sonet W Kościeliskach w nocy I(III 372):

Na nieruchomą, czarną toń konarów

padł, wschodząc przez wyrwany wśród wapieni parów,

miesięcznego przedświatła srebrzysty obelisk.

Fosforyczną białością powlekły się ściany

nagich, skrzesanych turni; wielka cieniu rzeka

ogarnie je i niesie w mroku oceany.

Wszedł księżyc: na wierzchołku zaczepił się smreka,

Rozdarł się na olbrzymich dwóch gwiazd błyskawice

i kiście świetlnych kolców wbił w nieba ciemnicę.

Dodajmy: kontrapunktem górskich krajobrazów z księżycem – są pejzaże włoskie, takie choćby jak ten, otwierający wiersz Z Mori (III 496):

Pusto… Wzgórz ciche, faliste kontury

niebieskim łukiem malują się w mroku:

księżyc jak łabędź płynie srebrnopióry

po morzu nieba.

[…]

Powietrze pachnie… Kwiaty wybujałe

na liście połysk księżycowy biorą

i rozłożyste ciemne cienie drzewne

majacząc w mroku, jak widma rozwiewne,

gdzieniegdzie świeca posrebrzaną korą.

11.

W ośmiu wierszach Tetmajera z lunarnych pejzaży wyłaniają się widmowe istoty, które można uznać za upostaciowania marzeń i nastrojów, wywołanych przez księżycowe światło. W czterech ‒ owymi postaciami są rusałki (I 65; III 357‒358), dziewczyna (IV 443) bądź Dziewica (IV 510); w czterech pozostałych – zjawia się postać cierpiącego Chrystusa (II 162; II 291; III 398; III 412). Po jednej stronie – marzenia miłosne, po drugiej – medytacje o wypełniającym świat cierpieniu. Być może w tym aż nazbyt prostym przeciwstawieniu kryje się znaczna część prawdy o granicach i ograniczeniach sposobu, w jaki Tetmajer wykorzystywał lunarne obrazy i związane z nimi skojarzenia.

Afrykański afekt, staromiejska zazdrość

O jednym poemacie prozą Wacława Rolicza-Liedera

1.

Czytając w 2017 roku poetyckie utwory Wacława Rolicza-Liedera (ta lektura została w znacznym stopniu ukształtowana przez edytorskie i interpretacyjne prace Marii Podrazy-Kwiatkowskiej15), zatrzymuję się na dłużej raczej przy kilku poematach prozą16 jego autorstwa niż przy licznych ‒ czasami wybitnych, czasami dziwnych i niepokojących, czasem po prostu nieudanych ‒ wierszach17. Podejrzewam, iż bez poematu Gdy dzwonki szwajcarskie symfonię grają: Oremus! młodopolski symbolizm byłby pozbawiony kilku ważnych nut; jestem prawie pewien, iż poemat „Uruguay” to jeden z najbardziej zastanawiających przykładów modernistycznego stosunku do ciała i cielesności18. Także mały poemat prozą, którego tytuł ‒ Witriol19‒ bardzo daleki jest od konwencjonalnej poetyckości, brzmi dzisiaj mocno i pobudza zmęczoną, późnonowoczesną wyobraźnię:

Stare Miasto spokojne, ciche, chociaż okna piją chłód nadwiślany północy –

otwarte, niby skrzydła dziwacznych ptaków, co w przelocie zawisnęły

o gzemsy domostw zaczepione, a górą, ponad rynkiem płynie Księżyc –

duży, jak źrenica zroszona kroplą atropiny.

Nad bramą, żelastwami okutą, jak skarbiec kasztelanii łęczyckiej, kędzierzawy

murzyn, wywracając murzyńsko żółte bielma oczu, modli się afrykańskim

afektem do Nocy, a jego twarz zwęgloną bieli Księżyc – duży, jak źrenica

zroszona kroplą atropiny.

W framudze starodziejskjej bramy, przytulona do obdartego muru, surowa

mieszczanka stoi z tyglem glinianym w ręce, przyodziana szalem, który

jej spada z jednego ramienia, stoi w cieniu, ukryta przed Księżycem –

dużym, jak źrenica, zroszona kroplą atropiny.

Oczy jej błyszczą, na kształt wiatrem roznieconych węglów, w stronę powiśla

patrząc niecierpliwie, a ręka zbrojna w narząd pełen witriolu, opuszcza się

powoli ku ziemi – przypadkiem na czerstwe ramię kobiety padł Księżyc –

duży, jak źrenica, zroszona kroplą atropiny.

Noc cicha… słychać echo nadchodzących kroków, kołem wywołujące wielokrotny

łoskot, to pewnie on się zbliża, ołtarz jej przeklęstwa, na który ona źrącą

wyleje ofiarę… słychać odgłos stąpania przy Księżycu – dużym, jak źrenica,

zroszona kroplą atropiny.

We dwoje wchodzą w rynek, zespoliwszy szyje łańcuchem uplecionym z ramion,

idą wolno, jak w procesji, o jutrze rozmawiając cicho: dziewczyna zgrabna

główkę przechyla na ramię towarzysza, ich drogę srebrzy Księżyc – duży,

jak źrenica, zroszona kroplą atropiny.

A tymczasem, pod bramą, ramię, które zwisło, podniosło się, jak struna wyprężona,

kroki wciąż echo zdwaja, udziesiętnia, coraz głośniej, coraz bliżej murzyna…

jeszcze chwila jedna, a płyn smażący bryzgnie przy Księżycu – dużym, jak