Miesiecznik W drodze 12/2022 (592) - Wydanie zbiorowe - ebook

Miesiecznik W drodze 12/2022 (592) ebook

Wydanie zbiorowe

4,7

Opis

W grudniowym miesięczniku „W drodze”: o trudach małżeńskiej wierności, o adwentowym czekaniu na Boga i o naszej wierze, która czasami strasznie kuleje.

 

Rozmowa w drodze

Profesor Tomasz Pospieszny, admirator Marii Skłodowskiej-Curie, zdradza tajemnice przyznawania, a raczej nieprzyznawania Nagród Nobla kobietom. O zakulisowe rozgrywki, układy i nazwiska pyta Dorota Ronge-Juszczyk.

 

Nie-zdrada

Piszemy o wierności w różnych jej aspektach.
Czy wierność cokolwiek jeszcze dzisiaj dla nas znaczy? Czy możemy sobie jeszcze nawzajem ufać? – o tym filozof Dariusz Duma.

Statystyki są nieubłagane: co piąte małżeństwo w Polsce się rozpada. Często powodem jest zdrada. O wierności w małżeństwie – Mikołaj Rutkowski.

Czy rodzice zawsze powinni być jednomyślni? A może czasami powinni być lojalni wobec dziecka? Odpowiada psycholog Magdalena Chojnacka.

„Czy Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie?” pyta Jezus – o wierności w wierze rozmawiają Wacław Oszajca SJ i Katarzyna Kolska.

 

Zatrzymani w codzienności

Początek Adwentu to dobra okazja, by przyjrzeć się swojej wierze. Czy rzeczywiście na Niego czekamy, na Jego narodzenie, na to, żeby był wśród nas – Bóg-człowiek? A jeśli Boże Narodzenie sprowadzamy tylko do magii świąt, którą oferują nam uliczne światełka, kolorowe wystawy, świąteczne piosenki…? O tym Tomasz Golonka OP.

A prof. Andrzej Piotr Kowalski i Michalina Kaczmarkiewicz przypominają, że kiedyś było inaczej i że nie wszystko, co podpowiada nam dzisiejszy świat, jest warte tego, by mieć to za wszelką cenę.

 

Co więcej?

W cyklu „Siedem pierwszych” Dominik Jurczak OP tłumaczy, dlaczego wbrew współczesnej modzie niektóre zwyczaje ślubne są mocno przesadzone.

Wojciech Surówka OP wyjaśnia, dlaczego mamy tyle wizerunków Matki Bożej.

 

Orientacje / Rok w skrócie

O najważniejszych wydarzeniach kościelnych mijającego roku pisze ks. Artur Stopka. O filmach, których w nawale obowiązków nie zdążyliśmy obejrzeć, przypominają Magdalena Wojtaś i prof. Wiesław Kot, a o książkach, które w tym roku przeczytały i mają na swoich półkach, piszą Anna Król i Paulina Wilk.

 

Felietony

Stefan Szczepłek traci wiarę w Fatimie, Wojciech Ziółek SJ pisze o nostalgicznej Wigilii na Syberii, Paweł Krupa OP aspiruje do roli zgorzkniałego dziadygi, Paulina Wilk zabiera nas do Indii, ks. Grzegorz Strzelczyk zakłada okulary, by zobaczyć to, czego bez nich zobaczyć nie może, ks. Mirosław Tykfer bierze na celownik celibat, a Jarosław Mikołajewski żegna się z nami myślami o przemijaniu.

 

Miesięcznik pęka w szwach – 156 stron czeka na Ciebie, więc #CzytajWdrodze!

 

SPIS TREŚCI

ROZMOWA W DRODZE

Cichutkie pomocnice / Nobel nie dla kobiet

rozmawiają prof. Tomasz Pospieszny i Dorota Ronge-Juszczyk

 

NIE-ZDRADA

Sztuka wytrwania / wierność wyborowi

Dariusz Duma

Mój poligon / małżeńska codzienność

Mikołaj Rutkowski

Tylko czasami bywamy szczęśliwi / co się stało z naszą wiarą

rozmawiają Wacław Oszajca SJ i Katarzyna Kolska

Lojalni przy dzieciach / gdy nie zawsze myślimy tak samo

Magdalena Chojnacka

 

ZATRZYMANI W CODZIENNOŚCI

Czekając na Boga / mój Adwent

Tomasz Golonka OP

Od święta / po co nam tradycje

rozmawiają prof. Andrzej Piotr Kowalski i Michalina Kaczmarkiewicz

 

SIEDEM PIERWSZYCH

Nasz wyjątkowy dzień / (przed)ślubne dylematy

rozmawiają Dominik Jurczak OP i Arkadiusz Wojtas OP

 

ORIENTACJE

Pod znakiem synodu i wojny / Kościół 2022

ks. Artur Stopka

Remanent uczuć, bilans doświadczeń / filmy do nadrobienia

Wiesław Kot, Magdalena Wojtaś

Książki z ich półki / warto przeczytać

Anna Król, Paulina Wilk

 

PYTANIA W DRODZE

W naszych oczach / wizerunki Matki Bożej

Wojciech Surówka OP

 

DOMINIKANIE NA NIEDZIELĘ

Proste drogi / Marcin Barański OP

Uzdrawiające obietnice / Tomasz Zamorski OP

Z nami Bóg! / Błażej Matusiak OP

W swoim rytmie / Radosław Więcławek OP

Święto na miarę nas wszystkich / Grzegorz Kuraś OP

 

FELIETONY

Wirowanie w miejscu / Paulina Wilk

Charyzmat tak piękny, że aż straszny / ks. Mirosław Tykfer

Kryzys wiary w Fatimie / Stefan Szczepłek

Wigilia na Syberii / Wojciech Ziółek SJ

Wiek ochronny / Jarosław Mikołajewski

Brylaty / ks. Grzegorz Strzelczyk

Scrooge i inni / Paweł Krupa OP

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 192

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,7 (7 ocen)
5
2
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Orzewski

Nie oderwiesz się od lektury

ok
00
Nabrue

Nie oderwiesz się od lektury

Polecam. Wiele ciekawych artykułów. Wystarczy przejrzeć spis treści aby chcieć czytać ten numer miesięcznika.
00

Popularność




Drodzy Czytelnicy,

wierność, kojarzona ze stabilnością, trwałością i bezpieczeństwem, zderza się z nieubłaganą statystyką rozwodów, kapłańskich odejść, niuansowaniem dotychczasowych wartości, bo przecież, jak często słyszymy, „bywa różnie”. Czy to znaczy, że straciła swoją moc i nie ma dla niej miejsca w dzisiejszym świecie?

Myślę, że nieoczywistą podpowiedzią są słowa Chrystusa, który tłumacząc, co to znaczy trwać w Jego nauce, używa obrazu domu wybudowanego na skale i na piasku (por. Mt 7,24–29). Każdy instynktownie czuje, że ten pierwszy symbolizuje stałość, natomiast ten drugi uleganie chwilowym namiętnościom. I choć pierwszy domyślnie uznajemy za lepszy i bardziej ewangeliczny, to w praktyce często wkładamy ogromny wysiłek w budowanie tego drugiego, bo życie, ze swoją złożonością, to niestety także budowanie na piasku i lokowanie swoich nadziei w rzeczach bezwartościowych. Być może używając tego obrazu, Pan Jezus mówi nie tylko o tym, jaką wartość ma to, co niezmienne, ale podpowiada, że wyrazem duchowej dojrzałości jest odwaga przyznawania się do błędu i odwracanie od tego, co w naszym życiu jest piaskiem. I chyba w tej perspektywie należy postrzegać wierność jako nieustające redefiniowanie i uzasadnianie spraw najważniejszych, danych słów i podjętych decyzji. Mam nadzieję, że zamieszczone w tym numerze teksty skłonią Państwa do refleksji.

W imieniu Redakcji dziękuję wszystkim za kolejny wspólny rok w drodze. Bardzo się cieszę, że obdarzacie Państwo nasz miesięcznik swoim zaufaniem. Jak zwykle polecam uwadze przedłużenie lub kupno prenumeraty dla siebie lub kogoś bliskiego w ramach prezentu pod choinkę, a także dołączenie do grona patronów miesięcznika. Z okazji zbliżających się Świąt życzę, by w tajemnicy narodzenia Boga odkrywać niezmienność Jego miłości do każdego z nas. ¶

grudzień 2022

Rozmowa w drodze

Cichutkie pomocnice / Nobel nie dla kobiet

rozmowa zprof. Tomaszem Pospiesznym

Nie-zdrada

Sztuka wytrwania / wierność wyborowi

Dariusz Duma

Mój poligon / małżeńska codzienność

Mikołaj Rutkowski

Tylko czasami bywamy szczęśliwi / co się stało znaszą wiarą

rozmowa zWacławem Oszajcą SJ

Lojalni przy dzieciach / gdy nie zawsze myślimy tak samo

Magdalena Chojnacka

Zatrzymani w codzienności

Czekając na Boga / mój Adwent

Tomasz Golonka OP

Od święta / po co nam tradycje

rozmowa zprof. andrzejem Piotrem Kowalskim

Siedem pierwszych

Nasz wyjątkowy dzień / (przed)ślubne dylematy

rozmowa zDominikiem Jurczakiem OP

Orientacje

Pod znakiem synodu i wojny / Kościół 2022

ks. Artur Stopka

Remanent uczuć, bilans doświadczeń / filmy do nadrobienia

Wiesław Kot, Magdalena Wojtaś

Książki z ich półki / warto przeczytać

Anna Król, Paulina Wilk

Pytania w drodze

W naszych oczach / wizerunki Matki Bożej

Wojciech Surówka OP

Dominikanie na niedzielę

Proste drogi / Marcin Barański OP

Uzdrawiające obietnice / Tomasz Zamorski OP

Z nami Bóg! / Błażej Matusiak OP

W swoim rytmie / Radosław Więcławek OP

Święto na miarę nas wszystkich / Grzegorz Kuraś OP

Felietony

Wirowanie w miejscu / Paulina Wilk

Charyzmat tak piękny, że aż straszny / ks. Mirosław Tykfer

Kryzys wiary w Fatimie / Stefan Szczepłek

Wigilia na Syberii / Wojciech Ziółek SJ

Wiek ochronny / Jarosław Mikołajewski

Brylaty / ks. Grzegorz Strzelczyk

Scrooge i inni / Paweł Krupa OP

Redakcja:

Roman Bielecki OP (redaktor naczelny),

Katarzyna Kolska (zastępca red. nacz.),

Łukasz Róg OP (sekretarz redakcji),

Dominik Jarczewski OP, Arkadiusz Wojtas OP, Magdalena Wojtaś

Korekta:

Magdalena Ciszewska, Paulina Jeske-Choińska, Lidia Kozłowska

Projekt graficzny i skład:

[email protected]

Koordynacja produktu:

Kornelia Winiszewska

Reklama i patronaty:

Ewelina Paluszyńska [email protected]

Druk:

ISSN: 2543-4802

Wydawca:

Wydawnictwo Polskiej Prowincji Dominikanów W drodze Sp. z o.o. ul. Tadeusza Kościuszki 99 61-716 Poznań

Adres redakcji:

ul. Kościuszki 99, 61-716 Poznań tel. 61 850 47 22 e-mail: [email protected]

www.miesiecznik.wdrodze.pl

Cum permissione auctoritatis ecclesiasticae.

Redakcja nie odsyła materiałów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo adiustowania i skracania tekstów przyjętych do druku.

Zdjęcie na okładce: garrick sangil / unsplash

Śledź nas: Facebook: MiesiecznikWdrodze / Instagram: wdrodze_miesiecznik / Twitter: miesWdrodze / YouTube: WydawnictwoWdrodzePL

Cichutkie pomocnice

Nauka nie ma płci. Albo się jest utalentowanym i genialnym i zostaje się naukowcem, albo się tego nie ma i wybiera się inny zawód. Dotyczy to zarówno mężczyzn, jak i kobiet.

Z prof. Tomaszem Pospiesznym

rozmawiaDorota Ronge-Juszczyk

10 grudnia, w rocznicę śmierci Alfreda Nobla, w Sztokholmie i Oslo wręczane są ufundowane przez niego nagrody. Ale świat o laureatach Nobla dyskutuje już od października, wtedy bowiem Komisja Noblowska ogłasza listę zdobywców nagród.

Zawsze, kiedy się zbliża ten termin, jestem podekscytowany. Właściwie przestaję pracować, zawieszam wykłady, nic nie robię, tylko czekam.

Na kobietę! No i w tym roku się pan doczekał. Wśród laureatów jest kobieta, chemiczka Carolyn R. Bertozzi. Od 1901 roku przyznano blisko tysiąc nagród, ale kobiety stanowią tylko nieco ponad sześć procent nagrodzonych i to głównie w dziedzinie literatury i pokoju. W chemii, fizyce i medycynie da się je policzyć niemal na palcach dwóch rąk. Czy my niewiele umiemy, źle pracujemy? Nie zasługujemy?

Ale pani opowiada… kobiety bardzo dużo potrafią, mnóstwo robią i jak najbardziej zasługują.

Więc?

Zacznijmy od pierwszej nagrody w dziedzinie nauk ścisłych dla kobiety, naszej Marii Skłodowskiej-Curie. W 1903 roku nagrodę tę wręczano dopiero po raz trzeci i nie wzbudzała ona jeszcze takiego zainteresowania jak teraz. Dzisiaj wiemy, że Nagroda Nobla to olbrzymie pieniądze, wpisanie na listę nieśmiertelnych i do panteonu nauk na wieczność. Pamiętajmy też, że jeszcze w XIX wieku kobiety, które chciały się uczyć, były uważane za chore psychicznie. Ukuto nawet termin naukowy na tę chorobę – anorexia scholastica. Do nagrody zgłoszono wówczas tylko Pierre’a Curie i Henriego Becquerela. Z badań archiwalnych wiemy, że Becquerel sam sobie napisał wtedy niezbędną opinię, co jest skandaliczne, i w pewnym sensie obniżał rangę dokonań Pierre’a Curie. O Marii nawet nie myślano, bo któż to był? Asystentka? Laborantka? Przypominam, że w tym czasie była już doktorem nauk ścisłych. Jednak wciąż funkcjonowała wyłącznie jako madame Curie. Pierre zakulisowo się dowiedział, że jest brany pod uwagę i w liście do Komisji Noblowskiej grzecznie zaprotestował przeciwko pominięciu Marii. Skracam tę opowieść, ale koniec końców w wyniku naprawdę żmudnych procedur Maria została zgłoszona i we trójkę z Becquerelem otrzymali Nagrodę Nobla z fizyki. Jednak zapis na dyplomie brzmi, że Nagroda Nobla jest przyznana Pierre’owi Curie i jego żonie Marii Curie.

Czyli tej, która podała, zmierzyła, zważyła, obliczyła i wyczyściła.

A jeszcze prezydent Szwedzkiej Akademii Nauk podczas wręczania nagrody zacytował samego Pana Boga: „Nie jest dobrze, żeby mężczyzna był sam; uczynię mu zatem odpowiednią dla niego pomoc”. To ewidentnie dowodzi, jak szowinistyczne były poglądy szwedzkich uczonych. Małżonkowie Curie swą nagrodę odebrali dopiero w 1905 roku i nie jest prawdą, że Pierre wygłaszał wykład, a Maria siedziała cichutko. Nie, ona cały czas aktywnie w tym uczestniczyła, demonstrując doświadczenia z radem, co niedawno odkryła francuska badaczka Karin Blanc. W różnych filmach jest to przekłamane i nieuczciwie przedstawione. Nie było między nimi awantur, kto jest lepszy, kto wykorzystuje czyjeś badania. Pierre Curie był niesłychanie dobrym człowiekiem. Bez cienia zawiści i wszystkim życzliwy, w tym także naukowym rywalom. Nigdy nie chciał brylować i potrafił wychwalać sukcesy innych. Uważał, że nauka jest tak ważna, iż należy schować do kieszeni wszelkie ambicyjki.

Dlatego nie opatentowali swojego odkrycia.

Niedawno od jednego z warszawskich profesorów usłyszałem, że była to naiwność i głupota. Tymczasem państwo Curie głosili, że rad jest własnością wszystkich ludzi. Najlepiej podsumował to genialny fizyk Ernest Rutherford: „Nie można wierzyć w naukę i mamonę”.

W 1911 roku z Nagrodą Nobla dla Marii było jeszcze gorzej.

To był dla niej trudny rok. Najpierw nie przyjęli jej do Francuskiej Akademii Nauk, przegrała jednym głosem z Édouardem Branlym; kto dziś pamięta, kim był Branly? Wygrał, bo był mężczyzną. Ale zanim w ogóle doszło do wyborów, klerykałowie i antyfeminiści rozpętali przeciwko Marii straszliwą nagonkę. Nie była już żadną naukowczynią, noblistką, tylko zwykłą asystentką wielkiego syna Francji Pierre’a Curie i cudzoziemką. Nigdy do Akademii się nie dostała. A jesienią wybuchła afera: Maria Curie ma romans z Paulem Langevinem, uczniem i przyjacielem zmarłego męża. Żonatym, ojcem czwórki dzieci. Liczba dzieci zresztą z każdym dniem się w prasie powiększała, na końcu było ich siedmioro. Cały Paryż mógł przeczytać listy kochanków, które prasie dostarczyła opuszczona żona. Maria znowu była ofiarą nagonki, złodziejką cudzych mężów, obcą, która powinna natychmiast się wynosić z Francji. Przeżyła piekło. Niedługo potem przyznano jej Nagrodę Nobla w dziedzinie chemii. Szwedzki naukowiec Svante Arrhenius pośpieszył do niej z listem, żeby zrezygnowała z nagrody i nie przyjeżdżała do Sztokholmu, aż się nie oczyści z zarzutów! Maria odpisała, że nie widzi związku między pracą naukową a faktami z życia prywatnego, całkowicie zresztą zniekształconymi, i pojechała odebrać nagrodę. Wszystko się odbyło godnie.

Była szanowana w środowisku naukowców, jednak niektórzy nie mogli się powstrzymać przed komentarzami.

Bertram Boltwood nie owijał niczego w bawełnę i pisał wprost: „Madame Curie jest dokładnie tym, za kogo ją zawsze uważałem – zwykłą cholerną idiotką”, Ernest Rutherford jej bronił: „Jestem przekonany, że są to rojenia, ale dla nich obojga musi to być raczej przykra sprawa”. Albert Einstein pisał do Marii: „Pragnę wyznać, jak bardzo podziwiam Pani intelekt, energię i uczciwość… Każdy, kto nie zalicza się do podłych płazów, jest szczęśliwy, że mamy wśród nas takich ludzi jak Pani i Langevin”. Zaś w liście do Zanggera zauważał, że „Maria jest bezpretensjonalną i uczciwą osobą o błyskotliwej inteligencji”, ale jednocześnie „nie jest dość atrakcyjna, by komukolwiek zagrażać”. Oto czym się zajmowali geniusze. W 1922 roku Nagrodę Nobla przyznano mężczyźnie (za rok 1921), genialnemu fizykowi, wspomnianemu Einsteinowi, który wszędzie pokazywał się ze swoją kochanką, gdy tymczasem w domu siedziała żona z dziećmi. Czy ktoś kazał mu najpierw uporządkować życie osobiste, a dopiero potem przyjechać po Nobla? Nauka nie ma płci. Albo się jest utalentowanym i genialnym i zostaje się naukowcem, albo się tego nie ma i wybiera się inny zawód. Dotyczy to zarówno mężczyzn, jak i kobiet.

Nie wszyscy tak uważali. Myślę o Lise Meitner, której losy opisał pan w jednej ze swoich książek.

To postać tragiczna. Genialna austriacka fizyczka, która prowadziła badania w Instytucie Fizyki Doświadczalnej w Berlinie. Szef instytutu Emil Fischer zgodził się na to, ale laboratorium – zresztą marnie wyposażone – urządzono jej w piwnicy, by swoją obecnością nie rozpraszała uwagi studentów. Lise nie mogła nawet korzystać z toalety, musiała chodzić do pobliskiego hotelu.

Jesteśmy w XX wieku.

Poza tym kobiety mają długie włosy – głosił Fischer, uczony mąż, jeden z najwybitniejszych chemików – które mogą się zapalić od palnika. A sam miał brodę do połowy brzucha.

Lise Meitner przez trzydzieści lat współpracowała z Ottonem Hahnem. Była jednak Żydówką i w 1938 roku musiała niestety uciekać z Berlina. Zostawiła dom, badania, cały naukowy dorobek, ulubione książki, przyjaciół i w Szwecji, nie znając języka, w wieku pięćdziesięciu kilku lat musiała zaczynać wszystko od nowa. W Berlinie z Ottonem Hahnem prowadzili badania nad rozszczepianiem jądra. Wtedy nie było wiadomo, że to jest rozszczepienie. Mówiono o bombardowaniu uranu neutronami. Po wyjeździe Lise Otto Hahn został z tymi badaniami sam i mówiąc oględnie, nie miał zielonego pojęcia, co on w wyniku tego procesu otrzymuje. Pisał listy do Szwecji, dopytywał, a Lise z daleka interpretowała wyniki tych badań. Prawidłowo, proszę podkreślić. Razem ze swoim siostrzeńcem Robertem Frischem wyliczyła tę wielką energię, jaką możemy wytworzyć w reaktorach jądrowych, jeśli reakcja rozszczepienia uranu jest kontrolowana, albo w bombie atomowej, jeżeli nie jest kontrolowana. Meitner jest nazywana matką bomby atomowej, czemu się przeciwstawiała i powtarzała, że nie ma pojęcia, jak wygląda bomba.

Była współodkrywczynią kilku naturalnych izotopów promieniotwórczych. Samodzielnie zbadała właściwości fizyczne wielu substancji promieniotwórczych, rozkład energii promieniowania beta i gamma… ale nigdy nie przyznano jej Nagrody Nobla, choć była nominowana czterdzieści osiem razy. Jej kandydaturę przez lata wielokrotnie zgłaszali Max Planck i Niels Bohr, a Otto Hahn tylko jeden jedyny raz. Co ta kobieta musiała czuć, gdy w 1944 roku za ich wspólną pracę to jemu wręczono nagrodę, a on w mowie noblowskiej nie wspomniał o niej nawet jednym słowem, a potem zaczął się od Lise dystansować? Wręcz mówił o niej „Mitarbeiterin”, pomocniczka. Zabrakło mu zwykłej uczciwości i szlachetności, by się o nią upomnieć, jak kiedyś Pierre Curie upomniał się o Marię.

Ale Pierre kochał Marię.

Kochał, ale przede wszystkim był przyzwoitym człowiekiem. Hahn z Meitner się przyjaźnili, to przecież też jest ważna więź między ludźmi, ona była matką chrzestną jego syna, a jednak okazał się małym człowiekiem.

Brytyjczyk Cecil Powell nie był lepszy.

Tak, w 1950 roku otrzymał Nagrodę Nobla za coś, co wymyśliła, zbadała i opisała kobieta, Marietta Blau, również austriacka uczona. Genialna. Odkryła, że na kliszach fotograficznych pokrytych specjalnymi emulsjami możemy obserwować ślady reakcji jądrowej. Jest to niezwykle skuteczna metoda badania tych reakcji, a co za tym idzie odkrywania i analizowania nowych cząsteczek elementarnych. Jej badania przyczyniły się do pełniejszego zrozumienia mikroświata. Opisała to jako pierwsza, ale nagrodę w 1950 roku przyznano Anglikowi, który wykorzystał odkrycia Blau. W mowie noblowskiej nie powiedział o tym ani słowa. Choć Marietta Blau otrzymała kilka nominacji, również w 1950 roku, komitet konsekwentnie ją pomijał. Była kobietą i – znowu – Żydówką. W 1938 roku również musiała uciekać przed nazistami. Pomagali jej koledzy, między innymi norweska chemiczka Ellen Gleditsch (kiedyś asystentka Marii Curie w Paryżu), która w Oslo udostępniła Blau laboratorium i sprzęt. Także Albert Einstein – to dzięki niemu Marietta Blau zdobyła pracę w Meksyku, a potem w Ameryce. Gdyby otrzymała Nobla wspólnie z Powellem, miałaby zapewnione miejsce w historii nauki, ale tak się nie stało. Zarówno ona, jak i jej dokonania zostały całkowicie zapomniane.

Stoją za tym ci wspaniali mężczyźni.

I nie ma znaczenia, czy są z Europy, czy z Azji. W Chinach wielką karierę zrobiła madame Wu, Chien-Shiung Wu, świetna fizyczka, jedna z największych specjalistek w dziedzinie radioaktywności. Nazywano ją „chińską madame Curie”. Pracowała między innymi przy projekcie Manhattan nad wzbogacaniem uranu. Jej największym sukcesem było zaprojektowanie i przeprowadzenie eksperymentu, którym potwierdziła hipotezę dwóch innych fizyków: Tsung-Dao Lee i Chen Ning Yanga. Przewidzieli oni teoretycznie, że w rozpadzie beta łamana jest parzystość. Mocno upraszczając, cząstki znajdujące się wewnątrz atomu w pewnych okolicznościach mogą łamać fundamentalne prawo parzystości, czyli symetrii lustrzanej. Mówiąc obrazowo, mogą być „prawo-” albo „leworęczne”. Jednak nie potrafili tego dowieść. A madame Wu potrafiła i udowodniła, że tak rzeczywiście jest. W 1957 roku Nagrodę Nobla, pierwszą dla Chin, przyznano obu panom, którzy już nie pamiętali, z kim współpracowali. Dopiero po latach napomknęli, że właściwie powinna być współautorką odkrycia.

Ale nie była. Komu zawdzięczają Nobla, po fakcie przypomnieli sobie też odkrywcy DNA.

Rosalind Franklin, brytyjska biofizyczka, jako pierwszy człowiek wykonała bardzo dobre zdjęcia soli sodowej kwasu dezoksyrybonukleinowego, czyli DNA. Szef laboratorium, w którym pracowała, Maurice Wilkins – bez jej wiedzy i zgody! – przekazał to zdjęcie Jamesowi Watsonowi, a ten z kolei wspólnie z Francisem Crickiem prawidłowo określili strukturę DNA, czyli kwasu, który jest jedną z najważniejszych cząsteczek w naszym życiu. I panowie w 1962 roku we trzech otrzymali Nobla. Franklin już wtedy nie żyła; w wieku trzydziestu ośmiu lat zmarła na nowotwór, więc trochę możemy usprawiedliwić Komitet Noblowski, że ją pominięto.

Mogli tę nagrodę przyznać wcześniej.

A panowie znowu zapomnieli, kto wykonał część ważnej roboty, dzięki której oni mogli dokonać odkrycia. Potem było jeszcze gorzej. Watson zaczął opowiadać, że Franklin była złośliwa, nie używała kosmetyków, nie podkreślała swojej kobiecości!

Muszę wziąć głęboki oddech.

Co ta kobieta czuła, pracując codziennie w laboratorium pełnym mężczyzn, którym musiała udowadniać, że nie jest gorsza i powinni ją zaprosić do stołu, gdy omawiane są wyniki badań? Miała być miła, grzeczna? Jak długo? Pewnie się raz i drugi odwinęła i zrobili z niej zołzę.

Jest już na to określenie – zjawisko Matyldy.

Rzeczywiście, właśnie tak opisuje się przypadki pomijania kobiet naukowców w pracy i przypisywanie ich osiągnięć badawczo-naukowych mężczyznom naukowcom. Dyskryminację kobiet w nauce pierwsza zauważyła i opisała amerykańska działaczka na rzecz praw kobiet Matilda Gage.

Dlaczego wy, mężczyźni, tak się zachowujecie?

A co ja mam z tym wspólnego? Na każdym wykładzie podkreślam dokonania kobiet. Powtarzam ich nazwiska. Pracuję z kobietami i doceniam ich pracę. Nie mam pojęcia, dlaczego dla niektórych mężczyzn jest to problem. Zawiść, niepewność siebie, może kompleksy? Jocelyn Bell Burnell, brytyjska astrofizyczka, była zaledwie doktorantką w pracowni Antony’ego Hewisha, gdy odkryła pulsary…

Pulsary?

Pulsar to gwiazda neutronowa emitująca promieniowanie elektromagnetyczne, które można zaobserwować, gdy jest ono skierowane w stronę Ziemi. W 1974 roku Hewish, wówczas jej promotor, otrzymał za to Nagrodę Nobla. I nikt nie zaprotestował.

Że można się zachować przyzwoiciej, pokazał Frederick Banting, współwynalazca razem ze swoim asystentem Charlesem Bestem insuliny, za co w 1923 roku Bantingowi przyznano Nagrodę Nobla. Otrzymał ją także szef instytutu, w którym Banting pracował – John Macleod, choć niewiele zrobił, a pominięto drugiego odkrywcę – Besta.

I Banting podzielił się z Bestem nagrodą, i to Best razem z nim jest uznawany za odkrywcę insuliny, a nie Macleod. Komisja Noblowska uważała wówczas, że Best jest za młody; miał dwadzieścia trzy lata. A Jocelyn Bell Burnell, rocznik 1943, dzisiaj emerytowana profesorka, wciąż powtarza z humorem, że studentom się nie przyznaje Nagrody Nobla, gdyż spadłby jej prestiż. I jeszcze dodaje, że jest w doborowym towarzystwie pominiętych.

Brzmi to jak nagroda pocieszenia, jednak trochę słodko-gorzka.

Ale towarzystwo jest naprawdę doborowe, gdyż oprócz pominiętych kobiet są też niedocenieni wielcy mężczyźni, na przykład kilkakrotnie nominowany do nagrody Dymitr Mendelejew, twórca układu okresowego. Był członkiem Królewskiej Szwedzkiej Akademii Nauk, do nagrody nominował go Komitet Noblowski, więc wszystko wydawało się pewne. Niespodziewanie zgłoszono francuskiego chemika Henri Moissana, odkrywcę fluoru. Argumentowano, że układ okresowy jest już tak stary – powstał w 1869 roku – że nie ma sensu go nagradzać, skoro niedługo przejdzie do lamusa. Tymczasem tablica Mendelejewa wisi do dzisiaj w każdej pracowni chemicznej i dalej nam służy. Po gorącej dyskusji część akademików, przedtem popierająca Mendelejewa, zagłosowała przeciwko niemu.

Proszę pani, patrząc na tablicę Mendelejewa, na układ pierwiastków, widzimy cały wszechświat. Ja się wzruszam, kiedy na to patrzę. Na jednej karcie mamy 118 pierwiastków, które tworzą wszystko, co istnieje, jest to pięknie uporządkowane, nieskazitelnie. W swoje dłonie możemy wziąć najpiękniejszą kartę, jaką człowiek mógł ofiarować człowiekowi.

Nie doceniono również naszego Rudolfa Weigla.

Tak, naszego. Choć pochodził z austriackiej rodziny, uważał się za Polaka. Wychowywał się w Jaśle, gdzie jego ojczym, Polak, był profesorem gimnazjum. Profesora Weigla od 1930 roku do Nagrody Nobla nominowano siedemdziesiąt pięć razy.

To chyba rekord!

Rekord – sto pięćdziesiąt pięć nominacji – należy do francuskiego biologa i weterynarza Gastona Ramona. Nagrody nie dostał, choć ma wielkie zasługi w udoskonaleniu szczepionki przeciwko błonicy.

Zaś Weiglowi podobno dawano do zrozumienia, że gdyby się tak nie upierał przy tej polskości, mógłby liczyć na poparcie niemieckich naukowców. A tymczasem Weigl w czasie wojny nie podpisał listy volksdeutschów i nie przyjął propozycji pracy w Berlinie, zaś w 1948 roku przyznanie mu nagrody udaremniły władze komunistyczne Polski. Znaleźli się tacy, którzy twierdzili, że kolaborował z Niemcami.

Trochę kiepsko to świadczy o bezstronności tak poważanej instytucji.

Nie wiemy, jak było naprawdę, i o nic nie oskarżam Komisji Noblowskiej. Jednak skoro okazywała się czasami szowinistyczna, wręcz rasistowska, to mamy prawo wątpić w czystość niektórych decyzji.

A Weigl na tę nagrodę po stokroć zasłużył.

Tysiąckrotnie. I jako naukowiec ­– wynalazł szczepionkę przeciw tyfusowi plamistemu – i jako człowiek. W czasie wojny, narażając życie, uratował kilka tysięcy osób, w tym profesorów uniwersyteckich i Żydów, których zatrudniał w swoim instytucie do karmienia wszy. Jest Sprawiedliwym wśród Narodów Świata. Zmarł w 1957 roku.

Nagrodzono za to Fritza Habera i innych nazistów.

Niełatwo o tym mówić. Haber to genialny chemik, któremu Nagroda Nobla absolutnie się należała. Stworzył „chleb z powietrza”, to znaczy opracował metodę syntezy amoniaku z azotu i wodoru, dzięki czemu można było tworzyć nawozy sztuczne. Był patriotą i w czasie pierwszej wojny szczerze wierzył, że to Niemcy idą słuszną drogą. Lubił powtarzać, że kiedy jest pokój, naukowiec należy do świata, zaś w czasie wojny do ojczyzny. Dla ojczyzny wymyślał gazy bojowe, od których ginęli ludzie, co dla naukowca jest hańbiące.

Nie wytrzymała tego jego żona Clara Haber.

Pierwsza kobieta z tytułem doktora chemii na uniwersytecie w Breslau. Popełniła samobójstwo w proteście przeciwko temu, co robi jej mąż. Choć powtarzano też, że cierpiała na chorobę psychiczną. Ale za wszystko trzeba zapłacić. Haber i współpracownicy opracowali technologię produkcji cyklonu B, co Niemcy wykorzystali w czasie drugiej wojny światowej w obozach koncentracyjnych, gdzie zginęła również żydowska rodzina Habera. Wcześniej, po dojściu Hitlera do władzy, Haber musiał zwolnić wszystkich pracowników żydowskiego pochodzenia, a sam złożył rezygnację i wyjechał z Niemiec. Niebawem zmarł.

Genialnymi uczonymi i noblistami, ale wrednymi ludźmi byli również Johannes Stark i Philipp Lenard, którzy głosili, że nauka tworzona przez Żydów powinna być wyeliminowana, bo Żydzi nie są w stanie niczego mądrego wymyślić. Nie uznawali teorii Einsteina, tworzyli alternatywną fizykę, wyłącznie niemiecką. A Stark wyrządził tyle złego, że po drugiej wojnie światowej sąd denazyfikacyjny skazał go na cztery lata więzienia.

Komitet Noblowski popełnił też kilka pomyłek.

W 1949 roku przyznał nagrodę Egasowi Monizowi za odkrycie terapeutycznej wartości lobotomii w leczeniu pewnych psychoz. Mimo ogromnych protestów – wielu chorych z tego powodu zmarło albo miało nieodwracalne zmiany w mózgu – nagrody mu nie odebrano. Podobnie było z leczeniem kiły przez zarażenie chorego malarią. A z kolei nigdy nie nagrodzono Zygmunta Freuda czy kosmologa Stephena Hawkinga i wielu innych.

Z radem pomyłki nie było. Jego właściwości lecznicze dość szybko zostały udowodnione. Czy my, Polacy, wystarczająco doceniamy Marię Skłodowską-Curie?

Nie. Nie potrafimy się nią chwalić i niewiele o niej wiemy. Niech pani zapyta ludzi na ulicy, co odkryła.

Zapytałam. Lek na raka – to najczęstsze odpowiedzi, potem, że chyba odkryła jakieś pierwiastki, ale szczegółów nie znali, inni pamiętali, że chodzi o rad, następnie polon, dlatego dali jej dwa Noble. Niektórzy wiedzieli tylko, że była kochliwa, że uciekła z Polski, bo była Żydówką, w końcu usłyszałam, że odkryła atom.

Nie była Żydówką. Proszę pani, nie ujmuję i nie chcę nic ujmować wielkości postaci Jana Pawła II, ale policzmy, ile ma pomników – pomijam ich estetykę, a ile ma Maria. Dwa w Warszawie, jeden w Lublinie, ławeczkę we Włocławku, kilka popiersi, tablic i ulic. W Japonii biografia Marii Curie, napisana przez jej córkę Ewę, jest obowiązkową lekturą w szkole podstawowej.

To przypomnijmy, za co Maria Skłodowska-Curie – w listopadzie minęła 155. rocznica jej urodzin – dostała Nagrody Nobla.

W 1903 roku wspólnie z Pierre’em – za badania nad zjawiskiem promieniotwórczości, zaś w 1911 Marię, już samą, nagrodzono za wydzielenie czystego radu w postaci metalicznej. A umożliwiły to wcześniejsze badania nad promieniotwórczością.

Poza tym, że była geniuszem, pierwszą kobietą wykładającą na Sorbonie, gorącą patriotką, to trzeba jeszcze dodać, że była pierwszą kobietą, która weszła na Rysy, i pierwszą, która zrobiła prawo jazdy na pojazdy ciężarowe. Nie ma takiej drugiej postaci na świecie.

W dodatku kobiety, panie profesorze.

Tak, tak. Oczywiście. ¶

Tomasz Pospieszny – ur. 1978, prof. chemii na Uniwersytecie im. A. Mickiewicza w Poznaniu, twórca (wspólnie z Eweliną Wajs-Baryłą) strony internetowej „Piękniejsza Strona Nauki” poświęconej wybitnym, ale niedocenionym i często zapomnianym kobietom naukowczyniom. Jest też admiratorem rodziny Curie, której poświęcił wiele wykładów, wystaw i kilka książek. Najnowsza to po raz pierwszy wydany w Polsce dwujęzyczny Dziennik żałobny Marii Skłodowskiej-Curie.

Znaki szczególne

Paulina Wilk

reportażystka, dziennikarka, eseistka

Wirowanie w miejscu

Same, same, but different