Odczarowanie talentu. Socjografia stawania się uznanym artystą - Piotr Szenajch - ebook

Odczarowanie talentu. Socjografia stawania się uznanym artystą ebook

Szenajch Piotr

0,0
39,90 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Jak się zostaje wybitnym artystą?

Ta książka to portret zbiorowy nowych klasyków współczesnych sztuk wizualnych – ikon polskiej sztuki lat 90. i 2000. Powstał na podstawie opowieści autobiograficznych takich postaci, jak Zbigniew Libera, Katarzyna Kozyra czy Wilhelm Sasnal.

Autor szuka nowych sposobów na opowiadanie o społecznych, kulturowych i ekonomicznych uwikłaniach pracy artystycznej. Proponuje też zestaw pojęć przydatnych w analizie historii życia, światów społecznych i pracy konceptualnej związanej z produkcją kulturową. Podważa przy tym modernistyczne wyobrażenia o twórcy jako samotnym geniuszu.

Wśród rozmówców odnajdziemy kilka przypadków spektakularnego społecznego awansu, dlatego w książce ważne miejsce ma problematyka klasowa oraz motyw wielowymiarowej biograficznej mobilności. Kluczowe rozdziały dotyczą poza-indywidualnych, poza-cielesnych, nie-ludzkich i materialnych pokładów kształtującej się artystycznej podmiotowości.

*

„Talent” i „geniusz” zwłaszcza dzisiaj w polu artystycznym wydają się rażąco niesocjologicznymi wyobrażeniami – czymś w rodzaju chronicznego przejęzyczenia.

Prawidłowości związane z reprodukcją społeczną skłaniają do tego, by właśnie w świecie sztuki widzieć instytucję niejako emblematyczną dla procesów akumulacji, transferu, dziedziczenia i konwersji kapitału kulturowego. Powinny one realizować się tu w sposób najbardziej bezwzględny i surowy. Tymczasem autor znajduje i poddaje analizie opowieści współczesnych artystów, których biografie nie potwierdzają zidentyfikowanych przez socjologów praw ruchliwości.

Realizację ambitnego projektu zbadania współczesnego pola artystycznego umożliwiło autorowi kunsztowne opanowanie warsztatu oraz imponująca erudycja, dająca swobodę w sięganiu po koncepcje socjologiczne i filozoficzne. Autorowi udało się w przekonujący sposób pokazać, że w tym niejako wyjętym spod praw rządzących rzeczywistością świecie daje się zaobserwować fantazyjne, ale jednak wyraźne wzory i regularności.

dr hab. Małgorzata Jacyno

Autor podjął się analizy społeczności specyficznej, stawiającej wyzwania standardowemu badaniu socjologicznemu. Wynika to z usytuowania badacza w stosunku do badanych związanego z asymetrią pozycji władzy oraz nadprzeciętnej autorefleksyjności badanych.

Warto docenić to, że autor pozwala czytelnikom obcować ze zgromadzonym materiałem wywiadów oraz wyciągać samodzielne wnioski. Takie odsłanianie „tajemnic” warsztatu badawczego jest bardzo cenne, pozwala bowiem na bieżąco śledzić, w jaki sposób badacz dokonał translacji pomiędzy „terenem” a tekstem. Widoczne są procesy wiedzotwórcze, jakie doprowadziły do powstania książki oraz kontrowersje, w jakie praca może być uwikłana.

Czytelnik i czytelniczka pracy otrzymują dzieło dojrzałe, stanowiące świadectwo uczciwej, rzetelnej i gruntownej pracy zarówno empirycznej, jak i teoretycznej. Autor wykazuje się bowiem nadprzeciętnym poziomem obeznania z literaturą przedmiotu, samoświadomością metodologiczną oraz opanowaniem warsztatu pisarskiego. Sądzę, że książka wpłynie na stan badań w socjologii jakościowej i zainspiruje innych do badań elitarnych podgrup społecznych.

dr hab. Andrzej W. Nowak

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI
PDF

Liczba stron: 922

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Wprowadzenie

Badanie socjologiczne zaczyna się nieraz od pokusy zajrzenia za kurtynę jakiegoś zamkniętego na co dzień społecznego świata: pacjentów onkologii, policjantów i złodziei, górników z biedaszybów czy chasydzkich pielgrzymów. W ten właśnie sposób ponad dekadę temu zaświtała mi myśl, by porozmawiać z artystami. Świat sztuki był dla mnie wtedy o tyle jeszcze ciekawszy, że bardzo odległy – nie studiowałem historii sztuki, nie przeszedłem przez edukację artystyczną.

Postanowiłem przeprowadzić rozmowy z artystami sztuk wizualnych najbardziej rozpoznawalnymi i powszechnie uznanymi w polskim polu sztuki. Udało mi się namówić na wielogodzinne autobiograficzne wywiady narracyjne Zbigniewa Liberę, Katarzynę Kozyrę, ArturaŻmijewskiego, GrzegorzaKlamana, Zofię Kulik, GrzegorzaKowalskiego, Zuzannę Janin, RobertaKuśmirowskiego, TomaszaKozaka, OskaraDawickiego, a także malarzy – Wilhelma Sasnala, Pawła Susida, Agatę Bogacką, ZbigniewaRogalskiego i Leona Tarasewicza. To przede wszystkim na tych wywiadach opiera się ta praca.

Rozmawiałem więc z twórcami wideo, instalacji i obiektów przestrzennych, w tym także malarskich i fotograficznych, artystami sztuki performansu oraz z malarzami. Argumentami za połączeniem tych gałęzi sztuki jest ich wspólna tradycja i wspólny, czerpiący z niej język, podobny trening profesjonalny, wspólny zestaw instytucji, które te gałęzi sztuki wspierają i animują.

Wybrałem metodę badawczą, która zakłada rygorystyczne powstrzymywanie się badacza przed narzucaniem rozmówcy sformułowań i pojęć, a nawet zakresu poruszanych problemów. Ruszając w teren, stawiałem sobie jednocześnie całą serię pytań badawczych. W jaki sposób rozmówcy opisują główne wątki biograficzne, ważne życiowe doświadczenia, inicjacje, momenty przełomowe, takie jak moment decyzji o wyborze uczelni artystycznej? Jak przedstawiają w swych wypowiedziach i jakie znaczenie nadają społecznym uwarunkowaniom: rodzinie, modelowi wychowania, miejscu zamieszkania, płci, przebiegowi edukacji? Jak mówią o swojej edukacji artystycznej? Jak opisują proces pracy twórczej? Jak mówią o inspiracjach swojej pracy, o tym, co na nich wpłynęło? Jak komentują życie świata sztuki? W jakim języku formułują te wypowiedzi?

Interesował mnie szczególnie wczesny etap historii życia – początek drogi moich rozmówców do pracy artystycznej zwieńczonej uznaniem.

Portret zbiorowy. Socjografia stawania się artystą

Każda omawiana tu historia życia zasługuje na pogłębione, indywidualne omówienie, blisko tekstu wywiadu. Stwierdzenie to – prawdziwe dla większości badań socjologicznych w ogóle – szczególnie zobowiązuje w przypadku moich rozmówców, których biografie wydają się wyjątkowe. Spisując wyniki mojej analizy, stanąłem więc przed trudnym zadaniem pogodzenia szacunku dla poszczególnych biografii z chęcią odpowiedzi na pytania badawcze o zjawiska ponadindywidualne. Opowiadając o moich rozmowach, starałem się zachować jak najwięcej z kontekstu indywidualnych opowieści o życiu, a nawet z okoliczności poszczególnych spotkań. Na książkę można zatem spojrzeć jako na idiograficzne przedstawienie wyjątkowych przypadków oraz próbę rekonstrukcji doświadczenia biograficznego artystów.

Jednocześnie jednak publikacja oparta jest na analizie zbiorczej, śledzącej wątki wspólne dla całego materiału. Prezentacja wyników tej analizy doprowadziła do powstania swoistego portretu zbiorowego gwiazd polskiej sztuki współczesnej.

Jest to ponadto analiza socjologiczna, uwzględniająca kształtowanie się opisywanego doświadczenia w wyniku działania społecznych struktur, procesów i instytucji. Spisana była przy tym w dyskusji z tradycją badań społecznych świata sztuki i z nieustannymi odniesieniami do szerszej debaty nauk społecznych1.

Szkicowany tak portret zbiorowy dostarcza wreszcie materiału do konfrontacji potocznych wyobrażeń o twórcach ze współczesną praktyką pracy artystycznej i biograficznym doświadczeniem samych artystów.

Ważnym argumentem za pisaniem książki jednocześnie na tych kilku poziomach było to, że żywoty wielu moich rozmówców zostały już nieraz spisane. Optyka nauk społecznych może jednak rzucić na nie nowe światło i ujawnić nowe obszary ich złożoności oraz zróżnicowania.

Dobór rozmówców

Jednym z kluczowych wątków projektu badawczego stało się wcześnie pojęcie „talentu”. Wpłynęło ono także na dobór rozmówców – komuż się przyjrzeć, zadając pytania o talent, jeśli nie głośnym i znanym artystom? Przy doborze rozmówców nie mogłem jednak skorzystać po prostu z kryterium „posiadania talentu” lub jego nieposiadania. Wybrałem więc kryterium „uznania” w lokalnym świecie sztuki – mniej sporne i łatwiejsze do „operacyjnego” scharakteryzowania2.

Założyłem, że powinni to być artyści, którzy spełniają większość z poniższych warunków:

są obecni w książkowych przeglądach polskiej sztuki współczesnej3; ich prace pojawiały się na wystawach w kluczowych instytucjach sztuki w Polsce, takich jak: Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski w Warszawie, galeria Zachęta, Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie, MOCAK, Muzeum Sztuki w Łodzi, a także we wpływowych mniejszych galeriach, takich jak Fundacja Galerii Foksal, Bunkier Sztuki, galeria Raster;ich prace znajdują się w kolekcjach wymienionych wyżej instytucji lub są przez nie reprezentowani;przynajmniej jedna z tych instytucji sztuki zorganizowała im wystawę indywidualną;funkcjonowali w swej karierze także w obiegu instytucjonalnym sztuki współczesnej poza Polską, szczególnie w Europie Zachodniej i USA, czyli w centrum globalnego świata sztuki (na przykład przez obecność na wystawach w prestiżowych galeriach i w rozpoznawalnych kolekcjach, na targach sztuki czy poprzez kuratorowanie imprez artystycznych).ich sylwetki i reprodukcje ich prac pojawiały się w ogólnopolskiej wysokonakładowej prasie.

Wszystko to idzie w parze z wysokim statusem i rozpoznawalnością moich rozmówców w obrębie lokalnego świata sztuki. Są jego elitą. Odnieśli sukces. Wymieniam tu znów szereg określeń nieprecyzyjnych i wieloznacznych4, możliwych do zastosowania w odniesieniu do konkretnych osób co najwyżej intersubiektywnie, na potrzeby niewielkiego środowiska. Zdarzało się, że sami moi rozmówcy nie zgadzali się z opisem własnej osoby w tych kategoriach. Jednym z powodów jest to, że trudno uchwytny status w polu sztuki niekoniecznie przekłada się na kapitał ekonomiczny: są wśród nich osoby w trudnej sytuacji materialnej. To „elitarni prekariusze”, o których napisano tomy książek, ale zdarza się, że kogoś z nich nie stać na zakup pralki, nie mogą też liczyć na emeryturę5. Ich „elitarność” nie przekłada się ani na styl życia, ani na poglądy polityczne i ekonomiczne, jakimi zdaje się charakteryzować większość polskich elit biznesowych, medialnych i polityki partyjnej. Podobnie „sukces” w kontekście sztuki nie jest pojęciem oczywistym i jednoznacznym: rozgłos medialny, pochwalne artykuły krytyków i wysokie ceny sprzedaży dzieł mogą wydawać się bezdyskusyjnymi wskaźnikami sukcesu w innych dziedzinach. Jednak u ambitnego artysty mogą wzbudzić niepokój, czy aby aplauz nie świadczy właśnie o porażce – czy został osiągnięty także sukces artystyczny?6

Należy też pamiętać o wspomnianym wyżej zastrzeżeniu: moi rozmówcy rozpoznawani są „w obrębie lokalnego świata sztuki”. Z przyczyn, o których będzie jeszcze w tej pracy mowa, jest to świat wąski, który mimo deklarowanej chęci pozyskania szerszej publiczności, zdaje się mieć z tym problemy7.

Przy tym wszystkim jednak część z moich rozmówców nazwano w Polsce „nowymi klasykami”, „establishmentem”, a wspólne cechy ich prac – „nowym akademizmem”8. W dyskusji o polskiej sztuce współczesnej w 2014 roku wpływowy polski krytyk sztuki powiedział, że funkcjonuje tu „stała pula” zaledwie około pięćdziesięciu uznanych artystów, których w dodatku zna on od lat osobiście9. Pewnym potwierdzeniem trafności moich intuicji przy doborze rozmówców było to, że wielu spośród nich się znało. Znali też nawzajem swoje prace i śledzili kariery. Ktoś związany z polskim światem sztuki mógłby mi zarzucić, że swoim doborem rozmówców przyczyniam się do utrwalania wąskiego zakresu tej puli. Jednak przypominam, że odkrywanie nowych zjawisk w sztuce nie było jednym z celów tego badania.

Szczególna mechanikauznania, statusu, sławy, autorytetu artystycznego10 czy też kapitału subkulturowego w świecie sztuki będzie omówiona szerzej w dalszych partiach tekstu. Wspomnę jednak już teraz, że za współczesną socjologią rozumiem uznanie jako instytucjonalnie konstruowane i negocjowane, ucierane w starciu zabiegów właścicieli galerii, kuratorów, kolekcjonerów i samych artystów, zależne od wyceny rynkowej prac, rangi instytucji, kolekcji czy publikacji, gdzie pojawia się artysta, ale też środowiskowej opinii, a także, choć w mniejszym zakresie, od jego rozpoznawalności poza polem11.

Moje wywiady z uznanymi artystami można potraktować równolegle jako wywiady eksperckie: moi rozmówcy są nie tylko praktykami, ale też autorami książek o sztuce, twórcami instytucji sztuki, teoretykami lub wykładowcami sztuki w wyższych uczelniach artystycznych, posiadaczami tytułów profesorskich. Zwłaszcza w końcowych partiach wywiadu pojawiają się wypowiedzi wychodzące poza narrację autobiograficzną, a wygłaszane w trybie eksperckim.

Utalentowani nieuznani

Podobnie jak talent i uznanie, sama kategoria „artysty” jest już problematyczna przez swój nobilitujący, a więc znów dyskusyjny charakter: statusu artysty nie przyznamy każdej osobie, która wykonuje prace przy użyciu technik malarskich, rzeźbiarskich czy filmowych, ani nawet każdej, która aspiruje do świata sztuki12.

Różnica między portrecistą z gdyńskiego deptaka a gwiazdą nowojorskiego Art World jest dojmująca. Istnieje też jednak niemała strefa pośrednia, „ciemna materia” świata sztuki13, gdzie znajdziemy osoby, które dopiero walczą o status i uznanie albo nie aspirują do instytucjonalnego uznania, funkcjonują w alternatywnych obiegach czy też pogodziły się z pośledniejszą pozycją. Wielu broniłoby poglądu, że pośród „ciemnej materii” niemało jest osób utalentowanych, nawet wybitnie.

Zadając pytanie o talent i posługując się kategorią uznania, trafimy na potencjalną grupę osób utalentowanych, lecz nieuznanych (lub którym nie przyznaje się nawet statusu artysty). Ujawnić to może prosta tabelka krzyżowa14.

uznani

nieuznani

utalentowani

?

nieutalentowani

?

Znów jednak stoi przed nami problem rozumienia użytych tu kategorii. Powyższą tabelkę można narysować, gdy rozumiemy talent potocznie, jako prostą (jednowymiarową, niezłożoną) cechę jednostki, posiadaną przez nią od urodzenia, która pojawiła się w niej w sposób niewyjaśnialny. Cała ta książka służy podważeniu takiego prostego rozumienia talentu.

Postanowiłem jednak porozmawiać też z osobami, które wpisałyby się w tę zagadkową rubrykę tabelki. Spodziewałem się, że wywiady z nimi mogą ujawnić zaskakujące obszary zróżnicowania dróg wiodących do pracy artystycznej i poszerzyć wiedzę o uwarunkowaniach tego, co nazywamy talentem.

Dla uwypuklenia różnicy w stosunku do kluczowej grupy rozmówców – artystów uznanych – tym razem wybrałem osoby, które nie posiadają prawie żadnych spośród przyjętych przeze mnie znamion uznania w polskim polu sztuki współczesnej i które nie zdobyły formalnego wykształcenia artystycznego – a mimo to od lat zajmują się sztuką. W stosunku do tychże moich rozmówców stosowano tradycyjną kategorię artystów „naiwnych” i, choć razi mnie jej protekcjonalny wydźwięk, będę jej tu sporadycznie używał15.

Przeprowadziłem sześć wywiadów z osobami amatorsko zajmującymi się sztuką ze Śląska. Jednym z nich był szerzej rozpoznawany Erwin Sówka. Spotkałem się z moimi rozmówcami dzięki pośrednictwu grupy animatorów plastyki nieprofesjonalnej, zaczynając od Aleksandra Jackowskiego z Instytutu Sztuki PAN, a bezpośrednio dzięki Soni Wilk z Działu Plastyki Nieprofesjonalnej Muzeum Śląskiego w Katowicach.

Wywiady z uznanymi artystami poprzedziła seria piętnastu wywiadów ze studentami warszawskiej ASP, w większości z trzech pracowni Wydziału Sztuki Mediów: Grzegorza Kowalskiego, LeonaTarasewicza i Pawła Susida oraz Mirosława Bałki. Niestety, musiałem zrezygnować z omówienia systematycznej analizy tych wywiadów. Stanowiły one jednak nieocenioną pomoc w przygotowaniu się do rozmów z artystami uznanymi, a część z nich przyczyniła się do rozwinięcia pomysłów interpretacyjnych.

W charakterze uzupełnienia badań miałem też przywilej uczestniczyć przez jeden semestr akademicki w zajęciach pracowni prof. Grzegorza Kowalskiego, gdzie prowadziłem obserwację uczestniczącą. Garść uwag będących jej wynikiem także trafiła do pracy.

Mamy więc do czynienia z rzadko spotykaną konstrukcją próby, gdzie obok siebie może znaleźć się czterdziestokilkulatek o statusie artystycznego gwiazdora, który zaczynał studia w ASP zaraz po przełomie roku 1989, dwudziestotrzyletnia studentka warszawskiej ASP na progu kariery artystycznej, której w 1989 roku nie było jeszcze na świecie, i siedemdziesięciosiedmioletni emerytowany górnik ze Śląska, który większość dorosłego życia spędził w głębokim PRL-u. Również w węższej grupie artystów uznanych zauważymy różnice pokoleniowe, związane z wchodzeniem w dorosłość w bardzo różnych warunkach społeczno-politycznych (na przykład gdy porównamy czasy Gomułki i początek transformacji ustrojowej).

Jest to jednak próba celowa, skonstruowana wokół specyficznego, nieintuicyjnego problemu i związanych z nim pytań badawczych. Należy też pamiętać, że w badaniu tym, czyli jakościowym i czerpiącym przede wszystkim z metody biograficznej, mamy do czynienia z odmiennym rodzajem wnioskowania i innym rozumieniem reprezentatywności niż w badaniach ilościowych czy nawet w jakościowych badaniach standaryzowanych. Możliwość oświetlenia kluczowego problemu z różnych stron i szukania wspólnych wątków w zróżnicowanym materiale okazała się zaletą.

Pytania o talent

Projekt badania sformułowałem w momencie nasilonego zainteresowania socjologią Pierre’a Bourdieu, gdy w krótkim czasie wyszły polskie tłumaczenia jego kluczowych prac. Wiele przedstawionych tu interpretacji powstało pod wpływem Bourdieu i jego współpracowników, a także jego krytyków i kontynuatorów. Mam na myśli przede wszystkim refleksję o przyswajaniu smaku estetycznego, w tym umiejętności doceniania sztuki i odczuwania przyjemności obcowania z nią. Według francuskiego socjologa cechy te nabywane są podczas wieloletniego wychowania w rodzinie i edukacji w szkole, a stopień ich przyswojenia zależy od pozycji, jaką rodzina zajmuje w strukturze klasowej. Pojęcie „talentu” jest tu komentowane wprost. Bourdieu i Jean-Claude Passeron twierdzą, że system nauczania zdolny jest do ukrywania swej reprodukcyjnej roli właśnie poprzez podtrzymywanie „złudzenia”, że cechy różnicujące uczniów zależą jedynie od ich wrodzonych zdolności – „talentów”, „polotu” – i są niezależne od uwarunkowań, takich jak zasobność rodziny w kapitały16. W ten sposób to, co nabyte w trakcie socjalizacji i to, co możliwe do osiągnięcia ludzką pracą „zmienia się” w to, co nieosiągalne, bo zależne tylko od czynników biologicznych lub przychylności niebios17.

Wyobrażenia te mają więc swoje społeczne koszty. Figury „talentu”, „polotu”, „geniuszu” wydają się podtrzymywać mniemanie, że cechy różnicujące jednostki są niezależne od indywidualnych starań czy możliwych do zmodyfikowania społecznych warunków. Mają one potencjał produkowania bierności i przekonania o braku szans na odniesienie sukcesu w pewnychdyscyplinach i modelach kariery życiowej. Nie bez powodu jedną z ważnych dla Bourdieu kategorii jest „samowykluczenie”.

Dla sformułowania projektu badawczego istotne były także refleksje antropolożki Mary Douglas odnośnie do „metodologicznego indywidualizmu” europejskiej nauki. Douglas pisze o skłonności do budowania teorii – w ramach większości dyscyplin naukowych w ogóle, ale w szczególności w ekonomii i psychologii – w odniesieniu do jednostki, a zwłaszcza określonej jej wizji: wyizolowanego podmiotu zdolnego do racjonalnych sądów. Douglas zauważa, że idea Ja jest dla zachodniej myśli teoretycznej swoistym aksjomatem, niepodlegającą definiowaniu i analizie podstawą. Ja jest według niej uważane za „czystą subiektywność, niepoddającą się analizie i teoretycznemu wyjaśnianiu”. Siła owego wyparcia poza obszar refleksji jest według Douglas tak duża, że osiąga ono wartość tabu. Dlatego autorka zachęca do eksplorowania i kwestionowania tego, co w naszej kulturze jest ściśle związane z ideą Ja, z jednostkowością – do szukania właśnie tam kulturowych uwarunkowań18.

Są to kolejne powody, by zająć się społecznymi i kulturowymi kontekstami pracy artystycznej, a także silnie indywidualistycznymi ideami i wyobrażeniami wokół niej. Utalentowany artysta przedstawiany jest nieraz jako swoista kwintesencja indywidualizmu, rozumianego jako pożądana cecha osobowości19.

Do badań „talentu” artystycznego zachęca też uniwersalność, oczywistość i swoista dostępność tego pojęcia w myśleniu potocznym: wielu jest skłonnych wydawać sądy na temat talentu, ale teorie wskazujące na skomplikowane pochodzenie nazywanych tak zjawisk nie są powszechnie znane.

Zestaw tradycyjnych założeń i wyobrażeń wokół „talentu” stoi w jaskrawej sprzeczności ze sporą częścią dorobku badawczego i teoretycznego nauk społecznych. Niezależnie od uznania doniosłości tych ustaleń, które przekłada się na wykładanie ich na kierunkach nauk społecznych, przekonanie o talencie jako przypisanej do jednostki, wrodzonej, trwałej cesze niezmiennie się utrzymuje. Pozostaje blisko intuicji, powszechnie używane także przez ludzi świetnie wykształconych. Nawet wśród naukowców społecznych wielu byłoby skłonnych zażarcie go bronić20. „Talent” i „geniusz” potrafią przy tym działać retorycznie tak jak hasło „natura” według Bruno Latoura – jako zapora poznania, ucinająca dyskusję21.

Sądzę jednak, że niezależnie od tego, jak bliskie są nam te ważne kategorie naszej kultury, warto odważyć się przesunąć nieco granicę poznania. Zanim dojdziemy do granicy, poza którą pozostaną nam potoczne wyjaśnienia skupione na jednostce, jeszcze bardzo wiele można spróbować opisać i zrozumieć z bogactwa wpływów ponadindywidualnych, kulturowych czy historycznych.

Również tak mógłbym sformułować zadanie tej książki: pokazać, co jest społeczne w tym, co wydaje się najbardziej indywidualne.

Struktura książki

Z uwagi na obfitość materiału wywiadów z artystami zrezygnowałem z prezentowania go zgodnie z chronologią historii życia i karier. Skupiłem się na wybranych ponadindywidualnych uwarunkowaniach pracy artystycznej, które wybijały się w materiale.

Książka podzielona jest na cztery główne części, poprzedzone rozdziałem metodologicznym i rekonstrukcją współczesnych „dyskursów talentu”, o czym za chwilę.

Część pierwsza ukazuje społeczne usytuowanie artystów na starcie ich życiowej drogi. Pozwala zobaczyć, jak wcześnie nabyte kulturowe, estetyczne czy językowe skłonności nie pozostają bez wpływu na dalsze życie rozmówców. Wśród nich pojawia się szeroki wachlarz typów rodzinnego zaplecza, od wielkomiejskiej postszlacheckiej inteligencji i rodzin artystycznych po wiejskie rodziny chłopskie i robotnicze. Niektórzy spośród rozmówców doznali więc w swoim życiu spektakularnego, wielowymiarowego awansu społecznego. Fragmenty wywiadów zostały w tej części omówione w dyskusji z debatą o socjalizacji oraz wybranymi koncepcjami socjologii wychowania i edukacji.

W części drugiej zajmuję się dyskursywnym uwikłaniem sztuki współczesnej. Uprawianie sztuki ugruntowane jest w jej bogatej tradycji, w tym historii zmieniających się stylów, technik, postaw, sposobów przedstawiania czy poglądów na uprawianie sztuki. W niemal wszystkich wywiadach wiele miejsca w spontanicznej narracji zajęło opisywanie zaangażowanego stosunku do wielkich poprzedników, nauczycieli i mistrzów czy współczesnych konkurentów. Dopiero na tym tle należy wypracować swój osobny artystyczno-życiowy projekt. Nawiązanie relacji z artystyczną tradycją odbywa się zwykle wcześnie i wiąże się z wieloletnim budowaniem wiedzy i żmudnym opanowywaniem dawnych technik artystycznych. Kluczowa dla zrozumienia podobnych wypowiedzi okazała się interpretacja sztuki nowoczesnej jako dyskursu w rozumieniu foucaultowskim.

W części trzeciej omówione są te fragmenty wywiadów, dla których zrozumienia ważne były socjologiczne i ekonomiczne analizy świata i rynku sztuki, w tym socjologia pól Pierre’a Bourdieu. Decydującym etapem w historii życia artystów wydaje się moment nawiązania relacji z lokalnym artystycznym środowiskiem. W opowieściach rozmówców pojawiają się złożone opisy współpracy, sojuszów, ale też konfliktów z instytucjami świata sztuki. Wiele mówią także o kształtowaniu swej środowiskowej pozycji, jak też samych artystycznych strategii w relacji do pozycji i strategii zastanych. Pojawiają się również wnikliwe opisy praktyk rynkowych oraz przejawów szczególnej ekonomii symbolicznej świata sztuki.

W ostatniej, czwartej części zostały przedstawione najważniejsze propozycje teoretyczne pracy, ugruntowane w materiale wywiadów. Zostały one nakreślone w dyskusji z poetyką filozoficzną Deleuze’a i Guattariego, socjologiczną teorią aktora-sieci, a także feminizmem korporalnym czy nowym materializmem.

Wypracowywanie przez artystów osobnego projektu na tle historii własnej dyscypliny, twórczości mistrzów, własnego środowiska, wreszcie pozycji zajmowanych przez współczesnych konkurentów można ująć jako szczególny proces biograficzny. Wyróżnia go dokonywanie w obrębie własnej drogi twórczej kolejnych uników, zwrotów i odchyleń. Nazwałem go rykoszetamiupodmiotowienia.

Wiele fragmentów wywiadów każe zwrócić uwagę na rolę materialnego otoczenia artysty w procesie pracy artystycznej. Pojawiają się opisy pracowni, narzędzi, technicznej strony artystycznej obróbki materiałów, ale również choćby intymnej relacji z materialnością swojego medium czy przypadkowego wpływu artefaktów ze świata sztuki na wybór życiowej drogi. Pierwsze zetknięcie się ze sztuką współczesną bywa żywo pamiętane jako intensywny moment przełomu. Jednak zaplatanie więzi z żywiołem sztuki to raczej długotrwały, wielowymiarowy proces, nie tylko intelektualny czy emocjonalny, ale również relacyjny, praktyczny, materialny i cielesny. Stąd właśnie skojarzenie z nurtem teoretycznym, podkreślającym kolektywną sprawczość rzeczy i zwrócenie uwagi na poza-indywidualne, poza-cielesne i nie-ludzkie pokłady kształtującej się podmiotowości. Prowadzi to do rekonfiguracji początku życiowej drogi jako kłączowatego usytuowania i rozrostuupodmiotowienia. Proces zadzierzgnięcia się relacji z żywiołem dyskursu sztuki został opisany jako dyskursywnezainfekowaniei inkubacja.

Motywem przewodnim, który pomógł mi ułożyć własną opowieść, było zatem ujmowanie historii życia i związanego z nią osobnego projektu artystycznego na tle zarazem pola społecznego, z którym rozmówca związał swoje życie, i kluczowego dyskursu kształtującego to pole. Można powiedzieć, że ujęcie to realizuje na nowy sposób postulat wyobraźni socjologicznej: nieodłącznego rozpatrywania biografii, historii i struktur społecznych. Natomiast w końcowych rozdziałach rekonfiguruję tę konceptualną budowlę, zainspirowany kłączowatą ontologią.

Zamiast standardowego zakończenia zarysowuję po krótce jeszcze dwie propozycje teoretyczne, zainspirowane wypowiedziami rozmówców. Mowa będzie o wehikułach awansu,umożliwiających przemieszczenia w społecznej strukturzeoraz o ryzykownym procesie domykania furtek do wciąż dostępnych alternatywnych dróg zarobkowania i kariery.

Podziękowania

Chciałbym zacząć od podziękowania wszystkim moim rozmówcom za poświęcony czas i powierzenie mi swoich fascynujących opowieści.

Dziękuję Joannie Tokarskiej-Bakir za niedościgniony przykład, jak uprawiać nauki społeczne, który motywował mnie do wytrwałej pracy silniej nawet niż jej podpowiedzi w roli promotorki. Dziękuję za bardzo dużo czasu poświęconego na spotkania twarzą w twarz i fascynujące dyskusje. Po każdej z nich wychodziłem z kilkoma stronami pomysłów i tytułów książek do przeczytania.

Dziękuję Kai Kaźmierskiej, Agnieszce Golczyńskiej-Grondas, Katarzynie Waniek oraz Renacie Dopierale z Instytutu Socjologii Uniwersytetu Łódzkiego, jak również pozostałym uczestnikom łódzkiego warsztatu metody biograficznej. Dzięki nim stałem się o wiele lepszym badaczem. Przyczynił się do tego także wielokrotny wspólny udział w konferencjach środowiska metody biograficznej w kraju i w ramach sieci badawczej Europejskiego Towarzystwa Socjologicznego. Dziękuję także pozostałym koleżankom i kolegom z Katedry Socjologii Kultury za wnikliwą lekturę fragmentów pracy i wiele inspirujących dyskusji.

Spośród zajęć w Instytucie Stosowanych Nauk Społecznych Uniwersytetu Warszawskiego, obok seminarium Joanny Tokarskiej-Bakir, szczególnie wspominam wciągające konwersatoria i warsztaty Barbary Fatygi, na jednym z których zetknąłem się po raz pierwszy z badaniami biograficznymi. Dziękuję wykładowcom Szkoły Nauk Społecznych Instytutu Filozofii i Socjologii PAN, w której odbyłem studia doktoranckie i prowadziłem badania. Szczególnie udział w seminariach Agaty Bielik-Robson oraz jej podpowiedzi pozwoliły mi na poznanie filozoficznych korzeni dyskusji wokół starych pojęć, takich jak geniusz. Mogłem być również świadkiem zaangażowanego filozofowania na żywo, co nieczęsto przytrafia się socjologom. Wiele nauczyłem się w czasie pracy w IFiS PAN w ramach międzynarodowego projektu o środowiskach twórców kultury w państwach bloku wschodniego od świetnych badaczek i badaczy, z którymi pracowałem. Podziękowania należą się też środowisku naukowczyń zaangażowanych w badanie kultury akademickiej pod szyldem Nowego Otwarcia Uniwersytetu. Ich dojrzałe przemyślenia na temat problemów i zadań uniwersytetu mobilizowały mnie do pracy i wciągnęły w świat akademicki.

Jestem bardzo wdzięczny Małgorzacie Jacyno, Joannie Wawrzyniak oraz Andrzejowi W. Nowakowi, którzy recenzowali tę pracę na różnych etapach jej powstawania. Zarówno przykład ich własnych badań i publikacji, jak i ich wnikliwe krytyczne uwagi silnie odbiły się na tej książce. Dziękuję też Marzenie Adamiak za cenne uwagi do wybranych rozdziałów.

Chciałbym wyrazić wdzięczność redaktor Iwonie Gos z Wydawnictwa Uniwersytetu Łódzkiego za mądrą lekturę i wstępną redakcję manuskryptu, w tym setki sugestii skrótów, a także redaktor Katarzynie Gorzkowskiej za profesjonalną redakcję językową.

Rodzicom dziękuję za lata fanatycznego wsparcia, również materialnego, dla mojego nieoczywistego wyboru kariery. W szczególności mamie – za pierwszą korektę niemal wszystkich moich tekstów od podstawówki aż do doktoratu i przekazanie mi przy okazji bakcyla rzemieślniczego zaangażowania w pisanie. Ponadto za przykład intensywnego uczenia się po nocach, dla własnej przyjemności, również w dorosłym życiu. Tacie – za przykład, że można zbudować życie zawodowe wokół swojej pasji, jak też za irracjonalny optymizm w stawianiu sobie niemal niemożliwych celów, który mi chyba przekazał.

Książka nie powstałaby bez mojej ukochanej Justyny Stańczak-Szenajch, której dziękuję za wiele lat wspólnego szczęścia, bez czego nie zająłbym się nauką. Za tysiące fascynujących socjologiczno-pedagogicznych dyskusji. Za niezłomne wsparcie i mobilizowanie, a także wspólne znoszenie społecznych kosztów pracy naukowej przez chude doktoranckie lata.

Niech następne kilkaset stron nacisku na ponadindywidualny charakter produkcji kulturowej doda tym podziękowaniom wagi.

Dyskursy talentu

Mantra o „najlepszych”, „wybitnych”, „utalentowanych”, „najzdolniejszych” powtarza się w ogłoszeniach konkursów o stypendia i granty, w uzasadnieniach reform nauki, w biogramach ludzi kultury. Szacunku dla „talentu”, „geniuszu”, „polotu”, „daru” uczy szkoła, gdzie nauczyciele opisują tymi kategoriami literatów, naukowców i mężów stanu, ale także niektórych uczniów. Literatura romantyczna, która utrwaliła te pojęcia w europejskiej kulturze, zajmuje szczególne miejsce w humanistycznej edukacji, co można powiedzieć o Polsce, ale także o Wielkiej Brytanii czy Niemczech.

Liczne portrety geniuszy znajdziemy w literaturze współczesnej. W XX  wieku to Adrian Leverkühn z Doktora Faustusa Tomasza Manna – kompozytor, któremu skażenie mrocznymi siłami pozwala stworzyć serię przełomowych arcydzieł, to Aleksander Łużyn – popadający w obłęd arcymistrz szachowy w Obronie ŁużynaNabokova czy Michel Djerzinski z Cząstek elementarnychHouellebecqa – odkrywca przepisu na nieśmiertelność i przejście do postludzkiej kondycji na drodze inżynierii genetycznej i klonowania. W ostatnich latach to Lina Cerullo z cyklu Eleny Ferrante, neapolitańska piękność i córka szewca z robotniczego przedmieścia, której wywrotowa błyskotliwość „była przy naszych osiągnięciach jak przenikliwy świst, błysk płomienia, śmiertelne ukłucie”22. Jest też poczet artystów wizualnych, takich jak nowojorski malarz w Co kochałem Siri Hustvedt czy fotograf konceptualny z Mapy i terytorium Houellebecqa.

Regularnie wznawiane są powieści biograficzne o losach prawdziwych twórców, jak Irvinga Stone’a Pasja życia o van Goghu oraz Udręka i ekstaza o Michale Aniele czy powieść Liona Feuchtwangera o Goyi.

Za nimi przyszedł poczet hollywoodzkich filmów biograficznych o artystach, na przykład multioscarowy Amadeusz Miloša Formana na podstawie sztuki Petera Shaffera, w którym los ekscentrycznego geniusza śledzi pełen podziwu i zazdrości, ale pozbawiony talentu konkurent Salieri (motyw ten spotkamy też u Manna i Ferrante). Filmowych biografii doczekali się również Beethoven, Rimbaud i Verlaine, Virginia Woolf, zaskakująco wielu malarzy: Rembrandt (trzy filmy, pierwszy z 1936, ostatni z 2007 roku), Vermeer, Toulouse-Lautrec, Picasso, Frida Kahlo, Jackson Pollock i Jean-Michel Basquiat, a także gwiazdy rocka: Elvis Presley (co najmniej siedem filmów fabularnych), Bob Dylan, Ray Charles, Jim Morrison, Ian Curtis czy Kurt Cobain23.

W ostatnich latach przybywa filmów o naukowcach – takich jak Gra tajemnic o pionierze informatyki Alanie Turingu, Teoria wszystkiego o kosmologu Stephenie Hawkingu, Ukryte działania o matematyczkach z NASA czy o Marii Skłodowskiej-Curie (z lat 2014, 2016 i 2019).

Z nielicznymi wyjątkami, te filmy o niekonwencjonalnych ludziach mają dość konwencjonalną formę. Gdy Hollywood pokazuje pracę naukową lub artystyczną, jest to zwykle historia samotnego geniusza, mężczyzny, dokonującego przełomu bez niczyjej pomocy i do którego nowe idee przychodzą w niezbadany sposób. Choć powstanie filmów poprzedza zwykle staranna eksploracja, przedstawienia te niekoniecznie mają wiele wspólnego z tym, jak wyglądały historie życia, codzienne praktyki i praca artystów lub naukowców. Warto pamiętać, że to złożone fabularne konstrukcje, udramatyzowane, uproszczone do postaci przyswajalnej przez widza, ale też podlegające schematom narracyjnym i konwencjom przedstawiania. Sądzę, że wyobrażenia wokół figury artysty i kategorii geniuszu są ściśle związane również z pewnym schematem oraz konwencją, którą te filmy odtwarzają.

Gdybyśmy mieli wątpliwości, że mowa o geniuszach, przypomni nam o tym tytuł lub materiały promocyjne. Kiedy piszę te słowa, Warszawa oklejona jest reklamami serialu fabularnego Geniusz produkcji National Geographic. Pierwszy sezon opowiada o Einsteinie, drugi o Picassie.

W drugiej dekadzie XXI wieku geniusz nie jest już nieosiągalnym półbogiem czy tajemnicą, lecz bohaterem popkultury – wciąż fascynującym i podziwianym, ale bardziej dostępnym. Uwodzi stylem życia i dowcipem, staje się wzorcem osobowym. Dziś ma twarz Sherlocka Holmesa przeniesionego do współczesnego Londynu lub lekarza diagnosty rzadkich chorób – House’a, który rozwiązuje zagadki medyczne tak, jak Holmes kryminalne. Może objawić się zarówno jako miliarder wynalazca Tony Stark, który przywdziewa robotyczny egzoszkielet i walczy z terroryzmem, jak i chemik z liceum produkujący metaamfetaminę, by opłacić leczenie raka i stać się genialnym przestępcą (serial Breaking Bad). Niekiedy to błyskotliwy twórca reklam (z serialu Mad Men), a innym razem introwertyczny haker (Mr Robot). To szef lub kolega z pracy, biegły we współczesnych technologiach, o wysokiej pozycji w wielkomiejskim środowisku profesjonalnym. Więcej uchodzi mu na sucho, bo jest niezastąpiony. Do jego statusu może aspirować członek klasy średniej.

Pojawiają się fantazje o staniu się genialnym błyskawicznie, bez wysiłku, w wyniku zażycia nowego narkotyku (filmy Limitless, Lucy), o zdobyciu wiedzy, spostrzegawczości i obycia dzięki wyjątkowo długiemu życiu (franczyza Nieśmiertelny, Wywiad z wampirem, serial Forever), o geniuszach młodocianych (powieść i film science fiction dla nastolatków Gra Endera, serial akcji o geniuszach-antyterrorystach Scorpion) czy geniuszu wyhodowanym dzięki inżynierii genetycznej (postać Khana w filmach Star Trek z 1982 i 2013 roku).

Nie zapomnijmy o nagradzanym Buntowniku z wyboru z 1997 roku o nastoletnim sprzątaczu z klasy robotniczej, rozwiązującym spontanicznie najtrudniejsze zagadki matematyczne (w filmie główny bohater mówi, że jest jak Beethoven i Mozart – „spojrzeli na pianino i po prostu umieli grać”).

W kinowym obiegu arthouse’owym znajdziemy jednak przedstawienia bardziej refleksyjnie podchodzące do elementów kulturowej opowieści o geniuszu. Na przykład w Gifted z 2017 roku ekstensywny trening kilkulatki na matematyczną geniuszkę pokazany jest jako moralnie dwuznaczny. Pod koniec czarnej komedii-musicalu Frank z 2014 roku o twórcy muzyki alternatywnej, który nigdy nie zdejmuje wielkiej tekturowej głowy, zostaje odrzucony związek geniuszu z szaleństwem.W Hollywood to skojarzenie trzyma się jednak mocno, co widać w produkcjach tak różnych, jak Piękny umysł i Dowód, Siedem, Czarny łabędź, serialu Mr Robot czy w co drugim filmie o superbohaterach, gdzie antagonistą jest „szalony geniusz”.

Herosi kapitalizmu

W mediach głównego nurtu jeszcze szybciej trafimy na swoisty dyskurs o herosach kapitalizmu, redukujący osiągnięcia gigantycznych zespołów ludzkich, wielkich technologicznych korporacji, całych kompleksów przemysłowych i dekad publicznych inwestycji24 do geniuszu wybitnej jednostki – charyzmatycznego, ambitnego i gotowego na ryzyko przedsiębiorcy. Na początku XXI wieku najmocniej jaśniała gwiazda Steve’a Jobsa, który sam jeden „wynalazł”, „stworzył”, „wyprodukował” iPhone’a i iPada oraz najdroższą na świecie korporację. W latach 90. prowadził Bill Gates, dziś są to Jeff Bezos, Elon Musk i Mark Zuckerberg. Pozycja ta była jednak obsadzana już wcześniej – na początku XX wieku przez Thomasa Edisona i Henry’ego Forda.

Przed Gatesem – herosem kapitalizmu korporacyjnego, Jobsem – epoki marketingu niszowego dla autentycznych indywidualistów i Muskiem – epoki powrotu do modernistycznych marzeń o kosmosie i czystych technologiach wystarczyło być po prostu bogatym i żyć jak bogacz. Tak osiągnął pierwszy szczyt swojej sławy Donald Trump w latach 80.

Znów – należy odróżnić mit, powielany w filmach fabularnych i mediach głównego nurtu, od realiów pracy wielkich korporacji technologicznych. Tym bardziej, że mit ten wydaje się świadomie wykorzystywany zarówno przez korporacje, jak i start-upy zarządzające swym wizerunkiem jako zabieg marketingowy. Geniusz-jednostka staje się frontmanem, twarzą produktu, jako swoiste oczyszczenie przekazu – widzimy tylko gadżet i geniusza, który za nim stoi.

Znów w dyskurs ten włączają się również fabularne przedstawienia, wśród których warto wymienić dwa, o szczególnej sile oddziaływania, jeszcze z lat 40. XX wieku. Źródło Ayn Rand to prawdziwa biblia amerykańskich konserwatystów i pean na cześć egoistycznego indywidualizmu. Protagonistą jest Howard Roark, modernistyczny architekt, który woli wysadzić w powietrze osiedle własnego projektu niż pozwolić, by zeszpecono je konwencjonalnymi motywami dekoracyjnymi. Obywatel Kane Orsona Wellesa – opowieść o magnacie prasowym wzorowanym na Wiliamie Hearście – to już nie laurka i celebracja. Obok budowania mitu i heroizacji jest tu refleksja i krytyczna analiza. Kane to bohater i antybohater w jednym. Milionerami-herosami na różne sposoby są również Jay Gatsby, Tony Stark i Batman czy Gordon Gekko z Wall Street i Jordan Bellford z Wilka z Wall Street.

Zarządzanie talentem

Silnie indywidualistyczny język utrzymuje się w debatach o edukacji, o szkolnictwie wyższym i systemie nauki. Obok wyobrażeń o herosach kapitalizmu podtrzymuje go tam etos merytokratyczny, który rozwijał się wraz z rozszerzaniem się systemów edukacyjnych po II wojnie światowej, upowszechnianiem egzaminów kompetencyjnych i testów na inteligencję, ale także neoliberalne recepty na zwiększanie efektywności i obniżanie kosztów25.

W drugiej dekadzie XXI wieku odbył się w Polsce „Rok Odkrywania Talentów” (2011). Powołano „Powiatowe Ośrodki Wspierania Uczniów Zdolnych w ramach projektu DiAMEnT” i „małopolskiego systemu pracy z uczniami zdolnymi” (2012). Przyznawano tytuł „Szkoła Odkrywca Talentów” „szkołom, które podejmują systemowe działania na rzecz ucznia zdolnego” (od 2010). Przeprowadzono „projekt edukacyjny Mazowieckie Talenty”. Ustanowiono „diamentowy grant” dla „wybitnie uzdolnionych” autorów licencjatów (od 2012). Rozdawano „stypendia rektora dla najlepszych studentów”, „stypendia pomostowe Prymus”, ministerialne „stypendia dla wybitnych młodych naukowców” (od 2006). Pozostające w ostrym konflikcie i rządzące krajem na zmianę partie przeprowadziły reformy systemu nauki oparte na tych samych zasadach konkurencji indywidualnej i grupowej o środki na podstawowe warunki pracy, a także „polaryzacji” i koncentracji zasobów w celu wyłonienia niewielu silnych ośrodków (w 2009 i 2018)26.

Słowo „talent” we współczesnej angielszczyźnie występuje także jako rzeczownik niepoliczalny (podobnie jak płynne lub sypkie amorficzne substancje), określający ludzi posiadających wrodzone umiejętności jako grupę lub populację. Tak też używany jest w publikacjach z zakresu zarządzania zasobami ludzkimi, polityki edukacyjnej czy studiów miejskich. Jako przykład warto podać książki ekonomisty Richarda Floridy, według którego miasta mogą i powinny pozyskiwać „talent”, czyli kreatywnych ludzi, dbając o jakość wspólnych przestrzeni, dotacje dla kultury i tolerancję27.

Talent należy „przyciągać”, „efektywnie wykorzystywać”, „nie marnować” go. W tej retoryce „talent” przypomina zasób, materiał, środek trwały lub też biologiczną tkankę. Rozumie się go podobnie do „kapitału ludzkiego” w ekonomii. Proponuję zakwalifikować podobne wypowiedzi jako dyskursbiopolitycznego zarządzania talentem.

Dyskurs ten, podobnie jak etos merytokratyczny, wydaje się opierać na milczących założeniach: że talent to cecha biologiczna, wrodzona, dana za jednym razem i raz na zawsze, wreszcie rzadka i rozproszona w populacji, z której należy go wyłuskać28.

Podobna idea wydaje się leżeć u podłoża wszelkich talent shows. Obecne były w różnych formach w telewizji od dawna – Szansa na sukces gościła w TVP od 1993 do 2012 roku i znów od 2019 roku. Jednak w XXI wieku stały się one osobnym gatunkiem telewizyjnym, popularnym globalnie. Wymienię tylko międzynarodowe franczyzy telewizyjne, z których każda realizowana jest w co najmniej kilkunastu, a zwykle kilkudziesięciu krajach, przez wiele „sezonów”: Popstars, Star Academy, Idol, The X Factor, So You Think You Can Dance, Got Talent, The Voice, Rising Star29.

Wreszcie, w poradnikach dla rodziców o wychowywaniu dziecka, wypowiedziach ekspertów od edukacji i na portalach internetowych dla rodziców można znaleźć porady stanowiące odzwierciedlenie zaangażowanego stylu rodzicielstwa – zakładającego planową, systematyczną i intensywną stymulację rozwoju dziecka pod okiem rodzica30. Również w tych materiałach jest mowa o talencie, geniuszu, kreatywności. Również tu mają one charakter wrodzony, z tą różnicą, że rodzic może wspomóc ujawnienie i rozwój talentu, a szkoła stwarza ryzyko jego zduszenia. Badaczka edukacji Monika Popow na podstawie polskich portali dla rodziców opisała podobne wypowiedzi jako dyskurs wychowywania małego geniusza31.

Inflacja pojęć z oświeceniowo-romantycznego słownika nie kończy się jednak na programach telewizyjnych i poradnikach. Pojawiają się one regularnie w sloganach reklamowych, nazwach handlowych lub tytułach mało doniosłych wydarzeń. Serwisanci i obsługa klienta w sklepach stacjonarnych Apple’a to „Apple Geniuses”, algorytm polecania utworów tej samej firmy to „Genius”, a jej laptopy zachwala slogan „A Touch of Genius”. Program lojalnościowy portalu do rezerwacji noclegu Booking.com nosi nazwę „Genius status”. Na ulicach Warszawy zauważyłem: plakat „Absolvent Talent Days” targów pracy skierowanych do absolwentów. „Monster wyczuwa twój talent” – reklamował się portal z ogłoszeniami o pracę. „Talenty Gallupa” to nazwa warsztatów rozwoju zawodowego. „Mały geniusz” i „Wakacje małego geniusza” to wakacyjne kolonie dla dzieci, dla rodziców zaś przeznaczone są warsztaty „Tato – odkrywca talentów” i warsztaty rekolekcyjne w Niepokalanowie pod nazwą „Mam talent i co z nim zrobię”. „Dwóch Genialnych Kucharzy” reklamuje sieć sklepów spożywczych Lidla, a „Solo talent” to marka chusteczek higienicznych.

Odczarowanie

Cechy „dyskursu talentu” trafnie wskazała, na przykładzie polskich dyskusji o szkolnictwie i dzięki bourdiańskim inspiracjom, Anna Dzierzgowska:

Podstawowa słabość tego dyskursu jest absolutnie oczywista: potraktowanie „talentu” jako czegoś wrodzonego, przypisanego jednostce, pozwala mówić o systemie edukacji w sposób, który całkowicie pomija społeczne uwarunkowania wielu postaw, nawyków, umiejętności i w rezultacie także – predyspozycji. […] Jeszcze groźniejszą cecha dyskursu talentu polega na tym, że „talent” jest czymś zarazem wrodzonym, jak i w miarę trwałym. „Talent”, owo „nieuchwytne coś”, albo jest, albo go nie ma: talenty się „odkrywa”, a następnie „wspiera” i „rozwija”, można je także zapewne zaniedbać i zatracić. „Talent” przydarza się jednostce, jest jej dany z góry, a zarazem określa kształt jej przyszłości. Tak rozumiana kategoria „talentu” staje się nowoczesną wersją fatum […]32.

Wszystko wskazuje, żedyskurs talentu trzyma się mocno. Objawia się w prasie, literaturze popularnej i naukowej, języku reklamy, programach rozrywkowych, a nawet rządowych policy papers, silnie oddziałuje też pod postacią fabularnych przedstawień literackich i filmowych. Mutuje i odradza się w nowych wariantach, które można nazwać subdyskursami lub po prostu dyskursami talentu, a których kontury zarysowałem powyżej.

Byłem o tym przekonany w 2008 roku, gdy spisałem po raz pierwszy założenia tego projektu badawczego. Wkrótce potem zaczęła ukazywać się cała seria popularnonaukowych bestsellerów, uderzających w zastane przekonania o talencie, geniuszu, osiągnięciach i sukcesie – pisanych więc z intencjami podobnymi do mojego pierwotnego pomysłu.

W 2009 roku wyszła książka Outliers Malcolma Gladwella, reportera „New Yorkera”, a wcześniej „Washington Post”, który dzięki poprzednim książkom znalazł się niewiele wcześniej na liście stu najbardziej wpływowych ludzi świata magazynu „Time”. Gladwell ukazuje uwarunkowania sukcesu i porażki na bazie przeglądu literatury psychologicznej, reporterskich studiów przypadku postaci, takich jak Bill Gates, Beatlesi, ale też karier kanadyjskich hokeistów czy okoliczności wypadków lotniczych w Korei Południowej. Przywołuje też między innymi socjologiczną teorię efektu św. Mateusza czy badania stylów wychowawczych Anette Lareau, które omówię w mojej pracy. Gladwell szczególnie przyczynił się jednak do spopularyzowania tak zwanej „reguły dziesięciu tysięcy godzin” skupionego treningu, które według badań psychologa K. Andersa Ericssona konieczne są do osiągnięcia wybitnych wyników33.

W 2010 roku publicysta David Shenk, również powiązany z czołowymi globalnymi magazynami, wydał książkę Genius in Allof Us z podtytułem Why Everything You’ve Been Told about Genetics, Talent and Intelligence is Wrong. Jest ona szczególnie cenna, ponieważ przystępnie wyjaśnia współczesne ustalenia nauk medycznych i genetyki. Shenk dowodzi, że idą one wbrew temu, co nazywa „paradygmatem genów-daru”, czyli wyobrażeniu, że zdolności są „wrodzone”, a talent to „rzecz, którą się posiada lub nie” oraz „rzadki zasób genetyczny”. Jest to związane z wizją genów jako „determinujących”, „dyktujących”, „predestynujących” ludzkie życie – rodzaju rozpisanego w momencie narodzenia planu inżynieryjnego albo instrukcji obsługi.

Jednak geny są raczej jak pokrętła głośności i przełączniki na konsolecie realizatora dźwięku – sugeruje nowe metafory Shenk – „mogą być włączone lub wyłączone, podkręcone lub zakręcone przez inne geny lub zmianę czynników środowiskowych; trwa to cały czas”. Są jak szafa grająca, która może zagrać wiele różnych piosenek – „każdy ma możliwość rozwinąć się na wiele różnych sposobów”. „Wchodzą w interakcję ze środowiskiem w dynamicznym, stale trwającym procesie, który produkuje i wciąż dopracowuje jednostkę”. Na ekspresję genów wpływa silnie życie płodowe, odżywianie, zmiany hormonów, ale też szeroki wachlarz innych wpływów środowiskowych, praktyk i doświadczeń. W myśleniu o tym procesie bardziej adekwatny jest dynamiczny model G × E (geny razy środowisko) niż statyczny model G+E (geny plus środowisko)34.

Shenk opisuje też, jak doszło do odkrycia tzw. neuroplastyczności, czyli faktu, że wraz z doświadczeniem, treningiem i aktywnością umysłową fizycznie zmieniają się i rosną obszary mózgu zidentyfikowane jako związane z pokrewnymi funkcjami umysłowymi. Mózg adaptuje się więc do potrzeb jego właściciela i wysiłku, jakiemu jest poddawany35.

Wychodząc z tych samych przesłanek, neurobiolog Gerald Huther i dziennikarz Uli Hauser napisali w 2012 roku skierowany do rodziców i nauczycieli manifest Wszystkie dzieci są zdolne z podtytułem: Jak marnujemy wrodzone talenty – znów bestseller na rynku niemieckim. Zgadzają się oni z tym, że istnieją pewne „wspaniałe talenty, z którymi dziecko przychodzi na świat”, jednak mają przez to na myśli najwcześniejsze emocje i nastawienie wobec świata, cechujące według nich wszystkie ludzkie dzieci: „miłość i sympatię”, „otwartość i radość z odkrywania świata”, „uważność i empatię”, ale też „kreatywność i radość tworzenia”.

Jednak przekonanie, „jakoby dzieci dzieliły się na mniej i bardziej «uzdolnione», w związku z czym należy oddzielić jedne od drugich, by «optymalnie» wspierać ich rozwój w każdej z tych grup z osobna” autorzy ci nazywają „uprzedzeniem” oraz „ideologią zróżnicowanych talentów”. Służy ona, ich zdaniem, „jedynie utrzymaniu w mocy stosowanych dotąd kryteriów selekcji oraz zachowaniu struktur organizacyjnych przestarzałego systemu edukacyjnego”. Postulują więc „odpowiednią pomoc dla wszystkich zamiast niewłaściwego wspierania uczniów zdolnych”36.

W każdej ze wspomnianych publikacji pojawiają się echa stuletniej już debaty „natura czy wychowanie”, od samego początku powiązanej z ilościowymi badaniami inteligencji. Jedne z najszerzej dyskutowanych głosów w tej dyskusji z ostatnich lat to książka Stephena Jay’a Goulda The Mismeasure of Man z 1980 roku. Traktuje ona o naukowym rasizmie i klasizmie – uprzedzeniach badaczy ukrytych w gąszczu scjentystycznych wywodów, w tym zamierzonych i niezamierzonych błędach pomiaru oraz stronniczych interpretacjach danych. Zjawiska te Gould omawia również na przykładzie psychometrycznych badań inteligencji i jej odziedziczalności37.

Po drugiej stronie sporu wyjątkowy rozgłos uzyskała quasi-naukowa książka The Bell Curve [Krzywa dzwonowa] Richarda J. Herrnsteina i Charlesa Murraya z 1994 roku. Autorzy dokonują w niej korelacji między pomiarami ilorazu inteligencji a rasą, zarobkami, przestępczością czy urodzeniami pozamałżeńskimi. Następnie sprowadzają wszelkie nierówności i problemy społeczne do poziomu inteligencji jednostek. Snują też pesymistyczną wizję przyszłości: społecznego wyizolowania ludzi inteligentnych38. Wśród innych przykładów można wymienić książkę The Blank Slate psychologa i lingwisty Stephena Pinkera z 2002 roku, w której podejmuje on obronę pojęcia natury ludzkiej39, a także nagłośniony w prasie popularnej nurt socjobiologii.

Nie chcę szczegółowo rekonstruować tej dyskusji w wersji naukowej, popularnonaukowej ani medialnej, ani zajmować w niej stanowiska40. Warto jednak zaznaczyć, że nawet zwolennicy testów inteligencji, przekonani o jej zależności od czynników genetycznych, zgadzają się, że pytanie „natura czy wychowanie” jest źle postawione, ponieważ „nie można na nie odpowiedzieć”, a zadają je dziś tylko „nowicjusze w tym sporze”41. Nie da się bowiem badać czynników genetycznych niezależnie od środowiska, wyraźnie wyizolować ich wpływu. Nie należy więc też ufać psychometrycznym szacunkom odziedziczalności inteligencji42.

Shenk tak zbiera nowsze głosy krytyków: inteligencja nie jest, jak zakładano w większości tych badań, ogólna, stała, wrodzona i dana raz na zawsze przy urodzeniu. To nie rzecz, którą się ma i która wyznacza jednostce nieprzekraczalny limit, a na poziomie populacji przekłada się na swoisty ranking umysłów. Jeśli już trzymać się tego pojęcia – to raczej dynamiczny, rozproszony i wieloraki proces podlegający zmianie i rozwojowi w ciągu życia. Nie dar, ale coś, co się zdobywa. Zależna jest od jakości odżywiania, stylu wczesnego wychowania, jakości kształcenia. Na poziomie dużych populacji podlega zmianom historycznym43.

Jedna rzecz

Wiele napisano w ostatnich latach na temat rozproszenia uwagi przez współczesne technologie komunikacyjne, szczególnie media społecznościowe i usługi podpięte do inteligentnych urządzeń. Uniknięcie zalewu newsów, powiadomień, reklam, robotelefonów i spamu wymaga dyscypliny i biegłości technologicznej. Ogrom wiedzy i rozrywki dostępnej w każdej chwili wzmacnia skłonność do prokrastynacji, z którą szczególny problem mają pracujący indywidualnie i bez stałego nadzoru twórcy i pracownicy wiedzy. Ta książka nie powstałaby, gdyby nie skrypt do selektywnego wyłączania stron i usług internetowych w godzinach pracy, według tygodniowego harmonogramu – a i tak powstawała dekadę.

Autorzy kilku popularnonaukowych książek, wychodząc od podobnych potocznych spostrzeżeń, proponują nowy zestaw praktycznych zaleceń dotyczących bezpieczeństwa i higieny pracy kognitywnej44. Uzbrojeni są w wyniki badań neurologicznych oraz psychologii poznawczej – jak na przykład fakt, że „multitaskerzy” wykonują zadania mierzalnie wolniej i mniej dokładnie niż osoby biorące zadania na warsztat jedno po drugim.

Psycholog Daniel Goleman w książce Focus. Sztuka koncentracji jako ukryte dążenie do doskonałości z 2013 rokuprzywołuje wiedzę o fizjologicznych mechanizmach skupiania i rozpraszania uwagi. Następnie proponuje liczne „przepisy na samokontrolę”, ćwiczenia „uważnej obecności”, ale też strategie „kierowania uwagą” innych, z myślą o „liderach” świata korporacyjnego.

Daniel Levitin w książce Organized Mind: Thinking Straight in the Age of Information Overload z 2014 roku argumentuje, że fizjologicznej pojemności i wytrwałości uwagi nie da się rozciągnąć poza to, jak ukształtowała ją ewolucja. Jednak warto się przyjrzeć procesom i systemom organizacji procesów umysłowych, by na nowo zorganizować nasz czas, nasze domy, sposoby komunikowania się i zbierania informacji, wreszcie świat biznesowy. Wszystko – tym razem opierając się na nowej wiedzy neurologicznej.

Najbardziej zbliżona w stylu do poradnika sukcesu jest książka biznesmena Gary’ego Kellera. Co zdarza się w podobnych publikacjach, nie jest wolna od logicznych wpadek i luk w argumentacji. Formułuje za to nośny, prosty i dobitny życiowy drogowskaz: należy skupić się na „jednej rzeczy” – tym, co najważniejsze. Zacząć od zdefiniowania swojego życiowego priorytetu i każdego miesiąca, tygodnia i dnia selekcjonować zadania tak, by zająć się tylko tym, co najskuteczniej tam doprowadzi. Należy też, rzecz jasna, skupić się na jednym biznesie, jednej ścieżce kariery lub jednym „talencie”45.

Widzę w tej refleksji nad uwagą, rozproszeniem i współczesną pracą jeszcze jeden aspekt dyskursywnego zwrotu ku odczarowaniu talentu. Mowa jest o sukcesie i skuteczności, przywoływane są anegdoty o herosach kapitalizmu, włącznie z tą samą listą nazwisk. Jednak już nie jako historie o wybitnie uzdolnionych i pracowitych jednostkach. Raczej jako historie o konkretnych praktykach zarządzania czasem i uwagą. „Odczarowanie” widzę właśnie w opisie praktyk w miejsce wychwalania cech. W rozbiorze skłonności, działań i decyzji w miejsce podpierania się autorytetem pomnikowych monolitów46.

Wrażenie „odczarowania” talentu i geniuszu szczególnie silnie udzieli się laikowi, który trafi na dyskusję w muzeum sztuki współczesnej. Zamiast tych znajomych pojęć znajdzie tam bowiem prędzej język socjologii, ekonomii czy filozofii politycznej. Profesjonalni kuratorzy i krytycy sztuki z czołowych polskich instytucji przyswoili sobie kulturoznawcze lekcje z lat 60. XX wieku o „śmierci autora”, „dziele otwartym”, „intertekstualności” czy „instytucjonalnej definicji sztuki”, których wspólnym mianownikiem było dostrzeżenie pozaindywidualnych aspektów twórczości. Wygląda więc na to, że w społecznym świecie obracającym się wokół osób wyróżnionych właśnie tym, że posiadają „talent” i indywidualistów par excellence – indywidualistyczne wyjaśnienia brzmią dziś naiwnie.

Testy talentu

Talent, kreatywność, geniusz również naukowo bywały badane jakby były prostymi cechami osobniczymi, bez refleksji nad nieoczywistą ontologią tych zjawisk. Szczególnie niepokojące jest w tym kontekście używanie zestandaryzowanych testów do „identyfikacji talentu”, „testów zdolności twórczych”, „artystycznych”, a nawet „testów twórczego myślenia” od początku XX wieku po dziś dzień47. Powstawały one w tym samym paradygmacie „psychologii różnic indywidualnych” i „psychometrii”, co badania inteligencji i jej dziedziczności. Podobnie jak przy testowaniu inteligencji, autorzy dokładają starań, by ich narzędzie sprawnie mierzyło pożądaną właściwość jednostki. Budują jej złożone modele, rozkładają na zestawy umiejętności i operacji intelektualnych, a do każdej opracowują procedury testowania i oceny wyników. Nie dyskutuje się tu jednak założenia, że „talent”, „zdolności”, „twórczość” umiejscowione są w jednostce, istocie biologicznej, samodzielnym, autonomicznym podmiocie. Jak również tego, że w ogóle warto kwantyfikować te zjawiska oraz porównywać i porządkować jednostki według poziomu ich posiadania. Wreszcie, robi się to raczej po to, żeby zidentyfikować, wyizolować i wspomagać „najlepszych”, niż by wspomagać rozwój tych, którzy osiągają przeciętne i niskie wyniki. Znów – związane jest to z ukrytym założeniem, że „talent” jest wrodzony, dany od razu i raz na zawsze oraz rozproszony w populacji.

W momencie, gdy widzimy zaskakującą instalację czy czytamy zachwycającą powieść, indywidualistyczna kultura podpowiada nam diagnozę: „to po prostu talent!”. Jednak – w świetle materiału z mojego badania oraz prac naukowych, które przytoczę – patrzymy raczej na efekt lat wytężonego treningu i doskonalenia ręki, oka, wrażliwości, lat spędzonych na wystawach lub w bibliotekach, a jeszcze wcześniej – chłonięcia pewnego rozumienia świata, stylu życia, zachowania, sposobu mówienia, wiedzy na temat tego, co ważne, a co nieważne. To wreszcie pochodna zasobów, które wszystko to umożliwiły. W chwili tego prywatnego, intuicyjnego „testu talentu” przeoczamy wszystkie te uwikłania, indywidualną i zbiorową historię stojącą za pracą artystyczną. Jednak nie inaczej dzieje się w czasie psychometrycznego testu czy na egzaminie do uczelni artystycznej48.

Logikę merytokratycznych konkursów i selekcji, spowitą we mgle kilkusetletnich pojęć i wyobrażeń, stosuje się na niemal każdym etapie drogi życiowej mieszkańców późnonowoczesnych społeczeństw. Także na wczesnych etapach biografii, zwłaszcza w szkolnictwie. Z konkursów dla „najlepszych” prawdopodobnie najprędzej odpadają ci, których zaplecze nie obfitowało w cenne zasoby, a którzy najbardziej potrzebują wsparcia.

Warto więc zadać trudne pytania: jak to się dzieje, że ktoś zostaje „najlepszym”? I z czym właściwie mamy do czynienia, gdy dostrzegamy „talent”?

Rozmowy z artystami. Metodologia badania

Metodologiczne wstępy służą nie tylko ujawnieniu warsztatu i usytuowaniu pracy badacza w tradycji dyscyplin, z których czerpie. Ich rolą jest również budowanie wobec czytelnika legitymizacji dla własnych działań i potwierdzenie prawomocności obranej metody. Metoda biograficzna nie potrzebuje szerszych wprowadzeń, szczególnie w Polsce. Jest żywym i szerokim polem badawczym. Inspiruje badaczy z wielu dyscyplin, także poza socjologią, zaś dla czytelnika, który chciałby się z nią zapoznać, dostępna jest obszerna literatura49. Doświadczeni badacze tego nurtu od kilkunastu lat mówią o modzie, a nawet o „zwrocie biograficznym” w naukach społecznych50.

Wywiad narracyjny

Podstawowym materiałem badawczym były dla mnie autobiograficzne wywiady narracyjne przeprowadzone według metodologii Fritza Schützego.

Wywiad narracyjny ma na celu uzyskanie możliwie spontanicznej autobiograficznej relacji, opowiedzianej przez poproszonego o to narratora, przy minimalnej ingerencji badacza w strukturę, treść i język opowieści.

Metodologia ta powstała w konsekwencji krytyki jakościowych wywiadów standaryzowanych. Zakładając przed takim wywiadem skończoną listę problemów, o których chce rozmawiać, badacz narzuca w jego trakcie rozmówcy swoje kategorie oraz „strukturę istotności”. Powoduje to, że wywiady standaryzowane w ograniczonym stopniu pozwalają na „uchwycenie subiektywnego znaczenia zdarzeń i procesów”51, o których narrator opowiada. Wywiad narracyjny stara się temu zaradzić poprzez uważne kontrolowanie sekwencji, w jakiej badacz zadaje pytania i stymuluje kolejne wątki wywiadu. Wywiad podzielony jest na trzy główne części52.

W fazie pierwszej badacz inicjuje rozmowę, dając rozmówcy „bodziec narracyjny”, czyli specjalnie zaprojektowane pytanie otwarte mające wywołać dłuższą opowieść. Badacz nie przerywa pierwotnej narracji dopóty, dopóki rozmówca wyraźnie nie zakończy swojej wypowiedzi. W fazie drugiej badacz zadaje pytania, opierając się na pierwotnym fragmencie narracji rozmówcy, niejako prosząc go o „wypełnienie” zarysowanego w niej schematu zdarzeń. Pytania wciąż formułowane są w ten sposób, by miały szanse wywołać wypowiedzi w trybie spontanicznej narracji. Warto ponadto uważać, by nie wprowadzać kategorii, które nie padły z ust narratora. W fazie trzeciej badacz „odwołuje się do zdolności informatora jako teoretyka własnego życia”53 – prosi o wyjaśnienia, dopytuje o opinie, treści światopoglądowe czy pojęcia, jakie pojawiły się w dotychczasowych wypowiedziach rozmówcy (lub których ślady badacz zdołał wychwycić). Dopiero w tej fazie badacz może w sposób bardziej jawny zadawać pytania związane z problematyką jego badań i mogą one być sformułowane w sposób, który wywoła wypowiedzi opisowe i argumentacyjne, a nie narracyjne.

Naczelną zaletą wywiadu narracyjnego wydaje się szerszy zakres wnioskowania, na jaki pozwala tak wytworzony materiał.

Po pierwsze, pozwala on na analizę języka, jakim mówią rozmówcy – jego metaforyki, pojęć, którymi się posługują, odwołań teoretycznych czy ideologicznych, dyskursów, z których czerpią54.

Po drugie, metodologia ta powstała dzięki dostrzeżeniu pewnych prawidłowości w tym, jak ludzie opowiadają o swoim życiu. Wskazuje się na przykład trzy „przymusy narracyjne”: „kondensacji” (skracania opowieści, bowiem nie da się opowiedzieć wszystkiego), „wchodzenia w szczegóły” (powiedziawszy o jednym zdarzeniu, musimy zwykle omówić całą ich sekwencję) i „zamknięcia formy tekstualnej” (rozpoczęty wątek wypada doprowadzić do końca)55.

Opowiadając o swym życiu, jak pisze Schütze, „narrator kieruje się […] poważnym zamiarem i naglącą potrzebą, która ma ogromną moc wymuszania, co powiedzieć i jak powiedzieć”56. Przy tym, nie jest tego do końca świadomy – nie jest świadomy, że mówi nam „więcej niż chce”. Stąd dodatkowa możliwość wnioskowania: obserwacja formy i struktury narracji pozwala na zidentyfikowanie pominiętych w pierwotnej opowieści ważnych wydarzeń w historii życia, czy nawet procesów psychicznych i sposobów rozumienia pewnych zjawisk przez rozmówcę, które nie zostały opisane wprost. Badacz, analizując materiał, szuka na przykład pominięć, rozbieżności czy momentów chaosu w narracji, traktując je jako rodzaj symptomów wydarzeń trudnych dla mówiącego57.

W moich rozmowach z uznanymi artystami pytanie inicjujące miało brzmienie zbliżone do następującego:

Jest Pani uznaną artystką, Pani nazwisko znajduje się w książkach omawiających polską sztukę współczesną. Chciałem jednak spytać o okres o wiele wcześniejszy w Pani życiu. Proszę opowiedzieć, jak doszło do tego, że zajęła się Pani sztuką.

W przypadku studentów brzmiało ono:

Jesteś studentem ASP. Chciałbym, żebyś opowiedział o tym, jak do tego doszło. Opowiedz, proszę, o sobie, o Twoim dotychczasowym życiu z perspektywy tego, co sprawiło, że trafiłeś na uczelnię artystyczną.

Zaś w przypadku artystów nieprofesjonalnych:

Od wielu lat maluje Pan, uczestniczył Pan już w wystawach, Pana nazwisko było znane pracownikom muzeum sztuki. Chciałem jednak spytać o okres o wiele wcześniejszy w Pana życiu. Proszę opowiedzieć o sobie, o swoim życiu, z perspektywy tego, jak doszło do tego, że zajął się Pan malowaniem.

Zdecydowałem się prowadzić wywiady narracyjne „tematyczne”, czyli takie, w których pytanie inicjujące wywiad nie dotyczy całego życia badanego, albo rozległych obszarów biografii, a tylko określonego, interesującego badacza tematu (w moim przypadku – działalności artystycznej).

Wielu badaczy związanych z metodą biograficzną zaleca proszenie rozmówców o opowiedzenie o całym ich życiu. Gabriele Rosenthal wspomina, że bała się zrezygnować z zawężenia do określonej fazy życia czy tematyki i dopiero Fritz Schütze osobiście przekonał ją, by wreszcie spróbowała58. Sam jednak nie przezwyciężyłem tej obawy, a rozstrzygająca była dla mnie specyfika mojej grupy rozmówców. Każdy z nich udzielał wielu wywiadów dziennikarskich. Nawet z zawężonym pytaniem inicjującym formuła wywiadu narracyjnego dostatecznie różni się od nich, by mogła wzbudzać niepokój. Z uwagi na wysoki status moich rozmówców, mogli oni łatwo pozwolić sobie na zerwanie kontaktu. Nie chciałem też ryzykować stracenia nawet jednego wywiadu w tej bardzo szczupłej puli rozmówców. Wreszcie: z uwagi na to, że moi rozmówcy wzajemnie się znali, jedno poważniejsze nieporozumienie zagrażałoby całemu projektowi. Co jednak ciekawe, w trakcie rozmów okazało się, że moje pytanie inicjujące o to „jak doszło do tego, że [rozmówca] zajął się sztuką” w większości przypadków wywoływało narrację o całym życiu, od najwcześniejszych jego zapamiętanych momentów. Jedną z możliwych interpretacji byłoby stwierdzenie, że w momencie naszego spotkania moi rozmówcy swe życie widzieli jako – do pewnego stopnia – równoważne z procesem stawania się artystami.

Scenariusz i notatka z kwerendy

Powodowany wspomnianymi wyżej obawami, idąc na spotkania z moimi rozmówcami, miałem przy sobie przygotowany uprzednio scenariusz wywiadu, który powstał na bazie zestawu pierwotnych pytań badawczych. Miał on podwójną rolę. Po pierwsze, był rodzajem strategii „zapasowej”, na wypadek gdyby nie udało mi się skutecznie wprowadzić rozmówcy w tryb narracji. Dopiero w jednym z ostatnich wywiadów, po moich kolejnych próbach naprowadzenia rozmówcy na swobodną opowieść autobiograficzną, kategorycznie zażądał on konkretnych pytań i zagroził zakończeniem wywiadu. Dzięki scenariuszowi uzyskałem od rozmówcy sporo cennego materiału, który w różnych partiach wywiadu przybierał ponadto formę dłuższej narracji. Należy jednak pamiętać, że jest to materiał o innym statusie, co starałem się uwzględnić w analizie.

Po drugie, czerpałem ze scenariusza pod koniec ostatniej fazy wywiadu. Wypytując o interesujące mnie sformułowania czy pojęcia użyte przez rozmówcę (na przykład jego teorie o przyczynach uzdolnień), dodawałem od razu pytania o kilka innych ważnych dla mojego badania problemów i pojęć (takich jak talent, geniusz). Zadawałem też pytania o wątki biograficzne, które miały znaczenie w innych wywiadach, a nie pojawiły się w akurat prowadzonym w jego dwóch pierwszych fazach (jak na przykład relacje z pedagogami na uczelni)59.

Każdy z moich wywiadów z uznanymi artystami poprzedziła kilkudniowa, a nawet tygodniowa kwerenda. Moi rozmówcy mogli się spodziewać, że będę znał obszerny materiał wywiadów, publikacji i dokumentacji ich działań artystycznych60. Na spotkania zabierałem więc kilka stron notatek z kalendarium ich kariery artystycznej i cytatami ze szczególnie interesujących dla mnie ich publicznych wypowiedzi, o które pytałem na sam koniec wywiadu.

Wywiad intensywny, wywiad rozumiejący

Sposób prowadzenia wywiadów miał wiele cech wspólnych z „wywiadem intensywnym” opisanym przez Kathy Charmaz oraz „wywiadem rozumiejącym” Jeana-Claude’a Kaufmanna61. Są to dwie propozycje rozwinięcia techniki wywiadu jakościowego stosowanego przez badaczy ze szkoły „teorii ugruntowanej” (z którą wiele wspólnego ma również Schütze). Obie zostały ponadto zainspirowane autorefleksją i strategiami badawczymi etnografów.

Cechy, które mam na myśli, to na przykład zalecenie uważnego kontrolowania przebiegu wywiadu przy jednoczesnym elastycznym reagowaniu na to, co mówi i co robi rozmówca; przestroga przed sugerowaniem rozmówcom opinii, kategorii czy stylu wypowiedzi i przed wymuszaniem danych nieodpowiednimi pytaniami. Z drugiej strony, także rada, by nie kryć się z własnym zaangażowaniem i pragnieniem wiedzy. Co istotne, końcowe partie moich wywiadów spełniały zalecenie „uzyskania od respondenta stworzonych przez niego definicji pojęć, sytuacji i wydarzeń, starając się poznać jego założenia, ukryte znaczenia i zatajone zasady”62.

Te dwie koncepcje są mi jednak bliskie przede wszystkim z uwagi na rolę, jaką ich autorzy przypisują prowadzeniu wywiadów w całym procesie badawczym, a zarazem ze względu na ich ostateczne cele: pogłębione rozumienie (w sensie weberowskim) i budowanie teorii (w rozumieniu Glasera i Straussa, o czym za chwilę63).

Podkreślę jednak, że na tle wspomnianych tu technik wywiady narracyjne, które prowadziłem, wymagają od badacza dużo większej dyscypliny w zadawaniu pytań – a tym samym kontroli nad wywiadem – by wykorzystać prawidłowości w opowiadaniu o życiu zauważone przez Schützego. Paradoksalnie, w efekcie tej samokontroli badacza swoboda rozmówcy jest o wiele większa, a uzyskany materiał – o wiele mniej ustrukturyzowany i mniej przewidywalny.

Analiza materiału

Technika wywiadu narracyjnego nie pozwala dokładnie przewidzieć długości trwania wywiadu i odradza jego ograniczanie. Wszystkie wywiady w projekcie składały się na prawie 120 godzin nagrań64. Materiał został w całości poddany szczegółowej transkrypcji65. Żeby jeszcze raz unaocznić jego objętość, dodam, że jeden przepisany wywiad to od około 60 do 100 stron standardowego maszynopisu. Na czasochłonność i pracochłonność analizy wywiadów wpływ miał także sam charakter materiału. Był wyraźnie bardziej skomplikowany merytorycznie niż wywiady z anonimowymi rozmówcami o niższym poziomie kapitału kulturowego i spoza elitarnych środowisk. Obok opowieści o biograficznych doświadczeniach, w wywiadach pojawiały się na przykład analizy rozwoju awangardy w PRL-u czy rozważania o ontologii malarstwa.

Co analizuję? Praca z doświadczeniem

Opowieść o życiu niekoniecznie pokrywa się z tym, jak te same wydarzenia zapamiętują inni, czy z obiektywizacjami faktów, takimi jak zapis w dokumentach, na zdjęciach czy wideo. Nawet tak zwany „pełny” wywiad biograficzny i „kompletne” historie o życiu to także rezultat procesu selekcji i agregacji66. To efekt rekonstrukcyjnej i zawodnej pracy pamięci, interpretacji dokonywanej po latach i z obecnej perspektywy – a więc też przez inne już osoby niż te, którymi mówiący byli w opisywanych momentach. Opowieść produkowana jest ponadto w specyficznym kontekście profesjonalnym badania naukowego, na prośbę konkretnej osoby, współkształtowana przez jej pytania i ciekawość.

W moim badaniu nie chodziło jednak o ustalenie „faktów” czy spisanie zweryfikowanych historii życia. Moja własna opowieść jest już raczej pracą rekonstrukcji doświadczenia67. Znów jednak nie mam na myśli dotarcia do jakiejś autentycznej i pierwotnej bezpośredniości – w której występowanie powątpiewam. Doświadczenie dostępne jest nam już jako interpretacja i jako coś, co wymaga (i domaga się) interpretacji68. Jest przedmiotem spisywanego przeze mnie przedstawienia, ale napotkałem je już jako przedstawienie. Nawet najbardziej spontaniczna opowieść o doświadczeniu sformułowana jest w dostępnym narratorowi języku. Jest też podatna na uwiedzenie przez utrwalone konwencje przedstawiania, schematy narracyjne czy tropy kulturowe.

Analiza tematyczna. Przedmioty socjologiczne

Posługując się znanym wśród badaczy metody biograficznej rozróżnieniem Ingeborg Helling, mogę stwierdzić, że raczej wykorzystałem „biografię jako środek” niż zajmowałem się „biografią jako tematem”. Nie studiowałem zjawiska biografii, ale raczej – poprzez analizę opowieści biograficznych – starałem się włączyć w dyskusję na temat „podstawowych pytań socjologicznych”69.

Metoda kładzie nacisk na pracę z pojedynczą opowieścią o życiu. Nie są w tej tradycji niczym zaskakującym większe studia oparte wyłącznie na jednej opowieści70. Zgadzam się jednak z napomnieniem Daniela Bertaux, by także w badaniach biograficznych nie poprzestawać na refleksji o doświadczeniu jednostki, ale badać „przedmioty socjologiczne”, czyli dążyć do „zrozumienia określonej sieci społecznych relacji”. By, nawet badając jeden przypadek, pytać: „this is a case of what?”. Czyli, pracując na jego podstawie – odpowiadać na pytania stricte socjologiczne, w tym dotyczące zjawisk tradycyjnie postrzeganych jako zjawiska marko71.

W tekście pracy znajduje się wiele uwag, które zawdzięczam metodologii analizy formalnej wywiadów opracowanej przez Schützego. Dla poszczególnych wywiadów postępowałem jednak zgodnie z tym wielopoziomowym schematem analizy tylko częściowo72. Mój sposób postępowania należałoby nazwać, za Danielem Bertaux, „analizą tematyczną”, czyli zakładającą porównywanie fragmentów materiału z wielu wywiadów, wychodząc od uprzednio postawionych pytań badawczych73. Bertaux kojarzył ten tryb pracy wyłącznie z wywiadami standaryzowanymi. Sądzę, że udało mi się wykonać analizę tematyczną pomimo pracy na wywiadach narracyjnych – w których odpowiedzi na moje pytania badawcze nie były łatwo dostępne, w formie uporządkowanych i pozbawionych kontekstu replik. Były rozproszone w obfitym i gęstym materiale oraz dostępne za pośrednictwem różnorodnych form: dłuższych partii opowieści, chaotycznych jednozdaniowych wtrętów czy argumentacji pozornie „nie na temat”.

Kodowanie, noty

Droga od stosu spisanych wywiadów do mojej własnej opowieści w kolejnych rozdziałach wiodła przez pogłębioną lekturę w formie systematycznej analizy treści. Analiza ta zainspirowana była wskazówkami poszukiwaczy „teorii ugruntowanej”, w tym autorów tego hasła – Barneya G. Glasera i Anselma L. Straussa.

Czytając i jednocześnie odsłuchując wywiady, wykonałem tak zwane „kodowanie skoncentrowane” – uporządkowałem cały korpus materiału przy pomocy zestawu kategorii nazywających problemy wyłaniające się z materiału (czyli właśnie „kodów”).

Kodowanie – by posłużyć się prostym obrazem – to nie segregowanie wycinków do przygotowanych wcześniej pudełek, a potem sklejanie zawartości każdego w nowy podrozdział. To raczej konstruowanie z tych pudełek budowli, dla której nie mamy rozrysowanego uprzednio planu i co do której nie wiemy jeszcze, czy będzie fortecą, mostem, czy wieżą oblężniczą. W trakcie budowania zaś wielokrotnie zmieniamy układ pudełek, wkładamy jedno w drugie, przekładamy wycinki z jednego do drugiego i bazgrzemy coś na ich bokach. Jak pisze Kathy Charmaz: „zgodnie z logiką teorii ugruntowanej kodowanie jest procesem emergentnym, w trakcie którego wyłaniają się niespodziewane idee”74.

Zrezygnowałem z wielostopniowego „kodowania wstępnego” wywiadów – słowo po słowie, wiersz po wierszu, wydarzenie po wydarzeniu – które to dopiero ma prowadzić do „bardziej ukierunkowanych i konceptualnych” kodów skoncentrowanych. Wypracowałem prostszą strategię, którą na własne potrzeby nazwałem „elastycznym drzewkiem kodowym”. Zestaw kodów intensywnie rozwijał się w miarę lektury pierwszych wywiadów, przy kolejnych zaś służył, w coraz większym stopniu, jako „książka kodowa”75. Kodowanie skoncentrowane umożliwiło mi porównywanie fragmentów narracji różnych rozmówców dotyczących podobnych wydarzeń czy tych samych okresów życia, wypowiedzi argumentacyjnych na pokrewne tematy, jak również przypadków używania tych samych interesujących mnie pojęć. Pozwoliło też łatwiej śledzić wypowiedzi tego samego rozmówcy, gdy kontynuował wątek lub rozwijał opowieść o tym samym wydarzeniu w odległych miejscach wywiadu.

Przez cały czas pracy z wywiadami spisywałem, zgodnie z zaleceniami „odkrywania teorii ugruntowanej”, także noty: od krótszych uwag do poszczególnych wypowiedzi, przez próby precyzowania myśli stojących za używanymi kodami, aż po szkice pomysłów interpretacyjnych. Część z tych zapisków, w efekcie dalszej pracy, przekształciła się w zawarte w tym tekście propozycje teoretyczne.

Konstruowanie teorii, konstruowanie przedmiotu

Perspektywa „teorii ugruntowanej” ujmuje badanie socjologiczne jako proces wypracowywania teorii średniego zasięgu na podstawie systematycznie prowadzonych badań terenowych76. W jego trakcie zbieranie danych, ich analiza i praca teoretyczna nie są rozdzielonymi etapami, ale przeplatają się niejako w indukcyjno-dedukcyjnym sprzężeniu zwrotnym, zakładającym dopracowywanie teorii także poprzez wracanie w „teren” i nieustanne przeszukiwanie materiału. Dość dobrze opisuje to sposób, w jaki powstały kluczowe interpretacje mojej pracy.

Przyjmuję przy tym wskazówki tradycji teorii ugruntowanej w jej interpretatywnej odmianie i po konstruktywistycznej korekcie77. Badacz nie „odkrywa” teorii wprost w danych i nie wyjaśnia przy jej pomocy jakiejś zewnętrznej rzeczywistości, ale raczej siłą własnego zaangażowania mozolnie wypracowuje teorię, zabarwioną jego autorskim oglądem oraz historycznym, kulturowym i lokalnym kontekstem78. Konstruuje przy tym swój przedmiot i rekonfiguruje rzeczywistość, proponując jej nowe ujęcia. Ostateczna teoria czy opis odzwierciedlają ponadto proces własnego powstawania.

Zgadzam się wreszcie z zastrzeżeniem, wyrażanym między innymi przez Jean-Claude’a Kaufmanna, że w perspektywie teorii ugruntowanej zbyt duży nacisk kładzie się na procedury indukcyjne, a zbyt mały na powiązanie nowej pracy z wcześniejszą refleksją dyscypliny79. Dodałbym to tego: także na zadłużenie powstającej teorii w tych wcześniejszych dokonaniach. Musiałem liczyć się z tym, że zajmuję się problematyką, za którą stoi długa tradycja refleksji i badań oraz olbrzymia literatura: filozofii estetycznej, historii i krytyki sztuki, z drugiej zaś strony – socjologii edukacji, pedagogiki społecznej, filozofii politycznej czy antropologii porównawczej. Wkraczałem zaś na teren badawczy, który sam został ukształtowany przez długą debatę teoretyczną. Był intensywnie opisywany i badany od wieków – i jest wciąż współcześnie. Splątany jest z wieloma starymi dyskursami. Moje propozycje są więc raczej modyfikacją, kontynuacją, ale też przekroczeniem tych zastanych opisów i dyskursów80, wypracowanymi dzięki ich starciu z systematyczną analizą materiału empirycznego, a także między sobą81.

Przedmiotem badań były więc nie tylko opowieści o życiu. Było nim też doświadczenie artystów, którego rekonstrukcji podjąłem się w dalszych rozdziałach. Punktem wyjściowym badania było skonstruowanie socjologicznych przedmiotów, jakimi są dyskursy talentu. Nowymi przedmiotami, w tym rozumieniu, są wreszcie teorie średniego zasięgu, których kontury dostrzegłem dopiero w materiale wywiadów, a dla uchwycenia których proponuję nowe pojęcia.

Reprezentatywność zjawisk, nasycenie, porównywanie kontrastowe