Płonący lód. Tom 1. Nieczyste zagranie - Patrycja Kuczyńska, Monika Rępalska - ebook + audiobook

Płonący lód. Tom 1. Nieczyste zagranie ebook i audiobook

Patrycja Kuczyńska, Rępalska Monika

4,2

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Lexi Archibald wraz z przyjaciółką przyjeżdża na renomowaną londyńską uczelnię, by rozpocząć studia. Już pierwszego dnia wchodzi w konflikt z Knoxem, pochodzącym z rodziny królewskiej chłopakiem, który jest tu uważany za nieformalnego przywódcę. Odtąd każde ich spotkanie staje się dla obojga okazją do utarczek słownych i przepychanek, podszytych skrywanym erotyzmem. Wkrótce Lexi odkrywa, że wokół niej toczy się jakaś dziwna gra, a ona mimo woli staje się jej elementem...
Do czego doprowadzi starcie tych dwóch silnych osobowości? Czy Lexi zrozumie, w jak wielkim jest niebezpieczeństwie? Co się stanie, gdy dotrze do niej, że granica, jaka dzieli nienawiść od miłości, jest cieńsza, niż się jej do tej pory wydawało?

Leżę teraz na łóżku, patrząc ślepo w sufit, dziewczyny dobijają się do moich drzwi, ale na nie też nie zwracam uwagi. Pojedyncza łza spływa po moim policzku, nawet nie fatyguję się, aby ją zetrzeć. Może potrzeba mi takiego oczyszczenia. Jaka ja byłam głupia. Zaciskam oczy, nie chcę widzieć przed sobą jego twarzy. To wszystko stało się przez niego i tą głupią grę. Gdyby nie był taki zadufany w sobie, wszystko potoczyłoby się zupełnie inaczej, a tej dziewczynie nic by się nie stało.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 363

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 10 godz. 13 min

Lektor: Maciej RadelKatarzyna Kołeczek
Oceny
4,2 (543 oceny)
296
115
77
36
19
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
phillina

Z braku laku…

O raaany, jakbym czytała wypracowanie licealistki. Fajny pomysl na książkę, ale język i słownictwo z liceum
10
Ruddaa

Nie polecam

Dno i wodorosty. Ten kto podjął decyzję o wydaniu tego powinien zbadac sobie głowę albo zmienić pracę
10
nicoli2807

Nie polecam

pamiętam jak mi się podobała, gdy sięgnęłam po nią po premierze, ponad rok temu sięgnęłam po nią ponownie i stwierdziłam. że ją sprzedam. jak ją znalazłam na legimi byłam w niebowzieta, ale chyba dorosłam - książka, była nudna i przewidywalna. Bohaterowie nijacy, dialogi słabe... zupełnie nie mogłam znaleźć nic co mi się podobało w niej kilka lat temu.
10
Fiba1

Nie oderwiesz się od lektury

fajna ciekawa I zarazem zabawna lektura polecam
00
MagNaj
(edytowany)

Dobrze spędzony czas

Trochę mnie irytowała główna bohaterka widzącą winę we wszystkich oprócz siebie ale ogólnie ok jakoś ja zmeczylam. Jednak jestem pewna że 2 raz po nią nie sięgnę napewno
00



PODZIĘKOWANIA

Chcemy w tym miejscu podziękować wszystkim tym, którzy w nas uwierzyli i w jakimś stopniu dodali nam skrzydeł. A przede wszystkim chcemy wyrazić wdzięczność pewnej przemiłej duszyczce, która obdarzyła nas największym zaufaniem. Dziękujemy, Paulinko, za wsparcie nas w realizacji naszych marzeń.

Pisanie podziękowań nie jest wcale takie proste. Trzeba pamiętać o każdym, kto przyczynił się do powstania książki, kto nas motywował i, co najważniejsze, wierzył, że się uda. Ze swojej strony chciałam podziękować osobie, która była ze mną od samego początku do końca – mojej siostrze. Sylwio, dzięki za to Twoje marudzenie i wytykanie błędów. Dzięki temu brałam swoje cztery litery i siadałam do pracy. Byłaś pierwszą osobą, która przeczytała tę książkę. Twoja opinia i wskazówki były dla mnie bardzo cenne. Za to bardzo Ci dziękuję – Monika.

Pisząc podziękowania, człowiek zastanawia się, kogo w tym miejscu wymienić. Nie jest to łatwe, bo za wszystkim tym stoi sporo osób. Są wśród nich moja rodzina i kilku przyjaciół, którzy mieli okazję już dawno tę książkę przeczytać. Zawdzięczam im całą motywację do pracy. Gdyby nie oni, nie byłoby mnie tu i teraz. Nie powstałaby ta książka i nigdy nie poznałabym Moniki. Obie zgrałyśmy się idealnie, a efekty tej pracy znajdziecie w naszej książce – Patrycja.

No i nie możemy zapomnieć o Joli, która jest naszą największą fanką. Oby pojawiło się więcej takich jak ona. Jesteś z nami i wspierasz nas w każdym naszym przedsięwzięciu, więc nie mogłybyśmy w tym miejscu o Tobie nie wspomnieć. Mamy nadzieję, że nie skończy się to na tej jednej książce.

Każde miłe słowo czy najdrobniejszy gest pomaga nam oderwać się od ziemi i szybować po sukces. Gdyby nie wsparcie i cierpliwość tak wielu osób, nie byłybyśmy dziś w tym miejscu. Jesteśmy niezmiernie szczęśliwe, że Was mamy.

 

CAŁUSY,

MONIKA I PATRYCJA

PROLOG

Wiedziałam, na co się piszę…

Dlaczego więc pozwoliłam mu się do mnie dostać?

Leżę teraz na łóżku, wpatrując się ślepo w sufit, dziewczyny dobijają się do moich drzwi, ale na nie też nie zwracam uwagi. Pojedyncza łza spływa po moim policzku, nawet nie fatyguję się, aby ją wytrzeć. Może potrzeba mi takiego oczyszczenia. Jaka ja byłam głupia. Zaciskam oczy, nie chcę widzieć przed sobą jego twarzy. To wszystko stało się przez niego i tę głupią grę. Gdyby nie był taki zadufany w sobie, wszystko potoczyłoby się zupełnie inaczej, a tej dziewczynie nic by się nie stało.

A może to również moja wina?

Może to właśnie ja powinnam leżeć teraz w szpitalu, bo zadawałam się z nim, a nie ta dziewczyna?

– Lexi, otwieraj natychmiast! – krzyczy Lizzi, ale w tle słyszę też głosy moich dwóch pozostałych przyjaciółek. I co ja mam im powiedzieć? „Wiecie, gdybym nie prowokowała tego dupka, to może nie doszłoby do tego strasznego wydarzenia”? Albo: „Lizzi, otrząśnij się, to przez Artema omal nie zostałaś skrzywdzona”? To wszystko jest bez sensu, przekręcam się na prawy bok, przyjmując pozycję embrionalną i przytulając mocno do siebie poduszkę. Moja wojna przyniosła same szkody. Byłam taką idiotką, myśląc, że uda mi się z nim wygrać. Złamał mnie, tak jak tego pragnął.

Wyciągam rękę po telefon. Pewnie dziewczynom znudziło się dobijanie do drzwi, teraz będą męczyły mnie wiadomościami.

Policzę się później z Kim za to, że zadzwoniła do swojego brata tyrana. Niech on tylko spróbuje się tutaj dostać. Jestem w stanie posunąć się do rękoczynów, jeśli tylko coś zacznie.

Nie mija dwadzieścia minut, a słyszę jakieś zamieszanie po drugiej stronie nadal zabarykadowanych drzwi.

– Co ty robisz?! – piszczy Lizzi.

– Spokojnie, chodźcie, dziewczyny, niech on sam to załatwi. – No tak, mogłam się tego spodziewać, przecież pan i władca musiał przyjść ze swoimi sługusami.

– Wyjdziesz sama czy mam przyjść po ciebie?! – warczy Knox po drugiej stronie drzwi.

Nawet nie myślę, aby się odezwać. A niech sobie palant gada do pustki.

– Ok, sama tego chciałaś!

Nie zdążam nawet zareagować, kiedy moje drzwi zostają wyważone z ogromną siłą przez masywną, wściekłą postać Knoxa.

– Co ty robisz, nienormalny jesteś? – Wstaję z łóżka, kierując się do niego, gotowa mu przywalić. Jednak zatrzymuję się w miejscu, kiedy widzę jego wzrok błądzący po mojej sylwetce. Kurczę, dopiero teraz dociera do mnie, że mam na sobie tylko kuse szorty i prześwitujący biały top. Czuję, jak moje sutki twardnieją, napierając na materiał bluzki, chcąc się przed nim dumnie zaprezentować.

Knox, nic nie mówiąc, dwoma szybkimi krokami pokonuje dzielącą nas odległość i popycha mnie mocno na łóżko. Cholera, nie przypuszczałam, że tak się stanie. Z przerażenia zamykam oczy, czekając na jego ruch. Jednak nic się nie dzieje, otwieram niepewnie jedno oko. Stoi, bacznie mi się przyglądając tymi swoimi czarnymi, przerażająco mrocznymi oczami.

– Co mam teraz z tobą zrobić? – pyta.

Spoglądamy na siebie z mordem w oczach. Żadne z nas nie chce przerwać milczenia. Toczymy batalię na spojrzenia.

Wtedy to, co robi, zaskakuje mnie.

ROZDZIAŁ ILEXI

Stoję w moim pokoju w akademiku, który będę dzieliła z moją najlepszą przyjaciółką Lizzi. Pomieszczenie wydaje się dość spore, po lewej i prawej jego stronie stoją jednoosobowe łóżka. Lizzi zdążyła zająć już jedno z nich, przez co zostaje mi prawa strona pokoju. Ściany pomalowane są na biało, widać, że niedawno musiały być odnawiane. Za dwa dni rozpoczyna się rok akademicki w jednej z najbardziej elitarnych szkół na świecie, do której zostałyśmy przyjęte. Dostają się tu ludzie, którzy należą do wyższych sfer i garstka ze stypendiami. Szkoła ta kształci wielkich polityków, biznesmenów, piosenkarzy, jak również inne wybitne osobistości tego świata.

Nasze bagaże są jeszcze w aucie brata Lizzi, który nas tu przywiózł. Din czeka na nas przy samochodzie, miałyśmy tylko zorientować się, gdzie znajduje się nasz pokój.

– Trochę tu szaro-buro, ale spokojnie, coś z tym zrobimy. – Tak, to cała moja przyjaciółka. Jej życie pełne jest kolorów, tu też musi je wprowadzić. – Co myślisz o przemalowaniu go na fioletowy?

– Boże, Lizz, dopiero tu przyjechałyśmy. – Kręcę głową. – Musimy się rozpakować, a przede wszystkim musimy odebrać nasze bagaże od twojego brata.

– Ach, Din, on mnie zabije. – Moja przyjaciółka skacze na równe nogi i już jej nie ma w pokoju.

Śmiejąc się, ruszam za nią. Wychodzę z akademika na oblany słońcem kampus, mrużę oczy, gdy słyszę kłótnię. No tak, to z całą pewnością Din i Lizzi. Oni tak zawsze, więc nie dziwcie się. Mimo że często się kłócą, to bardzo się kochają.

– Jak zwykle bujasz w obłokach – karci Lizzi Din, gdy do nich podchodzę.

– Wal się! – Odwraca się od niego, po czym wyciąga ze złością swoją torbę. Ta uderza w jej stopę, przez co Lizzi klnie jak szewc.

– Opanuj się – ucisza ją Din. – O, jak dobrze, że już jesteś. Nie idzie się z nią dogadać.

– Spokojnie, będę miała na nią oko. – W żartach trącam go w bok.

– Obie jesteście szurnięte, więc nie wiem, o kogo powinienem bardziej się obawiać – żartuje. – Dobra, laski, mam mało czasu. Wiecie, mam randkę z taką jedną rudą. – Puszcza mi oczko, a ja wybucham śmiechem.

– Din, jesteś niemożliwy. – Macham na niego ręką, kierując się do Lizz, która mota się z naszymi walizkami. – Pomóż nam to wytaszczyć z twojego auta i będziesz wolny.

– On ma nam pomóc zataszczyć je tam na górę. – Lizz piorunuje mnie wzrokiem.

– Poradzimy sobie. – Wyciągam swoje dwie walizki, a Din pomaga Lizz.

W końcu wszystkie nasze toboły stoją wypakowane na kostce, a my obserwujemy, jak auto Dina coraz bardziej się od nas oddala.

– Witaj, przygodo – śmieje się Lizz, łapiąc za swoje dwie walizki.

– Jasne, dla ciebie to przygoda. – Ciągnę za sobą moje, idąc krok w krok za Lizz.

Nagle czuję, jak coś uderza mnie w rękę, przez co wypuszczam jedną z walizek. Odwracam się, pocierając bolące miejsce. W jednej chwili zostajemy otoczone przez grupkę chłopaków. Przede mną stoi boski koleś. Jednak w jego oczach widzę pewną mroczność. Są czarne, ale, cholera, czy one nie błyszczą?

– Zamknij tę buźkę. – Boski koleś naśmiewa się ze mnie. – Głodna jesteś czy co?

Jego banda wybucha śmiechem.

– Odwal się od niej, koleś. – Lizz staje w mojej obronie. Zawsze waleczna i skora do pomocy. Jednak potrafię sama się bronić.

– Proszę, jaka wojowniczka nam się tu trafiła.

Teraz Lizz zostaje popchnięta do tyłu przez chłopaka w czapce z daszkiem.

Brunet nadal stoi przede mną bez ruchu, intensywnie mi się przyglądając. Czuję mrowienie na całym ciele, gdy jego wzrok skupia się na mnie coraz bardziej. Cholera, co się tu dzieje? Jeszcze nigdy nie widziałam takiego nieziemskiego faceta. Jest ode mnie dużo wyższy, więc gdybym chciała go pocałować, musiałabym unieść się na palcach. Co się ze mną dzieje? Czemu myślę o całowaniu obcego chłopaka? Jest ogromny, pod ubraniami musi mieć imponujące ciało składające się z samych mięśni. Barki ma rozbudowane, przez co sądzę, że musi ostro trenować. Klata napięta, unosi się nierówno, gdy tak mi się przygląda. Czarne oczy, dokładnie takie same jak włosy, które ma krótko ostrzyżone. Wygląda jak typowy model z reklam czy magazynów. Zresztą cała jego banda dużo nie odstaje od niego wyglądem. Bije od niego coś mrocznego i władczego. Koleś w czapce ciągle popycha Lizz, a ta cofa się zaskoczona, coraz bardziej zbliżając się do ściany budynku.

– Zostaw ją! – Ruszam na oprawcę mojej przyjaciółki, ale ponownie zostaję szarpnięta za rękę, przez co upadam tyłkiem prosto na kostkę. Wszyscy wybuchają śmiechem. Który to, do cholery?

– Trafiły nam się niesforne pierwszaki – śmieje się brunet.

– Nie wątpię, że K się tym zajmie. Co nie, stary? – pyta blondyn.

– Artem, zostaw ją, mamy ważniejsze sprawy do załatwienia.

Widzę zaskoczenie wymalowane na twarzach innych chłopaków, gdy boski koleś to mówi. Jednak jak potulne baranki ruszają za nim, kiedy ten odchodzi swoim zamaszystym krokiem.

– Co za niewychowani kretyni! – warczę pod nosem.

Nagle zabójczy chłopak, czy jak tamci go nazywają – K, zastyga w miejscu, a plecy mu sztywnieją. Odwraca się w mgnieniu oka i szybkim krokiem zmierza w moim kierunku. Nawet nie wiem, kiedy zostaję przyparta do ściany. Patrzy na mnie z góry tymi swoimi mrocznymi oczami.

– Trzymaj się od nas z daleka, bo pożałujesz – ostrzega mnie, a po chwili słyszę za nim śmiech Lizz. K odwraca się i spogląda wprost na nią. Wykonuje ledwo widzialny ruch głową, a wtedy chłopak w czapce podchodzi do niej, robiąc dokładnie to samo co jego kumpel. Odrywa od nich wzrok, wracając do mnie. – Nie igraj z ogniem, bo ja jestem pieprzonym ogniem, który może cię cholernie poparzyć – szepcze mi do ucha swoim władczym głosem. Przechodzą mnie przez to ciarki, ale są one strasznie przyjemne. Powinnam się bać, ale czuję zupełnie co innego. Odrywa się ode mnie, nawet nie zauważyłam, że byliśmy tak blisko. – Zapamiętaj! Kiedy mnie zobaczysz, schodź mi z drogi, kiedy będziesz w pobliżu, zniknij niezauważona. Nie patrz na mnie i nie waż się do mnie odezwać. Pilnuj się, bo ja jestem tu prawem. – Odchodzi z resztą, zostawiając mnie zdezorientowaną.

Patrzę, jak znikają za rogiem budynku, a wtedy odczuwam ulgę.

– Co to miało być? – pyta Lizz.

– Nie mam pojęcia, nie podobają mi się ci chłopacy. – Chwytam swoje walizki i wchodzę do budynku.

– Daj spokój, chcieli zbadać teren. – Lizz dogania mnie pod windą.

Tak, w naszym budynku jest winda. Nie dziwcie się, w końcu to jedna z najbardziej elitarnych szkół. Wchodzimy do wspólnego salonu, gdzie siedzą dwie inne dziewczyny. Wyglądają jak jakieś damy. Ubrane w eleganckie sukienki, a buty… O takich marzy każda dziewczyna. Nie mówię, że nie stać mnie na takie rzeczy, ale ludzie, one kosztują ponad dwa tysiące funtów. Przeciętny człowiek musiałby oddać jedną swoją wypłatę, aby je sobie kupić. A gdzie życie? Wiem, że te dwie mają kasy jak lodu. Zauważają nas i wstają.

– Cześć, jestem Kim – wita się z nami czarnowłosa dziewczyna.

– A ja jestem Erin – przedstawia się druga. – Będziemy razem dzielić ten pokój, kuchnię i łazienkę, czyli od dziś jesteśmy współlokatorkami.

– Miło nam was poznać, jestem Lexi, a to jest Lizzi.

Uśmiechają się do nas szczerze.

Chwilę rozmawiamy, po czym rozstajemy się, rozchodząc się do swoich pokoi.

*

– Nie rozpakowuj się zbytnio, jutro chcę kupić farby – informuje mnie Lizz. – Wyjmij tylko to, co jest ci najbardziej potrzebne. Pomalujemy najpierw pokój.

– Oszalałaś, mnie wcale nie przeszkadza ten kolor. – Wskazuję ręką na białe, gołe ściany.

– Kochana, tobie to wszystko się podoba – karci mnie moja przyjaciółka.

– Chcesz mnie skazać na spanie w pokoju pełnym smrodu farb? – pytam oskarżycielsko.

– W salonie jest kanapa, ja mogę tu spać. – Jasne, zawsze znajdzie wyjście.

– Jaki kolor? – pytam. – Ostrzegam, nie chcę żadnych jaskrawych.

– Myślałam o kolorze lawendy. – Uśmiecha się do mnie promiennie. Wie, że już mnie ma.

– Dobra, dasz radę w jeden dzień? – dopytuję.

– Z twoją pomocą zawsze – śmieje się.

– Co planujecie? – Przez otwarte drzwi do naszego pokoju wchodzi Kim. – Nie podsłuchiwałam, drzwi są otwarte. – Uśmiecha się lekko skrępowana.

– Lizz będzie jutro malowała nasz pokój.

Oczy Kim zaczynają błyszczeć. Cholera, gdzieś już widziałam taki błysk. Dobra, nieważne.

– Mogę wam pomóc? – Zaskakuje nas tym pytaniem.

– Jasne, im więcej rąk do pracy, tym lepiej.

Uzgadniamy jutrzejszy plan działania i Kim znika.

*

Wybieram się z samego rana po zakupy na śniadanie, bo lodówka świeci pustkami. Przy okazji rozglądam się po okolicy. Zaskakuje mnie widok tej samej grupki chłopaków co wczoraj. Siedzą w małym parku przy akademikach. Omawiają coś żywo, ale całe szczęście nie dostrzegają mnie. Pan boski wygląda dziś niesamowicie. Ma potargane włosy, jakby dopiero co wstał z łóżka. Obcisła koszulka eksponuje jego umięśnioną klatę. Boże, czy ja się właśnie ślinię? I to na kolesia, który był w stosunku do mnie arogancki? Dał mi jasno do zrozumienia, że mam się trzymać z dala od niego.

Kiedy wracam po zakupach tą samą trasą, ich już nie ma w tym miejscu. Czuję przyjemną ulgę, ale i pewne ukłucie żalu. Ja chyba oszaleję.

*

Śniadanie zrobione, nawet nasze współlokatorki skorzystają, bo w całym tym rozkojarzeniu przygotowałam zbyt dużo jedzenia.

– Wiesz, że cię kocham? – pyta, wchodząc do kuchni, Lizz. – Te zapachy roznoszą się wszędzie.

– Wreszcie wstałaś, mamy dziś sporo planów. – Klepię miejsce obok siebie, a ona na nim siada. – Najedz się, bo zapowiada się bardzo długi dzień.

– Och, te zapachy mnie zabijają. – Dołącza do nas Kim, przeciągając się.

– Częstuj się, wystarczy dla każdego – zapraszam ją.

– Od dziś jesteś moją idolką – śmieje się Kim, zajadając jajecznicę z pomidorami. Przy każdym kęsie wydaje z siebie dziwne dźwięki.

Po kilku minutach dołącza do nas Erin. Wszystkie, najedzone i wyszykowane, ruszamy na poszukiwanie farb do naszych pokoi. Tak, dobrze słyszeliście, farb. Kim z Erin też chcą pomalować swój pokój. Ochoczo wybieramy odpowiednie dla nas kolory. My z Lizz wracamy z melancholijną lawendą, a Kim i Erin z pudrowym różem.

– Może powinnam poprosić o pomoc mojego brata i jego świtę – zastanawia się Kim.

– Lepiej nie, oni są dość specyficzni, a dziewczyny mają jeszcze czas na poznanie ich. – Coś dziwnego jest w głosie Erin, gdy o nich mówi.

– Może i masz rację, oni są tu prawem – zgadza się z nią Kim.

Słyszałam już gdzieś to słowo. Cholera, tylko nie pamiętam gdzie.

– Nie wszystkim musi się spodobać to, co oni robią – oznajmia Erin.

Zabieram się za malowanie, bo nie chcę tego przedłużać. To ma być szybka robota. Po godzinie pracy ja i Lizz pomagamy dziewczynom. One nie mają o tym zielonego pojęcia, po dziesięciu minutach są całe w farbie i nie mówię tu tylko o ubraniach. Chodzi głównie o włosy. Po kolejnej godzinie jako tako wykonanej roboty wszystkie, umorusane, opadamy na kanapę.

– To była niesamowita zabawa – odzywa się Kim.

– Coś czuję, że razem stworzymy idealny team – śmieje się Erin.

– No, fantastyczna czwórka z nas – dołącza do niej Lizz.

– Dobre, dobre – popiera tę nową nazwę Erin. – Od dziś jesteśmy fantastyczną czwórką zajebistych lasek.

– Lepiej nie rzucać się w oczy – upomina ją Kim, na co Erin szybko poważnieje.

– Masz rację, przynajmniej przez miesiąc. – Erin kiwa głową.

Coś tu się dzieje i to dość dziwnego.

*

Budzę się obolała na kanapie w salonie. Nie mogłam tamtej nocy spać w naszym pokoju, bo ten zapach przyprawiał mnie o mdłości. Oczywiście Lizz została, tej kobiety nic nie rusza. Przeciągam się na kanapie, gdy słyszę szepty.

– Powiedz im lepiej, żeby były niezauważalne. – To chyba dziewczyny rozmawiają między sobą. – Wiesz, że zawsze biorą te nowe, młode, nieświadome.

– Daj spokój, na pewno nie są szarymi myszkami. – To chyba Kim.

– Ale Lexi jest bardzo ładna, a wiesz co… – Erin nie może dokończyć, bo Kim trzaska drzwiami, po czym kieruje się do kuchni.

Wiedziałam, że coś się tu dzieje. Pytanie tylko, co to może być?

*

Wędruję po ścieżkach kampusu, szukając budynku, w którym mają się odbyć pierwsze zajęcia. Na ławce siedzi jakiś chudy chłopak, więc podchodzę do niego.

– Cześć, nie wiesz może, gdzie znajdę budynek 4D? – pytam.

– Masz go przed sobą. – Śmieje się. Podnosi na mnie swój wzrok, a ja topię się w morzu błękitu. – Masz teraz nauki polityczne?

– Tak – odpowiadam.

– Ja też. Jeśli chcesz, możemy pójść razem – proponuje.

– Jasne, miło mieć towarzystwo, gdy się tu prawie nikogo nie zna.

Kiwa głową ze zrozumieniem. Zbiera swoje rzeczy, po czym kierujemy się do budynku.

Siadamy obok siebie i dopóki nie rozpoczną się zajęcia, rozmawiamy. Nagle sala z głośnej robi się cicha. Cholera, co się dzieje? Rozglądam się po ludziach za sobą. Słyszę, jak dziewczyny gwałtownie wciągają powietrze. Nieświadoma, zaczynam się z tego śmiać, a ktoś obok mnie odchrząkuje. Zdezorientowana odwracam się i… Cholera. To nie może znów być ten koleś. Ten mroczny wzrok przewierca mnie na wskroś. W jednej chwili robi mi się gorąco, ale nie pokazuję tego po sobie. Tym razem muszę być twarda.

– Bawię cię? – pyta boski koleś.

– Zależy, o co pytasz – odpowiadam mu wymijająco.

Salę zalewają szepty. Chłopak nachyla się, tak że czuję jego rześki, miętowy zapach.

– Mówiłem ci, nie igraj z ogniem – szepcze mi do ucha. Odsuwa się i siada na samej górze. Jednak ja nadal czuję na sobie jego palący wzrok. Z całą pewnością obserwuje mnie.

– Co to miało być? – pyta Sam, chłopak, z którym tu przyszłam.

– Nic, koleś jest dziwny i tyle. – Wzruszam ramionami. No co mam mu powiedzieć? „Ej, słuchaj, podoba mi się, ale jest jakiś dziwny”?

– Rzadko rozmawia z pierwszakami – wyraża swoje zdziwienie Sam.

– A to jest grupa mieszana? – pytam.

– Tak, ja jestem na drugim roku.

Mieszane grupy, super.

– Tak samo jak Knox i reszta jego hołoty – informuje mnie Sam.

– Nie przepadasz za nim, co? – pytam zaciekawiona.

– Tak, on z Nico i Artemem są tu prawem.

Chcę zadać jeszcze jakieś pytanie, ale wchodzi profesor. Muszę to zostawić na później.

Nie jest mi jednak dane dowiedzieć się więcej o tej dziwnej elicie szkolnej, ponieważ Sam bardzo śpieszy się na jakieś swoje spotkanie.

*

Spotykamy się z Lizz w kampusowej kawiarni.

– Jak tam zajęcia? – pyta.

– Znośnie, ale znów spotkałam tę grupkę.

Patrzy na mnie zaciekawiona.

– Cała sala zamarła, jak weszli na aulę, a ja zaczęłam się z tego śmiać. Zagadał do mnie, powiedział, żebym nie igrała z ogniem. Rozumiesz coś z tego? Bo ja ani trochę.

– Opiera się pokusie – kwituje Lizz.

– Kto opiera się pokusie? – pyta Kim, opadając na krzesło obok mnie, a Erin siada obok Lizz.

– Nic, nasza Lexi ma chętnego kolesia na nią, tylko on dziwnie to okazuje.

Walę Lizz po głowie za te durne insynuacje.

– Fiu, fiu, kilka dni i już jakiś koleś na ciebie leci? – Gwiżdże Erin.

– Zejdźcie ze mnie. – Piorunuję je wzrokiem.

– Moje pierwsze zajęcia były istną katorgą. – Ratuje mnie Kim, puszczając mi przy tym oczko.

W ten sposób rozmowa schodzi na rzeczy przyziemne. Do końca lunchu nie wspominamy już o mojej rozmowie.

*

Dziewczyny zabierają mnie na pierwszy sezonowy mecz hokeja. Z tego, co się dowiedziałam, jest to ulubiony sport na tej uczelni. Tutejsza drużyna zdobywa mistrzostwo od kilku lat. Dzięki kilku utalentowanym chłopakom z drużyny. Kim chce zobaczyć się z kimś przed samym meczem, przez co jesteśmy na stadionie godzinę wcześniej. Razem z Erin zostawiają mnie i Lizz na trybunach. Na środku znajduje się ogromne lodowisko otoczone przez szklane szyby. Widok jest imponujący, zapiera mi dech w piersi.

– Cholera, muszę do łazienki – mówię do Lizz.

– To idź, ja zaczekam tu na dziewczyny.

Zgadzam się, po czym kieruję się w stronę wyjścia. Na korytarzu rozglądam się za łazienkami. Idę prosto przed siebie i w końcu je znajduję. Załatwiam szybko swoją potrzebę i wychodzę, wpadając wprost na masywną, szeroką postać.

– Patrz, kurwa, gdzie leziesz – mówi wściekły koleś.

– Przepraszam. – Chcę go minąć, ale ten łapie mnie za łokieć, obracając i przyciskając do swojej klaty.

– Knox, patrz, kogo tu dla ciebie mam. – Koleś śmieje się do mojego ucha.

– Puść mnie, idioto. – Szarpię się z nim, ale jest silniejszy.

– Kurwa, powiedziałem ci już, żebyś nie igrała z ogniem.

Knox. Czyli tak ma na imię to ciacho.

– Mam się nią zająć? – pyta koleś za mną.

– Odprowadź ją do wyjścia – rozkazuje Knox.

– Co?! – krzyczę i tym razem kopię kolesia, który mnie przytrzymuje.

Puszcza mnie i łapie się za kostkę.

– Wojowniczka z niej, nie ma co, może by tak dodać ją do listy? – proponuje chłopak w czapce.

Czy on zawsze nosi czapki z daszkiem? Ciekawe, ile ich ma.

– Connor, wyprowadź ją z tego pieprzonego stadionu! – drze się na kolesia Knox.

– Pierdol się, Knox! – krzyczę, biegnąc do dziewczyn.

– Jeszcze z tobą nie skończyłem! – Słyszę te słowa, zanim wpadam za róg.

Wyglądam zza niego, ale ich już tam nie ma. Całe szczęście musieli odejść. Uwalniam wstrzymany oddech. Serce wali mi jak szalone. Czemu nie chciał, abym została na stadionie? O co chodzi temu kolesiowi?

Mecz kończy się wygraną naszej drużyny. Jeszcze nigdy nie widziałam aż tak brutalnego sportu. Kolesie wpadają na siebie z taką prędkością, aby tylko odebrać sobie krążek. Ta gra jest beznadziejna.

– Dobra, teraz czas na imprezę – mówiąc to, Kim klaszcze w dłonie.

– Jaką imprezę? – pyta zaciekawiona Lizz. Jasne, jej nie może zabraknąć na żadnej balandze.

– Bractwa mojego brata – oznajmia, na co ja wybałuszam oczy.

– Masz brata? – pytam zdziwiona.

– Tak, jest na drugim roku – odpowiada. – Niestety, nie ma czym się chwalić. Jesteśmy blisko, ale nie popieram tego, co robi i jak się zachowuje.

– Skończ ględzić o K, idziemy na imprezę. – Erin popycha nas ku wyjściu. – Wygrali, to teraz alkohol będzie lał się strumieniami. Mam ochotę się dziś upić.

– Twój brat jest w drużynie? – Nie daję za wygraną. Zaciekawiła mnie tym bardzo.

– Tak, tak samo jak i jest kapitanem drużyny – mówi Erin. – Jest jak pieprzona gwiazda. On jest tu prawem. On tu rządzi. Wszyscy chcą go znać, a jeszcze bardziej każdy chce się z nim przyjaźnić. A laski, one są najgorsze. Chcą go tylko dla siebie.

– Erin, skończ, to mój brat! – warczy na nią Kim.

– Dobra, pijecie ze mną? – Lizz szybko zmienia temat.

Wszystkie chórem odpowiadamy: „tak”.

Docieramy na miejsce i widzimy, że impreza już dobrze się rozhulała. Dom bractwa jest spektakularny. Wydobywają się z niego głośne, basowe dźwięki. Ludzie kręcą się tak na zewnątrz, jak i w środku. Cały dom rozświetlony jest jak bożonarodzeniowa choinka. Kim ciągnie mnie za rękę w stronę kuchni. Przepychamy się przez gęsty tłum, aby dostać się jak najbliżej barku zaopatrzonego w niezłe alkohole. Większość osób wita się z Kim, a ona odpowiada im kiwnięciem głowy.

ROZDZIAŁ IIKNOX

Moje życie wydawać może się wielu niesamowite. Mam władzę, pieniądze i wszystko, czego tylko dusza zapragnie. Pieprzona władza to podstawa w dzisiejszych czasach. Każdy się ze mną liczy i wie, kim jest Knox Black. Jestem tu pieprzonym BOGIEM. Mam dwóch najlepszych przyjaciół, Artema i Nico – znamy się od dziecka. Nasi rodzice również przyjaźnią się od dzieciństwa. Moją pasją jest władza i hokej. Sport to właśnie to, na co stawiam w swoim życiu. Jak wyglądałoby moje życie bez niego? Powiem wam jedno! Byłoby do DUPY!!! Pochodzę z arystokratycznej rodziny, przez co moje życie musi być poukładane. Rodzice zazwyczaj wynajmowali ludzi do pomocy w wychowaniu mnie i mojej siostry. Tak, mam młodszą o rok siostrę. Właśnie zaczęła naukę w tej wymuskanej, elitarnej szkole. Nie zaprzeczę, uczą się tu same elity, dzieci prezydentów, premierów, gwiazd filmowych, mógłbym wymieniać tak bez końca. Sam należę do jednego z najznakomitszych i najzamożniejszych rodów w Wielkiej Brytanii. Moja rodzina jest spokrewniona z rodziną królewską. Dlatego stawia mi się wysokie wymagania, które muszę spełniać. Niesamowicie mnie to denerwuje, bo nie mogę być prawdziwym Knoxem. Jedynie moi przyjaciele znają mnie na wylot. Ta cała hołota, bo inaczej nie potrafię nazwać tej zgrai wychuchanych i wypieszczonych gogusiów z elit, nigdy nie dowie się, jaki jestem naprawdę. Wiem, bo sam gram w tej lidze oszustów. Jednak w środku jestem zupełnie innym człowiekiem niż na zewnątrz. Gdyby moi rodzice dowiedzieli się, czym zajmuję się po zajęciach, dawno by się mnie wyparli.

*

Zmierzamy właśnie z chłopakami do siłowni trochę poćwiczyć, gdy dociera do mnie melodyjny, słodki śmiech. Nie znoszę takich, denerwują mnie, są takie przesłodzone. Cholera, jednak ten jest całkiem inny. Taki przyjemny i kojący dla ucha. Rozglądam się za właścicielką tego głosiku. Kampus zalany jest przez tłum ludzi, za dwa dni rozpoczynają się zajęcia. Zjeżdżają się starzy wyjadacze, ale również pierwszaki. Zatrzymuję się, gdy dostrzegam dziewczynę z rozpuszczonymi, czekoladowymi włosami. Drobna, z niezłym tyłkiem, opiętym przez dżinsowe szorty, średniej wielkości piersiami, które eksponuje wydekoltowany top na ramiączkach. Jej uśmiech jest zniewalający. Cholera, Knox, myśl! To laska jak każda inna. Choć muszę przyznać, że jest w niej zupełnie coś innego. Bije od niej jakiś blask, który roztacza wokół siebie, tak że każda osoba obok niej promienieje. Widzę to po stojących z nią kolesiu i blondynce, którzy nie mogą oderwać od niej wzroku.

– Co, Knox, szukasz nowych do naszej gry? – pyta, trącając mnie, Nico.

– Ja już mam swój typ. – Artem kiwa głową w stronę blondynki, z którą stoi czekoladowowłosa. Blondynka złości się podczas wyciągania swoich walizek.

– Norma, Artem zawsze wybiera blondynki – żartuje Noah, co zresztą jest prawdą. Ten dureń ma jakiś sentyment do blondynek.

– Spieprzaj! – Artem pokazuje Noahowi środkowy palec.

– Dobra, ale nie zapominajcie, że dziewice są warte złota – dorzuca od siebie Nico. Ten zawsze musi zaliczać same dziewice, które są najwyżej punktowane.

– Aha, Nico i dziewice. – Noah kiwa głową.

– Dobra, mieliśmy iść na siłownię. – Widzę, że Artem nie spuszcza wzroku z blondynki. No, zaczyna się, założę się, że chce do nich podejść. Tego jestem pewny, już sobie upatrzył blondynkę do gry.

Ruszam w ich stronę, kiedy obie dziewczyny idą w kierunku jednego z akademików, ciągnąc za sobą walizki. Wolałbym trzymać się z dala od czekoladowowłosej, ale czego nie robi się dla przyjaciela. Musi z bliska ocenić panienkę. Zresztą wszyscy musimy jednogłośnie zgodzić się na wpisanie jej na listę. Chcąc być chamskim, uderzam czekoladowowłosą dość mocno w rękę, przez co ona wypuszcza walizkę, która z hukiem opada na kostkę. Dziewczyna odwraca się zdezorientowana, po czym jej wzrok pada na mnie. Widzę, jak mnie ocenia, jej oczy mówią mi wszystko. Z całą pewnością podoba jej się to, co widzi. Aby nadal być chamskim, rzucam kilka razy durne teksty w jej stronę. Artem już zajmuje się swoją dziewczyną do gry, ale czekoladowowłosa próbuje ją ratować, nie ma co, wojownicza laska. Ma pazurki. Szarpię ją za rękę, przez co zatacza się do tyłu i opada na ten swój seksowny tyłeczek. Trochę mi go żal, ale tylko trochę. Skacze na równe nogi, patrząc wściekle na mnie i chłopaków. Artem korzysta, przypierając blondynę do ściany budynku. Podejmuję szybką decyzję, że już mu starczy oceniania, i zarządzam odwrót. Odchodzimy, kiedy z ust czekoladowowłosej wychodzą słowa, które wcale mi się nie podobają. Wściekły, w jednej chwili staję przed nią, wydając jej polecenia, ostrzegając przed samym sobą. Muszę zbudować między nami potężny mur. Wolałbym uniknąć jej w naszej grze. Bałbym się, że mogłaby potoczyć się nie po mojej myśli. Wiem, że chłopacy będą chcieli wpisać ją na listę, jednak ja jestem zdecydowanie na NIE. A moje słowo ma potężne znaczenie. Odchodzimy, a ja wiem, że za chwilę oni zaczną gadać o grze.

– Chcę blondynę – wyrzuca z siebie Artem.

Na to mogę się zgodzić.

– Ok, wchodzi do gry. – Zgadzam się, na co ten zaciera ręce. – Nie ciesz się, bo nie wiesz, czy ją wygrasz.

Tak, gramy o dziewczyny. Każdy z nas będzie grał o punkty, zabiegając o daną panienkę.

– Ja chcę tą ciemnowłosą – żąda Nico, a za nim Noah, Milan i Cooper.

Wiedziałem, w końcu to ich typ urody.

– Ona wypada z gry – informuję ich.

Nico odwraca się zaskoczony, patrząc na mnie. Nigdy nie wyrzucałem z gry lasek, które proponowali. Zawsze przystawałem na nie, jednak ta nie może wziąć udziału w naszej grze. Głównie ze względu na mnie.

– Czemu? – pyta Nico.

– Znajdziecie inne, nie będę się wam tłumaczył z moich decyzji – mówię jasno.

– To blondynka też wypada z gry – zaskakuje mnie swoim zachowaniem Nico, a Milan go popiera.

– Nie ma nawet takiej pieprzonej opcji, ona już jest w grze! – warczy na nich Artem. Mój przyjaciel potrafi walczyć o swoje. – Zamknąć mordy i znajdźcie sobie inne. To, co mówi Knox, jest święte. Nie zapominajcie o tym.

– Bracie, nie zmienisz decyzji co do tej ciemnowłosej? – pyta Nico, spoglądając na mnie błagalnym wzrokiem.

– Niestety, nie tym razem, brachu.

Macha na mnie ręką, ruszając w stronę szatni. Muszę poszukać mu jakiejś laski na rozładowanie tej całej zaistniałej z mojej winy frustracji.

Wchodzimy do siłowni, każdy zabiera się za swoje ćwiczenia. Nie gadamy, po prostu ćwiczymy.

*

Kierujemy się z chłopakami w stronę szatni, na pierwszy mecz w tym sezonie. Idę z Nico i Artemem na czele, gdy z tyłu słyszę, jak Noah zaczyna kląć. Odwracam się, cholera, widzę ją, jak stoi przytrzymywana przez niego. Szarpie się z nim jak dzika kotka. Nie mam ochoty zaczynać od nowa. Każę mu ją wyprowadzić, a ta znienacka wali go w kostkę, przez co ten kuli się z bólu. Powstrzymuję się od śmiechu. Czekoladowowłosa zaskakuje mnie swoimi słowami, przez co odgrażam się jej, że jeszcze z nią nie skończyłem. Mam zamiar wepchnąć jej te słowa z powrotem do jej krnąbrnych usteczek. Jestem w końcu pieprzony Knox Black, ze mną się nie pogrywa, a tym bardziej nie zadziera.

Dziwi mnie to, że moja siostra rozmawia z Ianem, ale szybko znika, gdy tylko się pojawiam.

– O co chodziło z moją siostrą? – Podchodzę do Iana.

– Pytała o imprezę u nas – odpowiada.

O nic więcej nie pytam, przygotowujemy się z chłopakami do gry.

Mecz wygrywamy bez problemu. Teraz pozostaje nam pierwsza sezonowa impreza, w czasie której, jak co roku, kilku chłopaków z drużyny wybiera dziewczyny do gry. Tak jak w tamtym roku udział biorą Nico, Artem, Noah, Milan, Cooper, Sam i Josh. W tym roku dołączam także ja. Wcześniej nadzorowałem tylko grę, pilnując wszystkiego. Zdecydowałem, że w tym roku również i ja się zabawię.

*

Siedzimy u mnie w pokoju, obgadując plan typowania lasek do gry.

– Jedną mamy, zostało siedem wolnych miejsc – informuję na wstępie.

– Każdy z nas wybiera po jednej do gry? – pyta Nico.

– Tak – mówię.

– Czyli Artem odpada, bo już wybrał? – dopytuje się.

– Tak, on odpada – potwierdzam.

Schodzimy na dół. Zostaję z Artemem i Nico, a reszta rozchodzi się, każdy w swoją stronę. Kierujemy się z chłopakami do kuchni po piwa, po czym wychodzimy na taras rozejrzeć się nieco. Widzę kilka nowych twarzy, ale, cholera, nie ma żadnej interesującej panienki, która nadawałaby się do gry dla mnie. Po chwili Nico trąca mnie, pokazując jakąś czarnowłosą panienkę. Spore cycki, jędrny tyłek, dokładny typ Nico.

– Jak ci się widzi? – pyta.

– W twoim typie. – Obaj zaczynamy się śmiać. Znamy się jak łyse konie.

– Upatrzyliście już sobie laski? – Artem podchodzi do nas z kolejnymi piwami.

– Nico typuje tą czarnowłosą. – Kiwam głową w jej stronę.

– Widzę, że to, co preferujesz, bracie. – Nico w żartach uderza Artema w klatę.

– Cholera, za dobrze mnie znacie. – Udaje urażonego. – Dobra, Artem, to zróbmy zakład w wytypowaniu lasek dla Knoxa.

Zaczyna się, mogłem się tego spodziewać.

– Wchodzę w to, a co na zakład dajesz? – pyta Artem.

– Oddam ci jedną kartę z numerem, którą będziesz chciał – proponuje, czym nas zaskakuje.

– Wchodzę w to. – Przypieczętowują zakład uściskiem dłoni. – Teraz, Knox, jesteś naszym sekundantem.

– Dobra, dawajcie swoje typy. – Macham ręką w tłum.

– Ty pierwszy, Nico. – Artem daje zielone światło.

– Hmm, nasz K preferuje ciemnowłose laski – gada sam do siebie Nico, rozglądając się. – Mam, ta czarna przy basenie, w jaskrawej bluzce.

– A twój typ, Artem? – pytam.

– Ja pójdę w inną stronę, zawsze były ciemne, co powiesz na tą rudą z niezłymi cyckami? Stoi tam, koło grilla.

Szukam jej wzrokiem. Całkiem niezła, może i poszedłbym tym razem w inny typ lasek? Mówią, że rude są dzikimi tygrysicami w łóżku. Obaj patrzą na mnie wyczekująco. Każdy z nich zaproponował całkowicie inny typ laski.

– Zaskoczę was, ale ta ruda wchodzi do naszej gry.

Artem wybucha śmiechem, a Nico patrzy na mnie zszokowany.

– Jee, mam do wyboru jedną kartę z puli Nico! –Artem klaszcze w dłonie jak małe dziecko.

– Przyznaję, jestem zaskoczony. – Nico wraca do siebie po chwili zdezorientowania.

– Dobra, to jak każdy z nas ma wytypowaną dziewczynę do gry, czas się upić – zarządza Artem.

Wypijamy nasze piwa, po czym razem wracamy po coś mocniejszego do kuchni. Zauważam w niej Kim, oczywiście z Erin u boku. Nie mogłoby być inaczej, mam nadzieję, że ta się tym razem na mnie nie rzuci.

– Cześć, braciszku – ćwierka na mój widok Kim, nawalona już w trzy dupy. – Nie poznałeś jeszcze moich nowych koleżanek. – Macha ręką w stronę drzwi do salonu. Kręcę głową na jej zachowanie, odwracając się w kierunku, który wskazała.

– Proszę, proszę, kogóż my tu mamy – piszczy Erin.

Jednak mój wzrok skupia się na nowych koleżankach Kim. Cholera jasna, to nie może być prawda. Stoi tam czekoladowowłosa. Mimowolnie zaczynam się przebiegle uśmiechać. Nikt nie zabroni mi się przez chwilę z nią zabawić. Stoi sobie nieświadoma ze swoją przyjaciółką, odwrócona plecami do mnie.

– Artem, patrz, kogo tam mamy. – Kiwam głową w ich stronę.

– Cholera, nie mogło być lepiej. – Zaciera ręce, ruszając w ich stronę.

Łapię go za ramię, zatrzymując.

– Co jest? – pyta. – Muszę zająć się moją dziewczyną do gry.

– Hola, hola, bracie. To, że jest w puli, nie znaczy, że już z nią grasz – przypominam mu. – A poza tym nie chcę, aby ta druga mi zwiała. Muszę się na niej odegrać za tę akcję na stadionie.

– Spoko, ty pierwszy. – Przepuszcza mnie, a Nico stoi z boku i śmieje się z nas. Obaj jak na zawołanie pokazujemy mu środkowy palec.

Kieruję się w stronę dziewczyn. Przepycham się między ludźmi i tym sposobem popycham czekoladowowłosą w kąt salonu, zamykając ją między sobą a ścianą.

– Oszalałeś! – piszczy, a ja knebluję jej usta ręką.

– Powiedziałem, zadarłaś z ogniem – przypominam jej.

Czuję ciepło promieniujące z jej ciała. Kontakt z jej ciałem jest dla mnie torturą. Chciałbym tę chwilę wykorzystać zupełnie inaczej, ale jestem tu w innym celu. Zemsta – to ona jest teraz moim priorytetem.

– Jak to mi brzydko powiedziałaś? Przypomnisz mi?

Próbuje coś powiedzieć, ale moja dłoń skutecznie jej to utrudnia, a ja tak łatwo nie odpuszczam.

– Spróbuj jeszcze raz spojrzeć w moją stronę albo powiedz coś niewłaściwego, a pożałujesz, to jest moje ostatnie ostrzeżenie. Jeśli rozumiesz, kiwnij głową.

Natychmiast kiwa nią, a ja zaciągam się jej cukierkowym zapachem. Cholera, zajebiście pachnie, nie dość, że jest słodka, to jeszcze dokładnie tak samo pachnie. Od jej włosów czuję zapach gumy balonowej. Boże, jak ta dziewczyna to robi, że chociaż nie chcę tego czuć do niej, to wydobywa ze mnie takie uczucia. Jednak jestem Knox Black, nigdy żadna dziewczyna nie będzie ponad wszystko. Nie złamię tej zasady, nawet dla niej.

– Ostrzegam cię, lepiej schodź mi z drogi. – Opuszczam dłoń z jej ust, a ona lekko zaczyna się wiercić, ocierając o moje ciało. Mój fiut natychmiast reaguje na nią. Cholera, co ona ze mną robi?! Słyszę jej cichy jęk, a mój wzrok pada na jej rozchylone aroganckie usteczka. Nasze usta dzieli kilka milimetrów, patrzę, jak oblizuje usta. – Teraz lepiej zjeżdżaj, jeśli nie chcesz, żebym pożałował swojej decyzji i zrobił z tobą coś, co by ci się z całą pewnością nie spodobało.

– Skąd wiesz, że nie chciałabym tego?

Zadziorna.

– Nie igraj z ogniem, bo się sparzysz – ostrzegam ją któryś raz z kolei dzisiejszego wieczoru.

– Nie wydaje mi się, żebyś był ogniem – ripostuje.

– Lubisz gierki, co? – pytam, podnosząc jedną brew.

– A kto nie lubi? – Teraz ona wyzywająco unosi brew.

– Doigrasz się w końcu. – Ociera się o mnie specjalnie. – Nie pogrywaj sobie ze mną. – Ile razy jeszcze muszę się powtarzać? Ta dziewczyna doprowadza mnie do białej gorączki.

Nagle słyszę zalaną Kim, jak woła jakąś Lexi, niesamowicie przy tym sepleniąc.

– Muszę iść do koleżanki – informuje mnie czekoladowowłosa. – Woła mnie właśnie. – Czyli to ona jest Lexi. Dobrze wiedzieć.

Odpycham się od ściany, a ona przemyka pod moim ramieniem. Cholera, teraz jakoś dziwnie się czuję bez bliskości jej kuszącego ciałka. Tak idealnie wpasowała się w moje. Knox, laski są od bzykania. Ta nie jest żadnym pieprzonym wyjątkiem! Chcesz, to ją bzyknij, ale nie idź nawet w tę stronę. Rozglądam się po salonie, mój wzrok odnajduje na środku, wśród tańczących par, Artema z blondynką. Widzę po niej, że już jest jego. Wpadłaś, maleńka.

– Twoja siostra jest już zalana w trupa. – Nico dołącza do mnie. – Radziłbym ci ją dostarczyć do domu.

– Wydaje mi się, że już ma bodyguarda. – Kiwam głową w jej stronę.

– Cholera, bracie, czemu nie chcesz, żeby ona weszła do gry? – Patrzy ze ślinotokiem na Lexi.

– Nie pasuje do naszej gry. – Sam próbuję się do tego przekonać. Choć tak naprawdę wpasowuje się idealnie. Jednak nie chcę jej w niej.

– Nie pierdol, za dobrze cię znam. – Klepie mnie po plecach. – Boisz się, że za bardzo się w to wkręcisz i to może być ona. Nie chcesz jej w tej grze, bo może być twoim kryptonitem. Zniszczy twoją tarczę ochronną. Od zawsze traktowałeś laski jak jednorazowe numerki do bzykania, a tu nagle masz z nią jakiś problem. Widzę to, K. Nie zaprzeczaj.

– Dobra, masz mnie – przyznaję się. Co mam innego zrobić, skoro przejrzał mnie na wylot. – Nie chcę jej w naszej grze, bo mogę grać nieczysto, jeśli chodzi o nią.

– Wiedziałem. – Uderza mnie w ramię. – Dobra, już nie nalegam. Mnie masz z głowy, ale Noah i Connor tak łatwo nie odpuszczą. Chodzą i ciągle nie mogą pojąć, czemu nie chcesz się na nią zgodzić. Wpadła im w oko, a wiesz, jak to jest. Tego, czego nie możesz mieć, chcesz najbardziej.

– Wiem, ale ten temat jest zamknięty.

Kończymy rozmawiać i ruszamy obaj na łowy. Muszę dziś zaliczyć, czuję się ostro naładowany.

*

Budzę się z laską obok siebie. Wczorajszej nocy zabrałem do siebie rudą, dla ścisłości – właśnie tę, którą wytypowałem do gry. Jeszcze jej nie zaczęliśmy, a już mam ją owiniętą wokół palca. Zastanawiam się, czy nie zmienić jej, bo jak dla mnie jest słaba w łóżku. A to jej obciąganie jest mierne. Leży rozwalona, choć już dawno powinna być daleko stąd. Wychodzę do łazienki, biorę szybki prysznic, a ona nadal śpi. Kurwa. Czy wieczorem nie dałem jej jasno do zrozumienia, że to tylko numerek?

– Mała, czas na ciebie. – Zbieram jej rzeczy, a ta siada na łóżku z wywalonymi piersiami. Nie powiem, są niezłe, ale sztuczne. Uwierzycie, że większość z tych tu panienek ma sztuczne, silikonowe cycki? Nie chcę nawet myśleć, co jeszcze mogą mieć sztuczne.

– Knox, chodź, jeszcze raz mnie przelecisz. – Wyciąga do mnie dłoń, zapraszając na jeszcze jedną rundkę. – Jestem mokra dla ciebie.

– Megan, jeden numerek – przypominam jej. – Teraz musisz już iść. Nie każ mi wykopać twojego seksownego tyłeczka.

Zniesmaczona, cmokając, zbiera się do wyjścia.

– Na szafce nocnej masz mój numer – mówi i zamyka za sobą drzwi.

Raczej już do niej nie zadzwonię. Gniotę kartkę z jej numerem i wrzucam ją do kosza.

*

Wchodzę do naszej wspólnej kuchni. Chłopacy pochylają się nad stołem. Większość wygląda tragicznie.

– Widzę, że imprezka udana. – Śmieję się z nich.

Sam nie zaszalałem, dzięki czemu dziś jestem w dobrym stanie. Dokładnie to samo tyczy się Artema i Nico. Artem uśmiecha się do mnie, wiem, że ma już kanarka w klatce.

– Co tam, bracie? – pytam go.

– Zajebiście, pisałem z nią całą noc. – Stuka palcami o wyspę.

– Chociaż jednemu z nas wczoraj się poszczęściło. – Dołącza do nas Connor, zaraz za nim pojawia się Noah z Nico.

– K, możesz jeszcze raz przemyśleć decyzję co do tej ciemnowłosej? – Noah nie daje za wygraną.

– No właśnie, bracie, daj się przebłagać – popiera go Connor.

Zerkam na Nico. Po wczorajszej rozmowie wie, jak się sprawy mają. Spogląda przepraszającym wzrokiem, ale pozostawia mnie samego z tym problemem.

– Zapomnijcie, temat zamknięty. – Nie ugnę się.

– Cholera, byłaby idealna do tej gry – mamrocze Noah.

– Co nie? Dokładnie tak samo myślę – zgadza się z nim Connor.

Czy oni zejdą już z tego tematu? Mam dość, a moja cierpliwość jest już na pograniczu.

– Przestańcie o niej gadać. Nie widzicie, że podjął już definitywną decyzję? – ratuje mnie Nico.

Temat znika tak szybko, jak się pojawił.

*

Robimy sobie mały trening na lodowisku. Na trybunach siedzi grupka dziewczyn, co nie uchodzi uwadze chłopaków. Zachowują się jak typowi naładowani testosteronem faceci. Popisują się, przez co trening przeradza się w walkę o to, kto zdobędzie więcej braw od lasek. Od kilku dni chodzę sfrustrowany i zaczynam się coraz bardziej łamać co do wpisania Lexi na naszą listę gry. Mam wolne jedno miejsce, bo zrezygnowałem z rudej. Kiepska w łóżku, co z całą pewnością nie zachwyciłoby żadnego z chłopaków, jeśli któryś z nich by ją wygrał. Dokładnie za tydzień mamy zaplanowane spotkanie na rozpoczęcie gry. Do tej pory mamy wybrać po jednej dziewczynie, a ja chwilowo jako jedyny nie mam żadnej kandydatki. Noah z Connorem od ostatniej rozmowy nie wspominają już o Lexi. Wiem, że byliby uradowani, gdybym ją dodał.

– Coś cię gnębi, widzę to. – Nico zatrzymuje się obok mnie. – Śmiało, wal.

– Zastanawiam się nad dodaniem do naszej gry Lexi – wyrzucam z siebie.

– Lexi? O którą panienkę chodzi? Nie kojarzę żadnej Lexi. – Patrzy na mnie zaciekawiony.

– To ta laska, co chciałeś z Noahem i Connorem, a ja się przed nią broniłem. – Kiwa głową na znak, że łapie, o kogo chodzi. – Mam jeszcze kilka typów. Jednak to ona mnie korci.

– To po prostu ją wpisz.

Jasne, to takie proste.

– Dopiero w ostateczności, chyba że mnie do tego zmusi – mówię, zabierając krążek Noahowi i wbijając bramkę Vinnie'emu.

Kończymy trening, a dziewczyny idą za nami pod szatnię. Biorę prysznic, ubieram się, zarzucam sprzęt na ramię i wychodzę.

Podchodzi do mnie brunetka z czerwonymi pasemkami. Całkowicie nie w moim typie.

– Cześć, ty pewnie jesteś Knox – zagaduje.

– Pewnie tak, ale nie mam teraz czasu na pogawędki – zbywam ją.

– Myślałam, że się zabawimy. – Zaskakuje mnie swoją otwartością.

Nie powinno mnie to dziwić, w końcu nie pierwszy raz trafia mi się taka laska.

– Maleńka, pomyliłaś się. – Mijam ją. – Nie jestem zainteresowany.

Słyszę, jak za moimi plecami rzuca potok brzydkich słów, na co zaczynam się śmiać. Nie daj lasce tego, co chce, to cię wyzwie od najgorszych.