Sekcja M: III - Christina Larsson  - ebook + audiobook
BESTSELLER

Sekcja M: III ebook i audiobook

Christina Larsson

4,1

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Niektórzy ludzie zasługują na karę, inni zasługują jedynie na śmierć.

Sekcja M zostaje wysłana do Katrineholm, żeby zbadać sprawę brutalnego morderstwa lekarza medycyny sądowej, Nilsa Sachsa. Nora Feller coraz bardziej się niepokoi, bo to między innymi Sachs przyczynił się do jej rezygnacji z pracy w miejscowej policji.

Wszystkie dowody wskazują na jednego sprawcę, ale Nora czuje, że tej sprawy nie da się tak łatwo rozwiązać. Na dodatek konflikty z członkami Sekcji M się pogłębiają i kobieta już nikomu nie może ufać. Powoli zaczyna do niej docierać, że jest tylko pionkiem w rozgrywce, a macki głównych graczy sięgają najwyższych władz państwowych.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 245

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 6 godz. 26 min

Oceny
4,1 (194 oceny)
93
52
30
18
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
jerzytomaszbrattig

Dobrze spędzony czas

dobrze się czyta
00
Jakub5

Z braku laku…

Z każdą częścią coraz gorzej... :-(
00
Patrycja_Szlachta1

Nie oderwiesz się od lektury

Z tomu na tom jest coraz lepiej
00
labiol

Z braku laku…

Bardzo mnie denerwuje naiwność głównej bohaterki. Książka jest słaba, przewidywalna. Generalnie nie polecam (dotyczy to całej serii).
00
BSylwia

Nie oderwiesz się od lektury

Wciągająca. Dobrze się czyta!
00

Popularność




Tytuł oryginału: Sektion M: III

Przekład z języka szwedzkiego: Wojciech Łygaś

Copyright © Christina Larsson, 2022

This edition: © Word Audio Publishing International/Gyldendal A/S, Copenhagen 2022

Projekt graficzny okładki: Nils Olsson

Redakcja: Witold Kowalczyk

Korekta: Joanna Kłos

ISBN 978-91-8034-076-2

Wszelkie podobieństwo do osób i zdarzeń jest przypadkowe.

Word Audio Publishing International/Gyldendal A/S | Klareboderne 3 | DK-1115 Copenhagen K

www.gyldendal.dk

www.wordaudio.se

ROZDZIAŁ 1

– Gdzie jesteś? W Katrineholmie? Nie rozumiem – zdziwiła się Charlotte. Miała nadzieję, że usłyszy jakieś logiczne wytłumaczenie, ponieważ poczuła się po tych słowach dość nieswojo. – A co ty tam robisz? Przecież to miasto leży poza obszarem działań Sekcji M, a nam nie wolno działać na obcym terenie.

Mężczyzna odpowiedział powoli, z trudem panując nad złością w głosie.

– Nie miałaś, nie masz i nigdy nie będziesz mieć prawa do kwestionowania moich decyzji, zwłaszcza do podawania w wątpliwość zadań, które zlecam ci do wykonania.

Charlotte była tak poirytowana, że zacisnęła pięści. Wolałaby odbyć tę rozmowę, siedząc naprzeciwko swojego rozmówcy, a nie przez telefon. Podjęła jeszcze jedną próbę przedstawienia swojej argumentacji:

– Wzbudzimy zbyt duże zainteresowanie, a chyba nie o to nam chodzi.

– Zadanie, które otrzymałaś, należy do najważniejszych, jakie ci dotychczas zlecaliśmy – odparł mężczyzna, który przemawiał coraz twardszym tonem. – Nie zawiedź nas. Nie może być żadnych wątpliwości, że wszystko odbyło się tak, jak powinno.

– Najsłabszym ogniwem wśród nas jest Nora Feller, która stale kwestionuje nasze decyzje – stwierdziła Charlotte. – Wprawdzie nie robi tego na głos, ale takie zachowanie jest o wiele groźniejsze. Nie chcę jej w naszej ekipie, bo utrudnia pracę zarówno mnie, jak i pozostałym osobom.

– Już o tym rozmawialiśmy i moja odpowiedź brzmi tak samo: Nora ma u was zostać. Pracę w sekcji zakończy dopiero wtedy, gdy ja tak postanowię. Jesteś osobiście odpowiedzialna za jej bezpieczeństwo. Zrozumiałaś?

– Nora jest nieprzewidywalnym czynnikiem ryzyka. Od pewnego czasu krąży wokół niej Aston, który próbuje się dowiedzieć, jakim sposobem dostała tę pracę. Wypytuje ją o przeszłość i szuka informacji na jej temat. Czy w tej sytuacji moglibyśmy usunąć z sekcji przynajmniej jego?

– Nie. On też musi u was zostać. Sama wiesz dlaczego.

– Wiem, że kiedyś pracował w policji bezpieczeństwa SÄPO…

– Jego praca w Sekcji M nie tylko wzmacnia wasz autorytet, ale także oddala ewentualne podejrzenia i wątpliwości co do waszej działalności.

– Jednak…

– Wystarczy! Masz robić, co ci każę. Żadnych wyskoków i działania na własną rękę. Już cię kiedyś ostrzegałem. Kiedy śledztwo wkracza w rozstrzygającą fazę, nie wolno ci improwizować i manipulować otoczeniem. Jeśli nie wywiążesz się z tego zlecenia tak precyzyjnie, jak to jest możliwe, będziemy musieli zlikwidować waszą sekcję.

– Byłoby mi znacznie łatwiej wykonywać powierzone mi zadania, gdybym wiedziała, dlaczego Nora jest tak ważna.

– Dla twojego dobra będzie lepiej, jeśli dowiesz się tylko tego, co jest konieczne do sprawnego wykonania zadania.

– Ale ja…

– Odpowiedź brzmi: nie, a jeśli nie umiesz się z tym pogodzić, to…

Charlotte zrozumiała, że nie powinna przeciągać struny. Wolała nie ryzykować, że jej rozmówca wyładuje swoją złość na niej. W końcu do niej dotarło, że powinna ustąpić.

– Przepraszam – powiedziała stłumionym głosem. – Nie będę już wracała do tego tematu. Natychmiast przystąpię do przygotowań. Nie będzie żadnych problemów.

– Świetnie. W takim razie wszystko ustaliliśmy. I jeszcze coś…

Przez kilka sekund, które trwały całą wieczność, w telefonie panowała cisza. Charlotte czekała w napięciu, co jeszcze usłyszy.

– Zapamiętaj, co ci powiem: jeśli nas zawiedziesz, celem następnego zlecenia będziesz ty.

ROZDZIAŁ 2

Charlotte przejrzała się w lustrze. Dochodziła czwarta rano – godzina wilka. To o tej porze większość ludzi umiera, pogrążeni w głębokim śnie, a nocne koszmary stają się realne. Założyła popielatoblond perukę i związała ją w koński ogon. Makijaż nadawał jej twarzy przeciętny wygląd, a brązowe soczewki ukrywały prawdziwy, stalowoniebieski kolor jej oczu. Nikt jej w tym przebraniu nie rozpozna. Na samą myśl o tym, że jest nie do pokonania, poczuła, że krew w jej żyłach krąży jakby szybciej. Na wszelki wypadek sprawdziła, czy elektroniczna karta i plakietka z imieniem i nazwiskiem przyczepiona do kieszeni lekarskiego fartucha, z której wystawało etui z kilkoma długopisami, trzymają się mocno.

Przed wyjściem z pokoju jeszcze raz spojrzała, czy w bocznych kieszeniach fartucha jest wszystko czego będzie potrzebować do wykonania zlecenia. Na szczęście niczego nie brakowało. Lekko się pochyliła, spuściła głowę, wyszła z mieszczącej się w podziemiach szpitala strefy magazynów i ruszyła korytarzem łączącym kilka bloków szpitalnych. Podłoga i ściany pomalowane były na szary kolor, z tym że farba na podłodze miała ciemniejszy odcień. Metalowe konstrukcje, na których zawieszono świetlówki, rzucały długie cienie. Szła energicznym krokiem, mijając po drodze stalowe, zamontowane dokładnie naprzeciwko siebie drzwi. Taka precyzja nie wynikała bynajmniej z potrzeb personelu szpitala, lecz była efektem wizji architekta. Charlotte postanowiła pójść schodami, na wypadek gdyby przypadkiem utknęła w windzie z kimś, kto zacząłby jej zadawać niepotrzebne pytania, zainteresowałby się jej identyfikatorem i kartą elektroniczną, a przy okazji mógłby zapamiętać jej twarz. W drodze na oddział medycyny sądowej spotkała zaledwie dwie osoby. Kiedy doszła do wejścia na oddział, przeciągnęła kartę przez czytnik. Zaświeciła się zielona lampka, drzwi się rozsunęły i usłyszała charakterystyczne kliknięcie elektronicznego zamka. Weszła do środka i ustawiła się w taki sposób, żeby nie była widoczna z korytarza. System elektronicznego nadzoru zarejestruje to wejście na koncie doktora Nilsa Sachsa. Przez długą chwilę stała nieruchomo, wsłuchując się w dźwięki dobiegające ze szpitala. O tej porze nikogo nie powinno tu być, ale na wszelki wypadek postanowiła się upewnić, że jest sama. Przeszła kilka kroków i znalazła się w poczekalni. Po jednej stronie stała obita zielonym, pilśniowym materiałem kanapa, po drugiej znajdowała się recepcja. Nie zatrzymując się, Charlotte poszła dalej. Minęła kolejne szklane drzwi i stanęła przed gabinetem doktora Nilsa Sachsa. Rozejrzała się i szybko weszła do środka. Wyjęła latarkę i oświetliła wnętrze. Przy jednej ze ścian ujrzała ogromny regał z fachową literaturą medyczną i rozprawami naukowymi. Na środku pokoju znajdowało się biurko, a na nim stał komputer. Wzdłuż pozostałych ścian ustawione były szare, zamykane na stalowe żaluzje szafy na dokumenty. Od razu zauważyła, że wszędzie panuje wzorowy porządek. Wiedziała, że Sachs jest typem pedanta z fotograficzną wprost pamięcią. Stanowiło to dla niej pewne utrudnienie, ale potraktowała to jak wyzwanie. Najczęściej radziła sobie doskonale, ale tym razem okoliczności, w których przyszło jej działać, były niezwykle trudne. Niestety, to nie ona podejmuje decyzje o realizacji zadań – ona je tylko wykonuje. Do tej pory jej zadania polegały na eliminacji i na rozwiązywaniu problemów. Była jednak pewna, że to, kiedy osiągnie swój własny cel, jest tylko kwestią czasu, a wtedy to ona będzie podejmować decyzje i zlecać zadania. Do tej pory Sekcja M realizowała wszystkie zlecenia w zachodniej Szwecji. Tym razem przyszło im działać w Katrineholmie, daleko od Göteborga, w regionie podlegającym jurysdykcji innej komendy policji. Musi się dowiedzieć, dlaczego tym razem przysłano ich tutaj. Domyśliła się, że ma to coś wspólnego z Norą. Z jakiegoś powodu miała ją chronić. Nie wiedziała tylko jakiego.

Usiadła przy biurku i włożyła do komputera kartę elektroniczną, żeby zalogować się na konto doktora Sachsa. Aktywowała zdalny pulpit, sprawdziła numer IP, wyłączyła zaporę sieciową i zaczęła importować pliki tekstowe i zdjęciowe. Nie uważała się za osobę miękką, słabą czy delikatną. Wręcz przeciwnie: niewiele rzeczy mogło wywrzeć na niej wrażenie. Nils Sachs wkrótce umrze, bo tak będzie najprościej. Dzięki temu unikną konsekwencji dla niej, dla Sekcji M, a zwłaszcza dla zleceniodawcy, który decydował o jej życiu i przyszłości. Kiedy skończyła, ponownie uruchomiła zaporę sieciową i wyłączyła komputer. Przed wyjściem z gabinetu upewniła się, czy wszystko wygląda w nim tak samo, jak przed dwudziestu minutami, gdy do niego weszła. Pół godziny po wejściu na oddział znowu znalazła się w podziemiach. Przebrała się i opuściła teren szpitala.

ROZDZIAŁ 3

Nocą napadało przynajmniej pół metra śniegu, ale mimo to zarówno drogi, jak i ulice były porządnie odśnieżone. Warstwa białego puchu, który okrywał okolicę, tłumiła wszystkie dźwięki. Droga prowadząca na parking przy Leśnej Kaplicy biegła jakby między dwoma śnieżnymi wałami, przez co przypominała aleję. Nora musiała zaparkować przy murze otaczającym cmentarz, tak jak zrobili to pozostali uczestnicy ceremonii pogrzebowej. W kierunku kaplicy zmierzał sznur ubranych na czarno postaci. Nora rozpoznała pośród nich swoich dawnych kolegów z pracy. Na myśl o tym, że znowu się z nimi spotka, ogarnął ją strach. Głęboko westchnęła. Temperatura spadła do siedemnastu stopni poniżej zera i mróz szybko przeniknął do wnętrza samochodu. Doszła do wniosku, że długo tu nie wysiedzi, więc zabrała torebkę i wysiadła z wozu. Popatrzyła w stronę lasu i ścieżki prowadzącej na wzgórze Gatstuberg. Ze śledztwa prowadzonego przez policję w Katrineholmie wynikało, że Ulrik właśnie tam odebrał sobie życie. Pomyślała, że chętnie by przeczytała jego list pożegnalny, obejrzała zdjęcia z miejsca zdarzenia i zapoznała się z materiałem zebranym przez ekipę śledczą, ale wiedziała, że nikt jej tego nie udostępni. Czuła silną potrzebę, żeby wejść na górę i zbadać miejsce, gdzie Ulrik rzekomo przeszedł przez barierkę i rzucił się ze skały. Może pójdzie tam po pogrzebie?

Kiedy weszła do kaplicy, prawie wszystkie miejsca były już zajęte. Zaczęła się zastanawiać, czy nie lepiej wyjść na dwór. Na katafalku leżała trumna, o którą oparte były wieńce i wiązanki kwiatów z szerokimi jedwabnymi szarfami. Na ich widok naszły ją wyrzuty sumienia, że zapomniała o kwiatach i nie przyniosła choćby skromnego bukieciku. Niestety, przez ostatnią dobę pochłaniały ją myśli o mamie, która po udarze zapadła w śpiączkę i leżała w szpitalu. Praktycznie rzecz biorąc, zamieszkała w szpitalu, a nawet nocowała na łóżku wstawionym do pokoju przez personel. Przez cały czas dręczyła ją niepewność, czy jej mama kiedykolwiek zdoła odzyskać przytomność. Lekarze stwierdzili, że udar objął swym zasięgiem prawą półkulę mózgową, co może doprowadzić do niedowładu kończyn. Pozostało mieć nadzieję, że nie dojdzie do zaburzeń mowy. Lekarzy niepokoił też fakt, że pacjentka nie wybudziła się po operacji. Nora nie bardzo się na tym znała, ale po sposobie, w jaki personel medyczny patrzył na nią po każdym badaniu, domyślała się, że sytuacja nie jest dobra.

– Noro! – usłyszała nagle czyjś głos. Odwróciła się i zobaczyła Evę-Britt z działu technicznego policji w Katrineholmie. Dawna koleżanka z pracy dała Norze znak, żeby usiadła obok. Ta skinęła głową i z wdzięcznością zajęła miejsce w ławce w ostatnim rzędzie.

W czasie ceremonii pogrzebowej nie odezwały się do siebie ani słowem. Nora rozglądała się co jakiś czas, żeby sprawdzić, czy nie zobaczy gdzieś Kristiana. Strach przed tym, na co mógłby ją narazić, pozostawił w niej głębokie ślady. Charlotte twierdziła, że podobno dostał pracę za granicą, i miała nadzieję, że tak właśnie było. Kristian skrzywdził ją tak bardzo, że życzyła sobie tego z całego serca. W pierwszej ławce zauważyła kobietę z dwójką dzieci. Domyśliła się, że to była żona Ulrika. Nie zdążyła poznać jej osobiście, ponieważ w dniu, w którym zatrudniała się w policji i trafiła do ekipy Ulrika, oboje byli już po rozwodzie. Dzieci – chłopiec i dziewczyna – były w wieku dziesięciu i dwunastu lat. Bardzo im współczuła, bo sama dobrze wiedziała, czym jest strata ojca i jak bardzo można za nim tęsknić.

Kapłan wygłaszał tradycyjną mowę pogrzebową, ale Nora w ogóle go nie słuchała. Uważała, że to tylko puste słowa, typowe klisze o miłości, wybaczaniu i Bogu, który rzekomo sprawuje opiekę nad swoją trzódką. Bzdury! Gdyby tak było, nie pozwoliłby na zbrodnie, prześladowania, wojny, gwałty czy handel kobietami i dziećmi. Kapłan twierdził, że Bóg wybacza, ale z jej punktu widzenia wyglądało to tak, że Bóg najpierw pozwala na popełnienie zbrodni, a potem odpuszcza winy tym, którzy się jej dopuścili. Kapłan twierdził też, że człowiek powinien kochać bliźniego swego jak siebie samego… Ciekawe, co by powiedział rodzicom dzieci, które zostały zgwałcone i zamordowane przez pedofilów. Przez cztery lata pracy w wydziale, który zajmował się najcięższymi zbrodniami, naoglądała się ich więcej, niżby chciała. Sprawcy niektórych przestępstw nie zasługują na to, żeby wyjść z więzienia albo ze szpitala psychiatrycznego, a Kościół to obłudna instytucja, która przez setki lat starała się podporządkowywać sobie ludzi, żeby móc sprawować nad nimi władzę.

W czasie ich ostatniego spotkania Ulrik wyglądał na przestraszonego. Twierdził, że jest śledzony i podsłuchiwany. Nie potraktowała go poważnie, bo uznała, że przesadzał i popadł w paranoję. Teraz patrzyła na jego obawy zupełnie inaczej. W tym, co próbował jej przekazać, coś się kryło. Dlaczego go nie słuchała? Dlaczego nie próbowała dociec, co chciał jej powiedzieć? Poczuła dławienie w gardle, oczy zaszły jej łzami. Wokół słychać było cichy, z trudem tłumiony szloch. Na pogrzeb Ulrika przyszło naprawdę wiele osób.

Otworzyła torebkę i zaczęła szukać chusteczki higienicznej. Znalazła portmonetkę, telefon komórkowy, kilka długopisów, klucze i parę innych przedmiotów, w tym między innymi jasnoniebieską kopertę z nadrukiem przedstawiającym jaskółkę i kluczykiem w środku. Pochłonięta chorobą mamy zupełnie o nim zapomniała. Była pewna, że to Ulrik zostawił tę kopertę na szpitalnej szafce. Pewnie uznał, że to bezpieczne miejsce.

Przypomniało jej się ostatnie śledztwo, które razem prowadzili. W rowie z wodą znaleziono zwłoki mężczyzny o nieustalonej tożsamości. Na szyi miał wytatuowaną jaskółkę. Ulrik twierdził, że to amerykański dziennikarz, który miał na imię David. Nazwiska zapomniała, a teraz przeklinała się w myślach, że nie uwierzyła Ulrikowi i zlekceważyła informacje, które chciał jej przekazać. Ulrik nie żył, a jego słowa nabrały innego sensu. Postanowiła się dowiedzieć, co tak naprawdę ustalił. Według jego teorii ktoś chciał odsunąć ich od śledztwa, bo podobno wpadli na ślad jakiegoś dużego przekrętu. Zastanawiała się, o co mogło chodzić. W pierwszym rzędzie pomyślała o narkotykach, bo właśnie w tej branży gra toczy się o wielkie pieniądze i działa w niej wielu bezwzględnych typów. Handel ludźmi to kolejna gałąź przestępczości, w której dochodzi do zabójstw. Ulrik twierdził jednak, że w sprawę zamieszana była amerykańska firma Amazon, która wykupiła w Katrineholmie kilkaset tysięcy metrów kwadratowych gruntu, żeby zbudować na nim serwerownię. Nagle przypomniała sobie nazwisko zamordowanego dziennikarza, o którym mówił Ulrik. Nazywał się Hemler.

Poczuła lekkie klepnięcie w ramię. Ocknęła się i dopiero teraz zauważyła, że wszyscy uczestnicy ceremonii stoją. Natychmiast wstała z ławki. Było jej wstyd, zaczerwieniła się. Chyba straciła poczucie czasu. Czyżby ceremonia dobiegła końca? Ludzie podchodzili po kolei do trumny, żeby pożegnać się ze zmarłym, ale ona postanowiła tego nie robić, bo nie chciała zwracać na siebie uwagi. Z opuszczoną głową wyszła z kaplicy i szybkim krokiem skierowała się do samochodu. Z nikim się nie pożegnała i nawet się wokół siebie nie rozejrzała. W chwili, gdy kładła dłoń na klamce, usłyszała, że ktoś zwraca się do niej po imieniu. Odwróciła się. Przed nią stała była żona Ulrika.

– Dzień dobry – powiedziała. Głos miała twardy, oczy spuchnięte od płaczu. Wzięła Norę za rękę i kontynuowała: – Dziękuję, że pani przyszła. Pewnie pani nie wie, kim jestem. Ulrik był moim mężem, mamy dwójkę dzieci.

Kobieta patrzyła Norze prosto w oczy i przez cały czas trzymała ją za rękę.

– Ulrik mówił, że w śledztwach nigdy pani nie odpuszczała, a każdy trop drążyła tak długo, aż sprawę udało się wyjaśnić.

Nora wzruszyła lekko ramionami.

– Dziękuję, miło mi to słyszeć. Wyrazy współczucia z powodu śmierci Ulrika.

Kobieta mocniej ścisnęła Norę za rękę i zniżyła głos do szeptu:

– On nigdy nie popełniłby samobójstwa. Czytałam ten tak zwany list pożegnalny, który znalazła policja, i twierdzę, że to nie były jego słowa. Ulrik nigdy by tak nie napisał. Poza tym nie miał depresji.

Nora uwolniła dłoń i cofnęła się o krok. Nieraz miała do czynienia z ludźmi, którzy podczas żałoby próbowali zrzucić na kogoś winę i ulżyć swemu bólowi.

– Czy powiedziała pani o tym śledczym, którzy badali tę sprawę?

– Tak, ale w ogóle ich to nie zainteresowało. Pani była jego koleżanką z pracy, Ulrik panią szanował. Proszę mi spojrzeć w oczy i powiedzieć, że on rzeczywiście odebrał sobie życie.

Nora nie zdążyła odpowiedzieć, bo podszedł do nich starszy, ubrany w wełniany płaszcz mężczyzna, który objął kobietę ramieniem. Wyglądał na jej ojca.

– Chodź już, Tove – powiedział. – Musimy jechać. Czekają na nas.

Kobieta skinęła Norze głową, odwróciła się i bez słowa pożegnania ruszyła do samochodu. Mężczyzna spojrzał na Norę.

– Nie pamiętam, czy kiedykolwiek się spotkaliśmy… Jestem jej ojcem, nazywam się Lars Davidsson.

Nora podała mu rękę.

– Nora Feller.

Oczy mężczyzny rozbłysły, jakby nagle coś sobie przypomniał.

– W takim razie zapraszam panią do Djulö na skromny poczęstunek. Nawet jeśli nie była pani zgłoszona.

Nora pokręciła głową.

– Bardzo dziękuję, to miłe z pana strony, ale nie mogę. Moja mama leży w szpitalu i muszę do niej jechać.

– Rozumiem – odparł mężczyzna. Wsunął dłoń do wewnętrznej kieszeni marynarki, coś z niej wyjął i podał Norze rękę. – Dziękuję, że pani przyszła.

Nora poczuła, że wsunął jej coś w dłoń. Wizytówkę?

– Proszę do mnie zadzwonić – dodał na pożegnanie.

– Dziadku, czekamy – zawołało jedno z dzieci.

Nora skinęła mu nieznacznie głową, bo wolała niczego nie obiecywać. Mężczyzna zrobił taką minę, jakby mu to wystarczyło. Odwrócił się i pomachał dziecku ręką.

– Już idę! – zawołał.

Nora przez długi czas siedziała w samochodzie. W końcu westchnęła zrezygnowana i zaczęła się zastanawiać, co dalej. W czasie ceremonii szyby w samochodzie zamarzły i w środku panował lodowaty chłód, który wdzierał się pod ubranie. Cała aż się trzęsła z zimna. Nie wiedziała, co myśleć o śmierci Ulrika. Może powinna sobie odpuścić tę sprawę? Przecież śledztwo wykazało, że popełnił samobójstwo. Na głowie miała dwie inne ważne sprawy, o których musi myśleć: nową pracę w Sekcji M i chorą mamę. Uruchomiła silnik i pojechała do szpitala.

Kiedy weszła do sali, w której leżała mama, nagle poczuła się tak, jakby zeszło z niej całe powietrze. Usiadła przy jej łóżku i zaczęła się zastanawiać. Pogrzeb Ulrika ożywił wspomnienia o tym, co przed trzema laty czuła po śmierci ojca. Ogarnęła ją pustka. Tak bardzo za nim tęskniła. Ceremonia w kościele, kwiaty, wieńce, psalmy… wszystko nadal tkwiło w jej pamięci. Czasem odnosiła wrażenie, jakby to wydarzyło się wczoraj. Przypomniała sobie, co powiedziała jej mama, gdy po nabożeństwie podeszła do trumny, żeby pożegnać się ze swoim zmarłym mężem. Musiała przyklęknąć, bo nie mogła ustać na nogach.

– Kocham cię, Christerze – szlochała udręczonym głosem i ze łzami w oczach. – Byłeś moim wybawcą, aniołem stróżem. Nie tak jak on. Dziękuję ci za wszystkie lata, które razem przeżyliśmy.

Nora spytała ją kiedyś, co te słowa znaczyły, i dlaczego nazwała swojego męża wybawcą, ale jej matka stanowczo zaprzeczyła, jakoby coś takiego powiedziała.

– Musiałaś się przesłyszeć – stwierdziła. – Błędnie mnie zrozumiałaś.

Nora upierała się przy swoim, ale stanowczość, z jaką jej matka zaprzeczyła tym twierdzeniom, sprawiła, że odpuściła sobie temat. Teraz znowu zaczęła się zastanawiać, czy jej matka nie miała kiedyś innego mężczyzny. Na przykład kogoś takiego jak Kristian, kto ją bił, poniżał i jej groził. Popatrzyła na nią i pogłaskała mamę po twarzy. Była taka blada. Kochana mama. Teraz zostały same.

ROZDZIAŁ 4

Wstyd zżerał Sachsa od środka. Widok ukochanego człowieka, którego zobaczył na stole sekcyjnym, napełnił go bólem i wywołał w nim szok, a potem sprowadził na ziemię. Wszystko, co przedtem uznawał za oczywiste i z czego był dumny, zawaliło się, bo okazał się tchórzem. Uśmiechnął się gorzko na samo wspomnienie. Przed tym wszystkim należał do osób, które na pierwszym miejscu zawsze stawiały prawdę, pogardzały niechlujstwem i niekompetencją. Skontaktował się z nim Ulrik Folkesson. Zadawał mu różne pytania i w końcu postawił go pod ścianą, a on w chwili słabości wszystko mu wyjawił. Zwierzył mu się z tego, co wiedział, ponieważ chciał się poradzić, co zrobić z posiadaną wiedzą. Teraz Ulrik nie żyje.

Odpędził myśli, które napełniały go strachem, wycisnął na dłoń trochę białej pianki do golenia i roztarł ją na piersi. Sutki ściągnęły się przy lekkim dotyku palców, przeszedł go dreszcz pożądania. Delikatnie dotknął palcem ostrza golarki i skóra zabarwiła się na czerwono. Lubił sprzęt wysokiej jakości, zawsze dbał, żeby wszystko, co miał, było jak najlepsze. Żałował wielu rzeczy, które wydarzyły się w jego życiu. Żałował zarówno tego, co zrobił, jak i tego, czego nie zrobił, bo zabrakło mu odwagi. W końcu, nie zważając na problemy, których nie umiał rozwiązać, postanowił czerpać z życia pełną garścią. Miał nadzieję, że kiedyś wszystko jakoś się ułoży. Nie chciał tak po prostu siedzieć i czekać, chociaż przez cały czas był świadomy, że grozi mu niebezpieczeństwo. Prawda była taka, że za dużo wiedział. Gra toczyła się o zbyt wysoką stawkę.

Po ogoleniu piersi zabrał się do golenia pachwiny i worka mosznowego. Nad członkiem zostawił trochę owłosienia, ponieważ doszedł do wniosku, że skoro jest dorosłym mężczyzną, tak będzie lepiej. Otworzył szafkę i wyjął z niej czarne jedwabne bokserki. Materiał był tak miękki, że prawie nie czuć go było na skórze. Zastanawiał się, co jeszcze włożyć, i doszedł do wniosku, że wystarczy zwykły, czarny T-shirt. Z doświadczenia wiedział, że w takich sytuacjach zdjęcie odzieży zabiera zwykle niewiele czasu.

Oświetlenie w salonie było przytłumione. Z wbudowanych w ściany głośników dobiegały dźwięki piosenki Eda Sheerana pod tytułem Shape of You. Wypełniająca mieszkanie muzyka zapewniała odprężający nastrój. Do kubełka na szampana nasypał trochę lodu i wstawił do niego butelkę Lanson Black Label Brut. Przygotował dwa kieliszki, a następnie cały ten zestaw zaniósł do salonu i postawił na stoliku przy kanapie. Poszedł do sypialni, poprawił poduszki na świeżo zasłanym łóżku, wyjął telefon komórkowy i wszedł w aplikację Scruff. Na ekranie wyświetliło się zdjęcie mężczyzny o wysportowanej sylwetce z maską na oczach. Mimo to było widać, że jego okoloną ciemnymi, kręconymi włosami twarz ma typowo męski, kwadratowy kształt. Poczuł, jak członek mu sztywnieje, i się uśmiechnął. Czekał na ten wieczór z niecierpliwością. Ostatni raz przeżył coś takiego dawno temu. Kiedy usłyszał dzwonek do drzwi, od razu skoczył mu puls. Za chwilę będzie mógł sobie ulżyć.

Stojący w progu mężczyzna nie do końca przypominał tego ze zdjęcia. Był starszy, ale przystojny, seksowny i zadbany. Jemu najzupełniej to wystarczało. Uśmiechnął się i dał swojemu gościowi znak ręką, żeby wszedł do mieszkania. Poczuł, jak przez jego ciało przepływa fala ciepła i przepełnia go na wskroś. Objęli się na powitanie i nieśmiało do siebie uśmiechnęli. Mężczyzna, który miał na imię Nico – tak przynajmniej wynikało z aplikacji – zdjął skórzaną marynarkę. Ciasna koszula podkreślała mięśnie ramion i tułowia. Nilsa od razu naszła ochota, żeby popieścić jego pierś i płaski brzuch. Był bardzo podniecony i z trudem się przed tym powstrzymał. Smutek i samotność zmuszały go do wyzbycia się wszelkich zahamowań. W końcu zdołał się opanować.

– Ładne mieszkanie – stwierdził Nico, rozglądając się po salonie. Głos miał mroczny, lekko ochrypły.

– Dzięki – odparł Nils i wskazał ręką butelkę szampana. Był zadowolony, że kupił akurat ten gatunek. Pozwolił sobie na ten luksus z myślą o spotkaniu.

– Chętnie – odparł z uśmiechem Nico. Przesunął językiem po górnej wardze i przez chwilę trzymał go w kąciku ust, które złożył jak do pocałunku.

Nils wyjął butelkę z kubełka. Obejmując ją drżącymi palcami, wyobrażał sobie, co go czeka. Kilkoma szybkimi ruchami usunął folię, rozwiązał metalowy sznurek i zdjął z szyjki stalową nakładkę. Pochylił butelkę, jedną dłoń położył na korku, drugą ujął dno butelki. Przez cały czas utrzymywał kontakt wzrokowy ze swoim gościem, któremu bardzo chciał zaimponować. Przez pewien czas obracał butelką, aż korek wyskoczył z szyjki, po czym uniósł ją z triumfalną miną.

Nico uśmiechnął się, znowu złożył usta jak do pocałunku i mrugnął jednym okiem. W powietrzu aż wibrowało od ochoty na seks i nadziei, które Nils wiązał z tym wieczorem. Nalał szampana do kieliszków i jeden podał swojemu gościowi.

– Wypijmy za dzisiejszy wieczór, którego nigdy nie zapomnimy – powiedział Nico. Uniósł kieliszek i wzniósł toast. Ani na chwilę nie przestawał patrzeć Nilsowi w oczy.

– Tak, za dzisiejszy wieczór! – odparł Sachs. – Masz na coś ochotę? Jesteś głodny? Chciałbyś się czegoś napić?

Dla obu była to typowa zabawa, rodzaj słownego tańca przed wylądowaniem w łóżku. Coś w rodzaju słownej gry wstępnej.

Nico rozsiadł się wygodnie na kanapie.

– Chętnie – odparł. – Czy mógłbym prosić o szklankę wody?

– Jasne. Pójdę do kuchni, a ty się w tym czasie rozgość.

Nico oparł się o poduszki i założył nogę na drugą. Nils nie mógł oderwać wzroku od wybrzuszenia w jego rozporku. Nico zauważył jego spojrzenie i cicho się roześmiał. Nils poszedł do kuchni, odkręcił kran i nalał wody do szklanki. Dłonie drżały mu na myśl o tym, co wkrótce przeżyje. Czuł się jak nowo narodzony. Kiedy wrócił, zauważył, że podczas jego nieobecności Nico napełnił kieliszki po brzegi szampanem.

– Dziękuję – powiedział delikatnym głosem Nico. – Wznieśmy kolejny toast. Za chwilę posmakujesz czegoś innego. Zapewniam cię, że nigdy wcześniej czegoś takiego nie doświadczyłeś. Do dna!

– Do dna – odparł Nils i dwoma łykami opróżnił kieliszek. Cały aż drżał z pożądania. Facet wiedział, czego chce: tęsknił dokładnie za tym samym co on. Odstawił kieliszek na stolik i nagle poczuł w ustach i w gardle cierpki smak. Spojrzał pytającym wzrokiem na butelkę, na pusty kieliszek i nagle poczuł tak silny ból, jakby ktoś rozwiercał mu nożem żołądek. Głośno jęknął.

Chciał wołać o pomoc, ale z jego ust wydobywały się nieme dźwięki, bo język odmówił mu posłuszeństwa. Nie był w stanie wypowiedzieć choćby słowa. Odwrócił się, żeby spojrzeć na swojego gościa, ale jego już nie było.

Całe jego ciało ogarnął ból. Zgiął się wpół i nagle usłyszał dwa głosy. Jeden należał do Nica, drugi do kobiety.

– Dobra robota.

Chwilę potem pociemniało mu w oczach i jego świat przestał istnieć.

Na zawsze.

ROZDZIAŁ 5

Nora obudziła się, gdy pielęgniarka delikatnie potrzasnęła ją za ramię.

– Dzień dobry – powiedziała. – Ma pani ochotę na kawę i kanapkę? Zapraszam do nas.

Nora spojrzała na zegarek. Kwadrans po szóstej. Odsunęła kołdrę, wstała z łóżka i podeszła do mamy. Kobieta leżała z podłączonymi do ciała rurkami i przewodami. Na wyświetlaczu urządzenia kontrolującego oddech, rytm serca i aktywność mózgu widać było szereg cyfr.

– Mamo – szepnęła Nora, wpatrując się z nadzieją w twarz matki. Dlaczego jest ciągle nieprzytomna? Dlaczego nie otworzy oczu i nie powie: „Dzień dobry, córeczko”.

Pielęgniarka sprawdziła, czy kroplówka jest podawana prawidłowo, uśmiechnęła się współczująco do Nory, poprawiła jej mamie poduszkę pod głową i wyszła z sali.

Nora ziewnęła. Niewiele spała tej nocy, ale ponieważ przez cały czas dręczył ją niepokój, nawet nie próbowała pospać dłużej.

Godzinę później była już po prysznicu i śniadaniu. Źle się czuła z powodu swojej bezradności, ale mimo to nie chciała zostawiać mamy samej. Chciała przy niej być, kiedy się obudzi. O wiele gorsze były jednak wszystkie myśli, które kłębiły się w jej głowie. Wczorajszy pogrzeb nie poprawił jej humoru. Przez cały czas wracała myślami do tego, co usłyszała od byłej żony Ulrika i jej ojca. Wzięła torebkę i wyjęła z niej wizytówkę, którą dostała od Larsa Davidssona.

Urząd Planowania Przestrzennego Miasta i Gminy Katrineholm. Pod spodem numery telefonów i adres e-mailowy. Przez chwilę się wahała, ale ostatecznie postanowiła zadzwonić, żeby usłyszeć, co ma jej do powiedzenia. To, co przekazał jej Ulrik, nie dawało jej spokoju. Twierdził, że ktoś go podsłuchuje, a z jego komputera wykasowano wiadomości i pliki. Wyjęła z torebki telefon, ale zanim wybrała numer, sam zadzwonił. Popatrzyła na wyświetlacz: Luka Petrović, Sekcja M. Poczuła niepokój. Po co do niej dzwoni? Odebrała.

– Cześć. Jak się czujesz? Co z mamą?

Petrović przywitał się z nią grzecznym tonem. Nora poczuła się niezręcznie. Już chyba woli, gdy zachowuje się wobec niej szorstko i niesympatycznie.

– Miło, że pytasz – odparła. – Miała udar i jeszcze się nie wybudziła.

– Przykro mi to słyszeć. Tak się składa, że dostaliśmy zlecenie w Katrineholmie, a ponieważ już tam jesteś, chciałbym spytać, czy mogłabyś wziąć udział w śledztwie. Oczywiście w takim zakresie, który będzie ci odpowiadał.

– W Katrineholmie? Czemu właśnie tutaj?

– Nie wiem. Może dlatego, że nie prowadzimy teraz innego dochodzenia, więc zlecenie punktowe możemy wykonać właśnie tam.

– Dostajecie zlecenia poza terenem waszej jurysdykcji?

– Nie. Zazwyczaj mamy pełne ręce roboty w naszym regionie.

– O co chodzi tym razem?

– Na razie niewiele wiem, ale wygląda na to, że przestępstwo spełnia wszystkie kryteria, byśmy zajęli się tą sprawą. Jedziemy autobusem, na miejscu będziemy za dwie godziny. Byłbym naprawdę wdzięczny, gdybyś mogła się do nas przyłączyć. Potrzebujemy cię.

– Hm… sama nie wiem – zaczęła Nora, ale szybko zmieniła ton, bo wyobraziła sobie, co powiedzą jej byli koledzy, gdy zjawi się w tutejszej komendzie w towarzystwie Petrovicia i całej Sekcji M, żeby przejąć śledztwo od miejscowej policji. To będzie piękna zemsta. Popatrzy z politowaniem na Kurta Bernera, swojego byłego przełożonego, który nigdy jej nie wspierał, tylko mniej lub bardziej na nią naciskał, żeby odeszła. – Okej, zgadzam się. Nie mogę obiecać, że będę wam pomagać w pełnym zakresie, ale chętnie wezmę udział w dochodzeniu na tyle, na ile będzie to możliwe.

– Dziękuję. Ofiara nazywa się Nils Sachs. Był patologiem, naukowcem i ordynatorem w szpitalu imienia Augusta Kullberga.

Nils Sachs! Nora od razu go sobie przypomniała. To on wykonał sekcję mężczyzny, którego nie udało się zidentyfikować. Tego z tatuażem. Potem śledztwo zostało umorzone. Nils powiedział jej, że na karku i plecach ofiary znalazł siniaki, które mogły wskazywać na to, że mężczyzna był siłą przytrzymywany pod wodą wypełniającą rów, w którym go potem znaleziono. Później, gdy złożył oficjalny raport, zaprzeczył, jakoby coś takiego powiedział, a gdy zażądała od niego wyjaśnień w obecności innych osób, zaprzeczał każdemu jej słowu. Wyszło na to, że sama to sobie zmyśliła.

– Współpracowałam z nim przy różnych śledztwach w poprzedniej pracy – odparła, nie wspominając, czym się to wszystko skończyło.

– Co możesz o nim powiedzieć?

– Kompetentny, dobrze zorganizowany – odparła Nora. Na wspomnienie tego, jak ją potraktował, żołądek podszedł jej do gardła.

– Zadzwonię do ciebie, jak będziemy na miejscu. Charlotte zarezerwowała nam pokoje w Dufweholms Herrgård. Znasz ten obiekt?

– Tak, to bardzo ładny pensjonat. Stoi nad jeziorem.

– Świetnie. Zadzwoń, jeśli będziesz miała jakieś pytania albo przypomnisz sobie o tym Sachsie coś, o czym my też powinniśmy wiedzieć.

Rozmowa dobiegła końca, ale Nora nadal stała z telefonem w ręce. Nagle poczuła się tak, jakby ktoś ją obserwował. Rozejrzała się po pokoju. Czyżby wpadła w taką samą paranoję jak Ulrik? Nie, to się działo naprawdę. Nie lubi przypadków, zresztą żaden śledczy ich nie lubi. Jakim cudem specjalna grupa operacyjna, która na co dzień działa w zachodniej Szwecji, dostała zlecenie nie tylko w zupełnie innym regionie, ale także w mieście, w którym ona do niedawna pracowała? Jakby tego było mało, ofiarą zbrodni padł lekarz, z którym współpracowała przy swoim ostatnim śledztwie w sprawie śmierci niezidentyfikowanego mężczyzny. Prawdopodobieństwo takiego zbiegu okoliczności, wynosi zero.

Brakowało jej zaufanej osoby, z którą mogłaby się podzielić swoimi wątpliwościami. Na przykład kogoś takiego jak Ulrik. Za to wkrótce zjawi się tu Petrović z pozostałymi członkami sekcji. Jeszcze raz wzięła do ręki wizytówkę z numerem telefonu Davidssona. Wklepała jego numer, ale rozmyśliła się i poszła do rejestracji, w której zastała dwie zajęte rozmową pielęgniarki. Trzecia szła korytarzem, kierując się do pokoju, nad którym paliła się czerwona lampka. Nikt nie zwracał na Norę uwagi, bo po dwóch tygodniach wszyscy się przyzwyczaili do jej obecności na oddziale. Była jak cichy, wierny sługa kursujący między salą matki a recepcją, w której częstowano ją kawą i kanapkami. Pielęgniarki rozmawiały z nią w wolnym czasie, ale najczęściej zajęte były sobą lub pacjentami. Nora podeszła do kontuaru, na którym leżał telefon bezprzewodowy, i ukradkiem wsunęła go do kieszeni. Wyszła z oddziału i zadzwoniła do Davidssona.

– Dzień dobry, Lars Davidsson – usłyszała w słuchawce.

– Mówi Nora Feller. Chciał pan ze mną porozmawiać.

– Chwileczkę.

W słuchawce rozległy się trzaski, po czym zapadła cisza.

– Przepraszam, musiałem zamknąć drzwi. Dziękuję, że postanowiła pani do mnie zadzwonić.

– Chce pan porozmawiać ze mną o jakiejś konkretnej sprawie?

– Trafne określenie. Teraz rozumiem, dlaczego Ulrik lubił z panią współpracować.

Nora nie odpowiedziała, czekała na to, co usłyszy. Davidsson chrząknął dwa razy i kontynuował:

– Ani ja, ani Tove nie wierzymy, że Ulrik odebrał sobie życie.

– Dlaczego?

– Rozmawialiśmy o tym wiele razy i doszliśmy do wniosku, że on po prostu przestał być sobą. Ostatnio chodził zestresowany. Niepokoił się o moją córkę i ich dzieci, ale wyglądało to inaczej, niż wtedy, gdy ktoś martwi się o swoją rodzinę. Poza tym nie był niczym przygnębiony.

Nora westchnęła w myślach. Doszła do wniosku, że spodziewała się po tej rozmowie zbyt wiele. Była tym tak poirytowana, że nawet nie umiała tego ukryć.

– Czy właśnie o tym chciał mi pan opowiedzieć?

– Myślałem, że zainteresuje panią nasza opinia.

– Proszę wybaczyć, ale to nic konkretnego.

– A była pani na Gatstuberg? Oglądała pani miejsce, z którego Ulrik rzekomo spadł?

– Nie.

– W takim razie sugeruję tam pojechać.

W słuchawce zapadła cisza, co oznaczało, że Davidsson się rozłączył. Norze zrobiło się głupio, poczuła się jak amatorka. Nie powinna była reagować w taki sposób.

– Niech to szlag! – zaklęła głośno. Za niecałe dwie godziny Petrović i reszta towarzystwa zjawią się w mieście, a ona nie będzie miała czasu, żeby pojechać na Gatstuberg. Musi skorzystać z okazji i pojechać tam teraz. Jeszcze raz zadzwoniła do Davidssona.

– Spotkajmy się na parkingu przy Leśnej Kaplicy. Będę tam za kwadrans.

ROZDZIAŁ 6

Z głośników sączyła się cicha muzyka. Nora jechała powoli, nucąc Last Christmas grupy Wham! Było jej smutno, czuła się samotna.

W radiu leciały na zmianę spoty reklamowe. Krzewy i stojące przed domami choinki obwieszone były sznurami lśniących lampek. Prawie wszystkie okna były rozświetlone przez adwentowe świeczniki. Nora zagryzła wargę. Boże Narodzenie, gdy mama choruje i leży w szpitalu, to żadne święta. Od kiedy umarł ojciec, świąteczne dni spędzały we dwie w jakimś hotelu albo pensjonacie w Dalarnie, dzięki czemu nie musiały szykować góry jedzenia ani robić gruntownych porządków, a cały zaoszczędzony czas przeznaczały dla siebie. Zahamowała przed przejściem dla pieszych, przy którym stała grupka dzieci z sankami. Maluchy ubrane były w kurtki, czapki i rękawiczki, miały zaróżowione policzki i uszczęśliwione buzie. Pewnie jeszcze nie wiedzą, jak okrutny potrafi być otaczający je świat, pomyślała. Kiedy przeszły na drugą stronę, wrzuciła jedynkę i ruszyła. Nocą spadło dodatkowe dwadzieścia centymetrów śniegu i zaspy pogarszały widoczność. Dojeżdżając do ronda, zdjęła nogę z gazu, żeby nie wpaść w poślizg. Na rondzie stała metalowa rzeźba, która przedstawiała odwrócony do góry nogami kwiat. Co za ohyda! Zastanawiała się, ile wydano na tego potworka z pieniędzy podatników. Na pewno kilkaset tysięcy koron.

Postanowiła o tym nie myśleć. Co ją to właściwie obchodzi? Strasznie dzisiaj marudzi. Za dużo gadania i zbyt mało ćwiczeń fizycznych to fatalna kombinacja. Dobrego humoru na pewno jej od tego nie przybędzie. Pocieszała się jednym: nie musi już płacić za samochód z wypożyczalni, bo po mieście jeździ należącym do mamy volvo V40.

Skręciła w drogę prowadzącą do kaplicy przy Leśnym Cmentarzu. Z parkingu uprzątnięto śnieg, ale o tej porze i tak nie było na nim żadnego samochodu. Wysiadła z wozu i spojrzała w kierunku zalesionego wzgórza, którym biegła ścieżka prowadząca na szczyt Gatstuberg. Wydychane powietrze od razu zamieniało się w parę wodną. Zaczęła przestępować z nogi na nogę, żeby się rozgrzać. Wyjęła telefon i czekając na Davidssona, zaczęła czytać internetowe wydanie lokalnej gazety „Katrineholms-Kuriren”. Chciała sprawdzić, czy pojawiły się jakieś nowe informacje o śmierci Sachsa, ale znalazła jedynie wzmiankę, że Sachs został kiedyś wyróżniony za wyniki swoich badań naukowych.

Panującą wokół ciszę przerwał dźwięk dzwonka. Na ekranie telefonu wyświetliło się imię dzwoniącej osoby – Eva-Britt. Na pogrzebie Ulrika zamieniły kilka słów. Nora przez chwilę się wahała, czy odebrać, ale w końcu to zrobiła.

– Cześć, Noro. Cieszę się, że udało mi się do ciebie dodzwonić. Ze stacji benzynowej Preem przy Brunnsgatan przysłali nam torbę z twoimi rzeczami. Zostawiłaś ją w bagażniku samochodu z wypożyczalni. Podobno próbowali się z tobą skontaktować, ale twój telefon nie działa.

Z początku Nora pomyślała, że na stacji ktoś ją pomylił z inną osobą. Na szczęście szybko sobie przypomniała, że torbę dał jej Ulrik, gdy przed kilkoma tygodniami spotkali się w Haverdal. Był w niej sweter i kilka innych drobiazgów, które mężczyzna przywiózł z komendy w Katrineholmie. Wyrzućcie to barachło na śmieci, pomyślała. W pierwszym odruchu nie miała ochoty jechać do swojego dawnego miejsca pracy, ale zmieniła zdanie. Wygrzebała się już z dołka psychicznego, w którym przez pewien czas tkwiła, i teraz ci, którzy tak źle ją traktowali, pożałują. Będą musieli spełniać polecenia wydawane przez nią i resztę ekipy.

– Zostaw torbę na recepcji, odbiorę ją przy okazji.

– A nie mogłabyś do nas wpaść i napić się ze mną kawy? Nie miałyśmy okazji porozmawiać dłużej na pogrzebie.

– Obawiam się, że w tych okolicznościach nie zdążę.

– Trudno, szkoda. Jesteś teraz w mieście?

– Tak.

– No to przecież możesz do mnie wpaść. Pół godziny cię nie zbawi.

Nora zagryzła wargę. Eva-Britt zawsze zachowywała się wobec niej fair. Z drugiej strony Nora wiedziała, że jeśli pojedzie tam bez zgody Petrovicia i o wszystkim opowie, na pewno się na nią wścieknie. Zresztą nawet nie wie, czy Sekcja M oficjalnie przejęła śledztwo. Ale cóż, żeby coś dostać, najpierw trzeba coś dać.

– Będę brała udział w śledztwie w sprawie zabójstwa w Katrineholmie.

– Masz na myśli Sachsa?

– Już o tym wiesz?

– Tak. Od samego rana toczą się u nas spotkania za zamkniętymi drzwiami. Zaczęły się o wpół do ósmej, kiedy przyszłam do pracy. Sama wiesz: podniesione głosy i tak dalej. Wiem tylko tyle, że około szóstej rano Nils został znaleziony martwy w swoim mieszkaniu. Kwadrans później na miejscu zjawił się patrol. Nikt z naszych techników nawet nie zdążył wyjechać, bo ci z wydziału zabójstw dostali wiadomość, że mają się trzymać od tej sprawy z daleka. Podobno jedzie do nas specjalna ekipa śledcza. Nikt nie wie dlaczego.

– Nie znam szczegółów tej decyzji.

– Ale należysz do ekipy, która ma przejąć śledztwo?

– Na to wygląda.

– Jak to?

– Pracuję w sekcji od niedawna i o takich decyzjach nie jestem informowana jako pierwsza.

– Widzę, że znajdujesz się w takim samym położeniu jak ja – roześmiała się Eva-Britt.

– Muszę cię o coś spytać. Czy twoim zdaniem do śmierci Ulrika mogło dojść w innych okolicznościach?

– Nigdy nie wiadomo, co ktoś naprawdę czuje, ale wszyscy byli bardzo zdziwieni, że odebrał sobie życie. A ty nie?

– Ja też – przyznała Nora. W tym samym momencie na parking z dużą prędkością wjechało czarne audi A6, które zaparkowało obok niej. Z samochodu wysiadł Lars Davidsson, który wyciągnął do niej rękę na powitanie.

– Muszę kończyć – rzuciła Nora. – Zdzwonimy się.

Rozłączyła się i włożyła aparat do kieszeni.

– Widzę, że jednak zdecydowała się pani tu przyjechać – oznajmił z krzywym uśmiechem Davidsson.

– Tak. Proszę mi pokazać, gdzie to się stało.

Mężczyzna spojrzał na nią życzliwym wzrokiem, skinął głową i szybkim krokiem ruszył w stronę wzgórza. Nora musiała prawie biec, żeby dotrzymać mu kroku. Zarówno w lesie, jak i na ścieżce prowadzącej z parkingu na szczyt, na którym znajdował się punkt widokowy, leżała gruba warstwa śniegu. Biały puch wciskał im się do butów. Szli przez las w milczeniu i po dziesięciu minutach szybkiego marszu dotarli na szczyt, z którego rozciągał się przepiękny widok na pola, jezioro Djulösjön i hotel Stora Djulö. Nora nigdy wcześniej tu nie była, ale słyszała o tym miejscu, popularnym celu spacerów i wycieczek.

Davidsson miał zaczerwienione od mrozu i wysiłku policzki. Na niezbyt rozległym, płaskim szczycie, z którego jedna ze ścian stromo opadała, znajdowało się ogrodzenie z drucianej siatki. Sięgało im prawie do pasa i miało chronić turystów przed osunięciem się. Davidsson wskazał miejsce, w którym siatka między dwoma słupkami była wgnieciona na głębokość około dziesięciu centymetrów. Oboje się tam skierowali. Nora ostrożnie się wychyliła. Znajdowali się przynajmniej piętnaście metrów nad ziemią.

– To stało się tutaj, prawda? – spytała.

– Tak. Ulrik nie lubił dużych wysokości. Wiedziała pani o tym?

Nora pokręciła głową.

– Niewiele osób o tym wiedziało. Po prostu wpadał w panikę i zachowywał się jak sparaliżowany. Wiem o tym, bo kiedyś widziałem go w takiej sytuacji, i musiałem mu pomóc. Potem kazał mi obiecać na wszystkie świętości, że nikomu o tym nie wspomnę. Dobrze go rozumiałem. Jako funkcjonariusz policji powinien być nieustraszony. Nie wiem tylko, po co tam wtedy poszedł.

– Co napisał w liście pożegnalnym?

– Dosłownie kilka zdań: że nie widzi sensu dalszego życia i prosi o wybaczenie. List znaleziono na stole w kuchni.

– Czy kiedykolwiek rozmawiał z panem o śledztwach, które prowadził?

Davidsson zmarszczył czoło.

– Nigdy. A czemu pani pyta? Czy któreś z nich mogło mieć coś wspólnego z jego śmiercią?

– Nieważne. Czy chce mi pan jeszcze coś pokazać albo powiedzieć?

– Nie. Co pani zamierza z tym zrobić?

– Z czym?

Davidsson przeciągnął dłonią po twarzy i rozejrzał się po okolicy. Oczy mu zwilgotniały, zamrugał powiekami. Westchnął i spojrzał na Norę.

– Jeśli woli pani udawać, że sprawy mają się tak, jak powinny, nie będę pani do niczego zmuszał. Wracam do pracy, ale jeśli zmieni pani zdanie, proszę się ze mną skontaktować.

Nora otworzyła usta, żeby rzucić coś na odczepnego, ale Davidsson zdążył się już od niej odwrócić i ruszył długim krokiem na dół. Cholera, pomyślała Nora. Ogarnęły ją wątpliwości. Davidsson miał rację. Powinna zakwestionować oficjalną przyczynę śmierci Ulrika, stawiać pytania i dowiedzieć się, dlaczego uważał, że ktoś go śledzi. Przypomniała jej się niebieska koperta z kluczykiem, którą nadal miała w torebce. Jak tu sprawdzić, do czego pasuje? Oczy zaszły jej łzami, zamrugała powiekami i zacisnęła zęby. Co tu się dzieje? Czemu ją to wszystko spotyka? Pociągnęła nosem i przesunęła dłonią po twarzy. Drżała z zimna, bo chłód wciskał jej się pod kurtkę. Mimo rękawiczek dłonie jej zesztywniały, a palce u stóp zdrętwiały tak bardzo, że ich nie czuła. Nagle ciszę przeszył dzwonek służbowej komórki. Nora odetchnęła głęboko i odebrała.

– Dojeżdżamy do Katrineholm – powiedziała Charlotte. – Pojedziemy prosto do mieszkania Sachsa. Ulica Vasavägen sześćdziesiąt cztery. Mieszkanie zostało zabezpieczone przez miejscową policję.

ROZDZIAŁ 7

Na parkingu przed wejściem do dwukondygnacyjnego budynku stały dwa nieoznakowane radiowozy. Mimo to Nora od razy je rozpoznała. Zaparkowała na ulicy przed domem, w którym na parterze mieścił się zakład malarski, i czekała. Nigdzie nie zauważyła niebieskobiałej taśmy, co oznaczało, że policja nie zabezpieczyła terenu. Nic też nie wskazywało na obecność innych funkcjonariuszy. Domyśliła się, że sprawę zabójstwa postanowiono utrzymać w tajemnicy dopóty, dopóki będzie to możliwe. Kilka minut po jej przyjeździe na miejscu zjawił się autobus należący do Sekcji M. Miał przyciemnione szyby, anteny i zamontowany na dachu system klimatyzacyjny. Jego wygląd zawsze wzbudzał zainteresowanie przechodniów. Nora odczekała, aż Simon zaparkuje, i dopiero wtedy wysiadła z samochodu. Podeszła do autobusu, drzwi otworzyły się z sykiem.

W tym samym momencie usłyszała za sobą trzaśnięcie drzwi i w jej kierunku zdecydowanym krokiem ruszył mężczyzna. Ubrany był w dżinsy, zimowe buty i gruby płaszcz. Nora od razu go poznała. Nie uszło jej uwagi, że i on ją poznał, bo spojrzał na nią zdumionym wzrokiem.

– Nie wolno ci tu parkować – powiedział.

– Owszem, wolno – usłyszała głos Petrovicia. Jej szef wysiadł z autobusu, podszedł do nich i się wylegitymował. – Nazywam się Luka Petrović i jestem szefem Sekcji M. To my przejęliśmy śledztwo w sprawie zabójstwa Sachsa. Czy mógłby pan poinformować pozostałe osoby, że już jesteśmy?

Policjant mruknął coś pod nosem przez zaciśnięte zęby. Petrović zerknął na Norę i wymownym ruchem głowy wskazał jej drzwi autobusu. Oboje weszli do środka i drzwi od razu się zamknęły.

– Witaj – powiedział Petrović, wskazując jej wolne miejsce na kanapie obok Charlotte.

Nora zdjęła kurtkę i usiadła naprzeciwko Alby, Carla i Simona. Cała trójka miała napięty wyraz twarzy. Petrović stał obok stołu.

– Dzięki – odparła Nora i skinęła wszystkim głową.

– W drodze do Katrineholm zdążyliśmy omówić kilka spraw, ale przed spotkaniem z miejscową policją streszczę ci pokrótce wyniki naszej dyskusji. Znasz tych ludzi, bo wcześniej tu pracowałaś. Mam nadzieję, że nie spotkają nas z tego powodu jakieś trudności.

Nora spojrzała Petroviciowi w oczy i dostrzegła w nich nutkę sarkazmu. Wzruszyła ramionami.

– Na pewno nie z mojego powodu – odparła. Nie było sensu wyjaśniać, że spośród osób, z którymi pracowała kiedyś w wydziale zabójstw, nikt już nie pozostał. Ulrik nie żył, Kristian przebywał podobno za granicą, a ona od pewnego czasu pracuje w Sekcji M, bo z Katrineholmu postanowiono się jej pozbyć.

Aston zaczął bębnić niecierpliwie palcami po stole.

– Przejdźmy do rzeczy. W mieszkaniu czekają na nas zwłoki. Tracimy czas.

Petrović zmrużył oczy i zacisnął wargi. Nora spodziewała się, że przygwoździ Astona jakimś miażdżącym komentarzem, ale Petrović odwrócił się i spojrzał na nią.

– Ofiara nazywa się Nils Sachs – zaczął. Na ekranie pojawiło się zdjęcie paszportowe przedstawiające twarz mężczyzny po sześćdziesiątce. – Sachs był lekarzem medycyny sądowej, prowadził badania naukowe i od ponad trzydziestu lat pracował w szpitalu imienia Kullberga w Katrineholmie. Czy wiesz, o kim mówię?

– Tak – odparła Nora. – Zetknęłam się z nim przy okazji kilku śledztw.

– Jaki był? – spytała Charlotte.

– Nie znałam go prywatnie, bo utrzymywaliśmy jedynie kontakty zawodowe. Pamiętam jednak, że był cichy i spokojny, cieszył się powszechnym autorytetem i nikt nie kwestionował jego opinii.

Charlotte skinęła głową.

– Ustaliliśmy, że nie był żonaty i nie miał dzieci. Jak myślisz, dlaczego?