Szumowska. Kino to szkoła przetrwania - Małgorzata Szumowska, Agnieszka Wiśniewska - ebook

Szumowska. Kino to szkoła przetrwania ebook

Małgorzata Szumowska

3,5

Opis

Jedno z najgorętszych nazwisk w polskim kinie ostatnich lat. Nakręcona w czasie studiów etiuda Cisza trafiła na listę 14 najlepszych filmów w historii Łódzkiej Filmówki i zdobyła 18 nagród na międzynarodowych festiwalach. Za debiut fabularny Szczęśliwy człowiek Szumowska dostała nominację do Europejskiej Nagrody Filmowej, za film 33 sceny z życia - Paszport Polityki. Wyróżnienia za kolejne filmy Małgorzaty Szumowskiej idą w dziesiątki. Statuetek nie zbiera – oddaje je na aukcje charytatywne.

Małgorzata Szumowska (1973) – reżyserka, scenarzystka, producentka. Absolwentka Wydziału Reżyserii PWSFTviT w Łodzi. W 2001 roku została członkinią Europejskiej Akademii Filmowej. Autorka filmów Szczęśliwy człowiek (2000), Ono (2004), Mój tata Maciek (2005), A czego tu się bać? (2006), 33 sceny z życia (2008), Sponsoring (2011). Kończy fabułę Nowhere z Andrzejem Chyra i Mateuszem Kościukiewiczem w rolach głównych.

Agnieszka Wiśniewska – socjolożka i polonistka, krytyczka filmowa; zajmuje się przede wszystkim współczesnym kinem polskim oraz filmowym dokumentem. Redaktorka i współautorka książek filmowych wydawanych w Wydawnictwie Krytyki Politycznej, m.in. Kino polskie 1989-2009. Historia krytyczna, oraz biografii Henryki Krzywonos Duża Solidarność, mała solidarność.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 183

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,5 (60 ocen)
14
15
20
7
4
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Kino to szkoła przetrwania Z Małgorzatą Szumowską rozmawia Agnieszka Wiśniewska

Wydawnictwo Krytyki Politycznej

pierwsza rozmowa

Wizyta u Szumowskiej. Dwa dni po jej urodzinach. W domu kwiaty. Dostaję kawę w miseczce. Po kilku miesiącach redaktorka książki powie mi, że tak pije się kawę we Francji, podczas autoryzacji Małgosia wyjaśni, że po prostu nie miała w domu kubka.

Wszystkiego najlepszego.

Dziękuję.

Przyniosłam ci prezent. Książkę o Henryce Krzywonos, bardzo dobrą, sama napisałam.

Dzięki, chciałam to przeczytać. Henia fajna w ogóle, nie?

Bardzo fajna.

Tak czuję. Totalnie się nie zmieniła przez te wszystkie lata. Musi mieć niesamowitą siłę w środku.

I odwagę.

Tak. Zero strachu.

Ta książka to pierwsza z serii wywiadów-rzek z ciekawymi kobietami: polityczkami, działaczkami, reżyserkami. Z Holland, z Olgą Lipińską, z Muchą.

Będziemy wszystkie w jednej książce?

Nie, w osobnych. Pogadamy o polityce, o świecie, o twoich filmach...

To może być ciekawe.

Z czasem koncepcja serii wydawniczej się zmienia. Pierwsze rozmowy przeprowadzam z Małgorzatą Szumowską w marcu 2011 roku. Łapię ją w trakcie pracy nad Sponsoringiem. Później miesiącami się mijamy. Małgosia kręci w tym czasie następny film. I znów złapię ją w przerwie prac. Szumowska jest bez wątpienia najbardziej zapracowaną polską reżyserką.

dzieciństwo, czyli uraz związany z krakowem

Uciekłaś do Europy, żeby ludzie przestali mówić: Małgosia, ta córka Szumowskiego i Terakowskiej?

Nie, zawsze tak mówili. Przestałam się tym w ogóle przejmować. Poza tym nigdzie nie uciekłam, przecież tu siedzę...

We Francji chyba tak nie mówią?

To prawda, we Francji jestem anonimowa. Ale powiem ci szczerze, że mówienie o mnie: „Małgosia, córka tej i tego” mi nie przeszkadzało, może dlatego, że to było oczywiste. Ludzie działają i myślą schematycznie.

Urodziłaś się w Krakowie.

Tak. Dziś nawet trudno mi powiedzieć, jakie miałam dzieciństwo... Teraz widzę, że ta rozmowa będzie trudna, bo moja przeszłość przestała mnie interesować.

Kiedy jeszcze moi rodzice żyli, wydawało mi się, że miałam superdzieciństwo. I że jestem ostatnią osobą, która ma prawo narzekać. Ale to nie zmienia faktu, że do dzieciństwa nie chciałabym wracać. Lubię moment, w którym jestem teraz, i mam głębokie poczucie, że dobrze się stało, że moi rodzice odeszli, a ja mogłam zacząć funkcjonować samodzielnie.

Niczego się nie boję. Ktoś musiał mi więc zaszczepić wiarę w siebie.

Często odwiedzasz Kraków?

W ogóle. Mam jakiś uraz związany z Krakowem. To miasto mnie przeraża, bo stanęło w miejscu, najeżdża je bez przerwy full turystów, a tam właściwie nic się nie dzieje. Kraków kojarzy mi się ze skrajnym mieszczaństwem. Całe to środowisko, w którym obracali się moi rodzice. Total mieszczańskie przy pozorach wyluzowania i szaleństwa.

Wiesz, co fajnego pamiętam? Próby u Kantora, miałam osiem lat. Matka mnie tam podrzucała, gdy musiała gdzieś lecieć i nie miała co ze mną zrobić. Wpadała do Kantora i mówiła: „No wiesz, Tadeusz, to zostawię ją na chwilkę”. A ja siadałam cichutko i oglądałam. Bałam się często, ale patrzyłam w Kantora i w to, co się wokół niego działo, jak w obraz. Mało pamiętam z dzieciństwa, ale te próby mi zostały w głowie.

Taki to był Kraków – Kantor, Szymborska, Miłosz, Tischner, który przychodził do nas do domu. Człowiek się ocierał o te wszystkie postaci.

Małgośka, lata 90.

Imponowało ci to?

Nie. No może trochę...

Nie chwaliłaś się w szkole, że odwiedza was Tischner?

Świadomość tego, kim są ci ludzie, przyszła dopiero w liceum. Ale my mieliśmy naprawdę dość zwykły dom.

Jasne. Ludzie w to nie uwierzą.

Udzieliłam kiedyś wywiadu do gazety kolorowej (niejednego zresztą, bo gdy się robi film i się go promuje, to trzeba się pokazać w gazecie kolorowej...). Tytuł brzmiał Ja, dziewczyna z blokowiska [ Mowa o wywiadzie dla miesięcznika „Pani” z lutego 2010 roku ]. Po publikacji reakcje były zadziwiające.

Tekst o Małgorzacie Szumowskiej w „Twoim Stylu” (4/2006)

Wszystkim się wydaje, że wiedzą o mnie wszystko – że jestem z jakiejś megaelitarnej rodziny, jakichś wypasionych VIP-ów partyjno-opozycyjnych. Co się ze sobą nie kłóci, bo jedni uznają moich rodziców za skrajnych partyjniaków, komuchów, a inni za wielkich bohaterów opozycji. I ci wszyscy, którzy mnie tak super znają, myślą, że mieszkałam w jakiejś starej kamienicy w Krakowie otoczona Kossakami. Nie wiem, skąd te pomysły. Prawda jest taka, że mieszkałam całe życie w bloku, na osiedlu, w M3. To było inteligenckie osiedle Podwawelskie. Mieszkali tam dziennikarze, na przykład Bronisław Cieślak, znany z serialu 07 zgłoś się, ale mieszkali też zwykli ludzie. Facet z parteru sprowadził się z królikami i kurami i je pod klatką hodował.

Małgośka na zabawie sylwestrowej dla dzieci w otv Kraków, ok. 1978

Małgorzata w dzieciństwie

Małgośka z mamą i psem Szachem na spacerze, lata 70.

Do jakiej chodziłaś podstawówki?

Zwykłej, na osiedlu. Większość czasu spędzałam na podwórku. Nie byłam przyzwyczajona do tak zwanych wypasów. Moi starzy nic nie mieli. Mieszkanie było kompletnie rozpierdolone, trzydzieści pięć lat nieremontowane. Kiedy rodzice umarli, myślałam, że nigdy nie wyniesiemy tych rzeczy. Stanęłam w drzwiach, spojrzałam na ten syf i załamałam się. Poprosiłam koleżankę, żeby mi pomogła, bo sama bym sobie z tym nie poradziła. Dzięki niej udało mi się powsadzać wszystko do kartonów. Te kartony do dziś stoją nierozpakowane. Wszystkie, nie zaglądam w przeszłość. To jest zamknięty okres w moim życiu.

W domu moich rodziców dużo się działo. Przychodzili ci wszyscy ludzie, pili strasznie dużo wódki, palili papierosy, ciągle o czymś dyskutowali, rozmawiali, machali rękami. Ja siedziałam gdzieś pod stołem. To było superfajne. Może dzięki temu przyzwyczaiłam się do ludzi wokół siebie.

Gdy mówisz, że jesteś z blokowiska, ludziom trudno w to uwierzyć. Dziś blokowisko kojarzy się z syfem, patologią, ciasnotą, biedą.

Teraz tak się kojarzy. A kiedyś tak nie było. Wtedy wszyscy chcieli mieszkać w blokach. Bo w bloku było centralne, było wygodniej itd. Nikt nie chciał mieszkać po żadnych starych kamienicach.

Twój sąsiad z parteru to myślał, że pana Boga za nogi złapał...

Ale moi starzy też wymienili mieszkanie w starym budownictwie, gdzie trzeba było w piecach palić węglem. Każdy myślał, że pana Boga za nogi złapał.

To, że wychowałam się na podwórku z mieszaniną dzieci z różnych domów, sprawiło, że miałam większy kontakt z rzeczywistością. Kiedy teraz myślę o moim synu i o tym, w jakim on wychowuje się otoczeniu, widzę, że on pewnej rzeczywistości nie pozna, nie dotknie.

Małgorzata Szumowska z synem w azjatyckim wydaniu „Marie Claire” (1/2007)

Małgorzata Szumowska z synem podczas kręcenia filmu Nigdzie.

Twój syn chodzi do zwykłej, państwowej szkoły?

Nie. Kiedy w pewnym momencie wyjechaliśmy na pół roku do Paryża, on tam poszedł do państwowego przedszkola. Po powrocie do Polski stwierdziłam, że nie chcę tego francuskiego zmarnować, więc przeniosłam Maćka do francusko-polskiego przedszkola. To było przedszkole, za które trzeba było płacić. Już to jest formą selekcji, co samo w sobie nie jest fajne, ale Maciek dobrze się czuje.

Do szkoły też pójdzie prywatnej?

Już poszedł. Ja nie wiem, czy to dobrze, czy źle. Na pewno jest dobrze zaopiekowany. Nie zastanawiam się nad tym. Ale zastanawiam się nad tą różnicą. Ja byłam zupełnie skądinąd, z innej rzeczywistości. I wydaje mi się, że dzięki temu też mam jakąś siłę. Z tego swojego podwórka.

Ale to wszystko będzie się zmieniać. To nie może dalej iść w tę stronę, w którą idzie, że rozwarstwienie społeczne jest coraz większe. Ono musi zacząć się zmniejszać.

Kiedy?

Nie wiem. Myślę, że w ciągu pięćdziesięciu lat. Może szybciej. Podejrzewam, że mój syn w moim wieku... będzie komunistą albo kimś takim.

Ja nie przywiązuję się do żadnych ideologii, uważam, że posiadanie bardzo określonych poglądów na tematy polityczne czy społeczne albo zasad w stylu: „nie wyślę dziecka do państwowej szkoły”, „nie wyślę dziecka do prywatnej szkoły”, jest chore. Ludzie, którzy kurczowo trzymają się schematów, nawet bardzo przemyślanych, w pewnym momencie brną w ślepy zaułek. Bo to jest zamykające.

Wiesz, jak znalazłam to przedszkole? Wpisałam w Google: „francusko-polskie przedszkole”, zadzwoniłam do pierwszego, które wyskoczyło, i koniec. Rozumiesz, po prostu uznałam – niech on ma ten język. Ja zaczęłam podróżować po Europie dopiero, gdy byłam studentką łódzkiej Filmówki, Maciek jeździ ze mną wszędzie od dziecka. Nie jest skazany na bycie tutaj. To jest superważne. Mnie ukształtowało to, że od dwudziestego trzeciego roku życia zaczęłam jeździć po świecie ze swoimi etiudami, zobaczyłam inną perspektywę. Pewnie dlatego nie mam dziś tak zwanych polskich kompleksów, to znaczy nie mam takiego stracha, że języka nie znam, że sobie za granicą nie poradzę.

Małgorzata Szumowska z synem Maćkiem.

polska

Nie jesteś patriotką?

Nie tak, jak się to zwykle rozumie. Mam jakiś rodzaj przywiązania do tego, co się w Polsce działo. Zabrzmi to banalnie, ale to, że wychowałam się w komunie i że ta komuna padła, gdy miałam szesnaście lat, uważam za superprezent. Strasznie jestem zadowolona. Gdy patrzę na tych zagraniczniaków, z którymi pracuję we Francji, w Niemczech, to widzę, jak są przyzwyczajeni do swojego społeczeństwa demokratyczno-kapitalistycznego i przez to mają w sobie jakiś rodzaj słabości.

Uważam siebie za osobę znacznie silniejszą. Jestem przygotowana na każdy hardcore, a oni nie. Jeżeli więc mówię o patriotyzmie, to tylko postrzeganym przez pryzmat własnego hartu. Nienawidzę naszej mentalności. Ale jest w niej fragment, który bardzo lubię. To specyficzny rodzaj drapieżności, powiedziałabym nawet chamstwa, które jest w Polakach.

W czym się przejawia?

Obserwuję to na Zachodzie, kiedy widzę te wszystkie ekipy remontujące mieszkania na przykład w Paryżu. Idę ulicą, stoi dwóch gości, walą wódę, myślą, że jestem Francuzką, i słyszę: „Co się, kurwa, gapisz?”. Zawsze mnie to rozśmiesza. Mam ochotę powiedzieć: „Wyobraź sobie, że rozumiem, kurwa”. No pomyśl, tylko Polak może się tak zachować. Jak oni i jak ja. Z jednej strony się tym brzydzę i chciałabym być wielce europejska, z drugiej jestem zadowolona, że jestem z Polski i mam w sobie tę drapieżność.

Dziś Polska jest bliżej Europy. Kiedy dorastałaś w latach dziewięćdziesiątych, było inaczej.

Lata dziewięćdziesiąte były degradujące.

Dlaczego?

Byłam w liceum, zaczęły się zmiany, wolny rynek, ludzie dostali zajoba kompletnego. Uznano chyba, że jak teraz wszystko jest w sklepach, to trzeba to wszystko kupować, trzeba na to zarabiać, trzeba się dorabiać, trzeba robić interesy, biznesy, firmy i filmy. Wszystko udające amerykańskie. A tak naprawdę to nie było amerykańskie, tylko badziewne. Zachłysnęliśmy się czymś, co dawno było wypalone. Lata dziewięćdziesiąte w dużej mierze ukształtowały nasze dzisiejsze myślenie.

Wpływ lat dziewięćdziesiątych pokutuje do dziś w kinie. Liczę, że pokolenie dwudziestolatków to zmieni, bo nie jest naznaczone przez ten młody polski kapitalizm. Oni mają już kompletnie inną mentalność. Lata dziewięćdziesiąte sprawiły, że Polacy mają obsesję pieniędzy. Muszą mieć, muszą brać kredyty na to, żeby mieć, muszą się ustawić. Paranoja. Kasa jest siłą sprawczą wszystkiego. To nie przypadek, że większość moich kolegów ląduje, robiąc seriale, bo muszą mieć na kolejną ratę kredytu, który na przykład wynosi dziesięć tysięcy miesięcznie. Ma jeden z drugim mieszkanie na osiedlu zamkniętym i zasuwa przy reklamach, żeby zarobić na to mieszkanie. Rozumiesz? To spadek po latach dziewięćdziesiątych.

zachód

Myślałaś o „kompleksie polskim”, gdy wyjeżdżałaś na Zachód?

To przyszło naturalnie. Pojechałam na Zachód i zobaczyłam, że jest inny świat, że ludzie żyją inaczej. Że w Niemczech, w Berlinie wszyscy wynajmują mieszkania. Nikomu nie przychodzi do głowy kupowanie. A u nas zawsze, z pokolenia na pokolenie, trzeba mieć na własność mieszkanie. Dziś, żeby mieć na własność, trzeba kupić, a żeby kupić, trzeba wziąć kredyt, a potem ten kredyt pewno jeszcze dzieciom zostanie do spłacania.

Kiedy zaczęłam jeździć po świecie i poznawać całą masę ludzi, zaczęło się we mnie rodzić poczucie, że niekoniecznie w ten sposób trzeba funkcjonować. Uwolniłam się od polskich obciążeń. Nic nie muszę mieć, mieszkanie wynajmuję – pewnie nikt w to nie uwierzy – ale jeżeli coś robię, to rzadko dla kasy, a bardziej dla funu. Dla kasy zrobiłam reklamę z Binoche, ale i fun był, bo się lubimy.

Łatwo ci mówić, bo i tak masz kasę.

Taki zawód! Ja mam taki zawód! Jeżeli dobrze ci idzie, to zarabiasz więcej. A ty byś chciała, żeby od razu socjalizm wprowadzić? W socjalizmie superfilmy robili, tak swoją drogą.

Znam dobrze Duńczyków. Często do nich jeżdżę. Obserwuję tam pewien paradoks. Duńczycy mają supersocjal. Zentropa Larsa von Triera jest fascynującym zjawiskiem, bo jest bardzo socjalistyczna. W firmie wszyscy mają wszystkiego po równo, każdy ma udziały. Dostali od rządu jakieś koszary pod miastem, wszyscy ich wspierają. Po prostu raj. Tylko w tym raju ludzie są jacyś nietolerancyjni.

Byliśmy na imprezie w Danii. Jak się na takiej imprezie lekko upijesz, rozbijesz szklankę i krzykniesz „kurwa”, w minutę stoi przy tobie dwóch ochroniarzy. Wykręcają ręce, zakładają kajdanki, bo twoje zachowanie „wykracza poza powszechnie przyjęte normy”. Gdy zobaczyłam to i parę innych rzeczy, nabrałam wątpliwości. Sto razy bardziej wolę być tutaj, w naszym pomieszaniu z poplątaniem.

Ale przyznasz, że pewne elementy modelu skandynawskiego są fajne, na przykład to, jak wygląda szkolnictwo, opieka nad starszymi...

Super wygląda... Albo to, jak wyglądają te wszystkie biblioteki, domy literatury... Ale uważam, że to Polska będzie w przyszłości forpocztą zmian. Tamte modele się powypalały.

Widzisz jakieś sygnały tych zmian?

Nie widzę, ale mówię ci, że za dwadzieścia, trzydzieści lat.

Przed chwilą mówiłaś, że za pięćdziesiąt lat.

Widzę sygnały, na przykład obserwując dwudziestoparolatków... Ty też pewnie masz dwadzieścia parę lat.

Dwadzieścia dziewięć.

Więc wiesz, o czym mówię. Dwudziestoparolatkowie są skrajnie inni niż starsze pokolenia i mają zupełnie inne podejście do świata. Polacy w ogóle mają typowo rewolucyjne myślenie. To jest w nas fajne. Musi być revolution. Takiej mentalności nie mają Francuzi ani Skandynawowie. Rewolucję może zacząć polska sztuka.

liceum

Wróćmy do dzieciństwa, kończysz podstawówkę i idziesz do liceum. Sama je wybierasz?

No co ty. Rodzice załatwili mi najlepsze liceum w Krakowie, czyli piątkę, liceum ogólnokształcące im. Augusta Witkowskiego, gdzie chodziły same „dzieci Pendereckich” i innych VIP-ów. To było śmieszne, bo byłam bardzo złą uczennicą. Nie miałam szans, żeby normalnie dostać się do tego liceum, ale przyjęto mnie ze względu na nazwisko. To była forma pomocy moim starym. Chodziłam więc do świetnego liceum, w którym się bardzo źle uczyłam i ledwo zdałam maturę. To liceum było bardzo otwarte. Nikt mnie do niczego nie zmuszał, robiłam, co chciałam, panowała totalna tolerancja i dopuszczano kompletne wariactwo. Ta szkoła bardzo mnie ukształtowała.

To była tolerancja dla estetyki, że ktoś się dziwnie ubiera, dziwnie zachowuje, czy też tolerancja dla innych poglądów?

Dla wszystkiego. Do szkoły chodzili różni ludzie. Do dziś przyjaźnię się z dziewczyną, która pochodziła z dość biednej rodziny, mieszkała w suterenie i trafiła do liceum „z przydziału”. Razem uczyły się dzieci z dzielnicy i dzieci biznesmenów, dorobkiewiczów, artystów. To było pomieszanie z poplątaniem. Najbardziej wypasiona była klasa francuska. Oni zawsze byli poubierani, mieli jakieś zagraniczne stroje. Ja byłam w humanistycznej i myśmy mieli raczej stylizację na intelektualistów. Nie przywiązywaliśmy wagi do tego, jak się ubieramy, tylko do tego, z jaką książką kroczymy i ile wypijamy alkoholu.

Jakie książki się wtedy nosiło?

Ja nosiłam wszystkie. Rodzice mi podsuwali. Od dwunastego do dwudziestego roku życia przeczytałam chyba wszystko (śmiech). To zawsze była klasyka: Tomasz Mann, Dostojewski, Hermann Hesse. W liceum obejrzałam też masę filmów, chodziliśmy na Konfrontacje w Krakowie. Na Bergmana, Tarkowskiego. Gdy miałam dwanaście lat, byłam totalnie zafascynowana Witkacym i czytałam wszystko, potem Gombrowicza. Czarodziejską górę przeczytałam, gdy miałam czternaście lat, całego Prousta walnęłam, gdy miałam piętnaście. Wiesz, taki był styl. Wszyscy moi znajomi tak mieli. Pewnie dlatego teraz w ogóle przestałam czytać. Dziś sięgam tylko po kryminały, właśnie skandynawskie.

I ty się słabo uczyłaś?

Z polskiego miałam same piątki. Z reszty same dwóje. Ja się w ogóle nie uczyłam. I nigdy nie byłam do tego przymuszana. Dlatego dziś wiedzy ogólnej nie mam żadnej. Z tego powodu trochę się bałam tej rozmowy.

Myślisz, że w Krytyce Politycznej siedzą same prymusy, które całe dnie zajmują się dyskutowaniem? To nieprawda. Ja miałam tróje z polskiego, a książki zaczęłam czytać w wieku szesnastu lat.

Nie jestem intelektualistką. Geografia i biologia to dla mnie kosmos. Matematyki nie rozumiałam ani w ząb. Rodzice załatwili mi jakiś papier wyjaśniający, że matematyki nie jestem w stanie pojąć. Żeby mi tróję wstawiono i dano spokój.

Myślę, że mój syn teraz musi się uczyć. Nie wiem, ale wydaje mi się, że teraz to trzeba się uczyć.

Teraz też załatwia się różne pisma i zaświadczenia.

Dysleksja itd. No nie wiem. Ale wiem, że byłoby bardzo słabo dla niego, gdyby musiał siedzieć i się uczyć. Przecież ta wiedza jest w pewnym momencie kompletnie nieprzydatna. Zdobywa się ją tylko po to, żeby dostać kolejne punkty i przechodzić do kolejnych, wyższych stopni edukacji. Według mnie to jest chore.

Twój syn na pewno się ucieszy, jak mu to powiesz.

poglądy polityczne

Nie mam poglądów politycznych. Posiadanie konkretnych poglądów jest dla mnie, jako artystki, przekreślające. Dlatego że pracuję tylko i wyłącznie z emocjami. Tylko one mnie interesują. Jestem w tym skrajnie egoistyczna i uwielbiam obserwować ludzi pod tym kątem. Wszystkie zagadnienia i tematy społeczne są dla mnie irytujące.

Ale masz ich świadomość?

Mam ich świadomość i mam przeciwko temu głęboki sprzeciw. Człowiek jest chodzącą sprzecznością. Więc jeżeli człowiek jest chodzącą sprzecznością, to posiadanie wyrazistych poglądów i wygłaszanie ich jest chore. A z drugiej strony wiem, że wy w Krytyce tego wymagacie. Założenie, że trzeba mieć klarowne poglądy, jest sztuczne.

My nie mówimy, że musisz mieć poglądy, my mówimy, że ty już masz poglądy. I zapraszamy do ich wypowiadania. Wiemy też, że w Polsce artystce poglądów mieć nie wypada.

To, co wypada, a co nie wypada, w ogóle mnie nie obchodzi.

No to powiedzmy, że poglądy polityczne w świecie „prawdziwej” sztuki nie są czymś popularnym.

Nie wiem, co to jest „prawdziwa sztuka”, a poglądy pewnie mam bardzo lewicowe.

Przed chwilą mówiłaś, że nie masz poglądów.

Bo nie mam zdeklarowanych poglądów na wszystko – politykę, ekonomię. Ale coś tam w głowie mam, jakieś przekonania, i one są lewicowe. Sama siebie nazywam kawiorową lewicą. Wiem, wy tego określenia nie lubicie. Mój film Sponsoring jest o pani, która jest kawiorową lewicą. To śmieszne i głupie.

Nie wiem, czy głupie.

Gdy mówię o tym moim blokowisku i o tym, że nic nie mieliśmy, to ja to „nic” dostrzegałam w momentach, kiedy dostawaliśmy paczki z zagranicy. Totalnie się wtedy cieszyłam, że mam na przykład kolorową pastę do zębów.

Jestem pazerna, opanowana materializmem. Uwielbiam ubrania, buty. Uważam to za swoją dużą wadę, a równocześnie, jako że siebie lubię, tę wadę też lubię. Nie jestem się w stanie opanować: kupuję, lubię mieć pieniądze. A z drugiej strony nie przywiązuję się do tego, co kupię, gubię to wszystko, rozdaję koleżankom, a potem nie mam na rachunek. Serio.

Siedem lat mieszkałam w miejscu, które zorganizowałam po swojemu, urządziłam. Choć bez szału. Nie wydaję pieniędzy na meble, na samochód. Pieniądze trzeba wydawać na przyjemności – jedzenie, wino, podróże. Od miesiąca mieszkam tutaj [ Kiedy spotkamy się kilka miesięcy później, Małgosia będzie już mieszkać gdzie indziej, widać, że nie przywiązuje się do miejsc ]. Nic z tamtego urządzonego mieszkania nie wzięłam. Nie przywiązuję się do tych wszystkich przedmiotów, które kupuję, rozumiesz?

Gdy rozglądam się dookoła, w stu procentach ci wierzę.

Była taka książka Camusa, Pierwszy człowiek. O tym, że pieniądze dają ci dzisiaj wolność. Mnie dają. Mogę opłacić niańkę i mój syn ma niańkę, która jest dla niego babcią od czterech lat, mogę pracować, wyjechać, a on jest zaopiekowany. Gdybym nie miała pieniędzy, byłabym uziemiona. Nie masz z kim zostawić dziecka, musisz sprzątać, gotować, nawet jeśli nie masz czasu i ochoty. To jest wbrew mojej naturze. Zwariowałabym.

Nazywam siebie kawiorową lewicą, bo wiem, że potrzebuję pieniędzy, żeby funkcjonować tak, jak chcę. Po prostu.

Ty możesz tak żyć i tak mówić, bo jesteś w bardzo uprzywilejowanej sytuacji.

Oczywiście. Tylko z drugiej strony wydaje mi się, że gdybym w tej luksusowej sytuacji nie była, byłoby mi trudniej wykonywać mój zawód. Zawód reżyserki filmowej. Poza tym moja sytuacja nie zawsze była tak komfortowa, do wszystkiego dochodzi się krok po kroku.