Wiek teorii, Antologia 2 - pod red. Danuty Ulickiej - ebook

Wiek teorii, Antologia 2 ebook

pod red. Danuty Ulickiej

0,0

Opis

Że z lektury antologii i pokrewnych jej propedeutycznych gatunków pedagogicznych (podręczników, encyklopedii, słowników) można wyciągnąć wiedzę o całych epokach i kulturach, wiedział dobrze Norbert Elias, który z nich właśnie wyprowadził przemiany obyczajów w cywilizacji Zachodu. Analizując takie źródła, Elias wydobył także mechanizmy powstawania norm, które uchodzą za naturalne  zinstynktywizowały się, przeszły w habitus i trwałą dyspozycję. Krótko mówiąc: uległy ontologizacji.

            "Antologia" i "ontologia" nie podzielają źródłosłowowego pnia. Zastanawia jednak, że bywają wymawiane identycznie, nawet jeśli są inaczej pisane. Ta przypadkowa, paronomazyjna łączność pozwala uznać, że antologia ma siłę sprawczą ? ontologizowania. Działa dzięki Baconowskim "złudzeniom rynku" (idola fori), wywołanym przez słowa, które tak zrosły się z rzeczami, że za same rzeczy uchodzą. "Złudzeniom rynku" towarzyszą u Bacona idola specus  przekonania powstałe w efekcie socjalizacji: wychowania w środowisku, w którym krążą określone schematy wyobrażeniowe, pojęciowe i kategoryzacyjne, przyjmowane jako naturalne, oraz idola theatri  przeświadczenia zrodzone na mocy upowszechniającego je autorytetu i jego umiejętności perswazyjnych. Antologia je skrycie utwierdza (ontologizuje) i przysłania swoim autorytetem zapisanym w szlachetnym, spatynowanym rodowodzie.

            Tyle o antologii da się powiedzieć z punktu widzenia socjologii wiedzy. Natomiast z perspektywy socjologii niewiedzy (agnotologii) ujawnia się jeszcze jedna, istotna właściwość gatunku. Inkluzje i ekskluzje dokonywane przez antologistów, którzy powielają zastane hierarchie i jednocześnie ustanawiają hierarchie nowe, tworzą dwa zbiory sygnałów: zbiór sygnałów ważności (z punktu widzenia antologisty, jego generacji, jego środowiska i wyznawanych w nim wartości), wskazujący na projektującą funkcję antologii, i zbiór sygnałów nieważności (z punktu widzenia antologisty, ale czytelny także dla odbiorcy, pod warunkiem, że zna większą całość, z której antologia została wykrojona). Toteż antologie (podobnie jak podręczniki, słowniki i encyklopedie) pozwalają nie tylko na demaskowanie wiedzy urabianej i inercyjnie funkcjonujących habitusów, ale jednocześnie na tropienie niewiedzy utrwalanej za ich sprawą.

            (ze wstępu Danuty Ulickiej Siła antologii)

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 965

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Recenzent: prof. dr hab. Adam Dziadek

Redaktor prowadzący: Krzysztof Smólski

Redakcja Krystyna Kiszelewska-Kotyńska

Indeks Wydawnictwo IBL

Korekta: Krzysztof Smólski

Projekt graficzny i łamanie: Robert Oleś / d2d.pl

Publikacja została sfinansowana ze środków Narodowego Centrum Nauki przyznanych na realizację grantu „Wiek teorii. Sto lat polskiej myśli teoretycznoliterackiej” na podstawie umowy nr UMO⁠-⁠2014/13/B/HS2/00310

© Copyright by Instytut Badań Literackich PAN 2020

Wydanie I, Warszawa 2020

ISBN (tom) 978-83-66448-59-9

ISBN (zestaw) 978-83-66448-41-4

Skład wersji elektronicznej d2d.pl

Odpis książeczki wojskowej Franciszka Siedleckiego z września 1929 roku

(AUW, sygn. 651–144/2016, t. RP 30.495)

Franciszek Siedlecki (1906–1942)

(zdjęcie z indeksu studenckiego z 1929 roku; AUW, sygn. 651 – 144/2016, t. RP 30.495)

Pierwodruk:

Franciszek Siedlecki, Dziewięćset piąty, „Skamander” 1937, z. 78–80

Przedruk:

Franciszek Siedlecki, Dziewięćset piąty, „Kamena” 1946, nr 8–10

Podstawa przedruku: pierwodruk

Beletryzowany esej Dziewięćset piąty, poświęcony rosyjskiej kulturze literackiej w czasach rewolucji 1905 roku, ukazał się w czasopiśmie „Skamander” w 1937 roku. Nie był to debiut Franciszka Siedleckiego w tym periodyku: od 1935 roku (a więc od chwili otwarcia łamów „Skamandra” na artykuły literaturoznawcze) do roku 1939 badacz publikował w nim studia krytycznoliterackie, studia wersologiczne – polemiczne zarówno wobec tradycyjnych poglądów na metrykę wierszową, jak i wobec stanowisk nowych, formułowanych z jednej strony przez Karola Wiktora Zawodzińskiego, a z drugiej strony przez poetów awangardy1, omówienia radzieckiej literatury dla dzieci2 i „poetyki dziecięcej” wyłożonej przez Kornieja Czukowskiego3, szkic przekładoznawczy4 oraz noty informujące o wydarzeniach kulturalnych w Rosji5. To bibliograficzne wyliczenie dowodzi nie tylko tego, że uczony był stałym współpracownikiem „Skamandra” w końcowym okresie jego działalności, lecz także i tego, że miał w redakcji pozycję znawcy (i w pewnej mierze dystrybutora) współczesnej literatury, kultury i nauki rosyjskiej, w której warszawskie i wileńskie koła polonistów upatrywały inspiracji dla ówczesnego literaturoznawstwa polskiego. Esej Dziewięćset piąty dopełnia ten obraz.

Tytuł utworu autor opatrzył przypisem, w którym informował, że jest to „[f]ragment większej całości”. W zamyśle, jak wiemy z przypisów do kolejnych partii, Siedlecki pisał esej biograficzny o rosyjskim poecie Aleksandrze Błoku. Pozostałe części, drukowane w latach 1937–1938 na łamach „Skamandra” oraz, równolegle, lwowskich „Sygnałów”6, dotyczą życia autora Budy jarmarcznej. W ich świetle publikowany esej należało traktować jako zarys tła historycznego dla następującej po nim opowieści biograficznej.

Być może z uwagi na odrębność od pozostałych Fragmentów o Błoku odczytywano Dziewięćset piąty jako wypowiedź kryptopolityczną7. Istotnie, można uznać, że Siedlecki – dystansując się od symbolizmu – stawia postulat „społecznego zaangażowania w opozycji do katastroficznych postaw osamotnienia i rozczarowania”8. Niepozbawiona racji jest także teza9, że publikacją tego eseju włączał się autor w dyskusję o zmarłym rok wcześniej Maksymie Gorkim, wchodząc w polemikę z nieprzychylną pisarzowi interpretacją jego wczesnych utworów, przeprowadzoną w słynnym tytułowym artykule Dmitrija S. Mereżkowskiego ze zbioru Griaduszczij cham [Nadciągający cham] (1906).

Śmierć Gorkiego odbiła się szerokim echem w polskiej prasie: na łamach sanacyjnego „Pionu” pisarza bronił m.in. Czesław Zgorzelski10, a we „Lwowie Literackim” Teodor Parnicki, który prowokacyjnie zestawiał go z Gilbertem K. Chestertonem, cenionym przez środowisko „Prosto z Mostu” i twórców oraz badaczy z orientacji katolickich11. Wcześniej głośno było też w Polsce o wspomnianym artykule Mereżkowskiego12, w którym autor przestrzegał inteligencję rosyjską zarówno przed samodzierżawiem i klerykalno-chłopskimi ugrupowaniami nacjonalistyczno-imperialistycznymi (czarnymi sotniami), rosnącymi w siłę po 1905 roku, jak i przed idealizowanym przez Gorkiego ludem-narodem kojarzonym z bolszewikami. Dla Mereżkowskiego lud-naród z jednej strony reprezentował skrajne instynkty i zacofanie umysłowe, z drugiej zaś – stanowił zagrożenie dla inteligencji jako uprzywilejowanej przywódczej grupy społecznej ze strony ostatniego wcielenia „nadciągającego chama”, czyli futuryzmu. Dobitny wyraz takiemu przekonaniu dał Aleksandr ­Benois, główny teoretyk ekskluzywnego stowarzyszenia i periodyku „Mir Iskusstwa” [Świat Sztuki], w komentarzu do wystawy 0, 10 otwartej na przełomie 1915 i 1916 roku (prezentowali tam swoje prace m.in. Kazimierz Malewicz, Olga W. Rozanowa i Władimir Je. Tatlin) ; Benois podobnie jak Mereżkowski upatrywał w awangardzie „królestwo już nie nadchodzącego, ale przybyłego Chama”13.

Stylizowany język, którym posługuje się Siedlecki w Dziewięćset piątym, można traktować jako znak jego subtelnie ironicznej oceny starszego pokolenia symbolistów rosyjskich, rozczytanych we Friedrichu Nietzschem i Władimirze S. Sołowjowie, organizujących seanse spirytystyczne w petersburskich apartamentach i pragnących odnowienia religijnego Rosji. Taka postawa i wyrażająca ją estetyka były Siedleckiemu obce, podobnie zresztą jak estetyka młodopolska, toteż esej da się zasadnie czytać również jako polemikę z poglądami Zawodzińskiego14, wprost zresztą przeprowadzoną w krytycznoliterackim artykule wersologicznym z tego samego czasu, w którym Siedlecki przyznawał jednak, że „Zawodziński jest zbyt trzeźwy, zbyt krytyczny, aby na serio brać całą ewangelię Wiaczesława Iwanowa”15. Z warszawskim krytykiem i wersologiem łączyło uczonego ukształtowanie gustów literackich na rosyjskim symbolizmie i obeznanie z futuryzmem i formalizmem, przeto – podobnie jak „Rotmistrz” – nie odrzucał systemów metrycznych w poezji jako anachronicznych. Inaczej tylko niż Zawodziński – mimo że, jak on, wyżej cenił skamandrytów niż Peipera – za świadectwo najwyższego kunsztu wersyfikatorskiego uznawał nie perfekcyjne utrzymanie rytmu wiersza, lecz świadome odstępstwa od normy (takie jak transakcentacja metryczna, traktowana jako rodzaj chwytu udziwnienia)16.

Dlatego też interpretowanie Dziewięćset piątego jako marksistowskiego z ducha ataku na symbolizm17 i „dogorywające ziemiaństwo”18 jest uproszczeniem. W drugiej części tekstu, w której Siedlecki prezentuje środowisko młodych akmeistów „przygotowujących grunt dla formalistów”, ton narracji zmienia się z ironiczno-kpiarskiego na sentymentalny, a melancholijny dystans znika dopiero (na rzecz jawnie szyderczej krytyki) we wzmiankach dotyczących obyczajów panujących na dworze cara Mikołaja II. Autor w całym eseju przekonuje, że religijno-mistyczne, irracjonalistyczne nurty ideowe zyskały pod koniec wieku XIX i w pierwszej dekadzie wieku XX status nie tylko nowej podniety artystycznej i intelektualnej, lecz także ideologii odwołującej się do anarchizmu i sankcjonującej indywidualny terroryzm, która doprowadziła do degeneracji upadającego systemu, a w konsekwencji również do rewolucji przygotowanej przez „łysiejącego pana z bródką” i dokończonej przez „niebezpiecznego”, „szczerzącego szczecinowate wąsy dobrodusznego morsa”, w polu intelektualnym zaś – do ugruntowania formalizmu i futuryzmu.

Lektura Fragmentów o Błoku wyłącznie w kluczu kryptopolitycznym pomija to, co w nich najciekawsze. Część zatytułowaną Aleksander Błok Siedlecki poprzedził kilkuzdaniowym, niezbeletryzowanym wprowadzeniem, zarysowując napięcia społeczne i intelektualno-artystyczne epoki przejściowej, w których Błok uczestniczył i których stał się emblematem. Pisze w nim jednoznacznie o „dramacie poety”, ukształtowanego w estetyce i ideologii symbolizmu, który stanął „w pierwszych szeregach rewolucyjnej kultury”19. Czytane z punktu widzenia tego wprowadzenia, także pozostałe Fragmenty o Błoku utwierdzają w przekonaniu, że celem uczonego nie była krytyka twórców, którzy od początku stanowili ambiwalentny układ odniesienia dla formalistów, ale raczej ukazanie ich (i całej inteligencji, także polskiej) zagubienia w czasach gwałtownych i trudnych do ogarnięcia przemian – na co implicite wskazywałoby przejście w kolejnych partiach utworu od ironicznej narracji auktorialnej do empatycznej perspektywy personalnej.

Stefan Żółkiewski chyba nie rozminął się z esejem kolegi z Warszawskiego Koła Polonistów – choć go zlekceważył20 – stwierdzając, że Siedleckiemu bliski był „raczej Błok niż konstruktywiści czy Majakowski lub Zabołocki”21. Istotnie, trudno nie doszukać się analogii, także biograficznych: polski literaturoznawca również wywodził się z rodziny ziemiańskiej, wychował się na symbolizmie, by już podczas studiów polonistycznych podjąć walkę o wprowadzenie radykalnych, opartych na racjonalnych przesłankach reform, zarówno politycznych i społeczno-gospodarczych, jak i poetologicznych, na obszarze tak na pozór drugorzędnym, jak nauka o wierszu. Podobnie do Błoka – można dopowiedzieć – zagubił się, „zdezorientowany” i w „chaosie”22. Interpretowany autobiograficznie, esej Dziewięćset piąty ukazuje Siedleckiego w świetle odmiennym od tego, w jakim jest on zwykle przedstawiany – różniącym się tak od wizerunku zaangażowanego społecznie teoretyka bezkrytycznie zafascynowanego Rosją (jak ukazuje go Żółkiewski), jak też radykalnego scjentysty – patrona polskiego strukturalizmu.

1 Siedlecki Franciszek, O rytmie i metrze, „Skamander” 1935, z. 59; jego, Z dziejów naszego wiersza, „Skamander” 1935, z. 62; jego, Likwiduję Peipera, „Skamander” 1936, z. 70; jego, O swobodę wiersza polskiego, „Skamander” 1938, z. 93–95.

2 Siedlecki Franciszek, Wielka literatura dla małych, „Skamander” 1936, z. 66.

3 Siedlecki Franciszek, Od dwóch do pięciu lat, „Skamander” 1939, z. 108–110.

4 Siedlecki Franciszek, Przekłady z poezji rosyjskiej, „Skamander” 1936, z. 76.

5 Siedlecki Franciszek, Z „roku Puszkinowskiego”, „Skamander” 1938, z. 90–92.

6 Siedlecki Franciszek, Dwa fragmenty, „Sygnały” 1937, nr 27; jego, Aleksander Błok, „Sygnały” 1937, nr 30; jego, Obrachunki, „Skamander” 1937, z. 85–87; jego, List, „Sygnały” 1938, nr 40; jego, Droga dalej, „Sygnały” 1938, nr 43. W słowniku biobibliograficznym czytamy, że stanowią one część „niedokończonej” powieści o Błoku (zob. Współcześni polscy pisarze i badacze literatury: Słownik biobibliograficzny, red. Czachowska Jadwiga, Szałagan Alicja, Warszawa 2001: Wydawnictwa Szkolne i Pedagogiczne Spółka Akcyjna, t. 7, s. 247), jednak ostatni chronologicznie opublikowany fragment (Droga dalej) został opatrzony przypisem, w którym autor informuje, że jest to „[d]okończenie Fragmentów o Błoku”. Publikowany tekst potwierdza zasadność odautorskiej dopowiedzi: opowieść kończy się opisem pogrzebu rosyjskiego poety.

7 Stradecki Janusz, Grupa literacka a czasopismo, w: Kultura – komunikacja – literatura: Studia nadXXwiekiem, red. Żółkiewski Stefan, Hopfinger Maryla, Wrocław 1976: Zakład Narodowy im. Ossolińskich, s. 192.

8 Stradecki Janusz, Grupa literacka a czasopismo, dz. cyt., s. 192.

9 Sielicki Franciszek, Gorkiw polskiej krytyce lat 1918–1939, „Slavia Orientalis” 1969, nr 2.

10 Zgorzelski Czesław, Maksym Gorki(1886–1936), „Pion” 1936, nr 33 (150).

11 Parnicki Teodor, Gorkija Chesterton, „Lwów Literacki” 1937, nr 1.

12 O czym świadczy publikacja poczytnej swego czasu książki Tadeusza Nalepińskiego – doktoranta Tomáša Masaryka – zawierającej jawną aluzję do artykułu MereżkowskiegoOn idzie! Rzecz o Królu-Duchu Rosyi (Kraków 1907: skł. gł. G. Gebethner). Figura chama rozumianego nie w kategoriach klasowo-społecznych, lecz ogólniejszych, była w kulturze krakowskiej popularna już wcześniej za sprawą Wesela Stanisława Wyspiańskiego („miałeś, chamie, złoty róg”). Michał Głowiński zwracał uwagę na jej oczywisty związek z postacią Nikodema Dyzmy z popularnej w międzywojniu powieści Tadeusza Dołęgi-Mostowicza, przy czym samo określenie „nadciągający cham” badacz łączył z wierszem zaprzyjaźnionego z Mereżkowskim poety Walerija Briusowa (Głowiński Michał, Postać literacka jako symbol polityczny: Nikodem Dyzma, w: Ideały nauki i konflikty wartości. Studia złożone w darze Stefanowi Amsterdamskiemu, red. Chmielecka Ewa, Jedlicki Jerzy, Rychard Andrzej, Warszawa 2005: Wydaw. Instytutu Filozofii i Socjologii PAN, s. 315).

13 Zob. Pomorski Adam, Komentarze i przypisy do twórczości Wielimira Chlebnikowa z lat 1917–1919, w: Chlebnikow Wielimir, Rybak nad morzem śmierci: wiersze i teksty 1917–1922, red. i przekł. A. Pomorski, Warszawa 2005: „Open”, s. 122.

14 Zawodziński Karol Wiktor, Pegazto nie samochód dwukołowy, „Skamander” 1935, z. 57.

15 Siedlecki Franciszek, O swobodę wiersza polskiego, „Skamander” 1938, z. 93–95.

16 Dostrzegli tę różnicę współcześni Siedleckiemu, m. in. Ryszard Matuszewski, także związany z Warszawskim Kołem Polonistów; por. Matuszewski Ryszard, Powroty i pożegnania, Warszawa 1987: Czytelnik, s. 100–103.

17 Jak robił to F. Sielicki, Gorkiw polskiej krytyce lat 1918–1939, dz. cyt.

18 Dalej wszystkie cytaty nieopatrzone przypisem pochodzą z tekstu Dziewięćset piąty.

19 Siedlecki Franciszek, Aleksander Błok, dz. cyt. Ta interpretacja Siedleckiego wiąże się z przywoływanym przez niego gdzie indziej kontrowersyjnym poematem BłokaDwunastu, w którym na czele rewolucji kroczy Chrystus, i zapewne również z pogrzebem poety, będącym polityczną demonstracją. W jej tle słychać także dyskusję, która toczyła się wokół poety jeszcze w latach 30. Być może Siedlecki znał artykuły samego Błoka poświęcone kondycji inteligencji rosyjskiej przed rewolucją i tuż po niej. Powiązanie marksizmu z chrześcijaństwem mogło Siedleckiego interesować także ze względu na znany mu bezpośrednio kontekst polski. Oba stanowiska łączyli znani mu pisarze i krytycy literatury z Wilna (grupa Henryka Dembińskiego i sam Dembiński, Maria Żeromska); potwierdzają to Czesław Miłosz i Aleksander Wat.

20 To jedyny tekst Siedleckiego zaledwie wspomniany we wstępie Żółkiewskiego do Pism Siedleckiego (Żółkiewski Stefan, O Franciszku Siedleckim, w: Siedlecki Franciszek, Pisma, red. Żółkiewski S., Mayenowa Maria Renata, Warszawa 1989: Państwowy Instytut Wydawniczy, s. 12), nieprzedrukowany w nich ani nawet nieopatrzony adresem bibliograficznym (w przeciwieństwie do poematu dla dzieci napisanego w r. 1941 Muzykantów było sześciu. Ballada o liskach).

21 Żółkiewski Stefan, O Franciszku Siedleckim, dz. cyt., s. 12.

22 Siedlecki Franciszek, Aleksander Błok, dz. cyt.

Dziewięćset piąty[1]

Ziemiaństwo dogorywało. Sędziwe drzewa parkowe, rozległe, napół zdziczałe kwietniki i dzikie wino, oplatające drewniane werandy i ganki odwiecznych gniazd dziedzickich, płonęły jaskrawemi barwami jesieni.

Na glebie użyźnianej pracą dziesiątków pokoleń, na gruncie wielowiekowej feudalno-szlacheckiej kultury, jako zamknięcie wielkiego kulturalnego i społecznego cyklu, jako jego szczytowy wykwit, wierzchołek i kres, rosło i kwitło to ostatnie – olśniewająco bogate lecz już chorobliwie wypaczone, niosące na sobie i w sobie piętno zagłady – pokolenie ziemiańskie, chciwie wchłaniając i z gestem skazanego na śmierć magnata, jakby w pełni świadomości swego końca, trwoniąc i marnotrawiąc resztki życiodajnych soków, pozostawionych mu przez przodków. Bo z nieubłaganą, rzekłbyś: fatalistyczną, siłą to poczucie nieodwołalnego końca przenikało do najbardziej zacisznych i pogodnych dworów. Lecz w atmosferze zachowanego jeszcze dobrobytu, w miękkiej mgławicy przedzgonnej euforji, przetłumiającej zgrozę nadciągającego kataklizmu, zdala od zgiełku trwożliwego gorączkowego życia wielkiego miasta i wielkich rozdroży czy bezdroży współczesności, świadomość ta budziła jedynie nastroje melancholijnej rezygnacji, paseistycznego poddania się wyrokom losu i – pełne abnegacji sycenie się pięknem starego, odchodzącego świata – pięknem, które znużonym, sennym oczom wydawało się już jakąś nierealną fatamorganą… Zresztą kto wie, czy ten najbliższy kataklizm rzeczywiście jest tak potworny? czy gdzieś z oddali nie nadciąga coś jeszcze straszliwszego? kto wie, czy ten najbliższy „kataklizm” nie okaże się w swej istocie ocaleniem, nie wyrośnie niezdobytem przedmurzem przeciw tamtemu kataklizmowi – ze wszystkich najpotworniejszemu?

Ale myśl szukała innej jeszcze, głębszej pociechy. Myśl artysty, marzyciela (a któż z nich wówczas nie marzył?…), poety…: czy wszystko stracone? Wroga, obca rzeczywistość milczała posępnie, potakująco. A więc odrzucić ją, odwrócić się od niej ze wzgardą, zatrzeć niepojęte już, niepoznawalne w swej obcości, nieprzystępne i – nienawistne kontury otaczającej, napierającej rzeczywistości, rozbić ją na miljon atomów i te jej atomy, odłamki, odpryski i resztki – relikwje! – odchodzącego dawnego świata całkować inaczej, nanowo, prześwietlić wszystko promieniami uduchowionego spojrzenia, przejrzeć ją nawskroś, zdemaskować jej ułudę, przez którą prześwieca coś co już ułudą nie jest: za przyziemnym koszmarnym bytem, poza rozkładem i upadkiem wykryć inną, prawdziwą rzeczywistość. Tajemne jej znaki odczytywać z płatka róży, z grzmotu wodospadu, z głosu ptaka. Tworzyć dwoiste piękno – piękno ziemskie, mówiące o nieziemskiem, pod dotykalną maską zmysłowego piękna dawać piękno pozazmysłowe, duchowe. Być harfą łkającą w bólu i tęsknocie za Niecielesnem, które się kiedyś ucieleśni. Opowiadać o Nadchodzącem. Zwiastować. Oczekiwać. Poprzez osnuwające horyzont chmury wskazywać promień Nowego Świtu, w wychodzącej od ślubu panience ujrzeć Oblubienicę i Nieznaną i nad jej złotowłosą wesołą głowinką zobaczyć Gwiazdę. Łodzią o cichym zachodzie na senny wypłynąć staw – przy szmerze trzcin szepcących o Niepojętem, w świetle świecy, której płomieniem wiew nocny kołysze, do jasnego świtu: Apokalipsę z wtajemniczonym Bratem czytać, by potem rankiem szukać po ogrodzie relikwij – białych dzwonków przesadzonych przed rokiem przez wiernego Ucznia z ogrodu zgasłego filozofa, poety, mistyka, symbolisty – Władimira Sołowiowaa. W Wienczysławowej petersburskiej „baszcie”b, w olbrzymiem magnackiem mieszkaniu Wiaczesława Iwanowa★, pełnem najrozmaitszych kształtów pokojów i pokoików, zacisznych kryjówek, zakonspirowanych zakamarków, przejść zawieszonych kotarami, z przepychem urządzonych, pełnych szaf z księgami komnat, w których Bóg wie, jakie odbywały się misterja – po wykwintnej trapezie w nieprzeliczonym tłumie gości, rozsiadłszy się na miękkich fotelach lub wprost na puszystym dywanie, w półmroku, przy złotawym blasku świec, tkwiących w starożytnych kandelabrach: wysłuchać mistrzowsko wygłoszonego referatu pana domu o Powracającym Dionizosie, potem długo, długo dysputować – o odczycie, o Wilde’zie lub Nietzschem, potem – podziwiać poetę Kuźminac, który akompanjując sobie na fortepianie, odśpiewa swe pieszczotliwe subtelne wiersze o krzykach i śmiechu kąpiących się kobiet, o świętych pawiach w świątyni Junony, o miłości Cyprydy do Adonisa, o beztroskiem życiu dawnej Aleksandrji…d potem – znów dysputować, prowadzić nieskończone rozmowy – o Sztuce, Bóstwie, Dionizosie, Wilde’zie… – aż wreszcie wczesnym rzeźkim rankiem zabrać się do domu: wylec wrzaskliwą czeredą na cichą ulicę i – zdumieć stróżów, zamiatających już jezdnię, przestraszyć baby roznoszące w blaszankach mleko, zgorszyć śpieszących do fabryk robotników… Następną noc spędzić u Mierieżkowskich nad pogłębianiem myśli religijneje. W przerwie – napisać mętny, pusty artykuł i wiersz – mistrzowski, opalizujący iskrzący się i dźwięczny jak złoto najwyższej próby. I znów zejść się w gronie współwyznawców, dociekać Prawdy, rozpoznawać Znaki, z ramienia jednej z Sióstr-Wtajemniczonych usączyć krwi nieco, zmieszać z winem: w poblaskach pełgających płomyków wychylić krużef – taki był ten rosyjski symbolizm.

Ziemiaństwo dogorywało. Rozkładało się, niszczało powoli, bez wielkich wstrząsów, pod uporczywym lecz ospałym naporem nowej klasy – burżuazji, która to burżuazja rosyjska – przychodziła na świat dziwnie zapóźniona i – chyba jak żadna inna – apatyczna, zgnuśniała, niedokrwista, znużona, zmiejsca już czująca wymykanie się gruntu spod niepewnych nóg, zmiejsca już przerażona widmami coraz częściej, ponad wszelką oczywistość i kalkulację częściej wyłaniającemi się z mroku lodowatych, zapleśniałych piwnic, ciemnych, gruźliczych suteryn, cuchnących kapustą natłoczonych robotniczych izb.

W tej sytuacji burżuazja odnosiła się do ziemiaństwa nad wyraz łagodnie, mieszała się z nią, wchłaniała w siebie jej przedstawicieli i sama potrosze ulegała wchłonięciu. Wielki przemysłowiec wchodził do ziemiańskiej rodziny, zamieszkiwał we dworze – obszarnik zostawał fabrykantem. Przenikały się nawzajem ideologje – kultura, sztuka – obu klas. Kulturalnie bezpłodna burżuazja pasorzytowała na wspaniałym dorobku ziemiaństwa i wsączała do niego elementy własnej wyjałowionej kultury. Tę obustronną osmozę znakomicie ułatwi i przyśpieszy współdźwięczność obu ideologij: ich schyłkowość, eschatologizm… Odwrócenie się od rzeczywistości, zacieranie jej konturów, dekonkretyzacja jej i symbolistyczne „wyjaśnianie” były cechą tak sztuki ziemiaństwa jak i mieszczaństwa. Tylko że mało twórcza kulturalnie, ale jeszcze o wiele bardziej żywotna, zapobiegliwa, obrotna od ziemiaństwa pod względem politycznym, społecznym, burżuazja miała swój własny ideał i symbol: zamiast Zaświatów, Gwiazdy i Jutrzni – łuna elektrycznych lamp nad potężnem przemysłowem miastem. Czołowym przedstawicielem tej ideologji artystycznej, genjalnym apologetą i piewcą przemysłowego miasta-symbolu stanie się największy poeta rosyjskiej burżuazji – Walerij Briusow ★, wnoszący do poezji ciężkie, chrapliwe rytmy maszyn fabrycznych, neurastenję sygnałów samochodowych i wzgardliwym uśmiechem pobłażliwej ironji darzący twory symbolistycznej muzy dworu.

Ziemiaństwo dogorywało. Lecz rząd wciąż jeszcze opierał się na tych sferach ziemiańskich, wciąż jeszcze stosował przestarzały średniowieczny mechanizm rządzenia, stworzony przez tracący wszelkie polityczno-ekonomiczne znaczenie feudalizm, niechętnie, a nawet wręcz wrogo odnosząc się do burżuazji, która się umacniała w coraz bezwzględniejszej opozycji. Niepowodzenia ekonomiczno-polityczne rządu, a wreszcie niefortunna imperjalistyczna eskapada na Wschódg – podniecały wrzenie. Opozycjonizowało, liberalizowało mieszczaństwo, i pełne opozycji były sfery mieszczańskiego odłamu symbolistów. Oczywiście, nie w stosunku do swych kolegów z ziemiańskiego skrzydła: tych się poprostu nie rozumiało, a nawet tylko: nie zachwycano się nimi, ironizowało się pod ich adresem – czasem niewinna polemika na tematy literackie – poeci spod znaku Gwiazdy i Oblubienicy odpłacali naogół tem samem.

Ostrze opozycji skierowało się bezpośrednio przeciw rządowi, który oskarżano o karygodne niedołęstwo, domagano się zmiany systemu rządzenia – podnoszono niezbyt zresztą doniosły, niepewny, nieco drżący głos protestu. Atakowano i przybudówki rządowe – organ najczarniejszej reakcji, wielkiego obszarnictwa, arystokracji dworskiej, ulicznej chuliganerji i najwyższych dostojników – czarnosotienne, pogromowe „Nowoje Wriemia” [Nowe czasy]h, którego współpracowników obie zresztą strony – i wogóle cała nie ze szczętem spodlała inteligencja bojkotowała, brzydziła się, nie wpuszczała za próg swych domów i nie podawała ręki. A gazeta lała pomyje na „dekadentów”, szczuła, denuncjowała – ku cichej aprobacie władz, które ze swej strony też nie pieściły się z malkontentami, szykanowały ich, konfiskowały, rewidowały, więziły nawet. I w symbolistycznych salonach społecznikowano wciąż goręcej, wciąż zawzięciej konferowano, konspirowano, wymieniano między sobą odpisy niecenzuralnych wierszy. Na tłumnych, filozoficzno-religijno-społeczno-literackich cercle’ach u Mierieżkowskichi stwierdzano, że w imię najświętszych ideałów duszy rosyjskiej, dla dobra myśli religijnej, no i wogóle – raz już trzeba położyć temu wszystkiemu kres: puszczając wonne obłoczki dymu z papierosa, niedbale wtulona w róg przytulnej kanapki, z narzuconym na arystokratyczne wąskie ramiona bezcennym szalem, pani domu, mądra wyrafinowana poetessa – Zinaida Gippius – z lekkiem zniecierpliwieniem czekała na rewolucję. Taki był ten rosyjski symbolizm.

Taki on był do pamiętnego dziewięćset piątego roku, kiedy wykwintna, wyrafinowana poetessa, Zinaida Gippius-Mierieżkowskaja, poczuła, że z jej zdrętwiałych ze zgrozy, wypielęgnowanych rąk wysuwają się wodze „rewolucji”, że „na czele”, zamiast ruchliwej figurki małżonka, zjawił się szczerzący szczeciniaste wąsy dobrodusznego morsa, plebejski i ordynarny awanturnik, niebezpieczny bosiakj, któremu zawsze obca była sprawa pogłębiania myśli religijnej – Maksim Gorkij, a za nim, w takt nieharmonijnych i zgoła chamskich rytmów jego „Buriewiestnika” – „Zwiastuna Burzy”k – pełznie, napiera ciemny, odrażający i jakże serdecznie, jakże głęboko już od pierwszych chwil znienawidzony motłoch: tłum widm wylęgłych z mroku lodowatych, pokrytych pleśnią piwnic, ciemnych gruźliczych suteryn, cuchnących kapustą natłoczonych robotniczych izb – nie Buriewiestnik już lecz sama burza, kataklizm – ze wszystkich najpotworniejszy!

Ale jeszcze zdążono na czas, i o granit ulic Petersburga chlasnęły kule. Na wyspie Bieriezani stracono Szmidtal. Porządek został przywrócony. Czując konieczność natychmiastowych reform, przerażony rząd zrobił nagły zwrot, burżuazja otrzymała szereg przywilejów i – zaspokojona – wywiesiła sztandar rentownej pracy powszedniego dnia, a pomna na świeżo przeżyte wspólne niebezpieczeństwo, jeszcze ściślej splotła się z ziemiaństwem wieczystemi śluby. Tak dokonywały się w społeczeństwie gwałtowne i głębokie przesunięcia. Ziemiaństwo zatracało poczucie swej odrębności, odosobnienia, mieszczaństwo – swą opozycyjność. Tworzył się złożony koncentryczny konglomerat – w jego centrum rząd. W towarzystwie zjawili się ludzie „Nowawo Wriemieni”: redaktor Burieninm, absurdalnie łączący w sobie niecodzienną mądrość i niecodzienny cynizm Rozanown. Nauczeni smutnem doświadczeniem, jak niebezpieczna jest gra w rewolucję, inteligenci, literaci-symboliści wyzbywają się zwolna swych zainteresowań społecznych, chłodną ze swego radykalizmu. „Myśl religijna”, mistyka pochłania ich coraz bardziej. Estetyka. Powolny powrót do – przyozdobionej oczywiście! – rzeczywistości. Eros. Tajemnice i sekrety erotyki przeplatają się, ba, konkurują z mistyką. A wreszcie sztuka – rzemiosło poetyckie! Ileż fascynujących problemów.

W dawnej swej „baszcie”, a później w obszernym wykwintnym apartamencie redakcyjnego artystowskiego „Apollina”o, – w „Towarzystwie Zgłębiania Artystycznego Słowa”p, recte w „Akademji Poetyckiej”q, – przygotowując grunt dla formalistów, mających przyjść wraz z futuryzmem. Wienczysław Iwanow rozwijał swą teorję rosyjskiego wiersza, Faddiej Francewicz Zielinskijr wykładał o rosyjskich transpozycjach metrów antycznych, na wielkiej szkolnej tablicy rysował swe pomysłowe wykresy jambu Andriej Biełyj★… Słuchał łaskawie sam pan redaktor, nachalny elegant, snobek nad snobki – „papa Maco”, Siergiej Makowskij★. Słuchał aleksandryjski słowik, jeszcze pół nagiej a już na pół gołej muzy piewca (jegoż to czasy nastały!) – Kuźmin. Przysłuchiwali się „młodzi”: Gorodieckij★, Mandielsztam★, Achmatowa★  – radykalni reformatorzy symbolizmu: za rok, za dwa na arenę literacką wystąpi utwierdzający radość życia sielankowo-erotyczny klaryzms i wślad za nim elastyczny jak krok marszu akmeizmt, onże adamizmu, który znaczy: męskie i jasne spojrzenie na życie, i do wtóru orkiestrom wojskowym krzepnącego po szczęśliwych reformach Imperjum Wsiej Rusiv uderzy w werbel drapieżny konkwistador, rosyjski Kipling i d’Annunzio – Nikołaj Gumiliow★.

Nie dla wszystkich dostosowywanie się, wmontowywanie w nowy układ społeczny było rzeczą łatwą i bezbolesną. Społeczeństwo uległo wielokrotnemu rozszczepieniu. Wielu uczuciowo bardziej zaangażowanych w dawną atmosferę zajęcie nowych pozycyj odczuwało jako głęboko tragiczne rozdarcie wewnętrzne. Niesmak, zgryzotę potęgowała jeszcze coraz czarniejsza reakcja, coraz bezwzględniejszy terror rządu, a nadewszystko – policzkująca świadomość istnienia innej jeszcze Rosji – podziemnej: tej, która po klęsce ani chwili nie zachwiała się i niepomna na prześladowania, areszty, zwierzęce bicie, zesłania, szantaże, prowokacje szła dalej wytkniętą przez siebie drogą. Zresztą i ci także mieli poczucie połowiczności osiągniętych „reform”: burżuazja wyciągnęła z rewolucji jedynie tylko pewne korzyści gospodarcze, politycznie nadal pozostając nauboczu. I gorzkie już się zdawały jej owoce. I na dnie rosyjskiej inteligenckiej duszy narastał trujący osad, i czaił się po jej kątach cichy obłęd Leonida Andriejewa★.

„Symbolizm” nie tylko się przekształcał (cóż zostało z jego dawnych przedrewolucyjnych czasów?), ale i zniekształcał się – degenerował, zarażając rozkładem nawet tych, którzy mu szli na spotkanie z różdżką odrodzenia. Więc mimo że w czasie posiedzeń Akademji Poetyckiej brodaci, solidni członkowie redakcji „Miejskich Interesów”w przystawali we drzwiach (lokal „Apollina” był przechodni), spoglądając z przychylną wyrozumiałością na tych tu dziwaków, a nawet ba! – zaczynali się już rozsmakowywać w słodyczach ich poezji, darząc ją łaskawie coraz większą popularnością, mimo to jej ezoteryczny erotyzm przeradzał się w pornograficzną patologięx, w wyrafinowaną perwersję, w skrycie wyuzdaną lubieżność Fiodora Sołoguba★, myśl religijna małżonków Mierieżkowskich staczała się w otchłań szarlatanerji medjumizmu, i na seansach Jana Guzika★ wykwintne nerwowe dłonie estetów łączyły się w spirytystycznym kręgu z łapami opasłych burżujek i obleśnych lokajów. Nadciągały mroki Hermogienowych hec, szalał wściekły pies Iljodor, nad stolicą, nad państwem – nad Rosją rozrastał się potworny cień Rasputinay. I po kątach rosyjskiej inteligenckiej duszy czaił się cichy obłęd Leonida Andriejewa.

Tak zatrutemi wyziewami płytko kopanych, pośpiesznie zarównanych mogił mścił się za siebie zdradzony, zduszony, zakatowany dziewięćset piąty rok. I tylko gdzieś jasne przenikliwe spojrzenie łysiejącego pana z bródką, i tylko gdzieś, niewiadomo gdzie… niebezpieczny bosiak, szczerzący szczecinowate wąsy dobrodusznego morsa, i gdzieś pod ziemią, niewiadomo gdzie – wszędzie… w wielkiej tajemnicy ostatkiem już chyba tchu rozdmuchiwany nowy ogień – i czarną kamienną chmurą, niemym krzykiem pogardy i rozpaczy stał nad strasznym swym światem śmiertelnie ranny w samo serce Błok.

[1] Fragment większej całości.

a Aluzja do popularnego wśród rosyjskich symbolistów traktatu filozoficznego Kratkaja powiest’– ob Antichristie (1899) – Krótka opowieść o Antychryście – Władimira S. Sołowjowa (1853–1900), w którym motywy mesjanistyczne i wiara w piękno łączą się z wizją kresu historii.

b Wieża Iwanowa – salon literacko-filozoficzny, założony w 1905 roku przez Wiaczesława I. Iwanowa (1866–1949) i po jego przeprowadzce do Petersburga mieszczący się w jego mieszkaniu, w budynku z charakterystyczną basztą, u zbiegu ulic Twerskiej i Tawriczeskiej. We środy zbierali się w nim artyści, filozofowie i filologowie kultury „srebrnego wieku”, m.in. Walerij Ja. Briusow, Konstantin D. Balmont, Dmitrij S. Mierieżkowski, Zinaida N. Gippius, Jurgis Baltrušaitis oraz Aleksandr A. Błok, a najprawdopodobniej w spotkaniach uczestniczyli także Michaił M. Bachtin i Tadeusz Zieliński. W porządku symbolicznym Wieża Iwanowa stanowiła opozycję do awangardowych futurystycznych kabaretów, ulokowanych w petersburskich suterenach i „piwnicach”.

c Znany z ekstrawagancji poeta Michaił A. Kuzmin (1872–1936) był członkiem mistyczno-erotycznej grupy skupionej wokół Wiaczesława Iwanowa, nazywanej hafizystami (od perskiego poety Hafiza). Trafności wyliczenia Siedleckiego dowodzić może fakt, że po ponownym odkryciu – w okresie pieriestrojki – Kuzmina okrzyknięto rosyjskim Oscarem Wilde’em.

d Aluzja do ogłoszonego w 1906 roku na łamach periodyku „Wiesy” – Wagi – cyklu wybranych przez Briusowa wierszy Kuzmina wybranych przez Aleksandrijskije piesni – Pieśni aleksandryjskie – nawiązujących tematycznie do epoki hellenistycznej i zarazem stylizowanych, także wersyfikacyjnie, na poezję aleksandryjską; były to utwory niepozbawione aluzji do twórczości Safony, które przyniosły poecie uznanie m.in. Błoka. Kuzmin ułożył do nich muzykę i wielokrotnie wykonywał je w petersburskich salonach.

e Salon literacki Mereżkowskich mieścił się w ich petersburskim mieszkaniu w tzw. Domu Muruzi – kamienicy zaprojektowanej dla księcia Aleksandra D. Muruzi, wzniesionej w latach 1874–1876, gdzie na początku lat dwudziestych z inicjatywy Nikołaja Gumilowa znalazł siedzibę piotrogrodzki Dom Poetów.

f Kruż lub kruża – rodzaj dzbana z szyjką, uchwytem i szerokim wlewem.

g Chodzi o wojnę rosyjsko-japońską, toczoną od 8 lutego 1904 do 5 września 1905 roku. Historycy wskazują na miażdżącą klęskę Rosji jako jedną z najważniejszych przyczyn wybuchu rewolucji 1905 roku, a ostatecznie także rewolucji październikowej roku 1917.

h Dziennik rosyjski wydawany w latach 1868–1917 w Petersburgu, propagujący imperialistyczny szowinizm, prawosławie i antysemityzm. Od 1905 roku był to organ nacjonalistów, a później również czarnosecińców, czyli członków ukształtowanego w 1905 roku protofaszystowskiego ruchu Czarna Sotnia, który opowiadał się za utrzymaniem absolutyzmu carskiego; dziennik został zamknięty przez bolszewików już nazajutrz po rewolucji październikowej.

i Francuskie określenie „cercle” (koło towarzyskie) jest celną nazwą spotkań artystyczno-filozoficznych w mieszkaniu Mereżkowskich właśnie ze względu na ich ekskluzywny, elitarny charakter. Ich plonem były zbiorowe publikacje, takie jak wydane przez Mereżkowskich i Dmitrija W. Fiłosofowa eseje w zbiorze Le Tsar et la révolution – Car i rewolucja – (1907), mające być ostrzeżeniem dla Europy przed rosyjskim rewolucyjnym anarchizmem, ale też – opublikowane przez tych samych autorów już na emigracji – teksty należące do tomu Le Règne de l’Antéchrist – Państwo Antychrysta (1921). O ich charakterze zaświadcza już samo wyliczenie tytułów artykułów Mereżkowskiego: Królestwo Antychrysta, Krzyż i Pentagram, Tołstoji bolszewizm czy Naród ukrzyżowany. W tym ostatnim szkicu (pierwotnie drukowanym w 1915 roku w Petersburgu) autor zestawia Mickiewicza z Dostojewskim i, nawiązując do Kursu literatur słowiańskich, przeciwstawia właściwą ludom słowiańskim oraz narodowi francuskiemu intuicję – racjonalizmowi charakterystycznemu dla ludów germańskich. O specyfice spotkań w domu Muruzi świadczy także treść wykładu, który Mereżkowski – wywołując skandal – wygłosił (prawdopodobnie w 1921 roku) podczas zinstytucjonalizowanego „cercle’u” (na bankiecie urządzonym przez Cercle de l’Union Interallié w Paryżu, którego celem było uczczenie jubileuszu Moliera). Mereżkowski nazwał francuskiego dramatopisarza prorokiem rewolucji bolszewickiej, a Tartuffe’a – prototypem Lenina, w rezultacie więc, zamiast uczcić Moliera, wygłosił antybolszewicką filipikę; zob. Koczorowski Stanisław Piotr, Cudzoziemcy o Polsce i Polakach (recenzja: D. Mereżkowski, Le règne de l’Antéchrist, Paris 1921: Bossard), „Przegląd Warszawski” 1922, nr 8.

j Bosiak – włóczęga wywodzący się z nizin społecznych, typowy bohater wczesnej twórczości Maksyma Gorkiego (1868–1946), nazywanego „Homerem włóczęgów”, który stworzył ten typ postaci w polemice z Nietzscheańską ideą nadczłowieka, uznając, że nadczłowiek wywodzi się z nizin społecznych, a nie z arystokracji. Toteż bosiak często odrzuca intelektualizm, dobra materialne i normy społeczne, cechuje go umiłowanie wolności i kult siły witalnej. Przed bosiakami, Czarną Sotnią oraz samodzierżawiem Mereżkowski ostrzegał inteligencję rosyjską w Nadciągającym chamie.

k Pieśni o Zwiastunie Burzy (1901) Gorkiego były odczytywane jako przepowiednia rewolucji ludowej.

l Piotr P. Szmidt (1867–1906) – przywódca buntu marynarzy w Sewastopolu podczas wojny rosyjsko-japońskiej, wiązany z bolszewikami-rewolucjonistami. Skazany na śmierć wyrokiem carskiego sądu wojskowego, został rozstrzelany na wyspie Berezań. Postać obrosła legendami, z których jedna głosi, że tuż przed śmiercią miał przepowiedzieć nadejście nowej epoki w historii Rosji.

m Wiktor P. Burienin (1841–1926) – autor felietonów, artykułów publicystycznych i krytycznoliterackich w stałej piątkowej rubryce Szkice krytyczne dziennika „Nowoje Wriemia” – Nowe Czasy – znany z bezpardonowych ataków na symbolizm, wyrażających się m.in. w zjadliwych parodiach Błoka.

n Wasilij W. Rozanow (1856–1919) – filozof i historiozof, autor kontrowersyjnych w pierwszych dekadach XX wieku pism naukowych i religijnych, z których najbardziej znana jest Legenda o Wielkim Inkwizytorze Fiodora Dostojewskiego (1894). Wśród formalistów rosyjskich zyskał uznanie przede wszystkim jako pisarz; najwięcej uwagi poświęcił mu Wiktor B. Szkłowski, poczynając od rozprawy Tiema, obraz i sjużet u Ro­zanowa – Temat, obraz i fabuła Rozanowa – opublikowanej w 1921 roku. w periodyku „Żizn’ iskusstwa” – Życie sztuki – wielokrotnie potem przeredagowywanej i publikowanej pod innymi tytułami. Szkłowski cenił go na równi z Laurence’em Sterne’em i sam przejął jego styl narracji.

o „Apołłon” – a nie „Apollin”, jak pisze Siedlecki – czasopismo literackie ukazujące się w latach 1909–1917, poświęcone sztukom plastycznym, muzyce, teatrowi i literaturze. Publikowali w nim zwolennicy różnych orientacji poetyckich i ideowych: symboliści, akmeiści, a pod koniec także literaturoznawcy-formaliści (Boris W. Tomaszewski, Boris M. Ejchenbaum).

p Ros. Obszczestwo Riewnitiliej Chudożestwiennogo Słowa – mylnie podana po polsku przez Siedleckiego (powinno być: Towarzystwo Szermierzy Słowa Artystycznego) – nazwa towarzystwa literacko-filozoficznego zawiązanego wokół Wiaczesława I. Iwanowa w 1909 roku i działającego do 1912 roku, do jego wyjazdu za granicę (różne źródła podają jednak także inne daty), które spotykało się zwyczajowo we środy w „Wieży”, później także w redakcji periodyku „Apołłon”.

q Ros. Akadiemija Sticha – inna nazwa Towarzystwa Szermierzy Słowa Artystycznego (patrz przyp. 18), które funkcjonowało także pod mianami Poeticzeskaja Akadiemija (Akademia Poetycka) i Proakadiemija (Proakademia).

r Tak w piśmiennictwie rosyjskim zapisywany był i bywa Tadeusz Zieliński (1859–1944), historyk kultury, filolog klasyczny, w przedstawianym przez Siedleckiego czasie profesor Uniwersytetu Petersburskiego, a od 1920 roku Uniwersytetu Warszawskiego.

s Klaryzm – termin wyprowadzony z łaciny, który przypisuje się Kuzminowi jako autorowi rozprawy z 1910 roku O priekrasnoj jasnosti – O cudownej jasności – wskazujący na postulowaną w akmeizmie klasycystyczną „jasność” utworu, używany wymiennie z akmeizmem i adamizmem.

t Akmeizm – najbardziej rozpowszechniona nazwa prądu poetyckiego i filozoficznego powstałego w 1912 roku, zintegrowanego wokół Cechu Poetów, odwołujących się do neoklasycyzmu, nastawionych polemicznie do mistycyzujących symbolistów (dlatego Siedlecki pisze, że „przygotowali grunt dla formalistów”).

u Adamizm – (por. przyp. 25) nazwa mylnie łączona z wydaną w 1916 roku powieścią Adam Gorodieckiego.

v Transkrypcja Siedleckiego, nawiązująca do tytułu, jaki nadał sobie Iwan Groźny – Cara Wszechrusi, dobitniej oddająca jego intencje niż poprawna polska nazwa Imperium Wszechrosji.

w Siedlecki ma najprawdopodobniej na myśli petersburskie „Birżewyje wiedomosti” – „Doniesienia Giełdowe” – gazetę polityczno-ekonomiczną ukazującą się w latach 1880–1917 o orientacji umiarkowanie liberalnej, której redakcja mieściła się jednak przy ul. Galeriejenej 40, podczas gdy „Apołłona” – trochę dalej: najpierw przy Nabierieżnoj Mojki, a potem przy ul. Razjezżaja 8.

x Zapewne aluzja do wielu opowieści o swobodzie obyczajowej, ekscesach erotycznych i nierzadkich, podszytych ideami „mistycznego anarchizmu”, ménage à trois w pokoleniu symbolistów i futurystów, a przynajmniej odsyłacz do zbioru wierszy W. I. IwanowaEros (1907), niepozbawionego związku z trójkątem miłosnym, w którym pozostawali Iwanow, jego żona Lidia D. Zinowjewa-Annibal oraz Gorodiecki (potem miejsce Gorodieckiego zajęła Margarita W. Sabasznikowa, żona poety Maksimiliana A. Wołoszyna).

y Hermogen, właśc. Grigorij I. Maksimow (1861–1945), Iljodor, właśc. Siergiej M. Trufanow (1880–1952); Grigorij J. Rasputin (1869–1916) – trzej słynni mnisi cieszący się znacznymi wpływami na dworze cara Mikołaja II w późnym okresie jego rządów.

Walerij J. Briusow (1873–1924) – poeta wywodzący się z rodziny kupieckiej, a nie ziemiańskiej, uznawany za symbolistę, o czym mógł także przesądzić fakt, że faktycznie kierował głównym organem symbolistów, miesięcznikiem „Wiesy”, którego redaktorem naczelnym formalnie był Siergiej Poljakow.

Nikołaj S. Gumilow (1886–1921) – zestawienie poety z angielskim poczytnym prozaikiem Rudyardem Kiplingiem (1865–1936) i głośnym włoskim pisarzem, poetą, dziennikarzem, dramatopisarzem Gabrielem D’Annunzio (1863–1938) mogło wiązać się z dużą popularnością, którą w drugiej dekadzie XX wieku cieszył się w Rosji Gumilow, ale także z podobieństwami między Kiplinga podróżowaniem po świecie i jego zainteresowaniem (mającym przełożenie na twórczość literacką) niezachodnioeuropejskimi kulturami a corocznymi podróżami Gumilowa do Afryki, odbijającymi się echem w jego twórczości. Przywołanie D’Annunzia to prawdopodobnie aluzja do pochwały „męskiego”, witalnego – a dla Siedleckiego groźnego – modelu życia w twórczości tego pisarza, potwierdzonego udziałem w I wojnie i opowiedzeniem się za ideologią faszystowską, której był współtwórcą. Dzięki temu zestawieniu Siedlecki wydobywa zbieżność tendencji imperialistycznych Rosji, Włoch i Wielkiej Brytanii.

Siergiej K. Makowski (1877–1962) – w latach 1909–1917 redaktor czasopisma „Apołłon”, historyk sztuki, poeta i wydawca, organizator wystaw sztuki rosyjskiej za granicą, od 1920 roku na emigracji.

Andriej Bieły, właśc. Boris N. Bugajew (1880–1934) – poeta, prozaik, krytyk literacki i filozof (wyznawca antropozofii), a także autor prac z poetyki poświęconych prozodii, rytmowi i rymowi, organizacji brzmieniowej, uznawanych często za początek nowoczesnej rosyjskiej wersologii.

Wiaczesław I. Iwanow (1866–1949) – poeta, dramatopisarz, tłumacz, filozof i filolog, najważniejszy może praktyk i teoretyk symbolizmu i historiozofii Trzeciego Renesansu.

Siergiej M. Gorodiecki (1884–1967), Osip E. Mandelsztam (1891–1931), Anna A. Achmatowa (1889–1966) – poeci uznawani za najwybitniejszych przedstawicieli rosyjskiego akmeizmu.

Leonid N. Andriejew (1871–1919) – pisarz i dramaturg rosyjski, wyznawca filozofii Arthura Schopenhauera i Friedricha Nietzschego, autor oryginalnych reportaży sądowych i wziętych w pierwszej dekadzie XX wieku ekspresjonistycznych opowiadań oraz sztuk teatralnych. Prawdopodobnie Siedlecki odsyła do jego antybolszewickiej publicystyki pisanej z Finlandii, gdzie mieszkał od 1908 roku do końca życia w wiejskim domu w Vammelsuu, a zarazem do jego biografii (m. in. trzech prób samobójczych).

Fiodor Sołogub, właśc. Fiodor K. Tietiernikow (1863–1927) – poeta, dramaturg i publicysta, o którego kontrowersyjnych obyczajach krążyły legendy, powstałe nie bez jego udziału jako autora autobiograficznej trylogii powieściowej Tworimaja legienda – Wytwarzana legenda – pisanej w latach 1905–1913; pierwodruk ukazał się po niemiecku.

Jan Guzik, właśc. Jan Guzyk (1875–1928) – polski mediumista i prawdopodobnie hochsztapler, który przybył do Petersburga w 1891 roku i zasłynął jako organizator otoczonych aurą skandalu seansów spirytystycznych w salonach literacko-artystycznych; w 1911 roku miał wystąpić przed carem Mikołajem II.

Niedatowany zapisek Janusza SławińskiegoJęzyk humanistyki

(zbiory prywatne Aleksandry Okopień-Sławińskiej)

Roman Jakobson i Janusz Sławiński w sierpniu 1960 roku podczas Międzynarodowej Konferencji Poetyki w Warszawie

(zbiory prywatne Aleksandry Okopień-Sławińskiej)

Pierwodruk: Sławiński Janusz, Teksty i teksty, „Teksty” 1972, nr 1

Przedruk: Sławiński Janusz, Teksty i teksty, Warszawa 1990: „PEN”; jego, Prace wybrane: Teksty i teksty, t. 3, red. Bolecki Włodzimierz, Kraków 2000: Towarzystwo Autorów i Wydawców Prac Naukowych „Universitas”

Podstawa przedruku: pierwodruk

Teksty i teksty można czytać jako artykuł programowy dwumiesięcznika „Teksty”, wydawanego przez Komitet Nauk o Literaturze Polskiej i Instytut Badań Literackich Polskiej Akademii Nauk od 1972 do 1981 roku (do zawieszenia w stanie wojennym). Janusz Sławiński, spiritus movens periodyku, od początku wchodził w skład kolegium redakcyjnego, a w 1981 roku był jego redaktorem naczelnym.

Powiązanie Tekstów… z „Tekstami” sygnalizuje już (ale nie tylko) paradoksalna na pozór formuła tytułowa wynaleziona przez Sławińskiego. U progu lat 70. eksponowała ona deklarację – zaskakującą u badacza uchodzącego za sui generis strukturalistę – że „dzieło literackie” to nie artefakt, ale właśnie „tekst”, rozumiany czy to semiotycznie (jak w szkole tartusko-moskiewskiej), czy to semiologicznie (w zgodzie z kształtującymi się wówczas we Francji ideami Rolanda Barthes’a, Julii Kristevej i Jacques’a Derridy). Po latach uczony lapidarnie rekapitulował: „Wszyscy naraz zgodzili się, że wypowiedź zawdzięcza swój status komunikacyjny (zresztą zawsze chwiejny) nie tylko i nie tyle gwarancjom systemowym, co przede wszystkim temu, że na niewyobrażalnie wiele sposobów odnosi się do uprzednich paroles – przywołuje je i przetwarza w sobie”1.

Program Sławińskiego powstawał wszakże niezależnie od tych ujęć, traktowanych zresztą z krytyczną rezerwą. Bezpośrednio został wyprowadzony z praskiego strukturalizmu, do którego dziedzictwa – być może pod wpływem swego nauczyciela, Kazimierza Budzyka, jeszcze w międzywojniu dobrze zaznajomionego z pracami Praskiego Koła Lingwistycznego – badacz się poczuwał2. Jeśli szukać dalszej genealogii jego programu, to w koncepcjach rosyjskich formalistów, którzy – wbrew podręcznikowym opiniom – prowadzili badania na rozległym, nieograniczonym do literatury polu tekstowym, co później podchwycili i semiotycy prascy oraz rosyjscy, i francuscy poststrukturaliści. W dalszej genealogii znaczącą rolę odegrał także Michaił M. Bachtin, do którego koncepcji tekstu jako wypowiedzi, wyłożonej w zarysie już w 1929 roku, Sławiński aprobatywnie się odwoływał, także w poświęconym mu przenikliwym prywatnym zapisku, opublikowanym w roku 1999 w cyklu Bez przydziału (VII)3.

Autor Tekstów i tekstów, wyznaczając w tym układzie odniesienia linię nowopowstałego czasopisma, stwarzał w gruncie rzeczy pewien styl humanistycznego myślenia i wynajdywał dla niego stosowny język. Wyłaniał się on z krytyki strukturalizmu – tego skostniałego w spopularyzowanej, uproszczonej wersji, sprowadzonego do kilku mechanicznie powtarzanych zasad, obciążonego trudną terminologią, która zacieśniała krąg odbiorców „Tekstów”. Demaskując tak rozumiany „strukturalizm”, Sławiński zarazem dowodził siły strukturalistycznej myśli i poświadczał jej aktualność. Na początku lat 90., gdy esej był przedrukowywany, owa krytyka, wskazująca kierunek zmian, była już literaturoznawczą własnością powszechną i po trosze dlatego uczony zyskał miano „Pierwszego Polskiego Poststrukturalisty”4. Przekorne określenie Włodzimierza Boleckiego – jednego z wychowanków Sławińskiego – chyba niepozbawione aluzji do poczucia humoru Sławińskiego, wielokrotnie manifestowanego we „wstępniakach” pisanych do „Tekstów” (a zapowiadanego już w samych ich tytułach, z których wiele pozostało w literaturoznawczym obiegu5) – miało mocne podstawy; dość powiedzieć, że w rok po publikacji zbioru tekstów Sławińskiego, wymownie zatytułowanego właśnie Teksty i teksty, Kazimierz Bartoszyński proklamował „świat literackości”6, a dwa lata później Ryszard Nycz – także wychowanek Sławińskiego – „dystrybuował” (jak to określił Michał Paweł Markowski) Tekstowy świat7.

We „wstępniaku” Teksty i teksty Sławiński wychodzi od na pozór prostego rozpoznania stereotypowego „mola książkowego”, by potraktować tę figurę (i figury podobne: „złotej rączki”, „głowy rodziny”) jako egzemplifikację tezy ogólniejszej, wyrażonej lapidarnie już w pracy doktorskiej poświęconej językowi awangardy krakowskiej – a przyjmowanej zarówno przez polskich awangardzistów, jak i filozofów ze szkoły lwowsko-warszawskiej – „nie ma poznania bez syntaksy”8. A skoro wszelkie poznanie jest zapośredniczone przez zorganizowany system języka, to człowiek jest zdany na przekład pozajęzykowej materii, czyli czegoś „chaotycznego, a więc nierozpoznawalnego w swoim charakterze, w coś czytelnego”9 – w tekst (folkloru, mitu, mody, ciała, sportu, jedzenia). Narzędzi do jego badania dostarczała od początku XX stulecia lingwistyka strukturalna. Sławiński przy tym przenikliwie dostrzegł zagrożenie wynikające z „rozpowszechnienia się ewidentnie niesłusznej – choć sugestywnej – supozycji o językopodobnym charakterze wszelkich tekstów kultury” i ich redukcji do lingwistyki, która nie wyczerpuje całej wiedzy o świecie pozajęzykowym. Ową „resztą”, która pozostaje nieprzełożona i niezracjonalizowana, jest, jego zdaniem, „nagie”, ,,autentyczne życie”, będące nierzadko obiektem „fantasmagoryjnych aspiracji i tęsknot”.

Autor wypowiadał się tu przeciwko uroszczeniom semiotyki strukturalnej i jednocześnie antycypował dyskusje o statusie tekstu w humanistyce, mające nadejść po 1989 roku, także pod presją przemian instytucjonalnych10. Jego tezy nie pozostawały bez związku z wytyczaną linią czasopisma, które programowo – również z uwagi na konieczność gry z cenzurą11 – miało szczególny charakter: odstawało zarówno od poetyki ówczesnych akademickich periodyków literaturoznawczych, spełniających rygory wypowiedzi naukowej i zarazem pozbawionych merytorycznego znaczenia, jak i pustej gadaniny, zapełniającej krytykę literacką. Sam Sławiński podsumował tę „nadprodukcję rzeczy niepotrzebnych”, pytając retorycznie: „Jakiż Waligóra odważyłby się zmagać z tą monstrualną górą zbytecznej makulatury?”12. Nawiasem mówiąc, ów odbiegający od norm akademickich styl wypowiedzi, wykorzystujący substrat języka potocznego – ale niecodziennego, wyszukanego i w wyrafinowany sposób transformowanego – był charakterystyczny również dla artykułów Sławińskiego publikowanych w latach 80. poza obiegiem cenzury (niektóre z nich ukazały się później w zbiorze Teksty i teksty): w „Kulturze Niezależnej”, której był współredaktorem w latach 1984–1990 i gdzie publikował pod pseudonimami, w „Almanachu Humanistycznym”, wydawanym razem z Romanem Zimandem w latach 1984–1989, i w „Wezwaniu”13.

Artykuły w „Tekstach” dotyczyły w większości nowych „teoretycznoliterackich tematów i problemów” (jak Sławiński zatytułował zbiór rozpraw po konferencji w Ryni, która odbywała się w roku 1981)14, ale – za przykładem „wstępniaków” – ujmowanych zazwyczaj w formę swobodnych gatunków wypowiedzi naukowej, zbliżonych nierzadko do mowy literatury czy mowy potocznej. W polskim literaturoznawstwie zyskały one później miano teoretycznoliterackich „prób”15 (nawiązujących nazwą do przyjętego w języku polskim przekładu terminu „esej”); sam Sławiński w 1975 roku podsuwał jeszcze inną nazwę quasi-gatunkową: „poruszenie w przedmiocie”16. Teksty te, jak się zdaje, były zapowiedzią działań badaczy literatury „na bardzo szerokim froncie” i wyrazem chęci „penetrowania” zjawisk nieograniczonych dyscyplinowo. Tak pojmowany, premierowy „wstępniak” Sławińskiego wskazywał nie tylko linię programową „Tekstów” i wznowionych w 1990 roku „Tekstów Drugich” (których redaktorem naczelnym nie chciał być), lecz także główny nurt ponowoczesnego literaturoznawstwa, uprawiany w Polsce od ponad ćwierćwiecza. Przedmiot tego literaturoznawstwa – „teksty kultury” – Sławiński nazwał w 1972 roku.

Stosunek uczonego do ponowoczesnego ujęcia tekstu daleki był od jednoznacznej aprobaty, o czym wymownie świadczy jego opis wysiłków współczesnego interpretatora, który bezskutecznie pragnie uporządkować „obszar intertekstualny” wokół tekstu, ale w rezultacie tylko „dokłada” do tegoż obszaru „jedną zmarszczkę na jego poruszonej powierzchni”. „Pozostaje więc – jak z przekorą komentował – tylko wyć z rozpaczy, albo rozejrzeć się za grubym sznurem konopnym”17. W esejach Sławińskiego, w jego okolicznościowych tekstach i przemówieniach (towarzyszących m.in. działalności członka Rady Fundacji na rzecz Nauki Polskiej, a także jej przewodniczącego w latach 1994–1997 oraz 2000–2003), wreszcie w udzielanych wywiadach – znajdziemy szereg krytycznych uwag o hermeneutycznych teoriach interpretacji (żartobliwie nazywanych „stowarzyszeniami opieki nad prześladowanymi dziełami”18) czy o współczesnych praktykach akademickich (takich jak proklamowanie śmierci uprawianej dyscypliny albo świadcząca o niesamodzielności badaczy tendencja do mnożenia przypisów). Jednak, mimo że styl jego literaturoznawczego pisarstwa (jak również myślenia o tekście) na przestrzeni lat przebył ewolucję, odznaczającą się stopniowym poluźnianiem rygorów wypowiedzi, w ostatnich zapiskach przyjmującej poetykę konfesji naukowej, Sławiński nigdy nie postulował osłabienia profesjonalizmu badań filologicznych ani tym bardziej porzucenia wypracowanych w literaturoznawstwie metod i narzędzi.

Najlapidarniej zaświadczają o tym pierwsze słowa jego referatu Co nam zostało ze strukturalizmu, wygłoszonego na XXX Ogólnopolskiej Konferencji Teoretycznoliterackiej w Krasiczynie w 2001 roku. Na postawione w tytule pytanie badacz odpowiedział z poczuciem oczywistości, choć nie bez dawki zarówno humoru, jak i prowokacji: „jak dotąd, zostało wszystko” 19.

1 Sławiński Janusz, Bez przydziału (VII), „Teksty Drugie” 1999, nr 1–2.

2 Sławiński przygotował, zredagował naukowo i poprzedził wstępem wybór rozpraw Jana Mukařovskiego (Wśród znaków i struktur: wybór szkiców, red. Sławiński Janusz, przeł. Baluch Jacek, Mayenowa Maria Renata, Mayen Józef, Pszczołowska Lucylla, Warszawa 1970: Państwowy Instytut Wydawniczy). We wstępie, omawiając Studie z estetiky [Studia z estetyki] (1966) Mukařovskiego – gromadzące prace powstałe do 1948 roku – podkreślał, że „Książka ta pokazuje rozmiar pozaliterackiego terenu, który został wstępnie spenetrowany” (dz. cyt., s. 14). Do Mukařovskiego Sławiński odwoływał się także w innych swoich tekstach.

3 Jak wspominał sam Sławiński, gdy na początku lat 70. kierowany przez niego zespół kończył pracę nad Słownikiem terminów literackich, wprowadzony przez Julię Kristevą termin „intertekstualność” redaktor miał w swojej „ewidencji”, ale uwzględnił go dopiero po dziesięciu latach, podczas pracy nad kolejnym wydaniem kompendium – albowiem „[j]uż na pierwszy rzut oka było widać, że intertekstualność jest po prostu na parysko-bałkański sposób przyrządzoną Bachtinowską dialogowością” (Sławiński Janusz, Bez przydziału (VII), dz. cyt.). Warto w tym kontekście rozpatrywać postawioną przez niego w 2000 roku tezę, że „[w]szystko, co nowe, istotne i najbardziej inspirujące w dwudziestowiecznej teorii literaturoznawczej, było dziełem ludzi z jednego pokolenia: 1885–1896”; badacz wymieniał tytułem egzemplifikacji Romana Ingardena, Jurija N. Tynianowa, Borisa M. Ejchenbauma, Wiktora B. Szkłowskiego, Romana O. Jakobsona, Ivora Armstronga Richardsa, Michaiła M. Bachtina, Jana Mukařovskiego, Władimira J. Proppa oraz – „z niechęcią” – Györgya Lukácsa (Sławiński Janusz, Bez przydziału (IV), „Teksty Drugie” 2000, nr 5).

4 Bolecki Włodzimierz, PPP: Pierwszy Polski Poststrukturalista, „Teksty Drugie” 1994, nr 4.

5 Jak Historio literatury – badaj się sama („Teksty” 1976, nr 2) lub Zwłoki metodologiczne („Teksty” 1978, nr 5).

6 Zob. przemówienie Bartoszyńskiego na okoliczność uroczystego zebrania z okazji jego jubileuszu, wygłoszone 16 grudnia 1991 roku w Pracowni Poetyki Historycznej IBL, a opublikowane w „Tekstach Drugich” w 1992 roku (nr 4) pod tytułem Esprit d’escalier czyli rzecz o prywatnej metodologii – badacz określał w nim „świat literackości” jako taki, w którym „wymienne są role twórców i badaczy, wymienialny status podmiotowości i przedmiotowości, relatywna hierarchia semantyczna tekstu”, rządzi w nim zaś „nie koncentryczne uporządkowanie, właściwie poczynaniom naukowym, lecz jakby nieustanna dygresyjność”. Por. także książkę tego uczonego Powieść w świecie literackości: szkice (Warszawa 1991: Instytut Badań Literackich PAN).

7 Nycz Ryszard, Tekstowy świat: poststrukturalizm a wiedza o literaturze, Warszawa 1993: Instytut Badań Literackich PAN; Markowski Michał Paweł, Nyczowanie teorii, „Znak” 1994, nr 6.

8 Sławiński Janusz, Koncepcja języka poetyckiego awangardy krakowskiej, Wrocław 1965: Zakład Narodowy im. Ossolińskich Wydawnictwo PAN, s. 41. Często powtarza to rozpoznanie Adam Ważyk, sam uczestnik ruchu awangardowego i znawca strukturalizmu (por. Ważyk Adam, Kwestia gustu [1966], w: jego, Eseje literackie, Warszawa 1982: Państwowy Instytut Wydawniczy).

9 Wszystkie cytaty nieopatrzone przypisem pochodzą z eseju Teksty i teksty. Zastanawiające jest, jak silnie to przekonanie współbrzmi z koncepcją Konstantego Troczyńskiego (por. wprowadzenie Tomasza Bilczewskiego do jego rozprawy przedrukowanej w niniejszej antologii), którego Sławiński kilkukrotnie przywoływał.

10 Por. Głowiński Michał, Poetyka i okolice, Warszawa 1992: Wydaw. Naukowe PWN; Nycz Ryszard, Poetyka doświadczenia, Warszawa 2012: Instytut Badań Literackich PAN.

11 Por. uwagi Sławińskiego w wywiadzie udzielonym dla premierowego numeru „Tekstów Drugich” (1990, nr 1): Trzeba grać w nowej sztuce.

12 Sławiński Janusz, Poniewczasie, w: Krytyka i krytycyzm w nauce, red. Żytkowicz Helena, Warszawa 1998: FNP (Scholar), s. 97.

13 Np. Sławiński Janusz, Krytyka nowego typu, „Wezwanie” 1985, nr 8; jego, Ośmiotekst eseistyczny, „Almanach Humanistyczny” 1987, nr 6; jego, IBL od przedwczoraj do jutra [rozmowa], „Kultura Niezależna” 1988, nr 43.

14 Teoretycznoliterackie tematy i problemy: referaty naXXKonferencję Teoretycznoliteracką, Rynia, 6–11 kwietnia 1981 r., red. Sławiński Janusz, Wrocław 1986: Zakład Narodowy im. Ossolińskich.

15 Sławiński Janusz, Próby teoretycznoliterackie, Warszawa 1992: „PEN”.

16 Sławiński Janusz, Jedno z poruszeń w przedmiocie, „Teksty” 1975, nr 4.

17 Sławiński Janusz, Miejsce interpretacji, „Teksty Drugie” 1995, nr 5.

18 Sławiński Janusz, Miejsce interpretacji, dz. cyt.

19 Sławiński Janusz, Co nam zostało ze strukturalizmu, „Teksty Drugie” 2001, nr 5.

Teksty i teksty

Gdy powiadają nam o kimś, że żyje pośród „tekstów”, nie dostrzegając „świata”, nie musimy wcale tego kogoś poznać osobiście, aby mieć całkiem dokładny jego wizerunek. Stereotyp narzuca się nieodparcie: cherlawy okularnik, mól książkowy, którego naturalnym żywiołem jest kurz bibliotek i archiwów, niestrudzony czytacz całą energię czerpiący z zapisanego papieru; niesprawny fizycznie i za nic mający swą cielesność, która puszczona samopas płata mu najróżniejsze figle; niezdolny do działań praktycznych: nie umiejący wbić gwoździa w ścianę, przyszyć guzika ani usmażyć jajecznicy; z wielkim trudem i niechęcią, wśród ciągłych konfliktów i narzekań wypełniający z mizernym skutkiem swe powinności jako pan domu, mąż czy ojciec. Nie jest to bynajmniej stereotyp mylący: stoi za nim empiria, co do której trudno mieć zastrzeżenia. Nikt odpowiedzialnie nie powie, że jest on nieprawdziwy. Gdyby nawet udało się wskazać długie listy przypadków przeczących temu stereotypowi – nie miałoby to większego znaczenia; demagogiczna elokwencja zdarzeń wyjątkowych jest zbyt dobrze znana, aby mogła kogoś wprowadzać w błąd. Nie kwestia więc prawdziwości stereotypu mobilizuje zastanowienie, lecz jego – jeśli tak rzec wolno – udramatyzowana struktura. Oto wielbiciela zapisanego papieru przeciwstawia się osobnikom spełniającym inne wzory personalne, zapewniające im lepszy kontakt ze „światem”: sportowcowi czy kulturyście, „złotej rączce”, przykładnej głowie rodziny. Reprezentują oni w tym przeciwstawieniu stronę prawdziwego życia, gdy tamten porusza się między zastygłymi zapisami, będącymi tylko słabym odblaskiem jakiejś praktyki ludzkiej, znakową namiastką autentycznego przebywania w społeczeństwie i pośród rzeczy.

Czym jednak miałoby być to prawdziwe życie?

Dla sportowca byłaby nim mozolna praca nad własnym ciałem, mająca doprowadzić je do stanu, w którym osiągnęłoby standardy sprawności fizycznej i siły umożliwiające uprawianie jakiejś dyscypliny sportowej. Przez metodyczny i uporczywy trening zmusza się własne ciało do rezygnacji z jego indywidualnego „widzimisię” na rzecz pewnego ponadindywidualnego kanonu (motorycznego, posturalnego itp.), który powinno wypełnić, aby stać się ciałem klasyfikowalnym w określonym porządku znaczeniowym: ciałem piłkarza, skoczka, biegacza, boksera, sztangisty.

Z kolei prawdziwe życie „złotej rączki” miałoby polegać na ustawicznej gotowości do interweniowania w dokolny układ rzeczy, ilekroć nastąpi w nim jakieś zakłócenie. Przyrząd zepsuty, urządzenie wadliwie funkcjonujące, wszelkie objawy niesprawności technicznej lub niekompletności rzeczy, którymi manipulujemy na co dzień, są dla „złotej rączki” wezwaniami do czynu. Swoimi pracami działa on przeciw naturalnemu uniepotrzebnianiu się przedmiotów, przywraca im (czy nadaje) funkcjonalność, ustawia na właściwym miejscu, poprawia i koordynuje. Czuwa nad tym, by rzecz użytkowana dorastała do swojej normy, która pozwala ją w określony sposób zaklasyfikować, a więc umocować w polu naszych doświadczeń. Przedmiot zepsuty lub nie dający się dopasować do innego przedmiotu wypada z klasyfikacji stosowanych przez użytkownika, lądując w nieklasyfikowalnej dziedzinie rupieci. „Złota rączka” to ten, który potrafi przywołać przedmiot do porządku, zmusić go, by zachował godziwą normę. Odgrywa on w swoim środowisku społecznym rolę strażnika chroniącego rzeczy podległe klasyfikacji przed ześliznięciem się w bezład nieużyteczności.

A prawdziwe życie wzorowej głowy rodziny? Określa je wprawdzie więcej współrzędnych, ale i tu zapewne można by zarysować jakąś jednolitą sytuację modelową, Ktoś, kto w rolę taką z upodobaniem wchodzi, podejmuje zadania z zakresu mikroinżynierii społecznej. Jego działania mają – najogólniej mówiąc – zapewniać spójność i pomyślne funkcjonowanie organizmu rodzinnego; nie tylko zabezpieczać materialny poziom tego funkcjonowania, ale – co istotniejsze – kształtować jego swoisty styl, tak czy inaczej odniesiony do społecznie uznawanego wzoru „dobrej rodziny”. Głowa rodziny realizuje swoimi codziennymi krzątaniami i zabiegami pewien scenariusz, który jest mu w znacznym stopniu zadany przez tradycję zachowań, akceptowaną w jego otoczeniu. Scenariusz taki nie tylko postuluje jakieś działania, ale zarazem mniej lub bardziej stanowczo zaleca powstrzymywanie się od innych. Zakreśla on przestrzeń zobowiązań osobnika: jako męża, ojca, zarządcy zgromadzonych w domu dóbr materialnych, reprezentanta interesów rodzinnych na zewnątrz – wobec innych instytucji. Być przykładną głową rodziny to tyle, co wpisywać swoją aktywność w ramy owego scenariusza.

Łatwo spostrzec, ku czemu zmierzają zdania wyżej napisane. Mają one podprowadzić do myśli, co nie nowa wprawdzie, ale wciąż jeszcze warta przypominania. Formułując ją na użytek wprowadzonego przykładu możliwie najbardziej wprost, bez cieniowań i zastrzeżeń, powiem, że życie sportowca, „złotej rączki” czy głowy rodziny jest w nie mniejszym stopniu zdeterminowane przez teksty, co życie pożeracza książek. Tylko, że ich teksty nie ze słów i zdań są zbudowane, lecz ze znaków innego rodzaju. W przypadku sportowca charakter tekstowy ma jego własne ciało, formowane zgodnie z wymogami jakiegoś mniej lub bardziej wyspecjalizowanego kanonu cielesności sportowej. W przypadku „złotej rączki” tekstami są urządzenia, które potrafi on skłonić do prawidłowego funkcjonowania, sprzęty, które umie dopasować do przewidzianych dla nich zadań i pozycji w otoczeniu przedmiotowym. Dla głowy rodziny tekstami będą wszelkie sytuacje życia rodzinnego, które ma ukształtować zgodnie z dyrektywami stylu obowiązującego je w danych okolicznościach socjalno-obyczajowych. W praktyce każdego z nich pojawia się analogiczny problem: muszą oni przekształcać coś chaotycznego, a więc nierozpoznawalnego w swoim charakterze, w coś czytelnego, tłumaczącego swoje istnienie w kategoriach „użyteczności”, „sensowności”, „stosowności” etc. Przekształcenie takie jest o tyle możliwe, o ile istnieją odpowiednie wzory układów czytelnych, ugruntowane w zbiorowej świadomości. Rzecz, sytuacja czy zachowanie – zrelatywizowane do wzoru, podpadają pod jakąś klasyfikację, włączają się w zbiory analogicznych rzeczy, sytuacji czy zachowań. Stają się dzięki temu zjawiskami semiotycznymi: nie tylko są, ale na dodatek znaczą, odsyłając do właściwych systemów klasyfikacyjnych.

Pojęcie tekstu należy do kluczowych pojęć współczesnej refleksji humanistycznej. Użytkowane w rozlicznych dyscyplinach wiedzy o kulturze, zyskało dziś sens uniwersalny. Mówi się nie tylko o tekstach słownych (co zrozumiałe), ale także o tekstach behawioralnych, tekstach obrzędów, tekstach pikturalnych i in. Kulturę rozważa się jako nagromadzenie najprzeróżniejszych tekstów, a zarazem jako zbiór systemów generujących teksty („języków”). Chodzi o dwa jej komplementarne oblicza: jedno odpowiada dziedzinie wytworów, drugie – mechanizmom umożliwiającym ich produkowanie. W podejściu takim upatruje się szansę dla integracji prac podejmowanych przez rozmaite gałęzie wiedzy o kulturze. Skoro jesteśmy w stanie określić genus proximum obejmujące łącznie obiekty zainteresowań różnych dyscyplin – potrafimy tym samym zabezpieczyć wzajemną przekładalność ich swoistych problemów, a zarazem oprzeć na jednolitych podstawach zasady systematyzacji ich rezultatów badawczych. Przy takim sformułowaniu sprawy akcent pada na metodologiczny sens tezy o kulturze jako magazynie tekstów; na fakt, że pozwala ona różnym dziedzinom wiedzy osiągać wyniki nawzajem porównywalne. A przecież teza ta działa w nie mniejszym stopniu swoją ontologiczną zawartością. Narzuca określoną wizję mechanizmów kultury, orzeka, czym ta jest w swojej „istocie”, zmusza do odpowiedzi na pytania o charakter związków między różnymi typami tekstów, o sposoby ich współpracy, zakresy występowania itp. Ma poza tym implikacje pedagogiczne, których nie sposób nie doceniać. Sprzyja kształtowaniu wrażliwości na różnorakie analogie i izomorfizmy występujące wśród wytworów kultury, szkoli „wyobraźnię znakową”, która pozwala dostrzegać poza pstrokatą przesłoną zróżnicowanych przejawów kulturowych – ich elementarną wspólnotę. Uczy więc określonego obcowania z kulturą.

Teza owa zadomowiła się w dzisiejszej myśli humanistycznej w rezultacie niezmiernie dynamicznego – zwłaszcza w latach ostatnich – rozwoju tendencji semiologicznych, jednoczących sfery problemowe dyscyplin tradycyjnie niezależnych. Dobrze wiadomo, że największą rolę w tym względzie odegrały doświadczenia lingwistyki. Nie tylko dlatego, że semiologię jako ogólną naukę o funkcjonowaniu znaków w społeczeństwie postulował Ferdinand de Saussure, od którego biorą początek najbardziej wpływowe nurty nowoczesnego językoznawstwa. Główną przyczyną był fakt, że wypracowane przez lingwistykę posaussure’owską – czyli tzw. lingwistykę strukturalną – metody analizy systemu językowego i wypowiedzi okazały się wysoce atrakcyjne jako wzór postępowania dla dyscyplin mających do czynienia z najróżniejszymi typami aktywności kulturalnej – językowymi i pozajęzykowymi. W pierwszej kolejności – co zrozumiałe – z podniet tych skorzystała nauka o literaturze (ściślej biorąc: poetyka). Znaczenie wysiłku badawczego przedstawicieli praskiego strukturalizmu z lat trzydziestych i czterdziestych (przede wszystkim Romana Jakobsona i Jana Mukařovskiegoa) jest w tym zakresie dobrze znane. Ale w ślad za literaturoznawstwem – a w dużej mierze równolegle z nim – do wzorów lingwistycznych zaczęto się odwoływać na gruncie czechosłowackim również w dociekaniach nad innymi dziedzinami sztuki – malarstwem, teatrem, filmem. Wzory te inspirowały także poszukiwania w zakresie folklorystyki, żeby wymienić tylko pionierskie prace Piotra Bogatyriewa poświęcone funkcjom stroju ludowego i teatrowi ludowemub. Już po wojnie program metodologiczny i pojęcia lingwistyki strukturalnej zostały przyswojone dla potrzeb etnologii przez C. Lévi-Straussac, dzięki któremu rozprzestrzeniły się szeroko w naukach społecznych. Okres najbardziej pomyślnej koniunktury dla prądu lingwistyczno-semiotycznego rozpoczął się w latach sześćdziesiątych. Ukształtowały się wtedy dwa zasadnicze ośrodki myśli badawczej: radziecki (m. in. J. Łotman, B. Uspienskij, W. Iwanow, N. Toporow)d i francuski (m. in. R. Barthes, A. J. Greimas, T. Todorov, J. Kristeva)e – o bardzo rozległych obszarach oddziaływania; powstały specjalne publikacje seryjne i czasopisma (m. in. „Trudy po znakowym sistemam”, „Communications”, „Semiotica”f); co najważniejsze jednak: rozpowszechniła się moda na semiologię. Dzięki modzie właśnie – moda jest jednak zawsze odpowiedzią na jakieś istotne zapotrzebowanie – język rzeczników tego prądu szybko przeniknął zarówno w obręb języków poszczególnych dyscyplin humanistycznych, jak też do codziennej mowy krytyki artystycznej, popularyzacji wiedzy i dydaktyki. Określił nie tylko nowy sposób naukowego rozprawiania o zjawiskach kultury, ale też wyrazisty i zaraźliwy styl gadaniny literackiej, który w pewnym czasie zdominował inne konkurencyjne style.

Najbardziej zwracającą uwagę cechą dążeń, które określamy tu jako prąd semiologiczny, jest działanie na bardzo szerokim froncie: wciągnięcie w pole zainteresowań niezmiernie bogatego repertuaru tekstów kultury. Znajdują się w nim: literatura (w jej rozmaitych odmianach), mit, ideologia, wierzenia, ale także rytuały, widowiska, obrazy, etykieta, gry i zabawy, moda, systemy kulinarne, sygnalizacja drogowa, zespoły zachowań związane z rolami społecznymi osobnika, techniki erotyczne, formy organizacji przestrzeni. Nie sposób oczywiście wyczerpać listy penetrowanych zjawisk. Zresztą rozszerza się ona bez przerwy, jako że ambicje interpretacyjne semiologów są bezgraniczne. Maszynki raz puszczonej w ruch nie sposób już zatrzymać: nie ustanie, dopóki wszystkiego nie przemiele na tekst.

Nie nastąpi to jednak wcześniej, zanim nie ulegnie renowacji ta część jej mechanizmu, która – widać to coraz wyraźniej – wprowadza zakłócenia w pracy. Paradoksalnie, czynnikiem utrudniającym dostęp problematyki semiologicznej okazuje się główny dotąd stymulator jej rozwoju – lingwistyka. Pełne entuzjazmu i bezkrytyczne użytkowanie pojęć językoznawczych doprowadzić musiało do rozpowszechnienia się ewidentnie niesłusznej – choć sugestywnej – supozycji o językopodobnym charakterze wszelkich tekstów kultury. Wprawdzie opozycja taka wprowadza ład w realność zagmatwaną i wielokształtną, ale nie każdy ład jest poznawczo efektywny. Tłumaczenie różnorodności nie może polegać na jej unicestwieniu. Wyjaśnianie przez analogię bywa produktywne na krótką metę. Początkowo dynamizuje ono myśl, otwiera szanse dla nowych konceptów interpretacyjnych, ale stosunkowo szybko przemienia się w wysiłek mechaniczny i jałowy. Groźba ta zawisła nad dzisiejszą refleksją semiologiczną. Znajduje się ona w punkcie zwrotnym: musi rozliczyć się z czymś, co ją dotychczas inspirowało, aby swobodnie pójść dalej. Oczywiście, jakkolwiek będzie wyglądać to rozliczenie, nie podważy ono centralnej pozycji lingwistyki w domenie semiologicznej. Język werbalny jest systemem znakowym o najbardziej skomplikowanej ze wszystkich architektonice formalnej i znaczeniowej, zdolnym do podejmowania praktycznie nieograniczonych zadań w życiu społecznym. Teksty w nim formułowane są nośnikami, dopełnieniami lub koordynatorami wielu innych tekstów, za których pośrednictwem uobecnia się nam świat. Stawia to – rzecz prosta – lingwistykę w sytuacji uprzywilejowanej wśród dyscyplin zainteresowanych znakami i procesami komunikacji. Ale uznanie jej ośrodkowej pozycji, a zgoda na redukcję całej problematyki semiotycznej do lingwistyki – to dwie różne sprawy. Rozrachunek, o którym mowa, dotyczy tylko drugiej z nich.

Powróćmy na koniec – aby wymogom kompozycji stało się zadość – do wyjściowego przykładu. Wiemy, że udramatyzowany stereotyp filologa (bo tak go chyba można nazwać) jest o tyle nietrafny, że nie uwzględnia możliwości poruszania się wśród tekstów kultury innych niż językowe. Pozostaje jednak faktem, że nasz filolog nie potrafi poruszać się w rejonach działań sportowca, „złotej rączki” czy głowy rodziny. Ich tekstów nie jest on w stanie dosięgnąć swymi umiejętnościami. I właśnie chyba dlatego reprezentują one w stereotypie stronę nagiego życia. To bowiem skłonni jesteśmy lokować zawsze tam, gdzie trudno nam byłoby zdziałać cokolwiek w ramach obowiązujących standardów, gdzie nie potrafimy rozumieć ani produkować właściwych tekstów. Są to obszary osobniczej lub grupowej indolencji, czasem także fantasmagoryjnych aspiracji i tęsknot. Dla mieszczucha życiem właściwym będą rolnicze prace i dnie, dla pokornego pantoflarza – scenariusz poczynań Casanovy, dla zasiedziałego biuralisty – wzory zachowań bohaterów westernu. Autentyczne życie to cudze teksty mnie – jako teksty – niedostępne.

a Sławiński już wcześniej wymieniał Romana Jakobsona (1896–1982) i Jana Mukařovskiego (1891–1975) jako dwóch najważniejszych przedstawicieli Praskiego Koła Lingwistycznego, wskazując na zasadniczy okres ich działalności w Kole między rokiem 1929 (ogłoszenie Tez Praskiego Koła) a 1939 (emigracja Jakobsona) lub 1948 (formalny kres działalności grupy). Autor Tekstów i tekstów zwracał uwagę na wykorzystanie przez obu uczonych metod i narzędzi wypracowanych w fonologii („która poniekąd narzuciła styl poszukiwaniom”), dzięki czemu, wspólnie badając historię czeskiego wiersza, Jakobson i Mukařovský stworzyli m.in. podstawy strukturalistycznej wersologii. Nadto podkreślał rolę tego ostatniego w przejściu od badania morfologii i semantyki przekazu literackiego do analizy utworu traktowanego jako element procesu historycznoliterackiego. Wreszcie akcentował „metodycznie przedsiębrane” przez czeskiego uczonego zastosowania narzędzi poetyki strukturalnej do interpretacji utworów nieliterackich i niejęzykowych, co wiązało się z semiologiczną orientacją budowanej przez niego estetyki (Sławiński Janusz, Program estetyki strukturalnej, w: Mukařovský Jan, Wśród znaków i struktur: wybór szkiców, s. 5–17).

b Mowa o pracach inicjujących badania nad semiotyką kultury ludowej Piotra G. Bogatyriowa (1893–1971) – rosyjskiego folklorysty i językoznawcy, członka Moskiewskiego Koła Językoznawczego, a potem Koła Praskiego, który wprowadził metody lingwistyki strukturalnej do analiz tekstów folkloru. Sławiński przywołuje takie jego studia jak Funkcie kroja na moravskom Slovensku (1937) – Funkcje stroju ludowego na obszarze morawsko­-s­­łowackim – i Lidové divadlo české a slovenské (1940) – Teatr ludowy Czechów i Słowaków.

c Odwołanie do prac Claude’a Lévi-Straussa (1908–2009) – francuskiego antropologa, którego Jakobson poznał w nowojorskiej École Libre des Hautes Études w 1941 roku i zaznajomił go z metodami lingwistyki strukturalnej oraz Morfologią bajki Władimira J. Proppa, co zainicjowało etnologię strukturalną: Anthropologie structurale (1958) – tłum. polskie Antropologia strukturalna, przeł. Pomian Krzysztof, Warszawa 1970: Państwowy Instytut Wydawniczy – oraz cztery tomy studiów Les mythologiques (1964–1971) – Mitologie.

d Jurij M. Łotman (1922–1993), Boris A. Uspienski (ur. 1937), Wiaczesław W. Iwanow (1929–2017), Władimir (Sławiński mylnie podał pierwszą literę imienia tego ostatniego) N. Toporow (1928–2005) – czołowi przedstawiciele tartusko-moskiewskiej szkoły semiotyki zawiązanej – lecz nigdy niesformalizowanej – na początku lat 60., jednoczącej przedstawicieli m.in. językoznawstwa ogólnego, wielu różnych filologii (Iwanow był hetytologiem, Toporow bałtystą i indologiem, Izaak Rewzin