Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Tam, gdzie kończy się przeszłość, a zaczyna przyszłość.
Jaśmina nie miała pojęcia, jak wiele zmieni się w jej życiu tego dnia. Zamiast zdawać egzamin na studiach, wsiadła do samolotu i poleciała do Ameryki. Wraz z postawieniem nogi na jankeskiej ziemi i poznaniem Stanleya miała zrozumieć, że patrzenie w przeszłość nie przyniesie niczego poza bólem.
Historia o życiu po stracie, nauce kochania nie tylko innych, ale przede wszystkim siebie.
Dynamiczna fabuła, życiowe zawirowania, trudne emocje oraz bezinteresowna miłość – to wszystko znajduje się w najnowszej powieści Aleksandry Palasek "American (nie taki) dream". Jeśli szukacie idealnej lektury na letnie wieczory, to właśnie ją znaleźliście! To książka, która z każdym kolejnym rozdziałem coraz bardziej wciągnie Was w niełatwe życie bohaterki, rozbudzając ciekawość aż do ostatniej strony!
Gorąco polecam! – Darcy Trigovise, autorka
"American (nie taki) dream" to książka, która porusza wiele trudnych tematów. Niemal na każdej stronie możemy odnaleźć całą gamę emocji, które poruszą niejedno serce. Bohaterowie mają swoje słabości, ale też ewoluują w cudowny sposób, pokazując, że naprawdę warto walczyć zarówno o własne szczęście, jak i o miłość. Myślę, że to pozycja obowiązkowa dla fanów powieści obyczajowych z nutką romansu. – P.D. Hutton, autorka
Niektóre blizny znaczące ciało i duszę pozostają z człowiekiem na zawsze, przypominając o tym, jakie piekło udało mu się przetrwać… Historię Jaśminy i Stanleya przeczytałam z wielką przyjemnością, to powieść z jednej strony lekko mroczna, z drugiej zaś napełniająca serce czytelnika przyjemnym ciepłem i miłością. Uważam, że zarówno fanki nieco mocniejszych klimatów, spragnione akcji, tajemnic, niebezpieczeństwa oraz rozlewu krwi, jak i nieuleczalne romantyczki, złaknione odrobiny słodyczy, powinny znaleźć w tej książce coś dla siebie. Ja pokochałam ją całą sobą.
Polecam serdecznie. – Wasza Madziara.malfoy, Magdalena Spirydowicz
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 256
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Copyright © by Aleksandra Palasek, 2023Copyright © Wydawnictwo WasPos, 2023All rights reserved
Wszystkie prawa zastrzeżone, zabrania się kopiowania oraz udostępniania publicznie bez zgody Autora oraz Wydawnictwa pod groźbą odpowiedzialności karnej.
Redakcja: Kinga Szelest
Korekta: Aneta Krajewska
Projekt okładki: Patrycja Kiewlak
Zdjęcie na okładce: © by Richard Miller/Adobe Stock
Wektor przy nagłówkach: © by pngtree
Skład i łamanie oraz wersja elektroniczna: Adam Buzek/[email protected]
Wydanie I – elektroniczne
ISBN 978-83-8290-367-6
Wydawnictwo WasPosWydawca: Agnieszka Przył[email protected]
Spis treści
Prolog
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10
11
12
13
14
Epilog
Soundtrack American (nie taki) dream
Podziękowania
Dla moich malutkich dziewczyn,abyście znalazły kiedyś miłość swojego życia.Taką wielką, jaką ja czuję do Was
Mama
Od teraz wszystko będzie proste. I będzie naprawdę trudne. Będziemy musieli każdego dnia nad tym pracować, ale chcę tego, bo chcę Ciebie. Chcę Ciebie całej, na zawsze, Ciebie i mnie, każdego dnia.
Pamiętnik, Nicolas Sparks
Prolog
Błysk świateł, pisk opon i jego oczy. To było ostatnie, co pamiętałam przed odgłosem zgniatanego metalu, szkła rozrywającego skórę i bólem. Wielkim bólem. Zawsze gdy mówili, że przed śmiercią pojawiają się w głowie fragmenty wspomnień z całego życia, to myślałam, że to żart, bo kto w takich chwilach miałby czas na wspominanie? Gdy sama stanęłam twarzą twarz ze śmiercią, okazało się, że faktycznie w głowie powstaje jakiś obraz, który przypomina człowiekowi, jak wiele stracił przez swoją głupotę. Albo głupotę kogoś. Ja w tym momencie byłam pewna jednego – że jeśli jakimś cudem przeżyję, to przeproszę babcię i już nigdy nie pozwolę jej martwić się przez moją nieodpowiedzialność. A jemu w końcu powiem, jak mocno go kocham i mimo młodego wieku wiem, że on jest tym jedynym. Później była tylko ciemność i zrobiło się całkiem przyjemnie. Do czasu gdy poczułam mocny ucisk w klatce piersiowej i gdy jedno zdanie sprawiło, że bardzo długo nie zaznałam uczucia przyjemności, które chwilę temu mnie przecież opanowało.
– Odzyskaliśmy dziewczynę. Chłopak zmarł i nadal nie możemy go wyciągnąć z wraku.
1
Jego zapach zawsze mi się podobał. Jeszcze na pierwszym roku, gdy przechodził obok, aż zmuszało mnie to do odwrócenia się za nim. Prawdopodobnie wyglądałam jak idiotka, kiedy wręcz mrużyłam oczy z podniecenia, wąchając smugę perfum ciągnącą się za tym chłopakiem. Cóż, było warto. Teraz mogłam się nim napawać do woli.
Leżeliśmy razem w łóżku i oglądaliśmy kolejny odcinek naszego ulubionego serialu. Może bardziej jego niż mojego, ale dla mnie najważniejsza była jego obecność. Kornel. Mój przystojny, zabawny facet, który dwa lata temu zawrócił mi w głowie. Między nami różnie się układało, głównie przez różnice w poglądach, ale byłam szczęśliwa. Zawsze się dogadywaliśmy i każda kłótnia tylko umacniała nasz związek. Gładziłam jego krótkie blond włosy, które zaczesywał na bok, po pewnym czasie już nawet zapomniałam, by zerkać na telewizor, i tylko obserwowałam, jak jego źrenice krążą po ekranie wraz z rozwojem akcji serialu.
– Jaśmina, czy ty potrafisz się skupić na jakimś serialu dłużej niż pięć minut? – zakpił Kornel, nie odrywając twarzy od telewizora.
– Pewnie, ale po co, skoro ty jesteś obok? – zażartowałam i przejechałam dłonią po jego piersi.
Spojrzał na mnie i delikatnie się uśmiechnął, ukazując tym dołeczek w brodzie, który zawsze mnie rozczulał. Kornel był naprawdę przystojny. Miał bardzo chłopięcą urodę, mało zarostu i szczupłe ciało, ale to właśnie dodawało mu wdzięku.
– Skoro tak…
Uniósł się na przedramionach, zatrzymał serial i odwrócił się do mnie. Najpierw pocałował mnie w usta, by po chwili dłonią skierować się w stronę moich ud i granicę spódnicy. W momencie gdy już miał wsadzić tam rękę, rozległ się dźwięk przychodzącej wideorozmowy na Messengerze. Spojrzałam na telefon, choć wcale nie musiałam. Kornel czekał na moją reakcję, ale ja mogłam mu jedynie posłać przepraszające spojrzenie. Zdenerwowany wstał, zabrał swoją komórkę i wyszedł. Zdziwiona jego zachowaniem nie zdążyłam nawet się odezwać. Z opóźnieniem wzięłam telefon do ręki i odebrałam połączenie.
– Cześć, babciu! – Uśmiechnęłam się mimo tego, że w głębi duszy byłam zmieszana i smutna.
Nieważne, co by się działo, telefony od babci zawsze dodawały mi otuchy, bo babcia była mi cenniejsza niż rodzice. To była kobieta złoto, która niestety od dekady mieszkała w USA i moje życie od tamtego czasu straciło anioła stróża.
– Minia moja, słoneczko ty moje – zagruchała babcia. – Jak ci minął dzień, kochanie?
Zawsze, odkąd tylko pamiętałam, była wobec mnie taka czuła.
Wzruszyłam ramionami i westchnęłam.
– Znowu on?
– Oj, babciu, bo wkurzył się, że chciałam z tobą porozmawiać. Nie wiem, może to jednak moja wina… – zaczęłam, ale babcia zmarszczyła brwi i mi przeszkodziła.
– Co ty gadasz, Jaśmina, jaka twoja wina? To zawsze jest wyłącznie jego wina. Zresztą ty znasz moje zdanie na ten temat.
– Babciu, chodzi o to, że powinnam uszanować nasz wspólny czas i oddzwonić później, ale ja właśnie chciałam to zrobić po odebraniu… Chociaż nie dał mi się wytłumaczyć, nic, od razu się obraził i poszedł. – Smutna i trochę zła oparłam się o ścianę i przybliżyłam ekran do twarzy. – Nieważne, jakoś sobie to wyjaśnimy. Jak ty się czujesz, babciu?
– Dobrze, dobrze. – Uśmiechnęła się i wzięła łyk z kubka.
– Na pewno? Byłaś w końcu u lekarza?
Martwiłam się o nią, ostatnio skarżyła się na bóle głowy, zmęczenie i miała problemy ze snem. Była tam sama, nie było nikogo z rodziny. Miała przyjaciół, ale nie byłam ich pewna, znałam ich jedynie z opowieści babci.
– Nie, w poniedziałek za tydzień mam wizytę. Kate ma mnie zabrać, ale widzę, że dogadałabyś się ze Stanleyem, obydwoje panikujecie, jeśli chodzi o moje zdrowie.
Kate była jej współlokatorką, z tego, co wiedziałam, miała około trzydziestu lat i pracowała jako kelnerka. Ponoć była sympatyczną kobietą, raz rozmawiałam z nią przez kamerkę. A Stanley? To właściciel firmy sprzątającej, w głównej mierze najmującej obcokrajowców, w tym Polaków. Nie miałam pojęcia, kim był i dlaczego niby miałby utrzymywać tak dobry kontakt ze swoimi pracownikami, zwłaszcza dwukrotnie od siebie starszymi.
Gdy pewnego dnia babcia po raz kolejny opowiadała mi o spotkaniu ze znajomymi w barze, to z ciekawości wyszukałam w Internecie tego faceta. Na zdjęciach wydawał się superprzystojniakiem, wręcz trudno było uwierzyć, że zajmuje się prowadzeniem firmy sprzątającej, a nie modelingiem. W zasadzie to jego kobieta, z którą miał dużo zdjęć, również była okazem piękna. Szczupła blondynka ze śnieżnobiałymi zębami. Dziewczyna z sąsiedztwa. Wszystko fajnie, American dream, ale co tam robiła moja babcia?
Nie zdradziłam nigdy babci moich niepokojących myśli o możliwym handlu ludźmi lub kradzieży narządów, bo prawdopodobnie wyśmiałaby mnie już przy pierwszym zdaniu, ale nie przeszkadzało mi to odczuwać dreszcze za każdym razem, gdy o nim wspominała.
– Babciu, może więc najwyższy czas zadbać o siebie, skoro nawet Stan… o tym wspomina – zakpiłam, wiedząc, że babcia nie będzie urażona.
– Jaśka, gdybyś go poznała, to naprawdę zmieniłabyś zdanie. Pomaga mi od samego początku mojego pobytu.
– Oj, dobrze już, babciu…
– Z takich pozytywnych rzeczy to jutro Kate ma mnie zabrać do fizjoterapeuty…
– Niech zgadnę – przerwałam babci. – Pewnie bardzo przystojnego. – Zaśmiałam się, widząc babcię uśmiechającą się szeroko.
– Czy mi się już nic nie należy od życia? – Teraz to i ona głośno się śmiała.
– Oj, babciu, pewnie, że należy. – Ułożyłam się wygodnie na łóżku. – Może znajdziesz nowego męża.
– No, w końcu porządnego jakiegoś. Ten stary to był do niczego – zakpiła.
Babcia miała tendencję żartowania ze wszystkiego. Nawet ze swojego byłego małżeństwa, które skończyło się zdradą męża i zakończeniem wszystkiego, co ich łączyło, po dwudziestu wspólnych latach. Nigdy nie widziałam jej rozpaczającej z tego powodu, choć wiedziałam, że musiała przecież coś czuć. Żal, smutek albo chociaż złość.
Nigdy tego jednak nie okazywała, więc może było w tym coś innego.
Może ona po prostu, tak jak i dziadek, miała dość życia w związku bez miłości, może nigdy nie była z nim szczęśliwa i jedynie westchnęła z ulgą, gdy dowiedziała się, że ma inną. Nie rozumiałam tego, ale ja w swoim życiu przeżyłam zaledwie ułamek doświadczeń babci i nie chciałam nawet stawiać się w jej sytuacji.
– Babciu, strasznie za tobą tęsknię…
Nie widziałyśmy się już dwa lata. Wtedy przyleciała do Polski na całe moje wakacje, żeby spędzić ze mną czas. Byłyśmy razem nad morzem i bawiłam się jak nigdy. Czułam się wolna, szczęśliwa i bez trosk. Nie czułam się tak już od dwóch lat. Nawet Kornel nie był w stanie odebrać mi trosk, a może on mi ich czasami dokładał.
– Wszystko jest takie skomplikowane…
Łzy niespodziewanie zaczęły spływać mi po policzku. Zdałam sobie sprawę, że wszystko mnie przygniata, a znikąd nie widzę pomocnej dłoni.
– Miniu, skarbie mój – zaczęła babcia, marszcząc brwi. – Pamiętaj, że już za miesiąc do mnie przylatujesz! Pojedziemy nad Niagarę i do Nowego Jorku! I poznasz moich przyjaciół. Zabawisz się. Zrobię ci pierożki… – zaczęła wyliczać, czym doprowadziła mnie do śmiechu. – Nie płacz, mój aniołku. Już niedługo się zobaczmy.
– Wiem, babciu, wiem. Przepraszam.
– Nigdy nie przepraszaj mnie za swoje łzy – rzuciła już bardziej surowo. – A teraz proszę iść zjeść kolację i iść spać. Jutro masz wykłady, prawda?
– Ech, tak. A pojutrze egzaminy… – westchnęłam głośno.
– Dobra, w takim razie dobranoc, kochanie.
– Pa, babciu, kocham cię.
Pożegnałam się, chociaż wcale nie chciałam kończyć, chciałam słyszeć głos babci aż do zaśnięcia. Gdy jednak się rozłączyłam, nie odłożyłam telefonu na półkę, a napisałam do Kornela.
J: Przepraszam Cię, Kornel, nie powinnam była odbierać, tylko oddzwonić do babci później. Po prostu ostatnio było z nią źle, a ja się martwiłam.
K: Spoko, po prostu następnym razem wolałbym, żebyś chociaż raz poświęciła mi całą swoją uwagę.
J: Wiem, przepraszam. Jutro po wykładach masz jakieś plany?
K: Hm… w zasadzie to mam plan. Muszę wkuwać na egzaminy z prawa cywilnego. Ty już wszystko ogarnęłaś?
J: No… nie. Myślałam, że może posiedzimy nad tym razem?
K: Przykro mi, nie dam rady. Umówiłem się z Karolem.
J: Okej, jasne. Odezwę się do Beaty.
Nie dostałam już odpowiedzi, ale to było w stylu Karola. Nie był typem romantyka, w zasadzie to on chyba nawet nie był typem chłopaka, który nadawałby się na partnera. Przynajmniej dla mnie. Czasami miałam wrażenie, że dla niego ważny jest tylko on, jego sprawy i problemy. Mimo to przecież każdy mówił mi, że tak do siebie pasujemy, tak ładnie razem wyglądamy. Nawet moi rodzice, co nigdy się nie zdarzało. Miałam wrażenie, że mówili to wyłącznie dlatego, że jego rodzice pracowali w tej samej kancelarii, ale każda przychylność z ich strony była dla mnie czymś tak wyjątkowym, że chyba chciałam to dla siebie zatrzymać.
Postanowiłam napisać do Beaty, najlepszej koleżanki z roku. Trzymałyśmy się razem od samego początku, ale nie mogłabym nazwać jej przyjaciółką. Czasami odnosiłam wrażenie, że jest jak chorągiewka, ale nie miałam w sobie tyle dumy, żeby już z nią nie rozmawiać. Czułam, że wzajemnie się potrzebowałyśmy. Ja żeby mieć zalążek przyjaźni, a ona żeby wspiąć się po moich plecach mimo braku znajomości w branży prawniczej. Starałam się to ignorować.
J: Cześć, Beti, co powiesz na wieczór wkuwania jutro? Spędzony oczywiście w towarzystwie czekolady, chipsów i lodów.
B: Sorka, jutro nie mogę. Następnym razem.
I to by było na tyle. Prawdą było to, że mimo iż miałam prawie wszystko, o czym marzy wiele osób, odnosiłam wrażenie, że nie mam nic. Bo ani pieniądze, ani przystojny chłopak czy dobre studia nie dawały mi tyle szczęścia, bym mogła teraz zasnąć bez ściśniętego gardła i łez co jakiś czas wypływających spod powiek.
Budzik przywołał mnie do szarej rzeczywistości. Mimo trudnego wieczoru nie chciałam okazywać, że mam gorszy nastrój. Ułożyłam włosy, pomalowałam rzęsy tuszem i nałożyłam czerwoną szminkę na usta. Włożyłam szarą spódniczkę do kolan i luźną białą bluzkę, której przód wsadziłam w spódniczkę. Do tego czerwone buty na koturnie i okulary. Byłam gotowa.
Zeszłam na dół i wyjęłam z lodówki jogurt pitny. W domu nie było nikogo. Miałam wrażenie, że moi rodzice otwierają oczy i po wciśnięciu jakiegoś magicznego guzika przenoszą się prosto do pracy. Wypiłam jogurt, przegryzając maślanego rogalika, i przy okazji zrobiłam sobie kawę do termosu. Umyłam zęby, sprawdziłam swój wygląd w lustrze przy wyjściu i z własną aprobatą wyszłam z domu.
Na podwórku przywitał mnie mój sędziwy już labrador. Nina, dostałam ją od babci na trzynaste urodziny. Wybłagany prezent, który towarzyszy mi już tyle lat i z równą troskliwością mnie strzeże. Skierowałam się do auta. Moje stare punto stało pod bramą. Czerwona strzała, bo tak je nazywałam, była moją dumą. Sama na nią zarobiłam, pracując jako kelnerka w zeszłe wakacje, i mimo braku aprobaty rodziców, którzy uważali to auto co najmniej za obrzydliwe i niewarte grosza, ja byłam z niego bardzo zadowolona.
Ruszyłam w drogę na uczelnię, wypiłam tylko łyk kawy, bo kierowcy wystarczająco podnieśli mi już dzisiaj ciśnienie.
Na miejscu zaparkowałam, zabrałam torbę i poszłam w stronę budynku.
W połowie drogi kątem oka zobaczyłam znajome postacie. Kornel i Beata stali przy jego aucie i śmiali się, rozmawiając.
– Cześć! – krzyknęłam i ruszyłam w ich kierunku.
Gdy mnie ujrzeli, uśmiechy zdecydowanie im zbladły, ale ja swojemu uśmiechowi nie pozwoliłam zmaleć z tego powodu.
– Piękny dzień, prawda?
– Taa, jeśli tylko skończą się szybciej zajęcia u Markowskiego i jeśli nikt z tylnych rzędów nie jadł dziś czosnku – rzucił Kornel, na co Beata zareagowała wręcz przesadzonym wybuchem śmiechu.
Ja jedynie się uśmiechałam. Złapałam go pod rękę i ruszyliśmy do auli, gdzie zebrała się już reszta ludzi z naszego roku.
– Dobra, to w tym roku jak zawsze ruszamy na kluby? A później co? Może wpadniecie do mnie na basen? – zapytał Kornel, patrząc na nas i najbliższych znajomych, którzy siedzieli na okolicznych miejscach.
Jak bumerang wracał temat imprezy po zdaniu sesji, wydawała się najważniejszym wydarzeniem w tym roku. Mnie nie ekscytowała myśl o piciu, późniejszym kacu i prawdopodobnej kłótni z Kornelem w międzyczasie. Zawsze za dużo pił. A gdy za dużo wypił, to zachowywał się jak rozpieszczony gówniarz, którym notabene był, ale wtedy jego maska dobrze wychowanego chłopaka znikała. Bardzo tego nie lubiłam.
– Dobra, ale jeśli chociaż raz postawisz coś lepszego niż absolut, bo to po prostu strach pić. Serio, miałem po tym takiego kaca, że czułem się jak żul.
Bartek, kolega Kornela, był jednym z tych, u których trudno było mi zrozumieć wybór akurat tego kierunku studiów. Nie mówię, że do bycia prawnikiem trzeba jakiejś wielkiej inteligencji, ale to, co czasami prezentował Bartek, było poniżej poziomu żenady. Miałam wrażenie, że im wyższe sfery, tym trudniej znaleźć kogoś normalnego. Odczuwałam to boleśnie. Pewnie też bym taka była, gdyby nie to, że babcia zrobiła wszystko, abym nie wyrosła na snobkę. Chwała jej za to, parę punktów IQ mi dzięki temu przybyło.
– Człowieku, teraz to absolutem będziemy kibel czyścić przed sraniem.
Kornel, cokolwiek powiedział, zazwyczaj wywoływał salwy śmiechu wśród okolicznych studentów. Na salę wszedł profesor i w końcu nastała błoga cisza. Trwała parę sekund, ale później zastąpił ją przypływ wiedzy, niezmącony już planami o piciu, ćpaniu i innych rozrywkach bliskich temu rocznikowi.
Zajęcia minęły szybko.
– No a ty, Jaśmina, jakie masz plany na wakacje? – zapytała Beata, tak naprawdę po raz pierwszy się do mnie odzywając.
– Planuję odwiedzić babcię, mieliśmy lecieć z Kornelem, ale on ma staż u rodziców w kancelarii.
– Aaa, to w Ameryce gdzieś, prawda?
– Tak, stan Connecticut, nie tak daleko od Nowego Jorku – rzuciłam, wstając i zbierając się już do wyjścia.
– Super, ja też w tym roku mam staż, ale fajnie, że ktoś może odpocząć. – Uśmiechnęła się, ale nie patrzyła na mnie, lecz na Kornela.
Musiałam przyznać, że zdenerwowało mnie to. Denerwowało mnie już wszystko. To zachowanie Kornela, te studia, ta dziewczyna, która uważała się za moją koleżankę, ale tak naprawdę mnie nawet nie lubiła i robiła wszystko, bym podświadomie to wiedziała. Nie odezwałam się do niej już więcej. Do Kornela również. Udałam się do auta. Nikt nie ruszył, by mnie zatrzymać, nikt się nie pożegnał, a gdy odjeżdżałam, nikt nawet nie spojrzał.
Było dla mnie jasne to, że ostatnimi czasy jest ze mną gorzej. Miałam duże problemy ze sobą. Depresja dopadła mnie i nie chciała opuścić. Zabrała mi pięć kilogramów, pewność siebie, chęci na socjalizację i wiarę, że jeszcze może być lepiej. Zdawałam sobie z tego sprawę. Tak jak i z tego, że znajomości, które utrzymywałam tylko to pogarszają, bo od dwóch lat jeszcze nie zdarzyło się, by ktoś z tych ludzi był mi wsparciem. Wszystko w moim życiu podlegało pod plan. Niestety ten plan nie był mój, a moich rodziców, którzy dokładnie zaplanowali całe moje życie. Właściwie panowali nad każdym aspektem, a ja, mimo że pragnęłam czegoś więcej, to dla ich akceptacji zgadzałam się na to wtrącanie.
Miałam już nawet umówioną wizytę u specjalisty, ale w ostatniej chwili musiałam ją odwołać, bo gdy rodzice poznali moje zamiary, to zaczęli mi wmawiać, że taka konsultacja pociągnie za sobą konsekwencje. Bo któż zatrudniłby niestabilną psychicznie prawniczkę? Zakręcili mi w głowie tak, że sama zaczęłam myśleć, iż może faktycznie nie powinnam konsultować tego z nikim, bo tylko sobie zaszkodzę.
Wieczorem, gdy położyłam się w łóżku, już tego pożałowałam.
Negatywne myśli zalały moją głowę, ale zrobiło mi się głupio nawet przed sobą. Jedyne pocieszenie miałam w babci. Dlatego każdy jej telefon był jak zbawienie. Myśl, że mogę ją niedługo zobaczyć, napawała mnie ogromną radością. Dziś miałyśmy wybrać datę mojego przylotu do Ameryki i w końcu mogłabym kupić bilety.
Gdy dotarłam do domu i wzięłam prysznic, to już w dresie usiadłam przed komputerem i wręcz z zegarkiem w ręku wyczekiwałam chwili, kiedy babcia się obudzi. Kiedy tylko jej ikonka zaświeciła się na zielono, od razu zadzwoniłam.
– Minia, dziecko drogie, poczekaj, dopiero siadłam przy komputerze. – Babcia faktycznie jeszcze poprawiała się na krześle.
– Cześć, babciu, co tam słychać? Jak się czujesz?
– Dzisiaj to średnio, słońce… trochę źle mi się spało – westchnęła.
Rzeczywiście, nie wyglądała zbyt dobrze. Twarz miała bladą, sińce pod oczami i wydawała się zbolała.
– Coś cię boli?
– A trochę, ale to nic. Zaraz połknę tabletkę i będzie lepiej. – Wzięła do ust kanapkę. – Muszę najpierw zjeść śniadanie.
– Babciu, te tabletki tylko zamaskują problem. Idź, proszę, do lekarza…
Bardzo się o nią martwiłam.
– Jaśmina, przecież mówiłam, że jutro mam lekarza, odpuśćże. Miałam już dwa telefony z rana. Jeden od Stana, drugi od Kate, bo była na noc u chłopaka. No dajcie mi święty spokój, ludzie.
Wydawała się trochę zirytowana, ale znałam swoją babcię.
Ona nie potrafiła się gniewać.
– Bo wszyscy się o ciebie martwią.
Babcia była osobą, która zawsze stawiała siebie na ostatnim miejscu.
– Jak ci minął dzień? – zmieniła temat, po czym upiła łyk kawy.
– Wyśmienicie – prychnęłam i odwróciłam wzrok od komputera.
– Dobra, a tak naprawdę?
– Źle… Beata i Kornel już nawet nie udają, że mnie lubią. Odkąd Beata dostała staż u moich rodziców w kancelarii, ma mnie kompletnie w dupie. Babciu… ja do tego wszystkiego nie pasuję. – Łzy pojawiły się w moich oczach.
– Nigdy jej nie lubiłam… tej pipy – prychnęła babcia, co mnie dosyć rozbawiło.
Parsknęłam śmiechem mimo łzy spływającej mi po policzku.
– Poza tym powiedz mi, wnusiu, czy ty ich lubisz?
Tym pytaniem trochę zbiła mnie z pantałyku.
– Kornel to mój chłopak.
Przytaknęła mi.
– Na początku było naprawdę fajnie. Podobał mi się, wydawał się taki zabawny, troskliwy i mądry. Imponował mi. No, ale wydaje mi się, że w związkach z biegiem lat to wszystko jakoś uchodzi i zostaje zwykła relacja, o którą trzeba dbać z dwóch stron. U nas chyba tego zabrakło.
– Nie, Jaśmina. Znaczy po części masz rację. Uważam, że miłość, na jaką zasługujesz, tak całkowicie się nie ulatnia, że nie znikają troskliwość, czułość i to wszystko, co sprawia, że czujesz się kochana. Nawet jeśli nie uginają ci się już kolana na widok tego chłopaka, to on powinien każdego wieczora pytać, czy tego dnia coś sprawiło, że poczułaś się źle. A on tego nie robi. – Babcia na chwilę przerwała, by dokończyć kanapkę. – Jaśmina, on cię ani nie kocha, ani nawet nie szanuje. Ty dobrze o tym wiesz. Jedyne, co możesz zrobić dla siebie, to zakończyć ten teatrzyk i znaleźć sobie kogoś, kto sprawi, że na twojej pięknej buzi pojawi się szeroki, prawdziwy uśmiech i tak szybko z niej nie zniknie.
– Oj, babciu, nawet nie wiesz, ile bym dała, żebyś tu była ze mną… – Znowu się zasmuciłam. – Łatwiej by mi było… w życiu.
– Słoneczko, po pierwsze to ja zawsze jestem z tobą, może nie realnie, ale zawsze możesz zadzwonić, a po drugie to ty świetnie sobie radzisz w życiu.
Nie chciałam już więcej zajmować babci swoimi problemami, bo wiedziałam, że najpierw sama powinnam je przepracować.
Mogłam jej narzekać cały dzień, ale ona nie miała przecież jak mi pomóc.
– Jakieś plany na dziś?
– Aaa… w zasadzie to mieliśmy jechać na plażę zaraz po przyjeździe Kate. – Wzruszyła ramionami i dopiła kawę.
– To idź się szykuj, babciu, nie będę przeszkadzać – rzuciłam, a na sercu od razu poczułam ciężar.
– Nie, nie, nie. Przede wszystkim muszę zobaczyć uśmiech, a dodatkowo chyba zapomniałaś o prawdziwym celu tej rozmowy, hm?
– Bilety. – Uśmiechnęłam się na samą myśl o wyjeździe.
– Ooo, pierwsze już zaliczone. – Babcia się zaśmiała. – Dobra, to słuchaj, do mnie możesz przylecieć, kiedy chcesz, ale urlop mam dopiero za trzy tygodnie, choć to kompletnie nie będzie nam przeszkadzało w spędzaniu czasu razem, w końcu pracuję tylko sześć godzin.
– Okej, ja jutro mam kolejny egzamin. Później dopiero w czwartek i piątek. I to tyle na ten semestr. Tak że mogę już kupić bilety na sobotę? – Babcia się zaśmiała.
– Poczekaj, dziecko, do jutra, porozmawiam dziś ze Stanem lub Kate, czy będą mieli cię jak odebrać, dobrze?
Trochę mi to odebrało radości, ale przytaknęłam, bo w końcu termin i tak był bardzo bliski.
– Dobrze, w takim razie, jak widzę u ciebie uśmiech, to może pójdę się już przygotować, dobra?
– Tak, babciu, leć. I daj mi, proszę, znać jak najszybciej. – Posłałam jej kolejny uśmiech, chociaż wiedziałam, że i tak będzie się cały dzień zamartwiać.
– Oczywiście, napiszę jeszcze dziś. U ciebie pewnie będzie już jutro. – Odwzajemniła uśmiech. – Bardzo cię kocham, wnusiu.
– A ja ciebie, babciu. – Wysłałam jej buziaczka i się rozłączyłam.
Zamknęłam oczy i oparłam głowę o biurko. Głośno westchnęłam. Zeszłam na dół do kuchni i wyjęłam z lodówki pudełko z cateringu. Odkąd pamiętałam, rodzice żywili mnie cateringiem, bo nikt z nich nie miał czasu gotować, zresztą i tak nie jadali w domu. Po obiedzie, który do najsmaczniejszych nie należał, nalałam sobie wody, wzięłam książkę z góry i wyszłam pod dom na huśtawkę. Położyłam się i zagłębiłam w lekturze. Lubiłam czytać romanse i książki obyczajowe, czułam się wtedy, jakbym oglądała serial. To oczywiście według moich rodziców było stratą czasu. Dla nich wszystko, co nie było pracą lub nauką prawa, było stratą czasu, więc kompletnie się tym nie przejmowałam.
Zaczynało się ściemniać, zatem odłożyłam książkę i jedynie bujałam się, wsłuchując się w ciszę. Taka „zaleta” mieszkania na osiedlu bogaczy, którzy całe życie spędzali w pracy, na wakacjach albo w domu ze swoimi sekretami, których wstydzili się jak nikt inny.
Nagle na podjeździe włączyły się światła, brama się otworzyła i na podwórko wjechał czarny mercedes.
Oto i oni. Wielcy państwo, Halina i Paweł Feliksiak. Moja mama – wysoka, szczupła blondynka – i ojciec – wysoki, dobrze zbudowany brunet. Nie wyglądali na swój wiek, czyli prawie pięćdziesiąt lat. W zasadzie to prezentowali się zdecydowanie lepiej ode mnie, pewnie dlatego, że każdą chwilę poza pracą spędzali na siłowni albo u kosmetyczki. Początkowo nie zauważyli mnie na huśtawce, a gdy ojciec to zrobił, złapał matkę za rękę i wskazał na mnie.
– Nie uważasz, że jest już za ciemno na czytanie? – odezwała się jak zawsze władczym tonem mama.
– A czy ty widzisz, żebym w danym momencie miała książkę w rękach i czytała?
– Nie, ale chyba powinnaś jakąś mieć, skoro jesteś w trakcie sesji?
– Nie uważasz, że to byłoby bez sensu uczyć się na ostatnią chwilę?
– Mogłabyś po prostu przestać pyskować? Bo już mi głowa pęka od twojego głosu. – Złapała się za skroń i ruszyła do domu.
Ojciec nie odezwał się ani słowem, tylko ruszył za nią. Czyli jak zawsze. Mieli mnie gdzieś, bylebym nie przyniosła im wstydu. Czasami naprawdę żałowałam, że nie urodziłam się w innej rodzinie, nawet jeśli miałabym żyć w skrajnym ubóstwie. Chwilę jeszcze przełykałam gulę w gardle, by w końcu wstać, wziąć książkę i ruszyć do domu.
Minęłam ich siedzących w salonie. Matka miała już w ręce kieliszek czerwonego wina i leżała na kanapie, przeglądając coś w telefonie, a ojciec pracował na laptopie. Nie zareagowałam na to w żaden sposób, tylko udałam się do swojego pokoju. Przebrałam się w piżamę, umyłam zęby i położyłam do łóżka. Wcześniej planowałam jeszcze coś zjeść, ale nie miałam ochoty, właściwie to nawet nie miałam chęci schodzić na dół, żeby kolejny raz patrzeć na moich rodziców, a co dopiero spędzać w ich towarzystwie czas podczas posiłku.
Dlatego też, po przejrzeniu mediów społecznościowych, a później propozycji na Netflixie, postanowiłam po prostu położyć się spać. Tego dnia nic nie mogło poprawić mi humoru, więc jedyne, co było w stanie mnie uratować, to poranek. Wiadomość od babci, kupienie biletu i zdanie egzaminu. Najgorsze były myśli, które jak demony próbowały wedrzeć się do mojej głowy. Ja jednak uparcie im na to nie pozwalałam. Nie mogłam. Gdybym na to pozwoliła, to jutro nie wyszłabym z domu. Włączyłam muzykę i włożyłam słuchawki do uszu. Głośna muzyka przegnała myśli. Przed zaśnięciem jeszcze napisałam wiadomość do babci.
J: Kocham Cię i bardzo się cieszę, że niedługo się zobaczymy!
Długo nie mogłam zasnąć, ale gdy w końcu się to udało, jakoś dziwnie szybko zadzwonił mój budzik.
2
Co prawda budzik zadzwonił, ale, jak się później okazało, gdy moje oczy się otworzyły, nieświadomie go wyłączyłam. Nie wiedziałam, czy kiedykolwiek w takim tempie wyskoczyłam z łóżka i tak szybko się przebrałam. W biegu wzięłam jogurt pitny z lodówki, w głowie dziękując firmie cateringowej za dawanie ich na drugie śniadanie do zestawu, i wyszłam z domu. Na zewnątrz przywitał mnie deszcz, co było idealnym podsumowaniem mojego nastroju. Nienawidziłam się spóźniać. Wkurzało mnie to i psuło cały dzień. Teraz miałam tylko dziesięć minut, by dotrzeć na uczelnię przed rozpoczęciem egzaminu. Trudno zliczyć, ile niecenzuralnych słów wydarło się z moich ust podczas jazdy samochodem, ale gdy już dotarłam i wbiegłam do sali, to z ulgą zdałam sobie sprawę, że egzamin jeszcze się nie rozpoczął. Ujrzałam Beatę i Kornela siedzących na swoich miejscach. Nawet mnie nie zauważyli.
– Cześć – odezwałam się i zajęłam miejsce między nimi.
Patrzyli na mnie chwilę w ciszy.
– Chyba zapomniałaś się uczesać? – Beata się zaśmiała.
– Zaspałam. – Wzruszyłam ramionami.
Wyciągnęłam jogurt i wzięłam solidny łyk. Czekał mnie egzamin, a ja czułam ogromne ssanie w żołądku.
– W tym idziesz do klubu po zajęciach? – Kornel lustrował mnie od góry do dołu ze skrzywioną miną.
Idiota.
– Od razu po egzaminach idziemy?
– Tak…
– Okej, trudno.
Wiedziałam, że tym wbiję mu szpilę. Nie miałam zamiaru więcej zabiegać o jego akceptację. Rozmowa z babcią wiele mi dała. Nie odezwali się już więcej.
Egzaminy nie były trudne, wiedziałam, że jestem przygotowana. Nikt, nawet moi rodzice nie mogli zarzucić mi braku przygotowania na tych studiach. Robiłam wszystko, żeby zasłużyć na swoją posadę wiedzą, pracą i poświęconym czasem, a nie rodzinnymi koneksjami. Tego nie mogłam powiedzieć o moim chłopaku, który nazwiskiem pracował na wyniki.
Gdy w końcu byliśmy wolni, wszyscy z grupy zebrali się pod uczelnią, by wspólnie celebrować napisany egzamin i rozpoczęty weekend. Wakacje były już blisko i każdy czuł to w powietrzu. Humor dopisywał każdemu, nawet mnie, ale to wynikało prawdopodobnie z tego, że rozmawiałam z koleżankami z roku, a nie z Kornelem i Beatą. Było już lekko po południu, więc wszyscy zdecydowaliśmy się najpierw zjeść jakiś obiad, z czego byłam bardzo zadowolona, bo umierałam już z głodu.
Po napełnieniu żołądków udaliśmy się w końcu na wymarzone przez wszystkich trunki. Musiałam przyznać, że nawet mi te drinki się przysłużyły. Nie dość, że były całkiem smaczne, ich słodycz rozlewała się po moim gardle i zdecydowanie podniosła mi poziom cukru, to jeszcze rozluźniły mnie i chwilowo pozbawiły problemów. W pierwszym klubie zabawiliśmy tyle, by wychodząc, czuć się już delikatnie podchmielonymi i być w konkretnie polepszonych humorach. Zaskoczyło mnie to, jak szybko minął mi czas, zbliżał się już zmrok.
Weszliśmy do kolejnego lokalu, by wypić po pożegnalnym drinku i rozejść się do domów. Gdy upiłam łyk, rozejrzałam się, bo było jakoś dziwnie cicho. Okazało się, że słusznie, bo ciągle śmiejąca się z żartów Kornela Beata i on sam nie znajdowali się w środku.
– Wiesz gdzie jest Kornel?
Było mi już trochę głupio, bo w końcu nie odezwałam się do niego przez cały ten czas. To był mój chłopak, a ja mimo wszystko olewałam go jak nieznajomego. Alkohol wywołał u mnie coś w rodzaju wyrzutów sumienia.
– Z tego, co wiem, to na zewnątrz… – odezwała się jedna z dziewczyn i wymownie spojrzała na swoją koleżankę.
Ta tylko wzruszyła ramionami.
Nie wiedziałam, o co im chodzi, ale postanowiłam to zignorować. Zebrałam się, dopiłam drinka i pożegnałam się z obecnymi w środku. Na zewnątrz wiał przyjemny wiaterek, który chłodził moją rozgrzaną alkoholem skórę. Na policzkach czułam wypieki. Czekał mnie długi spacer do domu, chyba że z Kornelem zdecydujemy się na taksówkę. Minęłam parę osób, ale nie widziałam ani Kornela, ani Beaty. Obeszłam cały budynek, aż w końcu zauważyłam parę opartą o jedną ze ścian. W dość dosadny sposób okazywała sobie uwielbienie. Chciałam ją szybko minąć, bo zaraz za nią miałam zakręt i ulicę prowadzącą w stronę domu. Nawet na nią nie patrzyłam. To ten jęk zaskoczenia był mi dziwnie znajomy. Coś mi powiedziało, że jednak powinnam porzucić konwenanse i spojrzeć na zakochaną parę. To prawie zwaliło mnie z nóg.
Beata i Kornel właśnie stali pod ścianą i byli równie zaskoczeni moim widokiem, co ja ich.
– Ja… – zaczęłam, ale zabrakło mi słów.
Stałam tam tylko jak głupia i patrzyłam. W moich oczach pojawiły się łzy, wewnątrz mnie się zagotowało i czułam się oszukana, zdradzona. Mimo tego, że teraz wszystko układało się w całość, nadal był to dla mnie szok.
Odwróciłam się po prostu i ruszyłam przed siebie. Szybko przetarłam spływającą łzę. Nie spodziewałam się takiego świństwa z ich strony. Nie byłam głupia, widziałam, że Beata patrzy na Kornela jak na boga, a on był z tego bardzo zadowolony, bo w końcu ktoś łechtał jego ego, ale nie podejrzewałam, że są zdolni do czegoś takiego. Mój oddech przyśpieszył, gdy złe myśli zalały moją głowę. Nie były to myśli o Kornelu i Beacie, a o kimś innym, o kim miałam już nie myśleć.
Zaczęłam biec. To było jedyne, co mogłam zrobić, by się uratować. Biegłam, aż piekły mnie płuca, a mięśnie odmawiały posłuszeństwa i przy ostatnim ruchu niemal się przewróciłam. Udało się. Głowa się oczyściła. Tylko oczy piekły od wiatru i łez spływających mimowolnie po policzkach, ale myśli były wolne od wspomnień. Musiałam, koniecznie musiałam porozmawiać z babcią. Dlatego gdy w końcu dotarłam do domu, planowałam zamknąć się w pokoju i do niej zadzwonić. Jakże wielkie było moje zdziwienie, kiedy zobaczyłam, że wszystkie światła są włączone, a rodzice nie śpią. Byłam zaskoczona, bo przecież nigdy im się to nie zdarzało, na pewno nie martwili się o mnie, bo wracałam już o późniejszych godzinach. Pewnie mieli problemy w pracy. Bez słowa ruszyłam w kierunku schodów.
– Jaśmina – odezwał się ojciec. – Chodź tu, proszę.