Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Ciąg dalszy losów Karoliny i Borysa, które pokochały rzesze czytelniczek.
Problemy Karoliny wciąż się piętrzą. Ukrywanie prawdy o swoim związku z Borysem, członkiem grupy przestępczej, przed policją okazuje się trudniejsze, niż początkowo zakładała. Borys za to z każdym kolejnym dniem zdaje sobie sprawę z tego, jak wiele jest w nim z… człowieka. Dzięki Karolinie jego skorupa tworzona od wielu lat wreszcie pęka.
Gorące uczucie, które okupione jest strachem, bólem i tęsknotą może być przyczyną szybkiego upadku.
Czy jest dla nich szansa na szczęśliwe zakończenie?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 242
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Tej autorki w Wydawnictwie WasPos
CYKL NA GRANICY
Na granicy sumienia
Na granicy rozsądku
POZOSTAŁE POZYCJE
American (nie taki) dream
Związani bólem (premiera w lutym 2024 r.)
Wszystkie pozycje dostępne również w formie e-booka
Copyright © by Aleksandra Palasek, 2023Copyright © by Wydawnictwo WasPos, 2023 All rights reserved
Wszystkie prawa zastrzeżone, zabrania się kopiowania oraz udostępniania publicznie bez zgody Autora oraz Wydawnictwa pod groźbą odpowiedzialności karnej.
Redakcja: Kinga Szelest
Korekta: Aneta Krajewska
Projekt okładki: Patrycja Kiewlak
Zdjęcie na okładce: © by LightField Studios/Shutterstock
Ilustracje wewnątrz książki: Obraz MohamedHassan z Pixabay
Skład i łamanie oraz wersja elektroniczna: Adam Buzek/[email protected]
Wydanie I – elektroniczne
Wyrażamy zgodę na udostępnianie okładki książki w internecie
ISBN 978-83-8290-411-6
Wydawnictwo WasPosWarszawaWydawca: Agnieszka Przył[email protected]
Spis treści
Prolog
Awers
Rewers
Awers
Rewers
Blacha
Awers
Rewers
Blacha
Awers
Rewers
Kret
Awers
Rewers
Blacha
Awers
Blacha
Kret
Rewers
Awers
Blacha
Kret
Rewers
Awers
Blacha
Kret
Rewers
Blacha
Awers
Rewers
Kret
Blacha
Awers
Kret
Rewers
Blacha
Awers
Rewers
Awers
Rewers
Awers
Kret
Rewers
Kret
Blacha
Awers
Blacha
Matka
10 lat później
Epilog
Od autorki
Podziękowania
Dla wszystkich, którzy pokochali historię Borysa i Karoliny
Tak bardzo chciałbym, żeby jutro mogło się to zmienićŻebym mógł dać ci to, co chcę ci dawać, i dostać to od ciebieTak bardzo chciałem dzisiaj ci powiedzieć, żeMówię ci, co chcesz usłyszeć, i mówię to dla ciebieTak mocno chciałem twoich oczu, twojej skóryTak bardzo chciałem twoich dłoni
Pezet,Spadam
Prolog
Minęło tak wiele lat, odkąd byłam w tym miejscu. Trafienie tu wcale nie było takie proste, zwłaszcza gdy moja pamięć okazała się słabsza, niż myślałam. Z każdym właściwym krokiem przypominałam sobie jednak uczucia, które chciałam odnaleźć. Wspomnienia zalały moją głowę i rozgrzały serce. Niemal czułam jego dotyk na swojej skórze, oddech przy uchu i zapach perfum, który zawsze się za nim ciągnął. Gdy zamknęłam oczy, mogłam sobie przypomnieć nawet to, co czułam w tym miejscu. Nie były to jednak przyjemne uczucia. Bo choć to tu wszystko się zaczęło, później okupione było strachem, bólem i tęsknotą. I choć bardzo chcieliśmy, okazało się, że miłość jest dopiero początkiem tej walki, która prowadzi do szczęścia.
Awers
Uśmiechnęła się do mnie, ale jej spojrzenie było puste, oczy miała za mgłą, skóra wyglądała, jakby dawno nie widziała wody, a kości policzkowe przerażały wypukłością. Nie rozumiałam, co się stało z tą dziewczyną, która jeszcze nie tak dawno zachwycała urodą. Może nie wtedy, gdy widziałam ją ostatnio, ale wtedy, gdy zaginęła i jej zdjęcia obiegły media, widać było, że urody mogły jej pozazdrościć nawet modelki. Teraz? Wyglądała bardzo źle. Usiadła naprzeciwko, obok komisarza Kujawskiego, i skuliła się, jakby starając się ukryć między swoimi wystającymi barkami.
– Żartujesz, prawda? – zakpił mój obrońca, a ja czułam, jak serce niemal wyskakuje mi z piersi.
Robiło mi się słabo i gdyby nie to, że siedziałam, pewnie już bym zemdlała. Przede mną stała szklanka z wodą, ale bałam się po nią sięgnąć przez trzęsące się ręce.
– Panie Kowalczyk, kompletnie nie mam pojęcia, co pana tak bawi, ale myślę, że możemy przejść już do rzeczy. – Komisarz wydawał się niewzruszony reakcją mojego adwokata.
– Myślę, że nie możemy, a wie pan dlaczego? Proszę przyjrzeć się kobiecie przy pana boku. Jeśli miałaby nam coś powiedzieć, to tylko to, ile ostatnio wzięła albo po czym miała największy zjazd. Panie komisarzu, litości, ta dziewczyna ledwo widzi na oczy… – prychnął i założył dłonie na piersi.
– Skoro tak pan uważa, to w takim razie musiała wziąć niezłą pigułę, bo wyśpiewała nam pięknie całą historię związaną z pana klientką, która w zasadzie zgadza się ze wszystkim, co podejrzewaliśmy. Chociaż nie… to nie jest pana klientka, prawda? Wydaje mi się, że to niejaki Borys panu płaci…
Gdy wymówił to imię, gula stanęła mi w gardle, a łzy podeszły do oczu. Tak bardzo się bałam, miałam już tego dość, wszystko jednak wskazywało na to, że to dopiero początek tego koszmaru. Piekła, które zaczęło się wraz z imprezą na zakończenie roku.
A może zaczęło się już wcześniej? Wraz z moim przyjściem na świat? Niewiele byłam w stanie sobie przypomnieć pozytywnych sytuacji w moim życiu.
– Pani Karolina jest moją klientką – odparł stanowczo adwokat. – Proszę nie insynuować niczego, czego nie może pan poprzeć dowodami. – Uśmiechnął się.
Przez cały ten czas nawet nie zerkał w moją stronę. Tak jak i komisarz, co było mi w zasadzie na rękę, bo można było czytać ze mnie jak z otwartej księgi. Niestety wyłącznie do teraz, bo właśnie spojrzał w moim kierunku i aż mu się oczy szerzej otworzyły.
– Karolino, chyba poznajesz Zuzię, prawda?
Już samo to, że zwrócił się do mnie po imieniu, sprawiło, że zamarłam. Rozchyliłam tylko usta.
– Nie musisz odpowiadać, przecież oczywiste jest to, że poznajesz panią Budzyńską, było o niej głośno w mediach. – Po raz pierwszy adwokat spojrzał na mnie i uśmiechnął się pokrzepiająco.
Odetchnęłam.
– Jesteście w podobnym wieku. Zuzia przeżyła bardzo trudny rok, ucierpiała, będąc zakładnikiem niejakiego Trąby, który omotał jej ojca na tyle, że nie było możliwości jej odzyskać. Jakimś cudem Trąba zszedł z tego świata, Zuzia wyszła na wolność, ale i ty ją odzyskałaś, prawda?
Mój adwokat przewrócił oczami.
– Co pan insynuuje? – odezwał się obrońca.
– To, że Zuzia opowiedziała nam o wizycie Karoliny u Trąby, wraz z Borysem…
– Ach, a gdyby opowiedziała wam, że przyszedł do niej święty mikołaj i kazał wskazać swoje miejsce zamieszkania, to już byście lecieli do Laponii? Proszę pana, bądźmy poważni. Sąd nie weźmie pod uwagę zeznań uzależnionej dziewczynki z narkotykami we krwi. Myślę, że traci pan czas, niestety nie tylko swój. Proszę postawić mojej klientce realne zarzuty bądź lepiej przygotować się do przesłuchania i umówić je w kolejnym terminie. – Spojrzał znacząco na zegarek.
– Jeśli się panu śpieszy, to śmiało, może pan iść. – Uśmiechnął się policjant.
Podziwiałam jego cierpliwość, bo adwokat raz po raz wtrącał się i uniemożliwiał mu pracę.
– Wyjdę, ale tylko z moją klientką.
Serce mocniej mi zabiło. Była szansa, że stąd wyjdę i będę mogła to wszystko przemyśleć. Nie byłam w stanie nic powiedzieć.
– Najlepszym miejsce dla pana klientki będzie areszt, gdzie nabierze trochę pokory i zastanowi się nad swoją wersją wydarzeń.
W tym momencie serce mi stanęło. Naprawdę. Czas jakby się zatrzymał, a ja przed oczami nie miałam już policjanta i Zuzanny, ale czarne płótno. Ocknęłam się po sekundzie, choć w mojej głowie zajęło mi to wieki. Nikt nawet nie zwrócił uwagi na mój stan, a ja czułam, jak po czole spływają mi krople potu. Policjant z adwokatem wymieniali się morderczymi niemal spojrzeniami, a ja zastanawiałam się, co się właśnie wydarzyło z moim życiem. Jeszcze nie tak dawno moim problemem były studia, a właściwie to, czy jest możliwość, żebym na jakieś poszła, a jeśli nie, to co zrobię ze sobą. Teraz? Miałam zostać zamknięta w areszcie.
– Będziesz miała na to czterdzieści osiem godzin, Karolino. – Spojrzał na mnie i uśmiechnął się, jakby to było najlepsze, co zrobił tego dnia.
Popatrzyłam na adwokata ze strachem.
– Nie martw się. Nic ci nie będzie – powiedział i wstał. Skierował się ku wyjściu. – Wytrzymaj – dodał i opuścił salę.
Zostawił mnie, a ja poczułam, jak pęka jakaś malutka część mnie.
Rewers
– Kurwa, mówiłem ci, że jak coś spierdolisz, to nie pomogę. Jakby ta Zuzka tego nie przeżyła, to wszystko i tak poszłoby na Trąbę, sprawa byłaby zamknięta, ale podsunęła im przynętę i teraz będą węszyć, aż cię znajdą i udupią. Masz przejebane.
Słowa docierały do mnie wraz ze smrodem potu i nieświeżego oddechu. Nie wiedziałem, co mnie bardziej wkurwiało – ten typ czy ta cała sytuacja, w którą sam się wplątałem. Nie dopilnowałem, nie doprowadziłem sprawy do końca i teraz byłem bardziej niż w dupie.
To miało być prostsze.
Na samym początku nie było w planach nawet Karoliny. Gdy się pojawiła, wszystko się skomplikowało. Teraz jak debil musiałem spotykać się z tym przygrubawym psem, który chodził „biegać” do parku, choć tak naprawdę przyłaził tu spalić peta i popisać z kochanką w spokoju. Był naszym kretem w policji, już od wielu lat. Nie sprzeciwiał się, gdy powiedziałem, że teraz ja przewodzę w interesach, miał to w dupie. Interesował go tylko hajs, który dostawał.
– Dobra, ile chcesz, żeby jakoś tę sprawę wyciszyć? – Kierowałem już dłoń do kieszeni, by wyciągnąć portfel.
– A ja w dupie mam twoją kasę, człowieku. – Splunął w bok. – Idę niedługo na emeryturę, myślisz, że trzeba mi teraz problemów? Ta sprawa śmierdzi, a ja nie będę wchodził w gówno, zwłaszcza jeśli moim zdaniem gra nie jest warta świeczki. – Podrapał się po grubym brzuchu. – Radziłbym zostawić gówniarę i uciekać gdzieś, gdzie cię nie dosięgną. Granice bez kontroli ci mogę załatwić. – Uniósł brwi.
Zajebiście.
– Nie – odpowiedziałem z zaciśniętymi szczękami.
W myślach liczyłem owce, wszystko, byleby mu tu teraz nie zajebać. Mało brakowało.
– Okej, twoja decyzja. Ostrzegałem. – Odwrócił się, jakby szykował do biegu. – Ostrzą sobie na ciebie kły. Dostaną niezłą premię za zniszczenie grupy przestępczej takiej jak twoja.
Ruszył. Nie biegiem, ale truchtem, który i tak szybko przeszedł w chód. Zasrany grubas. Powstrzymywałem się, żeby nie strzelić mu w plecy. Wziąłem głęboki wdech, który nic nie dał. Skierowałem się do auta zaparkowanego pod parkiem, gdy nagle zadzwonił telefon. Nie miałem ochoty na dalsze nerwy, a wiedziałem, że z tym będzie się wiązać odebranie, ale nie mogłem sobie pozwolić na zwłokę. Nie teraz.
– Borys, mamy problem.
Właśnie to wykrakałem. Każdy telefon, kolejne informacje były tak negatywne, że odechciewało mi się kontaktu ze światem. Nie usłyszawszy odpowiedzi, kontynuował:
– Zamknęli ją na cztery osiem.
Moja krew zawrzała. Właśnie tego się obawiałem.
– Co, kurwa? Miałeś do tego nie dopuścić!
– Wiem, nie było szans. Ta Zuzka sprawiła, że jesteśmy w dupie – rzucił nerwowym tonem. – Teraz to módl się, żeby młoda nie zaczęła sypać.
– Nie zacznie – odpowiedziałem nawet bez sekundy zawahania.
– Nie wydawała się taka pewna na przesłuchaniu – odpowiedział, a ja aż napiąłem mięśnie.
– Nie zacznie!
Nastała cisza.
– Po czterdziestu ośmiu ją wypuszczą? Co wtedy?
– Chcesz znać moje pomysły czy się wykłócać?
Znaliśmy się na tyle długo, że rozmawialiśmy niemal jak kumple. Nie mogłem ukrywać, że był dobry w swoich fachu, już nieraz uratował mi dupę. Nawet jak wydawało się, że tego się nie da zrobić. Tylko że tym razem chodziło o coś innego.
– Mów, co robić…
Sam nie miałem zielonego pojęcia.
– Niewiele możesz, chyba że jakimś cudem spotkasz się z nią bez obecności świadków, policji i najlepiej monitoringu. Wtedy prosta sprawa, porozmawiasz z nią, zbałamucisz tak, że nie będziesz miał nawet wątpliwości odnośnie do jej zeznań w przyszłości. Zabezpieczysz sobie temat i oni gówno będą na ciebie mieli.
– Człowieku, oni mają na mnie całe stosy papierów, z tym że jedyne, co mogą z nimi zrobić, to podetrzeć sobie tyłki.
Usłyszałem prychnięcie.
– Ta, albo zamknąć cię na karuzeli1.
Niezbyt mnie to poruszyło, z tym liczę się od samego początku.
– Słuchaj, Borys, weź to na serio.
– Przecież biorę… – zacząłem, ale mi przerwał:
– Ona może sprawić, że cię zamkną. Nie licz na sentymenty. W danym momencie w areszcie urządzą jej taki chrzest, że zrobi wszystko, by nigdy tam nie wrócić. Psiarnia obieca jej różne rzeczy, zagrozi, a ona będzie miała mętlik w głowie.
Dobrze wiedziałem, co ma na myśli. Do teraz miałem w głowie wspomnienia przesłuchań, które odbywały się często podczas mojej odsiadki. Długo mieli nadzieję, że w końcu coś ze mnie wycisną. Wtedy byłem zbyt zdeterminowany, by wyjść, teraz byłem o wiele słabszy, to pewnie udałoby im się mnie złamać.
– Karolina nic nie powie – powtórzyłem trochę jak mantrę. – Ale spotkam się z nią, jakoś to wymyślę.
Rozłączyłem się. Powiew wiatru zmroził mi skórę, zbliżała się jesień, której nienawidziłem równie mocno, co zbyt gorącego lata. Czas depresji, pluchy, deszczu. Wszystkiego, co sprawiało, że nie chciało mi się nawet zerkać przez okno. Do tego teraz zwaliło się na mnie tyle, że dawne zabawy z dziwkami, dragami czy alkohol nie kusiły jak kiedyś. Zwłaszcza przez wzgląd na Karolinę odpuszczałem sobie to pierwsze. Chociaż teraz czułem się z tym trochę jak frajer, być może dlatego, że nigdy nikt mnie tak psychicznie do siebie nie przywiązał. Albo to ja nie przywiązałem się tak do kogoś. Wiedziałem tylko, że to cholernie trudna sytuacja dla mnie, bo nawet jeśli już wiele razy byłem na granicy dożywocia, to teraz chodziło o coś więcej. Tak blisko byłem uwolnienia – z dala od tego towarzystwa, biznesu i strachu o syna – że myśl o tym, iż to mogłoby się nie udać, od razu mnie paraliżowała.
Gdy wsiadałem do auta, mój telefon znowu się rozdzwonił. Przekląłem w myślach.
1Karuzela (z grypsery) – wyrok dożywocia.
Awers
Mój mózg podpowiadał mi teraz najgorsze scenariusze najbliższej nocy, serce fikało koziołki, przy czym niemal zatrzymywało się przy najwyższych obrotach, ręce pociły się, a nogi trzęsły jak galareta. Zabierali mnie do celi, dali mi ubrania i inne rzeczy, na które nawet nie patrzyłam, bo jedyne, co miałam w głowie, to paraliż. Nie myślałam o niczym poza tym, że muszę przetrwać. Szłam więc jak zombie prowadzona przez areszt.
Gdy w końcu trafiłam pod moją celę, serce mi stanęło. Uświadomiłam sobie właśnie, że to się dzieje naprawdę. Dopiero co ukończyłam liceum, nie zdałam matury, bo nawet do niej nie podeszłam, byłam normalną dziewczyną, której porwanie zniszczyło całe życie.
Poznanie mężczyzny, który brał w tym wszystkim udział, sprawiło że stałam się kimś innym. Zagubionym i przestraszonym w otaczającym mnie świecie. Błądziłam niczym ślepiec. A teraz wpadłam na ścianę.
Przede mną obok swoich pryczy stały trzy kobiety. Jedna – wiekiem zbliżona do Gośki, czyli koło pięćdziesiątki, bardzo chuda i wysoka, z czarnymi włosami i sztucznymi rzęsami, na które pewnie nie zwróciłabym uwagi, gdyby nie sprawiały, że jej powieki zamykają się od ich ciężaru. Druga – blondynka, mogła mieć lat niewiele więcej ode mnie, była raczej przy kości, a każdą część jej ciała zdobił tatuaż, w nosie miała kolczyk i wnioskując po tym, jak żuła coś w buzi – w języku również. Ostatnią była kobieta z krótko ściętymi włosami, posturą najmniejsza z obecnych, ale w jej twarzy widziałam mrok, jakby nienawiść i pogarda były tam zapisane na stałe. I mimo tego, że mogłaby wydawać się najmniej groźna, to po pierwszym spojrzeniu wiedziałam, że to jej powinnam bać się najbardziej. Nie miałam pojęcia, ile może mieć lat, ale na pewno sporo więcej ode mnie.
Podsumowując, byłam najmłodsza i zdecydowanie najmniej pewna siebie w tej celi. Weszłam do niej, a za mną drzwi się zamknęły. Nic, żadnego wprowadzenia. Po prostu zostawili mnie z nimi na pastwę losu.
– Dzień dobry – zaczęłam cicho.
Nie chciałam, żeby pomyślały, że je lekceważę. Nie miałam zielonego pojęcia, jakie zasady obowiązywały w więzieniu.
– Patrzcie, patrzcie… ładna nam się trafiła – odezwała się najstarsza, śmiejąc się jak jakaś ropucha.
Inne miały uśmiechy przyklejone do buzi, co mnie zmartwiło.
– Możesz korzystać, Bacha – odpowiedziała jej blondynka.
Ta z krótkimi włosami milczała. Nie wiedziałam, co mogę zrobić, więc ruszyłam do przodu i zatrzymałam się przed pryczami.
– Które jest wolne? – starałam się zachować pewność w głosie.
Nieudolnie. To kompletnie zostało zachwiane po tym, co się wydarzyło. Dostałam w twarz z liścia. Zamroczyło mnie, a w oczach pojawiły mi się łzy. Policzek piekł, w ustach czułam smak krwi.
– Mała szmato, nie odzywaj się bez pozwolenia – burknęła mi w twarz krótkowłosa.
Tak samo bałam się, gdy zostałam porwana i przetrzymywana w pustostanie, nie miało dla mnie znaczenia to, że strażnicy znajdowali się za ścianą, bo wiedziałam, że prawdopodobnie niczego to nie zmieni. Byłam zdana na siebie i łaskę tych kobiet. Nie odezwałam się więcej. Nie ryzykowałam.
– Obowiązują tu pewne zasady, które, łamiąc, sama prosisz się o wpierdol, kumasz?
Pokiwałam głową, nawet nie patrząc na nią. Usłyszałam tylko świst powietrza, gdy ręka znowu leciała w moją stronę. Tym razem oberwałam w drugi policzek. Łzy zebrały mi się w oczach, ale robiłam wszystko, żeby ich nie wypuścić.
– Masz odpowiedzieć. Rozumiemy się?
– Tak – odparłam, ale mój głos był na tyle słaby, że sama ledwo go słyszałam.
Kątem oka zauważyłam podnoszącą się rękę współosadzonej i szybko się poprawiłam.
– Tak! – wydarłam się.
Ten głos zdawał się nie należeć do mnie.
Kobiety zaśmiały się i rozeszły z powrotem do swoich czynności. Odważyłam się spojrzeć na nie. Blondynka czytała książkę na pryczy, najstarsza oglądała coś w telewizji, a ta, której podpadłam, usiadła na krześle, lecz nadal bacznie mnie obserwowała.
Bałam się zrobić cokolwiek, ale chciałam po prostu położyć się i najlepiej obudzić się, gdy już będzie po wszystkim. Zerknęłam na łóżka, jedno na dole było puste, więc skierowałam się w jego stronę; gdy położyłam na nim swoje rzeczy, siedząca w pobliżu krótkowłosa kobieta zepchnęła je nogą. Zaśmiała się, ale uciszyła ją najstarsza, która właśnie z uwagą oglądała coś w telewizji.
Zebrałam swoje rzeczy i usiadłam na łóżku na tyle daleko, żeby nie być w zasięgu nóg mojej oprawczyni.
– Ej, Kinga… – odezwała się blondynka, nie odrywając się przy tym od książki.
– Co jest? – odpowiedziała najstarsza, która również nie oderwała się, ale od telewizji. Przypominała trochę zombie.
– Masz naprawdę pojebane książki. Kurwa, serio ktoś myśli, że jakiś bogacz mógłby zechcieć taką szarą mychę bez sztucznych cycków, napompowanych war i ciałka gładkiego jak masełko? – zakpiła.
Zerknęłam na nią na tyle szybko, by nie mieć problemów. Blondynka była atrakcyjną dziewczyną, która wydawała się celowo szpecić. Prócz kolczyka w nosie, wardze i brwi miała również tatuaż na czole. Rozumiałam, że komuś może się to podobać, ale jej twarz zdecydowanie na tym nie zyskiwała. Miała blond włosy, lecz przy nasadzie odbijał się mocno czarny odrost.
– Tego się nie czyta dla logiki. – Kinga się zaśmiała. – To się czyta dla… ruchania.
Teraz śmiały się wszystkie.
– No, tu zdecydowanie mi się przyda, a tam gdzie trafię, będzie wybawienie – westchnęła blondynka.
– Nie smuć, Oliwko, twój Januszek jak kocha, to poczeka, poza tym sale widzeń nie są takie złe na małe co nieco. – Kinga przeciągnęła się i spojrzała na Oliwię.
– Nie, dzięki. – Wydawała się poirytowana i wróciła do czytania. – Poza tym on nie ma na imię Janusz – dodała.
Tym razem śmiechem wybuchnęły tylko dwie z nich.
– Ech, ta młodzież, nie, Kinga? – Krótkowłosa założyła ręce na piersi. – Kiedyś to były szalone czasy. Jak siedziałam za gówniarza, to przeleciałam chyba każdą laskę w celi. Teraz to już mi się tak nie chce, ale gdyby mi się chciało, to nie zastanawiałabym się długo.
– Na mnie nie licz! – Kinga się zaśmiała. – Poza tym, Bacha, ty to młodsza ode mnie jesteś, mnie się nadal chce, to o co chodzi?
Nie uzyskała odpowiedzi, a Baśka, znaczy moja oprawczyni, nagle spoważniała. Kinga przyciszyła telewizor.
– No gadaj, co jest?
– No była taka jedna… – westchnęła i zacisnęła szczęki.
Nie wiedziałam, dlaczego ja na nie patrzyłam, ale bałam się zarówno zamknąć, oczy jak i odwrócić wzrok, bo wiedziałam, że wtedy będę mniej czujna.
– Jakby mnie psiarskie nie złapały, toby nas już w tym grajdole nie było. Chciałyśmy na zachód, tam jakaś praca i może ślub… no ale jak chciałam dorobić na bilety, to musieli to zepsuć.
W jej oczach połyskiwały łzy, a szczęki, które już poluzowała, drżały delikatnie.
– No skurwysyny… Nie pucowałaś się nic, czego? – zapytała Kinga.
Oliwia uniosła się na przedramionach i zerkała ze współczuciem w jej stronę.
– A co mam mówić? Pewnie i tak już temat skończony… Nie będzie na mnie czekać trzy lata.
Kinga złapała ją za dłoń i ścisnęła. Uśmiechnęła się szeroko.
– Jak kocha, to poczeka, nie bój się. – Mrugnęła do niej, czym wywołała lekki uśmiech. – Poza tym jak będziesz grzeczna, to może szybciej spod celi spadniesz2.
– Albo poczeka jeszcze dłużej, bo chcą mi przyklepać parę innych spraw. – Baśka splunęła pod nogi.
– No te chujki takie upierdliwe, jakby nie mogły zamykać tych, co na to zasługują naprawdę, nie? – prychnęła Oliwia. – Mam sąsiadkę, co ją mąż prał codziennie, cała w siniakach, krew na klatce. I co? A gówno. Policja nic nie zrobiła, bo mąż był kiedyś w milicji. Teraz stary dziad sobie pozwala, a ta babka ledwo żyje. – Zirytowana zaczęła głośniej i częściej przeżuwać gumę w ustach.
Swoją drogą, choć nie powinnam była o tym teraz myśleć, to jej głośne żucie gumy irytowało mnie chyba najbardziej ze wszystkich wkurzających czynności. Już siorbanie zupy, mlaskanie czy mówienie z pełną buzią były mniej denerwujące.
– Znam to, mój wujek swojego czasu lubił popić. No i pewnego razu postanowił pojechać na wycieczkę. Co zrobił? Zabił jakiegoś dzieciaka, co biegł za piłką. No i jak myślicie, co mogli zrobić koledze z CBŚ?
– Gówno – odpowiedziała pochmurna Baśka.
Wtedy też jej wzrok skierował się w moją stronę.
– A ty, co się, kurwa, patrzysz?
Serce podeszło mi niemal do przełyku. W ostatniej chwili się skuliłam, bo w przeciwnym razie dostałabym kopniaka prosto w brzuch. Zacisnęłam mocno powieki, spod których zaczęły płynąć łzy, a w gardle stanęła mi gula, której przez długi czas nie mogłam przełknąć. Naprawdę walczyłam ze sobą, żeby nie wybuchnąć płaczem jak małe dziecko. Załamałam się. Psychicznie od dawna byłam już strzępkiem nerwów. Odkąd pamiętałam, byłam na krawędzi, ale gdy Borys pojawił się w moim życiu, sprawił, że balansowałam między szaleństwem a niemocą. Nie mogłam sobie z tym poradzić. W końcu jaka nastolatka by to zrobiła? Za parę chwil doświadczenia czegoś, co sprawiło, że moje serce szalało. Dla tego dotyku, którego nie mogłam wyrzucić z pamięci, a do którego moje ciało tęskniło. I dla tego uczucia sprawiającego, że byłam dla kogoś… ważna? Przez ten moment nie słyszałam niczego poza gonitwą myśli.
Gdy już się skończyła, mimo że nadal nie poukładało mi się nic w głowie, dotarły do mnie dźwięki z zewnątrz.
– Wysyłają nam tu gówniary, które w dupie były i gówno widziały, oczekując, że będziemy niańkami dla nich? – burknęła Kinga i wyłączyła telewizor. – Kurwa, dziewczynko, jeśli chcesz przeżyć, to stul dziób i nawet nie odwracaj ryja od ściany, to jakoś wytrzymasz.
Nie wiedziałam, jak i dlaczego, ale coś się we mnie przelało. Nie miałam pojęcia, czy to był żal, czy złość, czy urażona duma, która więcej nie mogła służyć za wycieraczkę. Zerwałam się z łóżka z zaciśniętymi pięściami.
– Kurwa mać! – wydarłam się.
Nastała cisza, ale ja nie mogłam się już zatrzymać.
– Myślicie, że chciałam tu trafić?! Nie prosiłam się o to! Ja nic nie zrobiłam, a wy się na mnie wyżywacie! Ja tego nie wytrzymam!
Słowa same opuszczały moje usta. Darłam się jak wariatka. No ale tak też się czułam. To było jedyne, co mogłam zrobić. Wydusić wszystko z siebie. Pewnie jeszcze długo bym się tak darła, gdyby nie cios, który dostałam od kogoś w brzuch. Mogłam się oczywiście spodziewać, że tak będzie, ale już wolałam zostać pobita i stracić przytomność niż tkwić tak w oczekiwaniu na koszmar.
– Ciach bajera, bo klawisz3 przyjdzie!
Po ciosie złapała mnie za głowę i zatkała usta dłonią. Gdy przestałam wydawać dźwięki, popchnęła mnie na pryczę. Zrobiła to niestety za późno, ponieważ za drzwiami słychać było już głos i drzwi się otworzyły. Za nimi stało dwóch strażników.
– Co tu się odpierdala, dziewczynki? – zapytał jeden z uśmiechem na ustach. – Ktoś tu chyba jest niegrzeczny? – dopytywał się, gdy milczały.
Musiałam wykorzystać sytuację.
– Proszę, pomóżcie mi. One mnie zabiją! – Wstałam z pryczy i ruszyłam w jego stronę. – Biją mnie… ja…
Wyciągnął w moją stronę pałkę.
– Jeszcze jeden krok, a ja ci wpierdolę.
Cofnęłam się zszokowana.
– Powiem ci tak. Trzeba było zamknąć ryja i poczekać do rana na przesłuchanie. Teraz masz przejebane. – Odwrócił się. – No chyba że chcesz zmienić swoje zeznania?
Nie wiedziałam, co powinnam zrobić. Wszystko wydawało mi się nierealne. Strach mnie paraliżował. Nawet gdybym chciała, to teraz nie potrafiłabym się odezwać. Gdy nic nie mówiłam, on tylko prychnął, zaśmiał się i wyszedł.
Tak po prostu. Zamknął drzwi, a mnie zostawił w tym gównie.
– No kurwa… tak się nie robi – zaczęła Kinga.
Kątem oka widziałam Baśkę, która już zmierzała w moim kierunku.
2Spaść spod celi – wyjść na wolność.
3Klawisz – strażnik.
Rewers
To wszystko to był ewidentnie jakiś, kurwa, słaby żart. Nie licząc mojego nastroju, który sam w sobie sprawiał, że miałem ochotę skręcić komuś kark, to jeszcze one. Nagle zdecydowane, żeby walczyć o swoje prawa, jebane feministki się znalazły.
– Ostatni raz powtarzam. – Zacisnąłem szczęki. – Zapierdalać do roboty – wysyczałem niemal.
– Nie! – zapiszczała jedna z nich. – To jebani zwyrole!
– Ja pierdolę, Sara… to twoja praca, zapomniałaś o tym? – zagrzmiałem, a one na chwilę zamilkły. – Nie jesteś damą do towarzystwa, ty dajesz dupy – podkreśliłem ostatnie słowa.
– Ale… – zaczęła, lecz szybko jej przerwałem:
– Nie interesuje mnie, co wam się nie podoba. Jeśli klient chce, żebyście im lizały dupę, to macie to robić; jeśli chce, żebyście podczas robienia loda, opowiadały żart, to nie obchodzi mnie to jak, ale macie to robić. – Ściągnąłem bluzę, bo nagle oblał mnie pot. Całe nerwy ze mnie wychodziły. – To ja was utrzymuję, ja płacę za wasze dzieci, za waszych rodziców i frajerów, których nazywacie swoimi facetami. Jeśli coś się nie podoba, to droga wolna, możecie spierdalać.
Odwróciłem się, ale nie zdążyłem nawet zrobić kroku w przód.
– Nie! – wyrwało się jednej. – Proszę, nie – dodała, gdy zauważyła efekt swojego słowa.
– Oni są po prostu obrzydliwi. Każą nam robić rzeczy, których… się brzydzimy.
Westchnąłem.
– Dobrze, w takim razie, proszę, oświećcie mnie, co takiego jest dla was obrzydliwe? Po tylu latach pracy tutaj?
Na chwilę zapadła cisza. Patrzyły po sobie jak zbite psy. Nic, zero odpowiedzi, tylko jakieś pomruki.
– No, dziewczyny, nikt was tu nie trzyma na siłę. Możecie iść na ulicę, tam was wyruchają tak, że na samo spojrzenie faceta będziecie wymiotowały.
– Oni każą nam na siebie srać, a potem to lizać. – Usłyszałem cichy głos.
To była Ksenia, jedna z Rosjanek. Zamarłem. Nie wiedziałem, czy mam się śmiać, czy współczuć tym dziewczynom.
– Dobra, dziewczyny… – westchnąłem i potarłem skroń. – Sprawa wygląda tak… mnie to wszystko naprawdę nic nie obchodzi. Dopóki nie robią wam nic, co sprawi, że będziecie niezdolne do pracy, to macie spełniać ich nawet najdziwniejsze zachcianki. Oczywiście pod jednym warunkiem – przerwałem na chwilę, patrząc po ich skrzywionych minach – muszą zapłacić za usługę ekstra.
– W dupie takie coś mam… – rzuciła któraś pod nosem.
– W dupie to zaraz będziesz mieć co innego, zapierdalać do pracy! – zagrzmiałem, bo czułem się jak na spotkaniu nastolatek, a nie prostytutek, które pracują w zawodzie już dłuższy czas.
– Czy ty jesteś normalny?! Nie słyszałeś, co mówiłyśmy? To pojeby jakieś! – Sara wyszła przed szereg.
Oczywiście ku uciesze tych, które bały się nawet odezwać.
– Nie, to ja jestem pojebany i mogę wam to bardzo dobrze pokazać, jak zajebię waszych bliskich za niewywiązanie się z umowy.
Widząc przerażenie na ich twarzach, poczułem chwilową satysfakcję. Mijała ona wraz z rosnącym poirytowaniem.
– Zapierdalać do pracy, nie chcę was widzieć.
Odwróciłem się i nie usłyszałem już nic prócz odgłosu zamykanych drzwi. Podszedł do mnie jeden z ochroniarzy.
– Czy mam ich przypilnować?
– Ich nie. Tych zjebów przypilnuj, żeby zapłacili więcej.
Skinął głową i wyszedł. Miałem dość. Zwłaszcza tego burdelu. Przynosił małe zyski, ale chociaż dawał przeżyć. Wszystkie inne biznesy podupadały bez głównego źródła. Zamknięte przepływy z Ameryki Południowej sprawiały, że zbliżałem się do granicy niewypłacalności. Wiedziałem, że wszyscy tylko na to czekali, więc musiałem mieć się na baczności. Zerknąłem na kamery, drugi ochroniarz nawet się nie ruszał na krześle, a wzrok miał utkwiony w ekranach. Chyba stresowała go moja obecność.
– W razie czego dajcie mi znać – rzuciłem i już miałem wychodzić, ale musiałem jeszcze sprawdzić coś, co nie dawało mi spokoju.
Wziąłem kubek ze stołu i powąchałem. Wóda z colą. Śmierdziało mi od samego początku. Wylałem zawartość na ziemię. Ochroniarz nawet się nie ruszył, widziałem tylko po jego minie, że się boi. Odłożyłem kubek i nachyliłem się nad jego uchem, w które cicho i wyraźnie wymówiłem słowa.
– Jeszcze raz zobaczę tu alkohol, to wypierdalasz – położyłem nacisk na ostatnie słowo.
Odpowiedział mi szybkim kiwnięciem głową i głośnym przełknięciem śliny.
Wyszedłem. Miałem tego po dziurki w nosie. Nie dość, że było tam zajebiście gorąco, to jeszcze się spociłem przez nerwy. Minąłem gości po czterdziestce, którzy czekali właśnie na swoje godzinne towarzyszki. Mimowolnie ich oceniłem. Wyglądali mi na tatusiów z dużymi brzuchami. Takich, co to nie dostają od żony, a do tego nie mogą sobie obejrzeć porno, bo dostaliby szlaban na lodówkę. Szukają zatem każdej nadarzającej się okazji na ruchanie w burdelu. Kochanki nie znajdą, bo są zbyt biedni i zbyt brzydcy.
Podejrzewałem, że w spodniach też arsenału nie mają, więc zostało im to.
Czasami zastanawiałem się, jak wyglądałoby moje życie, gdybym nie wszedł w to wszystko. Na pewno nie byłbym takim „tatusiem”, zwłaszcza jeśli byłbym z nią… Musiałem to wszystko wyrzucić z pamięci. Miałem zbyt dużo na głowie. Jakimś cudem musiałem dopilnować, żeby Karolina wyszła z więzienia bez piśnięcia słowem.
Wsiadłem do auta i odpaliłem silnik. Słońce świeciło, czym powinno było poprawić mi humor, ale po prostu mnie wkurwiało. Raziło mnie w oczy i gnębiło po ciężkich nocach. Dźwięk dzwonka telefonu sprawił, że ciśnienie krwi wzrosło mi teraz do niebotycznych rozmiarów. Zerknąłem na wyświetlacz. Opiekunka Miłosza.
– Halo, dzień dobry?
Nie wiedziałem, czy ona mnie o to pyta, czy stwierdza.
– Coś się dzieje? – zapytałem tylko.
– Właściwie to tak. Miłoszek pobił się z kolegą na placu zabaw, a teraz bardzo płacze i chce do taty.