Annie - Jackson Annie - ebook

Annie ebook

Jackson Annie

5,0

Opis

Russell, samotny na swojej farmie, pogrąża się w melancholii, wspominając dawne dni z Annie – kobietą, która odcisnęła głębokie piętno w jego sercu.

Nieoczekiwanie los daje mu szansę na ponowne spotkanie z ukochaną, oferując mu rolę w ambitnym projekcie filmowym. Propozycja ta, obejmująca nie tylko rolę Henryka VIII Tudora, ale także pracę z dawną miłością, wydaje się nie do odrzucenia.  Niestety na planie filmowym pojawiają się tajemnice i intrygi, które wystawiają na próbę wzajemne zaufanie bohaterów.

Wraz ze wzrostem złożoności kulisowych wydarzeń granica między prawdą a fałszem zaciera się coraz bardziej. W tej wirującej machinie filmowej, obydwoje zaczynają kwestionować, czy ich związek ma szansę przetrwać próbę czasu, czy też zostanie pochłonięty przez mroczne zakamarki współczesnego świata filmowego.

Czy w obliczu tajemnic i intryg, ich miłość przetrwa próbę czasu?

Prawda jest ukryta w kłamstwie…

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 299

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
5,0 (1 ocena)
1
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Instrukcja czytania tej ksiażki

Wygospodaruj wieczorem trochę czasu tylko dla siebie.

Włącz lampkę albo zapal kilka świec, aby stworzyć półmrok.

Ułóż na fotelu swoje ulubione miękkie poduszki.

Weź najmilszy w dotyku koc i opatul się nim.

Nalej sobie kieliszek wina, kubek gorącej herbaty z cytryną i miodem lub to, co najbardziej lubisz.

Włącz muzykę z załączonej playlisty (koniecznie w tej kolejności).

Sięgnij po książkę.

Usiądź wygodnie w fotelu.

Czytaj, rozkoszując się płynącą w tle muzyką, poczuj emocje bohaterów i wypij ich zdrowie.

 

Playlista

R.E.M., Everybody Hurts

Alicja Majewska, Odkryjemy Miłość Nieznaną

Kris Fogelmark, Love Was My Alibi

Ariana Grande and John Legend, Tale As Old As Time

Loren Allred, Never Enough

Keala Settle, This Is Me

Adele, Skyfall (z filmu „Skyfall”)

Christina Aguilera, Loyal Brave True (z filmu „Mulan”)

Daria, Paranoia

Queen, Love Of My Life

Andrea Bocelli, Nella Tue Mani (Now We Are Free)

Elton John and Dua Lipa, Cold Heart

Jubël, Someone

Indoor Garden Party, Too Far Gone

 

Ta historia nie wydarzyła się naprawdę, ale może kiedyś się wydarzy.

Wszystkie postacie są fikcyjne, mimo to ich charaktery zostały oparte na autentycznych osobowościach. Jedynie w pełni realne jest miejsce wydarzeń, choć postrzegane w subiektywny sposób.

Filozofia i myśl teologiczna zostały przedstawione w sposób uproszczony, a momentami wręcz surrealistyczny.

 

1

Wielka ognista kula wisiała tuż nad koronami drzew, czyniąc niebo szkarłatnoczerwonym. Jedynie pojedyncze promienie poprzecinane były złotymi nićmi, a chmury dookoła lśniły srebrzyście. Patrzyłem na ten krwawy zachód słońca, a w głowie kotłowało się milion myśli. Po raz kolejny chwyciłem w dłoń siekierę i jednym zamaszystym ruchem rozłupałem nią kawał drewna. Rozprysł się na kawałki, które upadły tuż u mych stóp. Spojrzałem w dół i ze zdziwieniem stwierdziłem, że leży tam cała masa mu podobnych. Jeszcze raz rzuciłem okiem na horyzont, otarłem pot z czoła i ponownie chwyciłem siekierę, gdy tuż za mną usłyszałem znajomy głos.

– To zapas na cały rok czy do końca życia? – Dźwięczny szczebiot zabrzmiał w moich uszach.

– Cate! Co ty tu robisz? – Spytałem, zaskoczony jej obecnością.

– Myślałeś, że się tu ukryjesz przed całym światem? – Podeszła i serdecznie mnie uściskała.

– Nie ukrywam się, lecz tu mieszkam – odparłem spokojnie.

– I dlatego nie odbierasz telefonów? – Spojrzała na mnie ze złością i pogroziła palcem.

– Wybacz, ale ostatnio nie jestem dobrym kompanem do rozmów – odparłem i zacząłem zbierać porozrzucane kawałki drewna.

– Ja też się cieszę, że cię widzę – mruknęła z przekąsem i usiadła na prowizorycznym siedzisku, ułożonym z niepociętych jeszcze bloków. Założyła nogę na nogę i przyglądała mi się badawczo. Doskonale znałem ten wzrok. Te niebieskie oczy, patrzące na mnie spod przymrużonych powiek, i zaciśnięte w wąską linię usta nie wróżyły nic dobrego.

– Russell… – zaczęła spokojnie. – Znamy się nie od dzisiaj i do tej pory nie widziałam cię w tak złej kondycji. Powiesz mi, co się dzieje?

– W takim razie mało jeszcze widziałaś. – Próbowałem żartować, ale nie zrobiło to na niej wrażenia. – Nie jestem w złej kondycji. Jestem w domu, u siebie, na luzie, ot co. – Odrzuciłem pocięte kawałki na stos i zabrałem się za zbieranie następnych.

– Widziałeś się w lustrze? – Miałem wrażenie, że w jej głosie słyszę obrzydzenie. – Od jak dawna się nie goliłeś? Kiedy ostatnio byłeś u fryzjera? Gotujesz w ogóle czy obżerasz się fast foodami? I czuję od ciebie, że pijesz! – Rzucała oskarżycielsko, a we mnie rosło ciśnienie. Przyjechała bez zaproszenia, bez zapowiedzi, a teraz siedzi wyniosła przede mną i prawi mi kazania. Jest moją przyjaciółką, ale nie matką i opiekunką.

– To akurat nie twoja sprawa – warknąłem.

– Właśnie, że moja. Martwię się o ciebie. Nie odzywasz się, nie odbierasz telefonów, nie odpisujesz na e-maile, od dawna nikt cię nie widział. Powiesz mi, co się dzieje? – Spytała już łagodniej.

– Odpoczywam – odparłem i dorzuciłem na stos kolejne partie drewna.

– Od ludzi? – Prychnęła sarkastycznie.

– Żebyś wiedziała – warknąłem i chwyciłem ponownie siekierę w dłoń, lecz mnie powstrzymała.

– Usiądź. Odpocznij. Pogadajmy. – Nadal trzymała mnie za rękaw. Nie miałem ochoty się z nią siłować, więc usiadłem obok. Poza tym naprawdę byłem już zmęczony.

– Chodzi o tę małą z planu w Polsce? – Spytała, patrząc mi prosto w oczy.

– Nie mogę przestać o niej myśleć – wyznałem szczerze. Nie było sensu kombinować i kłamać. Cate zbyt dobrze mnie znała, by wiedzieć, kiedy jestem szczery, a kiedy mataczę.

– Zakochałeś się! – Stwierdziła pewnie i uśmiechnęła od ucha do ucha.

– Ta dziewczyna mogłaby być moją córką, ale ma w sobie coś takiego… coś, przez co nie mogę o niej zapomnieć – westchnąłem. Byłem zły sam na siebie, że nie mogę jej sobie wybić z głowy.

– Naprawdę chwyciła cię strzała Amora. – Cate roześmiała się na głos.

– Ty wiesz, że ona uderzyła mnie w twarz?! I to dwukrotnie! – Spojrzałem na nią z ukosa i szukałem w jej reakcji potwierdzenia, że to przecież nie jest normalne. Ona jednak nie przestawała się uśmiechać, a w jej oczach widziałem wręcz akceptację i dumę z wyczynów Annie.

– Zasłużenie? – Dopytywała, nadal rozbawiona.

– Ależ skąd – jęknąłem, a przed oczami zobaczyłem Annie, stojącą przede mną, wściekłą i niemogącą się opanować, gdy próbowałem odebrać jej wyjące na cały regulator radio. Była wówczas taka władcza, nieobliczalna i pociągająca. Chciałem ją wtedy pocałować, lecz zamiast buziaka, dostałem w twarz.

– Odważna kobieta. – Z zamyślenia wyrwał mnie pełen ironii i dumy głos Cate.

– Śmiej się, śmiej – fuknąłem. – Ona jest…

– No jaka? – Przerwała mi stanowczo, choć dobry nastrój jej nie opuszczał.

– Niemożliwa – westchnąłem i wróciłem wspomnieniami do drugiego wymierzonego policzka. Przed oczami widziałem jej kształtne pośladki, gdy kochaliśmy się w altanie za plebanią i niemal czułem jej zapach. Była wówczas zazdrosna, właśnie o Cate, co mnie wkurzyło. Chciałem pokazać jej, że nie może traktować mnie jak własność, nie może ode mnie wymagać zerwania kontaktu ze znajomymi. Chciałem ją wówczas ukarać, a okazało się, że jej się to podoba. Im bardziej się wiła z rozkoszy, tym bardziej byłem natarczywy, za co po wszystkim dostałem w twarz. Nie licząc tego, że wcześniej mnie ugryzła. Kiedy jednak przytuliła się do mnie, o wszystkim zapomniałem.

– Naprawdę zawróciła ci w głowie. – Cate przyglądała mi się badawczo.

– Chyba tak – stwierdziłem i nerwowo przeczesałem palcami włosy. – Cały czas o niej myślę.

– Dlaczego do niej nie zadzwonisz? – Spytała szczerze zdumiona.

– Bardzo zabawne – odparłem z przekąsem.

– O co ci chodzi? W XXI wieku ludzie kontaktują się ze sobą, na przykład telefonicznie – stwierdziła cynicznie.

– Co ty nie powiesz? – Odgryzłem się, z lekka już poirytowany. – Spójrz na mnie. Co ja jej mogę zaoferować? – Odwróciłem głowę i ponownie spojrzałem na horyzont. Na szczęście słońce już zaszło, pozostawiając po sobie jedynie czerwone smugi na niebie.

– Jednak coś ją w tobie urzekło. – Złapała mnie za dłoń, jakby próbowała mnie pocieszyć. Była to jednak ostatnia rzecz, jakiej w danym momencie potrzebowałem.

– Do dzisiaj nie wiem co – odparłem zgodnie z prawdą i wycofałem swoją dłoń, ponownie przeczesując włosy.

– Zamiast się zadręczać, zadzwoń do niej – powiedziała stanowczo.

– Nie mogę – odparłem smutno, choć miałem nadzieję, że nie wychwyciła tego w moim głosie.

– Dlaczego? – Spytała zdumiona.

– Gdy ją ostatnio widziałem na premierze filmu, nie była sama – westchnąłem. Na samo wspomnienie idącego u jej boku Daniela, krew się we mnie gotowała.

– Rozmawiałeś z nią? Może ten ktoś jej tylko towarzyszył? – Pytała z nadzieją.

– Nie wyglądali na zwykłych znajomych – odparłem. – Zresztą, która by się oparła Danielowi?!

– Daniel?! Ten Daniel?! – Wykrzyknęła zaskoczona.

– Dokładnie ten sam. Agent z przypadku – warknąłem mocniej niż zamierzałem.

– No to już rozumiem, dlaczego zawróciłeś jej w głowie. – Uśmiechnęła się tajemniczo, na co spojrzałem na nią oszołomiony.

– Daniel, choć nie wygląda, ma 53 lata, mój drogi. Widocznie twoja panna lubi dojrzałych mężczyzn – skwitowała. Patrzyłem na nią zdumiony i czułem się jakbym właśnie dostał w twarz. Czy ja się przesłyszałem, czy ona właśnie między wierszami próbowała mi powiedzieć, że Annie się mną zabawiła, a ja głupi nadal do niej wzdycham? Zamknąłem na chwilę oczy, by dojść do siebie, a kiedy je ponownie otworzyłem, Cate lustrowała mnie spojrzeniem od góry do dołu.

– Chociaż faktycznie ona ma specyficzny gust – stwierdziła tajemniczo.

– Co masz na myśli?

– A mogę być z tobą zupełnie szczera? – Spytała znienacka.

– Tylko szczera – odparłem. Podświadomie czułem jednak, że to, co zaraz powie, wcale mi się nie spodoba.

– Wybacz Russ, ale ty w niczym Daniela nie przypominasz – zaczęła powoli. – Widzisz, on jest… jakby to delikatnie powiedzieć… bardziej wyrzeźbiony… zupełnie nie wygląda na swoje lata. – Choć próbowała być subtelna, jej słowa trafiały we mnie jak przed chwilą, leżąca teraz u mych stóp, siekiera w kawałki drewna.

– Wiem, co próbujesz mi powiedzieć – warknąłem. – Daniel jest jak ten młody bóg, w przeciwieństwie do takiej tłustej i obleśnej świni jak ja. – Wstałem wściekły i wróciłem do układania drewna na stosie. Zbliżał się wieczór, a praca nie była skończona.

– Nic takiego nie powiedziałam…

– Ale ona powiedziała! – Wrzasnąłem i cisnąłem drewnianym klockiem w misternie ułożony stos.

– Annie?! Annie tak o tobie powiedziała?! – Krzyknęła zaskoczona.

– Dokładniej jej przyjaciółka, Hana, ale Annie nie zaprzeczyła – warknąłem i dyszałem wściekły, jakbym przed chwilą przebiegł maraton.

– Russell… – zaczęła powoli. – Przede wszystkim się uspokój. I zadzwoń do niej. Będziesz miał czarno na białym, czy nadal chce mieć z tobą kontakt, czy już nie. Po co masz się zadręczać? – Dodała łagodnie.

– Wiesz, czego nie zniosę? – Nadal ciężko dysząc, wyciągnąłem ku niej wskazujący palec, na co spojrzała na mnie pytająco. – Że zaproponuje mi, abyśmy zostali przyjaciółmi – odparłem.

2

Cate odjechała tak szybko, jak przyjechała. Spokojniejsza, że żyję, a moje zniknięcie z towarzystwa to jedynie fatalne zauroczenie staruszka. Znów zostałem sam. Usiadłem przed kominkiem ze szklanką whisky w ręce i patrzyłem tępo w iskrzące płomienie. Włączyłem cicho radio, lecz jak na ironię akurat grali Everybody Hurts. Początkowo chciałem przełączyć na inny kanał, lecz zacząłem wsłuchiwać się w słowa piosenki. Wokalista R.E.M. ciągnął powoli: „gdy każdy twój dzień ciągnie się ku wieczności, a noc – noc nie przynosi ze sobą nikogo. Gdy jesteś pewien, że masz dosyć tego życia. Zaczekaj. Nie poddawaj się. Każdy czasem płacze, każdy czasem cierpi”,a ja miałem wrażenie jakby mówił do mnie, jakby chciał mnie pocieszyć. Upiłem spory łyk alkoholu, aby zagłuszyć wspomnienia, lecz te wracały ze zdwojoną siłą. Nie mogłem zapomnieć tych chwil, gdy beztrosko leżeliśmy wtuleni w siebie. Tego spokoju, poczucia bezpieczeństwa, szczęścia, że mam ją u boku. Wokalista ciągnął: „każdy czasem cierpi. Znajdź oparcie wśród przyjaciół. Każdy czasem cierpi. Nie odpuszczaj. Jeśli czujesz, że jesteś zupełnie sam, to nieprawda, nigdy tak nie jest”, a ja czułem, jak rośnie we mnie złość. Złość na samego siebie. Tak bardzo ją kochałem, tak bardzo o nią walczyłem, że pozwoliłem jej odejść, a nawet pomogłem to zrobić. Od początku jej priorytetem była kariera, dlatego wzięła udział w tym eksperymencie. Nie ukrywała tego, ale gdy rozmawialiśmy o karierze przez łóżko, stanowczo zaprzeczała. Mówiła, że nie jest zdolna do takich czynów, a ja głupi wierzyłem. Kochałem ją, walczyłem o nią jak lew, a gdy dostała to, na czym jej zależało, zapomniała o mnie. Pojechała do Londynu z Ridleyem i związała się z Danielem, choć mówiła, że mnie kocha. Ze złości cisnąłem szklanką o ścianę, aż roztrysnęła się na miliony kawałków. Akurat w momencie, gdy padły ostatnie słowa piosenki: „cóż, każdy czasem cierpi. Każdy czasem płacze. I każdy czasem cierpi. Więc trzymaj się, trzymaj się”.

Czułem się jak ostatni idiota. Nie pierwszy raz dostałem kosza i doznałem upokorzenia, ale poprzednich nie da się porównać z tym, co zrobiła mi Annie. Broniłem się przed tym uczuciem, uciekałem, zakładałem maskę, a jednak ona i tylko ona znalazła klucz do mego serca. Zdobyła je i zdeptała. Pozostawiła samotnego i zakochanego. Nie miałem siły na więcej. Upiłem spory łyk whisky prosto z butelki i cisnąłem nią prosto w kominek. Ogień zaskwierczał i na moment zmienił kolor na czerwony. Ten pieprzony szkarłatnoczerwony. Jak krwawy zachód słońca.

 

Kolejne dni także nie przynosiły ukojenia. Od premiery filmu minął ponad miesiąc, a ja nie mogłem wymazać wspomnień. Widziałem ją w tej pięknej kremowej sukni, tak zwiewnej, dopasowanej do jej gibkiej figury. Wyglądała tak niewinnie, filigranowo, że jedyne czego pragnąłem, to mieć ją w swoich ramionach.

Gdy ruszyłem w jej kierunku, nagle, jak spod ziemi, pojawił się on, Daniel. Ucałował ją i przytulił, a Annie cała pojaśniała z radości. Widać było, że znają się nie od dziś. Poza tym pozowali razem na ściance. Jasne było, że przyszli razem, że są razem. Może, gdybym podszedł wcześniej… Ale co by to zmieniło? Wolałem stamtąd wyjść. Udzieliłem szybko kilku krótkich wywiadów i wymknąłem się po angielsku. Nawet nie wiem, czy w ogóle zauważyła, że też tam byłem. Tak była wpatrzona w tego, pożal się Boże, wypacykowanego agencika. W czym on jest niby lepszy ode mnie? Bo ma figurę Adonisa? Bo władczo pożera ją wzrokiem? To jej imponuje? Jeśli tak, to nie jest to już moja Annie. Do tego jeszcze Cate uświadomiła mi, że widocznie ona już tak ma, że wybiera sobie mężczyzn dużo starszych od siebie. Pięknie! Czyli byłem jej zabawką! Pewnie jedną z wielu. Tylko dlaczego nie czułem tego, gdy razem pracowaliśmy? Przecież dokładnie ją obserwowałem, jeszcze zanim ten romans się rozpoczął. Czyżby to czuła i od początku prowadziła ze mną wyrachowaną grę?

Tęskniłem za nią, ale nie potrafiłem wykonać pierwszego kroku. Mogłem do niej zadzwonić, napisać, ale cóż miałem jej powiedzieć? Poza tym, nie chciałem słyszeć jej rozbrajającego śmiechu, radosnego szczebiotu i słów, że jest z nim szczęśliwa. Dlatego topiłem smutki w alkoholu. Początkowo pomagało, lecz później przychodziła do mnie nawet w snach. W dzień starałem się ciężko pracować, by zagłuszyć myśli. Naprawiałem ogrodzenie, ale czułem się jakbym odpracowywał karne godziny przy naprawie altany na parafii. Ścinałem stare i chore drzewa, lecz przed oczami miałem nas siedzących w sadzie. Płoszyłem ptactwo z pól, ale od razu widziałem jej przerażone spojrzenie, reakcję na mój gniew. Nawet muzyki słuchać nie mogłem, bo za każdym razem widziałem nas w tańcu. Czułem, że za chwilę oszaleję albo już oszalałem! Podświadomie czułem, że muszę coś z tym zrobić, ale nie wiedziałem jeszcze, co. Tymczasem wychyliłem kolejną tego dnia szklaneczkę whisky i zasnąłem.

Chyba coś trzasnęło. Może upadło. Otworzyłem oczy, a tak przynajmniej mi się zdawało. Było ciemno, chyba było ciemno. Pamiętam rozsadzający moją głowę ból i straszny szum, jakby przejeżdżały przez nią tysiące pociągów. Nagle rozbłysnęło światło. Czy to już? Czy na mnie czas? Tunel? Nie widzę nic, nie czuję nic. Chyba umieram. Nie. Widzę ją. Naprawdę ją widzę. A może to kolejny alkoholowy omam? A może po prostu sen? Stoi w drzwiach mojego domu. Taka prawdziwa, realna, taka piękna. Ale to nie może być prawda. To nie może być ona. To niemożliwe. Skąd niby miałaby wiedzieć, gdzie mnie szukać, gdzie mieszkam? Dlaczego miałaby tu przylecieć? Do mnie? Nie, to nie możliwe. To nie ona. To kolejne wspomnienie. Tak, wspomnienie. Znowu ją widzę, znowu stoi przede mną i coś do mnie mówi. Tak kochanie, mów do mnie, krzycz, kochaj się ze mną. Chcę cię znów poczuć w moich ramionach. Chcę cię znów mieć przy sobie. Nie, przecież to niemożliwe. Odejdź. Odejdź, zjawo. Zniknijcie wspomnienia, nie chcę was. To nie moja Annie, ona by tu nie przyleciała. Nie do mnie. O tak, znikaj zjawo, za mgłą, rozmazuj się. Znowu widzę ciemność, znowu nie czuję nic.

Otworzyłem oczy i myślałem, że głowa mi eksploduje. Powinienem się już do tego przyzwyczaić, lecz miałem wrażenie, że z każdym dniem ból był coraz silniejszy. I do tego ten sen. Znowu do mnie przyszła. Mój anioł, który chciał przeprowadzić mnie przez tunel. Jednak byłem zbyt pijany, by za nią podążyć. Dlatego kolejny dzień się budzę i oprócz rozsadzającego bólu głowy nie czuję zupełnie nic.

Znowu zasnąłem w ubraniu na kanapie przed kominkiem. Chciałem sięgnąć ręką na stolik, po butelkę z whisky, lecz jej tam nie było. Pewnie znowu roztrzaskałem ją w ogniu, a teraz będę cierpiał na kacu. Macałem dłonią na oślep po blacie z nadzieją, że może stoi gdzieś dalej, ale jedyne co znalazłem, to dwie pigułki. Uniosłem nieco głowę i za mgłą zobaczyłem również szklankę z wodą.

– Aspiryna. Pomoże ci dojść do siebie. – Usłyszałem gdzieś z oddali.

– Kto tu jest? – Wychrypiałem i próbowałem się podnieść, lecz zamiast wstać, spadłem z kanapy na kolana. We krwi nadal buzował mi alkohol, a wzrok odmawiał posłuszeństwa.

– Połóż się. – Usłyszałem tuż nad sobą i w tym samym momencie poczułem, jak ktoś próbuje pomóc mi się podnieść i wrócić na kanapę.

– Kim jesteś? – Wyszeptałem, ale nie usłyszałem odpowiedzi. Cały salon wirował, wciągając mnie w ten wir. Kręciłem się w kółko, powoli zapadając się w ciemności. Poczułem jeszcze, jak ktoś wkłada mi coś do ust, zmusza do wypicia kilku łyków wody, po czym zrobiło mi się ciepło i odpłynąłem.

Obudził mnie zapach smażonych naleśników. Otworzyłem oczy i ze zdumieniem odkryłem, że jestem trzeźwy, a ból głowy minął. Dookoła mnie panował również porządek, co ostatnimi czasy nie było czymś normalnym. Uniosłem się na łokciu, by zerknąć w stronę kuchni i zorientowałem się, że jestem nagi, przykryty jedynie cienkim kocem. Opadłem ciężko na poduszki, zamknąłem oczy i próbowałem przypomnieć sobie ostatnie wydarzenia, lecz nic nie przychodziło mi do głowy. Prócz krótkich przebłysków anioła i świetlistego tunelu miałem w umyśle czarną dziurę.

– Zjedz śniadanie. – Usłyszałem gdzieś obok mnie. Spojrzałem w kierun­­ku głosu i ją zobaczyłem.

– Annie… – ledwo wychrypiałem. Nie byłem pewien, czy widzę ją naprawdę, czy to kolejny omam.

– Dzień dobry. – Uśmiechnęła się słabo i usiadła w fotelu obok mnie.

– Witaj – szepnąłem, nadal nie mogąc uwierzyć, że ona tutaj jest. – Jak ty…

– Jak weszłam? Przez drzwi. Były otwarte. – Przerwała mi, a w jej głosie daleko było szukać radości.

– Boże… – westchnąłem. – Czy ja…

– Byłeś kompletnie pijany. – Ponownie mi przerwała.

– Dlaczego jestem nagi? – Usiadłem na kanapie, szczelnie owijając się kocem.

– Zwymiotowałeś na siebie. Niejeden raz. – Wyjaśniła szorstko.

– Ty mnie… – westchnąłem z zażenowania i nerwowo przeczesałem ręką włosy.

– Rozebrałam cię, uprałam ubranie. I posprzątałam ten syf, który wokół siebie zrobiłeś – odparła, a w jej głosie słychać było złość i coś, co mnie zabolało najbardziej – obrzydzenie.

– Dziękuję, ale nie musiałaś – jęknąłem. Chyba nigdy w życiu nie było mi tak wstyd, jak w tym momencie.

– Zjedz śniadanie – rozkazała. – A potem się wykąp.

Wstała i wyszła na zewnątrz. Od dawna zastanawiałem się, jak mogłoby wyglądać nasze spotkanie, co bym jej powiedział, jak się zachował. To, co się wydarzyło, nie miało nic wspólnego z fantazjami. Zawiodłem na całej linii. Pragnąłem pokazać jej prawdziwego, silnego, pewnego siebie mężczyznę. Uprzytomnić jej, co straciła i udowodnić, że wcale po niej nie płaczę. W zamian zobaczyła starego, zaniedbanego pijaka. Mężczyznę w kompletnej rozsypce. Zdałem sobie sprawę, że właśnie upadłem na samo dno.

Po śniadaniu i szybkim prysznicu dołączyłem do niej na werandzie. Siedziała twarzą do słońca i spokojnie piła kawę. Zanim podszedłem, przyjrzałem jej się uważnie. Nic się nie zmieniła. Nadal była piękną, filigranową blondyneczką o kształtnej figurze i kuszących wydatnych ustach. A jej oczy… dwa bursztyny, które tak zawróciły mi w głowie. Dawniej patrzyła na mnie nimi z miłością, dzisiaj ze współczuciem i obrzydzeniem. Chyba jednak coś się zmieniło. Role się odwróciły. Gdy się poznaliśmy, była taka niewinna, taka zagubiona i niepewna siebie, a teraz siedzi dumna i stanowcza. Moja Annie dojrzała, a ja się stoczyłem. Z wyniosłego lwa zmieniłem się w upadłego dziadka. Wziąłem głęboki wdech i usiadłem obok niej. Nadal nie wierzyłem, że jest tu naprawdę.

– Nie spodziewałem się ciebie tutaj – wyszeptałem. Miałem wrażenie, że jak odezwę się głośniej, to ją spłoszę i sprawię, że zniknie.

– Cate do mnie zadzwoniła – odparła bez ogródek. – Mówiła, że źle z tobą, ale nie zdawałam sobie sprawy, że aż tak.

– Była tu parę dni temu – jęknąłem. Nie podobał mi się ton jej głosu. Był taki poważny i wyniosły.

– Dokładnie trzy tygodnie temu – sprostowała.

– Och! Ale ten czas leci. – Próbowałem żartować, by rozładować atmosferę, ale nie zareagowała.

– Zwłaszcza jak jest się w ciągu alkoholowym – syknęła z ironią.

– Od razu w ciągu… może rzeczywiście wczoraj za dużo wypiłem, ale…

– Wczoraj?! – Warknęła. – Jestem tu od dwóch dni, a jeśli ty potrzebowałeś aż dwóch dni, by wytrzeźwieć, to nie chcę wiedzieć, ile wcześniej dni musiałeś non stop pić.

– Dwa dni? – Powtórzyłem głucho ze skruchą.

– Tak, dwa dni! – Fuknęła, lecz widziałem, jak się cała gotuje ze złości.

– Przepraszam – jęknąłem. Było mi naprawdę głupio, że widziała mnie w tym stanie.

– Nie masz mnie za co przepraszać! – Wrzasnęła. – Zobacz, coś ty ze sobą zrobił! Zobacz, jak ty wyglądasz! – Krzyczała. Przestała nad sobą panować i wyrzucała z siebie słowa raz za razem. – Gdzie jest ten pewny siebie, potężny mężczyzna, którego pokochałam?! Gdzie ten zadbany romantyk, który pokazywał mi gwiazdy na niebie?! Gdzie ten dumny lew, który kochał się ze mną ponad koronami drzew?! Gdzie się podział ten człowiek, co?!

– Zabiłaś go! – Nie wytrzymałem i wrzasnąłem na całe gardło, czego szybko pożałowałem. Nie zdążyłem jeszcze dokończyć, gdy poczułem na poliku wymierzony we mnie cios. Uderzyła pewnie i z całej siły, bo od razu poczułem, jak płonie mi twarz. Była to ostatnia rzecz, jakiej mogłem się spodziewać. Z wrażenia aż brakło mi tchu. Ona również, choć jeszcze trzęsąca się ze złości, zaskoczona była swoją gwałtowną reakcją. Stała przede mną, ciężko dysząc, a w jej bursztynowych oczach zalśniły łzy. Gdy pierwsza z nich uwolniła się spod powieki i popłynęła po jej twarzy, Annie obróciła się na pięcie i zniknęła w środku domu. Stałem zszokowany i chociaż to ona mnie uderzyła, zupełnie bezpodstawnie, to ja czułem się winny. Zawsze, gdy widziałem, jak płacze, rozpadałem się na miliony kawałków.

Stała w kuchni z opuszczoną głową, opierając się dłońmi o blat stołu i cicho płakała. Podszedłem do niej, chciałem przytulić, ale moje ciało odmówiło posłuszeństwa.

– Przepraszam – wychlipała i spojrzała na mnie ze skruchą swymi mokrymi bursztynami.

– Nie zasłużyłem sobie na to. – Czułem, że głos mi drży.

– Zasłużyłeś. – Spojrzała na mnie butnie. – Za to, co ze sobą zrobiłeś. Powinnam przełożyć cię przez kolano i porządnie zlać – dodała dziarsko.

– Spróbuj, może podziała. – Uśmiechnąłem się do niej blado. Uwielbiałem w niej tę butę, gdy zaciskała ze złości zęby i patrzyła na mnie wyzywająco. Była wówczas taka władcza, a taka krucha zarazem. Podniecało mnie to, a poza tym samo wspomnienie klapsów przypominało mi o naszym dzikim seksie w altanie. Czułem, jak napięcie opuszcza moje ciało. Nie potrafiłem się na nią gniewać.

– Uważaj, o co prosisz – syknęła zaczepnie i zarzuciła mi ręce na szyję. Przez chwilę staliśmy tak, mierząc się spojrzeniem, lecz im dłużej patrzyłem w te bursztyny, tym coraz większą ochotę miałem ją pocałować. Nie zdążyłem jednak tego zrobić, gdy wtuliła się w mnie i wplotła swoje zgrabne palce w moje włosy. Jęknąłem cicho i mocno przytuliłem. Znowu trzymałem ją w swych ramionach, a ona wprost w nich tonęła. Była taka drobna, że gdybym ścisnął ją mocniej, mógłbym ją zgnieść. Z twarzą zanurzoną w blond lokach, tuliłem ją do swego serca, które biło teraz jak oszalałe. Jej włosy jak zawsze pachniały cytrusami, a pod wargami poczułem smukłą szyję. Delikatnie musnąłem ją, na co cicho westchnęła i przywarła do mnie jeszcze mocniej. Staliśmy tak chwilę, tuląc się do siebie, jak gdyby nigdy nic. Miałem milion pytań, milion wątpliwości, które w jednej chwili prysły jak bańka mydlana.

– Pogadamy? – Spytała łagodnie, gdy odsunęła się ode mnie. – Ale szczerze i na spokojnie – dodała.

Nie byłem pewien, czy jestem na to gotowy i czy chcę usłyszeć, co ma mi do powiedzenia, ale wiedziałem, że od tego nie ucieknę. Może nawet lepiej szybciej niż później, zanim kolejny raz będę miał nadzieję. Nie potrafiłem jej jednak nic odpowiedzieć, więc tylko skinąłem głową i zaprowadziłem do salonu. Usiadłem na kanapie czekając na pierwsze słowa jak na wyrok. Ona jednak milczała i nerwowo kręciła się przy kominku. W końcu usiadła naprzeciwko mnie i spojrzała mi prosto w oczy. Wpatrywała się we mnie intensywnie i milczała, jakby ważyła słowa, które ma za chwilę wypowiedzieć.

– Mów prosto z mostu. – Nie wytrzymałem i odezwałem się pierwszy.

– Pamiętasz nasze ostatnie spotkanie w Żychlinie, a właściwie pożegnanie?

– Jakże mógłbym zapomnieć – odparłem. Co jak co, ale tej chwili nie zapomnę chyba do końca życia. To właśnie w tamtym momencie pozwoliłem jej odejść. Nie naciskałem, nie prosiłem, by została, lecz wprost kazałem podążać za marzeniami. I wówczas ją straciłem.

– A pamiętasz, co mi obiecałeś? – Spytała tajemniczo. Zastanawiałem się chwilę i próbowałem sobie przypomnieć każde wypowiedziane wówczas zdanie, ale nie bardzo wiedziałem, o co dokładnie pyta.

– Że spotkamy się na premierze filmu – dodała, widząc moją konsternację.

Próbowałem zachować spokój, ale podświadomie czułem, że zbliżamy się niebezpiecznie do puenty tego spotkania. Miałem wrażenie, że zaraz usłyszę o tym, jaka jest szczęśliwa z Danielem, że przyjechała po moje błogosławieństwo lub też nie, i zaraz zniknie tak szybko, jak się nagle pojawiła. Patrzyłem na nią przerażonym wzrokiem, ale miałem nadzieję, że zza okularów, które miałem na nosie, nie było tego widać.

– Nie pojawiłeś się – stwierdziła z żalem w głosie.

– Byłem, ale krótko – odparłem.

– Dlaczego więc...

– Nie podszedłem, bo byłaś zajęta – wyjaśniłem szybko. – Poza tym, nie byłaś sama. Nie chciałem przeszkadzać – dodałem. Pragnąłem zamknąć ten temat i mieć go za sobą, choć nie było to dla mnie łatwe.

– Prawda, przyszłam z Danielem, ale mogłeś chociaż się ze mną przywitać – odparła z pretensją.

– Nie chciałem stawiać cię w niezręcznej sytuacji – wyszeptałem i przeczesałem dłonią włosy.

– Słucham? – Spytała zaskoczona.

– A jak to miało według ciebie wyglądać? Twój były, bo chyba za takiego mogę się uważać, i twój obecny podadzą sobie ręce? Może jeszcze mielibyśmy dyskutować ze sobą, jak to cudownie być z tobą w związku? – Nie wytrzymałem i wyrzuciłem z siebie wszystko, co leżało mi na sercu.

– O czym ty do cholery bredzisz?! – Warknęła.

– Widziałem was! Widziałem, jak cię obściskuje, całuje i przytula. Jaka byłaś zadowolona! – Krzyknąłem i wstałem, nie mogąc usiedzieć z nerwów. Zacząłem spacerować wzdłuż kominka w tę i we w tę, nerwowo przeczesując palcami brodę i włosy. Byłem za stary na takie wybuchy zazdrości, a jednocześnie czułem się oszukany i zdeptany.

– Ty myślisz, że Daniel i ja… że my jesteśmy razem? – Spytała radośnie, szeroko się uśmiechając.

– A nie jesteście?! – Warknąłem. Śmiała mi się prosto w twarz, a to było gorsze niż wymierzony wcześniej policzek.

– Nie! – Odparła stanowczo i podeszła do mnie. – Naprawdę myślałeś, że ja i on jesteśmy razem? – Spytała poważnie, patrząc mi głęboko w oczy.

– Tak – szepnąłem zdezorientowany. Stałem przed nią jak słup soli i czułem się jak skończony idiota.

– Dlatego się nie odzywałeś? – W jej głosie nadal było słychać zaskoczenie i niedowierzanie.

– Ty też nie zadzwoniłaś, nie napisałaś, a przyjechałaś dopiero po telefonie od Cate – odpowiedziałem z wyrzutem.

– Russell…. – jęknęła i przytuliła się do mnie. – Masz ochotę na kieliszek wina? – Spytała znienacka.

– Chyba nie powinienem więcej pić – odparłem zaskoczony jej propozycją.

– Jeden mały kieliszek – stwierdziła.

Poszedłem do kuchni po jej ulubione czerwone mołdawskie wino i korkociąg, a ona w tym czasie rozpaliła w kominku. Przyglądałem się jej, jak misternie układa klocki drewna i odrobinę ściółki do podpalenia, jak zapala zapałkę i wrzuca ją w sam środek tej konstrukcji, a gdy jasny blask ognia rozświetlił jej twarz, zrozumiałem, że naprawdę jest moim aniołem.

Usiedliśmy na kanapie przed kominkiem z kieliszkami wina w dłoniach. Powinniśmy dokończyć naszą rozmowę, lecz póki co oboje milczeliśmy. Wpatrywaliśmy się w trzaskający ogień, każde zatopione w swoich myślach. Miałem wrażenie, że Annie nie powie mi już nic więcej. Z jednej strony cieszyłem się, że ponownie mam ją obok siebie, a z drugiej trapiło mnie, dlaczego – jeśli nie była z Danielem – nie odzywała się do mnie.

– „Nie graj cynika na siłę. Mało Ci za to świat braw da. Nie mów, że wszystko w miłości już było, bo to nieprawda, nieprawda, nieprawda” – Wyrecytowała, przerywając nieznośną ciszę.

– Nie znam tych słów – odparłem szczerze zaskoczony.

– Bo to polska piosenka, ale musisz przyznać, że tekst jest fenomenalny. – Wytłumaczyła i spojrzała mi głęboko w oczy.

– Więc masz mnie za cynika? – Wychrypiałem i odwzajemniłem spojrzenie. W jej oczach odbijał się blask kominka, przez co te dwa bursztyny błyszczały niczym ogniste komety.

– Cholernego cynika – syknęła i zagryzła dolną wargę.

– Coś jeszcze? – Spytałem ochrypłym głosem i czułem, że dłużej nie dam rady się z nią siłować.

– „Więc przestań cedzić złe słowa i patrzeć wzrokiem ponurym. Dla Ciebie życie to knajpa portowa, a dla mnie ocean, ocean, ocean, ocean, ocean, ocean, na którym…” – zanuciła, nie spuszczając ze mnie wzroku. Tego było za wiele. Chwyciłem ją w pasie i rzuciłem na miękki dywan. Nie protestowała. Wręcz przeciwnie, zagryzała z premedytacją wargę.

– Na którym co? – Chrypnąłem, wisząc tuż nad nią.

– „Odkryjemy miłość nieznaną” – wydyszała pełna namiętności. Wiła się pode mną niecierpliwie, patrząc mi zaczepnie prosto w oczy, nie przestając zagryzać ust, a ja czułem, jak w spodniach rośnie moja męskość. Ściągnąłem koszulkę i rzuciłem się na Annie jak lew, obsypując pocałunkami. Pieściłem jej wydatne usta, łabędzią szyję i schodziłem niżej, aż do piersi. Jej ciało na zmianę parzyło mnie i ziębiło. Jednym ruchem zdarłem z niej bluzkę i ze zdumieniem odkryłem, że nie ma na sobie stanika. Wsunąłem jej ręce pod plecy, delikatnie ją podnosząc i zanurzyłem twarz w jej biuście. Kręciłem powoli językiem między sutkami, delikatnie ssąc brodawki, a ona wyginała ciało, zapraszając po więcej. Wiła się pode mną z rozkoszy, co podniecało mnie jeszcze bardziej, a gdy zatopiła paznokcie w moich ramionach i przejechała nimi po całych plecach, aż do nasady spodni, myślałem, że eksploduję. Zdarłem z niej szorty i z jeszcze większym zdumieniem zauważyłem, że dzisiaj nie ma na sobie w ogóle bielizny. To było wystarczające zaproszenie. Jednym ruchem rozpiąłem rozporek i zanurzyłem się w niej. Boże… jak mi tego brakowało! Jak mi jej brakowało! Gdy tylko w nią wszedłem, jęknęła z rozkoszy i nabiła się jeszcze mocniej. Spojrzała na mnie wyzywająco, zagryzła wargę i ponownie wbiła we mnie paznokcie. Jedną ręką złapała mnie za włosy, a drugą rozpoczęła powolną torturę na moich barkach. Wbijała w nie swoje szpony i zjeżdżała nimi powoli ku dołowi. Miałem wrażenie, że kroi nimi moje ciało kawałek po kawałku, choć muszę przyznać, że sprawiało mi to rozkoszny ból. Nabijałem ją na siebie z całej siły raz za razem, a ona wiła się pode mną. Kiedy jednak pociągnęła mnie do tyłu za włosy, a następnie obie dłonie wbiła w moje pośladki, eksplodowałem. Szczytowałem raz za razem, drżąc z podniecenia, a ona wraz ze mną, krzycząc prosto w moje usta. Pocałowałem ją jeszcze namiętnie, po czym opadłem bez sił obok. Tygodnie picia zrobiły swoje. Kondycja zupełnie mnie opuściła. Leżałem teraz przy jej pięknym ciele, z trudem łapiąc powietrze, i modliłem się, by nie dostać zawału.