Any Border Tom II - Gabriela L. Orione - ebook + audiobook

Any Border Tom II ebook i audiobook

Gabriela L. Orione

4,7

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Miłość nie zna granic, a prawdziwe szczęście niejedno ma imię.

Włoski temperament, tak jak miłość, nie zna granic. A co się wydarzy, jeśli życie napisze scenariusz, w którym to my sami znajdziemy się na granicy?
Anastazja otwiera przed Giorgiem drzwi do świata wolnego od stereotypów. Dzięki Polce Włoch postanawia odrzucić konserwatywną rodzinną tradycję, w której dorastał. W jaki sposób nieplanowane rodzicielstwo wpłynie na związek temperamentnego Sycylijczyka i dziewczyny, która już raz poniosła klęskę w małżeństwie?
Druga część Any Border to pełna namiętności, poruszająca historia o tym, jak trudno jest dotrzymać danego słowa, a jak łatwo złamać własne zasady. Ale… czy zmiana zasad zawsze musi oznaczać coś złego?

Przymknął oczy i zaciągnął się głęboko ciepłym powietrzem, które miało dla niego zawsze ten sam zapach słodkich pomarańczy. Po dłuższej chwili milczenia wskazał na okolicę rozpościerającą się u podnóża rezydencji. – To moja ziemia, tu się urodziłem. – Kocham cię, maleńka – szepnął. – Dziękuję, że jesteś – dodał. – Jesteście. Tu ze mną – poprawił się, kierując swoje dłonie na brzuch Anastazji, i pogłaskał go delikatnie.
– Ja też cię kocham, Giorgio – odpowiedziała. – Dzięki tobie zaczęłam wierzyć w bajki.


To historia o tym, że los bywa przewrotny, jednak zawsze na końcu wychodzi słońce. Nie do odłożenia!
Aga @mrscherrylady

Gabriela L. Orione
Urodziła się w Warszawie. Ukończyła animację społeczno-kulturalną i politykę oświatową na Uniwersytecie Warszawskim. Pracuje w branży transportowej. Zdominowana męskim światem – jest szczęśliwą żoną i mamą trzech chłopców – pisze o kobietach dla kobiet w taki sposób, by każda Czytelniczka odnalazła w głównej bohaterce część siebie. Pasjonuje się stosunkami międzynarodowymi i zdrowym odżywianiem. Uwielbia kawę i wieczorny jogging. Publikuje pod pseudonimem.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 412

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 9 godz. 41 min

Lektor: Postrzygacz Agnieszka
Oceny
4,7 (67 ocen)
56
7
2
2
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
JustkaZ

Nie oderwiesz się od lektury

ksiazka jest wciągająca, wyciskacz łez, wartka akcja i ciekawe niespodziewane zwroty wydarzeń sprawiają, że książkę czyta się z przyjemnością. Idealna dla miłośników ksiazek o tematyce miłości.
10
Bozena_1952

Nie oderwiesz się od lektury

Historia jedyna w swoim rodzaju, przez co interesująca i mimo smutnych momentów z happy endem ❤️
10
favolka

Nie oderwiesz się od lektury

Oj zagrała autorka na moich uczuciach... nie myślałam że po nadziei z pierwszej części, z drugiej pozostanie głównie tęsknota. I choć Any znajdzie swoje szczęście... to mnie jednak po przeczytaniu ostatniej strony kogoś wyjatkowo brakuje 😌
10
myRed

Nie oderwiesz się od lektury

Mimo smutnych momentów , historia z happy endem ♥️
00
Nie_statystyczna

Nie oderwiesz się od lektury

Ja w to nie wierzę! Chciałam rzucić książka (a raczej telefonem) żeby za moment przejść do ciekawości i ostatniej strony. a jeszcze później płakać aby na koniec czuć zadowolenie...
00

Popularność




KSIĄŻKĘ TĘ DEDYKUJĘ WSZYSTKIM, KTÓRZY STOJĄC ZA STERAMI SWOJEGO OKRĘTU,

***

Wiedziałem, że kiedyś nadejdzie ten moment, ale nie spodziewałem się, że nastąpi to tak szybko. Zamknęła oczy dokładnie tak samo, jak zamykała je zawsze przed snem. Jeszcze tak niedawno leżeliśmy szczęśliwi w miękkiej pościeli naszego łóżka, wpatrując się z miłością w swoje twarze.

Siedziałem i patrzyłem na nią, zaciskając jej drobną rękę w swoich dłoniach. Z pełnej życia istoty stała się wiotka i ulotna, tak jak nasze uczucia, które z premedytacją próbowałem pchnąć w ślad za nią. Nie potrzebowałem ich już, nie chciałem, żeby we mnie były. Mój wewnętrzny gniew siłą próbował je przepędzić. O losie, jaki jesteś kurewsko bezwzględny, myślałem, a oczy zachodziły mi kurtynami łez. Stawiasz na naszej drodze człowieka, uczysz miłości i odpowiedzialności, po czym tłuczesz nasz poukładany świat na drobne kawałki i liczysz, że się pozbieramy. A w dupie mam takie życie!

Puściłem jej rękę, otarłem łzy i wstałem. W dupie mam takie życie, słyszysz?! – wykrzyczałem do nieistniejącego odbiorcy. Moje myśli odbijały się echem w pustej głowie, w tej chwili nie było w niej nic. Krew buzowała pragnieniem zemsty, serce wyło zaciśnięte cierniowym wieńcem, a ciało coraz silniej przenikały pustka i samotność. Uczucia, których nawet mocno próbując, nie można sobie wyobrazić. Jej odejście było jak śmiertelny cios, który unicestwił we mnie resztkę tego, co zostało po drodze krzyżowej rozpoczętej wspólnie kilka miesięcy temu. Ten piękny letni poranek, kiedy przyszła do mnie blada, a na jej zroszonej potem twarzy malowało się przerażenie, był początkiem końca.

– Wyczułam guz… guz na piersi. Mam guza – wydukała drżącym głosem i nim zdążyłem chwycić ją w ramiona, osunęła się po ścianie i zemdlała.

Krajowy Rejestr Nowotworów donosi, że: „Rak piersi jest najczęściej występującym nowotworem złośliwym u kobiet. Stanowi około 23% wszystkich zachorowań z powodu nowotworów złośliwych u kobiet i około 14% zgonów z tego powodu. Szacuje się, że rocznie raka piersi rozpoznaje się u 1,5 miliona kobiet na całym świecie, a około 400 tysięcy umiera z tego powodu. Jest to najczęstszy nowotwór złośliwy wśród mieszkanek krajów wysoko cywilizowanych (…). Szacuje się, że w krajach wysoko rozwiniętych jedna na osiem kobiet może zachorować na raka piersi”.

DLATEGO TAK SZALENIE ISTOTNA JEST PROFILAKTYKA!

„Mammograficzne badanie przesiewowe ma na celu wykrycie nowotworu we wczesnym etapie rozwoju. Dzięki prześwietlaniu tkanek piersi promieniami rentgenowskimi można znaleźć nieprawidłowości, zanim będzie je można wyczuć lub zobaczyć. Leczenie niezaawansowanego stadium jest skuteczniejsze i tańsze niż bardziej zaawansowanej choroby. Wychwycenie w porę groźnych zmian daje pacjentkom ponad 90% szans przeżycia kolejnych 5 lat po diagnozie”.

Źródło: onkologia.org.pl.

I.

– Będziemy mieli dziecko – powiedział cicho, przenosząc wzrok ze swoich mokasynów ku niebu. Przymknął oczy, odchylając głowę do tyłu.

Dziewczyna stanęła obok, opierając się pośladkami o lśniącą w słońcu karoserię samochodu. Przełknęła głośno ślinę i utkwiła spojrzenie w betonowej płycie chodnika, po której długim korowodem wędrowały czarne mrówki. Caruso sięgnął po papierosa, którego z paczki wyciągnął wargami, i jedynie trzymał go w ustach.

– Nie zapalisz? – szepnęła zduszonym głosem, chcąc przerwać nieznośną ciszę.

– Nie, nie chcę palić… – zaczął. – Nie chcę palić przy dziecku – dodał, ujmując palcami papierosa jak do strzepnięcia popiołu, po czym wykonał gest, jakby zaciągał się nim powtórnie.

– Giorgio, to dziecko… Ja nie jestem gotowa, żeby znowu być w ciąży – wymamrotała, chociaż nie była do końca pewna, co dokładnie chciała powiedzieć. Rozsądne ułożenie myśli w irracjonalnej sytuacji, w której tkwili, nie było możliwe. Za wszelką cenę starała się udźwignąć obezwładniające ją poczucie winy.

– Jakie to ma teraz znaczenie? Już w niej jesteś – rzucił oschle, nie patrząc w jej stronę.

Nie chciała, żeby milczał, ale każde jego słowo wypowiadane w ten sposób paliło jej serce. Każda myśl o ciąży, mimo początkowego entuzjazmu, którego przez ułamek sekundy doświadczyła w gabinecie, powodowała tępy ból głowy. Wiedziała, że nie może mu wprost powiedzieć, że nie chce tego dziecka. Zresztą w tym momencie sama nie była pewna, czego chce, a czego nie chce. Wewnętrznie była kompletnie rozdarta i pełna sprzeczności. Gdyby mogła cofnąć czas, kazałaby mu się zabezpieczać. Jak mogła być tak naiwna? Miała nadzieję, że to on jej powie, że musi usunąć ciążę, i będzie mogła obarczyć go całą odpowiedzialnością, zrzucając z siebie ciężar podejmowania decyzji. Była przeciwna podobnym rozwiązaniom, ale obecnie na poważnie brała pod uwagę aborcję. W zaistniałej sytuacji, kiedy jeszcze się nie rozwiodła i była w relacji z żonatym mężczyzną. Każde wyjście było złe.

– Wsiadaj – powiedział, otwierając pilotem samochód, i podszedł do pobliskiego śmietnika z niewypalonym papierosem. Wyrzucił go. – Tu, na parkingu pod szpitalem i tak nic nie wymyślimy – dodał, widząc, że nie drgnęła. – Any! Do auta. – Zbliżył się do niej. Dziewczyna uniosła głowę i zmierzyła się z jego spojrzeniem.

– Giorgio, to kompletnie nieodpowiedzialne, dziecko w naszym układzie – powiedziała, nie spuszczając wzroku z twarzy Włocha.

Nie potrafiła niczego odczytać z jego pociemniałych oczu. Pierwszy raz nie widziała w nich ani szczęścia, ani złości, ani nawet obojętności. Może zwyczajnie, uwięziona w strachu, straciła umiejętność dostrzegania i interpretowania emocji u innych. O swoich nie wspominając. Bezskutecznie próbowała je uspokoić, opanować i posegregować tak, żeby w racjonalny sposób stanąć oko w oko z problemem. Jej uczucia, te pozytywne, przenikały panika i przerażenie. Poza kiełkującym w sobie życiem czuła, jakby połknęła jo-jo, którego sznurek trzymał między palcami ktoś obcy. Zabawka puszczana z impetem spadała ostro w dół, powodując ukłucie na wysokości żołądka, po czym rozszarpując na kawałki serce silnym uderzeniem, wracała w górę do rozbitych w głowie myśli tylko po to, żeby chwilę później znowu polecieć w dół.

– Nieodpowiedzialne było, że nie używaliśmy dodatkowego zabezpieczenia, a dziecko jest tego konsekwencją. – Westchnął i sięgnął do kieszeni marynarki po irytująco dzwoniący od dłuższego czasu telefon. – Cazzo![1] – warknął pod nosem i odrzucił połączenie przychodzące.

– Boże, jak ja mogłam być taka beztroska? – zapytała samą siebie po polsku, zajmując miejsce pasażera i chowając bladą twarz w drżące dłonie. Ze wszystkich sił walczyła ze łzami cisnącymi się do oczu. Czuła pieczenie przełyku, łomot serca, supeł nad żołądkiem i ból zaczynający się na wysokości macicy, promieniujący w stronę ud.

– Podobno i mądrzy ludzie czasem się wygłupiają – powiedział zdawkowo, patrząc przed siebie. Zacisnął dłonie na kierownicy i oparł o nią czoło.

Dziewczyna czuła, jakby opuściła swoje ciało i przyglądała się całej sytuacji z boku. Z przejęciem i przyśpieszonym oddechem zastanawiała się, jak rozegrają ją podglądani bohaterowie. Problem polegał na tym, że nie była jedynie przejętą obserwatorką, a pierwszoplanową postacią i nędzną reżyserką w jednej osobie. Przecież to nie mogła być prawda, tylko jakaś cholerna fantasmagoria, ona nie mogła być w ciąży. Może jest inne wytłumaczenie? Te wyniki to zapewne mało śmieszny żart i mistyfikacja. Brała tabletki, nigdy nie miała regularnych menstruacji, a pigułki do tej pory spełniały swoją funkcję bez zastrzeżeń. Tylko z iloma partnerami poza swoim mężem, z którym nie uprawiała seksu od urodzenia chłopców, sypiała bez prezerwatywy? Z żadnym. Dlaczego tu, we Włoszech, pozwoliła sobie na zachowania poziomem sięgające zachowań przygłupiej nastolatki?

– Giorgio, przepraszam cię, ja usunę to dziecko – powiedziała i wybuchła płaczem.

Pośpiesznie złapała za klamkę w drzwiach, wysiadła z samochodu i ruszyła w stronę ławki znajdującej się przed wejściem do szpitalnego parku. Miała wrażenie, że stąpa po ziemi, która drży jej pod nogami. Czuła się jak w lunatycznym śnie, a słowa „usunę dziecko” dudniły jej w uszach. Serce kruszyło się na milion drobnych kawałków. Nigdy nie sądziła, że stanie twarzą w twarz z problemem przerywania ciąży. Zawsze szanowała życie i skłonna była raczej twierdzić, że w sytuacji konieczności dokonania podobnego wyboru nie potrafiłaby się zdecydować na ruch w tę stronę. Tymczasem słowną decyzję podjęła ze zdecydowaną łatwością. Spotęgowało to niesmak, jaki do siebie odczuwała – w końcu chodziło o życie.

Caruso wysiadł za dziewczyną i oparł się o poręcz ławki, na której siedziała z podciągniętymi pod brodę kolanami. Nie chciała, żeby widział, jak płacze, nie chciała, żeby był blisko. W tym momencie pragnęła jedynie cofnąć czas…

– Any, powtórzę się: podobno i mądrzy ludzie czasem się wygłupiają, co nie znaczy, że robią to często. Poza tym w każdej odbiegającej od standardowej sytuacji, w której się znajdziemy, należy spróbować znaleźć pozytywne aspekty. – Przywołał swoje słowa spokojnym tonem, krzyżując ręce na piersi i zerkając ukradkiem w jej stronę. – Oczywiście uszanuję każdą twoją decyzję i chcę, żebyś wiedziała, że będziesz mieć moje wsparcie. – Westchnął, przeczesując dłońmi włosy. – Nie ukrywam, że dziecka nie planowałem. Podobnie jak kilka miesięcy temu nie planowałem ciebie, ale jesteś – dodał po chwili. – W ostatnim czasie bardzo dużo się zmieniło i nie uważam, żeby to były złe zmiany – kontynuował. – Nie łatwo mi się o tym mówi, ale chcę tylko, żebyś wiedziała, że…

Border przekręciła głowę i spojrzała w jego kierunku.

– Uważam, że powinniśmy spróbować dać szansę naszej przyszłości.

– Giorgio, ale dziecko? Zresztą sam wiesz, że to nie jest interes, z którego można się w każdym momencie wycofać – powiedziała. Sięgnęła do torebki w poszukiwaniu chusteczek.

– Dlaczego myślisz, że mógłbym się od niego odwrócić? – zapytał, wyciągając opakowanie własnych z wewnętrznej kieszeni marynarki, i podał je dziewczynie.

– Byłam naocznym świadkiem takiej historii – westchnęła, ocierając łzy.

– Any, nigdy w życiu. Gdyby tylko Andrea czegokolwiek potrzebował, nie odmówiłbym. To on uciekł, nie próbując podjąć ze mną żadnego dialogu – wytłumaczył.

– W tym temacie, Giorgio, nie było z tobą dialogu – podsumowała oskarżycielskim tonem.

– Zaczynasz być niesprawiedliwa – uniósł się.

– Wygląda, jakbyś próbował przekonać mnie do dziecka. Ja się tego zwyczajnie boję – wyszeptała i zaczęła ponownie głośno szlochać. – To nie tak miało być. Ja nie chcę musieć być znowu za kogoś odpowiedzialna, skoro nie potrafię być odpowiedzialna za samą siebie. Mam synów z facetem, który kiedy tylko się pojawili, uciekł, zostawiając mnie samą. Fizycznie i psychicznie byłam wykończona i musiałam prowadzić walkę o to, żeby o własnych siłach utrzymać się na powierzchni – ciągnęła rozżalona.

– Any, ale ja nie planuję zostawić ani ciebie, ani żadnego z twoich dzieci. Nigdzie nie ucieknę – powiedział, siadając obok dziewczyny i przytulając jej głowę do swojej klatki piersiowej. On też się bał. Romans przeradzający się w obiecujący związek to jednak coś zupełnie innego niż ciąża i rodzicielstwo. Tylko czy to coś między nimi zmieni? Szalał na jej punkcie, była centrum jego wszechświata, tego był pewien. Myślał o tym, poszukując wewnętrznego spokoju. – Nie planowałem tego, co się między nami narodziło. Od ponad dwudziestu lat nie przeszło mi przez myśl, że mógłbym mieć kolejne dziecko, a jednak wydarzyło się – zawiesił na moment głos – i chcę, żebyś również wiedziała, że nie cofnąłbym czasu. Niczego nie żałuję i niczego bym nie zmienił – powiedział, po czym przyklęknął przed dziewczyną i wziął jej twarz w swoje dłonie.

– Giorgio, ale to – przyłożyła ręce do brzucha – jest życie, my możemy z siebie w każdym momencie zrezygnować, trochę pochorować. – Jak ostatnio, dodała w myślach. – A finalnie mieć bagaż przyjemnych wspomnień. Ja noszę w sobie człowieka, za którego będziemy musieli być współodpowiedzialni już zawsze.

Nie ufa mi, pomyślał, mrużąc oczy.

– Any, jeżeli zaszłaś w ciążę, biorąc tabletki, widać tak właśnie miało być. – Caruso nigdy nie ulegał wierze w siły wyższe, przeznaczenie i tym podobne. Jedyną siłą kierującą jego życiem była tradycja, którą ostatecznie dzięki dziewczynie postanowił zażegnać. – Jeszcze jakiś czas temu pewnie nie brałbym pod uwagę takiej możliwości, ale skoro jesteś w ciąży, to może zróbmy wszystko, żeby maleństwo przyszło na świat… – kontynuował, ale ona nie potrafiła zrozumieć wypowiadanych przez niego słów.

Aprobata obecnej sytuacji wydawała się jej zupełnie sprzeczna z hedonistycznym obrazem Giorgia, który przecież uwielbiał się bawić. Nie była w stanie wyobrazić go sobie w roli ojca zmieniającego pieluchy i wstającego w nocy. Przed chwilą rozbił jedną rodzinę, w której nieuczciwie tkwił od niemal trzydziestu lat.

– Nie wiem, czy mówisz poważnie, ale proszę, nie żartuj sobie, to nie jest ani czas, ani miejsce – szeptała przez łzy.

– Dlaczego miałbym żartować? Rozumiem, że od kilku miesięcy jesteśmy jedynie parą kochanków, ale skoro obydwoje się rozwodzimy, to może jest to odpowiedni moment na próbę wspólnej przyszłości.

– Nie, to niemożliwe, to się nie dzieje naprawdę – mówiła łamiącym się głosem. Kolejny raz życie fundowało jej niespodziewany zwrot akcji. Targana skrajnymi emocjami nie potrafiła złapać równowagi.

– Mam cię uszczypnąć? – zapytał, konsekwentnie obierając kierunek zmierzający do próby przekonania Polki, że gotów jest w pełni świadomie stworzyć z nią poważny związek. Gdzieś w głębi ducha czuł niepewność i lęk. Nie miał dwudziestu lat, ale zaraz obok przejęcia czuł kiełkujące w nim szczęście.

– Giorgio, wyobrażasz sobie miny wszystkich gości, którzy za rok pojawią się w Montecatini i zobaczą cię z niemowlakiem na rękach? – zapytała, starając się uspokoić oddech.

– Pomyślą, że doczekałem się wnuka. – Zaśmiał się.

– Sam widzisz, że to trochę absurdalne. – Pociągnęła nosem.

– Any, sytuacja faktycznie jest aż niewiarygodna, ale jesteś doskonałą matką, a ja właśnie dostaję szansę, żeby stać się ponownie ojcem, którym wcześniej nigdy nie byłem. Andreę wychowywały Valentina z Laurą i sztab obcych mi ludzi. Nie uczestniczyłem w jego pierwszych słowach i krokach. Dopiero kiedy stał się pełnoletni, uświadomiłem sobie, ile straciłem.

– Jego pełnoletność również z premedytacją przegapiłeś – rzuciła.

– Any, dorastałem w mało liberalnej społeczności – tłumaczył się.

– Giorgio, mamy XXI wiek, a we Włoszech panują demokracja i wolność wyboru. – Nie odpuszczała.

– Wszystko, o czym mówisz, to stany umysłu. Niełatwo jest zażegnać ducha, w którym się dorasta. Mnie wychowywała moja rodzina, a nie państwo – odpierał atak. – Jak widzisz, uporządkowałem większość spraw, również tych światopoglądowych – dodał nad wyraz poważnie.

– Boję się, Giorgio. – Spojrzała na mężczyznę.

– Any, życie trzeba brać jak byka za rogi, bez obaw. Jesteś jedną z najodważniejszych kobiet, jakie poznałem. Podjęłaś ryzyko wejścia w relację ze mną, zmieniłaś mnie. Czego się boisz?

– Tego, że to wszystko, co się dzieje, będzie kolejną mydlaną bańką w moim życiu, po której pęknięciu nie będę potrafiła się pozbierać.

– Any, nie chcę składać obietnic, ale może spróbujmy podjąć wspólne ryzyko. Poukładać to, co się dzieje, nadać temu prawdziwy sens – mówił. – Nie myślałaś nigdy o stworzeniu ze mną poważnego związku? Nie zastanawiałaś się, jak by to było?

– Kiedy? Znamy się zaledwie kilka miesięcy. – Spojrzała na Włocha wymownie.

Przed powrotem z Sycylii omijała wprawdzie temat zbliżającego się końca kontraktu, tym bardziej bolała ją jego propozycja o przygaszeniu emocjonalnego zaangażowania na rzecz zwykłych spotkań i seksu. Chciała, żeby czas stanął w miejscu, a ich wspólne chwile trwały wiecznie. On to tak brutalnie przerwał, studząc jej entuzjazm i przypominając, że mieli jedynie zaspokajać wzajemnie swoje potrzeby, a wszelkie inne koncepcje były bez przyszłości. Kiedy jednak wrócił, wywracając ponownie cały jej świat do góry nogami, brakło jej czasu na rozmyślanie. Miała na swoim koncie nieudany projekt budowania rodziny i nie wniósł on niczego dobrego do jej życia, poza bliźniakami oczywiście. Właśnie – czy była gotowa na kolejne dziecko, z którym być może kiedyś również zostanie sama?

– No dobra, tak, przed chwilą – parsknęła – ale obraz jest raczej mglisty niż wyraźny. – Spochmurniała jeszcze bardziej. – Giorgio, my się nie znamy. Nie mieszkaliśmy do tej pory wspólnie. Twoje fizyczne zainteresowanie moją osobą spadnie do poziomu minus, jak spuchnę pod koniec ciąży jak hipopotam. Skąd wiesz, czy nie będzie cię doprowadzało do szału, że myjąc zęby, chodzę po całym domu? Nie prasuję bielizny, cierpię na bezsenność i nienawidzę wstawać bladym świtem – wyliczała.

– Nie poznałem dotychczas człowieka bez wad, Any, a twoja natura nie wydaje mi się bardzo skomplikowana i skrajnie zła. Nie należysz do materialistycznych intrygantek, nie jesteś obciążona nałogami. Masz jasno określony światopogląd i twardy charakter, który imponuje mi na tyle, że chodzenie ze szczoteczką po domu nie przysłoni mi tego, za co cię pokochałem. Nieprasowana bielizna – zaśmiał się. Nigdy w życiu nie widział Valentiny z żelazkiem, nie był pewien, czy ona ma pojęcie, jak się w ogóle używa podobnych sprzętów.

– Wiesz, w naszym hipotetycznym wspólnym domu najważniejsze jest to, że ja nie będę w nim sama. Ja mam dwójkę małych dzieci, którym nie mogę fundować przelotnych związków. One potrzebują stabilizacji i miłości. Wychowują się bez ojca, a zależy mi na tym, żeby kiedyś stworzyły swoje własne, pełne i szczęśliwe rodziny. Nie wiem, czy pojawienie się rodzeństwa nie spowoduje, że zaniedbam chłopców. – Westchnęła.

– Twoje bliźniaki, od czasu pobytu w górach, uświadomiły mi, jak wiele straciłem, nie będąc częścią dzieciństwa Andiego. – Odchrząknął. Faktycznie od dłuższego czasu często się nad tym zastanawiał i bardzo żałował, że nie było go przy synu, kiedy ten był mały. – Nie chcę zastąpić im ojca, ale jeżeli pozwolisz, chętnie stanę się męskim pierwiastkiem ich świata – powiedział, biorąc dziewczynę za ręce. – Mała, od kilku miesięcy uprawiamy wspólne szaleństwo i powiem ci, że nigdy w życiu nie byłem tak szczęśliwy jak teraz. – Pocałował jej dłonie.

– I jako dorosły, odpowiedzialny i świadomy mężczyzna jesteś pewien, że chcesz to kontynuować? – zapytała.

– Brzmi to co najmniej jak przysięga małżeńska – zażartował.

– Tylko od tego nie będzie odwrotu, więc zastanów się poważnie.

– Czuję się trochę, jakbym dostał od życia drugą szansę. Uwierz mi, że bardzo chciałbym ją wykorzystać – odpowiedział pewnie.

– Jakoś nie mogę pogodzić się z myślą, że możemy być rodzicami, nie pasuje mi to do naszego układu – mówiła, starając się na próżno znaleźć w sobie przekonanie o słuszności takiej decyzji.

– To już nie będzie układ, Any, to będzie poważny związek, relacja, prawdziwa rodzina.

Wstał i się wyprostował. Władczo przyciągnął Anastazję do siebie. Patrzył w jej zimne i zagubione oczy, które uwielbiał do szaleństwa. Wiedział doskonale, że nie będzie namawiał jej do usunięcia ciąży. Był gotów zrobić wszystko, żeby ich wspólne życie było od tej pory inne od tego, do którego był przyzwyczajony. Całym sobą czuł, że pragnie stworzyć z nią szczęśliwy dom.

– Kocham cię, Any – powiedział, delikatnie ją całując. Niepewnie odwzajemniła pocałunek. – Będziemy mieli dziecko – wyszeptał, biorąc powtórnie jej twarz w swoje dłonie. Jego czarne oczy, skupione na jej zagubionej twarzy, lśniły nieznajomym jej do tej pory blaskiem.

Uśmiechnęła się niewinnie. Potrzebowała czasu, żeby się z tą myślą oswoić, ale dzięki zachowaniu mężczyzny od środka czuła obejmujące ją ciepło. Działał na nią jak środek uspokajający. Miała jego wsparcie, a to było w tym momencie najważniejsze.

Panującą ciszę przerwał głośny dzwonek telefonu dochodzący z samochodu. Cmoknęła Giorgia w usta, uwolniła z jego ramion i ruszyła w stronę auta.

– Chyba obowiązki o sobie przypominają. – Wskazała na telefon, tańczący po desce rozdzielczej, kiedy zajęli swoje miejsca w środku. – Poza tym ty chyba miałeś być na spotkaniu w związku ze szpitalem onkologicznym, a nie tu u mnie. – Z coraz pewniejszym uśmiechem zmierzyła go pytającym spojrzeniem, zapinając pas.

– Miałem, ale przeniosłem spotkanie, tłumacząc się sprawami osobistymi. Nikt nie protestował – wyjaśnił. – Ty natomiast – skierował palec wskazujący w stronę Any – już wczoraj wiedziałaś o ciąży i nic nie powiedziałaś – zarzucił jej, ściągając usta w wąską kreskę i mrużąc oczy.

– Wiedziałam, że beta hCG jest podwyższona, ale sama ciąża była dla mnie niemożliwa, więc zwyczajnie nie chciałam cię niepokoić. – Mówiąc to, puściła mu oko. Jej przyspieszony do tej pory oddech stawał się na nowo miarowy i lekki, a twarz coraz bardziej promienna.

– Umówmy się, że od teraz będziemy ze sobą zawsze szczerzy – zaproponował, sięgając po iPhone’a.

– Porca miseria[2], Marsella, miałem go odebrać z lotniska. – Wybrał numer przyjaciela. – Marsella?

Any pytająco zmarszczyła brwi.

– Nino – szepnął Giorgio w jej stronę. – Stary, zupełnie zapomniałem – tłumaczył się. – Jestem z Anastazją. Odwiozę ją do domu i zaraz po ciebie będę. – Wyciągnął kolejnego papierosa. Widać było, że chciał zapalić, ale uprzytomnił sobie, że nie powinien, więc grzecznie wyrzucił go do popielniczki.

– Marsella przyleciał na weekend, nie bardzo jest mi to obecnie na rękę. – Spojrzał na płaski brzuch dziewczyny, po czym z rozbawieniem popatrzył na jej twarz. Śledziła jego wzrok i również się uśmiechnęła, przyłapując go na poszukiwaniu krągłości.

– Ech, Giorgio, Nino Ninem, mi nie daje spokoju ród Carusów! – powiedziała, mimowolnie kładąc dłonie na brzuchu.

– Any, uwierz mi, że ród Carusów jest najmniejszym problemem. Tyle nietypowych historii ostatnio miało miejsce, że chyba faktycznie tylko my z Val zachowywaliśmy odrobinę przyzwoitości, grając do samego końca. – Parsknął na myśl o podwójnym życiu, jakie wiodą jego ciotki hipokrytki i obłudni wujowie, starając się pozostać kryształowymi w oczach innych. – Od zawsze cała nasza rodzina zasłaniała się tradycją, w której wszystko było zaplanowane, żeby z godnością i honorem przyjmować kolejne tytuły. Trochę jak awans w korporacji. Z Valentiną poznaliśmy się na kilka dni przed ślubem. Słyszałem o niej, owszem, czasem pisywaliśmy do siebie listy, ale nie pokochaliśmy się. Emocjonalnie związana była z Ricardem, moim dalekim kuzynem. Ja również długo nie potrafiłem określić, czy zdolny jestem do zaangażowania się w nasze małżeństwo.

– A Andrea wziął się z tego waszego braku emocjonalnego zaangażowania? – Spojrzała na Włocha wymownie. Zastanawiała się chwilę, czy sama potrafiłaby, kochając kogoś innego, spełnić rodzinne wymagania, wychodząc za mąż i rodząc dziecko człowiekowi, którego nie darzyła uczuciem.

– Andrea wziął się z ciekawości i buzujących hormonów. – Zaśmiał się głośno. – Valentina zaszła w ciążę w noc poślubną, w czasie której straciła dziewictwo. – Caruso spoważniał. Nigdy z nikim na ten temat nie rozmawiał. Wiedział, że dla osoby spoza ich środowiska taki związek miał prawo wydawać się niedorzeczny. W ich rodzinie i w wielu innych właśnie tak było. Od pokoleń funkcjonowały aranżowane małżeństwa, celem utrzymania nazwiska na wysokim poziomie czy zwiększenia majątków. – Może w którąś z kolejnych, nie wiem dokładnie, bo traktowała mnie jak swojego nauczyciela, ale nie było w tych zbliżeniach magii. Ona chciała doświadczać, a mi to pasowało. Od czasu kiedy okazało się, że jest w ciąży, nie sypialiśmy ze sobą więcej.

– Jaki to miało sens? – Any zmarszczyła czoło.

– Czysto praktyczny. Po narodzinach Andrei każde z nas żyło własnym życiem. Byliśmy fikcyjnym małżeństwem przez trzydzieści lat, ale nigdy się nad tym nie zastanawiałem. – Wzruszył ramionami.

– Nikt tego nie widział? – dociekała.

– Dla większości to było normalne. Miłość to wymysł nieszczęśliwych romantyków, kiedy to uwielbienie zdarza się tylko w towarzystwie cierpienia. Ewentualnie bardziej współczesna wersja mówi o organicznym związku chemicznym powodującym efekty podobne do narkotycznych. Szanującym się arystokratom dwudziestego pierwszego wieku nie przystoi ani miłosna udręka, ani uległość podobnym używkom. Nasza interpretacja miłości pochodzi z tego samego źródła co biznes. Jej genezą jest przyziemna potrzeba. – Westchnął. – Tylko Laura, ona jedyna od samego początku wiedziała i starała się znaleźć w tej nielogicznej sytuacji jakiś punkt zaczepienia. Skupiła się na Andrei, od okresu niemowlęctwa zajmowała się nim, ukrywając nasze poczynania, żeby dorastał w przeświadczeniu o jedności, miłości i sile w rodzinie – tłumaczył.

– I niczego nie podejrzewał?!

– Nie kłóciliśmy się z Val, każde z nas żyło własnym życiem. Zgodnie z planem Andy widział w nas kochającą się rodzinę i wzorowe małżeństwo. Do czasu, kiedy w trakcie corocznego zjazdu w Montecatini zaczęliśmy wspominać o Anabelli. Nawet ją poznał, ale okazało się, że ma inny pomysł na siebie. – Giorgio odchrząknął. – Brak akceptacji rodzinnej tradycji przez mojego pierworodnego syna spowodował bunt i we mnie. Nie kryłem się więcej aż tak bardzo z tym, że do łóżka niekoniecznie chodzę jedynie z jego matką. – Mówiąc to, kiwał głową na boki. Za każdym razem kiedy pod wpływem Anastazji rozkładał na czynniki pierwsze struktury funkcjonowania swojej rodziny, uzmysławiał sobie, w jak trywialnej sztuce osadzone jest życie rodu Carusów.

– Ale myślę, że podobne historie powinniśmy zostawić na inną okazję. Jesteśmy na miejscu. – Wskazał kamienicę, w której mieszkała. – Ja niestety muszę uciekać – powiedział, wysiadł z auta i podszedł do drzwi pasażera. Otworzył je i pomógł jej wysiąść.

– Zawsze już będziesz taki kulturalny? – zapytała kokieteryjnie, prostując się.

– Jestem i będę, obiecuję – potwierdził.

Pocałowała go. Matko, ja naprawdę jestem w nim zakochana po uszy. Jeżeli to działanie fenyloetyloaminy, to nie ma to dla mnie znaczenia, Nie jestem arystokratką, która powinna trzymać się z dala od używek. Ten narkotyczny stan jest dla mnie bajką, pomyślała. Może ciąża to szaleństwo, ale podskórnie czuję, że będziesz doskonałym tatusiem, panie Caruso. Przez chwilę przyglądała mu się w milczeniu, czując radośnie bijące serce.

– O czym tak myślisz, mała? – zapytał, ściągając brwi. Jej mina sugerowała, że przerażenie związane z nieplanowaną ciążą zostawiła pod szpitalem.

– O tobie, Giorgio – szepnęła mu do ucha, kąsając je delikatnie.

– Matko mojego dziecka – mruknął z zadowoleniem. – Nie prowokuj, muszę jechać po Nina.

– Jedź, jedź, nie prowokuję. Marzę, żeby się odświeżyć, więc uciekam na górę. Chyba mi wybaczą, jeżeli nie pojawię się dziś w pracy. – Ściągnęła usta w wąską kreskę. – Ach, Giorgio, nie wtajemniczajmy na razie nikogo w temat ciąży. Zaczekajmy do badań po dwunastym tygodniu, na które chciałabym polecieć do Polski. – Spoważniała.

– Oczywiście, Any. Zrobimy, jak sobie życzysz. Zobaczymy się później, wpadnę po ciebie około dwudziestej i razem z Ninem pojedziemy na kolację – rzucił, drapiąc się po głowie. W zaistniałych okolicznościach przyjazd przyjaciela był mu kompletnie nie na rękę. Zwykle kiedy Marsella wpadał do Mediolanu, ich wieczorne wyjścia nie kończyły się zaraz po kolacji, a trwały do rana w niezobowiązującym towarzystwie pięknych kobiet.

– Nie masz ochoty poplotkować z Ninem po męsku? – zapytała, ubierając palcami wypowiedziane słowa w cudzysłów.

– Wielokrotnie przerobiliśmy już wszystko, co można było omówić po męsku. – Uśmiechając się filuternie, powtórzył jej gest.

– Gio, mogę spróbować uwierzyć, że moje towarzystwo nie będzie dla was krępujące, i jeżeli bardzo ci zależy, to dobrze, bądź wieczorem.

– Zależy, bardzo zależy – potwierdził. – Będę około dwudziestej – dodał, posyłając jej buziaka.

Udała, że go łapie, schowała do kieszeni, obróciła się na pięcie i ruszyła w stronę bramy.

Bliźniaki były pod opieką Andrei, który wraz z Giorgiem spędził w apartamencie całą noc. Border w domu poczuła się doskonale. Temat ciąży przysłoniły dzieciaki, opowiadające z pasją o historii Ziemi na podstawie nowej książki zaserwowanej przez Andiego na śniadanie razem ze świeżymi rogalikami. Any podziękowała dozgonnie za pomoc przy chłopcach. Poinformowała również, że zdrowotnie ma nadzieję nie sprawiać więcej problemów. Po szybkiej wspólnej kawie odprowadziła młodego Carusa do drzwi. Przygotowała sobie kąpiel i zostawiając Alka i Nikodema nad kolorowanką załączoną do książki, postanowiła się zrelaksować.

Dzień spędzili wspólnie. Wyszli na spacer, trzymając się mocno za ręce. Śpiewali piosenki, ugotowali makaron z domowym pesto, a wieczorem przed wyjściem Any wykąpała chłopców w wannie pełnej piany. Szczęśliwe bliźniaki piszczały, ochlapując całą łazienkę, a ona zastanawiała się, jak zareagują na brata bądź siostrę. Pamiętała jednak rozpacz jednej ze swoich przyjaciółek, która kilka razy straciła dziecko w okolicach trzynastego tygodnia, i z tyłu głowy miała jej słowa. Anastazja przerabiała już temat ciąży, ale mimo wszystko postanowiła pierwszy newralgiczny trymestr traktować z dużym dystansem.

[1]Cazzo! (wł.) – Kurwa!

[2]Porca miseria (wł.) – cholera jasna.

II.

– Musi mu na tobie naprawdę zależeć, skoro zabiera cię na wieczorne wyjście z Ninem – zaśmiała się Laura, szykując kakao dla chłopców.

– Właśnie tak sobie myślałam, że jak przyjeżdża Marsella, wyjście ma bardziej niegrzeczny charakter – oznajmiła Any przeciągle. – Po kolacji poproszę, żeby mnie odwieźli. Nie chcę im psuć męskiego wieczoru. – Puściła oko przyglądającej się jej opiekunce.

– Chyba bardzo mu ufasz. – Giardini przymrużyła delikatnie oczy, zastanawiając się, czy na miejscu Polki potrafiłaby związać się z człowiekiem pokroju Carusa.

– A nie powinnam? – Dziewczyna zmarszczyła czoło, a jej ton spoważniał.

– Nie, nie, absolutnie. Nie to miałam na myśli. – Kobieta się wycofała. Chociaż wiedząc, jakie usposobienie ma Giorgio, spodziewać się można było po nim wszystkiego.

– Uważam, że znalazłaś na niego sposób, Any – wyjaśniła. – Dając mu wolność, zdobyłaś go. – Potwierdziła swoje słowa, przytakując pewnie głową.

– Mam nadzieję, że nie jestem jedynie kaprysem kryzysu wieku średniego naszego Carusa. – Westchnęła, obracając się przed Laurą w obcisłej ołówkowej spódnicy za kolana i bluzce z odkrytymi plecami i głębokim dekoltem. Kobieta zmierzyła ją od stóp do głowy.

– Nie sądzę – powiedziała z uznaniem.

Anastazja była zjawiskowa, ale poza aparycją miała niesamowitą klasę, a Giorgio to uwielbiał. Giardini miała nadzieję, że Caruso nie zrobi niczego głupiego, bo Polka zdecydowanie zasługiwała na szacunek.

– Gio! – dziewczyna skarciła Włocha, który witając się z nią, przygryzł jej boleśnie płatek ucha i przejechał po nim językiem, przyprawiając o przyjemny dreszcz.

– Już żałuję, że nie idziemy sami – mruknął i przejechał dłonią po jej talii, sięgając nagich pleców, a ona poczuła mrowienie na całym ciele.

– Ejjj, musi się pan uspokoić, panie Caruso, bo jesteśmy w towarzystwie – szepnęła.

Po przywitaniu się z Nino Any wróciła do dzieci, które upomniała, że mają się grzecznie zachowywać i zaraz po bajce ładnie pójść spać.

– No, no, panno Border, w życiu nie pomyślałbym, że jesteś matką tych urwisów – powiedział Nino na widok dziewczyny całującej chłopców na dobranoc.

Spojrzał z aprobatą w stronę swojego przyjaciela. Jego wybranka była faktycznie bardzo atrakcyjna, co nie zmieniało faktu, że miał pretensje do Giorgia za wieczór w jej towarzystwie. Lubił czuć luz, szczególnie kiedy sam mógł pozwolić sobie na więcej. Tu nie był szefem, dbającym o swój wizerunek w oczach pracowników, a podobne wyjścia lubił sobie uprzyjemniać w każdy możliwy sposób. Obawiał się, że przy Polce Caruso będzie się zachowywać drętwo. Widział, jak na nią patrzy. Wyglądał jak zaczarowany. Musiała być cholernie dobra w łóżku, skoro aż tak bardzo udało się jej owinąć go wokół palca. Diana, tancerka z Willi, której show Anastazja zamówiła w czasie pobytu w klubie, mówiła, że dziewczyna nie ma specjalnych hamulców seksualnych, ale nie wprowadziła Nina w szczegółowe wydarzenia z jej udziałem.

Na kolację przejechali do Ti Amo. Marsella był zupełnie inny niż introwertyczny Giorgio i chociaż Border polubiła jego otwartość, cieszyła się, kiedy podano deser. Uwaga i ciągły aplauz, o który zabiegał, opowiadając kolejne anegdoty, były urocze, ale i mocno męczące. Ona pewnie z uwagi na stan, w którym się znajdowała, marzyła tylko o tym, żeby znaleźć się już w domu, zdjąć szpilki, zawinąć się w koc i ewentualnie poczytać książkę.

– No co tam, Jurgen? – zapytała, odbierając telefon, który chwilę wcześniej zaczął głośno wibrować w jej torebce. – Jesteśmy na kolacji – poinformowała. – Właściwie to na etapie deseru, więc jeśli koniecznie musisz, to możesz wpaść. – Z udawaną irytacją na twarzy, widząc piorunujące spojrzenie Carusa, przewróciła oczami. – Za jakąś godzinę powinnam być w domu – mówiła, a Giorgio jeszcze bardziej przymrużył oczy. – Nie, coli nie lubię, ale weź dla mnie popcorn – oznajmiła i się rozłączyła.

Panowie siedzieli, zerkając raz na Any, raz na siebie.

– Czy coś się stało? – zapytała, czując, że jest pod ostrzałem spojrzeń. Wiedziała doskonale, że Caruso cierpi na alergię w związku z jej przyjaźnią ze Szwedem. Naturalnie nigdy nie przyznał się do tego na głos, ale wiedziała, że jest cholernie zazdrosny.

– Umówiłaś się z Jurgenem na colę i popcorn? – zapytał Caruso z wyczuwalną pretensją.

– Na wieczór filmowy – wyjaśniła, wkładając do ust widelczyk z brownie.

– Ale jak to? Przecież wieczór mieliśmy spędzić wspólnie i plany mamy nieco inne. – Mężczyzna ściągnął brwi w grymasie.

– Giorgio, kolacja okej, ale wyjście do lokalu w moim towarzystwie to już lekka przesada. Wystraszę wam wszystkie kobitki. – Puściła mu oko, nabijając na widelczyk kolejny kawałek ciasta. – Poza tym nie mam specjalnej ochoty na picie alkoholu, a w klubie nie poproszę o herbatę. – Z rozkoszną miną rozłożyła bezradnie ręce.

– Any, ale my, to znaczy ja… – zaczął zmieszany.

Marsella przyglądał się przyjacielowi z rozbawieniem. Dziewczyna zapunktowała w jego oczach, chociaż z drugiej strony obcy facet sam na sam z nią w domu? Nie wiedział, kim jest ów Jurgen, ale furia malująca się na twarzy Carusa potwierdzała, że wolałby, żeby Anastazja towarzyszyła im w wieczornych podbojach.

– Giorgio, niecodziennie masz tak doborowe towarzystwo. Wykorzystaj to i bawcie się dobrze – zakomunikowała, zlizując koniuszkiem języka z kącika swoich ust kawałek czekolady.

– Kim jest Jurgen? – wtrącił zaciekawiony Nino.

– Kolegą z pracy – powiedzieli jednocześnie Giorgio i Any.

– Chyba nie masz nic przeciwko, żebyśmy obejrzeli wspólnie jakiś film, prawda, Gio? – zapytała, wycierając usta serwetką.

– Nie, nie, skąd – odpowiedział przez zaciśnięte zęby, po czym sięgnął po kieliszek z winem i jednym łykiem wlał w siebie jego zawartość.

Odstawił szkło na stół, westchnął głośno i średnio zadowolony spojrzał w kierunku Polki, wyginając usta na kształt uśmiechu. Co ja najlepszego odpierdalam? – pomyślał. Moja zazdrość jest żałosna, a ja jestem kompletnym hipokrytą. Zazdrość i hipokryzja były uczuciami, których nie znosił. Zwalczał je u innych, a teraz sam zachowywał się w sposób, którego nigdy nie tolerował. Gdyby tylko mógł, zamknąłby Anastazję w złotej klatce i nigdzie nie wypuszczał. Zrobiłby dokładnie to, co zawsze krytykował. Nino spojrzał na niego z politowaniem.

III.

Loża usytuowana w centralnej części lokalu czekała zarezerwowana. Giorgio zdjął marynarkę, a Nino sięgnął do rękawów koszuli, które podwinął do wysokości przedramienia. Caruso, zapaliwszy papierosa, usiadł i rozparł się wygodnie na skórzanej sofie. Jego przyjaciel oparł się o metalową poręcz i obserwował bawiący się tłum, w którym dominowały młode i piękne dziewczyny. Momentalnie zjawiła się Melissa, menedżerka obsługująca lokalowych VIP-ów.

– O mamma mia, kogo moje oczy widzą! – zawołała radośnie, uśmiechając się szeroko. – Gio, bardzo dawno cię u nas nie było. Stęskniłam się – dodała kokieteryjnie, całując mężczyznę soczyście w policzek. – Czyżby się rozwodził? – zażartowała, witając się z Nino.

– Rozwodzi, ale znowu jest zajęty, więc tam – Marsella wskazał na kręcącego głową na boki przyjaciela – jesteś bez szans. Za to tu – skierował dłonie na siebie, unosząc nonszalancko głowę – zawsze trafi się coś, co ci się może spodobać – dodał, wykonując palcami wskazującymi gest w dół, sugerując, że jego penis jest bezpański.

– Mój drogi, nie prowokuj, bo potraktuję to poważnie. – Puściła mu oko, wyciągając zza elastycznego pasa opinającego jej szczupłą talię tablet z rysikiem celem przyjęcia zamówienia. – Słucham, dziś jestem waszą złotą rybką i spełnię każde życzenie. Na co macie ochotę? – zapytała, odrzucając włosy do tyłu i szykując się do notowania.

– Dołączą Michele i Salvatore więc cokolwiek dużego dla ośmiu osób – poinformował konkretnie i bez większego entuzjazmu Giorgio, zaciągając się papierosem.

– Po jednej towarzyszce wieczoru? – zdziwił się Nino. – Liczyłem na więcej perwersji dzisiejszej nocy. – Zmarszczył brwi w niezadowoleniu. Zgodnie ze swoimi przypuszczeniami jego przyjaciel ciałem był obok, ale duchem pozostawał wierny niepokornej Polce, której i sam Marsella był coraz bardziej ciekawy.

– Oddam ci swoją – zaśmiał się Caruso. – Towarzyszkę wieczoru – dodał głośniej.

– Stary, nie bądź nudny! – Nino skarcił Giorgia. Stan, w jakim go zastał, był porażająco przerażający. Caruso zachowywał się jak zupełnie inny człowiek, a przecież z Ninem znali się prawie pół wieku. – Melissa, podeślij nam po dwie dziewczyny na głowę. Dla pań szampana i truskawki, a dla nas whisky – szybko zweryfikował zamówienie przyjaciela. – Tylko wszystko prima sort – dodał, sprzedając menedżerce klapsa w całkowicie odsłonięty pośladek. Ubrana była w bardzo krótkie, obcisłe spodenki, przypominające skąpe figi, a nie wierzchnią część garderoby.

– Nino! Jeszcze! – Zaśmiała się, wypinając drugi półdupek w stronę mężczyzny i flirciarsko przejeżdżając językiem po ustach pomalowanych krwistoczerwoną szminką.

– Lala, bo zaciągnę cię na zaplecze – syknął, masując jędrny tyłek menedżerki.

Mell nie miała problemów z ciałem, swoją pracę traktowała jak dobrą zabawę i spoufalanie się z wybranymi klientami ta zabawa obejmowała. Lubiła się w ten sposób stymulować. Wszyscy wiedzieli, że do łóżka chadza jedynie ze swoim pracodawcą. Szefem Miami był rosyjski milioner, który w ojczyźnie miał żonę i kilkoro dzieci, a na miejscu miał Melissę, zarządzającą lokalem w czasie jego nieobecności. Kiedy Juri był w Mediolanie, najczęściej brała wolne i towarzyszyła kochankowi.

– Nie kuś, jestem dziś jak kotka w rui, a mojego pana nie ma do końca przyszłego tygodnia – rzuciła, bezradnie rozkładając ręce, i ruszyła w stronę baru, przekazując zamówienie do realizacji.

– Ależ bym ją wydymał – powiedział Nino, odprowadzając kobietę wzrokiem i zacierając ręce.

– Właśnie widzę, że w twoim raju cipki ci nie służą – zaśmiał się Caruso.

– Stary, przypomnę ci, że przyszliśmy się zabawić, a nie na stypę – rzucił Marsella. Siadł obok przyjaciela i zapalił papierosa.

– Chyba faktycznie już nie ten wiek na podobne klimaty – westchnął Giorgio.

– Nie pierdol, w głowie masz tę swoją małą w towarzystwie szwedzkiego modela. – Nino ponownie go skarcił, unosząc brwi.

Trudno mu było zrozumieć układ Giorgia i Any. Pięknych kobiet nigdy im nie brakowało. Anastazja miała dzieci, była obciążona przeszłością, a mimo wszystko pod wpływem relacji z dziewczyną Caruso podjął decyzję o rozwodzie. Owszem, byli bardzo różni, Nino nigdy nie był w związku dłuższym niż pół roku. Kobiety starały się zarzucać mu kajdany, ale szybko dochodziły do wniosku, że jest niereformowalny, i odchodziły. On ponownie był wolny, aż jakaś kolejna, zauroczona jego frywolną osobowością, podejmowała trud obudzenia w nim uczuć, których jako pusty i niszczony od najmłodszych lat człowiek nigdy nie miał. Kobiety traktował jak trofea. Lubił bawić się w zdobywanie, ale to z kategorii spinningu. Na sportowo zarzucał wędkę i szybkim ruchem wyławiał kolejną kandydatkę na jedną noc, ewentualnie na dłuższą chwilę, w zależności od zaangażowania upolowanej. Podobnie Giorgio od niepamiętnych czasów, mimo że preferował stabilniejsze pozamałżeńskie relacje, seks traktował jak doskonałą zabawę i formę biznesu. Anastazja – Nino to wyczuł – od samego początku była poza standardowym kontraktem.

– Gio, trzeba było ją przekonać i zabrać z nami – powiedział z udawaną troską.

– Dobra, dobra, biorę sobowtór Paris Hilton i całkiem niezłą młodszą wersję Moniki Bellucci, a tobie pozostawiam posiadaczkę ust Angeliny Jolie i długonogą rudowłosą piękność. – Caruso wskazał dyskretnie dziewczyny zmierzające w ich kierunku, ale nie udzielał mu się entuzjazm przyjaciela. Wiedział jednak, że Nino mu nie odpuści. Nie pozostawało więc nic innego, jak zachować minimum pozorów Marsellowej interpretacji męskiej przyzwoitości. Rozbawione modelki uśmiechały się promiennie i podążały w stronę loży, seksownie kręcąc biodrami.

– W końcu zaczynasz mówić jak Giorgio, a nie jego dziadek. – Marsella poklepał Carusa po ramieniu.

Dziewczyny przedstawiły się i usiadły we wskazanych miejscach. Giorgio wiedział, że jego zachowanie, od początku relacji z Anastazją diametralnie się zmieniło. Może w końcu dorosłem? – zastanawiał się. Lepiej późno niż wcale, Mimowolnie otaksował wzrokiem swoją ponętną towarzyszkę. Blondynka usiadła tuż obok niego na sofie i co jakiś czas przekładała kokieteryjnie nogę na nogę, dając do zrozumienia, że mógłby się nią zainteresować. Po kwadransie do loży dołączyli Michele z Salvatore oraz kolejne cztery lokalowe hostessy. Wśród nich pewnym krokiem na odseparowaną przestrzeń loży wkroczyła Izabella. Obraz femme fatale i bijąca od niej pewność siebie przyciągnęły momentalnie wzrok wszystkich mężczyzn. Nino odsunął się od rudowłosej Nicole, robiąc miejsce dla przyjaciółki Giorgia. Caruso nie spodziewał się, że Iza wróciła do pracy w lokalu, w którym poznali się kilka lat temu.

Dziewczyna posłusznie zajęła wskazane miejsce, naprzeciwko byłego kochanka. Prowokacyjnie przymrużyła oczy i rozchyliła lekko usta i uda, sugerując, że jest bez bielizny. Z zadowoleniem malującym się na twarzy założyła nogę na nogę. Nie spuszczając wzroku z Carusa, upiła odrobinę szampana z kieliszka, który podał jej Marsella. Giorgio puścił jej oko w powitalnym geście i nie odrywając od byłej kochanki wzroku, zapalił kolejnego papierosa. Iza była zdecydowanie zjawiskowa, ale w każdym calu zrobiona. Czasem kiedy się spotykali, miał wrażenie, że równie dobrze pieprząc ją, mógłby mieć przed sobą dmuchaną lalkę ze sklepu dla dorosłych. Była seksowna i cholernie atrakcyjna, ale nie oferowała nic poza pięknym opakowaniem, w środku była zwyczajnie pusta.

Z przyzwyczajenia puknął w wyświetlacz telefonu; było kilka minut po północy.

– Milczy? – zapytała nagle Izabella, przysiadając się obok. Poczuł wyraźny zapach jej perfum.

– Kto milczy? – zapytał. Mierzyła go z rozbawieniem kocimi oczami. Wyjęła mu z dłoni papierosa i zaciągnęła się lekko. Wypuściła dym w kierunku twarzy mężczyzny. Ułożyła dłoń na jego udzie i nachyliła się w jego stronę.

– Twoja ostatnia iluzja – szepnęła uwodzicielsko. – Stęskniłam się za tobą – dodała szybko, przejeżdżając językiem po małżowinie jego ucha. Poczuł dreszcz przeszywający całe ciało.

Cóż, był mężczyzną z krwi i kości, a lata praktyki zrobiły z Izy doskonałą modliszkę. Uniósł lekko kąciki ust, a kiedy się od niego nieznacznie odsunęła, wsunął swoją dłoń pomiędzy jej uda, patrząc prosto w oczy dziewczyny. Drugą ręką odgarnął jej włosy, odsłaniając ucho, i przygryzł płatek. Brunetka westchnęła z rozkoszy.

– I niech tak zostanie – mruknął, kierując swoją dłoń jeszcze bliżej jej kobiecości.

Wysunęła biodra w jego stronę, pragnąc nabić się na palce mężczyzny, ale on w porę je zabrał i się odsunął. Jęknęła po cichu, po czym wyprostowała się rozczarowana, wciskając niedopalonego papierosa w stojącą na stoliku popielniczkę. Nerwowo przerzuciła włosy z lewej strony na prawą i wpiła w Giorgia pogardliwe spojrzenie. Uniosła swój kieliszek, wznosząc głośny toast, i przesiadła się z powrotem do Nina.

Muzyka dudniła, panowie palili, zdawkowo ze sobą rozmawiając. Dziewczyny czarowały, piły i tańczyły. Czas uciekał, Nino wydawał się zadowolony z towarzystwa Izabelli i jej lokalowej przyjaciółki Chiary. Panie chętnie opowiadały mu o wspólnym mieszkaniu, kąpielach w jacuzzi i silikonowych przyjaciołach, z którymi zmuszone są spędzać deszczowe wieczory, bo prawdziwi mężczyźni niczym dinozaury – wyginęli. Chociaż Marsella znał doskonale repertuar prowokacyjnych gadek lokalowych panienek, lubił zabawę w udawanie klubowego nowicjusza. Tego wieczoru miał ochotę na trójkąt z przyjaciółkami i nie widział problemu, żeby miał on miejsce w jacuzzi albo był poprzedzony zabawą z ich erotycznymi gadżetami. Był otwarty na wszelkie propozycje.

Lokal powoli pustoszał, Giorgio od niechcenia wziął zapisany na serwetce numer telefonu od długonogiej pseudo-Paris Hilton, z którą zamienił łącznie może trzy zdania, i wyrzucił go do śmietnika, wychodząc z Miami. Nino zgodnie z planem zamierzał kontynuować znajomość z przyjaciółkami. Przez kilka godzin całkiem przyjemnie został nakręcony, a one ustaliły, że zaproszenie go do ich apartamentu będzie intratne finansowo. Przed rozstaniem panowie umówili się na kolację.

– Może jednak pojedziesz razem z nami? – zapytała Izabella, przystając przed drzwiami taksówki, do której wsiedli już Chiara z Ninem.

– Jedźcie i bawcie się dobrze – powiedział Giorgio, puszczając byłej kochance oko i chcąc zamknąć drzwi od auta.

– Szkoda, chętnie bym ci obciągnęła. – To mówiąc, dziewczyna przygryzła dolną wargę. Mężczyzna uśmiechnął się pod nosem.

– Wsiadaj, bo ci Nino ostygnie – rzucił, próbując ponownie zamknąć drzwi. Izabella szczupłymi palcami chwyciła go za dłoń, przesunęła nimi i złapała mężczyznę za nadgarstek. Wyciągnęła z torebki flakonik swoich perfum i psiknęła wewnętrzną stronę ręki Carusa.

– Robiąc sobie dobrze, pomyśl o mnie – mruknęła i wydęła pełne usta, posyłając mu pocałunek. Zniknęła w taryfie.

Giorgio potarł nadgarstkiem koszulę, chcąc zetrzeć z siebie zapach jej perfum.

– Porca puttana[3] – zaklął pod nosem, kręcąc z irytacją głową. Bezczelna jak zwykle – pomyślał i zamachał na kolejną nadjeżdżającą taksówkę.

Wsiadł na tylne siedzenie i kazał się zawieźć na Piazza del Duomo.

[3] Porca puttana (wł.) – ja pierdolę.

IV.

Dalsza część dostępna w wersji pełnej

Nakładem wydawnictwa Novae Res ukazało się również:

WŁOSKI TEMPERAMENT, TAK JAK MIŁOŚĆ, NIE ZNA GRANIC...

Anastazja ma dwadzieścia siedem lat, pięcioletnie bliźniaki, a za sobą burzliwe małżeństwo z ich ojcem. Pracuje w międzynarodowej agencji modelingowej, dzięki której otrzymuje półroczny kontrakt w Mediolanie. Jej włoska przygoda zaczyna się od spotkania Giorgia. Włoch nie wyobraża sobie życia bez towarzystwa pięknych kobiet. Miłość, wierność i uczciwość małżeńska, ślubowane żonie, są dla niego jedynie mitami narzuconymi przez rodzinną tradycję. Wzajemna fascynacja prowadzi Any i Giorgia w sidła silnej namiętności, zmierzającej w ryzykownym kierunku. A kiedy do gry wkroczą głębsze uczucia, zrobi się naprawdę niebezpiecznie…

Spis treści:

Okładka
Karta tytułowa
Rozdział I
Rozdział II
Rozdział III
Rozdział IV
Rozdział V
Rozdział VI
Rozdział VII
Rozdział VIII
Rozdział XI
Rozdział X
Rozdział XI
Rozdział XII
Rozdział XIII
Rozdział XIV
Rozdział XV
Rozdział XVI
Rozdział XVII
Rozdział XVIII
Rozdział XIX
Rozdział XX
Rozdział XXI
Rozdział XXII
Rozdział XXIII
Rozdział XXIV
Rozdział XXV
Rozdział XXVI
Rozdział XXVII
Rozdział XXVIII
Rozdział XXIX
Rozdział XXX
Rozdział XXXI
Rozdział XXXII
Rozdział XXXIII
Rozdział XXXIV
Rozdział XXXV

Any Border Tom II

Wydanie pierwsze

ISBN: 978-83-8313-100-9

© Gabriela L. Orione i Wydawnictwo Novae Res 2021

Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, reprodukcja lub odczyt

jakiegokolwiek fragmentu tej książki w środkach masowego przekazu

wymaga pisemnej zgody wydawnictwa Novae Res.

Redakcja: Magdalena Wołoszyn

Korekta: Magdalena Brzezowska-Borcz

Okładka: Izabela Surdykowska-Jurek

Wydawnictwo Novae Res należy do grupy wydawniczej Zaczytani.

ul. Świętojańska 9/4, 81-368 Gdynia

tel.: 58 716 78 59, e-mail: [email protected]

http://novaeres.pl

Publikacja dostępna jest w księgarni internetowej zaczytani.pl.

Na zlecenie Woblink

woblink.com

plik przygotowała Katarzyna Rek