Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Ariana Nunez z pewnością nie tak wyobrażała sobie dorosłość. Przecież nikt nie oczekuje, że w wieku dwudziestu lat zostanie najzwyczajniej w świecie oddany we władanie gangsterów. I to przez własnego ojca. Ariana prosto z rodzinnego domu trafia w sam środek mafijnych rozgrywek, a przy okazji staje się przyczyną zaognienia konfliktu między dwiema potężnymi rodzinami... Czy uda jej się odzyskać wolność? Czy ratunek przyjdzie na czas?
Domenico Cavillo nie jest człowiekiem skłonnym do okazywania litości. Litość w jego świecie oznacza słabość. A o Domenicu można powiedzieć wiele, lecz z pewnością nie to, że jest słaby. Nie bez powodu nosi przezwisko "Zero", oznaczające liczbę ludzi, którzy przeżyli jego gniew. Tak, niewątpliwie ten człowiek, syn mafijnego bossa, drugi po ojcu w gangsterskiej hierarchii, potrafi być bezwzględny dla tych, którzy stają mu na drodze. Jednak nawet on czuje wewnętrzny opór, kiedy ojciec każe mu oddać niewinną dziewczynę w ręce Cesara Barrigi. Groźnego bandziora, a przy tym odwiecznego wroga rodziny Cavillo...
Riva Scott w swojej nowej książce otwiera przed nami świat pełen namiętności, pasji, seksu, ale też intryg, przemocy i napięć. Niebezpieczny i piekielnie pociągający. Czy odważycie się do niego wejść?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 216
Riva Scott
Ariana w objęciach wroga
Wszelkie prawa zastrzeżone. Nieautoryzowane rozpowszechnianie całości lub fragmentu niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci jest zabronione. Wykonywanie kopii metodą kserograficzną, fotograficzną, a także kopiowanie książki na nośniku filmowym, magnetycznym lub innym powoduje naruszenie praw autorskich niniejszej publikacji.
Wszystkie znaki występujące w tekście są zastrzeżonymi znakami firmowymi bądź towarowymi ich właścicieli.
Niniejszy utwór jest fikcją literacką. Wszelkie podobieństwo do prawdziwych postaci — żyjących obecnie lub w przeszłości — oraz do rzeczywistych zdarzeń losowych, miejsc czy przedsięwzięć jest czysto przypadkowe.
Redaktor prowadzący: Justyna Wydra
Projekt okładki: Justyna Sieprawska
Zdjęcie na okładce wykorzystano za zgodą Shutterstock
HELION SA
ul. Kościuszki 1c, 44-100 GLIWICE
tel. 32 231 22 19, 32 230 98 63
e-mail: [email protected]
WWW: http://editio.pl (księgarnia internetowa, katalog książek)
Drogi Czytelniku!
Jeżeli chcesz ocenić tę książkę, zajrzyj pod adres
http://editio.pl/user/opinie/ariana_ebook
Możesz tam wpisać swoje uwagi, spostrzeżenia, recenzję.
ISBN: 978-83-283-8186-5
Copyright © Helion S.A. 2021
Kubie.
Kocham Cię, synku.
Moje życie było torturą, jednym wielkim pieprzonym koszmarem. Nie mogłam mieć swojego zdania, nie mogłam o sobie decydować, ale przynajmniej nikt mnie nie więził. To ostatnie jednak zmieniło się w ułamku sekundy.
Wtedy zrozumiałam, że moje dni są policzone. Okazało się, że byłam zapłatą za długi. Nic nieznaczącą marionetką w rękach ojca, który postanowił mnie sprzedać, aby uratować własny tyłek. Bez ostrzeżenia zostałam przeniesiona z czyśćca prosto do czeluści piekielnych i nie zapowiadało się na to, bym kiedykolwiek miała je opuścić.
Mafijne porachunki, walka o władzę, zabójstwa, porwania — nie wiedziałam nic o świecie, w którym się znalazłam. Czułam przerażenie, choć zdawałam sobie sprawę, że to dopiero początek.
Nazywam się Ariana Núñez. A teraz opowiem wam moją historię…
Ze snu wybudziło mnie walenie w drzwi.
Co, do diabła?
Gdy spojrzałam na zegar ścienny, z przerażeniem stwierdziłam, że już od pół godziny powinnam być na dole w piekarni i pomagać mamie.
— Ariana! Rusz dupę, ojciec jest wściekły — usłyszałam głos Thomasa.
Mój braciszek był ode mnie o dwa lata młodszy. Wprawdzie to on zachowywał się rozsądniej, jednak dla mnie zawsze pozostanie gówniarzem z mlekiem pod nosem.
— Już wstaję! Błagam, idź go czymś zająć… — odezwałam się już ciszej, kiedy Tomy wszedł do mojego pokoju z grymasem niezadowolenia zdobiącym jego słodką buzię.
Miał osiemnaście lat, jednak wyglądał na dużo starszego. Był wysokim, przystojnym chłopakiem o czekoladowych oczach i czarnych niczym węgiel włosach. Byliśmy bardzo podobni, choć ja mierzyłam ledwie metr sześćdziesiąt, a Thomas przewyższał mnie o dobre dwadzieścia centymetrów.
— Powiedziałem, że mama wysłała cię na targ, a ona nie zaprzeczyła. Jak mogłaś zaspać?
— Przepraszam, uczyłam się do późna i nie zauważyłam, że padł mi telefon.
— Pospiesz się — rzucił na odchodne, po czym ruszył z powrotem na dół, by pomóc mamie.
Prowadziliśmy rodzinną piekarnię. Kiedyś pomagało nam jeszcze dwóch pracowników, ale ojciec musiał ich zwolnić. Odkąd mama zachorowała i konieczne stało się opłacanie jej kosztownego leczenia, interes nie szedł najlepiej. Nie miałam wyjścia: zrezygnowałam ze studiów i wróciłam do domu, aby wesprzeć ojca oraz pomóc w utrzymaniu biznesu.
Mój tato był… tyranem, choć to i tak zbyt łagodne określenie. Wszystko zawsze musiało być tak, jak on chciał. Ani ja, ani mój brat nie mogliśmy zdecydować, na jakie uczelnie pójdziemy, który kierunek będziemy studiować, nie mogliśmy nawet sami wybierać sobie znajomych. Kiedy piekarnia zaczęła podupadać, sytuacja jeszcze się pogorszyła. Ojciec znikał na całe noce, a opieka nad chorą matką spadła na mnie. Całe szczęście chemioterapia pomogła. Wygraliśmy walkę z rakiem, ale mama wciąż była okropnie słaba i szybko się męczyła.
Pobiegłam do łazienki, gdzie ekspresowo umyłam twarz i zęby, po czym związałam kruczoczarne włosy w kucyk. Po powrocie do sypialni prędko naciągnęłam na tyłek szorty, założyłam koszulkę na ramiączkach i byłam gotowa do pracy.
Otworzyłam duże okno, przez które w naszym mieszkaniu wychodziło się na balkon. Uroki starego budownictwa. Po schodkach przeciwpożarowych zbiegłam na chodnik, następnie skierowałam się do tylnego wejścia, gdzie czekała już na mnie mama z siatką jabłek. W końcu teoretycznie wysłała mnie na targ, więc dobrze zachować pozory.
Dopadłam do niej w trzech długich krokach i ucałowałam lekko w jeszcze zapadnięty policzek.
— Przepraszam. Uczyłam się do późna i nie zauważyłam, że padł mi telefon… — wysapałam, a ona tylko pokręciła głową.
— Czyli udało ci się zapisać na te kursy internetowe?
— Tak, Nathaniel załatwił mi jedno z ostatnich miejsc.
Byłam załamana, gdy musiałam zrezygnować z nauki, a z moich planów niestety nic nie wyszło. Nie chciałam jednak całe życie podlegać reżimowi ojca, więc skontaktowałam się z moim przyjacielem, który pracuje jako asystent wykładowcy na Uniwersytecie Saint Anthony, i poprosiłam, żeby się za mną wstawił. Tym sposobem dzięki Nathanielowi mogłam wziąć udział w dodatkowych kursach internetowych. Uczestnictwo w tych wykładach nie zapewni mi co prawda niezbędnych do zaliczenia roku ocen, nie wlicza się też do frekwencji, ale lepsze to niż nic. Przynajmniej nie będę musiała nadrabiać aż tyle materiału, jak już wrócę na uczelnię. A obiecałam sobie, że kiedyś dokończę studia.
— Cudownie, malinko, a teraz chodź. Tato ma spotkanie w biurze i nie przejął się za bardzo twoją nieobecnością, jest dzisiaj jakiś zamyślony i podenerwowany — powiedziała, zanim weszła na zaplecze.
Powłócząc nogami, ruszyłam za nią. Gdy tylko przekroczyłam próg, do moich nozdrzy wdarł się cudowny zapach pieczonego chleba, bułeczek cynamonowych i innych pyszności, które Tomy dopiero wyciągał z pieca.
Od kilku dni ojciec chodził bardziej zdenerwowany niż zwykle. Zamykał się na wiele godzin w biurze i nikogo tam nie wpuszczał. Każdego wieczora pod naszą kamienicę podjeżdżał ten sam czarny, luksusowy samochód, z którego wysiadało dwóch mężczyzn w garniturach. Nie wiedziałam, co się dzieje, ale czułam, że to nic dobrego.
Uwijałam się jak w ukropie, żeby sprzedać jak najwięcej wypieków. Właśnie miałam iść po nową partię cynamonek, gdy za moimi plecami rozległ się zachrypnięty głos ojca.
— Ariana, do gabinetu.
Westchnęłam i przewróciłam oczami.
Ciekawe, za co tym razem mi się oberwie.
Minęłam się z Thomasem, który szedł mnie zastąpić. Posłał mi współczujące spojrzenie, a mnie przeszedł dreszcz. Miałam złe przeczucia. Kiedy przekroczyłam próg biura ojca i spostrzegłam starszego, siedzącego w jego fotelu mężczyznę, już wiedziałam, że kiedy stąd wyjdę, nic nie będzie takie samo.
Antonello Cavillo lustrował mnie wzrokiem, nie ukrywając, iż podoba mu się to, co widzi. Poczułam mdłości i starałam się nie zwymiotować dopiero co zjedzonej muffinki. Słyszałam o tym człowieku przerażające historie i choć podejrzewałam, że część jest daleka od prawdy, nie chciałam sprawdzać tego na własnej skórze.
Przeskanowałam pokój i dostrzegłam jeszcze dwóch innych mężczyzn, którzy stali za swoim pracodawcą w pełni gotowi na każdy rozwój sytuacji. Spojrzałam na ojca, który jak nigdy unikał mojego wzroku.
O co tu chodzi?
— Tato? — zapytałam drżącym głosem, przerywając ciszę.
— Rufio, nie myliłeś się, twoja córka jest przepiękną młodą kobietą — powiedział starszy mężczyzna, po czym oblizał usta.
Nie wiedziałam, czy zrobił to, bo mu spierzchły, czy dlatego, że miał na mnie ochotę. Liczyłam, że była to ta pierwsza opcja, mimo to zaczęłam się niekontrolowanie trząść i objęłam się ramionami.
— T-tak — zająknął się mój ojciec, a potem odchrząknął.
— Myślę, że dzięki niej zrobię niezły interes… Drago, zaprowadź panienkę Núñez do samochodu.
— C-co?! — krzyknęłam i cofnęłam się o krok, wpadając na twardą klatkę piersiową kolejnego człowieka Cavillo, którego nie zauważyłam.
— Przykro mi, Ariana, tak strasznie mi przykro… — wymamrotał tato.
Kiedy spojrzałam w jego oczy, okazały się puste. Nie było w nich żadnych emocji. W tej chwili zrozumiałam, że na próżno szukać u niego ratunku.
Zaczęłam się szarpać w ciasnym uścisku Drago, ale przypominało to walkę muchy, która utknęła w sieci pająka.
— Nie możesz tego zrobić! Nie możesz pozwolić mnie zabrać! — krzyczałam ile sił w płucach, jednak ojciec tylko stał ze spuszczoną głową.
Mężczyzna wziął mnie na ręce, jakbym nic nie ważyła, i wyniósł bocznym wyjściem przeciwpożarowym. Zdążyłam jeszcze zobaczyć przerażenie w oczach mamy, nim drzwi się za nami zamknęły.
Nie przestawałam wrzeszczeć, drapać i kopać. Kiedy wbiłam paznokcie w policzek Drago, i pociągnęłam nimi w dół, robiąc mu długą, czerwoną szramę, facet warknął, po czym uderzył mnie w twarz. Musiałam przyznać, że był dość zręczny, gdyż zrobił to, cały czas trzymając mnie drugą ręką. Szybko poczułam pieczenie oraz pulsowanie.
— Spróbuj jeszcze raz, a bolący policzek będzie twoim najmniejszym problemem — ryknął groźnie.
— Pierdol się!
— Masz pazurki, twój właściciel będzie miał z tobą masę zabawy.
— W-właściciel?
— Oj, mała, nie masz pojęcia, na co skazał cię twój ojciec.
Po tych słowach wrzucił mnie na tył samochodu i zatrzasnął drzwi. Byłam oszołomiona, ale jedna myśl głośno rozbrzmiewała w mojej głowie.
Mój ojciec mnie sprzedał. Sprzedał jak niepotrzebną rzecz…
Byłem wkurwiony. Ojciec kazał mi się stawić w jego gabinecie i miał w dupie, że jest dopiero dziesiąta rano, a ja do piątej przerzucałem z Nino — moim kuzynem — towar, który przechwyciliśmy wczorajszego wieczora. Nie, wielki Antonello uważał się za pieprzonego boga, a własne słowo uznawał za świętość. Kochałem go, ale w wielu sprawach się nie zgadzaliśmy.
Docisnąłem pedał gazu w moim camaro ZL1 i z krzywym uśmieszkiem przywitałem rozkoszne mruczenie silnika. Chciałem jak najszybciej dowiedzieć się, o co chodzi z tym nagłym wezwaniem, a potem wrócić do łóżka.
Podjeżdżałem właśnie pod bramę, kiedy z naprzeciwka nadjechał czarny bentley, więc zatrzymałem się i go przepuściłem. Byłem zdziwiony, ponieważ Antonello Cavillo nigdy tak wcześnie nie opuszczał posiadłości. Zaskakujące, że w ogóle to zrobił. Zazwyczaj to inni przybywali do niego, w końcu był głową naszej rodziny i najważniejszym z bossów.
Zaparkowałem przed rezydencją i zaintrygowany oglądałem rozgrywające się przede mną przedstawienie. Drago, mój przyjaciel, szarpał się z młodą, ciemnowłosą kobietą, która — musiałem przyznać — jak na takie chucherko była dość hardą zawodniczką. Krzyczała, kopała, aż w końcu udało jej się uwolnić i rzucić biegiem w stronę bramy. Wysiadłem z samochodu, następnie oparłem się o drzwi.
Kim ona, do cholery, jest i co tutaj robi?
Usłyszałem, jak mężczyzna siarczyście przeklina, po czym zauważyłem, że rusza w pogoń za małolatą. Rozglądałem się za ojcem, ale nigdzie go nie widziałem. Zarejestrowałem za to ruch na schodach, dlatego spojrzałem w ich stronę. Na szczycie stała moja zaniepokojona matka, która kręciła głową. Zostawiłem więc Drago samego z problemem i poszedłem się przywitać.
Valentina Cavillo mimo swojego wieku wyglądała kwitnąco. Ubrana w czerwoną, ołówkową sukienkę mogłaby zawstydzić niejedną modelkę. Dobiegała pięćdziesiątki i była o dwanaście lat młodsza od mojego ojca. Kiedy za niego wychodziła, miała ledwo osiemnaście lat, co w naszych kręgach było na porządku dziennym. Aranżowało się małżeństwa, by łączyć rodziny i zawierać sojusze. Cieszyłem się jednak, że ona i Antonello naprawdę się kochają. Tatuś miał swoje za uszami, ale nigdy nie zdradził matki.
— Witaj, Nico, mój słodki chłopcze.
— Dzień dobry, mamo. — Starałem się brzmieć pogodnie, lecz nie bardzo mi to wyszło.
— Ciężka noc?
— Taa… — Mama doskonale zdawała sobie sprawę z tego, czym się zajmuję. Choć czułem, iż pragnęła dla mnie innego życia, tak wyglądała nasza rzeczywistość i każdy musiał ją zaakceptować. Od najmłodszych lat byłem wychowywany na przyszłego bossa i prędzej czy później to ja przejmę obowiązki ojca. — Wiesz, po co mnie wezwał?
— Sam ci o tym powie, jest w gabinecie, właśnie wrócił — powiedziała, a ton jej głosu sugerował tylko jedno: ani trochę nie spodoba mi się to, co usłyszę.
— W takim razie idę, papcio nie lubi czekać.
— Błagam, nie prowokuj go tym razem, Domenico — poprosiła. Wiedziała, jak to się może skończyć.
— Niczego nie mogę obiecać.
Ucałowałem ją w policzek, po czym ruszyłem korytarzem do biura ojca. Chciałem się dowiedzieć, co to za szopka z tą małolatą i Drago oraz dlaczego, do kurwy, Antonello zrywa mnie z łóżka po czterech godzinach snu. Drzwi były uchylone, więc nie zawracając sobie głowy pukaniem, wszedłem do gabinetu.
Antonello siedział za ogromnym, dębowym biurkiem, a miejsce naprzeciwko niego zajął Isaak, jego powiernik i prawa ręka.
— Witaj, ojcze — powiedziałem i opadłem ciężko na oparcie drugiego fotela. Wbiłem wzrok w brązowe oczy ojca, identyczne jak moje.
— Domenico, jesteś w końcu — odparł, jakbym jechał tu co najmniej kilka godzin, chociaż od jego telefonu nie minęła nawet jedna.
— Jestem. Co to za pilna sprawa, która nie mogła czekać?
— Pamiętasz, synu, iż rozważam zawarcie sojuszu z kartelem Barriga? — zapytał, jak zwykle okazując wyższość.
Skinąłem głową, choć na wspomnienie tego nazwiska miałem ochotę krzyczeć.
Rodzina Barriga od lat sprawiała nam problemy. Pieprzeni Meksykanie kradli nasze dostawy, zabijali naszych ludzi, a odkąd na ich czele stanął César, najstarszy syn Ricardo, sprawy tylko się pogorszyły. Wymienione przewinienia były najmniejszymi ze wszystkich, jakich się dopuszczali.
— W przyszłym tygodniu odbywa się coroczna aukcja — kontynuował. — Nigdy nie braliśmy w niej udziału, ale teraz to się zmieni.
— Co, proszę? A od kiedy to bawimy się w handel żywym towarem, ojcze? — uniosłem się.
Nie mogłem uwierzyć w to, co słyszę. Niejedno mieliśmy na sumieniu, jednak nigdy nie angażowaliśmy się w handel ludźmi. To była działka Barrigów.
— Nie zapominaj, chłopcze, z kim rozmawiasz — warknął, przypominając mi, że w tej chwili nie jest moim ojcem, a szefem.
— Dlaczego chcesz brać w tym udział? — zapytałem ponownie, już bardziej opanowany.
— Ponieważ ta wojna nie może trwać dłużej. W ciągu ostatnich trzech miesięcy straciliśmy trzy dostawy kokainy i dwie broni. Obaj dobrze wiemy, kto za tym stoi.
— Dlaczego więc nie wyeliminujemy problemu? — Znałem odpowiedź, ale to nie zmieniało faktu, że nic nie ucieszyłoby mnie bardziej niż głowa Césara Barrigi na srebrnej tacy.
— Wiesz dlaczego. Nie potrzebujemy tu bandy rozszalałych Meksykanów żądnych zemsty.
— Więc jaki masz plan?
— Twój ojciec i ja doszliśmy do wniosku, że najlepiej będzie zawrzeć sojusz z kartelem i… — Isaak nie dokończył zdania, gdyż do gabinetu wszedł Drago.
— Załatwione, szefie, dziewczyna jest w pokoju.
Spojrzałem na przyjaciela i zauważyłem czerwoną szramę na jego policzku oraz rozciętą wargę. Parsknąłbym śmiechem, ale byłem za bardzo skonfundowany cała tą sytuacją.
— Dziękuję, jesteś wolny. — Ojciec odprawił go machnięciem ręki.
Drago skinął głową i wyszedł, zamykając drzwi.
— To ona? To ją chcesz poświęcić? — zapytałem z niedowierzaniem.
Ta dziewczyna nie może mieć więcej niż osiemnaście lat. Chryste…
— Jej ojciec ją poświęcił, a ja przyjąłem taką zapłatę.
— Nie wierzę… — wyszeptałem.
— Kiedy będziesz na moim miejscu, zrozumiesz, że czasem musimy wyjść ze swojej strefy komfortu. Poświęcić kogoś dla większego dobra.
— Tak jak mówiłem, twój ojciec i ja doszliśmy do wniosku, że to najlepsze rozwiązanie — odezwał się Isaak, a mnie ogarnęła złość.
— Sprzedacie tę niewinną dziewczynę Césarowi?
— Tak, a ty ją tam dostarczysz i przypieczętujesz sojusz.
Po tych słowach poczułem nieprzyjemny skurcz w żołądku. Od trzech lat nie stałem z tym gnojem twarzą w twarz i wiedziałem, że kiedy to nastąpi, będę potrzebował całej swojej siły woli, by nie wpakować mu kulki między oczy.
— To wszystko? — zapytałem, wstając z miejsca. Musiałem stąd wyjść, żeby nie wybuchnąć.
Ojciec zmierzył mnie przeszywającym spojrzeniem. Zdawałem sobie sprawę, iż nie podoba mu się moje zachowanie, lecz miałem to w dupie.
Gdyby tylko wiedział to, co ja…
— Tak. I nie zapomnij o rocznicowym obiedzie.
— Pamiętam — burknąłem i ruszyłem w stronę wyjścia. Ten dzień nie mógł się gorzej zacząć.
Przed opuszczeniem budynku wstąpiłem do salonu, gdzie pogrążona w myślach matka wpatrywała się w zdjęcie mojej siostry. Myślałem, że nie mogę poczuć się jeszcze gównianiej, ale właśnie tak się stało.
Podszedłem bliżej. Kiedy mama mnie spostrzegła, otarła dyskretnie policzek. Odebrałem jej fotografię i odłożyłem na stolik. Przytuliłem ją, a ona ochoczo schroniła się w moich ramionach.
Trzy lata…
Chociaż minęły trzy pieprzone lata, to wciąż bolało.
Byłam przerażona, nie miałam pojęcia, co ze mną zrobią. Bolały mnie kolana, żebra i twarz, a z rozciętej wargi ciągle sączyła się krew. Musiałam pamiętać, by nie próbować uciekać przed mężczyzną, który wygląda jak góra, bo kiedy ta góra się na mnie zwali i przygniecie do ziemi… nie będzie ciekawie.
W dalszym ciągu nie mogłam uwierzyć, że ojciec tak mnie potraktował. Nigdy nie był rodzicem na medal, ale to? To przechodziło wszelkie pojęcie.
Jak dużo pieniędzy wisiał tym Cavillo, skoro oddał im jedno ze swoich dzieci?
Powinnam się stąd wydostać, uciekać. Ci ludzie byli niebezpieczni, a to, co powiedział mi tamten osiłek przed wpakowaniem mnie do tego pokoju, też nie napawało optymizmem. Wiedziałam, że Cavillo należą do najważniejszych klanów mafijnych w Los Angeles — razem z kartelem Barriga siali postrach w społeczności, a podlegał im każdy mniejszy przedsiębiorca. Bez ich wiedzy nie mogłeś się nawet iść wysikać, co moim zdaniem było lekką przesadą.
Rozejrzałam się po pokoju i musiałam przyznać, że jest śliczny. Beżowe ściany oraz błękitne zasłony nadawały mu pewną lekkość, dębowe meble nie przytłaczały, a wielkie łóżko z baldachimem stanowiło miły dodatek. Gdyby nie okoliczności, pewnie byłabym zachwycona, teraz jednak szukałam drogi ucieczki.
Znajdowałam się na pierwszym piętrze czterokondygnacyjnej rezydencji. Podeszłam do okna, ale okazało się szczelnie zamknięte. Spróbowałam otworzyć drzwi od balkonu, jednak te również ani drgnęły. Jęknęłam z frustracją i przysiadłam na łóżku. Byłam wypompowana emocjonalnie, lecz nie należałam do osób, które łatwo się poddają, więc prędzej czy później znajdę sposób, żeby uciec.
Nie wiedziałam, ile czasu siedzę tu zamknięta — nie miałam telefonu, a w tej złotej klatce nie było żadnego zegarka. Zauważyłam jednak, że zaczyna się ściemniać. Czułam ogromne zmęczenie i potworny głód. Przez cały dzień udało mi się zjeść tylko bułeczkę cynamonową.
Może chcą mnie zagłodzić? Dobrze, że mogę chociaż korzystać z przylegającej do pokoju łazienki.
Usłyszałam jakieś zamieszanie za drzwiami, więc złapałam lampkę, która stała na stoliku nocnym, i wstałam, trzymając ją niczym miecz świetlny Jedi. Po chwili do pomieszczenia weszła starsza kobieta ubrana w szarą garsonkę i biały fartuszek. Za nią pojawił się wysoki, ciemnowłosy mężczyzna z okropną blizną pod lewym okiem. Kiedy spostrzegł, co mam w rękach, wybuchnął śmiechem. Starsza pani cofnęła się o krok.
— Z czego się śmiejesz, idioto? — fuknęłam na niego, nie zważając na konsekwencje.
Zrobił krok w moją stronę, a ja wstrzymałam oddech.
Cholera, ja i ten mój niewyparzony język…
— Nigdy więcej się tak do mnie nie zwracaj. — Jego oczy ciskały błyskawice. Po chwili jednak uśmiechnął się pobłażliwie. — A poza tym naprawdę myślisz, że zrobiłabyś mi tym krzywdę, Mała Mi? — zakpił, co mnie zirytowało. Natomiast jeśli chodzi o przezwisko, mógł się bardziej wysilić.
— Sprawdźmy — warknęłam i, kładąc na szali swoje życie, wzięłam zamach.
Niestety osiągnęłam jedynie tyle, że prawie wyrwało mi ramię, bo ten głupi przedmiot okazał się cięższy, niż sądziłam.
— Istna z ciebie bestia. — Zaśmiał się, a jego wcześniejsza złość najwyraźniej całkowicie wyparowała.
Starsza kobieta weszła głębiej do pokoju.
— Już, już. Odłóż to, kochanie, bo się uszkodzisz, a tego byśmy nie chcieli. Przyniosłam ci kolację. Postawię ją tutaj — zwróciła się do mnie, potem na biurku w rogu pokoju położyła tacę.
Nie zareagowałam. Mierzyłam gniewnym wzrokiem mięśniaka, a on się szczerzył zadowolony z siebie.
— Zjedz, póki ciepłe — dodała, następnie szybko wyszła, zostawiając mnie z Blizną.
— Musisz nabrać trochę ciała, nikt nie lubi obijać się o kości — rzucił i, śmiejąc się ze swojego wątpliwej jakości żartu, ruszył za gosposią, po drodze zamykając drzwi.
Przesunęłam po sobie wzrokiem, sprawdzając, co mu, do diabła, we mnie nie pasuje, po czym kopnęłam się mentalnie w tyłek.
Co cię obchodzi zdanie jakiegoś bezmózgiego pionka mafii?
Pokręciłam głową.
Podeszłam do biurka i zdjęłam pokrywę z tacy. Do moich nozdrzy dotarł cudowny zapach bazyliowego pesto i parmezanu. Na talerzu leżała bowiem całkiem spora porcja pysznie wyglądającego makaronu. Ślinka napłynęła mi do ust, więc nie zastanawiając się dłużej, zabrałam się za jedzenie, na co mój brzuch zaburczał z aprobatą.
Kiedy już się najadłam, postanowiłam przystawić krzesło do drzwi i zablokować klamkę. Byłam brudna po wcześniejszej walce z Drago — słyszałam, że tak zwrócił się do niego Antonello — i potrzebowałam się umyć, a nie miałam zamiaru tego robić, gdy każdy mógł sobie tu wejść.
Zadowolona z efektu przeszłam pospiesznie przez pokój do łazienki. Odkręciłam kran pod prysznicem, szybko zdjęłam ubrania i weszłam pod gorący strumień. Nie miałam czasu nacieszyć się tym, jak rozkosznie rozluźniają się moje napięte do granic możliwości mięśnie. Umyłam się i niestety musiałam założyć noszone wcześniej ubrania. Majtki jednak pominęłam, wyrzuciłam je do kosza na śmieci. Nie ma niczego gorszego niż nieświeża bielizna.
Spojrzałam na siebie w wielkim lustrze i poczułam skurcz w żołądku. Mój policzek zdobił ogromny siniak, oko zrobiło się lekko opuchnięte, a warga wyglądała, jakbym wstrzyknęła sobie kwas tylko po jednej stronie. Byłam idealnym okazem nędzy i rozpaczy. Fioletowe sińce na ramionach stanowiły kolejną pamiątkę po starciu z człowiekiem Cavillo.
Jeżeli to, co mówił ten troglodyta, jest prawdą, miałam być zyskownym interesem. Cokolwiek to znaczyło. W takim wydaniu jednak mogłabym robić jedynie za stracha na wróble.
Wyciągnęłam gumkę z kieszeni szortów, związałam włosy, po czym opuściłam łazienkę. Weszłam na łóżko i wpatrywałam się w zaryglowane drzwi. Po jakimś czasie w końcu przegrałam walkę ze zmęczeniem.
Od mojego spotkania z ojcem minęły dwa dni. Przez cały ten czas byłem zawalony robotą, ponieważ ktoś znowu położył łapę na naszej dostawie prochów. Zaczynałem tracić pieprzoną cierpliwość.
Barriga sobie z nami pogrywał i myślał, że nikt się nie zorientuje, iż właśnie on za tym stał. Kutas robił się coraz śmielszy w swoich poczynaniach, a mój ojciec sądził, że wejście z nim w układ wszystko załatwi. I jeszcze ten niedorzeczny pomysł, by sprzedać mu na aukcji tę biedną dziewczynę. Nie miałem pojęcia, kim ona jest, ale musiałem coś wymyślić, żeby do niego nie trafiła. Problem polegał na tym, że miałem na to raptem pięć dni.
Zawsze mi się wydawało, że mimo iż zajmujemy się tym, czym się zajmujemy, kierujemy się pewnymi wartościami, których stale będziemy przestrzegać. Moja rodzina od lat rządziła Los Angeles. Trzymaliśmy w kieszeni policjantów, prokuratorów, sędziów oraz polityków. Dla świata byliśmy potentatami branży transportowej, niemniej mieszkańcy naszego miasta wiedzieli, że to wyłącznie przykrywka do prania brudnych pieniędzy. Byłem dyrektorem generalnym w Cavillo Shipping Group, choć tak naprawdę papierkową robotę odwalała moja asystentka, która podsuwała mi już gotowe dokumenty.
Musiałem przyznać, że trudno pogodzić te dwa życia: przykładnego biznesmena i przyszłego bossa.
Nasza firma oferowała transport towarów do każdego zakątka świata. Posiadaliśmy swoją flotę, setki ciężarówek i samolotów gotowych przewieźć powierzone przez klientów produkty. Miałem przy sobie sztab ludzi i na dobrą sprawę to oni wszystkim się zajmowali, a ja musiałem jedynie zatwierdzić dany projekt i podpisać umowę. Owszem, sam też prowadziłem negocjacje, jednak w pełni ufałem swojemu zespołowi.
Każdy, kto chciał się liczyć, najpierw musiał przyjść do nas. Mniejsze i większe przedsiębiorstwa płaciły nam za ochronę między innymi przed takimi typami jak Barriga. Były pozostawione same sobie, tylko jeśli ich siedziby znajdowały się na jego terytorium.
Przez jakiś czas familie Cavillo i Barriga żyły w harmonii — ojciec Césara nie wchodził w drogę mojemu i na odwrót — lecz wszystko się zmieniło, kiedy Ricardo Barriga zmarł na raka. Wówczas władzę przejął jego najstarszy syn, który już od trzech lat sprawiał problemy. Miesiącami czekałem na odpowiedni moment, by go załatwić, ale jeszcze nie złapałem go za rękę, więc byłem bezradny.
A teraz dodatkowo musiałem iść na jego pierdoloną aukcję dla zboczeńców oraz perwersyjnych, starych drani, uśmiechać się i wystawić na rzeź tę niewinną dziewczynę. Sama myśl o tym sprawiała, że miałem ochotę komuś przypierdolić.
Drzwi do mojego gabinetu otworzyły się gwałtownie, a ja automatycznie wymierzyłem w intruza z walthera. Wtedy jednak okazało się, że to Nino.
— Przestań do mnie celować, idioto!
— To nie właź tu jak do siebie, imbecylu — warknąłem na kuzyna, piorunując go wzrokiem.
— Nie mam czasu na pukanie i ty też nie.
— Dobra, gadaj, o co chodzi. Jestem wykończony i marzę tylko o tym, by znaleźć kutasa, który odpowiada za to, że kolejna ciężarówka z koką rozpłynęła się w powietrzu.
— To mów mi wróżka chrzestna, bo spełnię twoje życzenie, kopciuszku — powiedział zadowolony z siebie Nino, szczerząc się jak idiota.
— Czegoś ty się naćpał? — Wybuchnąłem śmiechem i pokręciłem głową. Mój kuzyn był najbardziej pokręconym sukinsynem na ziemi.
— Rusz dupę. Czekam w aucie, jedziemy do magazynu. Mam niespodziankę — prychnął oburzony, po czym wyszedł.
Przewróciłem oczami.
Pieprzona primadonna.