Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Na lodzie czują się pewnie. Czy w miłości podwójny axel wyjdzie im równie mistrzowsko?
Hailey Queen to prawdziwa królowa lodu. Zapalona łyżwiarka, dla której nie liczy się nic poza przygotowaniem do zawodów. W przeszłości została głęboko zraniona przez bliskie osoby, teraz najpewniej czuje się na śliskiej tafli, nad którą panuje za pomocą naostrzonych płoz. Kiedy jej partner ulega wypadkowi, Hailey nie ma wyjścia – musi szybko znaleźć zastępstwo, aby zdążyć przygotować się do udziału w zawodach. Nikt nie nadaje się lepiej do tego zadania niż Tyler Jackson. Kiedyś razem trenowali. Kiedyś łączyło ich także coś znacznie więcej niż sport…
Tyler Jackson porzucił łyżwiarstwo figurowe na rzecz hokeja. Ogólne rzecz biorąc, rzucanie wychodzi mu całkiem nieźle, o czym zaświadczyć może niejedna dziewczyna z okolicy. Teraz chciałby pomóc Hailey i wspólnie z nią trenować do zawodów. Problem w tym, że łyżwiarka nie chce o tym słyszeć i ma ku temu całkiem poważne powody. Czy pewnemu siebie hokeiście uda się roztopić lód w sercu Ice Queen?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 308
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Nirvana • Smells Like Teen Spirit
Scotty • The Black Pearl
Alice Cooper • Poison
Fifth Harmony • Worth It
Linkin Park • Faint
Sia • Unstoppable
Burak Yeter • Teenage Runaway
Labrinth feat. Emeli Sande • Beneath Your Beautiful
Kings of Leon • Sex on Fire
Ava Max • Kings & Queens
Billie Eilish • Therefore I am
Tiny Turner & Kygo • What’s Love Got to Do with It
Zara Larsson • WOW
Yves V feat. Alida • Home Now
Surf Mesa feat. Emilee • Ily (I Love You Baby)
Axel – zawodnik zamachuje się prawą nogą, skacze z zewnętrznej krawędzi lewej łyżwy, a następnie ląduje i jedzie tyłem na zewnętrznej krawędzi prawej łyżwy. Pojedynczy axel to półtora obrotu w powietrzu.
Choctaw – obrót, podczas którego łyżwiarz zmienia nogę, na której stoi, kierunek jazdy oraz krawędź łyżwy.
Lutz – zawodnik jedzie tyłem na zewnętrznej krawędzi lewej łyżwy, pomaga sobie, wbijając czubek prawej łyżwy w lód, skacze, po czym ląduje tyłem na zewnętrznej krawędzi prawej łyżwy.
Mondo – ruch, w którym zawodnik układa nogi w kształt litery V, a łyżwy są rozstawione palcami na zewnątrz, tak że tworzą linię prostą. Figura ta może być wykonywana na krawędzi zewnętrznej (zawodnik odchyla się do tyłu) lub wewnętrznej (pochyla się do przodu).
Piruet – obrót wykonywany na jednej nodze, w jednym miejscu, wokół własnej osi.
Salchow – zawodnik jedzie tyłem na wewnętrznej krawędzi lewej łyżwy, zamachuje się prawą nogą i ląduje, po czym jedzie tyłem na zewnętrznej krawędzi prawej łyżwy.
Sekwencja kroków – to kombinacja małych kroczków, obrotów, podskoków, zmian krawędzi i ruchów przestrzennych wykonywanych według określonego rysunku na lodzie. Sekwencje mogą być wykonywane po linii prostej, po kole lub po serpentynie (w kształcie litery S). Wśród kroków mogą być wykonywane wszystkie obroty, na jednej lub obu nogach. Każda sekwencja kroków powinna być wykonana zgodnie z charakterem muzyki, krótkie zatrzymania zgodne z muzyką są dozwolone. Sekwencje kroków muszą w pełni wykorzystywać powierzchnię lodowiska.
Skakana trójka – zawodnik podobnie jak w axlu wyskakuje do przodu, wykonuje jednak tylko pół obrotu i ląduje tyłem.
Split – zawodnik wykonuje szpagat w powietrzu; nie jest to skok obrotowy, tylko przyjęcie określonej pozycji w locie.
Toeloop – zawodnik skacze, jadąc tyłem, z zewnętrznej krawędzi prawej łyżwy, pomaga sobie, wbijając czubek lewej łyżwy w lód, i ląduje.
Walley – zawodnik wykonuje pełny obrót, rozpoczynając tyłem na prawej nodze z wewnętrznej krawędzi łyżwy i ląduje na tej samej nodze tyłem na zewnętrznej krawędzi. W nowym systemie oceniania jest traktowany jako element łączący.
Waltz – zawodnik wykonuje pół obrotu z jazdy na lewej nodze przodem na zewnętrznej krawędzi łyżwy i ląduje tyłem na prawej nodze na krawędzi zewnętrznej; podczas skoku wolna noga jest maksymalnie uniesiona w górę i wyprostowana.
Zwrot – obrót, który kieruje łyżwiarza z jednego okręgu do drugiego, łyżwiarz zmienia przy tym kierunek jazdy.
* Słowniczek sporządzony na podstawie definicji zamieszczonych na stronie https://www.wintersports.pl/figure_skating/elements (dostęp z dnia 22.11.2021).
Lód pod moimi stopami przyjemnie trzeszczał, kiedy łyżwy prowadziły mnie przed siebie. Uwielbiałam to uczucie pędu, gdy wiatr rozwiewał moje włosy i smagał policzki. Jeden błąd i mogłam wylądować na tyłku. Nie byłby to pierwszy raz. Odwiedzałam lodowisko w Saint Valley w każdej wolnej chwili. To było moje miejsce, tutaj czułam się niepokonana, niezwyciężona, ważna… Tutaj nie byłam córką trenera miejscowej drużyny hokeja, królową lodu i wredną suką, za jaką mieli mnie ludzie w szkole. Byłam Hailey Queen, dziewczyną, która od czwartego roku życia jeździ na łyżwach i nie wyobraża sobie, by miała przestać to robić.
Nabrałam rozpędu i wybiłam się do podwójnego axla, a kiedy wylądowałam, usłyszałam za sobą oklaski. Zatrzymałam się i spojrzałam w tamtym kierunku, a osoba, która stała przy wejściu na lód, sprawiła, że moje serce zabiło szybciej. Tyler Jackson – TJ – jeden z najlepszych łyżwiarzy mojego ojca… I największy gnojek, jaki kiedykolwiek chodził po ziemi.
– Imponujące, Hailey, choć dopracowałbym nieco lądowanie. Znosi cię i niepotrzebnie tracisz punkty. – Głos chłopaka poniósł się echem po pustej hali. Zadufany w sobie dupek.
Zignorowałam go i podjechałam do wyjścia. Uśmiechał się do mnie krzywo, najwyraźniej dumny ze swoich spostrzeżeń. Starałam się na niego nie patrzeć, lecz gdy cytrusowa woń jego perfum dotarła do moich nozdrzy, przegrałam. Uniosłam wzrok i nasze oczy się spotkały. Kiedyś miałam ochotę utonąć w ich błękicie, teraz przypominały mi o najgorszym wieczorze w moim życiu. Wieczorze, kiedy zmarła moja matka, a moja siostra zaginęła.
To wtedy straciłam nad sobą panowanie i wyszłam z domu targana sprzecznymi uczuciami, a moja siostra uciekła. Zostawiła pieprzony list, w którym oznajmiła, że ma dość i mamy jej nie szukać. Moja mama była zrozpaczona, pragnęła ją odnaleźć… Co nie skończyło się dla niej najlepiej. Ten dzień odmienił życie nas wszystkich i nic nie było już takie jak wcześniej.
Półtora roku później
Zaparkowałam samochód pod restauracją, w której pracowałam po szkole. Liceum Saint Valley High było jedyną szkołą średnią w miasteczku, bogatsze dzieciaki dojeżdżały do Norton High w Norton oddalonym o czterdzieści minut drogi stąd. Nam się nie przelewało, a ja lubiłam swoją szkolę, więc kiedy tato zaproponował, że opłaci czesne w tamtej placówce, odmówiłam. Nie chciałam zresztą zostawiać Roni i Ricka, moich jedynych przyjaciół.
Odsłoniłam lusterko i spojrzałam na swoje odbicie. Ciemne cienie pod oczami ukazywały, jaka byłam wycieńczona. Wielogodzinne treningi z Xanderem, kilka zajęć ostatniej klasy plus zmiany w pracy sprawiały, że musiałam zrezygnować ze snu, w sumie komu on był potrzebny. By się dostać do kwalifikacji na zawody regionalne, a później krajowe i olimpiadę za cztery lata, wypruwałam sobie flaki, a mój partner Will Asher nie zostawał daleko w tyle. Od czterech lat jeździmy razem i jesteśmy jak dobrze naoliwiona maszyna. Rozumiemy się bez słów, wyczuwamy instynktownie, a nasze układy przechodzą do historii. Trener mawia, że sama mogę zajść daleko, ale jeżdżąc z Willem, osiągnę szczyt.
Poczułam, jak puls mi przyspiesza na samo wspomnienie trenera. Nasza relacja była skomplikowana… Prychnęłam w duchu. Skomplikowane może być różniczkowanie czy wzór chemiczny perfum profesor Ontario. To, co nas łączyło, wykraczało daleko poza zwykłe zawiłości. Odrzuciłam niechciane myśli, wyciągnęłam ze schowka korektor i najlepiej, jak potrafiłam, zamaskowałam oznaki zmęczenia. Chwyciłam torbę, telefon i dokumenty, po czym ruszyłam do lokalu.
Pracowałam tu, odkąd skończyłam szesnaście lat. Matka Tylera przyjaźniła się z moimi rodzicami, tato był ulubieńcem najbogatszej i powszechnie szanowanej rodziny w Saint Valley. Trener hokeja, który odkrył talent w ich najstarszym synu i uczynił go gwiazdą, zaskarbił sobie przychylność całego miasteczka. Natalie Jackson była najbardziej bezinteresowną osobą na świecie, płaciła mi dużo więcej, niż powinna, a gdy o to zapytałam, zbyła mnie machnięciem ręki. Razem z ojczymem Tylera posiadali sieć kilkunastu hoteli i restauracji rozsianych po okolicy. Nic dziwnego więc, że jej pierworodny zachowuje się niczym książę w swoim królestwie. „Daj spokój, Hal, nie myśl o nim teraz…”
Wymuszając na ustach grymas, który – miałam nadzieję – choć trochę przypomina uśmiech, wkroczyłam na zaplecze i do szatni. Zostawiłam rzeczy w szafce, zgarnęłam fartuch, a kiedy już miałam wychodzić, drzwi otworzyły się gwałtownie, a ja z impetem upadłam na tyłek. Jęknęłam, gdy odezwało się wczorajsze stłuczenie. Ćwiczyliśmy z Willem nową choreografię, w której wyrzuca mnie w powietrze, a ja po zrobieniu dwóch i pół obrotu muszę wylądować tak, by nie wybić sobie zębów. Wiedzcie, że choć robiłam to miliony razy, przy każdym kolejnym boję się tak samo. Ruchy muszą być zsynchronizowane, płynnie tworzyć idealną całość, a doprowadzenie każdego nowego układu do perfekcji pochłania cholernie dużo czasu.
– Matko, Hailey! Nic ci nie jest? – Zatroskany głos Dereka przeszył pokój. Wszedł do środka i pomógł mi wstać.
Derek był szefem kuchni w Roses, gotował obłędnie. Jego ravioli rozpływały się w ustach, mogłabym je jeść do końca życia. Miał lat więcej, niż istnieje świat, ale duchem przypominał nastolatka. Uroczy niski, siwy mężczyzna posłał mi zbolałe spojrzenie. Wiedziałam, że zaraz zacznie wykład, że nie jestem robotem i potrzebuję przerwy, ale ja nie mogłam sobie na nią pozwolić.
– Już dobrze, nic mi nie jest – powiedziałam, by go uspokoić.
– Myślałem, że masz dzisiaj wolne. Co tu robisz?
– Natalie zadzwoniła i poprosiła o wsparcie, bo Doris się rozchorowała.
– Potrzebujesz przerwy, królewno.
– Wszystko w porządku, Dek.
Pocałowałam mężczyznę w policzek i czmychnęłam z szatni, nim na dobre by się rozkręcił. Potrzebowałam każdego centa na nowy strój, a nie chciałam kolejny raz prosić Xandera o pożyczkę, już wystarczająco mi pomógł. Ruszyłam korytarzem, zawiązując czarny fartuszek. Docierałam już do końca, gdy nagle zatrzymałam się w pół kroku, zaalarmowana wybuchem głośnego śmiechu dochodzącego z sali. Błagam, niech to będzie tylko moja wyobraźnia, nie poradzę sobie z nim dzisiaj…
Niestety Bóg chyba miał jakieś problemy na łączach, bo moje błagania na nic się nie zdały. Warknęłam w duchu i uśmiechając się sztucznie, przeszłam przez pomieszczenie, by podejść do baru stojącego pośrodku lokalu. Roses było urządzone w górskim stylu. Drewniane podłogi, stoły i krzesła. Wysokie lampiony ustawione w każdym rogu dodawały temu miejscu ciepła i tworzyły niesamowity klimat. Duży kwadratowy bar z ciemnymi hokerami był centrum restauracji, gdzie goście mogli napić się drinka, oczekując na stolik. Chris posłał mi wszystkowiedzący uśmiech i podał notatnik z długopisem. Zignorowałam go i pokazałam mu język, na co prychnął rozbawiony. Chris i Doris byli parą, pracowali tu od dwóch lat i to tutaj się poznali. Cieszyłam się, kiedy okazało się, że odwzajemniali swoje uczucia – mimo tego, co mówią o mnie inni, mam serce. Jestem tylko cholernie uczulona na ludzką głupotę. Wzięłam dwa głębokie oddechy i ruszyłam przyjąć zamówienia.
Kiedy podeszłam do stolika, rozmowy ucichły, Tyler z dwoma chłopakami z drużyny hokejowej, Flynnem i Gregiem, oraz trzema półnagimi dziewczynami zajmowali boks w rogu lokalu. Ich króliczki, jak zwykli je nazwać, wypalały mi dziurę w głowie, a TJ lustrował wzrokiem moje ubrane w obcisłe dżinsy i beżowy sweter ciało. Mogłabym przysiąc, że wyobraża sobie, co mam pod spodem. Odchrząknęłam i odezwałam się.
– Czy mogę już przyjąć zamówienie?
– Witaj, Ice Queen, jak się masz? – Tyler zignorował moje pytanie.
– Dopóki nie zobaczyłam ciebie, było całkiem nieźle. Czy teraz, zaspokoiwszy swoją ciekawość, powiesz, czego sobie życzycie?
Chłopak posłał mi złe spojrzenie, a Flynn kaszlem starał się zamaskować śmiech.
– Pozwolisz, by ta wieśniaczka tak się do ciebie odzywała, Jack? – wysapała blondi numer jeden. Przewróciłam oczami tak bardzo, że bałam się, że mi wypadną.
– Ona tak okazuje miłość, Brit… – Oczywiście, że tak ma na imię… Jakie to przewidywalne… – Poprosimy skrzydełka, frytki i trzy sałatki, bez majonezu i pomidora, i może dzbanek mrożonej herbaty.
Prychnęłam, za co zostałam spiorunowana wzrokiem.
– To wszystko?
– Ja poproszę wodę sodową – odezwała się blondi numer dwa, która próbowała swoimi sztucznymi cyckami wybić Tylerowi oko.
– Zaraz wrócę z napojami.
Uciekłam stamtąd, jakby się paliło. Gdybym musiała spędzić z nimi choćby minutę dłużej, straciłabym panowanie nad sobą i strzeliła TJ w ten jego piękny, arogancki pysk. Weszłam do kuchni, podałam Dekowi zamówienie i nalałam herbaty do dzbanka. Miałam ochotę im tam napluć… Przygotowałam również wodę sodową dla cycatej blondynki i wróciłam na salę.
– Proszę bardzo, wasze napoje.
Już odchodziłam, gdy poczułam szarpnięcie i wbijające się w mój nadgarstek paznokcie. Wyrwałam rękę z uścisku i obróciłam się z zamiarem opieprzenia tej laski. Już otwierałam usta, ale ona odezwała się pierwsza:
– Miała być z lodem. Wyraźnie mówiłam, że z lodem.
Jej koleżanki się zaśmiały, a TJ skrzywił w dziwnym grymasie. Dobrze słyszałam i o żadnym lodzie nie było mowy, ale nie chciałam wszczynać kłótni na samym początku zmiany.
– Oczywiście, zaraz przyniosę wodę z lodem.
Triumfujący uśmiech mało nie rozerwał jej wybotoksowanych ust. Wróciłam do kuchni ze szklanką, a pracownicy posłali mi zdziwione spojrzenia. Dorzuciłam do szklanki lodu i ponownie udałam się do ich stolika. Wzrok blondynki mówił mi, że jeszcze nie skończyła uprzykrzać mi życia, a kiedy postawiłam przed nią napój, stwierdziła, że miał być z dodatkiem cytryny. Tyler tak mocno zacisnął szczęki, że miałam wrażenie, jakby zaraz miał połamać sobie zęby, nie odezwał się jednak ani słowem. Zaczęłam się irytować. Bogate dziewczyny z Norton często starały się okazywać wyższość przez poniżanie pracowników Roses.
Zacisnęłam pięści i z uśmiechem kolejny raz wróciłam do kuchni. W przypływie wściekłości rzuciłam szklanką do zlewu z takim impetem, że rozbiła się w drobny mak. Zrobiło mi się trochę lepiej… Do nowej wrzuciłam lód, cytrynę i nalałam wody sodowej. Zbliżając się do ich stolika, udałam, że się potykam, a zawartość szklanki cudownie oblała twarz i dekolt zołzy numer dwa. Krzyczała i piszczała, jakby ktoś obdzierał ją ze skóry. Mój wzrok spotkał się z niebieskim spojrzeniem Tylera. Dostrzegłam w nim rozbawienie i coś jeszcze. Podziw? Aprobatę? Cokolwiek to było, mógł sobie to wsadzić w buty. Od roku udawało mi się ignorować jego egzystencję i nie zamierzałam tego zmieniać. Nieważne, że w snach nawiedzał mnie obraz jego unoszącej się nade mną umięśnionej klatki piersiowej. To nic nie znaczyło. Kompletnie nic…
Wiedziałem, że pokazanie się w Roses nie było dobrym posunięciem, lecz nie mogłem się powstrzymać. Nie wiem, na co liczyłem, ale na pewno nie na to, że Betty odwali taki pokaz siły. Miałem ochotę wyciągnąć ją z lokalu za te farbowane blond włosy i zostawić jej głupi tyłek na zimnie. Potrzebowałem jej jednak – nie załatwiłaby mi zaliczenia z ekonomii, gdybym ją tak potraktował. Trio blondynek z Norton trzymało w szachu większość wykładowców na uczelni, a profesor Dalton uwziął się na mnie od samego początku. Betty, Brit i Bambi (to jej prawdziwe imię, nie przezwisko) potrafiły załatwić wszystko. Nie byłem głupi, miałem niezłe oceny z większości przedmiotów, lecz dupek od ekonomii nie cierpiał mojego ojczyma, co skutkowało tym, że wyżywał się na mnie. Kiedyś w przeszłości Dante odbił mu dziewczynę czy coś w tym stylu, a teraz on rozmiłował się w uprzykrzaniu mi życia.
Odegnałem myśli o profesorze i spojrzałem na dziewczyny, które próbowały jak najlepiej osuszyć bluzeczkę Betty. Musiałem przyznać, że nasza lodowa królowa nieźle ją załatwiła. Relacja między mną a Hailey była napięta, unikała mnie od ponad roku. Uważała mnie za skończonego kutasa i męską dziwkę, co zresztą nie było do końca błędnym założeniem. Nie pakowałem się w związki, pieprzyłem się z chętnymi króliczkami hokejowymi i laskami z uczelni. Moje mieszkanie było niczym dworzec i nie kryłem się z tym. Hailey jednak była inna, intrygowała mnie i cholernie kręciła, a jej upór tylko podsycał moją obsesję na jej punkcie. Lubiłem przesiadywać na trybunach lodowiska wcześnie rano i obserwować, jak sunie po lodzie. Jej jazda była magiczna, nigdy nie widziałem nikogo, kto tak by przeżywał każdy najmniejszy ruch. Perfekcja w czystej postaci. Była idealna… Choć mogła odstraszać, gdy otwierała usta i pluła jadem, mnie się to podobało. Nie była uległą szarą myszką, miała swoje zdanie i umiała je wyrazić. Wiedziałem jednak, że pod całą tą grubą warstwą twardej laski była niepewna i krucha. Raz pokazała mi tę swoją stronę, a kiedy rano się obudziłem, jej już nie było. Udawała, że do niczego nie doszło, ale ja pamiętałem wszystko wyraźnie.
– Możemy już stąd iść? – zajęczała Betty i mocniej naparła na mój bok, czym wyrwała mnie z zamyślenia.
– Jasne – rzuciłem szybko. – Co powiecie na to, by przenieść się do mnie?
Brit pisnęła i zaklaskała, a ja miałem ochotę przewrócić oczami. Wstałem i poszedłem pospiesznie do baru, gdzie Chris obsługiwał jakąś parę turystów.
– Powiedz Hailey, żeby jedzenie dostarczyła do mojego mieszkania.
– Wiesz, że ona się tym nie zajmuje, młody? – zapytał, marszcząc brwi.
– Oblała moją koleżankę napojem. Przyniesie mi zamówienie albo opowiem o wszystkim matce… – powiedziałem twardo, posyłając mu nieustępliwe spojrzenie. Nie odpowiedział, tylko kiwnął głową.
Kiedy się odwróciłem, moi towarzysze już czekali przy wyjściu. Zamiast ruszyć do nich, obszedłem bar i z półki zgarnąłem tequilę.
– Dopisz do rachunku – rzuciłem i spojrzałem w stronę kuchni, mając nadzieję jeszcze raz zobaczyć Hailey. Niestety, nic z tego… „Na co liczyłeś? Że po wszystkim przyjdzie do ciebie i porozmawiacie jak dwoje najlepszych przyjaciół?” Zignorowałem kpiący głos w mojej głowie i dołączyłem do swojej paczki.
Wyszliśmy z Roses na chłodne styczniowe powietrze. Lubiłem zimno, ten dotyk mrozu szczypiący w policzki. Wyciągnąłem kluczyki z kieszeni i odblokowałem drzwi mojej acury MDX z limitowanej edycji. Piękna granatowa maszyna, którą dostałem od Dantego w prezencie świątecznym. Moja matka poznała Dantego Jacksona, kiedy miałem trzy lata. Mój ojciec zginął podczas akcji ratunkowej w górach, gdy miałem rok. Był ratownikiem i tamtego feralnego wieczora udało mu się uratować dwójkę idiotów, którzy zboczyli ze szlaku, niestety jego uprząż się zerwała, a on zginął na miejscu. Nie pamiętałem go, ale jak opowiadała matka, był spoko gościem. Dante był deweloperem i inwestorem, przyjechał do Saint Valley, by wybudować tu hotel, a kiedy poznał Natalie Sanders – teraz już Jackson – postanowił się tu przenieść na stałe.
Wsiadłem za kierownicę mojej bestii i czekałem, aż reszta wpakuje swoje tyłki i zajmie miejsca. Odpaliłem silnik, a wnętrze samochodu wypełniły pierwsze dźwięki Smells Like Teen Spirit Nirvany. Z piskiem opon ruszyłem z miejsca, ignorując karcące spojrzenie Brit. Jeśli jej się nie podobało, mogła wysiąść. Muzyka przyspieszała, a moja noga dociskała pedał gazu. Byłem nabuzowany, tak działała na mnie obecność Hailey. Musiałem się wyładować, a trening miałem dopiero rano. Spojrzałem w lusterku wstecznym na czerwone, nabrzmiałe usta Bambi, a umysł podsunął mi inny sposób na spuszczenie pary. Drogę do domu pokonałem w rekordowym tempie. Po drodze mignął mi samochód szeryfa, który nawet nie próbował mnie zatrzymać – wiedział, że jego auto nie ma szans z moim. Zatrzymałem się na podjeździe dwupoziomowego domku na obrzeżach Saint Valley. Kiedy skończyłem dziewiętnaście lat, postanowiłem się wyprowadzić. Mieszkanie z obrzydliwie zakochanymi w sobie rodzicami i trojaczkami było ponad moje siły, a przyprowadzane przeze mnie dziewczyny myślały, że skoro zabieram je do rodzinnego domu, za chwilę wyznam im dozgonną miłość.
Nacisnąłem przycisk na kierownicy i skrzydło podwójnego garażu zaczęło się unosić, wjechałem do środka i zaparkowałem. Wysiedliśmy i udaliśmy się schodami na górę. W kuchni rzuciłem kluczyki, portfel i telefon na wyspę, po czym podszedłem do lodówki. Była pełna plastikowych, opisanych pudełek z jedzeniem, które dwa razy w tygodniu dostarczała mi matka. Wiedziała, że sam niczego nie ugotuję. Przypomniałem sobie o zamówionej dostawie i uśmiechnąłem się pod nosem. Hailey trafi szlag, gdy Chris jej o tym powie. Wyjąłem z lodówki wodę i wypiłem pół butelki. Przeszedłem korytarzem w głąb domu do salonu, w którym blondynki rozsiadły się na narożniku. Greg postawił na stole butelkę tequili, którą zabrałem z baru, a Flynn wyciągnął kieliszki. Podszedłem do stolika i zgarnąłem alkohol, odkręciłem zakrętkę i upiłem spory łyk. Upicie się dzień przed treningiem nie było dobrym pomysłem, ale olałem to.
Podałem butelkę Betty i ściągnąłem kurtkę. Rzuciłem ją niedbale w kąt, po czym odpiąłem pasek i pozbyłem się bluzki, spodni, butów oraz skarpetek. Dziewczyny przyglądały mi się z nieskrywanym pożądaniem. Puściłem im oczko i ruszyłem na taras.
– Drogie panie, pora zacząć imprezę! – krzyknąłem i zostałem nagrodzony piskiem radości.
***
Siedziałem rozparty na fotelu, a Bambi, przycupnąwszy na oparciu, gładziła mój tors. Byłem wstawiony. Po opróżnieniu butelki tequili sięgnęliśmy po zapasy z domowego barku. Spojrzałem na zegarek i ze zdziwieniem stwierdziłem, że Hailey olała moje zamówienie. Pieprzyć ją… Sięgnąłem dłonią do karku blondynki i szarpnięciem ściągnąłem ją na siebie. Zachichotała i wtuliła się w mój bok. Popatrzyłem na nią. Zmierzwione włosy opadały na jej nagi biust, a sterczące sutki zachęcały do zabawy. Opuściłem głowę, złapałem jeden w usta i mocno zassałem. Dziewczyna jęknęła i wypchnęła klatkę piersiową do przodu. Poczułem na udzie dotyk dłoni i uśmiechnąłem się do siebie. Kolejna dłoń zaczęła pieścić mój brzuch, a następna uwolniła mojego półtwardego penisa z bokserek. Otworzyłem oczy i z satysfakcją stwierdziłem, że nie tylko Bambi jest chętna do zabawy. Oderwałem się od piersi dziewczyny i poprawiłem się na fotelu, robiąc miejsce Brit. Zacisnęła małą piąstkę na moim fiucie i poruszała nią w górę i dół. Odchyliłem się i przymknąłem powieki. Usta Bambi lizały i ssały moje sutki, gdy Brit wzięła głęboko do gardła mój członek. Naparłem na nią biodrami, zakaszlała. „Nie tak ostro, TJ”.
– Jesteś taki wielki… Brit, rozluźnij gardło – wysapała Bambi i zaczęła napierać głową przyjaciółki na moje krocze. Chryste…
– Tak, zajebiście. Weź mnie całego, mała.
Britany ssała mnie zapamiętale, a Bambi całowała i lizała każdy skrawek mojej skóry, który miała w zasięgu. Byłem już na granicy orgazmu, gdy do moich uszu dotarły pojękiwania z kanapy. Spojrzałem w tamtą stronę i zobaczyłem, jak Flynn i Greg pieprzą Betty: dziewczyna siedziała okrakiem na jednym, a drugi pieprzył ją w tyłek. Jeśli to w ogóle było możliwe, to stwardniałem jeszcze bardziej. Dziewczyna posłała mi przepełnione pożądaniem spojrzenie i zagryzła wargę, by stłumić krzyk, kiedy nadchodzący orgazm ogarniał jej ciało. Oderwałem od niej wzrok i wstałem, sprawiając, że Brit wypuściła mnie z ust. Oblizała się i usiadła na piętach, a ja podszedłem do stołu i zgarnąłem z niego kondoma. Kiedy się obróciłem, Bambi siedziała na fotelu, a Brit sunęła ustami po jej nagich udach, by za chwilę zatopić usta w jej cipce. Kurwa, niezłe. Rozerwałem opakowanie i założyłem kondom na twardego niczym skała fiuta. Już miałem się zatopić w gorącej i mokrej cipce, kiedy usłyszałem dźwięk dzwonka. Chciałem to zignorować, ale intruz nie ustępował.
– Kurwa mać! – warknąłem. Wziąłem koc z kanapy i ruszyłem w stronę drzwi.
Nim zdążyłem się nim dobrze owinąć, piskliwy dźwięk ponownie poniósł się echem po domu. Otworzyłem z rozmachem drzwi, które musiały uderzyć natręta, bo usłyszałem głośny stek przekleństw, a po nim:
– Tylko nie znowu…
– Hailey? – zapytałem ze zdziwieniem.
– Nie, idioto, Matka Teresa – syknęła dziewczyna, wstając z ziemi.
– Co cię sprowadza w moje skromne progi?
Nie odpowiedziała. Wpatrywała się we mnie szeroko otwartymi oczami, w których po chwili pojawiło się jawne obrzydzenie. Zastanawiałem się, co tu robi, i wtedy do mojego zamroczonego alkoholem mózgu dotarło, że przyjechała dostarczyć zamówienie. Rzuciła mi pod nogi reklamówkę z plastikowymi opakowaniami, w których, jak się domyślałem, było nasze jedzenie, i biegiem popędziła do samochodu.
Kurwa. Kurwa do kwadratu…
Obudziłem się, kiedy dźwięki The Black Pearl Scotty’ego rozbrzmiały w pokoju. Jęknąłem i zasłoniłem ręką oczy. Chryste, która była godzina? Otworzyłem jedno oko i zlokalizowałem telefon. Ósma dwadzieścia trzy.
– Kurwa! – warknąłem i zerwałem się na równe nogi. Trener urwie mi głowę. W sobotę gramy z Orłami Norton James, drużyną, która od lat depcze nam po piętach w rozgrywkach stanowych. Skrzydłowy Orłów był niczym taran, grał nieczysto, ale cholernie dobrze. Musiałem być w formie, a całonocne libacje raczej się temu nie przysłużą. Jezu, pieprzę jak Dante… Nie tracąc czasu, popędziłem, by wziąć prysznic. W łazience natknąłem się na śpiącego na podłodze Grega. Warknąłem z irytacji i kopnąłem przyjaciela w nogę. Otworzył oczy i stęknął. Domyślałem się, że noc spędzona na płytkach nie należała do najprzyjemniejszych. Podniósł się chwiejnie i przeczesał dłonią zmierzwione włosy.
– Która godzina? – wycharczał i zaniósł się kaszlem.
– Wpół do dziewiątej – odparłem i czekałem, aż to do niego dotrze. Obaj mieliśmy przesrane, co w sumie trochę poprawiło mi humor, bo trener nie będzie wkurwiony tylko na mnie.
– Ja pierdolę… – jęknął i wypadł z łazienki, jakby się za nim paliło.
Zaśmiałem się i wszedłem pod prysznic. Nie miałem na sobie gaci, więc oszczędziłem cenny czas. Odkręciłem gorącą wodę, a mocny strumień zaczął smagać moje spięte mięśnie. Mógłbym tu spędzić cały dzień. Namydliłem ciało i pospiesznie się umyłem. Po półgodzinie razem z Flynnem i Gregiem siedzieliśmy już w aucie i wiozłem nas na trening. Trening, który rozpoczął się o siódmej.
– Trener zrobi z nas krwawy sorbet – zawodził Flynn jak cipka.
– Stary, uspokój dupę, nie będzie tak źle – odparłem, starając przekonać również samego siebie.
– Ostatni raz imprezuję w tygodniu – odezwał się z tylnej kanapy Greg.
Miał rację. Sezon prawie się kończy, zostały tylko dwa miesiące i choć prowadzimy w klasyfikacji, wszystko się może zdarzyć. Jeden niewłaściwy ruch, a kontuzja wyklucza cię na dłuższy czas, jeśli nie na zawsze. W zeszłym miesiącu przez nieprzepisowe zagranie Hunter Marks z Ohio Revenge został zawieszony do końca sezonu. Wpadł na mnie z impetem i posłał na bandę z taką siłą, że kask spadł mi z głowy i wylądowałem z lekkim wstrząśnieniem mózgu na pogotowiu. Kolejny raz, przypomniała mi podświadomość. Hokej jest cholernie niebezpiecznym sportem, ale kocham go i nie przestanę grać, cokolwiek się stanie. Z moją głową wszystko jest w porządku.
Zaparkowałem pod halą, wysiedliśmy i zgarnęliśmy z bagażnika torby ze sprzętem. W biegu zamknąłem samochód. Lodowisko w Saint Valley może nie było największe w stanie, ale oferowało wszystko, co było nam potrzebne. Oprócz naszej drużyny trenowali tu również łyżwiarze figurowi.
Wpadliśmy do szatni zziajani, jakby się paliło. W środku trener wydzierał się na jednego z obrońców.
– Gdzie zgubiłeś głowę, Mark?! Znajdź ją, do cholery. Moja córka broni lepiej od ciebie!
Mark pokornie przyjmował na siebie złość Queena, choć dobrze wiedział, że to nie na niego się wścieka. Przełknąłem ślinę i odchrząknąłem, zwracając uwagę wszystkich na siebie. W swoim dwudziestoletnim życiu mało kogo się bałem, lecz w tej chwili Robert Queen mnie przerażał. Patrzył na mnie tymi swoimi głęboko zielonymi oczami, identycznymi jak u Hailey, a pozorny spokój, który teraz malował się na jego jeszcze chwilę temu rozzłoszczonej twarzy, nie zwiastował niczego dobrego. Zrobił krok w moją stronę. Wstrzymałem oddech, moje serce niemal wyrywało się z klatki piersiowej, a ból głowy spowodowany kacem przybrał na sile. Domyślałem się, jak muszę wyglądać: potargany, blady, z przekrwionymi oczami. Queen zbliżył się na odległość mniejszą, niżbym sobie tego życzył.
– Czterdzieści – warknął i ruszył w stronę wyjścia na lodowisko.
Czterdzieści okrążeń sprintem wokół boiska było niską karą za spóźnienie. To musiał być dopiero początek. Do końca sesji została niespełna godzina i czułem, że będzie najgorszą w moim życiu.
***
Pot lał mi się na oczy i zamazywał obraz. Przyjąłem krążek od Flynna, prawego skrzydłowego, i próbowałem się przebić przez obronę, byłem jednak dzisiaj do dupy, nic nie wychodziło mi tak, jak bym tego oczekiwał. Właściwie nie wiem, jakim cudem utrzymywałem się w pionie. Ból głowy przybrał na sile, a każdy mięsień w moim ciele błagał o chwilę ulgi. Rzuciłem okiem w stronę miejsca, gdzie trener rozmawiał z pomocnikiem, marszcząc czoło. Nagle ktoś z impetem wpadł na mnie i posłał mnie na tyłek. Na chwilę straciłem dech, po czym zerwałem z głowy kask i rzuciłem go z hukiem na lód. Trener gwizdnął, ogłaszając koniec sesji. Jęcząc, zwlokłem się z lodu wkurzony i wycieńczony. Zajęcia zaczynałem dopiero o trzeciej i byłem bardziej niż chętny, by je sobie odpuścić.
Zjeżdżając do bandy, kątem oka zarejestrowałem jakiś ruch i obejrzałem się mimowolnie, wiedziony jakąś niewidzialną siłą. Hailey. Stała ubrana w dopasowaną bluzeczkę na ramiączkach nałożoną na obcisłą ciemną bluzkę z długim rękawem, szare legginsy i zwiewną cienką spódniczkę. Włosy związała w ciasny kok. Wyglądała perfekcyjnie i piekielnie seksownie. Mój kutas na znak aprobaty naparł na ochraniacz. Koniecznie musiałem się pozbyć tego cholerstwa.
Już miałem schodzić do szatni, kiedy nasze spojrzenia się skrzyżowały. Przez mgłę kaca przypomniało mi się nasze ostatnie spotkanie i wyszczerzyłem zęby w głupim uśmiechu. Hailey przewróciła oczami i warknęła tak głośno, że dosłyszałem to, choć stałem daleko od niej. Mój uśmiech jeszcze przybrał na sile. Patrzyliśmy się na siebie z uporem. Nic z tego, Ice Queen, nie tym razem… Ktoś do niej podszedł, przyjrzałem się intruzowi – Xander Stones… Nachylił się nad nią i wyszeptał jej coś do ucha. Oblała się rumieńcem i odwróciła, po czym skupiła całą uwagę na tym dupku.
– Pieprzyć to… – warknąłem i ruszyłem do szatni.
Teraz oprócz głowy bolały mnie też jaja.
Wpadłem do pomieszczenia i cisnąłem kaskiem w swoją szafkę, huk rozszedł się echem. Rozebrałem się i owinąłem biodra ręcznikiem, starając się ukryć erekcję. Cholerna Hailey Queen i jej cholerny trener. Nie wiedziałem, co ich łączy, ale plotki, które do mnie docierały, były niepokojące, bo jeśli rzeczywiście się z nim pieprzyła, to mieliśmy kurewsko duży problem. „Pieprzyłeś się wczoraj z dwiema laskami, kiedy ona stała pod drzwiami”, podsunął mi pomocnie ten uciążliwy głos w mojej głowie. Dla jasności: pieprzyłem się z nimi też później, kiedy jej już nie było w pobliżu. Byłem ciekawy, czy Robert o tym wie i na to pozwala. Przecież ten gość miał ile? Trzydzieści lat? Ona zasługuje na kogoś lepszego. Na mnie? Nie, na pewno nie chodzi o mnie. Chyba nie urodził się jeszcze taki, który byłby jej wart. Dowiem się, co ich łączy, i zrobię wszystko, by to zakończyć, albo nie nazywam się Tyler pieprzony Jackson.
Dalsza część dostępna w wersji pełnej
Redaktorka prowadząca: Joanna Pawłowska
Wydawczyni: Joanna Pawłowska
Redakcja: Justyna Yiğitler
Korekta: Małgorzata Denys
Projekt okładki: Marta Lisowska
Zdjęcia na okładce: © Idey / Stock.Adobe.com
© mari / Stock.Adobe.com
© ~ Bitter ~ / Stock.Adobe.com
© svet_nn / Stock.Adobe.com
Copyright © 2022 by Riva Scott
Copyright © 2022, Niegrzeczne Książki an imprint
of Wydawnictwo Kobiece Łukasz Kierus
Wszelkie prawa do polskiego przekładu i publikacji zastrzeżone. Powielanie i rozpowszechnianie z wykorzystaniem jakiejkolwiek techniki całości bądź fragmentów niniejszego dzieła bez uprzedniego uzyskania pisemnej zgody posiadacza tych praw jest zabronione.
Wydanie elektroniczne
Białystok 2022
ISBN 978-83-67137-84-3
Bądź na bieżąco i śledź nasze wydawnictwo na Facebooku:
www.facebook.com/kobiece
Wydawnictwo Kobiece
E-mail: [email protected]
Pełna oferta wydawnictwa jest dostępna na stronie
www.wydawnictwokobiece.pl
Na zlecenie Woblink
woblink.com
plik przygotowała Katarzyna Rek