Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Baśnie zebrane w tej książce należą do kanonu bajek Charles’a Perraulta. Książka została przygotowana z myślą o rodzicach, którzy pragną przeczytać swoim dzieciom pełne wersje baśni, jak również o uczniach przerabiających utwory Charles’a Perraulta w szkole.
Wybór zawiera najwartościowsze baśnie francuskiego pisarza – w tym wszystkie bajki znajdujące się w najnowszej podstawie programowej MEN, do których odwołują się podręczniki szkolne. Baśnie zostały przełożone i opracowane w taki sposób, aby polskie teksty zachowały literacką wrażliwość oryginału, a zarazem brzmiały współcześnie i były w pełni zrozumiałe dla dzieci.
Dodajmy, że przy tym wyjątkowym wydaniu książka mogła być opatrzona wartościowymi ilustracjami, spełniającymi oczekiwania nawet najbardziej wymagających odbiorców.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 54
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Okładka
Strona tytułowa
Strona redakcyjna
SPIS TREŚCI
KOT W BUTACH
Przekład i opracowanie tekstów
Aleksandra Michałowska
Ilustracje
Gustavo Mazalí – Poly Bernatene/Hemma Editions,
Liliane Crismer/Hemma Editions (Piękna i Bestia)
Redakcja
Marek Gumkowski, Mirosława Łątkowska
Korekta
Anna Jackowska, Beata Szcześniak
Skład
Andrzej Nowak
Przygotowanie wydania elektronicznego
Michał Nakoneczny, 88em.eu
© by Siedmioróg, 2010
ISBN 978-83-7791-536-3
Wydawnictwo Siedmioróg
ul. Krakowska 90, 50-427 Wrocław
Księgarnia wysyłkowa Wydawnictwa Siedmioróg
www.siedmiorog.pl
Wrocław 2016
Pewien młynarz osierocił trzech synów. Pozostawił po sobie dobra niewielkie: młyn, osła i kota. Synowie rozdzielili spadek między siebie, nie wzywając ani sędziego, ani rejenta, gdyby mieli bowiem opłacić usługi tych panów, nic by im z ojcowskiej schedy nie zostało.
Podzielili wedle starszeństwa: syn pierworodny, najstarszy, wziął młyn, średni osła, a najmłodszemu tym oto sposobem jedynie kot przypadł w udziale.
Ostatni syn był niepocieszony takim niesprawiedliwym podziałem spadku.
– Moi bracia – rzekł z żalem – dostali po ojcu tyle, że będą mogli uczciwie zarabiać na swój bochenek chleba. Za to mnie przyjdzie chyba z głodu umrzeć, choćbym kota zjadł, a skórkę wyprawił i sprzedał.
Kot, słysząc te słowa, zrobił minę bardzo poważną i tak oto przemówił:
– Nie będzie tak źle, mój panie. Wiele potrafię! Potrzebne są mi tylko buty, odpowiednio na mnie skrojone, i obszerny worek zaciągany na sznur.
Syn młynarza wielokroć miał okazję podziwiać spryt i zręczność, z jakimi kot łapał myszy we młynie.
„Kto wie, czego ten kot potrafi dokonać? – pomyślał sobie. – Kto nie ma nic, ten wiele nie straci… Może warto uwierzyć w to kocie gadanie!”.
I za ostatni grosik kupił kotu wszystko, o co ten prosił.
Kot wciągnął buty na tylne łapy, a worek, który wcześniej napełnił zajęczymi przysmakami: sałatą, marchewką i korą z drzew, zarzucił sobie na plecy. Tak przygotowany dziarsko wyruszył przed siebie. Gdy dotarł do leśnej polany, położył się na ziemi do góry brzuchem i zamarł bez ruchu, udając, że leży bez życia. Szeroko otwarty worek trzymał za sznurek tuż obok siebie. Nie musiał długo czekać: dwa młode zające, nieobeznane jeszcze z panującą na świecie przemocą i podstępem, wskoczyły do worka, węsząc tam pyszne śniadanie. Mistrz kot błyskawicznie pociągnął za sznurek, odciął zającom drogę ucieczki i bez litości się z nimi rozprawił.
Teraz, dumny jak paw, pośpieszył wprost do pałacu Jego Królewskiej Mości, który znajdował się niedaleko. Nie namyślając się wiele, poprosił o audiencję u samego władcy – miał przecież na nogach buty szyte na miarę! Poprowadzono go na komnaty, tam bowiem właśnie bawił król wraz z całym dworem.
Kot skłonił się nisko królowi i takimi przemówił słowy:
– Oto, wielmożny nasz królu, w podarku od mojego pana markiza de Panpana przynoszę ci dwa zające!
Choć jego pan był tylko synem młynarza, kot bez mrugnięcia okiem sprytnie przypisał mu tytuł markiza.
Wzruszony hojnym i bezinteresownym gestem nieznanego mu pana, król rzekł do kota:
– Podziękuj, drogi kocie, markizowi de Panpanowi. Powiedz mu, że wdzięczny jestem za te myśliwskie dary, godne prawdziwego szlachcica.
Gdy tylko kot opuścił królewskie komnaty, natychmiast, z workiem na plecach, wyprawił się na nowe łowy.
– Tym razem upoluję bażanty. To będzie rarytas na królewski stół – postanowił.
Do worka wrzucił odpowiednią przynętę: ziarno, owady i robaki, i zaszył się w wysokim zbożu. Otwarty worek rozpostarł szeroko, podpierając go kijem. Chwila nie minęła, a cztery kuropatwy dały się złapać w pułapkę.
– Ha, fortuna mi sprzyja! To wprawdzie nie bażanty, ale co tam. Lecę do króla z kolejnym prezentem od markiza de Panpana.
Król cenił panów hojnych, a że sam do takich należał, tym razem rzucił posłańcowi dukata na piwo.
Kot, widząc, jak coraz większe uznanie zdobywa jego pan w oczach króla, przez trzy miesiące co dzień polował i stawiał się na dworze z kolejnym darem od tajemniczego markiza de Panpana.
I tak, dzięki częstym wizytom na królewskim dworze, pewnego dnia kot dowiedział się, że król wybiera się ze swoją córką, piękną księżniczką, na przejażdżkę po królewskich włościach.
„Wreszcie nadarza się okazja, na którą czekam!” – pomyślał kot i pobiegł czym prędzej do młynarczyka.
– Jeśli pójdziesz, panie, za moją radą, wkrótce uzyskasz wielce godną pozycję i dostatek. Czym prędzej udaj się nad rzekę i przy moście zanurz się w kąpieli. Do mnie należy cała reszta.
Młodzieniec, skoro raz zaufał kotu, i teraz niewiele się zastanawiając, odnalazł wskazane miejsce i wskoczył do wody. Kiedy pływał w rzece, w pięknej karecie nadjechał król z księżniczką.
Ledwie kot ich zobaczył, wyskoczył z zarośli i zaczął wrzeszczeć wniebogłosy:
– Ratunku! Pomocy! Ratujcie tonącego pana markiza de Panpana!
Na te wołania w karecie powstało wielkie poruszenie. Król oczywiście rozpoznał kota, co mu przynosił podarki, doskonale pamiętał także nazwisko jego pana i natychmiast wydał rozkaz, by ratować markiza.
Słudzy rzucili się na ratunek, a król i jego córka, piękna księżniczka, wyszli z karety i pobiegli na most. Widząc to, kot podszedł do króla, skłonił się i opowiedział historię, która jakoby właśnie miała się wydarzyć.
– Jaśnie wielmożny królu! Mój najdroższy pan, markiz de Panpan, podstępnie został okradziony! Kiedy beztrosko kąpał się w rzece, dwaj ukryci w zaroślach rabusie przywłaszczyli sobie jego ubranie i sakiewkę!
– Rabusie okradli twojego pana! – wykrzyknął król.
– Tak, jaśnie wielmożny królu! Na nic się zdały moje groźby i krzyki, złodzieje wszystko zabrali i zbiegli.
Kot był nie tylko świetnym myśliwym, ale i wielkim aktorem, bo ubranie młynarczyka sam ukrył pod kamieniem, a lamentował i oburzał się tak przekonująco, że król szczerze przejął się jego słowami.
– Służba! Proszę odziać szanownego pana markiza de Panpana!
Gdy młynarczyka ubrano już w piękne szaty, wydał się doprawdy markizem. Jego uroda zrobiła wielkie wrażenie na królu, a jeszcze większe na księżniczce. Kiedy niewinna panna poczuła, że młodzieniec wodzi za nią pełnym uwielbienia wzrokiem, jej serduszko zaczęło bić mocniej. Kot był zachwycony, że sprawy przybrały tak pomyślny obrót.
„Nie ma chwili do stracenia. Trzeba kuć żelazo póki gorące” – pomyślał i pobiegł drogą, wyprzedzając karetę.
Wkrótce zobaczył chłopów koszących łąkę. Przywitał ich z daleka i przejętym głosem zawołał:
– Ludzie! Grozi wam niebezpieczeństwo! Zaraz będzie tędy przejeżdżać król ze swoim orszakiem. Gdyby was pytano, do kogo należą te łąki, musicie odpowiedzieć: „Do przemożnego pana markiza de Panpana!”. Jeśli król usłyszy inną odpowiedź, ukarze was i wychłoszcze!
I oto nadjechał król z orszakiem.
– Hej! Kosiarze! Do kogo należą te łąki?
– Do przemożnego pana markiza de Panpana! – wyrecytowali chórem zlęknieni chłopi.
Król z podziwem spojrzał na syna młynarza.
– Szeroko się rozciągają pana majątki, panie markizie de Panpanie.
– A i owszem, wasza wysokość – odpowiedział młynarczyk, któremu całkiem odpowiadała rola markiza.
Tymczasem kot biegł dalej. Gdy znowu spostrzegł chłopów pracujących w polu, tymi samymi słowy zawołał:
– Ludzie! Grozi wam niebezpieczeństwo! Zaraz będzie tędy przejeżdżać król ze swoim orszakiem. Gdyby was pytano, do kogo należą te ziemie, musicie odpowiedzieć: „Do przemożnego pana markiza de Panpana!”. Jeśli król usłyszy inną odpowiedź, ukarze was i wychłoszcze!
Nic więc dziwnego, że kiedy po chwili nadjechała królewska kareta, a w oknie ukazała się królewska głowa, chłopi wykrzyknęli zgodnym chórem:
– Zboża, które kosimy, należą do przemożnego pana markiza de Panpana!
A kot biegł wciąż dalej i każdego, kogo napotkał, pouczał, co ma mówić, kiedy pojawi się królewska karoca: „Te ziemie należą do przemożnego pana markiza de Panpana”.
Król zaś radował się i dziwił, jak bardzo majętny jest młody markiz.
W końcu kot dotarł do wielkiego zamku. Panem tego zamku był bogaty olbrzym, którego ziemie rozciągały się po horyzont. Olbrzym słynął z tego, że zna kilka czarodziejskich sztuczek. Przebiegły kot zaraz poprosił o audiencję u wielmożnego pana. Olbrzym zgodził się bez wahania, gdyż był próżny i bardzo lubił się chwalić swoimi czarami.
Kot przywitał się uniżenie i rzekł:
– Mówiono mi, wielmożny panie, że posiadłeś sztukę czarów. Podobno potrafisz przemienić się w lwa albo wilka. Czy to prawda, czy bzdury ludzie opowiadają?
– Pewnie, że prawda! – wykrzyknął olbrzym oburzonym tonem. – Jak śmiesz w to wątpić, mości kocie! Pokażę ci zaraz, niedowiarku!
I przemienił się w lwa, który ryknął tak groźnie, że kot zapomniał o dostojności, butach i nawet o celu swojej misji, i jak zwykły dachowy kot czmychnął na sam czubek zamkowej wieży.
Zszedł stamtąd dopiero, gdy zaklęcia przestały działać, i z pokorą oświadczył:
– No, wielmożny panie olbrzymie, muszę przyznać, że dawno nie najadłem się tyle strachu. Ale słyszałem także, dostojny gospodarzu, że umiesz – lecz w to już zupełnie uwierzyć nie potrafię – przemienić się w małe zwierzątko, na przykład w mysz. To już na pewno bujdy jakieś.
– Bujdy!? – gniewnie warknął olbrzym. – Kocie, uważaj, co gadasz. Twoje niedowiarstwo mocno mnie oburza!
I w jednej chwili przemienił się w mysz, która biegiem puściła się po podłodze. A mistrz kot znał się na mysich łowach jak nikt! Jednym susem myszy dopadł i ją pożarł.
Tymczasem z dziedzińca dobiegał już stukot kopyt i turkot kół nadjeżdżającej karety. Kot wybiegł przywitać wszystkich w progu.
– Drogi markizie – król zwrócił się do pięknie odzianego młynarczyka – czy mógłbyś mnie oprowadzić po swoim pięknym zamku?
Młodzieniec ustąpił pierwszeństwa królowi, podał rękę księżniczce i tak weszli do pierwszej komnaty. Ujrzeli w niej stół suto zastawiony. Widać olbrzym szykował właśnie ucztę dla swoich przyjaciół, nie ośmielili się oni jednak wejść do zamku, widząc królewską karocę.
– Zapraszam wszystkich na skromną wieczerzę – zawołał kot w butach i nalał wina do kielichów.
Goście jedli i wznosili toast za toastem. Rozmowom nie było końca. Jedna tylko księżniczka milczała rozmarzona, a młodzieniec coraz zerkał na piękną pannę.
Wtem król nachylił się młodzieńcowi do ucha i szepnął:
– Decyduj, drogi markizie, czy chcesz zostać moim zięciem.
Na co młynarczyk wstał i z bijącym sercem rzekł:
– Księżniczko, czy zgodzisz się zostać moją żoną?
I jeszcze tej nocy w królewskim pałacu wyprawiono wesele. W ten oto sposób ubogi młynarczyk, syn niebogatego młynarza, co w spadku po ojcu dostał tylko kota, został księciem, a kot… kot został szlachcicem. Odtąd polował na myszy i uprawiał podstępne sztuczki wyłącznie dla przyjemności.