Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Jeśli ceną mojej miłości byłaby twoja śmierć, byłbyś gotowy umrzeć?
Dragovich nie ma słabości. Dopóki w jego życiu nie zjawia się kobieta, która chce go zniszczyć. Tą kobietą jest Sofia Draycone, a to nazwisko zawsze oznacza niebezpieczeństwo.
Rosyjska bratwa odebrała Sofii brata i tym samym wydała na siebie wyrok. Dziewczyna wiedziała, że nie zazna spokoju, dopóki nie poczuje słodkiego smaku zemsty. Zatrudnia się w klubie Dragovicha i wchodzi w paszczę lwa, z której nie ma już odwrotu. Co zrobi, kiedy odkryje, kto naprawdę powinien być jej wrogiem?
Dragovich zrobi wszystko, by piękna Sofia była tylko jego. Czy jest gotowy ponieść za to najwyższą cenę?
Książka przeznaczona dla osób powyżej osiemnastego roku życia.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 286
Projekt okładki: Piotr Wszędyrówny
Redakcja: Anna Rozenberg
Redaktor prowadzący: Małgorzata Święcicka
Redakcja techniczna i skład wersji elektronicznej: Robert Fritzkowski
Korekta: MS, Karolina Mrozek
Konsultacje dialogów w języku rosyjskim: Elena Aliyeva
Element graficzny w tekście: © juicy_fish, Freepik.com
Grafika na okładce: © Leszek Czerwonka,
© ivanmateev, istockphoto.com, © Ridex, Freepik.com
© for the text by Rozalia Trawińska
© for the Polish edition by MUZA SA, Warszawa 2024
Książka zawiera sceny erotyczne, wulgaryzmy i opisy aktów przemocy.
Przeznaczona jest dla pełnoletnich czytelników.
ISBN 978-83-287-3310-7
Wydawnictwo Akurat
Wydanie I
Warszawa 2024
–fragment–
Sofia
Nigdy nie myślałam, że w wieku dwudziestu czterech lat będę prosiła się o śmierć. Ale tak właśnie się dzieje. Idę w nieznane, chcę pomścić Adriena i mogę nie wyjść z tego żywa. Mam zamiar wejść do klatki lwa i zrobić to sama, nie patrząc na konsekwencje i ile trupów za sobą zostawię – nawet jeśli sama miałabym być jednym z nich. Nikt do tej pory nie był tak głupi, by zwrócić na siebie uwagę bratwy, a ja? Mam zamiar być w samym centrum tych rosyjskich kurew. Oni zaczęli bitwę dwa lata temu, zabijając Adriena przy jednej z wymian, ale to ja zacznę wojnę. Będę jak koń trojański, wpuszczą mnie do środka, a ja zabiję każdego po kolei.
Równo dwa lata temu skończyła się moja przygoda z baletem, a zaczęły się szkolenia, nauka samoobrony i strzelania z broni. Do tamtej pory rodzice chcieli trzymać mnie z dala od „brudnego świata”. Właściwie nadal chcą, ale wszyscy doskonale wiedzą, że bratwa nie jest głupia i mają zdecydowanie lepszą broń od nas. A my znowu nie jesteśmy tak głupi, by wysłać wszystkich naszych ludzi na pewną śmierć.
Dlatego to ja, Sofia Draycone, córka Henry’ego i Pearl Draycone, pomszczę Adriena – swojego brata.
Sofia
Dwa lata wcześniej
Wbiegłam spóźniona do teatru. Powinnam tutaj być piętnaście minut temu, by wyrobić się na czas, jednak zatrzymał mnie wypadek w samym środku Las Vegas. Przecisnęłam się przez tłum ludzi, którzy przyszli oglądać występ, pobiegłam na zaplecze, gdzie szykowały się inne baletnice. Jak tylko weszłam do pomieszczenia, wszystkie pary oczu skierowały się w moją stronę.
– Już jestem – wysapałam, walcząc o głęboki oddech. Za każdym razem czułam stres i musiało być wszystko idealnie, a fakt, że się spóźniłam wcale nie pomagał.
– Musimy zapisać to w kalendarzu, spóźniłaś się pierwszy raz – rzuciła rozbawiona Molly, która była częścią naszego zespołu.
– Chociaż nie wiem, czy można to nazwać spóźnieniem, bo zawsze jesteś jeszcze przed nami, a my przyszłyśmy zaledwie dwie minuty temu – dodała po chwili, a ja przewróciłam oczami.
– Nic nie poradzę, że okiełznanie włosów zajmuje mi więcej czasu niż wam – odpowiedziałam i usiadłam przy toaletce.
Wyciągnęłam z torby mały kuferek, a z niego kosmetyki, których używałam. Mimo że tańczyłam od dziecka, do tej pory nie potrafiłam zrobić idealnego koka, który był wymagany. Zazwyczaj walczyłam z włosami kilka minut, bym była zadowolona z efektu, ale tym razem wiedziałam, że braknie mi tego czasu. Musiałam wyciągnąć swojego asa z rękawa w postaci matki. Ona jako jedyna, potrafiła zrobić mi idealne upięcie już za pierwszym razem. Wyciągnęłam telefon z kieszeni spodni i wybrałam jej numer, który jak zwykle był w ostatnich połączeniach. Czekałam jak na skazanie, aż odbierze, w międzyczasie wsmarowując serum w twarz, by reszta makijażu dobrze wyglądała i podkład się nie ciastkował.
– Właśnie wchodzimy do środka, co się stało? – zapytała na dzień dobry moja rodzicielka, gdy odebrała połączenie.
– Błagam, przyjdź zrobić mi koka, sama nie dam rady… Mam za mało czasu – powiedziałam na jednym wydechu.
Usłyszałam jej melodyjny śmiech, aż sama uśmiechnęłam się na ten dźwięk.
– Już idę.
Rozłączyłam się. Odłożyłam komórkę na toaletkę i robiłam dalej makijaż, doskonale wiedząc, że faktycznie zaraz się pojawi. Mogłam być spokojna. Nie trwało długo, gdy drzwi pomieszczenia się otworzyły i do środka weszli moi rodzice. Oczywiście matka ubrana w elegancką długą suknię, a ojciec w idealnie skrojony garnitur i jak zwykle z telefonem w dłoni, bo pilnował biznesów.
Nie martwiłam się, że innym dziewczynom mogłaby przeszkadzać jego obecność. Chyba wszystkie lubiły Pearl i Henry’ego. Poza tym, każda wychodziła się przebrać do toalety, by któraś koleżanka nie dopatrzyła się niedoskonałości. Dla mnie było to niedorzeczne, każda kobieta była piękna. Każdy człowiek był piękny, nieważne, jak wyglądał. Najważniejsze było to, co ma się w środku. Brzydka i zepsuta mogła być tylko dusza, ale w mojej grupie nigdy nie było zgrzytów. Dogadywałyśmy się świetnie, więc wszystkie się lubiłyśmy.
– Tylko skończę się malować – powiedziałam, gdy matka podeszła bliżej.
Kiwnęła głową w odpowiedzi i zerknęła na ojca ze skwaszoną miną.
– Mówiłam ci, że masz odłożyć ten telefon. Możesz dogadać się z nimi później – rzuciła poirytowana, a ja już wiedziałam, że chodzi o ciemne interesy ojca.
Tylko wtedy tak reagowała.
Nie dziwiłam jej się, chciała trzymać nas od tego z daleka. Mnie i mojego brata, Adriena. Z drugiej strony, nie dziwiłam się ojcu, który musiał mieć wszystko dopilnowane, by nie było żadnych problemów. Nie można ot tak zrezygnować z mafii, nie gdy jest się samym szefem; nie, gdy ma się pod sobą całe Las Vegas.
– Chciałam zauważyć, że gdyby ojciec był zwykłym, szarym człowiekiem, zapewne nie trafilibyście na siebie i nie… – zaczęłam, jednak kobieta przerwała mi machnięciem dłoni.
– Och, przestań. Jeśli ludzie są sobie pisani, to trafią na siebie prędzej czy później.
Zaśmiałam się tylko, a ona skarciła mnie wzrokiem. Zdecydowanie Pearl i Henry byli sobie pisani. Ponoć podpisana była też umowa, którą dał jej ojciec, a ich znajomość zaczęła się od mojego dziadka, który był zadłużony u mojego ojca. Dziadka nie miałam okazji poznać, na szczęście, ale resztę historii znałam. Wiedziałam też, że matka wystawiła się na sprzedaż, by zdobyć pieniądze, bo to ona spłacała długi swojego ojca i jak twierdzi, nie jest z tego dumna. Wcale jej się nie dziwię, ale też zawsze powtarza, że dobrze się stało, że ich znajomość się tak zaczęła, bo gdyby mój tata rozegrał to w inny sposób, z pewnością nie byłoby mnie i Adriena na świecie. Z prostego powodu: nie zaczęłaby romansu ze swoim szefem, a obecnie moim ojcem, który wciąż patrzył na ekran telefonu.
– Z kim tym razem, robisz biznesy?
Byłam ciekawa, bo dawno nie widziałam u niego tak zaciętego wyrazu twarzy.
– Z Rosjanami, za kilka dni robimy wymianę w magazynie, ale nie mamy jeszcze nic dogadane, bo ci zwlekają. Czekam na telefon.
Przytaknęłam w geście zrozumienia i dokończyłam makijaż.
– Pan się rozluźni, zadzwonią – powiedziała Molly która z naszej grupy była najbardziej wyluzowana.
Czasami się zastanawiałam, czy czegoś nie bierze, bo nie było możliwe, by nie stresowała się ani trochę.
– Pan powinien schować telefon – wypaliła matka.
– Przestań. Chcę, żeby wszystko było w porządku i wcale mu się nie dziwię.
Podałam rodzicielce szczotkę, grzebień i żel do włosów, a ta od razu zaczęła mi robić fryzurę.
– Ale dziś jest twój dzień – odpowiedziała głośno, by dotrzeć do ojca.
Tak było niemal za każdym razem, po występie Adrien opowiadał mi, że ojciec znów wisiał na telefonie, a matka go karciła, ale na czas występu zawsze chował urządzenie do kieszeni i patrzył z zaciekawieniem, a później matka znowu była zadowolona. Dlatego nie ingerowałam więcej, wiedziałam, że tym razem będzie podobny schemat. Teraz się na niego boczy, a później znów będzie wszystko w porządku. Czasami miałam wrażenie, że to był jej sposób na sprzeczkę, bo nie mogło być za spokojnie, a innych pretekstów nigdy nie potrafiła znaleźć. Mimo wszystko kochali się i to było widać gołym okiem. Może ich relacja, związek nie zaczęły się tak, jak powinny, ale czy ktoś powiedział, że trzeba zacząć od banalnego pytania o ulubiony kolor?
Zanim się zorientowałam, moje włosy były upięte w idealny kok.
– Dziękuję – powiedziałam do rodzicielki, a ona uśmiechnęła się w odpowiedzi.
Jeśli już dochodziło do takiego momentu jak ten, że przychodzili na zaplecze, nie odzywali się za wiele na temat baletu i spektaklu, bym nie czuła większego stresu.
– Adrien przyszedł?
Wiedziałam, co usłyszę, ale musiałam się upewnić, tym bardziej że rodzice skierowali się w stronę wyjścia. Ojciec, słysząc to pytanie, zaczął się śmiać, a matka razem z nim.
– Twój brat nie opuścił żadnego twojego występu, więc sądzisz, że mógłby nie przyjść i odpuścić takie widowisko? – odbił piłeczkę Henry, a mnie uśmiech cisnął się na usta.
Odkąd pamiętam, Adrien faktycznie nie odpuścił żadnego występu. Nie odpowiedziałam.
Rodzice udali się na widownię, a dziewczyny się przebrać. Makijaż miałam gotowy, włosy również idealnie upięte, więc i ja musiałam się ubrać. Wyciągnęłam z torby baletki i podeszłam do stojaka z wieszakami. Ściągnęłam z jednego z nich swoją sukienkę. Jak zwykle czułam ekscytację i wzruszenie. Jak zwykle w takich momentach wracałam do dzieciństwa i jedynej sytuacji, którą pamiętałam z moich początków nauki tańca. Mianowicie to, jak mój partner do tańczenia złamał nogę krótko przed naszym pierwszym występem i wielki Henry Draycone wszedł na scenę i tańczył balet razem ze mną. Wiedziałam, że gdyby wtedy tego nie zrobił, nie pokochałabym baletu, ale zrezygnowałabym z niego od razu po przedstawieniu.
Moja więź z rodzicami i bratem od zawsze była silna, wiedziałam, że nie mogłam wymarzyć sobie lepszej rodziny, mimo że miała swoje popaprane strony.
Dziś tańczyliśmy „Jezioro łabędzie”. Dziewczyny ustawiły się po bokach sceny, by w odpowiednim momencie do nas dołączyć, a ja ze swoim partnerem na środku. Kotara była opuszczona. Max stanął przede mną i uśmiechnął się pod nosem. Nigdy nie rozmawialiśmy za wiele, ale tańczyło nam się rewelacyjnie. Miałam wrażenie, że woli uniknąć konfrontacji z moim ojcem, dlatego trzyma się na dystans, ale mi to pasowało. Zdecydowanie nie był w moim typie. Jego uroda była zbyt chłopięca, ale w końcu to balet, a tutaj wyglądało to bardzo dobrze. Zajęliśmy pozycje, kotara zaczęła się unosić i dopiero gdy dotarła na samą górę, zaczęła grać muzyka, a my – tańczyć.
Kochałam tę lekkość podczas baletu, wtedy czułam się, jakbym latała. Kochałam te emocje, muzykę, delikatność i to, że serce za każdym razem waliło mi jak szalone, stres znikał i czułam spokój. Dokładnie tak jakby nic innego w tej chwili nie istniało. Tylko ja, melodia i balet. Nieważne, co przedstawialiśmy, nieważne gdzie. Emocje zawsze sięgały zenitu, ale najlepsze zawsze było na koniec. Utwór się skończył. Staliśmy z grupą na środku sceny teatru i oddychaliśmy głęboko. Wszyscy czekali na oklaski tłumu, ale ja czekałam na oklaski Adriena.
– To moja siostra! – krzyknął mój brat po dłuższej chwili ciszy. Wstał z fotela jako pierwszy i jako pierwszy zaczął klaskać. Zawsze miałam wrażenie, że robił to najgłośniej ze wszystkich, mimo że było mnóstwo ludzi, którzy bez problemu mogliby go zagłuszyć swoimi owacjami. Zapewne to robili, ale ja i tak słyszałam tylko jego. W tym momencie czułam wzruszenie i szczęście, które rozpierały moje serce. Czułam dumę, bo miałam jedynego w swoim rodzaju brata, którego zazdrościła mi niejedna dziewczyna.
Adrien był cztery lata młodszy i od jego narodzin byliśmy niemal nierozłączni. Po każdym występie schodziliśmy ze sceny podczas owacji, nigdy nie czekaliśmy do końca. Nasza nauczycielka zawsze powtarzała, że gdy będą nadal klaskać, mimo że nie ma nas na scenie, możemy być z siebie dumni, bo wykonaliśmy naprawdę świetną robotę. Mówiła, że ludzie szanują to, co robimy, a gdy przestaną razem z zejściem ostatniej baletnicy, to im się nie podobało na tyle, by dalej wysilać ręce. Tego się trzymaliśmy.
Poszłyśmy z dziewczynami do swojej szatni, a chłopacy do swojej. Po występie żadna z nas nigdy się nie odezwała, uważnie słuchałyśmy dźwięków z głównej sali. Dopiero gdy oklaski cichły, my zaczynałyśmy się przebierać. Dla normalnego człowieka może to było niezrozumiałe, ale dla nas było to ważne, niczym rytuał, który trzeba zrealizować i nie można naruszyć jego kolejności wydarzeń. Gdy reszta baletnic poszła przebrać się w codzienne ciuchy, ja zaczęłam chować swoje kosmetyki. Nie trwało długo, gdy usłyszałam pukanie. Uśmiechnęłam się i podbiegłam do drzwi, doskonale zdając sobie sprawę, że to nikt inny jak Adrien. Otworzyłam, a mój uśmiech się poszerzył, gdy przed oczami miałam wielki bukiet białych róż.
– Cześć, balerino.
Wychylił się zza kwiatów.
– Cześć, smarkaczu – powiedziałam wesoło.
Chwycił kwiaty w jedną dłoń, a drugą uniósł mnie. Wtuliłam się w jego ciało.
– Byłaś cudowna, najlepsza. Nie mogę uwierzyć, że mam taką zdolną siostrę. – Słyszałam dumę w jego głosie. – To było naprawdę piękne – dodał natychmiast i pociągnął nosem. Roześmiałam się i musnęłam jego policzek.
– Dziękuję, bekso.
Drażniłam się.
Adrien wzruszył ramionami i wcisnął w moje dłonie kwiaty.
– Mogłabyś przestać? Moja męska duma czuje się urażona przez takie teksty, poza tym to źle wygląda.
Wiedziałam, że również się droczy, bo cwany uśmieszek wkradł się na jego usta.
– Och, przepraszam… To się więcej nie powtórzy… – rzuciłam skruszona, a on uniósł głowę i poprawił poły marynarki.
Adrien był przystojny, wysoki, dobrze zbudowany jak na osiemnastolatka i tak jak nienawidził garniturów, tak zakładał je zawsze na mój spektakl.
– Bekso.
Jego mina momentalnie zrzedła. Wybuchnęłam śmiechem i weszłam do szatni.
– Przebiorę się i możemy skoczyć gdzieś na jedzenie.
Usiadłam na krześle i zaczęłam ściągać baletki.
Nie mówił nic zbyt długo, dlatego zerknęłam na niego. Stał w drzwiach z krzywą miną.
– Oj, nie obrażaj się, przecież wiesz, że żartowałam.
Westchnął.
– Wiem o tym, ale dziś nie dam rady iść. Obiecałem ojcu, że przeprowadzę z nim rozmowę z Rosjanami, bo to ja będę przeprowadzał tę wymianę… Wiesz, jak jest, osiemnastka stuknęła, więc muszę zająć się trochę interesami… Ale przysięgam, że po „Pięknej i Bestii” zjemy podwójnie – wytłumaczył, starając się brzmieć spokojnie, chociaż wiedziałam, że się denerwuje tym, jak zareaguję.
W końcu szliśmy na jedzenie po każdym moim przedstawieniu. Było mi trochę przykro, ale nie mogłam być zła. Wiedziałam, że odbijemy następnym razem.
– Jasne, rozumiem. W końcu jesteś już mężczyzną i musisz pomóc ojcu. – Puściłam oczko.
Podszedł bliżej, pochylił się i pocałował moje czoło.
– Obiecuję, że za te trzy dni zabiorę cię, gdzie chcesz.
Sofia
Dziś przedstawialiśmy „Piękną i Bestię”. Tym razem się nie spóźniłam, więc pomoc matki była zbędna.
Uwielbiałam tę bajkę, dlatego po poprzednim spektaklu ćwiczyłam do tego występu niemal dzień i noc. Tu nie było miejsca na potknięcie, na wątpliwości czy minimalny błąd, którego zapewne żaden z widzów by się nie dopatrzył, ale ja miałabym tę świadomość do końca życia.
Spektakle były jeden za drugim, bo nasza nauczycielka stwierdziła, że tak trzeba. Wielka zagraniczna szycha miała przylecieć do Vegas, ale trudno się z nią skontaktować, by dowiedzieć się, który dokładnie dzień jej odpowiada. Dlatego by być zauważonym i móc zatańczyć gdzieś dalej niż Stany Zjednoczone, spektakle były zaplanowane trzy i co trzy dni.
Byłam Piękną, a Max robił za bestię. Tym razem było inaczej, podczas tańca stres nie zniknął, miałam obawy, ale cały czas powtarzałam sobie w głowie, że to przez to, że sama nałożyłam sobie presję bycia idealną i fakt, że nie wiemy, czy Sylvie faktycznie siedzi na jednym z foteli.
Występ się skończył. Stałam na scenie teatru razem z resztą zespołu. Oddychałam głęboko i wpatrywałam się w widownię. Próbowałam wypatrzyć brata, rodziców czy nawet ciotkę Amy z Derekiem. Nie zobaczyłam żadnego z nich. Wiedziałam, że coś się stało. Coś było nie tak, bo to Adrien zawsze wstawał jako pierwszy i klaskał. To on zawsze przekrzykiwał tłum, wołając „To moja siostra!”. Miałam wrażenie, że ktoś wyssał całe powietrze, że zaczynam się dusić. Nie było ich. Zawsze przychodzili, wiedzieli, jakie to dla mnie ważne. Pobiegłam pierwsza do szatni, przebrałam się w swoje ciuchy. Czułam, że tym razem nie zobaczę brata, który zawsze przychodził z kwiatami. Wybiegłam z teatru, nie przejmowałam się dziwnymi spojrzeniami czy krzykami i pytaniami, które słyszałam za swoimi plecami. Wsiadłam do samochodu i z piskiem opon ruszyłam w stronę domu rodzinnego. W międzyczasie próbowałam dodzwonić się do Adriena, ale gdy ten nie odbierał, zaczęłam dobijać się do rodziców. Żadne z nich nie potrafiło nacisnąć zielonej słuchawki, co niesamowicie mnie wkurzało, i moje nerwy rosły.
Po paru długich minutach w końcu byłam na miejscu. Zatrzymałam się pod samymi drzwiami wielkiego domu. Nie zgasiłam nawet silnika. Wyszłam z auta i ruszyłam w stronę drzwi. Otworzyłam, weszłam do środka. Było cicho, za cicho, ale w powietrzu wyraźnie unosił się zapach dymu papierosowego. Ojciec nigdy nie palił w domu, a przez to alarm w mojej głowie wył jeszcze bardziej. Ruszyłam dalej, czując, że moje serce wali coraz szybciej. Zatrzymałam się w salonie. Ojciec chodził po pomieszczeniu i palił papierosa. Matka siedziała na fotelu. Widziałam, że wcześniej płakała, ale teraz patrzyła się pusto przed siebie. Była ciotka z wujem. Nie było tylko Adriena.
– Gdzie jest Adrien? – zapytałam, chociaż cholernie bałam się odpowiedzi.
Miałam dziwne wrażenie, że ona złamie mi serce. Henry się zatrzymał i chyba dopiero teraz zdał sobie sprawę o mojej obecności.
– Sofia…
Zaczął powoli, jakby układał sobie w głowie to, co ma mi powiedzieć albo jak ma mi powiedzieć. Milczał zbyt długo. Nie zapowiadało się, by ktokolwiek się odezwał.
– Gdzie, do cholery, jest mój brat?! – wydarłam się, bo ta cisza była nie do zniesienia.
– Adrien nie żyje… – odpowiedziała tępo moja rodzicielka.
W tym momencie moje serce zostało wyrwane z piersi i roztrzaskane na milion kawałków. Upadłam na kolana, bo nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Łzy zaczęły zalewać moje policzki.
Adrien… Mój Adrien… Mój młodszy brat…
Oparłam się dłońmi o podłogę. Próbowałam brać głębokie wdechy, by się uspokoić. Wiedziałam, jakie jest ryzyko w momencie, gdy zaczął jeździć na wymiany towaru. Wiedziałam, że wszystko może się wydarzyć, ale nie myślałam, że to faktycznie się stanie, że skończy martwy. Nie mogli też żartować z takiej sprawy, nie wyglądali, jakby żartowali, chociaż chciałabym, by był to słaby dowcip.
– Kto? – wydukałam z ściśniętym gardłem.
– Rosjanie. Podłożyli bomby. Z magazynu nie zostało nic, ciała też nie znaleziono. I nie znajdziemy, bo nawet nie ma w czym szukać – powiedział Derek, a ja pokręciłam głową, nie wierząc w to, co usłyszałam.
– Skąd macie pewność, że tam był? Może… jakimś cudem udało mu się…
– Nie rób sobie nadziei, bo tym tylko pogorszysz swój stan. – Ojciec przerwał mi w połowie zdania. – Mamy nagranie z kamer, które jasno wskazywało, że w momencie wybuchu Adrien był w środku.
Nie miałam pojęcia, jak on może utrzymać nerwy na wodzy. Jak może być taki spokojny. Miałam wrażenie, że umarłam razem z Adrienem, matka ledwo się trzymała, a on? On wydawał się pieprzoną oazą. Nie czułam nic, jednocześnie czułam tak wiele. Złość, smutek, żal, gniew… Chęć zemsty, która była tak silna, że kazała mi w tym momencie wstać. Podniosłam się z kolan, zachwiałam się lekko. Nie zostawię tego tak, nie mogę.
– Masz nauczyć mnie wszystkiego. Jak walczyć, jak się bronić. Pojadę tam i pomszczę Adriena, bo nie pozwolę, by oni chodzili po tym świecie, przez to, co zrobili – powiedziałam, twardo patrząc na ojca, który nie spodziewał się, że takie słowa padną z moich ust. Był wyraźnie zaskoczony.
Do tej pory byłam najdelikatniejszą częścią tej rodziny, tą nieskazitelną i niewinną, ale pora to zmienić. Nie mogę się mazać. Muszę wziąć się w garść, dać Rosjanom to na, co zasłużyli.
– Oszalałaś? A co z baletem? – odezwała się Amy. Mimo że poczułam ukłucie w środku klatki piersiowej i rosnącą gulę w gardle, bo balet był dla mnie bardzo ważny, nawet na nią nie spojrzałam, uparcie patrzyłam w oczy ojca.
– Dziś był mój ostatni występ. Bez Adriena balet stracił sens – wycedziłam zdeterminowana przez zaciśnięte zęby.
– Przecież… – zapewne próbowała przetłumaczyć, ale zgromiłam ją wzrokiem.
– Moja przygoda z baletem zaczęła się w momencie, gdy dowiedziałam się, że będę miała brata. Moja przygoda z baletem kończy się w momencie, gdy tego brata już nie mam. Balet był dla mnie ważny, ale najważniejszy był Adrien i za każdym razem to na niego czekałam. Nie zatańczę już więcej, nie na scenie teatru.
Byłam stanowcza. Nie zmienię zdania. Były rzeczy ważne i ważniejsze, a w tym momencie priorytetem było coś znacznie większego niż latanie w baletkach po scenie. Priorytetem była zemsta, której musiałam dokonać, nawet jeśli ostatecznie sama miałabym przypłacić życiem.
* * *
koniec darmowego fragmentuzapraszamy do zakupu pełnej wersji
Wydawnictwo Akurat
imprint MUZA SA
ul. Sienna 73
00-833 Warszawa
tel. +4822 6211775
e-mail: [email protected]
Księgarnia internetowa: www.muza.com.pl
Wersja elektroniczna: MAGRAF sp.j., Bydgoszcz