Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Niesamowicie gorący erotyk biurowy fenomenalnej Meg Adams!
Połączenie Pięćdziesięciu twarzy Greya i Pięknego drania!
Olga Wysocka pomimo młodego wieku odnosi spore sukcesy w branży deweloperskiej. Kiedy dostaje propozycję objęcia kierownictwa nad nowym oddziałem w Krakowie, nie waha się ani chwili. Niestety z powodu splotu wydarzeń zostaje zmuszona do oddania wymarzonego stanowiska Robertowi Nowickiemu. Kobieta nie zamierza jednak niczego ułatwiać przystojnemu, ale niezwykle aroganckiemu przełożonemu.
Walka o każdą decyzję sprawia, że zaczyna budować się między nimi gorące napięcie. Mężczyzna coraz bardziej interesuje się podwładną, chociaż doskonale zdaje sobie sprawę, że nie powinien jej do siebie dopuszczać. Olga i Robert wbrew rozsądkowi rozpoczynają zmysłową grę, której zasady są proste: tylko seks, zero emocji.
Wkrótce okazuje się, że uczucia będą ich najmniejszym problemem.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 411
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Copyright ©
Meg Adams
Wydawnictwo NieZwykłe
Oświęcim 2021
Wszelkie Prawa Zastrzeżone
All rights reserved
Redakcja:
Angelika Oleszczuk
Korekta:
D.B. Foryś
Edyta Giersz
Redakcja techniczna:
Mateusz Bartel
Projekt okładki:
Paulina Klimek
www.wydawnictwoniezwykle.pl
Numer ISBN: 978-83-8178-744-4
Olga
Życie nigdy mnie nie rozpieszczało. Od najmłodszych lat musiałam walczyć o swoje, więc szybko poznałam kilka prostych zasad rządzących naszym światem. Podstawowe z nich brzmiały: nigdy się nie poddawaj i nie ufaj nikomu w stu procentach. Od dawna wiedziałam, że to pieniądze są najważniejsze, nawet jeśli ludzie wmawiają ci coś innego. Kiedy ich nie masz, droga do celu jest znacznie trudniejsza. Moja właśnie taka była – wyboista i okupiona poświęceniami. Jednak pomimo wszelkich przeciwności dotarłam naprawdę daleko. A teraz ktoś zamierzał odebrać mi wszystko, do czego tak długo dążyłam.
Z trudem nad sobą panowałam. Czułam, jak w środku cała się gotuję. Moja krew wrzała, a puls mało nie rozpieprzył mi skroni. Uniosłam głowę, po czym spojrzałam na szefa. Mogłam się założyć, że doskonale widzi chęć mordu w moich oczach. Stałam naprzeciw niego i płonęłam z wściekłości.
Harowałam w tej firmie od dobrych kilku lat z fantastycznymi wynikami. Przychodziłam pierwsza i wychodziłam ostatnia. Poświęcałam niemal cały swój czas, żeby rozkręcić ten biznes, chociaż nie był mój. By w końcu zostać z niczym.
No może nie z niczym, ale największe marzenie właśnie legło w gruzach.
Dla mnie to oznaczało porażkę.
– Obiecałeś, że poprowadzę ten oddział. I projekt. – Wbiłam paznokcie w dłonie, bo byłam bliska przywalenia pięścią w biurko. Najlepiej tak, aby Korzewski podskoczył. Z całych sił starałam się zachowywać profesjonalnie, co w takiej sytuacji niestety graniczyło z cudem.
Szef spoglądał na mnie z miną zbitego psa. Siedział w białej, wymiętej koszuli i obracał między palcami wizytówkę, z której złote litery aż biły po oczach.
Karol Nowicki
Właściciel
Rozumiałam, że Korzewskiemu nie jest łatwo i też inaczej wyobrażał sobie kolejne lata działalności, jednak nie był wystarczająco ostrożny, więc obecnie cała firma ponosiła konsekwencje zbyt ryzykownych inwestycji.
– Musiałem zgodzić się na propozycję Nowickiego. Straciliśmy strategicznego klienta, a do tego doszła ta potworna kara za opóźnienia. Gdyby nie spółka z Karolem, nie byłoby ani oddziału, ani… – Korzewski westchnął, po czym dodał cicho: – Niczego by nie było, Olga.
Zrezygnowany opadł na oparcie fotela. Wyglądał na pokonanego.
Odwróciłam głowę, przygryzłam dolną wargę i przymknęłam powieki. Po paru głębokich oddechach znowu popatrzyłam na mężczyznę. Dopiero teraz zauważyłam, że kilka pasm do tej pory czarnych włosów jest całkiem siwych. Tymczasem twarz Korzewskiego już na pierwszy rzut oka zdradzała, że ostatnio szef musiał się mierzyć z ogromnym zmęczeniem i wielkim stresem.
– Wszystko rozumiem, ale cała ta lawina kiepskich zdarzeń nie może być jedynie zbiegiem okoliczności. – Uderzyłam palcem wskazującym w blat. – Wcale bym się nie zdziwiła, jakby rezygnacja Francuzów nie była przypadkowa – rzuciłam pogardliwie.
Może przesadzałam, lecz czułam taką złość, że słowa same wypłynęły z moich ust, zanim zdążyłam powstrzymać ten swój niewyparzony język.
Znałam Korzewskiego kilka lat. Potrafił działać ryzykownie, niemniej trudno było mi uwierzyć, że obecna sytuacja wynika wyłącznie z błędnych decyzji albo przypadku.
– Czy ty coś sugerujesz, Olga? Wiesz, że to poważne zarzuty? Masz jakieś dowody? Cokolwiek? – Spojrzał na mnie z zainteresowaniem.
Pokręciłam głową. Musiałam ochłonąć oraz pogodzić się z faktem, że jeszcze trochę poczekam na kolejny etap w mojej karierze. Oparłam się o kant biurka i założyłam ręce na piersiach. Wlepiłam wzrok w zdjęcia naszych inwestycji wiszące na przeciwległej ścianie, by trochę się uspokoić.
– Przepraszam. Zdaję sobie sprawę, że to była najlepsza opcja, ale chciałam zrobić coś sama od podstaw. I byłam pewna, że Nowicki nie ma nic przeciwko. Wyglądał na zadowolonego z takiego obrotu wydarzeń. Przecież odpadło mu poszukiwanie odpowiedniego kandydata. – Zerknęłam na szefa i zorientowałam się, że ma mi do powiedzenia coś jeszcze. Jego mina wskazywała na prawdziwą bombę. – Najwyraźniej jednak tylko grał i wcale nie zamierzał się zgadzać, prawda? – bardziej stwierdziłam, niż spytałam.
Próbowałam odgadnąć, czym tym razem szef mnie zaskoczy, lecz nic gorszego od tego, co już usłyszałam, nie przychodziło mi do głowy.
– To nie do końca tak. Jego syn właśnie zrealizował olbrzymią inwestycję i… – Korzewski nawet nie odważył się popatrzeć mi prosto w twarz.
– Czekaj, co? – niemal wrzasnęłam. – Syn? Masz na myśli Roberta Nowickiego?
– Znasz go? – Szef gwałtownie uniósł wzrok.
– Nie, ale… Zresztą nieważne. – Zachowałam dla siebie dalsze przemyślenia. – Po co właściwie mam tam jechać? Mogę zostać tutaj, ta spółka nie musi być na wieczność. – Zmrużyłam oczy.
Chociaż cieszyłam się na powrót do rodzinnego miasta, wizja pracy z kimś pokroju Nowickiego skutecznie zniechęcała mnie do wyjazdu. Niestety słyszałam o tym człowieku całkiem sporo i nie było to nic przyjemnego. Z drugiej strony wiedziałam, że wysokie stanowisko w tak ogromnej firmie stanowi szansę na rozwój i świetną pensję.
– Potrzebuję tam kogoś takiego jak ty. Poza tym za jakiś czas Karol planuje otworzyć coś na północy. Jego syn ma się zająć tamtym oddziałem, a tym samym zostawić Kraków. – Szef uśmiechnął się chytrze. – Zresztą nowa inwestycja jest twoja. Tak ustaliłem z Karolem, więc nie masz się o co martwić. Nowicki będzie tylko…
– Patrzył mi na ręce – weszłam mu w słowo. – Przecież to oczywiste – prychnęłam, po czym ruszyłam do wyjścia.
Zapowiadał się wspaniały rok.
***
Wpadłam do biurowej kuchni, warcząc pod nosem. Zamiast świętować powrót do ukochanego Krakowa i nową posadę, chciałam rzucić tę robotę i wyjechać w Bieszczady. Mimowolnie pomyślałam o czasie, gdy nie mogłam spędzać chwil z książką, bo musiałam łapać się każdej możliwej dorywczej pracy. O nocach spędzonych za barem i ukradkowym przewracaniu stron na zapleczu. O straconych minutach dzieciństwa oraz beztroski. W domu się nie przelewało, a ojciec – wiecznie pijany – potrafił jedynie narzekać i urządzać awantury. Nigdy nie pomagał matce w utrzymaniu gospodarstwa.
Byłam wściekła. Sama nie wiedziałam, czy bardziej na Korzewskiego, czy na siebie, że do tej pory nie otworzyłam niczego swojego. Mogłam posłuchać serca, a nie pieprzonego rozsądku, i podjąć ryzyko. Z drugiej strony nie tylko ja mogłabym ucierpieć, gdybym przestała zarabiać. Musiałam jeszcze poczekać.
Na lepszy moment. Na szczęście. Na cholerną gwiazdkę z nieba.
Pokręciłam głową i z całej siły uderzyłam otwartą dłonią o blat.
– Do diabła! – Walnęłam tak mocno, że radio samo się włączyło, a skóra niemiłosiernie zapiekła, ale potrzebowałam jakoś wyładować złość.
Z głośników popłynęły słowa Justina Timberlake’a. Uśmiechnęłam się pod nosem, rozmasowując obolałą rękę.
Kochałam muzykę, a Can’t Stop the Feeling! zawsze poprawiało mi humor. Nie byłam typem marudy, więc i tym razem musiałam się pozbierać. Obrócić jakoś tę sytuację na swoją korzyść. Przede wszystkim jednak powinnam była zdobywać kolejne kontakty, by jak najszybciej pomyśleć o własnej firmie.
Będzie dobrze. Przecież to jedynie tymczasowe rozwiązanie.
Mimowolnie zakręciłam biodrami i zaśpiewałam refren razem z Justinem. Na koniec wykonałam piruet. Właśnie wtedy pośród lekko rozmazanych obrazów dojrzałam coś, czego wcześniej nie zauważyłam.
– Cudownie – prychnęłam cicho, usłyszawszy donośne klaskanie.
Migiem się zatrzymałam i spojrzałam w kierunku, z którego dobiegało. Niemal natychmiast poczułam, jak moje serce przyśpiesza.
Mroźne niczym lodowce oczy tonęły w mroku. Było w nich coś tajemniczego, może nawet niebezpiecznego. Ich właściciel – ubrany w czarny garnitur, spod którego wyłaniała się równie czarna koszula – uśmiechnął się cynicznie, z satysfakcją, a potem ruszył w moją stronę. W całkowitej ciszy pełnej rosnącego napięcia. Cofnęłam się odruchowo, ale uderzyłam plecami o szafki. Jedyne, co mi pozostało, to unieść dumnie brodę. Otworzyłam usta, by zapytać, o co, do licha, tu chodzi, jednak zostałam uprzedzona.
– Piękny występ, pani Wysocka. – Kolejny krok w moim kierunku. Pomieszczenie zrobiło się ciaśniejsze. Cholernie mikroskopijne. – Mam nadzieję, że w pracy też radzi sobie pani tak dobrze. – Mężczyzna wbił we mnie palący wzrok, po czym wyciągnął rękę, jakby zamierzał mnie dotknąć.
– Jestem najlepsza – odparowałam twardo, cały czas obserwując jego ruchy.
Poczułam się jak w klatce. Osaczona. Nieznajomy był o ponad głowę wyższy niż ja. Górował nad moim drobnym ciałem, a jego bliskość sprawiała, że mój kark pokryły ciarki. Prawie przestałam oddychać, gdy smukłe palce znalazły się kilka centymetrów od mojego policzka.
Jezu, Olga, weź się w garść!
– To się jeszcze okaże. – Nawet mnie nie musnął. Kątem oka dostrzegłam, jak zgarnia z półki babeczkę, unosząc przy tym kąciki ust, jakby doskonale wyczuł mój strach. Potem tak po prostu wyszedł.
Zanim się otrząsnęłam i mogłam zareagować, jego już nie było. Pozostawił po sobie wyłącznie mgiełkę eleganckiego, ciężkiego zapachu.
Niesamowicie seksownego zapachu.
– Nie muszę ci niczego udowadniać – mruknęłam do siebie, wściekła, że nie zdążyłam mu odpyskować.
Kim jest ten facet i skąd, do diabła, zna moje nazwisko?
Tkwiłam w zawieszeniu, dopóki do kuchni nie weszła moja asystentka.
– Wszystko w porządku? Jesteś jakaś blada. Coś nie poszło po twojej myśli? – Zasypała mnie pytaniami.
Zbyłam ją machnięciem ręki i skierowałam się do drzwi. W progu odwróciłam się jeszcze w stronę Kamili.
– Widziałaś go? – Przechyliłam głowę.
Starałam się zmusić mózg do wysiłku, by jednoznacznie stwierdzić, czy to nie były jedynie jakieś zwidy.
Czy z przepracowania można mieć halucynacje?
Przez ostatnich kilka tygodni pracowałam non stop, więc to byłoby nawet prawdopodobne, szczególnie że niemal całą poprzednią noc kończyłam pakować kartony w mieszkaniu i spałam jakieś dwie godziny.
– Kogo? – spytała Kamila.
– Gościa w garniturze. Wychodził stąd chwilę przed twoim przyjściem. Musiałaś minąć go w korytarzu. Brązowe włosy, wysoki, przystojny.
A może nawet cholernie przystojny, dodałam w myślach. Nie ładny ani wymuskany, tylko drapieżny, męski i pociągający w elegancki sposób. Dokładnie taki, jaki powinien być facet.
Przewróciłam oczami. Nie potrzebowałam rozproszenia, a już na pewno nie w takiej postaci.
– Nie, Olga. Nikogo nie widziałam, przykro mi. Na pewno dobrze się czujesz? – Kamila podeszła bliżej i położyła dłoń na moim ramieniu.
Ten gest przywrócił mnie do rzeczywistości. Przestałam zastanawiać się nad tym, kim jest nieznajomy. Ponieważ i tak niedługo wyjeżdżałam, jego tożsamość nie miała większego znaczenia.
– Tak – odparłam pewnie.
– Przypominam ci, że za godzinę masz tu wrócić na pożegnalną kawę i ciacho. – Puściła mi oko, bo wiedziała, jak nie lubię tego typu spotkań.
Chociaż praca z obecnym zespołem była całkiem przyjemna, wolałabym darować sobie ckliwe pożegnania. Zresztą nie opuszczałam stolicy na zawsze, a Kraków nie leżał przecież na końcu świata.
– Będę. Nie ominę twojego popisowego sernika. – Uśmiechnęłam się przyjaźnie. – Dziękuję za wszystko. To ja powinnam coś upiec, ale wiesz, jak słodkości mnie kochają.
– Cała przyjemność po mojej stronie. Będę tęsknić za najlepszą szefową pod słońcem. I cieszę się, że przynajmniej w ten sposób mogłam podziękować ci za kilka lat współpracy.
Objęłam ją mocno.
Nawet nie przypuszczałam, że Kamila mnie rozczuli. Nie byłam typem szefowej-przyjaciółki, niemniej pilnowałam też, by nie przypominać zimnej suki.
Kiedy wyszłam na korytarz, otrząsnęłam się z zadumy i powędrowałam do swojego gabinetu, gdzie zaczęłam zbierać resztę rzeczy do ostatniego kartonu. Przez moment wpatrywałam się w zdjęcie zrobione podczas mojej pierwszej poważnej inwestycji: stałam przed nowo wybudowanym rzędem bliźniaków. Miniosiedle szybko zyskało zainteresowanie i zanim zostało ukończone, sprzedaliśmy każdy dom.
Mój mały sukces.
Z zamyślenia wyrwało mnie pukanie do drzwi. Odwróciłam się w ich stronę i machinalnie odłożyłam fotografię do pudła.
– Proszę.
W progu stanął Korzewski z dziwną miną. Zerknęłam pytająco, na co szef jedynie wszedł w głąb pokoju. Dzięki temu zobaczyłam, że nie przyszedł sam. Słowa nie były już potrzebne – facet z kuchni wpatrywał się we mnie intensywnie, nawet na sekundę nie przerywając kontaktu wzrokowego. Jasnoniebieskie oczy niemal przewiercały na wylot, a mroczny cień przemykający po przystojnej twarzy sprawił, że delikatnie się spięłam.
– Niespodziewanie przyjechał pan Nowicki. Nalegał, żeby cię poznać. – Korzewski wskazał na nieznajomego.
Oczywiście! Jak mogłam się nie domyślić, że to on był w kuchni?
– Olga Wysocka. – Szybko napięłam mięśnie, by pozbyć się tego dziwnego, przyprawiającego o ucisk w żołądku lęku, przybrałam nieco surowy wyraz twarzy i wyciągnęłam rękę.
Nowicki odwrócił ją lekko, a potem ucałował jej wierzch. Zmrużyłam oczy, bo moje ciało zareagowało zupełnie inaczej, niżbym chciała. Przyjemne ciarki oblepiły każdy jego fragment.
– Bardzo mi miło, pani Olgo – wypowiedział moje imię niskim, zachrypniętym głosem. Wolno, dokładnie, sprawiając, że atmosfera jeszcze zgęstniała. – Robert Nowicki. – Wyprostował się i wrócił do spoglądania na mnie z góry. Nadal trudno było cokolwiek wyczytać z jego miny, choć wydawało mi się, że w dotychczas lodowatych oczach teraz błyskają iskry. – Gratuluję znalezienia doskonałego miejsca na nową inwestycję. Wszystko zaplanowałem. Niebawem ruszamy z projektem.
Chyba śnię!
– Słucham? Nie rozumiem… – warknęłam, automatycznie zaciskając dłonie w pięści. Ostatkiem sił zdusiłam chęć użycia niecenzuralnych słów. Natychmiast pożałowałam, że Nowicki zrobił na mnie takie wrażenie swoim wyglądem i nie zdołałam rzucić ciętej riposty. – Już umówiłam się z architektami. Studio Arnaud jest najlepsze w całym Krakowie, jeśli nie w całej Polsce. – Spojrzałam na Korzewskiego, który zamiast stanąć po mojej stronie, spuścił wzrok, jakby Nowicki był jakimś bogiem.
Czułam, że ta fuzja nie skończy się niczym dobrym, a Nowicki okaże się dokładnie taki, jak o nim mówili. Facet zyskał opinię bezwzględnego, władczego i bezkompromisowego. Normalnie by mi to imponowało, ale w tej sytuacji raczej stanowiło przeszkodę.
Choć nie zamierzałam tak łatwo się poddać, zdawałam sobie sprawę, że jestem na straconej pozycji. Przynajmniej na razie, dopóki nie miałam pewności, co pan prezes dokładnie planuje. I jak bardzo będzie wtrącać się w moją pracę. Oczywiście jego sukcesy w branży były niepodważalne – firma Nowickich przynosiła krociowe zyski, a pensje obydwu pewnie przyprawiłyby mnie o zawrót głowy – niemniej nie po to tyle harowałam, żeby nagle nie mieć nic do powiedzenia.
– Omówimy wszystko na miejscu, ale nie sądzę, by była pani w stanie przekonać mnie do zmiany decyzji. Świetnie znam rynek i wiem, w co powinniśmy zainwestować. Do zobaczenia w biurze.
– Oczywiście… panie prezesie – syknęłam. Poczułam, jak całe moje ciało zaczyna drżeć ze złości, a usta zaciskają się z ogromną siłą.
Nowicki odwrócił się na pięcie i wyszedł z pokoju, z kolei Korzewski zerknął w moim kierunku z miną niewiniątka.
– Nie oddam mu tego. Nie ma takiej opcji – wycedziłam dobitnie i palcem wskazującym uderzyłam w wiszącą na ścianie mapę Krakowa. – To ja namówiłam pana Franciszka na sprzedaż i ja obiecałam mu, że zrobię, co w mojej mocy, by tchnąć w to miejsce życie.
– Posłuchaj, Olga – zaczął spokojnie szef. On najwyraźniej już się poddał, ale ja nie zamierzałam z pokorą przyjąć zmian. – Pogadam z Karolem i postaram się to jakoś ogarnąć. Niewiele mogę, myślę jednak, że starszy Nowicki znajdzie jakieś rozwiązanie.
Zamknęłam na moment oczy. Dwa głębokie oddechy pozwoliły mi nabrać dystansu.
– Nie ma takiej potrzeby. Poradzę sobie z tym… – Ugryzłam się w język. Całe szczęście szefa znałam już wystarczająco długo, żeby wiedzieć, na co mogę sobie pozwolić, i nawet gdybym obrzuciła Nowickiego stosem przekleństw, nie odezwałby się słowem. – Sama załatwię tę sprawę.
Byłam zdeterminowana. Może Nowicki zdobył większe doświadczenie niż ja, niemniej to nie znaczyło, że pozwolę mu na wszystko.
Po moim trupie!
***
Dwie godziny później, po miniprzyjęciu, które zdecydowanie poprawiło mi humor, ale też w jakiś sposób wprowadziło mnie w nostalgiczny nastrój, wyszłam z firmy. Miałam ochotę na krótkie pożegnanie z Warszawą. Chociaż nie byłam specjalnie związana z tym miastem, polubiłam się z nim na tyle, by teraz z delikatnym ukłuciem w sercu spacerować po Łazienkach.
Przez cztery lata głównie pracowałam i właściwie nawet nie poznałam dobrze stolicy. Wolne wieczory spędzałam w klubach, zapewniając sobie totalny reset, czasami zakończony jednonocną przygodą. Na stały związek nie miałam czasu, z kolei romans w biurze nie wchodził w grę. Zresztą kandydatów było jak na lekarstwo. Wolałam niezobowiązujące historie oraz spokój niż użeranie się z kimś, kto myśli, że kobieta nie powinna więcej zarabiać, a tym bardziej piastować kierowniczych stanowisk. Niestety faceci, na których trafiałam, w większości mieli przerost ambicji i gdy mówiłam, że marzę o własnej firmie, zwykle najpierw uśmiechali się kpiąco, a potem zaczynali opowiadać o swoich osiągnięciach – tak jakby musieli udowodnić, że są lepsi, mądrzejsi i potrafią utrzymać siebie oraz partnerkę. Jak twierdziła moja przyjaciółka: „Zapewne rekompensują sobie tym inne braki. Na przykład małe fiuty”.
Pragnęłam być niezależna. Pragnęłam stworzyć od podstaw imperium.
Uniosłam lekko kąciki ust, wprawiając w zdziwienie przypatrującą mi się staruszkę. Pokręciłam głową, by dać jej znać, że niczego od niej nie chcę, po czym ruszyłam alejką przed siebie. Pomimo usilnych prób zapomnienia o Nowickim przynajmniej na parę godzin, znowu zaczęłam analizować sytuację, w jakiej się znalazłam.
– Olga? – Znajomy głos wyrwał mnie z zamyślenia.
Przymknęłam na moment powieki, odetchnęłam głęboko, następnie powoli się odwróciłam.
Jeszcze tego spotkania brakowało mi do pełni szczęścia.
Grzegorz był jedną z tych przygód, które nie zakończyły się tak, jakbym sobie tego życzyła. Choć dostał jasny sygnał, że interesują mnie jedynie przelotne romanse, ułożył własny plan: został naszym klientem, więc nie mogłam go całkowicie ignorować. Wtargnął do mojego życia, czy tego chciałam, czy nie. Uroczy, ciepły… mdły. Pragnęłam czegoś innego. A on zasypywał mnie kwiatami, czekoladkami oraz biżuterią. Wreszcie musiałam wyraźnie postawić granicę. Na szczęście ułatwiła mi to jego decyzja o wyjeździe.
– Pan Szymański… – zaakcentowałam pierwsze słowo. – Myślałam, że jest pan w Stanach. – Nie potrafiłam zmusić się do uprzejmości. Pewnie zabrzmiałam jak jędza.
– A ja myślałem, że przeszliśmy na „ty”.
– Tłumaczyłam panu, że… – Nim zdążyłam dokończyć, chwycił mnie mocno za ramiona i przywarł swoimi wargami do moich.
Starałam się uwolnić, niestety Grzegorz okazał się zbyt silny. Pieścił moje usta namiętnie, delikatnie, zmysłowo, jednocześnie zaciskając palce na mojej skórze. Miałam mętlik w głowie.
Nagle mężczyzna odsunął się i spojrzał na mnie z dziwnym smutkiem.
– Myślę, że jeszcze kiedyś pożałujesz, że mnie odepchnęłaś, ale więcej nie będę cię nachodził. – Ujął mój policzek, musnął kciukiem wargi, a potem wsadził ręce do kieszeni spodni i odszedł w stronę swojego mercedesa.
Chryste! Co to miało być? Najpierw Nowicki, teraz Szymański…
Liczyłam, że ten dzień już niczym mnie nie zaskoczy. Omiotłam jeszcze wzrokiem park, po czym ruszyłam do samochodu, który zostawiłam pod biurowcem. Zanim wsiadłam, tuż obok, dosłownie znikąd, pojawił się Nowicki.
Do trzech razy sztuka!
Spojrzałam na niego obojętnie, choć w środku poczułam nieprzyjemny ucisk. W jego wyrazie twarzy było coś mrocznego i posępnego, co nie pozwalało mi zupełnie zignorować tego faceta. Niebieskie tęczówki z każdą sekundą ciemniały. Hipnotyzowały. Odnosiłam wrażenie, jakby Nowicki próbował wciągnąć mnie w jakąś dziwną grę, o której zasadach nie miałam pojęcia. Zresztą nie zamierzałam w nic się z nim bawić. Stawiałam jedynie na pracę. Mimo to wzdłuż mojego kręgosłupa przebiegł dreszcz. Coś niebezpiecznego wisiało w powietrzu. Szybko wzięłam się w garść i odzyskałam pewność siebie.
– Pochodzi pani z Krakowa – bardziej stwierdził, niż zapytał, po czym położył dłoń na otwartych drzwiach mojego auta i jeszcze przymrużył oczy. Dotarł do mnie zapach męskich perfum. Mocna, korzenna i zapewne cholernie droga mieszanka wypełniła moje płuca. Osiadła na ich dnie ciężko niczym ołów.
– Tak – odparłam, chociaż nie byłam pewna, czy Nowicki tego oczekiwał. Próbowałam rozszyfrować tę nieodgadnioną minę, podobnie jak jego ton. – I cieszę się, że mogę wrócić w rodzinne strony, jednocześnie rozwijając się zawodowo. Państwa firma to spełnienie marzeń każdego dewelopera. – Posłałam mu nieszczery uśmiech.
Liczyłam na awans od dawna. Oczywiście mogłam nie zgodzić się na pracę pod Nowickim, jednak za wiele czasu poświęciłam, by znaleźć idealne miejsce na budowę, żeby teraz tak po prostu się poddać i zaczynać od nowa.
– Proszę nie udawać. – Zniżył głos, w którym pobrzmiewała satysfakcja, zapewne z tego, że udało mu się mnie rozgryźć. – Widzę, że nie jest pani zadowolona z takiego obrotu spraw, więc przypominam, że pozostanie w naszej firmie jest dobrowolne. Ofert na rynku nie brakuje, a z pani doświadczeniem nie będzie żadnego problemu ze znalezieniem czegoś innego. – Delikatnie pochylił się w moją stronę, zmniejszając dystans do minimum. – Ale jeśli pani zostanie, będzie pani musiała mi się podporządkować. Całkowicie – zaakcentował ostatni wyraz.
Zabrzmiał wyjątkowo dwuznacznie. Coś ścisnęło mnie w żołądku.
– To się jeszcze okaże. – Użyłam jego własnych słów. – Obiecuję, że będę walczyć o ten projekt i przekonam pana ojca do swojego pomysłu.
Wsiadłam do auta i trzasnęłam drzwiami.
Nie pójdzie ci ze mną tak łatwo.
Dupek ledwie zdążył zabrać dłoń. Właściwie nie miałabym nic przeciwko, gdyby mu się nie udało. Zerknęłam w górę, ciskając w niego gromami, a potem ruszyłam z impetem. Koła zabuksowały, aż kilka drobnych kamieni uderzyło o karoserię.
Przejechałam dosłownie milimetry od czarnego, z całą pewnością szytego na miarę i kosztującego fortunę garnituru. Nie mogłam się powstrzymać przed spojrzeniem w tylne lusterko. Ku mojemu zdziwieniu Nowicki stał niewzruszony, nonszalancko trzymał rękę w kieszeni, a jego wzrok zdawał się mówić: „I tak to do mnie będzie należeć ostatnie słowo”.
Cóż, chyba musiałam szykować się na wojnę.
Olga
Z uśmiechem na ustach minęłam tabliczkę z napisem „Kraków”. Odkąd wyjechałam stąd po studiach, wiele się zmieniło. Doskonale pamiętałam puste powierzchnie, na których obecnie stały okazałe apartamentowce, hotele i galerie. A teraz sama miałam poprowadzić ogromną inwestycję. To znaczy, mogłabym ją poprowadzić, gdyby nie cholerny Nowicki.
Prychnęłam pod nosem, po czym skręciłam w stronę osiedla, gdzie wynajęłam mieszkanie.
Kilkanaście minut później zaparkowałam pod niedawno wybudowanym, jasnoszarym, dziesięciopiętrowym budynkiem, możliwie blisko wejścia, a następnie wyłączyłam silnik. Sięgnęłam po komórkę, by sprawdzić wiadomości, ale Daria jeszcze nie odpowiedziała na mojego SMS-a. Znałyśmy się z podstawówki, chodziłyśmy do tego samego liceum, potem mieszkałyśmy razem podczas studiów. Mimo że wtedy żyłyśmy w nieco innych światach – ja kończyłam budownictwo na Akademii Górniczo-Hutniczej, Daria prawo na Uniwersytecie Jagiellońskim – nawet przez chwilę nie rozważałyśmy zmiany współlokatorki. Dogadywałyśmy się równie dobrze co siostry, a może nawet lepiej. Po moim wyjeździe wisiałyśmy godzinami na telefonie albo Messengerze, omawiając ważne i nieważne sprawy. Przyjaciółka obiecała pomóc mi dzisiaj w rozpakowywaniu, niestety od rana się nie odzywała. Wspominała, że w pracy będzie miała młyn, więc po cichym westchnieniu wysiadłam z samochodu, wzięłam z bagażnika ogromną walizkę i powędrowałam z nią do drzwi frontowych. Większość rzeczy znajdowała się już w mieszkaniu, jednak z powodu konieczności zakończenia zadań w Warszawie nie byłam w stanie wcześniej przyjechać i zająć się przeprowadzką.
Wsiadłam do windy, gdzie wcisnęłam przycisk z cyfrą osiem. Po kilku sekundach metalowe drzwi rozsunęły się niemal bezszelestnie.
– Nareszcie! – Głos Darii wyrwał mnie z zamyślenia.
Uniosłam wzrok i uśmiechnęłam się szeroko, zaskoczona, że przyjaciółka na mnie czeka.
– Daria? – Porzuciłam bagaż w biegu, żeby jak najszybciej przytulić Wrońską. – No to mi zrobiłaś niespodziankę! Już się bałam, że zostanę z tym wszystkim sama.
– Zapomniałam telefonu z pracy i nie mogłam się z tobą skontaktować, a jak na złość, zamieszkałaś w jakimś wymarłym budynku. Pukałam do sąsiadów, ale chyba nikogo nie ma.
– Z tego, co wiem, po prawej mieszka jakaś staruszka. Pewnie nawet nie słyszała, że pukałaś. A z drugiej strony strażak. Podobno samotny. – Poruszyłam brwiami, dając jej do zrozumienia, że mogłaby się wokół niego zakręcić.
Wyciągnęłam klucze, otworzyłam drzwi i zaprosiłam Darię do środka.
Mieszkanie składało się z salonu połączonego z kuchnią, sypialni oraz łazienki. Było praktycznie puste, dzięki czemu mogłam urządzić je po swojemu. I tym sposobem zapanował tu industrialny minimalizm. Królowały szarości, a także meble wykonane z drewna i metalu. Całą jedną ścianę w największym pokoju pokrywała czerwona cegła, a szafki kuchenne w surowym stylu przywodziły na myśl nowoczesne lofty. Najbardziej podobały mi się nowe lampy wyglądające jak te w kopalniach.
Wrońska po wejściu do przestronnego wnętrza aż gwizdnęła z zachwytu, następnie wyjęła z pojemnej torebki wino.
– Masz jakieś kieliszki? – Pomachała mi przed nosem butelką. – Bo jak nie, to pociągniemy z gwinta jak za starych dobrych czasów.
Zachichotałam.
Daria zawsze potrafiła poprawić mi humor, chociaż do dzisiaj na myśl o naszych balangach czułam wstyd. Taniec na barze, naciąganie facetów na drinki oraz flirtowanie z policjantami, którzy chcieli nas spisać, to tylko wierzchołek góry lodowej.
– Zaraz poszukam. Powinny być gdzieś w tych kartonach. – Uklęknęłam w kuchni tuż przed kilkoma pudłami i zaczęłam w nich szperać.
Po paru minutach wygrzebałam kieliszki, opłukałam je pod wodą, a później sięgnęłam po korkociąg. Daria tymczasem już siłowała się z butelką.
– Nosisz korkociąg w torebce? – Zerknęłam z ukosa.
– Jakbyś mnie nie znała. – Nim dokończyła, korek z głośnym pyknięciem w końcu ustąpił.
Przyjaciółka wypełniła szkło alkoholem.
– No, teraz opowiadaj. Jak się domyślam, Nowicki to niezłe ciacho. – Podała mi kieliszek, z którym usiadłam na kremowej sofie.
Wczoraj po całym zajściu zadzwoniłam do niej i opowiedziałam, co się wydarzyło. Było mi nawet trochę wstyd, że zachowałam się dziecinnie, jednak cały poprzedni dzień okazał się koszmarny, więc za namową Darii nie byłam dla siebie zbyt surowa. Obiecałam sobie nie tracić więcej kontroli przy Nowickim.
– A skąd taki wniosek? – Spojrzałam na Darię zdziwiona, bo przez telefon w ogóle nie wspominałam o wyglądzie mężczyzny. Nawet się nie zająknęłam. Ale Wrońska to wiedźma. Nie muszę nic jej zdradzać, by wiedziała, że coś jest na rzeczy.
– Wyczytałam z fusów. Mów. W skali od jednego do dziesięciu?
– Trzy – skłamałam, wcale nie licząc, że mi uwierzy, po czym wypiłam duszkiem wino.
Natychmiast poczułam przyjemne, rozchodzące się po całym ciele ciepło. Potrzebowałam odprężenia bardziej niż kiedykolwiek.
– A tak serio?
Przyjaciółka teatralnie zrzuciła z nóg wysokie szpilki, wyszarpała białą koszulę z ołówkowej spódnicy, a na końcu uwolniła włosy z gładko zaczesanego koka. Brązowe fale opadły na jej szczupłe ramiona. Nie mogłam pojąć, jakim cudem nadal jest wolna. Sama miałam ochotę ją poderwać.
– Poza skalą – przyznałam niechętnie.
Zielone oczy Darii rozbłysnęły.
– Wiedziałam. Dlatego byłaś taka wkurzona. Nie oszukujmy się, gdyby był paskudny, nie zapomniałabyś języka w gębie i pewnie wbiła go w ziemię, zanim zdążyłby choć pomyśleć o tym, żeby kraść ci projekt życia.
Opadła obok mnie na kanapę i sączyła wino.
– Wcale nie! – Nawet ja nie uwierzyłam w swoje słowa. Może taka była prawda. Nowicki zdecydowanie był onieśmielający. A do tego widział mój kompromitujący występ. – Po prostu mnie zaskoczył. Ale więcej razy nie dam się podejść. Będę walczyć jak lwica.
– Żeby tylko ta walka nie skończyła się w łóżku – powiedziała z przekąsem Daria. – Chociaż właściwie… lwica z wilkiem to mogłoby być coś ciekawego.
Lwica i wilk? Dobre sobie…
– Jego chamskie zachowanie odstraszyłoby nawet ciebie.
Daria parsknęła, plamiąc czerwonym alkoholem mój jasny, nowiusieńki dywan.
– Przepraszam, kupię ci nowy… Najpierw jednak wyjaśnij mi, co to, do diabła, miało znaczyć. – Wbiła we mnie mordercze spojrzenie.
– No przyznaj. Lubisz, jak cię facet trochę sponiewiera – zażartowałam, choć chyba nie do końca.
Moja przyjaciółka miała specyficzny gust, już nie wspominając o jej upodobaniach seksualnych. Była śliczna i mogła przebierać w mężczyznach, a zawsze wybierała tych nieodpowiednich.
– Gadasz głupoty. Ja… – Zamyśliła się na moment, więc dokończyłam za nią:
– Chodzisz do obskurnych barów, podrywasz typów spod ciemnej gwiazdy, a potem spędzasz z nimi kilka chwil w różnych dziwacznych pozycjach. Może nie mam racji? – Uniosłam znacząco brew.
– Och, cicho bądź! – Nalała sobie pełny kieliszek, po czym wypiła alkohol do dna. – Ostatnio staram się umawiać z grzecznymi chłopakami. Na przykład w zeszły piątek byłam na randce z Pawłem. Pracuje w biurowcu obok. W przerwie na lunch kupował przede mną kawę i tak go poznałam. Zaprosił mnie do restauracji, zjedliśmy kolację i… – Westchnęła.
– Wynudziłaś się jak mops? – Zachichotałam, bo po jej minie zrozumiałam, że randka nie należała do udanych.
– Gość nie kumał żadnych aluzji. Kiedy dotknęłam go pod stołem stopą, podskoczył jak oparzony i chciał zgłosić obsłudze, że chyba muszą zrobić deratyzację.
Teraz to ja parsknęłam, następnie pokręciłam głową.
Daria była nieobliczalna. Skłamałabym, mówiąc, że nie brakowało mi jej na co dzień.
– Chodź, musisz mi pomóc trochę ogarnąć ten bajzel, bo od poniedziałku mam wojnę do stoczenia. Jeśli ten dupek myśli, że oddam mu swoje ukochane dziecko, to jest w błędzie.
Wstałam z kanapy, potem zaczęłam otwierać kolejne kartony, by sprawdzić zawartość i zdecydować, czym zająć się w pierwszej kolejności.
– Przecież pan prezes i tak nie będzie robił wszystkiego sam. Mogę się założyć, że trochę porozkazuje, a wreszcie zwali na ciebie całą robotę. Wtedy wykonasz plan bez problemu. – Przyjaciółka zajęła się ciuchami, z kolei ja zostałam w kuchni, aby rozpakować naczynia.
Zastanawiałam się nad tym, co zasugerowała Daria. Właściwie mogła mieć rację. Bałam się tylko, że gdy Nowickiemu znudzi się rządzenie, będzie za późno na przeforsowanie moich rozwiązań.
– Nie w tym rzecz. Zanim przejdziemy do budowy, potrzebujemy projektu i pozwolenia. Wiesz, miałam wizję, jak to osiedle powinno wyglądać. Chciałam poprowadzić inwestycję od początku do końca. – Oparłam się o kant blatu, po czym założyłam ręce na piersiach. – A teraz Nowicki będzie decydować.
– Więc przekonaj go do swoich racji. – Daria wskoczyła na wyspę kuchenną i ścisnęła cycki, pokazując dobitnie, w jaki sposób powinnam wpłynąć na Nowickiego.
Postukałam się palcem w czoło, a następnie dolałam sobie wina. Cała radość z nowego mieszkania oraz powrotu do Krakowa odeszła jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
Olga
W poniedziałek wstałam, zanim zadzwonił budzik. Przeciągnęłam się, wyszłam z łóżka i od razu skierowałam się do łazienki. Wzięłam szybki, zimny prysznic, który miał mnie rozbudzić. Nie byłam typem rannego ptaszka i zdecydowanie potrzebowałam takiego orzeźwienia. Niedługo później wygładziłam białą bluzkę oraz czarną ołówkową spódnicę, zrobiłam delikatny makijaż, po czym ruszyłam do pracy. Ogromne korki doprowadzały mnie do szału, więc wybrałam dłuższą, ale mniej uczęszczaną trasę, po drodze zahaczając o ulubioną cukiernię – o dziwo nadal istniała. Kupiłam drożdżówkę i kawę, następnie z powrotem zajęłam miejsce za kółkiem.
Nawet nie zauważyłam, kiedy znalazłam się na terenie przyszłej budowy. Samotna, nadająca się do zburzenia kamienica przysłaniała wiszące jeszcze nisko na niebie poranne słońce. Wysiadłam z auta, zamknęłam drzwi i oparłam się o nie, by dopić kawę. Oczami wyobraźni widziałam nowe budynki: funkcjonalne, nowoczesne i przyjazne dla środowiska. Chociaż jakaś część mnie żałowała, że zniszczymy kawałek historii, starałam się o tym nie myśleć.
Naciągnęłam mocniej kołnierz marynarki, a potem wzięłam łyk wciąż ciepłego napoju. Wtedy coś za moimi plecami zaszeleściło. Gwałtownie zwróciłam się w prawo, bo do tej pory byłam przekonana, że jestem tu sama.
Dwa kroki dalej, z rękami schowanymi w kieszeniach spodni, stał Nowicki. Z lekko uniesioną głową oraz zaciśniętą szczęką wyglądał niczym wykuty z kamienia. Emanował siłą i czymś, co trudno było określić. Czymś, co sprawiało, że przestawały mnie dziwić jego sukcesy. Jakimś rodzajem władzy, którą roztaczał dookoła siebie bez najmniejszego wysiłku. Walka z kimś takim wydawała się z góry skazana na porażkę. Każdy miał jednak jakiś słaby punkt – również ktoś taki jak Nowicki – a ja pragnęłam go odnaleźć. Zrobić wszystko, by postawić na swoim.
Robert przez moment wpatrywał się w dal, nim przeniósł wzrok na mnie.
– Jak udało się pani przekonać właściciela do sprzedaży? Z tego, co słyszałem, nie był chętny, nawet za podwójną cenę.
Ach, to go bolało.
– Nie zdradzam swoich sekretów, ale powiem panu jedno: nie zawsze pieniądze są najważniejsze.
Podszedł bliżej, następnie wyciągnął ręce z kieszeni. Sięgnął po mój kubek, upił trochę kawy i z powrotem wcisnął mi go w dłoń.
– Wydaje się pani, że zaszedłbym tak daleko, jeśli jedynym moim asem w rękawie byłyby pieniądze? – Uniósł brwi.
Stał zdecydowanie za blisko. Osaczał mnie, przerażał… fascynował.
– Zapewne ma pan ich znacznie więcej – odpowiedziałam po zaczerpnięciu powietrza. – W końcu podobno zawsze dopina pan swego, jeśli chodzi o inwestycje.
– Nie tylko, jeśli chodzi o inwestycje, pani Olgo. Potrafię naprawdę wiele poświęcić, by zyskać to, na czym mi zależy. A pani? Do czego jest pani zdolna, żeby osiągnąć sukces?
Nie miałam pojęcia, dlaczego fakt, że dzieli nas nie więcej niż paręnaście centymetrów, nagle stał się dla mnie tak niewygodny. Uniosłam głowę i spojrzałam wprost w pociemniałe tęczówki, które zdawały się niemal granatowe. Musiałam pozostać czujna. Podejrzewałam, że Nowicki próbuje odwrócić moją uwagę od tego, co dla mnie najważniejsze.
– Z całą pewnością zrobię, co w mojej mocy, by rezultat pracy był zadowalający, ale nigdy nie przekraczam granic, panie Nowicki. A pan często łamie zasady?
Uśmiechnął się zawadiacko jednym kącikiem ust.
– Nawet pani nie wie jak często – odparł tajemniczo, nim ruszył w stronę pobliskiego parkingu.
***
Gdy ochłonęłam, wróciłam do auta, starając się nie analizować tego, co stało się przy kamienicy, bo oprócz złości czułam coś zgoła innego. Tej nierozsądnej części mnie podobała się bezpośredniość Nowickiego i otaczający go mrok. Musiałam zdusić tę fascynację w zarodku, ponieważ rozum podpowiadał mi, że zwykle za ładnym opakowaniem kryje się drań.
Drań, który odebrał mi stanowisko.
Zamiast od razu odjechać, przez chwilę gapiłam się na kubek.
Nowicki nawet nie podziękował za kawę, już nie wspominając o zapytaniu, czy może się napić.
Bezczelny palant.
Przystojny bezczelny palant.
Włączyłam pospiesznie silnik, po czym z impetem wyjechałam z parkingu i skupiłam się na drodze. Niedługo później zaparkowałam pod przeszklonym budynkiem, gdzie od kilku miesięcy mieściła się nowa siedziba firmy K&R Inwestycje. Zanim zdążyłam wysiąść, tuż obok mojej skody zatrzymało się czarne, luksusowe bmw. Nie musiałam zgadywać, kto siedzi za kierownicą. Nowicki skinął mi głową, więc odpowiedziałam mu tym samym, tak jakby nasza wcześniejsza rozmowa w ogóle nie miała miejsca. Więcej na niego nie patrząc, wyszłam z gracją z auta, zabrałam z tylnego siedzenia torebkę oraz karton z drobiazgami, a następnie delikatnie zatrzasnęłam drzwi nogą. Kątem oka dojrzałam, jak Nowicki wchodzi do budynku.
– Pomóc?
Uniosłam wzrok, żeby sprawdzić, do kogo należy piskliwy głosik. Młodsza ode mnie, niska blondynka uśmiechała się nieśmiało.
– Dziękuję, poradzę sobie. Prosiłabym jedynie o otworzenie drzwi. – Wskazałam wejście.
Dziewczyna poszła przodem i spełniła moją prośbę. Moment później położyłam pudełko na ladzie i odebrałam przepustkę, by móc przejść przez bramki.
– Pierwszy dzień? – spytała blondynka.
Czekała przy windzie. Nawet w typowo biurowym stroju – szarej, sięgającej do kolan sukience oraz marynarce – wyglądała jak nastolatka. Wcisnęła guzik przywołujący i już po chwili weszłyśmy do kabiny.
– Tak – odparłam z uśmiechem. – To znaczy… – Zamyśliłam się. – I tak, i nie. Zostałam tutaj przeniesiona z Warszawy.
W zasadzie nie zmieniłam pracy, a jedynie miejsce, jednak w pewnym sensie rozpoczynałam jakiś nowy etap w życiu. Starałam się nie poddać myślom, że Robert zniszczył moje marzenia. Korzewski miał otworzyć w Krakowie swój oddział, ale po ostatnich kiepskich miesiącach musiał przystać na propozycję Nowickiego. A ja pomimo obietnic nie dostałam awansu.
– Och, uwielbiam stolicę. Mam nadzieję, że uda nam się kiedyś spotkać na stołówce i opowiesz mi coś więcej. A tak w ogóle to jestem Julka. Na którym piętrze będziesz pracować? – Dziewczyna oderwała mnie swoją paplaniną od nieprzyjemnych rozważań.
– Na szóstym. Olga. – Oparłam pudełko o barierkę i podałam Julii dłoń, tymczasem ona zamiast ją uścisnąć, zaklęła pod nosem.
– Jezu, ja i mój niewyparzony język. – Pokręciła głową. Jej policzki oraz dekolt pokryły się purpurą.
– Coś nie tak?
Podejrzewałam, że właśnie zorientowała się, kim jestem, ale wolałam się upewnić.
– Przepraszam. Nie sądziłam, że… Boże, sama nie wiem, co sobie myślałam. Chyba, że jest pani starsza i w ogóle… – Zaczerwieniła się jeszcze bardziej. – Matko, przepraszam – wydukała, kryjąc twarz w dłoniach. – Mam być pani asystentką. Oby nie byłą. – Spojrzała na mnie błagalnie.
– Oczywiście, że nie. Bardzo miło mi cię poznać.
Julia natychmiast się rozpromieniła, wzięła mój karton i trajkotając o nowych wyzwaniach, zaprowadziła mnie do odpowiedniego pokoju. Na końcu poinformowała, że w południe odbędzie się oficjalne spotkanie w sali konferencyjnej. Po tym, jak odłożyła moje rzeczy na biurko, obiecała mi najlepszą kawę pod słońcem i zniknęła w korytarzu.
Rozejrzałam się po swoim obecnym gabinecie. Było naprawdę przestronne, a co ważniejsze, urządzone tak, jak sobie życzyłam. Kiedy otrzymałam maila z pytaniem, czy mam jakieś wymagania odnośnie do wystroju, poczułam się przyjemnie połechtana. Jeśli musiałam znosić nowego szefa, to przynajmniej w dobrym stylu.
Opadłam na skórzany fotel i odwróciłam się w stronę sięgającego od podłogi do sufitu okna. Spojrzałam na zatłoczoną ulicę, a potem majaczącą w oddali Wisłę, ale nie zdążyłam nacieszyć się widokiem, bo w mojej torebce rozdzwonił się telefon. Na ekranie zobaczyłam imię młodszej siostry. Odebrałam z duszą na ramieniu.
– Cześć, Gośka.
Ona jako jedyna została w rodzinnej miejscowości pod Krakowem. Zamieszkała w domu po rodzicach, ponieważ nigdy nie wyjechała na studia i najdłużej opiekowała się mamą. Teraz – z dwójką maluchów i mężem draniem – ledwie wiązała koniec z końcem, mimo że starałam się ją wspierać, a przede wszystkim ciągle namawiałam, by odeszła od tego dupka. Rozumiałam, że to nie takie proste, ale nie była sama. Razem z drugą siostrą pomogłybyśmy jej stanąć na nogi.
– No hej. Jak tam w nowej pracy?
– Jestem tu od kilku minut, jeszcze nie wiem. Nie mogę teraz rozmawiać, bo zaraz mam spotkanie i… – Przerwałam, po czym westchnęłam cicho.
Czułam, że coś jest nie tak, a chyba nie miałam siły po raz kolejny rozwiązywać nie swoich problemów, więc chciałam się wymigać od rozmowy. Szczególnie że Gośka i tak nigdy mnie nie słuchała. Popełniała ciągle te same błędy i ufała bezgranicznie ludziom, którym ufać nie powinna.
– Potrzebuję pieniędzy, Olga – powiedziała szeptem, gdy zamilkłam.
Jej prośba nawet mnie nie zdziwiła. Nie pierwszy i na pewno nie ostatni raz.
– Przecież co miesiąc przelewam ci…
– Tak, ale Kamil – zaczęła szlochać – zwinął całą forsę z konta. Nie mam co dać dzieciakom jeść. Płaczą, a ja nie wiem, co robić.
Warknęłam pod nosem.
Kamil był do tego zdolny. Za nic miał swoją rodzinę. Mimo że powinien był zajmować się dwójką maluchów, wolał całymi dniami przesiadywać z kumplami i sączyć tanie browary. Tak bardzo przypominał naszego ojca, że na samą myśl robiło mi się słabo.
– Cholera, Gośka. Zgłoś tego sukinsyna na policję. To nie może tak wyglądać. Nie będę pracować na pijaka i nieroba. Mogę kupić ci jedzenie czy coś dla dzieciaków, ale dopóki nie odetniesz się od tego gnojka, nie dostaniesz więcej kasy.
– Obiecuję, że to ostatni raz.
– Tak jak poprzedni i jeszcze wcześniejszy. – Westchnęłam. Przecież nie mogłam zostawić dzieci bez jedzenia. – Wyślę ci zakupy taksą, a my pogadamy wieczorem. Muszę wracać do pracy. – Rozłączyłam się bez pożegnania, następnie złożyłam zamówienie, dokładnie takie samo jak ostatnio. Miałam w tym już wprawę.
Rzuciłam komórkę na blat, po czym wstałam od biurka i oparłam czoło o chłodną szybę.
Moja młodsza siostra trafiała na niewłaściwych facetów. Kiedy miała siedemnaście lat, syn dyrektora szkoły złamał jej serce, bo jego ojczulek uważał, że to nie partia dla niego, a Gośka zamiast wyciągnąć wnioski, skończyć technikum i zrobić coś ze swoim życiem, dała się pocieszyć Kamilowi. Dziewięć miesięcy później urodził się Michał. Potem na świat przyszła Majka.
Usłyszawszy ciche pukanie, gwałtownie uniosłam głowę.
Cholera! Zapomniałam, że Julka zostawiła uchylone drzwi.
– Wszystko w porządku, pani Wysocka?
Nie czekając na zaproszenie, do pokoju wszedł starszy Nowicki.
Poznałam go już wcześniej, gdy prowadził rozmowy z moim szefem. Robert był do niego podobny, choć jeszcze przystojniejszy. Nowicki senior miał lekko szpakowate włosy, nienaganną sylwetkę oraz przyjazny błysk w oczach. W przeciwieństwie do syna sprawiał wrażenie sympatycznego i dobrodusznego.
– Tak, przepraszam. Nigdy nie załatwiam prywatnych spraw w pracy. – Jak sądziłam, słyszał część rozmowy, dlatego postanowiłam wyjaśnić. – To wyjątek i więcej się nie powtórzy – obiecałam, bo rzeczywiście nie lubiłam tego robić.
– Proszę nie przepraszać. Choć oczywiście staramy się tutaj głównie pracować, rozumiemy, że każdy z nas ma życie osobiste. – Mrugnął porozumiewawczo, a potem dodał: – Cieszę się, że dołączyła pani do zespołu. Mam nadzieję, że wraz z moim synem pchniecie tę firmę na nowe tory. Niebawem chcielibyśmy otworzyć oddział na północy i poszerzyć działalność o kolejne sektory.
Uśmiechnęłam się na myśl, że Robert może stąd zniknąć, a ja przejmę jego stanowisko.
– Również mam taką nadzieję. Te trzy budynki to dla mnie dobry start. Sądzę, że sprzedamy je w mgnieniu oka. Lokalizacja jest świetna, a wstępny projekt doskonały.
– O tym porozmawia pani z Robertem. Zdaję się na was w kwestii tej budowy. Wierzę, że razem osiągniecie sukces.
O ile się nie pozabijamy…
– Myślę, że będzie pan z nas zadowolony – rzuciłam, bo nie chciałam już pierwszego dnia robić problemów.
Musiałam opracować strategię i w jakiś sposób przekonać Nowickiego seniora do swoich racji. W końcu to on prowadził firmę. Fakt, że bezczelnyprezes był jego synem, nieco utrudniał sytuację, ale Robert powinien zająć się własnymi sprawami, a nie wtrącaniem w moje zadania.
– Nie wątpię. Spotkamy się w południe w sali konferencyjnej. – Mężczyzna uśmiechnął się łagodnie i zostawił mnie samą.
***
Całe przedpołudnie spędziłam na kwestiach organizacyjnych oraz poznawaniu współpracowników. Kilka minut przed dwunastą Julia przypomniała mi o zebraniu, a chwilę później rozbrzmiał alarm w moim telefonie.
Wstałam zza ogromnego, nowoczesnego biurka i podeszłam do lustra. Po drodze zgarnęłam z torebki szminkę i flakonik z ulubionym zapachem. Poprawiłam fryzurę, pomalowałam usta na czerwono, a na końcu skropiłam nadgarstki delikatnymi perfumami. Gotowa na wszystko wyszłam z pokoju.
Julia już czekała, ale kiedy mnie zobaczyła, na moment zastygła z lekkim zdziwieniem na twarzy.
– Przesadziłam? – zażartowałam, bo byłam pewna, że wyglądam dokładnie tak, jak chciałam, i puściłam do niej oczko.
– Wręcz przeciwnie. – Posłała mi szeroki uśmiech. – Wygląda pani obłędnie. Szkoda, że ostatecznie to nie pani została szefową oddziału. Byłabym asystentką szefowej. Brzmi świetnie. – Najpierw się rozmarzyła, a potem ugryzła w język, widząc moje uniesione brwi. – Przepraszam. Znowu palnęłam gafę. – Speszyła się. – Zaraz się spakuję… – mamrotała.
Próbowała zrobić w tył zwrot, przed czym ją powstrzymałam.
– Jeszcze nic straconego – powiedziałam zagadkowo, na co Julia szerzej otworzyła oczy.
Parę sekund później chyba dotarło do niej, co właśnie zasugerowałam, i kiwnęła głową.
– Proszę mnie źle nie zrozumieć. Wiem, że pan Nowicki jest prezesem, i oczywiście go szanuję, ale jest trochę… – Zamyśliła się.
– Jaki? – spytałam zaciekawiona.
Zastanawiałam się, jak odbierają go inni. Choć prawie nie znałam tego faceta, już zdążył mnie zdenerwować, przestraszyć i… Przełknęłam ślinę. Nawet przed sobą nie zamierzałam przyznać, co potrafi zrobić ze mną jednym spojrzeniem. Nowicki niezaprzeczalnie wywierał wrażenie na płci przeciwnej.
– Przerażający. I… onieśmielający. – Na policzkach Julii pojawiły się rumieńce.
Dziewczyna miała rację: było w nim coś intrygującego, groźnego. Jednak to nie zmieniało faktu, że wciąż chciałam walczyć o swoje.
– A jak było wcześniej? Zanim przyjechał Nowicki?
– Spokojniej. – Zachichotała. – Pani poprzednik, pan Marek, który tymczasowo zarządzał oddziałem, był całkiem sympatyczny. Właściwie niewiele się tu działo, bo oddział dopiero się rozkręcał, więc mieliśmy sporo papierów do ogarnięcia. Potem nagle pojawił się prezes i choć z początku nie miał tu zostać, po połączeniu z tą drugą firmą ostatecznie nie wyjechał z powrotem do Londynu. Wysłał tam właśnie pana Marka.
Przytaknęłam. Zastanawiałam się, co spowodowało zmianę decyzji.
– Chodź, bo się spóźnimy – mruknęłam, niemniej przy najbliższej okazji zamierzałam wyciągnąć z Julki wszystko, co wie.
Razem przeszłyśmy przez długi hol, mijając po drodze drzwi z tabliczką:
Robert Nowicki
Prezes
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.