Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Osiemnastolatka Dylan po czterech latach wraca do miasteczka Royal Manor. Tu się wychowywała i tu wcześniej chodziła do szkoły. Wraca do prywatnego liceum, do klasy maturalnej. Odżywają dawne emocje. Spotyka koleżanki, które niegdyś jej dokuczały. Spotyka Jace’a, chłopaka, w którym przed laty była zakochana.
Jace, przystojny, pochodzący z bogatej rodziny nastolatek nienawidzi Dylan. Obwinia ją o śmierć swojego brata. Przed czterema laty byli najlepszymi przyjaciółmi, teraz niewiele zostało z dawnej bliskości. Choć między nimi wciąż dochodzi do spięć, a Jace igra z uczuciami Dylan, ona wciąż go kocha i nie może zrozumieć, dlaczego traktuje ją tak oschle. Dlaczego bawi się nią jak zabawką. Chłopak w głębi duszy nadal jest w niej szaleńczo zakochany, a jego zachowanie to tylko pozory. Walczy ze sobą, miota się między miłością a nienawiścią. Między zazdrością a namiętnością.
Tymczasem na horyzoncie pojawia się ktoś trzeci – o względy Dylan zaczyna zabiegać Tommy.
Którego z nich wybierze Dylan? Czy powrót do dawnej miłości będzie możliwy?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 414
Tytuł oryginału: Cruel Prince
Projekt okładki: Paweł Panczakiewicz/PANCZAKIEWICZ ART.DESIGN
Redakcja: Zofia Żółtek/Słowne Babki
Redakcja techniczna: Andrzej Sobkowski
Skład wersji elektronicznej: Robert Fritzkowski
Korekta: Katarzyna Zioła-Zemczak, Lena Marciniak-Cąkała/Słowne Babki
Fotografia wykorzystana na okładce
© LightField Studios/Shutterstock
Copyright © 2019 Ashley JadeAll rights reserved
© for the Polish edition by MUZA SA, Warszawa 2022
© for the Polish translation by Beata Słama
ISBN 978-83-287-2282-8
MUZA SA
Wydanie I
Warszawa 2022
– fragment –
Dobrymi chęciami piekło jest wybrukowane.
Jace
– Nie możemy pozwolić, żeby uszło mu to na sucho.
Kiedy moja młodsza siostra wreszcie na mnie spojrzała, jej oczy szkliły się łzami.
– Jace, nie da się nic zrobić. Oni już wygrali. A Liam odszedł. – Po jej policzku spłynęła kolejna łza. Przez całe moje czternastoletnie życie nie widziałem, żeby tak płakała. – Tak jak mama.
– Ona ma rację – wyszeptał mój brat Cole. – Może przekonamy tatę, żebyśmy się stąd wyprowadzili?
Jego charakterystyczny uśmiech zniknął, a orzechowe oczy były tak pozbawione życia jak oczy Liama, gdy znalazłem go w szafie trzy dni temu.
Poczułem ucisk w piersi. Patrzenie na Cole’a sprawiało mi ból.
Cole i Liam byli bliźniakami jednojajowymi, choć biorąc pod uwagę ich osobowość, nigdy byście się tego nie domyślili. A teraz Cole jest tylko smutnym wspomnieniem, jak bardzo wszystko się popieprzyło.
Moja rodzina rozpadała się kawałek po kawałku, a nasz ojciec był zbyt pochłonięty pracą i rozpaczą, żeby coś z tym zrobić.
Co nie oznaczało, że ja nie mogę.
Zawiodłem Liama – mojego młodszego brata i przyjaciela – ale reszty rodzeństwa nie zawiodę.
Nie pozwolę, by to miasto i żyjący w nim ludzie zniszczyli moją rodzinę.
Matka powiedziała mi kiedyś, że jako najstarszy muszę się opiekować resztą rodziny. Być kimś, na kim mogą polegać. Pokazać, jak kierować swoim życiem, żeby było im choć trochę łatwiej.
Jedynym sposobem, by tego dokonać, jest zapomnienie o bólu i pozwolenie, aby wściekłość, jaka wrzała głęboko w mojej duszy, wypłynęła na powierzchnię.
Matka i młodszy brat już nie wrócą, niezależnie od tego, jak dużo łez wylejemy i jak często będziemy błagali Boga, by cofnął to, co było tak bardzo nie do pomyślenia.
Ale Bóg przestał nas słuchać już dawno temu.
Ojciec wypisał się z życia domowego w chwili, gdy jego żona wydała ostatnie tchnienie.
I mojemu rodzeństwu zostałem tylko ja. Co oznacza, że w moim sercu nie będzie już miejsca na smutek i rozpacz. Te uczucia poświęciłem zmarłym… Teraz muszę się zająć żywymi.
Gniew był o wiele lepszą siłą napędową. Pomagał zamaskować poczucie winy, które mnie dręczyło.
Wstałem.
– Nie wyprowadzimy się.
Na ich twarzach odmalowało się zagubienie.
Cole otworzył usta, jakby zamierzał się odezwać, lecz pokręciłem głową. Będzie miał na to czas, gdy skończę. To, co zamierzałem im powiedzieć, było bardzo ważne.
– Oni właśnie tego chcą – żebyśmy wyjechali.
Royal Manor było pełne bogatych kutasów, którzy woleli pozbywać się problemów, niż uznać, że naprawdę je mają.
Pieprzyć to.
Liam umarł, ponieważ banda dupków z naszej szkoły pomyślała, że będzie zabawnie poznęcać się nad dzieciakiem, który ma lęki i się jąka.
A ja powinienem tam być, by go chronić. Ale mnie nie było. Przez nią.
– Zadarli z niewłaściwą rodziną. – Skrzyżowałem ręce na piersi. – Myślę, że nadszedł czas, by im za to odpłacić. Wjebać im tak, jak oni wjebali Liamowi. – Byłem tak zdeterminowany, że o mało się tą determinacją nie udławiłem. – I nie zatrzymamy się, dopóki nie pozostanie nikt, kto by się nas nie bał.
Bianka otarła rękawem łzy.
– Dopóki za wszystko nie zapłacą.
Uśmiech Cole’a powrócił.
– Dopóki nie zaczniemy rządzić tym miastem i nie zrobimy ze wszystkich naszych niewolników.
I dopóki nie pomścimy śmierci naszego brata, dodałem w myślach.
Dylan
Dylan, mam nadzieję, że miałaś dobry lot. Wujek Wayne i ja powinniśmy wrócić z Paryża jutro rano. W lodówce znajdziesz jedzenie, Twój pokój jest przygotowany. Oakley pokaże Ci, gdzie co jest. Nie mogę się doczekać, kiedy Cię zobaczę.
Uściski i całusy
ciocia Crystal
PS Zamierzam dorobić Ci klucz, ale dopóki tego nie zrobię, możesz używać zapasowego, któryjest pod wycieraczką.
Wpatruję się w jaskraworóżową samoprzylepną karteczkę umieszczoną na frontowych drzwiach. Krótki SMS mówiący, gdzie jest zapasowy klucz, by wystarczył.
I byłby bezpieczniejszy.
Nie żeby Royal Manor było niebezpiecznym miastem, ależ skąd.
Prawdę mówiąc, powodem, dla którego moi rodzice chcieli, żebym dorastała właśnie tu, były niska przestępczość i dobre szkoły.
I gdyby moja mama nie zmarła, kiedy miałam osiem lat, a ojciec nie złapał nowej żony, która chciała się przenieść do jeszcze bardziej prestiżowego miasta na Zachodnim Wybrzeżu, gdy skończyłam lat czternaście…
Nie, dziś nie pójdę tą drogą. Nie będę się zastanawiała, jakie byłoby moje życie, gdyby mama wciąż żyła, nie będę żałowała, że sprawy nie potoczyły się inaczej i że nie mogę zmienić przeszłości.
Z ciężkim westchnieniem porzucam bagaże na ganku, wyławiam spod wycieraczki klucz i wchodzę do miejsca, które przez następny rok ma być moim domem.
Gdy tylko stawiam stopę na podłodze z wiśniowego drewna, dzwoni mój telefon.
Powinnam wyświadczyć przysługę sobie i dzwoniącemu i pozwolić mu nagrać się na pocztę głosową, wciskam jednak zielony guzik.
Jestem zraniona, zła… i wciąż niegotowa na to, by z nim rozmawiać.
Mimo to nie chcę być małostkowa.
„Masz połączenie na swój koszt. Dzwoni Brian Taylor z Zakładu Karnego Oak Creek. Jeśli akceptujesz połączenie, wciśnij pięć. Jeśli odrzucasz połączenie, wciśnij zero”.
Szybko wciskam zero i się rozłączam.
Wal się, tatusiu.
*
Dzięki kolejnej karteczce od cioci Crystal orientuję się, który pokój został wysprzątany dla mnie.
Chociaż „wysprzątany” to niedopowiedzenie. Oprócz łóżka o królewskich rozmiarach, przykrytego purpurową narzutą, i sekretarzyka, na którym przyklejona jest następna karteczka – ciocia obiecuje w niej, że w tym tygodniu zabierze mnie na zakupy – w pokoju nie ma nic.
Nie żeby mi to przeszkadzało. Całe moje życie upchnęłam w worku marynarskim i w średnich rozmiarów walizce. Brak bajerów mi pasuje.
Mniej gówna, do którego można się przywiązać.
Otwieram drzwi garderoby, żeby powiesić ciuchy, i moją uwagę przyciągają trzy spódnice w kratkę, trzy wyprasowane białe koszule i trzy granatowe żakiety.
Emblemat Akademii Royal Hearts umieszczony na lewej kieszonce na piersi to jakaś kpina.
Nie jestem jednak w sytuacji, w której mogę mieć jakiekolwiek wymagania – ponieważ ciocia i jej mąż byli tak mili, że przygarnęli przybłędę – domagałam się tylko jednego: żeby posłano mnie do szkoły publicznej, a nie do Akademii Royal Hearts. Ojciec zmuszał mnie, bym chodziła do prywatnych szkół – do podstawówki i gimnazjum – i było to najgorsze doświadczenie w moim życiu.
Z wyjątkiem tego, że poznałam Jace’a.
Ściska mi się serce.
Ta jedyna rzecz, której się domagałam, zależała od męża cioci Crystal, lecz on nie zamierzał negocjować, szczególnie że do tej szkoły, do ostatniej klasy, chodził mój kuzyn – właściwie przyszywany kuzyn.
Wayne sądził, że to dobrze, jeśli będę chodziła do szkoły z jego synem Oakleyem, który pokaże mi co i i jak.
No cóż, stary dobry wujek Wayne nie był szczególnie spostrzegawczy. Oakleya widziałam tylko raz, i to krótko, na czwartym weselu ciotki, ale po szybkim przeleceniu jego Instagrama stwierdziłam, że będzie tak przydatny, jak złota rybka na koncercie Boba Marleya.
Przydatny? Złe słowo. Po prostu naćpany.
Co prawdopodobnie wyjaśnia, dlaczego nie przyjechał odebrać mnie z lotniska, jak się tego spodziewałam, i dlaczego wciąż nie widzę śladów jego obecności… chociaż jestem tu już przez całe popołudnie i większą część wieczoru.
Wysyłam mu kolejnego SMS-a, lecz, tak jak ten pierwszy, pozostaje bez odpowiedzi.
Zwycięża ciekawość, więc wyślizguję się z mojego nowego pokoju i ruszam korytarzem.
Ciotka mówiła, że w domu jest sześć sypialni, ale gdy pukam do kilku drzwi, staje się jasne, że Oakleya nie ma za żadnymi z nich.
Tłumiąc jęk, schodzę po schodach i kieruję się do kuchni. Podobnie jak inne pomieszczenia w domu, jest przestronna, wszystko wygląda na drogie, mimo to jest dość zwyczajnie. Wyposażenie z nierdzewnej stali, stół ze szklanym blatem, a pośrodku wielka granitowa wyspa.
I zero Oakleya.
Po sprawdzeniu salonu, gabinetu wujka Wayne’a i łazienki na parterze idę w stronę schodów prowadzących do piwnicy.
Prawie natychmiast czuję zapach marihuany.
Nie jestem sztywniarą, nie mam problemu z ludźmi, którzy palą trawę. Mam za to z ludźmi, którzy pobłażają sobie tak bardzo, że zapominają o ważnych rzeczach.
Jak na przykład odpowiadanie na SMS-y czy odebranie z lotniska przyszywanej kuzynki.
Ekran wielkiego telewizora – na którym dwie nagie dziewczyny ocierają się o siebie do wtóru bełkotliwego rapu – rozświetla pomieszczenie na tyle, że widzę tył skórzanej sofy. Dym płynący w stronę sufitu mówi mi, że po jej drugiej stronie znajdę Oakleya.
Kiedy okrążam kanapę i widzę go, totalnie odlecianego, z jedną ręką w spodniach i z do połowy wypalonym skrętem w drugiej, nie wiem, czy się śmiać, czy kręcić z obrzydzeniem głową.
Część jego twarzy zasłania czapka bejsbolowa, ale wygląda, jakby na moment się zdrzemnął. Dziwne, że dom jeszcze nie spłonął.
Zamierzam zabrać mu palącego się skręta i wrócić na górę, lecz on nagle przytomnieje.
– Hej, mała.
Uch… To trochę dziwne, ale w życiu byłam już nazwana gorzej, więc postanawiam odpowiedzieć:
– Hej.
– Zastanawiałem się, kiedy przyjdziesz – mamrocze sennie.
Tłumię chęć powiedzenia mu, że byłabym szybciej, gdyby odebrał mnie z cholernego lotniska, jak się spodziewałam.
Jednak przez rok będziemy na siebie skazani i psioczenie na niego nie jest dobrym początkiem znajomości.
Otwieram usta, by spytać, czy chce później coś przekąsić, lecz on znów się odzywa:
– Kurwa, ale z ciebie laska.
No tak, ten pociąg dojechał właśnie do stacji o nazwie Zakłopotanie.
– Hmm… dzięki…
Zanim zdążę dokończyć zdanie, zsuwa spodnie od dresu i…
O. Mój. Boże.
Gdy obejmuje dłonią nagiego fiuta, czuję gulę w gardle.
– Choć tu, piękna – jęczy. – Przestań się droczyć i siadaj na nim.
Chyba też powinnam być na haju, żeby pojąć, dlaczego mój kuzyn namawia mnie, żebym usiadła na jego penisie.
– To obrzydliwe. Co jest z tobą nie tak?
Zasłaniając oczy, zaczynam się cofać, niestety uderzam się o stolik do kawy tak mocno, że widzę gwiazdy.
– A niech to… – sapię, łapiąc się za pulsującą z bólu łydkę.
– Nie jesteś Hayley.
Pewnie, pogadajmy o tym oczywistym fakcie.
– Nie, gówniany Sherlocku. – Popełniam wielki błąd i podnoszę wzrok. – Boże, gościu, czy możesz schować siusiaka?
– Jasne – mówi ten zbok, wstając z kanapy. – Gdy tylko mi powiesz, kim, do cholery, jesteś i co robisz w moim domu.
On chyba sobie żartuje.
– Pytasz poważnie? – Wskazuję siebie palcem. – Jestem Dylan. – Oakley przechyla głowę, jakby nie mógł wpaść na to, dlaczego moje imię coś mu mówi. – Twoja kuzynka – cedzę przez zęby, a on blednie.
Eureka!
Kiedy wciąga spodnie, oddycham z ulgą.
– Ale miałaś nie przyjeżdżać przed sobotą.
– Dziś jest sobota – informuję go, a on wytrzeszcza oczy.
– Cholera. – Wkłada skręta do ust i się zaciąga. – Ten towar jest lepszy, niż sądziłem. – Kaszląc, wyciąga rękę ze skrętem w moją stronę. – Chcesz trochę?
Uśmiecham się ironicznie.
– Doceniam tę pokojową ofertę i całą resztę, ale nie skorzystam.
Oakley nie wygląda na urażonego.
– Spoko. – Poważnieje i gasi skręta w puszce z wodą sodową. – Słuchaj, byłbym wdzięczny, gdybyś nie wygadała moim rodzicielom, że próbowałem cię zerżnąć. Ostatnio już wystarczająco się mnie czepiają.
Oakley nie musi się martwić. Nie powiem nikomu, że próbował mnie zerżnąć.
Kiwam głową. On też.
Cóż za fascynująca wymiana zdań.
Zapada niezręczne milczenie.
– Jest sobota wieczór – oznajmia nieoczekiwanie, unosząc ręce nad głowę i ziewając. – Christian urządza wielką imprezę na koniec lata i początek szkoły.
Nie wiem, kim jest Christian, i nie zamierzam iść na imprezę. Chociaż prawdę mówiąc, spotkanie nowych ludzi i odnowienie znajomości z niektórymi starymi przyjaciółmi, nim zacznie się szkoła, sprawiłoby, że w poniedziałek byłoby mi łatwiej.
Moje serce wykonuje małego fikołka. Może będzie tam Jace?
O tak wielu rzeczach chciałabym mu powiedzieć.
A o jeszcze więcej zapytać.
Na przykład dlaczego zablokował mój numer. I dlaczego nie odpisał na żadną z kilkunastu wiadomości, które wysłałam na jego konta w mediach społecznościowych, zanim wyjechałam.
– Impreza brzmi nieźle. Mogę być napraw…
– Nie zastanawiaj się – mówi Oakley, ocierając się o mnie, gdy przechodzi.
To rozstrzyga sprawę. Mój kuzyn jest większym chujem niż ten, którego ma w spodniach.
– A tak przy okazji – woła ze schodów – dyrekcja szkoły to same dupki! Wątpię, żeby pozwolili ci nosić to niebieskie gówno na włosach!
Pasemka. To się nazywa pasemka.
Na moich ustach błąka się uśmiech. Mam nadzieję, że będą nienawidzić moich niebieskich włosów tak bardzo, że odmówią przyjęcia mnie, więc nie będzie innych opcji i pójdę do zwykłego liceum.
Dylan
– Twoje włosy! – wykrzykuje ciotka, gdy następnego ranka zamyka mnie w uścisku. – Podobają mi się, ale w Royal Hearts ich nie polubią. Sprawdzę, czy uda mi się zapisać cię na dziś do mojej fryzjerki.
Oakley zerka na mnie znad śniadania, które właśnie pożera.
– Mówiłem ci.
Rzucam mu wściekłe spojrzenie, a ciotka ściska mnie jeszcze mocniej.
– O mój Boże, nie mogę uwierzyć, że tak wyrosłaś.
– Wygląda jak duży smerf – komentuje z uśmieszkiem Oakley.
Już wolę, kiedy siedzi nawalony na kanapie.
Gdy się rozdzielamy, ciotka ściąga brwi. Tak jak moja mama, Crystal ma jasnoblond włosy, ciemnoniebieskie oczy i potwornie szybką przemianę materii, która sprawia, że wszystkie wydajemy się w o wiele lepszej formie, niż jesteśmy w rzeczywistości.
Jest także niepokojąco spostrzegawcza.
Na jej twarzy widzę troskę, jakby bała się, że się rozsypię.
– Jak się trzymasz?
Ignoruję nagłe ukłucie w piersi. Jeśli teraz się poddam i załamię, nie wiem, jak przetrwam najbliższe dwanaście miesięcy. Załamanie nie zmieni tego, że mój ojciec siedzi w więzieniu za zdefraudowanie pieniędzy w bogatej firmie, w której był odpowiedzialny za finanse.
Zrobił to z powodu chciwości mojej macochy.
I dlatego, że nie chciał jej stracić.
Ponieważ w którymś momencie stała się dla niego ważniejsza niż ja.
– W porządku. – Przełykam gulę, którą czuję w gardle. – Jestem trochę zmęczona i mam jet laga, ale poza tym super.
To jasne, że moja próba zmiany tematu jest porażką, lecz na szczęście do kuchni wkracza wujek i ratuje sytuację.
– Dlaczego w piwnicy śmierdzi trawą?
Albo jeszcze czymś innym, myślę.
Wayne nie należy do dużych mężczyzn, jego syn szybko go przerósł, jest w nim jednak coś okropnie onieśmielającego.
Co prawdopodobnie wyjaśnia, dlaczego w sądzie nazywają go rekinem i dlaczego należy do najlepszych adwokatów w hrabstwie.
Wszystkie oczy kierują się na podejrzanego.
Przez chwilę mi go żal, szybko jednak przypominam sobie, jakim jest pajacem.
Oakley wsuwa do ust widelec pełen jajecznicy, próbując kupić trochę czasu.
Wydaje mi się, że mój kuzyn nie jest takim kretynem, na jakiego wygląda.
– Nie mam pojęcia. – Wzrusza niewinnie ramionami, po czym wskazuje na mnie. – Przez cały wieczór byłem u Christiana. To niebieska siedziała w domu.
Nie, cofam to. Jest durniejszy, niż ustawa przewiduje. Nie dlatego, że nadał mi paskudne przezwisko, ale dlatego że sądzi, iż ciotka kupi te bzdury.
– Ups, przyłapałeś mnie – cedzę z sarkazmem. – Gdy tylko wysiadłam z samolotu, przyjechałam tu uberem i rozpakowałam bagaże, uczciłam początek mojego nowego życia, nawalając się w piwnicy.
Oakley wstaje.
– Widzicie? – Spogląda na ciotkę i wujka. – Ludzie, musicie uważać, kogo zapraszacie do domu.
Ciotka przewraca oczami.
– Dylan nie bierze narkotyków. – Przenosi spojrzenie na mnie. – Prawda?
Kiwam głową.
– To nie moja bajka.
Wujek skubie grzbiet nosa.
– Jezu, Oak, przecież już o tym rozmawialiśmy. Jeśli chcesz schrzanić sobie życie, rób to w swoim domu, nie w moim.
Wyglądają jak postacie z kabaretu, myślę.
Oakley wstawia talerz do zlewu.
– Nie chrzanię sobie życia, tato. Na miłość boską, trawa jest już legalna.
– Dla dorosłych, ale nie dla nastolatków.
– Jestem…
– Miesiąc temu skończyłeś siedemnaście lat! – krzyczy wujek tak głośno, że drżą szyby w oknach. – Uznaj to za jedyne i ostatnie ostrzeżenie. Jeszcze raz zapal u mnie w domu to gówno, a zabiorę wszystko, co kiedykolwiek ci kupiłem, i poślę cię do szkoły wojskowej.
Oakley wygląda na naprawdę zdenerwowanego. Nie dziwię mu się. Coś mi mówi, że Wayne nie żartuje.
– Tato…
– Koniec dyskusji. – Jego ton nie pozostawia miejsca na jakiekolwiek argumenty.
Ciotka marszczy czoło.
– Dlaczego przyjechałaś tu uberem?
Próbuję zlekceważyć sytuację, lecz wujek nie daje mi szansy.
– Ponieważ twój pasierb był tak nawalony, że najprawdopodobniej zapomniał po nią pojechać – wypala, po czym odwraca się w moją stronę. – Dylan, przepraszam, że mój syn jest tak totalną porażką.
O rany. To trochę za surowe.
Najwidoczniej ciotka pomyślała to samo co ja, ponieważ mówi łagodnie:
– Wayne…
– Pierdolę to. – Zanim ktokolwiek zdąży się odezwać, Oakley bierze ze stołu kuchennego kluczyki do samochodu.
Wayne mruży oczy.
– Dokąd się wybierasz?
– Do Jace’a – rzuca Oakley, przechodząc za plecami ojca. – Oczywiście jeśli mi wolno, wasza wysokość.
Mój żołądek koziołkuje. Oakley przyjaźni się z Jace’em? Z moim Jace’em?
To nieodpowiedni moment, ale muszę to wiedzieć.
– Jace Covington? – prawie piszczę.
– Nie twój zasrany interes, plotkaro. – Zatrzymuje się w pół kroku i na mnie patrzy. – Chcesz radę? Jutro rano lepiej się najedz, bo właśnie straciłaś jedynego sojusznika, jakiego miałaś, a w szkole pożrą cię żywcem. – Już przy drzwiach prycha szyderczo i się odwraca. – Nie martw się, powiem Jace’owi, że o niego pytałaś.
Jace
– Wysłałem do szkoły czek. – Ojciec wzdycha ciężko, odsuwając miskę z owsianką. – W tym roku powinienem uważać na wszelkie kwestie dotyczące ciebie i twojego brata.
Przez „kwestie” rozumie problemy.
Usta Cole’a, który siedzi naprzeciwko mnie, drżą.
– My…
Cokolwiek chciał powiedzieć, schodzi na dalszy plan, ponieważ wkracza Bianca w obcisłych, o dwa numery za małych ciuchach.
Uśmiechając się do siebie, bierze z koszyka jabłko i puszcza do nas oko.
– Oraz na dotyczące siostry.
Cole i ja wymieniamy spojrzenia.
Tata powinien wysłać do Royal Hearts więcej pieniędzy. Coś mi mówi, że w tym roku będziemy mieli pełne ręce roboty z „kwestiami” związanymi z Bianką, która właśnie zaczyna pierwszą klasę.
Ojciec odwraca spojrzenie i coś mamrocze.
Jak większość ludzi znanych Biance, dał się owinąć wokół jej małego palca. Czemu po części winna jest moja matka. Była gwiazdą Bollywood, dopóki do Indii nie przyjechał w interesach mój tata ze swoim ojcem. Gdy tylko ujrzał mamę, zakochał się w niej po uszy, po czym wywiózł do Stanów, by żyć z nią długo i szczęśliwie.
Rumi Covington była najpiękniejszą kobietą na świecie. Bez dwóch zdań. Nie miała sobie równych.
W przeciwieństwie do Cole’a, który odziedziczył po ojcu jasnozielone oczy i bladą irlandzką karnację, czy mnie, będącego mieszanką cech obojga rodziców, Bianca jest jej sobowtórem. Nie muszę dodawać, że kiedy była na etapie brzydkiego kaczątka, było o wiele łatwiej. Potem zdjęła aparat ortodontyczny, zaczęła nosić szkła kontaktowe i pojawiły się problemy, o których wolę nie myśleć.
Ściskam widelec. Ojciec powinien jej powiedzieć, żeby poszła na górę i się przebrała… ale tego nie robi. Bo Jason Covington to mistrz unikania konfrontacji ze swoimi dziećmi. Co zakrawa na ironię, zważywszy, że jest właścicielem Trust Pharmaceuticals, jednego z największych koncernów farmaceutycznych na świecie, i nie ma problemu z tym, żeby narobić zamieszania, jeśli w pracy ma dostać to, czego chce.
To wstyd, że nie jest w stanie wykrzesać z siebie choć odrobiny energii, by poradzić sobie z własnymi dziećmi, a przestał się nimi zajmować już dawno temu. Cholera, właściwie zaprasza mnie i moje rodzeństwo, żebyśmy go olewali.
– Nie wyjdziesz w tym – mówię do siostry, gdy otwierają się drzwi i na werandę wchodzi mój przyjaciel Oakley. A raczej próbuje wejść, bo w połowie drogi do stołu skurwiel potyka się o własne nogi, wlepiając w Biancę przekrwione gały.
Patrzę na nią, mrużąc oczy.
– Wyglądasz, jakbyś kupowała ciuchy w sklepie dla dziwek.
Odgryza kęs jabłka.
– Pewnie dlatego, że pożyczam je od twoich małych zdzirowatych koleżanek.
Oakley i Cole wybuchają śmiechem, lecz gdy spoglądam na nich ostrzegawczo, zamykają się, a ja znów patrzę na siostrę.
– Idź się przebrać.
Otwiera usta, by zaprotestować, ale uderzam pięścią w stół. Dziś nie mam ochoty na to, by ona lub ktokolwiek inny srał mi na głowę.
– Rany boskie, zabieraj tyłek na górę i się przebierz, bo jak nie, to…
– Dobra, nieważne – prycha Bianca. – Nie mogę się doczekać, kiedy w przyszłym roku pójdziesz na studia, tyranie.
Kiedy odchodzi, Cole porusza brwiami.
– Nie ciesz się. Ja wciąż tu będę, żeby cię dręczyć.
Bianca rzuca w niego na wpół zjedzonym jabłkiem i idzie na górę.
Gdy pociera głowę, w jego oczach błyska oburzenie.
– Suka.
– Hej – wtrąca się ojciec – nie nazywaj swojej siostry dziwką.
Widzicie to? Jason nie tylko wtrącił się do rozmowy, lecz także gada jak prawdziwy ojciec. Oczywiście jak zwykle po tym, gdy to ja opanuję sytuację.
Oakley sadza tyłek na krześle obok mnie.
– Co jest? – pytam.
Zanim zdąży mrugnąć, walę go pięścią w ramię.
– Jezu. Co z tobą, człowieku, do cholery? – mamrocze, łapiąc się za ramię. – Tą ręką walę konia!
– Jeśli jeszcze raz spojrzysz na moją siostrę w taki sposób, urwę ci ją i wsadzę w tyłek. Jasne?
Krzywi się.
– Nie zajarzyłem, że to ona, Wyglądała, jak…
– Chłopie – przerywa mu Cole – odpuść, zanim się zagalopujesz. – Macha ręką. – Kiedy ostatnio sprawdzałem, miałeś dwie ręce. I nas też jest dwóch, co nie działa na twoją korzyść.
Oak unosi ręce.
– Wyluzujcie obaj. Nie zamierzam się dobierać do małej Covingtonówny. Wierzcie mi, mam wystarczająco dużo lasek.
Cole i ja znów wymieniamy spojrzenia, Oak to wporzo gość i w ogóle, ale jest znany ze skłonności do przesady, co skutkuje tym, że wali głupoty. Jak dzwonienie na dziewięćset jedenaście, bo ktoś na imprezie ukradł mu zioło.
Odchylam się na krześle, zastanawiając, czy warto narażać się na jego irytację i spytać, co go tak wkurza. Podejrzewam, że ma to coś wspólnego z wielką imprezą u Christiana poprzedniego wieczoru. Też chciałem iść, Britney Caldwell miała jednak inne plany.
Plany, które obejmowały ssanie mojego fiuta podczas jazdy samochodem i błaganie, bym się zatrzymał, żebym mógł go jej włożyć w tyłek. Ponieważ nie było mi dość rozrywki, postanowiłem pochylić się nad problemami mojego przyjaciela.
– Coś się stało wczoraj wieczorem?
– Właściwie nie. – Gryzie skórkę przy paznokciu, przestaje i się zamyśla. – Zanim tam poszedłem, o mało nie wypieprzyłem mojej kuzynki.
Ojciec krztusi się kawą.
Cole siada prosto.
– Co masz na myśli, mówiąc, że o mało nie wypieprzyłeś swojej kuzynki?
Ojciec odsuwa się od stołu i wstaje.
– Wybaczcie, dzieciaki, muszę wykonać ważny telefon.
Kręcąc głową, wchodzi do domu. Nieważne, że go nie ma, przyzwyczailiśmy się.
Oakley wypuszcza powietrze i przeciąga ręką po włosach.
– Człowieku, nie wiedziałem, że to ona. Przez cały dzień jarałem i się branzlowałem. Byłem półprzytomny i myślałem, że to Hayley przyszła się mną zająć.
Hayley jest raz aktualną, raz byłą dziewczyną Oaka. Właściwie to częściej byłą. Choćby jednak nie wiem ile razy zrywali, ona zawsze przypełza z powrotem.
Choć twierdzi, że nienawidzi dramatów, jakie wiążą się z chodzeniem z moim przyjacielem, moim zdaniem jest od nich uzależniona. Do diabła, jak wszyscy w szkole. Oni żywią się dramatami.
Cole upija łyk soku i mówi:
– No dobrze, byłeś upalony i na odlocie, ale to wciąż nie wyjaśnia, dlaczego o mało się z nią nie przespałeś. – Uśmiecha się. – Chociaż powiedziałeś, że właściwie była chętna.
Oak rozpościera ramiona.
– No właśnie. – Sięga do miski z winogronami i wrzuca jedno do ust. – Była chętna… dopóki nie ściągnąłem spodni.
Drżą mi usta.
– Biedaczka, pewnie zapomniała okularów do bliży!
– Och, pierdol się, Covington. Nie tylko ty masz wielkiego chuja. – Wali się w pierś. – Wierz mi, mój też jest niezły.
Nie wiem, co przeszkadza mi bardziej, to, że zna rozmiar mojego wacka, czy to, że tak energicznie broni swojego.
Żuje łodyżkę winogrona.
– Ta mała niebieskowłosa suka już schrzaniła mi życie. Nie wiem, jak przeżyję to, że przez cały rok będę oglądał jej wkurzający tyłek w domu i w szkole.
Nie lubię nowych. Szczególnie takich, którzy przysparzają problemów.
– Okej, wracajmy do twojego burdelu. Dlaczego ona u ciebie mieszka?
– I, co ważniejsze – dodaje Cole – czy gorąca z niej laska? – Na jego twarzy widać rozbawienie. – Chociaż, jak się nad tym zastanowić, kogo to obchodzi? Panienka, która leci na swojego kuzyna, musi być nieźle popieprzona. Zapisuję się na jej listę.
Nie zaskakuje mnie to. Mój brat wydupczył każdą spódniczkę w Royal Hearts, łącznie z nauczycielkami.
Oakley kręci głową.
– Nie, nie sądzę, że jest typem wariatki. Po prostu lubi podpuszczać. – Wyjmuje zza ucha jointa i go zapala. – Jest gorąca, ale to tylko podpuszczanie.
Cole przewraca oczami.
– Te gorące zawsze to robią.
Oakley uderza pięścią w stół.
– Wierz mi, bracie, że trudno znaleźć laskę z dobrym nadwoziem, która zaraz po wyjeździe z parkingu pozwoli ci sobie wsadzić podczas jazdy. – Wydmuchuje chmurę dymu i na mnie patrzy. – Chyba że jest się Jace’em Covingtonem. Dupkiem, przed którym wszyscy sztywnieją ze strachu, ale każda dziewczyna chciałaby uszczknąć kawałek. Kurwa, wyobrażacie to sobie?
Nie myli się. Lecz w przeciwieństwie do mojego brata, jestem wybredny, jeśli chodzi o to, w kogo wsadzam fiuta. Nie zadowalam się, jak inne goście, przeciętnymi cipkami, do których inni kolesie mają nieograniczony dostęp… Ja lubię te najlepsze.
Nie to, żebym zawsze odrzucał te łatwe. Miło jest włożyć mokrego fiuta, gdy tylko poczuje się taką potrzebę. Dlatego mam Britney. Ale nawet ona zaczyna mnie nudzić. Poza tym lubię wyzwania.
– Jak duże ma cycki? – pyta mój brat, wyrywając mnie z zamyślenia.
Oakley wzdycha.
– Małe, ale sterczące…
Tych dwóch będzie rozkładało na czynniki pierwsze jej ciało, ja jednak wolę zacząć od podstaw:
– A jak ma na imię?
Oak zaciąga się jointem.
– Dylan. – Mruży oczy. – Twoja reputacja musi cię wyprzedzać, bo o ciebie pytała.
Włoski na karku stają mi dęba. Znam tylko jedną dziewczynę o imieniu Dylan.
Cole się krzywi.
– Jak twoja kuzynka może… – Urywa w pół zdania i przesuwa wzrok na mnie. – Cholera, mały ten świat, nie?
Zbyt mały. Dlaczego, do cholery, tu wróciła? I zamieszkała właśnie z Oakleyem?
Wszyscy lubią plotki, a Oak nie kryje zainteresowania swoim nowym odkryciem.
– Tata powiedział, że mieszkała kiedyś w Royal Manor. Domyślam się, że coś was łączyło?
– Coś więcej niż chemia – prycha Cole.
Kopię w krzesło tak mocno, że się przewraca.
– Zamknij się, kurwa – warczę.
Mój brat cholernie dobrze wie, że to nie żarty. Wie, co ona zrobiła. Za co jest odpowiedzialna.
Wszystko się we mnie gotuje. Nie wiem, dlaczego wróciła, i nic mnie to nie obchodzi.
Dylan Taylor ma wypierdalać z Royal Manor… Na zawsze. Ta suka przysporzyła mojej rodzinie wystarczająco dużo problemów. I nie zamierzam pozwolić, by znów namieszała.
Oakley wygląda na zdezorientowanego.
– Wyjechała stąd dawno temu. Jak bardzo…
– Nieważne. – Biorę od niego jointa i głęboko się zaciągam. – Nie zostanie tu długo.
Jestem tego pewny.
* * *
koniec darmowego fragmentuzapraszamy do zakupu pełnej wersji
MUZA SA
ul. Sienna 73
00-833 Warszawa
tel. +4822 6211775
e-mail: [email protected]
Księgarnia internetowa: www.muza.com.pl
Wersja elektroniczna: MAGRAF s.c., Bydgoszcz