Biegnij, Ida! - Ada Kussowska - ebook

Biegnij, Ida! ebook

Kussowska Ada

4,4
14,99 zł
Najniższa cena z 30 dni przed obniżką: 14,99 zł

Ten tytuł znajduje się w Katalogu Klubowym.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Trzy przyjaciółki, trzy historie miłosne – czas na wielki finał!

Sekretny romans z szefem? Cóż, Ida już wie, że to nie był najlepszy pomysł. Pół biedy, gdyby tylko ona o tym wiedziała… Niestety, wie cała firma. No i najlepsze przyjaciółki. Teraz Ida musi nie tylko posprzątać bałagan w swoim życiu, ale też odzyskać ich zaufanie. A to niełatwe, zwłaszcza gdy pewien blondyn o stalowych oczach wciąż nie daje o sobie zapomnieć.

Natalia staje przed życiowym wyzwaniem: powiedzieć Piotrowi o ciąży. Wreszcie nadarza się ku temu idealna okazja – romantyczna sceneria, jego piękne słowa, wszystko jak w filmie… Aż do momentu, gdy on mówi coś, czego ona w żadnym scenariuszu by nie przewidziała.

A Bernadetta? Bernadetta odkrywa, że czasem odgrzewane kotlety smakują najlepiej – o ile odpowiednio je doprawisz. Jej związek z Szymonem nabiera rumieńców. O tak, nuda zdecydowanie im nie grozi.

Będzie ogień – i to na wszystkich frontach. Spalone mosty, pożary zmysłów i miłosne turbulencje gwarantowane. Jedno jest pewne: na tej ostatniej prostej żadna z przyjaciółek się nie zatrzyma.

Biegnij, Ida! to czwarta, ostatnia część opowieści o miłosnych rozterkach trzech singielek z katowickiej korporacji.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 300

Oceny
4,4 (11 ocen)
6
3
2
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Wiola_loves_books1

Dobrze spędzony czas

💚💚 RECENZJA 💚💚 Ada Kussowska "Biegnij, Ida!" tom 4 #współpracabarterowa Ida wie, że niewykorzystała danej przez los szansy, że mogła odzyskać miłość i być szczęśliwą. Niestety podjęła inną decyzję i teraz musi pożegnać Otta całkowicie, czy znajdzie w sobie siłę aby to zrobić? Czy los kolejny raz da jej zielone światło? Natalia nosi pod sercem sekret, bojąc się ujawnić go bliskim. Jest świadoma, że nie może robić tego w nieskończoność, ale dopiero przypadek sprawia, że jej życie ulega całkowitej zmianie. Czy Piotr odkryje prawdę? Bernadetta kocha Szymona i jest gotowa by iść z nim przez życie. Lecz to które on jej oferuje niesie za sobą wiele wyzwań których Berni bardzo się boi. Czy w tym przypadku miłość okaże się tak silna by pokonać wszelkie opory i pozwolić sobie na szczęście? Kochani ja czekałam na finał tej serii w olbrzymim napięciu, miałam w głowie różne scenariusze i nadzieję, że nasze bohaterki w końcu zdobędą to czego tak bardzo pragną. Czy ta część mnie usatysfakcjo...
00
Zaczytana_Anex

Nie oderwiesz się od lektury

Przyszedł czas na finał historii. Historii Idy i jej przyjaciółek. Opowieści, która łączy w sobie dramatyzm, emocje, a zarazem sporą dawkę humoru. To historia, która po prostu da się lubić. Czy miałam konkretne oczekiwania wobec zakończenia tej serii? Oczywiście! Nie były one wygórowane, ale liczyłam, że finał będzie spójny z poprzednimi trzema tomami. Kończąc ostatnie strony, mogę z całą pewnością powiedzieć – moje oczekiwania zostały spełnione w 100%. W ostatnim tomie dostajemy wszystko to, co w tej serii najlepsze. Ilość komplikacji rodem z kultowych seriali sprawia, że z zapartym tchem śledzimy losy bohaterów. Autorka nie szczędzi im wyzwań, jednak widać, że historia powoli zmierza do finału. Choć dramatyczne zwroty akcji nadal występują, ich natężenie jest nieco mniejsze niż w poprzednich tomach. To, co szczególnie wyróżnia tę serię na tle innych, to fakt, że nie jest to opowieść o jednej osobie, lecz o trzech różnych kobietach i ich losach. Już wcześniej podkreślałam, że taki ...
00
Tessmh

Nie oderwiesz się od lektury

sztos🔥
00

Popularność




Ada Kussowska Biegnij, Ida! ISBN Copyright © by Ada Kussowska, 2025All rights reserved Redaktor Monika Stanek Projekt okładki i stron tytułowych Agata Wawryniuk Projekt typograficzny i łamanie Grzegorz Kalisiak | Pracownia Liternictwa i Grafiki Wydanie 1 Zysk i S-ka Wydawnictwo ul. Wielka 10, 61-774 Poznań tel. 61 853 27 51, 61 853 27 67 dział handlowy, tel./faks 61 855 06 [email protected] Wszelkie prawa zastrzeżone. Niniejszy plik jest objęty ochroną prawa autorskiego i zabezpieczony znakiem wodnym (watermark). Uzyskany dostęp upoważnia wyłącznie do prywatnego użytku. Rozpowszechnianie całości lub fragmentu niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci bez zgody właściciela praw jest zabronione. Konwersję do wersji elektronicznej wykonano w Zysk i S-ka Wydawnictwo.

Cześć!

Witam Cię w ostatnim, czwartym tomie o historii Idy, Natalii i Bernadetty. Będzie wiele o miłości, i to nie tylko tej związanej z grzecznymi, krągłymi kupidynami. Jeśli mam być szczera, to raczej celowałabym w ich przeciwieństwa. Przy tej historii być może przekonasz się też do alternatywnej, jakże przyjemnej tradycji walentynkowej. Poza tym dowiesz się, dlaczego warto mieć sensowną praktykę jazdy za kółkiem, oraz ocenisz, czy za pewien bieg w szpilkach należałoby się złoto. A, i jeszcze poznasz moc draży Korsarzy, to też ważne.

Trochę się wzruszysz, trochę zezłościsz, trochę zarumienisz. Taki kontrastowy miks.

Wiesz, jak zwykłam mówić o życiu, i to nie tylko w korpo? „Czasem same nudy, czasem same dziwy”. Cóż… tutaj nie będziesz się nudzić.

Życzę samych przyjemnych dziwów!

Ada Kussowska

 Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

PROLOG — TO NIE JEST MOJE OSTATNIE SŁOWO

Na czym to ja skończyłam moją opowieść? A, tak, już mam. Dobrze, to zanim dalej polecę z koksem, podsumuję krótką historię wzlotów i upadków, które przeżyłam do tej pory. No cóż… niech już przyznam, że to od samego początku wyglądało raczej na równię pochyłą. Mniej więcej taką:

Zaczęło się od burzliwego romansu biurowego z facetem, który mógłby spokojnie grać główną rolę w serialu opowiadającym o wspólnym dziecku lwa i wilka, gdzie bohatera ochrzczono by legendarnym imieniem: Seksminetor. Minetaur? Matador? Mniejsza z tym. Tak naprawdę to był Otto Wolf. Potem też było jak w serialu, ale dużo gorzej. Coś bardziej jak Moda na sukces albo Dynastia, ale z budżetem co najwyżej Chłopaków do wzięcia. Nie wyszło nam, bo jak miało wyjść? Nie zmieniało to faktu, że po krótkiej, aczkolwiek spektakularnej przygodzie, każde z nas nadawało się na terapię uzależnień. To znaczy na to liczę, że każde. Ja osobiście nadawałam się na jakieś trzy odwyki. Nawet jeśli obiecano by mi wtedy trzy tytuły papieża, dwa ułaskawienia prezydenckie i długopis automatyczny, to i tak nie przyznałabym się do tego, że do Otta Wolfa czuję zdecydowanie więcej, niż powinnam.

Pocieszenia przez część przebojów szukałam z marnym skutkiem w sąsiedzie z góry, Janku. Ten okazał się kolegą na trzy z plusem i kochankiem na piątkę. Do niczego innego się nie nadawał. Gdyby mu przyczepić do skroni związkometr na kształt rtęciowego wskaźnika temperatury, to jestem bardziej niż pewna, że skala wywaliłaby srogo w dół, rozbijając szkło i robiąc barwne plamy na parkiecie. Tak właśnie Janek nadawał się na poważnego faceta, takiego, co mamusia sobie dla nas wymarzyła.

No i właśnie Jasiek był tym, który miał ostateczny wpływ na mój dalszy, marny los. Jednemu tylko Dżonemu powiedziałam o całej akcji z Wolfem. On jeden miał w tym interes (a może to była zwykła ciekawość), by odpakować paczkę od Otta, zabrać z niej list i ukryć go przede mną. Gdyby tego nie zrobił, to wiedziałabym, że motyle w brzuchu nie są tylko moimi urojeniami i że nie jestem skończoną kretynką, bo mój oszalały odpowiednik przygryza wargi, myśląc o mnie z Berlina. A tak to nie wiedziałam. Rzuciłam się w pościg z tym wyproszonym, prezydenckim ułaskawieniem, ale nie zdążyłam. Przegrałam, a moja miłość odjechała z pełną premedytacją złotą windą, obejmując w talii modelkę aspirującą na wybieg Victoria’s Secret. Obraz, jaki wtedy sobą przedstawiałam, mógłby stać się ikoną jakiegoś bardzo smutnego odłamu impresjonizmu.

A, jeszcze taki mały smaczek. Moje korporacyjne koleżanki, Bernadetta i Natalia, które żyły w błogiej nieświadomości, chciały mnie udławić rodzynkami z sernika na wieść o tym romansie. Niby wybaczyły, ale ograniczone już zaufanie i tak poleciało o kilka oczek w dół.

No dobra. Jeśli mam być szczera, cały ten syf nie był z winy Janka. Sama dzielnie na niego pracowałam, a kolega z góry wrzucił jedynie piąty bieg na drodze do katastrofy. Przeprosiliśmy się nawzajem, zapewne zakładając, że dwóch tak pokiereszowanych umysłów to ze świecą szukać, więc szkoda niszczyć naszą znajomość.

Podsumowując: wywinęłam orła na wilku, spaliłam mosty, romans, miłość, przyjaźń, okrzyknięto mnie mianem korporacyjnej dupodajki, a do tego zostałam sama jak palec.

I to nie było moje ostatnie słowo. A mówię to ja, Ida Sowińska.

KOCHAJ SIĘ I TYJ

Krzątałam się w czwartkowe popołudnie, zamknąwszy już laptopa, i czekałam na pierwszy pozytywny aspekt czegokolwiek. W biurze od tamtego pamiętnego wylania ścieków nie miałam ani potrzeby, ani odwagi się stawić. Niech wszyscy wyplotkują, aż zabraknie im fantazji. Na oko będzie to gdzieś w październiku.

Z dziewczynami niby miałam normalny, teamsowy kontakt, jednak zdecydowanie coś tu zgrzytało. Rozmowy były miłe, ale powierzchowne. Zmniejszyła się zarówno ilość połączeń, jak i częstotliwość bzdur wypowiadanych podczas każdego z nich. Męczyłam się z tym strasznie, że moje relacje społeczne opierały się głównie na obgadywaniu zakamarków ­SAP-a czy problemów natury edycji PowerPointa. Wiem, jestem ogromną hipokrytką, ale okropnie mi brakowało zwykłego, beztroskiego, przyziemnego klachania. Jeszcze nie wiedziałam jak, ale miałam nadzieję to naprawić. A poza tym to wpadłam w bylejakość poprzecinaną palpitacjami serca i kompulsywnym, maniakalnym sprzątaniem. Dzisiaj miał być pierwszy dzień, w którym zrobię dla siebie coś bardzo miłego, i to niekoniecznie samotnie.

Luty, miesiąc zakochanych kupidynków, plastikowych róż i ogromnych poduszek w kształcie serca… A do tego luty dwa tysiące dwadzieścia cztery. TŁUSTY CZWARTEK, zaznaczony w moim kalendarzu na czerwono.

Serio? Ktoś pomyślał, że się cieszę na walentynki? Błagam, litości…

Otworzyłam drzwi do mieszkania za drugim pukaniem. Pierwszego nie słyszałam skupiona na tym, co zapodawał mi na dzisiaj Spotify. Moim oczom ukazał się widok wprost wspaniały — dokładnie na linii wzroku miałam cztery papierowe torby, zapraszające do ich odbioru. A za nimi? Już nie tak pięknie, ale ciągle na propsie. Był to cwaniacki uśmiech trochę przeterminowanego playboya, który postanowił dzisiaj popełnić ze mną zbrodnię nieumiarkowania w jedzeniu i piciu. Raczej żadne z nas nie zamierzało się z tego spowiadać.

— Hej! Udało ci się zdobyć prawilne? — zapytałam, odbierając paczki i cmokając Janka w policzek.

— Były trzy ostatnie, tak że się podzielimy. — Wszedł do środka jak do siebie i zaczął ściągać buty. — Poza tym są dwa z ajerkoniakiem, dwa z karmelem i jeden ze zwykłym dżemem.

— Kurczę, mogłam zamówić po cztery z różą — powiedziałam, wypakowując zdobycze na wielki talerz — albo po prostu upolować z rana.

Zwróciłam się do mężczyzny, zasysając dwa olukrowane palce. Nie uszło mojej uwagi, że skupił wzrok dokładnie na tym konkretnym miejscu i czynności, a jego twarz przybrała lekko rozmarzony wyraz.

— Janek — wyciągnęłam paluchy — czy ty nie powinieneś skonsultować się z lekarzem lub farmaceutą? Nie za dużo o jednym i tym samym?

— Ale o czym mówisz? — roześmiał się, bo dobrze wiedział, że go nakryłam. — Powinnaś się cieszyć moim szczęściem. Wykazuję zdrowe, naturalne odruchy. To wszystko biologia, Ido, to w nas siedzi — włączył tryb naukowca. — Gorzej byłoby, gdybym przestał się interesować płcią przeciwną, na skutek na przykład starości, choroby albo ogólnego spadku testosteronu…

— Dobrze to ująłeś — przerwałam — powinieneś to wykazywać. To znaczy robić to w znaczeniu ogólnym, subtelnym. A nie OKAZYWAĆ za każdym razem, jak obok ciebie przejdę, schylę się lub przez przypadek coś poliżę. Wtedy mogę poczuć się skrępowana. — Wyjęłam z lodówki wino, żeby ulżyć mojemu „skrępowaniu”, przy okazji odrobinę łechcącemu ego i dającemu podstawę do niezłych przytyków.

— Jak można przez przypadek coś polizać? — Uniósł brwi. — A w ogóle to nie zapytasz mnie w trosce o moje szanowne zdrowie, czy nie napiję się na przykład, nie wiem, wody?

— Rozumiem, że w trosce zarówno o szanowne zdrowie, jak i testosteron?

— Jedno wiąże się z drugim. Alkohol może zakłócać gospodarkę hormonalną.

O, może to było przyczyną wszystkich moich durnych wyborów i katastrofalnych konsekwencji? Gospodarka hormonalna… Szkoda, że w postanowieniach noworocznych miałam tylko zrzucenie wagi, a nie ograniczenie alko. Spróbuję od kolejnego stycznia. Swoją drogą wiedziałam, że z tą Jankową wodą to jedynie zagrywka. Fajny chłopak był, postanowiłam dać mu satysfakcję.

— Janie Praski — zaczęłam oficjalnie — czy reflektujesz na coś zimnego do picia? Może szklankę orzeźwiającej wody?

— W wodzie to się ryby pierdolą — rzucił z rozbrajającym uśmiechem.

— Wiedziałam! — zawtórowałam z rogalem na twarzy, po czym sięgnęłam do szafki i wyciągnęłam dwa kieliszki. Zawahałam się na chwilę. A może jednak lepiej sobie odmówić?

— A ty nie pijesz? — zdziwił się. — Coś się stało?

— Tak, musiało się coś stać, skoro chcę być trzeźwa. — Zmarszczyłam brwi z dezaprobatą. — Nie, no chodzi mi tylko o to, że… I tak dzisiaj zjem milion kalorii, więc nie chcę się dobijać tymi z alkoholu — wymyśliłam ściemę na szybko.

— Nigdy ci to nie przeszkadzało.

— No tak… Ale mam wrażenie, że przez całą tamtą akcję tylko się objadam i wyglądam jak wieprzek — powiedziałam.

Akurat to była prawda. O ile liczby na mojej wadze ani drgnęły, to czułam się jakaś taka bardziej obła w ostatnim czasie.

— Ale wiesz — Janek się przysunął — że jak napijesz się alkoholu, to będziesz się sobie bardziej podobać? — Sięgnął po kieliszek, prawie mnie tym samym obejmując.

— Ehhh… — Pokręciłam głową z westchnieniem. — Masz mnie. Może w tej wykręconej logice jest ziarno prawdy. — Westchnęłam. — Idę na straty. Chodź, siadamy.

No bądźmy szczerzy, pacierza i alko to ja jednak nigdy nie odmawiam.

— Co dzisiaj na tapecie? — zapytał, gdy już się rozgościł na wpółleżąco i wziął prawilnego pączka z różą. — Reacher?

Ta, chciałabym. Obejrzałam nawet sama pół odcinka, ale wygląd tego gościa tak przypominał mi Otta (mimo że było to zupełnie irracjonalne wrażenie), że musiałam przerwać seans, by zaraz się nie rozkleić albo nie chcieć wchodzić w ślinę z ekranem telewizora. Wzięłam od Jaśka pilota i włączyłam Netflixa, a potem jedną z bardziej popularnych pozycji.

— 1670? — zdziwił się. — A mówiłaś, że to już oglądałaś.

— A ty nie. — Wcisnęłam plecy w oparcie kanapy i też wzięłam króla pączków. — Fajne to jest, a postanowiliśmy się wspierać i dbać o siebie, pamiętasz? To cię wesprę dobrą rozrywką. — Uniosłam ugryzioną sztukę na znak toastu i udałam, że skaczę ręką: — Hop, hop, hop, hop!

O tym wspieraniu zadecydowaliśmy trzy tygodnie temu, kiedy wróciłam z najgorszej delegacji w moim życiu. Wtedy to Janek zszedł do mnie z przeprosinami, a ja go wpuściłam. Chyba zrobiłam to z rezygnacji. Najpierw stałam jak zbity pies. Z opuszczonymi ramionami wzrokiem świdrowałam podłogę. Jeszcze zanim skończył się tłumaczyć, rzuciłam się na niego z wściekłością, okładając po klatce i wyzywając od najgorszych. A gdy potem, gdy zapewne nie chcąc mnie zdzielić w samoobronie, po prostu mnie przyblokował, wybuch­łam gromkim szlochem. Ryczałam, smarkałam, wtulałam się w niego, w dalszym ciągu co jakiś czas go bijąc. Resztę dnia przesiedział ze mną na kanapie, przytulając, uciszając i bujając w objęciach. Nie wiem, czy to z żalu nade mną, czy z wyrzutów sumienia, ale najzwyczajniej w świecie się mną wtedy zaopiekował. Gdy obudziłam się wieczorem z głową na jego kolanach, porozmawialiśmy na spokojnie o tym, że było, minęło i nie pozostaje nic innego, jak się z tym pogodzić. Wtedy również, jak te naiwne dzieci w podstawówce, zawarliśmy pakt, żeby wspierać się nawzajem w potrzebie. Jeśli się nie mylę, to był jeden jedyny raz, kiedy nasza dyskusja odbyła się bez żadnego, najmniejszego choćby podtekstu.

— Dżizys, tak się obżarłam, że chyba teraz zacznę się ubiegać o członkostwo Klubu Posiadaczy Kałduna Taktycznego. — Westchnęłam, opierając się mocno o kanapę i wypinając brzuch. Tak, zeżarłam cztery wielkie pączki i zapiłam dwiema lampkami wina.

— Czego taktycznego? — zapytał Janek z bardzo podobnym wynikiem, przebijając mnie o ponad sto mililitrów trunku.

— Kałduna taktycznego — powiedziałam rzeczowo. — Wpisz sobie w Google albo w Insta.

— O jasny chuj! — Roześmiał się, widząc zdjęcia gości, których brzuch wyglądał tak, jakby im ktoś kazał połknąć piłkę, po czym napompował ją do metra średnicy. — Musiałaś mi to pokazywać po jedzeniu?

— To nasza przyszłość, jeśli nic ze sobą nie zrobimy — odpowiedziałam, po czym wstałam i ruszyłam do lodówki po kolejne wino. — Ale nie martw się! Nabierzemy masy, a potem będziemy razem chudnąć. Zrobimy karierę na TikToku, wydamy ebooka, zostaniemy trenerami mental physical power… To się sprzeda. — Zwróciłam się w jego stronę i nagle stanęłam, przekrzywiając głowę. — Janeeek… — Zmarszczyłam brwi, bo patrzył na mnie jakoś dziwnie, jakby z dezaprobatą. — Co się dzieje?

— Masz taki wielki bęben, że twoje cycki wydają się mniejsze. — Mówiąc to, gapił się na wspomniane części ciała. Na moment zaparło mi dech.

— Ożeż ty! Ty ciulu! Janie! Ciuljanie! — Machnęłam oburzona butelką, po czym głośno odstawiłam ją na stolik kawowy i dopadłam mojego psychicznego oprawcy. — Jak możesz mi mówić takie rzeczy?! Ty wsparciu od siedmiu boleści, ty, ty, ty! — Nie najlepiej było u mnie ostatnio z elokwencją.

— No ale przecież cenisz sobie szczerość — bronił się, unosząc dłonie. — To była konstruktywna krytyka, taka motywacja!

— Ja ci pokażę, co powinno podlegać szybkiemu zmotywowaniu. — Dopadłam rękoma jego brzucha. — Pokaż mi bebzon. — Zaczęłam podnosić jego koszulkę, na co on ją mocno naciągnął w dół. — No pokaż mi ten bebzon! Ty mnie po prostu lubisz podkurwiać, co? — sapałam.

— Lubię — przyznał zbyt łagodnym głosem w stosunku do sytuacji. — A ty wtedy szybciej działasz, bo ostatnio chodzisz coś lekko zamulona.

Wpatrywałam się w niego z wściekłością połączoną z frustracją. Sterczałam nad nim, stojąc na jednej nodze i opierając drugą na kanapie, praktycznie wbijając mu ją w udo. Szukałam ostatecznej riposty, gdy dotarło do mnie, że jego koszulka faktycznie jest już podniesiona do góry, a moje dłonie opierają się o jego klatkę piersiową. Spojrzałam mu w oczy, trochę już nieobecne, ale w dalszym ciągu bystre. Rozszerzone źrenice, pełne skupienie na mnie…

Dżony Prago znowu fantazjował o tym samym. Ida Sowińska na tę wieść obrała podobny tok myślowy. Pewnie nawet pocieszała się tym, że zamiast wlewać w siebie kolejną porcję alkoholu, spali teraz trochę kalorii. Poza tym to chyba poczuła iskrę przeskakującą między dwoma wykolejeńcami przeciwnej płci.

Jego dłoń znalazła się nad moim kolanem. Rozłożył szeroko palce, chcąc uchwycić udo jak najszerzej, i zaczął posuwać się delikatnie w górę. Druga ręka od razu przeszła do ataku, lokując się na moim pośladku. I znowu przez chwilę nie wiedziałam, czy naprawdę tego chcę, czy na pewno z nim, czy może znowu ucieknę myślami do Niemiec… I czy teraz szamotaliśmy się przez to, że Dżony tak na mnie działał, czy dlatego, że mój poziom frustracji sięgnął osiemnastego piętra bloku, w którym żyliśmy. Zanim na dobre włączyłam tryb analizy, dotarło do mnie jedno: byłam tak zrezygnowana, że nic mnie to nie obchodziło.

Usiadłam na nim, też z rozchylonymi ustami i lekko podniesionym tętnem. W momencie, w którym on docisnął mocno moje pośladki, ja ściągałam z niego T-shirt. Nie pozostał dłużny, unosząc i zrzucając na podłogę moją koszulkę. Spojrzeliśmy na swoje newralgiczne części ciała i, o dziwo, wcale nie było to związane z narządami rozrodczymi. Przejechał dłonią przy moim pępku i już, już widziałam ten ironiczny uśmieszek i usta, które zaraz mi zapewne powiedzą, że fajny mam ten trzeci cycek…

— Ooooch, ani słowa — wypaliłam, uprzedzając inne uprzejmości, i mocno przywarłam do niego ustami.

Miękkie. Ciepłe. Kuszące. Skorzystałam z zaproszenia, ujmując jego twarz dłońmi, i z przytłumionym jękiem wdarłam się językiem do środka. Upajałam się wonią lekkich cytrusowych perfum, tak jakby miały być one lekiem wziewnym, wymazującym ostatnie katastrofy z pamięci. Janek zaczął jeszcze mocniej ściskać moje pośladki, unosząc je do góry i wymuszając na mnie odpowiednie ruchy. Uśmiechnęłam się w pocałunku na te życzenia, na co dostałam mocniejszego klapsa. W sekundę oderwałam od niego wargi i złapałam go za włosy, pociągając jego głowę lekko do tyłu.

— Nie będzie sympatycznie. — Miałam mu pogrozić, ale chyba wyszła mi obietnica.

— Z tobą? — Podarował mi kolejny chojracki wyraz twarzy. — Nigdy.

Przywarł do mojego biustu, odpinając jednocześnie haftkę przy staniku. Odchyliłam się i podziwiałam, z jakim zaangażowaniem chwyta i pieści moje sutki, ugniata rękoma piersi i styka je ze sobą, by przejechać językiem po rowku. Już nie musiał poruszać moimi biodrami, by nadać im rytm. Ja sama ocierałam się o niego tak, że nie myślałam o niczym innym, tylko o uwolnieniu bardzo twardej męskości, którą wyczuwałam na moim udzie. Podniosłam się lekko, żeby Janek mógł ściągnąć spodnie z mojego tyłka i mieć wystarczająco dużo miejsca, by odchylić majtki. Przygryzłam usta, biorąc głęboki wdech, gdy zanurkował palcem pod bawełnę.

— Powiedz mi — mówił, wyczuwając opuszkami, jak bardzo jestem mokra — podnieciłaś się tak szybko czy chciałaś mnie przelecieć już w progu?

Nie czekał na odpowiedź, tylko włożył we mnie palec, ponownie dopadając ustami biustu. Przyciągnęłam go mocniej za włosy, sama stękając i przechylając głowę do tyłu. Mrużyłam oczy na każdy dreszcz, wzdychałam, gdy tylko dopychał mnie do końca, i zajęczałam głośniej, gdy wsadził kolejny palec. Wtedy zerwałam się z kolan i szybko zrzuciłam z siebie resztę ubrań. Janek zrobił to samo i ponownie usiadł na kanapie, trzymając rękę na wzwodzie.

Patrzyłam na niego przez moment, widząc, jak zaprasza mnie wzrokiem, bym go dosiadła. Ten facet mnie przyciągał, pociągał, irytował i podkurwiał chyba tylko po to, bym miała coraz większą ochotę się z nim pieprzyć. Jednego nie mogłam mu odmówić — seks z nim to droga do czystej ekstazy i jedna z najlepszych odskoczni, jakie mi się mogły trafić. Poszłam rozbujanym krokiem do sypialni po gumkę.

— Powiedz mi — zacytowałam jego własne słowa, gdy zobaczył mnie znów w progu — co mam dla ciebie zrobić? — Byłby głupi, gdyby nie zwęszył intrygi.

— Chodź do mnie.

— Po co? — Przygryzałam wargę, patrząc, jak jeszcze bardziej twardnieje pod swoją dłonią.

— Usiądź na mnie.

No, jednak ewidentnie myślał już tylko kitą, nie było co się spodziewać inteligentnej riposty.

— Nie — odpowiedziałam zblazowanym tonem.

Uniósł brwi z lekkim zaskoczeniem. Podeszłam do niego powolnym krokiem, wpatrując się w te cwane oczy, udające teraz, że ich właściciel jest jakimś pożal się Boże niewiniątkiem. Stanęłam między udami Janka i pochyliwszy się nad nim maksymalnie, pozwoliłam mu na nowo dorwać się ustami do moich sutków. Zrobiłby w tamtym momencie wszystko, o co bym poprosiła, a przynajmniej sprawiał takie wrażenie. Górowałam nad nim, wspierając się o jego ramiona i wypinając się do tyłu. Pozwalałam mu podgryzać i ssać brodawki, co rozchodziło się przyjemnym dreszczem w dół ciała, dokładnie tam, gdzie zawędrowała jego ręka. Teraz wchodził we mnie dwoma palcami, by co chwila rozprowadzać moje soki po łechtaczce i bawić się nią tymi poprzecznymi ruchami, które zawsze doprowadzają mnie do euforii. Zdjęłam dłoń z jego ramienia i, jednocześnie schodząc do klęku, złapałam jego twarde przyrodzenie. Zajęczał głucho, gdy zaczęłam mu trzepać. Z wyrazem męki i podniecenia w oczach patrzył, jak zniżam się bardzo powoli, jadąc językiem po jego mostku, klatce piersiowej, ścieżce miłości… Wzdrygnął się, kiedy zeszłam z kursu, całując bok jego brzucha.

Choćby mnie teraz prosił, żebym się powstrzymała, to chyba nie dałabym rady. Byłam tak napalona, spragniona spełnienia i odcięcia, żądna ekstazy, a jednocześnie tak bardzo chciałam zobaczyć, jak mój kochanek odpływa tylko i wyłącznie dzięki mnie… Z początku zaczęłam bardzo delikatnie obcałowywać jego penisa, by po chwili dołączyć język oblizujący go od podstawy aż po zwieńczenie. Równolegle cały czas mu trzepałam i bawiłam się jego jądrami, robiąc jedynie małe przerywniki na zagłębianie się między własne, ociekające sokami uda. Jęknął przeciągle, gdy włożyłam go sobie całego do ust i zaczęłam namiętnie ujeżdżać, na zmianę mocno zaciskając wargi i ssąc. Położył dłoń na mojej głowie, ale mną nie sterował. Po prostu patrzył jak urzeczony, gdy klęcząc przed nim, czerwona, spocona i samozaspokajająca się, zerkałam bezczelnie w górę. Wyczuwałam coraz większe zgrubienie na jego penisie, zwiastujące szybki orgazm.

W pewnym momencie szarpnął lekko puklem moich włosów, zmuszając mnie do wypuszczenia go z ust. Nachylił się, by sięgnąć po prezerwatywę, nałożył ją przy mojej pomocy i uniósł mnie z kolan, by obrócić tyłem do siebie.

On siedział, ja stałam wypięta i drżąca, czekając na rozwój wydarzeń.

— Mówiłem, żebyś na mnie usiadła — dobiegł mnie głos zza pleców.

Jego właściciel na nowo ugniatał mi pośladki, zagłębiając między nie dłoń, na co mogłam się tylko bardziej pochylić, mrużąc oczy. Wjechał palcem w moją cipkę, by rozsmarować całe nawilżenie po mojej tylnej dziurce. Przeszedł mnie dreszcz. Nie miałam pojęcia, co kombinował, ale z jego doświadczeniem zapowiadało się zajebiście. Z rozmarzenia wyrwał mnie mocny klaps.

— Siadaj. — Znowu ten spokojny, jedynie lekko ochrypły głos, w ogóle nieadekwatny do sytuacji.

Usiadłam na nim, lekko rozsuwając nogi, i wprowadziłam go do środka. Gdy wszedł we mnie pierwszy raz, przez chwilę zamigotało mi coś przed oczami, rozprowadzając falę uniesienia w dół, przez ramiona i powodując, że moje sutki stały się jeszcze bardziej sterczące. Zaczęłam się poruszać, opierając jedną dłoń o jego nogę, a drugą chcąc dokończyć akcję rozpoczętą z moją łechtaczką. Janek złapał mnie za ramię i zmusił do lekkiego pochylenia do przodu. Czułam, jak jego druga ręka cały czas błądzi w okolicach tylnego wejścia, masując je i delikatnie, bardzo powoli w nie zagłębiając. Sam ten fakt sprawił, że moje unoszenie się połączone z masturbacją stało się coraz bardziej urywane. Jęki wydobywające się z krtani weszły na wyższy, głośniejszy bieg, miedzy udami wybuchł ogień, a zmęczone, drżące mięśnie nóg odmawiały posłuszeństwa. Janek wykorzystał sytuację, popychając mnie na stolik kawowy i maksymalnie wchodząc kciukiem w tylną dziurkę. Krzyknęłam na to nagłe rozpychanie, które połączone z klasyczną penetracją jakimś cudem przeobraziło mój orgazm łechtaczkowy w pochwowy, idący nawet dalej, w stronę palca. Teraz mężczyzna za mną już nie siedział, ale stał mocno pochylony nade mną i brał mnie z taką siłą, że z trudem utrzymywałam pozycję. Krzyki, dreszcze, pot, biel przed oczami i ta cudowna, bezdenna pustka w głowie. Doszedł we mnie w momencie, gdy mnie opuszczał orgazm.

Dwa błyszczące ciała opadły ze zmęczeniem na kanapę. Dobry był, skurczybyk. Może mimo wykształcenia trochę cham i prostak, ale nie oszukujmy się, nie pozostawałam mu dłużna. Za to część związaną z odcięciem mojej głowy od zmartwień odwalał po mistrzowsku. Jeszcze raz omiotłam wzrokiem nasze krągłości.

— Od jutra tylko kefir i pieczywo ryżowe, jasne? — zapytałam, nie uspokoiwszy jeszcze oddechu.

Dał radę jedynie mi przytaknąć.

 Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki