Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
14 osób interesuje się tą książką
Kłamstwa z czasem zlewają się z prawdą, a zaufanie znika w ciemności zrodzonej z oszustw.
Życie Nessy Bennet nigdy nie było usłane różami. Odkąd sięgała pamięcią, jej rodzice borykali się z problemami finansowymi. Aż pewnego dnia postanowili wyjechać za granicę w celach zarobkowych, zostawiając córkę pod opieką cioci.
W ten sposób osiemnastolatka zamieszkała pod jednym dachem ze znienawidzoną kuzynką Natalie. Dziewczyny nigdy nie potrafiły znaleźć wspólnego języka, zbyt się od siebie różniły. Jednak z czasem Nessa, próbując przetrwać, zaczyna stawać się częścią imprezowego życia dziewczyny i kompletnie się w tym zatraca.
Otrzeźwienie przychodzi wraz z zimnym spojrzeniem pewnego chłopaka Xandera Pace’a. Ma on w sobie coś takiego, co sprawia, że po kręgosłupie dziewczyny przebiegają dreszcze. Nessa nie potrafi przestać o nim myśleć, chociaż bardzo by chciała.
Książka zawiera treści nieodpowiednie dla osób poniżej osiemnastego roku życia. Opis pochodzi od Wydawcy.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 432
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Copyright © for the text by Karolina Rowińska
Copyright © for this edition by Wydawnictwo NieZwykłe, Oświęcim 2024
All rights reserved · Wszystkie prawa zastrzeżone
Redakcja: Katarzyna Moch
Korekta: Aleksandra Krasińska, Daria Raczkowiak, Martyna Janc
Oprawa graficzna: Weronika Szulecka
ISBN 978-83-8362-681-9 · Wydawnictwo NieZwykłe · Oświęcim 2024
Grupa Wydawnicza Dariusz Marszałek
Jedna osoba może nie wnieść do naszego życia kompletnie nic albo zmienić je tak, że nawet my nie będziemy w stanie poznać samych siebie. Nosimy w sobie cząstkę tej osoby do końca naszych dni. Większą bądź mniejszą, ale zawsze jakąś. To właśnie ten mały kawałek czasem okazuje się wystarczający, żeby rozbić nawet najtwardsze szkło tego świata.
On był odłamkiem, który rozbił mnie i zostawił w kawałkach, których nie dało się pozbierać.
Ona była odłamkiem, który zarysował mnie i sprawił, że od szkła znowu odbiło się światło.
Nessa
– Możesz wyjść z mojego pokoju? – To chyba ulubione zdanie mojej tak samo ulubionej współlokatorki.
Od dwóch miesięcy nie mogłam się z nią dogadać. W sumie to nigdy nie potrafiłam, ale odkąd mieszkamy pod jednym dachem, jest jeszcze gorzej niż wtedy, gdy byłyśmy małe. A byłyśmy wówczas jak dwa ciągle kłócące się małe diabły. Jako że nasze matki były siostrami, zawsze któraś z nas musiała być w czymś lepsza. Rywalizowałyśmy w każdym możliwym aspekcie, a to nigdy nie kończyło się dobrze. Płacz, kłótnie, a czasem nawet bójki były standardem, kiedy tylko się na siebie gdzieś natykałyśmy.
Pamiętam jak dziś, że najgorsze nadeszło wtedy, gdy nasze mamy zapisały nas na te same zajęcia taneczne. Cieszyły się, że zintegrujemy się przez taniec i tym samym wreszcie nauczymy współpracy. Wyszło… No cóż, nie wyszło. Miałyśmy wystąpić w szkole podczas dni otwartych, ale z jakiegoś powodu Natalie nie została wybrana do głównego składu. Pani, która nas uczyła, zadecydowała, że nadawałam się do tego tak bardzo, że kazała mi stać na tyłach i się nie wychylać. Wtedy nie widziałam w tym nic złego i jak gdyby nigdy nic powtarzałam ruchy dziewczynek z przodu. Byłam z siebie taka dumna, a dodatkowo to uczucie rosło na sile, kiedy widziałam, jak moja kuzynka z nienawiścią przygląda się, jak tańczę.
Wygrałyśmy, ale moja „kariera” nie potrwała zbyt długo. Ze względu na niskie zarobki moi rodzice musieli zrezygnować z zajęć tanecznych, które tak lubiłam. Byłam załamana, niemniej niezmiernie cieszyło to moją kuzynkę.
Tamtego wieczoru wszyscy w domu zwracali uwagę tylko na mnie, a Natalie po cichu zmyła się na górę. Po jakimś czasie poszłam za nią, ale wtedy było już za późno. Moja lalka straciła nogę, a to oznaczało tylko jedno – wojnę.
Następnego dnia schowałam się w szafie z jej ulubioną lalką Barbie. Moje były zrobione z gorszej jakości plastiku i materiałów, przez co prawdziwa Barbie zrobiła na mnie spore wrażenie. Ja nigdy takiej nie miałam, więc korzystając z okazji, chwilę się nią pobawiłam.
Rozkloszowana, długa suknia balowa i buciki z brokatem… Pierwszy raz widziałam, żeby lalka była tak ubrana, a do tego miała kolczyki w uszach. Obiecałam sobie, że kiedy będę dorosła, kupię sobie dokładnie taką samą biżuterię, zresztą podobnie jak ubranka.
Do tego bardzo podobały mi się jej długie, złote włosy. Kiedy przeczesywałam je palcami, zrobiło mi się przykro, że taka piękność musi być częścią zemsty, ale tak po prostu musiało być.
– W imię beznożnej księżniczki Clary skazuję cię na ścięcie! – powiedziałam, próbując ukryć lekkie przygnębienie. – Nieee! Litości! – Ruszałam rączkami lalki w górę i w dół, udając głosem lalkę. Miała o wiele więcej możliwości zgięć niż moja Clara. Zrobiłam się o to zazdrosna. Chciało mi się płakać. – Nie ma litości, bo litość to zbrodnia! Pożegnaj się z życiem – wyszeptałam. W końcu nie chciałam, żeby ktoś mnie usłyszał, a już zwłaszcza Natalie.
Wzięłam do ręki nożyczki i jednym ruchem obcięłam złote włosy lalki, sprawiając, że został po nich łysy placek. Nie miałam serca wyrwać jej głowy, tak jak to planowałam. Mimo łysiny dalej podobała mi się o wiele bardziej niż moja Clara.
Kiedy zbierałam włosy z kolan, drzwi szafy otworzyły się z impetem. Podskoczyłam w miejscu, upuszczając złote nitki, a Barbie wypadła mi z rąk i poturlała się prosto pod nogi kuzynki.
– Natalie?! Jesteś łysa! Mamooo. – Dziewczynka zaczęła płakać, gdy zobaczyła, w jakim stanie była jej lalka.
– Nazwałaś lalkę swoim imieniem? – dopytałam, chcąc zezłościć ją jeszcze bardziej.
– Jesteś okropna! Zapłacisz mi za to! – Wtedy Natalie pierwszy raz szarpnęła mnie za włosy, robiąc to na tyle mocno, że po tej akcji nie tylko Barbie była stratna.
Przeciągałyśmy się tak, dopóki do pokoju nie wparowały nasze mamy.
Tak właśnie rozpoczęła się nasza rywalizacja, która nie miała końca do dziś.
– Przypomnę ci tylko, że ten pokój jest również mój. Przynajmniej do czasu, aż ciotka nie załatwi kogoś, kto załata dziury w ścianie wielkości twojego ego – burknęłam, nie chcąc z nią dyskutować. Ale to była Natalie, więc musiała odparować:
– I co, może jeszcze będziesz obwiniać mnie za to, że jakiś kretyn wjebał ci się w ścianę?
Ta dziewczyna naprawdę działała mi czasem na nerwy przez swoją głupotę. Kogo niby miałam za to winić? Ducha Świętego, do chuja?
– Do mojego, swoją drogą zamkniętego na klucz, pokoju przyszła para twoich – podkreśliłam to słowo – znajomych, którzy stwierdzili, że idealnym pomysłem będzie seks na komodzie. Szkoda tylko, że Ryan był na tyle nawalony, że w nią nie trafił i wbił swoją dziewczynę w ścianę – powiedziałam z uniesionymi brwiami, nieco podnosząc głos.
Na samo wspomnienie tej sytuacji czułam się jak w momencie, kiedy widziałam ich leżących na podłodze obok odłamków tynku. Już nigdy niczego nie postawię na tej komodzie.
– Ryan ma dziewczynę? – Wytrzeszczyła oczy, a ja myślałam, że nie starczy mi powietrza na tak duże westchnięcie.
Brakowało mi już cierpliwości, a szykująca się kuzynka i ciotka Alice oznajmiająca nam, że nie wróci na noc, mogły oznaczać tylko jedno.
Ścisnęłam mocno powieki i przetarłam twarz dłońmi. Nie mówiąc już nic więcej, obróciłam się na pięcie i wyszłam z pokoju.
Zaczynała mnie boleć głowa na samą myśl o pijanych typach grzebiących nam w lodówce, sikających w naszej łazience i chodzących w buciorach po naszym dywanie. O Ryanie, który znowu postanowi…
Westchnęłam.
Znajomi Natalie zawsze wypijali mój ulubiony sok, bo, cytując: „wódka bez popity jest jak noc bez seksu”. Powątpiewałam, że kiedykolwiek uprawiali seks poza swoimi snami. Ale w razie czego nie kwestionowałam ich słów, bo nie chciałam poznawać żadnych szczegółów.
Większości z nich udawało się wcisnąć do naszego domu tylko dzięki zachciankom mojej kuzynki. Każda impreza miała być na miarę projektu X, a ja byłam tym kolesiem z miotaczem ognia, któremu ukradli gnoma ogrodowego.
Weszłam do kuchni, szurając stopami po podłodze. Pomieszczenie było o wiele większe od tego w moim rodzinnym domu. Niestety nic już mi po nim nie pozostało, bo rodzice byli zmuszeni wystawić nieruchomość na sprzedaż. Po tym, jak mama straciła możliwość sprzątania biurowca najważniejszego klienta, musieli podjąć decyzję, która zaważyła na naszym życiu. Oboje wyjechali do Europy. Mama zrobiła to dla nowych zleceń, a tata w poszukiwaniu nowej ekipy budowlanej, do której mógłby dołączyć. Ja trafiłam tutaj, do domu Smithów.
Z tego, co wiedziałam, to ciotka Alice nieraz proponowała moim rodzicom pożyczkę. Była kobietą z klasą. Wiedziała, czego chciała od życia, przez co od początku dążyła po trupach do celu. Wyjechała z Lakeland niedługo po moich siódmych urodzinach. Pamiętam, jak miesiąc później dostaliśmy list, a w nim zaproszenie na ślub. Mama kazała mi sprawdzić, kim był wybranek jej siostry, o którym nigdy nic nie wspomniała. Po wpisaniu w przeglądarkę nazwiska przyszłego męża ciotki obie z mamą wpatrywałyśmy się w ekran jak głupie. Ona dlatego, że ten facet okazał się starym bogaczem, a ja dlatego, że miał zdjęcie z Justinem Bieberem na profilowym. Fuksiarz.
Wiedziałam też, że mama z tatą są zbyt dumni, żeby zgodzić się na taki układ. Pożyczanie pieniędzy było dla nich ostatecznością, ale i tak nigdy nie wzięliby ich od siostry matki. Zawsze uważali, że ciężka praca popłaca i chcieli dojść do wszystkiego samodzielnie. Niestety doprowadziło nas to do momentu, w którym dzieliły nas tysiące kilometrów, a ja zostałam zmuszona do pozostawienia dotychczasowego życia w Lakeland.
Z początku ciężko było mi się zaaklimatyzować. Ciocia dokładała wszelkich starań, żebym czuła się tutaj jak w domu. Bardzo to doceniałam, ale to nie było to samo. Mój dom był w Lakeland i nic ani nikt tego nie zmieni. Poza tym tutaj nie miałam zupełnie nikogo i nie zapowiadało się, żebym szybko znalazła przyjaciół. Po samym wyjeździe nie miałam na co narzekać, bo moi znajomi często dzwonili i pisali. Utrzymywaliśmy bliższy kontakt do momentu, w którym przekonałam się, że za szybko nie wrócę do rodzinnego miasta, przynajmniej dopóki nie skończę szkoły, a do tego jeszcze sporo czasu. Dlatego też powoli wycofywałam się z ich życia, żeby nie musieli skupiać się na kimś, kogo już z nimi nie ma. Chciałam dla nich jak najlepiej, a takie dzwonienie czy pisanie nigdy nie dorówna spotkaniom na żywo. Nie chciałam być ciężarem dla żadnego z nich. Serce mi się łamało, ale tak było po prostu rozsądniej.
Kiedy tylko zmieniałam szkołę, przekonałam się, że Natalie nie była w niej byle kim. Ktoś wiecznie się wokół niej kręcił, czy to w szkole, czy to poza nią. Czasem zatrzymywałyśmy się co kilka metrów, bo ktoś ciągle się z nią witał. Właśnie dlatego wiecznie się spóźniałyśmy, co miało miejsce do momentu, w którym przestała mnie zabierać ze sobą.
Często widywałam przy niej studentów. Na pierwszy rzut oka dało się ich odróżnić od chłopaków w naszym wieku. Wyróżniały ich jeszcze droższe samochody, brak plecaków i inny styl bycia. Oni wszystko mieli gdzieś. Chodzili gdzie i kiedy chcieli, robili to, co chcieli. Wszystko po prostu było takie, jakie chcieli. W bliższej ekipie mojej kuzynki widywałam dwóch takich studenciaków. Najpierw myślałam, że któryś z nich to chłopak Natalie albo jednej z jej koleżanek, ale szybko się okazało, że jeden z nich to brat Riki Pace, czyli chyba jedynej dziewczyny, która nie oblewała mnie jadem po pojawieniu się na nowo w życiu kuzynki.
Szkoda tylko, że jej klon nie przyjął mnie tak ciepło. Jej przydomek wziął się stąd, że nie tylko z wyglądu były do siebie podobne. Te same, prawie zawsze wyprostowane brązowe włosy, zielone oczy i wyraz twarzy. Nawet ubierały się tak samo. Podejrzewałam, że dzieliły też jedyną komórkę mózgową.
Jenna Barnes nawet nie próbowała być dla mnie miła, zresztą z wzajemnością, bo już od samego początku mnie skreśliła. Mogłam się tylko domyślać, co takiego nagadała jej moja kuzynka. Za to Rika nie posłuchała Natalie i podeszła do mnie w normalny sposób. Dała mi szansę, która sprawiła, że nie czułam już tak ogromnej niechęci do tego miejsca. Była miła, i tyle mi wystarczało. Była też idealną, szczupłą blondynką, która od jakiegoś czasu farbowała się na miedziany rudy, przez co jeszcze większa liczba osób zwracała na nią uwagę. Jej niebieskie oczy skradały serca większości chłopaków na terenie szkoły. Kiedy Rika przechodziła przez korytarz, jej cycki były komentowane przez przynajmniej dwóch typów z młodszych klas.
Dwóch typów dziennie.
Normalnie ślinili się na jej widok tak bardzo, że można było za nimi chodzić z kubeczkami i podlewać tym potem kwiatki.
Jako pierwsza odezwała się do mnie właśnie w szkole, bo nie miałyśmy okazji zobaczyć się na domówce dzień wcześniej. Doceniałam to, bo nie było łatwo zamienić z nią choćby słowa. Obie z Natalie nie mogły odgonić się od wiecznie podchodzących do nich ludzi, lecz Rika mimo wszystko nie obnosiła się ze swoją rozpoznawalnością, a już tym bardziej nie traktowała nikogo z góry. Za to moja kuzynka uwielbiała być w centrum uwagi i dało się to odczuć od razu po wejściu do naszego domu. A Rika? Ona patrzyła tylko na swoich przyjaciół. Można powiedzieć, że jak na nią to nawet często kierowała wzrok w moją stronę, ale za to zawsze znajdowała czas na zerknięcie w stronę Scotta Jacobsa. Wszystko byłoby świetnie, gdyby nie to, że Scott to najlepszy kumpel jej zaborczego brata.
Z myśli wyrwał mnie właśnie on – Xander Pace we własnej osobie przechodzący przez próg mojego domu. Oczywiście robił to tak, jakby był u siebie. Nawet nie chciało mi się zwracać mu uwagi, bo dobrze wiedziałam, że bywał tu częściej niż ja przez całe dzieciństwo.
Xander był jak młody Bóg, któremu wszystko wolno. A wolno mu to było dlatego, że jest praktycznie nietykalny w tym mieście. Z tego, co zdążyłam podsłuchać z rozmów ciotki Alice i sprawdzić na jego profilu – a, o zgrozo, Gabriel Pace miał oś czasu jak niejedna facebookowa mamuśka – to ojciec Xandera był w Orlando grubą rybą.
Nie powiem, przekopywanie się przez setki zdjęć młodszej siostry Xandera było ciekawym doświadczeniem. Rika w spa, Rika w pięciogwiazdkowym hotelu, Rika z nowym autem. Na żadnym ze zdjęć nie widniał jednak Xander. Jedyne, co przedstawiały fotografie, to jego siostra, do której w ogóle nie był podobny ani z wyglądu, ani tym bardziej z charakteru.
Xander miał dość ostre rysy twarzy i bardzo ciemne włosy, których odcienia nie byłam w stanie zidentyfikować, bo raz wyglądały na czarne, raz na brązowe. Momentami niektóre kosmyki opadały mu na oczy i uważałam to za grzech, bo nieważne jak bardzo nie lubiłam tego typa, to te oczy sprawiały, że, Boże, ciarki na kręgosłupie myliły mi się z rażeniem prądem. Jego spojrzenie było na tyle przeszywające, że wcale nie dziwiła mnie reakcja mojego organizmu.
Na moje szczęście za często na mnie nie patrzył.
– To dowiem się, gdzie macie ten otwieracz? – Z zamyślenia wyrwał mnie głos Xandera. – Szukałem tam, gdzie zawsze, ale go nie ma.
– Nie – wyplułam wręcz to słowo, wyrywając się z zamyślenia. Chłopak wbił we mnie spojrzenie z, jak to nazywałam, klasyczną twarzą niewyrażającą żadnych emocji. Nie wiem, jak to robił, ale czasami zastanawiałam się, czy nie był jakimś diabłem zamkniętym w ciele biednego chłopaka.
Jeśli cię opętał, mrugnij trzy razy.
Poprawiłam się, oblizując usta, kiedy usłyszałam zniecierpliwione chrząknięcie.
– To znaczy… Tak – wydukałam wreszcie, bo, nie wiedzieć czemu, nie potrafiłam się ogarnąć.
Xander stał oparty o zlew i wciąż nie odrywał wzroku od mojej twarzy. Ja również się nie poddawałam, bo nie mogłam się poddać, kiedy stawką była kontrola nad reakcjami własnego ciała. Miałam wrażenie, że metaliczne oczy Xandera wyglądają tak, jakby przepływała w nich płynna stal. Tak samo jak po moich plecach właśnie przemieszczały się kolejne partie ciarek.
Serio, ciało? Swojego zdradzasz?
– No więc? – zapytał jeszcze bardziej zniecierpliwiony, choć odróżnienie tonu jego głosu od tego, którym raczył ludzi na co dzień, graniczyło z cudem.
– Daj jej spokój, Xander. Znowu ją męczysz? Mieszka tu dopiero dwa miesiące, więc skąd ma niby wiedzieć, gdzie jest jakiś pieprzony otwieracz?
Moja wybawicielka.
Do kuchni weszła Rika. Wyglądała pięknie, zresztą jak zawsze. Ubrała krótki top w czarnym kolorze, a do tego dopasowaną spódniczkę. No i jak zwykle wysokie obcasy, na które już samo patrzenie bolało. Mimo butów poruszała się po kuchni z łatwością, ale nie z takim tupetem jak jej brat. W porównaniu do niego spędzała tu jeszcze więcej czasu, więc z pewnością znała zawartość szafek lepiej niż ja czy on.
Sięgnęła do szuflady jednej z dolnych szafek i po kilku sekundach szperania wyjęła z niej otwieracz do piwa. Obróciła się twarzą w moją stronę i domknęła szufladę, popychając ją tyłkiem. Następnie pomachała otwieraczem przed twarzą brata, na co mimowolnie się uśmiechnęłam.
– Dlaczego nie jesteś gotowa? Nawet mi nie mów, że ona znowu ci nic nie powiedziała – zwróciła się do mnie, ignorując obecność Xandera w kuchni.
– Dowiedziałam się w sumie przez przypadek, kiedy kazała mi wyjść z „jej” – zrobiłam gest palcami – pokoju, bo się szykowała.
Xander przewrócił oczami i przeszedł między nami, wyrywając przy tym otwieracz z ręki siostry. Aż przypomniał mi się dzień mojego przyjazdu, kiedy z takim samym impetem wyrwał ode mnie walizki. Zrobił to bez słowa, nawet się nie przywitał i w ogóle był jakiś dziwny, jakby nieobecny. Nie wnikałam w przyczynę jego zachowania. Byłam zmęczona po podróży i chciałam po prostu walnąć się na łóżko.
Pominę fakt, że po wejściu do domu nie zastałam łóżka, a imprezę powitalną. Dobrze było wiedzieć, że wszyscy, którzy mieli mnie powitać, już dawno się schlali i nawet nie zauważyli, kiedy weszłam.
– Nadal nie załatali dziury po Ryanie? – Na kolejne już tego dnia wspomnienie Ryana skręciło mnie w żołądku. Przypomniało mi się, w jakim stanie zastałam mój pokój i to, jak od razu złapałam za mop i przeleciałam wszystko wokół, dopóki nie zaczęły boleć mnie ręce. To naprawdę traumatyczne wspomnienia.
– Mam nadzieję, że to była jedyna dziura, w którą trafił tamtej nocy. Wierz mi, myłam podłogę z pięć razy, a i tak z chęcią wymieniłabym panele, gdybym tylko mogła – wykrzywiłam usta na samą myśl o tym, co mogło tam zajść pod moją nieobecność.
– Chociaż o tyle dobrze, że zaoferował pieniądze za załatanie. – Wzruszyła ramionami Rika, starając się znaleźć w tej sytuacji jakieś pozytywy, ale one nie istniały.
Wyśmiewała się ze mnie za każdym razem, kiedy przechodził obok nas Ryan. Miałam ochotę go udusić, ale po dłuższych namysłach wolałam zrezygnować, bo, znając go, to jeszcze by mu się to spodobało.
– Byłoby względnie dobrze, gdyby nie próbował jej najpierw zasłonić. Moimi, kurwa, stringami – dopowiedziałam, na co obie wybuchłyśmy śmiechem, nie mogąc już dłużej zachować pozorów.
Jeszcze chwilę pośmiałyśmy się z Ryana, po czym Rika ruszyła do ogromnego salonu. W tym domu wszystko było tak cholernie duże, że czasem się zastanawiałam, czy nie mam odwrotności klaustrofobii. Mieściło się tu więcej osób, niż byłam w stanie wymienić. Na środku stały dwie ogromne kanapy, a po boku pasujące do nich fotele. Na skórzanym narożniku siedziało już tyle osób, że nie sposób było stwierdzić, jakiego jest koloru. Ława zastawiona była sporym zapasem piwa w puszkach, ale i też kilkoma, jak nie kilkunastoma butelkami mocniejszych trunków, których nazw nie potrafiłam wymówić.
Niejeden wujek by się tym zadowolił.
– Nessa, podejdź no do nas – krzyknęła w moją stronę Jenna, próbując przebić się przez głośną muzykę, kiedy szłam w stronę kominka. Z automatu głowa pokierowała mnie w stronę jej głosu.
Kto by się spodziewał, że właśnie w takim miejscu posadziła swój tyłek. Nie dość, że siedziała rozjebana jak żaba na liściu, to jeszcze robiła to na stole. Ciotkę Alice chyba krew by zalała, gdyby była tego świadkiem. Jenna działała mi na nerwy o wiele bardziej niż Natalie i już niedługo miałam się upewnić, dlaczego tak było.
Nessa
Nie mogłam jej nie podejrzewać. Nie byłam głupia i zazwyczaj takie momenty nie kończyły się dobrze w filmach. A ja ufałam im bardziej niż samej sobie.
– Ziemia do Nessy. Rusz tyłek, skarbie. – Pstryknęła palcami, unosząc przy tym perfekcyjnie narysowane brwi. Czasem się zastanawiałam, czy przystawia do nich linijkę podczas makijażu. Potem przypomniało mi się, jak pewnego razu kłóciła się z Natalie o to, czy dwa metry były poniżej jej nosa.
– Czego ode mnie chcesz, skarbie? – Wydęłam wargi tak, żeby przypominały jej, naśladując przy tym ton głosu Jenny.
Wkurzyło ją to, oj, jak ją to wkurzyło. Zdradziła ją drgająca powieka, a przecież przy swoich podnóżkach nie mogła okazać słabości. Dziewczyny stały obok niej i zaczęły szeptać coś do siebie nawzajem. Jenna poczerwieniała ze złości i posłała im wściekłe spojrzenie, a one momentalnie się zamknęły. Niesamowite jest to, jak je wytresowała.
– Trzymaj się z dala od Xandera, dobrze ci radzę – wycedziła przez zęby, przekrzywiając głowę.
Czy ona mi właśnie zagroziła?
– A to niby dlaczego? – wdałam się w dyskusję.
– Bo on jest mój – powiedziała, wstając ze stołu. Podeszła bliżej i założyła ręce na piersiach. Nasze oczy były teraz na tej samej wysokości. Jej powieka nadal niekontrolowanie drgała, co sprawiało mi całkiem sporą satysfakcję.
– A wie o tym? – odgryzłam się, co nie spotkało się z zadowoleniem oponentki.
Koleżaneczki Jenny w tym samym momencie głośno wciągnęły powietrze, po czym zasłoniły usta dłońmi. Ona sama ścisnęła dłoń w pięść, a ja już wiedziałam, co się szykuje. Zanim zdążyła porządnie się zamachnąć, odsunęłam się w bok. Dziewczyna głośno ryknęła i złapała mnie, wbijając tipsy w moje ramiona. Bez dalszego analizowania zrobiłam to samo. Jenna próbowała pociągnąć mnie za włosy, ale w dzieciństwie biłam się z kuzynką na tyle często, że nie robiło to na mnie wrażenia.
Podparłam się bardziej na jej ramionach, co nie okazało się dobrym ruchem. Jenna wykorzystała okazję i uderzyła mnie z koślawej pięści w skroń.
– A masz!
Nie chciałam jej oddawać. Naprawdę bardzo tego nie chciałam, ale moja dłoń jakoś sama się tak…
– To za bycie suką! – Chlasnęłam jej z otwartej dłoń w twarz.
Rozmowy w salonie nawet na chwilę nie ucichły, zresztą tak samo jak muzyka. Wręcz przeciwnie, kilka osób zaczęło nas podburzać, krzycząc jakieś losowe słowa.
Ale reszta? Reszta jak gdyby nigdy nic dalej imprezowała. Czy to dla tych ludzi codzienność?
Jenna przyłożyła dłoń do twarzy, robiąc przy tym trzy kroki do tyłu. Oddychałam nieco głośniej, rozglądając się dookoła. Jej koleżanki stały jak wryte. Zamiast podejść bliżej, żeby jej pomóc, odsunęły się na bezpieczną odległość. Były w szoku, zresztą tak jak i ona. Widocznie nigdy jeszcze nie dostała wpierdolu. To jej szczęśliwy dzień.
– Ty szmato! – wydarła się nagle. Już miała się na mnie rzucić, ale ktoś złapał ją od tyłu i przytrzymał. Wierzgała nogami, uderzała i drapała, ale chłopak jej nie puścił.
– Uspokój się, kurwa – powiedział ze zdenerwowaniem Scott.
Zdmuchnęłam włosy z oczu i dopiero wtedy byłam w stanie sprawdzić, czy nic mi nie zrobiła. Na szczęście uderzenie nie było mocne, więc czerwony ślad powinien dość szybko zniknąć.
Podziękowałam Scottowi skinieniem głowy, gdy tylko złapaliśmy kontakt wzrokowy.
– Pamiętaj, co ci powiedziałam – prychnęła, kiedy Scott wyprowadzał ją w stronę kuchni. Przy takiej suce słowo „wyprowadzał” pasowało wręcz idealnie.
Nie miałam jednak zamiaru odpowiadać na jej zaczepki. Ruszyłam bez słowa w stronę schodów, nawet nie oglądając się za siebie. Wbiegłam na górę, starając się zrobić to tak, żeby nikt nie poszedł w moje ślady. Nie chciałam, żeby ktoś nieproszony szwendał się po piętrze. Wystarczyło mi, że na dole było pełno nawalonych ludzi, a poza tym przygód w moim pokoju też ostatnio nie brakowało.
Do tego ta Jenna. Nie wiem, co jej odbiło. Poczuła konkurencję, bo Xander zapytał mnie o jebany otwieracz? Zresztą chyba umknął mi moment, w którym zaczęli ze sobą chodzić. Może tylko coś sobie ubzdurała? Chyba że Xander naprawdę był zajęty, co unieszczęśliwiłoby mnóstwo dziewczyn. Nie pozwoliłby sobie na utracenie takich możliwości.
Tu na górze korytarz był pomalowany na biało, a na ścianach ciotka umieściła kilka złotych akcentów w postaci ramek na zdjęcia. Poustawiała też pełno innych bibelotów, bez których wypad do Ikei nie mógłby się nazywać udanym. Wiem coś o tym, bo ostatnio spędziłyśmy tam praktycznie cały dzień, przy czym chyba z połowę tego czasu wybierała głupi zegar. Kiedy nie patrzyła na mnie, wymknęłam się do części obiadowej. Uwielbiałam te klopsiki. Zawsze brałam je w zestawie z frytkami. W sumie to klopsiki były głównym powodem, dla którego zgodziłam się na te zakupy.
Podłoga przy moim pokoju trochę skrzypiała, więc z całych sił starałam się stawiać jak najlżejsze kroki.
Ciocia Alice przygotowała ten pokój specjalnie na mój przyjazd, żebym nie czuła się tutaj jak obcy. Poza tym sama dobrze wiedziała, jakie stosunki panowały między mną a jej córką. Chciała nas rozdzielić, żebyśmy nie pozabijały się już pierwszego dnia.
Po otwarciu drzwi od razu zwróciłam spojrzenie w stronę dziury w ścianie. Pieprzony Ryan… I to dosłownie. Dziura wyglądała jak odciśnięty tyłek i dwie ręce po bokach. Trochę coś na kształt głowy misia.
Jezu, moje misie musiały to oglądać.
Zatrzasnęłam drzwi, popychając je stopą. Podeszłam bliżej łóżka i sięgnęłam po Pana Miodka siedzącego między poduszkami. Był ze mną, odkąd pamiętam. Znowu zwisał mu smutno guzik z miejsca, gdzie wcześniej było niebieskie oko. Kiedy się zgubiło, zastąpiłam je guzikiem, którego zszywałam już niezliczoną ilość razy. Ale, jak można się domyślić, krawcowej ze mnie nie będzie.
– Jak można tak splamić oczy małego misia? Dobrze, że mnie tak nie musiałeś oglądać – szepnęłam do samej siebie, kręcąc głową ze zrezygnowaniem.
– Zawsze rozmawiasz z pluszakami?
Słysząc za plecami męski głos, podskoczyłam w miejscu, prawie upuszczając przy tym pluszaka. Obróciłam się, dobrze wiedząc, kogo ujrzą moje oczy. Tak jakoś wcale mnie to nie cieszyło.
– Xander? – Chciałam powiedzieć coś więcej, ale się powstrzymałam, żeby czasem go nie zwyzywać.
– Nie dość, że gadasz z misiami, to jeszcze nie rozpoznajesz ludzi – zapytał bardziej, niż powiedział. – Ciekawy przypadek.
Zwróciłam uwagę na to, jak dziwnie zmarszczył nos, kiedy wypuścił powietrze. Przy następnym wdechu poczułam gryzący dym w płucach i dopiero wtedy dotarło do mnie, że to nie było, kurwa, samo powietrze.
– Czy ty właśnie palisz w moim pokoju? – Wrzuciłam misia z powrotem między poduszki na łóżku i od razu podeszłam bliżej źródła smrodu.
Xander minimalnie przechylił głowę na bok, jakby był zainteresowany moim następnym ruchem. Stał w progu oparty o drzwi, które na sto procent dopiero co zamykałam.
Jak on tu wlazł, do cholery?
Czy w tym domu każdy ma jebany klucz do mojego pokoju?
– Palę tam, gdzie mam ochotę, Bennet – odpowiedział powoli, jakbym nie rozumiała, co mówi. Wypuścił dym, dmuchając prosto na moją twarz. Skrzywiłam się, bo ten zapach należał do tych nietolerowanych. Ale za to lubiłam zapach benzyny i korektora.
Zakaszlałam, wymachując dłonią, by odgonić dym sprzed nosa. Kiedy tylko się rozpłynął, Xander wypuścił z ust kółko z dymu. Pieprzone kółko, które rozbiło się prosto na moim nosie. Tego było za wiele.
– Jeśli myślisz, że robisz na mnie wrażenie, będąc tym typem, który pali marlboraski i udaje twardziela, to się mylisz – powiedziałam, splatając dłonie na piersiach. Dodawało mi to trochę odwagi, a przy nim potrzebna mi była dawka wielkości ciężarówki. Z tak niewielkiej odległości różnica wzrostu odbierała mi naprawdę sporo odwagi.
Xander uśmiechnął się szyderczo, po czym wyrzucił papierosa na podłogę i, nie odrywając wzroku od moich oczu, wdeptał go. Następnie odepchnął się od drewnianych drzwi i nachylił w moją stronę. W porównaniu do zazwyczaj dzielących nas ponad trzydziestu centymetrów teraz dzieliła nas już tylko ich mała cząstka. Xander i jego, nie żebym sprawdzała, metr dziewięćdziesiąt cztery.
– Myślę, że już dawno zrobiłem na tobie wrażenie. Ale udawaj dalej, Bennet. Wiem, co widzi Pan Miodek, kiedy wieczorami próbujesz nie myśleć o mnie przed pójściem spać – powiedział to na tyle cicho, że nawet z tej odległości nie poczułam na twarzy ciepła jego oddechu.
Co za kutas. I skąd niby ten kutas miałby wiedzieć, jak nazywa się mój ukochany pluszowy miś?
Już chciałam wydusić z siebie wiązankę w jego stronę, a przede wszystkim zapytać, dlaczego wparował do mojego pokoju, ale poczułam swąd spalenizny. I to dość intensywny.
Zmarszczyłam brwi i popatrzyłam w kierunku, z którego dochodził gryzący zapach. I, o chuju złoty, ten papieros wcale nie wylądował na podłodze i wcale nie został zdeptany na tyle, żeby przestał się palić. Dziura w dywanie dawała o sobie znać poprzez unoszący się plastikowy smród.
Wszystko w tym domu było drogie, ale ciotka musiała akurat kupić dywan, który fajczył się szybciej niż moje szare komórki podczas matmy.
– W zestawie do szlugów nie było pieprzonej popielniczki?! – krzyknęłam wściekła, ale Xander już mi nie odpowiedział, bo sobie, kurwa, poszedł. Tak po prostu.
Nie dość, że ten dupek palił w moim pokoju i wypalił dziurę w dywanie, to jeszcze wyszedł bez słowa i zostawił mnie z tym samą.
– Mama nie nauczyła cię mówić „przepraszam”?! – wykrzyczałam za nim, mimo że byłam pewna, że nawet mnie nie słyszał i już dawno był na dole.
Złapałam szybko za butelkę z wodą, którą zawsze trzymałam przy łóżku. Otworzyłam ją jeszcze szybciej, niż ją wzięłam i wylałam całą zawartość na dymiące się miejsce.
Podbiegłam do okna i otworzyłam je, żeby wpuścić do pokoju trochę powietrza. Dopiero wtedy mogłam odetchnąć z ulgą.
No, powiedzmy, bo teraz miałam dziurę w ścianie i w dywanie. Zajebiście.
Głowa mnie już bolała od tej muzyki i krzyków z dołu. Spotkanie z Xanderem, który z każdym tygodniem coraz bardziej sobie ze mną pogrywał, również nie pomagało.
Pomyślałam sobie, że należy mi się coś na odprężenie. Dosłownie cokolwiek, co nie było powiązane z kimkolwiek siedzącym w naszym salonie. Pierwsze, co przyszło mi na myśl, to kąpiel. Zawsze, gdy się stresowałam albo odczuwałam potrzebę odcięcia się od świata, to właśnie kąpiel była moją formą relaksu. Uwielbiałam gorącą wodę, sól do kąpieli i telefon leżący w widocznym miejscu, najlepiej z włączonym filmem.
Z tą myślą wyszłam z pokoju i zamknęłam za sobą drzwi, żeby wszystko na pewno dobrze się wywietrzyło.
Mój pokój jako jedyny z całego budynku nie miał dołączonej prywatnej łazienki, więc pozostało mi udać się do Natalie, gdzie zazwyczaj korzystałam z przywilejów dużej wanny.
Popchnęłam drzwi, robiąc to po cichu, mimo że też tu teraz spałam. Nie czułam się jednak zbyt komfortowo, wchodząc tu podczas jej nieobecności, niezależnie od tego, ile nocy bym tu spędziła.
Natalie była przyzwyczajona do przepychu, mnóstwa dupereli na półkach i ustawianiu markowych pudełek po designerskich zakupach na szafie. Mnie z kolei kompletnie to przytłaczało. W moim rodzinnym domu nigdy się nie przelewało, ale też nie było na tyle źle, żebym nie mogła sobie pozwolić na jakieś pomniejsze dekoracje. Większość rzeczy i tak kupowałam na pchlim targu, żeby zaoszczędzić pieniądze na inne rzeczy.
Raz dorwałam trzy gliniane doniczki za niecałego dolara. Kupiłam je z zamiarem posadzenia w nich roślin, ale cóż… Okazuje się, że kaktusy też mogą uschnąć.
Rozejrzałam się po pokoju, żeby upewnić się, czy na pewno jestem w nim sama. Różowy kolor gryzł w oczy, bo był dosłownie wszędzie. Ściany, poduszki, futrzany dywan, zasłony. To wszystko było w różnych odcieniach różu. Nie żebym miała problem z tym kolorem, ale przydałoby się tu coś na przełamanie. Nie mówię tu o jej garderobie, w której ciuchy ułożone były alfabetycznie względem marek.
Kiedy mi o tym powiedziała, nie zadawałam więcej pytań.
Na moje szczęście w sypialni nie było żadnych nieproszonych gości. Zsunęłam ze stóp kapcie i złapałam za klamkę od drzwi łazienki.
Pomieszczenie utrzymane było nawet w moim stylu, w stonowanych kolorach. Nie to co sypialnia dająca po oczach z kilometra. Na co dzień było tu dość jasno, ale teraz, gdy światło było wyłączone, a rolety w oknach zasłonięte, kompletnie nic nie widziałam.
Rozejrzałam się za włącznikiem, mrużąc oczy, żeby lepiej widzieć. Badałam dłonią kafle i kiedy w końcu udało mi się go znaleźć, a ja z powrotem się obróciłam, myślałam, że oszaleję. Pieprzony Ryan Turner zasnął na stojąco z fiutem w ręce. Stał nad toaletą, opierając głowę o kafelki, a z ust leciała mu stróżka silny.
– I to zrobiło mi dziurę w ścianie? – powiedziałam, spoglądając w dół, jednak szybko odwróciłam wzrok. Pokręciłam głową, wzdrygając się na ten widok.
Widocznie nawet głupia kąpiel nie była mi dzisiaj dana, więc wyszłam z łazienki, pamiętając, żeby porządnie trzasnąć drzwiami. Niech wpadnie do tego kibla i to najlepiej tym pustym łbem.
Skierowałam się prosto na dół i już było mi wszystko jedno. Ile może znieść człowiek w jeden wieczór? Jedyne, co mi pozostało, to napić się i udawać, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Nie żebym nad tym bardzo ubolewała.
Minęłam jakiegoś bladego chłopaka, który wyglądał, jakby miał zaraz zwrócić obiad z wczoraj prosto na biblioteczkę ciotki Alice. Przez to, że zapomniałam o włożeniu kapci, które zostały na górze, wdepnęłam w jakąś kałużę.
Boże, oby to był żółty szampan, bo rzygów już bym chyba nie wytrzymała.
Podeszłam do lodówki w poszukiwaniu jakiegoś piwa. Otworzyłam drzwiczki i dokładnie w tym samym momencie usłyszałam szkło przesuwane po blacie obok. Wyjrzałam zza drzwi, po czym na moje usta wpłynął szeroki uśmiech. Właśnie przyjechał skierowany w moją stronę napełniony kieliszek. Zanim zdążyłam spojrzeć wyżej, podjechały jeszcze trzy kolejne. Podniosłam wzrok, jeszcze szerzej uśmiechając się na widok Riki.
– Wyglądasz, jakbyś tego potrzebowała – powiedziała, puszczając mi oczko. No i miała rację.
Sięgnęłam po kieliszek i wypiłam go jednym haustem. Gardło paliło, ale mimo to uznałam, że popicie sokiem jest dla słabiaków. Właśnie dlatego popiłam szota szotem.
– Natalie będzie miała rano ciekawą niespodziankę w postaci Turnera modlącego się nad jej kiblem – wypaliłam, próbując nie krzywić się na cierpki smak alkoholu w ustach.
– Chyba nie chcę znać szczegółów – zaśmiała się lekko. Pokiwałam głową, przyznając jej rację. Bo szczegóły naprawdę nie były duże w tym przypadku.
Zaczęłam mówić o jakiś bzdurach, chcąc podtrzymać konwersację, ale uwaga Riki już dawno skupiła się na czymś innym. A dokładniej to na kimś innym.
– Gdyby tylko… – wyszeptała pod nosem. Szybko jednak się poprawiła, chyba się orientując, że czekam na odpowiedź z jej strony. – Wybacz.
Obie sięgnęłyśmy po kieliszki i stuknęłyśmy się szkło o szkło.
– Jeśli chcesz, to mogę jakoś odciągnąć Xandera na bok – zaczęłam, przecierając usta.
Rika oderwała wzrok od Scotta i spojrzała na mnie, biorąc przy tym głęboki wdech. Jej nos marszczył się zupełnie tak jak nos jej brata podczas palenia.
Muszę się przypomnieć o rachunek za dywan.
– Byłabym bardzo wdzięczna, ale nie wiem, jak miałabyś to zrobić. Oni wiecznie siedzą razem, zwłaszcza na imprezach – stwierdziła ze smutkiem.
Może i ja też nie wiedziałam, jak to zrobię, ale nie mogłam patrzeć na to, jaka jest smutna.
– Daj mi jego numer – wypaliłam nagle, improwizując. Rika spojrzała na mnie ze zdziwieniem wypisanym na twarzy. – Numer Xandera – doprecyzowałam.
Choć dalej bardzo zdziwiona, to zrobiła to, o co ją poprosiłam. Nie miałam konkretnego planu, ale od zawsze byłam pewna, że kiedyś przyda mi się umiejętność dyskutowania z pracownikami call center. Z jednym ziomkiem gadałam na tyle długo, że przez chwilę byłam bliska sprzedania mu starego dysku zamiast kupna paneli fotowoltaicznych.
Schowałam się na schodach tak, żebym nie rzucała się zbytnio w oczy osobom bawiącym się na dole. Wyjęłam telefon z kieszeni szarych dresów i wybrałam kontakt o nazwie Marlboro Enjoyer, bo tak właśnie podpisałam Xandera. Nazwa w punkt.
Pomyślałam sobie, że upiekę dwie pieczenie na jednym ogniu. Wkurzę Jennę dzwonieniem do jej kochasia i tym samym pomogę Rice.
Przyglądałam się, jak Xander sięga po telefon i przymyka powieki, żeby odczytać cyfry na ekranie. Modliłam się, żeby tylko odbierał od obcych numerów. Zwrócił się do swojego przyjaciela i powiedział mu coś na ucho. Niestety nie miałam umiejętności czytania z ruchu warg, więc musiałam obejść się bez tego.
Ucieszyłam się prawie tak bardzo, że prawie spadłam ze schodów. Mój plan ewidentnie działał, bo Xander niedługo potem zniknął za ścianą. Nie miałam go już w polu widzenia, ale przynajmniej w końcu odebrał telefon.
– Tak, słucham – powiedział, jak to on, bez emocji. A ja robiłam wszystko, żeby czasem nie powiedzieć: „nie mów «słucham», bo cię wyrucham”. Kunszt mojego humoru upewnił mnie w tym, że chyba przesadziłam z ilością szotów.
– Dzień dobry, dzwonię z firmy – nie przemyślałam faktu, że powinnam była przygotować jakąś nazwę przed tym, jak zadzwoniłam. Rozejrzałam się na szybko po salonie w poszukiwaniu zaczepki – Browarex.
Genialna nazwa firmy, powinnam to opatentować.
– Ach, tak… W jakiej konkretnie sprawie? – Usłyszałam drobny szmer w słuchawce.
– Mam dla pana świetną ofertę – znowu urwałam i jedyne, co na tamten moment przychodziło mi do głowy, sprawiło, że zacisnęłam dłonie w pięści i z całych sił próbowałam się nie zaśmiać – dywanów. Tak, nasze dywany są wspaniałej jakości, nie są takie plastikowe, które łatwo uszkodzić. Zwłaszcza przy użyciu czegoś, co się pali.
Przez chwilę w słuchawce panowała głucha cisza, ale cierpliwe czekałam na odpowiedź. Ważne, że chociaż czymś go zajęłam, a to, że był pijany i nie wiedział, co odpowiedzieć, było mi na rękę. Miałam więcej czasu na wymyślenie dalszej części planu.
– Następnym razem postaraj się bardziej. – Usłyszałam nagle za sobą głos Xandera. Podskoczyłam w miejscu, a telefon wypadł mi z ręki i zaczął spadać po schodach.
– O co ci niby chodzi, Pace? – zapytałam, udając zdziwioną, ale jego mina mówiła, że mi nie wierzył. Zaśmiałam się nerwowo, przełykając ślinę.
– Darujmy to sobie, dobra? – Wyglądał na lekko zdenerwowanego.
– Ale co?
Xander przetarł twarz dłonią, kompletnie załamując się moim stanem fizycznym. Psychicznym pewnie też.
– Skąd niby wiedziałeś, że to ja? Przecież to nie ja. – Próbowałam jakoś wybrnąć, ale po pijaku to wcale nie było takie proste.
– Pomyślmy… – Zaczął kiwać głową – Rzadko jakaś firma dzwoni do ludzi o drugiej w nocy, żeby zaproponować kupno dywanu. Choć Browarex brzmi bardzo autentycznie, to jednak raczej spasuję – powiedział. Już chciał się odwrócić, ale ja nie mogłam dać za wygraną. Kątem oka widziałam, jak Jenna i jej koleżanki przyglądają się naszej rozmowie, więc złapałam go za nadgarstek, żeby czasem mi nie uciekł.
– W takim razie skorzystaj z innej oferty – dodałam, nawet nie wiedząc, skąd wzięłam taki pomysł.
A nie, chwila, przecież nie było żadnego pomysłu.
– Na przykład jakiej? – Wbił wzrok w moją twarz, unosząc brew.
Znów przełknęłam ślinę, czując, jak pocą mi się ręce. Zaraz mi się wyślizgnie.
– Łóżkowej?
Mina Xandera była lustrzanym odbiciem mojej. Przyglądał mi się, skanując dogłębnie zmiany na mojej twarzy. Ponownie spojrzałam w stronę Jenny, jednak szybko zwróciłam wzrok z powrotem na chłopaka. Ten nawet nie drgnął, dalej się we mnie wgapiając. Wyraźnie się nad czymś zastanawiał.
Nie żebym oczekiwała od niego zgody na moją propozycję, ale w sumie to chyba właśnie tego oczekiwałam. Jeśli nie uda mi się zemścić w ten sposób na Jennie, to chociaż wykupiłam trochę czasu dla Riki.
– Okej. – Wzruszył lekko ramionami i minął mnie na schodach, idąc w stronę mojego pokoju.
Okej?