Tied with Lancaster - Karolina Rowińska - ebook
NOWOŚĆ

Tied with Lancaster ebook

Rowińska Karolina

4,2

817 osób interesuje się tą książką

Opis

Dwudziestodwuletnia Veronica Harris, studentka resocjalizacji penitencjarnej, rozpoczyna praktyki w zakładzie karnym Harp Prison. Tuż po przekroczeniu bramy więzienia dociera do niej, z jak trudnym zadaniem będzie zmuszona się zmierzyć.
Mimo że zostaje jej przydzielony strażnik, dziewczyna musi mieć oczy dookoła głowy. Z powodu pojawienia się kobiety w zakładzie już pierwszego dnia na stołówce wybuchają zamieszki.
Veronica jednak nie może poskromić ciekawości i nazbyt intensywnie zaczyna się interesować sprawami więźniów, czym zwraca uwagę jednego z osadzonych – Alessandro Lancastera, który z pozoru wydaje się niegroźny.
Ale przecież pozory mylą, prawda?
Książka zawiera treści nieodpowiednie dla osób poniżej osiemnastego roku życia.
Opis pochodzi od Wydawcy.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 417

Rok wydania: 2025

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,2 (53 oceny)
34
9
2
3
5
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Patusia17722

Nie oderwiesz się od lektury

Ksiazka totalna. Bede do niej wracac bardzo czesto…
40
Linaczyta1

Nie polecam

Bardzo średnia, pomimo że początek wydawał się git to późniejsze rozdziały były bardzo naciągnę i chaotyczne
30
Natalieee_zi

Nie oderwiesz się od lektury

Potrzebuję kolejnej części 😭❤️ to było tak dobre 💔
30
Asia1424

Nie oderwiesz się od lektury

O Boże! Dawno nie czytałam tak cudownej książki jak ta!!! Jestem zakochana w niej!<3
30
playpaulina1234

Nie oderwiesz się od lektury

Cudowna 🩶🤭
30



Copyright © for the text by Karolina Rowińska

Copyright © for this edition by Wydawnictwo NieZwykłe, Oświęcim 2025

All rights reserved · Wszystkie prawa zastrzeżone

Redakcja: Katarzyna Moch

Korekta: Aleksandra Krasińska, Aleksandra Płotka, Agnieszka Zwolan

Skład i łamanie: Paulina Romanek

Oprawa graficzna książki: Weronika Szulecka

ISBN 978-83-68402-50-6 . Wydawnictwo NieZwykłe · Oświęcim 2025

Grupa Wydawnicza Dariusz Marszałek

OSTRZEŻENIE

Historia, którą tu poznacie, nie jest dla każdego.

Powieść utrzymana jest w klimatach dark romansu i przedstawia między innymi świat widziany oczami więźnia. Ukazuje wątki związane z alkoholem i narkotykami, przemocą fizyczną i psychiczną, toksyczne zachowania i relacje, wulgarny język oraz opisowe sceny aktów seksualnych. Zatem niektóre fragmenty mogą powodować dyskomfort i zdecydowanie nie są przeznaczone dla wrażliwych czytelników.

Książka zawiera w sobie wątki, które przez niektórych czytelników mogą zostać uznane za obraźliwe.

Jako autorka nie popieram niemoralnych zachowań swoich bohaterów ani nie popieram podejmowanych przez nich decyzji.

Osobiście proszę Cię o pamiętanie, żeby oddzielać fikcję od rzeczywistości grubą kreską. Jest to bardzo ważne, zanim zdecydujesz się sięgnąć po tę, a także każdą inną książkę.

Twój komfort i zdrowie psychiczne są priorytetem.

OD AUTORKI

Choć niektóre z elementów fabuły, jej wydarzenia czy postacie mogą być inspirowane prawdziwymi historiami i miejscami, całość książki jest wytworem mojej wyobraźni i powinna być traktowana jako fikcja literacka.

Większość scen czy sytuacji opisanych w książce nie miałaby prawa bytu w prawdziwym więzieniu ani poza nim. Mimo zapoznania się z licznymi artykułami i filmami dokumentalnymi przedstawiającymi perspektywę więźniów nie wszystko w tej historii może być zgodne ze standardami czy codziennością, przez którą przechodzą.

Kreacja świata przedstawionego w powieści wymagała ode mnie użycia pewnych zabiegów artystycznych i językowych, które bezpośrednio mogły wpłynąć na autentyczność opisu zdarzeń. Celem stworzenia tej książki nie było wierne odwzorowanie życia w więzieniu czy uczęszczania na praktyki studiów resocjalizacji penitencjarnej, ale stworzenie emocjonującej historii, która zaangażuje Was, moich Czytelników.

Usiądź wygodnie i… resta con me, mia Rossa1.

Dziękuję, że nauczyłeś mnie kochać nie tylko innych,

lecz także samą siebie

Dedykuję tę książkę wszystkim tym,

którzy dryfują między milionami myśli dziennie.

Obyście odnaleźli swoją bezpieczną przystań.

PLAYLISTA

Piosenka przewodnia:Beyoncé – Haunted

Pozostałe utwory:

ENVYYOU – Stick Around

Matt Maeson – Put It on Me

Isabel LaRosa – Praying

Beyoncé – Crazy In Love (Remix)

Umberto Tozzi – Ti Amo

Avicii – Addicted To You

Tony Tabbi – Ciao ciao Siciliano

CASHFORGOLD – I Could Be Your Goddess

Ashley Sienna – What You Need

Montell Fish – Hotel

Montell Fish – Bathroom

Alessia Cara – Here

Labrinth – Mount Everest

Omido, Ex Habit – Please

Isabel LaRosa – Heartbeat

Charlotte Lawrence – Joke’s on You

Gipsy Kings – Volare (Nel Blu di Pinto di Blu)

Maroon 5 – Animals

Ari Abdul – Cursed

Ex Habit – Who Do You Want

Andrea Bocelli – Con Te Partirò

Swedish House Mafia, The Weeknd – Moth To A Flame

Nessa Barrett – Do You Really Want to Hurt Me?

Bishop Briggs – Never Tear Us Apart

Camila Cabello – Shameless

Isabel LaRosa – Eyes Don’t Lie

Zandros, Limi – Obsessed

Tove Lo – Stranger

Route 94, Jess Glynne – My Love

Amy Winehouse – Back To Black

Hozier – Too Sweet

Billie Eilish – No Time To Die

Allie X – Devil I Know

Dermot Kennedy – Power Over Me

David Kushner – Daylight

Austin Giorgio – No Mercy

Isabel LaRosa – Help

Ari Abdul – Worship

Hozier – Eat Your Young

Emily Jeffri – Where Are They Now???

Allie X – Paper Love

Britney Spears – Criminal

M83, Felsmann + Tiley – Solitude

Rihanna – Where Have You Been

Raphael Lake, Aaron Levy, Daniel Ryan Murphy – Prisoner

Evanescence – Bring Me To Life

Rihanna, JAY-Z – Umbrella

Lana Del Rey – Dark Paradise

Two Feet – You?

Kat Leon – I’ll Make You Love Me

Mxze, Clarei – Manipulate

Foreign, Air – The Therapist

Stromae – Formidable

Ari Abdul, Thomas LaRosa – Sinners

Chase Atlantic – Church

Carla’s Dreams – Sub Pielea Mea

Haddaway – What Is Love (7” Mix)

Mazzy Star – Fade Into You

Foreign Air – Free Animal

POWERS – Man On The Moon

Sidi– You

PROLOG

Zakochanie.

Mocne słowo, które dla każdego ma inne znaczenie.

Zakochanie może być różne.

Emocjonalne.

Intymne i tkliwe.

Głębokie.

Chwilowe albo takie na zawsze.

Jest mnóstwo typów zakochania, które możemy odczuć.

Jedni wpadają po uszy, a potem nie mogą się wygrzebać z tego, w co się wpakowali. Angażują w to każdy mięsień, kość czy nerw. Kochają całym sobą.

Zakochanie jest ważne. Do pewnego momentu nawet najważniejsze.

Do momentu, w którym uczucie przeradza się w żądzę.

Bo żądzę czujemy ciągle i niepohamowanie, niezależnie od wszystkiego. Gdy nic innego nas już nie obchodzi…

Żądza

«niepohamowane pragnienie posiadania lub doznawania czegoś»

1. WITAMY W HARP PRISON

Veronica

Powiedzieć, że czułam stres, to jakby nie powiedzieć nic.

Spinałam mięśnie ud nawet podczas mycia zębów, bo ze zdenerwowania robiło mi się zimno. Moje mięśnie boleśnie przesyłały pręgi bólu, bo kurczenie się z taką częstotliwością wcale im nie służyło. Zresztą tak samo jak i całemu mojemu organizmowi, który od rana utrzymywał się już na samych oparach.

Spojrzałam na odbicie w lustrze. Próba uśmiechu ze szczoteczką do zębów w ustach tylko jeszcze bardziej podkreśliła ciemne plamy pod moimi oczami. Tych worów nie zakryłby nawet korektor z najwyższej półki. Nie żebym próbowała, bo moje możliwości finansowe w tej kwestii kończyły się na półce na wysokości kolan.

W tym świetle moje włosy przypominały bardziej kolor czerwony niż rudy, na co nie śmiałabym narzekać. Mnóstwo razy moja impulsywność o mało co nie doprowadziła do wycieczki do najbliższej drogerii i wrzucenia do koszyka pierwszej lepszej farby, która jakimś magicznym cudem miałaby przerobić mnie na brunetkę. Szczęście w nieszczęściu nigdy się na to nie zdecydowałam. Głównie dlatego, że fryzjerka, do której się później udałam, stwierdziła, że w świetle słonecznym marchewka i tak przebijałaby się przez inny kolor.

Wyjęłam szczoteczkę z ust i wyplułam do zlewu resztki miętowej pasty. Drugą ręką podtrzymywałam włosy, usilnie próbując nie zatopić ich w mieszance wybuchowej, która niekoniecznie chciała spłynąć w dół rury.

Patrzenie na zatykający się odpływ tylko jeszcze bardziej upewniało mnie w tym, że wolałabym się znaleźć nawet i tam tylko po to, żeby nie musieć przeżywać dzisiejszego dnia.

Bałam się jak cholera, bo kilka dni temu przypadkiem podsłuchałam rozmowę starszego rocznika. Idąc korytarzem, jak co poniedziałek, zatrzymałam się przy automacie z kawą. I to był właśnie ten jeden jedyny raz, kiedy nie miałam na sobie słuchawek. Studenci ostatniego roku często zbierali się właśnie w tamtej okolicy, bo niedawne dofinansowanie uczelni pozwoliło na wydzielenie miejsca na kilka dodatkowych stolików i kanap. Jednak, tak jak spodziewał się tego każdy student, nawet i taka liczba nie była wystarczająca. Przez to krzesła wylądowały nawet w najciemniejszym skrawku korytarza, czyli w miejscu, gdzie znajdował się mój nieszczęsny automat. Głupie urządzenie, które nieraz próbowało zeżreć moje pieniądze, sprawiło, że usłyszałam o kilka słów za dużo. W sumie, pomijając przekleństwa, to za dużo nie mówili, ale z tego, co udało mi się wyłapać, wynikało, że praktyki w zakładzie karnym nie były czymś, co można nazwać marzeniem każdej dziewczynki.

Z początku myślałam, że po prostu przesadzają, bo komu chciałoby się chodzić do takiego miejsca zamiast do ciepłej uczelni, gdzie drzemki podczas wykładów są lepsze od tych w domu. Ale im dłużej przy nich stałam, udając, że mimo bycia jedyną osobą korzystającą z tego automatu, dalej zastanawiam się nad programem, tym moje oczy bardziej się rozszerzały.

Jeden z męskich głosów opowiadał o typie, który w nocy wyrwał współwięźniowi dwa zęby, a potem je połknął, żeby dostać się do ambulatorium.

Przed zapisaniem się na praktyki sporo czytałam i, o dziwo, ta sytuacja nie była najgorszą, o jakiej pisali. Więźniowie byli w stanie poświęcić naprawdę dużo, żeby dostać to, czego chcieli, nawet jeśli mieliby za to zapłacić własnym życiem. Albo i niekoniecznie własnym. Dużej części z nich wszystko stawało się obojętne z momentem, w którym przekroczyli próg swojej celi. Zwłaszcza tym, którzy dobrze wiedzieli, że już z niej nie wyjdą.

Wzdrygnęłam się na wspomnienie tamtej rozmowy. Wiedziałam, że muszę być gotowa na każdą ewentualność. Osadzeni nie reagują dobrze na osoby z zewnątrz, często testują ich granice i wykorzystują swoją przewagę. Przez lata odsiadki nauczyli się naprawdę sporo i jakiś tam byle studencik nie jest dla nich szczególnym wyzwaniem.

A ja miałam podwójnie przesrane. Nie dość, że byłam studentką bez żadnego doświadczenia z trudnymi przypadkami, to jeszcze bycie kobietą w niczym nie pomagało. Wręcz przeciwnie, bo każdy wiedział, co mnie czeka. Dla osadzonych to jak rozrywka. Dla mnie zaś walka o życie.

I pewnie gdybym mogła wybrać oddział z samymi kobietami, nawet bym się nie zawahała.

Ale nie mogłam tego zrobić.

Ekran telefonu nagle się podświetlił, przez co od razu zwrócił moją uwagę. Zmrużyłam oczy, próbując przeczytać nazwę kontaktu.

– Gdzie te… – wymamrotałam pod nosem, szukając okularów.

Byłam ślepa jak kret i momentami żałowałam, że przez swoją głupią dumę wstydziłam się powiększyć czcionkę w tym pieprzonym telefonie. Bo co ludzie powiedzą? Na pewno nie kto dzwoni.

Ściągnęłam brwi i mocniej przygryzłam szczoteczkę, żeby nie wypadła mi z ust. Wyciągnęłam rękę w poszukiwaniu okularów, których oprawki były na tyle cienkie, że, o ironio, ich również nie widziałam.

Dzwonek komórki wydawał się jeszcze głośniejszy, co tylko napędzało moje zdenerwowanie.

Po chwili w końcu dotarłam do okularów, które szybko włożyłam na nos. Złapałam telefon w drugą rękę i od razu spojrzałam na nazwę kontaktu.

Numer zastrzeżony.

Z początku chciałam zignorować to połączenie, lecz moja ciekawość zawsze wygrywała z rozsądkiem. I w tym przypadku uratowała mi tyłek.

– Tak? – powiedziałam niewyraźnie, bo szczoteczka zagłuszała moje słowa.

Wolną ręką oparłam się o róg umywalki i stanęłam na palcach, próbując się przeciągnąć. Plecy bolały mnie, jakbym miała co najmniej osiemdziesiąt lat.

– Panno Harris, wybiła punkt szósta, a nie widzę pani na horyzoncie. Czym zawdzięczam sobie to spóźnienie z pani strony? – W słuchawce rozległ się męski głos, który zdążyłam już rozpoznać.

W szoku wyplułam szczoteczkę, która jak na złość wpadła prosto do odpływu tak szybko, że nie miałam nawet czasu zareagować.

– Kurwa… – powiedziałam, patrząc, jak ją tracę na rzecz kanalizacji. To była moja ulubiona.

– Słucham?

– To nie do ciebie… To znaczy nie do pana. Tak, to nie do pana. To znaczy nie…

Trzymajcie mnie.

– Rozumiem, że jest już pani w drodze? – dopytał, ignorując moją wpadkę.

– Tak! Tak, oczywiście. Właśnie wysiadam z autobusu! – dosłownie wykrzyczałam do słuchawki.

W pośpiechu schyliłam się do podłogi i złapałam za pasek spodni. Próbowałam podwinąć je jedną ręką, ale było to niemożliwe. Podsunęłam telefon do brody i przytrzymałam go ramieniem, pomagając sobie drugą ręką.

– Autobusu? Przy naszej placówce nie ma żadnego przystanku, panno Harris – zwrócił mi uwagę szorstkim tonem.

– Autobusu? Źle się wyraziłam, to przez ten stres. W każdym razie zaraz będę i wszystko panu wytłumaczę!

– Panno Harris…

– Przepraszam, ale nic nie słyszę! Coś pana przerywa – mówiłam, szybko łapiąc za suszarkę leżącą na szafce. Czym prędzej ją włączyłam i skierowałam nawiew na telefon. – Halo? Haloooo?

Nie dałam mu nawet odpowiedzieć, tylko szybko się rozłączyłam.

Najechałam suszarką tak, żeby ciepłe powietrze dmuchało mi prosto na twarz, bo ze stresu zrobiło mi się jeszcze chłodniej.

Początek praktyk zapowiadał się prześwietnie.

Nie zdążyłam nawet spakować śniadania, więc gdy tylko znalazłam się pod bramą, mój brzuch wyburczał całą wiązankę o tym, jak to go głodzę. Zakryłam go ręką, jakby to miało w czymś pomóc. Skurcz łapał mnie zresztą nie tylko od tego, bo tak jak wspominał mężczyzna w słuchawce, w pobliżu rzeczywiście nie było żadnego przystanku autobusowego. Od najbliższego miałam jeszcze bite pół godziny z buta i musiałam tułać się drogą wyłożoną kostką brukową w taki sposób, że skręcenie nogi nie stanowiło większego wyzwania.

Rozejrzałam się wokół i tak jak obczaiłam to w internecie, nie ujrzałam tutaj nic oprócz wielkich murów ciągnących się przez parę ładnych kilometrów. Wszystko zakończone drutem kolczastym rozpościerającym się na metr w górę.

Przełknęłam gulę w gardle i od razu przygryzłam wargę, żeby skupić uwagę na czymś innym.

Bądź profesjonalna. To twoja praca i to całkowicie normalne, że się boisz.

– Pani do kogo? Bo widzę, że stoimy tu już jakiś czas. – Poderwałam się na równe nogi na dźwięk czyjegoś głosu.

Spojrzałam do góry, bo usłyszałam szarpiący dźwięk mechanizmu zamka. Zasuwa przesunęła się w bok, a jedyne, co było widać przez niewielki prostokącik, to para męskich oczu.

Mocniej zagryzłam wargę, bo od patrzenia na puste ślepia strażnika zrobiło mi się sucho w gardle. Nie wydałam z siebie ani jednego słowa, tylko stałam jak idiotka, skubiąc palcami szew płaszcza.

– Mam zadzwonić po atandę2, żeby mi się pani przedstawiła? – zapytał zniecierpliwiony z nutką sarkazmu w głosie.

– Po co? – Uniosłam brwi, po czym poprawiłam okulary, dosuwając je bliżej nasady nosa.

– Ja pierdolę, czego oni teraz uczą w tych szkołach? – wymamrotał, zamykając przy tym zasuwę tak, że przestałam słyszeć resztę wiązanki.

Przez chwilę nawet mnie to cieszyło, bo miałam jeszcze czas się wycofać, lecz nagle usłyszałam otwierające się kolejno zamki.

No to kaplica.

Drzwi grubości ściany w bunkrze otworzyły się, trochę przy tym skrzypiąc. Za nimi stał całkiem postawny mężczyzna w średnim wieku. Gdy mnie zobaczył, poprawił siwiejącego wąsa, po czym głośno odchrząknął.

– No to nieźle to sobie wymyślił. – Zaśmiał się sam do siebie. – Chodź.

Facet ewidentnie nie zamierzał ze mną rozmawiać, nawet to, że w ogóle tam byłam, jakoś go nie cieszyło. Nie żebym oczekiwała powitania z konfetti i okrzyków szczęścia, ale spodziewałam się tutaj kogoś innego. Bardziej… kompetentnego.

– Przepraszam, bo nie zapytał mnie pan nawet o dowód, więc pomyślałam, że…

– To lepiej nie myśl, bo od tego jestem ja – przerwał mi, zanim zdążyłam dokończyć.

– No to daleko nie zajdziemy – mruknęłam pod nosem, czego na szczęście nie usłyszał.

Facet szedł tak szybko, że co parę kroków musiałam do niego podbiegać. Zaczynał ostro działać mi na nerwy, bo ani mi niczego nie wytłumaczył, ani się nie przedstawił. No okej, może ja też tego nie zrobiłam, ale to był obcy typ, który właśnie wpuścił mnie do więzienia pełnego przestępców.

W tej sytuacji to ja byłam na przegranej pozycji.

Idąc za nim, starałam się rozglądać na wszystkie strony naraz. Na placu znajdowało się kilka szarych, nędznych budynków, ale też i takie wyłożone świeżą cegłą. W oknach na każdym piętrze były kraty, a gdzieniegdzie za nimi koronkowe firany. Chociaż to przypominało im trochę o normalności.

Przynajmniej taki był zamysł.

Po prawej od bramy znajdował się spacerniak, obserwowany właśnie przez jednego ze strażników. Mężczyzna miał na sobie pełniejszy mundur niż człowiek, który mnie prowadził.

Już stąd słyszałam jakieś krzyki, lecz starałam się z całych sił myśleć i skupiać tylko na tym, po co tu przybyłam.

Nagle wpadłam na coś miękkiego, co okazało się prowadzącym mnie facetem. Nie zwróciłam uwagi na to, że się zatrzymał, więc to ja wylądowałam na nim.

– Bo się pognie… – zamyślił się. – Chociaż w sumie za co mam się gniewać, skoro leci na mnie taka gorąca laska? – Puścił do mnie oczko, kiedy już się od niego odsunęłam.

Dawno nie musiałam tak bardzo hamować chęci wykrzywienia się jak po zjedzeniu cytryny. No i przyjebania mu, ale to inna sprawa.

Oprowadzający przepuścił mnie w drzwiach, a kiedy przez nie przechodziłam, dosłownie czułam jego obślizgły wzrok na swoim tyłku.

– Kierownik penitencjarny nie ma dzisiaj czasu, a więc… – Odchrząknął, szykując się do monologu. – Witamy w Harp Prison, miejscu, gdzie wszyscy wychodzimy na prostą. Nazywam się Pete Baker i to ja będę cię tu dzisiaj oprowadzać. Zobaczymy przykładową celę, stołówkę, łaźnię i tak dalej, i tak dalej – dyktował znudzony, najwolniej, jak tylko się dało. – W pełni wprowadzę cię dopiero jutro, u kierownika, bo moje koneksje nie są zbyt wysokie.

Kompetencje. K o m p e t e n c j e.

Ale to dużo wyjaśniało.

Uśmiechnęłam się sztucznie, dając mu do zrozumienia, żeby kontynuował.

– Przyjechałaś spóźniona, więc jak zobaczysz już święte miejsce odsiadki, popilnujemy razem osadzonych przy rodzinnym obiadku – mówiąc to, nawet na mnie nie patrzył. Stał obrócony do mnie plecami i grzebał coś przy oknie depozytu.

Trzymając dystans między nami, trzęsącymi się dłońmi sięgnęłam do torebki. W pierwszej chwili chciałam wyjąć z niej telefon i portfel z dowodem, ale w końcu zdjęłam z ramienia ją całą. Zanim facet wyrobił się z odwróceniem, wyciągnęłam w jego kierunku rękę z torebką.

Popatrzył na mnie i się uśmiechnął, a jego wąs uniósł się razem z wargą.

– Jednak czegoś tam mnie nauczyli – odgryzłam się.

Wiedziałam, że na razie musi zdeponować moje rzeczy, bo to jest dzień zapoznawczy. Nie miałam jeszcze przydzielonej szafki w szatni, a nawet munduru, więc chwilę później w moje ręce trafił biały materiał.

Skrzywiłam się jeszcze bardziej niż na komplementy tego całego Pete’a.

– Przecież to jest kitel lekarski – powiedziałam, rozkładając go tak, żeby mężczyzna zobaczył, co mi dał.

– Gratuluję spostrzegawczości. A niby co miałem ci dać? Wypiszesz kartę z rozmiarówką i innymi pierdołami, to dostaniesz mundur. A teraz musisz się zadowolić byciem doktorką – stwierdził, mlaszcząc.

Wzięłam kolejny głęboki wdech tego dnia. Coś mi mówiło, że definitywnie nie jest to mój ostatni.

Wędrówka od celi do celi przeszła sprawnie i nic, co tam zobaczyłam, mnie nie zszokowało. Zazwyczaj po dwa piętrowe łóżka, toaleta, u niektórych telewizor, no i praktycznie wszędzie kalendarze z gołymi babami. Wszystko to, czego się spodziewałam.

Za to inne pomieszczenia wydawały się już trochę bardziej przerażające. No i krępujące, bo wejście do łazienki nie było czymś, czego koniecznie chciałam doświadczyć już pierwszego dnia.

– Widzenia były stosunkowo niedawno, ale do większości przychodzi albo męska część rodziny, albo nikt. Wiesz, co mam na myśli. – Wyjął z kieszeni pęk kluczy i wybrał ten odpowiedni.

Patrzyłam na niego niepewnie, choć domyślałam się, o co może mu chodzić. Z jakiegoś powodu jednak musiałam to usłyszeć. I niech powie to dosadnie.

– Nie widzieli kobiety od dłuższego czasu. Potrafią zrobić naprawdę popierdolone rzeczy, żeby trafić do ambulatorium, bo tam przyjmuje babeczka. I to stara prukwa, a ty… – Zlustrował mnie wzrokiem, oblizując wargi.

Ilość momentów, kiedy tego dnia chciałam zwrócić niezjedzone śniadanie, właśnie osiągnęła nową liczbę.

Kilka razy zamrugałam z obrzydzeniem i kiwnęłam głową, pospieszając Pete’a.

Wsunął klucz w zamek i już po chwili do moich uszu dobiegły dźwięki lejącej się wody oraz głosy rozmawiających mężczyzn.

Zacisnęłam dłoń w pięść i starając się skupić wzrok na kaflach pryszniców, ruszyłam za oddziałowym.

Przekroczyliśmy próg, a ja zmrużyłam oczy w oczekiwaniu na reakcje osadzonych. Jednak nic takiego nie nastąpiło. Żadnych gwizdów, krzyków czy zaczepek. Mężczyźni nawet nie obejrzeli się za siebie, żeby zobaczyć, czy ktoś wszedł.

Rozmowy trwały w najlepsze, woda dalej lała się strumieniami, a piana spływała po kaflach prosto do odpływu na samym środku łazienki.

– Teraz kąpią się od sto piątki do sto dziewiątki. Niedługo dostaniesz rozpiskę osadzonych razem z krótkimi opisami na temat tego, kogo omijać szerokim łukiem – zaczął, zwracając się w moją stronę. – Ale już teraz mogę ci wymienić największych delikwentów.

Spojrzałam w stronę osadzonych, czekając, aż usłyszę, do których z nich nie powinnam się zbliżać. Pomijając tych w pełni wytatuowanych, większość wyglądała naprawdę niepozornie. O ile można tak nazwać kryminalistów.

– Perez, cela sto sześć. Tatuaż na mordzie, ciemniejsza skóra, włosy też. Siedzi za przemyty narkotykowe, czyli standard. Ale ma kontakty. – Pete wskazał na prysznic po prawej, gdzie rzeczywiście stał mężczyzna zgodny z opisem. Oliwkowa skóra, ciemne jak węgiel włosy. Z tej odległości widziałam tylko zarys jego tatuażu, który przypominał skrzydło ptaka.

Poczułam dziwne wibracje, idące od karku wzdłuż kręgosłupa. Wzdrygnęłam się, bo para ciepłej wody i zapach piżma przypłynął aż do mojego nosa.

Poprawiłam okulary, ignorując dziwne uczucie, które nie do końca potrafiłam wytłumaczyć.

– Amigo, cela sto osiem. Ten białas z włosami w kolorze gówna. Niezły kanciarz. Groźny, bo ma rodzinę za kratami, a siedzi na dożywociu.

Nie byłam w stanie skupić się na tym, co mówił Pete, bo ciągle czułam na sobie czyjeś spojrzenie. Aczkolwiek gdy tylko rozglądałam się za tym, który był za to odpowiedzialny, nie widziałam nikogo. Wszyscy panowie byli zajęci sobą i dalej nie zauważyli, że coś jest na rzeczy. Staliśmy wystarczająco daleko. Przynajmniej taką miałam nadzieję.

– No i najgorszy. Pierdolony Lancaster. W celi z Amigo. Zna wszystkich, wie wszystko i słyszy przez ściany. – Na chwilę przeniosłam wzrok na Pete’a. – Nie pytaj. Kradł samochody na potęgę, a potem sprzedawał na czarnym rynku. Przynajmniej takie chodzą pogłoski, bo, tak prawdę mówiąc, to gówno mu udowodnili. Chociaż gdyby kózka nie skakała, to by w pierdlu nie siedziała.

– Który to? – dopytałam, bo nie doczekałam się opisu jego wyglądu.

– Łysa pała, o tu, po lewej. – Wskazał głową.

Spojrzałam we wskazane miejsce, ale nikogo tam nie było. Tak samo jak uczucia, że ktoś mnie obserwuje.

– Koniec tego dobrego, osadzeni! Czas na obiadek. Ruchy! – wykrzyczał nagle Pete.

I dopiero wtedy do wszystkich więźniów dotarło, że tym razem nie tylko on tutaj stał.

Patrzyłam na nich, starając się zachować kamienną twarz.

– Nowa lekarka, auu! – usłyszałam pierwsze wycie. Mężczyzna wyszedł spod prysznica i nie myśląc o ręczniku, ruszył w moją stronę kompletnie nagi.

– Stoisz. – Wepchnął się przede mnie Pete. – Stoisz albo trafisz tam, gdzie najbardziej lubisz.

Groźba wydawała się zadziałać, bo brunet zaczął się wycofywać. Powoli, ale się wycofywał.

Odetchnęłam z ulgą, jednak nie znaczyło to, że obyło się bez gwizdów i kolejnego zwycięskiego wycia.

– Po co od razu straszyć kolegę, Kitty? – Do moich uszu doszedł lekko zachrypnięty męski głos. I wystarczyła sekunda, żebym dojrzała jego właściciela.

Pierwsze, na co zwróciłam uwagę, to to, że on przynajmniej potrafił przepasać się ręcznikiem i nie próbował ruszyć na mnie jak byk na czerwoną płachtę. Mężczyzna wyglądał na kilka lat starszego ode mnie. Miał bardzo krótkie, prawie niewidoczne włosy. Nie był jednak kompletnie łysy, jak opisał to Pete. Jego twarz przykrywał kilkudniowy, lekki zarost, a przez usta przechodziła mu kilkucentymetrowa blizna. To na niej skupiłam uwagę, kiedy powiedział:

– Chi ci hai portato?3 – zapytał, zbliżając się do mnie niebezpiecznie blisko. Nie była to niedozwolona odległość, lecz zdecydowanie wystarczająca, żeby sprowadzić mnie na ziemię jednym ruchem.

Nie potrafiłam określić, czy język, którym się posłużył, to hiszpański, czy też może włoski albo coś w podobnych brzmieniach. Mimo strachu i pocących się rąk zastanawiałam się, co takiego powiedział.

– Mów po ludzku, osadzony. – Wtargnął między nas Pete.

Więzień stał w miejscu i wyglądał, jakby nie oddychał. Żaden mięsień na jego torsie się nie poruszał. Chciałam przyjrzeć się jego tatuażom, ale okulary zaparowały mi na tyle, że znowu mało co widziałam.

– Vaffanculo4 – powiedział stanowczo, stając czoło w czoło z Petem.

Instynktownie cofnęłam się o krok, gotowa wołać po strażnika.

Reszta osadzonych przyglądała się tej sytuacji niczym przedstawieniu.

– Lepiej zamknij się już teraz, zanim wlepię ci taki kwit karny, że się nie pozbierasz – słyszałam zdenerwowanie w głosie oddziałowego.

Mężczyzna nachylił się nad Petem, bo pozwalała mu na to różnica wzrostu.

– Proszę bardzo.

1 Zostań ze mną, moja rudowłosa (z wł.) (przyp. aut.).

2 Atanda – funkcjonuje w gwarze więziennej i oznacza grupę strażników zajmujących się zadaniami specjalnymi, takimi jak na przykład tłumienie buntu więźniów (przyp. aut.).

3 Kogo nam przyprowadziłeś? (z wł.) (przyp. aut.).

4 Pierdol się (z wł.) (przyp. aut.).