Byłaś moją Trójką - Nina Kaczmarczyk - ebook

Byłaś moją Trójką ebook

Kaczmarczyk Nina

4,4

Opis

Światła, kamera… katastrofa!

Wydawało się, że Wszechświat znów zaczyna sprzyjać Igorowi Olechowskiemu, młodemu aktorowi z hollywoodzkimi ambicjami. A jednak – artysta szybko przekonał się, że jeśli chodzi o show-biznes… niczego nie można być pewnym.

Wystarczyła jedna decyzja, by Igor stracił to, co było dla niego najcenniejsze: miłość i przyjaźń. Teraz magiczne trójki w jego życiu ustępują miejsca niepokojącym czwórkom. Nawet afirmacje przestają przynosić rezultaty! Codzienność w blasku fleszy staje się dla Olechowskiego prawdziwą męczarnią, zwłaszcza gdy odkrywa, że aktorskie intrygi nie kończą się na planie filmowym.

Afirmacje, sława i… fake dating – „Byłaś moją trójką” to drugi tom serii, która ma wszystko, czego pragną miłośnicy książek new adult!

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 372

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,4 (26 ocen)
16
6
3
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
aswitalska

Całkiem niezła

Według mnie tak bez szału, nie zachwyciła mnie niczym i przyszła bez większych emocji . Taka na wieczór
11
janinamat

Z braku laku…

To już takie przeciąganie na siłę fabuły która i tak nie była dość ciekawa w pierwszym tomie. Zupełnie niepotrzebne.
00
Kot-Filemon

Nie oderwiesz się od lektury

" O dwudziestej czterdzieści cztery... Nie wiem, czy to wina alkoholu, czy właśnie dostałem jakiś znak od wszechświata, ale na widok tych kilku cyfr, które w żaden sposób nie łączą się z kodem Tesli, gdzieś pod świadomości czuję, że właśnie wpakowałem się w kolejne kłopoty..." Gdy skrywane tajemnice wychodzą na światło dzienne, już nic nie jest takie jakie było wcześniej a życie Oli, Igora a także Borysa skomplikowało się przez to bardzo, czy po tym co się wydarzyło miłość i przyjaźń mają szansę przetrwać...? Gdy w życiu Igora nie ma już Oli przestały otaczać go także trójki, teraz afirmacja wskazuje mu same czwórki , które niestety ale sprowadzają na drogę mężczyzny , same kłopoty . Jedyną dobrą wiadomością jest to , się Igor wrócił do show- biznesu, i do grania o czym bardzo marzył. Jaką cenę musiał zapłacić, żeby znów tam być na szczycie popularności i czy była warta powrotu ...? Życie Igora Olechowskiego wygląda jak scena z filmu , gdzie główny bohater jest marionetką , w rękach ...
00
Wiola_loves_books1

Dobrze spędzony czas

🌟🌟 RECENZJA 🌟🌟 Nina Kaczmarczyk "Byłaś moją Trójką" tom2 #współpracareklamowa Kontynuacja losów Igora i Oli. Igor wie, że popełnił w życiu wiele błędów i niektórych nie da się wybaczyć, ale nic nie stoi na przeszkodzie by choć spróbować je naprawić. Boli go utrata przyjaciela, lecz najbardziej odczuwa brak Oli w swoim życiu. Bez niej wszystko się wali, alkohol nie przynosi ukojenia, ale sprawia, że mężczyzna kolejny raz daje się wciągnąć w intrygę która ma zniszczyć go całkowicie. Ola też cierpi, tęskni i nieustannie wspomina piękne chwile z Igorem, jednak wybaczenie nie przychodzi jej łatwo. Przed nimi wiele wzlotów i upadków, czy znajdą w sobie siłę aby pokonać przeciwności losu? Czy w końcu odnajdą szczęście? Kolejna część Igora i Oli podobnie jak jej poprzedniczka pełna jest zwrotów akcji. Igor znów wplątuje się w coś co nie tylko utrudnia mu odzyskanie Oli, ale i sprawia, że mężczyzna coraz mniej wierzy w afirmacje która miała przynieść mu szczęście. Ten beznadziejnie zak...
00
zaczytana_matka96

Nie oderwiesz się od lektury

𝓑𝔂𝓵𝓪𝓼 𝓜𝓸𝓳𝓪 𝓣𝓻𝓸𝓳𝓴𝓪 to idealne lektura na wakacyjne dni, która umilała mi kilka wieczorów. Już nie mogę się doczekać co Nina wymyśli dla nas w kolejnym tomie tej wspaniałej serii i mam nadzieję, że nie przyjdzie nam długo czekać na kontynuację. Moi drodzy książkomaniacy polecam wam tą serię, jestem pewna, że jeśli dacie jej szansę nie będziecie żałować! 💜
00

Popularność




Nina Kaczmarczyk

Byłaś moją Trójką

Prolog

Igor

Trzy tygodnie wcześniej

– To samo! – informuję barmana, przesuwając w jego kierunku kolejną opróżnioną szklankę po whisky.

Facet spogląda na mnie niepewnym wzrokiem, a następnie kręci głową, mamrocząc coś niezrozumiale pod nosem. Jednak zamiast sięgnąć po butelkę i zrobić mi kolejnego drinka, on zabiera się nagle za polerowanie kieliszków. Palant!

– Ej, głuchy jesteś czy co? – bełkoczę, wymachując dłonią. – Podwójna whisky z lodem!

Barman odstawia kieliszek na miejsce – swoją drogą to mam wrażenie, że lśni mniej więcej tak samo mocno, jak ten jeden ząb w reklamie pasty do zębów – a potem odwraca się w kierunku ściany i stuka palcem w drewnianą zawieszkę, na której widnieje napis: „Osobom nieletnim oraz nietrzeźwym alkoholu nie sprzedajemy”.

Serio? Z tego, co kojarzę, to już dawno skończyłem osiemnaście lat, a jeśli facet usiłuje mi teraz wmówić, że jestem pijany, to bardzo chętnie zademonstruję mu jaskółkę.

– Nie jestem pijany – zaprzeczam, prychając pod nosem. – Nalej mi jeszcze jednego, a resztę zostaw dla siebie – mówię, po czym wyjmuję z kieszeni banknot stuzłotowy i kładę go na blacie.

Facet od razu przesuwa go w moją stronę i ponownie zabiera się za polerowanie kieliszka.

– Wierz mi, że masz już dość – stwierdza sucho. – Zabieraj swoje pieniądze i jedź do domu, zanim narobisz sobie problemów.

– A… może chociaż takiego tyci, tyci? – ponawiam prośbę, zbliżając palec wskazujący do kciuka i demonstruję maleńką przestrzeń pomiędzy nimi.

Barman wzdycha z niechęcią, po czym opiera łokcie o blat i pochyla się w moją stronę.

– Przykro mi, stary – mówi, kręcąc głową. – Brzmisz, jak prawdziwy desperat, co wygląda mi na poważne problemy… najprawdopodobniej z kobietą.

Nie zaprzeczam, więc robi krótką pauzę i przygląda mi się ze współczuciem.

– Dziś nie dostaniesz już ani kropli, ale mogę dać ci pewną radę…

– Naprawdę? – bełkoczę, uderzając dłonią w kolano. – A co ty mi takiego możesz poradzić? Ona nawet nie odbiera ode mnie telefonów – kontynuuję, wyciągając komórkę z kieszeni, po czym wchodzę w listę ostatnich połączeń i podtykam mu ekran pod same oczy.

Okej… może faktycznie trochę się wstawiłem.

– I myślisz, że to się zmieni, jak się napijesz? – dopytuje, unosząc wysoko brwi.

– Nie zmieni się – wyduszam z siebie, chowając telefon do kieszeni. – Ale przynajmniej sprawi, że na chwilę o niej zapomnę.

Facet odkłada na bok kieliszek i ścierkę, po czym okrąża bar, a następnie bierze mnie pod pachy i pomaga mi wyjść na zewnątrz. Cholera. Dopiero teraz do mnie dociera, że jestem pijany o wiele bardziej, niż mi się wydawało. Ledwie przebieram nogami i gdyby nie to, że ten gość przez cały czas podtrzymuje mnie ramieniem, pewnie już dawno zaliczyłbym glebę.

Kiedy jesteśmy już przy samych drzwiach, przed oczami miga mi nagle twarz kobiety, która siedzi samotnie w ciemnym rogu restauracji. Ma na sobie ogromne okulary przeciwsłoneczne i kapelusz z wielkim rondem, które niemal w całości przysłania jej czoło i lewy policzek. Jest łudząco podobna do Lidki – tak mi się przynajmniej wydaje, choć w moim obecnym stanie mógłbym zapewne pomylić nawet Pumbę z Simbą. Niech to szlag! Od razu przypomina mi się Ola i ten jej idiotyczny teatrzyk dla dzieciaków z fundacji. Właściwie to… wszystko mi o niej przypomina. Za każdym pieprzonym razem, kiedy widzę jakąś dziewczynę z czarnym warkoczem, od razu biegnę w jej kierunku, a kiedy czuję w powietrzu zapach trawy cytrynowej i limonki, rozglądam się dookoła, aby odszukać ją w tłumie, bo tak właśnie pachniała moja Ola – trawą cytrynową i limonką.

Kurwa, ja już nawet kupiłem cytrusowy żel pod prysznic, żeby móc poczuć na sobie jej zapach.

Te ostatnie dni po tym, jak odeszła, były dla mnie prawdziwym koszmarem, ale dziś po południu, kiedy dostałem od niej paczkę ze wszystkimi rzeczami, które jej podarowałem, coś we mnie pękło. Odesłała mi nawet ten naszyjnik z pereł, który dostała ode mnie na urodziny. To właśnie wtedy poczułem, że muszę coś zrobić, bo inaczej bym chyba zwariował, siedząc bezczynnie, zamknięty w tych swoich czterech ścianach. Do głowy przyszedł mi tylko jeden pomysł: alkohol. A właściwie to kurewsko dużo alkoholu. Najlepiej cała rzeka whisky, którą mógłbym się zalać do nieprzytomności i chociaż na krótką chwilę zapomnieć o jej istnieniu.

Wchodzę do mieszkania, po czym od razu podchodzę do barku wypełnionego trunkami – bo te kilka drinków, które wypiłem w barze, to ciągle za mało, żeby móc się wyłączyć – a następnie wyciągam stojącą z brzegu otwartą już butelkę whisky i pociągam duży łyk prosto z szyjki. Gardło piecze mnie przy tym tak mocno, że krztuszę się przez dobrych kilka sekund, a może nawet minut, zanim pociągnę drugi łyk. Dopiero po kilku kolejnych próbach przyzwyczajam się do tego palącego uczucia w przełyku i zaczynam już tak swobodnie popijać whisky z butelki, jakby zamiast alkoholu znajdowała się w niej woda.

Wlewam w siebie ten magiczny napój tak długo, aż czuję, jak całe moje ciało robi się cudownie lekkie i wiotkie, a umysł stopniowo zwalnia swoje obroty. Rozciągam się wtedy na podłodze i wbijam wzrok w sufit, wykrzywiając usta w pijackim uśmiechu.

Udało się. Nareszcie odczuwam błogi spokój.

Przymykam powieki i wzdycham z ulgą, usiłując się wreszcie odprężyć, ale wtedy, jak na złość, rozdzwania się mój telefon.

Trudno. Niech sobie dzwoni. Nawet nie zerkam na wyświetlacz, tylko wsłuchuję się w wybrzmiewające na całe pomieszczenie dźwięki Smells like teen spirit Nirvany, a potem wraz z Kurtem Cobainem głośno wyśpiewuję refren piosenki. Po kilkunastu sekundach telefon wreszcie milknie, a ja znów bez celu gapię się w swój śnieżnobiały sufit. Niestety, nie mija nawet minuta, kiedy komórka znowu się rozdzwania, a potem jeszcze raz i kolejny…

Klnę pod nosem i biorę ją do ręki, aby wyciszyć dźwięki, ale wtedy zauważam, że to sam Wiktor Nawrocki tak zaciekle usiłuje się do mnie dodzwonić. Cholera jasna! Nawrocki to producent serialu, na który Lidka załatwiła mi kontrakt tuż przed tym nieszczęsnym bankietem, czyli tak naprawdę ostatni człowiek na ziemi, którego powinienem ignorować.

Przez krótką chwilę zastanawiam się, czy oddzwonić do niego teraz, czy poczekać z tym do jutra, ale ostatecznie dochodzę do wniosku, że lepiej będzie odłożyć to na następny dzień. W moim obecnym stanie szczerze wątpię, żeby udało mi się skupić na rozmowie, a znając życie, to przypadkowo palnąłbym jeszcze jakąś głupotę i dołożył sobie kolejnych problemów do tej już i tak potężnej sterty, z którą za cholerę nie potrafię sobie poradzić.

Na szczęście okazuje się, że wcale nie muszę tego robić, bo dokładnie w tym samym momencie na ekranie telefonu pojawia się ikonka nadchodzącego emaila od producenta. Klikam na nią i z całych sił wyostrzam wzrok, aby rozczytać treść wiadomości, ale biorąc pod uwagę ilość whisky, jaką w siebie wlałem, to zadanie staje się o wiele trudniejsze, niż mogłoby się wydawać. Postanawiam więc skupić się jedynie na ostatniej części maila, która jest mocno podkreślona grubą, czerwoną kreską.

W załączniku znajduje się aneks do umowy. Złóż na nim elektroniczny podpis, a następnie odeślij go do mnie jak najszybciej.

Z poważaniem Wiktor Nawrocki

Jaki znowu załącznik? Nie przypominam sobie, żeby Lidka, moja agentka, kiedykolwiek mi o nim wspominała.

Decyduję się jednak otworzyć plik, bo jestem niemal pewien, że przez to całe zamieszanie z Olą nawet nie odnotowałem, kiedy Lidka wynegocjowała dla mnie jakieś nowe warunki umowy.

Pierwsze, na co zwracam uwagę, to rozmiar czcionki. Treść jest napisana tak drobnym drukiem, że najprawdopodobniej potrzebowałbym lupy, żeby móc rozczytać, choćby jedno zdanie, dlatego przewijam wiadomość kciukiem, nie zwracając uwagi, czego może dotyczyć, a kiedy docieram do samego końca, zauważam duże prostokątne okienko, nad którym widnieje napis „podpis”.

Natychmiast uderzam palcem wskazującym w sam środek okienka, a następnie zbieram w sobie wszystkie siły, aby złożyć na nim w miarę czytelny podpis, po czym klikam przycisk „wyślij”.

Chwilę później na ekranie pojawia się informacja:

Wiadomość wysłano o godzinie dwudziestej czterdzieści cztery.

O dwudziestej czterdzieści cztery…

Nie wiem, czy to wina alkoholu, czy właśnie dostałem jakiś znak od wszechświata, ale na widok tych kilku cyfr, które w żaden sposób nie łączą się z kodem Tesli, gdzieś w podświadomości czuję, że właśnie wpakowałem się w kolejne kłopoty…

Rozdział 1

Aleksandra

Obecnie

Ramiona Igora obejmują mnie ciasno w talii, a jego przyspieszony, gorący oddech owiewa skórę mojej szyi, przyprawiając mnie o ciarki.

Boże, jak ja za nim tęskniłam… Za tym jego oszałamiającym dotykiem, który sprawia, że uginają się pode mną kolana, zapachem, który rozpoznałabym nawet w wielomilionowym tłumie, i zniewalającym uśmiechem, obok którego nie można przejść obojętnie.

Igor wzdycha głośno i opiera czoło na moim ramieniu, a potem zaczyna delikatnie sunąć opuszkami palców w górę i w dół, począwszy od mojej talii aż do karku i z powrotem. Ten znajomy, cudowny dotyk jego miękkich palców natychmiast sprawia, że wszystkie mięśnie mojego tułowia napinają się pod jego dłonią, błagając o więcej. Wstrzymuję jednak oddech i zagryzam nerwowo dolną wargę, bo dopiero teraz zaczyna do mnie docierać, że znajdujemy się przecież w miejscu publicznym.

W tym momencie do moich uszu zaczynają nagle dopływać jakieś obce głosy. Niektóre z nich zdają się brzmieć natarczywie i okrutnie, a jeszcze inne wulgarnie i… prześmiewczo.

Moje ciało natychmiast sztywnieje, a słuch wyostrza się w kierunku nieustających ludzkich szeptów:

– A nie mówiłam, że Olechowski zaraz sobie znajdzie kolejną zabawkę?

Spośród wielu zlewających się ze sobą głosów do mnie dociera właśnie to zdanie, które wypowiada jakaś młoda, atrakcyjna blondynka.

– A to nie jest ta sama, którą niedawno rzucił? – dopytuje siedząca blisko niej koleżanka i mruży oczy, intensywnie taksując mnie wzrokiem. Blondynka obok wzrusza obojętnie ramionami i rzuca krótkie: – Ta od afery z gwałtem?

Dziewczyna przytakuje, kiwając głową, po czym opuszcza wzrok, kiedy zauważa, że ja również im się przyglądam.

– A właściwie to co to za różnica, czy to ta sama? Mogę się założyć, że wieczorem znowu będzie się szlajał po mieście z Izą Nawrocką.

– Swoją drogą…, ciekawe, czy ona o tym wie? – zastanawia się głośno koleżanka blondynki, po czym obie wybuchają ironicznym śmiechem.

Czy one właśnie powiedziały: „z Izą Nawrocką”? Jedną z najpiękniejszych aktorek młodego pokolenia? Mam nadzieję, że się przesłyszałam…

– Może usiądziemy i coś zamówimy? – Głos Igora wyrywa mnie nagle z rozmyślań.

– Co?… A… tak, jasne. – Kiwam głową i zajmuję miejsce na dębowej ławce przy stoliku przykrytym białym obrusem w czerwone róże, na którym oprócz wazonu ze sztucznymi kwiatami i kilkoma zapachowymi świeczkami, znajdują się jeszcze dwie karty menu. Igor siada naprzeciwko mnie, przesuwa wazon na bok i wręcza mi kartę, uśmiechając się słodko, a następnie otwiera swoją i wczytuje się w menu restauracji.

Albo nie zwrócił uwagi na szepczące dookoła głosy, albo w ogóle się nimi nie przejął.

Otwieram kartę menu, a potem przewracam kolejne strony w takim tempie, że nawet nie jestem w stanie wychwycić, co znajduje się w ofercie restauracji. Moje myśli skupiają się teraz tylko na tym, że Igor podczas tego krótkiego czasu rozłąki zdążył już powrócić do dawnego stylu życia i tak jak dawniej, zaczął korzystać ze swojej popularności w sposób, którego nigdy nie potrafiłam zaakceptować.

Po krótkiej chwili bezsensownego wertowania kartek zatrzymuję się w końcu na stronie z zupami i postanawiam zamówić góralski żurek z pieczonymi ziemniakami – chociaż wcale nie jestem już pewna, czy w ogóle będę w stanie cokolwiek przełknąć.

– Cieszę się, że tu jesteś – zaczyna Igor i opiera łokcie na blacie drewnianego stołu, wpatrując się we mnie wzrokiem, w którym dostrzegam radość i tęsknotę.

Wdzierający się do mojej głowy kolejny obcy głos, tym razem męski, nie pozwala mi nawet odpowiedzieć, bo natychmiast wsłuchuję się w słowa, które okazują się jeszcze bardziej okrutne niż te, które kilka minut temu padły z ust wrednej blondynki.

– Patrz, to chyba Igor Olechowski – mówi siedzący obok naszego stolika około trzydziestoletni brunet z długą brodą sięgającą niemal do samego blatu stolika, po czym trąca łokciem swojego towarzysza, który, biorąc pod uwagę podobne rysy twarzy, najprawdopodobniej jest jego bratem. Chłopak przez chwilę przygląda się nam w milczeniu, a ja udaję, że drapię się w kark, żeby móc odwrócić się w ich kierunku.

– Ten to ma życie, co? Wczoraj prowadzał się po knajpach z Izą Nawrocką, a dzisiaj już wyrywa kolejną naiwną idiotkę.

Z Izą Nawrocką? Czyli to jednak prawda… Do moich oczu natychmiast zaczynają napływać łzy. Iza jest najbardziej wziętą aktorką młodego pokolenia. Od jakichś dwóch lat dostaje angaże niemal w każdej głośnej produkcji, a do tego jest naprawdę piękną dziewczyną. Z moim wyglądem szarej myszy i zerowymi osiągnięciami w sferze zawodowej nie mogę się do niej nawet porównywać.

– No – wydusza z siebie starszy z braci i parska pod nosem z rozbawieniem.

Mój wzrok, natychmiast wędruje w kierunku jego długiej brody, na której w tym momencie ląduje kilka kropelek wydzieliny z nosa. Nieświadomie zaciskam powieki i w duchu przyrzekam sobie, że nigdy nie pozwolę na to, żeby Igor… to znaczy jakikolwiek mój przyszły chłopak kiedykolwiek nosił brodę.

– Ciekawe, ile mu zejdzie, zanim ją przeleci… – zastanawia się ten drugi, po czym obrzuca mnie lekceważącym spojrzeniem, a następnie wykrzywia usta w sarkastycznym uśmiechu.

Brodacz ogląda się w naszą stronę, posyła nam krótkie, ignoranckie spojrzenie, a następnie wydyma usta i stwierdza:

– Młoda nie wygląda na jakąś tanią prostytutkę, to może pozwoli jej przynajmniej zjeść obiad.

Po tych słowach obaj wybuchają głośnym, szyderczym śmiechem, który przez chwilę zagłusza nawet dźwięk góralskiej muzyki wypełniającej pomieszczenie.

Odsuwam kartę menu na sam brzeg blatu stołu i opieram się o drewniane oparcie ławki, która teraz wydaje się strasznie twarda i niewygodna. Wiercę się na niej przez dłuższą chwilę, ale wciąż nie potrafię znaleźć odpowiedniej pozycji.

– Wszystko w porządku? – pyta Igor, spoglądając na mnie znad swojej karty.

Boże… czy on naprawdę nie słyszy, o czym rozmawiają ci wszyscy ludzie?

– Nie wiem… – odpowiadam krótko.

– Przecież widzę. – Unosi wymownie brew. – Ola… Po prostu powiedz, o co chodzi.

Co mam powiedzieć? Że nie podoba mi się to, że w tak krótkim czasie zaczął się już spotykać z inną kobietą? Że chciałam, żeby za mną tęsknił tak, jak ja za nim??

Przecież już nawet samo myślenie o tym jest tak żałosne, że wstyd mi za samą siebie.

– To nic takiego – odpowiadam, siląc się na obojętny ton. – Po prostu… nie spodziewałam się ciebie tutaj.

Igor prostuje się na ławce i wpatruje się we mnie zmrużonymi oczami, które teraz są już pozbawione tego znajomego żaru, jaki jeszcze przed chwilą błyszczał w jego źrenicach.

– Ja też się ciebie nie spodziewałem i nawet nie masz pojęcia, jak bardzo się cieszę, że jesteś tu teraz ze mną… – urywa w połowie zdania, kiedy opuszczam wzrok. – Do cholery jasnej, Ola! Spójrz na mnie – nakazuje, nie zwracając nawet uwagi, że robi to zbyt głośno, przez co oczy wielu klientów restauracji kierują się w naszą stronę.

Odchrząkuję z zażenowania.

– Naprawdę cholernie za tobą tęskniłem. Nie było ani jednego pieprzonego dnia, w którym nie myślałbym o tobie. Te ostatnie trzydzieści trzy dni mijały mi w kurewsko żółwim tempie i czułem się tak, jakby ktoś pozbawił mnie jakiejś części ciała, z której istnienia do tej pory nie zdawałem sobie nawet sprawy. Wiem, że cię oszukałem; rozumiem, że możesz się czuć zdradzona i wykorzystana, ale przysięgam, że w rzeczywistości to wszystko wyglądało zupełnie inaczej, niż ci się teraz wydaje. Ja naprawdę nie chciałem cię skrzywdzić… – mamrocze, robiąc smutną minę. – Miałem zamiar o wszystkim ci opowiedzieć, ale wtedy Ewka zaczęła cię zasypywać tymi SMS-ami i… odjechałaś – kończy, rozkładając bezradnie ręce.

Na wspomnienie o Ewie czuję, jak potężny lodowy sopel wbija się prosto w moje serce, a następnie przewierca je na wskroś, powodując paraliżujący ból, który przenika do każdej żywej komórki mojego ciała. Wciąż nie mogę uwierzyć, że posunęła się do czegoś tak podłego.

– Nie mówmy o niej – wyduszam z siebie cicho.

W tym momencie podchodzi do nas uradowany kelner w góralskim przebraniu i odbiera zamówienie. Zamawiam żurek i kubek grzanego wina, a Igor prosi o polędwiczki drobiowe z grzybami i grzańca z miodem.

– Wcale nie chcę o niej rozmawiać – odzywa się Igor, kiedy kelner znika za rogiem. – Mamy mnóstwo ważniejszych tematów do obgadania niż to, co zrobiła ci ta żmija.

Otwieram usta i już zamierzam zaprotestować, ale… nie robię tego. „Żmija” to i tak najdelikatniejsze określenie, jakim sama nazywałam ją w ciągu ostatnich kilku tygodni.

– W takim razie, rozmawiajmy – mówię i przesadnie teatralnym ruchem, wyrzucam ramiona w górę. Wyraz twarzy Igora natychmiast się zmienia. Jest wyraźnie zbity z tropu i chyba nawet trochę rozczarowany.

– Szczerze mówiąc… nie tak wyobrażałem sobie nasze spotkanie – stwierdza, przygryzając nerwowo dolną wargę.

– A co? Myślałeś, że rzucę ci się w ramiona i w jednej sekundzie zapomnę o wszystkim, co mi zrobiłeś? – odcinam się, krzyżując ramiona na piersi.

Przy naszym stoliku ponownie pojawia się kelner. Z szerokim uśmiechem na ustach, stawia przed nami gorące napoje, po czym odwraca się na pięcie i już zamierza odejść, ale w tym samym momencie Igor zatrzymuje go zdecydowanym ruchem dłoni.

– Poproszę jeszcze butelkę jakiegoś czerwonego wina – mówi ściszonym głosem.

– Oczywiście. Jakie pan sobie życzy? – dopytuje chłopak denerwująco uprzejmym tonem. – W ofercie mamy…

– Wszystko jedno! – przerywa mu Igor, zanim ten w ogóle zacznie wyliczać nazwy win. – Ważne, żeby było mocne.

– Rozumiem… – odpowiada z przekąsem kelner, a potem kłania się nisko i udaje się w kierunku baru.

W tym momencie zauważam, że niewielka grupa młodych dziewczyn, które siedzą kilka stolików od nas, od jakiegoś czasu bez skrępowania nagrywa nas swoimi telefonami. Boże! Czy tak ma teraz wyglądać moje życie? Ukradkowo robione zdjęcia, filmiki i Bóg jeden wie, co jeszcze? Przecież tak się nie da żyć!

– Chcę stąd wyjść! – oświadczam ostro i nie zwracając nawet uwagi na zaskoczoną minę Igora, od razu zrywam się z ławki.

– Okej… – mamrocze, przyglądając mi się niepewnym wzrokiem, a następnie wkłada pod swój kubek kilka złożonych na pół banknotów – W takim razie chodźmy.

– Miałam na myśli to, że chcę stąd wyjść sama – dodaję jeszcze ostrzejszym tonem niż poprzednio.

– No chyba sobie żartujesz, jeśli myślisz, że ci na to pozwolę – odwarkuje wściekle Igor, po czym nie pytając mnie nawet o zgodę, łapie moją dłoń i w milczeniu prowadzi do wyjścia.

W pośpiechu mijam kolejne stoliki, ale kiedy znajduję się tuż obok tego, przy którym siedzi facet z długą brodą, do moich uszu natychmiast wdziera się jego niski tembr głosu:

– A jednak się myliłem. Nie dał jej nawet zjeść.

A zanim docieramy do drzwi, słyszę jeszcze:

– To nie była ta młoda Majewska, którą niby zgwałcił jej wuj, chirurg?

„Niby zgwałcił”. Boże!

– Nieźle to sobie gówniara wymyśliła, żeby trochę zarobić, co? Szkoda tylko tego faceta, bo zrujnowała mu życie i karierę, a i jej rodzice…

Dalszej części zdania już nie słyszę. Czym prędzej nakrywam uszy dłońmi i wybiegam na zewnątrz, podczas gdy Igor przygląda mi się z szeroko otwartymi oczami, bo najwyraźniej kompletnie nie rozumie, co się ze mną dzieje.

Rozdział 2

Igor

Ola biegnie przed siebie w jakimś szalonym tempie i co chwilę wpada na przypadkowych przechodniów, którzy nie dość, że patrzą na nią, jak na jakąś obłąkaną wariatkę, to jeszcze wykrzykują w jej kierunku najgorsze wyzwiska. Mnie przyglądają się zresztą z podobnym wyrazem twarzy, ale na szczęście usuwają się z drogi, co dość znacznie ułatwia mi sprawę.

– Ola! Zatrzymaj się! – wołam, znajdując się na wysokości galerii handlowej, która stoi niemal przy samym początku zatłoczonej części Krupówek.

Zauważam, że dziewczyna łagodnie zwalnia, ale zaraz potem zaczyna się nagle nerwowo rozglądać dookoła i już po krótkiej chwili znika w pierwszej bocznej uliczce po swojej prawej stronie. Cholera! Naprawdę zupełnie inaczej wyobrażałem sobie nasze pierwsze spotkanie po tylu dniach rozłąki.

Ruszam w kierunku tej wąskiej uliczki, usiłując ją dogonić, ale na szczęście okazuje się, że Ola stoi już oparta plecami o ścianę budynku, tuż obok galerii, i próbuje złapać oddech.

– Co to było? – rzucam, machając ręką w stronę Krupówek.

Ola podnosi na mnie wzrok i ciężko dyszy.

– Uciekałam.

Serio? Tyle już sam zdążyłem się domyślić.

– Wiem, ale dlaczego? – dopytuję, podchodząc bliżej.

Dziewczyna natychmiast cofa się o kilka kroków.

– Bo tak będzie lepiej – wydusza z siebie bez przekonania.

– Lepiej dla kogo? Dla ciebie?

Ola opuszcza wzrok, przygryza dolną wargę i nie odzywając się ani słowem, otula się własnymi ramionami.

– Czyli co? Zamierzasz teraz tak po prostu uciekać przede mną za każdym razem, kiedy gdzieś na siebie przypadkowo wpadniemy? – pytam, rozkładając ręce z niedowierzaniem.

Już po jej minie widzę, że to ostatnie zdanie dla własnego dobra mogłem sobie darować.

– Przypadkowo? – warczy gniewnie. Jej źrenice rozszerzają się do nienaturalnie wielkich rozmiarów, a z ich wnętrza zaczynają we mnie ciskać rozwścieczone pioruny. – Igor, właśnie na tym polega największy problem! – krzyczy, wymachując rękami. – Że ja nie mogę być nawet pewna, czy rzeczywiście spotkaliśmy się tu przypadkiem! W ciągu ostatnich kilku tygodni PRZYPADKIEM straciłam dwie prace, PRZYPADKIEM uratowałeś mnie z łap tego okropnego łysego faceta, który zresztą napadł na mnie na twoje polecenie, PRZYPADKIEM rozpieprzyłeś moją przyjaźń z jedynym chłopakiem, któremu ufałam, i PRZYPADKIEM ściągnąłeś mnie do swojego cholernego mieszkania, żebym uczyła twoją siostrę angielskiego, który najprawdopodobniej zna lepiej ode mnie, albo przynajmniej tak samo dobrze.

Za każdym razem to cholerne „przypadkiem” wypowiada z tak okropną pogardą, że wzdłuż mojego kręgosłupa przechodzi lodowaty dreszcz.

– Ola… – zaczynam, chcąc się wytłumaczyć, ale dziewczyna natychmiast powstrzymuje mnie stanowczym ruchem dłoni.

– Jeszcze nie skończyłam – mówi, starając się utrzymać surowy ton, choć i tak zdążyłem już zauważyć, że kosztuje ją to dużo więcej wysiłku, niż chciałaby przyznać przed samą sobą.

– Wiesz, co w tym wszystkim było najgorsze? – odzywa się nagle, wbijając we mnie wzrok pełen bólu i rozczarowania. Z jej oczu zaczynają płynąć łzy, które natychmiast stara się przede mną ukryć, intensywnie mrugając powiekami.

Za późno. Już zdążyłem je zobaczyć i choć wcześniej wydawało mi się to niemożliwe, to teraz jeszcze bardziej nienawidzę samego siebie za to, co jej zrobiłem.

Nie zastanawiając się ani chwili dłużej, ruszam w jej kierunku, po czym obejmuję ją ramionami, a następnie kładę dłoń na jej głowie i zaczynam delikatnie przesuwać po niej palcami.

– Najgorsze było to, że ci zaufałam – jęczy bezradnie wprost w moją klatkę piersiową. – Opowiedziałam ci o tym, dlaczego wyprowadziłam się z domu… Wiedziałeś, jak bardzo było to dla mnie bolesne, a pomimo wszystko, tak po prostu, bez mrugnięcia okiem przekazałeś to dalej.

Z tonu jej głosu wnioskuję, że jest już doszczętnie rozsypana emocjonalnie, a na dodatek całkowicie zalana łzami.

– To nie było tak… – odpowiadam, starając się, aby mój głos brzmiał łagodnie i szczerze. – Nie miałem pojęcia, że ta suka, Ewka, o tym nie wie. Byłyście ze sobą tak blisko… zamieszkałaś u niej. Byłem pewien, że o wszystkim jej powiedziałaś.

Ola odsuwa się ode mnie i kręci głową, patrząc mi w oczy. Moje serce pęka na pół, kiedy uświadamiam sobie, że ona przez cały ten czas myślała, że ja tak po prostu opowiadałem wszystkim o tym, co ją spotkało, i w ogóle nie interesowało mnie to, jaką robię jej tym krzywdę.

– Ola, nie zrobiłbym ci tego, przysięgam. Nie mógłbym… – szepczę, a potem nieśmiało przesuwam dłonią po jej policzku, aby zetrzeć łzy.

To, że tamtej feralnej nocy opowiedziałem też o tym Borysowi, postanawiam na razie zachować dla siebie. Wiem, że gdyby Ola się o tym dowiedziała, to najprawdopodobniej już nigdy nie chciałaby ze mną rozmawiać, a ja… po prostu nie mogę pozwolić jej teraz odejść.

Zbyt długo czekałem, żeby móc jej to w końcu wyjaśnić, i nagle… niech to szlag! Dopiero teraz dociera do mnie, że to, kurwa, wcale nie jest najlepszy moment… Właściwie to chyba najgorszy z możliwych i mam tylko nadzieję, że jakoś uda mi się jeszcze to wszystko odkręcić. Obawiam się jednak, że już za kilka minut wszystkie portale społecznościowe zostaną zalane zdjęciami i filmami z momentu, kiedy siedzimy z Olą w karczmie, albo co gorsza – tulę ją w swoich ramionach, a wtedy… cholera jasna! Będę ugotowany…

– Posłuchaj… – mówię, rozglądając się nerwowo dookoła, aby sprawdzić, czy gdzieś za rogiem nie czają się jacyś wścibscy gapie ze skierowanymi w naszym kierunku telefonami. Naprawdę muszę zacząć się pilnować, żeby znowu nie zostać bezrobotnym; szczególnie teraz, kiedy zgodziłem się na te idiotyczne warunki umowy… – Zatrzymałem się w tym apartamencie – wskazuję dłonią na ciąg budynków znajdujący się od nas jakieś dwie, może trzy minuty drogi – może usiądziemy tam i porozmawiamy jak dorośli ludzie? – proponuję.

Ola pociąga nosem i niespokojnie przestępuje z nogi na nogę, zerkając to na mnie, to na wskazany wcześniej apartament.

– Okeeej – szepcze przeciągle. – I tak nie mam w tej chwili nic lepszego do roboty.

Och, dzięki, kochanie! Jak to miło z twojej strony, że z nudów postanawiasz mi poświęcić trochę swojego cennego czasu – myślę.

– Świetnie – odpowiadam, ignorując jej przytyk. – W takim razie idź pod szóstkę, to ten drugi budynek po lewej – tłumaczę, pokazując palcem apartamentowiec ze spadzistym dachem.

Ola mruży oczy i przekrzywia głowę na bok.

– Nie idziesz ze mną? – pyta podejrzliwym tonem.

Cholera. Jak mam jej wytłumaczyć, że już i tak spędziłem z nią stanowczo za dużo czasu w miejscu publicznym? Przecież gdyby teraz dowiedziała się prawdy, to od razu odwróciłaby się na pięcie i uciekła jak najdalej stąd. Nie mogę na to pozwolić. Potrzebuję tej dziewczyny do życia, jak powietrza, i choćbym miał teraz zostać pionkiem w swojej własnej grze, to jakoś to przetrzymam. Dla niej, dla nas.

Zresztą… to przecież tylko kilka miesięcy… Niedługo to wszystko się skończy i będę wreszcie mógł zacząć żyć po swojemu.

– Muszę tu jeszcze coś szybko załatwić – wyjaśniam, machając dłonią w kierunku Krupówek. Wiem, jak beznadziejnie to brzmi, ale nic innego nie przychodzi mi teraz do głowy.

– W takim razie poczekam – oświadcza, wzruszając obojętnie ramionami.

Cholera! Tylko nie to.

– Nie poczekasz, tylko pójdziesz tam i zmyjesz z twarzy te strugi rozmazanego makijażu – mówię, unosząc wymownie brew, po czym wręczam jej klucze do apartamentu.

Na szczęście udaje mi się trafić w czuły punkt, bo Ola od razu przestaje protestować i posłusznie chowa klucze do kieszeni.

– Tylko idź prosto pod szóstkę i od razu wejdź do mieszkania, jak będziesz już w budynku, okej? – instruuję ją, starając się, aby ton mojego głosu nie brzmiał zbyt surowo.

– Okej – odpowiada, wzruszając ramionami i nieświadoma niczego rusza przed siebie.

Kiedy dochodzę do wniosku, że odczekałem już wystarczająco długo i mogę się udać do mojego apartamentowca, w kieszeni rozbrzmiewa nagle mój telefon. Spoglądam na wyświetlacz i głośno wzdycham na widok migającego na ekranie kontaktu: Iza Nawrocka.

– Cześć. O co chodzi? – pytam, siląc się na przyjazny ton.

– Idziemy dziś na imprezę z okazji otwarcia nowego, ekskluzywnego butiku – wypala Iza, piszcząc z radości. – Bądź gotowy na dwudziestą.

Cholera! Tylko nie dzisiaj….

– Musimy iść? – pytam, wzdychając bezradnie.

– A co? Masz jakieś inne plany na wieczór? – dopytuje podejrzliwie.

– Co?… Nie, nie mam… – odpowiadam, zanim ta choleryczka zacznie drzeć się do telefonu, jakby ktoś obdzierał ją ze skóry. – Po prostu nie mam dziś na to ochoty. Wczoraj imprezowaliśmy przez całą noc – próbuję tłumaczyć.

– Mówiłam ci, że ze mną nie będziesz miał nudy – oznajmia zadziornie.

Przewracam oczami, ciesząc się, jak dziecko, że ona nie może tego widzieć.

– Taa… wiem. Zdążyłem już to zauważyć.

– Super! W takim razie do później.

– Do później – wyduszam niechętnie.

– A, Igor… – odzywa się nagle, kiedy zamierzam się już rozłączyć.

– No?

– Może wpadłbyś trochę wcześniej? Moglibyśmy…

– Zapomnij… – upominam ją.

– Ale….

– Iza! Daj spokój, okej?

– No, okej, ale pamiętaj, że mamy jeszcze sporo rzeczy do obgadania, więc jeśli nie możesz wpaść do mnie dzisiaj, to może spotkamy się jutro wieczorem? – proponuje.

Biorę głęboki oddech i nieświadomie zaciskam dłoń na telefonie tak mocno, że jeszcze chwila, a zgniotę go na pył.

– Dobra, to jutro wieczorem – rzucam przez zaciśnięte zęby.

– Świetnie! To jesteśmy umówieni! – piszczy tym swoim irytującym głosikiem rozpieszczonej księżniczki, po czym cmoka jeszcze kilka razy do telefonu i wreszcie się rozłącza.

– Niech to szlag! – klnę pod nosem, wciskając telefon do kieszeni kurtki. W co ja się, do cholery jasnej, w ogóle wpakowałem?

Odwracam się na pięcie, aby ruszyć w końcu do apartamentu, ale wtedy przed oczami wyrasta mi nagle starsza kobieta z wiklinowym koszem po brzegi wypchanym czerwonymi różami. Domyślam się, że są sztuczne, bo mamy przecież środek zimy, ale pomimo to muszę przyznać, że te kwiaty prezentują się całkiem nieźle.

– Kupi pan różyczkę dla ukochanej? – pyta, dostrzegając moje zainteresowanie.

A właściwie to dlaczego nie?

– Chętnie – odpowiadam bez zastanowienia. – Poproszę trzy – dodaję i z szerokim uśmiechem na ustach wręczam jej w dłoń stuzłotowy banknot.

– To za dużo. – Staruszka wytrzeszcza na mnie oczy z zaskoczeniem.

Zbywam ją jednak machnięciem ręki i odchodzę z tymi trzema sztucznymi badylami w dłoni. Kątem oka dostrzegam jeszcze, jak kobieta trzy razy chucha w banknot, a potem chowa go do kieszeni i zapina ją dużym, brązowym guzikiem.

Mam wielką nadzieję, że i mnie przyniesie to trochę szczęścia. Bóg jeden wie, jak bardzo go teraz potrzebuję.

Rozdział 3

Igor

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji

Nakładem wydawnictwa Amare ukazała się również:

A JAKI JEST TWÓJ SZCZĘŚLIWY NUMEREK?

Igor Olechowski to niepokorny aktor u szczytu popularności, który dzięki regularnemu spisywaniu afirmacji do Wszechświata, tak zwanej „Metodzie 3, 6, 9” już w wieku dwudziestu sześciu lat osiąga wszystko, o czym zawsze marzył. A z kłopotów, w które bezustannie wpada, wyciąga go inteligentna i pomysłowa managerka Lidka. Jednak i ona traci rezon, gdy wskutek pewnego wyjątkowo paskudnego incydentu Igor z najbardziej pożądanego amanta w kraju nagle staje się persona non grata na warszawskich salonach.

Media nie mają dla niego litości. Aby ratować reputację, Igor wspólnie ze swoim przyjacielem układa sprytny plan, który ma mu pomóc ponownie wzbudzić zainteresowanie reżyserów i ocieplić wizerunek. Jak daleko posunie się celebryta, aby odzyskać swoje dobre imię? Główną rolę w całej intrydze ma odegrać Ola Majewska, córka znanego chirurga, która mając niespełna osiemnaście lat, jest zmuszona wyprowadzić się z domu rodzinnego i zacząć żyć na własny rachunek. To właśnie ona jest dla Igora jedyną przepustką do poprzedniego życia. Ale nie wszystko idzie tak, jak zaplanowano, a ostateczny efekt będzie zupełnie nieoczekiwany…

Droga Czytelniczko,

serdecznie zapraszamy Cię do polubienia naszego profilu na Facebooku. Dzięki temu jako pierwsza dowiesz się o naszych nowościach wydawniczych, przeczytasz i posłuchasz fragmenty powieści, a także będziesz miała okazję wziąć udział w konkursach i promocjach.

Przyłącz się i buduj z nami społeczność, która uwielbia literaturę pełną emocji!

Zespół

Spis treści:

Okładka
Strona tytułowa
Prolog
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25

Byłaś moją Trójką

ISBN: 978-83-8373-154-4

©Nina Kaczmarczyk i Wydawnictwo Amare 2024

Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, reprodukcja lub odczyt jakiegokolwiek fragmentu tej książki w środkach masowego przekazu wymaga pisemnej zgody Wydawnictwa Novae Res.

REDAKCJA: Magdalena Białek

KOREKTA: Anna Grabarczyk

OKŁADKA: Izabela Surdykowska-Jurek

Wydawnictwo Novae Res należy do grupy wydawniczej Zaczytani.

Grupa Zaczytani sp. z o.o.

ul. Świętojańska 9/4, 81-368 Gdynia

tel.: 58 716 78 59, e-mail: [email protected]

http://novaeres.pl

Publikacja dostępna jest na stronie zaczytani.pl.

Opracowanie ebooka Katarzyna Rek