Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
ROMANS MAFIJNY W ŚWIECIE KOLUMBIJSKIEGO KARTELU, KONTYNUACJA BESTSELLERA!
Carolina Cortes, najmłodsza z rodzeństwa. Po śmierci rodziców wychowywana przez braci, stała się oczkiem w głowie najstarszego - Juana Luisa. Mimo iż wiedziała, jak niewiele w kolumbijskim kartelu znaczy wola i zdanie kobiety, to nigdy nie przestała wierzyć, że znajdzie prawdziwą miłość. Ta z pozoru spokojna, ciepła oraz troskliwa dziewczyna potrafi w razie konieczności zmienić się w waleczną i pewną siebie kobietę. Udowodniła wiele razy, że dla rodziny jest gotowa na wszystko.
Diego Torres, bezwzględny, twardy i pewny siebie płatny portorykański zabójca. Skrywa pewną tajemnicę, którą przez przypadek poznaje Carolina. To on sprawia, że po raz pierwszy serce dziewczyny zaczyna mocnej bić. Kiedy wydaje się, że wszystko zmierza do idealnego zakończenia, na drodze do szczęścia staje ktoś, kto zmusi ją do dokonania najtrudniejszego życiowego wyboru: rodzina czy miłość?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 462
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Copyright © by K.M KaroBella, 2022Copyright © Wydawnictwo WasPos, 2023All rights reservedWszystkie prawa zastrzeżone, zabrania się kopiowania oraz udostępniania publicznie bez zgody Autora oraz Wydawnictwa pod groźbą odpowiedzialności karnej.
Redakcja: Barbara Mikulska
Korekta: Aneta Krajewska
Projekt okładki: Adam Buzek
Zdjęcie na okładce: © by Volles/Shutterstock
Ilustracje w środku książki: © by pngtree
Skład i łamanie oraz wersja elektroniczna: Adam Buzek/[email protected]
Wydanie I – elektroniczne
ISBN 978-83-8290-279-2
Wydawnictwo WasPosWydawca: Agnieszka Przył[email protected]
Spis treści
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 40
Rozdział 41
Rozdział 42
Rozdział 43
Rozdział 44
Rozdział 45
Rozdział 46
Rozdział 47
Rozdział 48
Rozdział 49
Rozdział 50
Rozdział 51
Rozdział 52
Rozdział 53
Rozdział 54
Rozdział 55
Rozdział 56
Rozdział 57
Rozdział 58
Rozdział 59
Rozdział 60
EPILOG
Rozdział 1
Carolina
Minął miesiąc od wydarzeń na ślubie Natalii i Manuela. Nie potrafię wyrzucić z głowy widoku wykrwawiającego się brata. A krzyk i płacz Natalii nawiedza mnie co noc we śnie. W dodatku Juan zabijający Mateo… to był przerażający widok. Strzelał do niego na oślep i mimo że pierwsza kula pozbawiła go życia, mój brat nie przestawał. Był w jakimś pieprzonym amoku.
Juan i Manuel są dla mnie najważniejsi. A ja… Czy kiedykolwiek wyobrażałam sobie śmierć jednego z nich? Co właściwie powinnam czuć? Pustkę? Rozpacz? Kilka lat temu, kiedy moi rodzice zginęli, wpadłam w depresję. Tylko dzięki nim udało mi się z tego wyjść. Nie potrafię pogodzić się ze stratą kogoś bliskiego, a zwłaszcza osób, które kocham całym sercem.
***
Spacerowałam właśnie po brzegu plaży w Palermo. Wiatr rozwiewał mi włosy, a ja, odchylając głowę do tyłu, wdychałam świeże powietrze. Dzisiaj minął miesiąc, odkąd tutaj przyjechaliśmy. Ale nie chcę już dłużej uciekać i chować się przed La Familią. Moje życie było w Medellin i chciałam je odzyskać. Nagle poczułam czyjąś dłoń na ramieniu, odwróciłam się powoli. Diego. Przez ten cały czas bardzo mnie wspierał. Codziennie pomagał mi znaleźć powód, dla którego powinnam wstać z łóżka. Wisiałam ciągle na telefonie, dręcząc Juana, a on za każdym razem zabierał mi komórkę i droczył się ze mną. Wiem, że chciał dobrze, ale powinien mnie zrozumieć.
— Dzwonił Juan.
Na dźwięk tych słów serce mi gwałtownie przyspieszyło.
— Wiadomo już coś? – zapytałam niepewnym głosem, ale w głębi serca miałam nadzieję, że Diego powie coś, na co czekam od miesiąca.
— Jeszcze nic. Poinformował mnie tylko, że wasz pobyt tutaj się przedłuży.
— Nie! Nie zgadzam się! Zaraz do niego zadzwonię, nie może mnie traktować jak więźnia. Chcę wrócić do Kolumbii! – krzyczałam ze zdenerwowania. Wyciągnęłam z kieszeni telefon, ale Diego szybko mi go zabrał.
— Caro, posłuchaj. W Medellin nie jesteś bezpieczna. Szef La Familii… – nie dałam mu dokończyć.
— Nie obchodzi mnie on czy ona! Moje miejsce jest tam, gdzie są moi bracia! – wykrzyczałam mu to prosto w twarz, po czym pobiegłam do domu na plaży.
Nienawidzę ludzi, którzy za wszelką cenę chcą mnie pouczać i doradzać. Sama doskonale wiem, co teraz jest dla mnie najlepsze. Nie jestem już małą dziewczynką, której mówiono, co jest dobre, a co złe. Jestem dorosła i chcę decydować o swoim życiu.
Wbiegłam do domu, potrącając po drodze Sofię. Zawołała mnie, ale nie miałam ochoty na rozmowę. Zamknęłam się w pokoju i włączyłam głośno muzykę, by zagłuszyć emocje. Próbowałam zrozumieć, co wtedy się stało, pytałam Juana, ale on ciągle mnie zbywał. Nie chciał rozmawiać na temat Manuela czy Natalii. Interesowała go tylko żona i syn. To smutne, ale może w ten sposób próbował odreagować.
Natalia za dwa miesiące ma rodzić, a z dnia na dzień czuje się coraz gorzej. Lekarz postanowił zostawić ją w szpitalu, bo ciąża jest mocno zagrożona. Gdy byłam tam pierwszy raz, jej widok mnie załamał: blada, wychudzona, bez chęci do życia. Nie odważyłam się na stwierdzenie „będzie dobrze”, skoro sama w to nie wierzyłam. Razem z Sofią odwiedzamy ją codziennie, nie wiem skąd ta kobieta ma w sobie tyle siły. Kiedy idziemy do szpitala jest smutna i przygaszona, ale po przekroczeniu progu sali, w której leży Nati, zmienia się całkowicie i jest jak wulkan energii. Naprawdę nie umiem tak udawać, nawet jeśli to w dobrej wierze, to ja tak nie potrafię. Dlatego też zawsze zostaję na korytarzu, czekam, aż Sofia wyjdzie i razem wracamy do domu. Tak wygląda nasz każdy dzień. Aż do teraz.
Dzisiaj nie mam zamiaru tam iść. Mam dość tkwienia w ciągłym zawieszeniu. Juan tylko dzwoni, by wydawać nam polecenia, a jeśli ja o coś pytam, on nie słucha. Nie mam pojęcia, co robić, czuję się w tej sytuacji bezradna, zwłaszcza będąc tyle kilometrów od domu. Nie słyszałam pukania do drzwi, ale po chwili naprzeciwko mnie usiadła Sofia.
Skrzyżowała ręce na piersi i rzekła:
— Caro, co z tobą? – Cholernie mądre pytanie, pomyślałam.
— Co ma być? Twój mąż nie chce, bym wróciła do domu. Ja muszę… – Nie pozwoliła mi dokończyć.
— Chcesz się narażać? Widzisz sama, jakie to niebezpieczne, poza tym nie możemy teraz zostawić Natalii. Ona nas potrzebuje. – Wstałam i wyłączyłam muzykę.
— Tylko co ja, do jasnej cholery, mam jej mówić?! Sofia! Naprawdę nie daję już rady! – Wybuchnęłam i przytulając się do niej, zaczęłam płakać.
— Carolina, posłuchaj. Jesteś silną kobietą, obie jesteśmy, damy radę! Natalia teraz nas potrzebuje i musimy dać jej wsparcie. Niedługo wszystko znów będzie po staremu i będziemy szczęśliwi.
— Chyba sama w te bzdury nie wierzysz. Ten człowiek dalej jest na wolności, jeśli Juan go nie zabije, prędzej czy później znowu spróbuje nas skrzywdzić.
— Nie mów tak. Nie możesz. Caro, jeśli ty się poddasz, to co my mamy zrobić? Wieczorem zadzwonię do Juana i pogadam z nim. A teraz chodź ze mną do Natalii.
— Nie przestałam wierzyć, tylko wkurzam się na to, że mój brat postawił sobie za cel naszą ochronę i nikogo nie słucha. – Wzięłam głęboki wdech, po czym dodałam: – Dobrze, pójdę. Ale nie każ mi wchodzić do środka.
— OK, zrobimy tak jak zawsze. – Objęła mnie ramieniem i wyszłyśmy z pokoju.
Diego zawiózł nas do szpitala, w którym leżała Natalia. Całą drogę nie odzywał się do mnie, domyślałam się, że to przez tę małą sprzeczkę na plaży. Ale nie zamierzałam przepraszać, niech on też zacznie traktować mnie jak dorosłą. Nie dam się rozstawiać po kątach i nie będę tańczyć, jak mi zagrają. Odwróciłam wzrok na szybę i patrzyłam na mijany krajobraz. Po chwili byliśmy już na miejscu, pan obrażony nadal się nie odzywał. Super! Jestem ciekawa, jak długo tak wytrzyma. Weszłyśmy do środka i tak jak zawsze, usiadłam na krześle stojącym w korytarzu. Sofia wzięła głęboki wdech, po czym zniknęła za drzwiami. Nie wychodziła stamtąd przez dłuższy czas, a ja nie potrafiłam usiedzieć na miejscu. Chodziłam tam i z powrotem po korytarzu, przyglądając się ciężarnym kobietom. Nagle usłyszałam krzyk dobiegający z sali, w której leżała Natalia. Nie wahając się, wbiegłam do środka. Przyjaciółka zwijała się z bólu, a na jej nogach zauważyłam cieknącą krew. Sofia krzyknęła, bym zawołała lekarza, ale byłam jak sparaliżowana, nie mogłam się ruszyć. Wybiegła więc z sali, a ja ciągle tkwiłam w tym samym miejscu. Nie potrafiłam pomóc Natalii. Dopiero kiedy wyciągnęła dłoń w moją stronę, złapałam ją. Przez zaciśnięte gardło rzekła:
— Nie chcę stracić dziecka. Nie mogę! – Łzy napływały mi do oczu, spojrzałam w dół, plama na łóżku powiększała się coraz bardziej.
Wtedy pojawił się lekarz z dwoma pielęgniarkami. Odsunął mnie, spojrzał na Natalię, po czym rzekł pewnym głosem:
— Zabieramy ją na blok operacyjny.
Sofia płakała, a ja dopiero teraz, gdy Natalia zniknęła za drzwiami, pozwoliłam sobie na łzy. Przytuliłyśmy się mocno do siebie i razem zeszłyśmy na dół. Wkrótce dołączył do nas Diego, po tym jak Sofia telefonicznie poinformowała go o zajściu. Miło mnie zaskoczył, bo podszedł do mnie i utulił w silnych ramionach. Przez moment poczułam się lepiej, Diego dawał mi poczucie bezpieczeństwa i był przy mnie, kiedy tego potrzebowałam.
Minęło kilka godzin, a my dalej nic nie wiedzieliśmy. Nie chciałam nawet myśleć, że Nati mogłaby stracić dziecko. To kompletnie by ją załamało. Co chwilę nerwowo zerkałam na zegarek, ale czas jakby zatrzymał się w miejscu. Nieoczekiwanie zadzwonił telefon Sofii. Od razu wiedziałam kto to. Mój braciszek sprawdzał, co robi jego żonka. Nie wiem, co mu się stało, ale to nienormalne, żeby dzwonić po kilkanaście razy dziennie i pytać niezmiennie o to samo. Tym razem po wyrazie twarz Sofii widziałam, że coś jest nie tak. Fuck! Do kolekcji brakuje nam tylko kolejnych kłopotów. Skończyła szybciej niż zwykle i nie spuszczając ze mnie wzroku, podeszła bliżej i wyszeptała:
— Manuel odzyskał przytomność.
Rozdział 2
Carolina
Na dźwięk tych słów poderwałam się z krzesła. Myślałam, że śnię, że się przesłyszałam. To była wiadomość, na którą czekałam cały miesiąc. Wierzyłam i codziennie modliłam się, by Manuel wrócił do nas. Chociaż lekarze nie dawali mu żadnych szans, ja ciągle miałam nadzieję. I wreszcie nadeszła ta chwila, mój brat będzie z nami! Chwyciłam mocno za ramiona Sofię i westchnęłam:
— Muszę tam pojechać. Muszę! – Przytuliła mnie do siebie, a po chwili poczułam, że Diego mnie od niej odciąga.
— Jeśli tego bardzo chcesz, to polecimy do Medellin razem. – Spojrzałam mu w oczy, doskonale rozumiał, co teraz czuję. Chociaż rano chciał mnie za wszelką cenę zatrzymać na Sycylii, to teraz zmienił zdanie, bo wiedział, że muszę zobaczyć brata.
— Dziękuję. – Uśmiechnęłam się przez łzy, a w tym czasie z bloku operacyjnego wyszedł lekarz. Jego mina nie wróżyła nic dobrego. Bałam się tego, co zaraz możemy usłyszeć.
— Państwo są z rodziny?
— Tak. – Jednogłośnie odpowiedzieliśmy.
— Krwotok był na tyle silny, że nie udało nam się utrzymać ciąży. – Jego słowa sprawiły, że poczułam ból w sercu. Jakby ktoś mnie uderzył. Stałam i patrzyłam na jego usta. Widziałam, że coś mówi, ale nie mogłam zrozumieć. Nagle poczułam, że robi mi się słabo. Złapałam za rękę Diego i wyszeptałam:
— Muszę usiąść.
— Caro, co się dzieje? – pytał przejęty, ale ja nie byłam w stanie nic odpowiedzieć.
Powoli usiadłam na krześle i wzięłam kilka głębokich wdechów, po czym ponownie spojrzałam na lekarza. Rozmawiał cały czas z Sofią. Ona przejęta, co chwilę przytakiwała głową. Czułam się jak w jakimś niemym kinie, patrzyłam na nich, ale kompletnie nic nie słyszałam. Tylko jakieś pojedyncze, wyrwane z kontekstu słowa, a jednym z nich było „dziecko”. Dopiero po chwili poczułam, że budzę się z tego dziwnego stanu. Wstałam z krzesła i na chwiejnych nogach podeszłam do Sofii. Akurat lekarz kończył z nią rozmawiać. Zmierzył mnie wzrokiem i zapytał:
— Dobrze się pani czuje? – Pokiwałam głową twierdząco, wtedy on odszedł.
— Sofia, powiedz mi, co z dzieckiem? – Przyjaciółka wytarła dłonią łzy, po czym uśmiechnęła się i rzekła:
— Żyje. Uratowali je, ale Natalia straciła dużo krwi i przez jakiś czas będzie leżeć na OIOM-ie. Carolina, jeśli chcesz, leć do Kolumbii, ale informuj mnie o wszystkim. Ja będę teraz przy Nati, póki nie wydobrzeje, ale nie chcę jej mówić o Manuelu. Dopóki nie będzie wiadomo na sto procent, czy on przeżyje, nie chcę rozbudzać w niej nadziei. Sama widziałaś, co się z nią działo przez ten miesiąc. – Trochę nie rozumiałam tej logiki.
— Manuel żyje, wybudził się ze śpiączki. Natalia powinna o tym wiedzieć, ona na to czeka – powiedziałam stanowczo.
— A jeśli to chwilowa poprawa? Mam jej dać nadzieję, a później brutalnie odebrać? Juan prosił, bym wam w ogóle o tym nie mówiła, ale wiem, jakie to ważne dla ciebie.
— Zajebiście! Mój brat kolejny raz wie lepiej! Dowiem się, co z Manuelem i wtedy zadzwonię. – Ucałowałam ją w policzek, po czym chwytając dłoń Diego, wyszłam ze szpitala.
Nie traciliśmy czasu, prosto z kliniki pojechaliśmy na lotnisko, gdzie przygotowywano dla nas prywatny samolot Diego. Czekając, aż wsiądziemy na pokład, próbowałam dodzwonić się do Juana, niestety, ciągle mnie ignorował. Zaczynałam denerwować się coraz bardziej, ale mając obok siebie Torresa, który był oazą spokoju, moje emocje powoli opadały. Liczyło się tylko to, że jutro zobaczę Manuela, jego uśmiech.
Chciałam powiedzieć mu, że jego córka przyszła już na świat, że wszyscy za nim tęsknimy, a najbardziej Natalia.
Zajęłam miejsce przy oknie, a obok mnie usiadł Diego. Delikatnie głaskał moją prawą dłoń, co wywoływało we mnie przyjemne napięcie. Nigdy czegoś takiego nie czułam, przy żadnym facecie. Może dlatego, że większość z nich traktowałam czysto po koleżeńsku i nie miałam szansy, poznać kogoś wartościowego. W dodatku Juan doskonale odstraszał każdego mojego potencjalnego chłopaka. Mając dwadzieścia sześć lat byłam aż… w jednym związku, na studiach. Przetrwał cały rok i to tylko dlatego, że utrzymywałam go w tajemnicy przed braćmi. Nigdy nie pozwoliliby mi spotykać się ze zwykłym śmiertelnikiem, jak to ja go nazywałam. A Mauricio był naprawdę w porządku facetem, dopóki nie przyłapałam go z moją koleżanką. Jak się okazało, zdradzał mnie z nią już od dawna, bo nie dostał tego ode mnie. No, niestety, przysięgałam sobie, że pójdę do łóżka tylko z mężczyzną, którego obdarzę prawdziwą miłością. I tak, mając już te dwadzieścia sześć lat, jestem nadal dziewicą. Czuję się z tym trochę jak eksponat w muzeum, ale nie mogłabym oddać się facetowi, nie czując nic do niego.
Nagle z zamyślenia wyrwał mnie głos Diego:
— Caro, pomyślałem, że może po tym, jak twój brat wyjdzie ze szpitala, zechciałabyś polecieć ze mną do Puerto Rico? – Trochę zaskoczyła mnie jego propozycja.
— A Natalia? Nie mogę jej zostawić.
— Posłuchaj, dbasz ciągle o wszystkich, a kiedy wreszcie zadbasz o siebie? Dobrze ci zrobi krótki odpoczynek nad oceanem, naładujesz baterię. Poza tym… – chwycił moją dłoń i całując, dodał: — chciałbym spędzić z tobą trochę czasu z dala od problemów.
– Ja… muszę się zastanowić, Diego. To wszystko trochę za szybko się dzieje. Dajmy temu czas, nie przyspieszajmy niczego na siłę. Jeśli między nami coś zaczyna się dziać, to dajmy temu czas, byśmy mogli poznać, czy to jest właśnie miłość. Wiesz doskonale, że nigdy nie kochałam, nie chcę wmawiać sobie tego uczucia, chcę poczuć to tutaj. – Ujęłam jego dłoń i przyłożyłam do serca.
— A jeśli ja to właśnie czuję? – Zaskoczył mnie.
— Miłość? Do mnie? – Jego palce powędrowały na moje usta, kciukiem masował dolną wargę, a ja znowu poczułam to dziwne uczucie w brzuchu.
— Od kiedy cię zobaczyłem, czuję to. Jesteś zupełnie inna niż wszystkie kobiety, które znam. Odważna, waleczna, dobra, w dodatku piękna. Chciałbym całować te usta. Powiedz, Caro, czy kiedykolwiek wyznał ci to mężczyzna? – Pod dotykiem jego kciuka, moje wargi same się rozchylały. Jakby domagały się pocałunku.
— Pocałuj mnie – wyszeptałam, a on zbliżył się powoli.
Przesunął opuszkami po policzku, po czym delikatnie otulił go dłonią. Patrzyłam się w jego dolną wargę. Coś dziwnego działo się z moim ciałem. W końcu duże i ponętne usta Diego połączyły się z moimi. Zamknęłam oczy, by czuć miękkość i ciepło jego warg. Nasze języki pieściły się nawzajem. Ten pocałunek… nigdy czegoś takiego nie doświadczyłam. Diego powoli odsuwał się ode mnie, połączył nasze czoła i nadal muskając moją górną wargę, przesunął dłoń na szyję. Łapałam oddech, próbując zrozumieć, co właśnie się wydarzyło. Chciałam tego, chciałam, by Diego mnie pocałował.
— To było…
Położył mi palec na ustach, zabraniając tym samym, bym dokończyła.
— Nie mów nic, chcę byś to poczuła, tak jak tego pragnęłaś. – Przygryzłam dolną wargę, po czym, wtulona w jego tors, zasnęłam.
Obudził mnie komunikat, że zaraz będziemy lądować na lotnisku w Medellin. Przetarłam oczy, byłam szczęśliwa, widząc obok siebie Diego. Nie wiem czemu, ale ten facet sprawiał, że na mojej twarzy sam pojawiał się uśmiech. W dodatku, kiedy był przy mnie, czułam, że mogę wszystko. Jakby przekazywał mi energię. A wczorajszy pocałunek sprawił, że moje serce zaczęło mocniej bić.
Gdy wysiedliśmy, na miejscu czekał już na nas samochód mojego brata. Byłam zdziwiona tym faktem, zwłaszcza że nie odbierał ode mnie telefonów. Spojrzałam na Diego pytającym wzrokiem, ale on tylko wzruszył ramionami. To pewnie jego sprawka. Podeszłam bliżej, a wtedy otworzyły się drzwi. Przede mną stanął Juan w czarnym garniturze i ściągając okulary przeciwsłoneczne, rzekł:
— Lubisz stawiać na swoim.
Podparłam ręce na biodrach i mrużąc oczy, odpowiedziałam:
— Mam to po tobie, braciszku. – Uśmiechnął się, po czym objął mnie mocno i pocałował w czoło. Czasem naprawdę go nie rozumiałam.
— Chodź, zobaczysz się z nim. – Wsiedliśmy razem z Diego do auta.
— Co z Manuelem? – zapytałam, patrząc na brata, ale on ciągle wpatrywał się w telefon. Ignorował mnie, co zaczynało powoli mnie denerwować. Wyciągnęłam mu smartfona z dłoni i dopiero wtedy zareagował:
— Caro, co z tobą?! – wściekł się.
— Pytałam o coś. – Wrzuciłam aparat do torebki, po czym zrobiłam kwaśną minę.
— Zaraz będziemy na miejscu, to się przekonasz sama. A teraz oddaj mi telefon. – Wyciągnął dłoń w moją stronę, ale ja nie reagowałam: — Powtarzam, Caro, oddaj mi ten telefon! – Widziałam, że zrobił się czerwony ze złości, nie chciałam się już dłużej z nim droczyć, wyciągnęłam smartfon i oddałam mu.
Kątem oka jednak zobaczyłam na wyświetlaczu wiadomość od Valentiny. Kurwa, jeszcze jej w tym całym gównie brakowało!, pomyślałam.
Rozdział 3
Carolina
Wysiadłam z samochodu totalnie wkurwiona. Mój brat przegina i to ostro! Wysłał Sofię na Sycylię, a sam co wyprawia?! Trzasnęłam mocno drzwiami i nie słuchając wołających za mną Juana i Diego, weszłam do szpitala. W recepcji siedziała młoda dziewczyna, podeszłam do niej od razu, po czym zapytałam o brata. Wskazała mi salę i po chwili znalazłam się przed drzwiami. Wejścia pilnowało dwóch ochroniarzy, ale na mój widok szybko zeszli mi z drogi. Nie wiem, czy wyglądałam tak groźnie, czy po prostu miałam wypisane na twarzy: spierdalać. Wzięłam głęboki wdech i pewnym krokiem weszłam do środka. Manuel leżał na łóżku podpięty do różnorakiego sprzętu. Zatrzymałam się w miejscu i wpatrywałam się w niego jak zahipnotyzowana. Był taki blady i słaby. Serce stanęło mi na ten widok. Kiedy jego wzrok spotkał się z moim i zobaczyłam ten cudowny uśmiech, nie potrafiłam powstrzymać łez. Czekałam na to tak długo i w końcu jest, mój Manuel, jest z nami. Podbiegłam do łóżka i przytuliłam głowę do jego torsu. Nie mogłam się powstrzymać, prawie na moich oczach zginął, a teraz miałam go przy sobie. Kochałam go bardzo, a to uczucie, które teraz mnie wypełniało, dodawało mi sił. Wrócił do nas po takim czasie i nie mogłam nacieszyć się tym faktem. Po chwili jednak usiadłam obok na fotelu i wycierając rękoma łzy, rzekłam:
— Manuel, nawet nie wiesz, co ja przeżywałam. Nie rób tak nigdy więcej, słyszysz? – Pogroziłam mu palcem, wtedy na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
— Nie zamierzam, Caro. Powiedz mi… co z Natalią? Czy ona… – Z jego twarzy zniknął uśmiech.
— Natalia wczoraj urodziła. Gratulacje braciszku, zostałeś ojcem! – Nagle w jego oczach pojawił się błysk, widziałam, że ta informacja zrobiła na nim wrażenie. Złapał mocno moją dłoń, po czym westchnął:
— Tak bardzo chcę ją zobaczyć. Lekarz powiedział mi, że leżałem tutaj cały miesiąc. Boję się, że… – Nie pozwoliłam mu dokończyć.
— Czego się boisz?!
— Że Natalia odeszła ode mnie. – Na te słowa wzdrygnęłam się trochę. Co on plecie?!
— Manuel! Chyba ten postrzał rozum ci odebrał. Nie masz pojęcia, przez co ta kobieta przeszła. Nie mogła być przy tobie, bo Juan wysłał nas na Sycylię. A tam kompletnie się załamała, zwłaszcza gdy dowiedziała się od lekarza, że masz nikłe szanse na powrót do zdrowia. Ona cię kocha, bracie, a teraz, jak tylko się dowie, że odzyskałeś przytomność, przyleci tu w mgnieniu oka. – Uśmiechałam się szeroko.
— Moja bella ragazza. Carolina, posłuchaj mnie uważnie, Natalia nie może wrócić, zresztą ty też nie powinnaś tutaj być. Dopóki szef meksykanów nie zakończy z nami wojny, tutaj nie jest bezpiecznie. – Patrzyłam na brata, słuchając uważnie każdego jego słowa, a gdy chciałam już coś powiedzieć, nagle zza pleców dotarł do nas głos Juana:
— Manuel, nie masz co się produkować. Nasza siostra i tak nigdy tego nie zrozumie. Myśli, że to zabawa. – Podszedł bliżej do nas, a kątem oka zauważyłam Diego stojącego przy drzwiach. Trzymał ręce schowane w kieszeni i przyglądał się nam z uwagą.
— Śmieszne! – krzyknęłam, a po chwili spokojnym już głosem dodałam: — Jedyna osoba, która się świetnie teraz bawi, stoi właśnie naprzeciwko mnie. – Patrzyłam ze złością w oczy Juana. Jednak on nie zareagował.
— Nie kłóćcie się, proszę – wtrącił się Manuel, a następnie chwycił moją dłoń i dodał: — Caro, posłuchaj. Spójrz na mnie, siostra. Juan was chroni, wiem, że to trudna sytuacja, ale tylko tak jesteście bezpieczne. Sam nie chciałbym, aby Natalia wraz z moją córka wróciły tutaj. Nie przeżyłbym, gdyby coś im się stało. Musisz to w końcu zrozumieć.
— Manuel, tylko że nie chodzi o to. Wiem przecież doskonale, co znaczy ochrona, wiem też, w jakim niebezpieczeństwie jesteśmy, ale posłuchaj uważnie: nasz braciszek postanowił odnowić stare znajomości, prawda Juan? – Wyrwałam dłoń z uścisku brata, po czym położyłam ręce na biodrach. Manuel przerzucił wzrok na Juana. Oboje czekaliśmy na jakieś wytłumaczenia, ale ten odwrócił się i rzekł:
— Nie wiem o co ci chodzi, Caro. – Chciał wyjść, ale kiedy chwycił za klamkę, krzyknęłam:
— Valentina López! Mówi ci to coś?! – Zatrzymał się na chwilę w bezruchu, ale nie odwrócił w naszą stronę.
— Juan, co ty kombinujesz? – zapytał Manuel, ale nasz brat nic mu nie odpowiedział, wziął głęboki wdech i wyszedł.
Popatrzyłam na Diega, który nie był zadowolony z tej całej sytuacji.
Trudno, nie mam zamiaru trzymać języka za zębami. To mój brat i jeśli robi coś źle, nie będę milczała. Niedawno prawie stracił Sofię i syna przez domniemany romans z Julietą, jeśli chce powtórki z rozrywki, proszę bardzo. Broniłam go, wierzyłam w niego, ale w tej sytuacji, mam to totalnie gdzieś! Niech rozpieprzy swoje małżeństwo, a ja będę stała i patrząc na to z boku, biła brawo. Przerzuciłam wzrok na Manuela, był tym bardzo zaskoczony, może nie powinnam mówić mu tego wszystkiego, zwłaszcza że jeszcze nie odzyskał pełni sił, ale nie potrafiłam opanować złości.
— Carolina, to prawda? – zapytał.
— Zobaczyłam dzisiaj, że ta wywłoka napisała mu wiadomość. Jeśli potrafisz na niego jakoś wpłynąć, zrób to, proszę. Zanim kolejny raz straci żonę i syna! – Manuel dotknął moich palców, po czym westchnął:
— Porozmawiam z nim na spokojnie, ale jeśli wpierdolił się w jakieś gówno z Valentiną, obiecuję, że już mu nie pomogę.
— Ta dziwka pomogła José porwać Sofię, patrzyła, jak ten sukinsyn ją gwałcił, a nasz brat, tak po prostu odnowił z nią kontakt! – Byłam wściekła.
— Caro, uspokój się. Gniew nie jest dobrym doradcą. Pamiętaj, że to dzięki Valentinie mogłem ją odbić. Pomogła nam, może i tym razem chce pomóc. Dowiem się, co jest grane. – Uśmiechnął się i to sprawiło, że poczułam się lepiej.
W tym czasie w sali pojawił się lekarz, poprosił nas byśmy dali odpocząć już Manuelowi, więc ucałowałam brata w czoło i wyszłam razem z Diego.
Przed szpitalem nie zobaczyliśmy już samochodu Juana. No tak, wielki kolumbijski boss się obraził. Chciałam zadzwonić po taksówkę, kiedy po drugiej stronie ulicy zauważyłam jeden z naszych samochodów i Javiera. Pomachałam mu, ale on nie zareagował. Wtedy chwyciłam za rękę Diego i razem poszliśmy w jego stronę.
— Don Juan prosił, bym was odebrał. – Znowu ten oschły ton, pomyślałam.
Wzruszyłam ramionami, po czym wsiedliśmy do auta. Podróż minęła nam w kompletniej ciszy. Diego przez cały czas przeglądał coś na telefonie, od czasu do czasu muskając moją dłoń, a Javier co chwilę zerkał na mnie w lusterku. Kilka razy nasze spojrzenia spotkały się ze sobą, ale żadne z nas nic nie powiedziało. Nie wiem, dlaczego tak się zachowywał względem mnie. Bardzo go lubiłam, zawsze dobrze się dogadywaliśmy, a od momentu, gdy zawiózł mnie i Natalię do magazynu, coś się zmieniło. Stał się zimny i bardzo oficjalny. Traktował mnie jak swojego szefa, nie pozwalając sobie nawet na drobny żart czy rozmowę o głupotach jak dawniej.
Gdy podjechaliśmy pod dom, Diego odebrał telefon i wyszedł szybko z auta, zostawiając mnie samą z Javierem. Wtedy przysunęłam się do fotela kierowcy.
— Javier, proszę, porozmawiajmy. Dłużej nie wytrzymam takiego dystansu między nami. Co się stało?
— O czym chciałaby panienka ze mną porozmawiać? – Ja pierdolę, zaraz nie wytrzymam, jeśli będzie się tak dłużej zachowywał.
— Przestań tak do mnie się zwracać. Chcę, by było między nami jak dawniej. – Po tych słowach odpiął pas i gwałtownie odwrócił się w moją stronę.
— Między nami nigdy nic nie było, doskonale o tym wiesz! – wykrzyczał mi to prosto w twarz, dziwnie się poczułam.
— A przyjaźń? – zapytałam cicho.
— Przepraszam, Caro. Nie mogę przyjaźnić się z tobą… – Opuścił głowę nisko, wtedy delikatnie dotknęłam jego ramienia.
— Dlaczego, Javier? – Spojrzał mi w oczy i wyszeptał:
— Bo cię kocham.
Zamarłam.
Rozdział 4
Carolina
Słowa Javiera totalnie mnie zaskoczyły, nie tego się spodziewałam. Fakt, wiedziałam, że podkochiwał się we mnie, ale myślałam, że to tylko chwilowe zauroczenie. Nic wielkiego. Nigdy nie dawałam mu żadnych znaków, traktowałam raczej jak przyjaciela. Jednak teraz widzę w nim zupełnie kogoś innego. Nie wiem naprawdę, jak mam zareagować, co powiedzieć. Gdyby o tym dowiedział się Juan, Javier pewnie już by nie żył. Nie mogę go narażać, bo wiem, ile znaczył dla mojego brata.
Oparłam się o zagłówek, po czym rzekłam:
— Nie wiem, co mam ci powiedzieć. Zawsze myślałam, że jesteśmy przyjaciółmi, naprawdę nie sądziłam, że możesz poczuć coś więcej. – Zaskoczył mnie całkowicie tym wyznaniem.
— Spodziewałem się tych słów, ale nie martw się, nie będę żebrał o twoją miłość. Idź do domu, ktoś już czeka na ciebie. – Machnął głową w stronę drzwi, a ja mimowolnie podążyłam tam wzrokiem. Na podjeździe stał Diego wraz z wkurzonym Juanem.
— Wrócimy jeszcze do tej rozmowy. – Dotknęłam jego ramienia, po czym wysiadłam z auta.
Nie wiem czemu, ale idąc w ich stronę czułam, po prostu czułam, że zaraz zrzucą na mnie jakąś bombę. To się chyba nazywa kobiecy instynkt. Zauważyłam też u siebie dziwną reakcję na stres. Kiedy zaczynałam się czymś bardzo denerwować, wybuchałam nagle śmiechem albo zaczynałam żartować. To może w niektórych sytuacjach wydawać się nienormalne. Biorąc pod uwagę, iż jestem jeszcze dziewicą i będę chciała w końcu pójść z moim mężczyzną do łóżka…. kiedy będzie bardzo romantycznie, ja nagle wybuchnę śmiechem? Boże, o czym ja w ogóle myślę!
— Daleko nie uciekłeś przede mną, braciszku. Zacznę podejrzewać, że się mnie boisz. – Zaśmiałam się, ale on tylko zmierzył mnie zimnym wzrokiem, po czym skwitował:
— Jutro wracasz na Sycylię. – Chciał odejść, ale w ostatniej chwili złapałam go za ramię i zaczęłam krzyczeć:
— Nie jestem twoim pracownikiem, byś mi wydawał rozkazy! To jest też mój dom! – Trochę mnie poniosło, bo widziałam, że jego oczy w ciągu sekundy pociemniały. Chwycił mnie mocno i jednym ruchem odwrócił do siebie plecami, wykręcając jednocześnie rękę, że nie miałam szansy się ruszyć. Przystawił mi pistolet do głowy i nachylając się, powiedział:
— Chcę, żebyś poczuła, jak to jest stać oko w oko ze śmiercią. – Serce zaczęło mi mocniej bić: — Myślisz, że to zabawa? Że La Familia zawaha się chwilę przed wpakowaniem ci kulki w głowę? Siostrzyczko, obudź się wreszcie!
— Juan, już dosyć! – krzyknął Diego, ale on nie odpuszczał.
— Naprawdę chcesz poznać ból na własnej skórze?! Czemu musisz mi tak wszystko utrudniać?! Caro! Czemu zachowujesz się tak irracjonalnie?! – Schował broń, a po chwili puścił mnie. Odwróciłam twarz w jego stronę i przez zaciśnięte gardło wyszeptałam:
— Bo jesteś moim bratem i kocham cię. Nie pozwolę, by coś ci się stało. Myślisz, że sam wygrasz tę wojnę? Manuel leży w szpitalu, Natalia prawie straciła dziecko, mam już dosyć tego wszystkiego. Jeśli teraz odwrócisz się od nas, to jaką my jesteśmy rodziną?
— Chcę was chronić. Zrozum to wreszcie!
— Sypiając z Valentiną?! – Nie wiem, czemu to powiedziałam, ale w myślach już żałowałam tych słów.
— Myśl sobie, co chcesz. – Wszedł do domu, zostawiając mnie razem z Diego. Spojrzałam na mężczyznę, błagalnym wzrokiem.
— Zabierz mnie stąd – powiedziałam i poszliśmy w stronę ogrodu.
Przez ten miesiąc nasz dom w ogóle się nie zmienił, a przynajmniej z zewnątrz. Ogród był tak samo piękny, jak w dniu ślubu mojego brata. Spacerowałam razem z Diego, nie rozmawialiśmy, wystarczyło, że był przy mnie. Idąc wzdłuż alei palm, nagle poczułam jego dłoń na plecach. To dziwne uczucie, które czułam w samolocie, znowu do mnie wróciło. Nieśmiało spojrzałam na niego, uśmiechnął się lekko i chwycił mnie za rękę. Szliśmy przed siebie ze splecionymi palcami. Może to dziecinne, ale w głębi serca cieszyłam się z tego.
— Diego, chciałam ci podziękować. Stanąłeś w mojej obronie – zaczęłam niepewnie.
— Carolina, odpuść mu. To bardzo ciężki dla niego okres. Wszystko spadło mu na głowę: Guerrero, sprawy kartelu, Manuel, a na dodatek od miesiąca nie widział żony i dziecka. Może tego nie pokazuje, ale uwierz, że nie ma lekko! – Diego miał rację, nie dostrzegałam tego, co przeżywał mój brat, z czym musiał się mierzyć. Widziałam tylko to, co chciałam zobaczyć.
— W sumie nie pomyślałam o tym w ten sposób… A Valentina? czego ona znowu chce?
— Tego nie wiem. Ale pomyśl, czy po tym jak walczył o Sofię i Antonia, dopuściłby się zdrady? Chyba sama w to nie wierzysz.
— Nie znasz panny López. Spotykała się z moim bratem przez dwa lata, biegała za nim, myślała, że jak Juan robi z jej ojcem interesy, to ślub wisi w powietrzu. Na szczęście pojawiła się Sofia, domyśl się, co było dalej. Widzisz, ta kobieta to harpia i wkurzam się na samą myśl, że znowu pojawia się w naszym życiu.
— Sądzisz, że twój brat poleci na nią? Nie wierzę w to. A ty powinnaś z nim porozmawiać, ale na spokojnie, bez kłótni, wyzwisk i agresji. Musicie się wspierać nawzajem, lada dzień ze szpitala wyjdzie Manuel i nie powinien widzieć, że jego rodzeństwo walczy ze sobą. – Przytulił mnie mocno do siebie, a ja poczułam się taka mała i bezbronna. Lubiłam jego zapach, uspokajał mnie i dawał poczucie bezpieczeństwa.
— Diego, chcę ci coś powiedzieć – zaczęłam po dłuższej chwili.
Mężczyzna ujął moją brodę i uniósł wyżej.
– Polecę z tobą do Puerto Rico. – Uśmiechnął się szeroko, po czym złożył delikatny pocałunek na moim czole.
— Cieszę się bardzo.
Wieczorem usiedliśmy we trójkę w jadalni.
Kolacja upływała nam w całkowitej ciszy. Po tej kłótni z Juanem jakoś nie miałam apetytu. Rozgrzebywałam jedzenie widelcem, stale wpatrując się w brata. On też prawie nic nie zjadł. Popijał czerwone wino, gapiąc się w swój talerz. Nie wytrzymałam tego, kochałam go i nie chciałam, by cokolwiek nas poróżniło.
— Juan, porozmawiasz ze mną? – Podniósł głowę znad talerza i rzekł:
— Nie mam ochoty stoczyć kolejnej batalii z tobą. Jeśli walka ze mną sprawia ci przyjemność, to dzisiejszy wieczór oddaję ci walkowerem. Idę do biura. Diego, zajrzyj później. – Wstał od stołu, ale byłam szybsza i zagrodziłam mu drogę.
— Nie chcę z tobą walczyć, jesteś moim bratem. Chcę, żebyś wiedział, że zawsze będę cię wspierać. Za dużo wziąłeś sobie na głowę i ciężko jest to samemu udźwignąć. Pamiętaj, że masz rodzinę.
— Jeśli chcesz mi pomóc, to wyjedź, zanim zrobi się tu piekło. Tylko tak dam radę was obronić, z dala od tego gówna. Myślisz, że gdyby było tu bezpiecznie, to trzymałbym Sofię i mojego syna na Sycylii? Tęsknię za nimi każdego dnia coraz bardziej, ale wiem, że tylko tam są bezpieczni. Nie utrudniaj mi tego, proszę. – Nie odpowiedziałam, te słowa wystarczyły mi w zupełności, przytuliłam go do siebie mocno.
— Wyjadę. Diego chce mnie zabrać do Puerto Rico na jakiś czas, pozwolisz mi?
— Nie musisz pytać mnie o zgodę, chyba że zamierzacie się pobrać. – Nieśmiało uśmiechnęłam się pod nosem na te słowa.
— Jeśli będę chciała wyjść za mąż, to będziesz pierwszą osobą, która się o tym dowie. Kocham cię, braciszku. – Pocałowałam go w policzek, a on mocno przytulił mnie do siebie. Nagle usłyszałam głos, który zniszczył miłą atmosferę.
— Proszę, proszę, cóż za rodzinne przedstawienie. Brakuje do kompletu tylko Manuela. – Odwróciłam się, a przede mną stanęła Valentina, trzymająca za rączkę jakieś dziecko. — Witaj, Carolina – dodała, uśmiechając się szeroko.
Rozdział 5
Carolina
Valentina López. Pieprzona dziwka mojego brata. Wróciła po dwóch latach niczym bumerang. Od kiedy zorientowałam się, że pomagała José w porwaniu Sofii, znienawidziłam ją jeszcze bardziej. Wiedziała, co on zamierzał, co planuje, patrzyła jak gwałcił niewinną i ciężarną kobietę. I mimo że później pomogła Sofii, dla mnie zawsze pozostanie zdrajczynią i nigdy nie odzyska szacunku. Jest tak samo zła i podła jak José.
To, że pojawiła się tutaj z małą, słodką dziewczynką, sprawiło, że wpadła mi do głowy myśl, że mój brat jest ojcem tego dziecka. Ja pierdolę! Nie! To chore myśli, które muszę jak najszybciej wyrzucić z głowy. Spojrzałam na Juana, który wyglądał na tak samo zaskoczonego jak ja.
— Czego tutaj chcesz? – zapytałam lekko poddenerwowana.
— Przyszłam do Juana. – Spojrzała na mojego brata, po czym ciągnąc za sobą dziecko, podeszła bliżej.
— Valentina, naprawdę nie mam dzisiaj na to ochoty. – Juan wyminął ją, jednak ona w ostatniej chwili złapała go za ramię.
— A powinieneś, sam przecież chciałeś się spotkać.
Zastanawiałam, o co może chodzić, ale nic nie zdołałam wyczytać z jego twarzy.
— Jesteś bezużyteczna, Valentina, więc już cię nie potrzebuję – rzucił oschle w stronę kobiety. Doszedł do drzwi, gdy nagle Vale wykrzyczała:
— A jak mnie pieprzyłeś, to wtedy byłam ci potrzebna, dupku?! Teraz przywitaj się z konsekwencjami własnej głupoty. – Popchnęła dziecko w jego stronę, dziewczynka kompletnie nie wiedziała, co się dzieje. Stała niepewnie, wpatrując się w mojego brata. Juan też popatrzył na nią chwilę, po czym wrzasnął:
— Jedyną głupotę, jaką popełniłem, to było utrzymywanie znajomości z tobą. Wynoś się z tego domu! Natychmiast! – Vale była przerażona. Wpatrując się w mojego brata, zaciskała mocno pieści.
— Nie słyszałaś?! Mam pomóc ci wyjść? – wtrąciłam się i szarpiąc ją za ramię, próbowałam wyprowadzić z jadalni. Jednak ona szybko się wyrwała.
— Milcz! To sprawa między mną a twoim bratem. Juan, porozmawiajmy. – Nagle jej głos nieco złagodniał.
— Czego ty ode mnie chcesz?! Jeśli szukasz ojca dla swojego dziecka, to mogę ci powiedzieć, gdzie rozrzuciliśmy jego ciało! Valentina, nie jestem głupi, nie wrobisz mnie w to gówno! – Mój brat głośno krzyczał, a przerażona dziewczynka schowała się za nogami Valentiny.
— Mam nazwisko. – Skrzyżowała ręce na piersiach i głośno kaszlnęła, jakby chciała ukryć przede mną to, co przed chwilą powiedziała.
— Mów! – Juan podszedł do niej bliżej, a ona dotykając dłońmi jego klatki piersiowej, westchnęła głęboko:
— Nadal tak na mnie działasz…
Nie wiedziałam, czy mam się wtrącić, czy pozwolić na tę dziwną scenę. Ta dziwka zdecydowanie nie wie, kiedy odpuścić.
— Nazwisko. – Mój brat nie reagował na dotyk, stał, patrząc jej prosto w oczy.
— Álvaro Raya.
Nie miałam pojęcia, o co chodzi. Juan zachował kamienną twarz, po czym wychodząc, rzekł:
— Dziękuję.
Jednak Valentina musiała coś jeszcze dodać, bo nie byłaby sobą.
— Sofia ma cholerne szczęście, że to ją wybrałeś. Nigdy bym nie pomyślała, że znajdzie się kobieta, która cię usidli. Która będzie umiała sprawić, by twoje zimne serce, zaczęło coś czuć. A tu taka niespodzianka.
Juan odwrócił się w jej stronę, zmierzył chłodnym wzrokiem, ale nic nie powiedział, wyszedł i zamknął za sobą drzwi.
Valentina spojrzała w moją stronę. Dziecko trzymające ją za nogę, wyciągnęło do niej rączki, wołając: mama. Spojrzałam na nią niepewnie, co szybko zauważyła, bo uśmiechając się, wyjaśniła:
— Nie patrz tak, potrafię być matką.
— Czy to dziecko… – przerwała mi, śmiejąc się w głos.
— Gdybyś tylko widziała teraz swoją minę. To nie jest dziecko Juana. Ojcem Sary był José. I twój brat o tym doskonale wie, jak słyszałaś przed chwilą.
— To po co to dzisiejsze przedstawienie? – dopytywałam.
— Wiesz doskonale, że nie lubię się nudzić. Poza tym, może gdzieś w głębi duszy miałam nadzieję, że wróci do mnie.
— Nie licz na to. Juan kocha tylko jedną kobietę i przykro mi, ale nie jesteś nią ty – wyjaśniłam jej brutalnie. Ma tupet dziewczyna, myśląc, że mój brat wróciłby do kogoś takiego.
— Szkoda tylko, że to działa w jedną stronę. Gdyby ona go tak bardzo kochała jak on ją, byłaby tu teraz z nim. A tak zamiast z żoną spędza czas ze mną. – Puściła mi oczko, po czym spojrzała na Diego: — A ty lepiej zastanów się, czy chcesz związać swoje losy z tą porąbaną rodziną. Juan to zadufany w sobie palant, Manuel próbuje mu dorównać, a Carolina to rozpuszczony bachor i złośnica, szybko poczujesz to na własnej skórze. Do zobaczenia wkrótce! – Przesłała mu buziaka, po czym wyszła z dzieckiem na ręku. Co za cholerna dziwka!
Odwróciłam się w stronę Diego. Uśmiechał się do mnie, po czym powoli zaczął się zbliżać. Pierwszy raz przy mężczyźnie czułam się tak totalnie zagubiona, nie potrafiłam skupić się na czymkolwiek sensownym, bo ciągle miałam przed oczami jego cudowne usta. Diego sprawiał, że czułam się fantastycznie w jego towarzystwie. Czy to możliwe, bym zakochała się pierwszy raz w życiu? Nawet nie umiałam nazwać tego, co czuję. Nie wiem, co to miłość do mężczyzny, bo nigdy tego nie doświadczyłam, ale to, co działo się między mną a Diego, było cudowne. On sprawiał, że codziennie budziłam się z energią do życia, a kiedy go widziałam, w moim brzuchu pojawiały się motyle.
Zauroczyłam się tym facetem. To na pewno.
Podszedł i objął mnie w pasie. Założył mi za ucho kosmyk niesfornych włosów, a następnie przesunął zewnętrzną stroną dłoni po moim policzku.
— Rozpuszczony bachor i złośnica, ach tak? Mam wrażenie, że przy mnie rzadko tak się zachowujesz. – Nie mogłam oderwać wzroku od jego ust. Kręciły mnie cholernie, a w dodatku te „motyle” znowu się pojawiły.
— Nawet nie masz pojęcia, jak bardzo muszę się powstrzymywać – szepnęłam, a on uśmiechnął się szeroko, po czym zbliżył swoje usta do moich. Milimetry dzieliły nas od pocałunku, ale nie zrobił tego. Wpatrywał się w moje oczy, a po chwili wyszeptał:
— Mam tak samo, Carolina, zwłaszcza w tej chwili. – Przygryzłam górną wargę i spojrzałam mu w oczy.
Teraz to ja nie wytrzymałam. W jednej chwili połączyłam nas pocałunkiem. Serce waliło mi jak oszalałe, a smak jego warg sprawiał, że powoli się zatracałam. Wpijałam się mocno w jego gorące usta. Nasze języki splatały się ze sobą w ognistym tańcu. Ale nagle usłyszałam za plecami ciche chrząknięcie, odskoczyłam od Diego jak oparzona i odwróciłam głowę w stronę jadalni. Cholera, zaklęłam w myślach. Javier wraz z Juanem stali w drzwiach. Ten pierwszy próbował ukrywać złość, ale nie za bardzo mu to wychodziło. Natomiast Juan uśmiechał się pod nosem, a po chwili zaczął bić brawo.
— No, siostrzyczko, zadziwiasz mnie coraz bardziej – rzucił ze śmiechem. Wstydziłam się, czułam, że moje policzki rumienią się w zawrotnym tempie. Nic nie odpowiedziałam, ale kiedy chciałam wyjść, Javier zagrodził mi drogę.
Spojrzałam mu oczy. Wiedziałam, że to, co ujrzał, zraniło go, ale nie miałam zamiaru ukrywać przed nim swoich uczuć. Jeśli Diego jest tym facetem, na którego czekałam, to muszę dać nam szansę. Próbowałam go ominąć, ale wtedy Juan rzekł:
— Lekarz powiedział, że za dwa tygodnie wypiszą Manuela. Zaraz potem lecimy wszyscy na Sycylię.
Rzuciłam się w ramiona brata, byłam szczęśliwa, że w końcu obaj będą mogli zobaczyć swoje żony i dzieci. To im się należało, po tak długim czasie.
Rozdział 6
Diego
Moje dotychczasowe życie składało się głównie z krwawych interesów i wiecznych przygód. Nie przywiązywałem się do żadnej z kobiet, bo każda z nich prędzej czy później nudziła mnie. W dodatku bycie płatnym mordercą i gangsterem nie dawało podstaw do tego, by się ustatkować. Dziewczyn miałem na pęczki, były dosłownie na zawołanie i to mi w zupełności wystarczało. Aż do momentu, kiedy zobaczyłem ją po raz pierwszy po wielu latach. Carolina Cortes – piękna, delikatna i wrażliwa. Z grzecznej dziewczynki z dwoma kucykami zmieniła się w pewną siebie kobietę. Już podczas pierwszego naszego spotkania zaintrygowała mnie. Wiedziałem, przez co przeszła, bo o wszystkim opowiedziała mi Julieta, ale to kompletnie nie miało dla mnie znaczenia. Liczyła się tylko ona. Chciałem być przy niej, wspierać ją, pomagać w trudnych chwilach. Miała coś takiego w sobie, co nie pozwalało mi pozostać obojętnym. Sam dziwiłem się sobie, że tak wpłynęła na mnie, wypełniła sobą każdą moją myśl i zawładnęła sercem. Cholera! Czy ja…? Tak. Zakochałem się. Po raz pierwszy.
Na Sycylii każdą wolną chwilę spędzaliśmy razem, a kiedy się rozstawaliśmy, tęskniłem za jej dotykiem, zapachem, rozmowami oraz cudownym uśmiechem, którym rzadko mnie obdarzała. Mimo że przechodziła prawdziwe piekło, to bardzo pragnąłem, by otworzyła się dla mnie. Chciałem stać się częścią życia Caroliny, by pomóc uporać się z problemami, które ją przytłaczały. Jednak wiele razy udowodniła mi, że łatwo z nią nie będzie. Wiedziałem, że jeśli chciałem ją zdobyć, musiałem mocno zawalczyć o jej serce, ale nie zamierzałem się przedwcześnie poddać. Zwłaszcza teraz, kiedy oddałem jej swoje.
Powrót do Medellin nie zaliczał się do tych najłatwiejszych. Byłem w stałym kontakcie z Juanem i jak tylko dowiedział się o pomyśle swojej siostrze, wściekł się. Rozumiałem go, ale z drugiej strony, gdyby on znalazł się na miejscu Caroliny, pewnie zachowałby się w ten sam sposób. Stanowili rodzinę i kiedy nadeszły złe czasy, powinni się wspierać. Ja nie miałem rodzeństwa, a moi rodzice zmarli kilka lat temu. Tak naprawdę byłem sam i oddałbym wszystko, by mieć przy sobie tak kochającą siostrę jak Carolina.
Gdy Valentina wyszła z domu Cortesów, Caro kompletnie mnie zaskoczyła swoim zachowaniem.
Cudowne usta Caro pieściły moje, a dotyk sprawiał, że na rękach czułem gęsią skórkę. Ta dziewczyna wyzwalała we mnie nieziemskie uczucia.
Być może przez ten pocałunek dawała mi do zrozumienia, że nie jestem jej obojętny, że pragnie tego samego co ja. Niestety, przeszkodził nam Juan wraz ze swoim ochroniarzem Javierem. Spodziewałem się raczej, że nie będzie zadowolony, widząc siostrę w moich ramionach, ale uśmiech na jego twarzy mile mnie zaskoczył. Caro speszona chciała uciec, ale na wiadomość, że Manuel za dwa tygodnie opuszcza szpital i lecą na Sycylię, natychmiast odwróciła się i szczęśliwa wpadła w ramiona starszego brata. Kątem oka zauważyłem jednak coś dziwnego. Javier ciągle wpatrywał się w dziewczynę i dostrzegłem w tym spojrzeniu coś, co zauważyłem u siebie już parę tygodni temu. Na samą myśl, że ten facet mógłby coś czuć do mojej małej, wkurwiłem się na maksa. Zostawiłem Juana i Caro, chwyciłem za ramię ochroniarza i wyszedłem z nim z jadalni.
– Nie zapominaj, kim jesteś – zacząłem pierwszy, chyba trochę zdziwiła go moja reakcja.
– Nie wiem, o co ci chodzi – odpowiedział szybko, ale albo udawał, albo serio jest taki głupi.
– To nie jest dziewczyna dla ciebie. Zapomnij o Carolinie, a jeśli faktycznie coś do niej poczułeś, to lepiej módl się, by Juan o tym się nie dowiedział. Inaczej zabije cię szybciej, niż zdołasz wypowiedzieć jej imię. – Złapałem go mocno za koszulę i pchnąłem na ścianę. Może działałem brutalnie, ale byłem kurewsko zazdrosny.
– Coś ci się pomyliło. Puść mnie! – Uparcie rżnął głupa, ale ja doskonale wiedziałem, co widziałem.
– Dobrze. Skoro chcesz w ten sposób rozmawiać, proszę bardzo. – Odszedłem dwa kroki, ale po chwili odwróciłem się i wymierzyłem mu cios prosto w twarz. Jego głowa odskoczyła, a zza pleców usłyszałem krzyk Caroliny.
– Diego! – Odwróciłem się w jej stronę. Oddychając głęboko, próbowałem uspokoić swoje emocje. Ten frajer kłamał mi w żywe oczy, cholernie tego nienawidziłem.
– Małe nieporozumienie. – Westchnął obolały Javier, po czym wymijając Caro, zostawił nas samych.
– Wytłumaczysz mi? – zapytała wściekła. Nawet wkurzona wyglądała cudownie.
– Javier już powiedział – małe nieporozumienie. Ale wszystko sobie wyjaśniliśmy. Przejdziemy się, Caro? – Próbowałem zmienić temat.
– Czemu mężczyźni nie potrafią ze sobą normalnie rozmawiać, tylko zawsze muszą używać do tego celu pięści? – spytała, ale nie poczekała na odpowiedź. – Nie mogę, Diego, obiecałam Sofii, że do niej zadzwonię. – Odeszła kilka kroków, ale szybko ją dogoniłem. Pociągnąłem w swoją stronę, na tyle mocno, że wpadła w moje ramiona.
– Leć ze mną do Puerto Rico, proszę – szepnąłem, po czym nie mogąc się powstrzymać, przygryzłem płatek jej ucha.
– Polecę – odpowiedziała jednym słowem, a następnie odepchnęła mnie i pobiegła na górę.
Ja pierdolę! Co ze mną się dzieje, do chuja! Zachowuję się jak nie ja. Wpadam w szał z zazdrości, a będąc obok niej, myślę tylko o jednym. Muszę się ogarnąć, zanim zrobię z jej powodu coś totalnie głupiego.
Chciałem się napić, a jedynym tutaj moim kompanem był Juan. Nie musiałem wcale zgadywać, dokąd poszedł, bo od miesięcy skupiał się wyłącznie na jednej rzeczy. Guerrero. Zajrzałem do jego gabinetu, a on jak zawsze siedział zamyślony za biurkiem. Wziąłem z barku butelkę whisky i dwie szklanki.
Postawiłem przed nim i dopiero wówczas zajarzył, co dzieje się wokół niego.
– Nad czym tak rozmyślasz? – zapytałem pierwszy i od razu nalałem nam po drinku.
– Álvaro Raya.
Spojrzałem na niego, po czym rzekłem:
– Myślisz, że to on?
– Valentina nie okłamałaby mnie. Z drugiej strony Raya robił interesy z moim ojcem i Lópezem, ale to było lata temu. Nigdy nie wyglądał mi na takiego, co przejąłby całe to meksykańskie gówno. Był raczej ostrożny w tym, co robił, poza tym sukinsyn ma teraz ponad sześćdziesiąt lat, coś mi tu nie pasuje. – Przekopywał setki dokumentów na biurku, a ja nawet nie wiedziałem, czego szukał.
– A jeśli to jego syn albo córka przejęli interesy? To powszechna praktyka. Sam zobacz po sobie – próbowałem mu jakoś pomóc.
– Miał syna, ale nie utrzymywał z nim kontaktu. Gówniarz, gdy tylko skończył osiemnaście lat, wyleciał do Miami i tam już został. Zapomniał, z jakiej rodziny pochodzi i czym jest La Familia. Stary Raya wyparł się go, więc to na pewno nie on. – Słuchałem z uwagą każdego słowa i wtedy wpadłem na pomysł:
– Złóżmy mu zatem wizytę w Meksyku. Skoro prowadził interesy z twoim ojcem, na pewno zechce się z tobą spotkać. Umów się z nim.
– Już to zrobiłem. Po powrocie z Palermo lecę z Javierem do Cancun. Muszę tylko zostawić na Sycylii Manuela, co wiem, że może być trudne. – Trochę go nie rozumiałem, zamiast działać razem z bratem, znowu chce popełnić te same błędy.
– Stary, nie odsuwaj go. Wiem, czego się boisz, ale jest twoim bratem i na pewno chce cię wspierać. Nie popełniaj tych samych błędów co z Guzmanem. – Nalałem nam kolejną szklankę, po czym dodałem: – Więc, niebawem kierunek Sycylia!
– Miesiąc nie widziałem żony i syna, tęsknię za nimi bardzo – Uśmiechnął się do mnie.
Współczułem mu, nie wiem, czy ja będąc na jego miejscu, byłbym w stanie poświęcić tak wiele. Po chwili milczenia i kolejnej wypitej szklance rzekłem:
– Zastanawiam się, jak sobie radzisz z zazdrością? Chociaż po tym, jak zareagowałeś na Mateo pod moim domem, mógłbym stwierdzić, że sobie nie radzisz. Ale przecież wysłałeś żonę tyle kilometrów od siebie, na cały miesiąc. Podziwiam cię! – Szybko mnie przejrzał, o co mi tak naprawdę chodzi. Bawiąc się szklanką, śmiał się pod nosem.
– Czyżbyś był zazdrosny o moją siostrzyczkę? – Zmarszczył czoło, ale ja nic nie odpowiedziałem, więc po chwili dodał: – Wiesz, Diego, cholernie kocham Sofię, a przede wszystkim ufam. Może nie jestem idealnym mężem i pewnie nigdy nim nie będę, ale wiem, jakie popełniłem błędy i staram się na nich uczyć.
– Podziwiam cię, stary. Po tym, co oboje przeszliście, jesteście naprawdę niesamowici. A wracając do Caroliny. Twoja siostra jest wspaniałą kobietą i jeśli nie masz nic przeciwko, chciałbym się jej oświadczyć w Puerto Rico – wydusiłem to w końcu z siebie.
Rozdział 7
Carolina
Choć Diego i Javier twardo upierali się przy swoim „małym nieporozumieniu”, to ja w głębi serca wiedziałam, że chodzi tu o coś zupełnie innego. Zwłaszcza gdy zobaczyłam spojrzenie Javiera, pełne żalu i rozczarowania. Zawiodłam go? Przecież nie obiecywałam mu miłości. Nic, prócz przyjaźni do niego nie czułam. Wiedział o tym doskonale. Natomiast z Diego było zupełnie inaczej. On sprawiał, że na mojej twarzy pojawiał się uśmiech, a serce przyspieszało bicie. Zwłaszcza wtedy, gdy stał obok mnie.
Wbiegłam do sypialni i natychmiast rzuciłam się na łóżko. Dotknęłam palcami ust, a po chwili, zamykając oczy, wróciłam w myślach do naszego pocałunku. Żaden mężczyzna mnie tak nie całował, a Diego robił to tak, że mogłabym zostać w jego ramionach na wieczność. Był idealny. Po chwili wróciłam do rzeczywistości, wzięłam telefon do ręki i wybrałam numer Sofii.
– Sofia, powiedz, co z Natalią? – Usiadłam na krawędzi łóżka i czekałam na jej słowa jak na wyrok.
– Wszystko dobrze, co prawda leży jeszcze w szpitalu, ale powoli odzyskuje siły. Dziecko jest zdrowe i pod opieką najlepszych lekarzy, ale nie mówiłam jej o Manuelu, czekałam na twój telefon. – Wszystko układało się znakomicie. Cieszyły mnie słowa bratowej.
– Mój brat czuje się już znacznie lepiej. Zostaniemy tu jeszcze jakieś dwa tygodnie. Lekarz powiedział, że to minimum. Po takim postrzale to cud, że w ogóle żyje. Ten wariat chciał się wypisać na własne życzenie ze szpitala i natychmiast polecieć do Palermo. Na szczęście Juan i konsylium lekarskie powstrzymali te jego zapędy. Nie mów na razie nic Natalii. Myślę, że będzie miała wspaniałą niespodziankę. – Byłabym szczęśliwa, mówiąc jej o tym, jednak chciałam, by i ona miała niespodziankę, więc przemilczałam fakt, że Juan też z nim przyleci.
– On jest niemożliwy. Powinien odpoczywać, nabierać sił, po miesiącu leżenia w śpiączce. Dobrze że ktoś rozsądny przemówił mu do rozumu. – Śmiała się do telefonu.
– Ja przymknęłabym na to oko. Całe szczęście, że znalazł się ktoś odpowiedzialny. Mnie coś innego zaprząta głowę.
– Kręcisz, wyczuwam to w twoim głosie! – Chciałam jej tyle opowiedzieć, ale nie wiem, czy rozmowa przez telefon byłaby tym idealnym wyjściem.
– Wydaje ci się, jestem trochę zmęczona. Sofia, a czy w ostatnim czasie rozmawiałaś z moim bratem? – Chciałam wybadać, czy wie coś na temat Valentiny.
– A powinnam? Ostatni raz rozmawiałam z nim wtedy w szpitalu. Czy coś się stało? – O nie! Mój kochany braciszek nic jej nie powiedział. Cholera jasna!
– No wiesz, długo się nie widzieliście… – Nie umiałam nic sensownego wymyślić.
– Caro, mów, co się dzieje! – Bratowa świetnie mnie wyczuła.
– Sofia, muszę kończyć, Maria woła mnie na kolację. – Rozłączyłam się, nie pozwalając jej dojść do słowa.
Kurwa! Jaka kolacja, jest prawie północ. Odłożyłam telefon na szafkę i wzięłam głęboki oddech. Nie potrafię kłamać, nawet gdybym bardzo chciała, to zawsze się tak zamotam, że prędzej czy później muszę wyjawić prawdę. Powinnam porozmawiać z Sofią w cztery oczy, powinna wiedzieć, że ta żmija kręci się wokół jej męża. A Juan też ma swoje za uszami, kolejny raz ukrywa coś przed żoną, a później skończy się jak ostatnio. Miałam się nie wtrącać, ale jakoś nie potrafię. Zależy mi na ich szczęściu, bo oboje wiele przeszli.
Dwa tygodnie minęły wyjątkowo szybko. Codziennie odwiedzałam Manuela w szpitalu, czasem nawet towarzyszyłam mu w rehabilitacji. Musiałam przyznać, że zawziął się, żeby jak najszybciej wrócić do normy. Na początku szło mu kiepsko, ale z każdym dniem mięśnie odzyskiwały sprawność. Napędzała go myśl o Natalii. Byłam szczęśliwa, choć nie tak, jak bym chciała. Diego miał coś ważnego do załatwienia, więc znikał na całe dnie i noce. Prawie się nie widywaliśmy. Wyrywane w przelocie chwile tylko zaostrzały nam apetyt.
W przeddzień wyjazdu spakowałam walizkę, a następnie wzięłam szybki prysznic.
Założyłam bieliznę oraz puszysty szlafrok i chciałam położyć się do łóżka, ale w międzyczasie wpadłam na pomysł i musiałam o tym porozmawiać z Diego. Obiecałam mu, że jutro polecę z nim do Puerto Rico, ale chciałam trochę zmienić te plany. Miałam nadzieję, że mnie zrozumie i się zgodzi z moim rozumowaniem. W całym domu było już ciemno i cicho, chwyciłam poręcz od schodów i powoli, krok po kroku, zeszłam na dół. Najpierw poszłam do gabinetu Juana, ale nikogo tam nie zastałam. Nagle poczułam czyjąś dłoń na prawym ramieniu. Odwróciłam się i mimo iż było ciemno, bez trudu rozpoznałam twarz Javiera. Nie zdążyłam nic powiedzieć, bo zaciągnął mnie siłą do kuchni. Szarpałam się z nim, ale on był o wiele silniejszy. Objął mnie mocno, a po chwili złożył na moich ustach pocałunek. Wyrywałam się, kompletnie tego nie chciałam, ale jego uścisk stawał się coraz silniejszy. Bolało. Przywarł do mnie ciałem i bez żadnych zahamowań wpijał się w moje wargi. Nie odwzajemniałam pocałunku, cierpliwie czekałam, aż przestanie, a kiedy poczułam, że jego dłonie powoli puszczają moją talię, odepchnęłam go i z całej siły wymierzyłam siarczysty policzek. Złapał się za piekące miejsce, ale szybko ponownie mnie przyciągnął do siebie. Uderzałam go mocno pięściami w klatkę piersiową, lecz on był nieugięty, trzymał mnie w objęciach, sprawiając przy tym ból.
– Puść mnie – jęknęłam całkowicie już zrezygnowana.
– Kocham cię, Carolina, zrozum to wreszcie! – Kolejny raz chciał mnie pocałować, ale odwróciłam głowę.
– Javier, ja cię nie kocham i, proszę, zostaw mnie w spokoju, bo inaczej o wszystkim powiem Juanowi. – Nie chciałam zasłaniać się bratem, ale chyba to było jedyne wyjście z tej sytuacji.
– Kochasz go? – To pytanie mnie zamurowało, ale jestem już pewna, o co się szarpali z Diego w salonie.
– To moja sprawa! – Popchnęłam go mocno, ale on stał jak wmurowany i mierzył mnie wzrokiem od stóp do głowy.
Spojrzałam na siebie lekko zdezorientowana i dopiero wtedy dostrzegłam, że w trakcie tej przepychanki rozwiązał mi się szlafrok. Szybko się zasłoniłam.
– Jesteś obrzydliwy! – krzyknęłam i korzystając, że chwilowo odsunął się ode mnie, uciekłam z kuchni. Nie oglądając się za siebie, wbiegłam po schodach na górę. Chciałam jak najszybciej znaleźć się w swoim pokoju.
Gdy tylko weszłam do sypialni, od razu zamknęłam drzwi na klucz, po czym upadłam na łóżko. Byłam wściekła i wkurzona. Nie wiem, co wstąpiło w Javiera, ale przegiął. Musiał odpuścić, nie tylko ze względu na to, że mój brat wkurwiłby się niesamowicie i z zimną krwią przestrzeliłby mu ręce, ale też dlatego, że ja go po prostu nie kochałam i to się nigdy nie zmieni. A po tej dzisiejszej akcji nawet nie chcę go znać. Wtuliłam się w kołdrę i zasnęłam.
Budzik zadzwonił o szóstej. Byłam zaspana i pozbawiona chęci do życia. Zsunęłam się z łóżka i wolnym krokiem weszłam do łazienki. Wzięłam zimny prysznic, po czym zrobiłam lekki makijaż i związałam włosy w wysoki kucyk. Kiedy ściągałam z siebie szlafrok, spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. Na prawym ramieniu zobaczyłam dwa malutkie siniaki. Musnęłam je dłonią, a w myślach natychmiast pojawił się Javier. To jego sprawka. Nagle usłyszałam pukanie do drzwi, zakryłam się szybko szlafrokiem i poszłam otworzyć.
– Caro, za dziesięć minut musimy wyjeżdżać! Pospiesz się! – Mój brat uwielbiał mnie poganiać. Jednak dzisiaj nawet nie miałam ochoty mu dogryźć, cały czas w myślach przewijał mi się obraz wczorajszego spotkania z Javierem.
– Zaraz będę gotowa, możesz zabrać walizkę – odburknęłam, po czym weszłam do garderoby. Założyłam na siebie dżinsowe szorty i sportową, zieloną bluzę, by zasłaniała ślady na ramieniu. Nie chciałam nawet myśleć, jak zareagowaliby moi bracia na ten widok, a za dwa dni same znikną i nie będzie po nich śladu.
Jadąc autem na lotnisko, próbowałam skupić się na tym, co mówili do mnie Juan i Diego, ale przychodziło mi to z wielką trudnością. Kiedy poczułam ciepły dotyk na swojej dłoni, natychmiast odwróciłam twarz w stronę Diego. Trzymał mnie za rękę, uśmiechając się pod nosem. Starałam się wykrzesać z siebie to samo, ale moje umiejętności aktorskie są naprawdę na niskim poziomie. Wręcz idealnie opisuje je jedno słowo – żałosne. Gdy dojechaliśmy na miejsce, poprosiłam Diego o chwilę rozmowy na osobności. Wyjaśniłam mu, że chciałabym, abyśmy chociaż na weekend polecieli wraz z Manuelem i Juanem na Sycylię. O dziwo, nawet nie protestował. Nie dopytywał, skąd taka decyzja. Zgodził się od razu. Wtuliłam się w niego mocno, a następnie poczułam, że składa pocałunek na mojej głowie. Zamknęłam oczy, czułam się taka bezpieczna w jego ramionach, a kiedy głaskał moje plecy, zacisnęłam mocniej powieki, by nie uronić żadnej łzy. Wspomnienia z tego żałosnego przedstawienia Javiera ciągle we mnie siedziały, a Diego okazując mi swoją troskę, sprawił, że emocje wzięły górę. Nagle zza moich pleców usłyszałam ten cudowny głos. Odwróciłam się natychmiast i nie mogąc się powstrzymać, podbiegłam do Manuela.