Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Konwenanse, skromność i dobre obyczaje idą w kąt, o moralności lepiej zapomnieć… Ignacy, którego rodzice należą do śmietanki towarzyskiej Warszawy lat dwudziestych XX wieku, z ogromnym zapałem wprowadza w życie te zasady. Jedynym ratunkiem może być dla niego skromna, ustatkowana żona – ale gdzie i jak taką znaleźć? A nawet kiedy już się znajdzie, to jak sprawić, żeby to ona sprowadziła rozwiązłego męża na dobrą drogę, a nie on ją, na drogę wyuzdania i rozpusty?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 284
Projekt okładki: Paweł Panczakiewicz/PANCZAKIEWICZ ART.DESIGN
Redakcja: Barbara Milanowska
Redaktor prowadzący: Grażyna Muszyńska
Redakcja techniczna: Sylwia Rogowska-Kusz
Skład wersji elektronicznej: Robert Fritzkowski
Korekta: Katarzyna Szajowska, Renata Jaśtak
© by Monika Liga
© for this edition by MUZA SA, Warszawa 2022
ISBN 978-83-287-2048-0
Wydawnictwo Akurat
Wydanie I
Warszawa 2022
fragment
– Że też takiego głupca musiałaś wydać na świat! – wściekał się siwiejący już mężczyzna. – Gdyby miał choćby siostrę, to ją mimo płci uposażyłbym i przekazał zarządzanie majątkiem! A tak co? Hulaka i wszetecznik z niego wyrósł i jedynie zabawa mu w głowie! Komu mam przekazać majątek?
Żona Antoniego słuchała, zastanawiając się, co począć z rozbuchaniem jedynego syna. Faktem było, że urodziwym go powiła i już od dziecka łamał serca kobietom. Najpierw opiekunkom, później guwernantkom. Wpierw niewinnością i słodkim uśmiechem, później przystojną twarzą i urokiem osobistym. Kochała nad życie jego i męża swojego również i chciałaby obu pogodzić, lecz nijak nie była w stanie. Mąż potrzebował następcy fabryk, syna mądrego i statecznego. Kogoś, komu mógłby zaufać on, jak i banki. Kogoś o wiele dojrzalszego niż syn Ignacy. Wykształconego, oczytanego, niepodlegającego porywom instynktów.
Ignacy lekkoduch, Ignacy rozpustnik nic sobie nierobiący z czekających na niego obowiązków, fortuny, którą będzie musiał się w końcu zaopiekować. Ignacy czaruś i obiekt pożądania dla większości kobiecej części miasta. Najlepsza partia, by poślubić majątek lub po rozwodzie otrzymać świetne uposażenie na resztę życia. Jakkolwiek Ignacy uwielbiał kobiece towarzystwo, to jednak zdawał sobie sprawę z oczywistości. Wiedział, że poza urodą najmocniejszym wabikiem był majątek ojca, i nie podejrzewał żadnej z kochanek o obdarzenie go głębszym uczuciem.
– Jesteś istną artystką – wyjęczał Ignacy, patrząc na starania najnowszej kochanki.
– Uhm. – Tyle tylko zdołała wydusić, gdyż usta oraz sporą część gardła blokowało jej przyrodzenie Ignacego.
Poddawał się temu bezwolnie. Nie musiał nic, zapłacił za to.
Adela była tancerką i wyjątkowo piękną istotą. Nie do rozmów się nadawała, ale do zabaw cielesnych i może jeszcze do bycia oglądaną. Tańczyła równie pięknie co się kochała. Giętkość jej ciała zadziwiała Ignacego nieustannie. Teraz również mógł podziwiać linię pleców i kręgosłup wygięty w łuk tak, że kępka włosów między jej udami widoczna była dla niego pod dziwnym kątem.
Czuł, że chwila jedynie dzieli go od finiszu w ustach kochanki. Zacisnął palce na czerni loków i wbił się jeszcze głębiej. Wiedział, że ją przydusi, że kobieta się zakrztusi, lecz tego właśnie pragnął. Wytrysnąć w jej ciepłe gardło.
Zapłacił za to nie tyle Ignacy, ile jego ojciec. Mieszkanie, w którym żyła śliczna tancereczka, wynajęte było przez Ignacego, ale on sam nie sypiał w tak skromnym miejscu. Lubił przepych, przyzwyczaił się do niego i nie zamierzał rezygnować z wygód takich jak chociażby wielka wanna i służba napełniająca ją gorącą wodą na życzenie.
– Adelo. – Otarł łezkę, która wywołana wysiłkiem przyduszenia wymknęła się z oka dziewczyny. – Nie zasługuję na takie czary.
– Zasługujesz. – Przyjęła z uśmiechem komplement. – Zasługujesz na jeszcze więcej.
Wiedział, co ma na myśli. Nie ona pierwsza oświadczyła się Ignacemu. On sam nie miał złudzeń, co było powodem. Powodowały to pieniądze i to im najchętniej założyłyby te wszystkie kobiety obrączkę.
Nie planował ożenku teraz ani w najbliższym czasie. Może nigdy.
– Ustatkowałbyś się wreszcie, Ignacy! – powtarzał wciąż swe płonne życzenie ojciec. – Znalazłbyś mądrą kobietę, która urodziłaby ci syna, i może wtedy przestałbyś tak szaleć. Kochankę przecież możesz mieć nadal, ale hulaszczy tryb życia czas wreszcie zamienić na rozsądek! Nie będę finansował twoich zabaw do końca życia. Od dawna nie jesteś już dzieckiem.
– Tak, ojcze – przytakiwał zazwyczaj, ciesząc się, że rozmowa dobiega końca. – Masz rację. Coś z tym wreszcie zrobię – składał obietnicę bez pokrycia.
Jak zwykle.
– Powiedz mi, kobieto, co zrobić. – Żona Antoniego siedziała u staruszki jak zwykle, gdy dopadały ją wątpliwości.
Od lat wielu już pytała o radę wróżkę, a ta mówiła jej, co widzi w rozkładanych przez siebie kartach. Starowinka nie w karty patrzyła, ale w przyszłość, lecz musiała jakoś uwiarygodnić swoje słowa, nadać ich pochodzeniu symbolikę.
– Trzeba znaleźć Ignacemu kobietę – zaskrzypiała cicho.
– Szukałam, ale jego żadna nie interesuje! – Ludwika nie kryła wzburzenia. – Jeśli nawet na którąś zwróci oczy, to tylko w jednym celu. Po osiągnięciu go traci zainteresowanie i szuka nowej zdobyczy.
– To nie może być byle dziewucha z ładną buzią – zaszeleścił mądry głos. – Czystej duchem trzeba szukać, ale takiej, która go zachwyci i nie dopuści do siebie.
– Czyli gdzie szukać? – zainteresowała się Ludwika.
I przedstawiła babulina Ludwice swój pomysł. Matka hulaki słuchała z początku wzburzona, lecz w miarę rozmowy nabierała pewności, że to może się udać.
– Jesteś ulubionym kompanem zabaw mojego syna. – Ludwika wyłamywała nerwowo palce.
Przygotowywała się do tej rozmowy od tygodnia i wiedziała, że nie będzie ona łatwa. Nie dość, że miała prosić młodego człowieka o płatną przysługę, to jeszcze jej plan musiał pozostać nieznanym dla Antoniego.
– Znasz Ignacego od dziecka i wiesz, co ceni w ludziach. – Walczyła ze ściskiem w gardle.
– W ludziach? – Tadeusz czuł, czego może dotyczyć rozmowa.
– W kobietach – uściśliła Ludwika.
– Z całym szacunkiem, ale on ceni jedną kobietę i jest nią szanowna pani. – Tadeusz skłonił uprzejmie czoło.
– No właśnie – przytaknęła. – Chcę cię prosić, byś pomógł mi to zmienić.
I nakreśliła Tadeuszowi swój pomysł dotyczący jego samego.
Pierwszą myślą, jaka przyszła Tadeuszowi do głowy, była ta, że starsza pani oszalała. Im dłużej jednak słuchał, tym szerzej otwierały mu się oczy i zastanawiał się, skąd taka nagroda od życia i za co. Wyglądało na to, że jeśli spełni prośby matki Ignacego, będzie mógł sobie żyć w dostatku, bez martwienia się o środki na życie i to, czy Ignacy pożyczy mu kolejne pieniądze ojca, oczywiście na wieczne nieoddanie.
Miał oto szansę zarobić pieniądze sam, a czy uczciwie i czy aby na pewno w łatwy sposób – to już zupełnie inna sprawa.
– Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus. – Dziewczęta skłoniły się równocześnie w stronę matki przełożonej wchodzącej do kaplicy, w której odmawiały wieczorną modlitwę.
– Na wieki wieków – odparła. – Marleno, staw się w moim biurze jutro z samego rana.
– Tak jest, matko przełożona – odpowiedziała cicho dziewczyna.
Nie śmiała spoglądać nawet w oczy srogiej przełożonej. Wszystkie dziewczęta czuły przed nią respekt i żadna nie cieszyłaby się na rozmowę na osobności. Z tego też powodu Marlena poczuła, jak żołądek zaciska jej się w supeł. To były nerwy, ale i podekscytowanie tym, co czuła, że może usłyszeć.
Matka przełożona wzywała dziewczęta w nielicznych tylko przypadkach. Rzadkim było, by któraś złamała zasady rządzące w klasztorze, a to był jeden z powodów. Drugim była wizyta kogoś z rodziny. Trzecim natomiast zapowiedź opuszczenia klasztoru. Marlena nie łamała regulaminu klasztornego, tak więc nie obawiała się zrugania przez przełożoną. Rodziny nie miała, więc nie miał jej kto odwiedzać. Z tego zresztą powodu znalazła się w klasztorze i cieszyła się również, że tu, a nie w domu samotnych dzieci. Pozostawała możliwość trzecia.
Wieczorem nie mogła usnąć. Część koleżanek patrzyła na nią ze strachem i były to te spośród dziewcząt, które nie wyobrażały sobie życia poza murami klasztoru. One już teraz wiedziały, że złożą wkrótce śluby i pozostaną tutaj na zawsze.
Taki plan nie był jednak spełnieniem marzeń Marleny. Ona nie wyobrażała sobie kolejnych lat w tym miejscu, gdzie jedyną rozrywką było odchwaszczanie przyklasztornego warzywniaka czy też pomoc w kuchni albo pralni. Nie dla niej ta monotonia. Ona pragnęła uniesień i porywów serca.
Jak mawia jednak stare przysłowie: zważ, o co prosisz. Nie bez powodu przeklęciem czyjegoś żywota jest życzenie mu, by żył w ciekawszych czasach.
Marlena nie wiedziała, co ją czeka i o co prosi.
– Marleno. – Matka przełożona splotła starannie palce dłoni, a te ułożyła na gładkiej powierzchni biurka, przy którym siedziała.
Była to kobieta ogromnej postury i charyzmy. Onieśmielała, ale jawiła się wszem wobec jako stateczna i twarda w poglądach, niczym wiekowe drzewo. Nigdy nie reagowała pochopnie, nie oceniała niesprawiedliwie i nie chwiała się duchem czy swymi emocjami.
– Jak większość moich podopiecznych trafiłaś tutaj, będąc dzieckiem. Część spośród tych dziewcząt pozostanie w murach klasztoru, ale obie wiemy, a ty z pewnością potwierdzisz ten fakt, że nie jest to miejsce dla ciebie.
Marlena dygnęła lekko, potwierdzając przypuszczenia matki przełożonej.
– Marleno, spójrz na mnie – powiedziała z naciskiem, w wyniku czego dziewczyna poczuła ukłucie strachu, lecz posłusznie podniosła wzrok na surowe oblicze. – Poproszono mnie o dziewczę inteligentne, bystre, sprytne i czyste duchem. Wskazałam na ciebie, gdyż wydałaś mi się najbliższa tym wymogom. – Zrobiła pauzę, pozwalając, by siła słów dotarła do dziewczyny. – Jeśli zechcesz, zostaniesz tutaj. Jeśli jednak zdecydujesz się opuścić bezpieczne mury klasztoru, zamieszkasz u bogatych ludzi i rozpoczniesz u nich służbę. Nie będzie powrotu tutaj. Decyduj więc.
I zdecydowała Marlena radośnie wewnątrz ciała i umysłu, na zewnątrz spokój zachowując.
Jeszcze tego samego dnia spakowała skromny dobytek, na który to składały się sukienka koloru szarego i szorstka w dotyku, książeczka pełna modlitw i komplet bielizny na zmianę. Nie zasmucało to dziewczyny. Ona czuła na młodej i gładkiej twarzy powiew nowości i zmian, które miały nadejść. Nie obawiała się tych zmian, lecz ich wyczekiwała. Wreszcie miało się coś odmienić w jej monotonnym i przewidywalnym życiu.
Wsiadła do onieśmielającego ją połyskiem czerni samochodu, w którym na tylnym siedzeniu czekała na nią elegancka kobieta.
– Witaj, dziecko. – Wyciągnęła w kierunku Marleny wypielęgnowaną dłoń. – Zapraszam cię. – Poklepała skórę kanapy obok siebie. – Poznajmy się i pozwól, bym przedstawiła ci plan, który ma objąć twoje życie. Oczywiście pod warunkiem, że się zgodzisz.
Marlena usiadła, a właściwie skromnie przysiadła na brzegu wygodnego siedzenia, łącząc kolana i nakrywając je dłońmi. Proste plecy, nienachalne spojrzenie. Wszystko tak, jak uczono ją w klasztorze od dziecięcych lat.
Przepych otaczający ją w pojeździe, w jakim dotąd nie siedziała, onieśmielał ją i przytykał oddech, napełniając podziwem. Nawet nie wiedziała o istnieniu tak ozdobnych wystrojem samochodów. Rozglądała się, lecz czyniła to w dyskretny sposób i tylko spłoniła się w momencie, w którym napotkała rozbawione spojrzenie kierowcy, odbite we wstecznym lusterku. Rozbawione i nasycone czymś jeszcze. Zachwytem?
Marlena nie poznała dotąd żadnego mężczyzny, toteż nie mogła poprawnie zinterpretować tego, co zobaczyła w oczach szofera. Nie znała pożądania i pragnienia, by posiąść to, co podoba się oczom. Czego chciałoby się skosztować, mimo iż ukryte zostało w zgrzebnych ubraniach i zasłonięte chustą.
Pukle włosów wijące się wokół zarumienionej zdrowo twarzy i błękit zaciekawionych oczu mógł obiecywać jedno – żywiołowe zachowania w innej sytuacji, bardziej intymnej i odartej z odzienia. Wytrawne męskie oko potrafiło wyławiać takie właśnie jednostki. Jawiła mu się jako materiał na ognistą kochankę. Może nie od razu, ale na pewno w efekcie starań i zabiegów.
– To, co chcę ci zaproponować, moja droga, może cię zaskoczyć, a nawet zszokować swą śmiałością – delikatnie zaczęła pani Ludwika. – Chcę jednak, byś pozwoliła mi przedstawić sobie mój plan, czy może raczej ofertę, i abyś się z tym wszystkim przespała. Daj szansę, bym powiedziała ci wszystko i by treść tego mogła do ciebie dotrzeć – kontynuowała spokojnie. – Możesz się w pierwszym odruchu oburzyć, może wystraszyć, ale proszę, byś postarała się zapanować nad tym. To będzie wymagało od ciebie sporo wysiłku, lecz szansa, jaką dzięki temu przed tobą postawię, jest czymś, co niewielu się zdarza – mówiła tajemniczo. – Obiecaj mi tylko, że pozwolisz mi powiedzieć wszystko i przemyślisz to. Dobrze?
– Obiecuję – wyszeptała Marlena przez zaciśnięte z emocji gardło.
– Jeśli mimo wszystko odrzucisz moją propozycję i postanowisz powrócić do klasztoru, to mam przyrzeczenie matki przełożonej, że jego drzwi pozostaną dla ciebie otwarte. – Uspokoiła tymi słowy Marlenę, dając szansę ucieczki w razie zagrożenia. – Szczegóły przedstawię ci jutro. Dziś musisz się wyspać, zjeść coś i pewnie ochłonąć. Zatrzymamy się w hotelu i jedynym twym obowiązkiem dziś będzie wypocząć.
Marlena skinęła tylko głową, zajęła wygodniejszą pozycję i oparła się o miękkie oparcie siedzenia.
Reszta drogi przebiegła w milczeniu i Marlena tylko rozglądała się po wnętrzu samochodu, rejestrując piękno pojazdu, jego wykończenia.
Hotel, pod który zajechali wieczorem, oczarował ją jednak po stokroć bardziej. Gdyby szofer nie otworzył przed nią drzwi i nie podał pomocnego ramienia, nie wysiadłaby. Zostałaby w mało uroczej pozie z rozdziawioną buzią i oczami rozszerzonymi niemym zachwytem.
Pozwoliła sobie pomóc w opuszczeniu pojazdu i weszła do rzęsiście rozświetlonego holu. Odprowadzały ją spojrzenia. Jedne pełne były fascynacji i podziwu dla piękna, którego nie oszpeciło nawet ohydne odzienie. Drugie zazdrościły i złościły się, widząc coś tak niedoścignionego w swym pięknie. Te drugie należały wyłącznie do kobiet.
Marlena nie widziała jednak cudzych spojrzeń. Ona chłonęła nowe. Wkraczała oto w historię, której nie wymyśliłby jej umysł nawet w snach.
* * *
koniec darmowego fragmentuzapraszamy do zakupu pełnej wersji
Wydawnictwo Akurat
imprint MUZA SA
ul. Sienna 73
00-833 Warszawa
tel. +4822 6211775
e-mail: [email protected]
Księgarnia internetowa: www.muza.com.pl
Wersja elektroniczna: MAGRAF s.c., Bydgoszcz