Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Majka dowiaduje się o spadku, jaki zapisała jej daleka krewna i mimo licznych wątpliwości przyjmuje go i staje się właścicielką pałacyku w Bobolinie oraz pokaźnej gotówki, którą ma przeznaczyć na wyremontowanie całości testamentowego zapisu. Z chwilą przekroczenia progu pałacu, Majka staje się uczestnikiem niewyjaśnionych zjawisk, których źródłem jest okazałe domostwo. Renowacją majątku ma zająć się Olek, który mimo początkowej niechęci postanawia przyjąć zlecenie. Tajemnice budują ogromne napięcie. Daj się porwać dramatowi wojennej okupacji, gorącym uniesieniom erotycznym, mrożącym krew w żyłach scenom rodem z najlepszych horrorów. Zakochaj się w tej opowieści i historii miłości, której moc trwa mimo śmierci.
#niegrzecznenowele to seria odprężających i relaksujących, często jednowątkowych historii. Ich mała objętość gwarantuje, iż nie będziesz musiała odkładać czytania na później.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 163
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Uwielbiam to jak autorka prowadzi nas przez swoje historie. I jak do tej pory, żadna z nich mnie nie zawiodła.
Za każdym razem wylewa się z nich ogrom emocji oprawionych luźnym i przyjemnym stylem. W tym tomiku poza świeżym pomysłem fabuły urzekła mnie również samymi bohaterami. Zbuntowaną babeczką odbiegającą od dobrze utartych schematów i facetem, którego nie da się nie lubić.
W moich oczach to książka, równie pozytywnie zakręcona co sama autorka. Pełna fantastycznej energii i płomiennego uczucia, silniejszego niż przemijający czas.
To kawał dobrego romansu, który wywołuje ciarki i gwarantuje miło spędzony czas, ;)
Trzydzieści plusto książka, która zaskakuje. Krótka, ale treściwa opowieść, o przeszłości i teraźniejszości, o miłości i o tajemnicach które czają się w każdym zakamarku zamku. Monika to autorka, której książki biorę w ciemno. Wiem, że się nie zawiodę, wiem, że każda jej książką mnie zaskoczy i tak było też tym razem. Trzeba być odważnym i mieć pewien "luz" pisarski, żeby z taką swobodą pisać. Maja I Olek to bohaterowie, z którymi chciałabym się zaprzyjaźnić serio! Mimo, że to zaledwie 176 stron nie mam się do czego przyczepić.
Niby niepozorna, ale jednak ma w sobie to coś. Tak właśnie pomyślałam, jak skończyłam ją czytać. Już nie mówię o tym, że książkę pochłania się na raz, bo tak wciąga, że nawet kawa zdąży wystygnąć, ale ma w sobie coś takiego, że chłonie się ją całą sobą.
„Trzydzieści plus” ma w sobie na pewno romans – o tak! I to taki dość płomienny. Mamy też domieszkę horroru, przez co niejako historia od początku trzyma w napięciu, a to co przechodzą główni bohaterowie jest po prostu niewiarygodne i niespotykane. No i myślę, ze kapka fantastyki też tutaj jest! Sama byłam mocno zaskoczona, a i momentami nawet przerażona. Pierwszy raz spotykam się z taką historią. I jestem naprawdę pozytywnie zaskoczona. Cała fabuła była tak fajna i tajemnicza, a do tego okraszona sporą dawką scen erotycznych, że po prostu nie dało się od niej oderwać. Każda wizja, którą przeżywali główni bohaterowie oraz każde przeniesienie się w czasie, było ogromnie emocjonujące. W ogóle za pierwszym razem sama byłam w szoku, bo nie wiedziałam co się dzieje. Autorka tak fajnie wprowadza nas w klimat dawnych lat, że już sama nie wiem co bardziej mi się podobało – czy przeszłość czy teraźniejszość. I choć za każdym razem próbowałam rozkminić, co tak naprawdę mogło się wydarzyć i o co chodzi, tak samo zakończenie było dla mnie ogromnym zaskoczeniem. Sami bohaterowie zostali tak świetnie wykreowani przez autorkę, że nie sposób ich nie polubić, nawet Olka, który z początku wydawał mi się gburowaty :)
„Trzydzieści plus” to książka, która niejedną osobę zaskoczy, ale na pewno nie rozczaruje. Wciągnie Was z wir tajemnic z przeszłości, przez co już od samego początku nie będziecie mogli się od niej oderwać. Mnie kupiła już od pierwszych stron! Dlatego też i Wam ją polecam! :)
Często sięgając po tak krótkie książki tli się we mnie obawa czy autor to udźwignie, czy uda mu się w tak małej ilości stron powiedzieć wszystko i czy nie zabraknie mu czasu na ważne wątki.
Po skończonej lekturze wnioski są następujące; pozostał niedosyt, bo chętnie przeczytałabym drugie tyle, byle nie musieć jeszcze rozstawać się z bohaterami i tą intrygującą historią.
Drugi jest taki, że o dziwo ta mała niepozorna książka ma w sobie wszystko, zakończenie zadowala, a treści jest w sam raz, nic nie brakuje, nic nie jest przesadzone.
Owszem jest kilka rzeczy, których nie rozumiem, ale dotyczy to jedynie scen tak zwanych dewiacji, więc nie ma co dyskutować. Jeden lubi bułki, drugi córkę piekarza. Nie wiem co ja wolę, jednak scena, o której myślę delikatnie mnie przerosła :)
Wracając do najważniejszego, pomysł na akcje jest świetny, nietuzinkowy, jest to w końcu coś nowego, coś czego nie znajdziecie w każdej książce tego gatunku. Ale chociaż połączenie różnych gatunków czyta się świetnie to napisanie książki łączącej elementy przypisane do różnych światów może nie być łatwe i trzeba uważać, by finalnie nie wyszła z tego bzdura. I moim zdaniem Monice udało się znaleźć równowagę dzięki czemu uraczyła nas świetną historią, taką którą czyta się dosłownie pochłaniając strony.
Jeśli znudziły Wam się przejedzone motywy j szukacie książki, która wniesie w Wasz TBR powiew świętości to koniecznie musicie sięgnąć po tą!
Trzydzieści plus
Trzydzieści plus
Monika Liga
www.monikaliga.pl
Katowice 2021
Copyright ©Monika Liga
WydanieI
Katowice 2021
ISBN 978-83-66680-38-8
ISBN epub 978-83-66680-37-1
ISBN mobi 978-83-66680-36-4
ISBN pdf 978-83-958433-5-8
Wszelkie prawa zastrzeżone. Rozpowszechnianie ikopiowanie całości lub części publikacji w jakiejkolwiek postaci bez wcześniejszej pisemnej zgody autora oraz wydawcy jest zabronione. Dotyczy to także fotokopii i mikrofilmów oraz rozpowszechniania za pomocą nośników elektronicznych.
www.monikaliga.pl
Książki i e-booki kupisz na stronie www.monikaliga.pl
Dla wszystkich, którym pieroński koronawirus namieszał w życiu.
Żyła 30 lat. Nikogo nie kochała. Samotny wilk.
Tak zdaniem Majki brzmiałby napis na jej grobie, gdyby nagle umarła. Sądziła, że nikomu na niej nie zależy, może poza rodzicami, ale miłość do własnych dzieci jest ich naturalnym odruchem. Nie mieli na to wpływu, więc i nie o takiej miłości myślała tego czarnego dnia. Miała ochotę umrzeć, a właściwie strzelić sobie w łeb, ale zacznijmy opowieść o Majce od początku.
Maja mogła się poszczycić wykonywaniem względnie ciekawej pracy, dzięki której mogła pozwolić sobie na w miarę wygodne życie – opłacenie mieszkania, jedzenia, fryzjera oraz kosmetyczki, i zawsze jeszcze coś udało się odłożyć na zagraniczne wakacje. Czasem niełatwo jednak być singielką. Niezamężna, bez rodziny na utrzymaniu, miała na przykład kłopot z zaciągnięciem kredytu. Gdyby chociaż była rozwódką, inaczej patrzono by również na jej CV.
Wychowana w wielodzietnej rodzinie, otrzymała gruntowne wykształcenie. Miała tytuł magistra w papierach i brak narzeczonego na stanie i w planach. Nie znosiła dzieci i wcale tego nie ukrywała. Rozwrzeszczani mali ludzie brzydzili ją od zawsze. Odwracała wzrok od zasmarkanych dziecięcych twarzy, od brzdąców drących się wniebogłosy, bo czegoś chcą. Zazwyczaj chodziło o coś przyziemnego jak jedzenie i nieraz dziwiła ją obserwacja podobnego zjawiska w sklepie czy restauracji. Faktem było, że zaczęła unikać miejsc, w których zmęczone i zaniedbane zazwyczaj matki robiły zakupy, użerając się z uciekającym jej maluchem. Zgrzane i spocone lub zestresowane i nerwowe, za każdym razem pragnące zejść ludziom z oczu, uciec poza zasięg ciekawskich spojrzeń, wzbudzały w niej niechęć i współczucie. Nie jej pisane jest bycie matką i wiedziała o tym od zawsze. Nigdy nie poczuła ukłucia tego sławnego instynktu macierzyńskiego, nie zaczęło jej mocniej bić serce na widok wózka z niemowlęciem. Nie raz zastanawiała się, co by było, gdyby miała swoje własne dziecko. Może wtedy poczułaby coś głębszego?
Jednego czuła się absolutnie pewna – nie chciała stać się matką i uważała, że nie nadaje się do tej roli. Tak zwyczajnie i wbrew regułom. Była całkowicie inna, niż reszta rodziny.
Miała dwie siostry, obie zamężne i spełniające się w byciu matkami i żonami. Rozumiała to, nigdy nie zakpiła z żadnej. Choroby dziecięce, omawianie kolejnych etapów rozwoju fizycznego i psychicznego dziatwy, odżywianie i usypianie – oto tematy, które całkowicie pochłaniały je przy każdym spotkaniu. Dla Majki były to sprawy obce, ale nie lekceważyła ich. Każdorazowo po prostu uciekała od takich rozmów, byle zejść z linii strzału, gdzie amunicją stawały się opisy rzadkich kupek, wzdęć i przepisów kulinarnych składających się ze zmiksowanych warzyw i mięsa królików z ekologicznych gospodarstw. Majka rozumiała, że można kochać bycie rodzicem, obsługiwanie męża, dbanie o domek z ogródkiem i realizować się w polowaniu na zdrową żywność, a nawet zrobić z tego swoją osobistą religię. Podziwiała takie kobiety za cierpliwość do swojej rodziny, bo dzięki nim przecież istniała rasa ludzka. Zdawała sobie jednak sprawę z faktu, że ona sama nie jest stworzona do egzystowania w stadzie.
Majka najlepiej czuła się sama ze sobą. Może jeszcze z kwiatami, które były jej hobby. Wyhodowanie rośliny od ziarenka fascynowało ją, toteż każdy z parapetów w mieszkaniu pokryła doniczkami. Tak właściwie to te parapety – ich szerokość i nasłonecznienie – były głównymi atutami mieszkania. Bliskość parku kolejnym.
Od pięciu lat miała psa Jajnika – starego, bezzębnego już, z odzysku. Z bielmem na oku, przerośniętymi pazurami na końcu krótkich, powykrzywianych łapek i z lekko łysiejącym karkiem był najbrzydszym, a przez to i najsłodszym w jej mniemaniu psem pod słońcem. Inteligentny, zrównoważony, z mnóstwem nawyków, jak przystało na jedenastoletniego psiego seniora.
– Zośka. – Majka warknęła w telefon. – Muszę się z kimś schlać. Oblać moją trzydziestkę i opłakać byłą pracę.
– Straciłaś pracę?! – Od lat nie bawiły się w uprzejmości i od pierwszego słowa przechodziły do rzeczy. – Sprzedam Majtka mamie i przyjadę do ciebie. Coś przywieźć?
– Siebie i wódkę. Jedzenie zamówię.
– To do wieczora. – Rozłączyła się.
Kolejną szklaneczkę Majka rozrzedziła sokiem, zmniejszając stężenie alkoholu. Wiedziała, że jeśli chce wygadać się przyjaciółce, to musi uważać, aby ta nie piła zbyt szybko. W przeciwnym razie za godzinę będzie trzymała jej włosy, by nie zamoczyły się w toalecie.
– Zapytałam o to i powiem ci, że uważałam swojego byłego szefa za bardziej inteligentnego człowieka. Umotywował zwolnienie mnie tym, że nie mam rodziny, kredytów, więc wyrządzi w ten sposób mniejsze zło.
– A ten nowy? – Zośka poderwała się i zaczęła przechadzać po pokoju.
Jajnik uniósł łeb, spojrzał na nią, po czym z sapnięciem opadł z powrotem na kanapę.
– A ten nowy jest synem jego kolegi, więc sama rozumiesz.
Do swojej szklaneczki Majka dolała kolejną porcję wódki. Miała mocną głowę i od zawsze potrafiła przepić wszystkie swoje koleżanki, a i niejednego mężczyznę.
– No tak. – Zośka usiadła i sięgnęła po szklankę. – Ofiarę sobie z ciebie zrobił.
– Coś w tym rodzaju – mruknęła, starając się wymacać wibrujący w torebce telefon. – Ki czort o tej porze?
Zamarła z aparatem w wyciągniętej dłoni. Dzwoniła mama, więc musiało się coś stać. Kto jak kto, ale ona trzymała się zasady nieniepokojenia ludzi po dwudziestej. Cała masa czarnych myśli przemknęła przez głowę Majki, włącznie ze śmiercią taty. Przeciągnęła palcem ikonkę zielonej słuchawki i uniosła aparat do ucha.
– Halo.
– Witaj, Maju. – Już po tonie powitania wyczuwała, że coś jest nie tak. – Wpadniesz do nas jutro?
– A co się stało? – Niepokoiło ją to, że matka nie odpowiedziała na pytanie i nie naświetliła sprawy choć odrobinę od razu, przez telefon.
– Nic takiego, wszyscy zdrowi. – Wyglądało na to, że nic z niej nie wyciągnie. – Bądź rano, a teraz baw się dobrze i dobranoc. Wszystkiego najlepszego w dniu urodzin – dodała, po czym przerwała połączenie.
– Kurwa mać! – Majka rzuciła telefon na kanapę, patrząc na aparat ze wstrętem. – Ciekawe, jaki news przekażą mi rodzice. Może mnie wydziedziczą jako bezużytecznego wyrzutka społeczeństwa, bo nie chcę przedłużać ciągłości rodu?
– Co ty pierniczysz? – Zośka ze śmiechem machnęła ręką, rozlewając przy okazji część zawartości szklanki. Zalała przód bluzki, ale była zbytnio zaaferowana okazywaniem entuzjazmu i wstawiona, by zwracać uwagę na takie szczegóły. – Zawsze możesz się przydać jako pielęgniarka, gdy już będą przykuci do wózków inwalidzkich.
– Dzięki, idiotko. – Ze stęknięciem sięgnęła po telefon. – Właśnie takich słów pocieszenia mi było trzeba. Opieka nad kilkudziesięciokilogramowymi dziećmi stojącymi jedną nogą w grobie?! To jaką pizzę chcesz? – Wolała zmienić temat, widząc, że Zośka odebrała jej słowa jako komplement. – Zamówię teraz, póki umiem artykułować nasze potrzeby.
W nocy, w przeciwieństwie do Zośki i mimo wiadra wypitego alkoholu nie mogła zasnąć. Zazwyczaj po wypiciu kilku drinków spała niczym dziecko. Tego wieczora osuszyła ponad pół litra wysokoprocentowego trunku, a mimo to zasypiała przez ponad dwie godziny, przewracając się z boku na bok. Gdy wreszcie zmógł ją sen, śniła koszmar. Nie do końca nieprzyjemny, bo było w nim mnóstwo seksu, dusznych oddechów, a nawet orgazm, który obudził Majkę z płytkiego snu. Z tyłu głowy czuła jednak, że ten seks nie prowadził do niczego dobrego. Dokładnie pamiętała oszalały pożądaniem wzrok i gniewne pomruki mężczyzny gwałtownie poruszającego się w niej, unieruchamiającego jej głowę dłońmi, zaglądającego w oczy. Mówił coś w obcym języku, ale nie rozumiała słów. Krzyknął, szczytując, a chwilę później się obudziła.
Obawiała się ponownego zaśnięcia, lecz w końcu przegrała ze zmęczeniem umysłu. Nie śniło jej się już nic.
Rano kac gigant wbił ją w miękki materac. Gdy tylko unosiła głowę nad poduszkę czuła się, jakby ktoś założył jej zbyt ciasny hełm, w dodatku o wadze słonia. Alkohol wchłaniała bezproblemowo, ale z utylizacją szkodliwych substancji jej organizm radził sobie o wiele gorzej. Po pół godzinie trwania w bezruchu z językiem przyklejonym do skacowanego podniebienia zmusiła ciało do siadu, a w końcu do wstania. Powlokła się do kuchni wiedząc, że tam znajdzie lek na swoją dolegliwość. Do dwóch wysokich szklanek nalała wodę zogórków kiszonych, uważając, by warzywo nie wpadło do szklanki. Wycisnęła sok z trzech cytryn i wlała go do kiszonki. Zamieszała i – wmawiając sobie, że pije pyszny nektar – wychyliła szklanicę, pochłaniając kwas w kilku łykach. Odstawiła puste naczynie i beknęła donośnie, doceniając fakt, że bez skrępowania może zrobić coś tak obleśnego.
Znała scenariusz najbliższej pół godziny. Obudzi Zośkę, a ta będzie się wzbraniać przed wypiciem mikstury, odgrażając się puszczeniem na nią pawia. W końcu jednak skapituluje, wypije i poczuje się oniebo lepiej. Później będzie jej dziękować, a w końcu włączy panikę. Jak zwykle, bo przecież musi zachowywać się zgodnie zeschematem o nazwie matka idealna. Dzień wcześniej zaszalała, więc wyznaczy sobie za to pokutę. Będzie gotowała pięć obiadów równocześnie, wmiędzyczasie zrobi zakupy, pranie i loda mężowi. Wieczorem padnie napysk z poczuciem wypełnionego obowiązku.
Patrząc na Zośkę, Maja utwierdzała się w przekonaniu, że nie potrzebuje stałego związku. Lubiła seks i potrafiła dochować wierności samcowi, z którym w danym czasie tworzyła parę. Niestety, mężczyźni nie czuli się zaspokojeni, dostając odniej jedynie ostre rżnięcie. Potrzebowali całej masy dodatkowych stymulatorów: posiłków podanych pod nos, posprzątania przestrzeni wokół nich, a do kompletu zaokrąglającego się brzucha, w nim potomka. Tego dać im nie mogła, bo zwyczajnie nie chciała. Dawniej uważała mężczyzn za inteligentne istoty, które wiedzą jak o siebie zadbać. Ten mit wgłowie Majki umarł tuż po ukończeniu przez nią dwudziestego piątego roku życia. Wtedy to doszła do wniosku, że faceci są pasożytami. Zostali właśnie tak wychowani przez kobiety będące ich matkami. Kolejne pokolenia kontynuowały nieszczęście, powielając schemat.
Majka trwała w postanowieniu bycia kobietą niezależną, ale bez źle pojętych feministycznych zapędów. Lubiła męskie towarzystwo i nie odmawiała tej części populacji prawa doistnienia na świecie. Uważała po prostu, że żaden z nich nie był dotąd z nią kompatybilny, nie nadał się najej partnera.
Zauważyła prawidłowość, że im starsza się stawała, tym mniej interesujących osobników płci męskiej pozostawało do jej dyspozycji. Zaczęła rozważać, pozostanie singielką na zawsze i myśl ta nie napawała jej przerażeniem.
– Szybko się zjawiłaś. Jak nie ty.
Majka dałaby się pociąć, że jej rodzicielka czuła satysfakcję, wypowiadając powyższe słowa. Od kiedy pamięta, matka manipulowała wszystkimi członkami rodziny i robiła to perfekcyjnie. To przez nią Maja zapisała się na psychoterapię i od pół roku potrafiła już przeciwstawić się tyranii matki. Siostry nadal pozostawały w jej mocy, ale tym nie zamierzała się przejmować.
– Ciekawskie ze mnie stworzenie. – Cieszyła się, że w drodze tutaj łyknęła dwie tabletki przeciwbólowe. One wespół z wodą z ogórków przyniosły ciału ukojenie. – Nie chciałaś powiedzieć przez telefon w czym rzecz, to jestem. Słucham cię.
Opadła na wiklinowy fotel na tarasie. Miejsce to matka obdarzyła szczególnym staraniem. Zapędy ogrodnicze Maja odziedziczyła właśnie po niej. Wokół kipiała majowa zieleń poprzetykana kolorami kwiatów. Nawet gdyby chciała, nie mogłaby nie docenić talentów rodzicielki w tym zakresie. Taras mógł z powodzeniem startować w konkursie na najpiękniej przystrojone miejsce tego rodzaju. Każdy detal roślinności, stylizowane meble i sprytnie umiejscowione oświetlenie, tworzyły kompletną, wygodną i zachwycającą całość. Efektu dopełniały bezgłośnie fruwające motyle oraz bzyczące bąki i pszczoły.
– Stała się rzecz zaskakująca i doprawdy nie potrafię pojąć, jak dochodzi do takich zdarzeń. – Zaczęła zawile, a Majka zyskała pewność, że matka cierpi obecnie na nadmiar czasu i zamierza go wypełnić popisem talentów aktorskich. – Wczoraj po południu odebrałam połączenie i powiem ci, że w pierwszym momencie pomyślałam, że ktoś sobie ze mnie żarty stroi! – Wyrzuciła ramiona w górę, potrząsając włosami niczym lew, a przynajmniej w jej mniemaniu zapewne miało to tak wyglądać, ale Mai ten gest skojarzył się z gulgoczącym indykiem, w dodatku z przerzedzonym na głowie upierzeniem. – Zadzwoniłam do taty, on mnie uspokajał, ale i tak trzęsłam się z nerwów niczym w febrze!
By podkreślić wzburzenie, rozcapierzyła palce, potrząsając dłońmi nad głową. Majka wiedziała, że matka robi to po to, by zabrzęczeć nadmiarem pierścionków i cienkimi kółkami bransoletek.
– Do rzeczy, mamo. – Nie dała się wciągnąć w przedstawienie. Tabletki przestawały działać, skronie zaczęły dudnić rytmem pompowanej przez serce krwi. – Kto i w jakim celu dzwonił, a najważniejsze – jaki to ma związek ze mną? Jakiś ma, bo byś mnie nie wzywała.
Anna, matka Majki, spiorunowała ją wzrokiem, ściągając przy tym usta w wyrazie dezaprobaty. Obróciła się bokiem, odwracając obrażoną twarz i przerywając kontakt wzrokowy. Majka powstrzymała westchnienie. Rozbawiła ją stałość w wykorzystywaniu starych, przebrzmiałych już trików. Ciekawa była, kiedy matka zauważy w końcu, że powinna zmienić repertuar. Przynajmniej dla niej – reszta rodziny wciąż pozostawała pod jej władzą.
– Dzwonił adwokat rodziny. – Cienkie, narysowane kredką brwi uniosły się imponująco wysoko. – Skończyłaś właśnie trzydziesty rok życia, więc zapis testamentu sprzed kilkudziesięciu lat nabiera mocy prawnej. – Wyglądało na to, że postanowiła przejść wreszcie do konkretów. – Twoja prababka zostawiła spadek – i tu zaskoczenie. – Odwróciła się gwałtownie do córki. – W całości przypada on tobie i to pod warunkiem, że zamieszkasz tam sama i wyremontujesz domek. – Podała jej wysoką szklankę z lemoniadą i za ten gest Majka poczuła wdzięczność. – Nie czarujmy się jednak, nie stać cię na to. Gdybyś chociaż miała narzeczonego, mogłabyś udźwignąć taki ciężar. Twoje siostry o wiele lepiej wykorzystałyby potencjał tego domu. Nadmorska wioska, cisza, w sam raz dla rodzin z dziećmi, a nie dla samotnej kobiety.
Majka zacisnęła zęby, powstrzymując się przed wyjściem. Po wdzięczności nie pozostał nawet ślad. Wiedziała, że każdą jej reakcję matka wykorzysta na jej niekorzyść, robiąc z siebie ofiarę niezadowolenia córki.
– Daj mi więc proszę, namiary na naszego adwokata. – Z naciskiem wypowiedziała słowo „naszego”. – Poznam szczegóły i zastanowię się, co z tym fantem zrobić.
– Tylko pamiętaj, że nie mamy sił i czasu, by się w to angażować. – Anna uniosła podbródek. – Ojciec ma już swoje lata, więc nie wymagaj od niego, by brał udział w twoich fanaberiach.
– Nie zamierzam was prosić o pomoc. – Majka była na skraju wytrzymałości, tym bardziej że ból w skroniach dawał o sobie znać. – Daj mi tylko numer i to wystarczy. Nigdy nie prosiłam was o nic i nawet studiując, sama remontowałam mieszkanie, które SAMA wychodziłam w urzędzie miasta. Dawno temu zrozumiałam, że to młodsze rozpłodowe rodzeństwo może liczyć na pełne wsparcie, nie ja. Numer poproszę. – Wyciągnęła z kieszeni telefon i zamarła z nim w ręku w geście oczekiwania.
Nie patrzyła już na rodzicielkę, by nie zabijać jej wzrokiem. Najchętniej wykrzyczałaby jej całą swoją złość, ale z terapii wiedziała, że nie przyniesie to nic dobrego. Od zawsze dochodziło między nimi wyłącznie do spięć. Nie chciała o tym teraz myśleć, zbytnio dokuczał jej kac. Zapisała numer telefonu pod hasłem „trzydzieści plus”, po czym uśmiechając się krzywo, pożegnała z matką i z ulgą opuściła rodzinne pielesze.
Wieczorem z kieliszkiem w ręku siedziała w wannie, napawając się spokojem, słodyczą wina i zapachem lawendowej soli do kąpieli. Odbyła już spotkanie z miłą, starszą panią adwokat, która przekazała jej zapisy testamentu. Majka miała stać się właścicielką ziemi w pobliżu rezerwatu przyrody. Posiadłość warta dwa miliony złotych obejmowała dworek okolony parkiem o powierzchni ponad sześciu hektarów oraz pięć hektarów folwarku i dziesięć ziemi ornej. Poza tym do dyspozycji Majki było konto w banku i szesnaście milionów euro na nim. Przeznaczone mogły być na remont, utrzymanie posiadłości i życie spadkobiercy pod warunkiem przestrzegania przez niego zasad zapisanych w testamencie. Zasadnicza była taka, że Maja miała zamieszkać w dworku i ukończyć renowację w ciągu trzech lat. Zdjęcia dołączone do testamentu przedstawiały coś tak egzotycznego architektonicznie, że Maja zaniemówiła patrząc na nie, nie potrafiąc nazwać swoich uczuć. Wydawało jej się to zbyt piękne i niemożliwe, by ona, zwykła kobieta, mogła stać się częścią czegoś tak bajkowego.
– Jeśli się pani zdecyduje i przeprowadzi do Bobolina, nie musi się pani martwić o