Debiutant - S.J. Hooks - ebook + audiobook

Debiutant ebook i audiobook

S.J. Hooks

4,2

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Profesor literatury amerykańskiej Stephen Worthington wiedzie bardzo poukładane życie. We wtorki i piątki wykłada na uczelni. Dwa razy w tygodniu chodzi na siłownię z bratem. W weekendy jada obiady u rodziców. I codziennie wraca do domu o rozsądnej porze. Sam.

Jedyne, co nie pasuje do tej spokojnej egzystencji Stephena, to panna Julia Wilde, niesforna, prowokacyjna i cholernie irytująca studentka. Mężczyzna nie może przestać o niej myśleć, powody są jednak inne, niż początkowo przypuszczał.

Co gorsza, pewnego razu trafia do jej mieszkania i nagle role się odwracają. Teraz ona będzie go uczyć. Namiętności i zatracania się.

Debiutant to pierwsza część z serii o profesorze Stephenie Worthingtonie i jego studentce Julii Wilde.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 312

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 7 godz. 46 min

Oceny
4,2 (164 oceny)
82
49
19
9
5
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
muchatsetse

Nie oderwiesz się od lektury

Świetna książka! Zupełnie inna niż wszystkie. Pierwsza książka, która w całości przedstawia punkt widzenia mężczyzny. Przeczytana jednym tchem! Zero nudy :)
31
OPawlak

Nie oderwiesz się od lektury

Pochłonęłam. Fajna perłka, przyjemne dialogi i czuć emocje. polecam :)
20
wandzia-andzia

Nie oderwiesz się od lektury

Ciężko napisać coś mądrego ale jak dla mnie książka super. Wreszcie normalny facet, niedoskonały ale jednocześnie idealny. Bardzo fajnie skonstruowani bohaterowie. Szczerze polecam.
10
Kamilap1984

Nie oderwiesz się od lektury

bardzo fajna Książka, lekka , przyjemna. polecam
00
Evalia_Shotek

Nie oderwiesz się od lektury

Nietypowa, zupełnie inna. Tutaj mamy nie tylko perspektywę faceta ale też, wreszcie, jest on bardziej realny. I co zupełnie zaskakuje, mimo wieku, to on się uczy seksualności. To jest dużo lepsze niż książki o nastolatkach z 40 letnim doświadczeniem seksualnym. Momentami może idealistyczna ale tak wiele osób boi się odkryć że woli tkwić w samotności. Jedyne co mi się nie podobało to zakończenie. A w sumie jego brak. Czytam a tu nagle koniec. Ni z gruszki z pietruszki. Możliwe że będzie jakaś kontynuacja bo to jakbym wyłączyła film w połowie.
00

Popularność




Tytuł oryginału: Absolute Beginners

Przekład z języka angielskiego: Aga Zano

Copyright © SJ Hooks, 2022

This edition: © Risky Romance/Gyldendal A/S, Copenhagen 2022

Projekt graficzny okładki: Leonardo Fróes

Redakcja: Anita Rejch

Korekta: Alicja Laskowska

ISBN 978-87-0234-961-0

Wszelkie podobieństwo do osób i zdarzeń jest przypadkowe.

Word Audio Publishing International/Gyldendal A/S | Klareboderne 3 | DK1115 Copenhagen K

www.gyldendal.dk

www.wordaudio.se

Mojej rodzinie – za to, że wytrzymuje moją obsesję.Innym fanom – za to, że ją podsycają.A zwłaszcza Shelley Leveton, Alicii Etheridge, Rebekah Adams i Lindsay McCool – za to,że mnie w niej wspierają.

Rozdział 1

Zerknąłem na zegarek i pozwoliłem sobie na małe westchnienie ulgi. Zajęcia właśnie się zaczynały, a jej, ku mojej radości, nie było. Zwykle nie akceptowałem nieobecności na wykładach, ale odkąd ona pierwszy raz weszła do mojej sali na początku letniego semestru, wiele się zmieniło. Nigdy nie przegapiła okazji, żeby mnie zirytować. Jeszcze raz sprawdziłem godzinę. Pora zaczynać.

I wtedy drzwi otworzyły się szeroko, a mój dobry humor natychmiast się ulotnił.

Oczywiście, że nie zerwała się z zajęć. Nie ma ani jednej nieobecności.

Weszła do sali swoim zwykłym tanecznym krokiem, w idiotycznie wielkich słuchawkach na głowie, kiwając się do rytmu. Czy w ogóle dostrzegała, że wszyscy się na nią gapią? Czy ją to obchodziło? Zapewne nie, wziąwszy pod uwagę jej ubiór – o ile w ogóle można to tak nazwać. Na nogach miała znoszone, przybrudzone wojskowe buty. Jej czarne rajstopy świeciły dziurami, spódniczka była stanowczo za krótka, a jakby tego było mało, dekolt bluzki z długim rękawem miała rozcięty domowym sposobem, więc teraz zsuwał się z jej nagiego ramienia. Na chwilę zawiesiłem tam wzrok, dostrzegając brak ramiączka od stanika.

Chłopcy z ostatnich rzędów też to zauważyli i śledzili jej ruchy, w oczywisty sposób potwierdzające, że pod opinającą ciało bluzką nie kryje się nic więcej. Na sekundę nasze spojrzenia spotkały się. Błysnęła szerokim uśmiechem i puściła do mnie oko.

Nagle poczułem, że muszka uwiera mnie w szyję. Musiałem się powstrzymać, żeby za nią nie pociągnąć.

Kiedy ona lekkim krokiem przechodziła obok mojego biurka, udałem, że zerkam na zegarek. Z bliska nie dało się na nią patrzeć – te czerwone usta i powieki umazane na czarno… Wyglądała jak jakiś obłąkany mim.

Nie pojmowałem, dlaczego właśnie tak chce się prezentować światu, skoro w zasadzie była dość atrakcyjna. Miała ładną figurę, wielkie niebieskie oczy i długie, lśniące, rudobrązowe włosy. Ale nigdy ich nie rozpuszczała. Dziś wyglądała, jakby rano podzieliła je na kilka sekcji, każdą zakręciła mikserem, a potem oddzielnie upięła wysoko na głowie.

Nie tylko jej wygląd mi przeszkadzał. Ta dziewczyna nic sobie nie robiła z tego, że jestem jej wykładowcą, i nie obchodziło jej, że wypada odnosić się do mnie w określony sposób. Często mówiła do mnie „Stephen”, choć poprawiałem ją za każdym razem, gdy jej się to przytrafiało. Podczas zajęć nie byłem „Stephenem” i oczekiwałem, że studenci będą się do mnie zwracać „profesorze” albo „proszę pana”. Chyba nie muszę dodawać, że ta denerwująca młoda dama miała w głębokim poważaniu moje oczekiwania. Często puszczała do mnie oko, a ja nigdy nie wiedziałem, jak to traktować. Była absolutnie nieprzewidywalna, co regularnie wyprowadzało mnie z równowagi. Jeśli tylko miała inne zdanie na dany temat, bez skrupułów przerywała mi podczas zajęć.

A kiedy ona nie ma innego zdania?

W życiu nie spotkałem dziewczyny tak upartej i tak zawzięcie broniącej swoich poglądów. Nie mogłem się doczekać końca semestru, kiedy skończą się zajęcia i nie będę musiał jej więcej oglądać. Była inteligentna, nie dało się zaprzeczyć, i nie miałem wątpliwości, że skończy z doskonałą oceną z mojego przedmiotu.

Usiadła na swoim stałym miejscu z przodu sali, a ja obserwowałem, jak kładzie torbę na podłodze. Ten ruch sprawił, że i tak już luźny dekolt bluzki zsunął się jeszcze niżej, odsłaniając kolejny kawałek jej bladej skóry. To przeszkadzało mi jeszcze bardziej niż ciągłe przerywanie w zajęciach i nieodpowiednie zachowanie. Dlaczego ona nie chciała się ładnie ubrać? Byłaby z niej taka piękna dziewczyna, gdyby tylko założyła przyzwoitej długości spódnicę i może do tego jedwabną bluzkę. Ale wyglądało na to, że ona zawzięła się w swoim pragnieniu wyglądania jak niechlujna lumpiara i skutecznie psuła mi tym humor. Lubiłem porządek i przewidywalność, a dopóki miałem ją w grupie, nie mogłem liczyć ani na jedno, ani na drugie.

Nawet nazwisko miała odpowiednie: Wilde. Dzikuska.

Pani Wilde stanowiła stałe źródło frustracji w moim planie zajęć na wtorki i piątki, które oprócz tego były całkiem przyjemne. Nie mogłem się doczekać, kiedy wreszcie się pożegnamy.

Odchrząknąłem, sygnalizując studentom, że zaczynamy zajęcia, a oni wyjątkowo szybko się uspokoili. Znałem powód tego niezwykłego posłuszeństwa: mieliśmy dziś omawiać Lolitę Vladimira Nabokova. Nieprzyzwoicie fascynująca historia dorosłego mężczyzny, który zakochuje się i nawiązuje seksualną relację z dwunastolatką, co roku niezawodnie biła rekordy popularności wśród studentów. W wielu miejscach wciąż nie wolno było jej omawiać. Oczywiście nic tak nie dawało studentom poczucia dorosłości, jak czytanie „zakazanych” książek. Zajęcia się rozpoczęły, a ja z zaskoczeniem odnotowałem, że panna Wilde nie bierze w nich udziału, co było do niej niepodobne. W milczeniu robiła notatki, a na jej ustach tańczył lekki uśmiech.

Dyskusja toczyła się w najlepsze. Student z tyłu sali zasugerował, że główny bohater, Humbert, jest chory psychicznie i nie kontroluje swoich poczynań, więc zasługiwałby na odrobinę wyrozumiałości.

– Naprawdę go bronisz? – zaprotestowała dziewczyna, której imienia nie mogłem sobie przypomnieć. – To zboczeniec, który napastuje małą dziewczynkę i sprowadza ją na złą drogę!

– Chyba raczej na odwrót – wtrąciła panna Wilde, nie podnosząc oczu znad notatek.

– Co? Ty tak na poważnie?

– Jak najbardziej – odparła pani Wilde. – Nie mam wątpliwości, że to Lolita sprowadza Humberta na złą drogę. Ona go uwodzi, a on jest tym zachwycony. Który facet by nie był?

– Ale to dziecko! – upierała się dziewczyna.

– Owszem, ale kiedy go uwodzi, dobrze wie, co robi. Uprawiała wcześniej seks, a kiedy jest już po wszystkim, on praktycznie zaczyna jeść jej z ręki. Nie mówię, że to, co zrobił, nie było złe, ale trzeba pamiętać, że on ją postrzega jako młodą kobietę, no i jego dojrzałość emocjonalna też jest na poziomie dwunastolatka.

Dziewczyna nie miała na to odpowiedzi i spuściła wzrok.

– Bardzo trafna uwaga – przyznałem.

Wprawdzie przeszkadzało mi, kiedy pani Wilde odzywała się nieproszona, ale jej uwagi zawsze wzbogacały dyskusję. W innym przypadku cieszyłbym się z tak aktywnej studentki, która potrafi ożywić każdą debatę. Ale było w niej coś takiego… coś, czego nie potrafiłem nazwać. Z jakiegoś powodu mnie drażniła.

– Więc dlaczego państwa zdaniem autor wybrał tak kontrowersyjny temat na powieść? – zapytałem grupę.

Kilka osób zaczęło podnosić ręce, ale wszyscy natychmiast się poddali, gdy pani Wilde zaczęła mówić nieproszona. Znowu. Zgrzytnąłem zębami. Dziewczyna bez wątpienia jest inteligentna, ale dlaczego nie potrafi przestrzegać zasad jak wszyscy?

Boże, szlag mnie z nią trafi.

– Pani Wilde!

Przerwała i spojrzała na mnie. Niestety w ogóle nie wyglądała na przestraszoną, tylko wpatrywała się we mnie z zaciekawieniem.

– Tak, Stephen? – zapytała słodko.

– Profesorze – poprawiłem ją.

Jak to dobrze, że semestr zaraz się kończy.

Tylko się do mnie uśmiechnęła.

– Poczeka pani na swoją kolej albo może pani opuścić moje zajęcia – powiedziałem, w duchu rzucając jej wyzwanie, aby spróbowała kontynuować monolog.

Skinęła na mnie, żebym mówił dalej, i odchyliła się na krześle. Na jej twarzy malowało się rozbawienie. Zapytałem o zdanie innych studentów, w zamian dostając kilka nieciekawych refleksji o tematach tabu. Jedna z dziewczyn zaczęła nawet przekonywać, że to autor był prawdziwym zboczeńcem. Westchnąłem i z wahaniem oddałem głos denerwującej pani Wilde, która uśmiechnęła się szeroko i pochyliła do przodu.

– Myślę, że Nabokov wykorzystuje główne postaci jako symbole – zaczęła.

Domyślałem się, do czego zmierza, i miała absolutną rację, jak zawsze. Byłoby o wiele łatwiej, gdybym mógł zbyć ją jako nie tylko głupio ubraną, ale też po prostu głupią, ale się nie dało. Była inteligentna, więc nie miałem wyjścia i musiałem pozwolić jej na kolejne wypowiedzi.

– W jakim sensie? – zapytałem i skinąłem głową w jej stronę.

– Humbert jest starszy i wyrafinowany, ale zablokowany emocjonalnie. Lubi poważną literaturę i muzykę klasyczną. Reprezentuje Europę. Lolita jest młoda, naiwna i chętna do zabawy. Lubi coca-colę, muzykę rockową i kolorowe magazyny. To oczywiste, że stanowi wyobrażenie autora na temat Stanów i nie jest to wyobrażenie szczególnie pochlebne. – Zawahała się i uśmiechnęła do siebie. – Ale może się mylę. Może Nabokov miał o wiele mniej złożone motywy. Może po prostu kiedyś mu się to przyśniło.

Spojrzała na mnie z tym swoim krzywym uśmieszkiem i dodała:

– W końcu chyba każdy starszy mężczyzna marzy o tym, żeby przespać się z młodszą kobietą?

Znów puściła do mnie oko. Może byłem niedoświadczony w kontaktach z płcią przeciwną, ale nie musiałem być geniuszem, aby się zorientować, że pani Wilde się ze mną drażni. Na koniec nieznacznie poruszyła koniuszkiem języka.

– Dziękuję, koniec zajęć – powiedziałem, zaciskając mocno szczęki.

Usiadłem przy biurku i zacząłem zbierać książki.

– Do piątku, Stephen – usłyszałem głos pani Wilde, gdy mijała moje biurko razem z innymi studentami.

Przez sekundę mignęło mi coś kryjącego się pod jej bluzką, tuż poniżej karku: tatuaż. Zjechałem wzrokiem w dół jej pleców i szczupłych nóg w tych kretyńskich rajstopach. Tuż przed wyjściem zerknęła na mnie przez ramię i posłała mi uśmiech.

Oczywiście, że ma tatuaż. Przecież nie przejmuje się swoim wyglądem ani tym, czy ktokolwiek traktuje ją poważnie. Naprawdę szkoda, że nie chce się lepiej ubierać. Byłaby całkiem ładna, gdyby tylko się trochę postarała.

Wrzuciłem rzeczy do torby i w pośpiechu ruszyłem do samochodu.

Przez te zajęcia poczułem się spięty i sfrustrowany, więc postanowiłem w drodze do domu zahaczyć o siłownię. Kiedy wsiadłem do auta, zauważyłem nieodebrane połączenie od Matta. Wybrałem numer. Odezwał się po kilku sygnałach.

– Stevie! – zawołał śpiewnym głosem. – Co słychać?

– Nie wiem, to ty do mnie zadzwoniłeś.

– A, faktycznie. Dlaczego ty nigdy nie odbierasz?

– Miałem zajęcia. Zostawiłem telefon w samochodzie.

– Zdajesz sobie sprawę, że możesz go nosić ze sobą, nie? On nie jest zamontowany w aucie, chociaż w sumie rozumiem, że mogłoby ci się tak wydawać.

– O czym ty mówisz?

– Musisz sobie kupić nowy telefon. Da się tą cegłą w ogóle wysyłać esemesy?

– Dobrze wiesz, że się da – odparłem. – Po co dzwoniłeś?

– Bo chcę iść z tobą wieczorem na miasto.

– Jest wtorek.

– No i?

– Nie musisz jutro iść do pracy?

– Muszę. I co z tego?

– Nieważne. – Westchnąłem. – Nie, nie mogę z tobą iść.

– Dlaczego? Nie masz rano zajęć.

– Ale mam prace do sprawdzenia i artykuł do zredagowania. Poza tym nastawiłem się już na spokojny wieczór w domu.

– Ty codziennie masz spokojny wieczór w domu – zaprotestował Matt.

Praktycznie usłyszałem, jak przewraca oczami.

– No cóż, dobrze mi z tym.

– Stevie, przysięgam na Boga, nie mam pojęcia, jak to możliwe, że w ogóle jesteśmy spokrewnieni. Jesteś najstarszym trzydziestotrzylatkiem na świecie.

Uznałem, że nie będę mu wypominać, że nie łączą nas więzy krwi.

– Poważnie, stary – ciągnął Matt. – Jesteś wolny i masz nieograniczony dostęp do młodych lasek, ale czy ty w ogóle pamiętasz, kiedy ostatnio zaliczyłeś?

Minęło tyle czasu, że nikt by już tego nie pamiętał.

– Nie mam „łatwego dostępu”, jak to ująłeś. Nie wolno mi się spotykać ze studentkami i dobrze o tym wiesz.

– Nie mówię o „spotykaniu” – zaprotestował. – Tylko o cudzej ręce na fiucie zamiast własnej. Nie brzmi przyjemnie?

– Muszę lecieć – uciąłem. – Spieszę się na siłkę.

– Świetny pomysł. Będę za dziesięć minut – odparł Matt i rozłączył się, zanim zdążyłem zaprotestować.

Wspaniale. Właśnie tego dziś potrzebowałem do pełni szczęścia.

Rozdział 2

Kiedy dotarłem na siłownię, Matt stał już na zewnątrz i rozmawiał przez telefon, głośno się z czegoś śmiejąc.

W ogóle nie byliśmy do siebie podobni. On od zawsze cieszył się popularnością wszędzie, gdzie tylko poszedł, i bez trudu nawiązywał kontakty. Jakiś czas temu razem z kolegą otworzyli bar sportowy i wyglądało na to, że nieźle sobie radzą. Mnie w najmniejszym stopniu nie interesował sport. Pojawiłem się w jego knajpie tylko raz, na otwarciu kilka lat temu – moja matka praktycznie mnie zmusiła, żebym poszedł. Cały wieczór czułem się niezręcznie, a mój garnitur stanowczo nie pasował do okoliczności. Kiedy zaczęła się bójka, uciekłem po cichu, nie posiadając się z radości.

Matt był świetnym facetem, ale nigdy nie rozumiałem, dlaczego w dzieciństwie zależało mu na moim towarzystwie – w sumie to do dziś nie udało mi się rozwiązać tej zagadki. Matt miał mnóstwo przyjaciół i często chodził na randki, ale z jakiegoś powodu zawsze potrafił znaleźć dla mnie czas.

– Hej, brat! – zawołał, gdy się zbliżyłem.

Przyrodni, dla pełnej jasności.

Kilka osób przywitało się z nami, kiedy szliśmy do szatni. Matt dla każdego miał jakąś zgrabną odpowiedź, a ja po prostu zmuszałem się, żeby sztywno skinąć głową, zamiast wbijać wzrok w podłogę. Kiedy przychodziłem tu sam, nie zwracałem niczyjej uwagi i czułem się z tym o wiele lepiej.

– Co z tobą? – zapytał Matt, kiedy rzuciłem torbę na podłogę. – Ta żyłka na czole zaraz ci pęknie.

– Nie wiem. Może jakaś choroba mnie łapie.

– Tak, syndrom niedopchnięcia – prychnął. – Ta wkurzająca studentka znów się tobą bawi?

– Co? – Zacząłem się przebierać i słuchałem go jednym uchem.

– No wiesz, ta, co się ubiera jak bezdomna i zawsze pyskuje. Ta, o której ciągle nawijasz, kiedy się widzimy.

– Pani Wilde? – Uniosłem głowę.

– Mm… Wilde, podoba mi się. A jak ma na imię?

– Nie wiem – uciąłem z irytacją. – Dlaczego, do cholery, rozmawiamy o moich studentach?

– Ooo, zaczynasz się wyrażać! – Roześmiał się.

Nie miałem pojęcia, o co mu chodzi. Byłem doktorem literatury. Oczywiście, że potrafiłem się wyrazić.

– Bo wiesz – ciągnął rzeczowo – ta żyłka wyjątkowo mocno ci dziś wyłazi, a to się zwykle zdarza, kiedy masz z nią zajęcia.

Przesunąłem koniuszkami palców po czole.

– No, to co dziś narozrabiała?

– Nic! Dajże mi święty spokój!

– Łał, musiało być naprawdę źle. Albo dobrze. Zależy, z której strony spojrzeć.

Posłałem mu spojrzenie, którym miałem nadzieję go zmrozić i zmusić do zamilknięcia. Nie miałem ochoty myśleć o tej koszmarnej dziewczynie, jeśli nie musiałem.

– A, już wiem – powiedział, szczerząc zęby w uśmiechu. – Zakładała nogę na nogę, a potem rozkładała z powrotem, żebyś mógł sobie zerknąć?

– Nie! – Już prawie krzyczałem. – Co z tobą jest nie tak, Matt? Ona jest co najmniej dziesięć lat młodsza ode mnie.

– No i? To nic nadzwyczajnego. Większość mężczyzn marzy o młodszych kobietach.

Pani Wilde też dziś to powiedziała.

– Poważnie? – Usłyszałem własny głos.

– No jasne. Nie powiesz chyba, że nie chciałbyś tej niegrzecznej studentki ostro zerżnąć i pokazać jej, kto tu rządzi!

Stanąłem jak wryty przed szafkami. W życiu nie przyszło mi coś takiego do głowy, ale teraz to sobie wyobraziłem i byłem… zaintrygowany? I kompletnie zniesmaczony. Absurd. Potrząsnąłem głową i wepchnąłem torbę do szafki, trzaskając drzwiczkami.

– Nie – powiedziałem w końcu. – Nawet gdyby to nie było zabronione, ona w ogóle nie jest w moim typie.

– A jak wygląda? – zapytał Matt, gdy ruszyliśmy w stronę bieżni.

Wzruszyłem ramionami.

– Raczej nieduża, ma ciemne włosy i niebieskie oczy. Pewnie około dwudziestu jeden lat. W życiu nie widziałem kogoś tak źle ubranego, a jej włosy i makijaż… Wygląda, jakby cały rok świętowała Halloween.

Matt pokiwał głową. Widziałem, że tworzy już w głowie jej obraz.

– A, i ma tatuaż poniżej karku – dodałem.

– Mm, tatuaże są seksowne – rozmarzył się. – A jakie ma cycki?

Zacisnąłem szczękę. Niestety, dokładnie wiedziałem, jakie ma „cycki”, jak to elokwentnie ujął Matt.

– Aż takie dobre, co? – Uśmiechnął się szeroko.

– Pojęcia nie mam – odparłem. Męczyła mnie już ta rozmowa. – Nawet bym nie wiedział, jakie kryteria oceny zastosować.

– Nie mogą być za małe, ale też nie za duże. Najlepiej takie w sam raz do ręki… A ja mam spore ręce.

Roześmiał się, podnosząc dłonie i prostacko udając, że maca piersi.

Przewróciłem oczami, wszedłem na najbliższą bieżnię i zacząłem trening. Nie chciałem myśleć o piersiach pani Wilde i miałem nadzieję, że Matt w końcu odpuści.

– Aaa – dodał, kiedy już skończył wyimaginowane macanie – muszą być jędrne i sterczące. Ale u dwudziestolatki to praktycznie standard, szczęściarzu.

Były jędrne, nie mogłem zaprzeczyć. Zacząłem biec szybciej.

– No, to jak? Zarwiesz ją? – ciągnął dalej Matt, mimo że biegłem już na najwyższej szybkości i nie odpowiedziałem na żadne z jego durnych pytań dotyczących piersi.

Wszedł na bieżnię obok mnie, ale ledwie truchtał.

– Oczywiście, że nie – wydyszałem.

– Czemu nie? Skoro tak się zachowuje na twoich zajęciach, to dość oczywiste, że na ciebie leci.

– Nie leci na mnie. Ona… Nie wiem, o co jej chodzi.

Biegłem dalej, aż poczułem, że serce zaraz wyskoczy mi z piersi, a pot lał się ze mnie strugami. Zatrzymałem bieżnię i wypiłem całą butelkę wody. Matt nadal obserwował mnie ze swojej maszyny z durnym uśmieszkiem na twarzy.

– Co? – zapytałem ostro.

– Spokojnie, braciszku, bo się dorobisz tętniaka – powiedział, zwalniając. – Ja tylko mówię, że jeśli tak się nakręcasz na myśl o tej dziewczynie, to może coś w tym jest.

– Nic w tym nie ma – wydyszałem. – Jest głupia, denerwująca i jeśli mam być całkiem szczery, nie mogę się już doczekać końca semestru, bo wtedy nie będę musiał jej dłużej oglądać dwa razy w tygodniu. I owszem, jej piersi są bardzo jędrne i zapewne ani za duże, ani za małe, ale to nie zmienia faktu, że wygląda jak statystka z filmu Tima Burtona i chyba przysięgła sobie, że będzie mnie wkurzać do końca moich dni!

Wyszedłem jak burza, słysząc za sobą jego śmiech. Poszedł za mną do sali z ciężarami.

Położyłem się na ławce z nadzieją, że Matt się zamknie, kiedy będzie mnie zabezpieczać. Oczywiście nie miałem tyle szczęścia.

– Nooo, ale jak skończą się zajęcia, to już będzie wolno ci się z nią umówić, co?

Stęknąłem z wysiłku.

– Ponieważ nie mam najmniejszego zamiaru się z nią umawiać, to nie ma nic do rzeczy. Poza tym jestem dla niej o wiele za stary i jak już mówiłem, nie jest w moim typie.

– Przecież lubisz szatynki – zaprotestował.

– Tak, ale nie lubię makijażu na Marilyna Mansona, podartych rajstop, a zwłaszcza tatuaży. Dlaczego wciąż ciągniemy ten temat?

– Bo od dwóch miesięcy nawijasz o niej za każdym razem, gdy się widzimy.

Niemożliwe, żebym mówił o niej aż tak często.

– Nawet nie zdajesz sobie z tego sprawy, co?

– Na pewno nie aż tak często – zaprotestowałem niepewnie, gdy zamieniliśmy się miejscami.

Matt dołożył więcej wagi na swoją sztangę.

– Jaja sobie robisz? Wiem, w co była ubrana i jak miała zrobione włosy na każdych twoich zajęciach. Już nie wspominając o uśmiechach i mruganiu.

– Przesadzasz – żachnąłem się. – Co miała na sobie w piątek?

– Yyy, spódniczkę w czarno-białą kratę i koszulkę z logo jakiegoś zespołu. Z twojego opisu sądzę, że Ramones – odparł natychmiast.

Zgadza się. Boże, to nienormalne.

Milczałem. Co niby mógłbym na to odpowiedzieć?

– Mam rację, co?

– Zamknij się już albo to na ciebie upuszczę – mruknąłem, podając mu sztangę.

Zrobił swoją serię, a ja stałem nad nim zdezorientowany. Nie zdawałem sobie sprawy, że tak dużo narzekam na panią Wilde. Kiedy skończyliśmy swoje serie, nie chciało mi się dłużej ćwiczyć. Poszliśmy pod prysznic.

– Żarty na bok, Stephen, ale dlaczego ty się z nikim nie spotykasz? Nawet na zwykłej randce nie byłeś od Bóg wie kiedy – zagadnął w szatni.

– Nie wiem – skłamałem. – Nie spotkałem nikogo ciekawego.

– Poza tą dziewczyną, o której gadasz non stop od dwóch miesięcy – przerwał.

– Poza tym nie umiem rozmawiać z kobietami – dodałem, ignorując jego uwagę.

– To akurat święta prawda.

Zerknąłem na przyrodniego brata, a on posłał mi uśmiech.

– Żartuję, Stevie. Nie jesteś taki zły, jak ci się wydaje.

Ale byłem. Wprawdzie nie lubiłem się do tego przyznawać, ale nie mogłem przeczyć faktom. Moje życie uczuciowe praktycznie nie istniało – od zawsze. Na studiach siedziałem z nosem w książkach, a ponieważ nie chodziłem na imprezy, nie spędzałem zbyt wiele czasu wśród kobiet. Obserwowałem, jak rówieśnicy udzielają się towarzysko, i chciałem się przyłączyć, ale byłem zbyt nieśmiały. Żywiłem w sobie nadzieję, że pewnego dnia właściwa kobieta po prostu pojawi się znikąd w moim życiu. Ktoś miły, z kim mógłbym rozmawiać bez onieśmielenia. Ktoś, kto zaakceptuje mnie takim, jaki jestem, ze wszystkimi moimi wadami.

A teraz miałem trzydzieści trzy lata i jak dotąd nic. Może to się nigdy nie wydarzy? Miałem kilkoro przyjaciół z liceum i ze studiów: wszyscy byli w stałych związkach, większość po ślubie i z dziećmi. Ja zostałem jedynym singlem i zaczynałem się martwić, że już zawsze będę sam.

– Chcesz, żebym cię z kimś ustawił? – zaproponował Matt. – Znam mnóstwo dziewczyn, które chętnie by się z tobą spotkały.

– Poważnie? – Uniosłem brew.

– No, może nie mnóstwo. Ale jedną bym może wykombinował. Jakąś miłą i nudną, żeby do ciebie pasowała – powiedział, jakby to był komplement.

– Poważnie uważasz, że jestem nudny?

– Tak – odparł bez zastanowienia.

– Łał. Dzięki za szczerość, Matt.

– Sorry, Stevie, ale spójrz, chłopie, na swoje życie. Co wieczór siedzisz w domu zakopany w książkach, na randce nie byłeś od pierwszego załamania nerwowego Britney i ubierasz się jak emeryt.

Jaka Britney? Dlaczego się załamała? Emeryt?

Spojrzałem na swoje ubranie i porównałem do Matta. Miałem na sobie spodnie khaki z paskiem, niebieską koszulę z kołnierzykiem, brązową sztruksową marynarkę, czarne skórzane pantofle i oczywiście muszkę i okulary. Mój przyrodni brat był ubrany w dziwaczne trampki, ciemne dżinsy, prosty biały T-shirt, a na to miał narzuconą skórzaną kurtkę. Nawet ja potrafiłem przyznać, że się różnimy, ale nie uważałem, żeby mój styl był aż taki zły.

– Naprawdę ubieram się jak emeryt?

– Trochę tak. Spójrz na te spodnie...

– Co z nimi nie tak?

– Zasadniczo nic – zamyślił się. – Ale są trochę za wysoko podciągnięte, a ten pasek jakiś taki… geriatryczny. Dlaczego nigdy nie nosisz dżinsów?

– Wątpię, żeby było mi wygodnie w czymś tak obcisłym – przyznałem.

– Po co trzy razy w tygodniu chodzisz na siłkę, jeśli i tak nikt tego nie widzi? – zadał pytanie retoryczne, napinając biceps.

– Dla zdrowia. Regularne ćwiczenia to najlepszy sposób na utrzymanie całego układu krążenia w optymalnym stanie. Znasz historię mojej rodziny.

Matt położył rękę na moim ramieniu i lekko potrząsnął.

– Sorry, stary, wiem. Ale byłeś niedawno u lekarza, nie? Wszystko jest w porządku.

Przytaknąłem, pocierając pierś dłonią.

– Masz zdrowie jak koń – ciągnął. – Na starość się będziesz martwić. Teraz powinieneś się skupić na ci…

– Nie mów tak! – przerwałem, unosząc dłoń.

– …ciekawych kobietach, z którymi mógłbyś się umówić – prychnął.

Błagam. Wiem, co chciałeś powiedzieć.

– Jasne, już się za to zabieram.

– Pomyśl o dżinsach, co?

– Na pewno mi przypomnisz, jeśli zapomnę – mruknąłem.

Poklepał mnie po ramieniu ze współczuciem.

– Jak następnym razem mama będzie cię chciała zabrać na zakupy, podziękuj i nie idź.

– Okej.

– Słuchaj, chodź ze mną do baru na jednego. Możemy ogarnąć coś do jedzenia po drodze – zaproponował.

Zawahałem się.

– Dziś jest początek sezonu Giantsów, na pewno będą jakieś laski. Giants to nasza drużyna bejsbolowa, gdybyś nie wiedział.

– Wiem. – Przewróciłem oczami.

Ale gdybym się nie urodził i wychował akurat tutaj, w San Francisco, pewnie bym nie wiedział. Miałem ochotę odmówić. Nie chodziło o to, że nie lubię spędzać czasu z Mattem, bo lubiłem. Chodziło o ten jego bar, albo raczej o bary jako takie. Nie radziłem sobie zbyt dobrze w sytuacjach towarzyskich. Ale jednocześnie wiedziałem, że to dla niego ważne.

– No dobra – zgodziłem się. – Ale tylko na jedno piwo, okej?

Twarz Matta rozjaśniła się w uśmiechu.

– Poważnie? Super! Chcesz, żebyśmy się zatrzymali u ciebie po drodze? Mógłbyś się przebrać.

– Nie.

– Okej, to może… Eee… Zostaw chociaż marynarkę i wyciągnij koszulę ze spodni.

Zrobiłem, jak radził.

– A muszka?

– Nie. Coś jeszcze? – zapytałem sarkastycznie.

– Tak. Daruj sobie ten dziwny przedziałek. Wyglądasz, jakbyś miał zaczeskę – powiedział, wichrząc mi włosy.

***

Jakiś czas później zaparkowaliśmy przed pubem Matta. Kiedy zobaczyłem, ile samochodów stoi przed wejściem, zacząłem żałować swojej decyzji. W środku było mnóstwo ludzi – już czułem zdenerwowanie wzbierające w moim żołądku.

Weszliśmy do środka. Matta ze wszystkich stron powitały entuzjastyczne okrzyki. Widocznie każdy w barze go znał. Mnie nie zależało na zainteresowaniu, z wyjątkiem sytuacji, które miałem pod kontrolą, tak jak w sali wykładowej.

– Chodź, brat. Mam swój stolik – oznajmił Matt.

Poprowadził mnie do stołu, który był bez wątpienia najlepszym miejscem w knajpie. Z siedzeń rozciągał się świetny widok na cały bar. Poza tym były pod idealnym kątem do oglądania telewizji na dużym płaskim ekranie pod sufitem.

– Wezmę ci piwo. Chcesz jakieś konkretne?

Potrząsnąłem głową. Nie odróżniłbym jednego piwa od drugiego, nawet gdyby zależało od tego moje życie. Rozejrzałem się po pubie. Zaskoczyło mnie, że było tu faktycznie sporo kobiet, jak zapowiadał Matt. Wiedziałem, że umawia się z różnymi dziewczynami, ale z żadną na wyłączność. Chyba właśnie taki układ mu najbardziej odpowiadał. Zauważyłem, że w drodze powrotnej obejmuje kilka kobiet na powitanie. Muszę przyznać, że poczułem ukłucie zazdrości. Mój przyrodni brat miał talent do zjednywania sobie ludzi i czarowania płci przeciwnej – talent, którego ja byłem kompletnie pozbawiony.

– No, trzymaj. – Podał mi piwo. – Podoba ci się któraś? – Wskazał głową w stronę zatłoczonej przestrzeni przy barze.

Wzruszyłem ramionami i zacząłem zdrapywać etykietę z butelki, zastanawiając się, ile czasu będę musiał tu wysiedzieć, żeby wypełnić zobowiązanie wobec Matta.

– Co powiesz na nią? – zapytał, patrząc na kobietę o wielkich piersiach i bardzo krótkiej sukience.

Eee, nie.

– Żartuję przecież. – Wyszczerzył zęby w uśmiechu. – Znam ją. Nie jest nudna, jeśli wiesz, co mam na myśli.

– Mam nadzieję, że się zabezpieczałeś – wymamrotałem. – Ostrożności nigdy za wiele.

Matt posłał mi wymowne spojrzenie.

– Przeciwnie, Stephen, czasami może być jej za wiele.

Nie zapytałem, o co mu chodzi. Rozbrzmiała jakaś rockowa piosenka i z głębi sali rozległy się podekscytowane okrzyki. Odwróciłem się jednocześnie z Mattem, żeby zobaczyć, co się dzieje, i mało nie spadłem z krzesła. Pani Wilde tańczyła na stole z dwiema innymi dziewczynami. Otaczała je wielka grupa mężczyzn, którzy się gapili i gwizdali. Niektórzy wznosili sprośne okrzyki.

Miała na sobie sukienkę, której wcześniej nie widziałem: jakąś dziwną czerwoną szmatkę bez ramiączek – nie mogłem pojąć, jak to się na niej trzyma – i skórzane kozaki do kolan. Włosy związała w wysoki kucyk, usta umalowała czerwoną szminką, a na powiekach miała ten sam rozmazany czarny cień co popołudniu.

– Ja cię sunę, ta ruda jest niezła! – ocenił Matt z lekkim gwizdnięciem.

Mówił o koleżance pani Wilde, wysokiej, krągłej dziewczynie o długich włosach. Trzecia była niska i ciemnoskóra, a włosy miała kruczoczarne. Wzrok wszystkich mężczyzn w barze skoncentrowany był teraz na układzie tanecznym, jaki wszystkie trzy prezentowały na blacie stołu. Nagle zapragnąłem wyjść, zanim ona mnie zauważy. Nie chciałem jej oglądać, choć musiałem przyznać, że wyglądała lepiej niż na moich zajęciach.

Kiedy dziewczęta zaczęły sprośny pokaz picia tequili, opadła mi szczęka. Tłum mężczyzn oszalał z radości.

– Yyy… Wolno im tak robić? – zapytałem Matta.

– Żartujesz? – Ani na chwilę nie spuścił oczu z rudej. – Ci goście będą tu przychodzić codziennie przez najbliższy miesiąc, licząc na powtórkę. Powinienem tym laskom za to płacić. Nie widziałem ich tu wcześniej. Ciekawe, skąd się wzięły.

– To pani Wilde – powiedziałem, natychmiast żałując, że w ogóle otworzyłem usta.

– Ta w czerwonej kiecce? – upewnił się z niedowierzaniem. – Poważnie?

Skinąłem głową.

– To jest ta wkurzająca laska nie w twoim typie? Brachu, ale ty pieprzysz głupoty! Musisz ją zaliczyć, a potem przedstawić mnie koleżance.

Nie czułem potrzeby „zaliczania” czegokolwiek ani kogokolwiek. Wstałem, zbierając się do wyjścia.

– A ty dokąd? Mecz się jeszcze nie zaczął – zaprotestował i pociągnął mnie z powrotem na krzesło. – Jedno piwo, Stephen, obiecałeś!

– W porządku. – Opuściłem głowę. – Skończę to jedno, a potem jadę do domu. Mam dziś jeszcze coś do załatwienia.

– Potem sobie zwalisz. – Zaśmiał się. – Twoja kochana panna Wilde właśnie funduje ci niezłą inspirację – dodał, wskazując głową w jej kierunku.

Zobaczyłem, że pani Wilde jest właśnie zajęta zlizywaniem soli z szyi rudowłosej koleżanki. Następnie wychyliła kieliszek tequili i wgryzła się w kawałek cytryny, który podała jej ustami druga dziewczyna. Poczułem lekkie drżenie w kroczu i odwróciłem wzrok, brzydząc się sobą.

Jest od ciebie dobre dziesięć lat młodsza i co ważniejsze, to twoja studentka. Poza tym szlag cię trafia na jej widok, pamiętasz?

Przeniosłem uwagę na ekran, odnotowując z ulgą, że hałas z tyłu sali się uspokaja wraz z rozpoczęciem meczu. Skończyłem piwo i oznajmiłem Mattowi, że wychodzę, ale umówiliśmy się jutro na lunch. Rozejrzałem się za panią Wilde, ale wyglądało na to, że ona i jej koleżanki opuściły bar, kiedy zaczął się mecz. Wyszedłem i wziąłem głęboki oddech, ciesząc się, że już po wszystkim.

– Szlag by to jasny!

Co do…?

Spojrzałem w kierunku, z którego dobiegł głos. Okazało się, że to nikt inny jak pani Wilde grzebiąca w torebce i klnąca w najlepsze. Wyciągnęła papierosa, odpaliła i zaciągnęła się głęboko.

– Kurwa mać – jęknęła, zamykając oczy i wydmuchując dym w nocne powietrze.

Klnie jak szewc i do tego pali. Cudownie. Lista rzeczy, których nie lubię w pani Wilde, wydłuża się z każdym dniem. Zanim ten semestr dobiegnie końca, będzie wyglądać jak ten zwój, na którym Kerouac napisał W drodze.

Przez sekundę łudziłem się, że uda mi się przemknąć obok niej niezauważenie, ale otworzyła oczy i aż się rozpromieniła na mój widok.

– Stephen! – Posłała mi figlarny uśmiech, wyginając kąciki ust w dół. – Co ty tu robisz?

– Panie Worthington – poprawiłem automatycznie.

– Nie jesteśmy na uczelni – odbiła piłeczkę, zaciągając się papierosem.

Nie mogłem przestać się gapić na jej obłędnie czerwone usta na filtrze papierosa. Postanowiłem nie ciągnąć tematu uprzejmości.

– To bar mojego brata. Przyrodniego.

– No to brata czy nie? – zapytała wyraźnie rozbawiona.

– Nie wiem.

Nasi rodzice byli małżeństwem prawie od dwudziestu lat i ledwie pamiętałem życie bez Matta. Kiedy był odpowiedni czas na porzucenie kwalifikatora „przyrodni”?

– Mhm.

Ta rozmowa do niczego nie prowadziła.

– Nigdy mi nie wyglądałeś na miłośnika sportu – oceniła, mierząc mnie wzrokiem i znów wciągając dym w płuca.

– Bo nim nie jestem i właśnie wychodzę. Dobranoc, pani Wilde – powiedziałem krótko i ruszyłem w stronę samochodu.

– Czekaj. Nie mam dość kasy na taksówkę, a moje koleżanki już sobie poszły w innym kierunku. Może mógłbyś mnie podwieźć?

Nie chciałem jej w moim samochodzie. W ogóle nie wypadało mi robić czegoś takiego.

– A zresztą. Nieważne – rzuciła, zanim zdążyłem odpowiedzieć. – Zobaczymy się w piątek na zajęciach.

Kiedy się odwróciłem, już odchodziła.

Zamierza iść do domu na piechotę? Sama? W tej sukience?

– Pani Wilde! – zawołałem.

Zatrzymała się i posłała mi zaciekawione spojrzenie.

– Proszę. – Wskazałem samochód.

Uśmiechnęła się szeroko i wróciła do mnie. Trudno było nie zauważyć jej wąskiej talii i tego, jak jej biodra się kołyszą, kiedy chodzi. Kucyk bujał się w rytm jej kroków, a ja uznałem, że jej włosy wyglądają teraz dużo lepiej niż na moich zajęciach. Wsiadła do samochodu. Natychmiast zarejestrowałem, że wciąż pali.

– Mogłabyś tego nie robić w moim samochodzie? – Wskazałem na papierosa.

Wyrzuciła niedopałek przez drzwi i zapięła pasy. Chwilę grzebała w torebce, aż w końcu znalazła opakowanie miętowych cukierków i wrzuciła jednego do ust.

– Gdzie mieszkasz? – zapytałem, wyjeżdżając z parkingu.

Podała adres w popularnej okolicy wśród studentów.

– No, Stephen – powiedziała, odwracając głowę w moją stronę – często robisz takie rzeczy?

– Jakie rzeczy? – Wzrok miałem skupiony na drodze.

– Ratujesz damy w opałach – zażartowała. – Nie, pytam, czy często chodzisz do knajpy, jeśli rano jest szkoła.

– Ja jutro nie mam szkoły. I nie, nie robię tego często. Nie czułem się tam zbyt dobrze.

– To gdzie czujesz się dobrze?

Wzruszyłem ramionami. Większość wieczorów spędzałem w domu, z książką i filiżanką herbaty. Czasami szedłem do kina, jeśli akurat wyświetlali coś dobrego, albo jechałem do rodziców na obiad. To było praktycznie całe moje życie towarzyskie z wyjątkiem rzadkich okazji, kiedy Matt ciągnął mnie gdzieś ze sobą. Oczywiście nie wyznałem nic z tego pani Wilde i jechałem dalej. Chciałem ją odwieźć najszybciej, jak to możliwe, i mieć ją z głowy. Nie zamierzałem zwierzać się z mojego życia prywatnego. Na zajęciach wiedziałem co robić, co powiedzieć. Zawsze miałem celną odpowiedź na każde pytanie. Byłem wykładowcą – szanowano mnie, czasem nawet się mnie obawiano. Teraz tkwiłem w samochodzie i czułem się jak klasowy kujon wkręcony w odwiezienie do domu najładniejszej dziewczyny w szkole, choć w innych okolicznościach ta w życiu by się nim nie zainteresowała.

Zerknąłem na nią. Naprawdę ładnie dziś wyglądała. Jasna skóra na nagich ramionach sprawiała wrażenie bardzo miękkiej i gładkiej, a sukienka ciasno opinała jej ciało, podkreślając zgrabną figurę.

– Dlaczego nie wzięłaś kurtki? – zapytałem, marszcząc brwi i znów skupiając się na jeździe.

– Zapomniałam. Fajne dziś były zajęcia, co?

Nie określiłbym ich słowem „fajne”. Frustrujące? Tak. Irytujące? Stanowczo. Fajne? Nie.

Burknąłem na potwierdzenie, ale nic nie powiedziałem.

– No, ja w każdym razie świetnie się bawiłam – dodała i zaśmiała się lekko. – Wierzyć się nie chce, że niektórzy naprawdę mają coś do autora.

– Nie do niego pierwszego. Ellisowi przez jakiś czas grożono śmiercią po tym, jak napisał American Psycho.

– Taa, wiem. Zastanawiałam się, czy nie napisać licencjatu o nowojorskich pisarzach – rzuciła swobodnie.

Pokiwałem tylko głową i westchnąłem z ulgą, skręcając w jej ulicę.

– No, to dobranoc – powiedziałem, gapiąc się przed siebie.

Wysiadaj, wysiadaj, wysiadaj.

– Wiesz co, Stephen, jest jeszcze wcześnie. Może chciałbyś wejść na kawę albo drinka?

Serce zakołatało mi w piersi. Po co miałaby zapraszać mnie na kawę?

Nie. Nie, nie, nie. Absolutnie nie.

– Chętnie. – Przełknąłem ślinę.

Co ja, do cholery, wyprawiam?

Rozdział 3

Pani Wilde z uśmiechem wysiadła z samochodu, a ja bezwolnie poszedłem za nią na górę, do jej mieszkania, jakby nogi nagle zaczęły mnie nieść niezależnie od tego, co nakazuje im mózg.

Co ja wyprawiam? Nie powinienem tego robić.

– Zapraszam – powiedziała, otwierając drzwi.

W nozdrza uderzył mnie zapach, którym przesiąknięte było całe mieszkanie.

Nie był nieprzyjemny, ale zdecydowanie egzotyczny.

Co tak pachnie? Kwiaty?

Z przerażeniem rozejrzałem się po pomieszczeniu. W środku panował niczym nieskrępowany chaos. Mieszkanie składało się z maleńkiej kuchni, łazienki i pokoju, który służył jednocześnie za salon i sypialnię. Wlepiłem wzrok w jej łóżko, zastanawiając się, co ją inspirowało podczas dekorowania. Wyglądało jak pornograficzna wersja łoża z Tysiąca i jednej nocy: przykrywała je fioletowa narzuta zasypana poduszkami w złotych, różowych i fioletowych obiciach. Miało nawet baldachim. U nóg łóżka stała wielka drewniana skrzynia, a na jej wieku tłoczyły się orientalne kolorowe lampy na świece i podstawka na kadzidło.

Ach, to wyjaśnia ten zapach.

Odwróciłem się, żeby na nią spojrzeć. Było jasne, że czeka na jakiś komentarz na temat tego estetycznego monstrum.

– Masz bardzo… eee… ciekawe łóżko – spróbowałem, co było najgrzeczniejszą uwagą, jaka przyszła mi do głowy.

– Dziękuję. – Uśmiechnęła się. – Wiem, że trochę przesadziłam z ozdobami, ale lubię mieć przyjemne miejsce do spania.

Zapaliła świeczki i znów na mnie spojrzała.

– I do innych zajęć, przy których raczej się nie śpi – dodała.

Zamrugałem kilka razy, niepewny, czy zdaje sobie sprawę z podtekstu tej wypowiedzi. Wyglądała na zrelaksowaną i wciąż zapalała wszędzie wokół świeczki, jakby to była zupełnie normalna rozmowa.

– Napijesz się czegoś, Stephen? – zapytała, zdmuchując zapałkę.

Znów poczułem dezorientację. W życiu nie byłem w takiej sytuacji.

– Po-po to tu jestem – zająknąłem się. – Zaprosiłaś mnie na drinka.

– Owszem. Wino? Piwo? Kawa? Herbata? – Zasypała mnie możliwościami.

– A na co ty masz ochotę? – wykrztusiłem wreszcie.

– Na ciebie.

Znów się uśmiechnęła.

Co ona powiedziała? Kobiety nie mówią takich rzeczy w prawdziwym życiu. Musiałem się przesłyszeć.

– I chyba jeszcze na wino – dodała, idąc do kuchni.

Rozejrzałem się za ukrytą kamerą, czując się jak w jednym z tych programów w rodzaju Złapać drapieżnika, tylko że to nie ja tu byłem drapieżnikiem. Nie dostrzegłem żadnych kamer, tylko bałagan. Wszędzie.

Jak ona może tak mieszkać?

Mam obsesję na punkcie porządku, więc czułem, jak wzbiera we mnie mały atak paniki. Ta dziewczyna najwyraźniej nie miała umiejętności odkładania rzeczy na swoje miejsce. Gdzie by nie spojrzeć, wszędzie piętrzyły się stosy byle jak poukładanych książek, części garderoby zwisające z krzeseł, a niewielkie biurko uginało się pod nawałem papierów i stertą książek. Nie było tu brudno, po prostu panował chaos. Bardzo mi się to nie podobało. Wszystko wyglądało na lekko zużyte, z wyjątkiem laptopa i innych elektronicznych urządzeń – te były całkiem nowe.

Wróciła z kuchni i podała mi czerwone wino. Zauważyłem, że jej kieliszek nie pasuje do mojego.

Usiadła na skraju łóżka, postawiła kieliszek na szafce nocnej i zaczęła zdejmować kozaki. Pociągnąłem łyk wina. Ku mojemu zaskoczeniu było pyszne.

– Pomagałam w produkcji, wiesz? – oznajmiła, ściągając but.

– W produkcji czego?

– Wina.

– Aha – odparłem, nie bardzo wiedząc, co powiedzieć. – W dolinie Napa?

– Na południu Francji. Cztery lata temu – wyjaśniła, ściągając drugi but. – Po maturze pracowałam latem w winnicy.

Kompletnie nie spodziewałem się takiej odpowiedzi, jak większości rzeczy, które mówiła i robiła. To było niepokojące.

– Dlaczego? – zapytałem.

– A dlaczego nie?

To była bez wątpienia najdziwniejsza rozmowa w całym moim życiu. Wziąłem jeszcze łyk wina, jednocześnie modląc się, żeby pani Wilde nie oznajmiła, że ugniatała winogrona nogami, jak to czasem pokazują na filmach. Zerknąłem na jej nogi i oceniłem, że może nawet nie byłoby to takie straszne. Stopy miała małe, delikatne i zadbane.

Chodzi na pedicure, a makijaż nakłada szpachlą? Bez sensu.

– I jak? – zapytała.

– Bardzo dobre wino. – Pokiwałem głową.

– Świetnie. Przekażę słowa uznania Etienne w następnym mejlu.

Podeszła do czegoś, co wyglądało na stereo. Buty zostawiła na podłodze przy łóżku.

– Czego chciałbyś posłuchać? – Zerknęła na mnie przez ramię.

Nie wiedziałem, co zaproponować. Byłem raczej przekonany, że nie ma nic z rzeczy, jakich słucham w domu, bo nie kojarzyłem żadnych zespołów, jakie nosiła na koszulkach.

– Czego ostatnio słuchałaś?

– The Smiths. Ale raczej nie są zbyt nastrojowi, co?

Nie miałem pojęcia, o czym mówi, ale pokiwałem głową. Przejrzała mnie.

– Bywają trochę depresyjni. Samobójstwo, bomby atomowe, bycie rozjeżdżanym przez dziesięciotonowe ciężarówki i tak dalej – wyjaśniła, podając mi mały odtwarzacz. – Wybierz coś.

Czułem się trochę dziwnie, kiedy wziąłem go do ręki i zacząłem wciskać maleńkie guziki.

– O, tak. – Pokazała, przesuwając palcem po ekranie.

Przeglądałem tytuły albumów. Było w czym wybierać. Byłem pod wrażeniem, że ma tak eklektyczny gust.

Jak dotąd odkryłem w niej dwie rzeczy, które mi się podobają: lubi dobre wino i dobrą muzykę.

W końcu zdecydowałem się na największe hity Otisa Reddinga. Wpięła odtwarzacz do stereo i włączyła muzykę.

– Dobry wybór – powiedziała z aprobatą i spojrzała mi w oczy.

Do tej pory nie zdawałem sobie sprawy, że jestem od niej aż o tyle wyższy. Poruszała się z wielką pewnością siebie. Przez to łatwo było przeoczyć fakt, że jest taką małą kobietą… dziewczyną.

Ciekawe, ile ma lat.

– Też bym to wybrała – oznajmiła, zbliżając się do mnie. Uśmiechnęła się, a w oczach zamigotały jej przewrotne iskierki. – To albo Prince’a. Dobrze sobie radzi ze słowami.

Wspięła się na palce i zaśpiewała mi do ucha.

Po raz pierwszy w dorosłym życiu miałem szczerą ochotę rzucić mięsem. Zdołałem się jednak opanować i zamiast tego zrobiłem krok w tył. Stała stanowczo za blisko, żebym czuł się komfortowo. Nagle zaniepokoiłem się, że dodała mi coś do wina, bo poczułem zawroty głowy.

– Pomożesz mi rozpiąć sukienkę? – zapytała, stając do mnie plecami. – Meg mnie w nią zapięła i nie mam pojęcia, jak się teraz wydostać.

– Meg to ta z rudymi czy czarnymi włosami? – zapytałem w nadziei, że odwrócę jej uwagę i nie będę musiał patrzeć, jak się rozbiera.

– Ta ruda. Widziałeś nas w barze? – Wciąż stała do mnie tyłem.

Skinąłem głową, choć oczywiście nie mogła tego zobaczyć.

– Stephen, sukienka – powiedziała lekko zniecierpliwiona. – Nie zamierzam w tym spać. Nie będzie mi zbyt wygodnie.

Nie widziałem żadnej drogi ucieczki, więc ostatecznie sięgnąłem do zamka, zamykając oczy, kiedy w końcu udało mi się niezgrabnie wykonać zadanie.

– Dziękuję – powiedziała cicho.

Usłyszałem, jak chodzi po pokoju.

– Dlaczego masz zamknięte oczy? – W jej głosie pobrzmiewało rozbawienie.

– Nie wiem – odparłem, choć przecież doskonale wiedziałem.

– Możesz już otworzyć.

– Wy-wyglądasz porządnie?

– Nie posuwałabym się aż tak daleko – zachichotała. – Sam zobacz.

Nie, lepiej nie otwierać oczu. Powinienem teraz wyjść, zanim wpakuję się w kłopoty.

W tej samej sekundzie pojąłem, że już jestem w tarapatach, bo poczułem dłonie pani Wilde na twarzy i jej ciało przywierające się do mojego. Była naga.

To niemożliwe. I co teraz?

Nie miałem pojęcia, co się dzieje. Po co miałaby to robić? Przez cały semestr tylko mnie denerwowała i nie było szans, żeby robiła to nieświadomie. Czy teraz próbuje się ze mną drażnić tak jak na zajęciach z tymi uśmiechami i puszczaniem oka?

– Stephen, spójrz na mnie.

Zrozumiałem, że muszę coś widzieć, jeśli mam wyjść z tego mieszkania w jednym kawałku. W przeciwnym razie najprawdopodobniej potknę się o którąś z książek rozrzuconych na podłodze i skręcę sobie kark. Niechętnie otworzyłem oczy. Jak łatwo było się domyślić, twarz pani Wilde była centymetry od mojej.

– Dziękuję, że odwiozłeś mnie do domu – powiedziała z uśmiechem.

– Nie ma za co – odparłem automatycznie.

Jej dłonie parzyły mi policzki. Czułem na twarzy jej oddech. Mimo że wcześniej paliła, oddech miała słodki jak miętówka, którą wzięła do ust w samochodzie. Wciągnąłem głęboko powietrze razem z jej wydechem. Spojrzałem jej w oczy, próbując zrozumieć, co się dzieje i jak w ogóle do tego doszło.

Nie miałem więcej czasu na zastanowienie. Pani Wilde przycisnęła swoje wargi do moich i mnie pocałowała. Poczułem, jak szczęka rozluźnia mi się z zaskoczenia, a ona uznała to za zaproszenie i włożyła mi język do ust. Byłem kompletnie zszokowany. Całowała mnie, a mi się to podobało. Bardzo.

– Mm, dobrze smakujesz – wymruczała.

Przebiegła dłońmi wzdłuż mojej szyi i pociągnęła za muszkę, aż się rozwiązała. Złapałem ją za rękę, żeby nie upuściła jej na podłogę, i schowałem ozdobę do kieszeni.

Zaczęła rozpinać mi koszulę. Stałem jak skamieniały, już lekko dysząc.

– Łał. – Głośno wypuściła powietrze z płuc, gdy rozchyliła materiał. Popatrzyła na mnie badawczo. – Sporo trenujesz, co?

Pokiwałem głową. Zbliżyła się i pocałowała mnie w szyję, a ja znów straciłem oddech. Jej dłonie unosiły się centymetry nad moją skórą, której od dawna nikt tak nie dotykał. Nie powinienem tego pragnąć. Nie powinienem pragnąć tej dziwnej, irytującej dziewczyny, ale pragnąłem. Boże, jak bardzo pragnąłem. Tyle czasu minęło od ostatniego razu.

– Proszę – wykrztusiłem.

Nasze oczy się spotkały. Położyła mi dłonie na piersi. Zadrżałem jednocześnie z ulgi i przerażenia. Zsunęła mi koszulę z ramion i znów zamruczała – miałem nadzieję, że z aprobatą.

– Masz świetne ciało. Nigdy bym się nie domyśliła po tym, jak się ubierasz.

Przeszkadza ci, jak się ubieram? Dobre sobie.

Nic nie powiedziałem. Pozwoliłem sobie rzucić spojrzenie poniżej jej szyi. Nie była naga, ale prawie. Miała na sobie jedynie czerwony stanik bez ramiączek i mikroskopijne majtki w tym samym kolorze. Jej skóra wyglądała na miękką i gładką. Dzięki Bogu, nigdzie więcej nie dostrzegłem tatuaży.

Wtem opadła na kolana i zaczęła rozpinać mi pasek od spodni.

– Czekaj, co… co ty robisz?

Uniosła głowę i posłała mi skonsternowane spojrzenie.

– Zdejmuję ci spodnie, Stephen. A może wolisz to zrobić na łóżku?

Co zrobić? Co my robimy? Co ja wyprawiam? Dlaczego jeszcze tu jestem?

– Co… co zrobić? – wyjąkałem.

Wstała i delikatnie pocałowała mnie w usta.

– Uprawiać seks – powiedziała powoli, jakbym był niepełnosprawny intelektualnie. Szczerze mówiąc, w tamtej chwili nie było to dalekie od prawdy. – Bardzo chcę uprawiać z tobą seks.

Nie miałem pojęcia, jak zareagować na tak bezpośredni komunikat. Pociągnęła mnie za rękę, a ja poszedłem za nią do łóżka jak w transie, z rozpiętym paskiem i spodniami. Nigdy nie wyobrażałem sobie siebie w takiej sytuacji: na chwilę przed stosunkiem seksualnym z dziewczyną, o której dotąd zawsze myślałem wyłącznie negatywnie i która była moją studentką. Ale zanim zdążyłem wpaść w panikę, ona pchnęła mnie na łóżko. Usiadła na mnie, a jej uda obejmowały mnie w pasie. Przez chwilę z zadowoleniem przyglądała się mojej zaskoczonej twarzy, a potem zdjęła stanik.

Łał. Po prostu… łał.

Gapiłem się na jej nagie piersi, czując suchość w ustach. Ręce miałem bezwładne, a palce drżały mi na samą myśl, żeby jej dotknąć. Jeśli moja bierność jej przeszkadzała, to nie dała tego po sobie poznać. Tylko się uśmiechnęła i podniosła moje ręce, aż poczułem jej miękkie piersi dopasowujące się do kształtu moich dłoni. Matt miał absolutną rację: w sam raz do ręki. Stanowczo były jędrne. Zsunęła się niżej, usiadła mi na biodrach i zaczęła się kołysać w przód i w tył.

– Och… – jęknąłem i zawstydziłem się, jak głośno ten jęk zabrzmiał w moich uszach.

– Podoba się to panu, co, panie profesorze? – westchnęła, drocząc się ze mną.

Jej słowa otrzeźwiły mnie w jednej chwili.

To moja studentka. Wywalą mnie za to!

– Stop! – krzyknąłem i natychmiast się podniosłem.

Ona wciąż na mnie siedziała.

– Co się stało?

– Nie możemy… Nie… nie mogę tego robić – bełkotałem w poszukiwaniu właściwych słów.

Zorientowałem się, że wciąż trzymam dłonie na jej piersiach. Puściłem natychmiast, jakby przeszedł przeze mnie prąd.

– Nie powinienem był tu przychodzić – dodałem prędko. – Piłaś alkohol, a ja jestem po prostu…

Zdesperowany.

– Nie możemy tego robić – wykrztusiłem, odwracając wzrok od jej nagiego ciała.

Wciąż na mnie siedziała. Jej skóra cudownie pachniała i była taka wspaniała w dotyku.

– Nikomu nie powiem, jeśli tego się obawiasz – powiedziała bardzo spokojnie.

Popatrzyłem jej w oczy.

– Nie?

– Oczywiście, że nie. Po co miałabym to robić?

Nie potrafiłem znaleźć dobrej odpowiedzi.

– Jeśli to się wyda, wyrzucą mnie z pracy – powiedziałem bardziej do siebie niż do niej.

– Nie wyda się. Cokolwiek się dziś wydarzy, zostanie między nami.

Nie potrafiłem znaleźć w jej oczach choćby cienia kłamstwa.

– Pragniesz mnie? – zapytała, znów sięgając po moje dłonie.

Tym razem położyła je na swoich nagich udach.

Przytaknąłem. Tak, pragnąłem jej. Tak dawno nie byłem z żadną kobietą, że zaczynałem się martwić, czy to w ogóle jeszcze kiedyś mi się przydarzy. Randki mnie przerażały, nawet samo poznawanie nowych kobiet było czymś stresującym. Ale panny Wilde się nie bałem. Czułem się przy niej zdenerwowany, ale nie było to całkiem nieprzyjemne.

– To dobrze – powiedziała takim tonem, jakby uważała temat za zamknięty. – Bo ja ciebie też. Bardzo.

– Dlaczego? – wyrwało mi się.

– Jak to dlaczego? – Zaśmiała się. – Bo ty jesteś seksowny, a ja napalona.

Wlepiłem w nią zszokowany wzrok. W życiu nie spotkałem kobiety tak otwarcie mówiącej o własnej seksualności. To mnie jednocześnie podniecało i niepokoiło.

– Chcesz? – zapytała, przeczesując mi palcami włosy.

Głowa opadła mi w tył za dotykiem jej dłoni. Przytaknąłem.

– Świetnie, w takim razie połóż się i ciesz chwilą. Nie myśl tyle.

Oparłem się na łokciach i znów na nią popatrzyłem. Nagle poczułem przypływ odwagi.

– Rozpuść włosy.

Rozluźniła kucyk i potrząsnęła głową. Włosy rozsypały się wokół jej nagich ramion. Nigdy wcześniej nie widziałem jej z rozpuszczonymi włosami. Wyglądały pięknie. Przeczesałem je palcami, zachwycając się ich jedwabistą miękkością.

– Powinnaś zawsze je tak nosić.

– Ty swoje też – odparła z uśmieszkiem i pociągnęła mnie za potarganą czuprynę.

Sięgnęła po moje okulary.

– Widzisz coś bez nich?

Potwierdziłem, a ona je zdjęła i położyła na szafce nocnej. Jej wzrok powędrował wzdłuż mojego ciała, a usta rozciągnęły się w psotnym uśmiechu.

– Chcę cię zobaczyć całego – oznajmiła, zsuwając się nieco niżej, ku moim spodniom.

Zsunęła je jednym płynnym ruchem, razem z bielizną. Następnie buty i skarpetki. Leżałem przed nią nagi, zupełnie bezbronny, a serce mi tłukło, jakby zaraz miało się wyrwać z piersi.

– Jasna cholera, Stephen. Tego się nie spodziewałam.

– Cz-czego? – wydukałem, ośmielając się na nią spojrzeć.

– No, jesteś, kurwa, doskonały – oceniła rzeczowo, nie odrywając wzroku od mojego krocza.

Och… Co to miało znaczyć?

Pochyliła się, całując miękko moją pierś, a potem zaczęła schodzić niżej. Uniosła głowę i uśmiechnęła się do mnie, oblizując sugestywnie usta.

Zaraz. Czy ona chce…?

– Łał, nie, eee, nie musisz tego robić – powiedziałem prędko.

Zaśmiała się cicho, potrząsając głową.

– Jakbym nie chciała, tobym nie robiła. A ty? Masz na to ochotę?

Nie wierzyłem, że naprawdę chce zrobić coś takiego. Nieważne, jak bardzo miałbym na to ochotę, więc nie miałem pojęcia, co odpowiedzieć.

– Nie wiem – wykrztusiłem w końcu bezradnie.

– Czekaj. Nigdy wcześniej nikt ci tak nie zrobił? – zapytała, siadając.

Pokręciłem głową i wziąłem głęboki oddech, żeby uspokoić nerwy.

– Nigdy? – upewniła się z niedowierzaniem.

Znów pokręciłem głową. Byłem głęboko zawstydzony brakiem doświadczenia. Co teraz? Zacznie się ze mnie śmiać? Na samą myśl skręciło mnie w żołądku.

– Stephen, jesteś prawiczkiem?

– Nie, oczywiście, że nie!

Nie kłamałem. Byłem z kilkoma kobietami, ale to wyglądało zupełnie inaczej. Zawsze pod kołdrą w ciemnym pokoju. Zawsze było trochę dziwnie i nigdy nie wydarzyło się dwa razy z tą samą kobietą. Nigdy nie chciały powtórki, więc pewnie byłem słaby w łóżku. Nigdy wcześniej żadna kobieta na mnie nie usiadła jak panna Wilde, przejmując całą kontrolę nad sytuacją.

– Po prostu, eee, nie mam zbyt wiele doświadczenia – wymamrotałem.

Zastanawiałem się, czy nie lepiej byłoby po prostu natychmiast wyjść i udawać, że nic się nie wydarzyło.

– Och. – Posłała mi kolejny szeroki uśmiech. – No, to czeka cię miła niespodzianka.

Niespodzianka?

– Po prostu się połóż i rozluźnij – powiedziała miękko. – Będę delikatna, obiecuję.

Nie potrafiłem ocenić, czy się ze mną droczy. Ale nie miałem czasu dłużej się nad tym zastanawiać, bo panna Wilde wzięła go w dłoń i znów się pochyliła. Sam dotyk jej ręki był cudowny, ale kiedy poczułem jej wargi milimetry nad skórą, jęknąłem. Wtedy wzięła go do ust.

O Boże, jak dobrze.

Patrzyłem jak urzeczony. Przesunęła językiem po najbardziej wrażliwej części i znów opadłem na łóżko, zaciskając dłonie na pościeli. Miałem wrażenie, że połyka mnie całego.

– Och… – jęknąłem, nie potrafiąc się powstrzymać. – Panno Wilde!

Polizała go wzdłuż, od dołu do góry, i wypuściła z ust, zmuszając mnie do podniesienia głowy. Popatrzyłem na nią.

Błagam, nie przerywaj teraz!

– Stephen – powiedziała z tym swoim figlarnym uśmieszkiem – właśnie miałam twojego fiuta w ustach. Chyba możesz mi mówić po imieniu.

Ona mówi jak postać z filmu dla dorosłych. Po imieniu? O, szlag by to.

Wciąż na mnie patrzyła, a ja zaczynałem panikować. Na pewno kiedyś wyczytałem jej imię z listy obecności, ale nie miałem pojęcia, jak brzmiało. Co za upokorzenie.

– Eee, naprawdę mi przykro, ale… nie pamiętam – wyznałem z nadzieją, że się nie zdenerwuje i nie wyrzuci mnie z sypialni.

– Julia – odparła. – Albo Jules.

– Julia mi się podoba.

– Ty też mi się podobasz – odparła, puszczając do mnie oko.

– Och, ja… Yyy…

…zazwyczaj uważam, że jesteś szalenie denerwująca, ale teraz chciałbym, żebyś dalej robiła to, co zaczęłaś.

– Wyluzuj, Stephen. Tylko się z tobą drażnię. Podoba ci się?

– Że się drażnisz?

Zaśmiała się i potrząsnęła głową, zerkając w dół mojego ciała. Nadal miała go w dłoni.

– Ach – poczułem, jak zawstydzenie rozgrzewa mi policzki. – Tak, bardzo.

– Mmm, dobrze. – Pochyliła się znów nade mną, kontynuując cudowną eksplorację.

Po zaledwie kilku sekundach straciłem chyba wszystkie hamulce. Wcześniej trzymałem ręce wzdłuż ciała, ale teraz zaplątałem palce w jej włosy, czując, jak podnosi i opuszcza głowę, dając mi najprzyjemniejsze doświadczenie w całym moim życiu. Robiła językiem takie rzeczy, że nie mogłem skoncentrować na niczym wzroku, a palce u stóp same się kurczyły.

– Julia – jęknąłem, zaciskając mocno powieki i próbując wybić się z rytmu.

Jak tak dalej pójdzie, skończę o wiele za szybko. Nie chciałem, żeby do tego doszło. Przez lata masturbacji zdążyłem się nauczyć, że teraz potrzebuję o wiele więcej czasu na regenerację niż w liceum czy jeszcze na studiach. Nie chciałem jej rozczarować i wiedziałem, że muszę zwolnić, choć wcale nie miałem na to ochoty.

– Czekaj – jęknąłem, kładąc dłoń na jej policzku.

Wypuściła go z ust i posłała mi zdziwione spojrzenie.

– Nie chcę tak skończyć – powiedziałem cicho.

– Dlaczego nie?

– Jeśli… jeśli to się wydarzy, nie będziesz miała z tego za wiele przyjemności – wyjaśniłem z nadzieją, że zrozumie.

– Spieszy ci się gdzieś? – Nie wyglądała na zdenerwowaną, tylko zaciekawioną.

– Nie. Chyba nie.

W domu nie czekało na mnie nic oprócz książek i telewizora, co nie stanowiło żadnej konkurencji dla spędzania czasu nago w łóżku z ładną dziewczyną.

– To świetnie, bo zamierzam jeszcze trochę się tobą nacieszyć – oznajmiła, biorąc go z powrotem w usta.

Czego ona ode mnie oczekuje? Nie mam pojęcia, co robię.

Niedługo później dyszałem i jęczałem jak nigdy dotąd. Dotyk jej ust był nie do opisania. Nie mogłem uwierzyć, że mogłem żyć tyle lat, nie wiedząc o istnieniu takiej przyjemności.

– Julia, ja, och, zaraz… – Próbowałem ją ostrzec.

Spodziewałem się, że się odsunie, ale to chyba tylko ją zachęciło, bo zaczęła nade mną pracować jeszcze intensywniej, a jej jęki wibrowały wzdłuż mojego penisa.

– Jul… – westchnąłem głośno, po czym wywróciłem oczami i straciłem zdolność formowania słów.

Nadchodzący orgazm uderzył mnie jak młot i nie było już odwrotu. Ciepło, wilgoć, jej zasysające mnie usta spotęgowały intensywność doznania do takiego stopnia, że prawie straciłem przytomność. Cały zwiotczałem, jakbym nie miał w ciele ani jednej kości. Nigdy dotąd nie doświadczyłem takiego rozluźnienia jak w tym momencie, gdy powoli wypuszczała go z ust. Ledwo mogłem podnieść głowę, żeby na nią spojrzeć, gdy położyła się obok mnie. Jej ciepłe nagie ciało idealnie przylegało do mojego. Zdołałem jeszcze odwrócić twarz w jej kierunku, zanim świat zaczął się rozmywać. Nie chciałem zasypiać, ale nie mogłem się powstrzymać. Ostatnie, co poczułem, to jej dłoń gładząca moją pierś i zapach jej włosów.

***

Obudziłem się z poczuciem dezorientacji i zagubienia. Nie miałem pojęcia, jak długo spałem, a przez chwilę nawet nie pamiętałem, gdzie jestem. Wtem wszystko sobie przypomniałem i powoli się podniosłem, po czym zorientowałem się, że jestem w łóżku sam.

Pokój wciąż był ciepły i lśniący od migoczących świec. Panna Wilde siedziała przed laptopem i stukała w klawisze. Miała słuchawki na uszach. Była odwrócona do mnie plecami. Skrzywiłem się, widząc, że związała włosy i owinęła się szlafrokiem. Spojrzałem na zegarek. Była północ. Spałem kilka godzin. Głupio mi było, że tak odpłynąłem. Mężczyźni, których zwykle przyprowadzała do domu, zapewne zachowywali się inaczej. Musiała być rozczarowana.

Powoli wstałem z łóżka i naciągnąłem bokserki, nie wiedząc, co dalej. Chciałem pójść do toalety, więc pewnie należało dać jej znać, że już nie śpię. Odchrząknąłem, ale nie usłyszała. Zebrałem się więc na odwagę, zbliżyłem się i położyłem jej dłoń na ramieniu. Podskoczyła, kiedy poczuła mój dotyk, i zdjęła słuchawki. Słyszałem płynącą z nich muzykę, ale jej nie rozpoznawałem.

Odwróciła się na krześle i uśmiechnęła.

– Obudziłam cię? Przepraszam, czasami śpiewam do muzyki i nawet tego nie zauważam.

– Nie, nie obudziłaś. Eee… Czy mogę skorzystać z toalety? – zapytałem, czując się niezręcznie i bezbronnie.

– Jasne – powiedziała po prostu, a ja pospiesznie się oddaliłem.

Skorzystałem z łazienki i spojrzałem na siebie w lustrze. Próbowałem się uspokoić. Nie miałem pojęcia, czego teraz ode mnie oczekuje. Nie przespaliśmy się ze sobą, ale doszło do czynności seksualnej.

Najbardziej satysfakcjonującej czynności seksualnej w moim życiu.

Czy byłoby niegrzecznie teraz wyjść? Ona w ogóle na tym nie skorzystała, ale wiedziałem, że nie jestem w stanie odwzajemnić jej się w równie spektakularny sposób, bo seks oralny był dla mnie zupełnie obcym terytorium. Nigdy dotąd nawet nie uprawiałem przypadkowego seksu. Moje wszystkie krótkie związki zakończyły się po pierwszej niezręcznej próbie zbliżenia. Nigdy mnie potem nie proszono, żebym został na noc. Przebywanie w mieszkaniu kobiety po stosunku było dla mnie zupełnie nowym doświadczeniem i nie wiedziałem, jakie są zasady postępowania. Po kilku sekundach ślepej paniki wziąłem głęboki oddech i wyszedłem z łazienki.

– Chcesz herbatę? – zawołała z kuchni.

– Jasne – odparłem, choć na tym etapie już niczego nie byłem pewien.

– Dla pary?

Dla pary? Czy jej się wydaje, że jesteśmy teraz parą?

– Stephen, wolisz earl grey czy napar?

A, przesłyszałem się. Jestem idiotą.

– Poproszę napar – odparłem.

Zastanawiałem się, gdzie usiąść: na łóżku, krześle przy biurku czy na sfatygowanym fotelu. Zdecydowałem się na fotel. Usiadłem i spróbowałem się zrelaksować w tym dziwnym miejscu. Rozejrzałem się po pokoju. Na ścianach wisiało mnóstwo zdjęć i obrazów. Były w różnych stylach, rozmiarach i kolorach, ale to mnie już nie zaskakiwało – całe mieszkanie wyglądało jak koszmar dekoratora wnętrz. Panna Wilde wyszła z kuchni i podała mi kubek. Zauważyłem, że jest na nim jaskrawoczerwony napis „Lochy Londynu”.

– Co to znaczy?

– Historyczny spacer po dawnym Londynie. Zaraza, wielki pożar z 1666 roku i Kuba Rozpruwacz. Różne takie. Przerażające jak diabli, ale doskonale się bawiłam.

– A, okej.

Zaraza i seryjni mordercy. Faktycznie, świetna zabawa.

Ostrożnie pociągnąłem łyk. Płyn nie smakował jak herbata, do której byłem przyzwyczajony. Kubek był czarny, więc nie widziałem, jaki kolor ma jego zawartość.

– Co to? – Spróbowałem jeszcze trochę.

– Napar z jaśminu z miodem. Smakuje ci?

Przytaknąłem. W ostatnich latach przyszła moda na różne dziwne herbaty, ale żadnej nie próbowałem. Trzymałem się sprawdzonej starej marki, ale musiałem przyznać, że ta była bardzo dobra i nie tak gorzka jak herbata, którą miałem w domu.

Zawibrował telefon na biurku. Wstała, żeby odebrać.

Ludzie dzwonią do niej po północy?

– Sophia – powiedziała na przywitanie. – Co słychać? Nie, nie wyjdę teraz.

Pauza.

– Bo mam towarzystwo. Nie, nie znasz. Nic ci nie powiem, wścibska krowo – zaśmiała się. – Na razie!

Kolejna pauza.

– Tak, tobie też miłego bzykania. Jutro się zobaczymy. Okej, pozdrów Megan. No, pa.

Gapiłem się na nią, próbując zrozumieć, co właśnie usłyszałem.