Detektyw 11/2018 - Polska Agencja Prasowa - ebook + audiobook

Detektyw 11/2018 ebook i audiobook

Polska Agencja Prasowa

4,3

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Detektyw” to najstarszy magazyn kryminalny w Polsce. Pierwszy numer ukazał się w 1987 roku. W piśmie opisywane są tylko prawdziwe historie. Miesięcznik  skierowany jest do amatorów suspensu, kryminału, sensacji, tajemnicy oraz historii z dreszczykiem. Każdy z tekstów opatrzony jest indywidualnie przygotowanymi rysunkami. Wyróżnikiem miesięcznika jest unikatowa na polskim rynku prasowym szata graficzna, utrzymana w czerwono-czarnej kolorystyce.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 144

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 2 godz. 47 min

Lektor: Magazyn Kryminalny Detektyw
Oceny
4,3 (4 oceny)
3
0
0
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




WYDAWCA

Al. Jerozolimskie 107, 02-011 Warszawa

Tel.: (22) 429 24 00, www.pwrsa.pl

SEKRETARIAT REDAKCJI

Tel.: (22) 429 24 50

www.magazyndetektyw.pl

e-mail: [email protected]

REDAKTOR NACZELNY

Krzysztof [email protected]

ZASTĘPCA RED. NACZ.

SEKRETARZ REDAKCJI

Monika Frą[email protected]

REDAKTOR

Marta Jurkiewicz-Rak

[email protected]

ILUSTRACJE

Monika Kamińska

SKŁAD I ŁAMANIE:

Maciej Kowalski: [email protected]

REKLAMA

[email protected]

Wydawca ostrzega, że bezumowna sprzedaż aktualnych i archiwalnych numerów pisma po innej cenie niż ustalona przez Wydawcę, jest działaniem nielegalnym i skutkuje odpowiedzialnością karną.

Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych, zastrzega sobie prawo redagowania i zmiany tekstów. Kopiowanie i rozpowszechnianie publikowanych materiałów wymaga pisemnej zgody Wydawcy. Wydawca nie ponosi odpowiedzialności za treść reklam i ogłoszeń.

SKŁAD WERSJI ELEKTRONICZNEJ

Marcin Kapusta

konwersja.virtualo.pl

OD REDAKCJI

Policja na szóstkę z plusem!

Zostatniej ankiety Centrum Badania Opinii Społecznej wynika, że policja jest na pierwszym miejscu spośród ocenianych instytucji. Policja ma wyższe notowania m. in. od samorządów, telewizji i sądów.

– Dziękujemy za zaufanie jakim nas Państwo obdarzyliście. Jest to najlepszy prezent jaki możemy otrzymać za codzienną wytężoną pracę, trud i poświęcenie policjantów i pracowników Policji z całego kraju – skomentował wyniki badania Komendant Główny Policji gen. insp. Jarosław Szymczyk.

W omawianym badaniu pojawiła się również Krajowa Administracja Skarbowa, której pracę dobrze oceniało 30 procent respondentów. Działalność Centralnego Biura Antykorupcyjnego, pozytywnie oceniło 45 procent badanych.

CBOS, w badaniu prowadzonym w marcu i wrześniu każdego roku, monitoruje opinie dorosłych Polaków na temat działalności prezydenta, parlamentu, mediów oraz wybranych instytucji publicznych, w tym policji. Wyniki najnowszej edycji badania wskazują, że blisko trzy czwarte ankietowanych (74%) dobrze ocenia jej działalność. W porównaniu do badania sprzed pół roku, odsetek pozytywnych ocen wzrósł o 6 punktów procentowych, natomiast odsetek ocen negatywnych zmniejszył się o 2 punkty procentowe – do 15 procent. Warto dodać w tym miejscu, że ocenie w prezentowanym badaniu podlegało 25 instytucji, dlatego tym bardziej trzeba pogratulować naszej policji takiego sukcesu. ■

Krzysztof Kilijanek

Nawet po śmierci nie zaznasz spokoju

Leon MADEJSKI

Od kilku lat na Pomorzu dochodziło do kradzieży ludzkich szczątków z lokalnych nekropolii. Ostatnio zdarzenia te miały miejsce co kilka miesięcy. Najczęściej wykradane były szczątki starszych osób, od pochówku których minęło co najmniej kilkanaście lat. Widok na miejscu przestępstwa był makabryczny: zdewastowane groby, poprzewracane płyty nagrobne, połamane krzyże… Cmentarne hieny przysparzały policji coraz więcej pracy. Ludzie byli przerażeni.

Co roku na terenie całego kraju policja odnotowuje przypadki dewastacji cmentarnych nagrobków. Najczęściej są to akty bezmyślnego wandalizmu, głupoty albo trudnego do wytłumaczenia chuligaństwa, do których dochodzi często po wypiciu alkoholu. Niektóre takie zdarzenia bywają zastanawiające. W ostatnich miesiącach na Pomorzu dochodziło do nich zdecydowanie częściej niż w innych częściach kraju. Policja zaczęła łączyć ze sobą te przypadki, bowiem miały one wiele cech wspólnych. Sprawca niszczył grobowce na mało uczęszczanych cmentarzach, z daleka od kamer monitoringu i przypadkowych przechodniów. Pod osłoną nocy przechodził przez ogrodzenie, rozbijał płytę nagrobną i wyłamywał wieko trumny, skąd wykradał szczątki zmarłych oraz przedmioty, z którymi byli pochowani, m.in. biżuterię, różańce, książeczki do nabożeństwa, fragmenty ubrań i ozdób. Największą zagadką był motyw jego działania.

12 listopada 2014 roku nieznani sprawcy rozbili grobowiec pewnego małżeństwa na cmentarzu w Gdyni Leszczynkach i ukradli głowę mężczyzny, który zmarł sześć lat wcześniej. 13 stycznia 2015 roku, na tym samym cmentarzu, zdewastowano kolejny grób i wykradziono ciało kobiety, którego nie odnaleziono do tej pory. Nie były to pierwsze przypadki dewastacji mogił na tym cmentarzu: – Rozbijane były groby położone na górce, daleko od głównego wejścia – opowiadał dziennikarzom pracownik nekropolii. – Żeby dostać się do trumien, sprawca musiał mieć ze sobą ciężki sprzęt. No a później musiał jakoś przecież dźwignąć te zwłoki. Nawet nie mogę sobie wyobrazić, jaką trzeba mieć siłę, żeby to zrobić w pojedynkę. No i co trzeba mieć w głowie.

Gdyńska nekropolia znajduje się na uboczu, w pobliżu lasu. Nie ma tam kamer monitoringu. Zwyrodnialca, który ukradł ludzkie szczątki, nie udało się złapać. Nie było żadnych świadków, nieznane były motywy jego działania.

Minęło kilka tygodni. Nieznani sprawcy w Wielkanoc 2015 roku włamali się do grobowca rodzinnego na cmentarzu w Lęborku. Najpierw odstawili znicze i donice z kwiatami, potem zdjęli wieko trumny i zabrali kości pochowanego kilkanaście lat wcześniej człowieka. Otwarty grobowiec dostrzegły osoby, które przyszły na cmentarz w wielkanocny poniedziałek. Widok był makabryczny, wręcz zwalał z nóg. Policyjny pies złapał trop i odnalazł część kości w worku zakopanym płytko w lesie, pół kilometra od cmentarza.

W nocy z 18 na 19 września 2015 roku zarządca cmentarza w Pierwoszynie (woj. pomorskie) zauważył zdewastowany nagrobek. Sprawcy uszkodzili płytę nagrobną, a następnie wyjęli i ukradli żeńskie zwłoki. Kobieta pochowana została w 2005 roku. Co kierowało sprawcą makabrycznego czynu? Tego nie udało się ustalić.

Musimy dopaść tego kolekcjonera

Po pierwszych makabrycznych odkryciach na cmentarzach policja nie łączyła ich jeszcze w całość. Wydawały się tylko pojedynczymi zdarzeniami o trudnej do zrozumienia motywacji. Potrzeba było czasu, żeby śledczy dopatrzyli się kilku wspólnych cech. We wszystkich odnotowanych zdarzeniach sprawca działał pod osłoną nocy, najczęściej po obfitych deszczach, które często ułatwiały rozkopanie mogiły, a jednocześnie tłumiły hałas rozbijanych nagrobnych płyt. Kiedy pada deszcz, a noc jest czarna jak aksamit, nikt nie spaceruje po spowitych w ciemnościach cmentarzach. Dlatego nikt nie widział sprawcy, gdy rozbijał płyty nagrobne, rozkopywał grobowce i kradł doczesne szczątki pochowanych tam ludzi.

Potrzeba było jednak kilkunastu miesięcy, by dopaść – jak nazywali go między sobą pomorscy policjanci – kolekcjonera kości.

Pod koniec 2015 roku Komendant Wojewódzki Policji w Gdańsku powołał specjalną grupę, która miała się zająć zatrzymaniem sprawcy. Od tamtej pory do każdego nietypowego zdarzenia na cmentarzu jechała ta sama grupa dochodzeniowo-śledcza. Po kilku miesiącach policyjni detektywi byli przekonani, że wszystkie zdarzenia były dziełem tego samego człowieka… lub gangu. Nadal jednak olbrzymią zagadkę stanowił motyw działania sprawcy. Kradzieży ludzkich zwłok nie dało się w żaden logiczny sposób wytłumaczyć. Co decydowało o wyborze tych, a nie innych ofiar? To było najczęściej zadawane pytanie podczas oficjalnych narad i prywatnych rozmów. Sprawca bardzo dokładnie planował każdy krok, a jeśli – jak to miało miejsce w kilku przypadkach – nie udało mu się zabrać ludzkich szczątków, powracał do tego samego grobu kilkanaście miesięcy później. Determinacja ocierająca się wręcz o szaleństwo.

A skoro o szaleństwie mowa, to cały czas powracało również pytanie o stan zdrowia, szczególnie psychicznego, domniemanego sprawcy. Bo po co komu ludzkie kości? Nie miały one żadnej wartości materialnej, więc cmentarną hieną na pewno nie kierowały pobudki finansowe. Wykluczono także studentów medycyny, którzy mieliby wykradać szczątki do celów naukowych albo w ramach przygotowań do egzaminów z ludzkiej anatomii. Wykładowcy gdańskich uczelni, z którymi kontaktowali się śledczy, zgodnie zapewniali, że studenci mają wystarczającą ilość pomocy naukowych, a tym samym nie mają powodów do zdobywania ich z innych źródeł. Nic nie wskazywało na seksualne tło kradzieży, gdyż obrabowane groby zawierały już tylko kości, a nie fragmenty ciał. Wniosek nasuwał się sam: jak nic musiał to być więc szaleniec, a zatrzymanie takiego nigdy nie jest łatwe. Tym bardziej że ten poszukiwany przez trójmiejskich śledczych okazał się bardzo inteligentny…

Śledczy początkowo zakładali, że sprawca musi poruszać się samochodem. Pewnie dojeżdżał nim w okolice cmentarza, potem pakował do bagażnika skradzione z grobów fragmenty ciał i odjeżdżał w sobie tylko znanym kierunku. Było to jednak błędne założenie. Analiza przycmentarnego monitoringu i okolicznego terenu ponad wszelką wątpliwość wykazała, że w noc, kiedy dochodziło do kradzieży zwłok, w pobliżu nie było żadnego pojazdu. Wiele wskazywało na to, że sprawca przyszedł pieszo bądź przyjechał komunikacją miejską. Zaczęło się żmudne analizowanie zapisu z kamer komunikacji miejskiej i monitoringu prywatnego. Łącznie – kilkaset godzin materiału, zapisanego na twardych dyskach komputerów. Nie zawsze doskonałej jakości, gdzie zapis pozostawiał wiele do życzenia. To był jednak dobry trop! Mozolna praca pozwoliła jednak na wytypowanie pierwszych podejrzanych. Nie obyło się bez tropów wiodących w ślepy zaułek. Cóż, niełatwo było ustalić człowieka, który – jak się potem okazało w śledztwie – szedł niekiedy przez las kilkadziesiąt kilometrów, by dotrzeć do wybranego przez siebie cmentarza i tam dokonać kradzieży wcześniej wytypowanych zwłok. Z upływem kolejnych dni zacieśniał się krąg podejrzanych, aż wreszcie zapadła decyzja o zatrzymaniu tego jednego… Nie uprzedzajmy jednak faktów, bo sukces trójmiejskich śledczych był efektem olbrzymiej pracy. Tym bardziej że na samym początku nie było żadnego punktu zaczepienia.

Nie mieliśmy żadnej skali porównawczej

Największą zagadką w tej sprawie był motyw działania. – Początkowo, żeby sprawdzić, co może motywować sprawcę, wykonywaliśmy wszystkie czynności, które są możliwe – opowiadał na antenie radia RMF FM jeden z trójmiejskich śledczych. – Spróbowaliśmy w kierunku sekt, jakichś magicznych liczb… 23 czy 11. Próbowaliśmy też z liter imion i nazwisk osób, których szczątki wykradziono, układać zdania, które mogłyby nas naprowadzić na sprawcę. Badaliśmy też, jakie było zaciemnienie księżyca, siła wiatru. Sprawca przeważnie działał wtedy, kiedy był deszcz i wiatr. Był chyba tylko jeden czy dwa przypadki, w których działał przy w miarę normalnej pogodzie. Poza tym cały czas był deszcz lub śnieg, a także wiatr. Jemu chodziło o to, żeby nikt go nie widział. Dlatego też wybierał grobowce przy samej ścianie lasu, gdzie padał cień, nie było lamp… Korzystaliśmy z wiedzy przeróżnych specjalistów. Choćby z pomocy jednego pana profesora, który na podstawie tablic z imionami i nazwiskami osób, których zwłoki czy szczątki zwłok skradziono, ustalał nam pewne zdania. Te zdania układały się nawet w Ewangelię św. Jana. Patrząc na rozdziały i wersety, można było też z tego utworzyć fragmenty. Jakby sprawca korzystał z Ewangelii.

Może kluczem, którym kierował się złodziej zwłok, był dzień urodzin lub śmierci? Może ofiary jednak coś łączyło: szkoła, miejsce urodzenia, hobby, miejsce wypoczynku? Śledczym do głowy przychodziły najdziwniejsze pomysły, a mimo to niektóre z nich były sprawdzane.

Eksperci, którzy próbowali stworzyć portret psychologiczny sprawcy tych przestępstw, nie mieli żadnej skali porównawczej. Tak makabrycznej serii zdarzeń nie odnotowano nigdzie w Europie. Te mające miejsce w północno-wschodniej Polsce był ewenementem chyba nawet w skali światowej!

Na pewno sprawcą nie kierowały pobudki finansowe. Ofiarą barbarzyńskiej działalności padały zarówno zwłoki pochowane w czasie II wojny światowej, takie, które zostały złożone do grobu przed kilkunastoma laty, jak i zaledwie kilka lat wcześniej, które nie zdążyły się jeszcze rozłożyć. Nic nie wskazywało, aby wraz z doczesnymi szczątkami zostały pochowane jakieś drogocenne przedmioty. Dlaczego jednak w kilku przypadkach przestępca ukradł fragmenty ciał? Do czego były mu potrzebne? Dlaczego w kilku przypadkach zabrał też tablice nagrobne z imionami i nazwiskami zmarłych? Dlaczego jego wybór padał na te, a nie inne groby? Przypadek? A może działał wedle tylko sobie znanego klucza?

– Zastanawiało nas, dlaczego sprawca zawsze atakuje kamienne i marmurowe grobowce, a nigdy nie interesowały go zwykłe groby ziemne – opowiadał jeden z dochodzeniowców. – Rozbijał płyty nagrobne, a po zwłoki schodził po drabinie lub linie. Aż strach pomyśleć, co by się stało, gdyby ktoś go nakrył w momencie, kiedy działał?!

Przez wiele miesięcy szukano bodaj jednego czynnika, łączącego ofiary. – Takiego wspólnego mianownika, dzięki któremu moglibyśmy domyślić się, gdzie sprawca znowu uderzy – opowiada jeden ze śledczych. To była jednak syzyfowa praca. Ludzi, którzy padli ofiarą cmentarnej hieny, różniło praktycznie wszystko: wiek, status społeczny, pochodzenie, majątek, miejsce zamieszkania, stan cywilny. Jeżeli w kilku przypadkach coś udało się dopasować, to w pozostałych kilkunastu już nie.

Oni też nie zaznali spokoju po śmierci

• W grobie Williama Szekspira znajdującym się w kościele św. Trójcy w Stratford upon Avon prawdopodobnie brakuje jego czaszki. Naukowcy dokonali tego odkrycia w 2016 roku, wykonując pierwsze skany radarowe grobu dramatopisarza przed nakręceniem filmu dokumentalnego. – Okradanie grobów nie było niczym niezwykłym w XVII i XVIII wieku – tłumaczył przed dwoma laty archeolog Kevin Colls z Uniwersytetu Staffordshire. – Ludzie pożądali czaszek sławnych ludzi, żeby dowiedzieć się, co sprawiło, że stali się geniuszami. Wcale mnie nie dziwi, że Szekspir stał się celem takiej kradzieży. Wszystko wskazuje na to, że w tym wypadku do kradzieży doszło w drugiej połowie XIX wieku. W wyrytym w nagrobnym kamieniu epitafium – przypisywanym samemu dramaturgowi – zawarta jest klątwa, która ma dotknąć „każdego, kto naruszy jego kości”. Jak widać, złodzieje w ogóle się jej nie przestraszyli!

• Kilka lat temu prawnuczka Benito Mussoliniego powiedziała policji, że ktoś sprzedaje w internecie części mózgu tego dyktatora. Z portalu szybko usunęła ofertę, ponieważ sprzedaż części ciała jest tam zakazana. Możliwe, że sprzedający wcale nie był w posiadaniu mózgu Mussoliniego. Ale nie można też tego wykluczyć – po jego śmierci, pod koniec II wojny światowej, do wdowy po dyktatorze trafiła tylko część jego mózgu, reszta przypuszczalnie miała się znajdować w Stanach Zjednoczonych.

• Austriacki kompozytor Wolfgang Amadeusz Mozart zmarł w 1791 roku. Dziesięć lat po jego śmierci grabarz Joseph Rothmayer wydobył ponoć z grobu jego czaszkę i zatrzymał dla siebie. Pamiątka przechodziła z rąk do rąk w obrębie jego rodziny aż do początków XX wieku, kiedy trafiła do zbiorów Międzynarodowej Fundacji Mozartowskiej. Badacze nie mają pewności co do autentyczności czaszki. Testy DNA z 2006 roku nie wykazały podobieństwa z dwoma krewnymi Mozarta.

• Ofiarą złodziei czaszek padli również Ludwig van Beethoven i Joseph Haydn.

• Podczas autopsji ciała cesarza Napoleona Bonaparte w latach 20. XIX wieku, lekarz odciął mu penisa i wręczył go księdzu. Od tej pory członek pojawiał się kilkakrotnie. W latach 20. XX wieku pojawił się na wystawie na Manhattanie (na dziennikarzu magazynu „Time” nie zrobiło to żadnego wrażenia). Amerykański urolog kupił w końcu penisa w latach 70. i do dzisiaj pozostaje on w jego rodzinie.

źródło:

National Geographic News

– Właśnie dlatego sprawa była tak trudna. Jakąkolwiek teorię przyjmowaliśmy, nic z tego nie wynikało. Nie można było znaleźć klucza, dlaczego tak robił. To tak, jakby zapytać mnie, dlaczego dziś rano poprosiłem o herbatę, a nie kawę. Taki miałem impuls. Nie jest to związane z niczym więcej – tłumaczyli śledczy.

Cmentarz to „burdel”, a grobowiec – „melina”

Podejrzanego o kradzieże ludzkich szczątków 54-letniego Dariusza R. zatrzymano w lesie na peryferiach Gdańska we wtorek 7 listopada 2017 roku. Ubrany był cały na czarno: czarna kurtka, luźne dresowe spodnie z białym paskiem na boku, czarne sportowe buty, za paskiem dwa wojskowe noże. Na twarzy malował się wyraz kompletnego zaskoczenia, kiedy policyjni antyterroryści rzucili go na ziemię i zabrali dwa noże, podobne do bagnetów. Następnego dnia R. usłyszał sześć zarzutów znieważenia pochówku oraz usiłowania lub dokonania zagrabienia szczątków.