Diament radży - Robert Louis Stevenson - ebook

Diament radży ebook

Robert Louis Stevenson

0,0

Opis

Gdy wspaniały diament ze skarbu Kaszgaru trafia do Europy — rozbudza w każdym, w czyje ręce trafi, niezwykłe namiętności. Kradzież klejnotu pociąga za sobą szereg perypetii: bójki, szarpaniny i szaleńcze pogonie po Londynie i Paryżu, a także jeden rozwód i dwa śluby. Ale kto ostatecznie zawładnie bajecznie cennym klejnotem?

Zamieszani w tę istną awanturę arabską (podtytuł opowiadania brzmi Opowieść arabska) są pewien gburowaty generał i jego osobisty sekretarz, porywczy eks-dyktator i spokojny urzędnik bankowy, badający dzieła Ojców Kościoła duchowny oraz niezwykle skromny książę. Diament Radży jest niczym mityczne jabłko bogini niezgody — zrywa sentymenty i więzy rodzinne, każe porzucić studia naukowe i religijne, najszlachetniejszych ludzi wystawia na moralną próbę. Zawładnąć nim i spieniężyć oznacza beztroskie życie dla właściciela fortuny i kilku pokoleń jego potomków. Klejnot fascynuje nie tylko zainteresowanych jego posiadaniem, ale także tych, którzy zetkną się z nim przypadkowo: sam jego widok hipnotyzuje:

„Wyjął chusteczkę z kieszeni. Było w niej zawinięte safianowe pudełeczko z ozdobami i klamerkami ze złota. Za naciskiem sprężynki Francis otworzył je i ku przerażeniu swemu ujrzał monstrualnej wielkości diament, który rzucał oślepiające blaski. Wszystko to było tak niezrozumiałe, wartość kamienia tak olbrzymia, że Francis siedział, patrząc nieruchomo w otwarte pudełeczko, bez ruchu, bez świadomości, jak człowiek, który pod nagłym ciosem zidiociał”.

Diament radży to opowiadanie klasyka brytyjskiej prozy Roberta Luisa Stevensona, autora m.in. powieści przygodowych (Porwany za młodu, Wyspa skarbów) i pomniejszych fabuł (jak Doktor Jekyll i pan Hyde), które na stałe weszły do kanonu literatury europejskiej.

Książka Diament radży Roberta Louisa Stevensona dostępna jest jako e-book (EPUB i Mobi Kindle) oraz plik PDF.

Książkę polecają Wolne Lektury — najpopularniejsza biblioteka on-line.

Robert Louis Stevenson
Diament radży
tłum. Bertold Merwin
Epoka: Pozytywizm Rodzaj: Epika Gatunek: opowiadanie

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 110

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Robert Louis Stevenson

Diament Radży

tłum. Bertold Merwin

Ta lektura, podobnie jak tysiące innych, jest dostępna on-line na stronie wolnelektury.pl.

Utwór opracowany został w ramach projektu Wolne Lektury przez fundację Wolne Lektury.

ISBN-978-83-288-7435-0

Diament Radży

Opowieść arabska

Książka, którą czytasz, pochodzi z Wolnych Lektur. Naszą misją jest wspieranie dzieciaków w dostępie do lektur szkolnych oraz zachęcanie ich do czytania. Miło Cię poznać!

I. Historia pudełka od kapelusza

Mr. Harry Hartley otrzymał edukację przeciętnego dżentelmena — z początku w szkole średniej, potem — w jednej z wyższych uczelni stanowiących chlubę Anglii. W okresie tym absolutnie nie zdradzał zamiłowania do studiów. Miał tylko ojca, człowieka słabego i mało wykształconego — ten pozwalał mu tracić czas na doskonalenie się w talentach towarzyskich i na inne błahostki. Po dwóch latach został sierotą i prawie żebrakiem. Do zarobkowania był niezdolny, ani chciał, ani umiał pracować. Ładnie natomiast śpiewał, akompaniując sobie na fortepianie; pełen nieśmiałej gracji — asystował damom; miał zdecydowane zamiłowanie do szachów, a poza tym natura obdarzyła go nader szczęśliwą powierzchownością. Jasnowłosy, różowy, o łagodnym spojrzeniu i miłym uśmiechu, miał wygląd czuły i melancholijny, maniery zaś gładkie i ujmujące. Ale oczywiście nie był to człowiek, który by mógł stanąć na czele armii lub rady stanu.

Dzięki szczęśliwemu trafowi, czy też protekcji, Harry dostał po stracie ojca miejsce sekretarza osobistego generał-majora sir Tomasza Vandeleur. Był to człowiek sześćdziesięcioletni, krzykliwy, despotyczny i porywczy. Oddał on radży Kaszgaru wielką usługę, o której rozmaicie szeptano. Ten ofiarował mu w darze za to szósty z największych diamentów świata. Dar przemienił generała Vandeleur, biedaka w bogacza, nieznanego, niepopularnego żołnierza w jednego z lwów towarzystwa londyńskiego. Właściciel Diamentu Radży był mile widzianym gościem w kołach najbardziej zamkniętych. Znalazł też kobietę młodą, piękną i dobrze urodzoną, która zgodziła się posiąść diament nawet za cenę małżeństwa z sir Tomaszem Vandeleur. Mówiono wtedy, że jeden klejnot przyciągnął drugi, gdyż rzeczy podobne nawzajem się przyciągają. Bo też naprawdę lady Vandeleur była nie tylko kamieniem najczystszej wody, ale też ukazywała się zawsze światu w kosztownej oprawie. Ludzie miarodajni uważali ją za jedną z trzech czy czterech kobiet najlepiej ubierających się w Anglii.

Obowiązki Harry’ego, jako sekretarza, nie były zbyt uciążliwe. Ale nie lubił on żadnej dłuższej pracy, plamienie palców atramentem było mu udręką, a wdzięki lady Vandeleur i jej toalety często wywoływały go z biblioteki do buduaru. Harry czuł się najszczęśliwszy wśród kobiet: mógł z rozkoszą rozmawiać o najnowszych fasonach sukien, krytykować odcienie wstążki albo latać po magazynach mód. Wkrótce z korespondencji sir Tomasza potworzyły się góry zaległości, lady zaś miała jeszcze jedną pannę służącą.

W końcu generał, najniecierpliwszy z dowódców w armii, zerwał się z krzesła w gwałtownym napadzie gniewu i udzielił sekretarzowi dymisji jednym z gestów rzadko używanych między dżentelmenami. Drzwi były na nieszczęście otwarte i Mr. Hartley zleciał ze schodów czołem naprzód.

Powstał cokolwiek potłuczony i mocno zasmucony. Życie w domu generała odpowiadało mu najzupełniej. Obracał się w wyborowym towarzystwie — jakkolwiek pozycja jego tam była cokolwiek wątpliwa, robił mało, jadł doskonale i rozkoszował się ciepłą obecnością lady Vandeleur, którą w sercu ochrzcił znacznie słodszym imieniem.

Znieważony przez but żołnierski, pośpieszył do buduaru i opowiedział swe strapienie.

— Dobrze wiesz, drogi Harry — odparła lady Vandeleur (nazywała go po imieniu jak dziecko lub lokaja) — że nigdy nawet przypadkiem nie robisz tego, co ci mówi generał. Dotyczy to również i mnie, jak mogłeś zauważyć. Ale to nic dziwnego. Jednym zręcznym poddaniem się kobieta może uzyskać przebaczenie za cały rok nieposłuszeństw, a prócz tego sekretarz osobisty to nie żona. Przykro mi stracić ciebie, ale ponieważ nie możesz pozostać w domu, gdzie cię spotkała zniewaga, życzę ci na pożegnanie wszystkiego dobrego i obiecuję zrewanżować się generałowi za ciebie.

Harry’emu zrzedła mina, oczy jego napełniły się łzami i z czułym wyrzutem spoglądał na lady Vandeleur.

— Lady — rzekł — co znaczy ta zniewaga? Źle sądzę o tym, kto nie umie przebaczyć. Ale opuszczać przyjaciół.... zrywać więzy przywiązania...

Nie mógł mówić dalej, wzruszenie zdławiło mu gardło i zaczął płakać.

Lady Vandeleur patrzyła na niego z osobliwym wyrazem twarzy.

„Ten głuptasek — myślała — wyobraża sobie, że nas coś łączy. Dlaczego nie miałby zostać lokajem moim zamiast być sługą generała? Jest łagodny, uczynny i zna się na toaletach, a zresztą: ochroni go to od złych przygód. Jest zbyt ładny, by nie wpaść w ręce kobiety”.

Tej samej nocy rozmówiła się z generałem, który już żałował swej porywczości i Harry został przeniesiony do wydziału damskiego, gdzie życie jego pełne było rajskiej ponęty. Był zawsze ubrany z niezwykłą wytwornością, nosił piękne kwiaty w butonierce i zabawiał gości taktownie i wesoło. Dumą jego było niewolnicze służenie pięknej kobiecie. Rozkazy lady Vandeleur przyjmował jako dowody łaski i chętnie się tym afiszował przed ludźmi, ściągając na siebie pogardę i drwiny ze swej roli mężczyzny — garderobianej i modniarki. Nie brał też swego życia z punktu widzenia moralności. Mężczyźni były to istoty złe, a spędzić z subtelną kobietą dzień na dobieraniu strojów było dla niego pobytem na zaczarowanej wyspie z dala od burz życiowych.

Pewnego poranku wszedł do salonu i zaczął porządkować nuty na fortepianie. W drugim końcu pokoju lady Vandeleur rozmawiała w podnieceniu ze swym bratem, Charliem Peridragonem, starym kawalerem, zniszczonym przez hulaszcze życie i kulejącym na jedną nogę. Na wejście sekretarza osobistego nie zwrócili najmniejszej uwagi i ten mimo woli był świadkiem takiej oto rozmowy.

— Dziś lub nigdy — rzekła lady — raz wreszcie trzeba to zrobić, i właśnie dziś.

— Dziś, jeżeli tak ma być — odparł brat z westchnieniem — ale, Klaro, jest to krok fałszywy, krok rujnujący, krok, którego całe życie będziemy ciężko żałować.

Lady Vandeleur spojrzała na brata stanowczo, choć trochę dziwnie.

— Zapominasz — powiedziała — że człowiek ten w końcu umrze.

— Słowo daję, Klaro — rzekł Pendragon — zdaje mi się, że w całej Anglii nie ma drugiej łotrzycy tak pozbawionej serca jak ty.

— Wy mężczyźni — odparła — jesteście tak z gruba ciosani, że nigdy nie umiecie uchwycić odcieni myśli. Jesteście sami drapieżni, gwałtowni, nieskromni, niedbający o przyzwoitość. Ale niech tylko kobieta pomyśli o swej przyszłości — już to was razi. Nie mam cierpliwości do takich bredni. Chcesz, abyśmy były głupie, a za takąż głupotę gardziłbyś przeciętnym bankierem.

— Zdaje się, że masz rację — przyznał brat — byłaś zawsze zręczniejsza ode mnie. I bądź co bądź, znasz moją zasadę: rodzina ponad wszystko!

— Tak, Charlie — odrzekła, biorąc jego dłoń — znam twoją zasadę lepiej od ciebie. „I Klara ponad rodzinę!” Czyż to nie druga część tej zasady? Zaiste, jesteś najlepszy z braci i kocham cię gorąco.

Mr. Pendragon wstał, zmieszany tymi rodzinnymi czułościami.

— Lepiej, żeby mnie nie widziano — zauważył — rozumiem już moją rolę w dokonaniu cudu i będę miał na oku obłaskawionego kota.

— Dobrze — zgodziła się — to jest licha kreatura, może zepsuć wszystko.

Przesłała mu pocałunek od ust i brat wyszedł przez buduar i tylne schody.

— Harry — rzekła lady Vandeleur, zwracając się do sekretarza, gdy tylko zostali sami — mam dla ciebie zlecenie na dziś rano. Ale musisz wziąć dorożkę, nie chcę, żeby mój sekretarż się zabłocił.

Mówiła te słowa z uczuciem i spojrzeniem prawie macierzyńskiej dumy, co sprawiło wielką przyjemność biednemu Harry’emu. Oznajmił więc, że z radością wyświadczy jej tę przysługę.

— Jest to jeden z naszych wielkich sekretów — podjęła figlarnie — i nikt o tym nie powinien wiedzieć prócz mnie i mego sekretarza. Sir Tomasz zrobiłby straszną awanturę, a gdybyś wiedział, jak już zmęczyły mnie te sceny. O Harry, Harry, czy możesz mi wytłumaczyć, dlaczego wy, mężczyźni, jesteście tak gwałtowni i niesprawiedliwi? Ale po co się w ogóle pytam, wiem, że nie możesz mi odpowiedzieć; jesteś jedynym mężczyzną na świecie, który nic nie wie o tych haniebnych namiętnościach. Jesteś dobry i łagodny; dorosłeś do tego, aby zostać przyjacielem kobiety. I wiesz co? Myślę, że wszyscy są brzydalami w porównaniu z tobą.

— To pani — rzekł Harry — jest tak łaskawa dla mnie. Pani mnie traktuje, jak...

— Jak matka — dokończyła lady Vandeleur — staram się być matką dla ciebie. Albo — poprawiła się z uśmiechem — prawie matką. Boję się, że jestem na nią za młoda. Jestem raczej przyjacielem, drogim przyjacielem.

Zatrzymała się dość długo, aby słowa jej zdołały zbudzić oddźwięk w sercu Harry’ego, lecz i dość krótko, by nie pozwolić mu dojść do słowa.

— Ale wszystko to nic nie ma wspólnego z naszą sprawą — ciągnęła dalej. — Znajdziesz pudełko od kapelusza w szafie dębowej z lewej strony. Leży pod nim różowa szarfa, którą miałam na sobie w środę przy sukni koronkowej. Proszę je odnieść niezwłocznie pod tym adresem — i dała mu kartkę — ale proszę: pod żadnym warunkiem nie zostawiać go przed otrzymaniem poświadczenia z odbioru napisanego moją ręką. Zrozumiałeś? Proszę odpowiedzieć! To jest bardzo ważne, zechciej zwrócić na to uwagę!

Harry uspokoił ją, powtarzając najdokładniej jej instrukcję. Chciała mówić coś jeszcze, gdy nagle generał Vandeleur wpadł do pokoju, purpurowy ze złości, z sążnistym rachunkiem modniarki w ręku.

— Czy raczy pani spojrzeć na to? — krzyknął. — Czy obejrzy pani łaskawie ten dokument? Wiem dobrze, że wyszła pani za mnie dla pieniędzy, i spodziewam się, że mogę tyleż wydawać, co każdy inny człowiek w służbie czynnej. Ale, jak Bóg na niebie, nie dopuszczę do tej haniebnej rozrzutności.

— Panie Hartley — rzekła lady Vandeleur — sądzę, że pan rozumie, co trzeba zrobić. Czy mogę prosić, by się pan natychmiast tym zajął?

— Stój pan — rzekł generał do Harry’ego — słówko, zanim pan wyjdzie. — I zwracając się znów do lady Vandeleur:

— Co za polecenie otrzymał ten szanowny osobnik? — zapytał. — Przestałem mu ufać, tak jak i pani, pozwoli pani sobie powiedzieć. Gdyby miał najelementarniejsze zasady uczciwości, powinien by wzgardzić pobytem w tym domu. A za co pobiera pensję, to jest tajemnicą dla wszystkich. Cóż to za polecenie, proszę pani? I dlaczego wysyła go pani stąd tak śpiesznie?

— Przypuszczałam, że chciałeś mi powiedzieć coś ściśle osobistego — odparła lady.

— Dawałaś zlecenie — nastawał generał — nie staraj się mnie oszukać. Na pewno dawałaś mu zlecenie.

— Jeżeli pan obstaje przy tym, by mieć służbę za świadków naszych upokarzających nieporozumień — rzekła lady Vandeleur — to może poproszę pana Hartleya, by usiadł. Nie?... więc może pan iść, panie Hartley. Przypuszczam, że pan dobrze zapamiętał wszystko, co było mówione w tym pokoju. Będzie to pożyteczne dla pana.

Harry na koniec wyrwał się z salonu. Biegnąc po schodach na górę słyszał podniesiony głos generała, deklamujączego z patosem, cienkie tony lady Vandeleur, odpierającej każdy zarzut lodowatymi replikami. Podziwiał ją z całej duszy! Jak zręcznie dała wymijającą odpowiedź na indagacje! Z jaką pewną siebie bezczelnością powtarzała zlecenie pod strzałami nieprzyjaciela! A z drugiej strony — jak Harry nienawidził jej męża!

We wszystkim tym nie było nic dziwnego: spełniał on zawsze dla lady Vandeleur misje sekretne, mające związek z modniarstwem. Bezgraniczne wybryki i niewiadome zobowiązania lady dawno pochłonęły jej własną fortunę, a fortunie jej męża z dnia na dzień groziły podobną ruiną. Raz czy dwa razy do roku skandal wydawał się rzeczą nieuchronną. Harry dreptał wtedy po sklepach dostawców i płacąc małe zaliczki na poczet wielkich rachunków, zręcznie kłamiąc, zyskiwał zwłokę i lady z wiernym sekretarzem mogli swobodnie odetchnąć. Harry duszą i sercem sprzyjał tej wojnie, bo nie tylko uwielbiał lady Vandeleur i bał się jej męża, lecz także doskonale rozumiał jej umiłowanie zbytku, gdyż i jego jedyną słabostką był krawiec.

Znalazł pudełko w miejscu oznaczonym, poprawił starannie krawat i opuścił dom. Słońce świeciło jasno. Miał do przebycia daleką drogę i przypomniał sobie z przerażeniem, że nagłe wtargnięcie generała nie pozwoliło lady Vandeleur dać mu pieniędzy na dorożkę. Dzień tak duszny męczył go niepomiernie. Prócz tego chodzić po Londynie z pudełkiem w ręku było to upokorzenie nieznośne dla młodzieńca tego pokroju. Zatrzymał się i naradzał sam ze sobą. Vandeleurowie mieszkali na Eaton Place, on zaś miał się dostać w okolice Notting Hill; mógł przejść przez park, omijając ludne aleje. Podziękował Bogu, że było jeszcze dość wcześnie.

Chcąc się prędzej pozbyć dręczącej go zmory, przyśpieszył kroku, przeszedł już część Rensington Garden, gdy w odludnym miejscu wśród drzew zetknął się z generałem.

— Przepraszam, sir Thomas — rzekł Harry grzecznie, zbaczając z drogi, bo generał stał po środku ścieżki.

— Dokąd pan zdąża? — spytał generał.

— Przechadzam się na świeżym powietrzu — odrzekł chłopak. Generał dotknął pudełka laską.

— Z tym pudełkiem? Pan kłamie i pan wie, że pan kłamie.

— Naprawdę, sir Thomas — odparł Harry — nie jestem przyzwyczajony, by się do mnie zwracano w ostry sposób.

— Pan nie rozumie swego stanowiska — rzekł generał — jesteś pan tylko moim służącym, i to służącym, co do którego powziąłem poważne podejrzenia. Kto wie, czy to pudełko nie jest pełne łyżeczek od herbaty?

— Jest w nim cylinder mego przyjaciela — powiedział Harry.

— Bardzo dobrze — odparł generał — w takim razie chcę zobaczyć cylinder tego przyjaciela. Interesują mnie bardzo kapelusze — dodał szyderczym głosem — a wiadomo panu, jak sądzę, że jestem stanowczy.

— Przepraszam, sir Thomas, bardzo mi przykro — wymawiał się Harry — ale jest to sprawa osobista.

Generał, groźnie podnosząc laskę, chwycił go brutalnie za ramię. Harry poczuł się zgubiony. Ale w tej chwili niebo zesłało mu niespodziewanego obrońcę w postaci Charlie Pendragona, który nagle wyłonił się spośród drzew.

— No, no, generale, wstrzymaj pan rękę, nie jest to ani grzecznie, ani po męsku.

— Aha — zawołał generał, kręcąc się dokoła nowego przeciwnika — Mr. Pendragon! I pan przypuszcza, mister Pendragon, że ponieważ miałem nieszczęście ożenić się z siostrą pańską, to będę znosił, aby mi robił uwagi i właził w drogę taki zdyskredytowany bankrut i libertyn jak pan? Znajomość z lady Vandeleur odjęła mi wszelką chęć do bliższej znajomości z jej rodziną.

— A czy pan sądzi, generale Vandeleur — odparował Charlie — że moja siostra, ponieważ miała nieszczęście poślubić pana, straciła już wszelkie prawa i przywileje kobiety z towarzystwa? Zgadzam się, że fakt ten obniżył jej pozycję towarzyską, ale dla mnie jest ona zawsze urodzoną Pendragon. Do mnie należy chronić ją od zniewag i choćby pan był dziesięciokrotnie jej mężem, nie pozwoliłbym na ograniczenie jej wolności ani na zatrzymywanie jej posłańców.

— Jakże to, Mr. Hartley? — zapytał generał — zdaje się, że Mr. Pendragon jest mego zdania. On również podejrzewa, że lady Vandeleur ma coś wspólnego z cylindrem pańskiego przyjaciela?