Dobrana para - Julia Justiss - ebook + książka

Dobrana para ebook

Julia Justiss

4,2

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Prudence pragnie wyjść za mąż, być dobrą żoną i matką. Niestety już czwarty raz musi zrezygnować z debiutu towarzyskiego. W jej rodzinie skandale wybuchają z regularnością, która zadziwia najbardziej zblazowanych bywalców salonów. Bohaterką najnowszego jest matka Prudence, powszechnie uważana za damę o wątpliwej reputacji. Ciotka zabiera przybitą dziewczynę do Bath, licząc, że z dala od Londynu urodziwa panna ma większe szanse na poznanie odpowiedniego kawalera. Nie musi być bogaty, byle cieszył się nieposzlakowaną opinią. Tylko że Prudence ulega urokowi Johna Trethwella, a jego nikt nie nazwałby dobrą partią…

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 252

Oceny
4,2 (17 ocen)
8
5
4
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Erristen

Nie oderwiesz się od lektury

Ciekawa
00

Popularność




Julia Justiss

Dobrana para

Tłumaczenie:

Aleksandra Tomicka-Kaiper

Tytuł oryginału: A Most Unsuitable Match

Pierwsze wydanie: Harlequin Mills&Boons, an imprint of HarperCollins Publishers, 2018

Redaktor serii: Grażyna Ordęga

Opracowanie redakcyjne: Grażyna Ordęga

© 2018 by Janet Justiss

© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2022

Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.

Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.

Harlequin i Harlequin Romans Historyczny są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.

HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.

Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone.

HarperCollins Polska sp. z o.o.

02-672 Warszawa, ul. Domaniewska 34A

www.harpercollins.pl

ISBN: 978-83-276-9147-7

Opracowanie ebooka Katarzyna Rek

Dla Ewy i Lenory

Żadne słowa nie są w stanie wyrazić mojej wdzięczności za Waszą miłość i wsparcie po wypadku, gdy znalezienie czasu na pisanie stało się tak trudne. Za każdym razem, gdy już miałam się poddać w rozpaczy, odciągałyście mnie od krawędzi. Kocham Was!

Prolog

Londyn, koniec marca 1833 r.

– Znowu to zrobiła–powiedział Gregory Lattimar, najstarszy syn i spadkobierca lorda Vraux, wprowadzając swoje siostry bliźniaczki, Temperance i Prudence, do małego salonu w ich domu przy Brook Street, gdzie czekała na nie ciotka, lady Stoneway.

Niejasna obawa, którą poczuła Temperance, gdy jej brat oderwał Prudence od radosnej kontemplacji najnowszych trendów mody w „Lady’s Magazine”, przerodziła się w niepokój.

– Co się stało, Gregory? Cokolwiek to jest, na pewno nie będziemy musieli po raz kolejny opóźniać naszej prezentacji!

Ciotka coś mruknęła i podeszła, by uściskać Prudence.

– Tak mi przykro, moja droga! Myślałam, że uda się was przedstawić tej wiosny.

– Więc to nie jest sezon dla nas, co?–Temperance spojrzała ponuro na brata.–Jakież to najnowsze wydarzenie nadszarpnęło naszą reputację?

– Twój brat dowiedział się o tym podczas śniadania w klubie i od razu wezwał mnie na rozmowę.

– Rozmowę o czym?–zawołała Temperance.

– Spokojnie, Temper.–Gregory położył jej dłoń na ramieniu.–Zaraz ci wszystko opowiem.

Chociaż zazwyczaj tłumiła emocje, które bez zahamowań objawiała jej bardziej temperamentna bliźniaczka, Prudence z wielkim trudem powstrzymywała się od podniesienia głosu.

– Co się stało, Gregory?

– Farnham. Nie spotkałaś go, ale niedawno przyjechał z Oksfordu i jak to on, zauroczył się naszą matką. Wraz z innym młodym wielbicielem, lordem Hallsworthym, warczeli na siebie przy niej jak dwa psy kłócące się o kość. Podobno wczoraj wieczorem Farnham stwierdził, że Hallsworthy obraził cnotę mamy, więc wyzwał go na pojedynek. Hallsworthy przyjął wyzwanie i rezygnując ze zwyczajowego protokołu, wyruszyli na wrzosowiska Hounslow.

– W nocy? Nie zaczekali do świtu?–zapytała Temperance.–Poza tym myślałam, że pojedynki są nielegalne i niemodne.

– Była pełnia księżyca i tak, są nielegalne i niemodne–odparł Gregory.–Nie wiem, co w nich wstąpiło. Efekt był taki, że zanim ktokolwiek zorientował się, co się dzieje, Farnham wpakował kulę w Hallsworthy’ego. Przyjaciele, którzy ich dogonili, zabrali rannego do chirurga, ale źle z nim. Farnham uciekł na kontynent, a wieść o pojedynku, a także o tym, o kogo poszło, obiegła cały Londyn.

– No cóż, mogę tylko powiedzieć: „Brawo, mamo!”, jeśli w jej wieku nadal czaruje młodych mężczyzn–wyzywająco orzekła Temperance.

– Gdyby tylko zastanowiła się, jak bardzo jej uczynki wpływają na nas!–zawołała Prudence zarazem z podziwem, jak i niechęcią do olśniewającej matki.

– Z tym że to nie jej wina, Prudence–stwierdziła ciocia Gussie.–Składanie wizyty najdłużej panującej piękności w Londynie jest rytuałem przejścia dla młodych mężczyzn przyjeżdżających z uniwersytetu od czasu, gdy wasza matka zadebiutowała. Wiesz, że ona nie robi nic, aby ich zachęcić. Wręcz przeciwnie.

– Co tylko wzmaga ich rywalizację–zauważył Gregory z westchnieniem.

– Mama stara się nas chronić, Prudence–dodała Temperance.–Owszem miewała narzeczonych, ale przez ostatnich pięć lat nie brała żadnych nowych kochanków.–Gdy ciotka chrząknęła znacząco, dodała:–Proszę cię, ciociu Gussie, tu nie ma niewinnych służących. Nie po tym, co się działo w tym domu.

Chociaż jej siostra nie zarumieniła się, Prudence poczuła pąs na policzkach na to przywołanie różnych wspomnień. Ledwie wyszły z becików, zaczęły zauważać paradę przystojnych mężczyzn, którzy odwiedzali ich matkę. Nie były jeszcze nastolatkami, kiedy rozszyfrowały szepty służby i zrozumiały, dlaczego tak się dzieje.

W kuluarach nazywano je „Skundlonymi Vraux”. Wiedziała, że tylko Gregory był synem jej prawowitego ojca, natomiast brata Christophera, ją i Temperance powszechnie uważano za dzieci z nieprawego łoża.

Choć bardzo przeżywała ostatni skandal, który mógł ponownie opóźnić jej szansę na znalezienie upragnionej miłości i rodziny, sprawiedliwość kazała jej zgodzić się z siostrą.

– Wiem, że mama stara się żyć mniej… wyzywająco, jak nam obiecała–stwierdziła ponuro.

– To nie jej wina, że mężczyznom łatwo wybacza się błędy przeszłości, ale nigdy kobietom–odparła Temperance.

– Nie zawsze zgadzałam się z jej skłonnościami do romansów–przyznała ciotka Gussie–ale mogłam jej tylko współczuć, gdy poślubiła mojego brata. Jego główną pasją były piękne przedmioty, które kolekcjonował. Pamiętam, jak pewnego ranka w pokoju śniadaniowym potknęłam się o jego najnowszy nabytek, był to jakiś ceremonialny miecz. Gdy krzyknęłam, że się skaleczyłam, od razu przybiegł, z tym ze mnie zignorował, a całą uwagę poświęcił mieczowi, czy broń Boże nie został uszkodzony!

– Gdyby tylko nie wybrał mamy do swojej kolekcji…–mruknęła Temperance.

– Cóż, nie ma co lamentować–orzekł Gregory.–Musimy zdecydować, co zrobimy, dlatego poprosiłem ciocię Gussie, żeby do nas dołączyła. Czy myślisz, że ten zgiełk ucichnie na tyle szybko, że moje siostry będą mogły się zaprezentować w tym roku?

– No cóż, od razu z samego rana dostałam dwa listy od znajomych i prawda jest taka, że wszyscy chcą wiedzieć, co się stało, czy to prawda, czy plotka. Sezon zaczyna się już za dwa tygodnie, Hallsworthy jest bliski śmierci, a Farnham wyjechał z Anglii i szybko tu nie wróci.

– Możemy to ukrócić–powiedziała Temperance.–Naprawdę, ciociu, myślisz, że kiedykolwiek uda nam się uciec przed reputacją mamy? Skoro jesteśmy jej blondwłosymi niebieskookimi podobiznami, to musimy być tak samo lekkomyślne i żądne miłosnych przygód, czyż nie? Wszyscy uważają nas za Siostry Skandalistki i nic tego nie zmieni. Ale powtarzam, że możemy to ukrócić, z podniesionymi głowami wkraczając w sezon. I niech się dzieje, co chce.

– I spotka was klęska. Wiem, że to niesprawiedliwe, moje dziecko–powiedziała ciocia Augusta, poklepując ją po ramieniu.–Rozumiem wasze rozgoryczenie. Walczcie o swoją przyszłość, o dobrą partię, o szczęśliwy ożenek. Tego dla was pragnie wasza mama, tak samo jak ja, ale niestety nie w tym sezonie. Tylko trochę później.

– Mówisz to już od czterech lat–ponuro skwitowała Prudence.–Najpierw, kiedy skończyłyśmy osiemnaście lat, twoja córka rodziła, potem zachorowałaś, w kolejnym roku zmarła ciotka Sophia, a rok temu Christopher ożenił się z Ellie. Jest kochana, ale wyciszenie pogłosek związanych z prowadzeniem się naszej matki zaraz po tym, jak nasz brat ożenił się ze słynną kurtyzaną, okazało się niemożliwe. A my już nie możemy dłużej czekać, bo będziemy za stare na znalezienie chętnych do ożenku mężczyzn!

– Powinnaś raczej współczuć tym dziewczętom, które zadebiutowały i wyszły za mąż–z kpiącym błyskiem w oku skontrowała Temperance.–Utknęły w domu z mężami, których trzeba zadowolić, i z dziećmi w drodze.

– Może ty im współczujesz!–krzyknęła Prudence, zapominając o typowym dla niej opanowaniu.–Ale mąż, który się o mnie troszczy, i normalny dom z dziećmi, to jest wszystko, czego kiedykolwiek pragnęłam.

– Żadna kobieta nie jest słodsza i bardziej urocza niż ty.–Skruszona Temperance uścisnęła ją.–Żadna bardziej nie zasługuje na szczęśliwą rodzinę. Przepraszam, że tak lekko wyraziłam się o twoich nadziejach. Wybaczysz mi?

– Wiem, że się droczysz. Wybaczcie mi, że jestem taka drażliwa.

– Ciociu, jeśli nie jesteśmy w stanie zdławić plotek, to co powinniśmy zrobić?–zapytał Gregory.

– Myślę, że najlepiej będzie, jeśli na jakiś czas zabiorę nasze panny z Londynu.

– Tylko nie do Entremeru!–zawołała Temperance.–Tam nie ma tam nic poza wrzosowiskami i kopalniami węgla. Nim upłynie miesiąc, umrę z nudów!

– Wiem, wychowałam się tam.–Ciotka wzdrygnęła się.–Ale proponuję przyjemniejsze miejsce. Wprawdzie z powodu rozpoczynającego się sezonu będzie tam mniej towarzystwa, niż bym chciała, ale moja droga przyjaciółka Helena twierdzi, że są tam doskonałe sklepy i biblioteki. Oraz tańce, koncerty, a także pijalnia…

– Masz na myśli Bath?–przerwała zdumiona Temperance.–Tak, jeśli za atrakcyjne uważasz pomaganie staruszkom w piciu tego obrzydlistwa. To jest prawie tak samo okropne jak Northumberland.

– Może miasto nie jest już tak modne jak kiedyś, ale wszystko jest lepsze od przaśnej wsi–zauważył Gregory.

– Z pewnością nie ma tam tylu atrakcji co w Londynie, ale dla damy, która jest bardziej zainteresowana towarzystwem niż zdobyciem bogactwa i tytułu, może to być dobre miejsce. Przynajmniej będziecie bywać i bez tych wszystkich szeptów o kolejnych romansach matki zyskacie szansę, by poznać kilku sympatycznych dżentelmenów. A jeśli nie znajdziecie nikogo odpowiedniego, to w przyszłym roku zaprezentujecie się w Londynie.

– Brzmi nieźle, a nawet doskonale–stwierdził Gregory.–I wydaje mi się, że to daje większe nadzieje na uwolnienie moich sióstr od kłopotów, niż gdybyśmy zdecydowali się na obarczony wielkim ryzykiem plan Temper.

– Ale większość pań już wie, że w tym roku miałyśmy zadebiutować–przekonywała Temperance.–Nie chcę, żeby pomyślały, że jestem tchórzem albo że wstydzę się mamy! To nie jej złe zachowanie spowodowało tę sytuację.

– Owszem, taka jest prawda, ale czy chcesz jeszcze bardziej pogrążyć matkę?–Ciotka Gussie podniosła głos.–Jeśli tak, to proszę, debiutuj i pogłębiaj skandal, do którego doszło nie z jej winy. I zamiast go wyciszyć, czego pragniesz, jeszcze go rozbuchasz! I już nigdy nie wyjdziesz za mąż!–Gdy zbita z pantałyku Temperance umknęła wzrokiem, dodała już łagodniej:–Twoja mama jako pierwsza namawiałaby cię do rozsądku.

– Kochana ciociu Gussie, zawsze służysz mi dobrą radą i powstrzymujesz przed zrobieniem czegoś głupiego–pogodnie stwierdziła Temperance, a jej złość zniknęła tak szybko, jak się pojawiła.–Bardzo dobrze, nie będę szarżować na salony w tym sezonie. Ale nie zamierzam też marnieć w Bath. Zostanę w Londynie, dyskretnie okazując swoje poparcie dla mamy. Ponieważ do końca mych dni zamierzam pozostać w błogosławionym panieńskim stanie, jakie to ma dla mnie znaczenie? I jeśli obiecam, że ofiaruję mu wszystkie skarby, które odkryję w szerokim świecie, może uda mi się przekonać papę, żeby przekazał mi trochę grosza z mojego posagu, którego nie będę potrzebować, i pozwolił powłóczyć się po Europie. Ale ty, kochana siostro–spojrzała na Prudence–powinnaś pojechać do Bath. I z całego serca ci życzę, żebyś znalazła tam to, czego szukasz.

– Jesteś nieugięta i nie ruszysz się z Londynu?–zapytała ciocia Gussie.

– Choć bardzo będę tęskniła za siostrą, to tak, zostaję.

– Wolałbym, żebyś zabrała też Temper, dopóki ta awantura nie ucichnie–powiedział Gregory do ciotki, ignorując wściekłą minę kochanej siostrzyczki.–Z tym że jeśli możesz przynajmniej zabrać z widoku Prudence, to i tak będę wdzięczny. A więc spakujecie się i wyjedziecie do Bath tak szybko, jak to możliwe?

– Tak zrobimy. I mam nadzieję, że znajdziemy jej tam jakiegoś miłego dżentelmena–powiedziała lady Stoneway, spoglądając z sympatią na Prudence.

Sama nadzieja na to, że być może jednak nie wszystko stracone, sprawiła, że Prudence rozjaśniała.

–To byłoby wspaniałe!–wykrzyknęła.

– Uważaj, czego sobie życzysz, siostro–złowieszczo mruknęła Temperance.

Kiedy narada rodzinna dobiegła końca, Prudence i Temperance ruszyły do swoich pokojów.

– Naprawdę nie dasz się namówić, żeby pojechać z nami? Zawsze byłyśmy razem, bez ciebie poczuję się zagubiona–powiedziała Prudence, a fakt, że może zostać bez siostry bliźniaczki, zaczęła coraz boleśniej do niej docierać. Uspokajała się myślą, że choć rozstanie będzie trudne, to podczas pobytu w Bath może pojawić się nowa miłość. A także, w przeciwieństwie do siostry, która mimo protestów będzie musiała kiedyś stanąć przed ołtarzem, jej mąż na zawsze obdarzy ją bezgraniczną miłością i czułą opieką.

– Będę tęskniła za twoim rozsądkiem, który ostrzega mnie przed impulsywnymi i nieraz głupimi decyzjami–z uśmiechem odparła Temper.–Myślę jednak, że to dobry pomysł, aby ciocia Gussie zabrała cię z Londynu. Po ostatniej awanturze na pewno będą plotkować i gapić się na nas, gdziekolwiek pójdziemy.

– Dziękuję za przypomnienie.–Z natury dość nieśmiała i schowana w sobie Prudence nienawidziła sytuacji, gdy była wystawiana na widok publiczny, a w obecnej sytuacji…–Może przed wyjazdem uda mi się uniknąć modystki, a zakup nowych sukien odłożę do Bath. Już w zeszłym tygodniu było wystarczająco źle…

– Ach tak, u madame Emilie.–Temperance roześmiała się.–Kiedy ta wredna damulka się na nas gapiła.

– Była bardzo subtelna, prawda?–kwaśno dodała Prudence.–Zaraz po tym, jak zniknęłyśmy w przebieralni, teatralnym szeptem, by wszyscy usłyszeli, spytała: „A więc to są te Siostry Skandalistki?”.

– Gdybym nie miała na sobie tylko koszulki, wyskoczyłabym stamtąd, ukłoniła się jak tancerka operowa na bis i zawołała: „Voila, c’est nous[1]!”.

– A ja miałam ochotę wyjść tylnymi drzwiami.

– Tylko po to, by w nocy zakraść się do tej damulki i udusić ją we śnie?

– Świetny pomysł–odparła rozbawiona Prudence.–Och, Temper, chciałabym traktować to z humorem, tak jak ty to robisz, ale uwiera mnie to jak kamyk w bucie. Tak bardzo chciałabym się go pozbyć! Tego skandalu, niepokoju, szeptów za plecami… Po prostu zostać panią Jakąśtam, żoną szanowanego dżentelmena, zamieszkać w małej posiadłości jak najdalej od Londynu i przechadzać się przed snem po pobliskiej wiosce, w której nigdy nie słyszano o Siostrach Skandalistkach, a mówiono by o mnie tylko z powodu moich cudownych dzieci i wspaniałego ogrodu!

– Z mężem, który cię kocha, pieści, całuje i tuli na kolanach… zamiast ojca, który ledwie toleruje uścisk dłoni.

Westchnęły, bo razem dzieliły to samo gorzkie wspomnienie lat prób i porażek w zdobywaniu sympatii człowieka, który wolał trzymać je ؘ– a także wszystkich innych, łącznie z żoną–na dystans. Choć Temper uparcie starała się zbliżyć do ojca, Prudence zrezygnowała z tych prób.

– Nie oczekuję, że doświadczę takiego szczęścia, jakie Christopher znalazł ze swoją Ellie–odparła Prudence.–Pragnę tylko spokojnego dżentelmena, który darzy mnie uczuciem jako kobietę i swoją żonę, a nie jako… relikt niesławy i skandalu. Który chce stworzyć rodzinę, w której każdego członka traktuje się z czułością.

– Rodzina, jakiej nigdy nie mieliśmy–wtrąciła Temper z przekąsem.

Na tę uwagę nie trzeba było odpowiadać, więc Prudence kontynuowała:

– Takiemu mężczyźnie mogłabym oddać całą swoją miłość.

– A on byłby najszczęśliwszym człowiekiem w Anglii!–Temperance zatrzymała się w progu swego pokoju.–Będę się modlić, żebyś poznała w Bath szanowanego wiejskiego dżentelmena, bo za kimś takim tęsknisz. A on poprosi cię o rękę, zamieszkacie w jego posiadłości i doczekacie się stadka pięknych dzieci, które będę mogła rozpieszczać.–Uśmiechnęła się.–No to do roboty. Musimy przejrzeć twoją szafę i sprawdzić, ile jeszcze sukni musisz zamówić w Bath, żebyś olśniła swojego wymarzonego bohatera.

[1]Voila, c’est nous! (franc.)–To my! (Przyp. red.).

Rozdział 1

Trzy tygodnie później porucznik lord John Trethwell, najmłodszy syn zmarłego markiza Barkleya, który niedawno wrócił z 2. Królewskiego Pułku Piechoty w Indiach, kuśtykał obok swej ciotki, lady Woodlings, w Sidney Gardens w Bath.

– Ach…–odetchnął głęboko–Bath wiosną!

– Pięknie tu, nieprawdaż?–powiedziała ciotka, gdy pomógł jej usiąść na ławce.–Chociaż to miasto nie oferuje tych wszystkich rozrywek, jakich taki poszukiwacz przygód jak ty mógłby sobie zażyczyć–dodała, odmierzając swój wywód uderzeniami laski o jego kolano.

– To nieeleganckie bić rannego człowieka.–Potarł chorą nogę.

– Och, nie chciałam…–zaniepokoiła się ciotka.

– Tylko się droczę, ciociu Pen. Nic złego się nie stało. Ale ty zakładasz, że kpię z pięknej wiosny w Bath i nie doceniam kwietniowej aury, gdy tak naprawdę po piekącym tropikalnym upale, gorącej dżungli i pogoni za wrogo nastawionymi tubylcami, powrót do chłodnej i spokojnej Anglii jest jak kojący balsam.

Ciotka popatrzyła na niego uważnie, jakby szukała oznak bólu, który starał się ukryć.

– Naprawdę wracasz do zdrowia, Johnnie? Nadal utykasz…

– Za jakiś czas dojdę do siebie.–W każdym razie miał taką nadzieję.

– Johnnie, zamierzasz w końcu odejść z wojska? Wiesz, że pragnę cię nakłonić do pozostania w Anglii…

– Na pewno skończyłem z armią–odparł, ignorując jej ostatnią uwagę.–Po siedmiu latach mam dość tych wszystkich restrykcyjnych i nie zawsze potrzebnych zasad, a także kłaniania się jakiemuś aspirującemu nuworyszowi, którego ojciec zapłacił za to, żeby został oficerem.

– Aspirujący nuworysze, no, no…–Ciotka zachichotała.–Krew zawsze się objawi, a twoja jest błękitna bez najmniejsze skazy, choć tak bardzo próbowałeś odciąć się od swojej rodziny. Nie, żebym cię za to winiła. Większość z nich to idioci.

– Nigdy się nie dystansowałem, ale dzięki tym wszystkim projektom budowlanym i staraniom, by Barkley’s Hundred przyćmił swym blaskiem pałac Blenheim, ojciec roztrwonił niemal cały majątek, łącznie z posagami dziewcząt, zanim Robert go odziedziczył.

– I przez rozrzutność twoich pozostałych trzech braci…

– …niewiele zostało dla najmłodszego syna. Ale nie zamierzałem i nie zamierzam stać się tym następnym, który uszczupla skromne zasoby Roberta. Kiedy odejdę z wojska, zacznę w inny sposób zarabiać na chleb.

– Wiesz, jak to zrobić najlepiej.

– Chcesz, żebym znalazł bogatą pannę i poprowadził ją do ołtarza.

– Przez wieki był to ratunek dla dobrze urodzonych, ale niezamożnych młodszych synów. I jest to znacznie bezpieczniejsza opcja niż wyprawa do obcych krajów w poszukiwaniu skarbów, co proponujesz! Owszem, nie masz tytułu, ale twoje pochodzenie jest bardzo zacne.

– Pochodzenie, które właśnie zdyskredytowałaś!

– To nie ma nic wspólnego z krwią, tylko z kilkoma osobami, które też ją posiadają.

– Jednak ja uważam, że założenie firmy handlowej to lepsza droga do majątku, niż sprzedawanie błękitnej krwi jakiemuś kupcowi, który marzy o tym, by wydać córkę za arystokratę. To również lepsze od potwierdzania plotki krążącej po Bath, że jestem biednym jak mysz kościelna cynicznym łowcą posagów.–Przerwał na moment.–I coś jeszcze, ciociu. Mawia się, że małżeństwo jest jak pułapka na myszy, ale ja określiłbym to inaczej. Nierozerwalny i dożywotni związek z jedną kobietą to jak wstąpienie na szafot–przekomarzał się.

– Szafot, też coś…–Poklepała go po ramieniu.–Ci, którzy lekceważą posażne panny, inaczej odnoszą się do zamożnych krewnych. Skoro twierdzisz, że nie zamierzasz żenić się córką jakiegoś bogacza, to przypuszczam, że chcesz zaopiekować się starą ciotką, która szybko pójdzie do Pana, zapisując ci w testamencie swój majątek, a ty zainwestujesz go w swoje imperium handlowe.

– Nie jestem aż tak głupi, by snuć takie plany, bo ile musiałbym czekać? Myślę, że przeżyjesz nas wszystkich. No i są twoi synowie, którzy stoją przede mną w kolejce do spadku po tobie.

– Odziedziczyli wystarczająco dużo po Woodlingach, by potrzebować mojego wdowiego grosza.

– W takim razie wnuki.

– Obaj moi chłopcy mieli dość rozsądku, by poślubić dziewczęta z dużymi posagami. Ich dzieciaki też nie będą potrzebowały moich pieniędzy.

– W takim razie przyznam ci się, ciociu, że odwiedzam cię nie dla twoich pieniędzy, ale dlatego, że jesteś najmilszą i najbardziej interesującą z moich krewnych. Jak dla mnie możesz zapisać swój majątek na wspomożenie bezpańskich psów czy coś w tym stylu.

– Phi!–Ciotka wyraźnie się ucieszyła z jego odpowiedzi.–Myślę, że jeszcze bardziej ci się spodoba, jeśli przekażę moje pieniądze szkole dla dziewcząt, która rozbudza w młodych pannach ciekawość świata i prawdziwą inteligencję.

Gdy tak jej słuchał, dostrzegł jakiś ruch, a po chwili stwierdził, że widzi falowanie jasnej tkaniny. Główną aleją szły w ich stronę dwie kobiety. Co za odkrycie, pomyślał i chciał ponownie odwrócić się do ciotki, gdy zobaczył twarze nadchodzących dam.

To było jak grom z jasnego nieba, gdyby psotny Amor nie raził strzałami, ale piorunami.

Johnnie Trethwell uwodził ciemnookie córki maharadżów i inne hinduskie piękności, ale dotąd nie widział kobiety o równie doskonałej urodzie, mieszającej myśli w głowie i zapierającą dech w piersiach.

Wiedział, że jeśli damy pójdą dalej prosto, a nie pobliską ścieżką, to zaraz znajdą się zbyt blisko, by mógł o nie dyskretnie wypytać, dlatego szepnął w wielkim pośpiechu:

– Ciociu, kim jest ta boska istota?

Lady Woodlings zerknęła w dół ścieżki, po czym prychnęła, a na koniec oznajmiła:

– To literalnie taka kobieta, której powinieneś unikać!

Zaskoczony jej gwałtownością, znów zerknął na młodą damę i spytał:

– Dlaczego unikać? Długo mnie tu nie było, więc wiele mogło się zmienić, ale ona nie wygląda na damę, która należy do niedosiężnych dla mnie kręgów.

– A powinna być dla ciebie niedosiężna–z pogardą odparła lady Woodlings.

– Ciociu Pen, jestem tylko zwykłym mężczyzną–rzucił Johnnie z rosnącą irytacją.–Proszę o jaśniejszą wypowiedź.–Nieświadoma zniszczeń, które siała wokół siebie, piękna kusicielka podeszła bliżej, ale wraz ze swą starszą towarzyszką ruszyła poprzeczną ścieżką. Mógł więc tylko odprowadzić wzrokiem jej ponętnie zaokrągloną postać i cudowne złote loki wystające spod wyszukanego kapelusza.–A więc kim ona jest i dlaczego muszę jej unikać?

– To jedna z Sióstr Skandalistek, bliźniaczek Lattimar, córek owianej niesławą lady Vraux.

– To znaczy, że była uwikłana w jakąś aferę w Londynie? Pamiętaj, ciociu, że wyjechałem z uniwersytetu prosto do wojska i długie lata mnie tu nie było.

Ciotka zebrała się w sobie i z wielką swadą rozpoczęła opowieść o pięknej, ale niemoralnej i wysoko urodzonej damie, która po urodzeniu mężowi długo wyczekiwanego syna i dziedzica, z zapałem zaczęła gorszyć towarzystwo, bezczelnie obnosząc się z licznymi kochankami, z których jeden spłodził jej drugiego syna, a inny dał córki bliźniaczki.

– Nie rozumiem, dlaczego lord Vraux wybrał dla tych córek imiona Prudence i Temperance[2]. Jakby samo przekraczanie granic moralnych to za mało, trzeba też z nich kpić!

– Więc córka okazała się równie zepsuta jak matka?

– Jeszcze nie. Oficjalnie nie została wprowadzona do towarzystwa, choć musi zbliżać się do wieku, w którym młode panny gorąco modlą się o narzeczonego. Według plotek dziewczęta miały zadebiutować w tym sezonie w Londynie, ale kilka tygodni temu dwóch idiotów z Oksfordu stoczyło pojedynek o ich matkę. Oczywiście w tej sytuacji prezentacja byłaby niemożliwa. Dziwię się, że lady Stoneway, siostra ich ojca, którą tu widziałeś, pozwoliła jej pokazać się choćby tylko w Bath. Chociaż trzeba współczuć biednej kobiecie, że próbuje znaleźć mężów dla tych dwóch. Nie będzie to łatwe, choć to bardzo posażne panny.

– Ale nie wiesz nic, co świadczyłoby na niekorzyść córki?

– Jak mogłabym coś wiedzieć, skoro jeszcze się zadebiutowała?

– Właśnie o to mi chodzi, ciociu–stwierdził Johnnie.

– Ale to nic nie znaczy, bo niedługo wplącze się w jakieś skandal. To rodzinne, jak mówiłam, krew zdecyduje. Johnnie, a ty zmyj ze swojej twarzy i z oczu ten wyraz, dobrze ci radzę!

– Jaki wyraz?

– Wyglądasz jak pies, który właśnie zwęszył lisa. Dlaczego zawsze, gdy ktoś ostrzega młodego mężczyznę, który ma więcej energii niż rozumu, żeby trzymał się z daleka od niebezpieczeństwa, tenże mężczyzna natychmiast tam pędzi, zamiast uciekać?

– Pewnie dlatego, że to młodzieniec–odparł Johnnie z uśmiechem.–Chodźmy, ciociu Pen. Przedstawisz mnie.

– Nigdy!–zawołała przerażona.–Owszem, namawiałam cię do poślubienia posażnej panny, ale biedak, który poślubi akurat tę pannę, może i będzie mógł wydawać jej pieniądze, ale nigdy nie przestanie się martwić, na kogo się natknie w jej łóżku.

– Szkoda. Będę musiał wymyślić inny sposób, żeby ją poznać.

– Zapamiętaj moje słowa, Johnie Stewarcie Williamie Trethwellu!–odparła oburzona ciotka.–Jeśli zwiążesz się z tą panną, nigdy nie zobaczysz ani grosza z moich pieniędzy!

– W takim razie–ucałował jej dłoń–bezpańskie psy bardzo się ucieszą.

Lekko utykając, ruszył ścieżką na spotkanie z boską panną Lattimar. Zachowując dyskretny dystans, śledził młodą damę i jej ciotkę, gdy wychodziły z ogrodów i skierowały się w stronę Głównej Pijalni. Po dotarciu na miejsce stanął w takim miejscu, by mógł obserwować ją, nie rzucając się w oczy.

Jej uroda z bliska nic nie traciła ze swego blasku. Oczy w kolorze najgłębszego błękitu osadzone w owalnej twarzy o nieskazitelnej porcelanowej cerze, pełne morelowe usta, wspaniałe złote loki i zmysłowa figura. Nigdy nie widział tak wspaniałej kobiety. Ale ponieważ poznał wiele kobiet, to obserwując właśnie tę, z coraz większym sceptycyzmem odnosił się do twierdzeń ciotki na temat jej charakteru.

Nie chodziło tylko o eteryczne piękno twarzy, która przywodziła na myśl anioły śpiewające w niebiańskim chórze. Odnosiła się do damy, która była jej ciotką i przyzwoitką, w sposób uroczy i pełen szacunku, a lekka sztywność w ruchach i rumieniec, który zabarwił jej policzki, gdy jakiś dżentelmen zatrzymywał się, by je pozdrowić, tak bardzo różniły się od skandalicznie uwodzicielskiego zachowania, o które oskarżono jej matkę, że nie mógł uwierzyć, że są najbliższymi sobie krewnymi.

Jeśli nie była najlepszą aktorką w dziejach Anglii, to musiała być taką osobą, na jaką wyglądała: piękną i dobrze wychowaną młodą panną.

Owszem, nie z takimi kobietami dotąd zwykł się wiązać, lecz po powrocie do Anglii znalazł się w nowej dla siebie rzeczywistości, i to całe oskarżanie o skrajną niemoralność obudziło w nim ducha walki. A kiedy przyjaciółka ciotki, a zarazem jedna z dam rządzących sosjetą Bath, rzuciła jej osądzające spojrzenie i miała zamiar wyprosić z towarzystwa, John, zanim zdążył pomyśleć, już był przy tej damie.

– Lady Arbuthnot, jakże miło znów panią widzieć, i to w tak dobrej formie.–Skłonił się.–Co za uroczy kapelusz!

– Słyszałam, że przybyłeś w odwiedziny do lady Woodlings, poruczniku Trethwell–odpowiedziała dama, różowiejąc z zadowolenia–Witamy z powrotem w Anglii. Jakaż to musi być ulga być znowu w domu! Mam nadzieję, że wracasz do zdrowia po kontuzji?

– To oczywiste, że wracam, gdy przebywam w miłym towarzystwie w mojej ojczyźnie. Ale skoro o tym mowa…–Poprowadził ja kilka kroków.–Czy uczyni mi pani zaszczyt i przedstawi te urocze damy?

Lady Arbuthnot zbyt późno zdała sobie sprawę, że Johnnie wmanewrował ją w niechcianą sytuację, mianowicie stanęła naprzeciwko dam, które zamierzała stąd wyprosić. Uśmiech, którym ją obdarzył, doskonale maskował, jak bardzo był spięty. Dla lady Arbuthnot odrzucenie jego prośby byłoby trudnym wyzwaniem na granicy towarzyskiego skandalu, lecz równie trudne byłoby dla niej nawiązanie rozmowy z jedną z Sióstr Skandalistek.

Sięgnął po swoją ostatnią broń:

– Mam wielką prośbę, by zrobiła to pani możliwie szybko. Chodzi o moją chorą nogę. Nie powinienem stać zbyt długo.

To wystarczyło, aby przechylić szalę.

– Nie mogę odmówić prośbie jednego z dzielnych żołnierzy Jego Królewskiej Mości–oznajmiła, kryjąc irytację.–Lady Stoneway, miło mi widzieć panią w Bath. Pozwól, że przedstawię ci porucznika lorda Johna Trethwella, krewnego mojej dobrej przyjaciółki, lady Woodlings, i brata nowego markiza Barkleya.

Z bliska jest jeszcze piękniejsza, pomyślał Johnnie. Choć stała spokojnie podczas prezentacji, uśmiechając się trochę niepewnie, to rumieniec na policzkach lady Stoneway świadczył o tym, że przynajmniej ta doświadczona dama zrozumiała znaczenie jego interwencji.

– Miło mi zawrzeć znajomość z jednym z naszych dzielnych żołnierzy, lady Arbuthnot–odpowiedziała.–Podobnie jak mojej bratanicy, pannie Lattimar. Prawda, moja droga?

Myślał, że jest nieśmiała, ale ukłoniła się z wdziękiem i delikatną pewnością siebie. Ciotka opisała ją jako zdesperowaną pannę, która modli się o narzeczonego, ale kobieta o tak młodzieńczej urodzie nigdy nie zostanie uznana za „starą pannę”. A to, że doskonale panowała nad sobą, było zrozumiałe. Gdy tylko dorosła, musiała stawiać czoło insynuacjom, bo wszyscy porównywali ją z rozpustną matką.

– Miło mi pana poznać, poruczniku.

Miała glos równie piękny jak twarz. Chciał tylko zmusić lady Arbuthnot do dokonana oficjalnej prezentacji, bo mimo nalegań ciotki, nie zamierzał nakłaniać żadnej bogatej panny do ślubu. Ale teraz uznał, że nie może tak po prostu odejść.

– Lady Stoneway, czy z pani zgodą mogę przejść się po okolicy z pani bratanicą?

Zanim zdążyła odpowiedzieć, ujął dłoń panny Lattimar i ruszyli na przechadzkę.

[2]Prudence (ang.)–rozwaga, roztropność. Temperance (ang.)–wstrzemięźliwość, powściągliwość. (Przyp. red.).

Rozdział 2

Prudence, nie mogąc zdecydować, czy powinna się oburzyć, czy poczuć się rozbawiona, kątem oka przyglądała się swojemu towarzyszowi. Czy to było zawarcie znajomości, czy porwanie?

– Naprawdę nie mogła pani odmówić spaceru ze mną. Nie po tym, co właśnie zrobiłem.

Nie mogła, ale kompletnie nie wiedziała, co z tym zrobić.

Skojarzył się jej z piratem, kiedy po raz pierwszy zobaczyła go w Sidney Gardens. Pochylony mówił coś do ciotki, taki wysoki, o surowych rysach, z ciemnozłotymi włosami zawiniętymi na kołnierzu marynarki. I to spojrzenie, którym ją obdarzył! Podziw i zainteresowanie błyszczące w szarozielonych i przenikliwych oczach nasuwały na myśl podejrzenie, że ten „pirat” pragnie zajrzeć w głąb jej duszy.

Na samo wspomnienie o tym poczuła się dziwnie rozemocjonowana.

Gdy z bliska patrzyła na jego szczupłą opaloną twarz, wydała się jej jeszcze bardziej pociągająca. Zauważyła wąskie usta, zadarty nos i ujmujące oczy. Pomyślała, że ten dżentelmen wygląda jak rekonwalescent po ciężkiej chorobie, co zgadzało się z tym, że lekko utykał.

Dopiero teraz zawarli znajomość, bo w parku ciotka Gussie pociągnęła ją na boczną ścieżkę, ostrzegając Prudence, że powinna unikać najmłodszego syna notorycznie rozrzutnej rodziny.

Nieważne, czy był rozrzutny, czy nie, bo zmusił tę pełną dezaprobaty matronę do dokonania oficjalnej prezentacji. To posunięcie, gdyby się nie powiodło, zawstydziłoby go tak samo jak ją. Czy był współczujący i sprytny, czy po prostu lekkomyślny, obojętny na to, czy gra się powiedzie? Nie liczył się z tym, że w razie niepowodzenia naraziłby ją na upokarzające komentarze i niechcianą uwagę?

Ale zadziałało, co może być bardzo pomocne w jej walce o lepszą pozycję.

– Szczerze mówiąc, jestem panu winna podziękowania–przyznała w końcu.–Akceptacja lady Stoneway i jej przyjaciółki, pani Marsden, wystarczą, by większość towarzystwa w Bath mnie przyjęła, choć byli też… oporni, wśród nich lady Arbuthnot.–Zaśmiała się.–Ale gdy tak sprytnie udało się panu ją wmanewrować w znajomość ze mną, to wreszcie mogę odetchnąć z ulgą. Niestety obawiam się, że choć jestem panu wdzięczna, to po zakończeniu tej przechadzki nie mogę sobie pozwolić na bliższe kontakty z panem.

– Co, ostrzegano cię przede mną?–zapytał z uśmiechem.–Nie sądziłem, że jestem w Bath wystarczająco długo, żeby już zdążyli to zrobić.

– Widziałam pana dzisiaj w Sidney Gardens. Nie chcę być nieuprzejma, ale ciocia Gussie powiedziała, że ma pan reputację… lekkomyślnego poszukiwacza przygód. A ponieważ wszyscy sądzą, że wkrótce opuści pan armię, to mówi się też, że jest pan…–Zawahała się, bo wiedziała doskonale, jak bolą różne insynuacje, więc nie chciała powtarzać plotek o nim, gdy nie znała prawdy.

– Łowcą posagów?–dokończył za nią, ale nie wyglądał na urażonego.–A może słyszała pani inną wersję, tę, w której przybyłem do Bath, by przekonać moją ciotkę, żeby zapisała mi swój majątek? Nie musi się pani czuć skrępowana, powtarzając te plotki, panno Lattimar. W końcu mnie też przed panią ostrzegano.

No tak… Czyli jej sceptycyzm był uzasadniony. Ten dżentelmen nie pomógł jej z dobroci, tylko dla kaprysu.

– Dziwię się więc, że w ogóle się pan pofatygował, żeby mnie ratować!–Nie zdołała powstrzymać gniewnego tonu.

Zatrzymał się, zmuszając ją, by spojrzała na niego.

– Myślę, że pani… że ty to rozumiesz. Nie lubię, gdy ocenia się kogoś tylko na podstawie krążących plotek. I mam nadzieję, że podzielasz to odczucie. Będę cię oceniać za to, kim jesteś, a nie za to, kim była twoja matka. Każdy w Bath powinien zrobić to samo.

A więc działał ze współczucia. Złość wygasła zastąpiona niesmakiem, że taki gest był konieczny, a ona początkowo osądziła tego dżentelmena ostrzej niż on ją. W ślad za tym pojawiło się coś jeszcze bardziej nieoczekiwanego. Było to głębokie poczucie wspólnoty wywołane jego empatią. Jakby się nawzajem rozumieli. Jednak nie miała powodu odczuwać ani żalu, ani więzi z żołnierzem bez grosza przy duszy o wątpliwej reputacji. Korzystając z wieloletniej praktyki, stłumiła gwałtowne emocje, zanim ujawniły się na jej twarzy. Najrozsądniej byłoby uciec od mężczyzny, który w ciągu kilku chwil wzbudził w niej na tyle silne emocje, by naruszyć spokojną fasadę, którą musiała prezentować światu. A jego asysta w żaden sposób jej nie pomoże w realizacji celu, jakim było poznanie godnego szacunku mężczyzny, którego mogłaby poślubić.

– Choć bardzo szanuję pana za te uczucia, musi pan zdawać sobie sprawę, że przy mojej reputacji nie mogę sobie pozwolić na to, by zadawać się z człowiekiem, którego uważa się za nieostrożnego awanturnika–powiedziała, kiedy była już pewna, że głos jej nie zadrży.–Choć część dotyczącą łowcy posagów pominę, ponieważ powszechnie uważa się, że tylko mój duży posag może skłonić jakiegoś zdesperowanego mężczyznę do podjęcia tak wielkiego ryzyka, jakim byłoby poślubienie mnie.

– Wobec tego byłby wielkim głupcem.

Zaskoczona podniosła wzrok i została zahipnotyzowana szarozielonym spojrzeniem. Coś między nimi rozbłysło, jakaś bezsłowna więź i gwałtowne wzajemne przyciąganie. I bezbrzeżne pragnienie, by poczuć jego usta na swoich…

Gwałtownie odwróciła wzrok. Na litość boską, co ją napadło? Ten człowiek jest jeszcze bardziej niebezpieczny, niż myślałam, przemknęło jej przez głowę.

– Lepiej wrócę do ciotki–powiedziała, wyrywając rękę.

– Więc pozwól mi iść z tobą. W przeciwnym razie powiedzą, że uznałaś moje towarzystwo za skrajnie niestosowne i po krótkim spacerze zerwałaś znajomość. A to dobrze nie posłuży mojej reputacji.

– W takim razie zgoda–odparła, nie patrząc na niego.–Ale, jak już mówiłam, nie będę mogła się z tobą pokazywać.

– Czy zawsze robisz to, co nakazują obyczaje obowiązujące w towarzystwie?–zapytał.

– Nie mam wyboru–odrzekła ponuro.

– Zawsze mamy wybór, panno Lattimar. Mówię „do widzenia”, nie „żegnaj”–mruknął, gdy dotarli do jej ciotki.–Lady Stoneway, panno Lattimar, było mi bardzo miło–powiedział głośniej i dwornie się skłonił.

A ona musiała patrzeć, jak lekko kulejąc, ale wyprostowany odchodzi przez pokój. I usłyszała, jak ciotka stuka wachlarzem w nadgarstek.

– Dobrze rozegrane.–Skinęła głową w stronę odchodzącego oficera.–Mam nadzieję, że podziękowałeś mu, bo nie wolno ci tego robić ponownie. Bliższa znajomość nie zwiększy waszych szans… A szkoda, bo to przystojny diabeł, prawda?

– Czy on jest kobieciarzem? A może jego reputacja to tylko plotki, tak jak moja?

– To raczej reputacja poszukiwacza przygód. Zaraz po studiach zaciągnął się do wojska w Indiach. Nie miał wielkiego wyboru, bo rodzina była już na skraju bankructwa, a w Anglii nie miał żadnego źródła dochodu. Został ranny w starciu z tubylcami, a podczas jego nieobecności najstarszy brat odziedziczył górę długów, a mając trzech innych braci, którzy nigdy nie spotkali kobiety, której nie próbowaliby uwieść, konia, na którego by nie postawili, ani kart, w które nie zaczęliby grać o wysokie stawki, to nic dziwnego, że trzymał się z dala od domu. Skoro jednak uznał, że dni wędrówki dobiegły końca, to pewnie szuka posażnej panny. Pochodzenie ma na tyle dobre, że mimo braku środków może mu się to udać. Choć jak dotąd nie wykazał zainteresowania.

– Czy on też ma wady swoich braci?

– Nikt nie wie, czy jest rozrzutny tak jak oni. Jak już mówiłam, od zakończenia edukacji przebywał z dala od Anglii. Inna plotka głosi, że nie chce się żenić i kręci się wokół lady Woodlings, mając nadzieję, że zostawi mu swoje pieniądze. Ta pogłoska może być bardziej wiarygodna, zważywszy na plotki o tym, że w Indiach był bardzo popularny. Podobno ma tam nawet kochankę, żonę maharadży, jeśli dobrze pamiętam.

Choć fama głosiła inaczej, Prudence nie była skandalistką. A jednak uświadomiła sobie z żalem, że czuje się o coś zazdrosna. O to, że mężczyzna może pojechać w dowolne miejsce na świecie i robić, co tylko zechce, a ona musi uważać na każde swoje słowo i każdy uczynek. To, że miał opinię poszukiwacza przygód, czyniło go złym kandydatem na męża, ale z pewnością zwiększało fascynację jego osobą.

– Ludzie uwielbiają plotkować o tym, co dziwne i obce–podsumowała.

– Tylko wtedy, kiedy nie plotkują o tym, co znane–z uśmieszkiem podsumowała ciotka Gussie.–W każdym razie wątpię, by żył jak święty, skoro był na tyle odważny, by w tak młodym wieku opuścić dom i rodzinę, nie mając grosza przy duszy, i wyruszyć w podróż na kontynent leżący na końcu świata.

Jak by to było, gdybym mogła przeżywać takie przygody?–zastanawiała się Prudence. Gdybym śmiało szła tam, gdzie zaprowadzi mnie kaprys, a także wykazywała się sprytem i odwagą, by pokonać wszelkie napotkane przeszkody?

Pomyślała z żalem, że nigdy tego nie odkryje. Mogła liczyć tylko na to, że znajdzie szanowanego męża i zamieszka w nudnej, spokojnej posiadłości.

– Z jego pochodzeniem i urodą szybko oczaruje jakąś damę i zaciągnie ją do ołtarza–powiedziała, tłumiąc zazdrość, jak każdą inną niepokojącą emocję.–Ale już oczarowania ciotki nie jestem taka pewna.

– Ja nie jestem pewna ani jednego, ani drugiego, mimo tej przystojnej twarzy. Lepiej by zrobił, gdyby podkochiwał się w jakiejś bogatej wdowie. Choć z racji pochodzenia większość rodzin uważa go za dobry nabytek, najzagorzalsi mogą uznać, że mężczyzna o reputacji awanturnika nie nadaje się na męża ich córki.–Ciotka rzuciła jej spojrzenie.–Młoda dama z… z niepewną reputacją w ogóle nie powinna pozwolić, by się do niej zbliżał.

– Ciociu Gussie, nie musisz mi prawić kazań. Doskonale znam i rozumiem swoje ograniczenia.–Nawet jeśli musiała stłumić najpewniej żałosne i śmieszne poczucie straty na myśl o tym, że już nigdy więcej nie porozmawia z intrygującym porucznikiem Trethwellem. Nigdy go nie nakłoni, by opowiedział jej o swoich przygodach w krainach, o których ona i Temper czytały tylko w dziennikach podróży i pamiętnikach: jak naprawdę wygląda hinduska wioska, jak to jest polować na tygrysa, jakie klejnoty nosi maharani.

Nawet jeśli zainteresował go jej majątek, nie mogła odbudować swojej reputacji, wychodząc za człowieka o niemal równie fatalnej reputacji. Kilka gorących spojrzeń i chwila dziwnie intensywnych emocji to wszystko, co mogła mieć. Oboje pragnęli dla swojej przyszłości czegoś zupełnie innego.

Próbowała wyobrazić go sobie w małym wiejskim dworku, jak rozmawia o uprawach i trzyma dziecko na kolanach… Roześmiała się głośno. To było niemożliwe, podobnie jak te głupie pragnienia, by przebywać w jego towarzystwie. Musi skupić się na celu i poślubić człowieka o nieskazitelnej reputacji, dzięki czemu ona zostanie zrehabilitowana, a oni stworzą ciepłą, szczęśliwą rodzinę z dala od plotek i okrutnego towarzystwa. Być może tu, w Bath, ma ostatnią szansę, by tego dokonać.

Choć głęboko wierzyła w swój cel, zarazem czuła się przygnębiona.

– Ciociu, może już wrócimy do domu?

– Dobry pomysł. Też czuję się zmęczona po tych wszystkich wędrówkach.

Ale gdy wzięła ciotkę za rękę, by poprowadzić ją do szatni, lady Stoneway nagle się zatrzymała.

– Jeszcze chwilę, moja droga! Jest tam ktoś, kogo powinnaś poznać.

Było oczywiste, że chodzi o odpowiedniego młodego mężczyznę. Mając nadzieję, że energiczny spacer, który nadał jej policzkom różowy kolor, nie zburzył zbytnio loków, Prudence mocniej ścisnęła ramię ciotki i ruszyły na przeciwległą stronę piętra.

– Lady Wentworth, pani Dalwoody! Jak miło was widzieć!

Panie odwróciły się, a wraz z nimi zrobił to wysoki mężczyzna, który stał obok nich. Natomiast Prudence westchnęła. Od razu wiedziała, że ten dżentelmen był równie zamożny i szlachetnie urodzony, co przystojny. Nosił doskonale skrojone ubranie z nieuświadomionym poczuciem wyższości, co zdarza się tylko u osób posiadających tak zwane stare pieniądze i aktualne koneksje.

A przynajmniej sprawiał wrażenie zamożnego i najpewniej nosił znakomite nazwisko rodowe. Dwie matrony z towarzystwa, które właśnie przywołała jej ciotka, nigdy nie dopuściłyby w swoje szeregi nowobogackiego z aspiracjami, a żaden mężczyzna o niższym pochodzeniu nie roztaczałby takiej aury. Jakby przywykł do tego, że wszyscy zwracają na niego uwagę i podziwiają.

Bo tak naprawdę, co nagle sobie uświadomiła, nie tylko ona gapiła się na niego. Był obiektem zainteresowania każdej kobiety w okolicy i większości panów.

– Lady Stoneway, słyszałam, że odwiedzasz Bath–powiedziała ciepło lady Wentworth, ściskając ciotkę, swoją dawną przyjaciółkę.–I to z uroczą bratanicą!

– Augusto, jak dobrze znów cię widzieć–powiedziała pani Dalwoody.–A ty, moja droga, jak pięknie urosłaś! Kiedy cię ostatnio widziałam, już dorastałaś, choć jestem pewna, że tego nie pamiętasz. Nie mogłaś mieć więcej niż czternaście lat, tego lata, kiedy odwiedziłam drogą Augustę w Chemberton Park.

– Wybaczcie, drogie panie, ale w swoim entuzjazmie do witania się całkiem mnie pominęłyście!–z uśmiechem odezwał się młodzieniec.–Czy nie przedstawisz mi tych uroczych i wciąż dla mnie nieznanych dam?

– Jakże nieuprzejmie z mojej strony!–stwierdziła lady Wentworth.–Lady Stoneway, panno Lattimar, czy mogę przedstawić lorda Haldena Fitzroya-Price’a, najmłodszego syna mojej dobrej przyjaciółki, księżnej Maidstone? Świeżo po studiach, czeka na nominację na stanowisko kościelne.

Skłonił się w sposób równie nienaganny, jak nienagannie skrojony był jego płaszcz w najnowszym stylu, mocno zwężony w talii.

– Jestem zaszczycony, mogąc panie poznać.

Spojrzenie, którym je obdarzył, było uprzejmie krótkie, aż do momentu, gdy ku zadowoleniu Prudence powróciło, by zatrzymać się na niej.

– Panno Lattimar, pani Dalwoody ma całkowitą rację. Pani uroda jest niezrównana! Dlaczego nie spotkałam pani w Londynie? Myślę, że moi przyjaciele ukrywali panią przede mną, żeby zachować taki skarb dla siebie.

Prudence wiedziała, że jej policzki zaróżowiły się, ale opanowała drżenie.

– Nie musi pan źle myśleć o swoich przyjaciołach, lordzie Halden. Jeszcze nie zadebiutowałam w Londynie.

– Ach, to wyjaśnia sprawę, bo nigdy nie zapomniałbym tak czarującej twarzy. Pani, może przejdziesz się ze mną, żebyśmy mogli naprawić błąd Fortuny?

Wciąż oszołomiona jego urodą i stylem bycia, po zachęcającym skinieniu ciotki wzięła lorda Haldena pod ramię i spytała:

– Jak sądzę, dopiero niedawno skończył pan studia?

– Tak, w Cambridge, ale nie okazałem się wybitnym uczonym–przyznał z lekceważeniem, które mogło być uznane za rozbrajające–Choć poszło mi na tyle dobrze, że, jak powiedziała lady Wentworth, mój kuzyn, hrabia Riding, obiecał mi jedną ze swoich plebanii w prezencie.

– Młodsi synowie muszą sobie radzić–stwierdziła, odrywając myśli od innego, bardziej skandalicznego i aż nazbyt atrakcyjnego młodszego syna, który radził sobie w świecie.–Rozumiem, że nie miał pan ochoty na wojsko.

– W naszych czasach, po zakończeniu wojen, nie ma jak wyróżnić się odwagą, a kto chciałby być zesłany do jakiegoś kolonialnego zaścianka, znosić upały Indii lub burze i wilgoć tropików? Na pewno nie ja. Jestem zwykłym solidnym Anglikiem i cieszę się z tego, że nigdy nie opuszczę tej wyspy.

Powstrzymała się, by odpowiedzieć, że bardzo chciałaby zwiedzić szeroki świat, ten poza Anglią. I stłumiła podszept, że ten dżentelmen mówi jej to, co uznał, że chciałaby usłyszeć. Bo niby dlaczego miałby tego nie robić? Z pewnością Tak go wychowano, żeby był miły w towarzystwie.

– Dlaczego prawdziwy Anglik miałby marzyć o tym, by przebywać gdzie indziej?–spytała z uśmiechem.

– No właśnie, dlaczego?

– Kariera polityczna też pana nie interesuje?

– Płaszczenie się przed bandą prostych ziemian, żeby wywalczyć miejsce w parlamencie?–Zmarszczył nos z niesmakiem.–Zdecydowanie nie. A co do rządu, to cóż, kariera w służbie dyplomatycznej może rzucić człowieka do upalnych Indii lub w wilgotne i pełne burz tropiki. Jednak wolę stąpać po angielskiej ziemi. A pani? Może doskonali pani swoje umiejętności w spokojnym basenie w Bath przed wypłynięciem na zdradliwe wody Londynu?

– Coś w tym stylu.–Wiedząc, że nie ma mowy o udanym związku bez całkowitej szczerości, dodała:–Gdyby pan coś wiedział o mojej sytuacji rodzinnej, z pewnością by pan zrozumiał że w obecnej chwili pobyt Bath jest bardziej odpowiedni.

Zmarszczył brwi, a jej serce zamarło. Zakładała, że jest inaczej, ale najpewniej nic o niej nie wiedział, a ona, zamiast szczerze przyznać się do okoliczności, w jakich się znalazła, naraziła się na podejrzenia, że nie jest tak niewinną młodą panną, jak mogłoby się wydawać.

Nagle rozpogodził się i rzekł z uśmiechem:

– Przypuszczam, że każdy z nas ma jakieś szkielety w szafie. Porozmawiajmy o czymś przyjemniejszym. Po powitaniach pań wnioskuję, że dopiero niedawno pani tu przyjechała. Czy ciotka zapisała panią na bale w Assembly Rooms? Całkiem wytworne, choć oczywiście nie mogą się równać z londyńskimi.

– Chyba tak.

– Liczę więc na to, że na następnym balu kotylionowym będę miał przyjemność poprowadzić panią do tańca.

Ich uwagę zwrócił jakiś hałas. Spojrzeli tam i zobaczyli kilku żołnierzy, a jeden z nich pomachał do nich.

– Fitzroy-Price, stary druhu–zawołał, prowadząc mały oddziałek.–Wiedziałem, że musi tu być ktoś z naszych!

– I z najładniejszą dziewczyną–zauważył jeden z jego towarzyszy.

– Nie stój tak!–powiedział pierwszy.–Przedstaw nas!

– Nie jestem pewien, czy twoja pani przyzwoitka podziękuje mi za przedstawienie tych łobuzów–powiedział lord Halden do Prudence, patrząc niepewnie na przybyszów. Ale gdy kilku z nich podniosło głos, wykrzykując, że jest niesprawiedliwy, skapitulował.–Panno Lattimar, przedstawiam porucznika lorda Chalmondy’ego Dawsona, przyjaciela jeszcze z dzieciństwa, oraz poruczników Trevora Broadmere’a i Austena Truro, których znam ze studiów. Trudno o bardziej doborowe grono kolegów. Ale skąd się tu wzięliście?

Podczas gdy Dawson wyjaśniał, że jednostka, w której służyli koledzy ze studiów, rozbiła obóz w celu przeprowadzenia ćwiczeń szkoleniowych na zachód od miasta i przybyła do centrum w poszukiwaniu rozrywki, wzrok Prudence przykuł błysk szkarłatu, gdy do Pijalni wszedł kolejny żołnierz. Halden również rozejrzał się, a następnie skinął na mundurowego, aby do nich dołączył.

– Porucznik Johnnie Trethwell.

Po krótkiej wymianie zdań nowy złapał Trethwella za rękaw i poprowadził w stronę ich grupy.

Prudence odetchnęła głęboko. Czy Trethwell przywita się z nią kordialnie, zdradzając, że zawarła już znajomość z doświadczonym poszukiwaczem przygód? Nawet jeśli próbowała go ignorować, w dziwny sposób wyczuła, że zbliżył się do niej.

A wtedy jeden z mężczyzn zapytał:

– Lordzie Halden, Słyszałem, że wylądowałeś tu po ucieczce z Cambridge. Persona non grata z ojcem w Londynie, prawda?–dodał ze śmiechem, a otaczający ją panowie zawtórowali dziwnie cicho i niechętnie.

– Panno Lattimar, powinna pani wiedzieć, że porucznik Markingham zawsze miał za dużo do powiedzenia–oznajmił lord Halden, wzrokiem przeszywając porucznika.–I…–Urwał gwałtownie.

– Nie zna pan Trethwella?–zapytał Markingham.

– Trethwell?–powtórzył lord Halden, a poszukiwacz przygód, który wesoło się uśmiechał na widok Prudence, skłonił się wyszukanie.–Brzmi znajomo. Ach tak! Czyż nie jest to nazwisko rodowe markiza Barkleya?

– Tak–odparł Trethwell.

– Byłem w Cambridge z twoim bratem, Jamesem. Lord Halden Fitzroy-Price.–Skłonił się lekko.–Jak mniemam, jest pan najmłodszym bratem tego utracjusza, który skończył w wojsku?

Czy Prudence dostrzegła, czy tylko wyobraziła sobie błysk gniewu w oczach Trethwella, zanim jego usta wykrzywiły się w rozbawieniu?

– Do usług–odparł, wykonując jeszcze bardziej wyszukany ukłon.

– Mam szczerą nadzieję, że nie–powiedział lord Halden.–Panno Lattimar, czy mógłbym odprowadzić panią do ciotki? Z pewnością uznałaby tych awanturniczych kompanów za nieodpowiednich towarzyszy dla niewinnej młodej damy.

Ignorując gwizdy i śmiechy, które wywołał swoim lekceważącym komentarzem, syn księcia objął ją ramieniem i poprowadził.

– Przepraszam, że jestem taki arogancki, panno Lattimar–powiedział.–Większość tych ludzi jest dość wątpliwej proweniencji, ale twoja ciotka na pewno miałaby coś do powiedzenia, gdyby się dowiedziała, że przedstawiłem cię niejakiemu Trethwellowi. Ponieważ najstarszy brat porucznika ma wysoki tytuł, rodzina wciąż otrzymuje pieniądze, choć plotki głoszą, że ich majątek jest obciążony hipoteką. Jednak młodsi bracia są bez grosza przy duszy, a porucznik uchodzi za tego, który najbardziej z nich zhańbił ich ród.

Z jednej strony, jako członkini zhańbionej rodziny, Prudence wyczuwała gniew pod kpiącym tonem Trethwella i przesadnym ukłonem. Zbyt dobrze wiedziała, jak to jest, gdy człowieka sądzą za przewiny krewnych. Z drugiej strony, nie mogła winić lorda Haldena za to, że próbował chronić jej reputację.

Czy równie mocno będzie się nią przejmował, gdy dowie się o jej sytuacji? Czy też dojdzie do wniosku, że nie zasługuje na żadne względy?

Miała nadzieję, że okaże się równie wyrozumiały jak porucznik Trethwell. Nie znała jeszcze na tyle lorda Haldena, by ocenić, czy będą do siebie pasować, gdyby jednak zaczął zabiegać o jej względy, musiałaby przyznać, że nie tylko spełniał, ale wręcz przewyższał wszystkie wymagania z jej listy: był nie tylko godnym szacunku dżentelmenem, ale także człowiekiem wysokiego stanu, który pochodzi ze starej rodziny. Nie zamierzał robić kariery w polityce, co wymagałaby długich pobytów w Londynie, tej wylęgarni plotek, nie planował też wojskowej kariery, co wiązałoby się z jeszcze dłuższymi pobytami poza domem. Nie, on, jak wielu młodszych synów, wydawał się przeznaczony do kościoła.

Czekał na plebanię zapewne mieszcząca się w uroczej wiosce, z dala od smrodu i zgiełku stolicy. Otrzyma piękny dom z dużym ogrodem, a także wysokie dochody z dziesięcin, co pozwoli zatrudnić służbę i wygodnie żyć.

Czy jest skuteczniejszy sposób na poprawę nadszarpniętej reputacji niż ślub z duchownym? A także służenie wspólnocie, dbanie o parafię, pomaganie chorym, wykonywanie innych dobrych uczynków…

Oczywiście od zwykłego przedstawienia się i komplementów wychwalających jej urodę do wzajemnego szacunku, miłości i małżeństwa droga daleka, ale była pewna, że mu się spodobała i zamierzała to wykorzystać, nakłonić do bliższej znajomości.

Żona pastora, szanowana i kochana przez społeczność, pomyślała ponownie, a w sercu poczuła żar. Po raz pierwszy od ostatniego skandalu matki zaczęła mieć nadzieję, że jednak uda jej się uwolnić z kajdan przeszłości.

Rozdział 3

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji

Spis treści:

Okładka
Strona tytułowa
Prolog
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14