Ryzykowny pomysł panny Emmy - Julia Justiss - ebook

Ryzykowny pomysł panny Emmy ebook

Julia Justiss

4,0

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Emma zamierza zostać starą panną, małżeństwo uważa za zniewolenie. Bale i rauty śmiertelnie ją nudzą, jedynej rozrywki dostarczają jej rozmowy z lordem Theo Collingtonem, mistrzem słownej szermierki. Jest zaskoczona, gdy ten owiany złą sławą lekkoduch coraz jawniej z nią flirtuje. Dlaczego, skoro nie jest ani uderzająco piękna, ani wyjątkowo bogata? Zawsze rozsądna i ostrożna, teraz coraz bardziej poddaje się urokowi Theo. Jednak boi się ośmieszyć, dlatego postanawia wystawić jego uczucia na próbę, i to w bardzo niekonwencjonalny i ryzykowny sposób.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 265

Oceny
4,0 (8 ocen)
3
2
3
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Julia Justiss

Ryzykowny pomysł panny Emmy

Tłumaczenie:

Aleksandra Tomicka-Kaiper

Rozdział pierwszy

– Kto przyszedł? – zapytała Emma Henley, spoglądając na pokojówkę, która przerwała jej studiowanie dziennika z podróży pożyczonego od Temperance Lattimar, obecnie hrabiny Fensworth.

– Nie dosłyszałam nazwiska, panienko. Ktoś ważny, dlatego lady Henley wysłała mnie po panią.

Emma przez chwilę rozważała odmowę, po czym z żalem zamknęła tom.

– Ważny? – mruknęła pod nosem. Nie potrafiła zrozumieć, dlaczego jej mama wciąż nalegała na te wizyty. Skoro rozpoczynała piąty sezon, to wszyscy kawalerowie z towarzystwa mieli już okazję dobrze się jej przyjrzeć. No i kto ważny przychodziłby o tak wczesnej porze?

– Dobrze, Marie – powiedziała z westchnieniem. – Przekaż, że zaraz zejdę.

– Wygląda panienka bardzo ładnie w tej nowej turkusowej sukni i z upiętymi lokami – zasugerowała pokojówka. – Może tak chciałaby się panienka pokazać ważnemu gościowi?

– Doceniam twoje starania – powiedziała Emma, uśmiechając się do dziewczyny, gdy ta się ukłoniła. Słodka Marie, pomyślała, obserwując pokojówkę, która nadal wierzyła, że Emma wkrótce znajdzie męża.

Nie żeby nie miała okazji, ale obserwując związek rodziców, w którym każde z małżonków szło własną drogą, straciła entuzjazm dla stanu małżeńskiego. Tata zadowalał się klubami i kochankami, mama wielbicielami i kręgiem przyjaciół. W dodatku to jej starsza siostra odziedziczyła słynną urodę mamy, a Emma była wysoka, płaska i przeciętna, Na szczęście ciotka zostawiła jej spadek, który zapewni jej utrzymanie bez konieczności wychodzenia za mąż. Te dwa czynniki oznaczały, że mogła być wybredna.

Pewna, że uniknie nędzy, nawet jeśli nie wyjdzie za mąż, ani razu nie uległa pokusie przyjęcia oświadczyn. Jej własna matka opisała ją jako nie dość ładną, by skusić rozpustnika i nie dość bogatą, by skusić łowcę fortun. Jej siostra Cecilia olśniła syna księcia, ale Emma dobrze wiedziała, że tyczkowata figura, długa, blada twarz i brązowe włosy raczej nie zainteresują mężczyzny. Odmówiła poddania się tradycyjnemu losowi kobiety zadowalającej się domem i dziećmi. Udającej, że nie widzi, jak jej mąż ugania się za ładniejszymi. Nie, pomyślała, wygładzając koronkę na rękawach, gdy szła w stronę schodów. Chciała o wiele bardziej interesującego życia niż zarządzanie domem, pilnowanie służby i stada marudzących dzieciaków. Nie zamierzała wypełniać dni pogaduszkami i zakupami, a wieczorów balami, koncertami i przyjęciami, w których rok w rok uczestniczyli ci sami ludzie robiący te same rzeczy.

Kiedy jej przyjaciółka Temperance przedstawiła ją w poprzednim sezonie lady Lyndlington i jej Komitetowi Kobiet, którego celem było pisanie listów popierających reformy forsowane przez jej męża w parlamencie, Emma poczuła, że w końcu znalazła swoje powołanie. Kobiety nie mogły jeszcze głosować ani zasiadać w parlamencie, ale jako członkini Komitetu Kobiet mogła przyczynić się do poprawy sytuacji społecznej kobiet i dzieci.

Nie rozważała małżeństwa ani macierzyństwa, chyba że jej małżonek byłby mężczyzną z pasją, jak lord Lyndlington, który uważał żonę za równą sobie i wspierał jej zaangażowanie w ruch reformatorski. Raczej mało prawdopodobne, przyznała z kolejnym westchnieniem. Gdyby tylko udało się przekonać mamę, by zrezygnowała z szukania dla niej męża! Ale pod koniec tego sezonu, jeśli nie wcześniej, po prostu odmówi uczestniczenia w kolejnym balu. Wtedy pomyśli o kupnie domu, w którym ona i przyjaciółki mogłyby poświęcić swój czas sprawie, w którą tak gorąco wierzyły.

– Nie tam, panienko – powiedział Haines, ich kamerdyner. – Lady Henley zaprasza do zielonego salonu.

– Na pewno?

– Tak, panienko. Stanowczo.

Zdziwiona Emma potrząsnęła głową. Jej mama zwykle przyjmowała ważnych gości w dużym salonie od frontu, a mniejszy, na tyłach domu, z widokiem na ogród, był przeznaczony dla przyjaciół i na spotkania rodzinne. Zastanawiając się, kto mógł skłonić jej matkę do takiej decyzji, Emma weszła do salonu.

Zastała tam pana Paxtona Nullforda nerwowo przechadzającego się przed kominkiem.

Zaniepokojona i zirytowana odwróciła się, zamierzając natychmiast opuścić pokój, jednak pan Nullford pospieszył, by chwycić ją za ramię i uniemożliwić ucieczkę.

– Proszę, panno Henley, czy zechce pani ze mną porozmawiać?

– To zupełnie niepotrzebne, panie Nullford – odparła. – Rozumiem, że moja matka pana do tego namówiła, ale z pewnością pamięta pan, że przy kilku okazjach wyraźnie powiedziałam…

– Wiem, wiem – przerwał jej. – Ale niech mnie pani wysłucha, bo możliwe, że myli się w kwestii tego, co zamierzam powiedzieć.

Zamierzała odpowiedzieć, że raczej nie spodziewa się usłyszeć nic interesującego, ale szczery wyraz jego szerokiej twarzy i błagalne spojrzenie wodnistych, niebieskich oczu sprawiły, że się powstrzymała.

Może i był krępy, przygarbiony i niezbyt inteligentny, ale był też nieszkodliwy i miał dobre intencje. Nie mogła się zmusić, by go niegrzecznie odrzucić.

– Dobrze, panie Nullford – skapitulowała. Nie usiadła na sofie, na której mógłby usiąść obok niej, zajęła jeden z foteli. – Słucham pana. Ale proszę – wyciągnęła rękę, gdy wydawał się gotowy opuścić swoje grube ciało na jedno kolano – niech powie pan to na stojąco lub siedząc.

Uśmiechnął się.

– W takim razie na siedząco, jak na rozsądnych ludzi przystało.

Proszę, niech będzie na tyle rozsądny, by szybko odejść, pomyślała, nie chcąc przeciągać tego, co z pewnością nie będzie przyjemną rozmową.

– Wiem, że nie zachęcała mnie pani aktywnie do zalotów.

– Nie chcę być niemiła, panie Nullford, ale trafniej byłoby powiedzieć, że aktywnie pana zniechęcałam.

– To prawda – przyznał. – Lady Henley wyjaśniła mi, że żywi pani… niezwykłą niechęć do małżeństwa. Jednak zarówno ona, jak i ja wierzymy, że prędzej czy później zrozumie pani, że jedynie małżeństwo zapewni pani wygodną przyszłość. Na pewno nie zamierza pani zatrudnić się jako guwernantka.

– Nie – odparła krótko, na nowo zirytowana faktem, że matka rozmawiała z nim o jej przyszłości. – Moja matka najwyraźniej pana nie poinformowała, że mam fundusze od ciotki, które pozwolą mi utrzymać własny dom, bez konieczności szukania godnego damy zatrudnienia.

– Myli się pani, powiedziała mi, lecz chyba nie przemyślała pani poważnie konsekwencji takiego wyboru. Kobieta mieszkająca sama, nawet z damą do towarzystwa? Byłaby pani uważana za dziwadło! Zapewne rodzina nadal by panią przyjmowała, ale z czasem większość socjety przestałaby panią zapraszać. Zarówno pani matka, jak i ja obawiamy się, że wraz z wiekiem będzie pani coraz bardziej odizolowana, a po odejściu rodziny praktycznie pozbawiona przyjaciół.

Chociaż Emma była dość pewna, że może prowadzić satysfakcjonujące życie na własną rękę, zawahała się, a tym samym straciła szansę na przerwanie Nullford, który kontynuował:

– Wiem, nie przepada pani za moim towarzystwem, ale nie sądzę, że pani mnie bardzo nie lubi.

– Nie, panie Nullford. Właściwie gdyby przestał pan starać się o moje względy, mogłabym pana polubić – odparła z uśmiechem.

– To dopiero początek. Nasze wspólne życie mogłoby być całkiem wygodne. Nie jestem przystojny, dowcipny ani mądry, ale w przeciwieństwie do większości niezamężnych dziewcząt, które spotkałem, zwłaszcza tych ładnych, pani zawsze była zbyt miła, by jawnie pokazać, co o mnie myśli. Chociaż jest pani mądrzejsza ode mnie, to odrzuca pani małżeństwo, ale nie mężczyznę – dodał z lekkim uśmiechem.

Emma skrzywiła się, czując się nieco winna, bo choć nigdy nie wypowiedziała obraźliwych uwag pod jego adresem, to z pewnością tak o nich myślała. Pan Null - zero wyglądu, osobowości i dowcipu.

Jednak po tym, jak sama została zdyskredytowana przez towarzystwo, które ceniło piękno bardziej niż dobroć czy charakter, poczuła przypływ współczucia do tego szczerego mężczyzny.

Milczała więc, a on mówił dalej:

– Nie jestem bogaczem, ale mam wystarczające fundusze na wygodne życie. Sezon spędzalibyśmy w Londynie, a lato w mojej wiejskiej posiadłości. Mogę zaoferować szacunek, wierność i pewność, że będzie pani mogła przeżyć życie w otoczeniu rodziny i przyjaciół.

Pomimo jej wcześniejszych próśb podszedł, opadł na kolano i chwycił ją za rękę.

– Panno Henley, oboje jesteśmy na tyle rozsądni, by uznać, że żadne z nas nie jest w stanie wzbudzić w nikim… niepohamowanej pasji. Ale moglibyśmy razem zbudować spokojne, satysfakcjonujące życie.

Jej współczucie wyparowało. Emma nie była pewna, czy jest bardziej przygnębiona, czy wściekła. Wygodne życie w małżeństwie z mężczyzną, który wzbudzał w niej jedynie nikły szacunek, nie było atrakcyjną perspektywą. I choć w głębi serca zawsze wiedziała, że nie jest wystarczająco ładna, by wzbudzać namiętność, to jego słowa ją zabolały.

– Więc proponuje pan małżeństwo pozbawione namiętności?

– Cóż, nie do końca – odparł. – Oczywiście, byłbym gotów zaoferować… poczęcie dzieci.

Może i była niezamężną kobietą, której nikt nie wyjawił sekretów małżeńskiego łoża, ale dorastała na wsi i miała niejakie pojęcie o akcie seksualnym. Pomysł przeżycie takiej intymności z mężczyzną, do którego nic nie czuła, wydawał się nie do zaakceptowania.

Gdy jej myśli błądziły w kierunku namiętności, przychodził jej do głowy bardzo wyraźny obraz. Z trudem odgoniła wspomnienie przystojnej twarzy lorda Theo Collingtona i opanowała emocje, które sprawiały, że chętnie wydrapałaby Nullfordowi oczy.

Uwolniła rękę.

– Doceniam uprzejmość pańskiej oferty. – Uprzejmość dla prostej, nieszczęsnej kobiety, która nigdy nie wzbudzi namiętności. – Jednak nie mogę jej przyjąć. Moja matka powinna pana również poinformować, że aspiruję do czegoś więcej niż prowadzenie domu i wychowywanie dzieci. Chcę angażować się w sprawy polityczne i już poczyniłam kroki w tym kierunku. Wątpię, czy doceniłby pan żonę, która przemawia publicznie lub pisze listy do posłów, wzywając ich do przyjęcia ustaw ograniczających pracę dzieci. Są to działania, do których czuję wielki entuzjazm. Ponieważ mam już dwadzieścia dwa lata, ten entuzjazm raczej nie zgaśnie, mimo perspektywy pozostania starą panną.

– Działalność polityczna? – powtórzył z przerażeniem. – Pisanie listów do posłów?

– Tak. Jak pan widzi, pomimo wysiłków pańskich i mojej matki, by popchnąć mnie ku bardziej tradycyjnym kobiecym zajęciom, jestem całkowicie oddana ścieżce, której nigdy by pan nie pochwalił. A więc nie sądzę, by trzeba było mówić coś więcej. Poza tym – dodała, gestem wskazując drzwi – jestem pewna, że przy odrobinie wytrwałości znajdzie pan inną prostą kobietę, która chętnie przyjmie pańską ofertę. Do widzenia, panie Nullford.

Odrzucony zalotnik, zszokowany i nieco oszołomiony, ukłonił się i wyszedł.

Gdy drzwi się za nim zamknęły, wciąż wściekła Emma odetchnęła z irytacją. Mama już wcześniej zachęcała ją do małżeństwa, namawiała i nękała, ale skłonienie Nullforda do oświadczyn – i to tak obraźliwych – było karygodne!

Była zbyt zła, by w tej chwili rozmówić się z matką, i zbyt roztrzęsiona, by wrócić do czytania. Gdy tylko usłyszała zamykające się drzwi, pospieszyła do swojego pokoju.

Słowa Nullforda wzbudziły w niej zbyt wiele emocji, którym musiała dać upust. Ponieważ było jeszcze na tyle wcześnie, że Hyde Park powinien być prawie pusty, uda się na przejażdżkę.

Przypomniała sobie nagle, zatrzymując się w połowie kroku, że to Marie namówiła ją do włożenia nowej sukni i ułożenia włosów w inny sposób. A Haines dobrze wiedział, że to nie matka czeka na nią w salonie.

Najwyraźniej wszyscy w domu byli wtajemniczeni w spisek.

Lepiej, żeby stajenny przyprowadził najlepszego konia, ponieważ zamierzała zatracić się w galopie.

Rozdział drugi

Lord Theo Collington przeciągnął dłonią po zaroście i skierował konia na jedną ze ścieżek graniczących z Rotten Row. Mimo że wrócił do domu dopiero nad ranem, był zbyt niespokojny, by pójść spać. Zamiast tego postanowił udać się na przejażdżkę do Hyde Parku w chwili, gdy jeszcze było tam niewiele osób z towarzystwa. Musiał pomyśleć i nie chciał spotkać nikogo, przed kim powinien odgrywać – coraz bardziej męczącą – rolę najbardziej lekkomyślnego człowieka w mieście.

Nie żeby miał jakąkolwiek realną alternatywę dla wieczorów spędzanych na grach z przyjaciółmi lub nocy spędzanych w teatrze czy na innych rozrywkach. Po prostu ostatnio jakiś niejasny niepokój zaczął przyćmiewać przyjemność czerpaną z tych czynności. Do głosu doszło długo tłumione poczucie, że w życiu powinno być coś więcej.

Nie to „coś więcej”, do którego nieustannie namawiała go matka, czyli małżeństwo i założenie rodziny. Nie spotkał jeszcze kobiety, która poza łóżkiem po pewnym czasie nie stałaby się nudna.

Może jedna, pomyślał, uśmiechając się, gdy przypomniał sobie ostrą szermierkę słowną, która miała miejsce za każdym razem, gdy spotykał pannę Emmę Henley. Na szczęście jednak ta dama była tak samo mało zainteresowana małżeństwem jak on, więc mógł rozkoszować się jej towarzystwem bez wzbudzania jakichkolwiek oczekiwań.

Jeśli chodzi o kobiety, jedno wiedział na pewno. Po wczorajszej awanturze w operze jego związek z lady Belindą Ballister był definitywnie zakończony.

To postanowienie nie przyszło mu łatwo. Zmuszenie się do rezygnacji z wyjątkowej przyjemności, jakiej dostarczała mu pomysłowa Belinda, było poświęceniem tak heroicznym, że zasługiwało na nagrodę. Pozwolił sobie na galop przed powrotem do domu.

Chwycił wodze i popędził wierzchowca.

Ach, ta przyjemność nigdy nie spowszednieje, pomyślał, gdy rozkoszował się stukotem kopyt, dreszczem prędkości i wiatrem, który wydmuchiwał z jego głowy ostatnie opary brandy. To było na swój sposób prawie tak satysfakcjonujące, jak spotkanie z niestrudzoną Belindą. Może powinien zająć się wyścigami?

Ten bezsensowny pomysł sprawił, że uśmiechnął się, ostro skręcił i prawie zderzył się z galopującym prosto na niego jeźdźcem.

Oba konie spłoszyły się, ale na szczęście były po przeciwnych stronach ścieżki. Chwilę zajęło mu zapanowanie nad wierzchowcem i zatrzymanie go, zanim zdołał odwrócić się, by sprawdzić, co z drugim jeźdźcem.

A raczej amazonką, poprawił się w myślach. I to niezłą, bo kobieta szybko zapanowała nad swoim spanikowanym koniem.

Poprawiając kapelusz, dama odwróciła się w jego stronę.

– Lord Theo – powiedziała ironicznie. – Powinnam była wiedzieć. Kto inny mógłby na mnie najechać?

Od razu poprawił mu się nastrój. Poczuł, jak jego usta wyginają się w uśmiechu.

– Dziękuję, panno Henley, za troskę, z jaką pyta pani, czy mój wierzchowiec i ja odnieśliśmy jakieś obrażenia. Ale jaka inna dama galopowałaby po parku?

– Temperance Lattimar – odparła. – Chociaż teraz, po ślubie, jest zbyt zajęta odgrywaniem roli żony hrabiego, by mieć czas na galopady. Jeszcze jeden dobry powód, by pozostać panną.

– Zgadzam się. Ale czy nie jest już trochę za późno na przejażdżkę? Zwykle przychodzi pani wcześniej, kiedy zamierza ścigać się jak dżokej z Newmarket.

Czekał z niecierpliwością na ciętą ripostę, ale odpowiedziała jedynie:

– To prawda. Natomiast pan, lordzie Theo… – Spojrzała na niego uważnie. – Wydaje się, że jeszcze nie zaznałeś snu. Znowu bawił się pan do późna?

– Jak można się spodziewać po najbardziej pożądanym kawalerze w towarzystwie – odparł i uśmiechnął się szerzej.

Cóż za wyjątkowa kobieta, pomyślał, urzeczony siłą spojrzenia, które na niego skierowała. Była jedyną kobietą wśród jego znajomych, która zamiast pochylać głowę, by rzucić mu zalotne spojrzenie lub uwodzicielsko zamrugać, patrzyła mu prosto w oczy.

– Gdybym podjechała wystarczająco blisko, przypuszczam, że wyczułabym nie tylko zapach konia, ale i perfum pańskiej ostatniej kochanki?

– Wie pani, że dżentelmeni nie plotkują.

Gdy przechyliła głowę, znów poczuł przypływ pożądania. Na początku był zaskoczony, że kobieta, którą socjeta lekceważyła, wywołuje taką reakcję. Ale chociaż nie posiadała olśniewającej urody, dzięki której jej starsza siostra została gwiazdą socjety, to coś w niej było. Jakaś niespokojna, namiętna siła, którą wyczuwał tuż pod powierzchownym spokojem, a która pociągała go tak samo, jak fizyczne piękno.

Niestety, przypomniał sobie z tłumionym westchnieniem, była to również niedostępna przyjemność. Dżentelmen może się zadawać z chętnymi mężatkami, ale nigdy z pannami.

Intelektualne rozkosze to wszystko, na co mógł liczyć. Ale w tym panna Henley była bardzo biegła.

– W takim razie nie będę pytać o szczegóły, tylko zasugeruję pójście do łóżka – powiedziała po chwili.

Czy tylko mu się zdawało, czy też ta uwaga sugerowała, że ona – choć była dziewicą – również oczami wyobraźni widziała ich razem w łóżku?

– Wznowię moją przerwaną przejażdżkę – kontynuowała, gdy siedział bez słowa, rozproszony tą podniecającą spekulacją.

– O tej porze?

Twarz panny Henley, zwykle długa i blada, była teraz zarumieniona, a orzechowe oczy błyszczały większym niż zwykle ogniem.

Co jeszcze bardziej niezwykłe, zdał sobie sprawę, że była zupełnie sama. Chociaż panna Henley często szydziła z towarzystwa, zwykle przestrzegała jego zasad i nigdy nie bywała nigdzie sama.

– Coś się stało dziś rano, prawda? – Chociaż potrząsnęła głową, mimowolny pomruk frustracji i zaciśnięcie zębów przeczyły tej odpowiedzi. – No cóż, słucham. Pani stajennego nie ma nigdzie w zasięgu wzroku, co oznacza, że musiała go pani wyprzedzić i nie ma z panią nikogo, nawet godnego zaufania pana Nulla.

Jej rumieniec przybrał na sile.

– To nie było w porządku z mojej strony, że tak go nazwałam. I nigdy nie powinnam była pozwolić panu na wyłudzenie ode mnie tego przezwiska!

– Ach, ale jest ono tak trafne, że sam bym na nie wpadł, gdyby mnie pani nie uprzedziła.

Ku jego zaskoczeniu uniosła podbródek.

– Nie powinien pan z niego kpić tylko dlatego, że nie jest przystojny, mądry i tak pociągający dla kobiet, jak pan – zawołała.

– Nie zamierzałem kpić – zaprotestował, zaskoczony jej gwałtowną reakcją. – Ale nawet pani przyznaje, że jest tępy jak but.

– Nawet nudny, stary but ma uczucia.

– Pewnie tak. I chyba równie trudno mu je wyrazić jak panu Nu… Nullfordowi. Skąd ta nagła troska? Myślałem, że pani go unika. Czyżby zapałała pani do niego nagłą sympatią?

– Nie. – Ogień w jej oczach zgasł. Odwróciła wzrok, spięła konia i ruszyła przed siebie.

– Powinna pani wiedzieć, że nie pozbędzie się mnie tak łatwo, daremny trud – powiedział, doganiając ją. – I dokończymy rozmowę. Jeśli w niewytłumaczalny sposób nie zainteresowała się pani panem Nullfordem, skąd ta nagła troska o jego uczucia? Czy pani matka znowu nalegała na małżeństwo? Na pewno nie zamierza pani zachęcać go do oświadczyn? Prawda?

– Nie – odparła, wyglądając na rozzłoszczoną. – Jeśli musi pan wiedzieć, dziś rano mi się oświadczył. Nie został przyjęty.

– Ach – skomentował z niewytłumaczalną ulgą. – To jest powód tej przejażdżki. Unikanie matki, gdy dowie się, że odrzuciła pani kolejnego kandydata. Ilu ich było?

– O wiele mniej niż kobiet, które pan uwiódł – odburknęła.

Roześmiał się.

– Prawdopodobnie. Chociaż powinienem zaznaczyć, że nigdy nie uwiodłem damy, która nie chciała być uwiedziona.

– Dlaczego mówię panu rzeczy, do których nigdy nie powinnam się przyznawać?

– Prawdopodobnie dlatego, że nie zdradzę nikomu pani sekretów i mamy takie same poglądy na socjetę.

– Mówię panu rzeczy, których nie powinnam. Jak wtedy, gdy po raz pierwszy zdecydował się pan ze mną porozmawiać.

– Dobrze, już dobrze, przyznaję, wytknęła mi pani błąd, co było bardzo nieuprzejme!

– Nie powinien pan wtedy udawać, że mnie pamięta, skoro najwyraźniej tak nie było.

– Trudno się przyznać damie, że się jej nie pamięta. Próbowałem udawać uprzejmego dżentelmena.

– Nie, udawał pan dżentelmena, próbującego zaimponować olśniewającej piękności, udając, że zna jej nader pospolitą przyjaciółkę – sprostowała.

– Mimo wszystko to okropne, że wprawiła mnie pani w zakłopotanie przed olśniewającą panną Lattimar.

Zachichotała i był to ciepły, intymny dźwięk, który zawsze zapraszał do dzielenia się jej rozbawieniem, nawet jeśli odbywało się jego kosztem.

– Dobrze to panu zrobiło.

– Być może. Ale to była bardzo nieelegancka riposta na moją próbę rycerskości.

– Jeśli jestem tak kłopotliwa, to dziwię się, że wciąż mnie pan zagaduje. Dlaczego po prostu nie zerwie pan naszej znajomości?

– Niech mnie pani nie kusi! Za każdym razem, gdy się nad tym zastanawiam, przypominam sobie, jaka jest pani wyjątkowa. Jedyna kobieta, która nie próbuje przyciągnąć mojej uwagi. Która mówi najbardziej oburzające, ale prawdziwe rzeczy. Dama, która w niewytłumaczalny sposób wydaje się odporna na mój słynny urok. Zawsze pragnę spotkać się z panią ponownie i sprawdzić, czy cokolwiek się zmieniło.

– Po to, żeby mógł mnie pan dodać do swojego haremu wielbicielek? Nigdy nie będę własnością żadnego mężczyzny. Ale to wszystko rodzi pytanie, dlaczego po przyjemnej nocy poczuł pan potrzebę odreagowania stresu w galopie?

Zawahał się. Lepiej byłoby nic nie mówić. A jednak kusiło go, by wyjawić wszystko jedynej osobie, przy której w niewytłumaczalny sposób czuł, że może porzucić fasadę.

– Niech pan da spokój, nieśmiałe milczenie nie leży w pana charakterze! Wyjawiłam swój sekret i wie pan, że nie poprzestanę, dopóki nie usłyszę pańskiego.

– Jest pani niemożliwa.

– I kto teraz jest niemiły? Więc o co chodzi? Czy wdzięki pięknej Belindy zaczęły pana nudzić?

Rzucił jej surowe spojrzenie.

– Zdecydowanie za dużo wie pani o sprawach, których niewinna panna powinna być zupełnie nieświadoma.

– Och, na Boga! Nawet panienki w pierwszym sezonie plotkują o pańskich wyczynach. Poza tym trudno nazwać ten związek dyskretnym. Piękna Belinda przechwalała się na balu u lady Ingraham zaledwie dwie noce temu, jakim jest pan utalentowanym i oddanym kochankiem.

– Naprawdę? – zapytał, kryjąc złość. Powinien był zerwać z tą uciążliwą kobietą kilka tygodni temu. – Zakładam, że nie słyszała pani jeszcze o ostatnim incydencie z zeszłej nocy w operze?

– To brzmi złowieszczo. Czy w końcu próbowała zademonstrować swoją rzekomą kontrolę nad panem zbyt otwarcie?

– W porządku, przyznaję, prawdopodobnie już dawno powinienem był poskromić lady Belindę. Bawiło mnie, gdy się chwaliła się, że jestem nią zauroczony. Myślałem, że to żart, bo oboje znamy charakter naszego związku. Ale ona postanowiła, podczas jednego z rzadkich wypadów lorda Ballistera do towarzystwa, opuścić męża, wyśledzić mnie w loży, którą dzieliłem z przyjaciółmi, i pozostać tam, wisząc na moim ramieniu. Próbowała mnie pocałować na oczach wszystkich, w tym jej męża! To za wiele!

– Ojej – powiedziała panna Henley, a jej spojrzenie było zaskakująco współczujące. – Zachowała się niestosownie.

– Potrafię zrozumieć, że nie była zachwycona ślubem z mężczyzną starszym od niej o trzydzieści lat. Dyskretny, cichy romans jest zrozumiały dla wszystkich stron. Ale choć lord Ballister jest starszy i często choruje, jest honorowym dżentelmenem o nienagannym charakterze. Nie zasłużył na to, by w tak ostentacyjny sposób i publicznie robić z niego rogacza.

– Nie, nie zasłużył na to. Szczerze mówiąc, dziwię się, że tak długo zajęło panu dostrzeżenie jej niestosownego zachowania.

– W przyszłości muszę być bardziej spostrzegawczy – westchnął.

Obdarzyła go nikłym uśmiechem.

– Z mojego doświadczenia wynika, że bystrość obserwacji dżentelmena jest odwrotnie proporcjonalna do urody damy.

– A obserwacja damy jest o wiele bardziej wyostrzona?

– Tak i nie. Dama zawsze ma o wiele więcej do stracenia niż dżentelmen. I zwykle ma niewiele opcji, a małżeństwo jest jedynym sposobem na zabezpieczenie przyszłości, więc może przymknąć oko na… pewne niedociągnięcia – westchnęła. – Po prostu nie sądzę, że należy oceniać innych wyłącznie na podstawie wyglądu. Powinien liczyć się też charakter, prawda?

– Obawiam się, że socjeta jest zwykle pod wrażeniem wyłącznie zewnętrznego blasku.

– Właśnie dlatego wolałabym uniknąć małżeństwa i poświęcić życie czynieniu dobra.

– Jakiego dobra? Nie zamierza pani zostać jedną z tych ponurych kalwinistek ostrzegających grzeszników przed ogniem, siarką i zniszczeniem?

– Nie, wolę budować, niż niszczyć. Chciałbym zrobić coś pożytecznego. W przeciwieństwie do niektórych, którzy zdają się myśleć, że do satysfakcjonującego życia wystarczy uwodzenie głupich kobiet, picie i hazard.

– Nie domyślam się, o kim pani mówi – stwierdził z czarującym uśmiechem. – Ale dość dobrze jeżdżę konno.

– Być może to pańska jedyna godna uwagi umiejętność.

– Och! Potrafię też całkiem nieźle powozić.

– Doskonale. Może zatrudni się pan jako woźnica pocztowy, kiedy skończą się panu pieniądze?

– Nadal miałbym swój urok – odparł ze śmiechem. – Czyż urok nie jest przydatny?

– Być może do kuszenia nieostrożnych. Mnie pan na niego nie nabierze.

Ich spojrzenia ponownie się spotkały. Niezaprzeczalnie coś między nimi iskrzyło.

– Ach, wielka szkoda – mruknął.

Blada twarz Emmy nabrała rumieńców.

– Cóż, dość tych pogaduszek. Dziękuję, że pomógł mi pan odzyskać równowagę, bym mogła stawić czoła mamie. Mam ochotę powiedzieć jej, że skończyłam z towarzystwem, z sezonem.

– Odważne postanowienie, ale pani matka sprawi, że zmieni pani zdanie.

– Dziękuję bardzo za wsparcie – powiedziała sucho. – Miłego dnia, lordzie Theo.

– I pani, panno Henley.

Patrzył, jak odjeżdża i spotyka się ze stajennym. Przypomniał sobie wydarzenia, które skłoniły ją do galopu, i ponownie musiał się uśmiechnąć. Dzięki niebiosom, że panna Henley była tak inna niż większość kobiet.

Dzięki niebiosom i za to, że większość mężczyzn była zbyt tępa i oszołomiona lśniącymi pięknościami, by rozpoznać ten klejnot.

Chociaż… gdyby była zamężna, zwłaszcza z kimś takim jak pan Null, Theo mógłby zaspokoić tę irytująco silną potrzebę, by ją uwieść.

Cholera, była niezwykła! Pociągała go zbyt mocno i na zbyt wielu poziomach. Coraz częściej zmagał się z dwoma przeciwstawnymi pragnieniami: odrzucić ostrożność i przekonać się, czy naprawdę jest w niej pasja, której przebłyski dostrzegał. Albo, co byłoby o wiele bardziej rozważne: całkowicie jej unikać.

Rozdział trzeci

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji

Tytuł oryginału: The Awakening of Miss Henley

Pierwsze wydanie: Harlequin Mills&Boons, an imprint of HarperCollins Publishers, 2019

Redaktor serii: Grażyna Ordęga

Opracowanie redakcyjne: Grażyna Ordęga

© 2019 by Janet Justiss

© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2024

Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.

Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.

Harlequin i Harlequin Romans Historyczny są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.

HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.

Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone.

HarperCollins Polska sp. z o.o.

02-672 Warszawa, ul. Domaniewska 34A

www.harpercollins.pl

ISBN: 978-83-291-1061-7

Opracowanie ebooka Katarzyna Rek