Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
34 osoby interesują się tą książką
Ta praca miała być spełnieniem marzeń, lecz wtedy pojawiła się ONA.Jest zakazanym owocem. Jest wnuczką jego szefa. Jest poza zasięgiem. Czy zdoła się jej oprzeć?
Noah Grant niedawno stracił pracę i nie może uwierzyć w swoje szczęście, gdy otrzymuje wymarzoną posadę w luksusowej klinice. Musi jednak stosować się do kilku ważnych zasad: nie sypiać ze studentkami, nie sypiać z pacjentkami i zdecydowanie nie angażować się w związek z wnuczką swojego nowego szefa – Harolda Astora. Sprawy komplikują się już na początku, kiedy pierwszego dnia Amara (nie kto inny, jak właśnie wnuczka jego przełożonego) pojawia się w klinice. Potrzebuje pomocy w usunięciu prototypowej zabawki erotycznej, którą zaprojektowała.
Amara jest doktorantką, która stara się rozkręcić swój biznes w branży zabawek erotycznych. Studiuje inżynierię i robi wszystko, co w jej mocy, aby zrobić karierę na własną rękę, bez pomocy nieprzyzwoicie bogatego i wpływowego dziadka, który chce, aby zajęła się rodzinnym biznesem i przestała realizować marzenia o własnej firmie.
Drogi tych dwojga krzyżują się ponownie, gdy Noah zgadza się pomóc Amarze przy medycznym aspekcie jej biznesu. Z każdym kolejnym testowanym gadżetem temperatura ich relacji rośnie...
Ta historia jest naprawdę SPICY. Sugerowany wiek: 18+
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 382
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
TYTUŁ ORYGINAŁU:
Dr Grant
Off-Limits #2
Redaktorka prowadząca: Marta Budnik
Wydawczyni: Maria Mazurowska
Redakcja: Justyna Yiğitler
Korekta: Małgorzata Denys
Projekt okładki: Ewa Popławska
Zdjęcie na okładce: © AkuAku / Stock.Adobe.com
Zdjęcie na stronach rozdziałowych: © SHOTPRIME STUDIO / Stock.Adobe.com
Dr Grant Copyright © 2021 by Catharina Maura
Copyright © 2024 for the Polish edition by Papierowe Serca an imprint of Wydawnictwo Kobiece Agnieszka Stankiewicz-Kierus sp.k.
Copyright © for the Polish translation by Regina Mościcka, 2024
Wszelkie prawa do polskiego przekładu i publikacji zastrzeżone. Powielanie i rozpowszechnianie z wykorzystaniem jakiejkolwiek techniki całości bądź fragmentów niniejszego dzieła bez uprzedniego uzyskania pisemnej zgody posiadacza tych praw jest zabronione.
Wydanie elektroniczne
Białystok 2024
ISBN 978-83-8371-175-1
Grupa Wydawnictwo Kobiece | www.WydawnictwoKobiece.pl
Na zlecenie Woblink
woblink.com
plik przygotował Jan Żaborowski
NOAH
– Przykro mi, Noah – oznajmia doktor Johnson, uważając, żeby nie patrzeć mi w oczy. – Zaoferowali mi o wiele większe pieniądze, niż dostałbym po przejściu na emeryturę.
Spogląda za okno, zwieszając ramiona w geście rezygnacji, a ja podążam wzrokiem za jego spojrzeniem. Spodziewałem się, że w przyszłości zajmę jego miejsce. Wyobrażałem sobie, że wyglądam przez okno, tak jak on robi to w tej chwili, i obserwuję pacjentów wjeżdżających i wyjeżdżających z parkingu przy naszej przychodni. Z ciężkim sercem obrzucam wzrokiem gabinet, który kiedyś miał być mój. Poświęciłem kilka miesięcy na rozmowy kwalifikacyjne, żeby znaleźć sobie jak najlepszą praktykę. W końcu wybrałem pracę u doktora Johnsona, bo obiecał mi, że po kilku latach przejmę jego przychodnię. Gdybym wiedział, że ledwie parę miesięcy po tym, jak podjąłem u niego pracę, zamierza ją sprzedać, za nic nie zdecydowałbym się przyjąć jego oferty.
– Jest pan pewien, że nie potrzeba im jeszcze jednego lekarza rodzinnego?
Doktor Johnson potrząsa przecząco głową.
– Kupują przychodnię, ale nie chcą personelu. Próbowałem z nimi negocjować, ale w tej kwestii nie zamierzają ustąpić. – Bierze głęboki oddech i w jego oczach dostrzegam przebłysk troski. – Wiem, że stawiam cię w nieciekawej sytuacji, Noah. Przykro mi, że tak wyszło, a na dodatek tak późno się o tym dowiadujesz.
Kiwam głową ze zrozumieniem, chociaż trawi mnie niepokój. Nie mogę winić starszego pana, bo on tylko robi to, co najlepsze dla niego samego i rodziny. Na jego miejscu pewnie zrobiłbym to samo.
Podnoszę się z miejsca i wyciągam dłoń do doktora Johnsona. Żegna się ze mną mocnym uściskiem z przepraszającym wyrazem oczu. Miałem nadzieję, że sporo się od niego nauczę w nadchodzących latach, ale stało się inaczej. Nie powinienem mieć zbyt wygórowanych oczekiwań. Już się przyzwyczaiłem, że szczęście odwraca się ode mnie za każdym razem, gdy robię sobie na coś nadzieję.
W drodze do domu zaczynam się na poważnie martwić. Tkwię po uszy w kredycie studenckim, a moja praktyka lekarska nie zaczęła się tak, jak planowałem. Byłem przekonany, że studia medyczne będą dla mnie przepustką do niezależności finansowej, ale jak dotąd przyniosły mi tylko narastające długi.
Doktor Johnson zwalnia mnie z miesięcznym wypowiedzeniem, ale taki krótki czas może mi nie wystarczyć na znalezienie sobie nowej pracy.
Wchodzę do pustego domu i tym razem mam wrażenie, że dławię się panującą w nim ciszą. Przystaję w korytarzu i mój wzrok wędruje ku rodzinnym zdjęciom, które razem z siostrą powiesiliśmy na ścianach. Poświęciłem kilka lat studiom medycznym, chcąc pójść w ślady ojca, ale gdzieś w głębi mam wrażenie, że nie spełniam jego oczekiwań.
Razem z siostrą włożyliśmy sporo wysiłku, żeby zadomowić się w tym miejscu i wyrzucić z głowy wspomnienie krwi rodziców zalewającej podłogę w starym domu. Jeśli nie znajdę pracy, stracę dom, który udało się nam wspólnie z Arią stworzyć.
Wpatruję się w jedną z fotografii, która niezmiennie wywołuje uśmiech na mojej twarzy. Przedstawia mnie, Arię i mojego najlepszego przyjaciela, Graysona. Stoję w środku, pomiędzy nimi, ale Grayson i tak wpatruje się tylko w Arię. Zawsze tak było, chociaż on nadal nie zdaje sobie z tego sprawy.
Ciekawe, czy byłoby mi dziś łatwiej, gdyby Aria i Grayson byli na miejscu zamiast sześć godzin lotu ode mnie. Trudno powiedzieć. Poza tym wielce prawdopodobne, że wkrótce się z nimi zobaczę, jeśli nie uda mi się znaleźć pracy. Za nic nie chciałbym prosić Graya o pomoc, ale tym razem mogę nie mieć innego wyjścia.
Gray już niejeden raz proponował, że spłaci mój kredyt studencki, ale nie chcę go w ten sposób wykorzystywać. Chyba że moja sytuacja zrobi się naprawdę ciężka i nie będę miał wyboru. A to może nastąpić już niedługo.
Przez bite trzy godziny wydzwaniam do każdej z osób, z którą w ciągu minionego roku odbyłem rozmowę o pracę i która choćby w minimalnym stopniu sugerowała, że mogłaby mnie zatrudnić, ale jedyne, czego udaje mi się dowiedzieć, to tego, że wszystkie stanowiska są już zajęte. Jeśli tak dalej pójdzie, przez kilka następnych miesięcy będę bez pracy. Trafienie na dobrą praktykę lekarską i przejście przez rozmowy kwalifikacyjne wymaga czasu. Czasu, którego ja w tym momencie nie mam.
Odchylam się na kanapie i z ciężkim sercem rozglądam się dookoła. Chociaż to nie jest dom, w którym dorastaliśmy razem z moją siostrą, udało się nam go stworzyć dla siebie od nowa. Jak poczuje się Aria, kiedy go stracimy? Jeśli nie będę w stanie spłacać hipoteki, dom przejmie bank. Zawiodłem siostrę na wielu polach, i jeszcze takie coś? Będzie załamana. Uważa to miejsce za swoją bezpieczną przystań. Chociaż wyprowadziła się, żeby pracować w firmie Graysona, chcę, żeby miała własny dom, nawet jeśli będzie przyjeżdżać tu tylko od czasu do czasu, z krótką wizytą.
Lata temu, kiedy miałem za mało lat, żeby uzyskać prawo do opieki nad Arią, zostaliśmy zmuszeni do zamieszkania z kuzynką naszej matki, ciotką Dorothy, której prawie w ogóle nie znaliśmy. Aria, co prawda, nigdy się z tego powodu nie skarżyła, ale wiedziałem, że nie czuje się w jej domu zbyt dobrze. Nie chcę nigdy więcej znaleźć się w sytuacji, kiedy nie jestem w stanie zadbać o własną siostrę, chociaż oboje dawno nie jesteśmy dziećmi.
Wpatruję się w ściskaną w dłoniach komórkę, czując ogarniającą mnie desperację, która zagłusza we mnie poczucie dumy. Wiem, że pieniądze nie miałyby dla Graya znaczenia, gdybym poprosił go o pomoc. Wręcz przeciwnie, byłby zadowolony, że się do niego zwróciłem. Co nie znaczy, że łatwiej mi to zrobić. Perspektywa odbycia takiej rozmowy z przyjacielem ma dla mnie smak porażki.
Już prawie udało mi się przekonać samego siebie, że muszę odłożyć dumę na bok i zrobić to, co konieczne, gdy nagle… dzwoni mój telefon. Marszczę czoło na widok nieznanego numeru i po krótkim wahaniu odbieram połączenie.
– Witam. Czy rozmawiam z doktorem Grantem?
Prostuję się, zaciskając mocniej komórkę w dłoni.
– Tak, przy telefonie.
Kobieta po drugiej stronie słuchawki wydaje z siebie coś, co można by uznać za westchnienie ulgi.
– Dzwonię z działu HR Astor College.
Marszczę czoło zdziwiony. Czego może ode mnie chcieć ta prestiżowa prywatna uczelnia?
– Mamy wakat w naszej przychodni studenckiej, a doktor Johnson bardzo pana polecał.
Mam w głowie gonitwę myśli, gdy kobieta przedstawia mi szczegóły ich oferty. To dla mnie wprost wymarzone stanowisko. Pensja jest nawet lepsza od tego, co zarabiam u doktora Johnsona, a ponieważ uczelnia nie jest daleko, nie będę się musiał przeprowadzić.
– Czy byłby pan zainteresowany?
Uśmiecham się pod nosem i ledwo się powstrzymuję, żeby nie roześmiać się w głos. Czy jestem zainteresowany?
– Tak, brzmi ciekawie – odpowiadam, zmuszając się do zachowania spokoju.
– Wspaniale – mówi kobieta i od razu przechodzi do ustalania terminu rozmowy kwalifikacyjnej.
Odchylam się na kanapie z niedowierzaniem i kiedy kończę rozmowę, wbijam wzrok w komórkę. Znów przewijam listę kontaktów i tym razem, gdy zatrzymuję się na numerze Graysona, uśmiecham się z zadowoleniem.
AMARA
Taksuję wzrokiem swoją najnowszą zabawkę dla dorosłych z mocno bijącym sercem. Skonstruowanie jej zajęło mi dwa tygodnie i jeśli faktycznie zadziała tak, jak się spodziewam, załatwię sobie pieniądze na rozwinięcie własnej firmy.
Teraz muszę tylko ją przetestować. Jeśli nie ma żadnych wad konstrukcyjnych, powinna mi zapewnić najlepszy orgazm w życiu, na dodatek bez wydawania najmniejszego dźwięku.
Mam ogromne oczekiwania w stosunku do tej miniaturowej zabawki. Dla mnie to coś więcej niż tylko kolejny seksgadżet. To klucz do spełnienia wszystkich moich marzeń i nadziei. Moja droga do niezależności.
Drżącymi rękami odkładam na chwilę prototyp i sięgam po zakupioną wcześniej absurdalnych rozmiarów butlę żelu intymnego. Na jej widok z ust wyrywa mi się nerwowy śmiech i przerywa ciszę panującą w mojej sypialni. Chwała niebiosom za zakupy internetowe! Jestem w stanie bez cienia wstydu projektować i konstruować gadżety erotyczne, ale na samą myśl, że miałabym osobiście wybrać się do sklepu po żel intymny, policzki zaczynają mnie piec ze wstydu.
Podejrzewam, że to jeden z powodów, dla których postanowiłam tworzyć takie, a nie inne produkty. Marzyło mi się coś niezauważalnego, ale zapewniającego silne doznania, gadżet, którego można używać dyskretnie, nie stresując się wydawanymi przez niego odgłosami.
Czuję, jak skacze mi puls, gdy ponownie biorę do ręki swój najnowszy wynalazek, któremu nadałam niezbyt oryginalną nazwę Sekretny O. Tak, wiem, będę musiała się jeszcze raz nad nią zastanowić.
Uśmiechając się pod nosem, niosę gigantyczną butlę żelu do łóżka. Nie miałam pojęcia, że największa pojemność będzie aż tak… monstrualna. Zupełnie jakby to było opakowanie ekonomiczne, przeznaczone dla całej rodziny, co wydaje mi się dziwaczne i dodatkowo potęguje moje podenerwowanie.
Czy w ogóle zdołam przeżyć orgazm, skoro cała trzęsę się z nerwów? Trudno powiedzieć, trzeba spróbować. I tak już wystarczająco długo zwlekałam z przetestowaniem swojego najnowszego wynalazku, a im dłużej czekam, tym bardziej oddala się ode mnie szansa na dofinansowanie mojej firmy.
Biorę głęboki oddech i otwieram butlę z żelem. Nie mogę z nim przesadzić, bo moja nowa zabawka musi się zassać, żeby pozostać w środku. Projektowałam ją z myślą o tym, aby można było z nią chodzić i nie martwić się, że wypadnie. Dyskrecja – to ma być główna cecha mojego produktu.
Drżąc na całym ciele, kładę się na plecach i nieśpiesznie aplikuję żel, starając się odwlec w czasie to, co nieuniknione. Boję się, że nowy gadżet nie spełni moich oczekiwań. Boje się, że moje nadzieje runą jak domek z kart.
Wciągam gwałtownie powietrze do płuc i uruchamiam urządzenie, po czym wsuwam je sobie do środka, notując w pamięci, że przyszło mi to z łatwością. Przymykam oczy i kąciki moich ust mimowolnie podnoszą się w uśmiechu. Bardzo przyjemne uczucie. Kamień z serca.
Z ust wyrywa mi się chichot i czuję, jak spływa na mnie uczucie ulgi. Jest mi dobrze, naprawdę dobrze. Wyposażyłam swoją zabawkę w element stymulujący punkt G i doznania, jakich mi dostarcza, są znacznie lepsze niż dotyk większości mężczyzn, z którymi do tej pory byłam. Działa idealnie i kompletnie jej nie słychać. Żadnego dźwięku, nic, co mogłoby zdradzić, że mam w środku jakiś elektroniczny gadżet.
Przełykam z trudem ślinę, czując, jak moje myśli odpływają i wzbiera we mnie fala pożądania. Ta zabawka jest naprawdę dobra. Te doznania… nie da się ich z niczym porównać. Z ust wyrywa mi się cichy jęk, więc prędko zagryzam dolną wargę. Niestety, długo nie będę w stanie się powstrzymywać. Chcę osiągnąć spełnienie, już, zaraz, teraz!
Czuję w dole niekontrolowane skurcze i kompletnie zaskoczona dochodzę do finału. Nie byłam na to gotowa i… chyba nie tego się spodziewałam.
Cholera! Powinnam to wszystko lepiej rozplanować. Mam poczucie, że orgazm przyszedł za szybko, że mogło być lepiej. Muszę to wszystko jeszcze raz przeanalizować. Może zmienić ustawienia? Wprowadzić narastające tempo? Muszę wypróbować różne możliwości i przekonać się, jak wpływają na moje doznania, zanim przejdę do dalszego testowania.
Przysłaniam ramieniem twarz i głęboko wzdycham. Jest całkiem przyjemnie. Nie oczekiwałam, że od początku będzie idealnie, ale i tak jest znacznie lepiej, niż się spodziewałam.
Ale czas przeprowadzić właściwy test… Jakie doznania zapewni mi zabawka, gdy będę chodzić z nią w środku? Z drżącym sercem siadam na łóżku, wykonując ostrożnie każdy ruch. Główną zaletą mojego produktu ma być dyskrecja – nie może się przemieszczać w ciele. Jeśli wysunie się ze mnie podczas chodzenia, okaże się niewypałem, nieważne, jak fantastycznych dostarczałby doznań. Nie będzie miał tej jedynej, wyjątkowej cechy, której nie oferuje konkurencja.
Opuszczam stopy na podłogę i znów cała trzęsę się z nerwów. Dobra, na razie jest w porządku. Kiwam głową z aprobatą, zbliżając się do drzwi sypialni, i dziękuję w duchu, że jestem w tym momencie sama w domu.
Zważywszy na fakt, że mam dwadzieścia siedem lat, może to trochę dziwne, że nadal mieszkam w rodzinnym domu. W takich chwilach jak ta żałuję, że nie jest inaczej. Testowanie mojej zabaweczki ze świadomością, że ktoś z domowników może niespodziewanie wrócić, sprawia, że moje nerwy sięgają zenitu.
Opieram się dłonią o ścianę i przymykam oczy, czując nadciągającą falę kolejnego orgazmu. O rany! Mój wynalazek jest genialny. Nawet w tym momencie, chociaż się stresuję i mam gonitwę myśli w głowie, wciąż wyzwala we mnie podniecenie. Nie ma obaw, że się ze mnie wyślizgnie, tkwi nieruchomo w miejscu, idealnie ustawiony przy punkcie G. Chichoczę pod nosem, kompletnie zaskoczona. Coś niesamowitego!
Krążę po holu, z każdą sekundą coraz bardziej podekscytowana. Jest idealnie. Cała rozpromieniona omiatam wzrokiem długi korytarz w rezydencji dziadka, notując w pamięci każde jedno doznanie i wrażenie.
Mojej zabaweczce jeszcze trochę brakuje do perfekcji, ale kluczowe elementy są na miejscu i pracują bez zarzutu. Wracam do sypialni oszołomiona i podniecona, a jednocześnie z poczuciem dumy i ulgi. Wyzwalają się we mnie silne emocje, a chwilowe odprężenie sprawia, że jestem o krok od kolejnego spełnienia. Przyjmuję rozkosz z uśmiechem: przymykam powieki i poddaję się jej fali.
Tym razem odczuwam ją jeszcze mocniej, a zaciskające się na gadżecie mięśnie dodatkowo potęgują uczucie błogości. Jest tak silna, że prawie ociera się o ból, choć w bardzo przyjemny sposób, i nie wiem, jak długo jeszcze będę w stanie wytrzymać.
Podchodzę do łóżka i kładę się na plecach, po czym wyciągam rękę, żeby wydobyć zabawkę ze środka. I wtedy zamieram, uświadamiając sobie, że zapomniałam wydrukować na drukarce 3D zaprojektowany w tym celu malutki uchwyt.
Jasny szlag!
Przełykam ciężko ślinę przez ściśnięte paniką gardło i próbuję wydostać urządzenie ze środka, ale tylko kaleczę się paznokciami i wpycham je jeszcze głębiej do środka.
Najgorsze, że to prototyp, więc muszę obchodzić się z nim delikatnie. Jeśli go zepsuję, znajdę się w punkcie wyjścia – nie wystarczy mi czasu na skonstruowanie nowego przed spotkaniem z potencjalnym inwestorem.
Gmeram palcami w środku, próbując uchwycić krawędź zabawki, ale to mi się nie udaje. Zaprojektowałam ją w taki sposób, żeby trzymała się w środku poprzez zassanie, więc jeśli nie mam za co pociągnąć, w zasadzie nie da się jej wyjąć.
Co robić?
Zaczynają mnie palić policzki na samą myśl, że miałabym prosić kogoś o pomoc. Nawet jeśli, to kogo? Mamę? I tak już jest niezadowolona z tego, jak spożytkowuję swój dyplom inżyniera, i nieustannie mi przypomina, że nie mogę wykorzystywać sprzętu należącego do uczelni do swoich wynalazków. Jakoś udaje mi się obejść te zakazy, bo wmawiam jej, że używam go do pracy nad swoim doktoratem. Gdybym jednak przyszła do niej z taką nietypową prośbą, to z pewnością byłoby ponad jej wytrzymałość.
Po krótkim wahaniu sięgam po telefon i dzwonię do mojej najlepszej przyjaciółki. Ku mojej ogromnej uldze Leia odbiera zaraz po pierwszym sygnale.
– Hej, kochana! – odzywa się jak zwykle dziarskim głosem. Z odgłosów w tle domyślam się, że jest poza domem, więc przy odrobinie szczęścia może będzie mogła teraz do mnie przyjechać.
– Leia, potrzebuję pomocy. – Poznałam ją na początku naszych studiów doktoranckich, cztery lata temu, i od tego czasu mamy na koncie tyle wspólnych wariactw, że z pewnością nawet okiem nie mrugnie, kiedy powiem jej, w co się wpakowałam.
– Co się stało?
Stękam bezsilnie, wsuwając rękę we włosy.
– Testowałam nową zabawkę. I we mnie utknęła. Głupia ja, zapomniałam dorobić jej uchwyt. – Przyjaciółka wybucha śmiechem, a ja kręcę z oburzeniem głową. – To wcale nie jest śmieszne!
– Ależ jest. Dziewczyno, za pięć minut mam zajęcia ze studentami. Mogę być u ciebie najwcześniej za dwie godziny.
Wzdycham ciężko, potrząsając głową.
– Jem dziś kolację z matką. Wiesz, jaka ona jest. Muszę być gotowa na czas.
Leia milknie i każda z nas próbuje wymyślić jakieś rozwiązanie.
– To musi być ktoś obcy – odzywa się w końcu przyjaciółka. – Ktoś, kto szybko zapomni. Najlepiej, gdyby w ogóle nie wolno mu było o tym gadać. Może prawnik?
Momentalnie staje mi przed oczami leciwy prawnik rodziny Astorów i odruchowo wybucham śmiechem, mimo że powoli zaczyna mnie oblatywać strach. Mogę sobie wyobrazić jego minę na pomarszczonej twarzy i przez chwilę kusi mnie, żeby faktycznie do niego zadzwonić, tylko po to, żeby przekonać się, jak bardzo się zgorszy.
Mina mi rzednie, kiedy dociera do mnie, kogo naprawdę w tym momencie potrzebuję.
– To musi być lekarz. No wiesz, tajemnica lekarska i tym podobne farmazony. Ale nie mogę pójść do naszego rodzinnego. Nie ufam mu.
– Przychodnia przy uczelni – podpowiada Leia. – To dla ciebie najlepsze rozwiązanie, poza tym jest blisko.
Potwierdzam, próbując zebrać się w sobie.
– No tak. Tak, jasne.
Leia chichocze w słuchawce, a ja tylko przewracam oczami. Dobrze, że choć jedna z nas ma ubaw.
– Życzę ci szczęścia, kochana. Nie mogę się doczekać, kiedy usłyszę od ciebie szczegóły.
Szczęście… Jasne, będę go potrzebować, jeśli chcę załatwić moją sprawę.
NOAH
– To pański gabinet – oznajmia Maddie. Jest pielęgniarką w przychodni Astorów i zaoferowała się, że pokaże mi wszystko sama. Praktycznie przepędziła pracownicę z HR.
Wchodzę w ślad za nią do środka i już od progu nie potrafię się powstrzymać od uśmiechu. Gabinet jest świetnie wyposażony i znacznie bardziej reprezentacyjny niż ten, w którym pracowałem w przychodni doktora Johnsona. Nawet kozetka jest ze skóry. Po prostu obłęd.
Przyjęcie tej pracy to najlepsza decyzja, jaką podjąłem w całym swoim życiu. Uczelnia znajduje się tylko dwadzieścia minut jazdy od mojego domu, pensja i dodatki są zacne, a do tego mam do dyspozycji najwyższej klasy sprzęt. Miałem szczęście, że zadzwonili do mnie we właściwym momencie. Nawet rozmowa kwalifikacyjna okazała się zaskakująco przyjemna.
Maddie opiera się o moje biurko i przygląda mi się z uśmiechem.
– Mamy szczęście, że trafił się nam taki przystojny lekarz – stwierdza, uśmiechając się znacząco. – W końcu jest na kim zawiesić oko.
Uśmiecham się do niej w odpowiedzi, ale nie z powodu, którego się spodziewa. Praktycznie słyszę w głowie głos mojej siostry i jestem pewien, że po takim tekście natychmiast napuściłaby na Maddie HR-owców. Jest zwolenniczką równouprawnienia i nie toleruje takiego zachowania. Tęsknię za nią. Muszę w najbliższym czasie połączyć się z nią i Grayem na wideo, choćby tylko po to, żeby opowiedzieć jej o mojej nowej pracy. Pewnie już coś niecoś wie od Graya, ale jak ją znam, będzie chciała usłyszeć wszystkie szczegóły bezpośrednio ode mnie.
– No dooobrze – mówi Maddie, przeciągając znacząco sylabę. – Jest parę rzeczy, które powinien pan wiedzieć, chociaż pewnie HR-owcy przekazali już panu najważniejsze informacje.
Odwracam ku niej głowę i potwierdzam. Ponieważ cała uczelnia i wszystko, co znajduje się na terenie kampusu, należy do jednej rodziny, na pewno istnieją tu jakieś niepisane zasady. Nie chciałbym czegoś schrzanić. Ta praca jest zbyt dobra, żeby ryzykować.
– Zasada numer jeden: zakaz sypiania ze studentkami. Ale taki na serio. Za jego złamanie grozi natychmiastowe zwolnienie. Radzę się nawet do nich nie zbliżać, bo jeśli pan Astor się dowie, dostanie białej gorączki. Chodzą słuchy, że jego córka zakochała się w kimś z personelu i wszystko dla niego rzuciła, a potem wróciła do domu bez niego. Nikt nie zna szczegółów, ale od tamtej pory pan Astor ma obsesję na punkcie granic, których nie wolno przekraczać pracownikom.
Kiwam potakująco głową. Nie mam najmniejszego zamiaru podrywać młodych burżujek z prywatnej uczelni. A w życiu! Nie zniósłbym ich egzaltacji i, rzecz jasna, braku doświadczenia. Maddie nagle się rozpromienia, przeczesując ręką włosy. – To oczywiście nie dotyczy mnie. Ja nie jestem studentką.
Kręcę głową zaskoczony jej bezpośredniością. Ta dziewczyna może sprawiać problemy. Od razu to widać. Takiej jak ona na pewno nie zaliczę, bo nigdy nie dałaby mi spokoju, gdybym wykazał wobec niej choć cień zainteresowania.
– Zasada numer dwa: romans z pacjentką to koniec pańskiej kariery. Nie ma znaczenia, czy jest jednocześnie studentką. Kadra uczelni to też zakazany teren. W razie czego pan Astor obsmaruje pana wszędzie, gdzie tylko się da. Tak postąpił z pana poprzednikiem. Jak słyszałam, biedak do dziś nie znalazł pracy, a upłynęło już parę miesięcy. Wątpię, żeby gdzieś go zatrudnili. Kiedy Astorowie się na coś uprą, zawsze to dostają.
Przytakuję, czując zimny dreszcz na plecach. Muszę być wyjątkowo ostrożny. Minęło już trochę czasu, odkąd sam studiowałem, ale nadal pamiętam, jak to jest. Wątpię, żeby czyhały tu na mnie jakieś pokusy, ale nie zaszkodzi zachować wzmożonej ostrożności w kontaktach z pacjentkami.
– Tak to wygląda – dodaje pielęgniarka, po czym odwraca się, żeby przekazać mi szczegóły techniczne. Prawie wcale się nie odzywam i na szczęście nie muszę. Maddie mówi za nas dwoje.
Uśmiecham się pod nosem na myśl o przerażonej minie Graysona, gdyby był teraz na moim miejscu. Paplająca jak katarynka kobieta to dla niego największy koszmar. A dla mnie? Mnie aż tak bardzo to nie przeszkadza. Nawet wolę przebywać z ludźmi, którzy mogą zapełnić otaczającą mnie zazwyczaj ciszę.
– To byłoby na tyle, doktorze – stwierdza Maddie z uśmiechem, po czym nachyla się ku mnie, eksponując biust. Uśmiecham się z rezerwą, ale to tylko dodatkowo ją ośmiela.
– Proszę się nie krępować i dać mi znać, gdyby pan czegoś potrzebował – dodaje dziewczyna. – Cokolwiek by to było.
– Oczywiście, Maddie – zapewniam. – Dziękuję za ciepłe powitanie.
Chichocze i odrywa się od mojego biurka, po czym rusza ku drzwiom, oglądając się na mnie przez ramię.
– Zawsze do usług, doktorze Grant.
Oddycham z ulgą, kiedy nareszcie zamykają się za nią drzwi. Ta dziewczyna to istna petarda. Kręcąc z niedowierzaniem głową, sięgam po biały fartuch lekarski wiszący na haczyku za biurkiem.
Spełniło się to, o czym zawsze marzyłem: mieć własny gabinet, być tytułowanym „panem doktorem” i codziennie leczyć pacjentów. Ta praca jest spełnieniem moich marzeń, dlatego muszę bardzo uważać, żeby czegoś nie schrzanić.
Siadam za biurkiem w stanowczo zbyt wyszukanym jak dla mnie fotelu, potrząsając głową z zaskoczenia. Jak to możliwe, że miałem tyle szczęścia? Uśmiecham się z goryczą, sięgając po swoją teczkę, z której wyjmuję dwie fotografie: na jednej są rodzice, na drugiej Aria i ja. Ustawiam obie ramki na blacie i od razu czuję, że już prawie się zadomowiłem w swoim nowym gabinecie.
Czy mama i tata byliby dziś ze mnie dumni? Mam nadzieję, że tak. Ani Aria, ani ja nie jesteśmy specjalnie religijni. Straciliśmy wiarę w dniu, w którym brutalnie odebrano nam rodziców. A mimo to nadal chcę wierzyć, że patrzą na nas z góry i wciąż nad nami czuwają.
Z zamyślenia wyrywa mnie trzask interkomu ze stojącego na biurku telefonu i w gabinecie rozbrzmiewa głos recepcjonistki.
– Doktorze Grant, pacjentka do pana. Przesyłam panu jej kartę.
Kiwam głową, czując, jak skacze mi puls.
– Proszę ją wpuścić – odpowiadam, klikając w otrzymany plik z dokumentacją pacjentki. Na widok jej nazwiska robię okrągłe oczy. Amara Astor.
Astor? O w mordę! Ja to mam pecha. To nie jest aż tak pospolite nazwisko, żeby nie pochodziła z tych Astorów.
Zerkam niespokojnie ku otwierającym się drzwiom, starając się z całych sił ukryć zdenerwowanie, ale gdy zawieszam na niej wzrok, moje opanowanie pryska jak bańka mydlana.
Jasnobłękitne oczy, długie rude fale. Wygląda olśniewająco. Niech to szlag! Prędko odrywam od niej wzrok i szarpię za węzeł krawata, jakby nagle zrobiło mi się duszno.
Wyciągam rękę, żeby się przedstawić, a ona wita mnie skinieniem głowy. Ma rozpalone policzki i przyśpieszony oddech. Czyżby miała gorączkę? Na litość boską, przecież jestem lekarzem! Ta dziewczyna przyszła tu po pomoc, a ja co? Zachowuję się jak jakiś przeklęty knur. Nic dziwnego, że pan Astor ustanowił tu akurat takie zasady.
– Doktor Grant – przedstawiam się, ściskając jej dłoń. Mógłbym przysiąc, że jej dotyk poraził mnie jak prądem, ale ona wydaje się nie dostrzegać niczego nietypowego w naszym uścisku.
– Amara Astor – odpowiada, a ten jej głos… O rany! Rzadko kiedy kobiecy głos jest w stanie mnie podniecić, ale tym razem właśnie tak się dzieje.
Tyle że nie powinno tak być. Ostatecznie to moja pacjentka.
– Doktorze – odzywa się cichym głosem – chcę panu na wstępie wyjaśnić, że jestem inżynierem. A ściślej mówiąc, robię doktorat. Wiem, że to kiepskie wytłumaczenie, ale przysięgam, że nie kłamię. – Marszczę czoło zaintrygowany, Amara zaś potrząsa głową i ucieka wzrokiem w bok. – Może to jednak zły pomysł… Nie powinnam… Mogę zwrócić się do kogoś innego. Nie spodziewałam się kogoś tak… Dlaczego jest pan taki młody?
Kręcę głową, przywołując na twarz najbardziej dziarski uśmiech ze swojego repertuaru.
– Proszę się nie obawiać, panno Astor. Naprawdę niewiele jest w stanie mnie zaskoczyć.
Parska śmiechem, ale jego ton zdradza zdenerwowanie.
– Ojej! Nie ma pan pojęcia, jak bardzo się pan myli. – Spogląda mi prosto w oczy, jakby zbierała się na odwagę. – Doktorze Grant, potrzebuję pana pomocy. Ja… mam w sobie zabawkę erotyczną, utknęła mi w środku.
Ma w sobie… co? Co jest grane, do cholery?
NOAH
Zabawka erotyczna? Serio tak powiedziała?
Staram się, jak tylko mogę, zapanować nad swoją twarzą, modląc się w duchu, żeby nie dać po sobie poznać, w jakim jestem szoku. Udaje mi się zachować obojętną minę i tylko przytakuję stojącej przede mną rudej ślicznotce.
– Mogę to wyjaśnić – zapewnia mnie z zaczerwienionymi policzkami, unikając mojego wzroku. Jest w niej coś, co ujmuje mnie za serce. Tłumię uśmiech i potrząsam głową, unosząc dłoń.
– Nie ma potrzeby, panno Astor – odpowiadam, wskazując ręką na kozetkę. To przeklęte łóżko jest warte dużo więcej niż którykolwiek z mebli w moim domu i idealnie nadaje się dla takiej kobiety jak ona.
Posyła mi uśmiech i… O cholera! Aż serce staje mi z wrażenia. Nie przyszłoby mi do głowy, że ona może wyglądać jeszcze piękniej, a jednak… O rany!
Przełykam ślinę i idę za nią ku kozetce, wciągając lateksowe rękawiczki. Siadając, rozchyla usta, a ja zaczynam nerwowo żuć wargę. Cokolwiek utknęło jej w środku, chyba dostarcza jej niezłych doznań, sądząc po tym, co dostrzegam w jej oczach.
– Tylko proszę uważać, doktorze – odzywa się przyciszonym głosem. Potwierdzam dziwnie podenerwowany. Mam za sobą lata praktyk lekarskich i tej dziewczynie naprawdę daleko do najbardziej zwariowanych przypadków, z jakimi miałem do czynienia, a mimo to trzęsą mi się ręce, jakbym znowu był tylko stażystą.
Opuszcza głowę i powoli odsłania ciało. Podążam wzrokiem za jej palcami podciągającymi czerwoną sukienkę i po chwili widzę już jej nagą cipkę. Nie nosi bielizny.
Amara zaciska nogi i unosi głowę, posyłając mi niepewne spojrzenie. Wygląda cudownie. Ten rumieniec, który różowi jej policzki, to spojrzenie błękitnych oczu zdradzające nerwowość… To bez dwóch zdań najpiękniejsza kobieta, jaką w życiu widziałem.
– Proszę się nie śmiać, dobrze? – mówi szeptem.
Kręcę głową, posyłając jej uspokajający uśmiech.
– Nie będę. Obiecuję.
Podciąga sukienkę wyżej nad biodra i rozsuwa nogi, zaciskając przy tym mocno powieki. Kolejny raz tłumię uśmiech i klękam przed nią, wdychając delikatny truskawkowy zapach. Żel intymny?
– Dobrze, zobaczmy, co tam mamy – mruczę pod nosem i kładę dłonie w rękawiczkach na jej udach, żeby nieco bardziej je rozchylić. Amara wciąga gwałtownie powietrze do płuc i opiera obie ręce na moich ramionach.
– Wszystko w porządku? – pytam zaniepokojony.
Nie spodziewałem się, że może jeszcze bardziej poczerwienieć na twarzy, ale tak się dzieje.
– Ekhm… tak – odpowiada ochrypłym głosem. Wygląda piekielnie seksownie, ale mógłbym się założyć, że w ogóle nie zdaje sobie z tego sprawy.
– Proszę się nie bać, dobrze?
Potwierdza, a ja nachylam się ku niej bliżej, żeby lepiej widzieć. Niestety niczego nie udaje mi się dostrzec. To, co włożyła sobie do środka, musi tkwić dość głęboko.
– Czy mogę panią dotknąć? Proszę mi w każdej chwili dać znać, jeśli poczuje się pani niekomfortowo.
Kiwa głową na znak zgody, a wtedy ostrożnie wsuwam w nią palec wskazujący, żeby wyczuć, gdzie utknęła jej zabawka. Cokolwiek to jest, wibruje ledwo wyczuwalnie, ale za nic nie da się ruszyć z miejsca. Interesujące…
– Och! – wzdycha przeciągle, wbijając palce w moje ramionach. – Ojejku!
Nieruchomieję, wyczuwając na palcu jej skurcze, i przyglądam się, jak drży na całym ciele. Uświadamiam sobie, że właśnie dzięki mnie doszła do finału, i na tę myśl mój kutas z natychmiast twardnieje. Ożeż kurde!
– Bardzo przepraszam – szepcze Amara.
– Wszystko w porządku – zapewniam ją, starając się za wszelką cenę unikać jej wzroku. Nie chcę, żeby poczuła się jeszcze bardziej niezręcznie, niż to się dzieje w tej chwili.
– Potrzebuję znaleźć coś, za co mógłbym to uchwycić – stwierdzam, na co ona przytakuje, wbijając wzrok w okno.
– Tylko ostrożnie, doktorze, proszę. Ta zabawka… sama ją skonstruowałam. Jestem inżynierem. To jedyny prototyp, jaki mam, więc proszę go nie uszkodzić.
Przytakuję i po chwili jestem z powrotem przy niej z kompletem narzędzi w ręce. Unoszę szczypce, a wtedy ona posyła mi spojrzenie, w którym mieszają się niepokój i żądza. Rany! Wygląda olśniewająco z rozchylonymi nogami i długimi włosami, które okrywają ją jak płaszcz.
– O nie! – protestuje. – Szczypce mogłyby ją uszkodzić, a ponieważ to prototyp, może być niebezpieczny, jeśli popsuje się w moim ciele. Boję się porażenia.
Potwierdzam.
– No dobrze, potrzebne mi będzie w takim razie coś miękkiego.
– Ona się zasysa w środku. Dlatego nie da się ruszyć.
Klękam ponownie między jej nogami.
– Rozumiem. W takim razie trzeba coś zrobić, żeby się rozszczelniła.
Amara napina się, gdy ostrożnie wsuwam w nią dwa palce i próbuję dosięgnąć zabawki. W końcu udaje mi się wsunąć jeden z nich pomiędzy jej krawędź a ciało, na co ona gwałtownie zaciska uda, mocno jak diabli. Cały się usztywniam, słysząc wydobywający się z jej ust jęk. Napiera biodrami jeszcze silniej na moją dłoń i przymyka oczy, poddając się fali kolejnego orgazmu.
– Ojej… – pojękuje. – Przepraszam, doktorze. To… to jest silniejsze ode mnie. Jeszcze raz przepraszam. Pana palce… Nie wytrzymałam.
Uśmiecham się i przygryzam wargę, nie cofając dłoni.
– Proszę się nie przejmować, to całkiem naturalne. Ale nie może pani zaciskać nóg, panno Astor.
Robi wielkie oczy i z powrotem rozchyla uda.
– Proszę mówić do mnie Amara – szepcze, uciekając wzrokiem. – Już dwa razy szczytowałam na pana dłoni… więc trochę mi głupio, gdy się pan do mnie zwraca nazwiskiem mojej matki.
– Amara – powtarzam szeptem, znów czując na palcach jej skurcze. O rany! Widać, że jest bardzo wrażliwa, nic na to nie poradzę, że od razu zaczynam się zastanawiać, jak to by było, gdyby jej cipka zacisnęła się na moim kutasie. Podejrzewam, że skoro tak łatwo się podnieca, doszłaby na nim co najmniej kilka razy.
– Chyba to mam – oznajmiam. – Jeszcze chwilkę, dobrze?
Udaje mi się ściągnąć zabawkę nieco w dół i to wystarczy. Dziwny w kształcie gadżet gładko się z niej wyślizguje, co przyjmuję z westchnieniem ulgi. Wątpię, żeby moja psychika zdołała to znieść choćby sekundę dłużej. A tym bardziej mój fiut.
Amara stęka głośno, gdy zabawka wydostaje się na zewnątrz, zdradzając przy tym, jaka jest mokra. Kładę ją na dłoni, żałując, że założyłem rękawiczki i nie mogę poczuć bezpośrednio na skórze jej wilgoci.
Podnoszę się z kolan z uśmiechem na twarzy. Amara spogląda na mnie wielkimi oczami, kiedy kładę gadżet obok niej na kozetce. Potem zsuwa się z niej i zatacza, wpadając prosto w moje ramiona, jakby nie była w stanie ustać na nogach.
Chwytam ją w objęcia, odruchowo zamykając w uścisku, a ona głośno wzdycha. Dopiero po chwili dociera do mnie, że moja erekcja wbija się w jej brzuch, więc prędko się cofam o krok i opieram dłonie na jej ramionach.
– Naprawdę bardzo przepraszam, panno Astor – mówię, nie wiedząc, co jeszcze dodać. Nie jestem w stanie zapanować nad swoim ciałem tak samo, jak ona przed chwilą nie była w stanie powstrzymać orgazmów, ale to w żaden sposób nie usprawiedliwia mojego braku profesjonalizmu. Nie wolno mi dopuścić do sytuacji, w której podnieca mnie pacjentka. I to nie jakaś zwykła pacjentka, ale sama Amara Astor. Chociaż nie wiem, kim dokładnie jest, to oczywiste, że musi być spokrewniona z panem Astorem. I związana z Astor College. Ten chwilowy brak profesjonalizmu może poważnie zaszkodzić mi w karierze.
– Przyznam, że dzięki temu moja przygoda od razu wydaje mi się o wiele znośniejsza – oznajmia z szerokim uśmiechem. – Przynajmniej wiem, że nie tylko ja się podnieciłam.
Odruchowo odpowiadam jej uśmiechem, ale zaraz uciekam wzrokiem w bok, potrząsając głową.
– To się nie miało prawa wydarzyć – mówię, zdejmując dłonie z jej ramion. – I nie powinnaś się była mnie wstydzić. Ja tylko wykonuję swoją pracę. Muszę cię jednak ostrzec na przyszłość, żebyś nie testowała sama tego rodzaju świeżych prototypów. Jeśli już musisz, rób to pod nadzorem lekarza. To się mogło źle skończyć.
– Jestem inżynierem, doktorze Grant. Muszę wypróbowywać na sobie swoje wynalazki. Obecność lekarza to chyba faktycznie dobry pomysł… Czy mogłabym w takim razie na pana liczyć?
Spoglądam na nią okrągłymi oczami, a ona tylko parska śmiechem, po czym sięga po swoją zabawkę i wrzuca ją do torebki.
– Wygląda pan uroczo taki zakłopotany – oznajmia i wymija mnie spokojnie, jakby incydent sprzed paru chwil nie zrobił na niej większego wrażenia. – Dziękuję za pomoc, doktorze – dodaje i wychodzi z gabinetu.
Kiedy zamykają się za nią drzwi, wlepiam w nie wzrok jak odurzony. Co za dziewczyna… Kim ona, u diabła, jest?
NOAH
– Przepraszam za spóźnienie, mamo.
Zajmuję miejsce naprzeciwko matki w restauracji, która na pewno wystawi nam rachunek na jakąś absurdalnie wysoką kwotę. Kwotę, którą mogłabym zainwestować w swoją firmę. Rozglądam się dookoła po rozstawionych z dala od siebie stolikach, kelnerach w smokingach, przyćmionych światłach. Pięknie, ale według mnie zbytni luksus.
– Już się zaczynałam martwić – odzywa się matka, splatając ręce na piersi. Uśmiecham się nerwowo, mając nadzieję, że nie spyta mnie wprost, gdzie byłam. Jestem dorosła, ale nadal nie opanowałam sztuki kłamania jej w żywe oczy.
Mój drobny wypadek i związana z nim wizyta u doktora Granta kompletnie wywróciły mi plan dnia. Chciałam przebrać się w lepsze ciuchy i zrobić sobie fryzurę przed kolacją z mamą. Wiem, jak bardzo jej zależy na naszych spotkaniach, dlatego za każdym razem staram się wyglądać tak, jak sobie życzy, przynajmniej przez ten jeden wieczór w tygodniu. Mama nie znosi, kiedy sprawiam wrażenie niezadbanej.
– Pracowałam i nie zorientowałam się, że zrobiło się późno – wyjaśniam. Jakkolwiek by na to patrzeć, nie skłamałam. Nie mam pojęcia, ile czasu spędziłam w gabinecie doktora Granta. Zapamiętałam tylko jego złotobrązowe oczy, idealnie wyrzeźbioną szczękę i te palce… Ach, te jego palce…
Mama kręci z dezaprobatą głową, a ja wzdycham i modlę się w duchu, żeby nie włączył się jej tryb pouczania i nie zaczęła znów mnie namawiać, żebym zamiast rozkręcać własną firmę, dołączyła do rodzinnego biznesu. Prześlizguję się wzrokiem po jej twarzy i na widok bijącego od niej przemęczenia robi mi się jej żal. Kiedy ostatni raz widziałam ją, jak się śmieje? Nie potrafię sobie przypomnieć. Na pewno nie robiła tego, odkąd odszedł ojciec. Tego jestem pewna.
Nie chcę skończyć tak jak ona. Chcę się przed tym zabezpieczyć. Jeśli nie zdołam uruchomić własnej firmy przed zrobieniem doktoratu, będę musiała znaleźć sobie pracę. Nie pozwolę, żeby tak jak moją matkę nadal utrzymywał mnie dziadek. Albo jeszcze gorzej: jakiś inny mężczyzna.
Nie mogę dopuścić do sytuacji, że będę zmuszona wrócić do domu z podkulonym ogonem. Kocham dziadka, ale zamierzam stanąć na własnych nogach i nie być od nikogo zależna. Nie chcę podzielić losu matki – zostać bez pracy, z małym dzieckiem i musieć prosić ojca o pomoc, szczególnie gdy wcześniej zarzekała się, że nigdy do niego nie wróci.
– Za dużo pracujesz, kochanie. Ostatnio prawie w ogóle cię nie widuję.
– Przepraszam, mamo – mruczę, ogarnięta nagłym poczuciem winy. – Ale tak bardzo chcę, żeby mi się udało, wiesz o tym, prawda? Ta firma to… moje jedyne marzenie.
Potwierdza, ale mam wątpliwości, czy mnie rozumie. Chociaż dziadek prowadzi liczne interesy i chętnie zatrudniłby ją do zarządzania którymś z nich, matka nie pali się do podejmowania jakiejkolwiek pracy. A przecież kiedyś była zupełnie inna. Wciąż ją pamiętam z czasów, zanim ojciec zrujnował nam życie.
– Wiem, skarbie. Ja to rozumiem, naprawdę. Ale nie zapominaj, że powinnaś używać życia, dobrze? Jak na razie zajmujesz się tylko pracą. Kiedy ostatnio byłaś na randce? Jak tak dalej pójdzie, skończysz sama jak palec. Nie musisz w ogóle pracować. Mamy dosyć pieniędzy, Amaro. Jeśli naprawdę chcesz się bawić w tę swoją firmę, po prostu poproś dziadka, żeby w nią zainwestował. Dlaczego tak lubisz utrudniać sobie życie?
Nieruchomieję, starając się za wszelką cenę zachować spokój.
– I co będzie, jeśli dziadek powie, że nie chce mnie dłużej finansować? Jeśli wykorzysta moją firmę jako kartę przetargową? Wiesz równie dobrze jak ja, że zależy mu, żebym dla niego pracowała. Naprawdę myślisz, że zgodzi się w całości mnie finansować? Jasne, zrobi to, ale tylko pod warunkiem, że parę lat przepracuję u niego. A ja tego nie chcę, mamo.
Mama zaciska zęby, odwracając zagniewaną twarz.
– Dlaczego nie, Amaro? Dlaczego się uparłaś, żeby tak wszystko komplikować? Twój dziadek jest jednym z najbogatszych ludzi w stanie, a ty co? Chodzisz żebrać o pieniądze dla tej swojej firemki. Kiedy w końcu przestaniesz się kompromitować? Nie jesteś już dzieckiem, Amaro.
Przełykam z trudem ślinę, czując bolesny ucisk w sercu.
– Naprawdę tak to widzisz, mamo? W ogóle we mnie nie wierzysz? Nie chcesz, żebym podążała za swoimi marzeniami? Nie pozwolisz mi nawet spróbować się od was uniezależnić? Naprawdę ci zależy, żeby już do końca życia utrzymywał mnie dziadek?
Mama wzdycha, przeczesując ręką włosy.
– Co w tym złego, Amaro? Niczego się ode mnie nie nauczyłaś? Jestem najlepszym przykładem, jak kończą ci, którzy gonią za niedorzecznymi marzeniami. Bądź realistką, Amaro. Masz wygodne życie, lepsze niż większość ludzi. Powinnaś być za to wdzięczna i robić to, czego od ciebie oczekujemy. Gregory chce cię odzyskać, prawda? Jest jeszcze młody, ale ma przed sobą świetną przyszłość. Daj mu szansę, Amaro, umów się z nim na randkę. Wybierz łatwiejszą drogę. Zarówno ja, jak i dziadek dajemy ci tyle możliwości, a ty ciągle swoje. Nadal bawisz się w dziecinne gierki.
Nie znoszę tego dławiącego poczucia bezsilności, która mnie w tym momencie ogarnia.
– Chcesz, żebym się znowu zeszła z facetem, którego wybrał dla mnie dziadek? Facetem, który zainteresował się mną tylko dlatego, że jestem środkiem do celu, którym jest fuzja naszych firm? A co z moim szczęściem? Kogoś obchodzi, czego ja chcę? Ty miałaś okazję podążać za swoimi marzeniami, prawda? Dlaczego nie chcesz mi pozwolić na to samo? Na pewno rozumiesz, jak to jest, gdy człowiek dąży do niezależności, gdy chce normalnie żyć. Dobrze wiesz, jakie to uczucie, kiedy uzależniasz się od dziadka, a potem on torpeduje twoje plany, gdy tylko mu oznajmiasz, że chcesz pójść inną drogą, niż on dla ciebie wybrał. Wydziedziczył cię i wyrzucił z domu, kiedy byłaś w ciąży, a ty nadal chcesz, żebym mu się podporządkowała?
Mama zaciska zęby, mierząc mnie ciężkim wzrokiem.
– Ale potem przyjął mnie z powrotem z otwartymi ramionami, nie było tak? Wiedział, że ostatecznie i tak do niego wrócę. Poza tym miał rację. Byłam głupia, że zakochałam się w twoim ojcu. Ominęło mnie dobre życie, bo uparłam się, żeby z nim być, i widzę, że teraz ty popełniasz ten sam błąd. Jedyne, co nas różni, to to, że nie biegniesz za mężczyzną. To mrzonki, Amaro. Dorośnij w końcu. Doceń to, co masz.
Przełykam z trudem ślinę, czując ściskający mnie za gardło gniew.
– Czy nikt ci nigdy nie mówił, że złota klatka to nadal klatka, mamo?
Nie mogę znieść, że większość moich rozmów z matką kończy się właśnie w ten sposób. Zawsze mam jej tyle do opowiedzenia, ale ledwo zaczynamy rozmawiać, dochodzi do tego, że muszę się kajać i przepraszać. To straszna hipokrytka. Doskonale wie, jaki jest dziadek. Sama nie mogła go kiedyś znieść i wróciła do niego dopiero wtedy, gdy nie miała już innego wyjścia. Gdyby zrobiła to wcześniej, może nie miałybyśmy teraz zrujnowanego życia.
Sama miała odwagę, aby podążać za swoimi marzeniami, ale mnie tego odmawia.
Dalsza część w wersji pełnej