37,00 zł
Ostatnie, niedokończone dzieło Fryderyka Schillera z 1804 roku w nowym przekładzie Antoniego Libery opatrzone przedmową prof. Andrzeja Nowaka. "Dymitr" w literackim ujęciu niemieckiego romantyka poświęcony jest legendarnej mistyfikacji w dziejach Rosji; dramat ukazuje wypadki z przełomu XVI i XVII wieku poprzez los Dymitra Samozwańca (1581–1606). Zdumiewa wiedza Schillera o historii Rosji i Polski tamtego czasu oraz głęboka znajomość relacji między dwoma narodami. Obraz sejmu walnego w Krakowie, podczas którego Dymitr wygłasza swą mowę i w którym uczestniczy znaczna część ówczesnej elity politycznej z królem Zygmuntem III na czele, jest imponujący, z kolei scena między matką prawdziwego Dymitra a patriarchą Moskwy, nakłaniającym ją, aby wyparła się syna, pokazuje, jak dawną praktyką w Rosji jest kłamstwo i zmuszanie podwładnych do składania fałszywych zeznań.
Sztuka ze wszech miar interesująca, zwłaszcza w dzisiejszej dobie, gdy znów zbudziły się demony z epoki Iwana Groźnego.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 124
Podstawa przekładu
Friedrich Schiller, Sämtliche Werke, Berliner Ausgabe, tom 5.1, 5.2, Aufbau Verlag 1990
Okładka i strony tytułowe
Jan Libera
Korekta
Renata Kuk, Jadwiga Piller
Przekład © by Antoni Libera
Posłowie © by Andrzej Nowak
Copyright © by Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 2022
Księgarnia internetowa
www.piw.pl
Polub PIW na Facebooku!
www.fb.com/panstwowyinstytutwydawniczy
O S O B Y
AKT I
KRÓL POLSKI
[Zygmunt III Waza]
ARCYBISKUP GNIEŹNIEŃSKI
[prymas Bernard Maciejowski]
ARCYBISKUP LWOWSKI
BISKUP KRAKOWSKI
BISKUP WARMIŃSKI
WIELKI KANCLERZ KORONNY
[hetman Jan Zamojski]
WIELKI MARSZAŁEK KORONNY
KASZTELAN KRAKOWSKI
[Janusz Ostrogski]
LEW SAPIEHA
[wielki kanclerz litewski]
KORELA
[hetman kozacki]
ODŹWIERNY
[postać fikcyjna]
JERZY MNISZECH
[wojewoda sandomierski]
MARYNA
[jego córka]
DYMITR SAMOZWANIEC
[podający się za syna Iwana Groźnego]
ODOWALSKI
[postać fikcyjna]
ROKOL
[dowódca kozacki, postać fikcyjna]
SZLACHCIC PIERWSZY
SZLACHCIC DRUGI
OPALIŃSKI
ZAMOJSKI
OSSOLIŃSKI
BIELSKI
[zubożali szlachcice, postaci fikcyjne]
AKT II
MARFA
[Maria Nagoj, matka carewicza Dymitra]
OLGA
[mniszka, przyjaciółka Marfy, postać fikcyjna]
ARCHIREJ HIOB
[prawosławny arcybiskup, postać historyczna]
POSADNIK
[urzędnik carski]
RYBAK
KSENIA
ALEKSJA
SIOSTRA FURTIANKA
[mniszki, postaci fikcyjne]
RAZIN
[dowódca kozacki, postać fikcyjna]
GLEB
ILIA
TIMOSZKA
OLEG
[wieśniacy rosyjscy]
IGOR
IWASZKA
PIETRUSZKA
[wieśniacy rosyjscy, stronnicy Dymitra]
S C E N A P I E R W S Z A
Sala Senatu w Krakowie.
Walne posiedzenie Stanów Rzeczypospolitej Polski.
Na podium o trzech stopniach, pokrytym kobiercem, stoi tron pod baldachimem, na którym siedzi Król. Po lewej i po prawej herby Polski i Litwy, a dalej, z każdej strony, po pięciu dygnitarzy koronnych.
Poniżej podium, również po obu stronach, siedzą biskupi, wojewodowie i kasztelani. Przodem do króla, z odkrytymi głowami, stoją w dwóch szeregach uzbrojeni posłowie.
Najbliżej proscenium siedzi Arcybiskup Gnieźnieński, prymas Polski; za nim, z wielkim złotym krzyżem, stoi kapelan.
ARCYBISKUP GNIEŹNIEŃSKI
Kończymy nasze burzliwe obrady
Porozumieniem korzystnym dla wszystkich:
Król ze Stanami rozchodzą się w zgodzie;
5 Szlachta wygasza podniesiony rokosz
I składa broń, jak się zobowiązała,
A król solennie przyrzeka rozpatrzyć
Wniesione skargi i zadośćuczynić
Sprawiedliwości…
A teraz, gdy mamy
10 Już te wewnętrzne sprawy rozstrzygnięte,
Możemy przejść do kwestii zagranicznych.
– – – – – – – – – – – – – – – – – – – – –
Otóż pytamy tu wysokie Stany,
Czy jest właściwe, byśmy wysłuchali
Księcia Dymitra, który się podaje
15 Za syna cara Iwana i twierdzi,
Że jest następcą tronu Wielkorusi?
Czy wyrażacie zgodę, aby tutaj,
Na walnym sejmie, oddano mu głos,
By mógł dowodzić swoich praw i racji?
KASZTELAN KRAKOWSKI
20 Zarówno honor, jak i racja stanu
Każą przychylić się do jego prośby.
BISKUP WARMIŃSKI
Liczne świadectwa, jakie nam okazał,
Są wiarygodne. Można go wysłuchać.
KILKU POSŁÓW
Trzeba. – Koniecznie!
LEW SAPIEHA
Ale to oznacza,
25 Że w pewnym stopniu już go uznajemy.
ODOWALSKI
Lecz nie wysłuchać – to z góry odrzucić,
Bez usłyszenia jego wersji zdarzeń.
ARCYBISKUP GNIEŹNIEŃSKI
Pytam więc po raz wtóry czy wręcz trzeci:
Godzicie się, by został wysłuchany?
WIELKI KANCLERZ KORONNY
30 Niech stawi się przed majestatem tronu.
SENATORZY
Tak, tak, niech mówi.
POSŁOWIE
Wysłuchajmy go!
Wielki Kanclerz Koronny daje znak laską Odźwiernemu, by ten otworzył drzwi.
LEW SAPIEHA
do Kanclerza
Mości Kanclerzu, proszę odnotować,
Że się sprzeciwiam temu posłuchaniu.
To posunięcie nie służy Koronie:
35 Możemy stracić kruchy pokój z Moskwą.
Wchodzi Dymitr.
Idzie w kierunku tronu i nie zdejmując nakrycia głowy,
składa kolejno ukłony: Królowi, Senatorom i Posłom.
Ci odkłaniają mu się.
Wreszcie przystaje – tak, by nie stać tyłem do króla,
a zarazem widzieć obecną w sejmie publiczność.
ARCYBISKUP GNIEŹNIEŃSKI
Kniaziu Dymitrze! Potomku Iwana!
Jeśli przytłacza cię ogrom tej sali
I dostojeństwo zebranych tu osób,
Jeśli ten splendor krępuje ci język,
40 Możesz skorzystać z prawa do pomocy
I dobrać sobie biegłego rzecznika,
Który za ciebie wyłoży twe racje.
DYMITR
Księże biskupie! Czcigodni panowie!
Staję przed wami, aby wam przedłożyć
45 Moje roszczenia do carskiego tronu.
Gdybym w obliczu senatu i króla,
Przed trybunałem szlachetnego ludu
Pogubił się i stracił język w gębie,
To moje racje nie byłyby mocne.
50 Owszem, przyznaję, nie stawałem jeszcze
Przed tak szacownym i dostojnym gremium;
Lecz im świetniejsze jest ono, tym bardziej
Podnosi mnie na duchu i uskrzydla.
Tak, im świetniejsze, tym dla mnie cenniejsze,
55 A jest doprawdy najprzedniejszej próby!
ARCYBISKUP GNIEŹNIEŃSKI
Rzeczpospolita Obojga Narodów
Przychyla się łaskawie do twej prośby.
– – – – – – – – – – – – – – – – – – –
DYMITR
Wielmożny królu! Czcigodni biskupi!
60 I wy, posłowie prześwietnej Korony!
Nie będę taił, że widząc się tutaj –
W sali senatu polskiego narodu –
Ja, syn Iwana, wprost nie wierzę oczom,
Ale i jestem głęboko wzruszony.
65 Przecież za życia mojego rodzica
Nasze narody dzieliła nienawiść
I trwała między nami krwawa wojna.
A oto jednak, dzięki Opatrzności,
Ja, syn Iwana, który z mlekiem matki
70 Wyssałem wrogość do tego, co polskie,
Przychodzę właśnie do was, do Polaków,
Aby was błagać o łaskę i wsparcie
W moich dążeniach do zdobycia tronu,
A raczej odzyskania mojej władzy.
75 A więc nim przejdę do rzeczy, upraszam,
Byście puścili w niepamięć urazy
I zapomnieli memu ojcu gwałty,
Których dopuścił się na waszych ziemiach.
Dziś staje tu przed wami jego syn,
80 Upokorzony i wydziedziczony,
Prosząc o wsparcie i wierząc głęboko,
Że mimo owych zaszłości ma prawo
Szukać pomocy u prawych sąsiadów.
Bo i któż inny jak nie oni właśnie,
85 Dzielni, potężni i wspaniałomyślni,
Mający zawsze na względzie Człowieka,
Powinni troszczyć się o sprawiedliwość?
ARCYBISKUP GNIEŹNIEŃSKI
A więc powiadasz, że jesteś rodzonym
Synem Iwana. – Zaiste, masz w sobie
90 Jakąś wyniosłość, pewien rodzaj dumy,
Które by mogły tłumaczyć twój zamiar.
Musisz wszelako przekonać nas o tym.
Jeżeli zdołasz, to możesz być pewny,
Że wspomożemy twoje przedsięwzięcie.
95 Bo dumna Polska, jak zawsze odważnie
Stawiała czoło moskiewskiej nawale,
Tak w słusznej sprawie, gdy car jest w potrzebie,
Będzie mu sprzyjać i okaże wsparcie.
DYMITR
Iwan, car Rusi, miał łącznie pięć żon;
100 Ale potomstwo dały mu jedynie
Pierwsza i piąta. Z pierwszą – Romanowną,
Z rodu bojarów – miał między innymi
Syna Fiodora, i to właśnie on
Zasiadł na tronie, kiedy ojciec umarł.
105 Piąta zaś, Marfa, z rodziny Nagojów,
Dała mu syna Dymitra na starość;
Którego jednak szybko osierocił.
Car Fiodor, młokos niezbyt rozgarnięty
I niemający głowy do rządzenia,
110 Przelewał z wolna całą swoją władzę
Na swego najstarszego koniuszego,
Borysa Godunowa, który chytrze
Służalstwem i pochlebstwem go omotał.
A kiedy Fiodor zmarł, a zmarł bezdzietnie,
115 Bezczelny Borys, będąc blisko tronu,
Zaczął starania, aby go zagarnąć:
Knuł, intrygował i uwodził lud.
Ale zawadzał mu w tym przedsięwzięciu
Przyrodni brat Fiodora, mały Dymitr,
120 Który pod bokiem owdowiałej matki
Spędzał dzieciństwo w pałacu w Ugliczu.
Cóż więc ten łotr spod ciemnej gwiazdy czyni?
Ano wysyła do Uglicza zbirów,
Aby zabili nieletniego księcia,
125 Lecz tak, by winą obciążyć przypadek.
– – – – – – – – – – – – – – – – – – –
W nocy, w pałacu podłożono ogień –
Tam, gdzie carewicz mieszkał z opiekunem.
Rozgorzał z tego błyskawicznie pożar,
Który obrócił cały dom w ruinę.
130 Ponieważ w trakcie pożogi i później
Nikt z ocalałych nie widział Dymitra,
Uznano, że nie przeżył kataklizmu
I opłakano go jak umarłego.
I tak to poszło do Moskwy i w świat.
ARCYBISKUP GNIEŹNIEŃSKI
135 Mówisz nam rzeczy powszechnie wiadome.
Że książę Dymitr padł ofiarą spisku
I zginął podczas pożaru w Ugliczu,
To, jak sam mówisz, poszło zaraz w świat
I błyskawicznie trafiło na dwory
140 Całej Europy. Bądź co bądź ten fakt
Legitymuje obecnego cara;
Choć i zarazem stanowi poszlakę,
Że się dopuścił niesłychanej zbrodni.
Lecz przecież tobie nie chodzi tu o to,
145 By nam potwierdzić, że carewicz z g i n ą ł,
Lecz wręcz przeciwnie: że p r z e ż y ł i ż y j e,
I że to ty nim jesteś, jak rozumiem.
A zatem na to potrzeba dowodów –
Tego masz dowieść przed tym zgromadzeniem.
150 Skąd mamy wiedzieć, że Dymitr to ty?
Po jakim znaku mamy cię rozpoznać?
Jak to się stało… jak do tego doszło,
Że nie wytropił cię twój prześladowca?
A przede wszystkim czemu dziś dopiero,
155 Po aż szesnastu latach się ujawniasz –
Tak niespodzianie dla całego świata?
DYMITR
Czynię to teraz, bo teraz dopiero –
A ściśle mówiąc: przed niespełna rokiem –
Odkryłem swoją prawdziwą tożsamość.
160 Do tego czasu, zamknięty w klasztorze,
Nic nie wiedziałem o swym pochodzeniu.
Jedynym jego znamieniem czy znakiem
Był mój rycerski duch i krew książęca,
Które się w pewnej chwili tak wzburzyły
165 Przeciw klasztornym regułom i więzom,
Że zdarłem z siebie habit i bez słowa
Wyrwałem się spod kurateli mnichów.
Uciekłem stamtąd na zachód, do Polski,
A tu mnie przyjął pan na Sandomierzu –
170 Człowiek niezwykle prawy i szlachetny –
I na swym pięknie położonym dworze
Zaczął mnie wprawiać w rycerskie rzemiosło…
ARCYBISKUP GNIEŹNIEŃSKI
Zaraz, chwileczkę! Tu się coś nie zgadza.
Mówisz, żeś nie znał swojej tożsamości.
175 To skąd się wzięły – już wtedy – pogłoski,
Że Dymitr jednak nie zginął, lecz żyje?
A były one tak przekonujące,
Że sam car Borys traktował je serio,
Skoro nakazał swoim tajnym służbom
180 Stać na granicy i badać każdego,
Kto tylko wydał im się podejrzany.
Któż oprócz ciebie miałby w tym interes,
Aby rozsiewać takie wiadomości?
Lecz by to robić, trzeba mieć świadomość,
185 Kim się naprawdę jest, a ty powiadasz…
DYMITR
Mówię, co wiem! – A jeśli jakieś wieści
Krążyły jednak o mnie, to Bóg tylko
Mógł je rozsiewać. Ja nic nie wiedziałem
O swoim rodowodzie. Żyłem skromnie
190 U pana wojewody, służąc mu…
– – – – – – – – – – – – – – – –
Lecz chociaż znałem swe miejsce w szeregu,
Nie byłem w stanie pohamować serca,
195 Aby nie lgnęło do uroczej córki
Mojego pana. – Ale chociaż skrzętnie
Kryłem się z moim uczuciem przed światem,
Wytropił jednak je kasztelan lwowski,
Który się starał o rękę tej panny.
200 Pyszny i krewki, nawymyślał mi
I jeszcze rzucił się do mnie z pięściami.
Nie mogłem tego znieść. Upokorzony,
Dobyłem broni i tak, w zamieszaniu,
Zabiłem go niechcący…
JERZY MNISZECH
Tak, tak było.
DYMITR
205 Straszna historia. Brak mi słów, doprawdy.
Ja, bezimienny uciekinier z Rusi,
W gościnnym domu mego dobrodzieja
Pozbawiam życia polskiego szlachcica –
Ba, przyjaciela mego gospodarza,
210 A nadto jeszcze przyszłego małżonka
Jego nadobnej córki, chluby rodu…
– – – – – – – – – – – – – – – – – –
Lecz chociaż byłem niewinny – nie ja
Wszcząłem tę zwadę o tragicznym skutku –
Nic nie pomogły próby mej obrony:
215 Zarówno mego łaskawego pana,
Jak i ze strony świadków i czeladzi.
Prawo jest w Polsce łaskawe dla swoich;
Dla obcych nie ma wyrozumiałości.
I tak zostałem skazany na śmierć.
Idę na ścięcie. Klękam i odsłaniam
220 Szyję i kark, by katu je nadstawić,
A przez to również – złoty krzyż na piersi,
Pełen wspaniałych, błyszczących kamieni,
Który mi dano w dniu mojego chrztu.
Zgodnie z tradycją ten znak odkupienia
225 Nosiłem zawsze na piersi w ukryciu.
Teraz, gdy przyszło mi zakończyć życie
I oto znów wychynął spod koszuli,
Chwyciłem go, szukając w nim pociechy,
I modlitewnie wpiłem w niego usta.
Polscy panowie kiwają ze współczuciem głowami.
230 Ten drogocenny klejnot w moich rękach
Wzbudził ciekawość i podziw zebranych.
Przerwano egzekucję i spytano,
Skąd go dostałem – od kiedy go noszę.
Odrzekłem, zgodnie z prawdą, że od zawsze;
235 Odkąd pamiętam, od najmłodszych lat.
Reszty dopełnił zbieg okoliczności.
Otóż wśród ludzi, co się tam tłoczyli,
Było trzech synów pewnego bojara,
Którzy umknąwszy przed knutem Borysa,
240 Schronili się we włościach mego pana.
To oni właśnie – po tym, że w tym krzyżu
Wśród ametystów i innych kamieni
Widniało również aż dziewięć szmaragdów –
Poznali zaraz, że jest to ten sam,
245 Który na chrzcie, z rąk kniazia Mścisławskiego,
Dostał ostatni z potomków Iwana.
Dostrzegli również mój szczególny znak,
Że lewe ramię mam krótsze niż prawe.
Ale nieufni i nieprzekonani
250 Dalej mnie przypierali pytaniami.
Wspomniałem w końcu, że prócz tego krzyża
Mam jeszcze mały podręczny psałterzyk,
Który zabrałem ze sobą z klasztoru,
A w którym wpisał kiedyś coś po grecku
255 Jego ihumen – przeor monasteru;
Nie wiem jednakże co, bo nie znam greki.
Kazano mi okazać tę pamiątkę,
A kiedy ją przyniosłem, odczytano
Słowa zapisu: „Brat Wasyl Filaret” –
260 Takie nosiłem imię w monasterze –
„Właściciel tego skromnego psałterza,
Jest s y n e m c a r a I w a n a, Dymitrem,
Uratowanym przez diaka Andreja
Ze zbrodniczego pożaru w Ugliczu.
265 Stosowne dokumenty są złożone
W dwóch monasterach” – i tu je wskazano.
Młodzi bojarzy, gdy to usłyszeli,
W kornym pokłonie padli mi do stóp,
Witając we mnie prawdziwego cara.
270 Oto jak los z samego dna niedoli
Wyciągnął mnie i wyniósł na szczyt szczęścia!
ARCYBISKUP GNIEŹNIEŃSKI
[Doprawdy, niebywały zbieg przypadków!
Ale czy ręka Bożej Opatrzności?]
DYMITR
To właśnie wtedy przejrzałem na oczy.
275 W mojej pamięci ożyły obrazy,
Które przez lata mnie nie nawiedzały,
A które – jak dalekie wieże w słońcu,
Co wytyczają właściwy kierunek –
Uprzytamniały mi z wolna, kim jestem.
280 Pierwszy przedstawiał ową straszną noc,
Kiedy przedarłszy się przez ścianę ognia,
Biegłem przed siebie na oślep w ciemności,
Byleby tylko dalej od pożogi.
Jest to wspomnienie bodaj najwcześniejsze,
285 Bo nic innego z tamtego okresu,
A zwłaszcza dawniejszego nie pamiętam.
Powiadam: tylko ta noc i ucieczka.
Z późniejszych lat przypomniał mi się jeszcze
Pewien incydent z jakimś rówieśnikiem,
290 Który mnie w złości nazwał synem cara,
Za co bezmyślnie go poturbowałem,
Lecz co mi z czasem dało do myślenia,
A dziś stanowi niezbitą przesłankę,
Że to ja właśnie jestem owym księciem
295 Rzekomo uśmierconym przez Borysa.
„Syn cara” – te dwa słowa mnie olśniły
I rozproszyły wszelkie niewiadome
Związane z moim niejasnym żywotem.
Tak, właśnie one (a nie jakieś znaki,
300 Które są zawsze zwodnicze lub złudne),
A w ślad za nimi – siła moich uczuć
I pulsowanie mej królewskiej krwi!
Dlatego właśnie prędzej ją wytoczę,
Kropla po kropli, nim zrzeknę się prawa
305 Do dziedziczenia tronu i korony.
ARCYBISKUP GNIEŹNIEŃSKI
Mamy traktować ten wpis do psałterza,
Który wyniosłeś jakoby z klasztoru,
A także słowa kilku przypadkowych
Uciekinierów z Rusi, jako dowód,
310 Że jesteś tym, za kogo się podajesz?
Wybacz, młodzieńcze, ale to za mało.
Twoje szlachetne obejście i ton
Z pewnością zasługują na szacunek
I zdają się naprawdę wiarygodne;
315 Lecz mogłeś być też wprowadzony w błąd.
Nie można tego wykluczyć. A zatem?
Jak nas przekonasz do swej opowieści?
DYMITR
Mogę przywołać tu waszych współbraci,
Rdzennych Polaków ze szlachetnych rodów
320 O niesposzlakowanych życiorysach,
Którzy zaświadczą, i to pod przysięgą,
Że wszystko, co mówiłem, jest prawdziwe.
Siedzi tu z wami pan na Sandomierzu,
A obok niego kasztelan lubelski.
325 Niech oni stwierdzą, czy mówiłem prawdę.
– – – – – – – – – – – – – – – – – – – – –
ARCYBISKUP GNIEŹNIEŃSKI
Czcigodne Stany, co o tym sądzicie?
W obliczu tylu świadectw – wątpliwości
Tracą na sile, a nawet pierzchają.
Tym bardziej że od dawna już słyszymy,
330 Jakoby syn Iwana jednak przeżył;
I Borys o tym wie, i spać nie może.
A ten tu oto wymowny młodzieniec
Zarówno wiekiem, jak i swym wyglądem,
Nie mówiąc o śmiałości i obyciu,
335 Zdaje się odpowiadać opisowi
Księcia Dymitra, który niby zginął.
Pchany wrodzoną naturą rycerza
Zrzuca sutannę i zbiega z klasztoru,
Choć mnisi byli dla niego łaskawi.
340 Ma na swych piersiach drogocenny klejnot,
Który carewicz otrzymał na chrzcie;
A nadto jeszcze pisemne świadectwo,
Złożone ręką bezspornie nabożną.
Czyż nie dowodzi to wszystko niezbicie
345 Książęcej krwi? Carskiego pochodzenia?
Lecz jeszcze silniej, o czym już mówiłem,
Przemawia za nim jego naturalność:
Otwarte czoło i prostota mowy.
Kłamca nie mówi w tak swobodny sposób;
350 Kłamca okrywa swój fałsz wielosłowiem
I retoryką pełną ozdobników.
Co do mnie więc, przyjmuję jego słowa
Jako prawdziwe i daję mu wiarę,
Że jest, kim jest, i tron mu się należy.
355 I z mocy mojego tytułu prymasa
Pierwszy oddaję za nim głos.
ARCYBISKUP LWOWSKI
Ja też.
INNI BISKUPI
I my!
WOJEWODOWIE
My także!
ODOWALSKI
I ja!
POSŁOWIE
I my również!
SAPIEHA
Panowie! – Księża! – Spokojnie! Powoli!
To walny sejm! Nie można rozpatrywać
360 Wszystkiego tak beztrosko i pochopnie!
Nie można tak ulegać – – – – – – – – –
ODOWALSKI
Niby czemu?
Co tutaj jeszcze budzi wątpliwości?
Co tutaj jeszcze trzeba udowadniać?
Tutaj nie Moskwa, gdzie panuje strach
365 I pęta ludziom myśli i języki.
U nas nie trzeba się kryć ze swą prawdą;
Mówi się o niej z podniesionym czołem.
A nie dopuszczam myśli, aby car
Tu, na tym sejmie, zwołanym w Krakowie,
370 Miał swoich ludzi, których był przekupił.
– – – – – – – – – – – – – – – – – – – – –
DYMITR
Stokrotne dzięki, czcigodni panowie,
Żeście uznali moją wersję zdarzeń.
A teraz skoro już wiecie, kim jestem,
Jakie mam prawa i do czego zmierzam,
375 Uczyńcie coś, by temu nędznikowi
Odebrać władzę i strącić go z tronu,
Który przywłaszczył sobie moim kosztem.
– – – – – – – – – – – – – – – – – – – – –