Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Co tam, jak tam? Czujecie głód ekscytacji? Żądacie kolejnych przygód? Już się robi! Oto ja, Davy Spencer, wasz człowiek od szalonej zabawy i wkrótce supergwiazda YouTube’a, znów ruszam do akcji!
Tym razem Davy szuka sławy na Comic Conie, na który został zaproszony jako VIP! No prawie! Supergwiazdą konwentu jest jego młodsza siostra, Krissy, której filmik z pieskiem Bo-bo viralowo rozprzestrzenił się po sieci. Ale kto by się tym przejmował?! Na pewno nie Davy, który ma tysiące pomysłów na to, jak zdobyć rzesze fanów!
Jedną z atrakcji zlotu jest konkurs na najlepszy cosplay. Annie, Chuck i Fergus przygotowują zupełnie odjechane przebrania. Niestety, wygląda na to, że ich wysiłek pójdzie na marne. Ktoś ukradł główną nagrodę w konkursie!
Co zrobi Davy? Czy to szansa dla niego, żeby znów zaistnieć? Plan jest prosty. Sfilmować swoje prywatne śledztwo – dopaść przestępcę – wrzucić filmik na kanał – stać się BOHATEREM Comic Conu i SUPERGWIAZDĄ internetu. Tylko niestety, wszystko co znajduje Davy, to wyłącznie kłopoty… Znów nie ma lekko!
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 57
W serii DZIENNIK YOUTUBERA
ukazały się:
Sezon 1
SPOKO ZE MNIE GOŚĆ
Sezon 2
GŁÓD ZWYCIĘSTWA
Sezon 3
NIE MA LEKKO
Tytuł oryginału: Kid Youtuber. The Struggle is Real
Redaktor prowadzący: Barbara Czechowska
Redakcja techniczna: Sylwia Rogowska-Kusz
Skład wersji elektronicznej: Robert Fritzkowski
Redakcja: Katarzyna Głowińska (Lingventa)
Korekta: Lingventa (Barbara Milanowska, Magdalena Zabrocka)
Copyright © 2020 Marcus Emerson
© for the Polish translation by Wojtek Cajgner
© for the Polish edition by MUZA SA, Warszawa 2022
ISBN 978-83-287-2360-3
MUZA SA
Wydanie I
Warszawa 2022
Dedykuję tę książkę Parkerowi…
Co tam, jak tam, ludziska??? Oto ja, Davy Spencer, wracam w TRZECIEJ odsłonie szalonej serii Dziennik Youtubera!
Zacznę całą tę imprezę porządnym ŁUBUDU!, bo wiem dobrze, po co tu jesteście, i doskonale rozumiem, czego poszukujecie!
Żądacie przygody! Czujecie głód ekscytacji! I każde z was ma ochotę na błękitnego shake’a malinowego!
A więc chcecie oszołomienia? Proszę bardzo!
Dreszczyków? Już podaję!
Rozlanych napojów? Zaraz będą! I może jeszcze fryteczki do tego?
Nie? Och, wolicie trzymać się z dala od tłustego jedzenia, bo chcecie obniżyć sobie cholesterol? Nie ma sprawy. No to może w ramach przystaweczki zaproponuję…
Tak jest! Zaraz wyskoczę z samolotu lecącego pięć i pół kilometra nad ziemią! A to jest, no, najwyższa wysokość, na którą można wzlecieć, zanim w świetle prawa znajdziemy się już w kosmosie.
Znaczy nie wiem, może i nie, mnie nie cytujcie i nie powołujcie się na mnie.
Normalnie to nie pozwalają dzieciakom skakać samodzielnie, no ale kiedy zagadałem z szefem skoków spadochronowych i gość zrozumiał, kim jestem, krzyknął: „DAWAĆ NO TEMU DZIECIAKOWI SPADOCHRON, MIGIEM!”.
Może zauważyliście, że nie mam na sobie standardowego plecaka ze spadochronem… ale to dlatego, że będę testować najnowsze i najwspanialsze osiągnięcie technologii spadochroniarskiej.
Nazywa się „Spence”. I, tak, nazwano je w ten sposób na moją cześć, ale to nic takiego.
Dobra, dość już tej gadki szmatki! Czas na skok, jazda, jazda, jazda!
Jeśli chodzi o skoki ze spadochronem, wielu ludzi nie zdaje sobie sprawy z niebezpieczeństw, które można napotkać w drodze na dół. Takich jak ptactwo. Inni skoczkowie. Nisko lecące samoloty.
Ale jednym z najbardziej lekceważonych zagrożeń, które czyhają na uprawiających to hobby, są… latający ninja.
No dobra, zaraz po pokonaniu ninja musiałem przestać kręcić, co jest naprawdę słabe, bo z pewnością dodałbym sekwencję lądowania, gdyby tata nie wrócił do domu właśnie w tym momencie.
I mówiąc „ważne”, mam na myśli SUPER-MEGA-ULTRAWAŻNE. Znaczy się, no, NAJWIĘKSZE z ważnych.
Moje filmy musiały dotrzeć do większej grupy ludzi, niż myślałem, bo zostałem zaproszony na konwent komiksowy (lub, jak nazywają to zjawisko naukowcy, na „Comic Con”) jako gość VIP!
Myślę, że wszyscy już wiemy, co oznacza termin VIP, ale może na wszelki wypadek przypomnę, że to skrót od Very Important Person – Bardzo Ważnej Osoby.
Ano właśnie.
Nie tylko WAŻNEJ, ale wręcz BARDZO ważnej – sami tak to określili. Z pozoru różnica między tymi wyrażeniami jest niewielka, ale wierzcie mi… jest spora.
Trochę mi to zajęło, ale powoli zaczynam być rozpoznawalny dzięki krwi, potowi i łzom, przelanym właśnie po to, by wdrapać się na ten szczebel drabiny kariery.
To zaczyna już brzmieć jak mowa wygłaszana w ramach podziękowań.
Cóż, obiecałem sobie, że nie będę płakał, ale… no, spróbuję się streszczać…
Pierwszą osobą na mojej liście osób godnych słów podzięko… jestem ja. Nie jestem najwspanialszy na świecie, ale naprawdę się staram, i za to muszę sobie podziękować.
Numer dwa to wszyscy, którzy kliknęli „Odtwarzaj” przy moich filmikach.
Numer trzy to gość, który wymyślił internet. Dziękówka, brachu.
Numery od cztery do sześć, w dowolnej kolejności, to Chuck, Annie i Fergus, w tej właśnie kolejności. Jesteście ekipą najlepszych przyjaciół, jakich można sobie wymarzyć.
Numery siedem i osiem – moi rodzice za sprowadzenie mnie na ten świat.
No i wreszcie numer dziewięć… cóż, nie ma już numeru dziewięć.
Tak że ten, będę miał na konwencie swoje własne stoisko ze stolikiem i tak dalej. Ja i moje ziomki przygotowywaliśmy mój kącik, gdy tylko skończyła się szkoła i – muszę przyznać – wygląda to całkiem czadowo.
Nie żebym wątpił, że mogłoby być inaczej.
To w dużej mierze dzięki pracom przygotowawczym, które poczyniłem w domu. Spędziłem cały tydzień na przygotowywaniu rozmaitych fajnych gadżetów.
Żeby było jasne – na konwentach takie gadżety (zwane też „merchem”, czytane przez „cz”) są WSZYSTKIM.
Cały sens konwentów sprowadza się właśnie do nich – sprzedaje się je i zarabia szmal. Bez merchu możesz, człowieku, równie dobrze zostać w domu jak kotek kanapowiec.
Bez urazy, koty kanapowce.
Serio, uwielbiam koty wylegujące się na kanapach.
W każdym razie obczajcie mój stolik…
Ciężko harowałem nocami, żeby przygotować najfajniejsze rzeczy, które będą mogły kupić moje ziomeczki. I sądzę, że wymyśliłem całkiem sporo satysfakcjonujących przedmiotów.
Jest tu unikatowa wypchana kukiełka przedstawiająca mnie – bardzo się jaram wizją jej sprzedania. To edycja bardzo limitowana, skoro istnieje tylko jeden egzemplarz. No bo takie kukiełki trudno jest zrobić.
Liczę, że uda mi się wyciągnąć za nią jakąś uczciwą cenę. Czterysta dolców? Może pięćset?
Sam już nie wiem. Po rozpoczęciu konwentu będę musiał się zorientować, jak wiele osób będzie chciało ją mieć.
Mam też trochę naklejek z hasłem Dziennik Youtubera, które NIE BĘDĄ już tak limitowanym towarem jak kukiełka.
Naklejki było całkiem łatwo przygotować, więc mam może z milion tych cudeniek gotowych do dystrybucji.
Reszta mojego merchu to już pamiątki zabrane wprost z mojego pokoju. Osobiste przedmioty.
Autentyczne materiały kolekcjonerskie i pamiątki dotknięte przez Davy’ego Spencera, które będą dostępne jedynie na Comic Conie, bo nie wiem jeszcze, jak założyć sklep w sieci.
Są to skarby takie jak para moich starych skarpetek.
Jakieś wyświechtane koszulki, które mama już chciała wyrzucić.
Certyfikat, który otrzymałem w trzeciej klasie za stuprocentową obecność na lekcjach. Moje imię zostało na nim nakreślone eleganckim pismem, więc jasne jest, że to autentyczny i ważny dokument.
Stustronicowy szkicownik, w którym jest wciąż dziewięćdziesiąt dziewięć pustych stron. Na pierwszej stronie znajduje się unikatowy portret przedstawiający mnie oraz, rzecz jasna, mój autograf.
Och, i prawie bym zapomniał – będę miał również na sprzedaż sporo swoich zdjęć portretowych!
Pięć dolarów za fotkę.
Dziesięć, jeśli chcecie, by była podpisana.
Piętnaście, jeśli chcecie, żebym spersonalizował taką podpisaną fotę przez dodanie waszych imion.
Dwadzieścia, jeśli chcielibyście otrzymać tak podpisaną fotografię z rąk własnych przedstawionego na niej youtubera (mnie).
Dwadzieścia pięć, jeśli chcecie, żebym przytulił podpisane zdjęcie.
Trzydzieści, jeśli chcecie, żebym pocałował podpisane zdjęcie.
Trzydzieści pięć, jeśli pocałunek ma być złożony ustami pokrytymi błyszczykiem, co będzie dowodem, że faktycznie całowałem zdjęcie.
Czterdzieści za możliwość zrobienia zdjęcia, na którym widać, jak całuję podpisane zdjęcie.
Czterdzieści pięć, jeśli i wy zechcecie znaleźć się na tym zdjęciu.
Pięćdziesiąt, jeśli wymarzycie sobie…
Nasz Comic Con będzie trwał trzy dni – piątek, sobotę i niedzielę, a ja będę tam przez CAŁY czas.
Drzwi otwierane są o siedemnastej w piątek, ale radzę ustawić się w kolejce najwcześniej, jak się tylko da.
Nie zakładajcie, że stojący do mnie ogonek będzie krótki.
Znaczy się, pewności mieć nie mogę, bo nie potrafię zobaczyć przyszłości, no ale założę się, że będzie długi. Tak, ten, no, SERIO długi.
Może nawet warto rozważyć pomysł rozbicia namiotu już poprzedniego wieczoru. Słyszałem, że ludzie robią tak, gdy chcą kupić konsole PlayStation czy Xbox, i jestem całkiem przekonany, że tu jest to dozwolone.
Będę siedział przy stoliku ELI–427, więc przybywajcie wcześnie i miejcie ze sobą GOTÓWKĘ!