Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Podróż na sam kraniec magii
Jeśli magia ma gdzieś swój początek, to czy może się nagle skończyć?
Amelia dobrze wie, że aby spełniły się wszelkie życzenia, wystarczy poprosić o to starego, dobrego Ojca Gwiazdkę. Ale od pewnego czasu magia, w którą tak gorąco wierzy, zaczyna blaknąć, a sam Święty Mikołaj martwi się już nie tylko realizacją nierealnych marzeń. Smutne elfy, renifery spadające z nieba, złośliwe trolle… Wszystkie te nieszczęścia zwiastują odwołanie świąt.
Amelia nie jest jednak zwykłą dziewczynką. I – jak Ojciec Gwiazdka szybko się przekona – jeśli święta mają zostać uratowane, sam może nie podołać temu zadaniu…
„Dziewczynka, która uratowała Gwiazdkę wzrusza i zarazem wywołuje ataki śmiechu. Wspaniała, rodzinna lektura”.
Małgorzata J. Berwid, dziennikarka i animatorka kultury
„Matt Haig zachwyca”.
Stephen Fry, brytyjski aktor i komik
„Ta trochę niesforna, a jednocześnie niezwykła opowieść jest prawdziwą perełką”.
„Kirkus Reviews”
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
zy wiesz może, jak działa magia? Magia, która sprawia, że renifery wzlatują w niebo, a Święty Mikołaj co roku odwiedza wszystkie dzieci na świecie w zaledwie jedną noc? Magia, która potrafi zatrzymać czas i spełnić nasze najgłębiej skrywane marzenia?
Nadzieja.
Magia działa za pomocą nadziei.
Inaczej nie byłaby możliwa.
To nie Święty Mikołaj, nie renifer Błysk ani żaden z innych wspaniałych reniferów z gwiazdkowego zaprzęgu; to nie oni sprawiają, że noc Bożego Narodzenia jest tak magiczna.
Magię zawdzięczamy dzieciom: każdemu z nich, które głęboko jej pragnie i w nią wierzy. W końcu, gdyby nikt nie wierzył w magię, nie miałaby ona prawa istnieć. A przecież istnieje.
Czy to, że Święty Mikołaj — lub Ojciec Gwiazdka, jak nazywają go przyjazne elfy — przybywa ze świątecznymi podarkami każdego roku, nie jest tego najlepszym dowodem?
Ale nie zawsze tak było. Dawno, dawno temu nie rozwieszało się świątecznych skarpet ani nie odpakowywało o poranku długo oczekiwanych prezentów z kolorowego papieru... Nie był to najweselszy czas, a bardzo niewiele ludzkich dzieci miało wtedy jakikolwiek powód, aby chociaż odrobinkę wierzyć w magię.
Ojciec Gwiazdka postanowił to zmienić. Tej nocy, kiedy wybierał się podarować dzieciom na całym świecie powód do radości i wiary w magię, czekał go kawał roboty. Wszystko było solidnie zaplanowane: zabawki popakowano do worka i zaprzęgnięto renifery.
Kiedy tylko wystartował z Elfiego Jaru, już wiedział, że w powietrzu znacząco brakuje magii. Zaprzęg leciał przez zorzę polarną, ledwie połyskującą na niebie. Przyczyna niskiego stężenia magii w powietrzu była prosta: światu brakowało nadziei. Bo jak wymagać od dzieci, aby wierzyły w magię, jeśli jeszcze nigdy nie miały szansy jej poczuć? Uwierzcie mi, naprawdę niewiele brakowało, a do tej pierwszej świątecznej wyprawy by nie doszło — jednak uratowała ją jedna mała nadzieja. Mała nadzieja wymarzona przez jedną małą dziewczynkę. Dziewczynkę mieszkającą w Londynie, która tak mocno wierzyła w magię, że marzyła o niej każdego dnia bez wyjątku i przenigdy nie straciła nadziei, że Ojciec Gwiazdka istnieje. To właśnie jej wiara wspomogła zaprzęg, kiedy renifery zaczęły tracić siły. Nadzieja zgromadzona tej świątecznej nocy w jej sercu rozświetliła całe polarne niebo.
Zdeterminowany Ojciec Gwiazdka przeleciał śladem świetlistej łuny całą drogę aż do domu dziewczynki w Londynie, na ulicy Haberdashery 99. A kiedy tylko się tam zjawił i podrzucił świąteczną skarpetę pełną zabawek przy jej starym, pełnym pluskiew łóżku, nadzieja w powietrzu wzrosła. Marzenie o magii rozprzestrzeniło się po snach dzieci na całym świecie. Ojciec Gwiazdka nigdy nie zapomniał, że tej nocy nic by się nie udało bez nieposkromionej nadziei ośmioletniej Amelii Wishart. Jasne — elfy i renifery też się nieźle napracowały, ale to właśnie ona sprawiła, że wszystko stało się możliwe.
To ona była pierwszym dzieckiem, które kiedykolwiek dostało prezent.
Mikołaj zapamiętał ją na zawsze: jako Dziewczynkę, która uratowała Gwiazdkę.
Rok później....
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
jciec Gwiazdka złożył list od Amelii i schował go do kieszeni. Spacerował przez pokryte śniegiem Reniferowe Pole i mijał zamarznięte jeziora, rozglądając się po cichym pejzażu Elfiego Jaru. Drewniany Urząd Miasta, Sklep z Chodakami, Bank Czekolady i Kawiarnia z Figowym Puddingiem przy Głównej Drodze, która nie otworzy się jeszcze przez przynajmniej godzinę. Główna Elfia Szkoła Saneczkarstwa i Uniwersytet Zabawkarski; wysokie (przynajmniej według elfich standardów) budynki „Cośnieżnika” na ulicy imienia Vodola, z piernikowymi ścianami błyszczącymi na pomarańczowo w jasnym świetle porannego słońca.
Człapiąc przez śnieg, Ojciec Gwiazdka skręcił na wschód, w kierunku Warsztatu Zabawek i Zalesionych Wzgórz zamieszkałych przez wróżki. Dostrzegł tam elfa w brązowej tunice i brązowych chodakach. Elf, pomimo wielkich okularów na nosie, miał bardzo słaby wzrok, nie zauważył więc, że idzie wprost na Ojca Gwiazdkę.
— Humdrum! Witaj! — powiedział Ojciec Gwiazdka.
Elf podskoczył zaskoczony.
— Och, witaj, Ojcze Gwiazdko, przepraszam! Nie zauważyłem cię. Właśnie wracam z nocnej zmiany.
Humdrum to jeden z elfów najciężej pracujących w Warsztacie Zabawek. Był z niego dość dziwaczny, nerwowy mały elf, ale Ojciec Gwiazdka miał dla niego wiele sympatii. Humdrum pełnił niezmiernie poważną funkcję asystenta szefa do spraw zabawek, które kręcą się lub podskakują, był więc wiecznie zajęty pracą, ale nigdy nie narzekał na długie, nocne zmiany.
— Wszystko w porządku w naszym warsztacie? — zapytał Ojciec Gwiazdka.
— Och tak! Wszystkie zabawki, które mają się kręcić, kręcą się jak należy, a zabawki, które mają podskakiwać, podskakują, jak trza. Napotkaliśmy drobny problem z niektórymi piłkami do tenisa, ale udało się go rozwiązać. Współczynnik podskakiwalności jest już nie do zarzucenia. Jestem przekonany, że ludzkie dzieci będą zachwycone.
— Co za radość! — odrzekł Ojciec Gwiazdka. — No to zmykaj do domu i spróbuj się wyspać. Przekaż najlepsze życzenia Wesołych Świąt Nuśce i Małemu Mimowi.
— Dziękuję, Ojcze Gwiazdko. Niewątpliwie się ucieszą, szczególnie Mim. Jego nową ulubioną zabawką jest układanka z twoim portretem. Puzel, wytwórca układanek, zrobił ją specjalnie dla niego.
Ojciec Gwiazdka zarumienił się radośnie.
— Ho, ho, ho... Wesołych Świąt, Humdrum!
— Wesołych Świąt, Ojcze Gwiazdko!
Kiedy tylko się ze sobą pożegnali, obaj poczuli dziwne chybotanie, jak gdyby ziemia nieco się trzęsła, a grunt był niespokojny. Humdrum uznał, że chyba naprawdę jest już przemęczony, a Ojciec Gwiazdka był przekonany, że to tylko jego ekscytacja nadchodzącymi dniem i nocą. Żaden z nich nie wspomniał o dziwacznym uczuciu ani słowem.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
arsztat, w którym produkowano zabawki, był największym budynkiem Elfiego Jaru, większym nawet niż Urząd Miasta lub biuro „Cośnieżnika”.Olbrzymia wieża i główna hala były obecnie pokryte śniegiem. Ojciec Gwiazdka wszedł do środka i przyjrzał się przygotowaniom do świątecznego dnia. Ujrzał wesołe, śmiejące się i śpiewające elfy przeprowadzające ostatnie testy zabawek: zdejmujące głowy lalkom, puszczające kolorowe bączki, dosiadające koników na biegunach, wertujące książki, tulące się do przytulanek, podskakujące na skocznych piłkach, wreszcie zrywające mandarynki z drzew. Wszystkiemu towarzyszyła muzyka grana przez Dzwoneczki — ulubiony zespół Elfiego Jaru, który właśnie śpiewał jeden z niewątpliwych hitów ostatnich dni To już prawie święta (Jestem tak podekscytowany, że zsiusiałem się w tunikę).
Ojciec Gwiazdka odłożył swój worek na ziemię tuż przed wejściem do pokoju.
— Dzień dobry, Ojcze Gwiazdko! — krzyknęła elfka o imieniu Dołeczek, uśmiechając się radośnie. Łatwo było zapamiętać jej imię, bo za każdym razem, kiedy się uśmiechała, robiły jej się w policzkach urocze dołeczki, a trzeba dodać, że uśmiechała się niemal zawsze. Siedziała tuż obok Belli, autorki żartów, pracującej właśnie nad ostatnim dowcipem tego roku i zaśmiewającej się do łez nad kawałkiem pieczonego placka.
Dołeczek zaoferowała Ojcu Gwiazdce miętówkę, a kiedy ten otworzył pokrywkę słoika, w którym miały być cukierki, wyskoczył z niego wielki zabawkowy wąż.
— Aaach! — krzyknął Ojciec Gwiazdka.
Dołeczek leżała na podłodze, pękając ze śmiechu.
— Ho, ho, ho — zaśmiał się w swoim stylu Ojciec Gwiazdka, starając się brzmieć jak najszczerzej. — Ile takich mamy na stanie?
— Siedemdziesiąt osiem tysięcy sześćset czterdzieści siedem.
— Bardzo dobrze.
A wtedy Dzwoneczki dojrzały go z drugiego końca sali i szybko zmieniły repertuar. Piosenka Bohater w czerwieni została napisana specjalnie na cześć Ojca Gwiazdki. Nie było to może ich najlepsze dzieło, ale i tak wszystkie elfy znały tekst na pamięć.
Kim jest postać nieznana, na czerwono ubrana,
Z workiem pełnym prezentów dla tych, co zasnęli znów.
Skąd przychodzi, dokąd gna śnieżnobiała broda ta,
Uszy dziwnie okrągłe, przestań śmiać się, widząc je.
On pokaże elfom, jak zmieniać szare dni aż tak,
Aby przez okrągły rok Gwiazdką cieszyć się non stop.
W chmury wzleci renifer, saniom niepotrzebny ster.
Kolorowe prezenty, magii pełne momenty.
Wiesz już teraz, kim on jest? Zastanawiasz jeszcze się?
Podpowiemy chętnie ci...
BOHATEREM W CZERWIENI!
Podczas gdy wszystkie elfy wznosiły okrzyki na jego cześć, Ojciec Gwiazdka nieco się zawstydził — nie za bardzo wiedział, w którą stronę patrzeć, więc postanowił wyglądać za okno. Ujrzał tam małą istotkę biegnącą przez śnieg w kierunku warsztatu. Nikt jej nie zauważył, nikt bowiem nie był na tyle wysoki, aby wyglądać przez okno. Ojciec Gwiazdka wiedział, że nie mógł to być elf, istotka była zbyt malutka, zbyt drobna. Miała swój styl i była pełna gracji. Zbyt żółciutka. No i o wiele za szybka.
Zrozumiawszy, kogo właśnie zobaczył, szybko opuścił warsztat.
— Wracam za chwilę, wspaniali przyjaciele! — oznajmił elfom, słysząc, jak muzyka cichnie. — Zostawiam wam swój worek bez dna, możecie już powoli wrzucać tam zabawki...
Kiedy tylko dotarł na próg, mała żółta istotka czekała już zgięta wpół. Oddychała z trudem.
— Wesołych Świąt! — powiedział szczęśliwy Ojciec Gwiazdka. W końcu nie była to byle istotka. — Wróżko Prawdy, jak dobrze cię widzieć!
Oczy Wróżki Prawdy, zazwyczaj ogromne, dziś były większe i bardziej rozszerzone niż zazwyczaj.
— Nie — odpowiedziała, wpatrując się w Ojca Gwiazdkę z wysokości jego kolan.
— Co?
— Nie. To nie będą wesołe święta.
Wróżka Prawdy zerknęła w głąb warsztatu i lekko się wzdrygnęła — niezbyt przepadała za elfami, szczególnie że dostawała od nich wysypki.
— Mam nowy kostium — powiedział Ojciec Gwiazdka. — Jest jeszcze czerwieńszy niż wcześniej. No i spójrz na ten kołnierz z futerka. Podoba ci się?
Wróżka Prawdy potrząsnęła głową. Bardzo nie chciała być nieuprzejma, ale musiała być szczera.
— Nie, ani trochę mi się nie podoba. Wyglądasz jak wielka, spleśniała malina. Ale nie to jest najważniejsze.
— To o co chodzi? Rzadko nas odwiedzasz w Elfim Jarze.
— To dlatego, że jest Elfim Jarem.
Część elfów zdążyła już zauważyć Wróżkę Prawdy.
— Wesołych Świąt, Wróżko Prawdy! — chichotały.
— Banda idiotów — wymamrotała Wróżka Prawdy.
Ojciec Gwiazdka westchnął. Wyszedł na zewnątrz, stanął na śniegu i zamknął za sobą drzwi.
— Posłuchaj, Wróżko Prawdy, naprawdę chciałbym zostać i z tobą pogadać, ale jest Wigilia, mamy strasznie dużo roboty...
Wróżka Prawdy potrząsała głową.
— Nie, nie, nie. Musisz zapomnieć o warsztacie, o świętach, o Elfim Jarze. Musisz się wydostać z Elfiego Jaru i uciekać w kierunku wzgórz.
— O czym ty mówisz, Wróżko Prawdy?
I nagle usłyszał głośny, bulgoczący dźwięk. Wróżka Prawdy z trudem przełknęła ślinę.
Ojciec Gwiazdka poklepał się po brzuchu.
— Tak coś czułem, że trzeba było zjeść lepsze śniadanie.
— Ten dźwięk wcale się nie wydobył z twojego brzucha — powiedziała Wróżka Prawdy. — On nadchodzi... z dołu — rzekła, wskazując na ziemię pokrytą śniegiem.
Ojciec Gwiazdka wpatrywał się w świeży śnieg, biały niczym pusta kartka.
— Wszystko dzieje się szybciej, niż się spodziewałam — pisnęła Wróżka Prawdy, po czym zaczęła uciekać. Spojrzała jeszcze raz przez ramię i krzyknęła: — Znajdź bezpieczne miejsce! Schowaj się! No i pewnie warto powiedzieć elfom... I koniecznie odwołaj święta, zanim oni wszystko zrujnują!
— Oni? Ale jacy oni? — zastanawiał się Ojciec Gwiazdka, ale Wróżka Prawdy była już bardzo daleko. Zaśmiał się cicho, patrząc na odciski jej małych stópek prowadzące w kierunku Zalesionych Wzgórz. Są święta. Czyżby mała Wróżka Prawdy spędziła całą noc, pijąc syrop cynamonowy, i nie była pewna, o czym w tym momencie mówi? Nagle usłyszał bulgoczący dźwięk jeszcze raz. — Och, żołądku, cicho już.
Ale dźwięk był coraz głośniejszy i głośniejszy, i coraz mniej żołądkowy. Wręcz nie przypominał żadnego znajomego dźwięku. Choć Ojciec Gwiazdka był pewien, że zupełnie nie ma się czym martwić, na wszelki wypadek ostrożnie wrócił do warsztatu i szybko zatrzasnął drzwi — tak aby nie mógł słyszeć już nic innego poza przyjemnymi odgłosami elfiej świątecznej pracy.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki