20,00 zł
„Anioł Gabriel… — powtarza Gębarzewski, przewracając księgi — Takiego nazwiska u nas nie ma… Jest tylko Cherubin, ale Mordko…” W Noc Sylwestrową zdarzyć się może wszystko. Nawet rozpatrzenie zażalenia przed siłę wyższą.
Są lepsze miejsca na świętowanie nadejścia Nowego Roku, niż zasypany śniegiem pociąg, choćby salony Resursy Obywatelskiej. Uczestnicy balu nie poznają jednak historii, snutej przez telegrafistę i nie dowiedzą się, jak zakończył się spór fizyka z aniołem i po co właściwie potrzebna jest siła tarcia.
Bolesław Prus (właściwie Aleksander Głowacki) był świetnym obserwatorem, co znalazło odzwierciedlenie w jego twórczości — nikt tak jak on nie opisywał nastrojów i mechanizmów społecznych. Współpracował z wieloma gazetami, m.in. „Niwą” i „Tygodnikiem Ilustrowanym”, a ukazujące się w „Kurierze Warszawskim”, opisujące życie miasta, „Kroniki” cieszyły się dużą popularnością. Brał udział w licznych inicjatywach społecznych i oświatowych.
Książkę polecają Wolne Lektury — najpopularniejsza biblioteka on-line.
Bolesław Prus
Dziwna historia
Epoka: Pozytywizm Rodzaj: Epika Gatunek: Nowela
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 17
Ta lektura, podobnie jak tysiące innych, jest dostępna on-line na stronie wolnelektury.pl.
Utwór opracowany został w ramach projektu Wolne Lektury przez fundację Nowoczesna Polska.
ISBN 978-83-288-3722-5
Noc św. Sylwestra. Zegar jasno oświeconej Resursy Obywatelskiej wskazuje dziesięć minut do dwunastej; w salonach jasno oświeconej Resursy Obywatelskiej sześćdziesiąt par kończy ostatniego w tym roku kontredansa1; w bufecie jasno oświeconej Resursy Obywatelskiej dwudziestu kelnerów, pod bacznym okiem gospodarzów2, przygotowuje dwadzieścia butelek szampana.
Jeszcze kilka minut i w jasno oświeconych salonach wyskoczy z butelek dwadzieścia korków, dwudziestu kelnerów, pod bacznym okiem gospodarzów, naleje dwieście kieliszków, i przy dźwiękach fanfary, skomponowanej wyłącznie na wieczór dzisiejszy, sześćdziesiąt par tańczących, czterdziestu starych panów grających w wista3 i czterdzieści starych dam drzemiących lub obmawiających wzniosą zdrowie Nowego Roku.
— Żyj nam i panuj, roku następny! Niech pod twym skrzydłem zwiększą się obroty naszych sklepów i dochody naszych kamienic! Niech każda z obecnych tu panien znajdzie męża, każda z mężatek rój wielbicieli, każdy stary jegomość materiał do chwalenia dawnych czasów! Żyj nam, panuj i chroń nasze domy od złodziejów, serca od niepokojów, mózgi od wątpliwości, żołądki od niestrawności!...
I w chwili, kiedy muzyka gra fanfarę, kiedy w kielichach syczy pienisty szampan, kiedy spojrzenia tkliwe krzyżują się z ognistymi i niejedna ręka tancerza nieznacznie ściska rękę niejednej tancerki, do jasno oświeconego salonu Resursy Obywatelskiej na mgnienie oka zstępuje niewidzialne bóstwo radości. Wszystkim jest czegoś dobrze, tak dobrze, że starzy panowie gotowi są wzdychać do młodych dam, stare damy, nie wiadomo z jakiej racji, gotowe są uronić po kilka łez, gospodarze gotowi są ściskać akcjonariuszów, akcjonariusze podnieść do góry prezesa, a kelnerzy z niepojętą szybkością wypróżnić to, co jeszcze syczy w butelkach.
Zbudzona ich wesołymi krzykami, ocknęła się noc zimowa, i chcąc bodaj raz w życiu zobaczyć, jak wygląda radość, zapuszcza w jasno oświecone okna Resursy Obywatelskiej swoje puste i martwe oko. „Gdzie jest radość?... — pyta się, bijąc w szyby płatami zmarzłego śniegu. — Gdzie tu radość?... Pokażcie mi radość...” — jęczy głosem wichru, trzęsie ramami okien i uderza głową o ściany.